Łączna liczba wyświetleń

sobota, 14 marca 2020

Druga szansa: Rozdział I

Jej, witam was wszystkich po prawie dwuletniej przerwie :) Pewnie niektórzy nie wierzyli, że coś jeszcze opublikuję, łącznie ze mną samą. I przyznam szczerze, że zaglądając tutaj z ciekawości tydzień temu byłam bardzo zaskoczona, że ktoś jeszcze po tak długim czasie tutaj zagląda. I nie ukrywam: to był bodziec do tego by znowu wrócić do pisania. Nie mam pojęcia czy znajdę czas, spokój i konsekwencję by spisać tę historię do końca, ale mimo wszystko chciałam się nią z wami podzielić. Szczególnie z tymi którzy przez ten cały czas gdy wcale nie dawałam znaku życia zaglądali na mojego bloga wyczekując tego momentu. Serdecznie wam za to dziękuję.
Mam nadzieję, że kolejne opowiadanie choć trochę wam to wynagrodzi choć w zasadzie to tylko krótki wstęp do właściwej akcji. Miłego czytania :)


ROZDZIAŁ I

- Czyli znowu muszę ci zapłacić haracz, co?- Zażartowała Hanna usłyszawszy rewelacje swojej księgowej Anki dotyczące łącznej kwoty podatków, które musi zapłacić za ubiegły miesiąc. Był to jednak żart skrywający wyzierające z głębi ducha zaniepokojenie. Zaniepokojenie spowodowane niewypowiedzianym pytaniem: skąd u licha zdobędę na nie kasę?
- Cóż, nic tylko się cieszyć że to tak dobrze idzie, nie?- Pytaniem odpowiedziała jej Ania również siląc na lekki ton. Wiedziała, że jej przyjaciółka od dawna ma problemy z płynnością finansową a dopóki nie spłaci kredytu na remont pensjonatu, nie miała co liczyć na to że szybko znikną. No, może mogłoby do tego dojść szybciej, gdyby jej nieodżałowany wspólnik Kacper będący współwłaścicielem „Oazy spokoju” przydał się wreszcie na coś i pomógł, ale na to się nie zanosiło. Wręcz przeciwnie: choć Hanka jej nic nie zdradziła, jakiś czas temu Paulina „przypadkiem” usłyszała ich rozmowę o  postawionym ultimatum co do kwoty osiąganych przez hotel zysków. Może i nie była horrendalnie wysoka, ale w obecnych okolicznościach (zaciągnięcie kredytu na remont, najęcie pracowników którzy mają go wykonać, sezonowy przestój w biznesie) nierealna do wypracowania. Nie wspominając o fakcie, że Hanka i tak mocno ją naginała byleby tylko wypłacić Kacprowi co miesiąc choć kilka tysięcy wynagrodzenia (albo mówiąc wprost: haraczu) udowadniając że sprzedaż hotelu byłaby błędem, nawet kosztem własnego. Niestety na nic się to zdawało jeśli stale była bombardowana wciąż rosnącymi podatkami i licznymi kosztami. Jak każdy przedsiębiorca w Polsce zresztą. Tyle, że Anka nie mogła powiedzieć tego przyjaciółce prosto w twarz gdy ta i tak czyniła heroiczne wysiłki by dalej to wszystko ciągnąć. Musiała jakoś podtrzymać ją na duchu i wspierać nawet jeśli sama powoli zaczynała mieć wątpliwości co do rentowności pensjonatu. Dlatego teraz przyoblekła na twarz pogodny wyraz twarzy i dotykając delikatnie jej dłoni spoczywającej na kolanie dodała:
- Hania, pomysł z remontem był konieczny jeśli chcesz zmienić wizerunek tego miejsca tak, by rzeczywiście był z tego jakiś pieniądz. Podjęłaś dobrą decyzję. Inaczej pożegnałabyś się z potencjalnymi klientami do reszty. Owszem retro co jakiś czas wraca do łask, ale myślę że nie zalicza się do niego odpadająca tapeta ze ścian i rozlatujące się meble.
- Wiem.- Mrugnęła tylko tamta bijąc się z myślami. Bo nie było żadnego sensu w tym by rozważała plusy i minusy już podjętej decyzji. Może i mogłaby się jeszcze trochę wstrzymać z remontem części hotelu, może mogłaby poszukać tańszej ekipy, zrezygnować z wymiany mebli pozostając tylko przy konserwacji…ale jakie to miało teraz znaczenie w obliczu skutków tej decyzji? Bo Hanna nie miała pojęcia skąd weźmie potrzebną sumę na bieżące koszty funkcjonowania lokalu, kolejną ratę kredytu czy zbliżające się pensje dla pracowników a co dopiero rozliczenia ze skarbówką. - Gdyby tylko Kacper dał mi więcej czasu…
- Jeśli ten dureń nie rozumie że zanim coś przyniesie zysk musisz ponieś koszt to jego problem. To się nazywa inwestycja. Jeśli chcesz, mogę mu to wyjaśnić. To jasne że w pół roku poniesione nakłady się nie zwrócą. To nie jest bajka.
