Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 13 września 2015

Ktoś całkiem obcy: Rozdział IX



 Z DROBNYM OPÓŹNIENIEM, ALE Z PRZYCZYN NATURY TECHNICZNEJ, A KONKRETNIE PROBLEMEM Z INTERNETU. NIECIERPLIWI, WYBACZCIE MI. :) POZDRAWIAM.


    Tuż przed przyjazdem Tomasza byłam kłębkiem nerwów. Do tej pory nie miałam pojęcia ile zamierzał zdradzić swojej rodzinie odnośnie naszego związku. Czy mam się spodziewać poniżenia i ośmieszenia? A może Kamiński zamierza udawać przed rodziną? Z tego wszystkiego rozbolał mnie brzuch. Paula starała się mnie pocieszać i rozbawić, ale nie była w stanie. Zawsze uważałam się za silną kobietę: miałam dopiero dwadzieścia sześć lat, ale przeżyłam już dość by złamało to niejednego. Teraz jednak wcale się tak nie czułam. Wiedziałam, że muszę zmobilizować swoje wszystkie siły, ale nie byłam w stanie. Chciałam znów być małą dziewczynką i by problemy rozwiązali za mnie rodzice. Jednocześnie nie mogłam uwierzyć, że wpakowałam się w taką kabałę.
- Jeszcze raz przepraszam cię za wszystko, Paulina. Nie powinnam zostawiać cię z tym sprzątaniem sama, ale…
-…daj spokój, w porządku. Poza tym nic mi się nie stanie.
- Wiem, ale nie wiem kiedy będę mogła ci zapłacić za nadgodziny i…
-…Anka, nie gadaj głupot. Ty dałaś mi schronienie kiedy tego potrzebowałam. Teraz mam okazję ci się odwdzięczyć. Poza tym jesteś moją przyjaciółką.- Rozczuliło mnie to. W tej chwili potrzebowałam każdego przejawu wsparcia. Odruchowo przytuliłam Paulę.- Jej, naprawdę jest tak źle? Jeśli nie chcesz z nim iść to gdy tylko przyjedzie powiem mu, że…
-…nie.- Przerwałam jej zdecydowanie szybko się odsuwając.- To tylko zwykły przypływ sentymentalizmu, to wszystko.
- Na pewno?
- Tak.- Z trudem zmusiłam się do uśmiechu. I kłamstwa.- Nie boję się Tomka.
Mimo wszystko gdy kilka minut później zjawił się pod cukiernią poczułam niepokój. Bez słowa wsiadłam do auta, którego drzwiczki wcześniej mi otworzył. Potem również nie rozmawialiśmy. Poza rzuconym mi zdawkowo zdaniem że na razie nie zamierza informować nikogo o tym, że zawarliśmy między sobą umowę czasową.
- Przede wszystkim nie chcę by wiedział o tym ojciec.- Dodał.- Chcę by sądził, że doszliśmy do porozumienia i choć wciąż cię nie pamiętam to jednak rozważam wspólne życie. Tobie to chyba też pasuje, prawda? Poza tym chyba nie muszę przypominać ci o konsekwencjach.
- Więc teraz zawsze będziesz mi tylko groził? Tak będziesz wymuszał na mnie swoje posłuszeństwo?
- Niczego na tobie nie wymuszam.- Choć prowadził spojrzał na mnie z irytacją.- Dlaczego nie możesz się po prostu dostosować? Sądziłem, że tobie też będzie to na rękę.
- Może, ale nie rozumiem jak możesz robić to wszystko po to by zirytować ojca.
- Po to by zobaczyć jego reakcję.
- I czego oczekujesz?
- Gdybym wiedział co siedzi teraz w jego głowie to nie zawracałbym sobie głowy tą całą błazenadą.- Odwróciłam się do okna nie wchodząc w głębsze dyskusje. To Tomek powinien mnie o wszystko wypytywać by poznać prawdę a nie ja jego. Dlatego wszystko inne nie powinno mnie obchodzić. W dodatku nie rozumiałam czemu nie mógł po prostu zapytać o to ojca. Przecież mi nawet gdy go o to nie prosiłam wyjaśnił co mówił mu o mnie jego starszy syn.
Gdy dojechaliśmy na miejsce drzwi otworzyła nam Agnieszka, która na mój widok wyraźnie się rozpromieniła. Ciepło przywitała się z Tomkiem gestem zapraszając go do środka. Tam czekała już spora grupka osób.
Od razu rozpoznałam siostrę Kamińskich, Majkę oraz jej męża Filipa. No i przyjaciółkę Agnieszki Izabelę, którą spotkałam wcześniej w szpitalu. Trzymała za rękę jakiegoś przystojnego bruneta który najprawdopodobniej był jej mężem. Potem Krzysztof przedstawił mnie pozostałym osobom: dwóm przyjaciółkom z pracy jego żony oraz jego koledze Mariuszowi, który jako jedyny był tutaj singlem. Z rozmowy gospodarzy wywnioskowałam, że miał przybyć jeszcze jakiś Andrzej, ale się nie zjawił. Jego nieobecność chyba trochę wszystkich zasmuciła.
Skłamałabym twierdząc, że wieczór nie upłynął mi miło. Początkowo bałam się, że cała rozmowa będzie zdominowana tematem Tomka i mnie, ale szybko okazało się że panie i panowie mają wiele innych do poruszenia (choć może robili to celowo by jeszcze nie dręczyć Tomka jego utratą pamięci?). I choć bezpośrednio nie wdawałam się z nikim w dyskusje (poza Izą do Mai raczej nie zapałałam sympatią i vice versa zresztą) to ich ożywiona dyskusja wydawała mi się być ciekawa. Starałam się przy tym nie patrzeć w kierunku balkonu za którym już od dobrych dziesięciu minut był Tomasz. On nie bawił się najlepiej. Na początku nawet włączał się do rozmowy, ale gdy temat zszedł na bardziej przyziemne sprawy zaraz zgasł. A niewinny żart kolegi Krzysztofa na temat nowego prezydenta wyraźnie zbił go z tropu. Mariusz najwyraźniej zapomniał, że Tomek nie pamięta ostatnich pięciu lat, a więc i obranego kilka tygodni wcześniej nowego prezydenta. Starał się jakoś naprawić swoją gafę, ale mu się nie udało. Tomasz grzecznie przeprosił towarzystwo i wyszedł na balkon. A ja wbrew sobie poczułam z tego powodu współczucie. Zaraz je jednak zdusiłam. Co mnie obchodziło w końcu jak się bawił? Mieliśmy układ i do moich zadań należało dotrzymanie umowy. Poza tym nie powinnam się litować tylko z powodu faktu jego utraty pamięci. Jasne, to było straszne ale to nie brak wspomnień z ostatnich kilku lat sprawił, że traktował mnie gorzej niż służące w domu swego ojca. Tego nie mogłam mu wybaczyć.
