Mam nadzieję, że kolejne opowiadanie choć trochę wam to wynagrodzi choć w zasadzie to tylko krótki wstęp do właściwej akcji. Miłego czytania :)
ROZDZIAŁ I
-
Czyli znowu muszę ci zapłacić haracz, co?- Zażartowała Hanna usłyszawszy
rewelacje swojej księgowej Anki dotyczące łącznej kwoty podatków, które musi
zapłacić za ubiegły miesiąc. Był to jednak żart skrywający wyzierające z głębi
ducha zaniepokojenie. Zaniepokojenie spowodowane niewypowiedzianym pytaniem:
skąd u licha zdobędę na nie kasę?
-
Cóż, nic tylko się cieszyć że to tak dobrze idzie, nie?- Pytaniem odpowiedziała
jej Ania również siląc na lekki ton. Wiedziała, że jej przyjaciółka od dawna ma
problemy z płynnością finansową a dopóki nie spłaci kredytu na remont
pensjonatu, nie miała co liczyć na to że szybko znikną. No, może mogłoby do
tego dojść szybciej, gdyby jej nieodżałowany wspólnik Kacper będący współwłaścicielem
„Oazy spokoju” przydał się wreszcie na coś i pomógł, ale na to się nie
zanosiło. Wręcz przeciwnie: choć Hanka jej nic nie zdradziła, jakiś czas temu Paulina
„przypadkiem” usłyszała ich rozmowę o
postawionym ultimatum co do kwoty osiąganych przez hotel zysków. Może i
nie była horrendalnie wysoka, ale w obecnych okolicznościach (zaciągnięcie
kredytu na remont, najęcie pracowników którzy mają go wykonać, sezonowy
przestój w biznesie) nierealna do wypracowania. Nie wspominając o fakcie, że
Hanka i tak mocno ją naginała byleby tylko wypłacić Kacprowi co miesiąc choć
kilka tysięcy wynagrodzenia (albo mówiąc wprost: haraczu) udowadniając że
sprzedaż hotelu byłaby błędem, nawet kosztem własnego. Niestety na nic się to
zdawało jeśli stale była bombardowana wciąż rosnącymi podatkami i licznymi
kosztami. Jak każdy przedsiębiorca w Polsce zresztą. Tyle, że Anka nie mogła
powiedzieć tego przyjaciółce prosto w twarz gdy ta i tak czyniła heroiczne
wysiłki by dalej to wszystko ciągnąć. Musiała jakoś podtrzymać ją na duchu i
wspierać nawet jeśli sama powoli zaczynała mieć wątpliwości co do rentowności
pensjonatu. Dlatego teraz przyoblekła na twarz pogodny wyraz twarzy i dotykając
delikatnie jej dłoni spoczywającej na kolanie dodała:
-
Hania, pomysł z remontem był konieczny jeśli chcesz zmienić wizerunek tego
miejsca tak, by rzeczywiście był z tego jakiś pieniądz. Podjęłaś dobrą decyzję.
Inaczej pożegnałabyś się z potencjalnymi klientami do reszty. Owszem retro co
jakiś czas wraca do łask, ale myślę że nie zalicza się do niego odpadająca
tapeta ze ścian i rozlatujące się meble.
-
Wiem.- Mrugnęła tylko tamta bijąc się z myślami. Bo nie było żadnego sensu w
tym by rozważała plusy i minusy już podjętej decyzji. Może i mogłaby się
jeszcze trochę wstrzymać z remontem części hotelu, może mogłaby poszukać
tańszej ekipy, zrezygnować z wymiany mebli pozostając tylko przy
konserwacji…ale jakie to miało teraz znaczenie w obliczu skutków tej decyzji?
Bo Hanna nie miała pojęcia skąd weźmie potrzebną sumę na bieżące koszty
funkcjonowania lokalu, kolejną ratę kredytu czy zbliżające się pensje dla
pracowników a co dopiero rozliczenia ze skarbówką. - Gdyby tylko Kacper dał mi
więcej czasu…
-
Jeśli ten dureń nie rozumie że zanim coś przyniesie zysk musisz ponieś koszt to
jego problem. To się nazywa inwestycja. Jeśli chcesz, mogę mu to wyjaśnić. To
jasne że w pół roku poniesione nakłady się nie zwrócą. To nie jest bajka.
-
Hm?
-
Miałam na myśli to, że w filmach czy książkach możesz mieć tylko jedną złotą
monetę i umiejętnie nią zarządzając stać się milionerem w miesiąc. A to tak nie
działa. Widzisz, zasady jakimi rządzi się gospodarka…
-
Zdziwiłam się tylko, że wiesz o tym sześciomiesięcznym okresie. Ale szybko się
domyśliłam, że ściany mają uszy. Która ci wypaplała? Gośka czy Paula?- Anka
uznała, że udawanie głupiej jest bezcelowe.
