ZGODNIE Z WASZYMI OPINIAMI POSTANOWIŁAM ZAMIEŚCIĆ KILKUCZĘŚCIOWE OPOWIADANIE, A POTEM ZACZNĘ KONTYNUOWAĆ HISTORIĘ PRZYJACIÓŁ Z BRYLANTOWEGO LICEUM.
Energicznym,
nieco nerwowym krokiem szedł korytarzem
młody mężczyzna. Nawet nie zapukał do drzwi, do których właśnie
zamierzał wejść. Potem przekroczył próg gabinetu i gwałtownym tonem wyrzucił z
siebie:
- Dość, ja już z tym kończę. To zaszło
za daleko.- Facet siedzący za biurkiem nawet nie zareagował. Dalej tylko
metodycznie podpisywał piętrzące się przed nim dokumenty.- Słyszałeś wujku?
Kończę z Justyną Karczewską.- Dopiero ta informacja spowodowała pożądany efekt.
- A o co konkretnie chodzi?- Odezwał się
cichym, acz stanowczym tonem Jarek. Miał zaledwie 37 lat i irytowało go gdy
bratanek zwracał się do niego per wuju. Doskonale wiedział jak to go drażni i
celowo używał tego określenia właśnie do tego celu. W końcu dzieliło ich
niecałe 10 lat. Poza tym była jeszcze inna przyczyna: nie chciał by w firmie wydały
się jego powiązania z chłopakiem. Gdyby je odkryto sytuacja mogła się
skomplikować. A zbieżność nazwisk w tak dużej korporacji jak ta nie była niczym
szczególnym.
- Wiesz o co. O ten ślub. Ona chce ustalić
datę: co ja mówię już to zrobiła. Gadała z księdzem. Zamówiła kościół na 26
maja.
- I?- Jarosław Wyrzykowski nadal nie
widział w tym problemu.
- Nie rozumiesz? Ja nie chcę się z nią
żenić. Powiedziałeś, że do ślubu nie dojdzie.
- I nie dojdzie.
- Ale
Justyna…
- …Daniel, przecież ustalenie daty to
jeszcze nie małżeńskie kajdany.
- Ale zobowiązanie…
- …którego nie musisz wypełniać.-
Młodszy z mężczyzn wyraźnie nie wiedział co ma odpowiedzieć. Jego złość
odrobinkę minęła.
- Jak to?
- Boże, czy muszę ci tłumaczyć to jak
dziecku? Mała podpisze upoważnienie i sprawa będzie rozwiązana. Łatwiej ci z
tym pójdzie gdy będziecie nie tylko oficjalnie zaręczeni, ale i czynili do tego
odpowiednie kroki.
- Nie chcę tego.
- Nie zachowuj się jak dziecko. Masz
szasnę na zdobycie ćwierć wszystkich udziałów z firmy a teraz tchórzysz?-
Pogardliwie spytał Daniela Jarek.
- Nie.- Odparł mu tamten równie butnie.-
Ale to nie ty musisz udawać zakochanego w niej idioty. Czuję się coraz bardziej
głupio w tej roli.
- Jej, widzisz tylko same negatywne
aspekty tej sprawy. A przecież powinieneś dostrzegać również dobre strony.
- Na przykład jakie?- Odezwał się
ironicznie Daniel.- Konieczność spędzania czasu z małą trzpiotką chichoczącą co
pięć minut? No tak, rzeczywiście przyjemne.
- Ale możesz go wykorzystać efektywnie.
Jestem pewny, że mógłbyś ukierunkować jej zapał w konkretne miejsce.
- Na samą myśl, że miałbym ją dotknąć
dostaję wysypki.
- Dlaczego? Przecież nie jest taka
brzydka. Może nieco płaska, ale przynajmniej będzie gibka. Uwierz mi, wiem co
mówię.
- Ale zachowuje się jak dziecko. Przy
niej czuję się pedofilem.
- Masz skrupuły, ot co. Wyrzuty czegoś
co można nazwać resztkami twojego sumienia.
- Wcale nie.
- Nie? Więc jak to wyjaśnisz? Czemu
miotasz się przed osiągnięciem celu?
- Bo mam jej dość.
- Tylko dlatego? Bo nie potrafisz
poradzić sobie z ujarzmieniem małej dziedziczki? Przecież ta dziewucha jest w
ciebie zapatrzona jak w obrazek i tańczy tak jak jej zagrasz.
- Nie w kwestii ślubu. Odkąd się
zaręczyliśmy gada tylko o tym.
- Więc postaraj się trochę zmniejszyć
jej zapał. Obiecałem, że nie dopuszczę do waszego ślubu, ale jeśli okażesz się
ciamajdą i do niego dojdzie nic nie poradzę. Sądziłem, że jesteś sprytniejszy.-
Cios trafił w celny punkt. Męska duma i próżność Daniela została ugodzona.
- Jasne, że jestem. Masz rację, sam
sobie poradzę. Sory, że ci przeszkodziłem stary.- Gdy wyszedł, Jarek uśmiechnął
się do siebie wracając do pracy.
***
W tym
samym czasie Justyna w firmowym bufecie jadła śniadanie. Jak zwykle zamówiła
jogurt z owocowym musli i szklankę soku pomarańczowego. Była trochę
zawiedziona, że narzeczony gdy tylko ją tu zawiózł od razu się ulotnił ale
rozumiała że musiał załatwić ważną kwestię dotyczącą spraw firmy. W końcu jako
główny koordynator do spraw jakości pełnił bardzo ważne zadanie. Dziewczyna
uśmiechnęła się do siebie. Już za niecałe pół roku spełnią się jej marzenia i
zostanie najszczęśliwszą kobietą na świecie gdy Daniel powie jej sakramentalne
„tak”. Na samą myśl o tym czuła ciepło w okolicy serca. Och, jak bardzo chciała
by został jej mężem, rozmarzyła się. Narzeczony był dla niej ideałem
prawdziwego mężczyzny: na zewnątrz szorstki i opanowany, w środku czuły i
delikatny. I taki potrafił być też dla niej.
- Co
jest powodem uśmiechu pani prezes?- Z pięknych myśli wyrwał ją jeden z
pracowników Grzesiek. Był brygadzistą w firmie w jednej z wytwórni komputerów,
a choć ojciec jej sprzeciwiał się tej znajomości bardzo go lubiła. Twierdził,
że nie jest dla niej pożądanym towarzystwem.
-
Witaj.- Ucałowała go w oba policzki.- Co słuchać?
- W
porządku. Właśnie mam przerwę z powodu opóźnionej dostawy. A więc? Co tak cię
ucieszyło?
- Nic
specjalnego.- Justyna uroczo spuściła oczy.- Po prostu myślałam o Danielu.
- Ach
tak.- Uśmiech na twarzy Grzegorza szybko zgasł. Z trudem zachował pogodny wyraz
twarzy. Przyjaźnił się z Justyną od ponad pięciu lat i jej dobro leżało mu na
sercu. Nie traktował jej jak inni z lekką pobłażliwością i naiwnością niczym
dziecko. Widział w niej dorosłą młodą kobietę pełną życia i empatycznie
nastawioną do innych. Jego żona, Milena także bardzo ją lubiła. A mała córeczka
Lilka wprost przepadała choć miała dopiero dwa latka. Dlatego nie cierpiał tego
karierowicza Wyrzykowskiego i uważał, że udało mu się dostać do firmy
Karczewskich tylko dlatego, że spotykał się z panią prezes. Grzesiek postrzegał
Justynę jak siostrę i chciał dla niej jak najlepiej bo na to zasłużyła. Ojciec z
kolei traktował ją jak powietrze i źródło utrzymania bo cała firma była
przepisana w testamencie zmarłej pani Karczewskiej na nią, a na dodatek zamiast
uczciwego zakochanego w niej chłopaka trafiła na takiego samego karierowicza.
Grzegorz wiedział jak bardzo naiwnie
była zakochana w tym naciągaczu. I choć bardzo starał się uświadomić jej jaki
jej narzeczony jest naprawdę, to nie udawało mu się. Dlatego zrezygnował z tego
już jakiś czas temu, gdy Justyna choć nigdy się nie denerwowała wtedy kazała mu
przeprosić jej ukochanego za to jak go nazwał i zagroziła że jeśli będzie
jeszcze kiedykolwiek źle o nim mówił to przestanie się z nim przyjaźnić. Na
punkcie Daniela była wyraźnie przewrażliwiona, bo nigdy się nawet nie złościła.
Była słodka i nieco dziecinna ale w jakiś ujmujący sposób. Dlatego zgodnie z
jej życzeniem przestał to robić. Ale na samą myśl o tym jak ta dziewczyna
będzie cierpieć gdy tamten wykorzysta ją do końca napawała go złością.
- Tak.
Wczoraj zamówiliśmy kościół.
-
Ustaliłaś z nim datę ślubu?!
- Tak.
Czemu to cię tak dziwi?
- Na
miłość boską, znasz tego faceta pół roku i już planujesz z nim związek na całe
życie? To nie bajka Justynko.
- Skoro
się kochamy to na co mamy czekać?
-
Przecież nie znasz go nawet w połowie.- Grzesiek nie mógł uwierzyć, w to co
właśnie usłyszał.- Nie wiesz jaki jest naprawdę.
- Znów
zaczynasz?- Spytała śmiesznie łapiąc się
pod boki. W innej sytuacji by go to może rozbawiło ale teraz był wściekły. Nie
docenił Daniela Wyrzykowskiego. Był znacznie bardziej niebezpieczny niż sądził.
I sto razy bardziej przebiegły niż lis. To dlatego nie mógł się opanować:
-
Przecież to zwykły oszust lecący na twoją kasę, oprzytomnij dziewczyno! Wcale
cię nie kocha, a gdy tylko dobierze się do twojego majątku i firmy puści cię z
torbami. Wiem co mówię: łatwo przejrzałem jego i tego jego przyjaciela Jarka.
Są zwykłymi naciągaczami.
- Już
jakiś czas temu powiedziałam co się stanie jeśli nie przestaniesz tak mówić o
Danielu.
-
Justyna, błagam nie rób niczego pochopnie. Masz 22 lata, właśnie skończyłaś
studia licencjackie. Masz całe życie przed sobą. Po co masz się teraz żenić?
- Bo go
kocham.
-
Kochasz? A co to znaczy? Ty go nawet nie znasz.
- Wiem,
że i on mnie kocha. I to wystarczy. A teraz wybacz, ale nie mam zamiaru spędzać
ani minuty dłużej w towarzystwie mężczyzny który obraża mojego przyszłego męża.
Więc lepiej teraz pójdę zanim powiem coś czego mogłabym potem żałować. Żegnam.-
Grzesiek westchnął ciężko. Dając się ponieść emocjom zwalił batalię na całej
linii.
- Żal
mi cię kwiatuszku.- Powiedział już do siebie.- Ten imbecyl zniszczy cię
doszczętnie wgniatając w trawę.
***
Roman
Karczewski pomimo tak wczesnej pory był bardzo zmęczony. Jego nowa dziewczyna,
Agnieszka bardzo go wykończyła wczorajszym bankietem. Uwielbiał takie imprezy,
ale z przerażeniem zaczął zdawać sobie sprawę, że wkracza już w poważny wiek 55
lat. Nie uważał się za staruszka, broń Boże. Tylko coraz mniej chętnie patrzył
w lustro na swą siwiejącą czuprynę i zmarszczki wokół oczu i ust. Przy swojej
nowej partnerce wyglądał staro. Zbyt staro. Zaklął bezgłośnie. Dawniej bez
problemu mógł spotykać się z dwudziestoparolatkami, a teraz musiał pogodzić się
że Agnieszka była już tuż po trzydziestce. Co prawda miała dopiero 32 lata, ale
dla niego to była dolna granica. Zwykle jej nie przekraczał. By oderwać się od
ponurych myśli zerknął w papiery które musiał jeszcze dzisiaj przejrzeć.
Niechętnie założył na nos okulary: kolejny niekorzystnie świadczący o jego
wieku atrybut. Potem przyglądał się ciągowi cyfr.
Było
świetnie, nawet bardziej niż świetnie. Pomysł wprowadzenia na rynek laptopów z
dotykową klawiaturą był strzałem w
dziesiątkę. Mogą liczyć na kilkumilionowy zysk zanim konkurencja ściągnie od
nich pomysł obchodząc patent. Humor od razu mu się poprawił. Będzie mógł
zasilić dodatkową premią gotówki swoje konto.
Tak, o swoją firmę nie musiał się martwić: wszystko szło tak jak
zazwyczaj. Tyle tylko, że niedługo firma przestanie być jego: Justyna za 3 lata
osiągnie wymagany testamentem jego zmarłej żony wiek. I co wtedy? Jeszcze kilka
miesięcy temu nie musiał się o nic martwić: z łatwością udawało mu się spławiać
kandydatów których nie zniechęcała dziecinność jego córki a raczej należałoby
rzec głupota. No i delikatne sugerowanie córce, żeby nie martwiła się swoim
dziedzictwem a przekazała pełnomocnictwo jemu dopóki nie dojrzeje do bycia
panią prezes. Aż do chwili gdy zjawił się Daniel. Na początku nie uważał go za
groźnego przeciwnika: owszem miał przystojną buźkę, ale oprócz tego był płytki
jak kałuża. Ale za to miał galanteryjne maniery i niezaprzeczalny urok na który
jego głupiutka córeczka dała się złapać. Sądził, że wystarczy trochę pieniędzy
i z łatwości go spławi, ale Wyrzykowski odmówił. Zamiast tego poprosił o pracę
dla siebie. W chwili zaślepienia Roman uznał to za świetny pomysł: najwyżej za
jakiś czas zwolni młodzika pod byle pretekstem wypłacają jakąś odprawę. Tyle,
że nie docenił wroga, bo w ten sposób tylko dał sposobność do jego częstszych
spotkań z Justyną. A teraz się zaręczyli. Roman nie był głupi: wiedział że Daniel
tylko udaje idiotę, bo w rzeczywistości widział miliony jego córki. Musiał
przyznać, że dobrze sobie wszystko skalkulował. Ale Roman nie miał zamiaru
pozwolić na ten ślub. Nigdy w życiu nie pozwoli by ktoś zwęszył jego
niekończące się źródło.
Słysząc
pukanie do drzwi zmarszczył czoło ściągając z oczu okulary.
-
Proszę.- Odpowiedział głośno porządkując biurko.
- Mogę
tato?- O wilku mowa, pomyślał widząc twarz swojej córki.
-
Oczywiście kochanie.- Przyoblekł na twarz uśmiech.
-
Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale jestem bardzo zdenerwowana.
- Ty
słoneczko?
- Tak
wiem, ale nawet joga mi nie pomogła. Wiesz co powiedział dziś Grzesiek? Że
Daniel jest zwykłym oszustem. – W tym akurat się nie pomylił, pomyślał
Karczewski.
-
Doprawdy? Mówiłem ci, że przyjaźń z kimś takim jak on nie jest dla ciebie
dobra. Po prostu ci zazdrości.
- Ale
to takie niesprawiedliwe. I jest moim
przyjacielem…- A niech to, Roman westchnął w duchu. Szykowało się nudne
popołudnie polegające na wysłuchiwaniu wynurzeń córki. I to na dodatek stał między młotem a
kowadłem: Grzegorz Malinowski nieustannie nastawiał córkę przeciwko niemu, a
Daniel Karczewski chciał ją wykorzystać pozbawiając go kontroli nad pieniędzmi
Justyny nad którymi piecze sprawował teraz on. Z dwojga złego na razie wolał
stanąć po stronie Karczewskiego, miał nadzieję że ten głupiec być może uzna że
on gra z nim w jednej drużynie. Ale w ten sposób nadzieja na chwilę spokoju we
własnym biurze się ulotniła. Dlatego ucieszył się, że kilka minut później do
drzwi zapukała jego sekretarka, Małgorzata.
-
Bardzo przepraszam panie Karczewski, ale przyszedł programista. Wiem, że ma pan
następne spotkanie dopiero ta godzinę dlatego pomyślałam, że mogę wcisnąć go
teraz. Ale najpierw chciałam pana zapytać czy…
- Tak,
doskonały pomysł.- Przerwał jej zadowolony Roman. Zdecydowanie wolał rozmowę
biznesową od miłosnych perypetii córki. Spojrzał na nią smutnym wzrokiem.-
Przepraszam kochanie, dokończymy później?
