Słuchając Przemka nie
mogłam uwierzyć
w to co słyszę. Moje
serce tłukło się w piersi znacznie szybszym rytmem, gardło nie mogło przełknąć ani trochę śliny
choć niemal wyschło
na wiór.
A więc Marek ma kogoś.
To właśnie ta wiadomość tak
bardzo wytrąciła mnie
z
równowagi.
„niedługo się żeni...
...chce wreszcie założyć
rodzinę”
Boże,
jaka byłam głupia. Wierzyłam, że Marek naprawdę mnie kocha
bo wmawiał mi
wieloletnią miłość, a ja po raz
drugi dałam się oszukać. I choć nic sobie nie obiecywaliśmy dopiero
teraz zrozumiałam, że
mój
były mąż nieświadomie trafnie podsumował fakty. Nieświadomie,
bo prawdę mówiąc gdy opowiadał
o Marku, sugerowałam że go kocham,
tylko po to by go rozwścieczyć. Ale słysząc teraz rewelacje
o Groncewiczu znałam sobie sprawę,
że to jednak prawda. Paradoksalnie
Przemek
miał
rację. Kochałam Marka. Zrobiło mi się niedobrze.
– Naprawdę, mi przykro- powtórzył.
– Nie wierzę
w to co mówisz-
powtórzyłam nie
dlatego, że to była prawda ale dlatego że po prostu nie chciałam. Dlaczego teraz? Dlaczego
gdy odkryłam, że to poczucie zrozumienia, bezpieczeństwa i zaufania jakie czułam przy Marku to miłość? Że tylko wmawiałam sobie
to uczucie do Przemka bo
wydawał mi
się
takim ideałem, że
uważałam że powinnam to robić? Że
ignorowałam wszystkie jego
błędy jak najbardziej je minimalizując choć wcale takie nie były? Bo miał
rację: miał słaby charakter, nie był tak jak Marek. Przypomniałam sobie żarty Groncewicza nie tylko za mnie, ale i z siebie;
oraz sposób w jaki mnie przytulał... Bo
robił to nie tylko w sposób seksualny aby się ze
mną przespać. Dla niego był to wyraz czułości
i troski, a
nie tak jak w przypadku
Przemka
element
gry
wstępnej.
– Ale
taka jest prawda. Minęliśmy się w
centrum. Na mój widok
zmieszał
się.
Potem przedstawił mi swoją towarzyszkę jako narzeczoną. Mówił, że razem
pracują czy coś. A właściwie to
ona mówiła. Znałem ją wcześniej. Wiesz, jej rodzice
znają się z moimi, Klara Fronczak. Powiedziała, że dawniej spotykali się, ale po jakimś czasie rozstali. Teraz znów postanowili spróbować-
Z ciężkim westchnieniem wreszcie
zaczęłam wierzyć,
że to jest prawda. Bo
co innego dać wiarę temu, że
poznał dziewczynę 3 miesiące temu i
się z nią zaręczył, a co
innego że znał ją wcześniej i
zrobił
to dopiero teraz. Tym
bardziej, że pamiętałam jak widziałam przed jego domem jakąś
kobietę. Wtedy mówił, że to koleżanka z pracy.
Nie wspomniał, że byli dawniej
parą.- Naprawdę bardzo...
– Przemek,
powinieneś już iść. Chcę
zostać
sama.
– Nie chciałem
ci o tym mówić. Uwierz mi. Ale jeśli go kochasz, to
było jedyne wyjście.
– Dziękuję- odparłam lekko ironicznie. Cóż za wspaniałomyślność z jego strony, pomyślałam
z sarkazmem.
– Więc
skoro
nie możesz z nim być to dasz
mi szansę?
– Przemek powiedziałeś mi, że
Marek spotyka
się
z inną dziewczyną, a właściwie
się
z nią żeni po czym za moment pytasz mnie czy będę
z tobą?