-
Nie gniewaj się na nie. Chcą dobrze.- Odparła więc tylko spokojnie licząc na
to, że informacja nie spowoduje uaktywnienia się w Hani zwykłej u niej
porywczości. Ale zanosiło się na coś innego.
-
Wiem. Ale czasami mają za długi język. I tak denerwuje mnie Piękniś: one nie
muszą dokładać do tego swoich trzech groszy i o wszystkim ci donosić. A może ty
też boisz się o swoją kasę? Bez obaw, pamiętam że mam miesiąc na wypowiedzenie
umowy o świadczenie usług księgowych. Także dostaniesz wszystko to co ci się
należy w swoim czasie jeśli zajdzie taka konieczność.
-
Hanka weź mnie nie wkurzaj. Poza tym…- Urwała Ania w ostatniej chwili
powstrzymując się przed dodaniem, że przecież Hanka nie zapłaciła jej za
świadczone usługi już za dwa ostatnie miesiące a zbliżał się kolejny miesiąc
fakturowania. Ale nie chciała dolewać oliwy do ognia. Tyle, że tamta i tak
najwyraźniej domyśliła się tego co nie zostało wypowiedziane. Ania zrozumiała
to spojrzawszy prosto w oczy przyjaciółce. A potem obie na nieopisany znak
parsknęły śmiechem. I całe napięcie uleciało.
-
Przepraszam, wszystko ci niedługo wyrównam: obiecuję. I sory za te pretensje. Jestem
zła na mamę, że nie uregulowała tej kwestii z Kacprem gdy jeszcze z nami była.
W końcu przecież tak świetnie się rozumieli. – Prychnęła jednocześnie
podchodząc do okna wspominając cielęcy zachwyt matki nad tym synem zmarłej już
wtedy przyjaciółki.
„ Iwonki już z nami nie ma, więc
Kacperek został sam: przecież wiesz że nie ma nikogo bliskiego. Teraz my
jesteśmy dla niego rodziną. A rodziny przecież się nie rozlicza z każdego
grosza. Widzisz jak się stara: pomaga nam tutaj i pracując i dokładając się do wydatków
pensjonatu. A przecież ma własną firmę. Mógłby się wypiąć na ostatnią wolę
swojej zmarłej matki: świeć Panie nad jej duszą, ale dalej chce aby Oaza
spokoju funkcjonowała normalnie.
- Mamo, ale wolałabym to jednak
uregulować na piśmie. Pamiętaj, że mimo wszystko nie jesteśmy rodziną.
- Wiem. I cieszę się że sama też to
zauważyłaś przestając postrzegać go jako starszego brata.
- Naprawdę? Więc mnie rozumiesz?
Porozmawiasz z nim o zawarciu umowy notarialnej spółki i zmianach w jej
statucie?
- Jakiej umowie na litość boską?! Haniu, ja
chciałabym żebyście się pobrali. Wtedy całe te umowy nie będą wcale potrzebne.”
Przypominając
sobie jak bardzo poczuła się wtedy oszukana i zraniona przez sugestię matki, sądząc
że ta bardziej kocha obcego chłopca niż własną córkę, teraz myśl o propozycji
zamążpójścia tylko ją bawiła. Szkoda nawet, że nie zdążyła przestawić swojej
wizji nieodżałowanemu przyszywanemu synkowi: była ogromnie ciekawa jak Kacper
by wtedy zareagował. Nawet zręczna odmowa wzbudziłaby niechęć w jej matce co
może w końcu pozwoliłoby jej spojrzeć na niego jak na zwykłego śmiertelnika a
nie prawie półboga. Sama Hania choć nigdy nie wspomniała nikomu o tej
absurdalnej propozycji matki, teraz z wisielczym humorem pomyślała, że bądź co bądź
taki mariaż rozwiązałby wiele jej problemów.
-
Cóż, do kobiet to on miał podejście nie ma co kryć: nawet Gośka kiedyś za nim
latała, pamiętasz?- Słysząc to dziewczyna z powrotem odwróciła się w stronę
przyjaciółki w udawanej konspiracji podnosząc palec do ust w oczywistym znaku
zachowania tajemnicy.
-
Cii, tylko nie mów tego przy niej bo cię rozszarpie. Chyba sama nie potrafi
sobie wybaczyć tego głupiego zauroczenia.- Obie młode kobiety znowu się
roześmiały. Po chwili Hania podeszła znowu do biurka zapełnionymi najróżniejszymi
dokumentami przy którym siedziała jej koleżanka i zajmując miejsce po jego
drugiej stronie dodała już wchodząc w poważny ton: - Szkoda tylko, że od niego
zależy cała moja przyszłość.
-
Hej, odkąd to melodramatyzujesz?
