Witam wszystkich czytelników szczególnie serdecznie, bo dzisiejsze opowiadanie jest początkiem czegoś nowego i z pewnością każdy zastanawia się o czym będzie ta historia. Także krótko i na temat: skorzystałam z sugestii jednej z czytelniczek (nie zdradzę jednak której żeby było ciekawie:) ) na motyw historii. Odniosę się jeszcze tylko do tego, co kilka osób napisało pod poprzednim postem w komentarzach (z lenistwa postanowiłam nie odpowiadać każdemu z osobna i napisać to tutaj) odnośnie historii miłosnej 40-latków. I powiem wam, że...wow, zaskoczyliście mnie. W życiu bym się tego nie spodziewała, może dlatego iż sama lubię sięgać po historie bohaterów zbliżonych do mnie wiekiem: po prostu mogę się wtedy bliżej utożsamić z danym bohaterem. Bo co ja wiem np. o problemach ludzi w średnim wieku? A problemy nastolatek typu: nie mogę iść na imprezę bo jestem za gruba już mnie nie dotyczą i raczej irytują w książkach. Dlatego też- przykro mi bardzo- ale właśnie z tych powodów tego motywu nie wykorzystam. Bo po prostu nie umiałabym przestawić tego wiarygodnie (a przynajmniej nie czułabym się na siłach). Wiem, że w przypadku Cieni przeszłości postąpiłam inaczej, ale zanim zganicie mnie za hipokryzję to dodam, iż po prostu planowałam tę historię z innymi nieco mlodszymi bohaterami. Tyle że po napisaniu Niebezpiecznej miłości pomyślałam, iż byłaby zbyt duża zbieżność faktów (np. praca policjanta, były ukochany itp.) więc uznałam, że lepiej kontynuować losy Karoliny i Łukasza, chociaż przez to nie tylko podtykałam im pod nogi kłody, ale wręcz całe góry drzew :) O tej historii mogę wam powiedzieć tyle, że nie będzie aż tak zabawna i lekka jak np . Zwariowani lokatorzy, ale też nie tak dramatyczna jak miniona Maskarada. No i oczywiście na koniec happy end: tyle że z perspektywy głównej bohaterki. Nie dodam nic więcej, bo i tak sporo zdradziłam.
PS: Byłabym wdzięczna za opinie: nie dlatego że "kolekcjonuje komentarze" ale dlatego iż interesują mnie wasze odczucia po przeczytaniu i czasami nieświadomie (albo i świadomie) dajecie mi wskazówki. Np. w przypadku Niebezpiecznej...wiecie, że dwa czy trzy rozdziały przed końcem napisałam zupełnie inne zakończenie w którym Karola miała być z Jackiem? Ale jedna z czytelniczek (jeszcze na stronie quku gdzie zaczynałam publikować) stwierdziła, że po tym co zrobił Jacek ona na miejscu Karoliny nie mogłaby mu wybaczyć (oczywiście napisała to w bardziej elokwentny sposób :)). I wtedy po intensywnych wysiłkach umysłu zrozumiałam,że...ja też nie chciałabym Jacka chociaż niewątpliwie kobiety zazwyczaj ciągnie do takich niebezpiecznych facetów. Tak już chyba mamy. To taka mała dygresja. Także miłego czytania.
Sylwia już od
najmłodszych lat wiedziała, że tylko dzięki własnej pracy i wytrwałości zdoła
coś w życiu osiągnąć. Nie była bowiem bogata czy odpowiednio skoligacona ani nawet
specjalnie ładna; dodatkowo brakowało jej pewności siebie (co jednak dość
starannie maskowała) i brawury która cechowała ludzi sukcesu. Była jednak
sprytna: w końcu przy trzech braciach musiała wymyślać rożne fortele- w
przeciwnym wypadku śmierdzące skarpety, stosy płyt i gier komputerowych czy
walające się męskie ubrania po całym domu wyprowadziłyby ją z równowagi.
To dlatego do nauki podchodziła bardzo
poważnie: dużo czytała i regularnie robiła notatki, brała udział w licznych
konkursach i nie zwracała uwagi na to że nazywano ją złośliwie kujonkiem. Natomiast w
wolnym czasie wracała do tego czego już się nauczyła i powtarzała jeszcze raz. Nie
miała żadnych przyjaciółek, nie interesowała się modą, nie oglądała się za
chłopakami a oni za nią.
Bardzo chciała dostać się na studia.
I w końcu tak się stało: otrzymała
potwierdzenie przyjęcia na wydział ekonomiczny na wymarzonej uczelni. Nareszcie
mogła powiedzieć w duchu: dość hałaśliwych braci, dość puszek po piwie
zostawianych przez pijanego ojca, dość znoszenia utyskiwań mamy, dość patrzenia
na ciasne cztery ściany starego domu. Wreszcie pozna duże miasto i choć trochę
się usamodzielni. I osiągnie upragniony sukces.
O dziwo nie bała się tej nowości: po
prostu cieszyła się perspektywą własnego życia. Ta myśl jednak czasami budziła
w niej wyrzuty sumienia. Kochała swoją rodzinę, ale mimo wszystko czasami ją
irytowali. Byli ludźmi mało ambitnymi i trzeźwo myślącymi; nie mieli marzeń,
brakowało im wyobraźni. Braciom w głowie były tylko komputerowe gry (choć
trzeba im przyznać, że najstarszy Sebastian był od niej dwa lata młodszy a
bliźniaki Jarek i Darek aż o siedem, więc może po części to wiek ich
usprawiedliwiał?) a ojcu alkohol od którego w ciągu ostatniego roku był
praktycznie uzależniony. Utrata pracy w fabryce w której przepracował ponad
dwadzieścia lat była czymś smutnym, owszem ale przecież minęło już czternaście
miesięcy! Sylwia sądziła, że mógłby wstać z kanapy i czymś się zająć a nie
wiecznie utyskiwać. Czasami zastanawiała się jak mama radzi sobie z tym
wszystkim sama biorąc nadgodziny i wracając wieczorem do domu po całodniowej
harówce. I przede wszystkim jak to znosi.
Tu pojawiał się kolejny wyrzut sumienia:
jak może opuścić ukochaną mamę w takim momencie? Wiedząc, że przysporzy jej
dodatkowych wydatków, wiedząc że teraz będzie musiała sprzątać po czterech
facetach którzy nawet nie zrobią sobie sami herbaty? Dlatego postanowiła
poszukać pracy dorywczej w stolicy i zamieszkać w akademiku który był najtańszą
opcją. Miała nadzieję, że dzięki temu szybko zwróci mamie pieniądze za
początkowy kapitał, a jeśli nawet nie będzie w stanie, to przynajmniej sama
będzie potrafiła się na bieżąco utrzymać. No i może nawet uda jej się dostać
jakieś naukowe stypendium? Nie miała zamiaru próżnować.
Na szczęście jej plany się powiodły: już
w listopadzie znalazła pracę w pizzerii; i choć płacili niedużo, to czasami
dostawała niezły napiwek który mogła przesłać do domu. Poza tym nauka nie
wydała jej się taka ciężka a mieszkanie w akademiku uciążliwe. Na dodatek na
roku chodziła z nią dziewczyna która była z nią w jednej klasie w liceum.
Sylwia wcześniej nie przepadała za Darią: córka lekarzy wydawała jej się być
trochę napuszona i płytka, ale szybko przekonała się, że tak nie jest.
Początkowo siedziały obok siebie tylko z powodu tego, iż nie znały nikogo
innego. Potem niechętnie zaczęły rozmawiać, a następnie się poznawać. Już po
pierwszym roku zostały dobrymi znajomymi, a po drugim kumpelkami. Okazało się,
że kujonek Sylwia potrafi być dowcipna i zabawna, a modna laleczka Daria nie
myśli tylko o ciuchach i chłopakach. I choć potem poznały innych studentów z
roku, to właściwie bliżej siebie nie dopuszczały nikogo. Były praktycznie
nierozłączne i wiedziały o sobie bardzo dużo: co każda z nich lubi robić, jak
wygląda jej sytuacja rodzinna, co je przeraża a co budzi podziw. Sylwia jednak
o pijaństwie ojca (które niestety w ciągu jej pierwszych lat studiowania jeszcze
się nasiliło) mówiła zdecydowanie eufemistycznie. I tak z nałogowego alkoholika
zrobiła z własnego ojca nieroba lubiącego od czasu do czasu zajrzeć w
kieliszek. Wstydziła się gdy
przyjaciółka mówiła o prezencie jaki ojciec kupił jej gdy obroniła pracę licencjacką:
bo był nim piękny, sprowadzony prosto z salonu modny ford. Ona mogła liczyć
tylko na dużą czekoladę, którą na dodatek kupiła jej matka.
Gdy jednak po wakacjach spotkały się
ponownie w stolicy (Sylwia nie chciała się przez ten czas spotykać z Darią, bo
pracowała w miejscowej fabryce składając małe części do zamków samochodowych a
w weekendy dorabiała przy zbiorze sezonowych owoców; rzuciła pracę w pizzerii
bo- jak się potem okazało- nadaremnie liczyła że teraz może znaleźć coś
ambitniejszego i w swoim zawodzie, bo przecież miała już dyplom
licencjonowanego finansisty), Daria Drwęcka zaproponowała Sylwii wspólne
mieszkanie. Ta długo nie chciała się zgodzić: wiedziała, że przyjaciółka może
sobie pozwolić na taki luksus, ona z bólem serca myślała o przynajmniej tysiącu
dwustu set złotych które kosztowałoby ją takie wynajęcie. Nie mogła się na to
zgodzić.
- Daj spokój Syla, ja nie chcę już
mieszkać z Maćkiem. Wciąż sprowadza do mieszkania panienki albo syfi tymi
książkami. - Narzekała na swojego starszego o trzy lata brata, który również
studiował w mieście, miał własne mieszkanie a teraz odbywał w szpitalu staż.
Sylwia dość się już o nim w przeszłości nasłuchała: raz pozytywów, innym razem
negatywów. Do tej pory jednak do nie poznała: nawet jeśli odwiedzała
przyjaciółkę w jej mieszkaniu (choć starała się to robić jak najrzadziej), to
Maćka akurat nie było.- A rodzice zgodzili się na osobne lokum tylko pod
warunkiem, że wynajmę je z jakąś rozsądną koleżanką. Ciebie trudno taką nie
nazwać.
- Może, ale mnie naprawdę na to nie
stać.
- A więc znajdziemy coś taniego.
Niekoniecznie w centrum.- Perswadowała.
- Daria, moje znaczenie słowa „tanio”
znacznie różni się od twojego. Nie stać mnie na to.
- Gdybyś nie przysyłała ciężko
zarobionych pieniędzy tym swoim durnym braciom nie musiałabyś się nawet nad tym
zastanawiać.
- Hej, nie masz prawa tak mówić.- Sylwia
Kukulska odruchowo spięła się gotowa bronić swojej rodziny w geście lojalności,
choć sama często na nich narzekała.
- To przecież prawda. Starszy przecież
skończył już technikum samochodowe, więc może iść do pracy, a młodsi za rok
skończą osiemnaście lat. I pamiętam jak sama mówiłaś, że Darek wyżebrał od
ciebie pieniądze na niby nowe buty które się mu zniszczyły podczas gdy tak
naprawdę wydał je na nową kartę graficzną do komputera. A Jarek zrobił w
bambuko kłamiąc, że potrzeba mu na wycieczkę gdy tak nie miał kasy na prezent
urodzinowy dla swojej dziewczyny. Więc teraz nie udawaj, że są tacy święci.
- Okej, może i nie są. Nie mają zbyt
dobrego wzorca w ojcu. Ale dobrze wiesz, że mama jest z tym sama.
- Kochana, ale to nie twoje zmartwienie.
Powinna się cieszyć i z pewnością to robi z tego powodu że sama się
utrzymujesz. Nie musisz jeszcze wysyłać pieniędzy do domu. Studia to
najpiękniejszy okres w życiu człowieka: nowe znajomości, wolność i swoboda,
imprezy, przygody. A ty co z niego zapamiętasz? Nic tylko harówkę w tej
pizzerii i zakuwanie do kolokwiów lub egzaminów. I nie myśl, że nie zapomniałam
o twojej obietnicy.
- Jakiej?- Spytała zdezorientowana
Sylwia.
- Takiej, że masz iść ze mną na imprezę,
wytańczyć się, poznać jakiegoś gościa i się upić. Musisz to zrobić przynajmniej
raz w życiu.
- I zrobię. A co do tych imprez…to, że
siedzę przy barze i po kilku godzinach pijaną taszczę cię autobusem praktycznie
pod dom brata się nie liczy?
- Nie. – Drwęcka westchnęła ciężko
zrozumiawszy jak trudno będzie jej przekonać Sylę.- A więc tylko to przemyśl
Kukułka, okej?- Rzuciła jeszcze w duchu zastanawiając się skąd wytrzaśnie bardzo
tanie mieszkanie; no chyba że w jakiejś podejrzanej okolicy. Nigdy nie uda jej
się znaleźć czegoś takiego.
