PROLOG
– I jak się czujesz po?- Spytał
kobietę mężczyzna prowadzący
samochód. Anna
z szerokim uśmiechem na ustach spojrzała na
niego.
– Wspaniale.- roześmiała się.- Boże,
wciąż nie mogę uwierzyć,
że naprawdę to zrobiliśmy. Przecież to szaleństwo.
– Może,
ale jestem szczęśliwy, a ty nie?
– Jasne, że
tak. Tomek?
– Aha?
– I co
teraz będzie?- parsknął śmiechem.
– Koniec świata?-Zażartował.
Ofuknęła
go łagodnie bijąc w ramię. Bo
przecież to on kierował autem, więc musiała dbać o swoje bezpieczeństwo.
– Pytałam poważnie.- Na moment
przeniósł wzrok
znad kierownicy i spojrzał na nią wzrokiem pełnym rozbawienia
i...czułości.
– Wszystko co sobie
zamarzymy.
– Naprawdę? Och,
ja... ja nie mogę w to uwierzyć.- Zanurzyła się głębiej w fotelu.- A gdzie teraz jedziemy?
– Najpierw
zjemy coś na mieście, a potem pojedziemy do
mnie.
– Do
tej twojej rudery?
– Hej, mój
dom
jest bardzo gustowny. I niedługo będzie też twoim domem.
– Uch, już zaczynam żałować.
–
W takim razie bardzo mi przykro,
ale teraz już na to odrobinkę za
późno. Jesteś już moja.
Zgodnie z planem spędzili uroczy wieczór
w restauracji.
Potem, gdy zbliżała się już siódma wieczorem, Ania
spontanicznie zaproponowała wypad
nad jezioro.
– Czemu nie?- powiedział tylko Tomasz.- Choć był już czerwiec woda nadal nie była zbyt ciepła. Dlatego pijąc szampana
(a właściwie tylko Anna go piła) i rozkładając koc spędzili wieczór wpatrzeni w fale
i mocno
objęci. Potem położyli się na
kocu.
– Gwiazdy są takie
piękne i niezwykłe, prawda? Mogłabym się w nie
wpatrywać godzinami.
– Ja za
to mam ciekawszy obiekt do patrzenia.- Parulska przeniosła wzrok na Kamińskiego. Zmarszczyła
brwi rozumiejąc, że
mówi
o niej.
– Jeśli będziesz mi się tak przypatrywał
to cała się zarumienię.
– Cała?-
prowokował ją przysuwając się do niej na kocu.
– Jesteś okropny.-
westchnęła chwilę z nim walcząc, ale
potem posłusznie kładąc
głowę na jego klatce piersiowej. Jego dłonie zaczęły krążyć po jej ramionach i
talii.- Czyżby próbował mnie pan uwieść panie Kamiński?
– A jak pani myśli?-
zsunął ją z siebie delikatnym ruchem, a potem nachylił. Wolno zbliżając twarz do jej twarzy w
końcu ruchem lekkim jak powiew wiatru dotknął jej ust.
Odwzajemniła pocałunek. Potem jednak
odezwała się:
– W takim razie
wracajmy już do domu.
– Tak, masz rację. Dziś nasza pierwsza
wspólna noc, prawda?
– Skoro aż tak się poświęciłeś i
ci na niej zależało...- Posłała
mu zalotne spojrzenie jakimś magicznym ruchem wysuwając
się
spod jego ciała. Gdy
wstała wyciągnęła do niego rękę- No chodź, wracajmy już
lepiej. Zmarzłam.
– Akurat. Po prostu nie możesz się
już doczekać.
– Chyba
śnisz.- W drodze powrotnej przez cały czas
się śmiali.
Gdy dotarli do mieszkania Tomka było już dobrze po północy. Nie spieszyli
się jednak. Chcieli aby ta noc
była wyjątkowa.
W środku
pierwsze co zrobiła Ania to zaparzenie gorącej herbaty. Oboje poszli do kuchni.
– Chyba się
migasz.- Stwierdził
kilka minut później Kamiński, gdy
Ania zaproponowała, że coś ugotuje.
– Ależ skąd. Wręcz przeciwnie. Dbam o ciebie.
– Skoro tak to chodź tu do mnie i
mnie
pocałuj.
– To
rozkaz?- Zażartowała, ale już wstała
z krzesła i podeszła do niego. Tomek
również wstał. Obejmując Anię zaczął
powoli kierować się w stronę sypialni.
– Uważaj na próg- Zdołał wyszeptać między pocałunkami- Możesz
się
potknąć.
– Mówiłam, że to rudera.-
Odezwała się gdy miała
ku temu okazję. Potem jednak
zupełnie o tym zapomniała. (inna sprawa, że mówiąc w ten
sposób o jego ukochanym mieszkaniu tylko się z nim droczyła) Ich pocałunki stawały się
coraz bardziej namiętne, pełne pasji i żaru jakiego
nigdy wcześniej nie doświadczyła.
Zaczęła żałować, że tak długo wstrzymywała
się
z tym sposobem wyrażania miłości. W końcu
kochała Tomka,
a on ją. Na co mieli jeszcze czekać? I wtedy właśnie zadzwonił telefon.
Kamiński
chciał go zignorować, ale Ania odsunęła się
od niego wyswobadzając się
z objęć.-
Odbierz.
– Może dzwonić
i sam prezydent,
ale i tak nic mnie od ciebie nie odciągnie.- znów próbował
przyciągnąć ją
z powrotem do siebie. Nie pozwoliła na to.
– Daj spokój, to może być coś ważnego- Sama nie rozumiała czemu była taka
empatyczna w
stosunku do nieznanego właściciela numeru, który dzwonił
do Tomasza prawie o pierwszej w nocy.
– Okej.- Mężczyzna ciężko
westchnął a potem patrząc na wyświetlacz
przyłożył komórkę do ucha.- Halo, Maja? Pogięło
cię?