-
Odkąd zdałam sobie sprawę, że światełko w tunelu jakby przygasło.
-Hana…
-
Serio, a może to nie ja mam rację tylko on?- Emocje znów wzięły górę nie
pozwalając Hance usiedzieć na miejscu. Z powrotem więc wstała.- Może wcale nie
mam pojęcia o zarządzaniu pensjonatem? I może lepiej powinnam pokonać swój
irracjonalny strach przed nieznanym tak jak Sylwia, wziąć te 30 000 złotych
za mój wkład gdy mi je jeszcze proponował zaczynając gdzieś od nowa nad morzem?
Albo przekroczyć granicę i wymknąć się na Słowację?
-
I co ja bym bez ciebie tutaj sama zrobiła? Patryk z Gośką na pewno zapłakaliby
się za tobą na śmierć, a Paula zamęczyłaby swoją paplaniną wszystkich dookoła,
bo tylko ty jesteś w stanie znieść i zrozumieć wszystkie jej wywody. Poza tym nigdy
nie wychylałaś nosa poza te góry: zginęłabyś potrącona przez taksówkę wpatrując
się w samolot którego nigdy nie widziałaś z bliska.
-
Małpa.
-…nie
wspominając o niewspółmiernym wkładzie w postaci pracy jaką tam wniosłaś i
roboty jaką odwalasz. Może zgodziłabym się na 120 tysięcy ale nawet połowa
tego? Matka przekazała ci połowę udziałów, tak jak i jemu pani Iwona. Poza tym
nigdy nie powiedziałabym że nasz kochany Kacperek jest taką sknerą mając własną
firmę…
-…która
podobno nędznie prosperuje.
-
Kłamie oszust. Za co niby kupił sobie drugie auto? Że niby w leasingu
praktycznie za darmo? Nie daj się nabrać na te gadki: jestem księgową więc wiem
co i jak. A z niego zawsze była szuja. Pamiętasz jak w szóstej klasie odkręcił
nam siodełka od rowerów? I dręczył biedną polną mysz z Krystianem Sokołowskim?
Albo naśmiewał się z mojego Irka? Ha, i kto teraz ma lepszą figurę?
Hania
mimowolnie uśmiechnęła się słysząc te osobiste podjazdy nie mające nic
wspólnego z merytorycznymi zarzutami wobec obecnego zachowaniem Pięknisia jak
złośliwie w duchu nazywała Kacpra. To prawda, że za dzieciaka był z niego
łobuziak (którego i tak większość mieszkańców Pralkowa usprawiedliwiała;
przecież biedaczek wychował się bez ojca), ale chcąc oddać sprawiedliwość
prawdzie i zachować obiektywizm, pewnie nie wyróżniał się na tle innych nastolatków
w jego wieku. Tyle, że obie kobiety poprzez bezpośrednią styczność z gagatkiem
w dzieciństwie deformowały swoje osądy oceniając go przez pryzmat tamtego
małego chłopca którym był a potem nastolatka. Taki był też urok małych,
oddalonych przygranicznych miasteczek w których lokalna społeczność długo
jeszcze po jakimś wydarzeniu potrafiła nim żyć odtwarzając je potem z bardzo
już podkolorowanymi szczegółami. Taką plotką w innym miejscu można by się
karmić co najwyżej tydzień, może miesiąc- tutaj gdzie czas płynął wolniej i
zaczynał się w sezonie przyjazdu turystów których komentowane zachowanie
stanowiło ciekawe urozmaicenie- potrafiła ona wisieć w powietrzu przez wiele
lat. I tak Ania była wciąż pamiętana jako pryszczata nastolatka choć już dawno
pozbyła się trądziku, Hania jako pomocna dziewczyna na którą zawsze można było
liczyć, a Kacper uroczy łobuziak któremu wszystko uchodziło na sucho dzięki
sprytowi. Za to przyszły mąż Pauliny choć mieszkał tu już od pięciu lat, wciąż
był uważany za obcego.