-
Jasne. Rozumiem. Spotkamy się podczas lunchu. Wtedy dokończymy ten temat.
- Tak.-
W duchu mężczyzna jęknął. Justyna zaczęła wychodzić z biura żegnając się z
panią Małgorzatą. W odróżnieniu od innych sekretarek była już dość starą jak na
tę rolę kobietą w wieku czterdziestu kilku lat. Karczewski zwykle lubił otaczać
się młódkami bez doświadczenia, na co już kilkakrotnie się nadział. Dlatego od
teraz postanowił z tym skończyć. Widok ładnej kobiety nie może zrekompensować
mu braku kompetencji. Nie po to harował w tej firmie całe swoje życie odkąd
ożenił się z Jadwigą po to by jakaś niedoświadczona cizia zapominała o
podstawowych sprawach.- Jak pani mija dzień pani Gosiu?- Spytała ją na koniec
Justyna.
-
Bardzo dobrze, dziękuję panno Karczewska.- Odpowiedziała tamta beznamiętnie.
Nie przepadała za córką prezesa. W zasadzie nic do niej nie miała: dziewczyna
była miła, uśmiechnięta i dla każdego zawsze miała miłe słowo. Ale ją to
irytowało. Wiedziała, że niedługo to niewykształcone i nierozumne dziecko
zajmie prezesowski fotel. Co wtedy stanie się z tą firmą? Przecież Roxil był
marką znaną już od 12 lat i z powodzeniem za kilka lat mógł dogonić inne
zagraniczne firmy. Ale na pewno nie z kimś takim na czele.
- W
takim razie, miłego dnia.
-
Wzajemnie.- Nie po raz pierwszy Małgorzata zastanawiała się dlaczego to właśnie
w rękach tak nieodpowiednich osób jest tak wielka władza. Wystarczy urodzić się
jako syn prezydenta, córka aktorki, potentata naftowego lub prezesa firmy
komputerowej jak Justyna i być ustawionym przez resztę życia. A jej córka
właśnie kończąca liceum będzie musiała ciężko pracować na to by dostać się na
upragnione studia. A tamta? Dla kogoś takiego jak jej ojciec nie było problemem
zapłacić kilka tysięcy czesnego za semestr nauki. I dodatkowe za zdawane
egzaminy przez córkę. I gdzie tu sprawiedliwość, pomyślała wracając do rzeczywistości.
Po chwili odebrała dzwoniący telefon:
- Dzień
dobry, Małgorzata Jastrzębska sekretarka prezesa w czym mogę służyć?
***
Resztę
dnia Justyna spędziła w centrum handlowym. Właściwie to nie tyle uwielbiała
same zakupy, ale możliwość oglądania, przymierzania czy podziwiana różnorodnych
ubrań czy innych towarów. Bardzo to lubiła zanim jeszcze umarła mama. Z nią
mogła do woli wygłupiać się czy żartować. Na dodatek jako właściciele ponad 10
% udziałów mogły liczyć na specjalne względy czy zniżki.
Czasami
bardzo brakowało jej matki. A może przede wszystkim przyjaciółki którą dla niej
była? Justyna nie miała prawdziwych przyjaciółek. Wbrew opinii innym nie była
głupia i rozumiała co znaczy ta cisza, gdy zjawiała się w pokoju czy ukradkowe
porozumiewawcze spojrzenia jej rówieśnic gdy próbowała rozmawiać o czymś innym
niż zakupy czy stroje. A czy dyskusja o śmiertelności była głupia? Albo tym co
by się stało gdyby wszyscy ludzie nagle zmienili się w cytrusy? Justyna miała
wybujałą wyobraźnię i lubiła wymyślać abstrakcyjne pytania a potem na nie
odpowiadać. Uwielbiała książki fantastyczne, a sagę o Harrym Potterze wprost
uwielbiała. Wiedziała, że trochę odstaje od innych dwudziestodwulatek ale nie
przeszkadzało jej to. Mama zawsze jej powtarzała by była sobą i broniła tego co
kocha. Justyna starała się kierować w swoim życiu tymi dwoma regułami.
Trudno
nie było nazwać ją naiwną: wychowywana przez nieinteresującego się nią ojca
który uważał, że dając jej wszystko zastąpi jej kontakty z nim wyrosła na
samotniczkę, która żyła w nierealnym świecie istniejącym w swoich książkach czy
filmach. Do czasu śmierci matki była traktowana z przesadną ostrożnością niczym
krucha księżniczka, dlatego potem z nianiami uwielbiała przenosić się w świat
smoków, księżniczek i ratujących je rycerzy.
To
zmieniło się jednak gdy poszła na studia, bo do tej pory miała zapewnioną
prywatną naukę. Ale chciała wyjść do ludzi, poznać podobnych jej ludzi,
uśmiechać się do obcych. Tyle, że przeżyła rozczarowanie, bo nic nie wyglądało
tak jak to sobie wyobraziła. Każdy gdzieś się spieszył, każdy miał pochmurną
minę, był z czegoś niezadowolony, znajdował tysiące powodów do narzekań.
Justyna starała się więc rozweselać innych: pokazywać że życie jest piękne i
trzeba się nim cieszyć. Bolały ją uwagi tego typu, że gdyby ktoś był nią też
byłby szczęśliwy. Tak jakby pieniądze były w życiu najważniejsze a przecież tak
nie było. Naturalnie Justyna wiedziała, że bez nich nie miałaby armii służących
porządkujących dom czy pięknych strojów oraz prywatnego szofera. Ale mimo to
mogłaby się bez nich obejść.
Pomyślała
o Danielu i jego skromnym domu, który wynajmował. Był prosty, ale miał w sobie
urok. Justyna potrafiła sobie wyobrazić jak rano krząta się w miniaturowej
kuchni i szykuje mu śniadanie, jak razem je jedzą, jak potem on idzie do pracy
a ona zajmuje się domem, jak przepełnia ją szczęście. Ach, jej idylla niedługo
się spełni, pomyślała. Potem uśmiech na jej ustach zgasł gdy przypomniała sobie
co powiedział na jego temat Grzegorz. Nie rozumiała jak jej przyjaciel mógł być
aż tak złośliwy. Sądziła, że będzie cieszył się jej szczęściem a on co? Nazwał
jej ukochanego oszustem. Jakie miał do tego prawo? Co prawda ojciec na początku
też był sceptycznie nastawiony do Daniela, ale wkrótce mu zaufał. Jako
jedynaczka chciał dla niej jak najlepiej a przynajmniej ona tak właśnie
myślała. Nie dostrzegała w zachowaniu ojca zręcznej próby manipulacji. Tak samo
zresztą jak w zachowaniu swojego przyszłego męża. Ale już wkrótce to się miało
zmienić.
***
- Że
co?!
- Tato,
ciszej.- Justyna roześmiała się jak zawsze gdy próbowała pokryć zakłopotanie.
- Ale
czy ty właśnie powiedziałaś, że ustaliłaś datę ślubu z Danielem?
- Tak.
I nie rozumiem czemu ta wiadomość tak cię dziwi.
-
Przecież…przecież znacie się pół roku! Jak możesz chcieć brać z nim ślub?
-
Mówisz jak Grzesiek. I reagujesz tak samo jak on.
- Bo
rano nie powiedziałaś mi, że masz zamiar wyjść za mąż!- Roman Karczewski
wyglądał jak gradowa chmura: jego twarz zrobiła się purpurowa z wściekłości. A
to podstępny drań. Działa cichaczem jak zwykły tchórz. Już on mu pokarze.
-
Przecież przyszedł programista i…
-…Już
dobrze.- Z wielkim trudem, ale udało mu się opanować. Wiedział, że z Justyną
musi postępować niezwykle delikatnie.- Przepraszam, że się uniosłem. A więc
kiedy ma być ten ślub?- Spytał.
- 26 czerwca.
- Za
pół roku. I sądzisz, że do tego czasu wszystko zaplanujesz? Listę gości,
zaproszenia, catering? Wiesz, że salę zamawia się z dwuletnim wyprzedzeniem? A
sukienkę musi uszyć nasza krawcowa z Francji.- Mężczyzna dostrzegł swoją
szansę. Jeśli tylko uda mu się przekonać córkę do niemożności zorganizowania
całego przedsięwzięcia tak szybko będzie miał szansę to wszystko odwlec.
Wiedział, że przyjmując strategię opiekuńczego ojczulka więcej wskóra. Bo
Justyna była tak zapatrzona w Daniela, że nie da się przekonać jaki z niego
materialista.
- Ale
tato, mi i Danielowi wcale nie chodzi o wielką uroczystość. Chcieliśmy czegoś
skromnego.- Kolejna szpila. Danielek był niezły, pomyślał znów Roman. Naprawdę
niezły. Po stokroć żałował teraz że go nie docenił.
- Jak
to coś skromnego? Co to w ogóle znaczy? Moja córka nie będzie miała skromnego
wesela, ale z wielką pompą na przynajmniej pół tysiąca gości.
- Pół
tysiąca? Nawet nie wiem skąd zbierzemy tyle osób.- Zażartowała. Potem dotknęła
wypielęgnowanej dłoni swego ojca.- Tato, naprawdę tego nie potrzebuję. Jeśli to
Daniel będzie stał przy ołtarzu mogę iść w zwykłej sukience z butiku i małej
sali. To nie musi być od razu Rugol.- Rugol był największym i najbardziej
prestiżowym hotelem w mieście. Najbogatsi Polacy zamawiali tam sale czy stoliki
na ważniejsze uroczystości nie bacząc na długi termin oczekiwania. Przyjęło
się, że celebrowanie wesel czy chrztów właśnie tam jest znacznikiem prawdziwego
bogactwa.
- Moja
córka nie będzie brała ślubu w jakiejś spelunce. Porozmawiam jeszcze z
Danielem. Jeśli nie ty, to on może okaże się rozsądniejszy.
***
-
Myślisz, że jesteś taki sprytny co? – Zagrzmiał Roman przekroczywszy próg
niewielkiego gabinetu Daniela Wyrzykowskiego.
- Panie
Karczewski, co za niespodzianka…
- Daruj
sobie ten teatrzyk. Przyszedłem ci powiedzieć, że jeśli kiedykolwiek łudziłeś
się, że pozwolę na ślub z moją córką to jesteś w błędzie. Ona może i nabrała
się na te twoje gadki, ale na mnie twój urok nie działa.
- Pan wybaczy,
ale ja nie rozumiem o co chodzi.
- O to,
że ustaliłeś z nią datę ślubu. I nie raczyłeś mnie nawet powiadomić.
- To
Justyna zdecydowała, że…
-
Myślisz, że jesteś taki cwany ale ja znam takich jak ty. Nie raz i nie dwa
płaciłem facetom takim jak ty by odczepili się od mojej córki. Mogę więc zrobić
to kolejny raz.
-
Rozumiem pańskie zdenerwowanie, panie Romanie ale chyba fakt że nie
powiadomiliśmy pana od razu z Justyną obliguje pana do takiej wściekłości.
- A
więc nadal chcesz udawać.- Prychnął Karczewski.- Jak chcesz. Ale pamiętaj, że
cię ostrzegałem. Wiem co z ciebie za ziółko choć nie mam na to żadnych dowodów.
Ale takich interesownych pędraków potrafię wyczuć na kilometr. I od teraz będę
ci się baczniej przyglądał.- Starszy mężczyzna podszedł bliżej drugiego
przyszpilając go spojrzeniem.- Jeden fałszywy ruch, jedno spojrzenie rzucone
innej dziewczynie i powiem o wszystkim Justynie. Więc pilnuj się.- Po tych
słowach nawet nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Daniel dopiero teraz pozwolił
sobie na głęboki wdech. To wszystko nie szło tak jak sobie zaplanował: miał
przecież tylko zbliżyć się do Justyny, zdobyć zaufanie jej ojca, zostać
zatrudnionym w firmie. Nikt nie przewidział, że dziewczyna będzie aż tak
narwana by po pół roku chcieć wychodzić za mąż! I to właściwie gdy nawet jej o
to nie poprosił. Owszem, powiedział jakieś brednie że są dla siebie stworzeni,
że chce w przyszłości zbudować z nią dom, ale to nie były jakieś deklaracje a
luźne słowa by zdobyć jej zaufanie. A teraz ma: jej wściekłego ojca na karku. A
przecież nie chciał się z nią ożenić. Do diabła, nie chciał się z nikim żenić.
Miał dopiero 28 lat i całe życie przed sobą. Nie myślał o założeniu rodziny.
Pomyślał
o groźbie Karczewskiego. Ale ten stary idiota rozwścieczyłby się gdyby się
dowiedział, że on jeszcze bardziej nie chce brać ślubu z jego ukochaną córeczką
niż on. Paradoksalnie pomyślał, że dzięki niemu może uniknąć małżeńskich kajdan
ale zaraz przypomniał sobie słowa ojca Justyny. Nie, on chce całkowicie
zniechęcić do niego swoją córkę. A przecież gdy tak się stanie dziewczyna nigdy
nie przepisze na niego udziałów w firmie. I pół roku starań pójdzie na marne.
Daniel
nie pierwszy raz na myśl o tym oszustwie poczuł wyrzuty sumienia. Był winny
wujowi lojalność za to, że po wypadku jego rodziców się nim zaopiekował i teraz musiał się mu za to jakoś
odwdzięczyć. Ale gdy wkraczał do Roxila po raz pierwszy nie miał pojęcia o jego
planach.
- Mogę
wejść?- Usłyszał krótkie pukanie a po nim głos swojej dziewczyny. Z trudem
zmusił się do uśmiechu. Czy ona nie może dać mu chwili spokoju? Zamęczała go i
w firmie, i potem gdy kończył już pracę. Miał jej serdecznie dość. Z wisielczym
humorem pomyślał, że chociaż noce miał całkowicie dla siebie.
- Jasne
kochanie.- Justyna podeszła do jego stolika i usiadła na jego skraju. Potem
spojrzała wzrokiem pełnym współczucia.
- Tatuś
był bardzo zły?- Spytała.
-
Dosyć.- Odparł jej Daniel wzruszając ramionami.
-
Przepraszam jeśli sprawił ci przykrość. Ale chce dla mnie dobrze. Boi się, że
chcesz mnie wykorzystać.- Wywróciła oczami dając wyraz temu za jaki absurd to
uważa. Przynajmniej to go pocieszało. Nadal pomimo wszystko mu ufała.
-
Pamiętaj, że zgodziłem się na intercyzę.- Odpowiedział by wypaść bardziej
wiarygodnie.
- Daj
spokój, przecież wiem że tata nie ma racji. I nie mam zamiaru zgadzać się na
coś tak absurdalnego. Ale tatuś bardzo
mnie kocha, więc chce dla mnie jak najlepiej.- Kocha, pomyślał ironicznie
Daniel. Jej ojciec ledwie ją tolerował i to tylko dlatego, że to ona była
właścicielką firmy. Ciekawe co stanie się z nią po dwóch latach gdy przekaże
ukochanemu tatusiowi firmę, pomyślał Wyrzykowski. Potem na głos przyznał
narzeczonej rację. Gdy to się stało rozmowa zeszła na inne tory: zbliżającego
się ich ślubu. Daniel czuł jak coś dusi go w krtani. Nie czuł się na siłach by
o tym rozmawiać a było coraz gorzej. Dlatego używając całego swojego uroku
starał się przekonać Justynę do przesunięcia terminu ślubu nieświadomie
używając tych samych argumentów co jej ojciec. To tylko rozbawiło dziewczynę.
Oznajmiła, że zależy jej tylko na nim i reszta się dla niej nie liczy.
-
Kocham cię, Daniel.- Wyznała mu naiwnie wierząc, że on czuje to samo. Potem
delikatnie pogładziła jego policzek.- I bardzo chcę już być twoją żoną.-
Zauważył że się zarumieniła. No nie, pomyślał. Nie mogło przecież chodzić o
łóżko. Skrzywił się. Prawdę mówiąc ucieszył się gdy na początku ich znajomości uczciwie
przyznała, że jest katoliczką i kochanie się zamierza zostawić na swoją noc
poślubną. Mało co nie umarł ze śmiechu, ale udało mu się nawet z poważną miną
wyjąkać że doskonale to rozumie choć będzie go to kosztowało wiele
samokontroli. W rzeczywistości natomiast nic nie mogło go ucieszyć bardziej.