– Wiem, że
to za szybko, ale mi to
nie przeszkadza. Przy mnie o nim zapomnisz.
I pokochasz mnie od nowa.
– Nie mam zamiaru
już nikogo kochać- wybuchłam. Najpierw kochałam Przemka, a on mnie
zdradził. Potem Marka,
a on z kolei po 3 miesiącach
przygruchał
sobie inną choć wmawiał mi dozgonną
miłość zrzucając winę za rozpad
naszego związku. Oto jacy są mężczyźni.
Z drugiej
strony
pomyślałam sobie,
– Przyjdę jutro. Wtedy gdy
ochłoniesz to...
– Nie przychodź.
Nie będę wracała więcej
do tego tematu. Nie
ma
już nas
Przemek. I nigdy nie będzie.
Gdy zostałam sama natłok myśli
nie pozwolił mi zasnąć. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co zrobił Marek. Starałam się go
nawet usprawiedliwić: przecież zerwaliśmy, mówił że
chce zbudować rodzinę
a ja odmówiłam przecież oddania mu swojej ręki,
że ma do tego pełne prawo. Ale ból
i poczucie zdrady nie były przez to
mniejsze.
Dodatkowo ból sprawiał mi fakt,
że tak po prostu przekreślił mnie ze swojego życia zrywając wszystkie łączące
więzi. Nie chciał nawet abym kontaktowała się z nim telefonicznie. A ja
głupia nie chcąc jego numeru
od Magdy sądziłam, że
robię mu przysługę,
bo potęguję tylko jego cierpienie. Jaka
naiwna idiotka. I te jego teksty o tym,
że kocha mnie już od kilku lat. Wszyscy faceci są tacy
sami.
Rano czułam się trochę lepiej. Utrata złudzeń
dobrze mi zrobiła. Teraz przynajmniej
nie wyczekiwałam jego powrotu.
Prawdę mówiąc nie
miałam na
co czekać, nie miałam żadnego celu. Żałowałam, że zakazałam dzisiejszych odwiedzin Przemkowi: przynajmniej
miałabym komu się wypłakać...nie, nie mogę przecież płakać. Nie tak jak niespełna półtora roku
temu
przez byłego męża. Takie rozpaczanie jest już za
mną. A przynajmniej taką
miałam nadzieję.
Przez następny tydzień udawało
mi się o
tym nie myśleć.
Nawet zgodnie ze swoim postanowieniem poprosiłam Przemka o
pomoc w wykonaniu domku na drzewie
dla małej.
Ale przechodząc
obok salonu kosmetycznego w którym pracowała siostra Marka
nie mogłam się powstrzymać aby tam nie wejść. Choć była ze mną Hania.
– Witaj, Magdo-
powiedziałam ciesząc się, że
ją zastałam. Przez chwilę bałam
się, że to może nie być
jej zmiana.
– Cześć Laura. Zdecydowałaś
się sama się trochę po
rozpieszczać?- zażartowała.
Szukałam w głowie wymówki.
– Tak, przydałby mi się manikiur.-
wymyśliłam.
– Jasne. Siadaj. Zaraz przyjdzie
Beata.
– Beata? Ty nie będziesz tego
robić?
– Nie,
ja zajmuje się
tylko robieniem makijażu.
– Więc
zacznę od tego- Zdecydowałam, bo przecież zależało mi na rozmowie z nią a nie makijażu.
– Okej, więc
siadaj.- Przez kilka
minut obie milczałyśmy.
Nie wiedziałam jak dyskretnie zagaić
rozmowę
o Marku. W końcu wypaliłam po prostu:
– Jak tam Marek?- Na
chwilę zawahała się.
– Chyba dobrze. Niedawno...to znaczy kilka dni temu wrócił.- A więc
Przemek
nie kłamał, pomyślałam smutno wiedząc, że nie mam podstaw
aby się łudzić.
– Och, to
fajnie- powiedziałam blado.
Dobrze, że mogłam mieć zamknięte oczy.