- Jasne.- Odparła jej tamta bez
przekonania.- Ale poproś lepiej kogoś innego. W życiu nie znajdziesz mieszkania
do choćby dziewięciuset złotych. A ja więcej nie dam za luksus własnej kuchni i
łazienki.
- Ale ja chcę mieszkać z tobą.- Uparła
się i mimo woli sprawiła tym Sylwii dużą przyjemność. Uważała się raczej za
nieciekawą i dość nudną, a jej przyjaciółka była bystra (choć niestety nie
wykorzystywała tego atutu do nauki) i żywiołowa. Różniły się więc jak dzień i
noc. A jednocześnie kochały.
- Dobrze, przemyślę to.- Zgodziła się na
koniec.- Ale na razie wybieram akademik.
Dwa tygodnie później okazało się, że
Kukulska się myliła: jej przyjaciółka znalazła piękne dwupokojowe mieszkanie z
kuchnią, salonem i łazienką. I to wszystko za zaledwie tysiąc dwieście złotych
plus opłaty z którymi wychodziło nie więcej jak siedem stówek na dwie osoby.
Sylwia nie mogła się temu nadziwić. To było praktycznie niemożliwe: max
dwadzieścia minut na uczelnie, blisko przystanek tramwajowy, strzeżone
osiedle... Ktoś albo się pomylił, albo był niespełna rozumu wynajmując
mieszkanie tak tanio. Z tłumaczeń Darii wynikało jednak, że właścicielka
niedawno wzięła ślub i wyprowadziła się do męża to mieszkanie pozostawiając
puste niezdecydowana jeszcze czy chce je sprzedać czy nie. W związku z tym by
nie stało puste zdecydowała się je szybko wynająć, na co pozwalała
niewygórowana cena.
Zgodnie z obietnicą (Drwęcka znalazła w
końcu lokum do dziewięciuset złotych a nawet do dwustu złotych mniej), Sylwia
zamieszkała z przyjaciółką. Cieszyła się z tego jak głupia w końcu nie żałując
podjętej decyzji, choć akademik i tak kosztowałby ją tylko 450zł. Ale Daria
miała rację: po przednie trzy lata tylko harowała; teraz chciała choć trochę
poużywać życia. Może nie tak jak współlokatorka: co tydzień balując po klubach
i czasami z trudem wracając na własnych nogach, ale mimo wszystko na innych
rozrywkach. Na przykład zwiedzaniu, poznawaniu lepiej miasta, wypadami do kina
czy na kręgle. Ot, banalnych czynnościach na które wcześniej nie miała czasu.
Wciąż nie myślała o związkach. Pocieszanie przyjaciółki po tym jak jakiś dupek
ją zostawił albo okazywał się być żałosnym palantem nie nastrajało ją
optymistycznie do populacji facetów; inna sprawa że jakoś do tej pory mało
który się nią interesował. Oczywiście Daria twierdziła, że to przez
niedostępność Sylwii, która każdego chłopaka odstraszała samym spojrzeniem. Ona
jednak miała lustro i wiedziała, że jest inaczej. Nie była brzydka. Nie była
gruba ani nadmiernie chuda, nie miała wystających zębów czy garbatego nosa. Z
jej oczami też wszystko było w porządku. Ale mimo wszystko…każdy element jej
twarzy z osobna wydawał jej się być odpowiedni: duże oczy z zieloną obwódką i
niewielkimi plamkami żółci, prosty i mały nosek, ładnie wykrojone usta, lekko
uniesione do góry kości policzkowe, nieszpiczasta broda, cera mało skłonna do
wyprysków. Zęby może nie były specjalnie proste, ale też nie odstręczały swoim
widokiem. Ale to wszystko razem dawało banał: ot, przeciętna twarz dziewczyny
za którą nie obejrzysz się gdy ją miniesz, nie zwrócisz uwagi rozpływając się w
zachwycie nad nieziemską urodą, nie poprosisz do tańca na imprezie. Takie były
fakty i Sylwia już się z nimi pogodziła. Nawet więcej: cieszyła się z tego, bo
z obserwacji dużo ładniejszej od siebie Darii zdążyła zauważyć, że gdy
interesuje się tobą zbyt dużo chłopców mogą wyniknąć z tego kłopoty i zranione
serce. A ona wolała zakochać się raz, a dobrze. I oczywiście nie teraz. Może po
skończeniu magisterki. I znalezieniu dobrej pracy. A najlepiej wynajęciu
jakiegoś małego mieszkania i urządzeniu się w stolicy definitywnie odcinając od
rodzinnego domu. Na pewno nie w najbliższej przyszłości.
Ale jak wiadomo miłość rządzi się
własnymi prawami.
Wszystko, a więc cały latami tworzony
światopogląd Kukulskiej runął jak domek z kart zaledwie po tygodniu wspólnego
mieszkania z Darią. A przyczyną tego była wizyta jej brata, Maćka.
Powiedzieć, że na chwilę ją zamurowało
byłoby zbyt banalne i nieoddające rzeczywistości; że uderzył w nią grom z
jasnego nieba czy strzała amora również. Prawdę mówiąc Sylwia mocno się
zaczerwieniła i nie odrywała wzroku od młodego mężczyzny żartującego obok niej
z przyjaciółką. Patrzyła na roześmiane usta, opaloną skórę, bujne ciemne włosy
i niemal czarne oczy gdy w końcu spojrzał na nią. Boże, nigdy nie widziała
takich oczu. Niemal nie było widać obwódki!
- Ach, a więc to ty jesteś ta całą
Kukułką o której tyle mówi moja siostra. Miło mi cię wreszcie poznać. Maciej.
- Sylwia.- Udało jej się wybąkać
zaledwie swoje imię i to nawet nie okrasiwszy tego uśmiechem. Czuła się
potwornie zażenowana; miała świadomość że jej uścisk dłoni jest sztywny a wyraz
twarzy zniechęcający. I rzeczywiście szczery, swobodny uśmiech młodego
mężczyzny szybko znikł. Dziewczyna pluła sobie w brodę zastanawiając się jak
nie zrobić z siebie jeszcze większej kretynki. Nie miała pojęcia co mówiła mu o
niej Daria, ale nie mogło to być nic złego skoro on przywitał ją tak miło. W
końcu udało jej się jakoś opanować.- Mnie też jest cię miło poznać. Siostra
dużo o tobie opowiadała. I gratuluję zaliczenia stażu.
- O dziękuję. Ale do dyplomu jeszcze
daleka droga. Teraz najgorsze przede mną: staż podyplomowy a potem egzamin
lekarski.
- Domyślam się. Neurochirurgia nie jest
łatwą specjalizacją. Ale Daria mówiła, że świetnie sobie radzisz.- Cieszyła
się, że jej głos wcale nie drży i nawet brzmi sympatycznie. O ile tak w ogóle
można powiedzieć o głosie.
- Aż boję sobie pomyśleć co jeszcze o
mnie mówiła.- Dodał chłopak udając przerażenie.
- Dużo rzeczy.- Roześmiała się jego
siostra obejmując go jednym ramieniem a przyjaciółkę drugim.- To co, idziemy do
kuchni napić się wina? W końcu musimy ochrzcić nasze nowe lokum.
- Przypominam ci siostrzyczko, że miałem
cię pilnować. Tylko jeden wyskok i wypaplam wszystko rodzicom. A wtedy au
revoir samodzielne mieszkanie.
- Jaki hipokryta. Mam przypomnieć
rodzicom jak ty balowałeś?- Daria pokazała mu język.- Poza tym nie bój się,
Sylwia jest jeszcze gorsza niż ty. Suszy mi głowę już po pierwszym drinku.
- Mam nadzieję.- Gdy Maciek ponownie
spojrzał na Sylwię ta znów nie mogła złapać tchu.- Coś czuję, że świetnie się
razem dogadamy.
- O nie.- Zaprotestowała Daria. – To
moja przyjaciółka i nie pozwolę przekabacić jej na swoją stronę. Nie myśl, że
będzie zdawać ci raporty co do mojego zachowania…- Kukulska przerwała słuchanie
przekomarzań rodzeństwa z uśmiechem na
ustach. Jej, ile by dała żeby jej bracia choć trochę spoważnieli i nie myśleli
tylko o wirtualnym świecie gier komputerowych. Teraz widząc Drwęckich poczuła
lekką zazdrość. Na dodatek serce biło jej jak oszalałe gdy siedziała obok
Maćka. Jak mogła go do tej pory nie poznać? I jak po jednym spotkaniu mogło jej
się wydawać, że jest zakochana? Kompletna bzdura, pomyślała.
Przez następne kilka dni próbowała samą
siebie przekonać do tego, że brat przyjaciółki jest jej zupełnie obojętny. Ale
mimo wszystko o nim myślała: wracała tysiące razy do ich krótkiej rozmowy i
jego odwiedzić, do tego jak się do niej uśmiechnął, jakie wrażenie zrobił dotyk
dłoni gdy się z nią witał, jak bardzo idealny jej się wydał.
Szybko przekonała się, że myślenie o nim
w kategoriach romansu i wielkiej miłości jest raczej mrzonką niż czymś
możliwym. Począwszy od tego, że nie wydawał się być nią w ogóle zainteresowany
(odwiedził siostrę w mieszkaniu jeszcze dwukrotnie raz przywożąc jej duży
abażur i obraz do wystroju pokoju, a drugi raz oddał pożyczoną płytę) poprzez
fakt że bardzo wiele ich dzieliło a skończywszy na tym, że miał dziewczynę.
Dlatego Sylwia starała się wybić sobie z głowy ten romans. Zawsze była rozsądną
dziewczyną, więc wiedziała że takie marzenia nic nie dadzą. Patrząc na siebie
innymi oczami musiała przyznać, że wydaje się być nudna i właściwie nie ma w
niej nic interesującego, żadnej pasji czy czegoś czemu chciałaby się poświęcić.
Na dodatek teraz zaczęła łączyć fakty i wtrącane dawniej przez Darię słowa
dotyczące brata. To, że raczej nie miał stałej dziewczyny (do tej pory jego
najdłuższy staż to jedenaście miesięcy, ale kolejne związki trwały nie więcej
niż pół roku), lubi adrenalinę i od czasu do czasu wykonuje ryzykowne rzeczy
(czasami skacze na bungie, kocha wspinaczkę wysokogórską do której jej nie
zaciągnęliby siłą; ma nawet do tego specjalne uprawienia) i uwielbia polską
kuchnię (Daria uważała, że rozpieściła go ich babcia, która przez pierwsze trzy
lata jego studiów konsekwentnie wysyłała mu tradycyjne kotlety, zrazy czy
bigos). Do tego zwyczajnie nie była jego typem: jako niska brunetka
zdecydowanie różniła się od smukłych blondynek które preferował. I przede
wszystkim na razie nie chciała związku. Chociaż z nim…
Z tych wszystkim powodów udało jej
osiągnąć swój cel: traktowała Maćka przyjaźnie, ale jednocześnie nie łudziła
się, że wyniknie z tego coś więcej. Zwłaszcza po tym jak po pierwszym
semestrze, gdy Sylwii nie udało się znaleźć pracy w której mogłaby zdobyć
doświadczenie, Maciej powiadomił ją o wolnym wakacie w szpitalu gdzie odbywa
staż. Była to praca weekendowa, więc bardzo ją cieszyła. Bo pozostałe dni
tygodnia miała wolne i mogła jej przeznaczyć na naukę. Z drugiej jednak strony
narażała się na nieustanny widok swojego obiektu nieodwzajemnionej miłości, co
jednak jej nie przeszkadzało. Wiedziała, że powinna go unikać przez pewien czas
i może wówczas jej zauroczenie minie, ale nic nie mogła z tym zrobić.
Inna sprawa, że Maciek zdawał się
naprawdę ją lubić. Po niezręcznym i nieco sztywnym początku (gdy była
zakłopotana i porażona odkryciem swojej miłości do niego), fajnie mu się z nią
rozmawiało i doceniał jej dobry wpływ na siostrę. Poza tym gotowała smacznie i
prostu czego doświadczył już kilka razy odwiedzając Darię. Któregoś razu w
szpitalu podczas gdy oboje mieli półgodzinną przerwę przyznał się nawet Sylwii,
że specjalnie wybierał popołudnia i czas w którym jest w domu w nadziei, że
zaprosi go na coś dobrego.
- A więc bardzo się cieszę.-
Odpowiedziała mu czując jak serce skacze jej z radości choć starała się to
uczucie powstrzymać.- I wiesz, że możesz wpadać kiedy chcesz. Z chęcią będę
gotowała dla dwóch osób i kogoś kto potrafi docenić moją kuchnię.
- No tak. Daria się pewnie wiecznie
odchudza, co?
- Jeszcze jak. Wczoraj prawie
zwymiotowała gdy zauważyła, że do szarlotki dodałam kostkę masła.- Roześmieli
się oboje, a potem Maciej jęknął.
- Kurczę, narobiłaś mi strasznej ochoty.
Nie masz jej przypadkiem ze sobą?
- Tak, specjalnie przyniosłam całą
blachę dla ciebie.
- Żartujesz?