Wiesz która jest
godzina?- mówił
szeptem. Potem zmarszczył
czoło, a gdy ponownie się odezwał
w jego głosie brzmiała
tylko troska- Maju? Wszystko w porządku? Halo? Jesteś tam Płaczesz? Co
się
dzieje?- Ania zaniepokoiła się
słysząc te stłumione słowa.
Zwłaszcza gdy Tomek z powrotem poszedł
do kuchni. Chcąc zrozumieć
jak najwięcej podeszła do
drzwi.- Boże, co się stało?!
Gdzie jest Filip? Coś ci zrobił?- usłyszała i
trochę się
zaniepokoiła. Kim była tajemnicza
Maja i Filip?.. - Nic nie rozumiem. Weź głęboki oddech i powiedz mi gdzie
jesteś. Przyjadę
po ciebie...Gdzie? Powiedz
mi.
Widzisz jakiś charakterystyczny znak?...Dobra, wiem gdzie
jesteś. Nie ruszaj się
stamtąd. Będę jak
najszybciej się da
za jakieś...dwadzieścia, trzydzieści minut. Tylko
nigdzie już nie idź, okej?- To nie był dobry znak. Anna żałowała, że namówiła Tomka do odebrania komórki. Wcale nie chciała aby tej nocy gdy w końcu zdecydowała się na
krok do przodu tak to wszystko się
skończyło.- Nie ma za co. Uspokój
się
trochę, będzie dobrze.- powiedział jeszcze do słuchawki.
Był
bardzo zdenerwowany i
zaniepokojony tym czego dowiedział się od Mai. Teraz jednak chciał skupić się na Ani.
Spojrzał na nią wzrokiem zbitego
szczeniaka.-
Przepraszam kochanie, to była
moja
siostra. Wybacz mi,
nie wiem co się stało.
Muszę po
nią jechać.
– Teraz?
– Tak- podszedł do niej cmokając
w policzek- Bardzo cię przepraszam.
– Ale przecież ona
mieszka w
Gdańsku...Chcesz jechać po nocy? To
aż tak poważna sprawa?- Zauważyła jego zmieszanie. I czuła, że coś jest
nie tak.
– Przepraszam, wyjaśnię
ci to jak wrócę.
– Czekaj!-
złapała go za ramię zapinając
na wpół rozpiętą koszulę.-
Jadę z tobą.- Nie chciała spędzić
tej nocy sama zastanawiając
się
nad przeszłością Tomka.
Bo
wciąż był bardzo tajemniczy i wiele jeszcze o
nim
nie wiedziała. A przynajmniej czuła tak całą sobą.
– To
nie jest najlepszy pomysł.-
Odparł przytulając ją, a Anna stłumiła uczucie
rozczarowania. Przecież powinna się
tego spodziewać. Zawsze
był małomówny i
niewiele wyjaśniał,
więc czemu tym razem miałoby być
inaczej?- Nie wiem o co chodzi, a ona jest przerażona.
Wrócę jak tylko będę mógł. Wiem, że nie tak miał się
skończyć ten dzień.
– Dlaczego nie mogę jechać z tobą?- Spróbowała raz
jeszcze.
– Bo nie wiem ile to może potrwać.
Na dodatek jest noc. Kładź się spać i zaczekaj
na mnie
w łóżku.- Błahe i nic nie znaczące wymówki,
pomyślała. A co jeśli Majka nie była jego siostrą? Jeśli, jeśli
on ją kocha, tę kobietę która
właśnie dzwoniła? Przełknęła gwałtownie ślinę. Nie, przecież dzisiaj...
– Tomek...- spróbowała, ale gdy spojrzał na nią tak jak teraz z tym nieśmiałym uśmiechem przestała się obawiać. Przecież wierzyła w to, że ją kocha. Teraz
to nie pora na okazywanie zazdrości.
– Proszę, kochanie.-
Po raz
ostatni pocałował ją w usta. Ania
skapitulowała. - Naprawdę muszę już iść. Nie wiem co się z nią stało, ale była przerażona.
Gdyby to był ktoś inny zignorowałbym go,
ale ona...
– Rozumiem. Jedź-
Odparła, choć wcale niczego nie rozumiała.
Była
totalnie zdezorientowana czując, że w swoje
wielkie macki pochwyci
ją coś czego nawet nie jest
w stanie zrozumieć.
Otrząsnęła się ze swoich myśli słysząc wołający od progu głos
Kamińskiego:
– Kocham cię-
Zawołał jeszcze zanim wyszedł. Uśmiechnęła
się
uspokojona. Wbrew wszystkiemu tylko to się liczyło. A jego miłości była pewna.
– Ja też cię kocham- Odszepnęła. Tyle, że gdy tylko została sama poczuła
niepokój. Zupełnie jakby przeczuwała, że stanie się
coś złego.
ROZDZIAŁ I
Kilka dni
później.
Spojrzałam na
zegar wiszący na ścianie.
Dochodziła piąta i wreszcie mogłam
zamknąć lokal. Z
radosnym westchnieniem opadłam na pierwsze lepsze
krzesełko.
Wiedziałam, ze za
kilka minut będę musiała wstać aby
posprzątać, ale nigdy nie wybiegałam
myślami wstecz. Lubiłam żyć
chwilą: carpe diem jak
mawiali
epikurejczycy. Nawet jeśli owa chwila miała bym moją jedyną
okazją do odpoczynku.
Może to właśnie dlatego nie załamałam się
gdy Tomek zniknął
przed
kilkoma
dniami. A dokładnie
czterema. Sama
nie wiedziałam czy bardziej
czuję na niego złość, wściekłość, gniew czy może
tęsknotę i obawę. Ta
ostatnia dręczyła mnie coraz częściej. A co
jeśli coś mu się stało? Jeśli miał
wypadek albo nie żyje? Tyle,
że gdyby tak było jego komórka
nie nadawałaby sygnału. I ktoś by mnie przecież o
tym
powiadomił. Dlatego czekałam przez cały
ten czas na jakikolwiek znak.
Nie zliczę już
ile wysłałam mu wiadomości
oraz ile dzwoniłam: jednak
za każdym razem włączała się poczta.