– Tak. Ja też się cieszę.
– Nie wrócił do byłego mieszkania?
– Nie,
chce je sprzedać jak pewnie się domyślasz. Nie odwiedził cię po przyjeździe?
– Nie.
– To
dziwne. Wydawało mi się,
że chciał to zrobić.- Pewnie aby przedstawić
swoją narzeczoną. Ale
jednak taktownie nie chciał tego robić. Cóż za prawdziwa galanteria, pomyślałam zjadliwie.
– No cóż, pewnie stwierdził,
że nie warto.- Magda chyba wyczuła
w moim tonie złość i wrogość.
– Chciałabyś się
z nim
skontaktować?- spytała
przerywając na
chwilę makijaż.
– Jeśli
on nie chce, to ja chyba
też nie powinnam tego robić.- odparłam. Potem chrząknęłam.- Nawet nie raczył powiadomić mnie o
swoim przyjeździe, więc pewnie nadal się na mnie gniewa o to co stało się przed
jego przyjazdem.
– O nie sądzę-
dziewczyna zaśmiała się-
Bo..- nie wyjaśniła, co
to miało znaczyć, bo właśnie przyszła jej szefowa
czego domyśliłam
się intuicyjnie. I wszelkie rozmowy musiały zostać przerwane.
Po wyjściu z salonu
piękności, z jakże efektownym makijażem
wróciłam z Hanią do domu.
Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze na chwilę do warzywniaka
po świeże jabłka i banany, które
lubiła i byłyśmy na miejscu.
Gdy znalazłam się na ścieżce
prowadzącej do frontowych drzwi
zauważyłam po drugiej
strony ulicy jakiś ruch.
– A co to za siamchodi?- spytała
mnie
Hania.
– Chyba wynajęte- odparłam- Wywożą meble. Chodź kochanie, wejdziemy do środka. Już chłodno.
– Możemy iść przyitać się z Frankiem?- był to
kolega Marka, który od 3 miesięcy był teraz naszym sąsiadem bo Groncewicz wynajął mu swoje
mieszkanie
(a raczej sprzedał sądząc z tego co działo się na drugiej stronie ulicy a także rewelacji Przemka i potwierdzenia Magdy).
– Później
słoneczko.
– Ale
ja ście.-
oznajmiła mi tylko i pobiegła pod dom.- Zioba!
– Hania, wracaj!-
krzyknęłam za nią, ale oczywiście nie posłuchała.
Jak zawsze zresztą. Była
rozpieszczona do czego
przyznaję się niechętnie jako matka. Nie mając wyjścia
pobiegłam za nią.- Hania!
– Aje! Ajek!-
dopiero teraz zobaczyłam co
tak bardzo przykuło uwagę małej.
Bo zauważyła
swojego „aje” czyli Marka. Zdziwiłam się,
że pomimo wszystko
jednak go zapamiętała, bo nie sądziłam, że tak będzie. W końcu była jeszcze taka
malutka gdy wyjechał...
– Cześć Haniu.-
odparł jej spokojnie. Na moment spojrzał na mnie jakby wahał się zrobić ruch w kierunku mojej córeczki. Starałam się wyrazem twarzy dać
mu znak, że to mi nie przeszkadza.
Hania bez przeszkód wskoczyła
mu w
ramiona. Przez kilkadziesiąt sekund po prostu stali ciasno objęci. Stłamsiłam irracjonalnie poczucie zdrady przez własną
krew.
- Jak się czujesz?
– Dobje.
Mama z tatą zjobili domek.
– Domek? Na
drzewie, tak?
– Aha. Duzi. Chcieś
źobaćić?
– Później
malutka. Teraz muszę coś załatwić. Śmigaj do mamy.
– A moge pobiegać?
– Jasne, jeśli
mama pozwoli- przysłuchiwałam się tylko tej rozmowie niczym słup soli
aż do tego momentu. Potem przeniosłam
wzrok
na Marka.
