Hej, witam wszystkich. Zaczęłam nowe opowiadanie które ma być "czymś dłuższym". Tak jak wcześniej pisałam, po trochę melodramatycznej "Niepamięci" mam ochotę na coś zdecydowanie lżejszego, dlatego w tej historii pomimo paru niuansów raczej nie przewiduję wyciskacza łez, ale czegoś na odprężenie i może delikatny humor. (No, może poza tym rozdziałem ale reszta będzie utrzymana w nieco ironicznej konwencji) A co to pytań o dalsze losy z Brylantowego Liceum to tak, takowe będą ale trochę później jak wpadnie mi do głowy jakaś realna koncepcja. Na razie mam sto pomysłów na poprowadzenie wątku Andrzeja (oczywiście miłosnych :)), więc wolę aby wyklarowało mi się to w głowie. Co się zaś tyczy tego opowiadania, to chciałabym byście zdecydowali czy wolicie abym publikowała krótsze części ale częściej (powiedzmy 3, może cztery razy w tygodniu) czy może dłuższe choć te ukazywałyby sie trochę rzadziej (powiedzmy dwa razy w tygodniu tak jak w przypadku Niepamięci)?
Pozdrawiam i dzięki, że jesteście :)
Tego dnia, dokładnie w tej chwili, telefon
dzwonił po raz pięćdziesiąty.
I to wcale nie był żaden eufemizm czy
przesada.
Serio.
Od kiedy zaczęła się cała ta afera
mogłam to uznać za pewien sukces. Jeszcze miesiąc temu było ich dwa lub trzy
razy więcej. Począwszy od znajomych, rodziny, tak zwanych przyjaciołach, ludzi
z pracy, a skończywszy na paparazzich oraz innych aktorach, dziennikarzach czy
fanach. Nikt nie mógł sobie przecież odmówić przyjemności czerpania jej z mojej
sytuacji. Odruchowo spojrzałam na stos piętrzących się gazet: mimo tego że od
tygodni prawie nie wychodziłam z domu poprosiłam jednego z moich trzech
ochroniarzy (chociaż zamierzałam zwiększyć tę liczbę, bo dwa dni temu jakiemuś
zdesperowanemu debilowi udało się przedostać na teren mojej posiadłości) by
codziennie rano kupował w kiosku wszystkie pisma, w których ukazałaby się
chociaż najmniejsza wzmianka o skandalu. To był mój jedyny kontakt ze światem
zewnętrznym.
Telefon przestał dzwonić, choć mnie
jeszcze przed dobre kilka sekund wydawało się że tak jest: umysł tak bardzo
przywykł mi do drażniącego dźwięku. Miałam zaledwie sześćdziesiąt sekund
przerwy aż zaczął dzwonić ponownie.
Zirytowałam się.
Bardzo.
Doszłam nawet do kresu swoich
możliwości: bo w końcu przez ile czasu można to wytrzymywać? Ktoś inny na moim
miejscu już dawno by odłączył wtyczkę lub wyłączył komórkę (jeśli to nie był
telefon stacjonarny). I ja właśnie też miałam taki zamiar gdy zauważyłam napis
na wyświetlaczu: „Sroka” Westchnęłam. Nie chciało mi się z nią gadać, ale mój
mózg podpowiadał mi że powinnam. Dłużej nie mogłam jej ignorować. Bardzo się na
mnie gniewała gdy to robiłam.
- Cześć, Sroczka.- Przywitałam się. –Co
słychać?
- Daruj sobie to głupie pytanie, bo to
raczej ja miałabym prawo cię o to spytać.- Warknęła na mnie.- Nie mam z tobą
kontaktu od dwóch tygodni a gdy próbowałam przyjść osobiście twój goryl mnie
wyrzucił.
- Jak wyglądał?
- Prawie dwa metry, nieźle napakowany.
No i miał taki śmieszy wąsik nad górną wargą.- Gdy tworzyła dla mnie tę
pospieszną charakterystykę jej głos brzmiał spokojniej.- Zwolnisz go?
- Co? Dlaczego? Wręcz przeciwnie,
Sroczko. Chciałam mu dać podwyżkę.
- Jezu jak ja z tobą wytrzymuję. I
przestań tak do mnie mówić!- Musiałam odsunąć słuchawkę bo inaczej bym
ogłuchła.- Tak czy inaczej musimy się spotkać. Ty zdecyduj gdzie i kiedy.
- Hm…może na środku tęczy na Świętego
Nigdy?- Zaproponowałam.
- Agata, nie pogrywaj. Tkwiąc w swoim
wielkim domu może nie wiesz, ale życie toczy się dalej. Musisz skończyć udawać
pustelniczkę.
- Ale mi się to podoba.
- Chcesz zaprzepaścić swoją karierę?
Włącz telewizję, po-serfuj po internecie, poczytaj gazety…media prześcigają się
tylko w domysłach na twój temat. Jeśli nadal w żaden sposób nie zareagujesz to
nigdy nie ucichnie.