Tak było i tym razem. Dlatego
od teraz postanowiłam dać sobie z tym spokój. Tomasz potrafił mi wycinać takie
numery, więc złość i niesmak zaczęły przeważać. Za kogo on się miał by mnie tak
traktować? I jak ja mogłam pozwalać mu się tak traktować? Okej, rozumiałam że jego siostra mieszkała daleko i nie dzwoniłaby w środku nocy do brata mieszkającego na drugim końcu Polski gdyby nie miała powodu. Ale mimo wszystko on mógł wysłać mi jakąś wiadomość. Choćby głupiego SMS-a.
Wstałam z trudem, bo nogi piekielnie mnie bolały. Wiedziałam, że będę musiała zatrudnić jakąś osobę do pomocy, bo sama przecież nie dam sobie rady z pieczeniem, kelnerowaniem i sprzątaniem jednak na razie nie było mnie na to stać. Inna sprawa, że na moje ogłoszenie odpowiedziała tylko jedna dziewczyna po maturze, która zamierzała zarobić na studia. Tyle, że nie zamierzała również się przy tym narobić. A jak napomknęłam jej o tym dość delikatnie prosto z mostu odparła mi, że jaka płaca taka praca. I na tym się skończyło. Z tym że długo tak nie pociągnę. Ziewnęłam. Wczorajszego dnia piekłam ciasta niemal do północy, a przez następną godzinę je dekorowałam. Dlatego teraz nawet tak prosta czynność jak zbieranie wszystkich talerzy i sztućców ze stołów była dla mnie wielkim wyzwaniem. Jęknęłam gdy obcas pantofla się wykrzywił. Wściekła zdjęłam go rzucając daleko od siebie. Potem jeszcze raz usiadłam, tym razem na podłodze. Schowałam twarz w swoje dłonie i starałam się nie poddawać bolesnym myślom. To, że od prawie dwóch tygodni dawałam sobie radę sama sprawiło, że już dłużej nie mogłam się oszukiwać. Bo tak naprawdę to wcale nie dawałam sobie rady. Kilkakrotnie głośno westchnęłam przy czym ostatni raz niemal przeszedł w jęk. I co teraz mam zrobić? Przecież muszę spłacać kredyt, opłacać bieżące opłaty za lokach, zamówić kolejną porcję produktów, sama z czegoś żyć. A teraz co: zatrudnić jeszcze jakąś osobę? Przecież Tomek miał mi pomóc, a teraz okazywało się, że nie mogę na niego liczyć.
Wstałam z trudem, bo nogi piekielnie mnie bolały. Wiedziałam, że będę musiała zatrudnić jakąś osobę do pomocy, bo sama przecież nie dam sobie rady z pieczeniem, kelnerowaniem i sprzątaniem jednak na razie nie było mnie na to stać. Inna sprawa, że na moje ogłoszenie odpowiedziała tylko jedna dziewczyna po maturze, która zamierzała zarobić na studia. Tyle, że nie zamierzała również się przy tym narobić. A jak napomknęłam jej o tym dość delikatnie prosto z mostu odparła mi, że jaka płaca taka praca. I na tym się skończyło. Z tym że długo tak nie pociągnę. Ziewnęłam. Wczorajszego dnia piekłam ciasta niemal do północy, a przez następną godzinę je dekorowałam. Dlatego teraz nawet tak prosta czynność jak zbieranie wszystkich talerzy i sztućców ze stołów była dla mnie wielkim wyzwaniem. Jęknęłam gdy obcas pantofla się wykrzywił. Wściekła zdjęłam go rzucając daleko od siebie. Potem jeszcze raz usiadłam, tym razem na podłodze. Schowałam twarz w swoje dłonie i starałam się nie poddawać bolesnym myślom. To, że od prawie dwóch tygodni dawałam sobie radę sama sprawiło, że już dłużej nie mogłam się oszukiwać. Bo tak naprawdę to wcale nie dawałam sobie rady. Kilkakrotnie głośno westchnęłam przy czym ostatni raz niemal przeszedł w jęk. I co teraz mam zrobić? Przecież muszę spłacać kredyt, opłacać bieżące opłaty za lokach, zamówić kolejną porcję produktów, sama z czegoś żyć. A teraz co: zatrudnić jeszcze jakąś osobę? Przecież Tomek miał mi pomóc, a teraz okazywało się, że nie mogę na niego liczyć.
To wszystko
zdecydowanie mnie przerosło. Tak
przyjemnie było snuć arkadyjskie wizje swojej przyszłości posiadając własną cukiernię. Wszystko
wydawało się proste
i łatwe a tak naprawdę okazało
się
masą formalności, opłat i
gigantycznych podatków. A ja byłam na
Boga cukierniczką, a nie finansistką! A poza tym Tomek tak bardzo mnie
namawiał na otwarcie cukierni mówiąc, że spełni się moje marzenie. Wielokrotnie
przy tym podkreślał, że o stronę materialną nie powinnam się martwić ale ja nie
chciałam od niego kolejnej pożyczki. Już bardziej pocieszenia i wsparcia jaką niosła jego obecność czego teraz
mi odmawiał…Nie dość o nim, pomyślałam. Koniec myślenia o Tomaszu.
Rozejrzałam się
po lokalu: brudne stoły,
naczynia, nie upiekłam na
jutro nowej porcji ciast.
Jutro
muszę wysłać ogłoszenie do gazety. Albo wywiesić karteczkę. W końcu do sprzątania
i sprzedaży kilku deserów nie potrzeba nie wiadomo jak wielkich kwalifikacji. Od razu wyrwałam z
notesu niewielką kartkę w kratkę i wyjęłam
długopis. „Ekspedientka potrzebna od zaraz”, napisałam. Nie, to brzmiało jakbym
była zdesperowana. Lepiej wywiesić coś zwyczajnego jak napis „ Praca” albo „poszukuję
pracownicy do cukierni” Tak będzie chyba lepiej.
