Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 13 sierpnia 2015

Ktoś całkiem inny: Prolog i Rozdział I



PROLOG


   I jak s czujesz po?- Spytał kobietę mężczyzna prowadzący samochód. Anna z szerokim uśmiechem na ustach spojrzała na niego.
   Wspaniale.- rozmiała się.- Boże, wciąż nie mogę uwierzyć, że napraw to zrobiliśmy. Przecież to szaleństwo.
   Może, ale jestem szczęśliwy, a ty nie?
   Jasne, że tak. Tomek?
   Aha?
   I co teraz będzie?- parsknął śmiechem.
   Koniec świata?-Zażartował. Ofuknęła go łagodnie bijąc w ramię. Bo przecież to on kierował autem, więc  musiała dbać o swoje bezpieczstwo.
   Pytałam poważnie.- Na moment przeniósł wzrok znad kierownicy i spojrzał na nią wzrokiem pełnym rozbawienia i...czułości.
   Wszystko co sobie zamarzymy.
   Naprawdę? Och, ja... ja nie mogę w to uwierzyć.- Zanurzyła s głębiej w fotelu.- A gdzie teraz jedziemy?
   Najpierw zjemy coś na mieście, a potem pojedziemy do mnie.
   Do tej twojej rudery?
   Hej, mój dom jest bardzo gustowny. I niedługo będzie też twoim domem.
   Uch, j zaczynam żałować.
   W takim razie bardzo mi przykro, ale teraz już na to odrobinkę za późno. Jesteś już moja.
Zgodnie z planem sdzili uroczy wieczór w restauracji. Potem, gdy zbliżała s już sdma wieczorem, Ania spontanicznie zaproponowała wypad nad jezioro.
   Czemu nie?- powiedział tylko Tomasz.- Choć był już czerwiec woda nadal nie była zbyt ciepła. Dlatego pijąc szampana (a właściwie tylko Anna go piła) i rozkładając koc spędzili wieczór wpatrzeni w fale i mocno objęci. Potem położyli s na kocu.
   Gwiazdy są takie piękne i niezwykłe, prawda? Mogłabym się w nie wpatrywać godzinami.
   Ja za to mam ciekawszy obiekt do patrzenia.- Parulska przeniosła wzrok na Kamskiego. Zmarszczyła brwi rozumiejąc, że mówi o niej.
   Jeśli będziesz mi s tak przypatrywał to cała się zarumienię.
   Cała?- prowokował przysuwając s do niej na kocu.
   Jesteś okropny.- westchnęła chwilę z nim walcząc, ale potem posłusznie kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Jego dłonie zaczęły krążyć po jej ramionach i talii.- Czyżby próbował mnie pan uwieść panie Kamiński?
   A jak pani myśli?- zsunął ją z siebie delikatnym ruchem, a potem nachylił. Wolno zbliżając twarz do jej twarzy w końcu ruchem lekkim jak powiew wiatru dotknął jej ust. Odwzajemniła pocałunek. Potem jednak odezwała się:
   W takim razie wracajmy już do domu.
   Tak, masz rację. Dziś nasza pierwsza wspólna noc, prawda?
   Skoro aż tak s poświęciłeś i ci na niej zależało...- Posłała mu zalotne spojrzenie jakimś magicznym ruchem wysuwając s spod jego ciała. Gdy wstała wyciągnęła do niego rękę- No chodź, wracajmy już lepiej. Zmarzłam.
   Akurat. Po prostu nie możesz się już doczekać.
   Chyba śnisz.- W drodze powrotnej przez cały czas sśmiali.
Gdy dotarli do mieszkania Tomka było już dobrze po północy. Nie spieszyli się jednak. Chcieli aby ta noc była wyjątkowa.
W środku pierwsze co zrobiła Ania to zaparzenie gorącej herbaty. Oboje poszli do kuchni.
   Chyba smigasz.- Stwierdził kilka minut później Kamiński, gdy Ania zaproponowała, że coś ugotuje.
   Ależ skąd. Wręcz przeciwnie. Dbam o ciebie.
   Skoro tak to chodź tu do mnie i mnie pocałuj.
   To rozkaz?- Zażartowała, ale już wstała z krzesła i podeszła do niego. Tomek również wstał. Obejmując Anię zaczął powoli kierować s w stronę sypialni.
   Uważaj na próg- Zdołał wyszeptać między pocałunkami- Możesz s potknąć.
   Mówiłam, że to rudera.- Odezwała się gdy miała ku temu okazję. Potem jednak zupełnie o tym zapomniała. (inna sprawa, że mówiąc w ten sposób o jego ukochanym mieszkaniu tylko się z nim droczyła) Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, pełne pasji i żaru jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Zaczęła żałować, że tak długo wstrzymywała s z tym sposobem wyrażania mości. W końcu kochała Tomka, a on ją. Na co mieli jeszcze czekać? I wtedy właśnie zadzwonił telefon. Kamiński chciał go zignorować, ale Ania odsunęła się od niego wyswobadzając się z objęć.- Odbierz.
   Może dzwonić i sam prezydent, ale i tak nic mnie od ciebie nie odciągnie.- znów próbował przyciągnąć ją z powrotem do siebie. Nie pozwoliła na to.
   Daj spokój, to może być coś ważnego- Sama nie rozumiała czemu była taka empatyczna w stosunku do nieznanego właściciela numeru, który dzwonił do Tomasza prawie o pierwszej w nocy.
   Okej.- Mężczyzna ciężko westchnął a potem patrząc na wyświetlacz przyłożył komórkę do ucha.- Halo, Maja? Pogięło cię? Wiesz która jest godzina?- mówił szeptem. Potem zmarszczył czoło, a gdy ponownie s odezwał w jego głosie brzmiała tylko troska- Maju? Wszystko w porządku? Halo? Jesteś tam Płaczesz? Co s dzieje?- Ania zaniepokoiła się słysząc te sumione słowa. Zwłaszcza gdy Tomek z powrotem poszedł do kuchni. Chcąc zrozumieć jak najwięcej podeszła do drzwi.- Boże, co s stało?! Gdzie jest Filip? Coś ci zrobił?- usłyszała i trochę się zaniepokoiła. Kim była tajemnicza Maja i Filip?.. - Nic nie rozumiem. W głęboki oddech i powiedz mi gdzie jesteś. Przyjadę po ciebie...Gdzie? Powiedz mi. Widzisz jakiś charakterystyczny znak?...Dobra, wiem gdzie jesteś. Nie ruszaj sstamtąd. Będę jak najszybciej s da za jakieś...dwadzieścia, trzydzieści minut. Tylko nigdzie już nie idź, okej?- To nie był dobry znak. Anna żałowała, że namówiła Tomka do odebrania komórki. Wcale nie chciała aby tej nocy gdy w końcu zdecydowała s na krok do przodu tak to wszystko sskończyło.- Nie ma za co. Uspokój s trochę, będzie dobrze.- powiedział jeszcze do słuchawki. Był bardzo zdenerwowany i zaniepokojony tym czego dowiedział się od Mai. Teraz jednak chciał skupić s na Ani. Spojrzał na nią wzrokiem zbitego szczeniaka.- Przepraszam kochanie, to była moja siostra. Wybacz mi, nie wiem co się stało. Mus po nią jechać.
   Teraz?
   Tak- podszedł do niej cmokając w policzek- Bardzo cię przepraszam.
   Ale przeci ona mieszka w Gdańsku...Chcesz jechać po nocy? To aż tak poważna sprawa?- Zauważyła jego zmieszanie. I czuła, że coś jest nie tak.
   Przepraszam, wyjaśnię ci to jak wrócę.
   Czekaj!- złapała go za ram zapinając na wpół rozpiętą koszulę.- Jadę z tobą.- Nie chciała spędzić tej nocy sama zastanawiając s nad przesością Tomka. Bo wciąż był bardzo tajemniczy i wiele jeszcze o nim nie wiedziała. A przynajmniej czuła tak całą sobą.
   To nie jest najlepszy pomysł.- Odparł przytulając ją, a Anna sumiła uczucie rozczarowania. Przeci powinna się tego spodziewać. Zawsze był małomówny i niewiele wyjaśniał, więc czemu tym razem miałoby być inaczej?- Nie wiem o co chodzi, a ona jest przerażona. Wrócę jak tylko będę mógł. Wiem, że nie tak miał sskończyć ten dzień.
   Dlaczego nie mogę jechać  z tobą?- Spróbowała raz jeszcze.
   Bo nie wiem ile to może potrwać. Na dodatek jest noc. Kładź się spać i zaczekaj na mnie w łóżku.- Błahe i nic nie znaczące wymówki, pomyślała. A co jeśli Majka nie była jego siostrą? Jeśli, jeśli on ją kocha, tę kobietę która właśnie dzwoniła? Przełknęła gwałtownie ślinę. Nie, przeci dzisiaj...
   Tomek...- spróbowała, ale gdy spojrzał na nią tak jak teraz z tym nieśmiałym uśmiechem przestała się obawiać. Przeci wierzyła w to, że ją kocha. Teraz to nie pora na okazywanie zazdrości.
   Proszę, kochanie.- Po raz ostatni pocałował ją  w usta. Ania skapitulowała. - Napraw muszę już iść. Nie wiem co s z nią stało, ale była przerażona. Gdyby to był ktoś inny zignorowałbym go, ale ona...
   Rozumiem. Jedź- Odparła, choć wcale niczego nie rozumiała. Była totalnie zdezorientowana czując, że w swoje wielkie macki pochwyci ją coś czego nawet nie jest w stanie zrozumieć. Otrsnęła się ze swoich myśli słysząc wołający od progu głos Kamińskiego:
   Kocham cię- Zawołał jeszcze zanim wyszedł. Uśmiechnęła s uspokojona. Wbrew wszystkiemu tylko to s liczyło. A jego miłości była pewna.
   Ja też cię kocham- Odszepnęła. Tyle, że gdy tylko została sama poczuła niepokój. Zupełnie jakby przeczuwała, że stanie się coś złego.