- Więc co proponujesz?- Spytałam tylko
po to by stworzyć wrażenie zainteresowanej przez co miałam nadzieję, że
zapewnię sobie spokój. A przynajmniej na razie.
- Spotkanie z reporterami: możesz wybrać
która gazeta czy stacja telewizyjna: pozostawiam ci wolną rękę. Ja, ty, twoja
siostra i on. Wydamy oficjalne oświadczenie; pokażemy że cała ta sytuacja jest
dla was już normalna i jesteście wielką szczęśliwą rodziną…bla, bla, bla.
Dobrze wiesz jak to się robi. Musimy zmienić twój wizerunek ofiary.
- Normalna? Szczęśliwa rodzina?-
Powtórzyłam z niedowierzaniem.
- No widzisz, wiedziałam że załapiesz.
To co? Jutro? Dasz radę? Postaram się wszystko przygotować.
- Mam to gdzieś.
- Teraz tak mówisz. Za jakiś czas
dojdziesz do siebie i zrozumiesz, że to dobrze iż pozbyłaś się tego gnojka…- To
głupie, ale gdy tak go nazwała poczułam bardzo silną złość. Zupełnie
irracjonalnie, bo w swoich myślach nazywałam go dużo gorzej. Niezaprzeczalny
dowód, że nadal był dla mnie ważny choć mnie zdradził, pomyślałam z gorzką
ironią.-...i będziesz żałować swojego dziecinnego zachowania.
- Niczego nie będę żałować. A jeśli już
to moje życie. Nic ci do tego.
- Przeciwnie, jako twój menadżer…
- …mam to gdzieś.
- Już to mówiłaś.
- A ty najwyraźniej nie słuchasz. Chcę
być sama: dotarło?
- Minęły już dwa miesiące. Za kolejne
dwa masz zacząć zdjęcia do „Zwariowanych lokatorów”. Ile zamierzasz jeszcze
leczyć złamane serce?
- Tyle ile będzie trzeba.
- To znaczy ile? Tydzień? Miesiąc? Rok? Wiesz
jakie plotki krążą na twój temat? Że popadłaś w alkoholizm, a służbę wypędziłaś
grożąc nożem.
- Kroiłam właśnie pomidory na sałatkę.
Mogło to tak wyglądać. Poza tym donosili na mnie prasie.
- Nawet jeśli to prawda, to niczego nie
usprawiedliwia. Dobrze wiesz, że w twojej branży bycie na celowniku ma swoje
dobre i złe strony. Postępujesz jak tchórz nie chcąc stawić czoła sytuacji. A w
tym czasie twoja kariera…
- …gówno mnie obchodzi moja kariera.-
Wybuchłam. Miałam już dość jej i tej głupiej nic nie wnoszącej rozmowy. Na
dodatek ze stosiku gazet na samej górze uśmiechała się do mnie moja siostra
jakby wyrażając jawną kpinę.
- Jasne, a potem będziesz mnie błagać
bym uprosiła jakieś fajne role. A ty dostaniesz angaż w jakiejś podrzędnej
telenoweli.
- Nie będę cię o nic błagać. Zwalniam
cię.
- Słucham?- Pomysł przyszedł całkiem
spontanicznie, ale wiedziałam że jest dobry. Sroka zawsze mnie irytowała.
- Słyszałaś.
- Żartujesz? Przecież to ja cię
stworzyłam: jestem z tobą od początku. Od ponad ośmiu lat.
- Właśnie, stanowczo za długo nie
sądzisz?
- Agata, wiem że ponoszą cię emocje i
nie myślisz racjonalnie, ale…
-…przeciwnie, właśnie to robię. Mam cię
już dość. Idź drażnić kogoś innego. Na razie.
- Agata…- Zdołałam jeszcze usłyszeć
zanim się rozłączyłam. A potem usiadłam na krzesełku. Odruchowo zaczęłam
przewracać stosik gazet i czytać ich nagłówki.
„ LISZEWSKA WYROLOWANA”
„ BARTOSZ KALISZEWSKI W SPRAWIE SWOJEGO
ZWIĄZKU Z AGATĄ LISZEWSKĄ ODMAWIA JAKICHKOLWIEK KOMENTARZY”
„ SIOSTY DZIELĄ SIĘ NAWET CHŁOPAKAMI”
„AGATA WCIĄŻ NIE MOŻE POZBIERAĆ SIĘ PO
ROZSTANIU”
„ LISZEWSKA O SIOSTRZE: WBIŁA MI NÓŻ
PROSTO W PLECY”
- Przeklęte hieny, wcale tak nie mówiłam!