- Hm?
- Miałam na myśli to, że w filmach czy książkach możesz mieć tylko jedną złotą monetę i umiejętnie nią zarządzając stać się milionerem w miesiąc. A to tak nie działa. Widzisz, zasady jakimi rządzi się gospodarka…
- Zdziwiłam się tylko, że wiesz o tym sześciomiesięcznym okresie. Ale szybko się domyśliłam, że ściany mają uszy. Która ci wypaplała? Gośka czy Paula?- Anka uznała, że udawanie głupiej jest bezcelowe.
- Nie gniewaj się na nie. Chcą dobrze.- Odparła więc tylko spokojnie licząc na to, że informacja nie spowoduje uaktywnienia się w Hani zwykłej u niej porywczości. Ale zanosiło się na coś innego.
- Wiem. Ale czasami mają za długi język. I tak denerwuje mnie Piękniś: one nie muszą dokładać do tego swoich trzech groszy i o wszystkim ci donosić. A może ty też boisz się o swoją kasę? Bez obaw, pamiętam że mam miesiąc na wypowiedzenie umowy o świadczenie usług księgowych. Także dostaniesz wszystko to co ci się należy w swoim czasie jeśli zajdzie taka konieczność.
- Hanka weź mnie nie wkurzaj. Poza tym…- Urwała Ania w ostatniej chwili powstrzymując się przed dodaniem, że przecież Hanka nie zapłaciła jej za świadczone usługi już za dwa ostatnie miesiące a zbliżał się kolejny miesiąc fakturowania. Ale nie chciała dolewać oliwy do ognia. Tyle, że tamta i tak najwyraźniej domyśliła się tego co nie zostało wypowiedziane. Ania zrozumiała to spojrzawszy prosto w oczy przyjaciółce. A potem obie na nieopisany znak parsknęły śmiechem. I całe napięcie uleciało.
- Przepraszam, wszystko ci niedługo wyrównam: obiecuję. I sory za te pretensje. Jestem zła na mamę, że nie uregulowała tej kwestii z Kacprem gdy jeszcze z nami była. W końcu przecież tak świetnie się rozumieli. – Prychnęła jednocześnie podchodząc do okna wspominając cielęcy zachwyt matki nad tym synem zmarłej już wtedy przyjaciółki.

„ Iwonki już z nami nie ma, więc Kacperek został sam: przecież wiesz że nie ma nikogo bliskiego. Teraz my jesteśmy dla niego rodziną. A rodziny przecież się nie rozlicza z każdego grosza. Widzisz jak się stara: pomaga nam tutaj i pracując i dokładając się do wydatków pensjonatu. A przecież ma własną firmę. Mógłby się wypiąć na ostatnią wolę swojej zmarłej matki: świeć Panie nad jej duszą, ale dalej chce aby Oaza spokoju funkcjonowała normalnie.
- Mamo, ale wolałabym to jednak uregulować na piśmie. Pamiętaj, że mimo wszystko nie jesteśmy rodziną.
- Wiem. I cieszę się że sama też to zauważyłaś przestając postrzegać go jako starszego brata.
- Naprawdę? Więc mnie rozumiesz? Porozmawiasz z nim o zawarciu umowy notarialnej spółki i zmianach w jej statucie? 
-  Jakiej umowie na litość boską?! Haniu, ja chciałabym żebyście się pobrali. Wtedy całe te umowy nie będą wcale potrzebne.”

Przypominając sobie jak bardzo poczuła się wtedy oszukana i zraniona przez sugestię matki, sądząc że ta bardziej kocha obcego chłopca niż własną córkę, teraz myśl o propozycji zamążpójścia tylko ją bawiła. Szkoda nawet, że nie zdążyła przestawić swojej wizji nieodżałowanemu przyszywanemu synkowi: była ogromnie ciekawa jak Kacper by wtedy zareagował. Nawet zręczna odmowa wzbudziłaby niechęć w jej matce co może w końcu pozwoliłoby jej spojrzeć na niego jak na zwykłego śmiertelnika a nie prawie półboga. Sama Hania choć nigdy nie wspomniała nikomu o tej absurdalnej propozycji matki, teraz z wisielczym humorem pomyślała, że bądź co bądź taki mariaż rozwiązałby wiele jej problemów.