- Chyba nie jest z nim najlepiej co?- Zagaiła mnie w pewnej chwili Agnieszka przerywając rozmyślania.
- Masz na myśli Tomka?- Spytałam ostrożnie.- Tak, jest rozdrażniony.
- To zrozumiałe. Ja pewnie bym ze świrowała. Pięć lat temu lewie zdążyłam wrócić do Krzyśka po naszym zerwaniu i wcale nie myślałam o ślubie z nim w tak młodym wieku. Gdyby nagle okazało się, że czuję się tak jakbym była tamtą dziewczyną byłoby mi strasznie ciężko. Dlatego rozumiem, że Tomek musi bardzo cierpieć.- Nic na to nie odrzekłam. Agnieszka więc po dobrej chwili kontynuowała:- Dobrze, że przynajmniej udało wam się dość do porozumienia. Cieszę się, że mój szwagier w końcu zrozumiał że cię kocha.
- Obawiam się, że to nie takie proste.- Mrugnęłam. Tamta zmarszczyła brwi.
- Coś nie tak?
- Tak, to znaczy nie, wszystko w porządku.- Zaprzeczyłam plując sobie w brodę jak mogłam chcieć się przed nią otworzyć. Ale ona miała w sobie coś takiego co skłaniało do zwierzeń i wzbudzało do szczerości. Może tę wyrozumiałość w oczach? Tyle, że chciałam wywiązać się z umowy z Tomkiem. Przecież choć nie kazał mi nic taić przed Agnieszką to jednak mogłaby nieświadomie zdradzić prawdę swojemu teściowi. Dlatego dokończyłam:- Z tym, że wciąż mnie nie pamięta.
- Wiem, jak to musi boleć ale musisz patrzeć na wszystko optymistycznie. Za jakiś czas on sobie wszystko przypomni. A nawet jeśli nie to i tak zrobił duży krok do przodu. Chciał chociaż z tobą spróbować, zaufał ci a to duży progres. No i przyszedł tutaj choć ciągle tylko drze koty z Krzyśkiem przy najmniejszej okazji.
- Dlaczego?
- A bo ja wiem? Chyba traktuje go jak worek treningowy. Poza tym przez długi okres nie za bardzo za sobą przepadali: wiesz ojciec skłócił ich ze sobą o tę firmę. Ale dość o tym, pewnie chcesz do niego iść co? A ja tu paplam bez sensu.
- Nie, ja…- Westchnęłam ciężko wiedząc, że nie pozostaje mi nic innego jak spełnić polecenie Agnieszki. Inaczej wypadłoby to trochę podejrzanie.- Masz rację, zaraz go przyprowadzę.- Niechętnie skierowałam się w stronę wielkiego balkonu. Miałam ochotę stchórzyć, ale powstrzymał mnie wzrok Agi. Choć, „mój ukochany mężuś” na pewno będzie zły że mu przeszkadzam.
Gdy nacisnęłam klamkę ta lekko zaskrzypiała. Mimo to Kamiński udawał, że mnie nie zauważył. Spuściłam na chwilę wzrok nie robiąc ani kroku dalej. W końcu zebrawszy się w sobie podeszłam do barierki, ale jak najdalej od niego.
- Jestem tu tylko dlatego, że twoja bratowa mnie do tego zmusiła. Nie chciałam ci przeszkadzać.- Odezwałam się na wstępie, bo bałam że zaraz odezwie się do mnie ironicznym tonem pytając na przykład czy już się za nim stęskniłam. Tyle, że z drugiej strony zabrzmiało to tak jakbym się tłumaczyła.
- A więc ty też nic nie powiedziałaś, co?- Odpowiedział mi po dłuższej chwili. Dopiero wdychając ciężki zapach zrozumiałam dlaczego. Palił papierosa. Ale przecież nigdy przedtem przy mnie nie palił. Starałam się to ignorować.
- O czym?
- O naszej umowie.- Zaśmiał się krótko.
- Sądziłam, że o to ci chodziło.- Odpowiedziałam spokojnie, choć jego pogardliwy ton zdawał się być wymierzony we mnie. Udałam jednak, że tego nie dostrzegam. Nie chciałam się z nim kłócić.
- Mi? A odkąd to martwisz się o mnie? Przecież chodziło tylko o twoją dumę. Wyszłabyś ma żałosną figurkę, którą wykorzystuję.
- O co ci chodzi, co?- Nie wytrzymałam.- O ile pamiętam podczas ostatniej rozmowy wyraziłeś życzenie bym przed twoim ojcem nie zdradziła się w żaden sposób na temat łączących nas relacji. A jakby nie było każda obecnie znajdująca się w salonie osoba może mu udzielić takiej informacji. Ty jednak wciąż mnie jednak tylko atakujesz: nieważne czy słusznie czy nie. Tylko jednego nie rozumiem. Skoro mnie tak nienawidzisz to daj mi już spokój i podpisz ten papier  rozwodowy a zniknę szybciej niż doliczysz do pięciu.
- A ty znowu swoje.- Mrugnął po raz kolejny się zaciągając. Potem szybko wypuścił dym. A że spojrzał przy tym na mnie część dymu owionęła moją twarz. Nie mogłam powstrzymać się od zmarszczenia nosa i kaszlu.- Przeszkadza ci, że palę?- Spytał.
- Tak.- Odrzekłam, ale jeśli liczyłam na to, że zgasi swojego papierosa to się przeliczyłam. Tomek nadal palił nie zwracając na mnie żadnej uwagi. Zapewne robił to celowo licząc na to, że znowu zwrócę mu uwagę. Ale nie zamierzałam tego robić. Miałam nadzieję, że przez kilka minut postoimy tu sobie w milczeniu, a że staliśmy tyłem do wejścia dla reszty gości będziemy wydawać się pochłonięci jakąś rozmową. Byłam tchórzem.
- Masz rację, przepraszam.
- Słucham?
- Powiedziałem, że mi przykro. A jeśli tym razem nie słyszałaś to znowu tego nie powtórzę.
- Słyszałam. Po prostu trudno mi w to uwierzyć.
- Nie najlepsze masz o mnie zdanie, co?- Skwitował ironicznie, ale bez złości.- I chyba masz rację, ale dziecinne zachowanie chyba nikomu nie pomoże.- Potem odwrócił się w moją stronę patrząc mi w twarz.- Patrzysz na ten papieros z wyraźnym obrzydzeniem. Domyślam się, że przy tobie nigdy nie paliłem.