Nóż prosto w plecy. Żałośnie teatralny tekst. Sądzicie, że ktokolwiek uwierzy
że to moje słowa? Nigdy tak nie pomyślałam a co dopiero powiedziałam.- W złości
zgięłam gazetę w pół i rzuciłam przez pokój. Potem to samo zrobiłam z następnymi dodatkowo rwąc
je w coraz to mniejsze kawałeczki. Czułam, że zaraz się rozryczę ale miałam to
gdzieś: w końcu byłam sama. Pozwalałam więc cieknąc łzom bez przeszkód ani na
moment nie zaprzestając swojej czynności. Wiedziałam, że to trochę chore;
przynosiło jednak ulgę więc rwałam dalej. Aż w końcu porwałam ostatnią gazetę.
I otoczona małymi ścinkami zdałam sobie sprawę jaka jestem żałosna.
Mój płacz zamienił się w szloch.
MIESIĄC
PÓŹNIEJ.
- Witaj, księżniczko.- Choć nawet nie
uniosłam głowy znad biurka na którym aktualnie leżała, doskonale rozpoznałam
ten głos.
- Co ty tu robisz Monika?- Spytałam. Pewnie
jeszcze cztery tygodnie temu nieźle bym się zirytowała: w końcu ominąwszy
ochronę weszła do mojego pokoju, ale teraz trochę na to wszystko zobojętniałam.
Z trudem udało mi się unieść górna połowę ciała by na nią spojrzeć. Zauważyłam
też stojącego w drzwiach mojego ochroniarza.- Morda, kazałam ci nikogo nie
wpuszczać.- Zwróciłam się do niego gniewnym tonem.
- Wiem, ale ta pani nalegała mówiąc że
to ważne. Podobno sprawa dotyczy zdjęć do kolejnego sezonu i sądziłem że to
może być…
- Daj już spokój. Spadaj stąd.
- Oczywiście proszę pani. Jeszcze raz
przepraszam.- Gdy skinąwszy mi głową się wycofał wymownie przeniosłam wzrok na
kobietę nadal stojącą w moim pokoju.- Do ciebie też się to tyczyło.
- Na mnie nie działają te gadki Agata,
więc możesz sobie darować. Mnie nie przestraszysz. A poza tym czemu tak
traktujesz tego biednego człowieka zwracając się do niego w taki chamski nawet
jak na ciebie sposób?
- Niby jaki? To nie ja nadałam mu
nazwisko Mordka. I tak robię mu przysługę nie używając zdrobnienia, nie
sądzisz? Uważam, że w przypadku faceta mierzącego prawie metr dziewięćdziesiąt
wzrostu to trochę nie na miejscu. Morda brzmi o wiele groźniej i pasuje do
ochroniarza.
- Możesz się zwracać do niego na przykład
po imieniu.
- I miałaby mnie ominąć cała frajda
zwracania się do kogoś w ten sposób bez konsekwencji?
- To trochę infantylne zachowanie, nie
sądzisz?
- Może. A ty specjalnie się do mnie fatygowałaś
po to by mi to powiedzieć?
- Nie.- Ignaczak westchnęła ciężko a
potem podeszła do biurka przy którym siedziałam. Potem wyjęła coś z torebki i
niemal rzuciła mi na biurko. Nie miałam zamiaru zawracać sobie tym głowy, bo
doskonale wiedziałam czego się mam spodziewać. Jednak zdjęcie z pierwszej
strony i tak rzuciło mi się w oczy: moja piękna siostra i Bartek. Ledwie
zdusiłam wewnętrzny krzyk, ale na zewnątrz nie ukazałam nawet cienia emocji. W
końcu byłam aktorką. Bardzo dobrą, mówiąc nieskromnie.- I co na to powiesz?
- Nie mam ochoty niczego komentować.
Dziennikarze doskonale radzą sobie z tym sami dodatkowo coś ubarwiając, po co
więc karzesz mi się wysilać?- Choć odwróciłam się na swoim obrotowym krześle
ona wzięła gazetę i podeszła do mnie z drugiej strony podsuwając mi pismo pod
samo nos. Ponownie się obróciłam.
- Nie chcesz czytać? A więc dobrze, ja
ci przeczytam. „Liszewska nadal w
depresji, mówi Joanna Klusek, była menadżerka gwiazdy „Zwariowanych lokatorów.
Nie dba o siebie, służba uciekła z jej posiadłości ze względu na ataki
maniakalne Agaty które napadają ją pod wpływem alkoholu. Do tego dochodzi
ciągła izolacja i przynajmniej jedna próba samobójcza z której udało mi się ją
powstrzymać. Z tych względów po długoletniej współpracy muszę się wycofać.”
I co powiesz? Niezła sucz, co?
- Tak. Przecież to ja ją zwolniłam.-
Zaperzyłam się.- A ona ma czelność sugerować, że było odwrotnie?
- Tylko to do ciebie dotarło? Nazwała
cię maniakalną pijaczką ze skłonnością do samobójstwa.
- I co z tego? Przecież to nieprawda.
Niech sobie gada co chce.