- Cóż, do kobiet to on miał podejście nie ma co kryć: nawet Gośka kiedyś za nim latała, pamiętasz?- Słysząc to dziewczyna z powrotem odwróciła się w stronę przyjaciółki w udawanej konspiracji podnosząc palec do ust w oczywistym znaku zachowania tajemnicy.
- Cii, tylko nie mów tego przy niej bo cię rozszarpie. Chyba sama nie potrafi sobie wybaczyć tego głupiego zauroczenia.- Obie młode kobiety znowu się roześmiały. Po chwili Hania podeszła znowu do biurka zapełnionymi najróżniejszymi dokumentami przy którym siedziała jej koleżanka i zajmując miejsce po jego drugiej stronie dodała już wchodząc w poważny ton: - Szkoda tylko, że od niego zależy cała moja przyszłość.
- Hej, odkąd to melodramatyzujesz?
- Odkąd zdałam sobie sprawę, że światełko w tunelu jakby przygasło.
-Hana…
- Serio, a może to nie ja mam rację tylko on?- Emocje znów wzięły górę nie pozwalając Hance usiedzieć na miejscu. Z powrotem więc wstała.- Może wcale nie mam pojęcia o zarządzaniu pensjonatem? I może lepiej powinnam pokonać swój irracjonalny strach przed nieznanym tak jak Sylwia, wziąć te 30 000 złotych za mój wkład gdy mi je jeszcze proponował zaczynając gdzieś od nowa nad morzem? Albo przekroczyć granicę i wymknąć się na Słowację?
- I co ja bym bez ciebie tutaj sama zrobiła? Patryk z Gośką na pewno zapłakaliby się za tobą na śmierć, a Paula zamęczyłaby swoją paplaniną wszystkich dookoła, bo tylko ty jesteś w stanie znieść i zrozumieć wszystkie jej wywody. Poza tym nigdy nie wychylałaś nosa poza te góry: zginęłabyś potrącona przez taksówkę wpatrując się w samolot którego nigdy nie widziałaś z bliska.
- Małpa.
-…nie wspominając o niewspółmiernym wkładzie w postaci pracy jaką tam wniosłaś i roboty jaką odwalasz. Może zgodziłabym się na 120 tysięcy ale nawet połowa tego? Matka przekazała ci połowę udziałów, tak jak i jemu pani Iwona. Poza tym nigdy nie powiedziałabym że nasz kochany Kacperek jest taką sknerą mając własną firmę…
-…która podobno nędznie prosperuje.
- Kłamie oszust. Za co niby kupił sobie drugie auto? Że niby w leasingu praktycznie za darmo? Nie daj się nabrać na te gadki: jestem księgową więc wiem co i jak. A z niego zawsze była szuja. Pamiętasz jak w szóstej klasie odkręcił nam siodełka od rowerów? I dręczył biedną polną mysz z Krystianem Sokołowskim? Albo naśmiewał się z mojego Irka? Ha, i kto teraz ma lepszą figurę?
Hania mimowolnie uśmiechnęła się słysząc te osobiste podjazdy nie mające nic wspólnego z merytorycznymi zarzutami wobec obecnego zachowaniem Pięknisia jak złośliwie w duchu nazywała Kacpra. To prawda, że za dzieciaka był z niego łobuziak (którego i tak większość mieszkańców Pralkowa usprawiedliwiała; przecież biedaczek wychował się bez ojca), ale chcąc oddać sprawiedliwość prawdzie i zachować obiektywizm, pewnie nie wyróżniał się na tle innych nastolatków w jego wieku. Tyle, że obie kobiety poprzez bezpośrednią styczność z gagatkiem w dzieciństwie deformowały swoje osądy oceniając go przez pryzmat tamtego małego chłopca którym był a potem nastolatka. Taki był też urok małych, oddalonych przygranicznych miasteczek w których lokalna społeczność długo jeszcze po jakimś wydarzeniu potrafiła nim żyć odtwarzając je potem z bardzo już podkolorowanymi szczegółami. Taką plotką w innym miejscu można by się karmić co najwyżej tydzień, może miesiąc- tutaj gdzie czas płynął wolniej i zaczynał się w sezonie przyjazdu turystów których komentowane zachowanie stanowiło ciekawe urozmaicenie- potrafiła ona wisieć w powietrzu przez wiele lat. I tak Ania była wciąż pamiętana jako pryszczata nastolatka choć już dawno pozbyła się trądziku, Hania jako pomocna dziewczyna na którą zawsze można było liczyć, a Kacper uroczy łobuziak któremu wszystko uchodziło na sucho dzięki sprytowi. Za to przyszły mąż Pauliny choć mieszkał tu już od pięciu lat, wciąż był uważany za obcego.