Justyna wcale nie pociągała go w ten sposób. Kojarzyła mu się raczej z
upierdliwą małą siostrzyczką. No i nie była w jego typie: była dość wysoka bo
sięgała mu prawie do nosa przy jego 185 centymetrach i bardzo szczupła a nawet kanciasta. On
natomiast lubił kobiety ładnie zaokrąglone i filigranowe. Chłopięce sylwetki go
nie interesowały.
- Ja
też bym tego pragnął.
- Być
już moją żoną?- Zażartowała cmokając go delikatnie w nos. Mimo woli się
uśmiechnął . Była trochę oderwana od świata, ale w jakiś rozkoszny sposób.
Pomyślał, że kiedyś gdy spotka kogoś kto będzie potrafił docenić jej urok
będzie naprawdę szczęśliwa. On był na to zbyt cyniczny.
- Tak.-
Odparł jej mimo wszystko by zmusić ją do śmiechu. A potem gdy nadstawiła usta
do pocałunku nachylił się nad nią. To też bardzo go bawiło: nie potrafiła się
całować tak naprawdę, więc jej pocałunki były niewinne i naiwne jak ona sama.
Odruchowo zadał sobie pytanie co by się stało gdyby teraz zamiast przycisnąć
delikatnie usta do jej ust pocałował ją agresywnie tak jak powinien. Jakby
zmusił ją do otworzenia ust i wtargnął językiem do jej wnętrza. Czy byłaby
zszokowana? A może tak jak sądził wuj pełna zapału? Być może by się i o tym
przekonał gdyby nie odsunął jej wierzchem dłoni włosów. Bo wtedy zobaczył na
nich spinkę: srebrną pobłyskującą ważkę. I momentalnie przypomniał sobie z kim
ma do czynienia. Czy ona naprawdę musiała zachowywać się jak małe dziecko? Do
diabła miała już przecież 22 lata. Jak mogła nosić kolorowe spinki niczym
czternastolatka?! I z tego powodu zniesmaczony zamiast namiętnego pocałunku
obdarzył ją zaledwie muśnięciem warg. Ale to jej wystarczyło, bo otworzyła z
powrotem powieki i szeroko się uśmiechnęła. Naprawdę była jak dziecko. I ona
sądziła, że jest gotowa na małżeństwo? Musiała być gorzej głupia niż sądził.
- Ach,
i mam jeszcze dla ciebie niespodziankę.
- Tak?
Jaką?
-
Ostatnio zauważyłam, że masz dla mnie zbyt mało czasu…
-…tylko
z powodu nawału obowiązków tutaj, kochanie. Gdyby nie to spędzałbym z tobą
każdą wolną chwilę.
- Wiem
głuptasie. I dlatego pomyślałam o sekretarce dla ciebie.
-
Naprawdę?
- Tak.
Ma na imię Weronika i zaraz ma tu przy…o, chyba nawet właśnie teraz.-
Dokończyła słysząc pukanie do drzwi.
- Dzień
dobry.- Gdy do pokoju weszła piękna, niziutka i najwyżej trzydziestoletnia
blondyneczka Daniel pomyślał, że tym razem chyba po raz pierwszy Justynie udała
się niespodzianka.
- Wejdź
Weroniko. Poznaj pana Wyrzykowskiego. Od dziś będziesz mu pomagać w jego
obowiązkach.- Blondyna uśmiechnęła się pokazując mu swój olśniewający uśmiech.
W jej oczach wyczytał zaproszenie. No cóż, niespodzianka naprawdę bardzo mu się
podobała. Z każdą sekundą coraz bardziej.
***
Kilka
dni później Małgorzata Jastrzębska odkryła w papierach dziwną rzecz. Numer
konta a na nim przelanych siedem milionów złotych. Przerażona zaczęła
przypatrywać się papierom baczniej i nawet pokusiła się o odwiedzenie działu
zarządu by spytać o to główną księgową. I okazało się, że owa kwota na
prywatnym rachunku pana Karczewskiego jest dodatkową „premią”. Zrozumiawszy, że
jej zwierzchnik praktycznie bezprawnie zagarnął tę sumę wprawiła ją we
wściekłość. Pan Roman był prezesem firmy i ojcem jej właścicielki; na dodatek
córka dała mu pełne pełnomocnictwo ale to już zakrawało na defraudację. Nikt
nie miał prawa do aż tak dużego udziału w zysku, który przekraczał nawet roczną
dywidendę. Postanowiła więc powiadomić o tym Justynę.
Narażała
się trochę, owszem, ale czułaby wyrzuty sumienia gdyby siedząc cicho nie
powiedziała o tym dziewczynie. Pracowała w Roxilu dopiero od kilku miesięcy,
ale wiedziała jak przedstawia się sytuacja w firmie. Wszyscy w kadrach śmiali
się, że stary Karczewski puści córkę z torbami a ona nawet tego nie zauważy.
Nikt jednak nie chciał tego zmienić. Małgorzata postanowiła więc że ona musi to
zrobić. Była bardzo uczciwą osobą i nie mogłaby sobie potem spojrzeć w oczy
gdyby tak po prostu udała, że niczego nie widzi. Tak, ktoś powinien otworzyć
oczy tej smarkuli i pokazać jakiego ma tatusia. Może wtedy jeszcze się
otrząśnie. Chociaż nie, najpewniej wpadnie z deszczu pod rynnę bo zamiast
wykorzystującego ją ojca trafi na wykorzystującego ją chłopaka. Kobiecie przez
moment zrobiło się dziewczyny żal. Ale tylko na chwilę, bo zdała sobie sprawę
że trzeba być wyjątkowo głupią by pozwalać aż tak się zwodzić. Przecież każda
osoba z firmy wiedziała, że Karczewski ma córkę w głębokim poważaniu, a
Wyrzykowski udaje że kocha . Czemu więc sama zainteresowana tego nie
dostrzegała?
Małgosia
zatelefonowała na prywatną komórkę Justyny nagrywając się na pocztę gdy ta nie
odbierała. Wyłuszczyła problem jasno i
jednoznacznie dlatego zdziwiła się gdy za kilkadziesiąt minut Karczewska
oddzwoniła mówiąc, że wie iż jej tatuś wypłacił sobie premię. W końcu zysk
dzięki nowemu produktowi znacznie wzrósł a i do tej pory plasował się na
wysokiej pozycji w rankingu sprzedaży laptopów pokonując nawet Della czy Sony.
Dziewczyna uważała więc, że wszystko jest w największym porządku. Jasińska
kręcąc głową pocieszała się, że przynajmniej próbowała. Tłumaczyła jej
przecież, że premia jest zbyt wysoka, że nie powinna na to pozwalać. W
ostateczności posunęła się nawet do stwierdzenia o kradzieży ale i to nie
pomogło. Była więc lekko rozgoryczona głupotą dziewczyny więc gdy potem na
dodatek kilka godzin później szła na lunch i przy bufecie zauważyła śmiejącego
się Daniela Wyrzykowskiego z jego nową sekretarką wiedziała już, że długo tu
nie wytrzyma. Bo gdy Justyna Karczewska w końcu pozna prawdę, a Małgorzata ani
przez moment nie wątpiła że tak się stanie, to w Roxilu powstanie niezły chaos.
***
Po
wspaniale spędzonym wieczorze w kinie na romantycznej komedii Justyna
zadowolona wracała z narzeczonym do jego domu. Daniel niechętnie ją do niego
zapraszał bo jak twierdził trochę krępowały go jego skromne warunki podczas gdy
sam jej pokój przypominał komnatę dziewiętnastowiecznej księżniczki. W
rzeczywistości natomiast nie chciał spędzać z Justyną ani minuty dłużej aniżeli
to było konieczne. Na dodatek obiecał Jarkowi że postara się odzyskać mu z
uszkodzonego dysku pewne materiały. Ale Justyna przyrzekła mu, że postara się
nie przeszkadzać. Tyle, że jakoś w to nie wierzył. I jak się okazało miał
rację, bo już po dziesięciu minutach spokoju weszła do jego pokoju zarzucając
go gradem pytań.
- Jak
współpracuje ci się z Weroniką? Radzi sobie?- Spytała. Uśmiechnął się.
- O
tak. Radzi sobie świetnie.- Wrócił wspomnieniami do jej niezwykle krótkiej
spódniczki pod którą miała cieniutkie stringi, którą dziś założyła. Bardzo
bawiły go jej starania by zwrócić na siebie jego uwagę. Nie miał pojęcia skąd
jego dziecinna narzeczona ją wytrzasnęła, bo choć Weronika nie wyglądała na
specjalnie głupią, to jednak widać było
że awansu nie chce zawdzięczać tylko swoim umiejętnością. Ale bacząc na Justynę
musiał być ostrożny. Wiedział, że niektórzy pracownicy firmy i tak uważają go za karierowicza, ale takie
zarzuty i opinie mu wisiały. Sytuacja skomplikowałaby się gdyby zdobyli na to
jakiś dowód. Wtedy mogłoby być nie za ciekawie. Dlatego na razie ignorował
jawne zaproszenia dziewczyny. Poza tym nie wątpił, że robiła to tylko dlatego
iż zwęszyła, że ma duży wpływ na przyszłą panią prezes.
- To
dobrze. Miałam nadzieję, że ci pomoże. Jest jeszcze dość młoda, ale ja uważam
że trzeba jej dać szansę.
- Z
pewnością.- Odparł jej wciskając kombinację klawiszy. Coś jednak musiał
pomylić, bo nie udało mu się otworzyć kolejnego okna. Spróbował jeszcze raz.
- Jak
możesz się w tym wszystkim odnaleźć? Przecież to tylko ciąg jakiś znaczków.
- To
system binarny.- Wyjaśnił.
-
Jaki?- Spojrzała mu przez ramię.
-
Binarny.- Powtórzył cierpliwie.- Dwójkowy.
Każdy komputer opiera się właśnie na nim.
- Och, dobrze wiedzieć.- Roześmiała się
obejmując go od tyłu za szyję.- Jestem kompletną ignorantką w dziedzinie
komputerów.
- Nie
powinnaś więc pomyśleć o doedukowaniu się?- Spytał niemal wbrew sobie.-
Przecież niedługo zajmiesz miejsce swojego ojca w firmie.- Przez moment bał
się, że może wyraził się zbyt bezpośrednio, ale Justyna nie rozgniewała się.
Wręcz przeciwnie: posłała mu ciepły uśmiech.
- Tak
wiem. Ale komputery nigdy mnie nie interesowały. Do tej pory nie wiem jak udało
mi się ukończyć studia informatyczne.- Oznajmiła zupełnie nieświadoma, że
zdziałały to pieniądze jej ojca które suto płacił za zdawane przez jego
córeczkę egzaminy.- Ale nie martwię się przyszłością Roxila.
- Nie?-
Zdziwił się. Naprawdę była aż taką ignorantką?
- Nie.-
Przejechała palcem wskazującym po jego nosie.- Bo wiem, że mi pomożesz. Jesteś
świetnym programistą. No i w ogóle doskonale znasz się na informatyce. Wierzę,
że mi pomożesz.- Uśmiechnął się lekko. Niespodziewanie komplement sprawił mu
prawdziwą przyjemność. Pomyślał o tym jak już ponad 10 lat temu marzył o tym by
iść na studia inżynierskie i uzyskać dyplom. Ale jego wuj nie wyraził na to
zgody. Potrzebujemy pieniędzy, wyjaśnił, a studia kosztują. I tak skończył
tylko zwyczajne technikum ekonomiczne a tajniki komputerów i wirtualnej
rzeczywistości poznawał tylko dzięki internetowi. Był samoukiem, ale bardzo
zdolnym. Poza tym uwielbiał pracować nad nowymi aplikacjami, które jednak nigdy
nie staną się dostępne dla innych.
- Chyba
mnie przeceniasz.
- O
nie. Wiem, jaką radość sprawia ci naprawianie i rozgryzanie różnych systemów.
Sądzę, że właśnie to powinieneś robić w życiu. Papierkowa praca za biurkiem nie
sprawia ci aż takiej radości.
- Tak.-
Przyznał nieświadomie. Zastanawiał się jak Justyna mogła to dostrzec. Czasami
myślał, że nic o nim nie wiedziała: począwszy od tego że był żerującym na niej
facetem, oszustem udającym uczucie oraz cynicznym nierobem nie mającym pojęcia
co robić z własnym życiem. Ale w chwilach takich jak ta bał się, że dostrzega
aż za dużo. Nigdy przecież nie mówił jej o swojej pasji. Ba, od czasu tej
nieszczęsnej odmowy wuja aby poszedł na studia nawet jemu o tym nie mówił
pozwalając by jego marzenia rozpłynęły się w proch. I nie przyznawał się do
tego przed samym sobą.- To znaczy nie, komputery to tylko takie moje hobby nic
szczególnego. Lubię swoją pracę.
- Może i tak. Ale komputery kochasz. A
ja kocham ciebie.- Nie, miał ochotę wrzasnąć. Wcale mnie nie kochasz. Sądzisz,
że jestem tym posłusznym ci wymoczkiem i nie masz pojęcia jak cię oszukuje.
Nieoczekiwanie wściekłość do samego siebie za to co robił przeniosła się na
nią. Była taka głupia, tak żałośnie głupia. Dlaczego więc miałby jej nie
wykorzystać? Czemu skoro sama wręcz podawała mu się na tacy? Czasami zastanawiał
się czy gdyby zachowywał się wobec niej jak chamski brutal nadal by go „kochała”,
a przynajmniej tak mówiła. Tak jak inni poleciała na ładną buźkę i kilka
gładkich słówek.
Dlatego
zamiast odwarknąć, że ma to gdzieś odpowiedział jej a właściwie skłamał:
- A ja
kocham ciebie.
***
Dwa dni
po wieczorze który Justyna spędziła u Daniela gdy pojawiła się w firmie spotkał
ją Grzesiek. Wyraził skruchę za to co ostatnio powiedział o Wyrzykowskim choć
nie była ona ani trochę szczera. Nadal uważał go za naciągacza i kłamcę. Mimo
to przeprosiny sprawiły Justynie wyraźną radość. Cieszyła się, że jej najlepszy
przyjaciel w końcu zaakceptował jednego z najważniejszych mężczyzn jej życia, a
gdy zaprosił ją na kolację z chęcią się zgodziła. Uwielbiała odwiedzać rodzinę
Grzegorza, a szczególnie małą Lilę, która była jej chrześnicą. Poza tym bardzo
lubiła też Milenę, żonę Grzegorza. Miała nadzieję, że dzięki temu spotkaniu jej
przyjaciel i ukochany wreszcie zakopią topór wojenny. Oczywiście wiedziała, że
zaproszenie dotyczyło tylko jej; gdy jednak mówiła o nim narzeczonemu
podkreślała że Grzesiek zaprosił również i jego. Dlatego gdy tamten zobaczył
pod swoimi drzwiami Wyrzykowskiego prawie wpadł w furię. Na szczęście jego żona
załagodziła sytuację.
- Daj
spokój kochanie, wiem że dobro Justyny leży ci na sercu ale nie możesz kazać
jej rozstać się z kimś kogo kocha.
- Ale
to zwykły naciągacz.- Parsknął tamten.- Nie znasz go. Nienawidzę kanalii i nie
pozwolę by przekroczył próg mojego domu.
-
Właśnie.- Podchwyciła.- Więc pozwól mi go poznać. Ja jako kobieta dostrzegę
więcej.
-
Sugerujesz, że mogę nie mieć racji? Że ten typek ją kocha naprawdę?
-
Jasne, że nie. Ufam twojemu osądowi. Ale chcę również wyrobić sobie swoją
opinię. Może dzięki temu będę miała okazję przytoczyć Justynie rozsądne
argumenty które do niej trafią.
- Hm,
to może być dobry pomysł.
- Więc
może teraz odsuniesz się od drzwi i pozwolisz mi otworzyć zanim goście pomyślą,
że gospodarze ich wystawili.- Łagodnie odepchnęła Grzegorza na bok. Potem
pogłaskała po policzku.- Będzie dobrze, zobaczysz.