- Nie rozumiesz? Wszyscy tak myślą: nie
wychodzisz ze swojego domu, z nikim nie rozmawiasz…tak dalej być nie może.
Wszyscy boją się o serial.
- Przysłał cię producent?
- Nie, Gregorczyk nie ma z tym nic
wspólnego.
- Więc kto? Reżyser? A może scenarzystka
Natalka?
- Agata, dobrze wiesz, że przyszłam
tutaj z własnej woli. Nikt mnie nie przysyłał.- Tak, miała rację: wiedziałam.
Sugerowałam coś innego tylko po to by jej dokuczyć. Poczułam wyrzuty sumienia.
W końcu moja charakteryzatorka była jedną z nielicznych osób które bardzo
lubiłam na planie serialu „Zwariowani lokatorzy” I chyba jedyną przyjaciółką.-
I przepraszam za to wtargnięcie, ale nie pozostawiłaś mi wyboru. Poza tym nie
spodziewałam się zastać cię w tak złym stanie. Kiedy ostatnio myłaś głowę?
- Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami.- Nie
pamiętam.
- A te cichy? Wyglądasz jak jakiś menel.
Co ty w ogóle teraz jesz skoro nie masz kucharki?
- Morda kupuje mi coś w sklepie: potem
sobie odgrzewam.
- Boże, i tak przez te ostatnie dziewięć
tygodni? Wcinasz batoniki i chipsy?- Pogardliwie spojrzała na kilka zwiniętych
już w kulkę opakowań walających się po pokoju.
- Tak.
- Więc zaraz ci coś ugotuję.
- Nie.- Zaprzeczyłam szybko. Co prawda
Monika była świetną kucharką, ale nie zamierzałam jej wykorzystywać.- Nie
jestem głodna.
- Więc nabierzesz ochoty.
- Naprawdę nie chcę.
- Agata, musisz wyjść z tego pokoju. Nie
karzę ci wyjść z tego domu, ale każę zrobić mały krok. Wiem, że jest ci ciężko.
- Doprawdy? Nie sądzę.- Odpowiedziałam
jej smutno. Mój wojowniczy nastrój na chwilę zniknął.
- To zabrzmi bardzo banalnie, ale jest
mi przykro. Mówię szczerzę.
- Masz rację: totalny banał. Wiesz ile
razy to słyszałam? Począwszy od mojej siostry, znajomych, kolegów z pracy i
Bartosza. Właśnie w ten sposób zaczął rozmowę ze mną gdy jego romans z Dagmarą
się wydał. Powiedział, że jest mu przykro. Od tamtej chwili nienawidzę tych
słów.
- Ból wcale się nie zmniejszył?
- Kochałam go: serio. I to tak mocno jak
mogę kochać całą częścią swojej egoistycznego serca. Sądzisz, że dwa miesiące
wystarczą? Pół życia nie starczy mi by się odkochać.
- A co z serialem? Wiesz, że zdjęcia
ruszają już za miesiąc. Chcesz zrezygnować?
- Jasne, że nie.
- Na razie jednak robisz wszystko by
udowodnić, że jest inaczej. Krawcowa nie może skontaktować się z tobą od kilku
tygodni, a trzeba przecież skompletować całą garderobę twojej bohaterki;
zwolniłaś menadżerkę więc ekipa serialu nie ma z tobą kontaktu. Na dodatek nie
podpisałaś nowej umowy, nie przejrzałaś scenariusza…- Wyliczała Monia, a ja
czułam że pęka mi głowa. A potem ramiona, brzuch, nogi…Cała zaczęłam się
rozpadać. Chyba zaczęła to dostrzegać, bo dodała już łagodniej patrząc na mnie
prawie z czułością:- Agatka, dasz radę: jak zawsze. Nie znam mocniejszej babki
niż ty. Nawet teraz: po tym co sugerowały gazety spodziewałam się ujrzeć cię w
totalnej rozpaczy szlochającej w poduszkę a ty jesteś po prostu wściekła.
- Och, ryczałam już zapewniam cię.-
Odpowiedziałam z niejaką goryczą.
- Tak, ale teraz gdy się trochę
wyładowałaś czujesz tylko złość i nienawiść. To dobre podłoże, a przynajmniej
na początek.
- Może. Ale na samą myśl o tym, że mam
spotkać się z tym dupkiem dostaję
spazmów. Na dodatek cała ekipa będzie się ze mnie nabijać: czuję to.
- Trzeba było traktować ich milej.-
Uświadomiła mi brutalnie przyjaciółka.
- Ale to idioci. Ich nie można traktować
miło, bo zaraz wejdą ci do tyłka byleby tylko się przypodobać.
- Nic na to nie poradzisz. W końcu to ty
jesteś główną gwiazdą serialu.