- W ogóle nie paliłeś.
- A skąd możesz to wiedzieć?
- Wyczułabym przecież zapach dymu w twoich ubraniach. Poza tym nie znalazłeś chyba nigdzie pustych opakowań w koszu w swoim mieszkaniu.
- Nie. Najwyraźniej masz rację i rzuciłem. To śmieszne, bo choć moje ciało buntowało się przeciw temu to jednak umysł podsuwał mi myśl o papierosie. Ciekawe nie sądzisz?- Spytał retorycznie jednocześnie gasząc niedopałek. Ucieszyłam się z tego, bo choć byliśmy na świeżym powietrzu balkon był obrodzony cienką szybką, a wentylacja powietrza była możliwa tylko przez zawór w dachu. Pomyślałam, że balkon bardziej przypomina jakąś starodawną oranżerię niż to czym jest w istocie.
- Może.- Odpowiedziałam po chwili. Znów zapadła między nami cisza.
- Dziś rano byłem na badaniu. Lekarz nadal nie powiedział mi niczego nowego, ale gdy spytałem czy dawne miejsca i sytuacje mogą pomóc mi odzyskać pamięć nie wykluczył tego. Oczywiście nie dawał mi zbytnich nadziei, ale mówił że to możliwe.- Najwyraźniej czekał na jakąś moją reakcję, ale ja nie za bardzo wiedziałam jaka ona mogłaby być. W końcu otwarcie spytał:- Nie boisz się?- W duchu się uśmiechnęłam. A więc wciąż mi nie ufał. Choć obiecał zawieszenie broni, choć mówił mi to z własnej woli to tylko po to by mnie wystraszyć to nadal mi nie ufał. Ale w końcu czego się spodziewałam? Nie raz w ciągu kilku ostatnich tygodni mi to powtarzał.
- Nie.- Odpowiedziałam.- Nie mam nic do ukrycia. To znaczy już nic.- Poprawiłam się, bo jednak wcześniej trochę prawdy przed nim ukrywałam. A nawet więcej niż trochę.
- To się jeszcze okaże. Może już bardzo nie długo.- Dodał wychodząc z balkonu. Tym razem to ja zostałam tu sama. Bo nagle dotarło do mnie to co właśnie powiedział Tomek.
Już niedługo może odzyskać pamięć…
I co wtedy, spytałam samą siebie. Co się stanie gdy nagle okaże się, że nasz związek był prawdziwy? Że naprawdę mnie kochał, że ja kochałam jego? Że te ostatnie trzy miesiące spędzone razem były szalone ale jednocześnie dały mi wiele radości:
- Przecież ty mnie nawet nie znasz! Miesiąc temu nie wiedziałeś o moim istnieniu a ja o twoim. I pewnie gdybym nie upiła się na tamtej imprezie do dziś byśmy się nie znali.
- Być może. Ale jednak się poznaliśmy. Dla mnie nie liczy się czas. Można z kimś chodzić 5 lat i zupełnie nie znać drugiej osoby, a można kogoś dokładnie poznać w zaledwie kilka tygodni. Nie twierdzę jednak, że znam cię całkowicie. Ale już podczas pierwszego spotkania pozostałem pod twoim urokiem.”
Wspomnienie wypowiedzianych kiedyś słów napełniło moje serce bólem. Szybko więc otrząsnęłam się z tych wspomnień. Gdy usłyszałam rozmowę Tomka z Agnieszką w jego rodzinnym domu oraz jego prawdziwą opinię o mnie obiecałam sobie nie wracać do przeszłości. Teraz chciałam jedynie wypełnić umowę z Tomaszem i nigdy więcej go nie spotkać.
Tylko czy na pewno? Czy rzeczywiście nie łudziłam się, że jeszcze jest dla nas nadzieja? Czy mówiąc tak po prostu nie chciałam przekonać samej siebie? I czy potrafiłabym wybaczyć Tomkowi to jak mnie traktował po wypadku? Czy nawet gdyby odzyskał pamięć mogłoby być między nami tak jak dawniej?
A może byłoby jeszcze gorzej? Może okazałoby się, że Władysław Kamiński miał racje i jego syn nigdy mnie nie kochał; może to wszystko było udawane, może ta iluzja w którą chciałam wierzyć była w istocie właśnie tym? Może serce pękłoby mi na tysiąc kawałków, bo teraz mogłam się przynajmniej łudzić, że kiedyś mnie kochał? A może już było tak zmaltretowane, że kolejny cios nie zrobiłby mu większej krzywdy?
- Idziesz już? Anka?- Odwracając się zauważyłam, że Tomek jednak nie wyszedł. Stał przy drzwiach czekając na mnie z pytającym wzrokiem twarzy.
- Tak, przepraszam. Po prostu się zamyśliłam.- Wiedziałam, że wciąż patrzył na mnie tak samo uporczywie, ale udawałam że tego nie dostrzegam. Już domyślałam się co musi sobie myśleć: o, a jednak się przestraszyłaś co? Myśl, że odzyskam pamięć cię przeraża? Miałam jednak nadzieję, że nie zada tego pytania. Inaczej musiałabym skłamać mówiąc, że nie, podczas gdy tak naprawdę umierałam ze strachu. Nie wiedziałam już czego tak naprawdę chce: chciałam znienawidzić Tomka tak jak on nienawidził mnie ale choć czasami wydawało mi się że osiągnęłam już ten stan, że jest mi całkowicie obojętny to jednak w takich chwilach jak ta wiedziałam że sama siebie okłamuję. Bo wciąż coś dla mnie znaczył. Nie chciałam zagłębiać się jednak w pytanie na ile to owo „coś” ma wspólnego z miłością.
- O jesteście już, super.- Ucieszyła się Aga. Z lekkim przekąsem pomyślałam, że chyba tylko ona jedyna jako tako cieszy się z mojej obecności, bo innych osób praktycznie nie znałam. Nie, znałam jeszcze Majkę. Ale raczej nie pałałam do niej sympatią.- Właśnie rozmawiamy o imionach dla moich bliźniąt. Macie jakieś propozycje?
- Chyba nie za bardzo.- Odparł jej Tomek.
- Daj spokój, jesteś przecież kreatywny.
- Raczej byłem.- Rzucił z ironią i lekką goryczą, którą usłyszałam chyba tylko ja i Maja, bo od razu podeszła do brata kładąc mu dłoń na ramieniu. Potem na chwilę odeszli w stronę korytarza.
- Biedaczek.- Rzuciła Izabela.- Pewnie kiepsko się czuje.
- Tak, ale Majka zdoła go pocieszyć. Mają świetny kontakt.- Wtrącił się Krzysztof.- Z resztą zawsze mieli mimo dość sporej różnicy wieku.
