Z DROBNYM OPÓŹNIENIEM, ALE Z PRZYCZYN NATURY TECHNICZNEJ, A KONKRETNIE PROBLEMEM Z INTERNETU. NIECIERPLIWI, WYBACZCIE MI. :) POZDRAWIAM.
Tuż
przed przyjazdem Tomasza byłam kłębkiem nerwów. Do tej pory nie miałam pojęcia
ile zamierzał zdradzić swojej rodzinie odnośnie naszego związku. Czy mam się
spodziewać poniżenia i ośmieszenia? A może Kamiński zamierza udawać przed
rodziną? Z tego wszystkiego rozbolał mnie brzuch. Paula starała się mnie
pocieszać i rozbawić, ale nie była w stanie. Zawsze uważałam się za silną
kobietę: miałam dopiero dwadzieścia sześć lat, ale przeżyłam już dość by
złamało to niejednego. Teraz jednak wcale się tak nie czułam. Wiedziałam, że
muszę zmobilizować swoje wszystkie siły, ale nie byłam w stanie. Chciałam znów
być małą dziewczynką i by problemy rozwiązali za mnie rodzice. Jednocześnie nie
mogłam uwierzyć, że wpakowałam się w taką kabałę.
-
Jeszcze raz przepraszam cię za wszystko, Paulina. Nie powinnam zostawiać cię z
tym sprzątaniem sama, ale…
-…daj
spokój, w porządku. Poza tym nic mi się nie stanie.
- Wiem,
ale nie wiem kiedy będę mogła ci zapłacić za nadgodziny i…
-…Anka,
nie gadaj głupot. Ty dałaś mi schronienie kiedy tego potrzebowałam. Teraz mam
okazję ci się odwdzięczyć. Poza tym jesteś moją przyjaciółką.- Rozczuliło mnie
to. W tej chwili potrzebowałam każdego przejawu wsparcia. Odruchowo przytuliłam
Paulę.- Jej, naprawdę jest tak źle? Jeśli nie chcesz z nim iść to gdy tylko
przyjedzie powiem mu, że…
-…nie.-
Przerwałam jej zdecydowanie szybko się odsuwając.- To tylko zwykły przypływ
sentymentalizmu, to wszystko.
- Na
pewno?
- Tak.-
Z trudem zmusiłam się do uśmiechu. I kłamstwa.- Nie boję się Tomka.
Mimo wszystko
gdy kilka minut później zjawił się pod cukiernią poczułam niepokój. Bez słowa
wsiadłam do auta, którego drzwiczki wcześniej mi otworzył. Potem również nie
rozmawialiśmy. Poza rzuconym mi zdawkowo zdaniem że na razie nie zamierza
informować nikogo o tym, że zawarliśmy między sobą umowę czasową.
- Przede
wszystkim nie chcę by wiedział o tym ojciec.- Dodał.- Chcę by sądził, że
doszliśmy do porozumienia i choć wciąż cię nie pamiętam to jednak rozważam
wspólne życie. Tobie to chyba też pasuje, prawda? Poza tym chyba nie muszę
przypominać ci o konsekwencjach.
- Więc
teraz zawsze będziesz mi tylko groził? Tak będziesz wymuszał na mnie swoje
posłuszeństwo?
-
Niczego na tobie nie wymuszam.- Choć prowadził spojrzał na mnie z irytacją.-
Dlaczego nie możesz się po prostu dostosować? Sądziłem, że tobie też będzie to
na rękę.
- Może,
ale nie rozumiem jak możesz robić to wszystko po to by zirytować ojca.
- Po to
by zobaczyć jego reakcję.
- I
czego oczekujesz?
- Gdybym
wiedział co siedzi teraz w jego głowie to nie zawracałbym sobie głowy tą całą
błazenadą.- Odwróciłam się do okna nie wchodząc w głębsze dyskusje. To Tomek
powinien mnie o wszystko wypytywać by poznać prawdę a nie ja jego. Dlatego
wszystko inne nie powinno mnie obchodzić. W dodatku nie rozumiałam czemu nie
mógł po prostu zapytać o to ojca. Przecież mi nawet gdy go o to nie prosiłam
wyjaśnił co mówił mu o mnie jego starszy syn.
Gdy
dojechaliśmy na miejsce drzwi otworzyła nam Agnieszka, która na mój widok
wyraźnie się rozpromieniła. Ciepło przywitała się z Tomkiem gestem zapraszając
go do środka. Tam czekała już spora grupka osób.
Od razu
rozpoznałam siostrę Kamińskich, Majkę oraz jej męża Filipa. No i przyjaciółkę
Agnieszki Izabelę, którą spotkałam wcześniej w szpitalu. Trzymała za rękę
jakiegoś przystojnego bruneta który najprawdopodobniej był jej mężem. Potem
Krzysztof przedstawił mnie pozostałym osobom: dwóm przyjaciółkom z pracy jego
żony oraz jego koledze Mariuszowi, który jako jedyny był tutaj singlem. Z
rozmowy gospodarzy wywnioskowałam, że miał przybyć jeszcze jakiś Andrzej, ale
się nie zjawił. Jego nieobecność chyba trochę wszystkich zasmuciła.
Skłamałabym
twierdząc, że wieczór nie upłynął mi miło. Początkowo bałam się, że cała
rozmowa będzie zdominowana tematem Tomka i mnie, ale szybko okazało się że
panie i panowie mają wiele innych do poruszenia (choć może robili to celowo by
jeszcze nie dręczyć Tomka jego utratą pamięci?). I choć bezpośrednio nie
wdawałam się z nikim w dyskusje (poza Izą do Mai raczej nie zapałałam sympatią
i vice versa zresztą) to ich ożywiona dyskusja wydawała mi się być ciekawa.
Starałam się przy tym nie patrzeć w kierunku balkonu za którym już od dobrych
dziesięciu minut był Tomasz. On nie bawił się najlepiej. Na początku nawet
włączał się do rozmowy, ale gdy temat zszedł na bardziej przyziemne sprawy
zaraz zgasł. A niewinny żart kolegi Krzysztofa na temat nowego prezydenta
wyraźnie zbił go z tropu. Mariusz najwyraźniej zapomniał, że Tomek nie pamięta
ostatnich pięciu lat, a więc i obranego kilka tygodni wcześniej nowego prezydenta.
Starał się jakoś naprawić swoją gafę, ale mu się nie udało. Tomasz grzecznie
przeprosił towarzystwo i wyszedł na balkon. A ja wbrew sobie poczułam z tego
powodu współczucie. Zaraz je jednak zdusiłam. Co mnie obchodziło w końcu jak
się bawił? Mieliśmy układ i do moich zadań należało dotrzymanie umowy. Poza tym
nie powinnam się litować tylko z powodu faktu jego utraty pamięci. Jasne, to
było straszne ale to nie brak wspomnień z ostatnich kilku lat sprawił, że
traktował mnie gorzej niż służące w domu swego ojca. Tego nie mogłam mu
wybaczyć.