- Właśnie.- Podchwyciłam.- Sądzisz, że gdybym
o to poprosiła reżyser zgodziłby się zastąpić Bartka kimś innym? Albo w ogóle
wyrzucić jego rolę ze „Zwariowanych lokatorów”? To byłaby niezła zemsta.- Gwoli
ścisłości „Zwariowani lokatorzy” był to bardzo popularny sitkom, który
utworzono na podobieństwo amerykańskich „Przyjaciół”. Z tym, że bez ich
tandetnego poczucia humoru, seksistowskich zagrywek czy głupich min i wygibasów
które wcale nie były zabawne choć miały takie być. Może to dlatego mimo dość
kiepskich zapowiedzi polski odpowiednik serialu podbił serca widzów. Fabuła
opierała się na jednoodcinkowych dylematach któregoś z piątki przyjaciół, tak
więc nieobejrzenie któregoś z odcinków nie musiało skutkować brakiem
zrozumienia treści. A przynajmniej tak było w pierwszych czterech sezonach. W
kolejnym zmienili się scenarzyści i zamiast dowcipnych anegdot i inteligentnego
poczucia humoru dwie młode lalunie zrobiły z dialogów sentymentalną sieczkę. No
bo gdzie w serialu komediowym miejsce na pogrzeb? Albo w ogóle śmierć jednego z
rodziców bohaterów? A najśmieszniejsze było to, że w kolejnym odcinku owy
bohater spił się w trupa podczas jednej z balang. Tak jakby odejście jego ojca
było tylko drobną niedogodnością. I jak w ogóle widz w takiej sytuacji mógł
czuć się komfortowo i wczuć w psychikę bohatera? Ale gdy tylko tłumaczyłam to
Natalii czy Weronice reagowały wściekłością traktując mnie protekcjonalnie
niczym nędzną gwiazdorzynę. Nawet obecność dawnego i za razem świetnego
scenarzysty Mateusza Kaczorowskiego nie mogło wyrównać szali. Dlatego
zamierzałam dociągnąć jeszcze tylko jeden sezon, zanim „Zwariowani lokatorzy”
zmienią się w denny bubel (no dobra, tak radziła mi Sroka, która teraz
oskarżała mnie o próby samobójcze, wredny babsztyl). Tyle, że gdybym
przeczuwała zdradę Bartka nie podpisywałabym tego cholernego kontraktu.
- O tym nawet nie marz.- Sprowadziła
mnie na ziemię Monika.- Nikt nie zdejmie postaci Czarka. Jest po prostu za
dobra.- Kolejne wyjaśnienie: Cezary był młodym lekarzem na stażu, w którego
wcielał się właśnie Bartosz Kaliszewski, czyli mój były partner który porzucił
mnie dla mojej siostry modelki. Postać kreowana była na roztrzepanego doktorka,
który czasami zapomina gdzie zostawił buty lub okulary. Widzowie lubili jego
wytrzeszczone przerażeniem oczy na widok smugi brudu (grał pedancika) czy
operacji (Podczas której jego ręce trzęsły podczas zabiegu ucinając nie tę
część ciała którą potrzeba. Jednym ze śmieszniejszych odcinków był ten w którym
Czarek wykonywał zabieg usunięcia tkanki tłuszczowej z uszu.).
Ja grałam Laurę: trochę dekadencką
dziewczynę wiecznie zirytowaną i lekko smętną. Złośliwi krytycy pisali, że
grałam samą siebie. Ale mnie to nie przeszkadzało: lubiłam swoją postać (okej,
może dlatego że w jej charakterze tkwiło pewne podobieństwo do mnie) a przede
wszystkim lubili ją widzowie. Uwielbiali cięte repliki Laury, jej marne próby
pocieszenia któregoś z lokatorów (które kończyły się jeszcze większą depresją
lub ich załamaniem), przewracanie oczami (jej znak rozpoznawczy), lekko
przyduże dresowe bluzy oraz brak sentymentalizmu czy romantyzmu. Na razie Laura
jako jedyna nigdy nie miała żadnego krótkiego epizodu o wątku romantycznym (nie
licząc jednego nastolatka hipisa, który zapałał uczuciem do Laury a ta go
spławiła powodując jego przemianę w emo) co w sumie mnie cieszyło. Nie
wypadałam przekonująco w scenach romantycznych czy łóżkowych.
To Laura nadawała klimat „Zwariowanym
lokatorom”. Nie mówię tego, bo ja grałam tę postać, o nie. (nie posądzajcie
mnie więc o brak skromności). Po prostu tak twierdzili widzowie. Na wielu
forach czy portalach a także blogach które tworzyli miłośnicy sitcomu pojawiały
się opinie, że Laura jest świetna, boska, najlepsza, wspaniała…i wiele innych
miłych epitetów. Do tego jej słynna mina gdy ma ręce założone na klatce
piersiowej, prawą nogę wysuniętą do przodu a minkę naburmuszoną przeszła już do
historii. Nawet plakat w poprzednich dwóch sezonach był taki sam: Laura (w
pozie takiej jak wcześniej opisałam) a dookoła niej cztery bańki z pozostałymi
lokatorami: (oprócz Czarka było ich
jeszcze troje). To samo przez siebie mówiło o tym kto jest gwiazdą
serialu. Ale Monika miała rację: to że
chciałam wywalić Bartka z obsady nie znaczyło, że producent czy ktokolwiek z
kierownictwa spełni moje żądanie.- Na dodatek wszyscy wiedzieliby, że nadal
kochasz Kalinowskiego.