Na chwilę wydało mi się, że
istniejemy tylko
my dwoje, że nie ma Hani, ani dwóch młodych
chłopaków wnoszących sofę
do ciężarówki. Czas zatrzymał się w miejscu. Wiem, głupie
i banalne ale dla mnie rzeczywiście tak
było.
Szkoda tylko, że tyle nas dzieliło.
– Tak,
kochanie. Tylko bądź ostrożna-
zgodziłam się tylko po to by nie utracić respektu. Bo wiedziałam, że mama i tak pobiegłaby bez mojej
zgody czy nie.
– A więc się wyprowadzasz.- odezwałam się
pierwsza.
– Tak.
Znalazłem bardziej przytulne mieszkanie. To
było
za duże jak na samotnego kawalera.
– No tak.- przyznałam. Przecież teraz będzie potrzebował większego dla przyszłej żony.
– Jak się czujesz?
– Świetnie-
skłamałam.- Przez ten czas gdy się nie było wiele się zmieniło.
– Właśnie
widzę. Hania sporo urosła.
– Tak.-
zgodziłam się. Nie mogłam uwierzyć,
że rozmawia ze mną tak
jakbyśmy
widzieli się ostatni raz wczoraj a nie ponad trzy miesiące temu.
Facet ładujący tym razem fotel po
raz
kolejny mnie wyminął.- A jak
badania?- spytałam głównie przez grzeczność.
– Skróciłem trochę ekspedycję. Byłem trochę
chory, więc wróciłem do
kraju.
Podobno jestem zbyt słaby do
tak gorącego klimatu.-
usiłował zażartować.
– Szkoda, że
nie zadzwoniłeś.- postanowiłam wbić
mu szpilkę- Ja
nie miałam twojego numeru,
ale ty znałeś mój.
– Nie
chciałem cię kłopotać- odparł.- I stawiać w
niezręcznej sytuacji przed
Przemkiem.
– Ach, no
tak- Pewnie myślał, że jesteśmy razem. I dobrze, pomyślałam. Niech wie, że nie usycham
zanim
z tęsknoty. Nawet jeśli
to prawda.- Więc
nie wracasz już do Egiptu?
– Nie, mam już niezbędne
próbki które będę analizował
już na miejscu.
– W takim razie
powodzenia.
– Przyda się.-
uśmiechnął się lekko. Z
trudem udało mi się zrobić to samo.
– No cóż, będę
już szła. Miło było cię zobaczyć przed
wyprowadzką. Na razie.- Nie mogłam się powstrzymać
przed dodaniem- Aha, i
pozdrów
swoją
narzeczoną.
– Jaką
narzeczoną?- spytał gdy tylko się
odwróciłam.
– Jak to
jaką? Twoją.- z trudem udawałam rozbawienie.
– Nie mam żadnej narzeczonej.
– Och, nie musisz udawać. Wiem o tobie i twojej przyjaciółce od Magdy.
– Moja siostra powiedziała ci, że ja i Klara...?
– Chcesz powiedzieć,
że to nieprawda?- spytałam z
nadzieją.
– Oczywiście,
że nie. To znaczy...tak, jesteśmy parą-
poprawił się. Poczułam
złość.
– Miło, że kogoś
sobie znalazłeś aż tak szybko.
Mam
nadzieję, że dostanę zaproszenie na ślub.
– Na ślub?-
zawahał się- Jasne, że...tak.
W końcu jesteś moją przyjaciółką.
– Och, chrzań się- warknęłam nie mogąc
go dłużej znieść.
– Słucham?- moja gwałtowna zmiana tonu wyraźnie go zaskoczyła.
– Udawałeś takiego zakochanego we mnie i
pozując na skrzywdzoną ofiarę
próbowałeś wzbudzić wyrzuty sumienia. Ale
sam
przygruchałeś
sobie jakąś dziewczynę zaraz po naszym zerwaniu. Od razu masz plan awaryjny co?