- Jasne, że tak.- Powiedziała ponownie
wybuchając śmiechem na widok jego rozczarowanej miny. Potem wyjęła spod lady
mały próżniowy pojemnik.- Trzymaj, wzięłam kawałek dla siebie, ale będę
miłosierna i odstąpię ci go.
- Jesteś cudowna.- Skomplementował ją, a
potem bez skrępowania wyciągnął kawałek z pojemnika.- Pyszności.- Dodał jeszcze
z pełnymi ustami po odgryzieniu sporego kawałka.
- No ja myślę. Mam nadzieję, że za jakiś
rok przyjdę do ciebie z zapaleniem mózgu nie zedrzesz ze mnie dużo kasy.
- Nawet tak nie żartuj.- Ugryzł jeszcze
dwa wielkie kawałki po czym wsadził resztę do pojemnika.- Dobra, muszę już
lecieć: mam bardzo skrupulatnego koordynatora dla którego pełna godzina oznacza
pięć minut przed.
- W takim razie powodzenia.
- Przyda się, bo dzisiaj same nietypowe
przypadki i miopatie.
- Mio…co?
- Dystrofia mięśniowa Duchenne'a.-
Powiedział rozbawiony- Mówi ci to coś?- Udała olśnienie choć nie miała o tym
zielonego pojęcia.
- Teraz już tak.
- Żal mi tego ciasta, ale w
ostateczności będzie w dobrych rękach bo zostawiam je tobie.
- Hej, a co ze śliną i bakteriami? Czy
jako lekarz nie powinieneś kazać mi go wyrzucić?
- Leczę mózg, a jemu moja ślina nie przeszkadza.
Poza tym jeszcze nie jestem lekarzem.- Puścił do niej szelmowsko oko.- Na
razie.
- Pa.- Sylwia zawsze wyczekiwała tych
przerw. Oczywiście nie zawsze spędzał je z nią: dość często razem z innymi
stażystami w szatni czy pokoju lekarskim, ale odkąd zaczęła częstować go swoim
drugim śniadaniem zdecydowanie częściej. Wiedziała, że to czyste przekupstwo,
ale nic nie mogła na to poradzić. Poza tym on nie wydawał się być zmęczony jej
towarzystwem, a ona wcale mu się nie naprzykrzała. Po prostu jako przyjaciółka
jego siostry proponowała posiłek. Nie było w tym nic nagannego prawda?
Wiedziała, że trochę oszukuje samą
siebie, gdzieś tam w środku niej była jeszcze nadzieja; nadzieja na to że od
przyjaźni do miłości jest niewielka droga. Że dzięki niej uczucie staje się
trwalsze, bo początkowe pożądanie szybko się wypala.
I nawet kolejna dziewczyna Maćka (bo
zerwał z poprzednią, Renatą) nie spowodowała, że gdzieś tam w swojej
podświadomości przestała się łudzić. Konsekwentnie nie reagowała na swatanie jej
przez Darię z coraz to nowymi chłopakami. Ta, musiała się z tego zwierzyć nawet
bratu, bo w któryś weekend ze śmiechem wspomniał o tym Sylwii podczas przerwy.
Miał czelność się nawet z niej nabijać.
- Kukułka…- Zaczął, bo coraz częściej
zwracał się do niej przezwiskiem nadanym jej przez jego siostrę.-…a czemu ty
właściwie nie masz chłopaka, co? Jasne, nauka jest ważna ale bez przesady: nie
pochłania ci przecież masy czasu.
- Jeszcze pracuję.
- Czego nie musisz w zasadzie robić, bo
masz spore stypendium. Wiem od Darii, że miałaś drugą lokatę na roku.
- Mimo wszystko to nie wystarcza. Poza
tym lubię pracować. To daje mi dużo satysfakcji. Bez tego nie wiedziałabym co
mam robić. Nie cierpię bezczynności.
- No właśnie. Chłopak zapewniłby ci
pusty czas.
- O nie, dziękuję.- Zaprzeczyła po raz
drugi tonem tak pełnym niechęci, że Maciej nie mógł się nie roześmiać. Między
innymi to dlatego zdecydowała się dodać:- Mam trzech braci i wiem jacy naprawdę
są faceci.
- To znaczy?
- Małostkowi, uparci i zawsze mają
rację; oczywiście według nich samych. No i są leniwi. Chociaż nie wszyscy.- Dodała patrząc na niego wymownie.
- Miło mi, że ja się wyłamuję. Chociaż
nieładnie tak generalizować.
- Ja wcale nie ge…okej, może trochę.-
Przyznała, bo przecież jej argument i tak był od jakiegoś czasu fałszywy. Ale
jak miałaby mu wyznać prawdę? „Ach wiesz, po prostu zakochałam się w tobie
od pierwszego wejrzenia i mimo upływu
kilku miesięcy od czasu naszego poznania się nadal liczę, że może kiedyś
odwzajemnisz to uczucie”- Ale na razie nie chcę i już.
- Nie chcę i już.- Powtórzył
enigmatycznie. Potem szeroko się do niej uśmiechnął.- No, to jest jakiś
argument. Muszę zauważyć, że typowo kobiecy, ale…
- I kto tu generalizuje?- Odkuła się.
- Dobra, masz mnie. W ramach przeprosin
zapraszam cię w piątek na małą domówkę.- Słysząc te słowa Sylwia nie mogła
powstrzymać uśmiechu. Czy to można uznać za randkę?- Daria wciąż truje mi
głowę, że nigdzie nie może cię wyciągnąć, więc pomyślałem że może mi się uda.-
A więc jednak nie, z trudem zmusiła się do zachowania pogodnego wyrazu twarzy
choć jej usta chciały wygiąć się w podkówkę.
- Chyba nie.
- Daj spokój, Kukułka. To będzie mała
impreza. Franka, Mateusza i Oskara znasz ze szpitala.
- Tak, z widzenia.- Potwierdziła trochę
niepewnie. Bo praktycznie w ogóle nie miała z nimi wcześniej do czynienia poza
nielicznymi momentami gdy przechodzili obok recepcji, odbierali skserowane
notatki pozostawione im przez ich opiekuna na stażu lub wołali Maćka by już
wrócił na salę, bo kończy się przerwa. A zdarzało się, że Drwęcki potrafił się z
nią nieźle zagadać.
- Tak jak Monikę i Sabinę, bo to też stażystki
chociaż innej specjalizacji.- Kontynuował.- Będzie jeszcze Daria, parę moich
byłych kolegów z uczelni no i Inga.- Gdy wymownie uniosłam brwi dodał.- Moja
dziewczyna.
- A co się stało z Teresą z numerem
siedemdziesiątym siódmym?- Choć ciężko było jej o tym mówić, to jednak starała
się tego nie okazywać. A nawet robić więcej: żartując sobie w ten sposób. Dzięki
temu sądziła, że skutecznie maskuje swoje uczucie. Spaliłaby się ze wstydu
gdyby Maciek je odkrył.
- Hej, nie musisz być tak sarkastyczna.
I wcale nie miałem tylu dziewczyn.
- Ależ ja wszystko rozumiem. Ale
miesiąc? Stary, by dobrze poznać dziewczynę musisz spędzić z nią co najmniej
trzy cztery miesiące, a nie zrywać po jednym.
- Powiedziała specjalista od związków.-
Odciął się. I choć nadal rozmawiali lekkim tonem Sylwia zrozumiała, że
najwyraźniej ten temat jest dla niego dość drażliwy. Już zamierzała się z niego
wycofać pytając o jakiś nowatorski sposób leczenia raka mózgu o którym
opowiadał jej przed tygodniem, gdy dodał.- Zostawiła mnie.
- Hm?
- Teresa. Powiedziała, że jesteśmy różni
i nadajemy na innych falach.
- Wow.
- Tylko tyle powiesz?
- A co mam powiedzieć?- Spytała
rozbawiona.
- No nie, i jeszcze się śmiejesz.
- Bo to chyba pierwsza dziewczyna, która
podjęła taką decyzję zanim ty to zrobiłeś.
- Jej, powinien ukrócić Darię za ten jej
długi jęzor. Co ona ci na mnie gadała?
- O dużo ciekawych i pikantnych rzeczy
jak powiedziała gdy nas sobie przedstawiła, nie pamiętasz?
- Obawiam się, że pamiętam. Ale wolałem
się w to nie wgłębiać.
- Nie martw się: nikomu nie powiem o tym
trójkąciku i próbowaniu całusów z języczkiem po pijaku z kolegami w na
uniwerku…- Przerwała z powodu śmiechu na widok jego miny.
- Masz szczęście, że jesteś za tym wielkim
biurkiem bo inaczej byśmy sobie porozmawiali.
- No przecież wiem, że te próbowanie to
kłamstwo.
- I trójkąciki też. Nigdy nie bawiłem
się w takie rzeczy. Poza tym o czym my rozmawiamy?
- Jej, czy to rumieńce na twojej twarzy?
- Kukułka…
- No już, zmykaj. Jeszcze zdążysz mnie
ukatrupić.
- Nie wiem za co cię tak bardzo lubię.
Ale jeszcze ci się za to odkuję. Na imprezie zdwoję a nawet stroję wysiłki
swatki więc szykuj się.
- O ile zdołasz mnie namówić.- Odparła z
krzywym uśmieszkiem.
Oczywiście tylko się z nim
przekomarzała; nie przepuściłaby okazji po to by zobaczyć Maćka i pokazać mu
się z innej strony na co miała szczerą ochotę. Bo po raz pierwszy w życiu zdała
sobie sprawę, że jej zawsze związane w koński ogon włosy zdecydowanie lepiej
wyglądają rozpuszczone. I że może zamiast luźnych bluzek z dżinsami założy coś
co podkreśli jej figurę. Okej, może nie była modelką, ale jakąś szkaradą też
nie. A przecież widziała dawne dziewczyny Drwęckiego: koloru włosów sobie nie
zmieni (Chociaż, kto wie? Jeśli dzięki temu miałaby go zdobyć?), nóg nie
wydłuży i talii nie zmniejszy. Po prostu musi liczyć na to, że w końcu zrozumie
czego tak naprawdę szuka u kobiety. Że ważniejszy od płaskiego i umięśnionego
brzucha jest wspólny śmiech, dzielone zainteresowania (swoją drogą ona sama
jakoś nie za bardzo miałaby ochotę na skok na bungee, ale nieważne) czy to, że
lubi z nią przebywać i uważa ją za przyjaciółkę. Piękna aparycja kiedyś się
przecież skończy.
Tak więc z pomocą Darii, która była
szczerze ucieszona chęcią zmiany Sylwii nawet jeśli tylko na jeden wieczór
pozwoliła zrobić sobie makijaż, założyć jedną z jej sukienek (choć mało odważną;
Daria była od niej trochę szczuplejsza i wyższa więc na niej kiecka układała
się lepiej, ale Sylwia uznała że i tak jest jej w niej nieźle), buty na obcasie
oraz rozpuszczone i lekko podkręcone włosy. Gdy zobaczyła się w lustrze była
zdziwiona efektem: wyglądała niemal ładnie i stylowo. Jej nogi wydawały się być
znacznie dłuższe a kostki podkreślone dzięki czternastocentymetrowym koturnom,
sukienka opinała ją tam gdzie potrzeba, a makijaż nadawał bladej cerze
promienności. Sama zdziwiła się, że jej włosy sięgają już prawie do pół pleców,
więc proste muszą być jeszcze dłuższe: była tak przyzwyczajona do zapuszczania
włosów, że nawet tego nie rejestrowała. Ale teraz musiała przyznać, że dzięki
lokówce znakomicie dopełniają reszty.
Wystrojona, pełna podekscytowania i
szczęśliwa wsiadła do samochodu Darii razem z nią jadąc na imprezę niczym
Kopciuszek na bal. Miała również swojego księcia: może ze zwykłą kawalerką
zamiast zamku i właściwie nie księcia lecz przyszłego lekarza, ale to jej nie
przeszkadzało. Dzisiaj nic nie mogłoby zmącić jej radości.
Już na miejscu przekonała się, że
zapomniała o dość jednym ważnym szczególe: dziewczynie Maćka, która na imprezie
nie odstępowała go na krok. I jak niby Kukulska miała go olśnić i spędzić choć
kilka minut sam na sam? Jasne: gdy się zjawiła razem z siostrą przywitał się z
nią przedstawiając Ingę rzucając przy tym jakąś dowcipną uwagę o tym jak ładnie
dziś wygląda i że wreszcie wyszła ze swojej jaskini, ale potem jako dobry
gospodarz zajmował się raczej innymi gośćmi. Dlatego praktycznie już po kilku
minutach straciła cały zapał do zabawy. Nawet gdy jeden z kumpli Macieja,
Mateusz dosiadł się na kanapie obok niej najwyraźniej z zamiarem miłej
niezobowiązującej pogawędki nie pomogły. Powlekał jakieś banały, pytał ją o
rzeczy właściwie błahe, więc szybko miała ochotę się zmyć. Nie chciała przy tym
truć głowę Darii która najwyraźniej świetnie się bawiła. Dlatego już po
kilkunastu minutach oznajmiła chłopakowi, że wyjdzie na chwilę na dwór się
przewietrzyć. Ale tam z kolei spotkała Oskara pijącego piwo prosto z butelki
niedbale opierającego się o ścianę budynku. Miała zamiar odejść trochę dalej,
(pomyślała że urwie się na godzinkę lub dwie spacerując po pobliskim parku),
ale on ją zauważył.