ROZDZIAŁ I


Kilka dni później.


   Pros bardzo, pani reszta.- Z uśmiechem na ustach wcisnęłam drobne do pomarszczonej twarzy staruszki. Odpowiedziała mi w ten sam sposób, a potem pożegnała. Przyjęłam to z ulgą. Była dziś moją ostatnią klientką.
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła piąta i wreszcie moam zamknąć lokal. Z radosnym westchnieniem opadłam na pierwsze lepsze krzesełko. Wiedziałam, ze za kilka minut będę musiała wstać aby posprzątać, ale nigdy nie wybiegałam myślami wstecz. Lubiłam żyć chwilą: carpe diem jak mawiali epikurejczycy.  Nawet jeśli owa chwila miała bym moją jedyną okazją do odpoczynku.
Może to właśnie dlatego nie załamam się gdy Tomek zniknął przed kilkoma dniami. A dokładnie czterema. Sama nie wiedziałam czy bardziej czuję na niego złość, wściekłość, gniew czy może tęsknotę i obawę. Ta ostatnia dręczyła mnie coraz częściej. A co jeśli coś mu s stało? Jeśli miał wypadek albo nie żyje? Tyle, że gdyby tak było jego komórka nie nadawałaby sygnału. I ktoś by mnie przeci o tym powiadomił. Dlatego czekam przez cały ten czas na jakikolwiek znak.
Nie zliczę już ile wysłałam mu wiadomości oraz ile dzwoniłam: jednak za każdym razem włączała s poczta. Tak było i tym razem. Dlatego od teraz postanowiłam dać sobie z tym spokój. Tomasz potrafił mi wycinać takie numery, więc złość i niesmak zaczęły przeważać. Za kogo on się miał by mnie tak traktować? I jak ja mogłam pozwalać mu się tak traktować? Okej, rozumiałam że jego siostra mieszkała daleko i nie dzwoniłaby w środku nocy do brata mieszkającego na drugim końcu Polski gdyby nie miała powodu. Ale mimo wszystko on mógł wysłać mi jakąś wiadomość. Choćby głupiego SMS-a.
Wstałam z trudem, bo nogi piekielnie mnie bolały. Wiedziałam, że będę musiała zatrudnić jakąś osobę do pomocy, bo sama przeci nie dam sobie rady z pieczeniem, kelnerowaniem i sprzątaniem jednak na razie nie było mnie na to stać. Inna sprawa, że na moje ogłoszenie odpowiedziała tylko  jedna dziewczyna po maturze, która zamierzała zarobić na studia. Tyle, że nie zamierzała również się przy tym narobić. A jak napomknęłam jej o tym dość delikatnie prosto z mostu odparła mi, że jaka płaca taka praca. I na tym się skończyło. Z tym że długo tak nie pociągnę. Ziewnęłam. Wczorajszego dnia piekłam ciasta niemal do północy, a przez następną godzinę je dekorowałam. Dlatego teraz nawet tak prosta czynność jak zbieranie wszystkich talerzy i sztućców ze stołów była dla mnie wielkim wyzwaniem. Jęknęłam gdy obcas pantofla s wykrzywił. Wściekła zdjęłam go rzucając daleko od siebie. Potem jeszcze raz usiadłam, tym razem na podłodze. Schowam twarz w swoje dłonie i starałam się nie poddaw bolesnym myślom. To, że od prawie dwóch tygodni dawam sobie radę sama sprawiło, że już dłużej nie moam s oszukiwać. Bo tak napraw to wcale nie dawam sobie rady. Kilkakrotnie głośno westchnęłam przy czym ostatni raz niemal przeszedł w jęk. I co teraz mam zrobić? Przecimuszę spłacać kredyt, opłacać bieżące opłaty za lokach, zamówić kolejną porcję produktów, sama z czegoś żyć. A teraz co: zatrudnić jeszcze jakąś osobę? Przecież Tomek miał mi pomóc, a teraz okazywało się, że nie mogę na niego liczyć.
To wszystko zdecydowanie mnie przerosło. Tak przyjemnie było snuć arkadyjskie wizje swojej przyszłości posiadając własną cukiernię. Wszystko wydawało się proste i łatwe a tak naprawdę okazało się masą formalności, opłat i gigantycznych podatków. A ja byłam na Boga cukierniczką, a nie finansistką! A poza tym Tomek tak bardzo mnie namawiał na otwarcie cukierni mówiąc, że spełni się moje marzenie. Wielokrotnie przy tym podkreślał, że o stronę materialną nie powinnam się martwić ale ja nie chciałam od niego kolejnej pożyczki. Już bardziej pocieszenia i  wsparcia jaką niosła jego obecność czego teraz mi odmawiał…Nie dość o nim, pomyślałam. Koniec myślenia o Tomaszu.
Rozejrzałam się po lokalu: brudne stoły, naczynia, nie upiekłam na jutro nowej porcji ciast. Jutro mus wysłać ogłoszenie do gazety. Albo wywies karteczkę. W końcu do sprzątania i sprzedaży kilku deserów nie potrzeba nie wiadomo jak wielkich kwalifikacji. Od razu wyrwałam z notesu niewielką kartkę w kratkę i wyjęłam długopis. „Ekspedientka potrzebna od zaraz”, napisałam. Nie, to brzmiało jakbym była zdesperowana. Lepiej wywiesić coś zwyczajnego jak napis „ Praca” albo „poszukuję pracownicy do cukierni” Tak będzie chyba lepiej.
Gdy już się z tym uporałam nastrój trochę mi się poprawił. Za sprzątanie zabrałam się z nową energią. Posprzątałam naczynia, zamiotłam, umyłam stoliki, zmieniłam kwiaty. Potem pozmywałam i zabrałam się za pieczenie.