Teraz
nie raz czy dwa widząc na własne oczy galanteryjne maniery Kacpra, Hania
zastanawiała się czy jej własna pamięć zbytnio go nie demonizowała. Bo przecież
nie można się zmienić tak nagle, prawda? Widocznie jej niechciany wspólnik po
prostu nieco naginał swoje zachowanie by zaimponować koleżkom- w końcu bycie
kujonem i grzecznym chłopcem nie łamiącym zasad dorosłych jest i było dla
dzisiejszej młodzieży czymś godnym pożałowania- a gdy wrócił ze studiów
wydoroślał na tyle by zdać sobie sprawę jak dziecinne było zgrywanie przez
niego łobuza. W końcu stolica robi swoje, pomyślała dziewczyna tylko trochę
złośliwie. Nie mogła jednak krytykować jego wyglądu z czystym sumieniem tak jak
to robiła Ania. Owszem, jej mąż Irek z racji wykonywania fizycznej pracy był
bardziej umięśniony i ogorzały od słońca, ale Kacprowi także niczego nie
brakowało: nawet jeśli jego mięśnie były mniejsze i pochodziły prawdopodobnie z
siłowni. A z tymi swoimi błękitnymi oczami na śniadej skórze przy ciemnych
włosach wyglądał nad wyraz egzotycznie. Widziała jakie wrażenie potrafił zrobić
na kobietach dlatego gdy tylko mogła starała się zaprząc go do aktywnego
udziału w zarządzaniu hostelem. Jeden tylko uśmiech dla damskiej części gości w
części jadalnej potrafił sprawić, że ta sama kobieta piła trzy kawy pod rząd
gdy serwował je właśnie Kacper. Szkoda tylko, że z czasem przestało go to bawić
i obecnie zaglądał tam tylko wtedy gdy przychodził po pieniądze, pomyślała na
koniec z przekąsem.
Godzinę
później, wciąż nieco przybita ale mniej załamana (może dzięki lampce wina którą
poczęstowała ją koleżanka) Hanka pożegnała się z Anią, której biuro rachunkowe
odwiedził inny klient spragniony porady księgowej. Nie chcąc znów wracać myślami
do kwestii pieniędzy których nie miała, układała więc w głowie listę rzeczy
które jeszcze dzisiaj powinna zrobić. Opracowanie menu z panią Renatą na
przyszły tydzień, zrobienie prania, może dosprzątanie ze dwóch pokoi których
nie skończyła Paulina po pyle i kurzu jaki wciąż pozostał po remoncie prawej
części budynku…przydałoby się też przejrzeć rezerwację by się przygotować na
jutro na przybycie gości no i w końcu zająć automatyzacją rezerwacji na stronie
internetowej. To z pewnością pomogłoby zwiększyć liczbę odwiedzających. Jej mama co prawda
byłaby temu przeciwna, ale od czasu swojej śmierci, czyli pond roku to nie ona
zajmowała się prowadzeniem pensjonatu. W końcu trzeba się dostosować do XXI
wieku, a tam bookowanie pokoju online nie jest obecnie niczym niezwykłym. Powinnam
też w końcu przesadzić część kwiatów z tarasu zanim minie na to czas i
zmarnieją, myślała w duchu Hania. I zlecić jutro z samego rana Patrykowi
skoszenie trawnika, bo dziś kompletnie wyleciało jej to z głowy. Tak więc było
co robić. Na to miała wpływ. Po co więc zadręczać się problemami z kasą których
i tak nie można rozwiązać?
Wchodząc
do hostelu od razu uderzyło ją świecące się światło w recepcji. Zważywszy na
to, że było po dwudziestej było to nieco dziwne.
-
Hej, kto tam wyrabia nadgodziny?!- Zawołała jednocześnie zmieniając buty na
kapcie gdy nie dojrzała nikogo w pobliżu. Miała nadzieję, że to nie Kacper
który zdecydował że dopomni się o swoją części „łupu” za zbliżający się koniec miesiąca
kilka dni wcześniej niż zapowiadał. Jego tu jeszcze brakowało by ją dobić.
-
Sory to ja!- Odkrzyknęła radośnie Paula. Zaraz też pojawiła się wychodząc z
kuchni z wiadrem od mopa i jakimiś ściereczkami.- Musiałam zostać trochę dłużej
żeby wszystko przygotować na przyjazd gości.
- Sądziłam, że wszystko jest przygotowane na
jutro. Trzeba było dzwonić wcześniej, że…
-
…wiedziałam, że jesteś u Anki i omawiacie jakieś nudne finansowe sprawy. Poza
tym mowa o dodatkowych gościach którzy wwalili się nam na ostatnią chwilę tuż po
twoim wyjściu. Ale że zgodzili się wpłacić dużą zaliczkę od razu nie oponowałam
na rezerwację praktycznie z dnia na dzień tylko zabrałam się do roboty
ogarniając ostatnie trzy odremontowane pokoje. Niby robotnicy mieli zadbać o to
by po sobie posprzątać, ale wiesz jak jest: dla faceta kurz to chyba tylko
wymysł kobiet a nawet jeśli od tego kichają czy kaszlą to przecież jak to? Tam
jest czysto... Ech, szkoda zresztą gadać: kazałam im stamtąd spadać i zająć się
od jutra następnymi pomieszczeniami. Naprawdę zaczynam wierzyć, że pracownicy
budowlani czy remontowi to specyficzna grupa ludzi. Na dodatek w tym wszystkim
musiałam jeszcze zająć się swoją bieżącą pracą na recepcji a co chwila ktoś
dzwonił to trochę mi się zeszło. Aha, i jeszcze jak zwykle ta zapchana toaleta
w siódemce na górze: następnym razem chyba trzeba będzie wezwać hydraulika bo
sama sobie nie poradzę. No ale…tacy goście…na prawie dwa tygodnie…- Paulina
puściła oko jednocześnie łapiąc Hankę za dłoń.- Sam Miłosz Rębecki z kolegami!