- Teraz jest chyba trochę inaczej.- Tym razem głos zabrał mąż Mai. Franek? Filip? Z tego wszystkiego jego imię wyleciało mi z głowy.- Ona obwinia się o to co się z nim stało.
- A on o to, że straciła przez niego dziecko.- Dodała Aga.- Oto błędne koło. Maja mówiła, że Tomek nie zachowuje się wobec niej tak jak dawniej i ona bardzo to przeżywa…- Grupka osób, która wcześniej wydawała mi się być nieco napuszonymi bogaczami (a przynajmniej niektórzy z nich) zaczęła krótką choć intensywną dyskusję na temat Tomasza. Teraz potwierdziły się moje przypuszczenia, że mimo rozluźnionej atmosfery i braku pytań o utratę pamięci Kowalskiego było tylko fasadą. Jednak mnie rzuciło się w oczy coś innego.
Tomek najwyraźniej cierpiał. Przypomniałam sobie naszą rozmowę w szpitalu i to jak prosto w twarz rzuciłam mu że zamordował dwie osoby: dziecko swojej siostry i kierowcę drugiego auta. Wydawał mi się być wtedy bardzo beztroski, na dodatek miałam do niego żal o to jak wiele tajemnic przede mną ukrył, ale nic nie usprawiedliwiało mojej okrutności. Nie powinnam była wyznawać mu prawdy. Może i dowiedziałby się od kogoś innego ale w każdym bądź razie nie ode mnie.
- …co o tym myślisz Aniu?
- Hm? Na moment wyłączyłam się ze słuchania obecnych, więc poczułam się zbita z tropu nagle słysząc swoje imię.
- Moja żona pytała czy według ciebie mój brat ma szansę odzyskać pamięć.- Wyjaśnił mi Krzysiek.
- No cóż…- Zaczęłam sprawiając, że spojrzenia wszystkich osób spoczęły na mnie. Zupełnie jakbym była jakąś wyrocznią lub osobą z której opinią trzeba się liczyć.- …myślę, że to możliwe choć prawdę mówiąc trochę straciłam na to nadzieję.- Dokończyłam szczerze.
- Więc nic sobie nie przypomniał? Sądziłam, że po tym jak niespodziewanie do ciebie wrócił chociaż jakiś szczegół świadczący o uczuciu do ciebie.- Boże, gdyby znała prawdę, pomyślałam. Gdyby wiedziała, że trzyma nas przy sobie tylko głupia umowa wymuszona szantażem.
- Nie, nie zrobił tego. Po prostu zdecydował się zacząć między nami wszystko od nowa. Z  czystą kartą jak się wyraził.
- Więc musiał cię polubić.-  Uśmiech Agi był bardzo wymowny. Szkoda tylko, że tak naprawdę Tomek mnie nienawidził. Nie mogąc zmusić się do kłamstwa w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam.- Bardzo się cieszę. Nawet nie wiesz jak życzyłam Tomaszowi zaznania prawdziwej miłości takiej jaka łączy mnie i jego brata.
- Nie wiem czy uda nam się odbudować to co było.-  W tej kwestii postanowiłam być całkiem szczera. Ona jednak zbyła to machnięciem ręki.
- Na pewno. Jesteś śliczna, mądra, skromna i na dodatek samodzielna. Po prostu ideał dla Tomasza.- Gdy słyszałam te wszystkie komplementy poczułam zakłopotanie. Nie mogłam słuchać tego i milczeć, więc postanowiłam uciec. Spytałam gdzie jest łazienka i wyszłam z salonu. Choć nie potrzebowałam wizyty w toalecie dla niepoznaki chciałam tam wejść.
Gdy zaraz przy końcu korytarza zauważyłam Tomka z siostrą naprawdę chciałam odejść. Tyle, że w ich rozmowie usłyszałam swoje imię. Przystanęłam.
- …no a gdy w samochodzie zapytałam kim dla ciebie jest odparłeś, że nie narzeczona, dziewczyną czy nawet znajomą. Dlatego martwię się o ciebie. Może to jakaś naciągaczka?
- Maju, być może powiedziałem tak dlatego bo to była prawda.
- Właśnie. Co oznacza, że ona nic cię nie obchodziła. Tak jak reszta dziewczyn z którymi się spotykałeś.
- Albo miała inną funkcję.
- Niby jaką?
- Mojej żony.
- Co?!
- Ciszej, nie chcę by ktoś o tym wiedział. A przede wszystkim nasz brat. Nie mów mu ani nikomu innemu, że wiesz dobra? Powiedziałem ci o tym, bo ci ufam.
- Jasne ale jak, dlaczego, kiedy…?
- Nie wiem, bo nie pamiętam. Tak czy owak jesteśmy małżeństwem.
- Nie wierzę: przecież powiedziałbyś o tym komuś. I to po trzech miesiącach znajomości. Teraz już jestem pewna, ze to jakaś naciągaczka żerująca na twojej kasie.
- Tego nie wiemy. Poza tym dowiedziała się kim jestem dopiero w szpitalu.
- Więc świetnie udawała.
- Maja…
- No co? Chyba się w niej nie zakochałeś?
- Skąd. Ale zanim ją osądzę zamierzam zbadać to czy mówiła prawdę o tym co nas łączyło.
- Nie sądzę. Gdyby tak było powiedziałbyś mi coś o niej, wymsknęłoby ci się jej imię, a przede wszystkim na mój ślub przyszedłeś z Iloną. A przecież znałeś ją już wtedy.
- Serio?
- Tak.
- W takim razie nic już nie rozumiem…
Odeszłam kierując się w stronę łazienki nie chcąc dłużej podsłuchiwać. I tak dowiedziałam się czego chciałam. Prawie parsknęłam śmiechem gdy uświadomiłam sobie jak szybciej zaczęło mi bić serce gdy początkowo Tomek bronił mnie przed siostrą. Jak o nic nie oskarżał, nie obwiniał.  A potem Majka wyznała, że zabrał na jej ślub Ilonę. My już wtedy się znaliśmy.
W moich oczach zakręciły się łzy gdy przypomniałam sobie szczegóły o których mówiła mi Agnieszka: ślub Drągowiczów odbył się jakieś niecałe cztery miesiące temu. W tej chwili byłam w stanie nawet przypomnieć sobie ten moment: gdy wielokrotnie dzwoniłam do niego, a on oddzwonił do mnie około dziesiątej rano choć umówiliśmy się, że od rana pomoże mi przy pracy w cukierni. Potem zjawił się dopiero wczesnym popołudniem zaspany z podkrążonymi oczami mówiąc tylko, że przeprasza za swoje spóźnienie. A teraz okazywało się, że powodem spóźnienia był ślub na który zabrał inną kobietę.