Gdy następnego dnia rano budzić zadzwonił o szóstej trzydzieści z trudem udało mi się uchylić powieki i przemyć twarz. Szybko się ubrałam, a potem zeszłam na dół. Musiałam jeszcze upiec owocowe mufinki tak aby były świeże. No i pokroić ciasta na kawałeczki aby wystawić je za szybką. A więc zapowiadał się kolejny, tak samo
monotonny, wypełniony pracą dzień. Na szczęście dzięki temu mogłam zarobić, więc nie narzekałam. No i przede wszystkim zapomnieć o Tomku, który nie dawał znaku życia.
Dlatego ucieszyłam się gdy około południa do „Słodkiego świata” weszła młodziutka mała blondyneczka pytając o ofertę pracy. Wyglądała bardzo schludnie: miała na
sobie bawełnianą, białą koszulkę i plisowaną spódnicę. Długie włosy spięła w zwykły kucyk. Podobnie jak ja.
   Dzień dobry.- powiedziała z uśmiechem.- Ja w sprawie pracy.
      Dzień dobry. - odparłam. Potem patrząc na kolejną kobietę wchodzącą do cukierni dodałam:- Proszę chwileczkę zaczekać.
   Oczywiście.- Blondyneczka oddaliła się od lady czekając aż obsłużę klientkę.
Po kilku minutach do niej podeszłam.
      Przepraszam, nie mam za dużo czasu, bo sama muszę wszystkim się zajmować. Może pani usiądzie?
      Bardzo dziękuje.- Gdy podeszłyśmy do jednego ze stolików w rogu spytałam ją:
      Poszukuję kogoś kto zająłby się sprzedażą, sprzątaniem i obsługą klientów.- zaczęłam jej wyjaśniać. Potem wspomniałam o szczegółach pracy, o niezbyt atrakcyjnej pensji i pracą w soboty. Dziewczyna nie narzekała. Wydawała się nawet bardzo zadowolona. I choć była pierwszą osobą która się zgłosiła wzbudzała miłe wrażenie. Dlatego powiadomiłam ją, że przyjmę ją na okres próbny.
   Och, tak się cieszę. Czy mam zacząć od dziś?
   A mogłaby pani?- spytałam z nadzieją w głosie, której nie mogłam ukryć.
Postanowiłam jednak być szczera. - Od prawie miesiąca prowadzę ten lokal całkiem sama i trochę przeliczyłam się ze wszystkim.- przyznałam.
      Proszę się nie martwić.- Kobieta uśmiechnęła się szeroko, jakby uspokajająco.- Wszystkim się zajmę. Pracowałam już takiej jednej restauracji: mam trochę doświadczenia. A tak w ogóle to jestem Paulina Babecka.- Przedstawiła się.
      O Boże, bardzo przepraszam. Ja jestem Anna. Anna Parulska.- Czułam się odrobinkę zażenowana faktem, że dopiero teraz mówię jej tak podstawową rzecz. Na szczęście ją to odrobinkę rozśmieszyło.
   Nic się nie stało. A więc mam zacząć już teraz?
   Tak, zaraz pokażę pani zaplecze, sklep i inne rzeczy. A, umie pani posługiwać
się kasą?
      Oczywiście.- W ciągu następnych dwóch godzin Paulina zaznajomiła się prawie ze wszystkim. Była bardzo bystra i wprost tryskała niespożytą energią. A najważniejsze było to, że klienci bardzo ją lubili. Czułam, że wreszcie od kilkunastu dni mam szczęście. Choć tego samego dnia i w ciągu dwóch następnych zgłosiły się jeszcze cztery osoby pozostałam przy Paulinie. Miała dwadzieścia trzy lata czyli o ponad dwa mniej ode mnie, więc dobrze się dogadywałyśmy. No i pracowała świetnie. Cały czas uśmiechnięta, choć po pierwszym dniu pracy gdy wszedł ostatni klient z ulgą zdjęła szpilki na dwunastocentymetrowej platformie zamieniając je na płaskie botki.
W niedzielę poszłam do kościoła. Teraz tylko te cotygodniowe wizyty dawały mi jakąkolwiek nadzieję. Musiałam liczyć tylko na siebie, bo nie znałam w stolicy nikogo odkąd moja przyjaciółka z gimnazjum Klaudia i jednocześnie była pracodawczyni i właścicielka cukierni którą potem mi sprzedała wyszła za mąż przeprowadzając się do Częstochowy. Mój rodzinny dom znajdował się ponad 60 km od Warszawy, a choć rodzice nadal żyli to po moim nieudanym ślubie praktycznie zaniechali ze mną kontaktu. To znaczy moja mama: byłam pewna, że tata z pewnością by do mnie zadzwonił tyle, że jego łagodne usposobienie nie pozwoliło mu się przeciwstawić matce. Poza tym zmieniłam numer telefonu, więc kontakt mógł być tylko jednostronny. A mama tylko słysząc mój głos się rozłączała (początkowo kazała mi wracać strasząc i grożąc, ale chyba zorientowała się że to nic nie da bo przestała).
Nawet po czterech miesiącach od mojej ucieczki na miesiąc przed ślubem z
Dawidem Raczkowskim nie potrafiła mi tego wybaczyć. Dla niej fakt, ze narzeczony zdradził mnie z koleżanką nie był ważny. Ważne było to, że przepuściłam okazję na złowienie bogatej partii.  Chociaż nie, zabrzmiało to tak jakby nie liczyło się dla niej moje dobro, że była materialistką. A wcale tak nie było, bo bardzo mnie kochała. Tyle, że po prostu uważała, iż dzięki pieniądzom będę szczęśliwa, że przed ślubem wielu mężczyzn robi różne głupie rzeczy by potem stać się wzorowymi ojcami i mężami. A przynajmniej tak starałam się ją tłumaczyć przed samą sobą.