Gdy już się z tym uporałam nastrój trochę mi się
poprawił. Za sprzątanie zabrałam się z nową energią. Posprzątałam naczynia,
zamiotłam, umyłam stoliki, zmieniłam kwiaty. Potem pozmywałam i zabrałam się za
pieczenie.
Gdy następnego dnia rano budzić zadzwonił o szóstej
trzydzieści z trudem udało mi się uchylić powieki i przemyć twarz. Szybko się
ubrałam, a potem zeszłam na dół. Musiałam jeszcze upiec owocowe mufinki tak aby
były świeże. No i pokroić ciasta na kawałeczki aby wystawić je za szybką. A
więc zapowiadał się kolejny, tak samo
monotonny, wypełniony pracą dzień. Na szczęście dzięki
temu mogłam zarobić, więc nie narzekałam. No i przede wszystkim zapomnieć o
Tomku, który nie dawał znaku życia.
Dlatego ucieszyłam się gdy około południa do „Słodkiego
świata” weszła młodziutka mała blondyneczka pytając o ofertę pracy. Wyglądała
bardzo schludnie: miała na
sobie bawełnianą, białą koszulkę i plisowaną spódnicę.
Długie włosy spięła w zwykły kucyk. Podobnie jak ja.
– Dzień dobry.-
powiedziała z uśmiechem.- Ja w sprawie pracy.
– Dzień dobry.
- odparłam. Potem patrząc na kolejną kobietę wchodzącą do cukierni dodałam:-
Proszę chwileczkę zaczekać.
– Oczywiście.-
Blondyneczka oddaliła się od lady czekając aż obsłużę klientkę.
Po kilku minutach do niej podeszłam.
– Przepraszam,
nie mam za dużo czasu, bo sama muszę wszystkim się zajmować. Może pani
usiądzie?
– Bardzo
dziękuje.- Gdy podeszłyśmy do jednego ze stolików w rogu spytałam ją:
– Poszukuję
kogoś kto zająłby się sprzedażą, sprzątaniem i obsługą klientów.- zaczęłam jej
wyjaśniać. Potem wspomniałam o szczegółach pracy, o niezbyt atrakcyjnej pensji
i pracą w soboty. Dziewczyna nie narzekała. Wydawała się nawet bardzo
zadowolona. I choć była pierwszą osobą która się zgłosiła wzbudzała miłe
wrażenie. Dlatego powiadomiłam ją, że przyjmę ją na okres próbny.
– Och, tak się
cieszę. Czy mam zacząć od dziś?
– A mogłaby
pani?- spytałam z nadzieją w głosie, której nie mogłam ukryć.
Postanowiłam jednak być szczera. - Od prawie miesiąca
prowadzę ten lokal całkiem sama i trochę przeliczyłam się ze wszystkim.-
przyznałam.
– Proszę się
nie martwić.- Kobieta uśmiechnęła się szeroko, jakby uspokajająco.- Wszystkim
się zajmę. Pracowałam już takiej jednej restauracji: mam trochę doświadczenia.
A tak w ogóle to jestem Paulina Babecka.- Przedstawiła się.
– O Boże,
bardzo przepraszam. Ja jestem Anna. Anna Parulska.- Czułam się odrobinkę
zażenowana faktem, że dopiero teraz mówię jej tak podstawową rzecz. Na
szczęście ją to odrobinkę rozśmieszyło.
– Nic się nie
stało. A więc mam zacząć już teraz?
– Tak, zaraz
pokażę pani zaplecze, sklep i inne rzeczy. A, umie pani posługiwać
się kasą?
– Oczywiście.-
W ciągu następnych dwóch godzin Paulina zaznajomiła się prawie ze wszystkim.
Była bardzo bystra i wprost tryskała niespożytą energią. A najważniejsze było
to, że klienci bardzo ją lubili. Czułam, że wreszcie od kilkunastu dni mam szczęście.
Choć tego samego dnia i w ciągu dwóch następnych zgłosiły się jeszcze cztery
osoby pozostałam przy Paulinie. Miała dwadzieścia trzy lata czyli o ponad dwa
mniej ode mnie, więc dobrze się dogadywałyśmy. No i pracowała świetnie. Cały
czas uśmiechnięta, choć po pierwszym dniu pracy gdy wszedł ostatni klient z
ulgą zdjęła szpilki na dwunastocentymetrowej platformie zamieniając je na
płaskie botki.
W niedzielę poszłam do kościoła. Teraz tylko te
cotygodniowe wizyty dawały mi jakąkolwiek nadzieję. Musiałam liczyć tylko na
siebie, bo nie znałam w stolicy nikogo odkąd moja przyjaciółka z gimnazjum
Klaudia i jednocześnie była pracodawczyni i właścicielka cukierni którą potem
mi sprzedała wyszła za mąż przeprowadzając się do Częstochowy. Mój rodzinny dom
znajdował się ponad 60 km od Warszawy, a choć rodzice nadal żyli to po moim
nieudanym ślubie praktycznie zaniechali ze mną kontaktu. To znaczy moja mama:
byłam pewna, że tata z pewnością by do mnie zadzwonił tyle, że jego łagodne
usposobienie nie pozwoliło mu się przeciwstawić matce. Poza tym zmieniłam numer
telefonu, więc kontakt mógł być tylko jednostronny. A mama tylko słysząc mój
głos się rozłączała (początkowo kazała mi wracać strasząc i grożąc, ale chyba
zorientowała się że to nic nie da bo przestała).
Nawet po czterech miesiącach od mojej ucieczki na miesiąc
przed ślubem z
Dawidem Raczkowskim nie potrafiła mi tego wybaczyć. Dla
niej fakt, ze narzeczony zdradził mnie z koleżanką nie był ważny. Ważne było
to, że przepuściłam okazję na złowienie bogatej partii. Chociaż nie, zabrzmiało to tak jakby nie
liczyło się dla niej moje dobro, że była materialistką. A wcale tak nie było,
bo bardzo mnie kochała. Tyle, że po prostu uważała, iż dzięki pieniądzom będę
szczęśliwa, że przed ślubem wielu mężczyzn robi różne głupie rzeczy by potem
stać się wzorowymi ojcami i mężami. A przynajmniej tak starałam się ją
tłumaczyć przed samą sobą.