- Piwa?- Spytał wyciągając do niej rękę
z butelką z której była pewna upił kilka łyków. Z lekką odrazą pokręciła głową.
- Nie, dzięki.- Roześmiał się, a ona
zastanawiała się czy nie zrobił tego specjalnie. W końcu jak można dawać innej
osobie po sobie pić? Przecież był lekarzem i kwestia higieny powinna być dla
niego ważna. No chyba, że…podpuszczał ją. Tak pewnie musiało być. Zaczęła się
zastanawiać co jeśliby zamiast odmowy powiedziałaby: tak chcę się napić.
- Twoja strata.- Wzruszył ramionami.
Potem na nią spojrzał.- Znudziła ci się impreza?
- A tobie?
- Trochę.- Odpowiedział. Od jakiegoś
czasu nie potrafił już zapominać się tak beztrosko jak kiedyś. A wszystko przez
ojca. Odruchowo włożył rękę do kieszeni spodni. Nie miał pojęcia po co wciąż
nosi ten cholerny pierścionek. Na dodatek jego kumpel Maciek starał się by
poznał jakąś inną dziewczynę i zapomniał o Zuźce. Ta, jasne. Jakby w ciągu
trzech tygodni dało się zapomnieć o kobiecie której chciało się oświadczyć. Przecież
nadal ją kochał i byłby gotów błagać byleby tylko…
Wrócił myślami do stojącej przed nim
Sylwii. Musiał przyznać, że w odpowiednim ubraniu wyglądała dość ładnie. Nadal
sztywna, więc ta cecha nie była spowodowana koniecznością zachowania
profesjonalizmu w szpitalu gdy wykonywała swoją pracą na recepcji, a musiała wynikać
z jej charakteru. Ale mimo to jej współczuł, bo była tak samo żałosna jak on. Zakochana
w kimś kto jej nie kochał. Nagle przyszedł mu do głowy głupi pomysł; tak głupi
że nawet mu się spodobał. Nie czekając więc dłużej aż się rozmyśli podszedł do
Kukulskiej i korzystając z jej zaskoczenia pocałował. A raczej próbował
pocałować, bo ona bez zastanowienia i z wściekłością odepchnęła go obdarzając
nieprzyjemną wiązką epitetów choć bez wulgaryzmów. Była zła, że po raz pierwszy
pocałował ją pijany dupek, który sądził że fakt iż wypiła jeden drink
czynił z niej łatwą. I którego na
dodatek widywała w pracy.
- Daj spokój, kocico.- Roześmiał się
tylko z jej reakcji, co chyba było wynikiem nadmiernego alkoholu tak jak cały
ten pocałunek.- Nie musisz zgrywać takiej niedostępnej.
- Wcale nie zgrywam, idioto. I nie
jestem żadną kocicą. A fakt, że jesteś pijany nie usprawiedliwia twojego
zachowania. Jesteś lekarzem.
- Co to ma do pocałunku?
- To, że musisz być odpowiedzialny i
pomagać ludziom a nie robić co ci się żywnie podoba.- Gdy dalej się śmiał
zrozumiała, że mówi nie to co potrzeba. A raczej same idiotyzmy. Dlatego by się
nie pogrążać zakończyła:- I radzę ci nikomu o tym nie wspominać a już zwłaszcza
w szpitalu okej?
- W szpitalu czy Maćkowi?- O ile to było
w ogóle możliwe zdawało mu się, że zacisnęła swoje usta jeszcze bardziej.
Dobra, może posunął się trochę za daleko. By skończyć ten spór dodał:- Nawet
gdybyś tego nie powiedziała to nie miałem zamiaru o tym rozpowiadać.
- Więc po co to zrobiłeś?
- A ty sądziłaś, że to jakiś zakład?
- Odpowiedz.- Zażądała. Oskar w sumie
nie widział żadnych powodów by nie powiedzieć jej prawdy.
-
Zrobiłem to bo trochę mi cię szkoda.
- Słucham?- Oburzyła się.
- No bo zobacz: dzisiaj gdy ubrałaś się
jak dziewczyna okazało się, że niezła z ciebie laska chociaż zrobiłaś to tylko
dla niego. I zamiast to wykorzystać i się bawić, flirtować, całować się- dodał
tylko po to by ją rozdrażnić- gapisz się i obserwujesz jego z dziewczyną.
- Co ty mówisz? Nie ubrałam się tak dla
nikogo. I na nikogo się nie gapiłam.- Zaprzeczyła kłamiąc.
- Możesz mówić co chcesz, ale ja cię
przejrzałem. Jesteś po uszy zadurzona w Drwęckim.
- My się przecież tylko przyjaźnimy!
- Może on z tobą tak, ale ty
najwyraźniej o tym nie wiesz. Odpuść sobie.
- Nie będę słuchała porad od jakiegoś pijanego kolesia, który chwilę temu
próbował mi wepchnąć język do ust.- Nawet nie uświadomiła sobie, że mówiąc to,
sama się zdradziła potwierdzając wcześniejsze słowa Lenarczyka.
- Tak się przypadkiem składa, że ten
koleś zna się z Maćkiem jeszcze z liceum a więc dużo lepiej jak ty. I trafniej
potrafi ocenić jego zaangażowanie, stąd wie że on do ciebie nic nie czuje. Ale
skoro chcesz się łudzić to droga wolna.- Bez słowa zostawił ją samą wracając do
środka. A Sylwii nagle zrobiło się zimno.
Po przyjęciu żałowała swojego pójścia
tam. Pomijając obleśny pocałunek Oskara i jego słowa, dodatkowo musiała patrzeć
na to jak jej ukochany nieustannie obejmuje w talii swoją nową dziewczynę a
czasami nawet dyskretnie całuje. A gdy to robiła nie było jej zbyt miło.
Z tego też powodu oraz faktu odwołania
piątkowych zajęć postanowiła odwiedzić rodzinny dom. Miała nadzieję, że
urabiając się po łokcie w próbie ogarnięcia zapewne niezłego syfu w pokojach
braci zapomni o swoim fatalnym zauroczeniu. Ponadto poczuła wyrzuty sumienia
uświadomiwszy sobie, że nie była w domu od ponad dwóch miesięcy. A przecież w
środy właściwie miała tylko jedne ćwiczenia. Spokojnie mogłaby wpadać do
rodziny bo dwugodzinna podróż nie była przecież aż tak uciążliwa. Ale nie, ona
wolała gotować wykwintne rarytasy tylko po to by nakarmić chłopaka innej
dziewczyny i spędzić z nim choć chwilkę. Nie spotkać się z mamą, która gdy ją w
końcu zobaczyła okazała się wyglądać na
pięć lat starszą niż w rzeczywistości. Ani z bratem Sebastianem który
podjął pracę jako pomocnik na budowie, bo we własnym nie miał szans o czym nie
miała pojęcia. Ani z młodszymi bliźniakami, którzy zaczęli chyba coś popalać
(zapach Maryśki w pokoju potrafiła doskonale wyczuć choć sama nigdy jej nie
paliła; w końcu przez trzy lata mieszkała w akademiku) i wracać pijani po
nocach do domu. Widocznie ojciec, bezrobotny od ponad czterech lat nie był dla
nich dobrym wzorcem. Na dodatek w momencie przyjazdu do domu go nie było, więc
nie mogła wyładować złości która narosła w niej zarówno z powodu piętrzącego
się bałaganu, jak i świadomości że Maciej nigdy nie pokocha go tak jak ona jego.
Może to dlatego wyładowała się na pierwszych osobach które spotkała.
- Nie możecie nawet wynieść po sobie
naczyń do zlewu?!- Krzyknęła do młodszych braci zajętych grą na swojej
przestarzałej konsoli.- To ja przyjeżdżam tutaj i urabiam sobie ręce po łokcie
a przez cały dzień tylko gracie? Matka wie, że palicie zioło?! Zdejmijcie te
pieprzone słuchawki jak do was mówię! Boże, co za kretyni.- Wrzeszczała widząc,
że nawet prawdopodobnie jej nie słyszą. Dlatego nie mając wyjścia wróciła do
sprzątania, szorowania i odkurzania, a potem zrobiła obiad. Oczywiście najpierw
musiała iść na zakupy bo w lodówce nic nie było. Jej złość utrzymywała się do
późnego popołudnia czyli powrotu starszego brata z pracy. Dobrze wiedziała, że
powinien to zrobić dobre dwie godziny wcześniej (wyznali jej to młodsi bracia),
a gdy go o to spytała wyjaśnił że spotkał się z kolegami na mieście i coś
zjedli. Wówczas Sylwia prawie się zagotowała ze złości. Przypomniała sobie elokwentne
rozmowy Drwęckich czy innych znajomych z uczelni, ładny wystrój jej mieszkania,
aspiracje by nauką dojść do czegoś w życiu. Przyjeżdżając tutaj czuła się tak
jakby wkraczała do nowego świata. Trzeciego świata.
- Super, zjadłeś sobie obiad z kolegami
na mieście.- Pochwaliła go ironicznie. – A nie pomyślałeś, że w domu nic nie
ma?
- Przecież jest obiad.
- Bo ja go ugotowałam a najpierw musiałam
zrobić zakupy. Nie mieliście pojęcia, że przyjadę więc mama dopiero po powrocie
z pracy mogła coś przywieść co miało nastąpić za trzy kolejne godziny.
- I? To nie moja sprawa, byłem w pracy.
- Jak to nie twoja sprawa?!- Krzyknęła
do niego gdy zauważyła, że idzie do swojego pokoju.
- Wiesz co, idź stąd. Ja zamierzam się
wykąpać i iść spać. Jutro muszę wstać na szóstą rano.
- Kpisz sobie? Masz świadomość jaki tu
był burdel gdy przyjechałam?! Odkąd to zrobiłam tylko sprzątam i gotuję.-
Narzekała.
- Więc trzeba było tego nie robić.
- Jasne.- Przytaknęła z sarkazmem.-
Niech jeszcze zalęgną wam się tutaj robaki i myszy.
- Nic ci do tego.
- Jak to nic mi do tego?!
- Przestań już wrzeszczeć. Boli mnie
głowa od tego twojego pisku.
- Boże, chociaż ty nie bądź taki tępy.
Ci dwaj debile tylko non stop grają te swoje gry, twój ojciec leży pewnie
gdzieś zachlany pod mleczarnią albo sklepem a ty…
- Posłuchaj, albo stąd wyjdziesz, albo
się zamkniesz. Nie mam ochoty tego wysłuchiwać.
- Masz rację: po co się w ogóle
produkuję. Z całej trójki moich braci to ty zawsze miałeś trochę oleju w głowie
i aspiracji, więc wierzyłam że coś do ciebie dotrze. Zwłaszcza jak zamiast
zawodówki wybrałeś technikum. Ale w porządku, rób sobie co chcesz. Gnij w tym
brudzie i syfie. Ja się poddaje. Dziś wieczorem i tak wyjadę. Chciałam się
jeszcze tylko spotkać z mamą, ale teraz jakoś straciłam ochotę. Nie wytrzymam
tej patologii ani godziny dłużej.
- Świetnie, a więc się wynoś i wracaj do tej swojej wypasionej stolicy i
idealnego mieszkania. – Odparł jej sarkastycznie Sebastian.
- Nie będziesz do mnie mówił takim
tonem, gówniarzu.- Syknęła do niego.
- Tak, bo tylko ty masz takie prawo, co?
Zwymyślać mnie, zgnoić i upokorzyć?
- Chcę ci tylko uświadomić, że musisz
być choć trochę odpowiedzialny za rodzinę. Masz już dwadzieścia jeden lat.
- Ja powinienem być odpowiedzialny?-
Zaśmiał się.- I kto to mówi.
- Teraz to jesteś bezczelny. Tylko ja w
tym domu i mama jako tako martwimy się o
wszystko.
- Może mama tak, ale ty…ty się martwisz?
Przecież już dawno przestało cię obchodzić co się tutaj dzieje. Kiedy ostatnio
przyjechałaś? Albo chociaż zadzwoniłaś?
- To nie ma nic do rzeczy.
- Nie ma nic do rzeczy? Tak jak to, że
to przecież nie jest moja rola? Nie jestem głową rodziny.
- Dobrze wiesz, że twój ojciec…
- Mój ojciec?- Przerwał siostrze niemal
gotując się ze złości.- Jest tak samo moim ojcem jak twoim czego niestety nie
możesz się wyprzeć choć najwyraźniej bardzo byś tego chciała.
- O co ci chodzi?- Była zaskoczona nagłym
atakiem Sebastiana, więc poczuła się zbita z tropu.
- Spójrz na siebie: odkąd to zaczęłaś
się tak modnie ubierać? Odkąd to masz pieniądze na wynajęcie mieszkania? Twoi
bogaci znajomi fundują ci wszystko?