– Mina jej rozmówczyni mówiła chyba sama za siebie, bo pospiesznie zaczęła wyjaśniać,
że to reprezentant Polski w piłce ręcznej z ubiegłych mistrzostw. I że jego
koledzy to pewnie również pozostali szczypiorniacy, tak więc będzie musiała
wziąć od wszystkich autograf dla swojego narzeczonego Janusza. Nie chcąc (a
raczej nie mogąc) jej przerwać, Hania dopiero w tym momencie była w stanie
sprowadzić pracownicę na ziemię wchodząc jej w słowo.
-
Paula, co to znaczy z dnia na dzień? Mam nadzieję, że nie mają rezerwacji na
jutro bo nie zdążymy ze wszystkim. Prosiłam by takie rzeczy na szybko ustalać
ze mną. Poza tym nawet już abstrahując od tego: dlaczego mają mieszkać w
odremontowanych pokojach? Przecież tuż obok ekipa zacznie remont kolejnych co
nie będzie dla nich komfortowe. No i odłączyłam ogrzewanie tamtej części, wiesz
o tym.
-
Tak, zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę, ale to była prawdziwa okazja. I nie
miałam czasu na zwłokę. Ponadto na początku też z przykrością odmówiłam, ale
gdy ten cały Miłosz zaoferował stawkę o połowę większą niż normalnie…Bez urazy
Hanka, ale wiesz że potrzebujemy tych pieniędzy. I dlatego powinnyśmy zrobić
wszystko aby zapamiętali ten pobyt jak najlepiej skoro chcesz wreszcie jakieś
kroki marketingowe; stąd zakwaterowanie w nowych pokojach. Budowlańcy jutro
powinni skończyć zrywanie tapet i kucie i zacząć lżejszą pracę bez głośnych
wiertarek i innych maszyn, a oni przyjeżdżają pojutrze. Także ogrzewanie też
spokojnie zdążymy uruchomić tak by woda była ciepła. Aha, i nie zaprzeczysz, że
to będzie dla nas świetna reklama: zwłaszcza jak zrobimy zdjęcie z ich pobytu
tutaj i zamieścimy na stronie internetowej. Możemy nawet iść dalej w tym
kierunku i wymyśleć jakiś slogan w stylu: Oaza spokoju nie tylko dla
prawdziwych sportowców albo coś takiego…
Podczas
wspólnego sprzątania podekscytowana Paulina dalej trajkotała jak najęta a choć
Hania słuchała jej jednym uchem to nie mogła zaprzeczyć, że poczuła ulgę.
Dziesięciodniowy pobyt pięciu sportowców wystarczy przynajmniej na
wynagrodzenia dla pracowników…Może nawet na ZUSy…Ponadto była w stanie wybaczyć
Pauli wszystkie te powody dla których była na nią zła: samowolne zakwaterowanie
gości bez jej zgody, przyjęcie zaliczki na większą kwotę, nie zadzwonienie do
niej nawet tuż po tej decyzji tylko czekanie na powrót licząc że będzie
wniebowzięta samym faktem możności spotkania na żywo prawdziwych sportowców. Tylko
dzięki jednemu użytemu przez nią zaimkowi.
Potrzebujemy.
MY
potrzebujemy.
Nie:
ty potrzebujesz tych pieniędzy. Bo mimo tego, że u niej pracowała, Paulina
nigdy nie zapomniała, że są również przyjaciółkami. Już od podstawówki trzymały
się z Anią, Gośką i Agatą razem. Szkoda tylko, że ta ostatnia zdecydowała się po
liceum zamieszkać gdzie indziej. Teraz nie były już w komplecie, ale za to
mogły nazywać się czterema muszkieterkami.
-
Hej, ciebie to nawet nie rusza, co? Halo? Ziemia do Hanki!- Klaśnięcie dłoni
tuż przy uchu wybudziło rzeczoną Hankę z własnych myśli. Mrużąc oczy i
chwytając się obiema dłońmi za biodra powiedziała:
-
Wybacz Paula, ale bardziej cieszy mnie perspektywa hajsu który ci wielce
sportowcy u nas zostawią. Mieli jakieś specjalne życzenia o których mi jeszcze w
ciągu tego półgodzinnego monologu nie zdążyłaś powiedzieć, hm?- Spytała ją
tylko trochę złośliwie. Tamta chyba to wyczuła, bo zacisnęła lekko usta tylko w
ten sposób dając wyraz swojej dezaprobaty. W końcu jakby nie było, pamiętała
kto jest jej szefową.