Następnego dnia, czyli piątego dnia odkąd Paulina zaczęła
dla mnie pracować byłyśmy już na ty. Zadowolona z jej pracy poprosiłam ją o krótką
rozmowę.
– Coś nie tak?-
spytała zmartwiona.
– Nie, skąd.
Jestem bardzo zadowolona z twojej pracy, ale na razie dochody nie są zbyt
duże i nie mogę sobie pozwolić na to
by...
– Proszę, nie
zwalniaj mnie.- Jęknęła niemal. Jej gasnący uśmiech mówił mi wszystko.
Najwyraźniej z jakiegoś powodu bardzo zależało jej na ten pracy.- Obiecuję, że
postaram się jeszcze bardziej.
– Paulina, to nie
o to chodzi- zaprzeczyłam jej szybko. Nie chcę cię zwolnić.
– O Boże, dzięki.
Ale...w takim razie o co chodzi?
– Chodzi o
twoją pensję. Wiem, że rozmawiałyśmy o tygodniówkach, ale musiałam wpłacić
kolejną ratę za kredyt i...
– Och- Paula
beztrosko machnęła ręką.- O to na razie się nie przejmuj. Na razie nie muszę
przejmować się kasą...to znaczy mam jeszcze trochę oszczędności.- Dodała z
niepewną miną. Wiedziałam, że coś przede mną ukrywa, może ma jakieś swoje
prywatne problemy, ale w końcu nie powinno mnie to obchodzić. I tak miałam masę
swoich.
– W takim razie
wracaj do pracy. Obiecuję, że w przyszłym tygodniu wszystko
ci wypłacę.
– Nie ma sprawy.
– Jeszcze raz
dziękuję. Idę do kuchni. Gdyby coś to wołaj.
– Okej. Aha, i
najpierw zajmij się pieczeniem tych ptysiowych ciasteczek.
Klienci wciąż o nie pytają.- Przytaknęłam jej ruchem
głowy, bo już podchodziła do lady. I zajęłam się pieczeniem.
Po jakiejś godzinie ciasto parzone było gotowe. Zajęłam
się robieniem kremu a potem nadziewaniem nim pałeczek. Po wszystkim nie mogłam
się powstrzymać od zjedzeniem reszty. Od zawsze byłam niezwykłym łasuchem.
Dlatego gdy zadzwonił telefon z pełną buzią chwyciłam go do ręki. I oniemiałam
na widok imienia które tam widniało: Tomek. Nieomal się nie zakrztusiłam gdy
pospiesznie przełykałam słodką masę. W głowie kłębiło mi się tysiące myśli:
począwszy od ulgi, że wszystko w porządku, a skończywszy na strachu i lęku,
który towarzyszył mi od całego tygodnia podczas którego się do mnie nie
odzywał. Jak on w ogóle śmiał?! I na dodatek teraz do mnie dzwonił? Szybko
odebrałam:
– Jeśli
sądzisz, że tym razem wywiniesz się tak łatwo to jesteś w błędzie. Jestem na
ciebie wściekła.- zaczęłam. Jednak on szybko mi przerwał.
– Bardzo
przepraszam, tu Krzysztof Kamiński. Dzwonię, bo komórka mojego brata pełna była
połączeń od pani. Sądziłem, że może chodzić o coś ważnego.
– Och...- z
konsternacji nie wiedziałam co mam wykrztusić. Bo okazało się, że przed chwilą
napadłam na niewłaściwego człowieka. - A więc jest pan bratem Tomka?- spytałam
całkiem niepotrzebnie.
– Tak.- potwierdził.-
Czy mogę w czymś pomóc? Tomek miał wypadek i...
– Słucham?-
przerwałam mu gwałtownie.- Jaki wypadek? Kiedy?
– W poprzednią
sobotę.
– O Boże.- A
więc tej samej nocy kiedy zniknął po tajemniczym telefonie od siostry, która
wcale nie musiała nią być.- Co z nim? Czy to coś poważnego?- Spytałam.
– Obawiam się,
że tak.- Poczułam bolesny skurcz w dole brzucha. Boże, a jeśli on umrze? Jeśli
umiera w tej chwili?! A ja przez ten cały czas jestem na niego wściekła? Jaką
głupią idiotką się okazałam!- Bardzo panią przepraszam.- w słuchawce znów
zabrzmiał głos nieznanego mi brata Tomka.- Może zabrzmi to trochę niegrzecznie,
ale nie mam pojęcia kim pani jest i nie chciałbym się wdawać w żadne szczegóły.
– Och, no tak.
Ja jestem Anna…- Zawahałam się na chwilę. Jednak to imię najwyraźniej
Krzysztofowi nic nie mówiło. Wszystko wskazywało na to, że Tomek nie wyjawił
bratu swojej znajomości ze mną, więc na razie było na to za wcześniej.- Ania
Parulska. I ja...- z trudem przełykałam ślinę.- od jakiegoś czasu spotykałam
się z Tomkiem. A gdy ponad tydzień temu on zniknął sądziłam, że jest u siostry,
bo tak mi powiedział zanim odjechał i...
– Zgadza się.
Jechał w tym samochodzie razem z moją siostrą Mają.
– To znaczy,
że...że to był wypadek samochodowy? I Tomek rozbił się razem z nią?
– Tak. Tyle, że
Majka wyszła z tego w znacznie lepszym stanie. Choć nie do końca...- zaczął mi
opowiadać sam z siebie najwyraźniej uspokojony faktem,
że znałam jego brata na tyle, by wiedzieć o jego nocnym
spotkaniu z Mają.
-...bo straciła dziecko.
– Tak mi
przykro.- powiedziałam odruchowo, bo na pewno nie z głębi serca. W tej chwili
myślałam tylko o moim ukochanym, a nie o nieznanej sobie dziewczynie.- A co z
Tomaszem? Czy on...czy on z tego wyjdzie?