Następnego dnia, czyli piątego dnia odkąd Paulina zaczęła dla mnie pracować byłyśmy już na ty. Zadowolona z jej pracy poprosiłam ją o krótką rozmowę.
   Coś nie tak?- spytała zmartwiona.
      Nie, skąd. Jestem bardzo zadowolona z twojej pracy, ale na razie dochody nie są zbyt duże  i nie mogę sobie pozwolić na to by...
      Proszę, nie zwalniaj mnie.- Jęknęła niemal. Jej gasnący uśmiech mówił mi wszystko. Najwyraźniej z jakiegoś powodu bardzo zależało jej na ten pracy.- Obiecuję, że postaram się jeszcze bardziej.
   Paulina, to nie o to chodzi- zaprzeczyłam jej szybko. Nie chcę cię zwolnić.
   O Boże, dzięki. Ale...w takim razie o co chodzi?
      Chodzi o twoją pensję. Wiem, że rozmawiałyśmy o tygodniówkach, ale musiałam wpłacić kolejną ratę za kredyt i...
      Och- Paula beztrosko machnęła ręką.- O to na razie się nie przejmuj. Na razie nie muszę przejmować się kasą...to znaczy mam jeszcze trochę oszczędności.- Dodała z niepewną miną. Wiedziałam, że coś przede mną ukrywa, może ma jakieś swoje prywatne problemy, ale w końcu nie powinno mnie to obchodzić. I tak miałam masę swoich.
   W takim razie wracaj do pracy. Obiecuję, że w przyszłym tygodniu wszystko
ci wypłacę.
   Nie ma sprawy.
   Jeszcze raz dziękuję. Idę do kuchni. Gdyby coś to wołaj.
   Okej. Aha, i najpierw zajmij się pieczeniem tych ptysiowych ciasteczek.
Klienci wciąż o nie pytają.- Przytaknęłam jej ruchem głowy, bo już podchodziła do lady. I zajęłam się pieczeniem.
Po jakiejś godzinie ciasto parzone było gotowe. Zajęłam się robieniem kremu a potem nadziewaniem nim pałeczek. Po wszystkim nie mogłam się powstrzymać od zjedzeniem reszty. Od zawsze byłam niezwykłym łasuchem. Dlatego gdy zadzwonił telefon z pełną buzią chwyciłam go do ręki. I oniemiałam na widok imienia które tam widniało: Tomek. Nieomal się nie zakrztusiłam gdy pospiesznie przełykałam słodką masę. W głowie kłębiło mi się tysiące myśli: począwszy od ulgi, że wszystko w porządku, a skończywszy na strachu i lęku, który towarzyszył mi od całego tygodnia podczas którego się do mnie nie odzywał. Jak on w ogóle śmiał?! I na dodatek teraz do mnie dzwonił? Szybko odebrałam:
      Jeśli sądzisz, że tym razem wywiniesz się tak łatwo to jesteś w błędzie. Jestem na ciebie wściekła.- zaczęłam. Jednak on szybko mi przerwał.
      Bardzo przepraszam, tu Krzysztof Kamiński. Dzwonię, bo komórka mojego brata pełna była połączeń od pani. Sądziłem, że może chodzić o coś ważnego.
      Och...- z konsternacji nie wiedziałam co mam wykrztusić. Bo okazało się, że przed chwilą napadłam na niewłaściwego człowieka. - A więc jest pan bratem Tomka?- spytałam całkiem niepotrzebnie.
   Tak.- potwierdził.- Czy mogę w czymś pomóc? Tomek miał wypadek i...
   Słucham?- przerwałam mu gwałtownie.- Jaki wypadek? Kiedy?
   W poprzednią sobotę.
      O Boże.- A więc tej samej nocy kiedy zniknął po tajemniczym telefonie od siostry, która wcale nie musiała nią być.- Co z nim? Czy to coś poważnego?- Spytałam.
      Obawiam się, że tak.- Poczułam bolesny skurcz w dole brzucha. Boże, a jeśli on umrze? Jeśli umiera w tej chwili?! A ja przez ten cały czas jestem na niego wściekła? Jaką głupią idiotką się okazałam!- Bardzo panią przepraszam.- w słuchawce znów zabrzmiał głos nieznanego mi brata Tomka.- Może zabrzmi to trochę niegrzecznie, ale nie mam pojęcia kim pani jest i nie chciałbym się wdawać w żadne szczegóły.
      Och, no tak. Ja jestem Anna…- Zawahałam się na chwilę. Jednak to imię najwyraźniej Krzysztofowi nic nie mówiło. Wszystko wskazywało na to, że Tomek nie wyjawił bratu swojej znajomości ze mną, więc na razie było na to za wcześniej.- Ania Parulska. I ja...- z trudem przełykałam ślinę.- od jakiegoś czasu spotykałam się z Tomkiem. A gdy ponad tydzień temu on zniknął sądziłam, że jest u siostry, bo tak mi powiedział zanim odjechał i...
   Zgadza się. Jechał w tym samochodzie razem z moją siostrą Mają.
      To znaczy, że...że to był wypadek samochodowy? I Tomek rozbił się razem z nią?
      Tak. Tyle, że Majka wyszła z tego w znacznie lepszym stanie. Choć nie do końca...- zaczął mi opowiadać sam z siebie najwyraźniej uspokojony faktem,
że znałam jego brata na tyle, by wiedzieć o jego nocnym spotkaniu z Mają.
-...bo straciła dziecko.
      Tak mi przykro.- powiedziałam odruchowo, bo na pewno nie z głębi serca. W tej chwili myślałam tylko o moim ukochanym, a nie o nieznanej sobie dziewczynie.- A co z Tomaszem? Czy on...czy on z tego wyjdzie?
   Lekarze dobrze mu rokują, ale on wciąż się nie obudził.
   Czy ja mogę do niego przyjechać? Proszę podać mi adres szpitala.