- Przecież to prawda.- Prychnęłam.
- Ale nikt nie musi o tym wiedzieć. Więc
zwlekaj ten swój tłusty tyłek i idź pod prysznic.
- Po co?
- Bo zabieram cię na spacer.
- Ale paparazzi…
-…zobaczy, że to co nagadała prasie
twoja była menadżerka to kłamstwo.
- Sroczka postąpiła bardzo wrednie.
- Mówiłam ci, żebyś jej tak nie
nazywała. Bardzo ją to złościło. Nie zdziwiłabym się gdyby to dlatego w odwecie
nagadała głupot prasie.
- Przecież to fajna ksywka.
- Chyba dla ciebie. A tak w ogóle to
czemu ją jej nadałaś?
- Bo nie lubię tych ptaków.
- To cała przyczyna? Więc czemu nie
bocian, wróbel czy jaskółka? Ty przecież nie lubisz żadnego z tych ptaków. A
raczej ptaków w ogóle.
- No wiesz, miałabym ją nazwać ptakiem
rodzaju męskiego? To dopiero byłoby okrutne.
- Jesteś świrnięta.
- Wcale nie zaprzeczam.- Słysząc to
Monia się roześmiała a ja zdobyłam się nawet na uśmiech.
- No już, koniec tego dobrego. Wiem, że
chcesz mnie odciągnąć od tematu. Ale nie wymigasz się: wszyscy za bardzo ci
pobłażali. Teraz ja biorę cię w obroty.
Spacer okazał się klapą i porażką od
samego początku. Jak tylko przekroczyłyśmy z Moniką teren posesji błysnęło
kilka fleszy, a czatujący dziennikarze pobiegli prosząc o rozmowę. Początkowo
było ich tylko kilku, ale po jakimś czasie chyba wieść o moim pierwszym od
dwóch miesięcy wyjściu z domu się rozprzestrzeniła się lotem błyskawicy.
Spanikowałam więc wracając taksówką z Moniką z powrotem do siebie. A potem na
kolejne dwa tygodnie zaszyłam się w domu. I byłam jeszcze gorzej wściekła niż
poprzednio.
„GWIAZDA ZWARIOWANYCH LOKATORÓW OPUŚCIŁA
MIESZKANIE OD CZASU SKANDALU Z UDZIAŁEM JEJ CHŁOPAKA I SIOSTRY’
„LISZEWSKA POKONUJE DEPRESJĘ”
„KONIEC LUIZY?”
„ AGATA LISZEWSKA W CIĄŻY”
Ostatni nagłówek prasy zaintrygował mnie
najbardziej. Choć do tej pory nie zawracałam sobie głowy czytaniem artykułów
poza ich tytułami to tym razem zrobiłam wyjątek.
„Wszyscy
znają tragiczny finał rozstania Agaty Liszewskiej i Bartosza Kalinowskiego,
którego przyczyną był romans aktora z siostrą serialowej Luizy, modelką Dagmarą
Liszewską. Od czasu burzliwego rozstania Agata zaszyła się w swojej posiadłości
nie nawiązując kontaktu ze światem: wszyscy sądzili że cierpi na depresję, ale
prawda okazała się całkiem inna. Gwiazda w ten sposób skrywała swój sekret,
który wydał się podczas ostatniego spaceru z charakteryzatorką Moniką Ignaczak.
Okazało się, że… jest w ciąży! Mimo
luźnej bluzy fotoreporterzy uchwycili lekko wystający brzuszek aktorki. Jak
myślicie, czy jest on wynikiem zajadania smutków czy stanem błogosławionym?
Opinię pozostawiamy wam.”
Po krótkiej notce zamieszczone zostały
moje zdjęcia: bez makijażu, w czapce z daszkiem i przeciwsłonecznych okularach.
(Po stroju wiedziałam, że pochodziły z tamtego spaceru z moją przyjaciółką) Byłam
też na nich przeraźliwie blada. Spojrzałam na bluzę. Cholera, rzeczywiście
zdjęcia były zrobione w tak tendencyjny sposób że rzeczywiście wyglądałam na
kobietę w ciąży. Zezłościło mnie to.
Odruchowo podeszłam do lustra podnosząc do góry swoją koszulę. Naprawdę byłam
aż tak gruba? Jasne, że ciągu ostatnich dziesięciu tygodni jadłam co wpadło mi
w ręce, ale żeby przytyć aż tak? Zaklęłam pod nosem rwąc artykuł na drobne
strzępy. Pięć czy siedem dodatkowych kilogramów nazywać ciążą?
