Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 1 lutego 2016

Zranione uczucie część 1



Witajcie moje czytelniczki po dłuższej przerwie :) I zanim zaczniecie to czytać to muszę wyjaśnić, że niestety nadal mam jeszcze przed sobą tydzień wytężonej nauki. Mimo wszystko postanowiłam wstawić to opowiadanie, bo stworzyłam je już kilka lat temu. Jest ono bodajże pierwszym które napisałam jeszcze przed "Od nienawiści...", więc prawdę mówiąc jest trochę naiwne (mam na myśli fabułę) i widać że jest po prostu gorsze stylistycznie (chociaż jeszcze przed wstawieniem starałam sie to poprawić) Zresztą, sami zobaczycie po przeczytaniu- piszę o tym teraz żeby nie było rozczarowania.
Opowiadanie jest krótkie, kolejną część dodam jutro lub pojutrze (bo chodź jest już napisane, to niestety konieczna jest drobna restrukturyzacja ze względu na błędy i inny format zapisu pliku, który niewłaściwie odtwarza mi się w wordzie). Części będą trzy lub cztery. Mimo wszystko miłego czytania i dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość co do tej dłuższej przerwy.
PS: Sesja jak na razie idzie mi dość dobrze, więc mam nadzieję że tuż po niej (bez poprawek) wrócę do was pełna energii i spokojnej głowy do stworzenia czegoś nowego.
Pozdrawiam :-)


Wracając z zakupów byłam nieźle zziajana. Z ulgą weszłam do mieszania, które dzieliłam z ciocią i usiadłam na krześle.
Niezły upał, co? A dopiero maj.
- Tak.- Przytaknęłam.- Zaraz wszystko rozpakuję, tylko muszę trochę odpocząć.
- Mówiłam ci, żebyś wzięła auto- Ciocia dobrodusznie mnie zganiła. Chwilę krzątała się po kuchni i już po chwili stała przede mną moja ulubiona woda z plastrem cytryny.
- Jesteś niezastąpiona. Dzięki.- Posłałam jej promienny uśmiech.- A dobrze wiesz, że o tej porze w mieście są straszne korki. Komunikacją miejską jest szybciej.
- Ale trudniej.- Jak zawsze musiała mieć ostatnio słowo. Jednak kochałam ją za to.- Nie zgadniesz kto dziś zadzwonił gdy cię nie było.
- Ten twój amant spod piątki?- Spytałam żartobliwie. Od jakiegoś czasu niespełna pięćdziesięcioletni sąsiad zalecał się do mojej cioci. Jednak niestety bez wzajemności
- Basiu!- Zaperzyła się. - Nie, to nie był pan Zbyszek. Dzwoniła Edyta.- Prawie zakrztusiłam się łykiem wody, który właśnie przełykałam. Owszem, mogło chodzić o przyjaciółkę cioci o tym imieniu, ale po jej tonie rozpoznałam (albo jakimś szóstym zmysłem), że jednak chodzi o moją przyrodnią siostrę.
- Tak?- starałam się spytać w miarę obojętnie- Po co?
- Chce abyś była matką chrzestną Gosi. Czyż to nie cudownie?- Tym razem naprawdę się zakrztusiłam, że aż ciocia musiała kilka razy klepnąć mnie po plecach.- Tyle razy mówiłam ci, żebyś nie piła tak łapczywie.
- Prze...przepraszam- Z trudem udało mi się wykrztusić- Powiedziałaś jej, że nie mogę, tak?
- Kochanie, sądzę że powinnaś się z nią już pogodzić. Obie tylko przez to cierpicie.- Wytrzeszczyłam na nią oczy. No, ale ciocia nie znała prawdy na temat wydarzeń które rozegrały się między nami kilka lat temu przed tym jak się tu przeprowadziłam. A przynajmniej nie całą. Bo moja siostrzyczka z pewnością nie cierpiała po tym co mi zrobiła. Co więcej cieszyła się, że wygoniła mnie z domu a ojciec znienawidził. Do dziś pamiętam jej pełen tryumfu wzrok gdy uwieszona na Darku machała mi na pożegnanie...Ale od początku.
Wszystko zaczęło się ponad 14 lat temu gdy zmarła moja mama. Tata bardzo ją kochał, więc jej śmierć boleśnie go zraniła. Gdy odeszła nie był już sobą. I nie jest to przenośnia: on naprawdę się zmienił. Wcześniej zawsze miał dla mnie czas, dużo się uśmiechał i uwielbiał niedzielne wypady za miasto, gdzie łowił ryby. Godzinami mogłam się temu przypatrywać. Potem każdą wolną chwilę spędzał w pracy, był ponury i unikał mnie jak tylko mógł. A przynajmniej tak odbierała to dwunastoletnia wówczas dziewczynka którą byłam.
Dlatego tym dziwniejszym był fakt, że ledwo półtora roku później ponownie się ożenił z Grażyną, trzydziestotrzyletnią wdową z jedenastoletnią córką Edytą. W
zasadzie byłam z tego zadowolona: od zawsze chciałam mieć siostrę (choć niekoniecznie macochę) i szybko zaprzyjaźniłam się  z Edą. A przynajmniej tak mi się wydawało. Z czasem odkryłam, że moja młodsza ukochana siostrzyczka właściwie mnie wykorzystuje. A stało się to dzięki chłopakowi z mojej klasy, Darkowi. Nasza znajomość zaczęła się dość dziwnie. Byliśmy wówczas w połowie trzeciej klasy gimnazjum i właściwie nie gadaliśmy. Nie byliśmy nawet kolegami: on był synem bogatego właściciela firmy „Dragon”( która w zasadzie zajmowała się pożeraniem małych upadających spółek, które szybko odzyskiwały dawną świetność przynosząc niebotyczne zyski. Zazwyczaj.) i najpopularniejszym chłopakiem w szkole.