- Mam
nadzieję, ale jeśli tylko ten typek zbliży się do mojej córki to…
- Dobry
wieczór!- Usłyszeli radosne przywitanie Karczewskiej. Milena nie mogła się nie
uśmiechnąć. Choć znała Justynę dużo krócej niż jej mąż, darzyła ją szczerą
sympatią. Początkowo nawet obawiała się jej jako konkurentki. Gdy kilka lat
temu poznała swojego męża ten spędzał z nastoletnią Justyną prawie wszystkie
chwile. Była wówczas szczerze zazdrosna, bo przyjaźń między kobietą a mężczyzną
wydawała jej się być czymś niemożliwym. Nie ufała więc dziewczynie
podejrzewając w jej naiwnym zachowaniu podstęp. W końcu nie od dziś wiadomo, że
mężczyźni jako zdobywcy lubią opiekować się słabszymi kobietami. Tak po prostu
działał ich instynkt. A Justyna była idealnym przykładem księżniczki w opałach:
delikatna, niemal eteryczna, bardzo dziewczęca. Teraz śmiała się ze swoich
obaw.
- Witaj
Justysiu. A twój towarzyszysz to pewnie słynny Daniel.
- Tak,
to jest właśnie mój narzeczony. Poznajcie się. To jest Milena: żona Grzegorza.-
Wyjaśniła Wyrzykowskiemu.
-
Bardzo mi miło.- Powiedział Daniel i podał jej dłoń uśmiechając się
galanteryjnie.- Dziękujemy za zaproszenie.
-
Zapraszałem tylko Justynę.- Wtrącił się Grzegorz udając, że nie dostrzega
spojrzenia jakie rzuciła mu żona.- Ale naturalnie cieszymy się z twojej
wizyty.- Dodał ironicznie. Chyba tylko jedna Justyna nie zauważyła w tym
fałszu.
-
Śtyna! Śtyna!-Usłyszała Karczewska i małe łapki wyciągnęły się w jej stronę. Od
razu wzięła na ręce dziewczynkę.
- Witaj
Liliano. Tęskniłaś za ciocią?- Mała naturalnie nie odpowiedziała. Z nieśmiałym
uśmiechem przypatrywała się Danielowi.
- Skoro
już jesteśmy wszyscy to zapraszam to stołu.- Zaproponowała Milena.
Kolacja
przebiegła bez większych zgrzytów: oczywiście mężczyźni nie szczędzili sobie
drobnych uszczypliwości, ale Justyna nie postrzegała tego jak realnej zaczepki.
Już raczej jako przekomarzanie się. Dlatego bez żadnych obaw po deserze
zostawiła ich samych by w pokoju dziecięcym pobawić się z Lilką. Milena w tym
czasie sprzątała ze stołu.
Daniel
z Grześkiem siedzieli na kanapie bez słowa sącząc piwo. Patrzyli wprost przed
siebie na bawiącą się Lilkę i Justynę starając się ignorować wzajemnie swoją
obecność. Dla Grzegorza widok córki doskonale czującej się w towarzystwie
przyjaciółki napawał go radością. Karczewska razem z małą siedziały na podłodze
i turlały do siebie różowe piłeczki. Co i raz rozbrzmiewał wesoły śmiech: nie
tylko ze strony dziecka. W pewnym momencie mała wstała i podeszła do ojca
prosząc o coś do picia w swoim lekko niewyraźnych słowach. Potem podeszła do
Daniela i podała mu różową piłeczkę którą trzymała w dłoniach. A właściwie
rzuciła ją w jego kierunku tak, że ta wylądowała na jego kolanach . Trochę
zdezorientowany odrzucił ją w stronę małej a ta z radosnym piskiem złapała ją i
uradowana wróciła do Justyny. Grzesiek nie wiedział czy bardziej był zszokowany
on sam czy też Wyrzykowski.
- No,
no zdradzisz mi jak to robisz?- Spytał Grzegorz.
- Co?
- Jak
sprawiasz, że wszyscy osobnicy płci żeńskiej są tobą oczarowani? Przekabaciłeś
nawet moją córkę- Daniel parsknął śmiechem.
-
Nieodparty urok?
-
Jesteś śmieciem.- Z pogardą odparł mu Grzesiek cichym głosem tak by nikt poza
zainteresowanym go nie usłyszał.- Wyjaśnij mi tylko jedno: czemu Justyna?-
Wyrzykowski odruchowo spojrzał w kierunku swojej narzeczonej. Z roześmianą
twarzą i błyszczącymi oczami wyglądała co najwyżej na szesnaście lat. Do tego
jej długie, zwykle upięte włosy w ciasny kok teraz były bardzo roztrzepane.
Pomyślał, że wyglądała nawet ładnie.- Przecież z tą ładną buźką i gładkimi
manierami mógłbyś oczarować każdą inną dziewczynę która nie byłabym tak
niewinna jak ona.
-
Uwierzysz jeśli powiem, że ją kocham?
- Nie,
możesz sobie darować. Doskonale wiem, że masz ją gdzieś i zamierzasz ją tylko
wykorzystać. Tylko czy pomyślałeś o tym co się z nią stanie jak to odkryje? Ona
nie jest taka jak inne i to złamie jej serce.
- Nie
skrzywdzę jej.
- Nie?
Teraz może ci wierzy, ale ile jeszcze zamierzasz udawać? Aż przepisze ci
udziały, weźmie ślub? A potem?
- Nie
skrzywdzę jej.- Powtórzył tylko uparcie Daniel. Nie podobało mu się, że przez
Grzegorza czuł się jak łajdak.
- Boże,
ty naprawdę w to wierzysz. Wierzysz w to, że będzie zawsze tak jak do tej pory,
że w swojej naiwności nie zauważy prawdy.
-Nie,
bo nie traktuję jej jak naiwnej. Okej, uważam ją za taką, ale w odróżnieniu od
was wszystkich nie postrzegam jej jak dwunastoletniego dziecka. Pytałeś jak
udało mi się ją oczarować: może właśnie tak? Bo nie nazywam ją Justynką jakby
była małą dziewczynką, ale traktuję jak młodą kobietę.
-
Sypiasz z nią?
- Nie,
no na to pytanie to ci na pewno nie odpowiem.
- A
więc tak.- Grzesiek pokręcił głową.- Wiesz, przez moment pomyślałem że jednak
nie jesteś takim skończonym łajdakiem, ale jednak jesteś. A nawet sto razy
gorszy. I wiesz co? Nie mogę nic zrobić bo ona ci ufa. I przede wszystkim
kocha. Ale mimo to wciąż będę próbował. A jeśli mi się nie uda to nadal przy
niej będę. Zrobisz jeden niewłaściwy ruch i obiecuję ci, że cię dopadnę.
- To
groźba?
- Nie,
obietnica. Obietnica, którą złożyłem jej zmarłej 8 lat temu matce. Więc nawet
jeśli będę musiał zaryzykować to zrobię to. Tylko po to żeby zobaczyć twój
żałosny skopany tyłek.
***
Od
kolacji u Grzegorza Malinowskiego minęło kilka dni, a Daniel nie mógł przestać
się tym gryźć tym co mu powiedział. Wiedział, że w jego słowach było sporo racji.
Wkoło było masę aroganckich bogatych dziewczynek a wuj musiał wybrać właśnie
Justynę. Czemu więc to zrobił? Przerwał swoje rozmyślania gdy do biura zapukała
Weronika. Ostatnio robiła to znacznie częściej pod byle jakim pretekstem: a to
jakiegoś brakującego podpisu, a to żałośnie mało istotnego problemu. Wiedział,
że jej się podoba. I wiedział też, że już dłużej nie będzie potrafił się jej
oprzeć. Praktycznie odkąd zaczął tę historię z Justyną nie spotykał się z żadną
dziewczyną. Nie dlatego, że chciał być wierny swojej dziewczynie, broń Boże. Po
prostu miał bardzo wysokie wymagania wobec kobiet: lubił w łóżku inteligencję i
takie właśnie kobiety uważał za seksowne. Skłamałby mówiąc, że zewnętrzna
aparycja się nie liczyła, ale bez jako takiej mądrości czuł po wszystkim
niesmak. Właśnie z tego powodu nie miał problemu z powściągliwością wobec
Justyny: dzięki temu nie gnębiły go również aż tak duże wyrzuty sumienia. Ale
to nie znaczy, że nie odczuwał innych pokus. A Weroniki nie można było nazwać
głupią. Owszem, wyglądem przypominała stereotypową blondyneczkę ,ale nic poza
tym. Ostatnio wyznała mu nawet, że dzięki temu osiągnęła więcej bo wszyscy
spodziewają się po niej że jest głupią cizią. Spodobała mu się jej
bezpośredniość.
Tyle,
że romans biurowy….jakoś mu to nie pasowało. Zwłaszcza, że Justyna lubiła
wpadać niezapowiedziana do biura. A to, że wierzyła mu bez zastrzeżeń nie
znaczyło, że tak będzie dalej gdy zobaczy jak całuje się z własną sekretarką…co
teraz robił. Zaraz jednak oprzytomniał.
-
Przepraszam, nie mogę.- Odsunął się od niej.
-
Dlaczego?- Weronika znów próbowała się do niego przysunąć, ale stanowczym
ruchem odsunął jej dłonie.- Przecież wiem, że mnie pragniesz.- Gdy nie
zaprzeczył dodała:- Chodzi o tę twoją dziewczynę? Panią prezes?- Zirytowała go
zawarta w pytaniu ironia.
- Tak o
nią.
- Daj
spokój: przecież wiem że tak naprawdę chodzi ci tylko o jej kasę.
- To
nieprawda.- Zaprzeczył. Co innego gdy przyznawał to przed Grzegorzem ,a co
innego jak pogardliwie wypowiadała te słowa jakaś podrzędna sekretareczka.-
Kocham ją.
-
Akurat.- Prychnęła.- Wszyscy w Roxilu mówią, że masz ją gdzieś.
- Więc
się mylą.- Odwarknął.- A poza tym to o ile dobrze pamiętam nie chciałaś
załatwiać sobie awansu przez łóżko.
- Nie,
ale ty mi się podobasz.- Znów zaczęła się do niego przysuwać. Nieźle już
wkurzony cofnął się aż do biurka.
-
Wracajmy do pracy. I najlepiej o tym zapomnijmy.
- Jej?
Ty tak na poważnie?
- Jak
najbardziej panno Sucharska.
-
Daniel, przecież ta mała praktycznie podała mi cię na tacy.
- Nie
mów tak o niej!
- Ojej,
jaki oburzony. Dobra, jak chcesz. Ja się zmywam.
-
Niestety będę zmuszony cię odesłać. Na pewno znajdzie się dla ciebie jakieś
inne miejsce w firmie.
- A
jednak jesteś pod pantofelkiem takiej śniętej królewny. No cóż, a mogło być
miło.- Weronika wyszła z pokoju bardzo zła nawet nie zauważając stojącej w
drzwiach Małgorzaty Jastrzębskiej. Wiedziała, że Grzegorz będzie na nią zły za
niewykonanie zadania i będzie miał rację. Pospieszyła się. Miała tylko pokazać
tej całej Justynie jaką świnią jest w rzeczywistości jej narzeczony, a zwaliła
sprawę na całej linii. W kabinie łazienki odsłuchała całą ich rozmowę: nie, to
było żałosne nic. Przecież w zasadzie nie można było uznać, że Daniel chciał
zdradzić. Naiwna zakochana w nim dziewczyna uznałaby to za prowokację. Ot,
sekretarka go pocałowała, ale on szybko się odsunął i przeprosił. W dodatku
przyznał, że ją kocha…Naprawdę to zwaliła. No trudno, Grzesiek będzie musiał
poszukać innego sposobu bo Daniel nie da się nabrać dwa razy na ten sam numer.
Gdy
wychodziła z łazienki znów natknęła się na tę samą kobietę co poprzednio, ale
nie zwróciła na niej specjalnie uwagi. A sekretarka Karczewskiego uważnie
wszystkiego słuchała. Pokręciła do siebie głową po raz pierwszy od czasu gdy tu
pracuje zastanawiając się czy to możliwe by wszyscy się mylili. Być może
Wyrzykowski naprawdę kocha swoją narzeczoną?
***
Kolejne
dni upływały, a wraz z nimi zbliżał się termin ślubu Daniela z Justyną. Dlatego
dziewczyna była tym coraz bardziej pochłonięta: dzwoniła do wielu osób szukając
odpowiedniego miejsca, sukienki, zaproszeń ślubnych. Gdy narzeczony zasugerował
jej, że powinna wynająć osobę która fachowo zajmuje się organizacją takich
rzeczy stanowczo się nie zgodziła. Argumentowała, że przygotowania do własnego
wesela i ślubu sprawiają jej masę radości. No cóż, jemu niestety nie bo był
zmuszony towarzyszyć swojej przyszłej oblubienicy. Jeździli więc po sklepach, restauracjach
i hotelach aż któregoś dnia Justyna widząc salon sukni ślubnych i wystawioną w
jego witrynie białą suknie kazała mu się zatrzymać by oczywiście tam wstąpić.
Potem od razu poinformowała pracującą tam kobietę, że życzy sobie ją
przymierzyć. Nie docierały do niej żadne racjonalne tłumaczenia chociażby takie
że przecież jeśli narzeczony zobaczy przyszłą żonę przed ślubem to przyniesie
pecha. Nie. Ona koniecznie chciała ją przymierzyć i tylko to się dla niej
liczyło. Daniel, czekając na nią w tym czasie znów dał się ponieść uczuciu
irytacji. Jak ona mogła nie zauważać, że jego to wcale nie bawi? Że ta cała
szopka jest i byłaby żałosna nawet wtedy gdyby rzeczywiście miał się żenić z
kobietą którą kocha? Wkurzało go to.
Wkurzała
go ta jej radość: to wiecznie towarzyszące podniecenie. Fakt, że nigdy tak
naprawdę nie musiała się smucić, nigdy nie cierpiała a na jej ustach wiecznie
widniał szeroki uśmiech. Chciał by zobaczyła, że życie nie jest takie piękne,
że wokół jest wiele osób które są chore, biedne i nieszczęśliwe a ona tylko
irytuje ich swoją nieustanną radością.
Chciał
by cierpiała.
Nie,
tak naprawdę tego nie chciał. Po prostu chciał by przestała patrzeć na niego
tak jak to robiła. Bo nie mógł dłużej tego ignorować: tego że był całym jej
światem. I słów jej przyjaciela Grzegorza:
„. Tylko czy pomyślałeś o tym co się z nią stanie
jak to odkryje? Ona nie jest taka jak inne i to złamie jej serce.”
Cholera…
Szybko
się jednak uspokoił. To będzie dla niej dobra lekcja. Oszuka ją i nauczy, że
nie wszyscy są dobrzy a świat nie jest taki piękny. Że ludziom nie można ufać.
On też ufał wiele razy i się sparzył. On też…
- Jak
wyglądam?- Usłyszał jej jak zwykle radosny głos. Niechętnie się odwrócił. Był w
takim nastroju, że nie wahał się powiedzieć jej prawdy. Suknia już na manekinie
wcale mu się nie podobała: była wielka i falbaniasta więc na tak szczupłej i
kanciastej dziewczynie jak Justyna będzie wyglądała jak góra tiulu na
kościotrupie. Ale cóż, nigdy nie przejawiała nadmiernego wyczucia gustu:
podobały jej się rzeczy których on nie cierpiał. – Daniel?- W końcu na nią
spojrzał. Najpierw na szeroki, usztywniany dół a potem dopasowany gors i gołe
ramiona Justyny. Potem jej rozpromienioną szczęściem twarz.- No i jak? Jest
piękna, prawda?- Nie odpowiedział, bo nie był w stanie. Przyglądał się tylko
jak jego narzeczona okręca się wkoło własnej osi śmiejąc się unosi delikatnie
dół sukni. Pomyślał, że wyglądała jak księżniczka a przede wszystkim że to nie
sukienka, ale ona jest piękna. Nigdy by jej tak nie nazwał: ostatnio wyglądała
bardzo ładnie gdy bawiła się z córką Grześka…chyba Lilką. Ale nic nie mogło się
równać z tym jak prezentowała się teraz. To kwestia sukienki, uświadomił sobie.
Po prostu gorset ładnie podkreślał jej szczupłą talię i w jakiś magiczny sposób
unosił jej mały biust sprawiając, że wydawał się większy.-Hej, bo zaczynam się
bać.
- Co?
Ja…ja…
- Pani
narzeczony chyba jest pod dużym wrażeniem.- Wtrąciła się sprzedawczyni.
- Nie,
to znaczy…ta sukienka wygląda na tobie okropnie.