Nawet
jeśli siedząc w jednej ławce z ową szefową w gimnazjum dawała jej z siebie
zżynać na sprawdzianach z matmy…
I
wiedziała, że jest przez nią uwielbiana za pogodę ducha tak jak przez nikogo
innego...
I
nie marudziła gdy wypłata pojawiła się na koncie kilka dni po terminie...
Hania
naprawdę miała szczęście że jej załogę na pokładzie „Oazy spokoju” stanowili
sami przyjaciele. No, naturalnie oprócz Kacpra. Ale może już niedługo coś z tym
fantem uda się zrobić. Jeśli żywa reklama w postaci pobytu sportowców
przyniesie pozytywny skutek.
-
Tylko spokoju, co obiecałam im tu znaleźć. Zapewniłam, że szefowa jest co
prawda niezwykłą fanką piłki ręcznej, ale uda jej się poskromić swój charakter
ograniczając się do pełnych uwielbienia spojrzeń.
-
Super.- Roześmiała się Hania zerkając na
rezultaty swojej pracy. Ostatni pokój wydawał się być prawie gotowy, jutro
będzie musiała tylko powlec nową pościel, przynieść świeże kwiaty i mocno go
przewietrzyć. Mimo dwóch dni które minęły od malowania wciąż można było wyczuć
w nim zapach farby. No i nic nie można było poradzić na to, że nowe meble wciąż
jeszcze do nich nie dojechały, a te stare choć solidne czasy świetności miały
już dawno za sobą. W części pokoi zostały już co prawda wymienione na nowe, ale
z powodu opóźnień w transporcie (spowodowanych najprawdopodobniej
nieuregulowaniem całej faktury) musiały jeszcze poczekać. Pozostawało tylko
mieć nadzieję, że bogaci rozpieszczeni sportowcy rzeczywiście liczyli na spokój
i odpoczynek w górach a nie ofertę all inclusive w hostelu. Inaczej srodze się
rozczarują.
„Oaza spokoju” została założona przez mamę
Hanny, panią Irenę Witwicką oraz jej przyjaciółkę Iwonę Jakubiak, czyli mamę
Kacpra prawie dwadzieścia cztery lata temu. Był to swoisty sposób na zarobienie
pieniędzy przez młodą wdowę z sześcioletnim chłopcem i odziedziczoną po zmarłym
mężu nieruchomością (panią Iwonę) oraz niezamężną pannę z niespełna dwuletnią
córeczką (mamę Hani). I tak stary dworek z pomocą kredytu został powiększony i
przerobiony na kilka dodatkowych pomieszczeń. Na początku było to coś w rodzaju
prywatnego sanatorium głownie dla starszego pokolenia: miejsce gdzie nie było
dostępu do internetu i alkoholu, znajdowało się nieco dalej od centrum i do którego
ciężko było dojechać bez dokładnej mapy nie zachęcało młodocianych
niedoświadczonych turystów do odwiedzin. A nawet jeśli się pojawiali to szybko
okazywało się, że dość niska cena za pokój nie rekompensuje dużej odległości od
stoków czy lokali gastronomicznych, bo bez samochodu ani rusz. Pani Irenie było
w to graj: miała bardzo staroświeckie poglądy i zawsze krzywo patrzyła na
nastolatków pozostawionych bez opieki, jak lubiła mawiać. Nieważne, że ci
nastolatkowie często mieli po dwadzieścia kilka lat: dla niej byli jeszcze
niedoświadczonymi wyrostkami. Często mawiała, że dzisiejszy trzydziestolatek
dorównuje mentalnością osiemnastolatkom jej czasów. Może nawet i miała w tym
trochę racji, ale Hania nie rozumiałam co w tym złego. W końcu w XVI wieku mężczyźni
wychodzili za mąż za piętnastolatki, a w średniowieczu żyli średnio trzydzieści
kilka lat. Czy to czyniło ich lepszym albo gorszym? Po prostu tak ukształtowały
ich czasy oraz okoliczności w których żyli. Jakim więc prawem miała oceniać
dwudziestolatka który nigdy w życiu nie przepracował ani jednego dnia, wyleciał
z uczelni po pierwszym semestrze a w weekendy dobrze się bawił imprezując ze
znajomymi porównując go z jego praprapradziadem który w tym wieku był już panem
w średnim wieku pracującym na roli od co najmniej kilku lat i mającym trójkę
dzieci? Zamykając mocno powieki, Hania próbowała pozbyć się z głowy durnych
myśli. Było już dawno po północy a ona była zmęczona jak diabli. Głowa jednak wciąż
pulsowała jej w rytm nierozwiązanych spraw i problemów. Och mamo, myślała,
dlaczego cię tutaj ze mną nie ma?