– Lekarze dobrze
mu rokują, ale on wciąż się nie obudził.
– Czy ja mogę do
niego przyjechać? Proszę podać mi adres szpitala.
– Jest w
szpitalu świętego Franciszka na ulicy Brzeskiej, ale gdy jego stan się nie
poprawi zamierzamy go przenieść do prywatnej kliniki.
– Dziękuję panu
bardzo za informację. Przyjadę tam za niecałą godzinę.
– Jak pani
chce.- odparł mi jeszcze, ale ja już odkładałam telefon. Szybko zdjęłam fartuch
i pobiegłam na salę. Powiadomiłam Paulinę o swoim wyjściu, a właściwie
wybiegnięciu z lokalu i wsiadłam w pierwszy podjeżdżający autobus. Wciąż byłam
w niegasnącym szoku z powodu tego czego się dowiedziałam.
A więc mój Tomek miał wypadek samochodowy. Żałowałam, że
nie zapytałam Krzysztofa o szczegóły. Mówił, że właściwie dobrze rokuje, ale to
nic nie znaczyło. To był tylko pusty frazes. Czułam wyrzuty sumienia z powodu
myśli jakie o nim miałam. Sądziłam, że znów zajmuje się jedną z tych swoich
tajemniczych spraw i po wszystkim zjawi się jak zwykle z przeprosinami. Ale tak
się nie stało choć bardzo bym tego chciała. Jak to się stało, że miał wypadek?
Czy to była jego wina? A może to jego siostra prowadziła auto? Nie miałam
pojęcia. W głowie kłębiła mi się masa pytań na które nie znałam odpowiedzi.
Przede wszystkim jednak chciałam go zobaczyć. Pragnęłam tego wręcz rozpaczliwie.
Dotarłszy do szpitala podeszłam do recepcji pytając o
Tomka Kamińskiego starszą kobietę, która tam stała. Szpital był duży, a ja nie
miałam pojęcia gdzie znajduje się Tomasz. Na OIOM-ie? A może intensywnej
terapii?
– Dzień dobry.
Chciałam zapytać o Tomasza Kamińskiego. Miał wypadek ponad tydzień temu. Gdzie
mogę go znaleźć?
– Jest pani z
rodziny?
– Tak-
odparłam, bo właściwie tak było. Kobieta usiadła przed monitorem kilka razy coś
klikając. Potem skierowała mnie na właściwe piętro i salę. Podziękowałam jej
uprzejmie po czym od razu pobiegłam do windy. Była zajęta więc z irytacji
zaczęłam tupać nogą. Był to mój głupi nawyk jeszcze z dzieciństwa. Po
kilkudziesięciu sekundach zrezygnowałam: nie mogłam przecież czekać. Wbiegłam
więc na schody. W końcu trzecie piętro nie było aż tak wysoko. Mimo to
pokonanie tej wysokości sprawiło, że na miejsce dotarłam nieźle zziajana.
Od razu rozpoznałam Krzysztofa Kamińskiego. Był młodszą
kopią Tomka, więc przez moment sądziłam nawet że to on stoi w końcu korytarza. Te
same błękitne oczy, choć u Tomasza w pełnym świetle zdawały się wpadać w
fiolet, kwadratowa szczęka, budowa ciała...Jedyne co ich różniło na pierwszy
rzut oka była fryzura. Bo włosy stojącego obok mnie mężczyzny były nieco
dłuższe niż krótko przystrzyżone zwykłą maszynką włosy mojego ukochanego. Po
chwili z sali obok wyszły dwie kobiety. Jedna była niziutką blondynką z dużym
brzuchem-
podejrzewałam, że sądząc z wielkości wkrótce będzie
rodzić- i drugą: wysoką brunetkę, której twarz szpecił spory siniak. Mimo to
nie sposób było nie dostrzec jej urody: długie, lekko kręcące się włosy
układały się na plecach falami, ciemna sukienka była dopasowana do sylwetki,
więc można było z powodzeniem dostrzec idealne wcięcie w talii i długie nogi
nieznajomej przedłużone jeszcze przez buty na niebotycznie długich obcasach.
Były mniej więcej w moim wieku. Obie podeszły do brata Tomasza i coś mu zaczęły
wyjaśniać. W oczach obu kobiet czaił się smutek. Zdusiłam w sobie uczucie
niepokoju. Kim były dla mojego Tomka? I dlaczego właśnie wychodziły z jego
pokoju? Na moment zaniechałam obserwacji zauważając, ze jedna z kobiet
zauważyła, że im się przyglądam. Tchórzliwie się odwróciłam, ale zdałam sobie
sprawę, że to bezsensowne bo przecież stałam blisko sali Tomasza. Mogłam oczywiście
udawać głupią i pomyłkę, ale przecież zależało mi na tym by dowiedzieć się
czegoś o stanie zdrowia mojego ukochanego. Z sercem w gardle podeszłam do
Krzysztofa Kamińskiego zmuszając się do lekkiego uśmiechu.
– Dzień dobry. To
ja jestem Anna. Rozmawialiśmy godzinę temu...
– Ach tak.- Gdy
się uśmiechnął poczułam się pewniej. Bo cała jego postawa, garnitur który miał
na sobie i aura władczej pewności siebie była dość onieśmielająca. Nie mogłam
uwierzyć, że to brat Tomka, który chodził w zwykłych bawełnianych koszulkach i
wytartych dżinsach. Tylko raz widziałam go w białej koszuli. Gdy załatwiał
jakąś sprawę w urzędzie.- A więc to pani.- Nie wiedziałam czemu mi się tak
przypatrywał. Trudno było zdecydować czy jego spojrzenie wyraża pogardę czy
tylko ciekawość, ale mimo to poczułam się nieswojo.
– Czy on...to
znaczy Tomek...czy można go odwiedzać?