- Co?-
Na widok jej zawiedzionej miny poczuł skurcz w żołądku.
-
No…nie pasuje do ciebie. Mówiłem ci to jeszcze zanim ją przymierzyłaś.-
Przygryzła dolną wargę, a jej oczy przestały błyszczeć. Po raz ostatni
spojrzała w lustro.
- Masz
rację. W takim razie …zdejmę ją.
- Tak
będzie najlepiej. – Gdy Justyna zniknęła w przymierzalni, właścicielka
obrzuciła go nieprzychylnym spojrzeniem. Zignorował je. Sądził, że poczuje się lepiej po tym jak ją zrani, ale było wręcz
odwrotnie. I nawet to go zirytowało.
W
drodze powrotnej przez cały czas milczeli. W innych okolicznościach bardzo by
go to ucieszyło: Justyna nieustannie denerwowała go swoją bzdurną paplaniną:
jej usta nigdy nie były zamknięte czy miała coś ciekawego do powiedzenia czy
nie. Ale teraz czuł się z tym źle. Zupełnie jakby pobił ją do krwi a nie
powiedział że nie podobała mu się suknia ślubna. Boże, dlaczego robiła z niego
potwora?! Wbijała mu sztylet w brzuch zupełnie nieświadomie.
Ucieszył
się gdy wreszcie dojechali pod firmę. Justyna oznajmiła mu tylko że odwiedzi
Sarę, która prowadziła na parterze bufet a potem zanim on zaparkował wyszła.
Miał ochotę zawołać za nią, że mu przykro ale w ostatniej chwili się
powstrzymał. Potem wszedł do budynku gdzie mieściło się biuro Roxila.
W swoim
gabinecie przeżył małe zaskoczenie: nie był pusty. Na jego własnym fotelu
siedział Roman Karczewski.
-
Nastąpiła zamiana biur o której nie wiem?- Zagaił niezbyt przyjaźnie. Na dziś
miał jednak dość bycia miłym: wciąż był zirytowany swoim zachowaniem wobec
Justyny.
-
Powiedziałem, że cię rozszyfruję i zrobiłem to.- Na Danielu to stwierdzenie nie
zrobiło to żadnego wrażenia, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
- To
znaczy?
- Wiem
już o twoich powiązaniach z Jarkiem.- Zaśmiał się.- Boże, jak mogłem wcześniej
nie skojarzyć, że macie te same nazwiska.- Wyrzykowski postanowił tym razem nie
kłamać.
- I to
ma być niby dowód? Że jest moim wujkiem? No tak, rzeczywiście druzgocąca
wiadomość. Justyna na pewno mnie teraz zostawi.
- Nie,
to nie wszystko. Postarałem się dotrzeć do twoich innych ofiar: na przykład
Franciszki Jankiewicz oraz Amandy Kolarz. Jednak chyba wstyd był silniejszy, bo
nie wyjawiły że tylko je wykorzystywałeś. Dotarłem więc dalej. Aż do czasów
twojej szkoły gdzie wszystko się zaczęło.- Żyłka na twarzy Daniela zaczęła
pulsować choć jego twarz nadal pozostała beznamiętna. Po tym szczególe
Karczewski wiedział, że odniósł znaczną przewagę. Postanowił więc kuć żelazo
puki gorące.- Paulina Rywińska, pamiętasz ją?
- Tak,
chodziłem z nią do technikum i przez jakiś czas się spotykaliśmy. I co z tego?
- To,
że była bardzo bogata, twoja pierwsza ofiara zdaje się. Dała ci 50 000zł,
których z tego co udało mi się ustalić nigdy nie spłaciłeś. Powiedziałeś, że
potrzebne ci na operację dla wuja.
- Bo
tak było.
- Ale
ona się nigdy nie odbyła o czym doskonale wiemy. Ale tego już jej nie
powiedziałeś. Po dwóch miesiącach zerwaliście.
- I co
z tego? To, żaden dowód.
- Być
może, ale kilka takich przypadków to już coś. Justyna może i wygląda na głupią,
ale aż taką kretynką aby nie skojarzyć że coś tu nie gra nie jest. W końcu
dziwnym trafem wszystkie twoje byłe partnerki były bogate i dawały ci
pieniądze. Sądzisz, że mi nie uwierzy? Kocha mnie i ufa jak nikomu na świecie.
- O, w
to nie wątpię.- Wtrącił Daniel ironicznie.- W końcu taki troskliwie dbającego o
własne interesy kosztem córki tatusia można tylko pozazdrościć.
- Jak
śmiesz?!- Żachnął się Roman.
- Jak
ja śmiem? Chciał pan grać w otwarte karty? Proszę bardzo. Tak, nie kocham
Justyny i gdyby nie była właścicielką Roxila nigdy nie zwróciłbym na nią uwagi.
Ale choć zależy mi na jej pieniądzach nie zamierzam puścić ją z torbami jak to
robi pan.
- Ha,
teraz będę miał dowód.- Zaśmiał się Karczewski.- Właśnie przyznałeś jaki jesteś
interesowny.
- Ależ
proszę bardzo.- W podobnym tonie odpowiedział Wyrzykowski.- Pokaż to Justynie i
złam jej serce. Chociaż nie, ciebie to wcale nie obchodzi, prawda? Najchętniej
chciałbyś by umarła. A więc pomyślmy…może fakt, że jej ojciec okrada firmę ją
zainteresuje?
- Co
chcesz przez to powiedzieć?- Spytał ostrożnie Roman.
-
Doskonale pan wie o co mi chodzi. O wielomilionowe premie które systematycznie
trafiają na nieznane nikomu konto.
-
Justyna o nich wie.
-
Czyżby? Ma pojęcie o skali ich rozmiarów? Częstotliwości? I tym na co są
przeznaczane?
-
Niczego mi nie udowodnisz.
- Wręcz
przeciwnie. Mam wyciągi giełdowe. Jest pan bardzo cwany, bo podkłada pan
własnych ludzi by zdywersyfikować ryzyko i zmylić komisję. Ale ja wiem, że
systematycznie skupuje pan udziały Rixola. – Roman poczuł pot na czole.
-
Możemy się przecież dogadać.- Powiedział w końcu po dłuższej chwili.-
Posłuchaj, obojgu zależy nam tych samych rzeczach: ciebie interesują jedynie
pieniądze a mnie udziały. Pozwolę ci na ślub z dziewczyną i udam, że cię
akceptuje pod jednym warunkiem.
-
Jakim?
- Potem
scementujesz udziały które otrzymasz jako jej mąż na mnie. Naturalnie za dużą
opłatą.
- Jak
dużą?
- Och,
w kwestiach szczegółów się dogadamy. Jesteśmy w końcu tacy sami.- Tacy
sami…Daniel poczuł tak gwałtowny skurcz obrzydzenia że aż skurczył się w sobie.
Tacy sami? Czy rzeczywiście byli tacy sami? Był podobny do tego wyzutego z
uczuć mężczyzny handlującym własną córką? Mężczyzny gotowego poświęcić jej
szczęście wydając ją za takiego dupka jak on? Czy ponad dwadzieścia lat temu to
właśnie w ten sposób ożenił się z matką Justyny? Udając kochającego ją
mężczyznę, czarując i spędzając z nią czas…tak samo jak teraz robił to on sam? Nie,
nie mogło tak być, nie było. On był dla Justyny obcą osobą: siedzący przed nim
mężczyzna był jej ojcem. Powinien kochać ją bezwarunkowo. A przede wszystkim
powinien posłać go do wszystkich diabłów. A on co? Chciał się z nim układać?
Niedoczekanie.
-
Obawiam się, że nie skorzystam z tej propozycji.
- Więc
chcesz bym pokazał córce nagranie z początku naszej rozmowy?
- O,
nie wątpię że pan to zrobi. Ale ja potem powiem, że zmanipulował pan naszą
rozmowę tak by wyglądało na to, że ją wykorzystuje. To będzie ciekawy test, nie
sądzi pan? Przekonamy się czyje uczucie jest silniejsze: jej do pana czy do
mnie.
- Ty
pieprzony skur…- Ale Daniel nie poczekał by usłyszeć resztę obelgi. Wyszedł z
własnego biura mając tego wszystkiego dość. Najchętniej chciał jechać do
mieszkania, spakować się i nigdy więcej nie widzieć na oczy Justyny ani jej
ojca.
***
Małgorzata
Jastrzębska bardzo szybko przekonała się, że jej chwilowe zaćmienie umysłu było
tylko ułudą po tym jak wściekły Roman Karczewski wpadł do swojego gabinetu.
Potem poprosił ją o znalezienie Pauliny Rywińskiej i wypytanie jej o Daniela
Wyrzykowskiego. Sądziła, ze po kilku latach od ukończenia szkoły dziewczyna nie
będzie go pamiętać, ale się pomyliła. Gdy tylko wymieniła nazwisko mężczyzny w
oczach tamtej zapalił się błysk. A potem opowiedziała o tym jak wykorzystał jej
naiwność.
Małgorzata
zrozumiała, że Wyrzykowski był łajdakiem: już od lat wczesnej młodości
wykorzystywał swój osobisty urok by podrywać bogate dziewczyny i wyciągać od nich
pieniądze. Prawie jak Tulipan, pomyślała wracając do firmy i zdając
sprawozdanie tej relacji panu Romanowi. Tamten zadowolony z siebie poszedł do
gabinetu Daniela z którego wrócił prawie purpurowy ze złości. Potem poprosił ją
do siebie.
-
Dobrze się spisałaś Małgosiu, ale mam dla ciebie jeszcze inne zadanie. Również
dotyczy Wyrzykowskiego.
-
Oczywiście, proszę pana.
- Chcę
byś poszukała osoby, która mogłaby zmontować pewien film.
- O
jaki rodzaj filmu chodzi?
-
Nagranie z dyktafonu. Chcę by wycięto odpowiednie fragmenty. Zrozumiałaś?
- Tak,
proszę pana.
- I
proszę by był to ktoś dyskretny.
-
Będzie. Mam znajomego zajmującego się tym zawodowo. Myślę, że będzie mógł
pomóc.
-
Świetnie. Gdy tylko uda ci się z nim skontaktować i umówić na spotkanie daj mi
znać. To bardzo pilne.
-
Rozumiem.
-
Świetnie. Będę ci wielce zobowiązany.- Małgorzata uśmiechnęła się. Cóż to za
ciekawą rozmowę musieli odbyć skoro Karczewski chce ją zmontować. Była pewna,
że się tego dowie. W końcu jej przyjaciel Karol bez problemu stworzy dla niej
kopię oryginalnego nagrania.
***
Po
pracy Daniel zdecydował się przeprosić Justynę. Nie ze szczerej chęci, ale
raczej zaniepokojony rozmową z jej ojciec. Musiał posiąść jej pełne zaufanie,
bo inaczej z łatwością może ją stracić. Był pewny, że wojna z Karczewskim
będzie najtrudniejszą potyczką w jego życiu.
Na przerwie
poinformował wuja o przebiegu rozmowy z ojcem Justyny: ten nie był z niego
szczególnie zadowolony. Powiedział, że lepiej by było gdyby udał że przystaje
na propozycję Romana by uśpić jego czujność. Daniel przyznał mu rację nie
wyjaśniając motywów swego postępowania. Ani uczucia które od tamtej rozmowy go
nie opuszczało, że jest takim samym śmieciem jak on. Wiele razy słyszał obelgi
na swój temat: wielokrotnie ktoś nazywał go oszustem, dupkiem lub bardziej
dosadnie. Ale nigdy fakt, że został tak nazwany nie zabolał go tak jak
porównanie do Romana Karczewskiego.
Jesteśmy w końcu tacy sami.
- Daj
spokój, przecież się na ciebie nie gniewam.- Oznajmiła mu narzeczona kilka godzin później już zupełnie radosna.
Po jej smutku nie było nawet śladu.- Sukienka była piękna, ale rzeczywiście dla
kogoś innego niż ja.
- Nie,
chodziło po prostu o to, że…- Już miał zamiar jej wyjaśnić że zachował się jak
fiut, ale dał sobie z tym spokój.- …o to, że z pewnością znajdziesz taką która
w pełni ukarze twoje piękno.
-
Dziękuję ci.- Uśmiechnął się do niej i przytulił. Widząc jej rozpromienione
szczęściem oczy on też poczuł się lepiej. Ale potem nastrój miłosierdzia mu
minął (w końcu przecież skrytykowanie sukienki nie było aż tak poważnym
przewinieniem prawda) tylko od czasu do czasu wtrącał jakieś małe słówko gdy
Justyna zanudzała go przygotowaniami do ślubu. Mimo wszystko to go uspokoiło.
Tak jak sądził nie zranił jej.
Przez
kilka następnych dni był w pełni zmobilizowany oczekując kontrataku ojca swojej
narzeczonej, ale wydawało mu się, że tamten nie zrobił nic albo planował coś
większego. Na razie więc postanowił się nim nie przejmować. Starał się
natomiast zacieśnić swoje relacje z Justyną: zabierał ją na zakupy do centrów
handlowych, spacerował, jadał z nią w restauracjach. Pozwalał nawet publicznie
nazywać się misiem choć tego nie cierpiał. Dzięki tym zabiegom uspokajał też
swoje sumienie: dziewczyna była w końcu z nim szczęśliwa.
Jednak
wciąż, mimo całej cierpliwości i siły woli czasami go irytowała. Na przykład
gdy podczas powrotu z pracy gdy pomiędzy piętrami zacięła się winda. Jasne, że
była to sytuacja niekomfortowa ale Justyna nie musiała aż tak panikować robiąc
z siebie pośmiewisko. Krzyczała, płakała i tylko mocno ją obejmując mógł
powstrzymać aż choć trochę się uspokoiła. Nawet w kilka godzin po tym
wydarzeniu nie mogła dojść do siebie.
Ale już
następnego dnia nie wracała do tego wydarzenia; w kilka dni później natomiast
zaskoczyła go ponownie nawiązując do sprawy udziałów Roxila. Chciała by to on
stał się właścicielem czwartej części tak jak to zaplanowali z wujem. Daniel
nie mógł pozbyć się wrażenia, że wszystko poszło zbyt łatwo; zrozumiał że
będzie musiał pomęczyć się z nią jeszcze tylko dwa tygodnie aż do nadania mocy
prawnej umowie. Z jednej strony się cieszył; z drugiej zastanawiał jaki będzie
odzew jej ojca. Bo tamten wciąż nic nie robił. No, może poza wysłaniem swojej
sekretarki z wiadomością dla niego grożącą że gdy nie zniknie z życia jego
córki to wyśle jej załączone nagranie. Wyrzykowski nic sobie z tego nie zrobił.
Wiedział, że to tylko blef: Roman nie zaryzykuje własną skórą by go pognębić.
Już raczej wymyśli coś innego. Wkurzyło go tylko, że najwyraźniej owa
sekretarka nie była do niego zbyt przyjaźnie nastawiona a jej wzrok aż ociekał
pogardą gdy na niego patrzyła choć był dla niej przesadnie miły. Chciał dać
sobie z tym spokój. Co mu zależało na jej opinii? Ale mimo wszystko któregoś
dnia nie wytrzymał:
- Czy
zrobiłem coś złego?
-
Słucham?
- Od kilku
tygodni patrzy na mnie pani tak jakbym był co najmniej mordercą.
-
Ja…och nie, wydaje się panu.- Odpowiedziała, ale jej ton pozostawiał wiele do
życzenia.
- Nie
sądzę.- Odparł. Małgorzata Jastrzębska zacisnęła usta w wąską linię. Po raz
pierwszy w swojej karierze zawodowej postanowiła nie postąpić kompetentnie.
Trudno, może i zostanie wyrzucona z firmy, ale jej zasady i morale aż krzyczały
by w końcu przestała być tchórzem.
-
Oglądałam tę taśmę.- Przyznała.
- I?
Uważa pani, że świadczy o mojej winie? Zapewne pani wie, że została zmontowana.
- Oboje
wiemy co na niej jest.- Odpowiedziała.
- Jest
zmontowana.- Kobieta mocniej tylko zacisnęła usta. Nie odpowiedziała. Podeszła
do drzwi i je otworzyła z zamiarem wyjścia. Zanim jednak to zrobiła odwróciła
się jeszcze.