- Sukinsyny.- Mrugnęłam pod nosem.- Jak
myślicie, czy jest on wynikiem zajadania smutków czy stanem błogosławionym?-
Zacytowałam pytanie z gazety uszczypliwym tonem.- Skoro tego nie wiecie to po
kiego licho zamieszczacie tytuł, że jestem w ciąży? Parszywe gnidy.
Boże, miałam już tego powyżej dziurek w
nosie. Czy byłam jedyną aktorką w Polsce? Czy paparazzi nie mieli czego innego
do roboty? Niech zajmą się nowym strojem Natalii Siwiec albo zdradą żony
Stuhra. Co ich obchodziłam?
Po raz pierwszy od czasu, gdy zostałam
aktorką żałowałam tego z całego serca. Nigdy nie sądziłam, że paparazzi może
komuś zniszczyć życie, ale teraz przekonałam się że to prawda. Do tej pory
pisano o mnie raczej rzadko a i wtedy tylko i wyłącznie w kontekście mojego
angażu w nowej produkcji czy sezonie „Zwariowanych lokatorów” O moim prywatnym
życiu wiedziano tyle, że od półtora roku spotykałam się z aktorem Bartoszem
Kalinowskim. I owszem, przyznaję że wtedy było trochę szumu wokół mojej osoby,
kilka telefonów w sprawie wywiadu, zdjęć w restauracji czy na jakiejś większej
gali. Ale ja wraz z chłopakiem konsekwentnie chroniliśmy swojej prywatności
odmawiając braku komentarzy na nasz temat. Tak, że po trzech miesiącach
wszystko ucichło i zajęto się jakimś innym skandalem. A teraz? Teraz wciąż
byłam na celowniku choć minęły już prawie trzy miesiące. A Monika kazała mi
wyjść do ludzi? Ciekawe jakby to ją przez cały czas atakowano i żądano
wywiadów. Dlatego zaszyłam się na nowo w swojej posiadłości mając za jedyne
towarzystwo ciastka i chipsy. Nie potrzebowałam niczego więcej.
Kilka dni po artykule w gazecie
zadzwonił do mnie Bartek: wiedziałam że to on bo przypisałam mu specjalny
dzwonek w swojej komórce. Od razu zapomniałam o wszystkim: całej swojej złości
czy złorzeczeniem na niego; o cierpieniu z powodu zdrady i nienawiści. O tym co
przeszłam w ciągu tych ostatnich tygodni. Liczyło się tylko to, że facet
którego kochałam do mnie dzwoni.
- Halo?- Odezwałam się lekko zachrypłym
głosem odwykłym od mówienia.
- Agata?
- Nie, Madonna. Jasne, że to ja.
- No tak. Witaj.
- Cześć.- Odpowiedziałam czując się
głupio. Nadzieja wypełniła moje wnętrze: czułam jak przyjemne ciepło rozgrzewa
moje ciało, jak wraca spokój i szczęście. A to tylko dlatego, że usłyszałam
jego głos.
- Jak się trzymasz?- Spytał, a ja się
uśmiechnęłam. A więc martwił się o mnie?
- Jakoś. Chociaż gazety sugerują coś
innego.
- Taak. Okropne szmatławce.- Skomentował
to.- Właściwie to dzwonię do ciebie w tej sprawie.
- Tak?
- Chodzi o ten ostatni artykuł…ten o
twojej ciąży.- W jednej chwili moja cała euforia wyparowała. On mówił dalej, a
ja zaczęłam gotować się i trząść ze złości.- Oczywiście wiem, że to może być
nieprawda i najpewniej jest, bo my stosowaliśmy…to znaczy ty się zabezpieczałaś,
ale nie mam pewności więc…więc chciałbym wiedzieć.
- Co? Czy zostaniesz tatusiem?- Spytałam
chłodnym tonem.
- Tak.- Odpowiedział po dłuższej chwili.
Dopiero teraz zrozumiałam, że był zakłopotany. Zachciało mi się śmiać. Ja
głupia łudzę się, że po ponad dziesięciu tygodniach rozłąki zrozumiał, że mnie
kocha a moja siostra to pusta lala a jego interesuje tylko potencjalny skandal.
Byłam głupia. Bezdennie głupia.- Więc?
- Więc: co?
- No…jaka jest odpowiedź na moje
pytanie.
- Jakie pytanie?
- Agata…- Chyba dopiero teraz
zorientował się, że celowo go drażnię.- Nie czas na zabawę.
- Właśnie. Więc spadaj i nigdy więcej do
mnie nie dzwoń.
- I nie zrobię tego...- Zaczął, a ja aż
skurczyłam się w sobie.-…jeśli powiesz mi czy to prawda.
- A jeśli tak to co? Wrócisz do mnie?