W zasadzie to zastanawiałam się czy bardziej boli mnie to, że zabrał inną kobietę czy Ilonę. Potem zaczęłam się zastanawiać czemu mnie to właściwie boli. Przecież między mną a Tomaszem nic już nie ma. Tak, to na pewno tylko zraniona duma. Nic więcej.
Gdy znalazłam się w końcu w łazience delikatnie obmyłam twarz chłodną wodą. Mimo to nie mogłam pozbyć się grymasu widocznego na mojej twarzy choć próbowałam go zminimalizować uśmiechem. Nic to nie dało, więc postanowiłam wrócić do salonu. I spędziłam najbardziej żenującą godzinę w swoim życiu.
Wreszcie mój mąż zdecydował, że pora wracać. W samochodzie milczeliśmy. Ja wciąż na nowo roztrząsałam podsłuchaną rozmowę; jemu to chyba było na rękę. Tuż przed cukiernią mnie wysadził. Bez żadnego słowa pożegnania wysiadłam.
- Dzięki za dzisiaj. Zadzwonię gdy będziemy musieli gdzieś razem wyjść.- Odezwał się potęgując mój gniew. Pewnie to z tego powodu nie mogłam się powstrzymać  i zamiast delikatnie odepchnąć drzwiczki samochodu z całej siły nimi trzasnęłam. Gdy to zobaczył wysiadł z auta zabiegając mi drogę.- Co znowu? Co to miało znaczyć?
- Nic, przepraszam. Zazwyczaj samochód moich rodziców którym jeździłam zamykał się przez mocne trzaśnięcie. No, ale nie był wypasiony jak ten. Zwyczajny rzęch.
- Dlaczego mi się wydaje, że kłamiesz?
- Może dlatego, że wszystkich sądzisz swoją miarą?- Westchnął ciężko po czym spuścił głowę i się roześmiał. Zaraz jednak spoważniał.
- Pierścionek. Obiecałaś, że od teraz będziesz go nosić. Przecież mówiłem ci abyś go dziś założyła.- Teraz  kolei mi zachciało się śmiać. Bo zgodnie z obietnicą włożyłam go dziś na serdeczny palec. Tyle, że potem w łazience go zdjęłam i schowałam do kieszeni spodni sama właściwie nie wiedząc dlaczego. A on choć miało być to dla niego takie ważne nawet tego nie zauważył. – Czemu go nie założyłaś?
- Bo nie.
- Anka, obiecałaś.
- Wcale nie, po prostu stwierdziłam, że to zrobię ale mi się nie udało.
- Więc następnym razem ci o tym przypomnę.- Warknął.
- Nie sądzę.- Oparłam z nie mniejszą złością.- Już go nie mam.- Właśnie sięgałam do kieszeni chcąc go z niej wyjąć i mu go oddać, gdy zapytał z niedowierzaniem:
- Sprzedałaś go?
- Może.
- Pytam poważnie: co z nim zrobiłaś?- Z gniewną miną podszedł do mnie bardzo blisko patrząc prosto żarzącymi się ze złości oczami. I jakiś złośliwy chochlik kazał mi dłużej się z nim podrażnić:
- Tak, sprzedałam. Potrzebowałam pieniędzy na rozkręcenie cukierni.
- Nie wierzę…komu?
- Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?!
- Nie krzycz. Po prostu do cukierni przyszedł jakiś mężczyzna z lombardu. Zauważył mój pierścionek i zapytał czy chcę go sprzedać.
- Ty…z jakiego lombardu?
- Nie wiem.
- Był chociaż warszawski?
- Może. Nie pytałam.- Tomasz zacisnął dłoń w pięść i przez moment bałam się, że chce mnie uderzyć. Nie zrobił tego jednak. Bez słowa odszedł w stronę swojego samochodu i odjechał.
Znalazłszy się w cukierni od razu poszłam do kuchni i zabrałam do pracy. Po drodze zajrzałam jeszcze na salę, ale widząc że Paula radzi sobie doskonale postanowiłam jej nie przeszkadzać. Nie mogłam jednak odzyskać dobrego humoru. Choć już wcześniej podejrzewałam, ba nawet pogodziłam się z myślą, że nigdy nic nie znaczyłam dla Tomasza i zanim stracił pamięć tylko się mną bawił, to jednak w głębi duszy chciałam wierzyć że choć trochę mnie kochał. Że może nie powiedział rodzinie kim dla niego jestem, bo bał się różnicy statusu. Zniosłabym nawet gdyby wstydził się mojego pochodzenia. A teraz miałam już pewność, że wcale tak nie było.
To wcale nie była zraniona duma. To były tlące się resztki uczucia do niego gdzieś na dnie mojego serca, które jeszcze nie zdążyły się zwęglić. A on uwodził mnie i spędzał czas tylko dla zabawy udając biednego robotnika podczas gdy tak naprawdę służyło mu to za odskocznię od życia bogacza. Wytarłam mąkę na dłoniach o swój fartuch i wyjęłam z kieszeni pierścionek. Przypomniałam sobie jak Agnieszka wyjaśniała mi, że znajdował się u rodziny matki Tomka od kilku pokoleń. Ile jednak mogła znaczyć ta błyskotka? W końcu nie była jakaś szczególna: ot, błękitne oczko w delikatnej oprawie. Miała bardziej wartość sentymentalną, ale ktoś taki jak mój mąż miał gdzieś tradycję. Czym więc mogłoby być dla niego oddanie mi tej błyskotki? Wcześniej sądziłam, że czymś szczególnym, ale teraz i te nadzieje się rozwiały. To nic dla niego nie znaczyło. Dlatego pomyślałam sobie, że to dobrze że kolejne i prawdopodobnie ostatnie złudzenie na jego temat się rozwiało. Jakoś zniosę te trzynaście tygodni a potem Tomek zgodnie z umową da mi spokój. Choć tyle jestem mu winna za próbę oszukańczego rozwodu. Na dodatek nie będę musiała spłacać tej pożyczki. Tak, skończę to zobowiązanie i zacznę wieść swój żywot niezbyt bogatej cukierniczki. I już za kilka lat, może miesięcy ten nieprzyjemny epizod stanie się smutnym wspomnieniem.