Teraz nie raz czy dwa widząc na własne oczy galanteryjne maniery Kacpra, Hania zastanawiała się czy jej własna pamięć zbytnio go nie demonizowała. Bo przecież nie można się zmienić tak nagle, prawda? Widocznie jej niechciany wspólnik po prostu nieco naginał swoje zachowanie by zaimponować koleżkom- w końcu bycie kujonem i grzecznym chłopcem nie łamiącym zasad dorosłych jest i było dla dzisiejszej młodzieży czymś godnym pożałowania- a gdy wrócił ze studiów wydoroślał na tyle by zdać sobie sprawę jak dziecinne było zgrywanie przez niego łobuza. W końcu stolica robi swoje, pomyślała dziewczyna tylko trochę złośliwie. Nie mogła jednak krytykować jego wyglądu z czystym sumieniem tak jak to robiła Ania. Owszem, jej mąż Irek z racji wykonywania fizycznej pracy był bardziej umięśniony i ogorzały od słońca, ale Kacprowi także niczego nie brakowało: nawet jeśli jego mięśnie były mniejsze i pochodziły prawdopodobnie z siłowni. A z tymi swoimi błękitnymi oczami na śniadej skórze przy ciemnych włosach wyglądał nad wyraz egzotycznie. Widziała jakie wrażenie potrafił zrobić na kobietach dlatego gdy tylko mogła starała się zaprząc go do aktywnego udziału w zarządzaniu hostelem. Jeden tylko uśmiech dla damskiej części gości w części jadalnej potrafił sprawić, że ta sama kobieta piła trzy kawy pod rząd gdy serwował je właśnie Kacper. Szkoda tylko, że z czasem przestało go to bawić i obecnie zaglądał tam tylko wtedy gdy przychodził po pieniądze, pomyślała na koniec z przekąsem.  
Godzinę później, wciąż nieco przybita ale mniej załamana (może dzięki lampce wina którą poczęstowała ją koleżanka) Hanka pożegnała się z Anią, której biuro rachunkowe odwiedził inny klient spragniony porady księgowej. Nie chcąc znów wracać myślami do kwestii pieniędzy których nie miała, układała więc w głowie listę rzeczy które jeszcze dzisiaj powinna zrobić. Opracowanie menu z panią Renatą na przyszły tydzień, zrobienie prania, może dosprzątanie ze dwóch pokoi których nie skończyła Paulina po pyle i kurzu jaki wciąż pozostał po remoncie prawej części budynku…przydałoby się też przejrzeć rezerwację by się przygotować na jutro na przybycie gości no i w końcu zająć automatyzacją rezerwacji na stronie internetowej. To z pewnością pomogłoby zwiększyć liczbę odwiedzających. Jej mama co prawda byłaby temu przeciwna, ale od czasu swojej śmierci, czyli pond roku to nie ona zajmowała się prowadzeniem pensjonatu. W końcu trzeba się dostosować do XXI wieku, a tam bookowanie pokoju online nie jest obecnie niczym niezwykłym. Powinnam też w końcu przesadzić część kwiatów z tarasu zanim minie na to czas i zmarnieją, myślała w duchu Hania. I zlecić jutro z samego rana Patrykowi skoszenie trawnika, bo dziś kompletnie wyleciało jej to z głowy. Tak więc było co robić. Na to miała wpływ. Po co więc zadręczać się problemami z kasą których i tak nie można rozwiązać?
Wchodząc do hostelu od razu uderzyło ją świecące się światło w recepcji. Zważywszy na to, że było po dwudziestej było to nieco dziwne.
- Hej, kto tam wyrabia nadgodziny?!- Zawołała jednocześnie zmieniając buty na kapcie gdy nie dojrzała nikogo w pobliżu. Miała nadzieję, że to nie Kacper który zdecydował że dopomni się o swoją części „łupu” za zbliżający się koniec miesiąca kilka dni wcześniej niż zapowiadał. Jego tu jeszcze brakowało by ją dobić.
- Sory to ja!- Odkrzyknęła radośnie Paula. Zaraz też pojawiła się wychodząc z kuchni z wiadrem od mopa i jakimiś ściereczkami.- Musiałam zostać trochę dłużej żeby wszystko przygotować na przyjazd gości.