– Teraz już
tak, właśnie wyszła od niego moja żona i siostra.- Uspokojona przeniosłam wzrok
na ciężarną kobietę, którą obejmował. A więc to nie było dziecko Tomka...nie
wiem jak mogłam nawet przez chwilę to podejrzewać. A ta druga piękność to jego
siostra. No tak, mogłam się domyśleć. Pewnie te prawie niewidoczne na pierwszy
rzut oka zadrapania i wielki blednący siniak były jeszcze pozostałościami po
wypadku. Potem przypomniałam sobie coś jeszcze: kilkadziesiąt minut temu
Krzysiek powiedział, że Majka straciła dziecko. To stąd jej nieobecne jakby
puste spojrzenie.
– Czy ja mogę go
zobaczyć?- właściwie to nie wiem czemu go o to zapytałam.
Chyba przez to, że wydawał się być jakimś przywódcą.
– On nadal śpi.
Lekarz kazał mu odpoczywać.- wtrąciła się brunetka o pustych oczach.- A kim
pani w ogóle dla niego jest?- Blondynka rzuciła tamtej wymowne spojrzenie.
– Ja...ja
jestem Ania. To znaczy...ja spotykam się z Tomkiem od ponad trzech miesięcy.-
Zabrzmiało to żałośnie głupio nawet w moim odczuciu. Właśnie: znałam go trzy
miesiące i co mi strzeliło do głowy żeby się z nim zaręczyć i zamieszkać? A na
dodatek przeszło tydzień temu... - Bardzo mi przykro z powodu wypadku.- dodałam
jeszcze, bo nie wiedziałam co jeszcze mogę powiedzieć. Tamta uśmiechnęła się
smutno.
– Dziękuję.-
odparła. Potem jakby z zamyśleniem spytała- Czy to pani była z
Tomkiem gdy do niego dzwoniłam? Mówił, że jest u niego
jakaś Ania...to znaczy, przepraszam. Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało.
– W porządku-
odparłam z wysiłkiem choć i ja pomyślałam sobie, że wyszło na to, iż jestem
jedną z panienek Tomka. Tyle, że ja wiedziałam że tak nie jest. Przeważnie.
– Tomek mało o
pani wspominał. A właściwie to nie wspominał- drążyła dziewczyna. Nie
wiedziałam o co jej chodzi.
– Majka-
syknęła żona Krzysztofa. On też spojrzał na siostrę twardo. Ona jednak
odpowiedziała tej dwójce wzruszeniem ramion. Nie zrobiła na mnie dobrego
wrażenia. Poczułam do niej antypatię. Czyżby sugerowała, że jestem dla jej
starszego brata nikim? Gdyby tylko wiedziała...
– Bardzo panią
przepraszam, ona dużo ostatnio przeszła i...- Krzysztof urwał na widok mojej
dłoni. Pospiesznie schowałam ją za siebie bojąc się, że zobaczę na niej jakąś
plamę. Przy nich w swojej poplamionej mąką bluzce, związanych byle jak włosach
i zaczerwienionej z wysiłku twarzy kontrast między moim niechlujstwem a ich
wytwornością był wręcz groteskowy. Na pierwszy rzut oka było widać, że to
bogacze. Nie musiałam specjalnie znać się na jakości materiałów czy interesować
modą by stwierdzić, że ich ciuchy nie pochodzą z bazaru tak jak moje. Nie
wyglądali ostentacyjnie: nosili je bez nonszalancki, która charakteryzuje
dorobkiewiczów, więc wiedziałam że musieli urodzić się w złotym czepku i
pieluszce. Tomek zupełnie do nich nie pasował.
– On też
niewiele o pani wspominał- odgryzłam się jej. Już rozumiałam czemu Tomek tak
mało powiadał mi o swojej rodzinie ograniczając się tylko do tego, że ma
młodszą siostrę i brata, którzy mieszkają daleko stąd. Byli aroganccy,
zwłaszcza ta pannica. Przypomniałam sobie jak Tomek mi powiedział, że jego brat
ożenił się z bogatą dziewczyną, którą najpewniej była Agnieszka. I to pewnie
ona zadbała o bratową, która była wredną kobietą. Nie obchodziło mnie to, że
straciła dziecko. To nie uprawniało jej do takiego zachowania wobec osoby,
której nie znała tylko dlatego, że była usmarowana mąką i roztrzepana.- Oprócz
tego, że macie słaby kontakt z powodu zbyt dużej odległości.- dodałam.
– Co ma pani na
myśli?- Brunetka wyglądała na wyraźnie
zdziwioną.
– Przecież
mieszka pani na drugim końcu Polski.
– Rzeczywiście.-
prychnęła- Mieszkam w Warszawie od urodzenia tak jak moi obaj bracia.- Znów
poczułam się głupio. Ale przecież Tomek mówił że mieszkają w Gdańsku... Czyżby mnie
okłamał? Dlaczego powiedział, że jego rodzeństwo mieszka daleko? Poczułam
uczucie niepokoju, ale zaraz je zdusiłam bo w swojej głowie znalazłam gotową
odpowiedź: właśnie dlatego. Bo nie chciał się z nimi zadawać.
– Przepraszam,
czy moglibyśmy najpierw porozmawiać?- Wtrącił się do naszej dyskusji Krzysztof.
Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie miałam o czym. Chciałam jak najszybciej
zobaczyć Tomka, mocno go objąć i przytulić. Dlaczego ta święta trójca mi na to
nie pozwalała. Miałam ochotę odmówić. Ale jednak z moich ust wydobyło się co
innego.
– Oczywiście.-
odparłam.
– To zajmie tylko
chwilkę.- Uprzedził.- Zejdziemy do bufetu?- Już miałam
kiwnąć głową, gdy ujrzałam wkraczającą do sali gdzie
leżał Tomek inną kobietę równie wytworną jak te dwie, które stały obok mnie.
– Kim ona jest?-
spytałam. Krzysztof spojrzał porozumiewawczo na żonę, ale
Majka odparła po prostu:
– To Ilona
Olkowska. Dziewczyna Tomasza.