– Nie rozumiem o czym mówisz. A przede wszystkim do czego
zmierzasz.
– Do czego zmierzam? Do tego, że jesteś tak sam jak Przemek.- gdy
wypowiedziałam te słowa dwóch
gości przenoszących meble zaprzestało tej czynności. Wyraźnie czekali
na jakiś pikantny ciąg
dalszy.
– Och, pewnie porównanie
z twoim mężusiem miało być
dla mnie komplementem, ale uwierz mi że tak nie jest.
– Jasne, że nie. Bo
jesteś
od niego gorszy. Wiedziałeś
co przeszłam, a
mimo to mamiłeś mnie wieczną
miłością. I kłamałeś mówiąc, że kochasz mnie od kilku lat podczas których
spotykałeś się z
Klarą. A ja głupia żałowałam, że dałam ci odjechać. Ale dobrze się stało.
– Przykro
mi,
że zmarnowałem twój czas- odparł zjadliwie. Potem dodał- Skoro już powiedziałaś to co chcesz to teraz idź. Spieszę się jak widzisz, a przez
ciebie panowie nie mogą dokończyć
pracy.- widocznie nie chciał robić żadnej sceny.
– Wyrzucasz mnie? No tak, teraz nie jestem
ci potrzeba, co?
– Laura
o co ci tak naprawdę chodzi, co? Wpadasz
do mnie
i mnie
obrażasz. Jak według ciebie mam
zareagować?
– Może
przyznałbyś się na przykład.
– Do
czego?
– Że mnie oszukałeś.
– Niby
jak?
– Mówiłeś, że mnie kochasz.
– To już nieważne. I powinnaś mi raczej dziękować za to co zrobiłem.
– Dziękować? Niby
za co?
– Za to, że umożliwiłem ci powrót
do męża.
– Jednak z tego nie skorzystałam.- odparłam wrogo
niemal
odkręcając się na pięcie.
– Co to
znaczy?- zatrzymał mnie.
– Dobrze wiesz
co, bo widziałeś się z
Przemkiem kilka dni
temu
w centrum. A
poza tym to kontaktowałam się z twoją siostrą,
więc na pewno ci powiedziała.
– Co?
– Że nie jesteśmy już razem. I że od czasu rozwodu nigdy nie byliśmy.
– Mówisz
poważnie? Nie jesteś z nim? Ale
on powiedział, że planujecie ślub, że
mieszkacie
razem. Myślałem...
– Przemek
ci to
powiedział?
– Tak.
Dziękował mi za to, że się usunąłem i
że dzięki mnie zrozumiał ile stracił i jak bardzo cię kocha.
– To
nieprawda. On kłamał.-
Powiedziałam nieswoim tonem niewiele z tego wszystkiego rozumiejąc. Uderzyło mnie coś jeszcze.-
Mnie powiedział, że spotykasz się
z Klarą.
– Nie,
pracujemy tylko razem, już ci to mówiłem.
– Ale
dziś,
to znaczy wcześniej powiedziałeś co
innego- przypomniałam.
– Bo nie chciałem wyjść na skończonego durnia,
który
liczył na to, że dzięki rozłące
z nim zrozumiesz,
że go kochasz. -wypalił- Ale gdy wróciłem okazało się coś zupełnie innego. Miałem
nadzieję, że mimo wszystko...Z
resztą
to już nieważne. A teraz naprawdę przepraszam. Najpóźniej za dziesięć minut muszę stąd wyjechać.
– Czekaj.
Mówisz poważnie?
– Naprawdę nie mam
już czasu na rozmowę.
– Nie o to mi chodzi.- powiedziałam z irytacją- Przemek powiedział mi, że spotykacie
się
z Klarą. I że planujecie ślub. Myślałam, że
już o mnie zapomniałeś...- Jak
mógł
tak bezczelnie skłamać?!
– Obeszło
cię to?
– Oczywiście, że
tak.- odparłam prędko. Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że nie powinnam tego mówić. - Spotykałem się z Klarą wcześniej?