- Ja tu
tylko pracuję i znam swoje miejsce, naprawdę. Pracuję tu dopiero od pół roku i
nie obchodzi mnie to jak pan Karczewski traktuje swoją córkę, jak trwoni jej
pieniądze ani jak pan ją wykorzystuje. Tylko po prostu mimo szczerych chęci nie
mogę na to wszystko nie patrzeć. Pani Justyna jest naiwna, owszem ale nie
zasługuje na tak podłe oszustwa od osób którym ufa najbardziej. Jej ojciec to
już dość, pan mógłby mieć więcej przyzwoitości i przestać wmawiać jej coś czego
sam nie czuje.
- Ma
pani rację, to nie pani sprawa.- Zgodził się Daniel czując napływ złości jak
zresztą ostatnio za każdym razem gdy ktoś zarzucał mu oszustwo wobec Justyny.-
Możesz już iść.- Kobieta otworzyła usta, ale szybko je zacisnęła. Skinęła tylko
głową opuszczając wzrok bo była pewna, że Wyrzykowski dostrzegł by w niej
furię. Znów spojrzała na uchylone drzwi. Ale tak jawne lekceważenie ze strony
Daniela podziałało na nią jak płachta na byka. Jak ten młody czaruś śmiał ją
potraktować protekcjonalnie?!
- Wie
pan co? Nie wyjdę. Bo chcę wiedzieć jak tak można. Jak można być młodym,
zdrowym mężczyzną z masą perspektyw a żyjącego z uwodzenia innych kobiet. Jak
zagłusza pan w sobie sumienie? A może w ogóle go pan nie ma?
- Nie
zna mnie pani.- Odpowiedział jej nie wyjaśniając niczego.
- Ja
sądzę inaczej. Żeruje pan na ludzkiej naiwności.
-
Justyna jest ze mną szczęśliwa.
- Jest
naiwna.
- A
więc sama jest sobie winna.
- Tak
tłumaczyłby pan morderców i gwałcicieli? Że ich ofiary po prostu niepotrzebnie
szły tamtą drogą i znalazły się w określonym miejscu o niewłaściwym czasie?
-
Odwraca pani kota ogonem, ale jeśli tak stawia pani sprawę to tak. Tak właśnie
uważam. Ktoś kto podąża samotnie pustą uliczką o północy sam prosi się o
kłopoty. A co do Justyny to jak sama pani powiedziała ojca również nie
obchodzi, więc tak czy inaczej zostanie pozbawiona pieniędzy. I powiem pani nawet
więcej: uważam że wyrządzam jej przysługę. Jej ojciec jest sto razy gorszy ode
mnie. Sądzi pani, że jej nie wykorzystuje?
- Ładna
mi przysługa.- Parsknęła ignorując jego ostatnie pytanie.
- Co ja
na to mogę poradzić? Nie ja podjąłem decyzję o ślubie. Nawet jej do tego
specjalnie nie namawiałem. Doskonale pani wie, jak Justyna jest irytująca i
głupia. To ona zwróciła na mnie uwagę nie mając pojęcia kto jest wrogiem a kto
przyjacielem.
- I co?
Pan postawił sobie tę rolę? Rolę wskazania jej tego, rolę Boga? No nie, zaraz
powie pan że celowo oblekł się w skórę wilka. W życiu nie słyszałam
żałośniejszego tłumaczenia.
- Nie,
nie celowo. Nie myli się pani: nie kocham jej. Nie mógłbym być z kimś takim:
przecież nawet pani jej nie lubi. Ale nie zrobię jej krzywdy. Nie postąpię z
nią bardziej bezwzględnie niż jej ojciec.
- Moje
lubienie jej lub nie, nie wyrządza jej żadnej krzywdy. Pański udawany afekt już
tak. Sugerując coś innego bezczelnie pan kłamie.
- Na
Boga, czy naprawdę wierzy pani w to co mówi?! Justyna żyje w swoim
wyimaginowanym świecie: sądzi że wszyscy są dobrzy i mili. Nie ma pojęcia jak
ją wykorzystują i żerują na niej. Ale z drugiej strony sama jest sobie winna.
Nawet nie próbuje skonfrontować rzeczywistości ze światem marzeń a gdy tylko
wkrada się w to jakaś rysa udaje że tego nie dostrzega. Poza tym jest naiwna to
fakt, ale przede wszystkim głupia. Brak jej inteligencji i przebiegłości ojca,
więc pewnie odziedziczyła to po matce: zresztą nieważne. A to przecież właśnie
ona przejmie firmę za niecałe 3 lata. Sądzi pani, że da sobie radę? Ja mogę jej
w tym pomóc.
- Przy
okazji jeszcze bardziej okradając? Nie sądzę. Poza tym przecież pańska
narzeczona skończyła studia. Na dodatek może się jeszcze doszkolić.
- Sama
w to pani nie wierzy. Ona? Przecież nawet nie wie co to znaczy ambiwalencja a
studia skończyła za pieniądze tatusia. I dobrze pani o tym wie. Wie pani co to
jest system binarny?
-
Oczywiście, że wiem.- Oburzyła się.
-
Właśnie. A skończyła pani finanse. Justyna studiowała informatykę i nie ma o
tym pojęcia. Poza tym…
- …wiem
co to znaczy ambiwalencja.- Przerwał Danielowi jakiś cichy, damski głos
wydobywający się zza drzwi. Potem otworzyły się szerzej i w progu stanęła
dziwnie spokojna Justyna Karczewska. Małgorzata rzuciła szybkie spojrzenie na
Daniela. Czy w tej chwili zastanawiał się nad tym co ona? Jak wiele słyszała?
Chrząknęła.
-
Bardzo państwa przepraszam.- Odezwała się.
- Nie,
niech pani zostanie.- Zakazała jej Justyna. Ton jej głosu był totalnie
beznamiętny, nie krył się w nim żaden wyrzut, choć przecież miała do tego prawo
skoro słyszała to co powiedziała.- Chcę mieć świadka.
- Ale
ja…
-
Proszę.- Dodała patrząc na nią łagodnie. Małgorzata ujrzała w nich coś jeszcze:
rozpacz pomieszaną z nadzieją. Kobieta nie mogła w to uwierzyć. Jak ta
dziewczyna mogła mieć jakiekolwiek skrupuły wobec narzeczonego skoro wyraźnie
powiedział że ma ją za nic? I rzeczywiście, zaraz okazało się że tak jest:-
Daniel, mówiłeś prawdę?
-
Zależy o co pytasz.- Odpowiedział jej Wyrzykowski. Jastrzębska w innych
okolicznościach podziwiałaby jego opanowanie. Ale teraz czuła się niekomfortowo
uczestnicząc w tym wszystkim.
- Czy
ty mnie kochasz?- Przez chwilę cisza wydawała się być wręcz przytłaczająca. Także
Daniel poczuł bolesny ucisk w okolicach serca. Cholera, przecież zawsze chciał
tego uniknąć. Zawsze. Nigdy, od początku tego całego spektaklu nie sądził, że
ona dowie się o tym w ten sposób. A przede wszystkim, że dowie się o tym od
niego. W myślach planował, że w tym czasie będzie już daleko. I to jej pytanie?
Co niby miało znaczyć?- Daniel, proszę: kochasz mnie?- Powtórzyła Justyna
patrząc gdzieś w podłogę jakby nie była w stanie podnieść wzroku. I w tej
chwili wiedział, że jest śmieciem.
-
Przecież słyszałaś.- Był pod wrażeniem pewności swojego głosu: nawet nie
zadrżał ani nie opadł.
- Ale
chcę to usłyszeć ponownie. Twarzą w twarz. I patrząc ci w oczy. Teraz.- Tym
razem spojrzała na niego. Uśmiechnął się wbrew sobie mając pełną świadomość, że
zostanie to odebrane jako jawna kpina. Nie mógł jednak nic na to poradzić. A
więc i w takiej chwili pozostała naiwna. W momencie, gdy usłyszała prawdę o
sobie nadal łudziła się, że ją kocha. Uświadomił sobie, że właśnie to powinien teraz
zrobić jeśli chce doprowadzić swój plan do końca: powiedzieć że miał już dość
kolejnych oskarżeń i uczynił to czego żądali od niego inni, czyli przyznał że
jej nie nic do niej nie czuje bo ma już dość zaprzeczania tym oskarżeniom i
traktowania go jako oszusta. Że oczywiście bardzo ją kocha, ale insynuacje
sekretarki jej ojca wyprowadziły go z równowagi. Wierzył, nie: miał całkowitą
pewność że Justyna uwierzyłaby mu. Uwierzyłaby, gdyby wyznał że ją kocha bo
właśnie to pragnęła usłyszeć. I paradoksalnie wiedział, że powinien to zrobić
aby osiągnąć swój cel. By to nad czym pracowali z wujem 6 miesięcy się ziściło.
Być może przez jakiś czas Justyna zastanawiałaby się nad jego szczerością, ale
potem jak zwykle dobroduszna natura by w niej zwyciężyła. Może więc dlatego
odparł coś czego się po sobie nie spodziewał:
- Nie,
nie kocham cię. I nigdy nie kochałem.- Bum, powiedział to. Wyznał prawdę choć
kładła kres jego oszukańczym planom.
- A
więc…to wszystko…co powiedziałeś to…to prawda?- Choć głos jej się łamał dzielnie
dokończyła pytanie. Daniel czuł jak bolesna obręcz wokół jego serca się
zacieśnia. Dlaczego musiała patrzeć na niego tymi oczami sarny? Czemu broda jej
drżała jakby tylko cudem powstrzymywała się od płaczu; dlaczego jej sylwetka
wydawała mu się przygarbiona? On przecież nie chciał na to patrzeć. Zaraz
jednak przypomniał sobie jak dość miał jej ciągłego uśmiechu. Czemu więc teraz
się nie uśmiechała? Zdenerwowany, pełny sprzecznych uczuć i zagubiony w tym co
słuszne zamiast się bronić reagował tak jak zawsze: atakiem:
- Która
część? To, że tylko cię wykorzystuję? Czy to, że jesteś naiwna jak dziecko? A
może to, że żyjesz w oderwanym od rzeczywistości świecie? Tak, to szczera
prawda.
- A
więc po to było to wszystko? Naprawdę tylko dla pieniędzy? Aż tak wiele dla
ciebie znaczą?
- Ha, o
to może zapytać tylko osoba taka jak ty: wychowana w złotej kołysce, z armią
służących na każde skinienie jedząca kawior i nosząca jedwabie. Nigdy nie
musiałaś martwić się o to jak przeżyć następnego dnia, jak zapłacić za czynsz
czy gaz. Ale tak, pieniądze są najważniejsze.
- Nawet
za cenę zranienia czyichś uczuć?
- A czymże jest miłość? Żałosnym stanem, który równie szybko gaśnie tak jak i się zapala.
- A czymże jest miłość? Żałosnym stanem, który równie szybko gaśnie tak jak i się zapala.
-
Jesteś cynikiem.- Stwierdziła jakby nie mogła w to uwierzyć. Pomyślał, że
jeszcze wielu rzeczy o nim nie wie. I na swoje szczęście nigdy się nie dowie.
- No
cóż, szkoda że nie zauważyłaś tego wcześniej.
- I na
dodatek nawet teraz mnie atakujesz. Świadomy tego, że to ty popełniłeś błąd, że
to ja powinnam to robić. Bo ja cię kochałam.
- I
znów to słowo: słowo którym tak hojnie szafujemy. Ja sam mówiłem je do ciebie
wiele razy choć nie były prawdziwe. Ale ja miałem przynajmniej świadomość, że
wypowiadam je kłamiąc. Ty ubzdurałaś sobie coś czego nigdy nie było.-
Ubzdurałaś sobie coś czego nigdy nie było…nawet słowa o tym, że jej nie kocha
nie bolały tak bardzo jak to. Zdegradował jej uczucia do nic nie znaczącego
wydumanego wrażenia choć właśnie łamał jej się świat. Zdeptał coś co wydawało
jej się piękne: bo nawet teraz choć już wiedziała że tylko grał
zakochanego mogłaby mieć pociechę w
swoim uczuciu. Ale on uświadomił jej, że nie ma racji. Bo jak mogła kochać
kogoś kogo tak naprawdę nie znała? Kochała więc iluzję. Spuściła wzrok.
-
Wyjdź.- Czuła jak bardzo drży jej głos, ale dzielnie dokończyła:- Wynoś się z
tego gabinetu i nigdy nie wracaj.
- Nie
trzeba było: sam bym to zrobił.- Justyna płakała już jawnie, choć całkowicie
bezgłośnie. Łzy płynęły z jej twarzy prawie nieprzerwanym strumieniem. Wciąż
nie mogła uwierzyć w to co właśnie słyszała, nie chciała tego słyszeć. Zaraz
potem powróciły do niej słowa Daniela o tym, że ucieka przed rzeczywistością.
Miał rację: właśnie to robiła: nawet teraz. Po raz pierwszy ujrzała swoje
zachowanie takim jakim było w istocie. A było niezwykle żałosne. Najbardziej w
tym wszystkim gnębił ją fakt, że w oczach Daniela, wyrazie twarzy czy całej
posturze ciała nie ujrzała ani kawałeczka winy czy skruchy. Jego słowa wbijały
sztylet w jej serce, a on nawet nie usiłował złagodzić bólu jednym małym słowem
przepraszam. Uświadomiła sobie, że naprawdę musi mieć ją za nic, że zawsze była
rzeczą bez znaczenia. To jak bezwzględnie ją dziś potraktował, jak szydził i
upokorzył piekło jak otwarta rana. Pełna rozgoryczenia chciała rzucić mu w
twarz właśnie podpisane pełnomocnictwo na jej udziały by pokazać mu że ma
gdzieś swoje pieniądze. Że skoro tak bardzo mu na nich zależało to może je
sobie wziąć. Ale nie zrobiła tego. Wciąż stała w drzwiach gdy on mijał ją nie
zaszczycając nawet jednym spojrzeniem. I została w gabinecie sama z sekretarką
ojca. Na początku w ogóle obecność Jasińskiej tutaj wyleciała jej z głowy.
Dlatego drgnęła gdy poczuła w dłoni chusteczkę. Potem załzawionymi oczami
delikatnie się uśmiechnęła wycierając po chwili nos. Podziękowała.
-
Mogłabym coś jeszcze dla pani zrobić?- Spytała ją Małgorzata. Justyna pokręciła
przecząco głową. Nikt nie mógł już dla nie nic zrobić. Znany jej świat legł w
gruzy.
- Nie.-
Odparła jej.- Czy naprawdę wszyscy pracownicy to wiedzieli? Że on mnie tylko
wykorzystywał?
- Panno
Justyno ja…
-
…proszę, wiem że to mi się może nie spodobać ale muszę znać prawdę. Wiele osób
mówiło mi, że Danielowi nie można ufać i że mnie oszukuje ale ja im nie
wierzyłam. Czy był ktoś kto tak jak i ja dał się nabrać? Czy pracownicy postrzegali
naszą znajomość taką jaka była w istocie?
- Tak.
Od samego początku. Doskonale wiedzieli, że Wyrzykowski to oszust. Ale niech
się pani nie martwi. Czasami obcy widzą więcej.- Justyna sądziła, że nic nie
może boleć bardziej ale się pomyliła.
- Ja… …ja
muszę…muszę iść do łazienki.- Nie żegnając się pobiegła w stronę łazienki nie
zwracając uwagi na mijające ją osoby.
I
przepłakała w niej ponad dwie godziny.
***
Po tym
wydarzeniu wszystko potoczyło się bardzo szybko: Justyna gdy tylko się
pozbierała zapukała do gabinetu ojca i powiedziała mu o wszystkim; on przytulił
ją i zaczął pocieszać. Tłumaczył, że od zawsze uważał Wyrzykowskiego za podłego
oszusta, ale ona w swojej ufności nie dostrzegała jakie z niego ziółko i nie dała
sobie niczego wytłumaczyć. Teraz jednak sam się wydał.
Roman
był tak zadowolony z przebiegu wypadków, że z trudem udawało mu się odgrywać
zbolałego tatusia. Bo miał ochotę zacierać ręce i popijać szampana. A tak
musiał patrzeć na cierpiącą Justynę. Naturalnie było mu jej trochę żal: w końcu
Daniel był dla niej całym światem. Ale bardziej żal było mu utraconej firmy.