      Jest w szpitalu świętego Franciszka na ulicy Brzeskiej, ale gdy jego stan się nie poprawi zamierzamy go przenieść do prywatnej kliniki.
   Dziękuję panu bardzo za informację. Przyjadę tam za niecałą godzinę.
      Jak pani chce.- odparł mi jeszcze, ale ja już odkładałam telefon. Szybko zdjęłam fartuch i pobiegłam na salę. Powiadomiłam Paulinę o swoim wyjściu, a właściwie wybiegnięciu z lokalu i wsiadłam w pierwszy podjeżdżający autobus. Wciąż byłam w niegasnącym szoku z powodu tego czego się dowiedziałam.
A więc mój Tomek miał wypadek samochodowy. Żałowałam, że nie zapytałam Krzysztofa o szczegóły. Mówił, że właściwie dobrze rokuje, ale to nic nie znaczyło. To był tylko pusty frazes. Czułam wyrzuty sumienia z powodu myśli jakie o nim miałam. Sądziłam, że znów zajmuje się jedną z tych swoich tajemniczych spraw i po wszystkim zjawi się jak zwykle z przeprosinami. Ale tak się nie stało choć bardzo bym tego chciała. Jak to się stało, że miał wypadek? Czy to była jego wina? A może to jego siostra prowadziła auto? Nie miałam pojęcia. W głowie kłębiła mi się masa pytań na które nie znałam odpowiedzi. Przede wszystkim jednak chciałam go zobaczyć. Pragnęłam tego wręcz rozpaczliwie.
Dotarłszy do szpitala podeszłam do recepcji pytając o Tomka Kamińskiego starszą kobietę, która tam stała. Szpital był duży, a ja nie miałam pojęcia gdzie znajduje się Tomasz. Na OIOM-ie? A może intensywnej terapii?
      Dzień dobry. Chciałam zapytać o Tomasza Kamińskiego. Miał wypadek ponad tydzień temu. Gdzie mogę go znaleźć?
   Jest pani z rodziny?
      Tak- odparłam, bo właściwie tak było. Kobieta usiadła przed monitorem kilka razy coś klikając. Potem skierowała mnie na właściwe piętro i salę. Podziękowałam jej uprzejmie po czym od razu pobiegłam do windy. Była zajęta więc z irytacji zaczęłam tupać nogą. Był to mój głupi nawyk jeszcze z dzieciństwa. Po kilkudziesięciu sekundach zrezygnowałam: nie mogłam przecież czekać. Wbiegłam więc na schody. W końcu trzecie piętro nie było aż tak wysoko. Mimo to pokonanie tej wysokości sprawiło, że na miejsce dotarłam nieźle zziajana.
Od razu rozpoznałam Krzysztofa Kamińskiego. Był młodszą kopią Tomka, więc przez moment sądziłam nawet że to on stoi w końcu korytarza. Te same błękitne oczy, choć u Tomasza w pełnym świetle zdawały się wpadać w fiolet, kwadratowa szczęka, budowa ciała...Jedyne co ich różniło na pierwszy rzut oka była fryzura. Bo włosy stojącego obok mnie mężczyzny były nieco dłuższe niż krótko przystrzyżone zwykłą maszynką włosy mojego ukochanego. Po chwili z sali obok wyszły dwie kobiety. Jedna była niziutką blondynką z dużym brzuchem-
podejrzewałam, że sądząc z wielkości wkrótce będzie rodzić- i drugą: wysoką brunetkę, której twarz szpecił spory siniak. Mimo to nie sposób było nie dostrzec jej urody: długie, lekko kręcące się włosy układały się na plecach falami, ciemna sukienka była dopasowana do sylwetki, więc można było z powodzeniem dostrzec idealne wcięcie w talii i długie nogi nieznajomej przedłużone jeszcze przez buty na niebotycznie długich obcasach. Były mniej więcej w moim wieku. Obie podeszły do brata Tomasza i coś mu zaczęły wyjaśniać. W oczach obu kobiet czaił się smutek. Zdusiłam w sobie uczucie niepokoju. Kim były dla mojego Tomka? I dlaczego właśnie wychodziły z jego pokoju? Na moment zaniechałam obserwacji zauważając, ze jedna z kobiet zauważyła, że im się przyglądam. Tchórzliwie się odwróciłam, ale zdałam sobie sprawę, że to bezsensowne bo przecież stałam blisko sali Tomasza. Mogłam oczywiście udawać głupią i pomyłkę, ale przecież zależało mi na tym by dowiedzieć się czegoś o stanie zdrowia mojego ukochanego. Z sercem w gardle podeszłam do Krzysztofa Kamińskiego zmuszając się do lekkiego uśmiechu.
   Dzień dobry. To ja jestem Anna. Rozmawialiśmy godzinę temu...
      Ach tak.- Gdy się uśmiechnął poczułam się pewniej. Bo cała jego postawa, garnitur który miał na sobie i aura władczej pewności siebie była dość onieśmielająca. Nie mogłam uwierzyć, że to brat Tomka, który chodził w zwykłych bawełnianych koszulkach i wytartych dżinsach. Tylko raz widziałam go w białej koszuli. Gdy załatwiał jakąś sprawę w urzędzie.- A więc to pani.- Nie wiedziałam czemu mi się tak przypatrywał. Trudno było zdecydować czy jego spojrzenie wyraża pogardę czy tylko ciekawość, ale mimo to poczułam się nieswojo.
   Czy on...to znaczy Tomek...czy można go odwiedzać?