***
Następnego
wieczora, Miłosz Rębęcki wraz z kilkoma kolegami oraz ich partnerkami urządzili
sobie wesoły wieczór przy przekąskach i muzyce. Choć siedmiu zamówionych pizz w
największym rozmiarze oraz kilku kebabów z pewnością nie można było nazwać „przekąskami”.
Ale panowie mogli sobie powetować: z racji zakończonego sezonu nie musieli aż
tak pilnować diety. Zwłaszcza, że dodatkowym
powodem do „świętowania” a przede wszystkim żartów była reklama szamponu do włosów
w której wystąpił jeden z nich, a która zaczęła się ukazywać w telewizji
właśnie od dzisiaj. Chłopaki mieli niesamowity ubaw ze swojego kumpla z drużyny
oglądając ją raz po raz i parodiując kwestie Dominika Andrzejewskiego bądź
nabijając się z jego wyglądu w spocie reklamowym.
-
Ten szampon sprawia, że moje włosy są gładkie w dotyku i lśniące…jakie to
oryginalne Domiś. – śmiał się Grzesiek prawie płacząc z rozbawienia.- Prawie
jak Lewandowski w reklamie Head & Shoulders, nie Adam?
-
Dokładnie.- Przytaknął tamten klaszcząc w dłonie.- Ale mnie z kolei ciekawi czy
zawsze chodzisz pod prysznic w gaciach. Bo wiesz stary, może będę cię musiał za
chwilę rozczarować...- Adam zrobił wymowną pauzę tak by wszyscy mogli skupić
się na jego słowach.- To nie działa tak samo jak pralka. Po wszystkim i tak
wypadałoby je przeprać.- W nagrodę za dowcip nagrodziły go kolejne salwy
śmiechu. Potem poczuł lekki ból w ramieniu. Sądząc po odgłosie, była to jakaś
plastikowa butelka po coli którą rzucił w niego rozzłoszczony gwiazdor.
-
Wal się cwelu.- Głos zabrał rozzłoszczony „gwiazdor reklamy”. Gniewny ton jego
głosu łagodził szeroki uśmiech od ucha do ucha, bo sam nie mógł pohamować
śmiechu. – Kazali mi być w gaciach żeby uwypuklić wszystkie moje cudowne mięśnie na ciele. Poza tym mnie przynajmniej chcą brać do reklam a takie chucherko jak ciebie?
Nie dziwię się, że tamten Hiszpan ledwo cię tknąwszy wybił ci bark.
-
Oj, wchodzimy na grząski grunt.- Skomentował to Grzesiek udając buczenie. Bo
wszyscy dobrze wiedzieli, że faul przeciwnika drugiej drużyny piłkarskiej w ostatnim meczu
towarzyskim w którym grał jego kolega, był więcej niż oczywisty. Sugerując co
innego Dominik stawiał Adama na równi z Oumarem Niasse, którego symulacja faulu
przeszła już chyba na zawsze do historii piłki nożnej. Został za to nawet
zawieszony jako pierwszy zawodnik w
Premier League.
-
Ale- Zaczął Adam odbijając pałeczkę i nawiązując do ostatniego błędu podczas
rozgrywki eliminacyjnej Andrzejewskiego- przynajmniej znam zasady kozłowania
mimo iż ostatni raz grałem w ręczną na studiach.- Buczenie przybrało na sile,
więc gospodarz postanowił się wtrącić. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo
usłyszał dzwonek do drzwi. Ograniczył się więc do zwykłego: spokój dzieci. Miał
nadzieję, że dziewczyny jakoś rozładują napięcie nie pozwalając by doszło do
żadnej potyczki. Gdy wróci nie zamierzał znaleźć rozwalonego stołu i dywanu
zaplamionego krwią. Znając swoich kumpli którzy czubili się jak dzieci miał
jeszcze jakieś 5 minut do wybuchu i eskalacji konfliktu. Zdecydował się więc na
szybkie uciszenie ewentualnej skargi sąsiadów. Może faktycznie byli odrobinkę za głośno. Dlatego zdziwił się gdy za
drzwiami zobaczył Adriana Pajko.
-
Nie pamiętam żebym cię zapraszał, ale jeśli chcesz to wchodź. Chyba zostało
jeszcze trochę pizzy i piwa.- Powiedział wiedząc, że to zirytuje rozmówcę. I
tak jak się spodziewał Adrian zmarszczył swoje wypielęgnowane brwi. Miłosz
mógłby przysiąc, że oprócz brody i włosów tamten kontroluje również zarost i w
tamtym miejscu. Żaden facet nie ma aż tak symetrycznych brwi. Żaden.