- Ciężko na to pracuję.
- Jasne, tylko uważaj żeby po wszystkim
nie kopnęli cię w dupę. Dla nich jesteś tylko głupią prowincjuszką ze wsi.
- Nic nie wiesz o moim życiu, więc się
nie wpieprzaj.
- Więc ty przestań to robić. Co ty w
ogóle teraz o nasz wiesz, hm? Wiesz o tym, że mama miała złamany palec u ręki i
przez prawie dwa tygodnie była na bezpłatnym zwolnieniu, bo nie dała rady
pracować? Że NASZ ojciec praktycznie nie trzeźwieje? Że bliźniaki zbierają po
nim puszki i puste butelki po to by móc je sprzedać za kilkanaście złotych? Że
ten cholerny komputer jest ich jedyną odskocznią od ciągłych kłótni i awantur?-
Sebastian robił krótką pauzę na wzięcie oddechu albo może oczekiwał jakiejś
reakcji po siostrze. Nie doczekał się jej jednak.- Od prawie czterech miesięcy
od rana do siedemnastej od poniedziałku do soboty pracuję i wszystkie pieniądze
oddaje matce. I przychodząc do domu każdego dnia mam zamiar pieprznąć to
wszystko w cholerę. A ostatnio ten pieprzony sukinsyn miał jeszcze czelność
ukraść mi z portfela dwie stówy i je przepić. I wiesz co, masz rację. Ja też
chciałbym w życiu coś osiągnąć a nie tyrać na budowie za dychę na godzinę jako
popychadło!
- Nie wiedziałam. – Szepnęła Sylwia
czując łzy napływające jej do oczu.- Naprawdę nie chciałam…
- Nie? To w takim razie zostaw mnie w
spokoju. I przestań mi suszyć głowę późnym powrotem. A przede wszystkim wracaj
do swojego idealnego życia w stolicy.
- Sebastian…
- Powiedziałem, żebyś wyszła, dotarło?!
Zapomniałaś o tym życiu. I jak słusznie zauważyłaś teraz jesteś ty i my. Nie
musisz zawracać sobie głowy przyjazdem tutaj i narażać swoje wykwintne oczy
widok starych powycieranych mebli czy niezamiecionego dywanu. Zostawiłaś nas.
Może przez jakiś czas wysyłałaś jeszcze jakieś pieniądze, ale raczej by
uspokoić swoje sumienie niż w potrzeby serca. Poza tym nie oszukujmy się: już
wcześniej miałaś nas za gówno i bandę nieudaczników, więc nie rozumiem po co w
ogóle jeszcze tu przyjeżdżasz. - Przez dobrą chwilę Sylwia patrzyła młodszemu
bratu w oczy choć przepełniał ją głęboki wstyd. Sebastian miał rację: jakie
prawo miała go oceniać choć nie znała pełnego obrazu sytuacji? Nie wiedziała o
wielu szczegółach z życia rodziny i prawdę mówiąc mało ją to ostatnio
interesowało. Jak to określił chłopak, miała swój świat. Była ona i oni, reszta
rodziny.
Poza tak oczywistym poczuciem winy
patrzyła na niego z innego powodu. Bo Sylwia zrozumiała, że Sebastian się
zmienił, dojrzał. Do tej pory często żartował, był leniwy i skory do kłótni,
ale teraz choć na nią krzyczał jego słowa nie były pustą gadaniną. Wyrażały ból
i głębię właściwie nieodpowiednią dla chłopaka w jego wieku. Przecież nie
skończył jeszcze nawet dwudziestu jeden lat.
A ona chciała zwalić na niego obowiązek
bycia głową rodziny bo sama chciała się go pozbyć. Żal sprawił, że nie mogła
nad sobą zapanować i uciekła na dwór by w spokoju się wypłakać.
Zostawiłaś
nas.
Te dwa słowa wciąż kołatały jej się w
głowie potęgując jej wyrzuty sumienia. A przecież nie chciała tego: kochała
swoją rodzinę, choć czasami czuła że równo mocno jej nienawidzi. Próbowała
zapomnieć o tym skąd pochodzi, ale nie potrafiła. I to nieprawda, że zmieniła
się pod wpływem bogatych przyjaciół. A jeśli już to na lepsze. Nie zamierzała
jednak dyskutować z Sebastianem akurat o tym aspekcie jej życia. Chwilowo nie
był on ważny.
Po jakimś czasie wróciła do domu i
przeprosiła starszego brata. Potem poprosiła całą trójkę rodzeństwa na rozmowę
chcąc znać jak najwięcej szczegółów które nie okazały się być przyjemne.
Gdy po ponad dwóch godzinach do domu
wróciła mama, właściwie była już całkiem zdołowana. Rozczuliło ją jednak, że
rodzicielka starała się kryć cały syf ich rodzinnego życia by ją chronić i jej
nie martwić. Znów w oczach Sylwii pojawiły się łzy. Dlaczego dopiero teraz
zauważyła zręczne uniki matki w odpowiedziach na zadane przez siebie pytania?
Dlaczego bliżej nie przyjrzała się jej spracowanym dłoniom i zmęczonej twarzy?
Jeszcze tego samego wieczoru zadzwoniła
do współlokatorki informując, że z powodu kłopotów rodzinnych zostanie w domu
do końca tygodnia. Daria nie była tym zachwycona: narzekała na to że sama
będzie musiała porobić notatki z wykładów, a jej kłopoty rodzinne są z
pewnością tylko masą sprzątania wynikającą z lenistwa braci. Trochę ją to
rozgniewało, ale nie miała zamiaru niczego tłumaczyć przyjaciółce. Bez słowa
więcej się rozłączyła.
W trakcie kilku następnych dni Sylwia
starała się namówić mamę na rozwód: perswadowała, że ojciec stoczył się na samo
dno, że okradł Sebastiana, że już od prawie czterech lat siedzi w domu
podejmując tylko liczne fuchy na czarno by mieć pieniądze na alkohol. A przede
wszystkim, że już dawno przestał być ich ojcem i mężem. Zdenerwowało ją to, że
mimo krzywd jakich mama przez niego doznała ona nadal go broniła. Ale
jednocześnie przyznawała rację. Chciała (matka Sylwii) dać mu trochę czasu na
zmianę.
Poza tym rozmówiła się z bliźniakami na
temat zagrożeń jakie niosą narkotyki. Naturalnie trochę ją olali; uspokajali
mówiąc że to tylko jednorazowa sprawa i oni wcale się nie uzależnią, że to nie
jest niebezpieczne bo zapalili tylko maryśkę. Koniec końców Sylwia poczuła się
głupio.
Kolejną kwestią była ta dotycząca
sprzątania. W domu musiał istnieć jakiś regulamin nakazujący odpowiednie
zachowanie i sprzątanie po sobie którego trzeba było przestrzegać.
Sylwia zamierzała jeszcze rozmówić się z
ojcem, ale aż do piątku nie pojawił się w domu, więc nie miała takiej możliwości.
Szukała go nawet na wsi, ale nie znalazła. W końcu, zrezygnowana wsiadła do
pociągu i wróciła do Warszawy z poczuciem beznadziei. Właściwie niewiele udało
jej się osiągnąć: pomyślała tylko, że powinna odciążyć Sebastiana i podjąć
dorywczą pracę w tygodniu, może na akord albo w jakiejś kawiarni. Dzięki temu
będzie mogła wysłać do domu choć trochę pieniędzy tak jak robiła to do tej
pory, ale odkąd zaczęła magisterkę przestała. W jej głowie pojawiła się też
myśl by wrócić do akademika, ale gdy w piątkowy wieczór gdy dojechała na
miejsce wspomniała o tym Darii ta kategorycznie się nie zgodziła. Mówiła, że na
to zasługuje, że przecież jej rodzeństwo i matka nie są jej dziećmi, więc nie
musi ich utrzymywać. A Sylwia po raz pierwszy zdała sobie sprawę z dzielących
ją różnic między przyjaciółką a nią. Bo Daria nie rozumiała piekła jakie ona
przechodziła, nie miała pojęcia jak to jest mieć ojca alkoholika, jak boli samo
patrzenie na zaharowaną matkę która kiedyś była tak piękną kobietą. A gdzie
teraz podziała się jej uroda? No i tego, że w takich- nie ma co ukrywać- lekko
patologicznych rodzinach jak jej zaciera się granica między odpowiedzialnością
rodziców i dzieci. Że każdy ma jakąś rolę do spełnienia i musi być
odpowiedzialny: starsze dzieci wychowują młodsze, pomagają w pracach domowych,
gotują. Daria nigdy nie musiała zastanawiać się jak z czerstwego chleba i dwóch
jajek zrobić smaczne śniadanie dla całej rodziny; jak przeżyć tydzień za
dwadzieścia złotych. Jej problemem było to, czy posmarować bułkę masłem
orzechowym czy nutellą.
Z powodu natłoku myśli w sobotę w pracy
miała nienajlepszy humor; wciąż czuła
się winna. Maciek szybko to zauważył: próbował ją rozweselić, a choć przyszedł
do niej tylko na końcówkę przerwy okazało się, że zrobił to tylko z powodu
szybkiego wyjścia do sklepu po misia. Ślicznego małego kotka, który z psotną minką gonił kulkę. Sylwia miała ochotę się rozpłakać. Może i Drwęcki jej nie
kochał, ale bardzo ją lubił; właściwie był jej przyjacielem. I był gotów
poświęcić jej swój czas w trakcie jedynej półgodzinnej przerwy by wysłuchać o
problemach w domu.
Mówiła więc o tym, że mama wygląda
bardzo słabo, że jej brat Sebastian chciałby znaleźć inną pracę w swoim
zawodzie a niestety zmuszony jest pracować na budowie jako pomocnik, że młodsze
rodzeństwo ucieka od problemów w świat komputerów, a nawet początek świata
narkotyków czy alkoholu tak jak ich ojciec. Przestała się wstydzić. W końcu potrzebowała
się komuś wygadać choć poczuła się
trochę nielojalna wobec Darii za to, że jej tego wszystkiego nie wyznała (w
końcu uważała ją za swoją przyjaciółkę i znała o wiele dłużej niż Maćka), ale
wobec jej brata zdawało się to być dużo łatwiejsze.
W dodatku Maciek umiał ją odpowiednio
podnieść na duchu i pocieszyć. Odwracał jej uwagę od bolesnych tematów wesołymi
anegdotkami dotyczącymi pacjentów czy powiedzonek lekarzy. Śmiał się nawet
czasami i z siebie.
A w niedzielę tym razem to on przyniósł
jej coś słodkiego. Czekoladki. „To po to byś przestała się smucić”, powiedział
wręczając jej pospiesznie pudełko z samego rana gdy spieszył się z kolegami na
salę. I nawet ironiczny uśmieszek Oskara nie popsuł szczęścia jakie poczuła
trzymając w dłoni prezent.
Z tego powodu aż do przerwy bujała w
obłokach. Wciąż uśmiechała się przypominając sobie twarz Maćka gdy wręczał jej
podarek, wciąż wypowiadała w myślach słowa temu towarzyszące. I wciąż go
kochała. Z oczywistego wspomnianego wcześniej powodu zaczęła się zastanawiać
czy on też czegoś do niej nie czuje. Choćby nici sympatii która nie miałaby nic
wspólnego z przyjaźnią czy lubieniem kogoś a miała jakich związek z
namiętnością i miłością. Na razie jednak starała się nie robić sobie płonnych
nadziei. Myślała tylko o tym, żeby w przerwie iść mu podziękować za czekoladki
i poczęstować. Przynajmniej tak się zrewanżować, bo wiedziała że uwielbiał
słodkości.
W końcu zegarek wybił upragnioną
czternastą. Sylwia nastawiła wodę na kawę w pokoju pielęgniarek mając nadzieję,
że będą pasować do słodkiego deseru i Maciek wpadnie do niej podczas przerwy.
Ale mimo iż wypiła kawę to nie nastąpiło. W końcu, zorientowawszy się, że do
końca przerwy pozostał jeszcze kwadrans poszła w kierunku pokoju dla stażystów.
Oczywiście z czekoladkami. W ostateczności mogła nimi przecież poczęstować całą
czwórkę stażystów. Tyle, że na jej nieszczęście (a może szczęście) tuż przed
pokojem z powodu niedomkniętych drzwi usłyszała fragment rozmowy. Nie miała
zamiaru podsłuchiwać, ale zrobiła to zorientowawszy się, że najwyraźniej Oskar,
Mateusz i Maciek rozmawiają o niej.
Franka w środku nie było.
- Maciek, po co ty jej właściwie
kupujesz recepcjonistce te wszystkie prezenty? Coś świrujesz czy jak? (jak
widać słysząc to pytanie Sylwia nie mogła tak po prostu zapukać nie poznawszy
odpowiedzi Maćka trochę rozgrzeszając się w duchu)
- No co ty.-Usłyszała w jego głosie
rozbawienie, które nieco ją ubodło. Bo wyglądało to tak jakby sama myśl o tym
była niemożliwa.- Jest współlokatorką mojej siostry, no wiecie Darii więc
trochę ją znam.