      Teraz już tak, właśnie wyszła od niego moja żona i siostra.- Uspokojona przeniosłam wzrok na ciężarną kobietę, którą obejmował. A więc to nie było dziecko Tomka...nie wiem jak mogłam nawet przez chwilę to podejrzewać. A ta druga piękność to jego siostra. No tak, mogłam się domyśleć. Pewnie te prawie niewidoczne na pierwszy rzut oka zadrapania i wielki blednący siniak były jeszcze pozostałościami po wypadku. Potem przypomniałam sobie coś jeszcze: kilkadziesiąt minut temu Krzysiek powiedział, że Majka straciła dziecko. To stąd jej nieobecne jakby puste spojrzenie.
   Czy ja mogę go zobaczyć?- właściwie to nie wiem czemu go o to zapytałam.
Chyba przez to, że wydawał się być jakimś przywódcą.
      On nadal śpi. Lekarz kazał mu odpoczywać.- wtrąciła się brunetka o pustych oczach.- A kim pani w ogóle dla niego jest?- Blondynka rzuciła tamtej wymowne spojrzenie.
      Ja...ja jestem Ania. To znaczy...ja spotykam się z Tomkiem od ponad trzech miesięcy.- Zabrzmiało to żałośnie głupio nawet w moim odczuciu. Właśnie: znałam go trzy miesiące i co mi strzeliło do głowy żeby się z nim zaręczyć i zamieszkać? A na dodatek przeszło tydzień temu... - Bardzo mi przykro z powodu wypadku.- dodałam jeszcze, bo nie wiedziałam co jeszcze mogę powiedzieć. Tamta uśmiechnęła się smutno.
   Dziękuję.- odparła. Potem jakby z zamyśleniem spytała- Czy to pani była z
Tomkiem gdy do niego dzwoniłam? Mówił, że jest u niego jakaś Ania...to znaczy, przepraszam. Nie chciałam żeby to tak zabrzmiało.
      W porządku- odparłam z wysiłkiem choć i ja pomyślałam sobie, że wyszło na to, iż jestem jedną z panienek Tomka. Tyle, że ja wiedziałam że tak nie jest. Przeważnie.
      Tomek mało o pani wspominał. A właściwie to nie wspominał- drążyła dziewczyna. Nie wiedziałam o co jej chodzi.
      Majka- syknęła żona Krzysztofa. On też spojrzał na siostrę twardo. Ona jednak odpowiedziała tej dwójce wzruszeniem ramion. Nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Poczułam do niej antypatię. Czyżby sugerowała, że jestem dla jej starszego brata nikim? Gdyby tylko wiedziała...
      Bardzo panią przepraszam, ona dużo ostatnio przeszła i...- Krzysztof urwał na widok mojej dłoni. Pospiesznie schowałam ją za siebie bojąc się, że zobaczę na niej jakąś plamę. Przy nich w swojej poplamionej mąką bluzce, związanych byle jak włosach i zaczerwienionej z wysiłku twarzy kontrast między moim niechlujstwem a ich wytwornością był wręcz groteskowy. Na pierwszy rzut oka było widać, że to bogacze. Nie musiałam specjalnie znać się na jakości materiałów czy interesować modą by stwierdzić, że ich ciuchy nie pochodzą z bazaru tak jak moje. Nie wyglądali ostentacyjnie: nosili je bez nonszalancki, która charakteryzuje dorobkiewiczów, więc wiedziałam że musieli urodzić się w złotym czepku i pieluszce. Tomek zupełnie do nich nie pasował.
      On też niewiele o pani wspominał- odgryzłam się jej. Już rozumiałam czemu Tomek tak mało powiadał mi o swojej rodzinie ograniczając się tylko do tego, że ma młodszą siostrę i brata, którzy mieszkają daleko stąd. Byli aroganccy, zwłaszcza ta pannica. Przypomniałam sobie jak Tomek mi powiedział, że jego brat ożenił się z bogatą dziewczyną, którą najpewniej była Agnieszka. I to pewnie ona zadbała o bratową, która była wredną kobietą. Nie obchodziło mnie to, że straciła dziecko. To nie uprawniało jej do takiego zachowania wobec osoby, której nie znała tylko dlatego, że była usmarowana mąką i roztrzepana.- Oprócz tego, że macie słaby kontakt z powodu zbyt dużej odległości.- dodałam.
   Co ma pani na myśli?- Brunetka  wyglądała na wyraźnie zdziwioną.
   Przecież mieszka pani na drugim końcu Polski.
      Rzeczywiście.- prychnęła- Mieszkam w Warszawie od urodzenia tak jak moi obaj bracia.- Znów poczułam się głupio. Ale przecież Tomek mówił że mieszkają w Gdańsku... Czyżby mnie okłamał? Dlaczego powiedział, że jego rodzeństwo mieszka daleko? Poczułam uczucie niepokoju, ale zaraz je zdusiłam bo w swojej głowie znalazłam gotową odpowiedź: właśnie dlatego. Bo nie chciał się z nimi zadawać.
      Przepraszam, czy moglibyśmy najpierw porozmawiać?- Wtrącił się do naszej dyskusji Krzysztof. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie miałam o czym. Chciałam jak najszybciej zobaczyć Tomka, mocno go objąć i przytulić. Dlaczego ta święta trójca mi na to nie pozwalała. Miałam ochotę odmówić. Ale jednak z moich ust wydobyło się co innego.
   Oczywiście.- odparłam.
   To zajmie tylko chwilkę.- Uprzedził.- Zejdziemy do bufetu?- Już miałam
kiwnąć głową, gdy ujrzałam wkraczającą do sali gdzie leżał Tomek inną kobietę równie wytworną jak te dwie, które stały obok mnie.
   Kim ona jest?- spytałam. Krzysztof spojrzał porozumiewawczo na żonę, ale
Majka odparła po prostu:
   To Ilona Olkowska. Dziewczyna Tomasza.