- Będziemy musieli to jakoś rozwiązać.
To będzie trudne dla całej naszej trójki ale damy radę.
- Serio? Dla mnie prawdziwy czad. Już
widzę te nagłówki gazet: Kaliszewski chodzi z jedną siostrą a z drugą ma
dziecko.
- Więc to prawda?- Mimo rozmowy
telefonicznej wyczułam w jego tonie strach.
- Boże, jesteś tak żałosny że nie wiem
jak mogłam z tobą być.
- Agata…
- Nie, nie jestem w ciąży zadowolony? A
teraz odpieprz się ode mnie. Nienawidzę cię.
- Agata, porozmawiajmy jak cywilizowani
ludzie. Wiem, że cię skrzywdziłem, ale nie możesz dłużej tak żyć. Zaraz zaczynamy
zdjęcia do nowego sezonu. W końcu będziesz musiała wyjść…
- …a co ciebie to obchodzi? I jakim
prawem możesz mi dawać te pieprzone rady? Nie mamy ze sobą już nic wspólnego.
Teraz ci się o mnie przypomniało?
- Nie, chciałem zadzwonić wcześniej, ale
nie mogłem.
- Co, Dagmara ci nie pozwoliła?
- Nie, ona chciała bym to zrobił. Po
prostu uważałam, że możesz nie mieć ochoty…
- Przestań już. I wiesz co? Miałeś
rację: rzeczywiście nie mam ochoty cię słuchać. Do widzenia.
- Agata…- Rozłączyłam się upokorzona
swoimi durnymi rojeniami. Naprawdę liczyłam na to, że Bartek nadal mnie kocha?
Że zrozumie swój błąd? Ale przecież byliśmy ze sobą już rok. I był jedynym
mężczyzną, któremu nie przeszkadzały moje zmienne nastroje, specyficzne
poczucie humoru czy cięty język. Mówił, że właśnie to we mnie uwielbia; że
różnię się od innych znanych mu kobiet. Że nigdy nie mówię tego czego nie
myślę, że niczego nie udaję, na randkach nie chodzę co pięć minut do łazienki
poprawić makijaż…A potem porzucił mnie dla Dagmary. Tak po prostu. Praktycznie
z dnia na dzień wyznając, że zakochał się w niej. Nie potrafiłam tego zrozumieć
i chyba nadal nie potrafię.
Znienawidziłam ją za to. Moja siostra
była piękna: mogła mieć każdego mężczyznę a wybrała akurat Bartka. Czemu więc
to zrobiła? Czemu pozbawiła mnie faceta którego kochałam? A przede wszystkim czemu to wciąż bolało?
Cholera, przecież niedługo miną trzy przeklęte miesiące od mojego rozstania z Kaliszewskim
a ja wciąż nie mogłam się pozbierać. Na początku rozstania, gdy jeszcze nie byłam
pustelniczką, słysząc pytania dziennikarzy z trudem utrzymywałam głowę wysoko i
przywlekałam na twarz uśmiech. Dlatego potem zaszycie się w domu wydawało się być
dobrym rozwiązaniem. Tyle że na jak długo? Monika miała rację: za półtora
tygodnia ruszają zdjęcia do nowego sezonu a ja muszę na nich być. Muszę robić
dobrą minę do złej gry i udawać w sitcomie lokatorkę mężczyzny którym teraz
pogardzam. Na dodatek znosić komentarze prasy na swój temat. Czy dam radę?
Wszyscy zawsze kpili ze mnie mówiąc, że nawet koniec świata by mnie nie załamał
ale jaka była prawda? Miałam prawie dwadzieścia dziewięć lat i złamane serce po
raz pierwszy raz w życiu a moja własna siostra popełniła najgorszą z możliwych
zdrad. Byłam w totalnej rozsypce, ale znienacka w mojej głowie pojawiła się
pocieszająca myśl. Jestem na dnie, więc nie może być już gorzej; mogę się już
tylko odbić albo w nim pozostać. I o dziwo, pomogło. Z determinacją której
dawno u siebie nie widziałam wzięłam do ręki komórkę.
- Monia, tu Agata musisz mi pomóc.
- Co się stało?- Jej głos wyrażał
strach.
- Nic. Mam dobrą wiadomość. Wracam do
gry.
Rewelacyjnie się zaczyna osobiście wolę częściej ale jak zdecydujesz będzie dobrze :-)
OdpowiedzUsuńBędzie chyba bardzo wesoło, początek mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ania
Jesteś najlepsza.
OdpowiedzUsuńZresztą jak zawsze :D
Kiedy można się spodziewać kolejnego rozdziału? :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie dodałam :) A z racji tego, że zdecydowałam się pisać krótsze części a częściej to pewnie kolejną uda mi się wstawić niebawem. Może nawet w późnym wieczorem w niedzielę, bo nie mam na jutro niczego zaplanowanego.
Usuń