- Trochę.- Po głosie poznała że teraz
mówi Oskar. Ten sam, który jeszcze kilka dni temu próbował wepchnąć jej swój
język do buzi sądząc, że z rozpaczy po nieosiągalnym Maćku mu na to pozwoli.
Albo i na więcej.- Przecież ona się w tobie buja.
- Daj spokój.
- Serio, Osa ma rację.- Teraz głos
zabrał Mateusz.- Zakochana na maska. Radzę ci uważaj; znam ten tym: jeden mały
uśmiech i miły gest a potrafi go wyolbrzymić budując potężny romans. Uwierz mi,
przerabiałem to kiedyś.
- Chłopaki, naćpaliście się czegoś czy
co? Przecież my się znamy już od ponad pół roku. I zaręczam wam, że Sylwia
nigdy nie powiedziała że coś do mnie czuje, nie próbowała olśnić czy flirtować.
– Słysząc to Kukulska odetchnęła z ulgą. A więc mimo to nie wiedział. A nawet
jeśli, to szanował jej uczucia nie chcąc zdradzić się nimi ze swoimi kolegami.
Przestała jednak zawracać sobie tym głowę słysząc następne słowa Drwęckiego:- Nie
wspominając już o tym, że ja nie jestem nią zupełnie zainteresowany w
romantyczny sposób. Jeśli już chcecie
wiedzieć to ma teraz trochę problemów rodzinnych i jest jej ciężko. To dlatego
kupiłem jej czekoladki i misia. Było mi jej trochę żal.
- Co to znaczy? Jakich problemów?-
Spytał Mateusz.
- Głównie finansowych. Ale nie tylko.-
Sylwia pospiesznie przełknęła ślinę. Niby nie powiedział dużo, ale…i tak nie
miał do tego prawa. Nie po to mu o tym wczoraj mówiła by teraz informował o tym
swoich znajomych.
- To znaczy nie stać jej na wynajmowanie
mieszkania z twoją siostrą?
- Coś o tym przebąkiwała bo Daria do
mnie dzwoniła, ale udało jej się ją od tego odwlec.
- Tak w ogóle to jak ją stać na
wynajęcie mieszkania z Darią? Nie wygląda na jakoś specjalnie bogatą a na
dodatek teraz mówisz o jej problemach z kasą…- Sylwia dokładnie w tym momencie
chciała zapukać udając, że dopiero co przyszła by nie pozwolić na to aż Maciek
zdradzi resztę jej sekretów gdy znów jego następne słowa ją wyprzedziły. I sprawiły, że poczuła sie niwzdolna do zrobienia następnego kroku.
- Właściwie to jej nie stać. Całość
kosztuje dwa i pół patyka a ona płaci siedemset.
- Żartujesz? Przecież to praktycznie pół
darmo.
- Tak, ale Daria się uparła. W dodatku
Sylwia dużo jej pomaga: ty Mateo znasz ją od niedawna, ale Oskar wie jaka z
niej leserka; gdyby nie Kukułka to nie pociągnęłaby na tych studiach. A
tak…sami widzicie jaka Sylwia jest pracowita i skrupulatna. Właściwie nie ma
żadnych znajomych, nie imprezuje i żyje tylko studiowaniem i pracą. To trochę
smutne.
- Aż dziw, że twoja siostra ją lubi. Może
tylko udaje?
- Mateusz, bez takich.- Sylwia usłyszała
męski śmiech, a potem poczuła jak czekoladki wysuwają jej się z rąk. Nie udało
jej się ich złapać, więc upadając na płytki wywołały potworny hałas. Dzięki
niemu wybudziła się z letargu szybko je podnosząc z zamiarem szybkiego
ulotnienia się zanim chłopaki się zorientują. Niestety, nie miała tyle
szczęścia.
- Sylwia? Co ty tu robisz?- Gdyby nie
usłyszała tych wszystkich słów chwilę wcześniej z pewnością by się roześmiała
na widok gigantycznego zakłopotania malującego się na twarzy Maćka. A tak
chciało jej się tylko wyć. Mimo to zmusiła się do wstania z klęczek gdzieś
mając leżące na ziemi pudełko czekoladek.
- Przyszłam ci je oddać.- Powiedziała
dziwiąc się że jej głos brzmi tak opanowanie i chłodno czyli tak jak chciała.-
Nie potrzebuję od ciebie żadnych prezentów.
- Sylwia ja…- Widziała w jego oczach panikę; policzki nawet
przybrały kolor czerwieni, a usta prawie się zacisnęły. Nie miał pojęcia co ma
powiedzieć. A to oznaczało, że to wszystko co mówił przed chwilą było
prawdziwe.- Ja nie chciałem…to znaczy nie miałem zamiaru...mówiłem tylko….-
Miotał się bezradnie patrząc na kumpli. Ale oni o dziwo patrzyli gdzie indziej.
- Och teraz zabrakło ci słów? Gdy już w
pełni mnie obgadałeś i zdradziłeś wszystkie sekrety?
- Sylwia…
- Wiesz, chyba nie chcę mi się z tobą
gadać.
Odeszła czując jak jej cała fasada
twardzielki rozpływa się aż wreszcie całkiem znika. Gdy dotarła do łazienki
była już cała we łzach.
Było
mi jej trochę żal.
Właściwie
nie ma żadnych znajomych, nie imprezuje i żyje tylko studiowaniem i pracą. To
trochę smutne.
(…)
nie jestem nią zupełnie zainteresowany w romantyczny sposób.
Jeśli do tej pory na poważnie łudziła
się, że Maciej może darzyć ją uczuciem to teraz jej płonne i tak nadzieje
rozwiały się w drobny pył. Bo w końcu zrozumiała, że ten moment nigdy nie
nastąpi. Czuła się żałośnie; tak żałośnie jak nigdy dotąd. Z trudem tłumiła
łkanie dobrze wiedząc, że za dziesięć minut powinna się ogarnąć i wrócić na
recepcję do pracy uśmiechając się do pacjentów. Nie miała pojęcia czy jest w
stanie to zrobić. Ba, w tej chwili wydawało jej się to całkiem nieosiągalne.
Litował się nad nią.
Facet, którego ona kochała przez
ostatnich osiem miesięcy miał ją za tak żałosną istotę że nawet nie mógł jej
lubić. Bez żadnych zahamowani wyznał swoim znajomym fakty z jej życia, które
zdradziła mu w zaufaniu. Na dodatek w tak prześmiewczy i współczujący sposób,
że bolało ją to podwójnie.
Poza tym jakby tego wszystkiego było
mało okazywało się, że Daria oszukała ją w sprawie mieszkania. Bo Maciek
przyznał się kolegom, że tak naprawdę siostra płaci za wynajem 2500zł.
Pozbawili ją nawet dumy.
Co dziwne, uświadomiwszy sobie ten fakt
nagle przestała płakać. Poczuła w sobie silny gniew, niczym echo w jej głowie
stanęły słowa zdenerwowanego Sebastiana:
-
Spójrz na siebie: odkąd to zaczęłaś się tak modnie ubierać? Odkąd to masz pieniądze
na wynajęcie mieszkania? Twoi bogaci znajomi fundują ci wszystko?
-
Ciężko na to pracuję.
-
Jasne, tylko uważaj żeby po wszystkim nie kopnęli cię w dupę. Dla nich jesteś
tylko głupią prowincjuszką ze wsi.”
I okazywało się, że jej brat, choć dwa
lata młodszy był mniej naiwny i łatwowierny niż ona.
Cały świat, w którym dotychczas czuła
się bezpieczna i szczęśliwa był tylko ułudą. Jak w ogóle mogła uwierzyć, że
Drwęccy, pochodzący z szanowanej rodziny lekarzy będą się z nią przyjaźnić
uważając za równą sobie?
Dobra, zachowała się głupio, zdawała
sobie z tego sprawę, ale na pewno nie będzie już się nad sobą litować. Oni mogą
to robić, ale nie ona. Niech to robią uważając się za lepszych. Jej już to nie
przeszkadzało. Pozwoliło tylko otworzyć oczy.
Po chwili była już gotowa by wyjść z
toalety; potem przemyła twarz zimną wodą, bo i tak nie miała na sobie makijażu,
który mógłby się rozmazać. Zaraz potem była gotowa do pracy. Może i mniej się
uśmiechała i zachowywała trochę poważniej, ale poza tym czuła się dobrze. Nawet
gdy przy wyjściu mijała całą trójkę stażystów: Maćka, Oskara i Mateusza.
Na tego pierwszego nawet nie spojrzała.
***
Jeszcze tego samego dnia, wracając
autobusem do mieszkania, Sylwia myślała bardzo szybko układając w głowie nowy
plan. Nie wszystko udało jej się ustalić i pogodzić, zamierzała na przykład
zwolnić się ze szpitala by już dłużej nie musieć znosić towarzystwa Drwęckiego.
Tyle, że teraz musiała myśleć racjonalnie. Życie biedaków rzeczywiście nie było
najlepsze.
Dotarłszy na miejsce ucieszyła się, że
Darii nie było w domu. Od razu wyjęła swoją jedyną walizkę i dużą torbę po czym
zaczęła wkładać poskładane ubrania, środki higieny, ręczniki, pościel i wiele
innych drobiazgów. Nie wszystko udało jej się zabrać, ale postanowiła sobie tym
na razie nie zawracać głowy. Po resztę może przyjść później. Gdy już się
pozbierała usłyszała dźwięk przekręcanego zamka. Stłumiła jęk. A sądziła, że
uniknie tego spotkania. Przynajmniej w momencie kiedy czuła się bardzo
rozżalona.
- O Syla, świetnie że już jesteś. Dziś
mam zamiar wybrać się z Tamarą na imprezę do klubu i koniecznie musisz z nami
iść i…co to za walizki?- Paplała Daria z szerokim uśmiechem na ustach który
znikł gdy uświadomiła sobie, że poważna mina przyjaciółki ma jakąś przyczynę. –
Sylwia?
- Wyprowadzam się.- Postanowiła nie
owijać w bawełnę Kukulska.
- Ale jak to? Gdzie? Wracasz do domu?
Jest aż tak źle? A co ze studiami?
- Nie wracam do domu, wracam do
akademika. Nie stać mnie na dalsze wynajmowanie mieszkania.
- A więc o to chodzi?- Daria machnęła
ręką w geście beztroski.- Jeśli nie masz na czynsz to nie ma sprawy. Ja zapłacę
za najbliższy miesiąc całość za ciebie. W następnym miesiącu dołożysz więcej i
po sprawie.
- Nie sądzę, żebym zdołała zgromadzić
dwa i pół tysiąca.
- Co?
- Wiem o wszystkim Daria.
- Co ty mówisz?
- Wiem, ile naprawdę wynosi czynsz razem
opłatami. Boże, gdy teraz o tym myślę to okazałam się być wyjątkową kretynką:
myśleć, że takie cacko w takiej lokalizacji można wynająć za 1400 zł. I na
dodatek nie skapnęłam się, że coś może być nie tak gdy zaproponowałaś że to ty
będziesz zajmowała się przelewem na rachunek właściciela.
- Jak się o tym dowiedziałaś?
- To nieistotne. Boli mnie tylko, że mi
o tym nie powiedziałaś. Zrobiłaś ze mnie żebraczkę tylko dlatego, że z powodu
własnej nieodpowiedzialności rodzice nie ufali ci na tyle by pozwolić na
samodzielne mieszkanie.
- To przecież nieprawda, w głębi serca
doskonale o tym wiesz. Skłamałam dlatego, że bardzo chciałam z tobą mieszkać a
wiedziałam, że nie będziesz chciała tego zrobić jeśli opłaty będą wysokie. Poza
tym przecież zapłaciłaś za ten miesiąc. Nie musisz się jeszcze wyprowadzać tak
z dnia na dzień.
- Doprawdy? Przecież nawet nie płaciłam
jednej trzeciej całej kwoty.
- Ale praktycznie ty je sprzątałaś.
- No tak, moje sprzątanie rzeczywiście
było tyle warte.- Zakpiła Sylwia.
- Może i nie,
ale robiłaś wiele innych rzeczy: podlewałaś kwiaty, wynosiłaś naczynia,
zmieniałaś żarówki. Na dodatek często gotowałaś dla mojego brata za marnując
własne produkty i czas. Na zresztą też często podwędzałam ci kawę, bo o niej
zapominałaś.
- Kpisz sobie? A może chcesz jeszcze
bardziej mnie ośmieszyć?
- Oczywiście, że nie. Jesteś po prostu roztrzęsiona. Daj mi te walizki. Chodź do kuchni, napijemy się herbaty i porozmawiamy na spokojnie.
- Oczywiście, że nie. Jesteś po prostu roztrzęsiona. Daj mi te walizki. Chodź do kuchni, napijemy się herbaty i porozmawiamy na spokojnie.
- Nie, mam zamiaru.
- Sylwia…
- Mówię poważnie, Daria. Sądziłam, że
jesteśmy przyjaciółkami a ty mnie tylko wykorzystałaś.
- O czym ty do diabła mówisz?