JAK PEWNIE SIĘ DOMYŚLILIŚCIE, TA HISTORIA BĘDZIE KONTYNUACJĄ LOSÓW ANI I TOMKA Z  CYKLU BRYLANTOWEGO LICEUM. DLA PORZĄDKU DODAM, ŻE POSTANOWIŁAM COFNĄĆ AKCJĘ O NIECO PONAD TYDZIEŃ ZANIM TOMASZ SIĘ OBUDZIŁ CO WIEMY Z MIŁOSNEGO GALIMATIASU. ALE, ŻE TERAZ PEWNE FAKTY UKARZĄ NAM SIĘ Z PERSPEKTYWY ANI. MAM NADZIEJĘ , ŻE HISTORIA WAM SIĘ SPODOBA.

13 komentarzy:

  1. Już jest rewelacyjna świetna jak poprzednie jestem zachwycona na pewno będę czekać z niecierpliwością na kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogłam doczekać się kontynuacji tej historii i w końcu jest! :) A koniec jak zwykle zaskakujący, mam nadzieję, że Tomek nie bedzie miał amnezji pourazowej i nie zapomni o Ani.
    Pozdrawiam, Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, jak ja się cieszę na kontynuację :)
    Uśmiech od ucha do ucha.
    Hmm, czekam z niecierpliwością.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie przeczytałam kilka ostatnich rozdziałów Miłosnego Galimatiasu tak dla przypomnienia i troszkę zachowanie Mai w tym opowiadaniu odbiega od zachowania w MG bo tam zdecydowanie nie cierpiała Ilony i raczej pozytywnie wszyscy wyrażali sie o nowej znajomej która była dzwoniąca wiele razy na Tomka telefon Ania. Zresztą tam chyba nie pojawiła się przed jego obudzeniem bo gdy odzyskał świadomość to nadal nie wiedzieli kim jest Ania i dyskutowali o tym. Więc troszkę zaplątane ale na pewno rewelacyjne z innej perspektywy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację trochę zaimprowizowałam sobie z faktami ale po prostu zalozylam ze wtedy w szpitalu gdy Tomek usmiechnal sie do Mai nie odzyskal przytomności. Stalo sie to kilka dni później (ostatnia finałowa scena z Milosnego Galimatiasu) i wody to Krzysztof zadzwonił do Ani a nie Agnieszka. Poza tym Maja w dalszym ciagu nie będzie lubila Ilony: tutaj po prostu oznajmila Ani fakt iż Ilona spotykala sie z Tomkiem (w końcu poszli razem nawet na jej wesele). Poza tym przypomnij sobie scenę tuz przed wypadkiem kiedy Maja w samochodzie pyta brata o damski glos który slyszala gdy do niego dzwonila. On nie dokończył zdania wie niejako wyniklo z tego ze traktuje Anie jak zabawke. Poza tym nie zapominajmy ze Maja cierpi z powodu straty dziecka i Filipa (właśnie tutaj troche pofiglowalam z czasem zakladajac ze jeszcze się nie pogodzili) Jednak zapewniam ze dalej akcja będzie juz bardziej naturalna.