- Ej, Baśka. Możemy chwilę pogadać?
- My?- Nie potrafiłam ukryć zdziwienia.
- Tak.- Uśmiechnął się do mnie nieśmiało prezentując komplet śnieżnobiałych zębów.- Wiesz, trochę mi głupio, bo chodzimy razem do klasy ale wydajesz mi się odpowiednia...no bo świetnie radzisz sobie z matą, nie?- Dodał prędko.
- No tak. – Przytaknęłam nadal nie wiedząc o co chodzi.
- Muszę uzyskać z egzaminów przynajmniej 70% żeby dostać się do wymarzonego liceum. Pomożesz mi? Oczywiście odpłatnie.
- Chodzi ci o korepetycje? Jasne.- Zgodziłam się, choć nieco zdziwił mnie fakt, że nie chciał profesjonalnego korepetytora. W końcu było go przecież stać.
Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że chodziło mu raczej o to by jego rodzice uważali że doszedł do wszystkiego własnymi siłami a nie z pomocą dodatkowych zajęć. Ale mimo to od tamtej pory zostaliśmy przyjaciółmi. Zdałam sobie sprawę, że mimo swojego bogactwa i pozycji (był jednym z najbardziej popularnych chłopaków w szkole) nie był zepsutym snobem. Choć widywaliśmy się praktycznie tylko w szkole sporo razem gadaliśmy. Dzięki niemu stałam się bardziej popularna, co mi jednak nie odpowiadało. Choć mój tata był początkującym politykiem, który w ostatnim czasie dość szybko wspinał się po szczeblach kariery zawodowej to nie byliśmy zbyt zamożni. To dlatego gdy pewnego razu zaprosił mnie na domówkę odmówiłam. Odrobinkę go to sfrustrowało.
- Och, daj spokój Baśka. Będzie fajnie. Tylko sami moi kumple.
- Zwłaszcza płci przeciwnej- Dodałam słodko. Posłał mi szeroki uśmiech.
Praktycznie interesował się każdą napotkaną dziewczyną z powodu czego często z niego żartowałam.
- To co? Zamówić po ciebie taksówkę na siódmą?
- Nie, nie mogę. Będę zajęta.
- Ciekawe czym- Mrugnął.
- Muszę pomóc siostrze. Ma wykonać projekt na biologię.- Była to prawda, ale przecież nie będę go wykonywać w piątkowy wieczór.
- Przecież to zadanie Edyty.
- No tak, ale muszę jej pomóc, bo nie ma na to pomysłu. Poprosiła mnie.
- Jak zawsze- Odparł ironicznie- A pomoc oznacza wykonanie za nią całego zadania.- Nigdy nie krył się  z tym, że jej nie lubi. W zasadzie się nie znali: Darek odwiedził mnie tylko dwa razy w domu, a akurat tak się złożyło że akurat Edyty nie było. Dlatego nie wiedziałam skąd ta niechęć. Postanowiłam go o to zapytać.- Boże, przecież ona cię wykorzystuje. Jesteś za dobra- odparł- A poza tym to nie jest twoja siostra. Nie jesteście spokrewnione.
- Ale jest dla mnie jak siostra- Odparłam urażona. To było nasze pierwsze poważniejsze spięcie i choć potem mnie przeprosił obiecując nie poruszać więcej tego tematu to pozostawiło we mnie niesmak.
Pod koniec pierwszej klasy liceum nastąpiła pewna zmiana w moim życiu. Tata miał startować na senatora. W domu zaczęli się pojawiać ważni (a przynajmniej w niego mniemaniu) ludzie, których od tej pory musieliśmy przyjmować i miło ugaszczać.
- To otworzy mi drogę do sukcesu- Mawiał mój tata.
W zasadzie to nie rozumiałam o co to całe halo: zawsze byłam na bakier z polityką, a poza tym to i tak miał wysoką pozycję. Na kogo chciał potem „awansować” dzięki znajomościom? Na prezydenta? Jednak wydawał się być zadowolony, więc udawałam że też mnie to cieszy.
Właśnie na jednym z takich spotkać poznałam Jakuba. Miałam wówczas prawie osiemnaście lat i gdy tylko na niego spojrzałam wiedziałam, że to ten jedyny. Nie chodziło tylko o to, że był przystojnym opalonym brunetem o ciemnych oczach i regularnych rysach twarzy. Chodziło raczej o to, że patrząc w te piwne tęczówki widziałam dobroć i coś czego nie umiałam do końca zdefiniować. No ale cóż, takie bywało właśnie zauroczenie.
- Kuba Bająkowski- Przedstawił mi się uśmiechając tymi swoimi pełnymi wargami od których nie mogłam oderwać oczu. Mimo cienkiej warstwy makijażu czułam, że się rumienię.
- Basia. Basia Kwiatkowska.- Odparłam czując się głupio, że dodałam nazwisko. Przypomniało mi to przedstawianie się telewizyjnego agenta 007 Jamesa Bonda. Tyle, że on zaczynał prezentację od nazwiska.
- Muszę was zostawić na chwilę- Powiedział mój ojciec posyłając mi wymowne spojrzenie. Wcześniej, gdy truł mi o tym, żebym oczarowała jakiegoś gościa miałam ochotę to olać, ale Jakub naprawdę mi się spodobał. Gdy zostaliśmy sami zapadła na chwilę cisza.
- Pracujesz z moim tatą?- Zadałam pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy.
- Jestem jego asystentem na stażu.
- A więc studiujesz?
- Tak. Politologię.
- Domyśliłam się- Odparłam z lekkim uśmiechem. Znów zapadła między nami cisza.
- A ty?
- Ja jeszcze nie studiuję- Chciałam zażartować, ale wypadło to zwyczajnie głupio. To wszystko przez te nerwy.- To znaczy po wakacjach zaczynam ostatni rok liceum.- Dodałam.