– Tak- przyznał.
– Kiedy?
– Nie
wiem dokładnie. Dawno temu.
– A mi przecież powiedziałeś, że
kochałeś tylko mnie i z nikim nie byłeś.
– Laura,
na Boga...Nie miałem z tobą kontaktu. Nie wiedziałem nawet czy cię
spotkam, byłaś dla
mnie
jak mrzonka, jak marzenie które nigdy się nie ziści.
Pomyślałem, że skoro nie mogę mieć ciebie
związek z miłą
dziewczyną wypełni tę pustkę. Ale się pomyliłem.
– Kłamałeś.
– Nie.
– Tak,
nie zaprzeczaj. Pamiętam jak mówiłeś, że jestem dla ciebie jedyna, że zawsze kochałeś tylko mnie i z nikim się nie spotykałeś.
– I co z tego? Teraz, przed wyjazdem zaangażowałem się na
sto procent. To ty wciąż miałaś obiekcje i się
wahałaś.
– I jak
widać słusznie! Nie chcę być z kimś kto
mnie
oszukuje.
– Nie oszukałem cię!
– Tylko
zataiłeś prawdę. A wiedziałeś,
że po tym co przeszłam z Przemkiem to
jest dla mnie bardzo ważne.
– Zawsze jesteś tylko ty- przerwał mi.-
Owszem, chciałem
spróbować
z Klarą, ale szybko się okazało,
że nasz związek to błąd. Nawet nie sypialiśmy ze sobą. Po kilku tygodniach stwierdziliśmy, że
lepiej nie ciągnąć tego dalej, bo nasze kontakty w pracy ucierpią gdy potem zrobimy to w nienawiści. Bo byliśmy dla
siebie jak brat i siostra. Dlatego nawet nie zawracałem sobie głowy tym faktem
w rozmowie z tobą.
– Mimo wszystko to był związek.
– Tak,
był! Ale to zdarzyło
się
kilka lat temu, na
Boga. A ty nie
musisz udawać, że
to prawdziwy problem i przyczyna.
Bo
tak naprawdę zawsze
szukasz i
szukałaś
wymówki, jakiejś skazy w
moich
charakterze. Zapamiętałaś mnie jako żartownisia i flirciarza z liceum nawet nie zauważając, że od tamtej pory bardzo się zmieniłem.- Zrobił krótką pauzę na wzięcie oddechu, a potem kontynuował już mniej gniewnym tonem jakby żałował swojego wybuchu.- Poza tym nawet nie rozumiem po co wywlekamy to teraz na światło dzienne.
– Bo cię
kocham do cholery- Wypaliłam.- Tak naprawdę. To
dlatego nie mogłam spróbować z Przemkiem. Bo za tobą
tęskniłam. A ty mnie oszukałeś.
– Laura,
nigdy cię nie oszukałem. I dobrze o tym wiesz. Nadal jednak chcesz abym był
Przemkiem. Tylko
sama nie
możesz przyznać tego
przed samą sobą.
– Nie. Ja
naprawdę czekałam na
twój powrót. Początkowo nie zdawałam sobie
sprawy,
że ta tęsknota to miłość, ale wkrótce
to zrozumiałam. A potem
Przemek
powiedział mi, że jesteś zaręczony i że dawniej spotykałeś się z tą
dziewczyną. Byłam wściekła.
Mogłam ścierpieć
fakt, że nie chciałeś się
ze mną
kontaktować. Ale to, że mnie
oszukałeś...nie chcę drugi
raz przechodzić
przez to samo.
– Nie jestem Przemkiem.
– Ale
tak samo mnie oszukałeś.
– Skoro
tak sądzisz to nie mogę
znów cię namawiać. Poza tym najpewniej byłaś po prostu zazdrosna myśląc, że ułożyłem sobie życie z inną a nie jak głupek nadal kocham ciebie i...