-  Sądziłam, że wszystko jest przygotowane na jutro. Trzeba było dzwonić wcześniej, że…
- …wiedziałam, że jesteś u Anki i omawiacie jakieś nudne finansowe sprawy. Poza tym mowa o dodatkowych gościach którzy wwalili się nam na ostatnią chwilę tuż po twoim wyjściu. Ale że zgodzili się wpłacić dużą zaliczkę od razu nie oponowałam na rezerwację praktycznie z dnia na dzień tylko zabrałam się do roboty ogarniając ostatnie trzy odremontowane pokoje. Niby robotnicy mieli zadbać o to by po sobie posprzątać, ale wiesz jak jest: dla faceta kurz to chyba tylko wymysł kobiet a nawet jeśli od tego kichają czy kaszlą to przecież jak to? Tam jest czysto... Ech, szkoda zresztą gadać: kazałam im stamtąd spadać i zająć się od jutra następnymi pomieszczeniami. Naprawdę zaczynam wierzyć, że pracownicy budowlani czy remontowi to specyficzna grupa ludzi. Na dodatek w tym wszystkim musiałam jeszcze zająć się swoją bieżącą pracą na recepcji a co chwila ktoś dzwonił to trochę mi się zeszło. Aha, i jeszcze jak zwykle ta zapchana toaleta w siódemce na górze: następnym razem chyba trzeba będzie wezwać hydraulika bo sama sobie nie poradzę. No ale…tacy goście…na prawie dwa tygodnie…- Paulina puściła oko jednocześnie łapiąc Hankę za dłoń.- Sam Miłosz Rębecki z kolegami! – Mina jej rozmówczyni mówiła chyba sama za siebie, bo pospiesznie zaczęła wyjaśniać, że to reprezentant Polski w piłce ręcznej z ubiegłych mistrzostw. I że jego koledzy to pewnie również pozostali szczypiorniacy, tak więc będzie musiała wziąć od wszystkich autograf dla swojego narzeczonego Janusza. Nie chcąc (a raczej nie mogąc) jej przerwać, Hania dopiero w tym momencie była w stanie sprowadzić pracownicę na ziemię wchodząc jej w słowo.
- Paula, co to znaczy z dnia na dzień? Mam nadzieję, że nie mają rezerwacji na jutro bo nie zdążymy ze wszystkim. Prosiłam by takie rzeczy na szybko ustalać ze mną. Poza tym nawet już abstrahując od tego: dlaczego mają mieszkać w odremontowanych pokojach? Przecież tuż obok ekipa zacznie remont kolejnych co nie będzie dla nich komfortowe. No i odłączyłam ogrzewanie tamtej części, wiesz o tym.
- Tak, zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę, ale to była prawdziwa okazja. I nie miałam czasu na zwłokę. Ponadto na początku też z przykrością odmówiłam, ale gdy ten cały Miłosz zaoferował stawkę o połowę większą niż normalnie…Bez urazy Hanka, ale wiesz że potrzebujemy tych pieniędzy. I dlatego powinnyśmy zrobić wszystko aby zapamiętali ten pobyt jak najlepiej skoro chcesz wreszcie jakieś kroki marketingowe; stąd zakwaterowanie w nowych pokojach. Budowlańcy jutro powinni skończyć zrywanie tapet i kucie i zacząć lżejszą pracę bez głośnych wiertarek i innych maszyn, a oni przyjeżdżają pojutrze. Także ogrzewanie też spokojnie zdążymy uruchomić tak by woda była ciepła. Aha, i nie zaprzeczysz, że to będzie dla nas świetna reklama: zwłaszcza jak zrobimy zdjęcie z ich pobytu tutaj i zamieścimy na stronie internetowej. Możemy nawet iść dalej w tym kierunku i wymyśleć jakiś slogan w stylu: Oaza spokoju nie tylko dla prawdziwych sportowców albo coś takiego…  
Podczas wspólnego sprzątania podekscytowana Paulina dalej trajkotała jak najęta a choć Hania słuchała jej jednym uchem to nie mogła zaprzeczyć, że poczuła ulgę. Dziesięciodniowy pobyt pięciu sportowców wystarczy przynajmniej na wynagrodzenia dla pracowników…Może nawet na ZUSy…Ponadto była w stanie wybaczyć Pauli wszystkie te powody dla których była na nią zła: samowolne zakwaterowanie gości bez jej zgody, przyjęcie zaliczki na większą kwotę, nie zadzwonienie do niej nawet tuż po tej decyzji tylko czekanie na powrót licząc że będzie wniebowzięta samym faktem możności spotkania na żywo prawdziwych sportowców. Tylko dzięki jednemu użytemu przez nią zaimkowi.
Potrzebujemy.
MY potrzebujemy.
Nie: ty potrzebujesz tych pieniędzy. Bo mimo tego, że u niej pracowała, Paulina nigdy nie zapomniała, że są również przyjaciółkami. Już od podstawówki trzymały się z Anią, Gośką i Agatą razem. Szkoda tylko, że ta ostatnia zdecydowała się po liceum zamieszkać gdzie indziej. Teraz nie były już w komplecie, ale za to mogły nazywać się czterema muszkieterkami.