- Fajnie- Stwierdził tylko popijając łyk swojego napoju. Próbowałam ukryć skrzywienie się. Co niby w tym fajnego? Na szczęście od zrobienia z siebie totalnej idiotki (co zrobiłabym, bo miałam zamiar go o to zapytać) wybawiła mnie moja siostra.
- Basia, możesz na chwilę do mnie podejść?- Mówiła do mnie, ale patrzyła na Kubę szeroko się uśmiechając. Nie podobał mi się ten lok, którym okręcała swoją dłoń.
- Szukałaś mnie?- Zwróciłam się do niej.
- Ach…no tak, ale w sumie to nic ważnego. Nie wiedziałam, że nie jesteś sama.
Przedstawisz mnie?
- Jasne.- Odparłam starając się powściągnąć irytację patrząc na to, jak moja siostra monopolizuje całą rozmowę.
Mimo wszystko po przyjęciu tata był ze mnie zadowolony. Wyjaśnił mi, że ojciec Jakuba jest znanym biznesmenem (Choć najwyraźniej nie na tyle, żebym kojarzyła jego nazwisko; Żartuję: i tak mało kogo znałam), który może mu pomóc w realizacji jakichś pomysłów. Znaczyło to, że dzięki pieniądzom Bająkowskim chciał aby jakaś ustawa została przyjęta. (Zapomniałam wspomnieć, że w międzyczasie udało mu się uzyskać tytuł senatora). Nie było to do końca etyczne, ale w sumie legalne. Fakt, że odpowiednia propaganda robiła ludziom sieczkę w głowie było dobrze znane. A to, że ludzie się na to łapią nie jest winą mojego ojca. (A przynajmniej on tak powtarzał).
Po przyjęciu spotkałam Jakuba miesiąc później gdy przywiózł tacie jakieś dokumenty i został zaproszony na obiad. Po posiłku tata tak wszystko zaaranżował żebyśmy zostali sami. Mimo, iż tego chciałam jednocześnie potwornie mnie to onieśmielało. Podczas obiadu mogłam wpatrywać się w niego ile tylko chciałam bez konieczności rozmowy. Ale w cztery oczy?
Na szczęście wszystko przebiegło dobrze. Tym razem nie było żadnego żenującego milczenia głównie dzięki Jakubowi, który był dla mnie bardzo miły. I często się uśmiechał.
Przed rokiem szkolnym spotkaliśmy się jeszcze dwa razy: w zasadzie nie mogłam powiedzieć że ze sobą chodzimy, ale to przecież coś znaczyło. Chłopak nie zaprasza dziewczyny do kina jeśli nic do niej nie czuje, prawda?
Gdy tylko wróciłam do szkoły Darek żartował sobie ze mnie, że wreszcie mam chłopaka. Odcinałam mu się dzielnie, że w przeciwieństwie do niego nie lecę na każdą napotkaną dziewczynę, ale i tak się ze mnie śmiał. Tym bardziej gdy na święta Bożego Narodzenia Jakub się ze mną zaręczył. Było to dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Właściwie nigdy nawet mnie nie pocałował, dlatego w pierwszej chwili totalnie mnie zamurowało. Ojciec był jednak wniebowzięty: wciąż powtarzał mi, że to wspaniały chłopak, że ma przed sobą bajeczną przyszłość i świetne perspektywy.
- No nie wiem. W zasadzie to mało się znamy.
- Ta dzisiejsza młodzież: nigdy wam nie dogodzi. Jak nie za krótko, to za długo.- Skwitował to lekko zirytowanym moją postawą. Potem dodał już spokojniej:-Przecież Jakub często nas odwiedzał. I widać, że mu na tobie zależy. Gdyby tak nie było nie oświadczałby ci się.
- No właśnie. Mam tylko dziewiętnaście lat.
- W średniowieczu byłabyś już panią w średnim wieku. A poza tym to tylko zaręczyny. Ślub może odbyć się za kilka lat.
- Właśnie- Poparła go Edyta- Przecież też go kochasz, więc o co ten problem?- Wzruszyłam ramionami. Właśnie w tym był problem: bo Jakub nie powiedział mi, że mnie kocha. Poza tym to wszystko działo się za szybko.
Po zdaniu egzaminów maturalnych powiedziałam „tak” Kubie. Wtedy mocno mnie objął i po raz pierwszy pocałował. Było cudownie: delikatnie dotknął wargami moich ust, a ja byłam aż tak zszokowana, że tylko biernie się temu poddawałam.  Rozmarzona porównywałam to do historii w romansach, którymi się namiętnie zaczytywałam.
- Bardzo się cieszę- Odparł mi wówczas z uśmiechem gładząc mnie po policzku.
- Sądziłeś, że odmówię?
- Nie wiem. Właściwie to niczego nie można być pewnym prawda? Chodźmy na kolację, uczcimy to.
- Jasne.
Widywałam się z narzeczonym przez wakacje, a potem pierwszy semestr studiów. Wtedy zaproponował abyśmy ustalili datę ślubu. Zgodziłam się, choć nadal czułam się niepewnie w jego towarzystwie. Miałam nadzieję, że po ślubie to się zmieni. Przygotowania trwały pełną parą: dodatkowo towarzyszył temu splendor mojego ojca, bo stał się ważną figurą polityczną. Coraz częściej pojawiał się w telewizji i nawet lokalne gazety pisały o zaręczynach córki senatora Kwiatkowskiego. Darek, który jako mój najbliższy przyjaciel pomagał mi przy wszystkim nieustannie dopytywał mnie czy jestem tego pewna. Widział moją wahanie.
- No bo wiesz, masz w końcu dopiero 20 lat.- Argumentował.
- I co z tego? Jeśli kocham Jakuba to chyba nic złego, prawda?