Dlatego wyznał córce wszystko czego dowiedział się o Wyrzykowskim: to jak w ten
sam sposób wykorzystywał inne naiwne i bogate dziewczyny, jakim był
utrzymankiem i karierowiczem. Pocieszał ją, że nie była jego pierwszą ofiarą. Potem pokazał jej zmontowaną taśmę z
przebiegiem tamtej rozmowy między nimi. A Justyna znów zaczęła płakać. Bo zdała
sobie sprawę, że Daniel nie tylko jej nie znosił ale i również nienawidził.
Pomyślała, jak jej miłość musiała go bawić, jak dobrze musiał udawać podczas
gdy ledwie tolerował jej obecność u swojego boku. Przeżyła szok, gdy ojciec
powiedział jej również o Weronice. Bo korzystając z okazji Roman Karczewski
skłamał, że sekretarka była jego kochanką. Tak jak wiele innym pracownic firmy,
które miały nieszczęście zaufać jego urokowi.
Poznała również prawdę o rzeczywistych relacjach jakie łączyły Daniela z
Jarkiem. Byli więc rodziną. Justyna zdawała sobie sprawę, że Jarosław
Wyrzykowski pracował w Roxilu od kilku lat. Czy więc planował z bratankiem całą
akcję już wtedy? Nie chciała w to wierzyć, ale z każdą minutą opowieści o byłym
narzeczonym poznawała jego prawdziwe
oblicze.
Był
bezwzględny.
Cyniczny.
Egoistyczny.
Po
prostu zły.
A ona
nadal go kochała. Naprawdę była idiotką za którą ją uważał.
Długo
dochodziła do siebie. Pozwoliła ojcu nawet zakończyć tę sprawę . Daniel i Jarek
dostali natychmiastowe wypowiedzenia, ale mieli tydzień na wyniesienie się, więc
Justyna przez ten czas wolała nie pokazywać się w firmie. Bała się co poczuje
na widok Daniela. A przede wszystkim była przerażona tym, że jedno jego małe
słówko, że to wszystko było kłamstwem i tak naprawdę szaleńczo ją kocha
wystarczyłoby by mu wybaczyła.
Żałosne.
Ale w
kilka dni później, gdy w końcu zwlekła się z łóżka zrozumiała coś jeszcze.
Skupiła się tylko na tym, że Wyrzykowski ją oszukiwał ale nie pomyślała o czymś
jeszcze co wynikało z tej rozmowy.
Jej ojciec jest sto razy bardziej gorszy ode mnie.
Sądzi pani, że jej nie wykorzystuje?
Nie postąpię z nią bardziej bezwzględnie niż jej
ojciec.
Boże,
czy to mogła być prawda? Czy jej ojcu również zależało tylko na firmie i
pieniądzach?
Pieniądze są najważniejsze.
Nie,
Daniel tylko próbował się w ten sposób wybielić. Chciał oszukać panią
Małgorzatę, przekonać że nie jest wcale taki zły.
Jest naiwna i głupia.
Nie wie kto jest wrogiem a kto przyjacielem.
Słowa
byłego narzeczonego nieustannie kołatały jej w głowie. Ale żeby tatuś? Co
prawda nie miał dla niej zbyt wiele czasu, ale nie szczędził jej prezentów i
dawał wszystko czegokolwiek zapragnęła.
To ona będzie za trzy lata rządzić firmą.
Czy
chodziło więc tylko o spadek? O to, że z dniem ukończenia przez nią 25 lat
ojciec straci dostęp do pieniędzy Roxila?
Justyna poczuła się skołowana. Nadal pękało jej serce, ale w końcu
zaczęło do niej docierać to czego tak bardzo chciał Daniel: że może świat wcale
nie jest taki piękny a ludzie tacy dobrzy. Że może naprawdę nie ma pojęcia kto
jest wrogiem, a kto jej przyjacielem.
***
Jarosław
Wyrzykowski był wściekły. Był tak wściekły, że miał ochotę rozszarpać Daniela.
A ten na dodatek bez słowa pomagał mu pakować jego rzeczy, które przez lata
pracy w Roxilu znajdowały się w jego biurze.
- I co,
jesteś z siebie zadowolony? Z tego, że przed metą spartaczyłeś sprawę?
- Daj
już spokój.
- Nie,
nie dam. Ta idiotka miała już podpisane papiery. Chciała przekazać na ciebie
25% udziałów. Dosłownie 5 minut dzieliło nas od zwycięstwa. Pięć minut. Ale ty
oczywiście musiałeś kłapać swoim jęzorem przed tą całą Małgośką.
- Ile
razy zamierzasz to jeszcze powtarzać, co? Przecież wiesz, że teraz nie cofnę
czasu: stało się, Justyna poznała prawdę. Trzeba się z tym pogodzić.
-
Pogodzić? Pogięło cię? Ja się z tym nie pogodzę.
- Więc
co chcesz zrobić?- Daniel poczuł zaniepokojenie.
-
Raczej ty. Musisz iść do tej dziewuchy i powiedzieć jej, że bardzo ją kochasz.
- Co?
- To co
słyszysz. Powiesz jej, że bardzo ci przykro i że na początku rzeczywiście
udawałeś miłość do niej, ale z czasem to uczucie stało się prawdziwe. I że nie
możesz bez niej żyć.
- Nie uwierzy
mi.
- Nie?
A ja myślę inaczej. Podobno odkąd poznała prawdę nawet nie opuszcza swojego
pokoju i nieustannie ryczy a przecież minęły już 3 dni.
- Jak
to nie opuszcza pokoju?
-
Normalnie. Więc jak widzisz wystarczy tylko do niej iść. Kup jakieś kwiaty,
czekoladki, wystrój się. Jako pracownicy jesteśmy spaleni, ale pal licho tą
wstrętną robotę. Gdy staniesz się właścicielem 25% udziałów Roxila będziemy
mogli żyć jak królowie tylko z samych odsetek.- Rozmarzył się Jarek.- No, czego
tu jeszcze stoisz?
- Nie
mam zamiaru tego robić.
- Jak
to nie masz zamiaru?!
- Po
prostu: nie mam. Nie wystarczy, że ojciec ją oszukuje? Ja mam tego wszystkiego
dość. To zaszło już za daleko.
- Co ty
pieprzysz do cholery? Odkąd to nagle stałeś się taki kryształowy, co? Jakoś do
tej pory zgrabnie uwodziłeś inne bogate panienki bez mrugnięcia okiem. I to
czasami znacznie przezorniejsze i sprytniejsze od tej idiotki Justyny. A teraz
co, wróciły ci skrupuły?- Zaśmiał się ironicznie.
- Nie,
i właśnie o to chodzisz, rozumiesz? Nie miałem problemu z aroganckimi pannicami
sądzącymi że wszystko się im należy. Ale Justyna jest inna: ona naprawdę jest
dobra.
- Ta
idiotka jest tylko głupia!
-
Przestań ją wciąż tak nazywać!
- O,
proszę proszę: jakoś jak dawniej gdy ją tak nazywałem to ci nie przeszkadzało.
A teraz co? A może specjalnie gadałeś z Małgośką przy otwartych drzwiach mając
nadzieję, że ta idio…że Justyna to usłyszy, co?- Daniel przełknął gwałtownie
ślinę. Czy wuj miał rację? Czy w swojej podświadomości nie chciał już dłużej
zwodzić Justyny Karczewskiej? Czy celowo wyznał najpierw prawdę jej ojcu mając
nadzieję że go powstrzyma? I z tych samych przyczyn zrobił to samo wobec
Małgorzaty Jastrzębskiej? Zaczynał wierzyć, że tak było. Ale nie przyznał się
tego przed wujem.
-
Bredzisz.- Prychnął tylko.
-
Czyżby?- Podłapał Jarek. Bacznie spojrzał na bratanka. W końcu na jego twarzy
odmalował się szok.- A może…może ty się rzeczywiście w niej zakochałeś?
-
Skończmy tę rozmowę zanim stanie się jeszcze bardziej niedorzeczna.
- Nie,
nie uciekaj. A więc to prawda tak? Boże.- Zaśmiał się gdy Daniel nie
odpowiedział.- Naprawdę zakochałeś się w tej idiotce. Ty, który mógłbyś
wybierać spośród najpiękniejszych kobiet.
-
Mówiłem ci żebyś jej tak nie nazywał. I wcale nie jestem w niej zakochany.-
Jarosław zignorował słowa bratanka.
- W
takim razie nie wiem w czym widzisz problem. Ożenisz się z kobietą którą
kochasz. I wiesz co? Może tak nawet będzie lepiej: zdobędziesz dożywotnie
zabezpieczenie finansowe i nigdy więcej nie będziemy już musieli nikogo więcej
naciągać. Na dodatek wszyscy będą szczęśliwy: ty, mała i ja. No, może poza jej
ojczulkiem. On pewnie nieźle się wścieknie, ale…
-…ogłuchłeś?
Powiedziałem, że jej nie kocham.
- Więc
skąd te skrupuły, co?
- Po
prostu mam dość. Nie będę nikogo oszukiwał za pomocą uczuć. Do tej pory
powinniśmy zaoszczędzić dość pieniędzy. Co się z nimi stało?
-
Zapomniałeś o kredycie twoich rodziców? Hipotece na dom? Jak myślisz skąd
miałem brać pieniądze by to wszystko spłacać?
-
Przecież od ich śmierci minęło prawie 15 lat. Nie wmówisz mi, że do tej pory
nie spłaciłeś 50000 zł. Przecież od samej Pauliny wyciągnąłem taką kwotę
jeszcze w technikum.
- A
odsetki? Koszty twojego utrzymania, zapłata za te liczne zniszczenia gdy brałeś
udział w bójkach? Zapomniałeś kto wpłacił za ciebie kaucję gdy pobiłeś kolegę z
klasy?- Daniel nie odpowiedział. Nie dlatego, że pytania wuja były czysto
retorycznie. Po prostu zaczął zdawać sobie sprawę, że też był idiotą. Przez
wiele lat pozwalał wujowi kierować swoim życiem, robił to czego chciał uważając
że jest mu to winny gdy zajął się nim po śmierci jego rodziców w wypadku
samochodowym. Przez lata pozwalał na manipulacje udając, że nie dostrzega
rozrzutnego stylu życia wuja i jego ekstrawaganckich potrzeb. Nawet pół roku
wcześniej, gdy skończył z Beatą Kędzierską, córką biznesmena z Krakowa Jarek
kupił sobie nowy samochód. Czy zamiast tego nie mógł spłacić ich długów? Boże,
jakiś on był naiwny. Z trudem powstrzymał swoje emocje. Zamiast tego odparł
spokojnie.
-
Pamiętam. I bardzo ci za to dziękuję. Zająłeś się mną poświęcając swoje własne
życie choć sam miałeś mniej lat niż ja teraz. I powtarzam: będę ci za to
dozgonnie wdzięczny. Ale nie mam zamiaru być dłużej żigolakiem żerującym na
uczuciach kobiet, będącym na ich utrzymaniu. Po prostu czuję wstręt, czuję się
jak męska prostytutka.
- Więc
jak chcesz zarabiać? Jak zamierzasz się utrzymać? Teraz, gdy obydwoje jesteśmy
bez pracy co?
- Tak
jak wielu innych ludzi: znajdę nową.
- Ty i
praca.- Jarek zaśmiał się pogardliwie.- Jesteś przyzwyczajony do łatwych
pieniędzy a nie ciężkiej pracy. Nie wytrzymasz nawet miesiąca w czasie którego
wciągniesz najniższą krajową.
-
Przynajmniej zarobię ją sobie sam. I satysfakcja będzie dla mnie dodatkową
nagrodą.
- Jak
chcesz. Ale zanim zerwiemy nasz układ musisz mnie spłacić.
-
Słucham?
-
Wszystkie długi twoich rodziców, całą kasę którą w ciebie włożyłem, pół
wartości mieszkania którego jestem współwłaścicielem.
-
Przecież przez te 5 lat zwróciłem ci to z nawiązką!
- Może.
Ale teraz przez ciebie jestem bez pracy. Gdyby nie wydały się nasze powiązania
zachowałbym stanowisko.
- A
więc tylko tym dla ciebie byłem, co? Darmową siłą roboczą? Wykorzystywałeś mnie
tak samo jak ja te kobiety, co?
- Daj
sobie spokój z tym melodramatyzmem. Otrzeźwiej lepiej i się pozbieraj. Mam
pomysł już na następny cel.
- W
takim razie uwódź go sobie sam.- Daniel bez żadnych wyrzutów sumienia odszedł w
kierunku drzwi. Zanim jednak odszedł usłyszał jeszcze:
-
Pierzony gnojek. Teraz odezwało się w tobie sumienie? Zobaczymy jak zaśpiewasz
gdy sam będziesz musiał się utrzymać bez mieszkania i pracy czy oszczędności.
-
Mieszkanie jest moje. Dali mi je w spadku rodzice.
- Ale
ja jestem jego współwłaścicielem. Na dodatek ciąży na nim hipoteka której nie
spłaciłem.
-
Jesteś sukinsynem.
- A ty idiotą.
Mogliśmy być świetnym zespołem gdybyś miał jaja.- Daniel uśmiechnął się choć
wcale nie było mu do śmiechu. Wuj miał rację: był nikim. Facetem pijawką
żyjącym z innych. Idąc korytarzem firmy patrzył na twarze mijających go ludzi i
mógł wyczytać z nich tylko pogardę. W oczach niektórych błyszczała jeszcze
jakaś przewrotna radość z tego, że podwinęła mu się noga. Nie obchodziła ich
Justyna. Ważne było tylko ludzkie nieszczęście. Poczuł się jak robak, zwyczajny
paskudny robak. Jak mógł dopuścić do tego czym się stał? Jak mógł tak stracić
własną godność?
-
Proszę proszę, a jednak to się stało: Daniel Wyrzykowski odchodzi z podkulonym
ogonem.
-
Spadaj Grzesiek. Nie mam ochoty na żadne gatki.- Jej, a był już tak blisko.
Jeszcze dwadzieścia metrów i wyszedłby na zewnątrz. Czemu musiał natknąć się
akurat na przyjaciela Justyny?
- W
końcu twoja maska opadła.
-
Słuchaj, ja na twoim miejscu też zapewne chciałbym się trochę po napawać
zwycięstwem, ale sugeruję być stąd odszedł bo mam ochotę dać komuś w ryj.
- Ha,
nadal więc hardy i dumny. – Daniem przewrócił oczami. Odepchnął lekko Grzegorza
dając sobie miejsce na przejście. - A mówiłem ci, że zniszczysz jej życie.
Powiedziałeś wtedy, że przy tobie jest szczęśliwa. Teraz nawet nie obchodzi cię
jak się ma?- Daniel zatrzymał się. Miał szczerą ochotę spytać o Justynę: jak
się trzyma, czy naprawdę cierpi tak mocno. Chciał by przyjaciel przekazał jej,
że wie jaka z niego świnia. Ale nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Zamiast tego
odwrócił się z ironicznym wyrazem twarzy:
- No
cóż, możesz więc być dumny. Miałeś rację.- Potem jednak dodał już poważniej:-
Dbaj o nią. I strzeż przed jej ojcem.- Po czym odszedł. Wsiadł do swojego
samochodu i zrozumiał, że nie ma pojęcia gdzie powinien teraz pojechać.
***
- Panno
Justyno, naprawdę nie rozumiem motywów pani postępowania.- Powiedziała już na
wstępie Małgorzata Jastrzębska gdy tylko dotarła pod wskazany przez Karczewską
adres restauracji.
- Na
początek niech pani usiądzie.- Odpowiedziała jej dziewczyna. Jej blada zwykle
cera teraz była wręcz przezroczysta. Cienie pod powiekami zdradzały niewyspanie
lub litry wylanych łez. Wydawała się nawet jeszcze bardziej chudsza niż była w
istocie. Pani Małgosia pomyślała, że opowieści o jej stanie krążące po firmie wcale
nie są przesadzone.
- O
czym chciała pani ze mną rozmawiać?- Karczewska uśmiechnęła się. Ale nie tak
jak dawniej z psotnymi iskierkami w oczach małej dziewczynki, ale młodej
kobiety doświadczonej przez los.
- Zacznę może od tego…- Podjęła po pełnej
skupienia ciszy która zapadła po pytaniu Jastrzębskiej.- …że wiem co pani o
mnie sądzi. Wiem, że mnie pani nie lubi i…
- Ależ
pani Justyno to nie jest prawda…- Zaprzeczyła z oburzeniem.