- Hej, ciebie to nawet nie rusza, co? Halo? Ziemia do Hanki!- Klaśnięcie dłoni tuż przy uchu wybudziło rzeczoną Hankę z własnych myśli. Mrużąc oczy i chwytając się obiema dłońmi za biodra powiedziała:
- Wybacz Paula, ale bardziej cieszy mnie perspektywa hajsu który ci wielce sportowcy u nas zostawią. Mieli jakieś specjalne życzenia o których mi jeszcze w ciągu tego półgodzinnego monologu nie zdążyłaś powiedzieć, hm?- Spytała ją tylko trochę złośliwie. Tamta chyba to wyczuła, bo zacisnęła lekko usta tylko w ten sposób dając wyraz swojej dezaprobaty. W końcu jakby nie było, pamiętała kto jest jej szefową.
Nawet jeśli siedząc w jednej ławce z ową szefową w gimnazjum dawała jej z siebie zżynać na sprawdzianach z matmy…
I wiedziała, że jest przez nią uwielbiana za pogodę ducha tak jak przez nikogo innego...
I nie marudziła gdy wypłata pojawiła się na koncie kilka dni po terminie...
Hania naprawdę miała szczęście że jej załogę na pokładzie „Oazy spokoju” stanowili sami przyjaciele. No, naturalnie oprócz Kacpra. Ale może już niedługo coś z tym fantem uda się zrobić. Jeśli żywa reklama w postaci pobytu sportowców przyniesie pozytywny skutek.
- Tylko spokoju, co obiecałam im tu znaleźć. Zapewniłam, że szefowa jest co prawda niezwykłą fanką piłki ręcznej, ale uda jej się poskromić swój charakter ograniczając się do pełnych uwielbienia spojrzeń.
- Super.- Roześmiała się  Hania zerkając na rezultaty swojej pracy. Ostatni pokój wydawał się być prawie gotowy, jutro będzie musiała tylko powlec nową pościel, przynieść świeże kwiaty i mocno go przewietrzyć. Mimo dwóch dni które minęły od malowania wciąż można było wyczuć w nim zapach farby. No i nic nie można było poradzić na to, że nowe meble wciąż jeszcze do nich nie dojechały, a te stare choć solidne czasy świetności miały już dawno za sobą. W części pokoi zostały już co prawda wymienione na nowe, ale z powodu opóźnień w transporcie (spowodowanych najprawdopodobniej nieuregulowaniem całej faktury) musiały jeszcze poczekać. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że bogaci rozpieszczeni sportowcy rzeczywiście liczyli na spokój i odpoczynek w górach a nie ofertę all inclusive w hostelu. Inaczej srodze się rozczarują.
 „Oaza spokoju” została założona przez mamę Hanny, panią Irenę Witwicką oraz jej przyjaciółkę Iwonę Jakubiak, czyli mamę Kacpra prawie dwadzieścia cztery lata temu. Był to swoisty sposób na zarobienie pieniędzy przez młodą wdowę z sześcioletnim chłopcem i odziedziczoną po zmarłym mężu nieruchomością (panią Iwonę) oraz niezamężną pannę z niespełna dwuletnią córeczką (mamę Hani). I tak stary dworek z pomocą kredytu został powiększony i przerobiony na kilka dodatkowych pomieszczeń. Na początku było to coś w rodzaju prywatnego sanatorium głownie dla starszego pokolenia: miejsce gdzie nie było dostępu do internetu i alkoholu, znajdowało się nieco dalej od centrum i do którego ciężko było dojechać bez dokładnej mapy nie zachęcało młodocianych niedoświadczonych turystów do odwiedzin. A nawet jeśli się pojawiali to szybko okazywało się, że dość niska cena za pokój nie rekompensuje dużej odległości od stoków czy lokali gastronomicznych, bo bez samochodu ani rusz. Pani Irenie było w to graj: miała bardzo staroświeckie poglądy i zawsze krzywo patrzyła na nastolatków pozostawionych bez opieki, jak lubiła mawiać. Nieważne, że ci nastolatkowie często mieli po dwadzieścia kilka lat: dla niej byli jeszcze niedoświadczonymi wyrostkami. Często mawiała, że dzisiejszy trzydziestolatek dorównuje mentalnością osiemnastolatkom jej czasów. Może nawet i miała w tym trochę racji, ale Hania nie rozumiałam co w tym złego. W końcu w XVI wieku mężczyźni wychodzili za mąż za piętnastolatki, a w średniowieczu żyli średnio trzydzieści kilka lat. Czy to czyniło ich lepszym albo gorszym? Po prostu tak ukształtowały ich czasy oraz okoliczności w których żyli. Jakim więc prawem miała oceniać dwudziestolatka który nigdy w życiu nie przepracował ani jednego dnia, wyleciał z uczelni po pierwszym semestrze a w weekendy dobrze się bawił imprezując ze znajomymi porównując go z jego praprapradziadem który w tym wieku był już panem w średnim wieku pracującym na roli od co najmniej kilku lat i mającym trójkę dzieci? Zamykając mocno powieki, Hania próbowała pozbyć się z głowy durnych myśli. Było już dawno po północy a ona była zmęczona jak diabli. Głowa jednak wciąż pulsowała jej w rytm nierozwiązanych spraw i problemów. Och mamo, myślała, dlaczego cię tutaj ze mną nie ma?