Przez kilka następnych godzin zaciekle piekłam, kroiłam i ubijałam kremy, białka i maślane masy co pozwoliło mi zapomnieć o problemach. Potem dekorowałam słodkie babeczki z czekoladą kolorowym lukrem malując na każdym z nich postać zwierzątka, bo dzieci głównie dlatego przychodziły do cukierni. Poza tym to była moja ulubiona część pracy: wykończenie. Moja nauczycielka wielokrotnie podkreślała, że nawet najsmaczniejsze ciasto bez dekoracji od razu traci swój doskonały smak. Tłumaczyła, że ludzie są wzrokowcami i lubią ładne rzeczy, więc aby jakakolwiek praca się nie zmarnowała zawsze trzeba ją dobrze zakończyć. Zawsze skrupulatnie przestrzegałam tej zasady.
W końcu nadeszła kolej zamknięcie: Paulina uwijała się jak w ukropie, na jakieś spotkanie więc postanowiłam dać jej spokój i sama dokończyć sprzątanie. Z wdzięcznością ucałowała mnie w dwa policzki obiecując, że jutro to odpracuje. Tak więc to ja pozmywałam cały stos talerzy i sztućców, a potem przetarłam stoliki i podłogę na sali. Około ósmej wieczorem udało mi się ze wszystkim uporać, ale na rozliczenie i inwentaryzację nie starczyło mi sił. Poza tym zawsze byłam kiepska w rachunkach a o tak później porze nawet wyjątkowo kiepska. Zaczęłam się nawet poważnie zastanawiać nad zatrudnieniem księgowej. Tyle, że nie miałam pojęcia skąd wezmę na to pieniądze. Klaudia co prawda trochę uporządkowała mi papiery, ale od tego czasu minął już prawie miesiąc. A ja znów musiałam opłacić ZUS i Urząd Skarbowy nie mając pojęcia jak obliczyć prawidłowo należny podatek dochodowy.
Zdecydowawszy się na razie nad tym nie zastanawiać zdjęłam fartuch i szybko dokończyłam sprzątać kuchnię, a potem przetarłam korytarz do zaplecza. Zaraz potem zamierzałam zamknąć lokal, ale usłyszałam jakiś dźwięk. Szybko przełknęłam ślinę zastygłszy z miotłą w dłoni. Ona raczej by mi nie pomogła. Zamiast tego uspokoiłam się i ją odłożyłam. Być może był to jakiś zbłąkany turysta których na tej ulicy było pełno i chciał spytać się o drogę.
- Tomek?- Jego widok kompletnie mnie zaskoczył. Zwłaszcza, że widzieliśmy się zaledwie kilka godzin temu. Ale nie to było dziwne. Wyglądał na zmęczonego tak, że z trudem mogłam powstrzymać się od współczucia jakie mnie ogarnęło. Zamiast tego spytałam:- Coś się stało czy zabłądziłeś?- Nawet się nie odkuł. Bez słowa usiadł przy jednym z umytych już stolików.
- Szukałem go.
- Kogo?
- Wszędzie go szukałem.- Kontynuował tak jakby mnie nie słyszał.- Wstąpiłem do przynajmniej siedmiu czy ośmiu lombardów w okolicy.
- Co?
- Nigdzie nie znalazłem takiego zgodnego z opisem. Jak dawno go sprzedałaś?
- Ty mówisz o pierścionku?-  Dotarło do mnie w końcu. Szybko przełknęłam ślinę.- Odkąd mnie tu przywiozłeś szukałeś go?- Gdy skinął głową poczułam się bardzo głupio. I przede wszystkim wyrzuty sumienia. Najwyraźniej pierścionek był dla niego ważny i choć dał mi go pewnie powodowany impulsem to jednak nie powinnam kłamać, że się go pozbyłam.
- Jak dawno go sprzedałaś temu facetowi? I jak wyglądał? Dał ci jakiś paragon, numer telefonu na przyszłość?
- Nie.
- A może wizytówkę?
- Tomek, ja…ja cię oszukałam. Wcale nie sprzedałam tego pierścionka. Mam go na górze, w swoim pokoju.
- Słucham?
- Wiem, że nie powinnam tego robić, kłamać że go już nie mam…po prostu byłam na ciebie zła i chciałam się jakoś odkuć. Nie miałam pojęcia, że tyle dla ciebie znaczył.
- Przynieś mi go.- Rozkazał.
- Wiem, że masz prawo być wściekły, ale…
- Chcę go zobaczyć. Idź po niego albo ja pójdę z tobą.
- Dobrze, zaraz ci go przyniosę.-  W drodze na górę  już wyobrażałam sobie kolejną kłótnię na którą prawdę mówiąc nie miałam siły. Ale tym razem sama byłam sobie winna: gdyby ktoś zachował się wobec mnie tak jak ja to zrobiłam wobec Tomka chciałabym go rozszarpać.
Gdy z powrotem byłam na dole on wciąż siedział w ten sam sposób na krzesełku. Delikatnie położyłam na stoliku przy nim pierścionek.
- Boże, co za ulga.- Mrugnął obracając go w dłoni.- Sądziłem już, że go nie znajdę.- Milczałam dłuższą chwilę.
- Przepraszam.- Powiedziałam w końcu.- Nie wiedziałam, że potraktujesz to wszystko tak poważnie. Zanim odszedłeś miałam zamiar wyjaśnić ci, że skłamałam ale nie zdążyłam.
- Dlaczego?- Spytał patrząc mi prosto w oczy. Na szczęście nie widziałam w nich złości ani nienawiści.- Czemu skłamałaś?
- Nie wiem.
- Powiedziałaś, że byłaś na mnie zła. Dlaczego?- Nie odpowiedziałam, więc nastała między nami cisza zakłócana tylko odgłosami z zewnątrz.- Co takiego zrobiłem? - Jego łagodny głos sprawił, że poczułam się jeszcze gorzej. Cały ten ból jaki dziś stał się moim udziałem chciał się ze mnie wydostać w postaci fontanny łez. Z trudem go powstrzymałam.- Zawarliśmy układ, prawda? Mieliśmy być wobec siebie szczerzy.- Szczerzy, pomyślałam z przekąsem. On nigdy nie był wobec mnie szczery. Ja wobec niego zresztą też. Każdy z nas miał coś do ukrycia, każdy z nas zmagał się z własnymi problemami. A my tak po prostu zdecydowaliśmy się pobrać choć jak się okazywało oboje nie dorośliśmy do małżeństwa.- Aniu?
- Słyszałam.- Niemal wydukałam po dłuższej chwili decydując się powiedzieć prawdę.- Słyszałam rozmowę między tobą i twoją siostrą. Nie zamierzałam podsłuchiwać, ale mimo wszystko się zatrzymałam i…
- Co usłyszałaś?
- W zasadzie to nic takiego.- Parsknęłam śmiechem by pokryć zmieszanie.- Po prostu Majka powiedziała, że na ślub zabrałeś Ilonę. A przecież już wtedy poprosiłeś mnie o chodzenie i wyznałeś miłość.