- No nie. No bo wiesz...nie jesteś w ciąży?
- Co?!- Zatkało mnie. Jak mówiłam do tej pory rzadko całowałam się z Kubą a co mówić dopiero o sypianiu ze sobą?! Byłam porządną dziewczyną.
- No, bo nie potrafię znaleźć innej przyczyny. Mój ojciec mówi, że on tylko chce się wybić dzięki twojemu ojcu.
- Dziękuję. Od razu poprawiłeś moją samoocenę.
- Wybacz. Nie chodziło mi o to, że nie masz żadnych walorów, no bo nie jesteś brzydka, ale...
- Dobra już się nie pogrążaj.
- Sory.
- W porządku- Odparłam udając spokój. Bo nagle zrobiło mi się smutno.
Spojrzałam wówczas w wiszące na ścianie lustro widząc przed sobą bladą, okrągłą twarz. Nigdy nie uważałam się za piękność, ale żeby aż brzydula? Postanowiłam zacząć wreszcie używać makijażu codziennie, a nie tylko od święta.
Oficjalne zaręczyny odbyły się na niecałe trzy miesiące przed ślubem, który zaplanowano na początek września. (aby uniknąć kolidowania z moimi studiami) Potem miała odbyć się podróż poślubna na którą miałam się udać z mężem do Tajlandii. Jednak nigdy do niej nie doszło. Bal zaręczynowy zniszcz to, co nawet się nie zaczęło.
Na początku wszystko przebiegało pomyślnie: tata wzniósł toast, potem był mój taniec z Jakubem na środku sali gdzie wręczył mi mały bukiecik róż i gratulacje od gości. Czułam się szczęśliwa i beztroska: mój narzeczony był dla mnie całym światem, a świadomość że mnie kocha dodała mi skrzydeł. W pewnej chwili podeszła do mnie moja siostra:
- Hej, jak się bawisz?
- Świetnie.- Odparłam.- Chcesz jeszcze tortu?
- Nie, już się najadłam. Przyszłam, żeby dać ci to- Wręczyła mi małą złożoną karteczkę.
- Co to?
- Nie wiem. Twój kochaś kazał mi to ci dać- Odpowiedziała wzruszając ramionami a potem odchodząc. Zdezorientowana przeczytałam karteczkę.

„Czekam na ciebie w domku dla gości, w piwnicy. Od dzisiaj możemy bez obaw wyrazić naszą miłość. Wszystko przygotowałem”

Ze zdziwienia szerzej otworzyłam oczy. Czy to znaczyło to co myślę? Szybko upiłam łyk szampana rozglądając się po sali. Jakuba nigdzie nie było. Boże, co mu też strzeliło do głowy?! Ale z drugiej strony...może był z typu tych staroświeckich facetów z zasadami, którzy za bardzo szanują dziewczynę bez wyraźnych deklaracji? Nie powiem żebym nigdy o tym nie myślała, ale jakoś nie miałam śmiałości sama przejąć inicjatywę. Mimo wszystko rodzice wychowali mnie na dość staroświecką osobę co dopełniły liczne romantyczne książki które pochłaniałam. Mary Balogh, Jane Austin czy Charlotte Bronte wyrobiły we mnie obraz idealnej niemal platonicznej miłości jednak całkowicie oderwanej od realnego świata. (No bo jakby nie było pożądanie również stanowi ważny aspekt w związku. Wówczas jednak o tym nie myślałam,  a jeśli już to w kontekście wspólnego przytulania się czy spania w sensie dosłownym)
Nie, najpewniej zabrakło alkoholu, który tam trzymamy, stwierdziłam przywołując się do porządku. I chce abym mu pomogła. Tak, to rzeczywista przyczyna a ja wyobrażam sobie nie wiadomo co. Może wymienimy kilka pocałunków wśród leżakujących butelek wina, ale... Musiałam iść aby się przekonać.
Wychodząc z sali czułam się dziwnie. A jeszcze gorzej wchodząc do domku dla gości. Zwłaszcza gdy nie było tam zapalonego światła.
- Nareszcie jesteś.- Gdy ktoś objął mnie od tyłu prawie pisnęłam. Jednak mi się nie udało, bo poczułam czyjeś wargi na swoich.- Myślałem, że już nie przyjdziesz.- Jakub oderwał się ode mnie równie gwałtownie jak mnie złapał niemal się wywróciłam. Ale bystre ramię mnie powstrzymało. Poczułam jak suwak mojej sukienki się rozsuwa. Zaprotestowałam. Dla mnie wszystko działo się za szybko.- No, ostatnio nie byłaś taka niechętna.- Momentalnie zesztywniałam. Dobrze znałam ten głos. Przeraziłam się, bo nie należał do mojego narzeczonego. Próbowałam wyrwać się z mocnego uścisku.- Hej, wolisz tak jak ostatnio?
- Nie- Zdołałam wyszeptać, bo znów pocałował moje usta. Zapiszczałam.- Darek, opanuj się to ja.- Usta błądzące po mojej szyi zastygły.
- Basia?
- Tak.
- Jezu- Odsunął się ode mnie tak gwałtownie, że upadłam. Na szczęście w ciemnościach nie było tego widać.- Co ty tu robisz?!
- Ciebie mogę zapytać o to samo! Co robisz w tej piwnicy i na dodatek w ciemnościach? Zapal światło.- Usłyszałam jakiś ruch, więc najpewniej zaczął spełniać moje polecenie. - Nareszcie- odezwałam się gdy rozbłysło światło.- A teraz zasuń mi lepiej sukienkę ty kretynie zanim ktoś tu przyjdzie.
- Yhm.- Chrząknięcie sprawiło, że podniosłam głowę do góry. Zaraz jednak miałam ochotę ją z powrotem opuścić, bo przy włączniku nie stał Darek, ale Jakub, Edyta i mój ojciec.