- ...nie mam syndromu psa ogrodnika.- Prychnęłam.- Na moment zapadła między nami cisza. Oboje milczeliśmy krótką chwilę wpatrując się w siebie. W końcu Marek chrząknął i spuścił głowę.
- Powiedziałem ci jak to było.- Zaczął.- Jeśli to co mówiłaś to prawda... jeśli mnie....to ty musisz
podjąć decyzję. Ja...nie mogę. A poza tym to niedługo wyjeżdżam.- Wymownie spojrzał na swój zegarek. Poczułam szum w głowie zwiastujący przypływ paniki.
– Nie
wiem. Muszę się zastanowić.
– Nie masz
czasu.
Masz tylko kilka sekund. Bo ja muszę już jechać.
– Marek...
– To
prosta
decyzja: chcesz ze mną
być lub nie. Tu nie ma miejsca
na wątpliwości czy kolejne
próby. Można być martwym lub
żywym. Nie ma
niczego pomiędzy.
– Przecież
nie po to tu przyszłam. Nie
sądziłam, że nie jesteś z
Klarą. Nie wiedziałam nawet, że cię dzisiaj spotkam!
– A ja
nie sądziłem, że nie dałaś szansy Przemkowi. I że nadal
mnie
kochasz. Ale teraz już to wiemy. Decyzja
należy do ciebie. Co mi odpowiesz?-
Czułam się jak w jakiejś okropnej grze, w
której
jedna zła decyzja powoduje jej koniec. A ja nie mogłam zdecydować czy
wejść do tunelu czy nie.-
Laura?- ponaglał
mnie gdy nie odpowiedziałam. Potem ciężko
westchnął i zgarbił ramiona jakby chciał odejść. Nie chciałam by to zrobił. Jednak panika spowodowała, że znów powiedziałam nie to co powinnam.
- Jak mam pojąć decyzję, która zaważy na moim przyszłym życiu w ciągu kilku sekund?!- Krzyknęłam gdy już zaczął odwracać się do mnie plecami by odejść. Jednak słysząc moje słowa znieruchomiał. Potem na jego ustach wykwitł delikatny uśmieszek pełen melancholii i smutku.
- Gdybyś była pewna swoich uczuć to byś to wiedziała. Czułabyś to w swoim sercu i nie potrzeba byłoby ci nawet kilku sekund. Wystarczyły by jej ułamki.
- Marek to nie tak. Nie możesz...
- W takim razie wszystkiego dobrego- przerwał mi i odszedł w kierunku ciężarówki. Dwójka młodych mężczyzn wreszcie ruszyła się z miejsca.
- W takim razie wszystkiego dobrego- przerwał mi i odszedł w kierunku ciężarówki. Dwójka młodych mężczyzn wreszcie ruszyła się z miejsca.
– Uuuu, to było wredne.- przechodząc skomentował
to jeden z nich patrząc na mnie wymownie. Z tego wszystkiego nawet nie zakłopotałam się gdy zorientowałam się, że wszystko słyszał. W moim gardle
pojawiła się wielka gula. Wciąż nie mogłam ruszyć
się z miejsca. Dopiero gdy auto to zrobiło
zmusiłam
się do ruchu. Stanęłam przed
bramą uniemożliwiając samochodowi
odjazd. Młody kierowca otwierając lekko drzwi
krzyknął:
– Proszę się odsunąć, wyjeżdżamy!- nie ruszyłam się jednak z miejsca. Jakiś
czas
nic się nie działo. Dopiero po niecałej minucie z drzwi obok kierowcy wyszedł Marek. Podbiegłam do niego
i się przytuliłam. Nieśmiało
mnie
objął.
– Czy to
znaczy: tak?- spytał.
– Tak, tak, tak.- powtarzałam- Nie zostawiaj mnie, nie
ty.
Nie zniosę tego więcej.
Kocham cię. I mogę za
ciebie wyjść nawet dziś. Jeśli nadal będziesz tego chciał.