- Chyba
nie jest z nim najlepiej co?- Zagaiła mnie w pewnej chwili Agnieszka
przerywając rozmyślania.
- Masz
na myśli Tomka?- Spytałam ostrożnie.- Tak, jest rozdrażniony.
- To
zrozumiałe. Ja pewnie bym ze świrowała. Pięć lat temu lewie zdążyłam wrócić do
Krzyśka po naszym zerwaniu i wcale nie myślałam o ślubie z nim w tak młodym
wieku. Gdyby nagle okazało się, że czuję się tak jakbym była tamtą dziewczyną
byłoby mi strasznie ciężko. Dlatego rozumiem, że Tomek musi bardzo cierpieć.-
Nic na to nie odrzekłam. Agnieszka więc po dobrej chwili kontynuowała:- Dobrze,
że przynajmniej udało wam się dość do porozumienia. Cieszę się, że mój szwagier
w końcu zrozumiał że cię kocha.
-
Obawiam się, że to nie takie proste.- Mrugnęłam. Tamta zmarszczyła brwi.
- Coś
nie tak?
- Tak,
to znaczy nie, wszystko w porządku.- Zaprzeczyłam plując sobie w brodę jak
mogłam chcieć się przed nią otworzyć. Ale ona miała w sobie coś takiego co
skłaniało do zwierzeń i wzbudzało do szczerości. Może tę wyrozumiałość w
oczach? Tyle, że chciałam wywiązać się z umowy z Tomkiem. Przecież choć nie
kazał mi nic taić przed Agnieszką to jednak mogłaby nieświadomie zdradzić
prawdę swojemu teściowi. Dlatego dokończyłam:- Z tym, że wciąż mnie nie
pamięta.
- Wiem,
jak to musi boleć ale musisz patrzeć na wszystko optymistycznie. Za jakiś czas
on sobie wszystko przypomni. A nawet jeśli nie to i tak zrobił duży krok do
przodu. Chciał chociaż z tobą spróbować, zaufał ci a to duży progres. No i
przyszedł tutaj choć ciągle tylko drze koty z Krzyśkiem przy najmniejszej
okazji.
-
Dlaczego?
- A bo
ja wiem? Chyba traktuje go jak worek treningowy. Poza tym przez długi okres nie
za bardzo za sobą przepadali: wiesz ojciec skłócił ich ze sobą o tę firmę. Ale
dość o tym, pewnie chcesz do niego iść co? A ja tu paplam bez sensu.
- Nie,
ja…- Westchnęłam ciężko wiedząc, że nie pozostaje mi nic innego jak spełnić
polecenie Agnieszki. Inaczej wypadłoby to trochę podejrzanie.- Masz rację,
zaraz go przyprowadzę.- Niechętnie skierowałam się w stronę wielkiego balkonu.
Miałam ochotę stchórzyć, ale powstrzymał mnie wzrok Agi. Choć, „mój ukochany
mężuś” na pewno będzie zły że mu przeszkadzam.
Gdy
nacisnęłam klamkę ta lekko zaskrzypiała. Mimo to Kamiński udawał, że mnie nie
zauważył. Spuściłam na chwilę wzrok nie robiąc ani kroku dalej. W końcu
zebrawszy się w sobie podeszłam do barierki, ale jak najdalej od niego.
- Jestem
tu tylko dlatego, że twoja bratowa mnie do tego zmusiła. Nie chciałam ci
przeszkadzać.- Odezwałam się na wstępie, bo bałam że zaraz odezwie się do mnie
ironicznym tonem pytając na przykład czy już się za nim stęskniłam. Tyle, że z
drugiej strony zabrzmiało to tak jakbym się tłumaczyła.
- A więc
ty też nic nie powiedziałaś, co?- Odpowiedział mi po dłuższej chwili. Dopiero
wdychając ciężki zapach zrozumiałam dlaczego. Palił papierosa. Ale przecież
nigdy przedtem przy mnie nie palił. Starałam się to ignorować.
- O
czym?
- O
naszej umowie.- Zaśmiał się krótko.
-
Sądziłam, że o to ci chodziło.- Odpowiedziałam spokojnie, choć jego pogardliwy
ton zdawał się być wymierzony we mnie. Udałam jednak, że tego nie dostrzegam.
Nie chciałam się z nim kłócić.
- Mi? A
odkąd to martwisz się o mnie? Przecież chodziło tylko o twoją dumę. Wyszłabyś
ma żałosną figurkę, którą wykorzystuję.
- O co
ci chodzi, co?- Nie wytrzymałam.- O ile pamiętam podczas ostatniej rozmowy
wyraziłeś życzenie bym przed twoim ojcem nie zdradziła się w żaden sposób na
temat łączących nas relacji. A jakby nie było każda obecnie znajdująca się w
salonie osoba może mu udzielić takiej informacji. Ty jednak wciąż mnie jednak
tylko atakujesz: nieważne czy słusznie czy nie. Tylko jednego nie rozumiem. Skoro
mnie tak nienawidzisz to daj mi już spokój i podpisz ten papier rozwodowy a zniknę szybciej niż doliczysz do
pięciu.
- A ty
znowu swoje.- Mrugnął po raz kolejny się zaciągając. Potem szybko wypuścił dym.
A że spojrzał przy tym na mnie część dymu owionęła moją twarz. Nie mogłam
powstrzymać się od zmarszczenia nosa i kaszlu.- Przeszkadza ci, że palę?-
Spytał.
- Tak.-
Odrzekłam, ale jeśli liczyłam na to, że zgasi swojego papierosa to się
przeliczyłam. Tomek nadal palił nie zwracając na mnie żadnej uwagi. Zapewne
robił to celowo licząc na to, że znowu zwrócę mu uwagę. Ale nie zamierzałam
tego robić. Miałam nadzieję, że przez kilka minut postoimy tu sobie w
milczeniu, a że staliśmy tyłem do wejścia dla reszty gości będziemy wydawać się
pochłonięci jakąś rozmową. Byłam tchórzem.
- Masz
rację, przepraszam.
-
Słucham?
-
Powiedziałem, że mi przykro. A jeśli tym razem nie słyszałaś to znowu tego nie
powtórzę.
-
Słyszałam. Po prostu trudno mi w to uwierzyć.
- Nie
najlepsze masz o mnie zdanie, co?- Skwitował ironicznie, ale bez złości.- I
chyba masz rację, ale dziecinne zachowanie chyba nikomu nie pomoże.- Potem
odwrócił się w moją stronę patrząc mi w twarz.- Patrzysz na ten papieros z
wyraźnym obrzydzeniem. Domyślam się, że przy tobie nigdy nie paliłem.
- W
ogóle nie paliłeś.
- A skąd
możesz to wiedzieć?
-
Wyczułabym przecież zapach dymu w twoich ubraniach. Poza tym nie znalazłeś
chyba nigdzie pustych opakowań w koszu w swoim mieszkaniu.
- Nie.
Najwyraźniej masz rację i rzuciłem. To śmieszne, bo choć moje ciało buntowało
się przeciw temu to jednak umysł podsuwał mi myśl o papierosie. Ciekawe nie
sądzisz?- Spytał retorycznie jednocześnie gasząc niedopałek. Ucieszyłam się z
tego, bo choć byliśmy na świeżym powietrzu balkon był obrodzony cienką szybką,
a wentylacja powietrza była możliwa tylko przez zawór w dachu. Pomyślałam, że
balkon bardziej przypomina jakąś starodawną oranżerię niż to czym jest w istocie.
- Może.-
Odpowiedziałam po chwili. Znów zapadła między nami cisza.
- Dziś
rano byłem na badaniu. Lekarz nadal nie powiedział mi niczego nowego, ale gdy
spytałem czy dawne miejsca i sytuacje mogą pomóc mi odzyskać pamięć nie
wykluczył tego. Oczywiście nie dawał mi zbytnich nadziei, ale mówił że to
możliwe.- Najwyraźniej czekał na jakąś moją reakcję, ale ja nie za bardzo
wiedziałam jaka ona mogłaby być. W końcu otwarcie spytał:- Nie boisz się?- W
duchu się uśmiechnęłam. A więc wciąż mi nie ufał. Choć obiecał zawieszenie
broni, choć mówił mi to z własnej woli to tylko po to by mnie wystraszyć to
nadal mi nie ufał. Ale w końcu czego się spodziewałam? Nie raz w ciągu kilku
ostatnich tygodni mi to powtarzał.
- Nie.-
Odpowiedziałam.- Nie mam nic do ukrycia. To znaczy już nic.- Poprawiłam się, bo
jednak wcześniej trochę prawdy przed nim ukrywałam. A nawet więcej niż trochę.
- To się
jeszcze okaże. Może już bardzo nie długo.- Dodał wychodząc z balkonu. Tym razem
to ja zostałam tu sama. Bo nagle dotarło do mnie to co właśnie powiedział
Tomek.
Już
niedługo może odzyskać pamięć…
I co
wtedy, spytałam samą siebie. Co się stanie gdy nagle okaże się, że nasz związek
był prawdziwy? Że naprawdę mnie kochał, że ja kochałam jego? Że te ostatnie
trzy miesiące spędzone razem były szalone ale jednocześnie dały mi wiele
radości:
- Przecież ty mnie nawet
nie znasz! Miesiąc temu nie wiedziałeś o moim istnieniu a ja o twoim. I pewnie
gdybym nie upiła się na tamtej imprezie do dziś byśmy się nie znali.
- Być może. Ale jednak się
poznaliśmy. Dla mnie nie liczy się czas. Można z kimś chodzić 5 lat i zupełnie
nie znać drugiej osoby, a można kogoś dokładnie poznać w zaledwie kilka
tygodni. Nie twierdzę jednak, że znam cię całkowicie. Ale już podczas
pierwszego spotkania pozostałem pod twoim urokiem.”
Wspomnienie wypowiedzianych kiedyś słów napełniło moje
serce bólem. Szybko więc otrząsnęłam się z tych wspomnień. Gdy usłyszałam
rozmowę Tomka z Agnieszką w jego rodzinnym domu oraz jego prawdziwą opinię o
mnie obiecałam sobie nie wracać do przeszłości. Teraz chciałam jedynie wypełnić
umowę z Tomaszem i nigdy więcej go nie spotkać.
Tylko czy na pewno? Czy rzeczywiście nie łudziłam się, że
jeszcze jest dla nas nadzieja? Czy mówiąc tak po prostu nie chciałam przekonać
samej siebie? I czy potrafiłabym wybaczyć Tomkowi to jak mnie traktował po
wypadku? Czy nawet gdyby odzyskał pamięć mogłoby być między nami tak jak
dawniej?
A może byłoby jeszcze gorzej? Może okazałoby się, że
Władysław Kamiński miał racje i jego syn nigdy mnie nie kochał; może to wszystko
było udawane, może ta iluzja w którą chciałam wierzyć była w istocie właśnie
tym? Może serce pękłoby mi na tysiąc kawałków, bo teraz mogłam się przynajmniej
łudzić, że kiedyś mnie kochał? A może już było tak zmaltretowane, że kolejny
cios nie zrobiłby mu większej krzywdy?
- Idziesz już? Anka?- Odwracając się zauważyłam, że Tomek
jednak nie wyszedł. Stał przy drzwiach czekając na mnie z pytającym wzrokiem
twarzy.
- Tak, przepraszam. Po prostu się zamyśliłam.-
Wiedziałam, że wciąż patrzył na mnie tak samo uporczywie, ale udawałam że tego
nie dostrzegam. Już domyślałam się co musi sobie myśleć: o, a jednak się
przestraszyłaś co? Myśl, że odzyskam pamięć cię przeraża? Miałam jednak
nadzieję, że nie zada tego pytania. Inaczej musiałabym skłamać mówiąc, że nie,
podczas gdy tak naprawdę umierałam ze strachu. Nie wiedziałam już czego tak
naprawdę chce: chciałam znienawidzić Tomka tak jak on nienawidził mnie ale choć
czasami wydawało mi się że osiągnęłam już ten stan, że jest mi całkowicie
obojętny to jednak w takich chwilach jak ta wiedziałam że sama siebie okłamuję.
Bo wciąż coś dla mnie znaczył. Nie chciałam zagłębiać się jednak w pytanie na
ile to owo „coś” ma wspólnego z miłością.
- O jesteście już, super.- Ucieszyła się Aga. Z lekkim
przekąsem pomyślałam, że chyba tylko ona jedyna jako tako cieszy się z mojej
obecności, bo innych osób praktycznie nie znałam. Nie, znałam jeszcze Majkę.
Ale raczej nie pałałam do niej sympatią.- Właśnie rozmawiamy o imionach dla
moich bliźniąt. Macie jakieś propozycje?
- Chyba nie za bardzo.- Odparł jej Tomek.
- Daj spokój, jesteś przecież kreatywny.
- Raczej byłem.- Rzucił z ironią i lekką goryczą, którą
usłyszałam chyba tylko ja i Maja, bo od razu podeszła do brata kładąc mu dłoń
na ramieniu. Potem na chwilę odeszli w stronę korytarza.
- Biedaczek.- Rzuciła Izabela.- Pewnie kiepsko się czuje.
- Tak, ale Majka zdoła go pocieszyć. Mają świetny
kontakt.- Wtrącił się Krzysztof.- Z resztą zawsze mieli mimo dość sporej
różnicy wieku.
- Teraz jest chyba trochę inaczej.- Tym razem głos zabrał
mąż Mai. Franek? Filip? Z tego wszystkiego jego imię wyleciało mi z głowy.- Ona
obwinia się o to co się z nim stało.
- A on o to, że straciła przez niego dziecko.- Dodała
Aga.- Oto błędne koło. Maja mówiła, że Tomek nie zachowuje się wobec niej tak
jak dawniej i ona bardzo to przeżywa…- Grupka osób, która wcześniej wydawała mi
się być nieco napuszonymi bogaczami (a przynajmniej niektórzy z nich) zaczęła
krótką choć intensywną dyskusję na temat Tomasza. Teraz potwierdziły się moje
przypuszczenia, że mimo rozluźnionej atmosfery i braku pytań o utratę pamięci
Kowalskiego było tylko fasadą. Jednak mnie rzuciło się w oczy coś innego.
Tomek najwyraźniej cierpiał. Przypomniałam sobie naszą
rozmowę w szpitalu i to jak prosto w twarz rzuciłam mu że zamordował dwie
osoby: dziecko swojej siostry i kierowcę drugiego auta. Wydawał mi się być
wtedy bardzo beztroski, na dodatek miałam do niego żal o to jak wiele tajemnic
przede mną ukrył, ale nic nie usprawiedliwiało mojej okrutności. Nie powinnam
była wyznawać mu prawdy. Może i dowiedziałby się od kogoś innego ale w każdym
bądź razie nie ode mnie.
- …co o tym myślisz Aniu?
- Hm? Na moment wyłączyłam się ze słuchania obecnych,
więc poczułam się zbita z tropu nagle słysząc swoje imię.
- Moja żona pytała czy według ciebie mój brat ma szansę
odzyskać pamięć.- Wyjaśnił mi Krzysiek.
- No cóż…- Zaczęłam sprawiając, że spojrzenia wszystkich
osób spoczęły na mnie. Zupełnie jakbym była jakąś wyrocznią lub osobą z której
opinią trzeba się liczyć.- …myślę, że to możliwe choć prawdę mówiąc trochę
straciłam na to nadzieję.- Dokończyłam szczerze.
- Więc nic sobie nie przypomniał? Sądziłam, że po tym jak
niespodziewanie do ciebie wrócił chociaż jakiś szczegół świadczący o uczuciu do
ciebie.- Boże, gdyby znała prawdę, pomyślałam. Gdyby wiedziała, że trzyma nas
przy sobie tylko głupia umowa wymuszona szantażem.
- Nie, nie zrobił tego. Po prostu zdecydował się zacząć
między nami wszystko od nowa. Z czystą
kartą jak się wyraził.
- Więc musiał cię polubić.- Uśmiech Agi był bardzo wymowny. Szkoda tylko,
że tak naprawdę Tomek mnie nienawidził. Nie mogąc zmusić się do kłamstwa w
odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam.- Bardzo się cieszę. Nawet nie wiesz jak
życzyłam Tomaszowi zaznania prawdziwej miłości takiej jaka łączy mnie i jego
brata.
- Nie wiem czy uda nam się odbudować to co było.- W tej kwestii postanowiłam być całkiem
szczera. Ona jednak zbyła to machnięciem ręki.
- Na pewno. Jesteś śliczna, mądra, skromna i na dodatek samodzielna.
Po prostu ideał dla Tomasza.- Gdy słyszałam te wszystkie komplementy poczułam
zakłopotanie. Nie mogłam słuchać tego i milczeć, więc postanowiłam uciec.
Spytałam gdzie jest łazienka i wyszłam z salonu. Choć nie potrzebowałam wizyty
w toalecie dla niepoznaki chciałam tam wejść.
Gdy zaraz przy końcu korytarza zauważyłam Tomka z siostrą
naprawdę chciałam odejść. Tyle, że w ich rozmowie usłyszałam swoje imię.
Przystanęłam.
- …no a gdy w samochodzie zapytałam kim dla ciebie jest
odparłeś, że nie narzeczona, dziewczyną czy nawet znajomą. Dlatego martwię się
o ciebie. Może to jakaś naciągaczka?
- Maju, być może powiedziałem tak dlatego bo to była
prawda.
- Właśnie. Co oznacza, że ona nic cię nie obchodziła. Tak
jak reszta dziewczyn z którymi się spotykałeś.
- Albo miała inną funkcję.
- Niby jaką?
- Mojej żony.
- Co?!
- Ciszej, nie chcę by ktoś o tym wiedział. A przede
wszystkim nasz brat. Nie mów mu ani nikomu innemu, że wiesz dobra? Powiedziałem
ci o tym, bo ci ufam.
- Jasne ale jak, dlaczego, kiedy…?
- Nie wiem, bo nie pamiętam. Tak czy owak jesteśmy
małżeństwem.
- Nie wierzę: przecież powiedziałbyś o tym komuś. I to po
trzech miesiącach znajomości. Teraz już jestem pewna, ze to jakaś naciągaczka
żerująca na twojej kasie.
- Tego nie wiemy. Poza tym dowiedziała się kim jestem
dopiero w szpitalu.
- Więc świetnie udawała.
- Maja…
- No co? Chyba się w niej nie zakochałeś?
- Skąd. Ale zanim ją osądzę zamierzam zbadać to czy
mówiła prawdę o tym co nas łączyło.
- Nie sądzę. Gdyby tak było powiedziałbyś mi coś o niej,
wymsknęłoby ci się jej imię, a przede wszystkim na mój ślub przyszedłeś z
Iloną. A przecież znałeś ją już wtedy.
- Serio?
- Tak.
- W takim razie nic już nie rozumiem…
Odeszłam kierując się w stronę łazienki nie chcąc dłużej
podsłuchiwać. I tak dowiedziałam się czego chciałam. Prawie parsknęłam śmiechem
gdy uświadomiłam sobie jak szybciej zaczęło mi bić serce gdy początkowo Tomek
bronił mnie przed siostrą. Jak o nic nie oskarżał, nie obwiniał. A potem Majka wyznała, że zabrał na jej ślub
Ilonę. My już wtedy się znaliśmy.
W moich oczach zakręciły się łzy gdy przypomniałam sobie
szczegóły o których mówiła mi Agnieszka: ślub Drągowiczów odbył się jakieś
niecałe cztery miesiące temu. W tej chwili byłam w stanie nawet przypomnieć
sobie ten moment: gdy wielokrotnie dzwoniłam do niego, a on oddzwonił do mnie
około dziesiątej rano choć umówiliśmy się, że od rana pomoże mi przy pracy w
cukierni. Potem zjawił się dopiero wczesnym popołudniem zaspany z podkrążonymi
oczami mówiąc tylko, że przeprasza za swoje spóźnienie. A teraz okazywało się,
że powodem spóźnienia był ślub na który zabrał inną kobietę.
W zasadzie to zastanawiałam się czy bardziej boli mnie
to, że zabrał inną kobietę czy Ilonę. Potem zaczęłam się zastanawiać czemu mnie
to właściwie boli. Przecież między mną a Tomaszem nic już nie ma. Tak, to na
pewno tylko zraniona duma. Nic więcej.
Gdy znalazłam się w końcu w łazience delikatnie obmyłam
twarz chłodną wodą. Mimo to nie mogłam pozbyć się grymasu widocznego na mojej
twarzy choć próbowałam go zminimalizować uśmiechem. Nic to nie dało, więc
postanowiłam wrócić do salonu. I spędziłam najbardziej żenującą godzinę w swoim
życiu.
Wreszcie mój mąż zdecydował, że pora wracać. W
samochodzie milczeliśmy. Ja wciąż na nowo roztrząsałam podsłuchaną rozmowę;
jemu to chyba było na rękę. Tuż przed cukiernią mnie wysadził. Bez żadnego
słowa pożegnania wysiadłam.
- Dzięki za dzisiaj. Zadzwonię gdy będziemy musieli
gdzieś razem wyjść.- Odezwał się potęgując mój gniew. Pewnie to z tego powodu
nie mogłam się powstrzymać i zamiast
delikatnie odepchnąć drzwiczki samochodu z całej siły nimi trzasnęłam. Gdy to
zobaczył wysiadł z auta zabiegając mi drogę.- Co znowu? Co to miało znaczyć?
- Nic, przepraszam. Zazwyczaj samochód moich rodziców
którym jeździłam zamykał się przez mocne trzaśnięcie. No, ale nie był wypasiony
jak ten. Zwyczajny rzęch.
- Dlaczego mi się wydaje, że kłamiesz?
- Może dlatego, że wszystkich sądzisz swoją miarą?-
Westchnął ciężko po czym spuścił głowę i się roześmiał. Zaraz jednak
spoważniał.
- Pierścionek. Obiecałaś, że od teraz będziesz go nosić.
Przecież mówiłem ci abyś go dziś założyła.- Teraz kolei mi zachciało się śmiać. Bo zgodnie z
obietnicą włożyłam go dziś na serdeczny palec. Tyle, że potem w łazience go
zdjęłam i schowałam do kieszeni spodni sama właściwie nie wiedząc dlaczego. A
on choć miało być to dla niego takie ważne nawet tego nie zauważył. – Czemu go
nie założyłaś?
- Bo nie.
- Anka, obiecałaś.
- Wcale nie, po prostu stwierdziłam, że to zrobię ale mi
się nie udało.
- Więc następnym razem ci o tym przypomnę.- Warknął.
- Nie sądzę.- Oparłam z nie mniejszą złością.- Już go nie
mam.- Właśnie sięgałam do kieszeni chcąc go z niej wyjąć i mu go oddać, gdy
zapytał z niedowierzaniem:
- Sprzedałaś go?
- Może.
- Pytam poważnie: co z nim zrobiłaś?- Z gniewną miną
podszedł do mnie bardzo blisko patrząc prosto żarzącymi się ze złości oczami. I
jakiś złośliwy chochlik kazał mi dłużej się z nim podrażnić:
- Tak, sprzedałam. Potrzebowałam pieniędzy na rozkręcenie
cukierni.
- Nie wierzę…komu?
- Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?!
- Nie krzycz. Po prostu do cukierni przyszedł jakiś
mężczyzna z lombardu. Zauważył mój pierścionek i zapytał czy chcę go sprzedać.
- Ty…z jakiego lombardu?
- Nie wiem.
- Był chociaż warszawski?
- Może. Nie pytałam.- Tomasz zacisnął dłoń w pięść i
przez moment bałam się, że chce mnie uderzyć. Nie zrobił tego jednak. Bez słowa
odszedł w stronę swojego samochodu i odjechał.
Znalazłszy się w cukierni od razu poszłam do kuchni i
zabrałam do pracy. Po drodze zajrzałam jeszcze na salę, ale widząc że Paula
radzi sobie doskonale postanowiłam jej nie przeszkadzać. Nie mogłam jednak
odzyskać dobrego humoru. Choć już wcześniej podejrzewałam, ba nawet pogodziłam
się z myślą, że nigdy nic nie znaczyłam dla Tomasza i zanim stracił pamięć
tylko się mną bawił, to jednak w głębi duszy chciałam wierzyć że choć trochę
mnie kochał. Że może nie powiedział rodzinie kim dla niego jestem, bo bał się
różnicy statusu. Zniosłabym nawet gdyby wstydził się mojego pochodzenia. A
teraz miałam już pewność, że wcale tak nie było.
To wcale nie była zraniona duma. To były tlące się
resztki uczucia do niego gdzieś na dnie mojego serca, które jeszcze nie zdążyły
się zwęglić. A on uwodził mnie i spędzał czas tylko dla zabawy udając biednego
robotnika podczas gdy tak naprawdę służyło mu to za odskocznię od życia
bogacza. Wytarłam mąkę na dłoniach o swój fartuch i wyjęłam z kieszeni
pierścionek. Przypomniałam sobie jak Agnieszka wyjaśniała mi, że znajdował się
u rodziny matki Tomka od kilku pokoleń. Ile jednak mogła znaczyć ta błyskotka?
W końcu nie była jakaś szczególna: ot, błękitne oczko w delikatnej oprawie.
Miała bardziej wartość sentymentalną, ale ktoś taki jak mój mąż miał gdzieś
tradycję. Czym więc mogłoby być dla niego oddanie mi tej błyskotki? Wcześniej
sądziłam, że czymś szczególnym, ale teraz i te nadzieje się rozwiały. To nic
dla niego nie znaczyło. Dlatego pomyślałam sobie, że to dobrze że kolejne i
prawdopodobnie ostatnie złudzenie na jego temat się rozwiało. Jakoś zniosę te trzynaście
tygodni a potem Tomek zgodnie z umową da mi spokój. Choć tyle jestem mu winna
za próbę oszukańczego rozwodu. Na dodatek nie będę musiała spłacać tej
pożyczki. Tak, skończę to zobowiązanie i zacznę wieść swój żywot niezbyt
bogatej cukierniczki. I już za kilka lat, może miesięcy ten nieprzyjemny epizod
stanie się smutnym wspomnieniem.
Przez kilka następnych godzin zaciekle piekłam, kroiłam i
ubijałam kremy, białka i maślane masy co pozwoliło mi zapomnieć o problemach.
Potem dekorowałam słodkie babeczki z czekoladą kolorowym lukrem malując na
każdym z nich postać zwierzątka, bo dzieci głównie dlatego przychodziły do
cukierni. Poza tym to była moja ulubiona część pracy: wykończenie. Moja
nauczycielka wielokrotnie podkreślała, że nawet najsmaczniejsze ciasto bez
dekoracji od razu traci swój doskonały smak. Tłumaczyła, że ludzie są
wzrokowcami i lubią ładne rzeczy, więc aby jakakolwiek praca się nie zmarnowała
zawsze trzeba ją dobrze zakończyć. Zawsze skrupulatnie przestrzegałam tej
zasady.
W końcu nadeszła kolej zamknięcie: Paulina uwijała się
jak w ukropie, na jakieś spotkanie więc postanowiłam dać jej spokój i sama
dokończyć sprzątanie. Z wdzięcznością ucałowała mnie w dwa policzki obiecując,
że jutro to odpracuje. Tak więc to ja pozmywałam cały stos talerzy i sztućców,
a potem przetarłam stoliki i podłogę na sali. Około ósmej wieczorem udało mi
się ze wszystkim uporać, ale na rozliczenie i inwentaryzację nie starczyło mi
sił. Poza tym zawsze byłam kiepska w rachunkach a o tak później porze nawet
wyjątkowo kiepska. Zaczęłam się nawet poważnie zastanawiać nad zatrudnieniem
księgowej. Tyle, że nie miałam pojęcia skąd wezmę na to pieniądze. Klaudia co
prawda trochę uporządkowała mi papiery, ale od tego czasu minął już prawie
miesiąc. A ja znów musiałam opłacić ZUS i Urząd Skarbowy nie mając pojęcia jak
obliczyć prawidłowo należny podatek dochodowy.
Zdecydowawszy się na razie nad tym nie zastanawiać
zdjęłam fartuch i szybko dokończyłam sprzątać kuchnię, a potem przetarłam
korytarz do zaplecza. Zaraz potem zamierzałam zamknąć lokal, ale usłyszałam
jakiś dźwięk. Szybko przełknęłam ślinę zastygłszy z miotłą w dłoni. Ona raczej
by mi nie pomogła. Zamiast tego uspokoiłam się i ją odłożyłam. Być może był to
jakiś zbłąkany turysta których na tej ulicy było pełno i chciał spytać się o
drogę.
- Tomek?- Jego widok kompletnie mnie zaskoczył.
Zwłaszcza, że widzieliśmy się zaledwie kilka godzin temu. Ale nie to było
dziwne. Wyglądał na zmęczonego tak, że z trudem mogłam powstrzymać się od
współczucia jakie mnie ogarnęło. Zamiast tego spytałam:- Coś się stało czy
zabłądziłeś?- Nawet się nie odkuł. Bez słowa usiadł przy jednym z umytych już
stolików.
- Szukałem go.
- Kogo?
- Wszędzie go szukałem.- Kontynuował tak jakby mnie nie
słyszał.- Wstąpiłem do przynajmniej siedmiu czy ośmiu lombardów w okolicy.
- Co?
- Nigdzie nie znalazłem takiego zgodnego z opisem. Jak
dawno go sprzedałaś?
- Ty mówisz o pierścionku?- Dotarło do mnie w końcu. Szybko przełknęłam
ślinę.- Odkąd mnie tu przywiozłeś szukałeś go?- Gdy skinął głową poczułam się
bardzo głupio. I przede wszystkim wyrzuty sumienia. Najwyraźniej pierścionek był
dla niego ważny i choć dał mi go pewnie powodowany impulsem to jednak nie
powinnam kłamać, że się go pozbyłam.
- Jak dawno go sprzedałaś temu facetowi? I jak wyglądał?
Dał ci jakiś paragon, numer telefonu na przyszłość?
- Nie.
- A może wizytówkę?
- Tomek, ja…ja cię oszukałam. Wcale nie sprzedałam tego
pierścionka. Mam go na górze, w swoim pokoju.
- Słucham?
- Wiem, że nie powinnam tego robić, kłamać że go już nie
mam…po prostu byłam na ciebie zła i chciałam się jakoś odkuć. Nie miałam
pojęcia, że tyle dla ciebie znaczył.
- Przynieś mi go.- Rozkazał.
- Wiem, że masz prawo być wściekły, ale…
- Chcę go zobaczyć. Idź po niego albo ja pójdę z tobą.
- Dobrze, zaraz ci go przyniosę.- W drodze na górę już wyobrażałam sobie kolejną kłótnię na
którą prawdę mówiąc nie miałam siły. Ale tym razem sama byłam sobie winna:
gdyby ktoś zachował się wobec mnie tak jak ja to zrobiłam wobec Tomka
chciałabym go rozszarpać.
Gdy z powrotem byłam na dole on wciąż siedział w ten sam
sposób na krzesełku. Delikatnie położyłam na stoliku przy nim pierścionek.
- Boże, co za ulga.- Mrugnął obracając go w dłoni.-
Sądziłem już, że go nie znajdę.- Milczałam dłuższą chwilę.
- Przepraszam.- Powiedziałam w końcu.- Nie wiedziałam, że
potraktujesz to wszystko tak poważnie. Zanim odszedłeś miałam zamiar wyjaśnić ci,
że skłamałam ale nie zdążyłam.
- Dlaczego?- Spytał patrząc mi prosto w oczy. Na
szczęście nie widziałam w nich złości ani nienawiści.- Czemu skłamałaś?
- Nie wiem.
- Powiedziałaś, że byłaś na mnie zła. Dlaczego?- Nie
odpowiedziałam, więc nastała między nami cisza zakłócana tylko odgłosami z
zewnątrz.- Co takiego zrobiłem? - Jego łagodny głos sprawił, że poczułam się
jeszcze gorzej. Cały ten ból jaki dziś stał się moim udziałem chciał się ze
mnie wydostać w postaci fontanny łez. Z trudem go powstrzymałam.- Zawarliśmy
układ, prawda? Mieliśmy być wobec siebie szczerzy.- Szczerzy, pomyślałam z
przekąsem. On nigdy nie był wobec mnie szczery. Ja wobec niego zresztą też.
Każdy z nas miał coś do ukrycia, każdy z nas zmagał się z własnymi problemami. A
my tak po prostu zdecydowaliśmy się pobrać choć jak się okazywało oboje nie
dorośliśmy do małżeństwa.- Aniu?
- Słyszałam.- Niemal wydukałam po dłuższej chwili decydując
się powiedzieć prawdę.- Słyszałam rozmowę między tobą i twoją siostrą. Nie
zamierzałam podsłuchiwać, ale mimo wszystko się zatrzymałam i…
- Co usłyszałaś?
- W zasadzie to nic takiego.- Parsknęłam śmiechem by
pokryć zmieszanie.- Po prostu Majka powiedziała, że na ślub zabrałeś Ilonę. A
przecież już wtedy poprosiłeś mnie o chodzenie i wyznałeś miłość.
- Zabolało cię to.- Nawet nie zapytał tylko oznajmił.
- Tak.- Potwierdziłam. W końcu jaki był sens teraz
zaprzeczać skoro przyznałam to wcześniej?- Wiem, że teraz już nic między nami
nie ma, i naprawdę wcale tego nie oczekuję, nie łudzę się że w końcu coś do
mnie poczujesz albo odzyskasz pamięć…
- Ania, przykro mi ja…
- Nie, nie.- Zaprzeczyłam szybko.- Ja cię już nie kocham,
mówię szczerze.- Miałam szczerą nadzieję, że nie walnie teraz we mnie piorun
albo nie pochłonie mnie ziemia. Bo gdzieś tam jeszcze na dnie mojego serca były
mocno zaciśnięte drzwi, w których na cztery spusty zamknęłam swoją miłość do
niego a klucze wyrzuciłam. Ale mimo wszystko zamek można było otworzyć.- Ale
wtedy…wtedy gdy byliśmy ze sobą wierzyłam w to, że było między nami jakieś
uczucie. Że to było szczere. I wzajemne. Może znaliśmy się krótko, może
zataiłeś przede mną wiele faktów, ale reszta…reszta mogła być prawdziwa.
- Przykro mi. Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić. Oddaję ci tylko ten pierścionek,
bo i tak nigdy nie powinnam go dostać. I przepraszam, że skłamałam że go
sprzedałam. Nie zrobiłabym tego nawet gdybym przymierała głodem, a choć cukiernia
pochłonęła mi wszystkie środki i mocno się dla niej zapożyczyłam to nawet nie
przyszło mi do głowy go sprzedać.
- Pomógł bym ci, ale moje środki są na razie zamrożone.
Bank mówi, że chodzi o inny podpis jaki widnieje na dokumentach i ktoś próbował
go zafałszować, ale ja i tak wiem że to robota ojca.
- Ja wcale nie chcę twoich pieniędzy.
- Ale pożyczka by ci się przydała.
- Już dałeś mi jedną. Nie chcę więcej.
- Masz swoją dumę co? W każdym bądź razie dziękuję.
- Za co?
- Za to, że jednak zatrzymałaś pierścionek. Jest dla mnie
bardzo ważny.
- Wiem. Agnieszka wyjaśniła mi, że jest w twojej rodzinie
od dawna.
- Tak. To właściwie jedyna pamiątka jaka została mi po matce.
I jest wiele wart.
- Sądziłam, że jego wartość jest tylko sentymentalna.
-Tak, ale nie tylko.- Tomek wstał i podszedł do mnie z pierścionkiem.- Widzisz
te tłoczenia? To bardzo stara, tradycyjna metoda wyrobu gdy jeszcze nie używano
do tego maszyn. Ten ametyst utrzymuje…
- Ametyst?- Zdziwiłam się i odrobinkę przeraziłam.- A te
małe kamienie wokół to co?
- To szmaragdy fasetowane.
- Żartujesz.
- Nie.
- Ile on jest warty?
- Nie wiem, nie znam się bardzo na kamieniach, ale biorąc
pod uwagę obróbkę, jakoś kamieni, wykonanie no i autentyczność potwierdzoną
papierami mogę w przybliżeniu stwierdzić, że około trzech, czterech tysięcy.
Może nawet pięć.
- Pięć tysięcy.- Powtórzyłam głucho.- Chcesz mi
powiedzieć, że przez ponad dwa miesiące nosiłam na palcu pięć tysięcy złotych?
- Na to wygląda. Bardzo przerażona?
- Tak. Nie miałam pojęcia. A co jeśli bym to zgubiła?-
Kamiński roześmiał się z mojej reakcji.
- Na szczęście tego uniknęłaś. Potem włożył mi
pierścionek w dłoń.
- Co ty robisz?
- Oddaję ci go.
- Jak to?
- Jak już wiesz ta błyskotka wiele dla mnie znaczy i
wiem, że będziesz o nią należycie dbała. Poza tym jeśli ojciec nie zauważy jej
u ciebie na palcu będzie wiedział, że tylko udajemy. To ważny symbol
przekazywany z pokolenia na pokolenie swojej przyszłej żonie przez męża w
rodzinie mojej zmarłej matki.
- No właśnie. A my tylko udajemy.
- Może. Ale tylko w ten sposób dowiem się prawdy.
- Dlaczego zależy ona od twojego ojca? Przecież ten cały
cyrk jest niepotrzebny.
- Mylisz się. Niedługo zobaczysz, że na jego ruch nie
trzeba będzie dłużej czekać.
- Jaki ruch? Co właściwie chcesz sprawdzić?
- Czy cię zaakceptuje.
- Już to zrobił.
- Może udawać.
- Nie sądzę.- Odpowiedziałam już bardziej sztywno. Bo w
końcu zrozumiałam plan Tomasza. Reguła przekory: gdy jego ojciec mówi tak, on
nie.- A więc gdy okaże się, że nie miał żadnych obiekcji uwierzysz, że tylko
się mną bawiłeś by go zirytować a jeśli nie że to była prawdziwa miłość, bo
próbuje nas rozdzielić?
- Tak bym tego nie ujął, ale właściwie…tak.
- Nie wierzę, że możesz robić coś tak paskudnego.
- Próbuję tylko odnaleźć swoje wspomnienia.
- Wspomnienia nienawiści i walki, złości i podłości. Jak
możesz tak nie znosić własnego ojca sądząc, że chciał ci zniszczyć życie i
postępować tak jak on by tego nie zaaprobował?
- Bo go nie znasz.
- Już to mi kiedyś mówiłeś.- Prychnęłam. – Ale tak
naprawdę to ja ciebie nie znam. I wiesz co, gdyby to że zabrałeś na ślub siostry
Ilonę nie upewniło mnie do twoich dawnych uczuć do mnie to te słowa już tak. Bo
tylko się mną bawiłeś chcąc zdenerwować swojego ojca dokładnie tak jak robisz
to obecnie. A teraz jeśli pozwolisz to chciałabym byś wyszedł. Muszę jutro
wcześniej wstać.
- W takim razie do widzenia. A pierścionek zostawiam na
stole: może zmienisz zdanie i jednak odważysz się go założyć. Z trudem
powstrzymałam irytację. Gdybym mogła rzuciłabym w niego złotym krążkiem, ale
byłoby to zachowanie iście teatralne. Dlatego zamiast tego odparłam:
- Nigdy.- Nie mogłam zrozumieć jak jeszcze chwilę temu
mogłam się przed nim tak otworzyć a on jak zwykle prowadził swoją wykalkulowaną
i wyrachowaną grę.
Czasami wydaje mi się, że Ania sama stwarza sobie problemy np: historia z pierścionkiem. Takie kłamstwa sprawiają, że Tomek przestaje jej ufać i uważa za oszustkę i zachowuje się tak jak się zachowuje. I ona za bardzo wierzy w dobre intencje Władysława Kamińskiego, choć wszyscy mówią jej jaki z niego podlec. Rozdział jak zwykle cudowny :)pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńMasz całkowitą rację, ale przypominam że w tej chwili Ania nie chce już walczyć o Tomka i choć nadal coś do niego czuje to nie zamierza sprawić by znów byli razem. Doskonale wie, że w tym rozstaniu sama nie była bez winy: zataiła wiele szczegółów z ich związku nie wspominając nawet o małżeństwie. Ale trzeba pamiętać, że ona także czuła się zraniona dowiadując się w szpitalu że mężczyzna którego kocha jest w rzeczywistości kimś innym niż sądziła i na dodatek jej nie pamięta- to też trzeba mieć na uwadze. Może faktycznie w książce trochę słabo uchwyciłam te niuanse i sporo trzeba czytać między wierszami, ale z drugiej strony uważam, że tak jest trochę lepiej bo nie podaję wszystkiego na tacy, więc czytelnik może co nieco domniemywać lepiej wczuwając się w daną sytuację.
UsuńAle w ramach jakichkolwiek innych pytań czy wątpliwości mimo wszystko służę pomocą. Pozdrawiam :)
Kiedy wreszci zacznie się coś dziać w dobrą stronę. Od kilku rozdziałów czytany tylko ich kłótnie nic więcej. Zaczyna się to robić denerwujące. Okaż trochę miłości, niech się zacznie coś dziać.
OdpowiedzUsuńTomek ma dobry pomysł ale to znaczy ze nie ufa Ani... Ona z kolei nie powinna kłamać że go nie kocha.. Mam nadzieje że po tym co mu powiedziała zacznie ja lepiej traktować
OdpowiedzUsuńCo parę rozdziałów wkurza mnie kto inny , dzisiaj wypadło na Anię , źle zrobiła kłamiąc , w taki sposób Tomek nigdy jej nie zaufa . Tak jak moje poprzedniczki mam nadzieję , że bohaterowie przestaną się już kłócić i nawzajem się denerwować i fajnie by było gdyby nastąpił jakiś przełom . Mam nadzieję , że Paulina zwierzy się Ani odnośnie Michala , jestem strasznie ciekawa po co ostatnio przyszedł do cukierni i przede wszystkim wyjaśnienia prawdziwej przyczyny ich rozstania . Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i mam pytanie a nawet dwa :
OdpowiedzUsuń1Na kiedy planujesz nową część ?
2 Ile planujesz rozdziałów tego opowiadania ?
Pozdrawiam i życzę dużo weny :***
Najpierw odniosę się do twoich pytań. Kolejna część...myślę, że wyrobię się na jutro jeśli dzisiaj jeszcze trochę popiszę, a co do ilości rozdziałów to po raz pierwszy- a już napisałam parę opowiadań- ciężko mi określić jak długie będzie to opowiadanie.Może to dlatego, że tak do końca nie mam opracowanej strategii: waham się pomiędzy dwoma rozwiązaniami całej akcji, a nawet trzema. Tak więc pewnie wszystko wyjdzie w praniu.
UsuńCo się zaś tyczy samej treści i rozwoju sytuacji między bohaterami, to owszem Ania i Tomek się kłócą, ale starając się spojrzeć na całą sprawę realistyczne nie uważam, żeby to było naciągane. A przełomu jako takiego nie przewiduję niestety. Oszustwo w sprawie uczuć i zatajenie małżeństwa są dość poważnymi rzeczami i nie uważam żeby łatwo je było wybaczyć. Bo zarówno Ania jak i Tomek mają "swoje za uszami", obydwoje są uparci i mają do siebie żal. Raczej wyglądałoby to dość groteskowo gdybym w następnej części ich pogodziła nawet jeśli założyć że Kamiński odzyska pamięć. Dlatego chcę zwrócić na to uwagę, bo uwagi tego typu że tylko się kłócą są dla mnie trochę bezpodstawne; akurat z tym się nie mogę zgodzić. Może nie tyle co do samej istoty kłótni, ale co do jej wymowy. Prawdę mówiąc to troszkę bolą nie takie zarzuty ale cóż mogę powiedzieć...taka koncepcja opowiadania.
Co do wątku Pauli, to czytając twój komentarz roześmiałam się, bo właśnie jakąś godzinę temu zaczęłam rozdział od uchylenia rąbka tajemnicy jej historii, więc chyba doszłyśmy do tego samego wniosku. Na koniec pozdrawiam.
Nie no zdaję sobie sprawę , że przecież tak od razu się nie pogodzą ale po prostu z niecierpliwością czekam na moment , w którym Tomek zacznie sobie Anię przypominać i to by było trochę dziwne gdyby nie dochodziło między nimi w tej sytuacji do spięć , nie chciałam Cię urazić :)) Twoje opowiadania po prostu ubóstwiam i czekam z niecierpliwością na nowe części . Czytam je odkąd opublikowałaś na quku , którąś z początkowych części od nienawiści do miłości.Nie zawsze komentuje bo jak napisze komentarz to mi internet się ścina i komentarz się kasuje a ja się wkurxam i nie pisze nowego ale na szczęście rodzice zmienili sieć :) Wszystkie twoje opowiadania są boskie i nie zwykle wywołują emocje , czasami tak się denerwuje jakbym sama to przezywala , to mój ulubiony blog ! Także teraz biorę się do nauki i za nie długo znowu się tu pojawię i mam nadzieję ,że dodasz już nową część :**
UsuńRozumiem i wcale się nie poczułam się urażona:)
UsuńHmm ale fajnie pokazujesz jak zaczyna zależeć Tomkowi na Ani. Poprostu bajka ;) pozdrawiam Asia
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, że ktoś wreszcie zauważył jaki miałam w tym wszystkim cel i jako jedyna nie "zarzucasz" mi, że wciąż tylko skłócam Anię i Tomka ha ha :) Pozdrawiam
UsuńNo co Ty, przecież to widać jak jemu zależy, nawet Aga to zauważyła i mówiła do Ani " on się uspokaja jak Ty jesteś w Pobliżu" życie nie jest tak kolorowe jak się wielu wydaje pozdrawiam Asia
UsuńPodoba mi się bardzo Twoja koncepcja jakakolwiek by nie była to opowiadanie jest najlepsze.
OdpowiedzUsuńHmm ciekawi, ciekawie - kłócą się jak stare małżeństwo tylko jak się będą godzić rozdział świetny :-) Basia
OdpowiedzUsuń