- Co wy tu wyprawiacie?!- Twarz  tego ostatniego poczerwieniała z gniewu.
Podszedł do mnie nerwowym krokiem z takim czymś w oczach, że aż skuliłam się na podłodze oczekując uderzenia. Ale ono nie nastąpiło. Nieśmiało podnosząc wzrok zauważyłam jak Jakub dotyka ramienia taty aby go powstrzymać. Przełknęłam głośno ślinę gdy wreszcie dotarło do mnie jak to wszystko wygląda.
- To nie jest konieczne panie Kwiatkowski.- Powiedział rzeczowo Bająkowski.
- Ale ona...jak śmiałaś?!- Prychnął.- Przecież dziś się zaręczyłaś!
- Proszę pana to naprawdę nie jest tym na co wygląda.- Wtrącił się Darek.
- A ty się zamknij gówniarzu! Widziałem, że przyjaźń między dziewczyną a chłopakiem to tylko wymówka. Jutro porozmawiam sobie z twoim ojcem. Poniesiesz konsekwencje tego co zrobiłeś.
- Tato...- Usiłowałam wszystko wytłumaczyć.
-A ty się nie wtrącaj! Edyta, wyjdź stąd. Ty też Jakubie. Nie mamy tu czego szukać.
- To jest pomyłka, ja wszystko wyjaśnię.- Spróbowałam raz jeszcze.
- Najpierw się lepiej ubierz.- Nagle poczułam się upokorzona zdając sobie sprawę, że nadal siedzę na podłodze podtrzymując jednocześnie rozsuniętą na plecach niemal do talii suknię. Palący wstyd nie pozwolił mi wyrzec ani słowa.
Gdy wróciłam do domu moja macocha czekała na mnie przed ogrodem patrząc z niepokojem.
- Henryk kazał ci wrócić do swojego pokoju. Wejdziemy tylnym wejściem, żeby goście cię nie zobaczyli.- Zrezygnowana pozwoliłam jej się tam zawlec. Ignorowałam przy tym jej paplaninę o tym, że jeśli nie chciałam wychodzić za Kubę to mogłam jej o tym wcześniej powiedzieć, ale że ona mnie rozumie. Westchnęłam ciężko. Mimo wszystko lubiłam macochę: traktowała mnie bardzo dobrze praktycznie tak samo jak swoją biologiczną córkę choć nie byłą troskliwą matką. Po prostu to było nie w jej stylu.
- To wszystko jest pomyłką.- Powtórzyłam raz jeszcze- A ja muszę teraz to wyjaśnić.
- O nie moja panno- Macocha wyjęła klucz z drzwi pokoju- Jeśli nie chcesz żeby ojciec sprał cię na kwaśne jabłko siedź tu i czekaj. Jeśli jesteś głodna przyniosę ci coś do jedzenia.
- Nie jestem głodna.- Powiedziałam poirytowana- Muszę porozmawiać z
Darkiem. No i Jakubem.
- Henryk postara się wszystko załatwić- Pocieszała mnie Grażyna.
I rzeczywiście „starał się”. Następnego dnia poinformował mnie, że nie udało mu się załagodzić sytuacji z Jakubem, który odwołał zaręczyny. Na szczęście zdołał uratować mnie przed hańbą (bo jakimś cudem o tym co zaszło wiedziało już pół miasta): miałam wyjść za Darka.
- Nie- Zaprotestowałam ostro- To tylko mój przyjaciel, nie chcę był jego żoną.
- Trzeba było o tym myśleć zanim wskoczyłaś mu do łóżka!- Wypalił ojciec.
- Henryk...- Próbowała ułagodzić to moja macocha. Niczego to jednak nie dało.
Tak samo moje tłumaczenia, że między nami była tylko przyjaźń.
Tego samego popołudnia odwiedził mnie wściekły Darek. Nie pozwolił mi dojść do słowa od razu na wstępie mnie atakując. Zastrzegł, że nie ma zamiaru się ze mną żenić nawet jeśli ojciec chce go przeze mnie wydziedziczyć. Zarzucał mi, że posłużyłam się nim aby uniknąć ślubu z Jakubem, do którego nie byłam przekonana. No i że to nie jest jedna z moich powieści, w której skompromitowana dziewczyna musi najszybciej wyjść za mąż. Krzyknęłam wtedy, że to on wysłał mi liścik i to nie była moja wina. Odparł wówczas, że to ja zwabiłam go do piwnicy podając się za Edytę. Gdy spytałam czemu miałabym się niby za nią podawać, Darek gwałtownie spuścił wzrok. I wtedy wszystko zrozumiałam. Ciężko usiadłam na kanapie nie będąc w stanie dalej odpierać zarzutów byłego przyjaciela, który zarzekał się że nie ma zamiaru się ze mną żenić. Po jakimś czasie miałam tego dość: wrzasnęłam że ja też i wyszłam zostawiając go samego. W swoim pokoju zignorowałam polecenie ojca aby nie kontaktować się  z Jakubem i niepewnie wykręciłam jego numer. Odezwała się tylko poczta, więc się rozłączyłam.
Wieczorem spróbowałam raz jeszcze, a gdy znów kilkakrotnie odezwał się automat zdecydowałam się zostawić wiadomość:

„Kuba, to ja Basia. Wiem, że pewnie nie chcesz ze mną rozmawiać, ale to naprawdę ważne. Między Darkiem a mną nic nie ma i nie było. Proszę, oddzwoń gdy tylko będziesz mógł. Nie chcę odwoływać naszego ślubu.”

Trochę głupio zabrzmiało, ale przynajmniej było szczere i nieułożone. Czekałam jeszcze kilka dni aż spełni moją prośbę, jednak Jakub nie zrobił tego. A ja z każdym czułam się gorzej.