- …ale
dlatego właśnie pani ufam.- Dokończyła dzielnie dziewczyna. Małgorzata poczuła
wyrzuty sumienia: to dziecko było bardzo nieszczęśliwe choć wychowała się w
złotej kołysce. Potem doszła do wniosku, że oszustowi mogła ulec jej córka,
Natalia. Czy wtedy postrzegałaby ją za głupią i naiwną?
- To
nieprawda.- Powtórzyła już spokojniej. - Owszem, może postrzegam panią jako nieco
naiwną ale to nie znaczy że pani nie lubię.
-
Naiwną…właśnie on tak mnie nazywał prawda? Naiwną i głupią.- Obie dobrze
wiedziały kim był „on”.
- Nie
miał racji.
- Może
miał, może nie…ale nie o tym chciałam dziś rozmawiać.
- Nie?
- Nie.
Jak już mówiłam ufam pani choć być może znów popełniam błąd. Na dodatek jest
pani sekretarką mojego ojca i choćby z tej racji jest mu winna lojalność.
Dlatego to o co panią proszę może być dla pani trudne.
- A
mianowicie?
- Chcę
znać prawdę. Chcę wiedzieć, czy to co mówił Da…czy to, że dybie na mój spadek
jest prawdziwe. Jeśli nie chce pani o tym mówić, to zrozumiem ale jeśli tak
to…to niech pani powie wszystko co wie.- Małgorzata długo zwlekała z
odpowiedzią. Rozważała liczne za i przeciw: choćby ostatni awans jaki dostała
od pana Romana. Za to, jak się wyraził, że przyczyniła się do zdemaskowania
Daniela Wyrzykowskiego. I choć nim gardziła musiała martwić się przecież o swój
los. I swojej córki. Mąż dawno ją opuścił, a im dwóm nie było łatwo. A
szczególnie łatwo nie będzie teraz gdy Natalia zacznie studia. Mieszkały na przedmieściach,
ale dojazd do miasta zajmował ponad godzinę. Będzie więc musiała wynająć
mieszkanie córce, a to kosztuje.Czy miała więc poświęcić wszystko dla nieznanej
sobie bogatej dziedziczki? Nie, nie mogła. Ale z drugiej strony…myśl że zachowa
się tak samo kłamliwie jak wszyscy ją otaczający ludzie podziałała jak kubeł
zimnej wody.
-
Dobrze, wyznam pani prawdę. Ostrzegam jednak, że nie będzie ani przyjemna, ani
miła.- Gdy jej rozmówczyni skinęła głową pani Małgosia zaczęła opowiadać.
Mówiła o wszystkim: o tym na co natknęła się sama pracując jako sekretarka jej
ojca, na to jak zlecił jej sprawdzenie Daniela a potem zmontował taśmę (dodała
też że ma jej kopię, którą może przekazać jej jako dowód), o licznych
wielomilionowych premiach oraz specjalnym koncie. Oprócz tego dodała plotki
słyszane od pracowników. Na koniec, widząc twarz Justyny zakończyła:- Może mi
pani naturalnie nie wierzyć, pracuję w
Roxilu zaledwie kilka miesięcy, na dodatek jak słusznie pani zauważyła jestem
winna lojalność panu Karczewskiemu ale to może świadczyć również na moją
korzyść. Wiele ryzykuję przychodząc tutaj i mówić to. Chociaż. ..nie, i tak
postanowiłam się zwolnić. Chyba nie potrafię znieść takiej atmosfery panującej
w firmie.
- Nie
zrobi tego pani.
- Co:
proszę?
- Chcę
by pani nadal pracowała dla mojego ojca.
-
Ale…to znaczy, że mi pani nie uwierzyła?
- Wręcz
przeciwnie: ale zanim będę gotowa przejąć swoje dziedzictwo muszę się jeszcze
wiele nauczyć. Do tego czasu chcę mieć zaufanego człowieka w Roxilu. I tak nie
mogę cofnąć danego mu pełnomocnictwa, dlatego chcę znać wszystkie posunięcia
mojego ojca. Chcę wiedzieć ile wpłaca, gdzie, po co i dla kogo. Chcę wiedzieć
wszystko, rozumie pani?
- Tak.
- Dam
pani czas na zastanowienie się: dodam tylko że to wszystko będzie dodatkowo
płatne. Mimo wszystko jednak nie chcę by pieniądze były jedynym motorem pani
działania. Potrzebuję kogoś komu mogę ufać: a na razie ufam tylko swojemu
przyjacielowi Grześkowi. On jednak pracuje przy montażu samochodów i nie ma
pojęcia o zarządzaniu i finansach. Zresztą tak jak ja.- Dodała z goryczą.
- Nie
trzeba mi czasu. Zgadzam się panno Justyno. Pomogę pani.
-
Świetnie. Jednak będę chciała od pani jeszcze czegoś.
- Tak?
- Chcę żeby
mnie uczyła. By wyjaśniła mi całą specyfikę prowadzenia firmy takiej jak Roxil
i sposób jej zarządzania. Chcę choć w części rozumieć dlaczego podjęto takie
czy inne decyzje.
- Nie
jestem pewna czy dam radę.
- Bez
obawy, choć jestem tak mało bystra jak wszyscy sądzą z pewnością coś zrozumiem.
Na dodatek nie chcę podjąć prezesury za niecałe trzy lata: doskonale wiem że
się do tego nie nadaję. Chcę po prostu wiedzieć na tyle by rozpoznać jako takie
oszustko kogoś, komu powierzę kierowanie moimi interesami. Nie zamierzam już
dłużej wierzyć nikomu na słowo. Może i byłam naiwna, ale teraz już taka nie
jestem.- Jastrzębska przyjrzała się Justynie baczniej: na jej zaciśnięte w
piąstki dłonie, na złożone w ciup wargi, ogień w oczach. I zrozumiała, że dziewczyna
nie tylko utraciła ukochanego. Utraciła dziecięcą ufność i wiarę: zrozumiała że
każdy jest egoistą więc jedyne na co może liczyć to tylko ona sama. Nie miała
pojęcia czy powinna się z tego cieszyć czy raczej smucić.
***
Jarosław
Wyrzykowski był na siebie wściekły za to jak rozegrał to wszystko z bratankiem.
Nie powinien mówić mu wielu rzeczy a przede wszystkim nie powinien mówić mu
prawdy. Westchnął ciężko. Teraz to i tak bez znaczenia. Został bez pracy, na
dodatek Daniel ubzdurał sobie że nie chce mieć już z nim nic wspólnego przez co
musiał odłożyć w czasie kolejne polowanie na bogatą dziedziczkę. Nie wątpił ,że
bratanek do niego wróci: w końcu nie przywykł do ciężkiej pracy fizycznej, a
nigdy nie pracował w swoim zawodzie więc brak mu też doświadczenia. Może i znał
się co nie co na komputerach, ale bez wykształcenia nic z tym nie zdziała. Na
dodatek nie miał pieniędzy i mieszkania: Jarek postarał się o to by młody był
od niego zależny. To nie znaczy, że go nie kochał: skądże. Na swój sposób
Daniel był mu drogi tak jak młodszy brat. Ale nie rozumiał jego skrupułów. On
sam gdy był młodszy nie wahał się wykorzystywać swoich dwóch poprzednich
partnerek przez dobrą dekadę czerpiąc z nich źródło utrzymania. Ale niestety,
miał już prawie czterdzieści lat, musiał więc ustąpić pola młodszym. Co prawda
nadal był przystojny ale bogate młódki już się nim nie interesowały.
Pozostawały więc bogate wdowy, ale na to z kolei był za młody. I w ten oto
sposób stał między młotem a kowadłem. Dlatego to młody był jego złotą atutową
kartą.
Naturalnie
nigdy przez myśl by mu nie przeszło by pracować uczciwie. Co prawda kilka lat
temu znalazł zatrudnienie w Roxilu, ale tylko po to by uzyskać niezależność.
Już dawno przekonał się, że to lepiej wygląda gdy nie jest bezrobotny. Kobiety
zwłaszcza te bogate nie były głupie: niektóre miały wręcz radar wykrywający
oszustów polujących na ich kasę. A tak , gdy tylko oznajmiał że pracuje w
Roxilu od razu plusował. Nie musiał nawet zdradzać, że ma tam dość podrzędną
robotę; zresztą czasami siebie
„awansował”.
Teraz
kroczył do gabinetu prezesa musząc choć trochę nie być stratnym. Daniel
zakochał się w tej idiotce, trudno. Ale Jarek nie pozwoli by bratanek go
wykolegował. Był pewny, że młody tylko chciał zmylić jego czujność i zgarnąć
cały jej majątek dla siebie. Nie wierzył w to, że tak po prostu zrezygnuje choć
darzy ją uczuciem. Nie był taki głupi.
-
Proszę powiedzieć panu Karczewskiemu, że chcę się z nim natychmiast widzieć.
- Nie
sądzę by prezes pana przyjął. Jest teraz zajęty.- Odpowiedziała mu oschłym
tonem sekretarka. Cholera, czy już wszyscy tutaj wiedzieli że wyszedł z
Danielem na oszusta?
- Gdy
dowie się w jakiej sprawie przychodzę zmieni zdanie.- Kobieta zawahała się.
- W
takim razie najpierw go zawiadomię.
-
Dobrze, poczekam.- Odparł. Tak jak sądził Roman Karczewski już po kilku
minutach zaprosił go do swojego biura. Nie był jednak przyjaźnie nastawiony.
- Jeśli
zamierza pan mówić, że nie miał pojęcia o planach bratanka to niech sobie to
pan daruje.- Zagrzmiał na wstępie jego rozmówca. Jarek zmarszczył brwi. Nie
spodziewał się takiej zawziętości.
-
Oczywiście, że wiedziałem. Co nie znaczy, że pochwalałem.- Dodał szybko w
myślach rozważając strategię. Wcześniej zamierzał udawać niczego nieświadomego,
ale jedno zdanie Karczewskiego uświadomiło mu, że nie tędy droga. Może więc
udawanie, że miał skrupuły się na coś zda?
- To
też może pan sobie darować. Nie zatrudnię pana z powrotem. Rzygać mi się chce
jak na pana patrzę.- Jarek się zdenerwować. Ten stary pozer go obraża? On który
również pragnie zagarnąć majątek córki dla siebie?
-
Grajmy w otwarte karty. Tak, wiedziałem o planach Daniela. Sam nawet mu je
zaproponowałem.
- I
śmie mi pan to mówić prosto w twarz?
- Tak.
Na dodatek powiem więcej: doskonale pan wie że gdyby tylko mój bratanek chciał
odzyskać słodką Justysię to by to zrobił. Świata poza nim nie widzi. Więc
proszę zachowywać się w stosunku do mnie nieco grzeczniej, bo jedno moje małe
słówko i wszystko może wrócić do normy.
- Czego
więc pan chce?- Odwarknął Karczewski.
-
Pieniędzy.
-
Mogłem się spodziewać.- Prychnął Roman.- Ma mnie pan za durnia? Sądzi pan, że
uwierzę w to co pan mówi? Gdyby miał pan cień szansy na to, że pański bratanek
odzyska zaufanie mojej córki nie zadawalałby się pan marnymi groszami które
mogę panu dać. Na dodatek parę osób słyszało waszą kłótnię dzisiaj, więc
spodziewam się że Daniel zaprotestował a pan próbuje wyskrobać ode mnie
ostatnie grosze by nie być stratnym. Proszę jednak nie ubliżać mojej
inteligencji i zejść mi z oczu zanim zalecę ochronie wyrzucenie pana.
- Tak,
przyznaję Daniel się wycofał ale i tak mi pan zapłaci. Wiem o panu więcej niż
się panu wydaje. Co więcej mam na to dowody. A łatwowierna Justynka widząc
zdradę ukochanego znacznie łatwiej uwierzy również w zdradę ojca.
-
Dobrze, dam panu trochę pieniędzy. Ale to będzie jednorazowy incydent.
-
Bardzo rozsądne z pana strony. Ale w
zamian za nie mam propozycję nie do odrzucenia.
-
Doprawdy? Chyba jednak nie skorzystam.
- A ja
myślę, że tak.
***
Daniel
zaczął od sprzedaży swojego auta . Dzięki temu mógł wynająć tani motel gdzie
spędził prawie dwa tygodnie do czasu znalezienia kupca na mieszkanie. Z
prawdziwą przyjemnością rzucił te pieniądze wujowi w twarz. Sobie zostawił
połowę: w końcu tyle mu się należało. Regulując prawnie resztę spraw zrozumiał
jakim był kretynem: Jarek traktował go jako swoje źródło dochodów nie martwiąc
się długami jego rodziców które urosły do niebotycznych rozmiarów. Teraz jednak
nie miał wyjścia: gdy tylko na jego koncie pojawiły się pieniądze komornik od
razu zwęszył cel. Nie ma się co dziwić: przez tyle lat nie miał żadnego
teoretycznego źródła dochodu, a że dług był dziedziczny zaległości nie spadły
na barki wuja. Daniel mógł mu tylko gratulować: załatwił wszystko bardzo
sprytnie. Nie obwiniał o nic rodziców: biorąc liczne pożyczki na rozkręcenie
firmy ojca nie mogli brać pod uwagę swojej szybkiej niespodziewanej śmierci.
Tego przecież nikt nie planuje. Tak więc teraz po spłacie wszystkiego miał
ledwie ponad czterdzieści tysięcy, był bez dachu nad głową, pracy i auta. A on
naiwnie liczył na to, że starczy mu na kupno małej kawalerki, śmiechu warte. Nie
wiedział jak ma się w tym wszystkim odnaleźć: miał prawie dwadzieścia osiem lat
a mentalnie był na poziomie osiemnastolatka. Czasami żałował, że tak
potraktował wuja, ale nie mógł dalej pozwolić tak się wykorzystywać. Postanowił więc wynająć jakieś
mieszkanie i znaleźć pracę. Oszczędności nie wydał, ale wpłacił na własny
rachunek. Prawie zapomniał już o swoim poprzednim próżniaczym życiu. Prawie. Bo
przed jego oczami czasami stawała twarz Justyny Karczewskiej. Ufnie zakochanej
w niej dziewczyny, słodkiej i niewinnej nieskażonej złem świata. Jednak mimo
tego co sugerował wuj, nie kochał jej. Postrzegał ją jako kogoś kim trzeba się
opiekować bez żadnego romantycznego podłoża. Ale miał wobec niej tak potworne
wyrzuty sumienia, czasami też wciąż nawiedzała go w jego snach. Dlatego
któregoś dnia nie wytrzymał: przyszedł pod jej dom chcąc z nią porozmawiać. Miał
nadzieję, że może dzięki temu nieustające wyrzuty sumienia znikną. Ale nie
wpuszczono go. Pan Roman poinformował go z nieco dziecięcą satysfakcją, że jego
„kochana córeczka” nie chce mieć z nim nic do czynienia. Daniel więc dał sobie
z tym spokój. Zamiast tego zadzwonił tylko do dziewczyny i nagrał się na jej
pocztę z przeprosinami. W końcu choć tyle był jej winien. Potem wyrzucił ją ze
swojego życia. Tak samo jak ona zrobiła to z nim. Miał tylko nadzieję, że
kiedyś odnajdzie szczęście i ktoś pokocha ją tak jak na to zasługuje.
Ależ długi ten rozdział :) Bardzo ciekawa historia, wciągająca, z resztą jak wszystko co piszesz. Czekam na następną część niecierpliwie. Pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńna początku niechętnie się czytało ale powoli wciągała i musze przyznać że wciągnęłą ta historia ;) taka inna i zaskakująca..ciekawa jestem finału :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie długi rozdział, ale to bardzo dobrze, już jestem pozytywnie nastawiona :P
OdpowiedzUsuńHistoria od razu mnie wciągnęła, już się nie mogę doczekać dalszego ciągu ;)
Życzę weny i błagam szybciej z kolejnym rozdziałem bo nie wytrzymam :D
okeej :) Może jeszcze dziś wieczór się za to wezmę jak nie zmorzy mnie zmęczenie. Ale na pewno rozdział będzie krótszy niż ten pierwszy
UsuńGenialne i jakie długie. Dziękuję i czekam na kolejne, na losy Brylantowego Liceum również. Pozdrawiam. Patrycja.
OdpowiedzUsuńCzemu nic nie dodajesz? ��
OdpowiedzUsuń