***
Następnego wieczora, Miłosz Rębęcki wraz z kilkoma kolegami oraz ich partnerkami urządzili sobie wesoły wieczór przy przekąskach i muzyce. Choć siedmiu zamówionych pizz w największym rozmiarze oraz kilku kebabów z pewnością nie można było nazwać „przekąskami”. Ale panowie mogli sobie powetować: z racji zakończonego sezonu nie musieli aż tak pilnować diety. Zwłaszcza, że  dodatkowym powodem do „świętowania” a przede wszystkim żartów była reklama szamponu do włosów w której wystąpił jeden z nich, a która zaczęła się ukazywać w telewizji właśnie od dzisiaj. Chłopaki mieli niesamowity ubaw ze swojego kumpla z drużyny oglądając ją raz po raz i parodiując kwestie Dominika Andrzejewskiego bądź nabijając się z jego wyglądu w spocie reklamowym.
- Ten szampon sprawia, że moje włosy są gładkie w dotyku i lśniące…jakie to oryginalne Domiś. – śmiał się Grzesiek prawie płacząc z rozbawienia.- Prawie jak Lewandowski w reklamie Head & Shoulders, nie Adam?
- Dokładnie.- Przytaknął tamten klaszcząc w dłonie.- Ale mnie z kolei ciekawi czy zawsze chodzisz pod prysznic w gaciach. Bo wiesz stary, może będę cię musiał za chwilę rozczarować...- Adam zrobił wymowną pauzę tak by wszyscy mogli skupić się na jego słowach.- To nie działa tak samo jak pralka. Po wszystkim i tak wypadałoby je przeprać.- W nagrodę za dowcip nagrodziły go kolejne salwy śmiechu. Potem poczuł lekki ból w ramieniu. Sądząc po odgłosie, była to jakaś plastikowa butelka po coli którą rzucił w niego rozzłoszczony gwiazdor.
- Wal się cwelu.- Głos zabrał rozzłoszczony „gwiazdor reklamy”. Gniewny ton jego głosu łagodził szeroki uśmiech od ucha do ucha, bo sam nie mógł pohamować śmiechu. – Kazali mi być w gaciach żeby uwypuklić wszystkie moje cudowne mięśnie na ciele. Poza tym mnie przynajmniej chcą brać do reklam a takie chucherko jak ciebie? Nie dziwię się, że tamten Hiszpan ledwo cię tknąwszy wybił ci bark.
- Oj, wchodzimy na grząski grunt.- Skomentował to Grzesiek udając buczenie. Bo wszyscy dobrze wiedzieli, że faul przeciwnika drugiej drużyny piłkarskiej w ostatnim meczu towarzyskim w którym grał jego kolega, był więcej niż oczywisty. Sugerując co innego Dominik stawiał Adama na równi z Oumarem Niasse, którego symulacja faulu przeszła już chyba na zawsze do historii piłki nożnej. Został za to nawet zawieszony jako pierwszy zawodnik w Premier League.
- Ale- Zaczął Adam odbijając pałeczkę i nawiązując do ostatniego błędu podczas rozgrywki eliminacyjnej Andrzejewskiego- przynajmniej znam zasady kozłowania mimo iż ostatni raz grałem w ręczną na studiach.- Buczenie przybrało na sile, więc gospodarz postanowił się wtrącić. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo usłyszał dzwonek do drzwi. Ograniczył się więc do zwykłego: spokój dzieci. Miał nadzieję, że dziewczyny jakoś rozładują napięcie nie pozwalając by doszło do żadnej potyczki. Gdy wróci nie zamierzał znaleźć rozwalonego stołu i dywanu zaplamionego krwią. Znając swoich kumpli którzy czubili się jak dzieci miał jeszcze jakieś 5 minut do wybuchu i eskalacji konfliktu. Zdecydował się więc na szybkie uciszenie ewentualnej skargi sąsiadów. Może faktycznie byli odrobinkę za głośno. Dlatego zdziwił się gdy za drzwiami zobaczył Adriana Pajko.
- Nie pamiętam żebym cię zapraszał, ale jeśli chcesz to wchodź. Chyba zostało jeszcze trochę pizzy i piwa.- Powiedział wiedząc, że to zirytuje rozmówcę. I tak jak się spodziewał Adrian zmarszczył swoje wypielęgnowane brwi. Miłosz mógłby przysiąc, że oprócz brody i włosów tamten kontroluje również zarost i w tamtym miejscu. Żaden facet nie ma aż tak symetrycznych brwi. Żaden.