Tydzień po tragicznym w skutkach balu ojciec dał mi alternatywę: albo wyjdę za niechętnego mi Darka (nasi ojcowie wszystko ustalili), albo wyjeżdżam nad morze do ciotki gdzie będę mogła kontynuować studia. Wybrałam drugą opcję.
Pakując wszystkie swoje rzeczy i słuchając wyrzutów ojca na temat tego jak bardzo zaszkodziłam jego karierze politycznej myślałam tylko o narzeczonym (a raczej byłym narzeczonym). Nie mogłam pozbyć się uczucia bólu w sercu, bo nie było go nawet stać na to żeby zerwać ze mną osobiście. Wcześniej próbowałam wczuć się w jego sytuację i go zrozumieć, ale po kilku dniach zrozumiałam jaka byłam głupia. Bo on wcale mnie nie kochał: słuchając opinii wielu osób, które przewinęły się przez mój dom po zerwanych zaręczynach wystarczająco się nasłuchałam pocieszeń, że dobrze zrobiłam bo Bająkowski chciał się tylko dzięki mnie wybić. Zdałam sobie sprawę, że brak czułości nie była wyrazem jego powściągliwości ale temu że wcale niczego do mnie nie czuł. Bo tak naprawdę to była transakcja handlowa: on zyskiwał lepsze perspektywy dzięki pracy z ojcem, a on pieniądze Bająkowskich dzięki którym mógł zaistnieć w mediach i promować swoje idee. Jak na ironię miałam swoją historię z powieści: bo przecież w dziewiętnastowiecznej Anglii właśnie z takich powodów ludzie się żenili lub wychodzili za mąż; nigdy z miłości.
Przypominając sobie nasze spotkania z Kubą nie mogłam pozbyć się uczucia wstydu: a więc wszystko byłą grą, zaplanowanym ruchem politycznym który miał pomóc mu  zaistnieć. Jak bardzo musiał kpić z naiwnej dwudziestolatki zadurzonej w nim po uszy!
Gdy byłam już spakowana do pokoju zapukała Edyta. Niechętnie pozwoliłam jej wyjść. Zamierzałam unikać ją aż do wieczornego wyjazdu.
-  Hej, jak się czujesz?
- Dobrze- Skłamałam wkładając do torby kosmetyczkę.
- Chyba jednak nie. Przepraszam, głupie pytanie. Przecież właśnie rzucił cię narzeczony.- Zacisnęłam mocniej zęby próbując to samo zrobić z torbą.- Pomóc ci?
- Tego właśnie chcesz, co?
- Nie rozumiem.- Dawniej jej zdezorientowana mina zbiłaby mnie z tropu, ale teraz nie byłam taka głupia.
- Wiesz, na początku też niczego nie rozumiałam. Dopiero przypominając sobie pismo na karteczce, twoje dopytywanie się o mój strój aby ubrać się podobnie nie mówiąc już o tym że to ty zostawiłaś mi wiadomość. No i reakcja Darka, który twierdził że umówił się z tobą.
- Co ty mówisz?
- Zaplanowałaś to, prawda?
- Chyba oszalałaś.- Edyta wstała z krzesła kierując się do drzwi.
- Tak? Więc jakim cudem ty, Jakub i tata zjawiliście się w tej piwnicy zaraz po tym jak ja do niej weszłam?
- Mówiłam ci, że skończył się alkohol i...
- Jasne.- przerwałam jej opryskliwie- Powiesz mi chociaż dlaczego? Czemu zniszczyłaś życie mnie pozbawiając jednocześnie szansy dla ojca i krzywdząc Darka?- Przez chwilę moja siostra zarzekała się, że to nieprawda, że ból odebrał mi rozum i tego typu bzdury, ale po jakimś czasie westchnęła głośno. A
potem wyznała:
- Naprawdę nie rozumiesz? Nie cierpię cię odkąd tylko tu przyszłaś. Cieszę się, że się stąd wynosisz i że wreszcie nie muszę udawać.- Choć chciałam prawdy to mimo wszystko zabolało.
- Myślałam, że jesteśmy jak siostry- Szepnęłam.
- Ależ jesteśmy. Jak Alina i Balladyna w dramacie Słowackiego- Prychnęła.
- Mam się cieszyć, że nie skończyłam jak ona?- Spytałam ze smutkiem.- Edyta tylko się roześmiała, a gdy wieczorem pod nasz dom podjechała taksówka z uśmiechem na ustach i tryumfem w oczach mnie pożegnała.
Od tego czasu minęło ponad pięć lat. W Gdyni zdążyłam dokończyć studia, zrobić staż i rozpocząć pierwszy rok pracy. A przede wszystkim zapomnieć o Jakubie, zdradzie mojej siostry i niewierze Darka. Oczywiście poprzez ciocię docierały do mnie niektóre informacje: stąd wiedziałam, że mój narzeczony ożenił się  z Dagmarą Majewską w niecały rok po zerwanych ze mną zaręczynach. Czy to bolało? Nawet nie tak bardzo. Raczej było symbolem mojej naiwności i upokorzenia, które stanowiło dla mnie niezapomnianą lekcję. Na dodatek Edyta wyszła za mąż za Darka stąd domyśliłam się dlaczego tak mnie załatwiła. Chciała się po prostu dobrze ustawić, a mnie przy okazji zgnoić. Nie liczyło się dla niej to, że dwa lata później gdy kadencja ojca się skończyła i nastały nowe wybory nie został nawet członkiem partii na zawsze niszcząc karierę. A teraz zapraszała mnie na chrzciny swojej córeczki? To było tak bezczelne, że aż śmieszne.
- Ciociu, zadzwoń do niej i powiedz, że nie mogę bo pracuję i nie dam rady wziąć urlopu- Wróciłam do rzeczywistości wstając  z krzesła i rozpakowując zakupy z torby.