- Zabolało cię to.- Nawet nie zapytał tylko oznajmił.
- Tak.- Potwierdziłam. W końcu jaki był sens teraz zaprzeczać skoro przyznałam to wcześniej?- Wiem, że teraz już nic między nami nie ma, i naprawdę wcale tego nie oczekuję, nie łudzę się że w końcu coś do mnie poczujesz albo odzyskasz pamięć…
- Ania, przykro mi ja…
- Nie, nie.- Zaprzeczyłam szybko.- Ja cię już nie kocham, mówię szczerze.- Miałam szczerą nadzieję, że nie walnie teraz we mnie piorun albo nie pochłonie mnie ziemia. Bo gdzieś tam jeszcze na dnie mojego serca były mocno zaciśnięte drzwi, w których na cztery spusty zamknęłam swoją miłość do niego a klucze wyrzuciłam. Ale mimo wszystko zamek można było otworzyć.- Ale wtedy…wtedy gdy byliśmy ze sobą wierzyłam w to, że było między nami jakieś uczucie. Że to było szczere. I wzajemne. Może znaliśmy się krótko, może zataiłeś przede mną wiele faktów, ale reszta…reszta mogła być prawdziwa.
- Przykro mi. Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić. Oddaję ci tylko ten pierścionek, bo i tak nigdy nie powinnam go dostać. I przepraszam, że skłamałam że go sprzedałam. Nie zrobiłabym tego nawet gdybym przymierała głodem, a choć cukiernia pochłonęła mi wszystkie środki i mocno się dla niej zapożyczyłam to nawet nie przyszło mi do głowy go sprzedać.
- Pomógł bym ci, ale moje środki są na razie zamrożone. Bank mówi, że chodzi o inny podpis jaki widnieje na dokumentach i ktoś próbował go zafałszować, ale ja i tak wiem że to robota ojca.
- Ja wcale nie chcę twoich pieniędzy.
- Ale pożyczka by ci się przydała.
- Już dałeś mi jedną. Nie chcę więcej.
- Masz swoją dumę co? W każdym bądź razie dziękuję.
- Za co?
- Za to, że jednak zatrzymałaś pierścionek. Jest dla mnie bardzo ważny.
- Wiem. Agnieszka wyjaśniła mi, że jest w twojej rodzinie od dawna.
- Tak. To właściwie jedyna pamiątka jaka została mi po matce. I jest wiele wart.
- Sądziłam, że jego wartość jest tylko sentymentalna.
-Tak, ale nie tylko.- Tomek wstał  i podszedł do mnie z pierścionkiem.- Widzisz te tłoczenia? To bardzo stara, tradycyjna metoda wyrobu gdy jeszcze nie używano do tego maszyn. Ten ametyst utrzymuje…
- Ametyst?- Zdziwiłam się i odrobinkę przeraziłam.- A te małe kamienie wokół to co?
- To szmaragdy fasetowane.
- Żartujesz.
- Nie.
- Ile on jest warty?
- Nie wiem, nie znam się bardzo na kamieniach, ale biorąc pod uwagę obróbkę, jakoś kamieni, wykonanie no i autentyczność potwierdzoną papierami mogę w przybliżeniu stwierdzić, że około trzech, czterech tysięcy. Może nawet pięć.
- Pięć tysięcy.- Powtórzyłam głucho.- Chcesz mi powiedzieć, że przez ponad dwa miesiące nosiłam na palcu pięć tysięcy złotych?
- Na to wygląda. Bardzo przerażona?
- Tak. Nie miałam pojęcia. A co jeśli bym to zgubiła?- Kamiński roześmiał się z mojej reakcji.
- Na szczęście tego uniknęłaś. Potem włożył mi pierścionek w dłoń.
-  Co ty robisz?
- Oddaję ci go.
- Jak to?
- Jak już wiesz ta błyskotka wiele dla mnie znaczy i wiem, że będziesz o nią należycie dbała. Poza tym jeśli ojciec nie zauważy jej u ciebie na palcu będzie wiedział, że tylko udajemy. To ważny symbol przekazywany z pokolenia na pokolenie swojej przyszłej żonie przez męża w rodzinie mojej zmarłej matki.
- No właśnie. A my tylko udajemy.
- Może. Ale tylko w ten sposób dowiem się prawdy.
- Dlaczego zależy ona od twojego ojca? Przecież ten cały cyrk jest niepotrzebny.
- Mylisz się. Niedługo zobaczysz, że na jego ruch nie trzeba będzie dłużej czekać.
- Jaki ruch? Co właściwie chcesz sprawdzić?
- Czy cię zaakceptuje.
- Już to zrobił.
- Może udawać.
- Nie sądzę.- Odpowiedziałam już bardziej sztywno. Bo w końcu zrozumiałam plan Tomasza. Reguła przekory: gdy jego ojciec mówi tak, on nie.- A więc gdy okaże się, że nie miał żadnych obiekcji uwierzysz, że tylko się mną bawiłeś by go zirytować a jeśli nie że to była prawdziwa miłość, bo próbuje nas rozdzielić?
- Tak bym tego nie ujął, ale właściwie…tak.
- Nie wierzę, że możesz robić coś tak paskudnego.
- Próbuję tylko odnaleźć swoje wspomnienia.
- Wspomnienia nienawiści i walki, złości i podłości. Jak możesz tak nie znosić własnego ojca sądząc, że chciał ci zniszczyć życie i postępować tak jak on by tego nie zaaprobował?
-  Bo go nie znasz.
- Już to mi kiedyś mówiłeś.- Prychnęłam. – Ale tak naprawdę to ja ciebie nie znam. I wiesz co, gdyby to że zabrałeś na ślub siostry Ilonę nie upewniło mnie do twoich dawnych uczuć do mnie to te słowa już tak. Bo tylko się mną bawiłeś chcąc zdenerwować swojego ojca dokładnie tak jak robisz to obecnie. A teraz jeśli pozwolisz to chciałabym byś wyszedł. Muszę jutro wcześniej wstać.
- W takim razie do widzenia. A pierścionek zostawiam na stole: może zmienisz zdanie i jednak odważysz się go założyć. Z trudem powstrzymałam irytację. Gdybym mogła rzuciłabym w niego złotym krążkiem, ale byłoby to zachowanie iście teatralne. Dlatego zamiast tego odparłam:
- Nigdy.- Nie mogłam zrozumieć jak jeszcze chwilę temu mogłam się przed nim tak otworzyć a on jak zwykle prowadził swoją wykalkulowaną i wyrachowaną grę.