– A ja
ciebie.- pocałował mnie w czoło.- Bardzo cię kocham.-
roześmiał się chyba
z żarliwości mojej
krótkiej przemowy.- A co do ślubu...to
nie wiem czy propozycja
jest aktualna.
– Co?
– Żartuję głuptasie.- Mocniej
przytulił mnie do siebie
dając ręką znak kierowcy żeby jechał. Odsunęłam go od siebie.
– Nadal chcesz się
wyprowadzić?
– Już sprzedałem
to mieszkanie.
– Więc
gdzie teraz mieszkasz?
– Wynajmuję małą kawalerkę w centrum.
– Ale
teraz...
– Teraz
jeśli chcesz zamieszkamy gdzieś
razem. Mogę kupić coś innego, bardziej
odpowiedniego dla naszej trójki.- ucieszyłam się, że w swoich planach uwzględnił moją
małą córeczkę,
która teraz lepiła bałwana. Albo coś przypominającego
bałwana.
Po jakimś czasie zgodnie
ze słowami Marka
przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania
na obrzeżach miasta. Za
pieniądze sprzedane z obu domów było ono nowoczesne, ale i jednocześnie przytulne.
Przemek dowiadując się o nas przy następnej
wizycie u Hani od razu mnie przeprosił.
Powiedział, że widząc w moich oczach
uczucie do Marka chciał zdobyć mnie
wszelkimi dostępnymi sposobami. Ale
mimo wszystko cieszy się
z tego, że jestem szczęśliwa.
Bo tak rzeczywiście było. I choć przez jakiś czas- nawet
po ślubie- wciąż miałam lekkie obawy, zwłaszcza że Marek
namawiał mnie na dziecko, to wkrótce się ich pozbyłam. Mój nowy mąż nie
był Przemkiem (który notabene już kilka miesięcy później „zakochał się” jeszcze raz
w nowej sekretarce) i zrozumiałam, że porównywanie
obu mężczyzn nie ma najmniejszego
sensu. Bo przy każdym z nich poczułam coś niezwykłego:
Przemek
był moją pierwszą prawdziwą miłością, ale jednak przy Groncewiczu moje uczucie stopniowo narastało. To
przy nim uzyskałam wszystko to o czym marzyłam:
spokój, bezpieczeństwo, zaufanie. Bo zaczęliśmy od przyjaźni,
a potem poprzez namiętność aż do
miłości. Czyli właśnie tak jak powinno być.
Gdy urodził się Wojtek-
nasz syn, Hania miała
prawie
cztery i pół roku. Cieszyła się
jak głupia z małego braciszka
i wciąż chciała go nosić na
rękach. Razem z Markiem nie mogłam się na to napatrzeć.
– Widzisz, teraz mamy darmową opiekunkę.- roześmiał się
mój
drugi mąż całując mnie gdzieś
niedaleko skroni. Właśnie
siedzieliśmy na
kanapie niedaleko kołyski w której
spał mały Wojtuś a Hania nad nim.
– No,
nie wiem czy pięciolatka posiada wystarczające kwalifikacje.
– Mamo, tato dwa chodźcie zobaczyć.-
Hania nazywała Marka ojcem
z numerem dwa, bo
pierwszym był
oczywiście jej
biologiczny, Przemek.- On trzyma całą
pięść w buzi!
– Przecież
spał.-
powiedziałam wstając z kolan Marka. Przytrzymał mnie.
– Daj spokój, przecież
nic się nie dzieje.
– A jeśli
to prawda?
– Przecież ma dopiero
cztery miesiące. Nawet jeśli
to nic się nie stało.
Mamy bardzo zdolnego syna.- Uśmiechnęłam się,
więc usta Marka trafiły niemal na
moje
zęby gdy próbował
mnie
pocałować. Wtedy też się roześmiał.
– Kocham cię-
szepnęłam cicho.
– Ja ciebie też moja ukochana Lauro
Groncewicz. KONIEC.