- O tym, że pozbawiłaś mnie czegoś co
ceniłam najbardziej. Mojej dumy.
- Przestałaś mówić racjonalnie jakieś
pięć minut temu.
- O nie, dopiero teraz mówię i myślę
racjonalnie.- Kukulska roześmiała się niewesoło.- I widzę za kogo mnie miałaś.
Za żałosną biedaczkę nad którą trzeba się litować.
- Sylwia to najbardziej absurdal…
- To mieszkanie, notatki z wykładów,
nauka do egzaminów, niańczenie na imprezach żebyś pijana nie wpakowała się
jakiemuś kolesiowi do łóżka…ty nigdy nie miałaś mnie za przyjaciółkę. Byłam dla
ciebie tylko kimś kogo można wykorzystać. Dzięki komu możesz poczuć się lepsza
i na jego tle możesz wypaść atrakcyjniej.
- To….aa….jjjak w ogóle możesz …- Daria
przez dłuższą chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu. Nie rozumiała skąd u
Sylwii takie przypuszczenia i pogarda w głosie. W końcu udało jej się
powiedzieć:- To wierutne bzdury.
- Bzdurą było to, że uwierzyłam w twoje
uczucia do mnie. No ale kiedyś ktoś napisał, że trwała przyjaźń istnieje tylko
między ludźmi równej wartości. Na razie.- Bez dalszego słowa Sylwia opuściła
dawne mieszkanie które uważała za choć w połowie własne i skierowała się do
recepcji akademików. Dopiero wtedy zorientowała się, że zbliża się praktycznie
wieczór, więc biuro będzie nieczynne. Na dodatek jest niedziela. Ciężko
westchnęła nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Co prawda w najgorszym
przypadku mogłaby wynająć jakiś pokój w niewielkim pensjonacie, ale wolała tego
uniknąć. Zbliżały się ciężkie czasy, w których pieniądze będą jej bardzo
potrzebne. Do domu nie chciała wracać, bo wiązałoby się to z koniecznością
tłumaczenia co się właściwie stało. A tego wolałaby uniknąć. Do mieszkania
Darii też nie wróci; spaliłaby się chyba ze wstydu. Pozostało więc tylko
nocowanie na dworcu, gdy przypomniała sobie o Renacie, koleżance z uczelni
która mieszkała w akademiku. Co prawda nie znały się zbyt dobrze, ale kilka dni
temu pożyczyła jej własne notatki. Może w ramach wdzięczności zgodzi się na
nocleg? Sama jednak w to nie wierzyła. Mimo to zadzwoniła do niej i poprosiła o
nocleg.
Udało jej się. Kukulska chciała to zrobić
oficjalnie i załatwić wszystko w recepcji, ale Renia zapewniła ją, że może
spędzić u niej noc za free z pomocą drobnego fortelu (dla Renaty był to raczej
element zabawy i zadrwienia z pilnującego wejścia portiera, ale tak czy owak
Sylwia była jej wdzięczna z powodu zaoszczędzonych pieniędzy).
W poniedziałek miała od rana ćwiczenia,
więc zupełnie niewyspana z powodu snu na podłodze z ledwością dowlekła się na
zajęcia. Widząc Darię usiadła w zupełnie innym miejscu niż zajmowała Drwęcka i
nawet nie patrzyła potem w jej kierunku. Na przerwie dziewczyna chciała z nią
porozmawiać, ale Sylwia ją zignorowała. Nawet nie z powodu tego iż nie chciała
dłużej utrzymywać z nią kontaktów, ale dlatego że spieszyła się do
administracji by wprowadzić się do akademika jeśli pozostało w nim jakieś wolne
miejsce. Ku jej uciesze, tak się stało.
I tak, po kolejnej porcji zajęć
wprowadziła się do pokoju trzyosobowego (z którego niedawno wyprowadziła się
jedna z lokatorek) definitywnie pozostawiając za sobą mieszkanie z Darią. A
także ich przyjaźń jeśli w ogóle ich układ można było nazwać przyjaźnią.
Pierwsza noc była dla niej ciężka, wciąż
na nowo odtwarzała w myślach słowa Maćka, wciąż przeżywała na nowo ten sam ból.
Już od wielu miesięcy go kochała. I przez ten czas miał trzy dziewczyny, więc
nie łudziła się, że ją pokocha- pomijając ostatni tydzień. Ale nawet w
najgorszych koszmarach nie podejrzewała, że może nią pogardzać z powodu jej
pochodzenia i uważać się za kogoś lepszego. Zaczęła się nawet zastanawiać czy
to nie Daria prosiła go o to by pomagał jej, Sylwii czy był dla niej miły. Być
może on nawet jej nie lubił. Odrzucała więc wszelkie połączenia widząc na
wyświetlaczu jego imię nie mając właściwie pojęcia po co miałby dzwonić ani po
co ona miałaby odebrać jego telefon.
(…)
znam ten typ: jeden mały uśmiech i miły gest a potrafi go wyolbrzymić budując
potężny romans.
Chciała zapomnieć o swoim potwornym
poniżeniu. O tym, że rzeczywiście nadawała każdemu niewinnemu przejawowi
sympatii Maćka szczególne znaczenie.
Nie było jej to jednak dane.
Poniekąd stało to się z jej przyczyny: w
środę pojechała do mieszkania Darii by zabrać resztę swoich rzeczy i oddać
klucze. Wtedy też dowiedziała się o kaucji którą na jego poczet wpłaciła
Drwęcka (jeszcze jeden fakt, który przed nią zataiła, bo nie mówiła Sylwii o
żadnych opłatach wstępnych jakie zapłaciła za wynajęcie). Była przyjaciółka
starała się ją namówić do pozostania; argumentowała że choć popełniła błąd
chciała dobrze, że kocha Sylwię jak siostrę i wcale nie robiła tego z powodów o
których ona wcześniej wspominała. Nigdy nie traktowała jej z góry. Gdy to nie
podziałało zmieniła taktykę próbując wzbudzić w niej poczucie winy. Wyjaśniła,
że zobowiązała się wynajmować to mieszkanie do końca roku akademickiego do
którego zostały jeszcze dwa miesiące, więc musi tu zamieszkać. Ale Sylwia nie
dała się nabrać.
- Och, jestem pewna, że sobie poradzisz
z dopłatą brakującej części. Dla ciebie siedem stówek to w końcu drobne.-
Zaironizowała. Potem musiała jeszcze wysłuchać kolejnej porcji potoku słów Darii aż w końcu, gdy gotowa była
opuścić na zawsze dawne mieszkanie w drzwiach pojawił się Maciek.
A jej głupie serce znów zabiło mocniej i
wywinęło koziołka.
Szybko powstrzymała to uczucie
przyzwyczajając się już stopniowo do bólu w klatce piersiowej. Była pewna, że
to kiedyś musi minąć. W końcu ile
jeszcze można kochać kogoś zupełnie jednostronnie? Kogoś, kto na dodatek
zupełnie na to nie zasługuje? Chrząknęła nieco teatralnie tylko po to by dać mu
sygnał do ustąpienia jej drogi. Najwyraźniej jednak nie załapał, bo nie ruszył
się z miejsca. Sylwii nie pozostało więc nic innego jak zastosować werbalne
środki:- Przepraszam, właśnie wychodziłam.
- Zaczekaj, chciałem porozmawiać.
- Chyba nie mamy o czym.
- Ja jednak myślę, że mamy.
- Podczas ostatniej rozmowy niewiele
miałeś do powiedzenia poza jakimś banałem i chrząknięciem.- Niemal wycedziła
przez zęby chcąc go zakłopotać. I udało jej się to. Na dodatek Daria chyba
zrozumiała, że coś jest nie tak. A więc nic nie powiedział siostrze o naszej
rozmowie, domyśliła się Sylwia.
- O co chodzi?- Spytała Daria patrząc
wymownie na brata. Ten zignorował to.
- Możemy zostać na moment sami?
- Ale o co chodzi? Więc to wszystko
przez ciebie? To ty jej nagadałeś tych głupot przez co się wyprowadziła?
- Daria, zostawisz nas czy nie?-
Dziewczyna niemal zazgrzytała ze złości zębami, ale spełniła polecenie brata.
– Potem i tak mi wszystko powiesz.-
Syknęła na odchodnym i wyszła. Kukulska właściwie sama nie rozumiała czemu nie
wykorzystała tego momentu na ucieczkę. W końcu tak byłoby prościej. Zwłaszcza
dla jej złamanego serca. A teraz zostali zupełnie sami.
- Przepraszam. Nie mam pojęcia co innego
mógłbym powiedzieć, Sylwio.- Odezwał się po kilku dobrych chwilach. Dziewczyna
wcale na niego nie spojrzała; wpatrywała się tylko w podłogę z nie zdradzającą
emocji twarzą.- Nawet nie pamiętam dokładnie co mówiłem Oskarowi i Mateuszowi,
ale na pewno nie chciałem by zabrzmiało to tak, że jesteś we mnie zakochana. I
z pewnością im tego nie sugerowałem.
- Naprawdę sądzisz, że to w tym jest
problem?
- Nie tylko. Ale co do tego mieszkania i
jego prawdziwej ceny…nie powiedziałem ci tylko za względu na błagalne prośby
siostry. Daria bardzo chciała z tobą mieszkać. I mówiąc szczerze nie rozumiem
dlaczego tak ci to przeszkadza. W końcu to ona ma większy pokój, to ona
bałagani, nie robi zakupów…- Wyliczał, a Sylwia w pewnym momencie przestała go
słuchać.
Bo nagle zachciało jej się śmiać gdy
zdała sobie sprawę, że on nic nie rozumiał.
Nie miał pojęcia jak ją ośmieszył, jak
zdeptał jej poczucie godności i własnej wartości, jak bez pardonu mówił komuś
rzeczy, które dla niej były ważne. I jak wykpił jej uczucie choć nawet nie
zdawał sobie z niego sprawy.
To dobitnie uświadomiło Sylwii różnice
między nimi. To jak Maciek zupełnie inaczej postrzega pewne sytuacje i jak nie
widzi w nich niczego niewłaściwego; to że nie jest taki jak zawsze o nim
myślała i że nigdy się w niej nie zakocha.
- Sylwia, słuchasz mnie?- Usłyszała w
pewnym momencie. Podniosła głowę. Zmusiła się do tego by spojrzeć w oczy.
- Niczego nie rozumiesz.- Wyszeptała w
końcu.
- Hm?- Maciek nie usłyszał tego co
powiedziała.
- Naprawdę myślisz, że to o to mi
chodzi? Bo jakiś Oskar i Mateusz sądzą, że jestem w tobie zakochana?- Zadając
to pytanie drżał jej głos, ale miała nadzieję iż on weźmie to na krab
zdenerwowania a nie kłamstwa. Bo przecież była w nim zakochana. A nawet więcej:
kochała go.- Zabolało mnie to, że sądziłam iż jesteś moim przyjacielem choć
wcale tak nie jest.
- Przecież nim jestem.
- Nie, nie jesteś. Prawdziwy przyjaciel nie
oszukiwałby mnie sprawiając że wyszłam na idiotkę płacąc za mieszkanie śmieszne
grosze. Nie rozmawiałby na temat moich uczuć tylko od razu uciął temat. Nie
wstydziłby się tego, że daje mi głupiego misia czy czekoladki, bo jestem
smutna. I przede wszystkim nie podkreślałby swojej wyższości nade mną by ktoś
broń Boże nie pomyślał, że mogę być w tobie zakochana jakby to był powód do
wstydu.
- Ale ja wcale tak tego nie postrzegam.
I tak nie sądziłem.- Żachnął się.
- Owszem, sądziłeś. Nawet nie
dopuszczasz do siebie myśli, że mogłoby być między nami coś więcej niż tylko
koleżeństwo lub przyjaźń. Ale wiesz co jest najgorsze? Że nie robisz tego
dlatego, bo rzeczywiście nie pasujemy do siebie jako para; robisz to tylko
dlatego że uważasz siebie za nie wiadomo co myśląc, że startowanie do ciebie
byłoby dla mnie za wysokimi progami no co w ogóle nie powinnam się ważyć. Że to tak absurdalne i nierealne jak miłość królika do żaby albo lwa do antylopy.
- To przecież też nie jest prawda. Ja
nigdy…- Urwał zdając sobie sprawę z tego co powiedziała jego rozmówczyni.
Chrząknął niepewny jak zadać to pytanie. I czy w ogóle je zadać.- Sylwia,
chcesz mi powiedzieć, że ty…twoje uczucia…to znaczy…do mnie…
- Pytasz czy jestem w tobie zakochana?-
Po raz kolejny coś bolesnego zagnieździło się wkoło jej serca zaciskając je
niczym obręcz. Bo po raz kolejny przekonała się jak mierzi go sama myśl o tym.