13 komentarzy:

  1. Czasami wydaje mi się, że Ania sama stwarza sobie problemy np: historia z pierścionkiem. Takie kłamstwa sprawiają, że Tomek przestaje jej ufać i uważa za oszustkę i zachowuje się tak jak się zachowuje. I ona za bardzo wierzy w dobre intencje Władysława Kamińskiego, choć wszyscy mówią jej jaki z niego podlec. Rozdział jak zwykle cudowny :)pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz całkowitą rację, ale przypominam że w tej chwili Ania nie chce już walczyć o Tomka i choć nadal coś do niego czuje to nie zamierza sprawić by znów byli razem. Doskonale wie, że w tym rozstaniu sama nie była bez winy: zataiła wiele szczegółów z ich związku nie wspominając nawet o małżeństwie. Ale trzeba pamiętać, że ona także czuła się zraniona dowiadując się w szpitalu że mężczyzna którego kocha jest w rzeczywistości kimś innym niż sądziła i na dodatek jej nie pamięta- to też trzeba mieć na uwadze. Może faktycznie w książce trochę słabo uchwyciłam te niuanse i sporo trzeba czytać między wierszami, ale z drugiej strony uważam, że tak jest trochę lepiej bo nie podaję wszystkiego na tacy, więc czytelnik może co nieco domniemywać lepiej wczuwając się w daną sytuację.
      Ale w ramach jakichkolwiek innych pytań czy wątpliwości mimo wszystko służę pomocą. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Kiedy wreszci zacznie się coś dziać w dobrą stronę. Od kilku rozdziałów czytany tylko ich kłótnie nic więcej. Zaczyna się to robić denerwujące. Okaż trochę miłości, niech się zacznie coś dziać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tomek ma dobry pomysł ale to znaczy ze nie ufa Ani... Ona z kolei nie powinna kłamać że go nie kocha.. Mam nadzieje że po tym co mu powiedziała zacznie ja lepiej traktować

    OdpowiedzUsuń
  4. Co parę rozdziałów wkurza mnie kto inny , dzisiaj wypadło na Anię , źle zrobiła kłamiąc , w taki sposób Tomek nigdy jej nie zaufa . Tak jak moje poprzedniczki mam nadzieję , że bohaterowie przestaną się już kłócić i nawzajem się denerwować i fajnie by było gdyby nastąpił jakiś przełom . Mam nadzieję , że Paulina zwierzy się Ani odnośnie Michala , jestem strasznie ciekawa po co ostatnio przyszedł do cukierni i przede wszystkim wyjaśnienia prawdziwej przyczyny ich rozstania . Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i mam pytanie a nawet dwa :
    1Na kiedy planujesz nową część ?
    2 Ile planujesz rozdziałów tego opowiadania ?
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw odniosę się do twoich pytań. Kolejna część...myślę, że wyrobię się na jutro jeśli dzisiaj jeszcze trochę popiszę, a co do ilości rozdziałów to po raz pierwszy- a już napisałam parę opowiadań- ciężko mi określić jak długie będzie to opowiadanie.Może to dlatego, że tak do końca nie mam opracowanej strategii: waham się pomiędzy dwoma rozwiązaniami całej akcji, a nawet trzema. Tak więc pewnie wszystko wyjdzie w praniu.
      Co się zaś tyczy samej treści i rozwoju sytuacji między bohaterami, to owszem Ania i Tomek się kłócą, ale starając się spojrzeć na całą sprawę realistyczne nie uważam, żeby to było naciągane. A przełomu jako takiego nie przewiduję niestety. Oszustwo w sprawie uczuć i zatajenie małżeństwa są dość poważnymi rzeczami i nie uważam żeby łatwo je było wybaczyć. Bo zarówno Ania jak i Tomek mają "swoje za uszami", obydwoje są uparci i mają do siebie żal. Raczej wyglądałoby to dość groteskowo gdybym w następnej części ich pogodziła nawet jeśli założyć że Kamiński odzyska pamięć. Dlatego chcę zwrócić na to uwagę, bo uwagi tego typu że tylko się kłócą są dla mnie trochę bezpodstawne; akurat z tym się nie mogę zgodzić. Może nie tyle co do samej istoty kłótni, ale co do jej wymowy. Prawdę mówiąc to troszkę bolą nie takie zarzuty ale cóż mogę powiedzieć...taka koncepcja opowiadania.
      Co do wątku Pauli, to czytając twój komentarz roześmiałam się, bo właśnie jakąś godzinę temu zaczęłam rozdział od uchylenia rąbka tajemnicy jej historii, więc chyba doszłyśmy do tego samego wniosku. Na koniec pozdrawiam.

      Usuń
    2. Nie no zdaję sobie sprawę , że przecież tak od razu się nie pogodzą ale po prostu z niecierpliwością czekam na moment , w którym Tomek zacznie sobie Anię przypominać i to by było trochę dziwne gdyby nie dochodziło między nimi w tej sytuacji do spięć , nie chciałam Cię urazić :)) Twoje opowiadania po prostu ubóstwiam i czekam z niecierpliwością na nowe części . Czytam je odkąd opublikowałaś na quku , którąś z początkowych części od nienawiści do miłości.Nie zawsze komentuje bo jak napisze komentarz to mi internet się ścina i komentarz się kasuje a ja się wkurxam i nie pisze nowego ale na szczęście rodzice zmienili sieć :) Wszystkie twoje opowiadania są boskie i nie zwykle wywołują emocje , czasami tak się denerwuje jakbym sama to przezywala , to mój ulubiony blog ! Także teraz biorę się do nauki i za nie długo znowu się tu pojawię i mam nadzieję ,że dodasz już nową część :**

      Usuń
    3. Rozumiem i wcale się nie poczułam się urażona:)

      Usuń
  5. Hmm ale fajnie pokazujesz jak zaczyna zależeć Tomkowi na Ani. Poprostu bajka ;) pozdrawiam Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, że ktoś wreszcie zauważył jaki miałam w tym wszystkim cel i jako jedyna nie "zarzucasz" mi, że wciąż tylko skłócam Anię i Tomka ha ha :) Pozdrawiam

      Usuń
    2. No co Ty, przecież to widać jak jemu zależy, nawet Aga to zauważyła i mówiła do Ani " on się uspokaja jak Ty jesteś w Pobliżu" życie nie jest tak kolorowe jak się wielu wydaje pozdrawiam Asia

      Usuń
  6. Podoba mi się bardzo Twoja koncepcja jakakolwiek by nie była to opowiadanie jest najlepsze.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm ciekawi, ciekawie - kłócą się jak stare małżeństwo tylko jak się będą godzić rozdział świetny :-) Basia

    OdpowiedzUsuń