      Usuń
  5. Co ile dni zamierzasz dodawać kolejne rozdziały oczywiście niezobowiązująco tylko tak raczej orientacyjnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Standardowo: jak najszybciej poki jeszcze sa wakacje. Mysle jednak ze co trzy cztery dni. Raczej nie wczesniej bo wole zachować jakas regularność (np w cieniach poczatek pisałam troche z wyprzedzeniem dzieki temu części pojawiały sie z taka samą częstotliwości a potem niestety przestalam tak robic dodając je na bieżąco i kilka bylo dodanych bardzo szybko ale potem zaledwie raz na tydzień. Teraz wolałabym tego uniknąć.) niż dodawać raz co dwa innym razem co siedem czy osiem dni. Z tym opowiadaniem jest jeszcze problem chronologiczności wiec muszę przypomnieć sobie fakty z poprzedniej części żeby niczego nie poplątać by fabula jako tako byla spojna i logiczna.

      Usuń
  6. Dzięki za wyjaśnienia jesli chodzi o bieg akcji wszystko jest spójnie napisane te drobne rzeczy ktore przytoczyłam to właściwie z pozoru wydają się może odrobinę niezgrywające się ale masz całkowicie rację że wystarczy się dobrze wyczytać bo tak jak juz pisałam to jest z innej perspektywy. Wszystko jest swietnie napisane i jak ktoś czyta te losy od samego początku tak jak ja (po kilka razy juz czytałam te Twoje opowiadania tak mnie zauroczyły) to nie będzie miał żadnego problemy. Jestem pewna ze Twoi czytelnicy bedą zachwyceni nowym opowiadaniem. Powinnaś wydać książkę

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się na kontynuację losów właśnie tej pary, tak jak sugerowałam w którymś komentarzu (chociaż na pewno nie tylko moja sugestia na to wpłynęła). Z twoją wyobraźnią i twoim talentem na pewno powstanie kolejna świetna historia, mam nadzieję, że z happy endem:)
    Pozdrawiam
    Ewelina

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy będzie nowa część? :) czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam problem z Internetem ale może uda mi się dziś wrzucić kolejna część z pomocą telefonu. Ale niczego nie mogę obiecać. To czynnik niezależny ode mnie.

      Usuń
  9. Ojej... Przepraszam, ale nie za bardzo ogarniam, gdzie mogę znaleźć Miłosny Galimatias XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłosny galimatias zamieściłam na stronie Quku (kategoria: opowiadania miłosne), od której zaczęła się moja przygoda z pisaniem, pod pseudonimem nowicjusz. Dopiero po jakimś czasie zdecydowałam się na własny blog. Miałam zamiar skopiować tu swoje wszystkie wcześniejsze opowiadania i parę już mi się udało, ale jakoś zawsze brak mi czasu...Poza tym założyłam, że wszystkie moje czytelniczki "zdobyłam" właśnie z Quku. Ale postaram się niedługo wrzucić pozostałe.

      Usuń