JAK PEWNIE SIĘ DOMYŚLILIŚCIE, TA HISTORIA BĘDZIE KONTYNUACJĄ LOSÓW ANI I TOMKA Z CYKLU BRYLANTOWEGO LICEUM. DLA PORZĄDKU DODAM, ŻE POSTANOWIŁAM COFNĄĆ AKCJĘ O NIECO PONAD TYDZIEŃ ZANIM TOMASZ SIĘ OBUDZIŁ CO WIEMY Z MIŁOSNEGO GALIMATIASU. ALE, ŻE TERAZ PEWNE FAKTY UKARZĄ NAM SIĘ Z PERSPEKTYWY ANI. MAM NADZIEJĘ , ŻE HISTORIA WAM SIĘ SPODOBA.
Już jest rewelacyjna świetna jak poprzednie jestem zachwycona na pewno będę czekać z niecierpliwością na kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńNie mogłam doczekać się kontynuacji tej historii i w końcu jest! :) A koniec jak zwykle zaskakujący, mam nadzieję, że Tomek nie bedzie miał amnezji pourazowej i nie zapomni o Ani.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kinga :)
Och, jak ja się cieszę na kontynuację :)
OdpowiedzUsuńUśmiech od ucha do ucha.
Hmm, czekam z niecierpliwością.
Pozdrawiam
Ania
Właśnie przeczytałam kilka ostatnich rozdziałów Miłosnego Galimatiasu tak dla przypomnienia i troszkę zachowanie Mai w tym opowiadaniu odbiega od zachowania w MG bo tam zdecydowanie nie cierpiała Ilony i raczej pozytywnie wszyscy wyrażali sie o nowej znajomej która była dzwoniąca wiele razy na Tomka telefon Ania. Zresztą tam chyba nie pojawiła się przed jego obudzeniem bo gdy odzyskał świadomość to nadal nie wiedzieli kim jest Ania i dyskutowali o tym. Więc troszkę zaplątane ale na pewno rewelacyjne z innej perspektywy.
OdpowiedzUsuńMasz rację trochę zaimprowizowałam sobie z faktami ale po prostu zalozylam ze wtedy w szpitalu gdy Tomek usmiechnal sie do Mai nie odzyskal przytomności. Stalo sie to kilka dni później (ostatnia finałowa scena z Milosnego Galimatiasu) i wody to Krzysztof zadzwonił do Ani a nie Agnieszka. Poza tym Maja w dalszym ciagu nie będzie lubila Ilony: tutaj po prostu oznajmila Ani fakt iż Ilona spotykala sie z Tomkiem (w końcu poszli razem nawet na jej wesele). Poza tym przypomnij sobie scenę tuz przed wypadkiem kiedy Maja w samochodzie pyta brata o damski glos który slyszala gdy do niego dzwonila. On nie dokończył zdania wie niejako wyniklo z tego ze traktuje Anie jak zabawke. Poza tym nie zapominajmy ze Maja cierpi z powodu straty dziecka i Filipa (właśnie tutaj troche pofiglowalam z czasem zakladajac ze jeszcze się nie pogodzili) Jednak zapewniam ze dalej akcja będzie juz bardziej naturalna.
UsuńCo ile dni zamierzasz dodawać kolejne rozdziały oczywiście niezobowiązująco tylko tak raczej orientacyjnie
OdpowiedzUsuńStandardowo: jak najszybciej poki jeszcze sa wakacje. Mysle jednak ze co trzy cztery dni. Raczej nie wczesniej bo wole zachować jakas regularność (np w cieniach poczatek pisałam troche z wyprzedzeniem dzieki temu części pojawiały sie z taka samą częstotliwości a potem niestety przestalam tak robic dodając je na bieżąco i kilka bylo dodanych bardzo szybko ale potem zaledwie raz na tydzień. Teraz wolałabym tego uniknąć.) niż dodawać raz co dwa innym razem co siedem czy osiem dni. Z tym opowiadaniem jest jeszcze problem chronologiczności wiec muszę przypomnieć sobie fakty z poprzedniej części żeby niczego nie poplątać by fabula jako tako byla spojna i logiczna.
UsuńDzięki za wyjaśnienia jesli chodzi o bieg akcji wszystko jest spójnie napisane te drobne rzeczy ktore przytoczyłam to właściwie z pozoru wydają się może odrobinę niezgrywające się ale masz całkowicie rację że wystarczy się dobrze wyczytać bo tak jak juz pisałam to jest z innej perspektywy. Wszystko jest swietnie napisane i jak ktoś czyta te losy od samego początku tak jak ja (po kilka razy juz czytałam te Twoje opowiadania tak mnie zauroczyły) to nie będzie miał żadnego problemy. Jestem pewna ze Twoi czytelnicy bedą zachwyceni nowym opowiadaniem. Powinnaś wydać książkę
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na kontynuację losów właśnie tej pary, tak jak sugerowałam w którymś komentarzu (chociaż na pewno nie tylko moja sugestia na to wpłynęła). Z twoją wyobraźnią i twoim talentem na pewno powstanie kolejna świetna historia, mam nadzieję, że z happy endem:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ewelina
Kiedy będzie nowa część? :) czekam z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńMam problem z Internetem ale może uda mi się dziś wrzucić kolejna część z pomocą telefonu. Ale niczego nie mogę obiecać. To czynnik niezależny ode mnie.
UsuńOjej... Przepraszam, ale nie za bardzo ogarniam, gdzie mogę znaleźć Miłosny Galimatias XD
OdpowiedzUsuńMiłosny galimatias zamieściłam na stronie Quku (kategoria: opowiadania miłosne), od której zaczęła się moja przygoda z pisaniem, pod pseudonimem nowicjusz. Dopiero po jakimś czasie zdecydowałam się na własny blog. Miałam zamiar skopiować tu swoje wszystkie wcześniejsze opowiadania i parę już mi się udało, ale jakoś zawsze brak mi czasu...Poza tym założyłam, że wszystkie moje czytelniczki "zdobyłam" właśnie z Quku. Ale postaram się niedługo wrzucić pozostałe.
Usuń