- Ależ Basiu, przecież masz jeszcze zaległe prawie dwa tygodnie.
- Naprawdę nie chcesz zobaczyć się z ojcem?- Pomarańcza wypadła mi z dłoni- Nie sądzisz, że czas zostawić przeszłość za sobą?
- Już dawno to zrobiłam.
- Czy na pewno?- Nie mogłam zaprzeczyć w żywe oczy. Przełknęłam gwałtownie ślinę podnosząc zbity owoc. Może ciocia miała rację? Może czas wreszcie zmierzyć się z przeszłością?
Właśnie z tego powodu tydzień później spakowana wsiadłam w pociąg i wróciłam do Mławy. Przyjmując zaproszenie na całe siedem dni pokazałabym jej, że nie chowam głowy w piasek. Natomiast pokazując się tylko na kilka godzin podczas chrztu przekonałaby się, że mnie pokonała (bo oznaczałoby to że się boję) a na to nie pozwolę.
Czułam się jednak jakoś dziwnie i niepewnie zdając sobie sprawę, że spędzę aż cały tydzień w domu mojej siostry. A właściwie w domu Dariusza. Jak mam się wobec niej zachowywać? Udawać, że nic się nie stało? A przede wszystkim jak ona będzie mnie traktować?
Po kilku godzinach jazdy dotarłam na dworzec. Zgodnie z oczekiwaniami pojawiła się tam Grażyna z tatą.
- O Boże, Basia- Macocha mnie objęła.- Wyglądasz cudownie. Kiedy przefarbowałaś włosy?
- Zaraz po twoich świątecznych odwiedzinach- Odparłam z uśmiechem. Potem przeniosłam wzrok na ojca jak zwykle niepewna jego reakcji. W Gdyni odwiedził mnie kilkakrotnie, ale nasze relacje nigdy nie wróciły do takich jakie były. Teraz też tylko wyciągnął dłoń, którą niepewnie ujęłam.
- Jak się masz?- Spytał.
- W porządku, choć jestem zmęczona.- Odparłam.
- Zaraz będziemy w domu u Szymańskich.- Powiedziała Grażyna. Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Więc nie zostanę dzisiaj u was?- Wiem co sobie myślicie: tchórzyłam. Jednak chciałam spędzić ten ostatni wieczór przed bitwą w domu rodzinnym. Bo żeby tak od razu na terytorium wroga? Z marszu?
- Nie, nie o to chodzi. Po prostu większość gości, zwłaszcza współpracowników
„Dragona” ma zamieszkać u Darka i Edyty. Wiesz, mają duży dom; mówiłam ci.
- Nie, nie mówiłaś. Mimo wszystko lepiej czułabym się w swoim rodzinnym domu.- Powtórzyłam.- Chciałabym zobaczyć swój pokój.
- Wiesz, to nie możliwe tak czy inaczej. My też przenieśliśmy się na jakiś czas do mojej córeczki i jej męża. Nasz dom przechodzi mały remont.
- Och- Nie zdołałam ukryć rozczarowania.- Trudno, już nie mogę się doczekać aby przywitać się z siostrą.- Dodałam by jakoś zamaskować wcześniejszą reakcję.
Przez pół godziny w moim żołądku pojawiła się żółć. Nie rozmawiałam z Edytą ani się z nią nie widziałam od czasu tamtego feralnego popołudnia podczas mojego pakowania się. A teraz miałam nie tylko ją zobaczyć, ale i mieszkać w jej domu.
- Jesteśmy- Tak jak się spodziewałam Darek zamieszkał z Edytą w swoim rodzinnym domu, który odwiedzałam wiele razy przychodząc do Szymańskiego. Potrząsnęłam głową próbując otrząsnąć się ze wspomnień.- Ale Edyta się ucieszy. I wreszcie zobaczysz małą Gosię.
- Tak- Mrugnęłam.
Czekając pod drzwiami aż ktoś nam otworzy próbowałam się uspokoić. Jak zachowa się moja przybrana siostra? Czy dalej będzie udawać? A Darek? Czy nawet po ponad pięciu latach spojrzy na mnie z tą samą nienawiścią co ostatnio?
- Och, jesteście- Ujrzawszy twarz Edyty momentalnie skamieniałam. Bo wyglądała zupełnie tak jak dawniej: te same ładnie podkreślone czarną kredką błękitne oczy, długie naturalnie blond włosy, seksownie zaokrąglona figura...- Basia?- Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.- Ślicznie wyglądasz. Cieszę się, że wreszcie przyjechałaś.- Wyciągnęła do mnie rękę i delikatnie objęła. Nie dałam się jednak nabrać. A więc taka była jej strategia: nadal gramy. Bo poinformował mnie o tym stalowy błysk w jej oczach, przeczący ciepłym słowom. Z jednej strony ta nasza prywatna kilkuletnia już potyczka była zabawna: nikomu nie wyznałam prawdy o charakterze Edyty; ani ojcu, ani tym bardziej macosze czy Darkowi. Początkowo bałam się, że i tak nikt mi nie uwierzy: w końcu po co moja przybrana siostra miałaby chcieć mojej kompromitacji? Potem jednak nie wyznałam prawdy z dumy. Przynajmniej to jedno mi pozostało. Nawet podczas jej odwiedzin u mojej cioci udawałyśmy sympatię.
- Ja też.- Nie pozostało mi nic innego jak przyłączyć się do naszej prywatnej wojny.
- Wchodźcie do środka, Darka jeszcze nie ma, ale w salonie czeka ciepły posiłek. Zwłaszcza dla ciebie Basiu. Musisz być zmęczona po podróży.
- Jasne- Mrugnęłam.