Przecież w jego oczach widniało czyste przerażenie i zakłopotanie spowodowane
myślą, że istotnie mogłaby go kochać. Przez moment miała ochotę powiedzieć
szczerą prawdę. Nie dlatego, że z reguły była bardzo szczera czy ukrywanie
uczucia było dla niej trudne. Nawet nie dlatego, że chciała w końcu zrzucić z
siebie ten ciężar a kłamiąc sprzeniewierzała się własnym zasadom. Nie, ona
miała zamiar to zrobić tylko po to by zawstydzić go jeszcze bardziej. Tyle, że
wiedziała że to bez sensu. Co by tym uzyskała? On po prostu i tak jej nie
pokocha, a wiedziała że mówienie czegoś co właściwie wniesie jeszcze większy
zamęt w tę i tak trudną dla niej sytuację jest zupełnie niepotrzebne. Dlatego
szybko dodała:- Nie, nie jestem w tobie zakochana.
- Cieszę się…eee…to znaczy nie z powodów
o których mówiłaś. I to co powiedziałaś o naszej przyjaźni…to nieprawda że jest
jednostronna. Dobrze wiesz, że dla mnie jesteś przyjaciółką. Prawdę mówiąc
jedyną jaką mam.
- Nie jestem, bo postrzegasz mnie jako
gorszą od ciebie, godną litości i pogardy. Myślisz sobie: o, jaka biedna
Sylwusia, jej ojciec jest pijakiem, rodzeństwo ma ją gdzieś a matka zaharowuje
się na śmierć. Na dodatek nie ma innych przyjaciół…powiem jej więc miłe słowo,
uśmiechnę się, może porozmawiam. Co tam kilka minut zmarnowania mojej przerwy w
szpitalu. Ona ma zmarnowane całe życie.
- Odwracasz kota ogonem.
- Wcale nie, po prostu mówię coś czego
ty nie masz odwagi zrobić a jednak myślisz. I wiesz co ci jeszcze powiem? Nigdy
nie zdradziłabym twoich tajemnic i prywatnych spraw znajomym tylko dlatego by
nie narazić się na ich śmieszność tak jak ty to zrobiłeś wobec mnie. A jeśli
uważałabym cię za kobieciarza i emocjonalnie chwiejnego to zachowałabym to dla
siebie.
- A więc uważasz, że jestem
kobieciarzem?
- Przepraszam bardzo, ale kogoś kto
zmienia kobiety średnio co trzy miesiące raczej nie można nazwać inaczej.
- Wcale tego nie robię.
- Nie? Znam cię od połowy września, a
już masz trzecią dziewczynę. Czekaj masz rację: to nawet nie są trzy miesiące.
- Ale nie wszystkie są na tyle mi
bliskie by zostać kimś dla mnie kimś więcej.- Niemal warknął.- Poza tym fakt,
że ty nie jesteś w żadnym związku nie uprawnia cię do wydawania takich osądów.
Od razu nie znajdę miłości.
- Przecież ty nawet nie próbujesz tego
robić. Szukasz tylko ładnej buzi i figury która ładnie prezentuje się w
sukience. Nie obchodzi cię co zawiera opakowanie, bo tak naprawdę boisz się…-
Sylwia urwała uświadomiwszy sobie, że i tak powiedziała za dużo. Mówiła jej to
zacięta mina Maćka. Ciężko westchnęła by się uspokoić.- Okej, porzućmy ten
temat.
- Nie, chcę wiedzieć co chciałaś
powiedzieć, dokończ.- Zachęcał ją prowokacyjnie jednocześnie rzucając wymowne
spojrzenie. Kukulska postanowiła spełnić jego polecenie.
- Boisz się odpowiedzialności.- Wypaliła
bez żadnego pardonu.
- Słucham?
- Ty po prostu nie chcesz się ustatkować.
Nie chcesz poznać kogoś na tyle by móc się w nim zakochać, nie chcesz znać
czyichś pragnień czy obaw. Poza tym zamiast rozwiązywać swoje problemy uciekasz
przed nimi od czasu do czasu robiąc niebezpieczne rzeczy takie jak skoki ze
spadochronu, bo to przynosi ci ulgę taką samą zresztą jak palaczowi papieros.
Niestety tylko chwilową i złudną.
- Kompletna bzdura.
- W głębi siebie wiesz, że mam rację. Co
prawda nie znam powodu tej frustracji…
- …bo jej nie ma...
-…ale jestem pewna, że wiąże się z czymś
dla ciebie ważnym i trudnym. To dlatego nie możesz podjąć decyzji. Jesteś
tchórzem.
- No nie, nie wiem jakim cudem zeszliśmy
na ten temat. Ale nie mam ochoty wysłuchiwać twoich bzdurnych teorii tylko
dlatego, że poczułaś się urażona faktem że płaciłaś mniejszy czynsz za
mieszkanie niż Daria. Co nawiasem mówiąc jest zupełnie nielogiczne i pozbawione
sensu. I teraz pozujesz na biedną ofiarę z urażoną dumą wmawiając mi za wysokie
ego podczas gdy to właśnie ty je masz.- Gdy Sylwia w totalnym osłupieniu
uniosła w górę brwi dodał:- Tak, masz je a wiesz dlaczego? Bo to ty uważasz się
za lepszą ode mnie i Darii. Biadolisz na swój trudny los i pochodzenie udając,
że się go wstydzisz a tak naprawdę prawie z radością dzielisz się tym ze mną.
Na dodatek ze świadomością, iż mimo tak ciężkiej sytuacji jesteś w stanie sobie
poradzić a my pochodząc z rodziny dość zamożnej mieliśmy podane wszystko na
tacy choć nie jest to prawda. Każdy ma swoje problemy, Sylwia. Ale nie każdy
uważa, że jest okrutnie skrzywdzony przez los.
- Mówiłam ci o tym, bo myślałam że
jesteś moim przyjacielem co jak już wcześniej ustaliliśmy było kłamstwem.
Gdybym wiedziała, że nie miałeś zamiaru tego wysłuchiwać wcale bym tego nie
robiła.
- Nie powiedziałem że tego nie chciałem.
Tyle, że ty odbierasz wszystko na opak; chcesz radzić sobie sama a gdy ktoś
próbuje ci pomóc jesteś na niego zła i odbierasz to jako litość. A tymczasem
sama się nad sobą litujesz i użalasz.
- Na Boga powiedziałeś Oskarowi i
Mateuszowi, że jestem biedaczką i żałosną dziewczyną bez znajomych żyjącą tylko
pracą. Że jest ci mnie żal i to jest smutne. Teraz się tego wypierasz próbując
zrobić mi wodę z mózgu?
- Nie, ale to nie znaczy że cię nie
szanuję. Mylisz litość ze współczuciem a to dwie różne sprawy.
- Ja nie widzę różnicy.
- A jest ona znaczna. Gdybym się nad
tobą litował dałbym ci pieniądze a potem chciał byś zniknęła z mojego życia bym
ponownie nie musiał przeżywać z twojej przyczyn wstrząsu emocjonalnego. Współczując
ci chcę uczestniczyć w twoim życiu uczuciowym nawet jeśli wiązałoby się to dla
mnie ze wstrząsem. To tak jakby dać żebrakowi garść monet albo pomóc zdobyć
wykształcenie i stałą pracę. Pierwsze jest sposobem łagodzenia objawów a drugie
je zwalcza.
- Nie wyjeżdżaj mi tutaj z medycznym
żargonem. Ta dyskusja staje się bezcelowa. Ty nie widzisz swoich błędów a na
dodatek zarzucasz je właśnie mi.
- Nie robię tego.- Drwęcki ciężko
westchnął- Posłuchaj, wiem że postąpiłem
źle. Ale to nie powód by obrażać się na cały świat. Krzywdzisz siebie tylko po
to by skrzywdzić Darię i mnie.
- Wręcz przeciwnie Maciek, dopiero teraz
przestaję to robić.- Odparła mu. Na moment zapadła między nimi cisza. Oboje
doskonale zdawali sobie sprawę, że o kompromisie nie może być mowy a tym
bardziej bezsprzecznym zwycięstwie jednej ze stron. I nie byli głupi by
kontynuować tę rozmowę, zamieniając ją w kłótnie co niechybnie by się stało. I
tak powiedzieli sobie o wiele za dużo.- W takim razie będę już szła. Do
widzenia.
- Przemyśl to jeszcze.- Rzucił jej
Drwęcki na koniec. W żaden sposób na to nie zareagowała.
Była głucha na jego argumenty.
Tak samo jak on na jej.
Ten pomysł na opowiadanie o 40 latkach u mnie wziął się stąd że ja mam lat 38 czytam chętnie Twoje opowiadania ale wybacz czuję się jakbym cały czas miała 18 i na pewno nie w średnim wieku :-) możesz wierzyć na słowo. Oczywiście kiedyś też może troszeczkę inaczej to postrzegałam więc się takim stwierdzeniom nie dziwię. Rozumiem i chętnie poczytam wszystko co napiszesz :-)
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc po raz drugi jestem zaskoczona: najpierw faktem że okazało się że mojego bloga czyta nie tylko damskie grono ale i ktoś znacznie starszy ode mnie. I na dodatek wcale nie uważa mojej pisaniny za dziecinadę :) Dlatego bardzo mi miło.
UsuńPS: A, no i przepraszam za ten niefortunny zwrot "w średnim wieku", bo użyłam go jako zamiennik miłości czterdziestolatków a to przecież nie do końca tak jest. Sama mam mamę która niedługo skończy 45 lat i chyba udusiłaby mnie gdybym nazwała ją panią w średnim wieku :-) Zwłaszcza, że wyglądem przypomina niejedną trzydziestoczterolatkę., a duchem określa się tak samo jak ty- jako osiemnastolatkę. Chociaż ostatnio pewien sześciolatek powiedział, że jestem już dość stara, więc pewnie stąd mi się to wzięło :)
Rewelacyjny początek ale cóż się dziwić takiemu Geniuszowi :-) w jakich odstępach czasowych zamierzasz dodawać ?
OdpowiedzUsuńWiesz co, pewnie tak jak robię to już od jakiegoś czasu czyli co tydzień. Za to części mogą być czasami dłuższe bo jak już się dorwę do klawiatury to porządnie. Także do października nie nastawiaj się na zmianę: potem studia, może zrezygnuję z pracy więc będzie łatwiej znaleźć chwilkę ale i wtedy pewnie nie :(
UsuńPS: A za tego "geniusza" bardzo dziękuję. Urosłam w duchu o dwa centymetry :-)
Witaj!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie zapowiada się bardzo ciekawie, ale to mnie nie dziwi, po prost masz dar pisania:), a my mamy szczęście, że piszesz i dajesz nam radość.
Ja namawiałam Ciebie do napisania takiego opowiadania o miłości dojrzałych ludzi, rozumiem jednak Ciebie i wiem, że trudno byłoby to zrobić Tobie, gdyz faktycznie jestes młodą osobą i wszystko przed Tobą, a przeważnie tacy "dojrzali ludzie" trochę już przeszli i przezyli swoje.
Pozdrawiam
Ania
Właśnie o to mi chodzi. Ja nie jestem pisarką i choć wydaje się to być łatwe to wbicie się w psychikę 45-latki wydaje mi się być bardzo trudne. Owszem: mogę kreować takie postacie powierzchownie (choćby w ostatnim opowiadaniu postać Moniki), ale raczej nie potrafiłabym stworzyć jej portretu psychologicznego. A nie chcę żeby to było naciągane. Owszem niektórzy pisarze potrafią wprost fantastycznie ująć i miłość nastolatków, i dojrzałych ludzi, ale tak jak napisałam na początku ja nie jestem pisarką. Poza tym nie zamierzam się ośmieszać :) Ale może za jakiś czas, kiedy złapię trochę doświadczenia to kto wie :)
UsuńAle się cieszę, że jest już nowe opowiadanie, mega mi się podoba, jak każde zresztą ;-) Uwielbiam czytać twoje opowiadania, wgłębiać się w losy bohaterów itp, więc mam nadzieję, że nigdy nie przestaniesz pisać :-D A co do samego opowiadania to szczerze mam nadzieję, że będzie z Oskarem, bardzo spodobała mi się jego postać, dodatkowo też jest po nieszczęśliwym związku, więc by się dogadali, początku wprawdzie nie mieli najlepszego, ale jak to mówią liczy się koniec, więc nic nie wiadomo :-P
OdpowiedzUsuńWiesz co, na początku w mojej koncepcji był oczywiście pomysł na wyjście z frendzonu, ale zarysowując postacie Oskar też mi się spodobał; po prostu opisywałam go tak jakby nagle stanął przede mną :-) Ale zobaczymy jak mnie natchnie potem, w każdym razie po przeczytaniu końcówki tej części uznałam, że muszę nadać Maćkowi trochę charakteru, bo na razie to z niego takie ciepłe kluchy trochę.
UsuńCześć. Mam postanowienie częstego komentowania Twoich opowiadań. Początek Nowego opowiadania wydaje mi się bardzo ciekawy. Nie mogę się doczekać niedzieli. Mi w saunie Maciek się całkiem podoba. Trochę faktycznie zachował do jak dupek Ale Sylwia bardzo wyolbrzymia :) pozdrawiam, Megi ( to ja ostatnio pisałam dlaczego lubię jak tworzysz coś zupełnie nowego ;)
OdpowiedzUsuńW sumie*
UsuńWitam , czy jest druga część ?
OdpowiedzUsuń