- Nie odbierałeś ode mnie telefonów, więc przyszedłem.- Odpowiedział mu Adrian. Potem milczał przez chwilę najwyraźniej oczekując zaproszenia do środka, które szło by w parze za słowami, ale Miłosz udając głupka nie odsunął się ani o krok od drzwi. Tamten dodał więc po chwili:- Ale widzę że nie w porę. Myślałem, że wszystko już ustaliliśmy. Miałeś zabrać go na małe wakacje.
- I tak zrobię, zarezerwowałem miejsce tam gdzie prosiłeś: zadowolony? Chyba nie pomyliłem dat i to miało być jutro, nie? Więc czemu znowu się czepiasz?
- Miłosz, wiem że za mną nie przepadasz, ale z niewiadomego mi powodu kumplujecie się z Hubertem. Myślałem, że możesz mu pomóc. A ty co? Urządzasz sobie jakąś imprezkę podczas gdy on siedzi sam w mieszkaniu i upija się do nieprzytomności.- Oskarżył go Adrian wymierzając w niego palec wskazujący. Nie wiedzieć czemu ta maniera zawsze bawiła Miłosza w managerze Huberta. Była to miła odmiana bo we wszystkich innych aspektach koleś go niezmiernie irytował. Dziwiło go nie to, że jego kumpel może znieść wokół siebie takie nadętego bufona- widocznie dobrze dbał o interesy- ale fakt, że łączyła ich dziwna zażyłość podobna do przyjaźni. No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że przedwczoraj kolo poprosił go o przysługę dla swojego klienta, a dziś w piątkowy wieczór zamiast hulać i wyrywać laski dzwonił do jego drzwi i robił awanturę o to, że nie pociesza Huberta? W innych okolicznościach Miłosz nagadałby mu do słuchu, ale wiedział że tamten robi to nie dla siebie. Pokonał więc osobisty uraz. Najpierw musiał jednak wziąć głęboki wdech.
- Posłuchaj, odnowiona kontuzja to nie koniec świata dla siatkarza, ale Hubert właśnie tak to teraz odbiera. I sam musi sobie z tym poradzić. Uwierz mi, wiem co mówię. Może i chcesz dobrze bo wydaje ci się że go znasz, ale ja jestem sportowcem tak jak i on dlatego wiem jak się teraz czuje. I wiem też, że dzisiejszego wieczoru wolałby po użalać się nad sobą w samotności a nie słuchać nędznych współczujących gadek od facetów właśnie świętujących wygrane eliminacje do mistrzostw świata. Dla niego to brzmiałoby jak zwyczajne naigrywanie się.
- Może i masz rację, ale pijąc jak świnia też nic nie osiągnie.
- Dlatego jutro jedziemy w to zabite dechami miejsce które mi poleciłeś.
- Miłosz..
- Spoko, tak sobie tylko żartuję. Bez panienek też sobie poradzimy.
- Gdy dzwoniłem do Huberta nic nie wspominał o wyjeździe.
- Bo nic mu jeszcze nie powiedziałem. Zaufaj mi: lepiej to załatwić na spontanie. Inaczej Hubert zrozumie, że to tylko zwyczajny akt łaski.
- Ale…- Adrian nie zdążył wypowiedzieć kolejnej ze swoich obiekcji, bo z wnętrza mieszkania rozległ się głuchy łoskot i trzask. – Co do diabła…?
- Mój stolik szklany. Ci debile właśnie rozwalają mi mieszkanie, więc muszę spadać. Ciao!- Rzucił jeszcze na koniec Miłosz zamykając niespodziewanemu gościowi drzwi przed nosem.- Cholera, dupki jeśli ubrudziliście mój kolejny biały dywan krwią to pożałujecie!

3 komentarze:

  1. Jestem w szoku. Już dawno myślałam, że nie wrócisz do pisania. Wchodziłam na bloga i czytałam dawne opowiadania tak dla przypomnienia. Dziś wchodzę, a tu taka niespodzianka. Mam nadzieję, że inni też odwiedzają Twojego bloga i bedziesz miała motywację żeby pisać to opowiadanie. Pozdrawiam roksana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja prawdę mówiąc też :) Ale bardzo brakowało mi pisania. Tylko niestety obawiam się, że mogę mieć problem ze znalezieniem wolnego czasu. Szczęście w nieszczęściu, że aktualny stał sprzyja spędzaniu czasu w domu, ale zobaczymy co będzie dalej.
      Pozdrawiam ciepło i w związku z okolicznościami życzę zdrowia :)

      Usuń
  2. Dobrze, że wróciłaś :)

    OdpowiedzUsuń