-
Nie odbierałeś ode mnie telefonów, więc przyszedłem.- Odpowiedział mu Adrian. Potem
milczał przez chwilę najwyraźniej oczekując zaproszenia do środka, które szło
by w parze za słowami, ale Miłosz udając głupka nie odsunął się ani o krok od drzwi. Tamten dodał
więc po chwili:- Ale widzę że nie w porę. Myślałem, że wszystko już
ustaliliśmy. Miałeś zabrać go na małe wakacje.
-
I tak zrobię, zarezerwowałem miejsce tam gdzie prosiłeś: zadowolony? Chyba nie
pomyliłem dat i to miało być jutro, nie? Więc czemu znowu się czepiasz?
-
Miłosz, wiem że za mną nie przepadasz, ale z niewiadomego mi powodu kumplujecie
się z Hubertem. Myślałem, że możesz mu pomóc. A ty co? Urządzasz sobie jakąś
imprezkę podczas gdy on siedzi sam w mieszkaniu i upija się do nieprzytomności.-
Oskarżył go Adrian wymierzając w niego palec wskazujący. Nie wiedzieć czemu ta
maniera zawsze bawiła Miłosza w managerze Huberta. Była to miła odmiana bo we
wszystkich innych aspektach koleś go niezmiernie irytował. Dziwiło go nie to,
że jego kumpel może znieść wokół siebie takie nadętego bufona- widocznie dobrze
dbał o interesy- ale fakt, że łączyła ich dziwna zażyłość podobna do przyjaźni.
No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że przedwczoraj kolo poprosił go o przysługę
dla swojego klienta, a dziś w piątkowy wieczór zamiast
hulać i wyrywać laski dzwonił do jego drzwi i robił awanturę o to, że nie
pociesza Huberta? W innych okolicznościach Miłosz nagadałby mu do słuchu, ale
wiedział że tamten robi to nie dla siebie. Pokonał więc osobisty uraz. Najpierw
musiał jednak wziąć głęboki wdech.
-
Posłuchaj, odnowiona kontuzja to nie koniec świata dla siatkarza, ale Hubert właśnie
tak to teraz odbiera. I sam musi sobie z tym poradzić. Uwierz mi, wiem co
mówię. Może i chcesz dobrze bo wydaje ci się że go znasz, ale ja jestem
sportowcem tak jak i on dlatego wiem jak się teraz czuje. I wiem też, że
dzisiejszego wieczoru wolałby po użalać się nad sobą w samotności a nie słuchać
nędznych współczujących gadek od facetów właśnie świętujących wygrane
eliminacje do mistrzostw świata. Dla niego to brzmiałoby jak zwyczajne
naigrywanie się.
-
Może i masz rację, ale pijąc jak świnia też nic nie osiągnie.
-
Dlatego jutro jedziemy w to zabite dechami miejsce które mi poleciłeś.
-
Miłosz..
-
Spoko, tak sobie tylko żartuję. Bez panienek też sobie poradzimy.
-
Gdy dzwoniłem do Huberta nic nie wspominał o wyjeździe.
-
Bo nic mu jeszcze nie powiedziałem. Zaufaj mi: lepiej to załatwić na spontanie.
Inaczej Hubert zrozumie, że to tylko zwyczajny akt łaski.
-
Ale…- Adrian nie zdążył wypowiedzieć kolejnej ze swoich obiekcji, bo z wnętrza
mieszkania rozległ się głuchy łoskot i trzask. – Co do diabła…?
- Mój stolik szklany. Ci debile właśnie rozwalają mi mieszkanie, więc muszę spadać. Ciao!- Rzucił jeszcze na koniec Miłosz zamykając niespodziewanemu gościowi drzwi przed nosem.- Cholera, dupki jeśli ubrudziliście mój kolejny biały dywan krwią to pożałujecie!
- Mój stolik szklany. Ci debile właśnie rozwalają mi mieszkanie, więc muszę spadać. Ciao!- Rzucił jeszcze na koniec Miłosz zamykając niespodziewanemu gościowi drzwi przed nosem.- Cholera, dupki jeśli ubrudziliście mój kolejny biały dywan krwią to pożałujecie!
Jestem w szoku. Już dawno myślałam, że nie wrócisz do pisania. Wchodziłam na bloga i czytałam dawne opowiadania tak dla przypomnienia. Dziś wchodzę, a tu taka niespodzianka. Mam nadzieję, że inni też odwiedzają Twojego bloga i bedziesz miała motywację żeby pisać to opowiadanie. Pozdrawiam roksana.
OdpowiedzUsuńJa prawdę mówiąc też :) Ale bardzo brakowało mi pisania. Tylko niestety obawiam się, że mogę mieć problem ze znalezieniem wolnego czasu. Szczęście w nieszczęściu, że aktualny stał sprzyja spędzaniu czasu w domu, ale zobaczymy co będzie dalej.
UsuńPozdrawiam ciepło i w związku z okolicznościami życzę zdrowia :)
Dobrze, że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuń