Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 3 grudnia 2015

Zwariowani lokatorzy: Rozdział I



 Hej, witam wszystkich. Zaczęłam nowe opowiadanie które ma być "czymś dłuższym". Tak jak wcześniej pisałam, po trochę melodramatycznej "Niepamięci" mam ochotę na coś zdecydowanie lżejszego, dlatego w tej historii pomimo paru niuansów raczej nie przewiduję wyciskacza łez, ale czegoś na odprężenie i może delikatny humor. (No, może poza tym rozdziałem ale reszta będzie utrzymana w nieco ironicznej konwencji) A co to pytań o dalsze losy z Brylantowego Liceum to tak, takowe będą ale trochę później jak wpadnie mi do głowy jakaś realna koncepcja. Na razie mam sto pomysłów na poprowadzenie wątku Andrzeja (oczywiście miłosnych :)), więc wolę aby wyklarowało mi się to w głowie. Co się zaś tyczy tego opowiadania, to chciałabym byście zdecydowali czy wolicie abym publikowała krótsze części ale częściej (powiedzmy 3, może cztery razy w tygodniu) czy może dłuższe choć te ukazywałyby sie trochę rzadziej (powiedzmy dwa razy w tygodniu tak jak w przypadku Niepamięci)?
 Pozdrawiam i dzięki, że jesteście :)

Tego dnia, dokładnie w tej chwili, telefon dzwonił po raz pięćdziesiąty.
I to wcale nie był żaden eufemizm czy przesada.
Serio.
Od kiedy zaczęła się cała ta afera mogłam to uznać za pewien sukces. Jeszcze miesiąc temu było ich dwa lub trzy razy więcej. Począwszy od znajomych, rodziny, tak zwanych przyjaciołach, ludzi z pracy, a skończywszy na paparazzich oraz innych aktorach, dziennikarzach czy fanach. Nikt nie mógł sobie przecież odmówić przyjemności czerpania jej z mojej sytuacji. Odruchowo spojrzałam na stos piętrzących się gazet: mimo tego że od tygodni prawie nie wychodziłam z domu poprosiłam jednego z moich trzech ochroniarzy (chociaż zamierzałam zwiększyć tę liczbę, bo dwa dni temu jakiemuś zdesperowanemu debilowi udało się przedostać na teren mojej posiadłości) by codziennie rano kupował w kiosku wszystkie pisma, w których ukazałaby się chociaż najmniejsza wzmianka o skandalu. To był mój jedyny kontakt ze światem zewnętrznym.
Telefon przestał dzwonić, choć mnie jeszcze przed dobre kilka sekund wydawało się że tak jest: umysł tak bardzo przywykł mi do drażniącego dźwięku. Miałam zaledwie sześćdziesiąt sekund przerwy aż zaczął dzwonić ponownie.
Zirytowałam się.
Bardzo.
Doszłam nawet do kresu swoich możliwości: bo w końcu przez ile czasu można to wytrzymywać? Ktoś inny na moim miejscu już dawno by odłączył wtyczkę lub wyłączył komórkę (jeśli to nie był telefon stacjonarny). I ja właśnie też miałam taki zamiar gdy zauważyłam napis na wyświetlaczu: „Sroka” Westchnęłam. Nie chciało mi się z nią gadać, ale mój mózg podpowiadał mi że powinnam. Dłużej nie mogłam jej ignorować. Bardzo się na mnie gniewała gdy to robiłam.
- Cześć, Sroczka.- Przywitałam się. –Co słychać?
- Daruj sobie to głupie pytanie, bo to raczej ja miałabym prawo cię o to spytać.- Warknęła na mnie.- Nie mam z tobą kontaktu od dwóch tygodni a gdy próbowałam przyjść osobiście twój goryl mnie wyrzucił.
- Jak wyglądał?
- Prawie dwa metry, nieźle napakowany. No i miał taki śmieszy wąsik nad górną wargą.- Gdy tworzyła dla mnie tę pospieszną charakterystykę jej głos brzmiał spokojniej.- Zwolnisz go?
- Co? Dlaczego? Wręcz przeciwnie, Sroczko. Chciałam mu dać podwyżkę.
- Jezu jak ja z tobą wytrzymuję. I przestań tak do mnie mówić!- Musiałam odsunąć słuchawkę bo inaczej bym ogłuchła.- Tak czy inaczej musimy się spotkać. Ty zdecyduj gdzie i kiedy.
- Hm…może na środku tęczy na Świętego Nigdy?- Zaproponowałam.
- Agata, nie pogrywaj. Tkwiąc w swoim wielkim domu może nie wiesz, ale życie toczy się dalej. Musisz skończyć udawać pustelniczkę.
- Ale mi się to podoba.
- Chcesz zaprzepaścić swoją karierę? Włącz telewizję, po-serfuj po internecie, poczytaj gazety…media prześcigają się tylko w domysłach na twój temat. Jeśli nadal w żaden sposób nie zareagujesz to nigdy nie ucichnie.
- Więc co proponujesz?- Spytałam tylko po to by stworzyć wrażenie zainteresowanej przez co miałam nadzieję, że zapewnię sobie spokój. A przynajmniej na razie.
- Spotkanie z reporterami: możesz wybrać która gazeta czy stacja telewizyjna: pozostawiam ci wolną rękę. Ja, ty, twoja siostra i on. Wydamy oficjalne oświadczenie; pokażemy że cała ta sytuacja jest dla was już normalna i jesteście wielką szczęśliwą rodziną…bla, bla, bla. Dobrze wiesz jak to się robi. Musimy zmienić twój wizerunek ofiary.
- Normalna? Szczęśliwa rodzina?- Powtórzyłam z niedowierzaniem.
- No widzisz, wiedziałam że załapiesz. To co? Jutro? Dasz radę? Postaram się wszystko przygotować.
- Mam to gdzieś.
- Teraz tak mówisz. Za jakiś czas dojdziesz do siebie i zrozumiesz, że to dobrze iż pozbyłaś się tego gnojka…- To głupie, ale gdy tak go nazwała poczułam bardzo silną złość. Zupełnie irracjonalnie, bo w swoich myślach nazywałam go dużo gorzej. Niezaprzeczalny dowód, że nadal był dla mnie ważny choć mnie zdradził, pomyślałam z gorzką ironią.-...i będziesz żałować swojego dziecinnego zachowania.
- Niczego nie będę żałować. A jeśli już to moje życie. Nic ci do tego.
- Przeciwnie, jako twój menadżer…
- …mam to gdzieś.
- Już to mówiłaś.
- A ty najwyraźniej nie słuchasz. Chcę być sama: dotarło?
- Minęły już dwa miesiące. Za kolejne dwa masz zacząć zdjęcia do „Zwariowanych lokatorów”. Ile zamierzasz jeszcze leczyć złamane serce?
- Tyle ile będzie trzeba.
- To znaczy ile? Tydzień? Miesiąc? Rok? Wiesz jakie plotki krążą na twój temat? Że popadłaś w alkoholizm, a służbę wypędziłaś grożąc nożem.
- Kroiłam właśnie pomidory na sałatkę. Mogło to tak wyglądać. Poza tym donosili na mnie prasie.
- Nawet jeśli to prawda, to niczego nie usprawiedliwia. Dobrze wiesz, że w twojej branży bycie na celowniku ma swoje dobre i złe strony. Postępujesz jak tchórz nie chcąc stawić czoła sytuacji. A w tym czasie twoja kariera…
- …gówno mnie obchodzi moja kariera.- Wybuchłam. Miałam już dość jej i tej głupiej nic nie wnoszącej rozmowy. Na dodatek ze stosiku gazet na samej górze uśmiechała się do mnie moja siostra jakby wyrażając jawną kpinę.
- Jasne, a potem będziesz mnie błagać bym uprosiła jakieś fajne role. A ty dostaniesz angaż w jakiejś podrzędnej telenoweli.
- Nie będę cię o nic błagać. Zwalniam cię.
- Słucham?- Pomysł przyszedł całkiem spontanicznie, ale wiedziałam że jest dobry. Sroka zawsze mnie irytowała.
- Słyszałaś.
- Żartujesz? Przecież to ja cię stworzyłam: jestem z tobą od początku. Od ponad ośmiu lat.
- Właśnie, stanowczo za długo nie sądzisz?
- Agata, wiem że ponoszą cię emocje i nie myślisz racjonalnie, ale…
-…przeciwnie, właśnie to robię. Mam cię już dość. Idź drażnić kogoś innego. Na razie.
- Agata…- Zdołałam jeszcze usłyszeć zanim się rozłączyłam. A potem usiadłam na krzesełku. Odruchowo zaczęłam przewracać stosik gazet i czytać ich nagłówki.

„ LISZEWSKA WYROLOWANA”

„ BARTOSZ KALISZEWSKI W SPRAWIE SWOJEGO ZWIĄZKU Z AGATĄ LISZEWSKĄ ODMAWIA JAKICHKOLWIEK KOMENTARZY”

„ SIOSTY DZIELĄ SIĘ NAWET CHŁOPAKAMI”

„AGATA WCIĄŻ NIE MOŻE POZBIERAĆ SIĘ PO ROZSTANIU”

„ LISZEWSKA O SIOSTRZE: WBIŁA MI NÓŻ PROSTO W PLECY”

- Przeklęte hieny, wcale tak nie mówiłam! Nóż prosto w plecy. Żałośnie teatralny tekst. Sądzicie, że ktokolwiek uwierzy że to moje słowa? Nigdy tak nie pomyślałam a co dopiero powiedziałam.- W złości zgięłam gazetę w pół i rzuciłam przez pokój. Potem  to samo zrobiłam z następnymi dodatkowo rwąc je w coraz to mniejsze kawałeczki. Czułam, że zaraz się rozryczę ale miałam to gdzieś: w końcu byłam sama. Pozwalałam więc cieknąc łzom bez przeszkód ani na moment nie zaprzestając swojej czynności. Wiedziałam, że to trochę chore; przynosiło jednak ulgę więc rwałam dalej. Aż w końcu porwałam ostatnią gazetę. I otoczona małymi ścinkami zdałam sobie sprawę jaka jestem żałosna.
Mój płacz zamienił się w szloch.


MIESIĄC PÓŹNIEJ.

- Witaj, księżniczko.- Choć nawet nie uniosłam głowy znad biurka na którym aktualnie leżała, doskonale rozpoznałam ten głos.
- Co ty tu robisz Monika?- Spytałam. Pewnie jeszcze cztery tygodnie temu nieźle bym się zirytowała: w końcu ominąwszy ochronę weszła do mojego pokoju, ale teraz trochę na to wszystko zobojętniałam. Z trudem udało mi się unieść górna połowę ciała by na nią spojrzeć. Zauważyłam też stojącego w drzwiach mojego ochroniarza.- Morda, kazałam ci nikogo nie wpuszczać.- Zwróciłam się do niego gniewnym tonem.
- Wiem, ale ta pani nalegała mówiąc że to ważne. Podobno sprawa dotyczy zdjęć do kolejnego sezonu i sądziłem że to może być…
- Daj już spokój. Spadaj stąd.
- Oczywiście proszę pani. Jeszcze raz przepraszam.- Gdy skinąwszy mi głową się wycofał wymownie przeniosłam wzrok na kobietę nadal stojącą w moim pokoju.- Do ciebie też się to tyczyło.
- Na mnie nie działają te gadki Agata, więc możesz sobie darować. Mnie nie przestraszysz. A poza tym czemu tak traktujesz tego biednego człowieka zwracając się do niego w taki chamski nawet jak na ciebie sposób?
- Niby jaki? To nie ja nadałam mu nazwisko Mordka. I tak robię mu przysługę nie używając zdrobnienia, nie sądzisz? Uważam, że w przypadku faceta mierzącego prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu to trochę nie na miejscu. Morda brzmi o wiele groźniej i pasuje do ochroniarza.
- Możesz się zwracać do niego na przykład po imieniu.
- I miałaby mnie ominąć cała frajda zwracania się do kogoś w ten sposób bez konsekwencji?
- To trochę infantylne zachowanie, nie sądzisz?
- Może. A ty specjalnie się do mnie fatygowałaś po to by mi to powiedzieć?
- Nie.- Ignaczak westchnęła ciężko a potem podeszła do biurka przy którym siedziałam. Potem wyjęła coś z torebki i niemal rzuciła mi na biurko. Nie miałam zamiaru zawracać sobie tym głowy, bo doskonale wiedziałam czego się mam spodziewać. Jednak zdjęcie z pierwszej strony i tak rzuciło mi się w oczy: moja piękna siostra i Bartek. Ledwie zdusiłam wewnętrzny krzyk, ale na zewnątrz nie ukazałam nawet cienia emocji. W końcu byłam aktorką. Bardzo dobrą, mówiąc nieskromnie.- I co na to powiesz?
- Nie mam ochoty niczego komentować. Dziennikarze doskonale radzą sobie z tym sami dodatkowo coś ubarwiając, po co więc karzesz mi się wysilać?- Choć odwróciłam się na swoim obrotowym krześle ona wzięła gazetę i podeszła do mnie z drugiej strony podsuwając mi pismo pod samo nos. Ponownie się obróciłam.
- Nie chcesz czytać? A więc dobrze, ja ci przeczytam. „Liszewska nadal w depresji, mówi Joanna Klusek, była menadżerka gwiazdy „Zwariowanych lokatorów. Nie dba o siebie, służba uciekła z jej posiadłości ze względu na ataki maniakalne Agaty które napadają ją pod wpływem alkoholu. Do tego dochodzi ciągła izolacja i przynajmniej jedna próba samobójcza z której udało mi się ją powstrzymać. Z tych względów po długoletniej współpracy muszę się wycofać.” I co powiesz? Niezła sucz, co?
- Tak. Przecież to ja ją zwolniłam.- Zaperzyłam się.- A ona ma czelność sugerować, że było odwrotnie?
- Tylko to do ciebie dotarło? Nazwała cię maniakalną pijaczką ze skłonnością do samobójstwa.
- I co z tego? Przecież to nieprawda. Niech sobie gada co chce.
- Nie rozumiesz? Wszyscy tak myślą: nie wychodzisz ze swojego domu, z nikim nie rozmawiasz…tak dalej być nie może. Wszyscy boją się o serial.
- Przysłał cię producent?
- Nie, Gregorczyk nie ma z tym nic wspólnego.
- Więc kto? Reżyser? A może scenarzystka Natalka?
- Agata, dobrze wiesz, że przyszłam tutaj z własnej woli. Nikt mnie nie przysyłał.- Tak, miała rację: wiedziałam. Sugerowałam coś innego tylko po to by jej dokuczyć. Poczułam wyrzuty sumienia. W końcu moja charakteryzatorka była jedną z nielicznych osób które bardzo lubiłam na planie serialu „Zwariowani lokatorzy” I chyba jedyną przyjaciółką.- I przepraszam za to wtargnięcie, ale nie pozostawiłaś mi wyboru. Poza tym nie spodziewałam się zastać cię w tak złym stanie. Kiedy ostatnio myłaś głowę?
- Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami.- Nie pamiętam.
- A te cichy? Wyglądasz jak jakiś menel. Co ty w ogóle teraz jesz skoro nie masz kucharki?
- Morda kupuje mi coś w sklepie: potem sobie odgrzewam.
- Boże, i tak przez te ostatnie dziewięć tygodni? Wcinasz batoniki i chipsy?- Pogardliwie spojrzała na kilka zwiniętych już w kulkę opakowań walających się po pokoju.
- Tak.
- Więc zaraz ci coś ugotuję.
- Nie.- Zaprzeczyłam szybko. Co prawda Monika była świetną kucharką, ale nie zamierzałam jej wykorzystywać.- Nie jestem głodna.
- Więc nabierzesz ochoty.
- Naprawdę nie chcę.
- Agata, musisz wyjść z tego pokoju. Nie karzę ci wyjść z tego domu, ale każę zrobić mały krok. Wiem, że jest ci ciężko.
- Doprawdy? Nie sądzę.- Odpowiedziałam jej smutno. Mój wojowniczy nastrój na chwilę zniknął.
- To zabrzmi bardzo banalnie, ale jest mi przykro. Mówię szczerzę.
- Masz rację: totalny banał. Wiesz ile razy to słyszałam? Począwszy od mojej siostry, znajomych, kolegów z pracy i Bartosza. Właśnie w ten sposób zaczął rozmowę ze mną gdy jego romans z Dagmarą się wydał. Powiedział, że jest mu przykro. Od tamtej chwili nienawidzę tych słów.
- Ból wcale się nie zmniejszył?
- Kochałam go: serio. I to tak mocno jak mogę kochać całą częścią swojej egoistycznego serca. Sądzisz, że dwa miesiące wystarczą? Pół życia nie starczy mi by się odkochać.
- A co z serialem? Wiesz, że zdjęcia ruszają już za miesiąc. Chcesz zrezygnować?
- Jasne, że nie.
- Na razie jednak robisz wszystko by udowodnić, że jest inaczej. Krawcowa nie może skontaktować się z tobą od kilku tygodni, a trzeba przecież skompletować całą garderobę twojej bohaterki; zwolniłaś menadżerkę więc ekipa serialu nie ma z tobą kontaktu. Na dodatek nie podpisałaś nowej umowy, nie przejrzałaś scenariusza…- Wyliczała Monia, a ja czułam że pęka mi głowa. A potem ramiona, brzuch, nogi…Cała zaczęłam się rozpadać. Chyba zaczęła to dostrzegać, bo dodała już łagodniej patrząc na mnie prawie z czułością:- Agatka, dasz radę: jak zawsze. Nie znam mocniejszej babki niż ty. Nawet teraz: po tym co sugerowały gazety spodziewałam się ujrzeć cię w totalnej rozpaczy szlochającej w poduszkę a ty jesteś po prostu wściekła.
- Och, ryczałam już zapewniam cię.- Odpowiedziałam z niejaką goryczą.
- Tak, ale teraz gdy się trochę wyładowałaś czujesz tylko złość i nienawiść. To dobre podłoże, a przynajmniej na początek.
- Może. Ale na samą myśl o tym, że mam spotkać się  z tym dupkiem dostaję spazmów. Na dodatek cała ekipa będzie się ze mnie nabijać: czuję to.
- Trzeba było traktować ich milej.- Uświadomiła mi brutalnie przyjaciółka.
- Ale to idioci. Ich nie można traktować miło, bo zaraz wejdą ci do tyłka byleby tylko się przypodobać.
- Nic na to nie poradzisz. W końcu to ty jesteś główną gwiazdą serialu.
- Właśnie.- Podchwyciłam.- Sądzisz, że gdybym o to poprosiła reżyser zgodziłby się zastąpić Bartka kimś innym? Albo w ogóle wyrzucić jego rolę ze „Zwariowanych lokatorów”? To byłaby niezła zemsta.- Gwoli ścisłości „Zwariowani lokatorzy” był to bardzo popularny sitkom, który utworzono na podobieństwo amerykańskich „Przyjaciół”. Z tym, że bez ich tandetnego poczucia humoru, seksistowskich zagrywek czy głupich min i wygibasów które wcale nie były zabawne choć miały takie być. Może to dlatego mimo dość kiepskich zapowiedzi polski odpowiednik serialu podbił serca widzów. Fabuła opierała się na jednoodcinkowych dylematach któregoś z piątki przyjaciół, tak więc nieobejrzenie któregoś z odcinków nie musiało skutkować brakiem zrozumienia treści. A przynajmniej tak było w pierwszych czterech sezonach. W kolejnym zmienili się scenarzyści i zamiast dowcipnych anegdot i inteligentnego poczucia humoru dwie młode lalunie zrobiły z dialogów sentymentalną sieczkę. No bo gdzie w serialu komediowym miejsce na pogrzeb? Albo w ogóle śmierć jednego z rodziców bohaterów? A najśmieszniejsze było to, że w kolejnym odcinku owy bohater spił się w trupa podczas jednej z balang. Tak jakby odejście jego ojca było tylko drobną niedogodnością. I jak w ogóle widz w takiej sytuacji mógł czuć się komfortowo i wczuć w psychikę bohatera? Ale gdy tylko tłumaczyłam to Natalii czy Weronice reagowały wściekłością traktując mnie protekcjonalnie niczym nędzną gwiazdorzynę. Nawet obecność dawnego i za razem świetnego scenarzysty Mateusza Kaczorowskiego nie mogło wyrównać szali. Dlatego zamierzałam dociągnąć jeszcze tylko jeden sezon, zanim „Zwariowani lokatorzy” zmienią się w denny bubel (no dobra, tak radziła mi Sroka, która teraz oskarżała mnie o próby samobójcze, wredny babsztyl). Tyle, że gdybym przeczuwała zdradę Bartka nie podpisywałabym tego cholernego kontraktu.
- O tym nawet nie marz.- Sprowadziła mnie na ziemię Monika.- Nikt nie zdejmie postaci Czarka. Jest po prostu za dobra.- Kolejne wyjaśnienie: Cezary był młodym lekarzem na stażu, w którego wcielał się właśnie Bartosz Kaliszewski, czyli mój były partner który porzucił mnie dla mojej siostry modelki. Postać kreowana była na roztrzepanego doktorka, który czasami zapomina gdzie zostawił buty lub okulary. Widzowie lubili jego wytrzeszczone przerażeniem oczy na widok smugi brudu (grał pedancika) czy operacji (Podczas której jego ręce trzęsły podczas zabiegu ucinając nie tę część ciała którą potrzeba. Jednym ze śmieszniejszych odcinków był ten w którym Czarek wykonywał zabieg usunięcia tkanki tłuszczowej z uszu.).
Ja grałam Laurę: trochę dekadencką dziewczynę wiecznie zirytowaną i lekko smętną. Złośliwi krytycy pisali, że grałam samą siebie. Ale mnie to nie przeszkadzało: lubiłam swoją postać (okej, może dlatego że w jej charakterze tkwiło pewne podobieństwo do mnie) a przede wszystkim lubili ją widzowie. Uwielbiali cięte repliki Laury, jej marne próby pocieszenia któregoś z lokatorów (które kończyły się jeszcze większą depresją lub ich załamaniem), przewracanie oczami (jej znak rozpoznawczy), lekko przyduże dresowe bluzy oraz brak sentymentalizmu czy romantyzmu. Na razie Laura jako jedyna nigdy nie miała żadnego krótkiego epizodu o wątku romantycznym (nie licząc jednego nastolatka hipisa, który zapałał uczuciem do Laury a ta go spławiła powodując jego przemianę w emo) co w sumie mnie cieszyło. Nie wypadałam przekonująco w scenach romantycznych czy łóżkowych.
To Laura nadawała klimat „Zwariowanym lokatorom”. Nie mówię tego, bo ja grałam tę postać, o nie. (nie posądzajcie mnie więc o brak skromności). Po prostu tak twierdzili widzowie. Na wielu forach czy portalach a także blogach które tworzyli miłośnicy sitcomu pojawiały się opinie, że Laura jest świetna, boska, najlepsza, wspaniała…i wiele innych miłych epitetów. Do tego jej słynna mina gdy ma ręce założone na klatce piersiowej, prawą nogę wysuniętą do przodu a minkę naburmuszoną przeszła już do historii. Nawet plakat w poprzednich dwóch sezonach był taki sam: Laura (w pozie takiej jak wcześniej opisałam) a dookoła niej cztery bańki z pozostałymi lokatorami: (oprócz Czarka  było ich jeszcze troje). To samo przez siebie mówiło o tym kto jest gwiazdą serialu.  Ale Monika miała rację: to że chciałam wywalić Bartka z obsady nie znaczyło, że producent czy ktokolwiek z kierownictwa spełni moje żądanie.- Na dodatek wszyscy wiedzieliby, że nadal kochasz Kalinowskiego.
- Przecież to prawda.- Prychnęłam.
- Ale nikt nie musi o tym wiedzieć. Więc zwlekaj ten swój tłusty tyłek i idź pod prysznic.
- Po co?
- Bo zabieram cię na spacer.
- Ale paparazzi…
-…zobaczy, że to co nagadała prasie twoja była menadżerka to kłamstwo.
- Sroczka postąpiła bardzo wrednie.
- Mówiłam ci, żebyś jej tak nie nazywała. Bardzo ją to złościło. Nie zdziwiłabym się gdyby to dlatego w odwecie nagadała głupot prasie.
- Przecież to fajna ksywka.
- Chyba dla ciebie. A tak w ogóle to czemu ją jej nadałaś?
- Bo nie lubię tych ptaków.
- To cała przyczyna? Więc czemu nie bocian, wróbel czy jaskółka? Ty przecież nie lubisz żadnego z tych ptaków. A raczej ptaków w ogóle.
- No wiesz, miałabym ją nazwać ptakiem rodzaju męskiego? To dopiero byłoby okrutne.
- Jesteś świrnięta.
- Wcale nie zaprzeczam.- Słysząc to Monia się roześmiała a ja zdobyłam się nawet na uśmiech.
- No już, koniec tego dobrego. Wiem, że chcesz mnie odciągnąć od tematu. Ale nie wymigasz się: wszyscy za bardzo ci pobłażali. Teraz ja biorę cię w obroty.
Spacer okazał się klapą i porażką od samego początku. Jak tylko przekroczyłyśmy z Moniką teren posesji błysnęło kilka fleszy, a czatujący dziennikarze pobiegli prosząc o rozmowę. Początkowo było ich tylko kilku, ale po jakimś czasie chyba wieść o moim pierwszym od dwóch miesięcy wyjściu z domu się rozprzestrzeniła się lotem błyskawicy. Spanikowałam więc wracając taksówką z Moniką z powrotem do siebie. A potem na kolejne dwa tygodnie zaszyłam się w domu. I byłam jeszcze gorzej wściekła niż poprzednio.

„GWIAZDA ZWARIOWANYCH LOKATORÓW OPUŚCIŁA MIESZKANIE OD CZASU SKANDALU Z UDZIAŁEM JEJ CHŁOPAKA I SIOSTRY’

„LISZEWSKA POKONUJE DEPRESJĘ”

„KONIEC LUIZY?”

„ AGATA LISZEWSKA W CIĄŻY”

Ostatni nagłówek prasy zaintrygował mnie najbardziej. Choć do tej pory nie zawracałam sobie głowy czytaniem artykułów poza ich tytułami to tym razem zrobiłam wyjątek.

„Wszyscy znają tragiczny finał rozstania Agaty Liszewskiej i Bartosza Kalinowskiego, którego przyczyną był romans aktora z siostrą serialowej Luizy, modelką Dagmarą Liszewską. Od czasu burzliwego rozstania Agata zaszyła się w swojej posiadłości nie nawiązując kontaktu ze światem: wszyscy sądzili że cierpi na depresję, ale prawda okazała się całkiem inna. Gwiazda w ten sposób skrywała swój sekret, który wydał się podczas ostatniego spaceru z charakteryzatorką Moniką Ignaczak. Okazało się, że… jest  w ciąży! Mimo luźnej bluzy fotoreporterzy uchwycili lekko wystający brzuszek aktorki. Jak myślicie, czy jest on wynikiem zajadania smutków czy stanem błogosławionym? Opinię pozostawiamy wam.”

Po krótkiej notce zamieszczone zostały moje zdjęcia: bez makijażu, w czapce z daszkiem i przeciwsłonecznych okularach. (Po stroju wiedziałam, że pochodziły z tamtego spaceru z moją przyjaciółką) Byłam też na nich przeraźliwie blada. Spojrzałam na bluzę. Cholera, rzeczywiście zdjęcia były zrobione w tak tendencyjny sposób że rzeczywiście wyglądałam na kobietę  w ciąży. Zezłościło mnie to. Odruchowo podeszłam do lustra podnosząc do góry swoją koszulę. Naprawdę byłam aż tak gruba? Jasne, że ciągu ostatnich dziesięciu tygodni jadłam co wpadło mi w ręce, ale żeby przytyć aż tak? Zaklęłam pod nosem rwąc artykuł na drobne strzępy. Pięć czy siedem dodatkowych kilogramów nazywać ciążą?
- Sukinsyny.- Mrugnęłam pod nosem.- Jak myślicie, czy jest on wynikiem zajadania smutków czy stanem błogosławionym?- Zacytowałam pytanie z gazety uszczypliwym tonem.- Skoro tego nie wiecie to po kiego licho zamieszczacie tytuł, że jestem w ciąży? Parszywe gnidy.
Boże, miałam już tego powyżej dziurek w nosie. Czy byłam jedyną aktorką w Polsce? Czy paparazzi nie mieli czego innego do roboty? Niech zajmą się nowym strojem Natalii Siwiec albo zdradą żony Stuhra. Co ich obchodziłam?
Po raz pierwszy od czasu, gdy zostałam aktorką żałowałam tego z całego serca. Nigdy nie sądziłam, że paparazzi może komuś zniszczyć życie, ale teraz przekonałam się że to prawda. Do tej pory pisano o mnie raczej rzadko a i wtedy tylko i wyłącznie w kontekście mojego angażu w nowej produkcji czy sezonie „Zwariowanych lokatorów” O moim prywatnym życiu wiedziano tyle, że od półtora roku spotykałam się z aktorem Bartoszem Kalinowskim. I owszem, przyznaję że wtedy było trochę szumu wokół mojej osoby, kilka telefonów w sprawie wywiadu, zdjęć w restauracji czy na jakiejś większej gali. Ale ja wraz z chłopakiem konsekwentnie chroniliśmy swojej prywatności odmawiając braku komentarzy na nasz temat. Tak, że po trzech miesiącach wszystko ucichło i zajęto się jakimś innym skandalem. A teraz? Teraz wciąż byłam na celowniku choć minęły już prawie trzy miesiące. A Monika kazała mi wyjść do ludzi? Ciekawe jakby to ją przez cały czas atakowano i żądano wywiadów. Dlatego zaszyłam się na nowo w swojej posiadłości mając za jedyne towarzystwo ciastka i chipsy. Nie potrzebowałam niczego więcej.
Kilka dni po artykule w gazecie zadzwonił do mnie Bartek: wiedziałam że to on bo przypisałam mu specjalny dzwonek w swojej komórce. Od razu zapomniałam o wszystkim: całej swojej złości czy złorzeczeniem na niego; o cierpieniu z powodu zdrady i nienawiści. O tym co przeszłam w ciągu tych ostatnich tygodni. Liczyło się tylko to, że facet którego kochałam do mnie dzwoni.
- Halo?- Odezwałam się lekko zachrypłym głosem odwykłym od mówienia.
- Agata?
- Nie, Madonna. Jasne, że to ja.
- No tak. Witaj.
- Cześć.- Odpowiedziałam czując się głupio. Nadzieja wypełniła moje wnętrze: czułam jak przyjemne ciepło rozgrzewa moje ciało, jak wraca spokój i szczęście. A to tylko dlatego, że usłyszałam jego głos.
- Jak się trzymasz?- Spytał, a ja się uśmiechnęłam. A więc martwił się o mnie?
- Jakoś. Chociaż gazety sugerują coś innego.
- Taak. Okropne szmatławce.- Skomentował to.- Właściwie to dzwonię do ciebie w tej sprawie.
- Tak?
- Chodzi o ten ostatni artykuł…ten o twojej ciąży.- W jednej chwili moja cała euforia wyparowała. On mówił dalej, a ja zaczęłam gotować się i trząść ze złości.- Oczywiście wiem, że to może być nieprawda i najpewniej jest, bo my stosowaliśmy…to znaczy ty się zabezpieczałaś, ale nie mam pewności więc…więc chciałbym wiedzieć.
- Co? Czy zostaniesz tatusiem?- Spytałam chłodnym tonem.
- Tak.- Odpowiedział po dłuższej chwili. Dopiero teraz zrozumiałam, że był zakłopotany. Zachciało mi się śmiać. Ja głupia łudzę się, że po ponad dziesięciu tygodniach rozłąki zrozumiał, że mnie kocha a moja siostra to pusta lala a jego interesuje tylko potencjalny skandal. Byłam głupia. Bezdennie głupia.- Więc?
- Więc: co?
- No…jaka jest odpowiedź na moje pytanie.
- Jakie pytanie?
- Agata…- Chyba dopiero teraz zorientował się, że celowo go drażnię.- Nie czas na zabawę.
- Właśnie. Więc spadaj i nigdy więcej do mnie nie dzwoń.
- I nie zrobię tego...- Zaczął, a ja aż skurczyłam się w sobie.-…jeśli powiesz mi czy to prawda.
- A jeśli tak to co? Wrócisz do mnie?
- Będziemy musieli to jakoś rozwiązać. To będzie trudne dla całej naszej trójki ale damy radę.
- Serio? Dla mnie prawdziwy czad. Już widzę te nagłówki gazet: Kaliszewski chodzi z jedną siostrą a z drugą ma dziecko.
- Więc to prawda?- Mimo rozmowy telefonicznej wyczułam w jego tonie strach.
- Boże, jesteś tak żałosny że nie wiem jak mogłam z tobą być.
- Agata…
- Nie, nie jestem w ciąży zadowolony? A teraz odpieprz się ode mnie. Nienawidzę cię.
- Agata, porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie. Wiem, że cię skrzywdziłem, ale nie możesz dłużej tak żyć. Zaraz zaczynamy zdjęcia do nowego sezonu. W końcu będziesz musiała wyjść…
- …a co ciebie to obchodzi? I jakim prawem możesz mi dawać te pieprzone rady? Nie mamy ze sobą już nic wspólnego. Teraz ci się o mnie przypomniało?
- Nie, chciałem zadzwonić wcześniej, ale nie mogłem.
- Co, Dagmara ci nie pozwoliła?
- Nie, ona chciała bym to zrobił. Po prostu uważałam, że możesz nie mieć ochoty…
- Przestań już. I wiesz co? Miałeś rację: rzeczywiście nie mam ochoty cię słuchać. Do widzenia.
- Agata…- Rozłączyłam się upokorzona swoimi durnymi rojeniami. Naprawdę liczyłam na to, że Bartek nadal mnie kocha? Że zrozumie swój błąd? Ale przecież byliśmy ze sobą już rok. I był jedynym mężczyzną, któremu nie przeszkadzały moje zmienne nastroje, specyficzne poczucie humoru czy cięty język. Mówił, że właśnie to we mnie uwielbia; że różnię się od innych znanych mu kobiet. Że nigdy nie mówię tego czego nie myślę, że niczego nie udaję, na randkach nie chodzę co pięć minut do łazienki poprawić makijaż…A potem porzucił mnie dla Dagmary. Tak po prostu. Praktycznie z dnia na dzień wyznając, że zakochał się w niej. Nie potrafiłam tego zrozumieć i chyba nadal nie potrafię.
Znienawidziłam ją za to. Moja siostra była piękna: mogła mieć każdego mężczyznę a wybrała akurat Bartka. Czemu więc to zrobiła? Czemu pozbawiła mnie faceta którego kochałam?  A przede wszystkim czemu to wciąż bolało? Cholera, przecież niedługo miną trzy przeklęte miesiące od mojego rozstania z Kaliszewskim a ja wciąż nie mogłam się pozbierać. Na początku rozstania, gdy jeszcze nie byłam pustelniczką, słysząc pytania dziennikarzy z trudem utrzymywałam głowę wysoko i przywlekałam na twarz uśmiech. Dlatego potem zaszycie się w domu wydawało się być dobrym rozwiązaniem. Tyle że na jak długo? Monika miała rację: za półtora tygodnia ruszają zdjęcia do nowego sezonu a ja muszę na nich być. Muszę robić dobrą minę do złej gry i udawać w sitcomie lokatorkę mężczyzny którym teraz pogardzam. Na dodatek znosić komentarze prasy na swój temat. Czy dam radę? Wszyscy zawsze kpili ze mnie mówiąc, że nawet koniec świata by mnie nie załamał ale jaka była prawda? Miałam prawie dwadzieścia dziewięć lat i złamane serce po raz pierwszy raz w życiu a moja własna siostra popełniła najgorszą z możliwych zdrad. Byłam w totalnej rozsypce, ale znienacka w mojej głowie pojawiła się pocieszająca myśl. Jestem na dnie, więc nie może być już gorzej; mogę się już tylko odbić albo w nim pozostać. I o dziwo, pomogło. Z determinacją której dawno u siebie nie widziałam wzięłam do ręki komórkę.
- Monia, tu Agata musisz mi pomóc.
- Co się stało?- Jej głos wyrażał strach.
- Nic. Mam dobrą wiadomość. Wracam do gry.

5 komentarzy:

  1. Rewelacyjnie się zaczyna osobiście wolę częściej ale jak zdecydujesz będzie dobrze :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Będzie chyba bardzo wesoło, początek mi się podoba.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś najlepsza.
    Zresztą jak zawsze :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy można się spodziewać kolejnego rozdziału? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dodałam :) A z racji tego, że zdecydowałam się pisać krótsze części a częściej to pewnie kolejną uda mi się wstawić niebawem. Może nawet w późnym wieczorem w niedzielę, bo nie mam na jutro niczego zaplanowanego.

      Usuń