Wnętrze domu wyglądało tak jak to sobie zapamiętałam, nawet ściany w holu miały ten sam kolor, a barek z alkoholami stał tam gdzie 5 lat temu... Rozmyślając o tym jednocześnie kiwałam głową wtrącając się do rozmowy gdy ktoś zwracał się bezpośrednio do mnie. Potem powiedziałam rodzicom, że jestem zmęczona i chciałabym się położyć. Edyta zaproponowała, że zaraz pokaże mi mój pokój.
- Nie sądziłam, że przyjedziesz.- Odezwała się do mnie gdy zostałyśmy same.
Maska wreszcie opadła i wyraźnie zauważyłam w jej głosie niechęć.
- Przecież mnie zaprosiłaś. Liczyłaś, że stchórzę?
- Przecież tak robiłaś do tej pory.- Zauważyła. Nie zamierzałam przyznawać się do słabości.
- Po prostu nie miałam tu do czego wracać- Skłamałam.
- A teraz masz?
- Teraz doszłam do takiego samego wniosku jak ty. To znaczy, że inni mają mnie za tchórza, który z powodu zerwanych zaręczyn od pięciu lat nie był w domu rodzinnym bojąc się narazić na plotki.- Usłyszałam jej śmiech.
- Kiedyś nie miałaś takiego ciętego języka.
- Kiedyś nie musiałam używać go na tobie- Odgryzłam się. Milczałyśmy chwilę aż zatrzymałyśmy przy drzwiach pokoju.
- To tu. Twoje rzeczy są już w środku. Zostało ci je jeszcze rozpakować.
- Dzięki- Weszłam do środka, ale chcąc zamknąć przed nią drzwi zawahałam się.- Jak Gosia?- Zdziwiłam ją tym pytaniem.
- Dobrze. Za dwa tygodnie kończy pół roku i już umie sama siedzieć gdy ktoś delikatnie trzyma ją za rączkę. Poza tym...- Urwała gwałtownie dodając już innym tonem:- To słodka dziewczynka, choć nie wiem czy to cię naprawdę interesuje.
- Nie pytałabym gdyby tak nie było.- O dziwo była to prawda. Przecież dziecko nie ponosiło winy za postępowanie matki, prawda? Poza tym szczerze zaskoczył mnie chwilowy entuzjazm Edyty. Ale to, że mnie nienawidziła nie znaczyło, że musi czuć niechęć do swojego własnego dziecka.
- A więc może masz ochotę ją zobaczyć?
- Jasne- odparłam bez wahania.
Po kilu minutach byłyśmy na miejscu. Pokój małej znajdował się na samym końcu piętra i był zaaranżowany zgodnie z bajkową stylizacją. Widząc stojącą na środku kołyskę nie mogłam powstrzymać uśmiechu na twarzy. Wszystko wyglądało tak rozkosznie... Dopiero po chwili zauważyłam siedzącą w kącie postać. Edyta skinęła jej głową.
- To Barbara, nasza opiekunka.- Wyjaśniła. Posłałam starszej kobiecie uśmiech.
Odwzajemniła się tym samym. Potem spojrzałam na śpiące niemowlę. Dziewczyna była śliczna. We śnie miała lekko otwartą buźkę, a ciemne rzęsy rzucały cień na tłuściutkie policzki. Jedną dłoń trzymała na brzuszku, a drugą zaciśniętą w pięść przy główce. Przyglądając się jej nie mogłam powstrzymać uczucia rozczulenia.
- Jest śliczna- Stwierdziłam tylko choć było to oczywiste. Mimo wszystko moja siostra odparła.
- Tak- Spojrzałam na nią. Tak jak ja przedtem wpatrywała się w córeczkę niemal z uwielbieniem. Nie wiem czemu mnie to zszokowała. Czyżbym po tym co zrobiła mi 5 lat temu spodziewała się po niej wszystkiego co najgorsze?
- I bardzo podobna do Darka- Edyta o mało co nie parsknęła śmiechem. Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Tylko mu tego nie mów.- Powiedziała dalej się śmiejąc.
- Dlaczego?
- Uwierz mi, że tak będzie lepiej. - Westchnęła próbując się opanować- Muszę wracać do gości, chodźmy.- Choć chciałam zostać jeszcze chwilkę posłusznie wyszłam za siostrą.
Resztę popołudnia zajęło mi rozpakowywanie własnych rzeczy. Wyszłam z niego  dopiero na kolację ponaglona przez macochę. Razem weszłyśmy do jadalni. Edyta wraz z tatą już tam czekali. A także mój były przyjaciel, Darek.
- Co ona tu robi?- Odezwał się nie wiadomo do kogo gwałtownie wstając z krzesła.
- Zaprosiłam ją.- Odparła spokojnym głosem jego żona. W tym czasie Dariusz zaczął odzyskiwać panowanie nad sobą.
- A czemu ja nic o tym nie wiem?
- Widocznie zapomniała ci o tym wspomnieć, jak to kobieta.- Odpowiedział mu tata. Przez chwilę nie wiedziałam co o tym myśleć.
- Nie przywitasz się z Basią? Przecież dawniej byliście dobrymi przyjaciółmi.- zawołała Edyta. Dopiero teraz czy Darka i moje się spotkały. Dostrzegłam w nich coś, czego nie umiałam wyczytać. Potem bowiem spuścił wzrok. Gdy z powrotem przeniósł go na mnie już całkowicie nad sobą panował. Nawet lekko się do mnie uśmiechnął.
- Jasne, przepraszam.- Podszedł do mnie i ujął moją dłoń.- Po prostu się tego nie spodziewałem. Jak się masz?
- Dobrze, dziękuję.- Odparłam kurtuazyjnie. Zarówno on jak i ja był napięty.- A
ty?
- Świetnie... to znaczy czasami.- Dodał kpiarsko. Potem usiedliśmy do kolacji. Początkowo czułam się dziwnie z faktem, że Szymański nie wiedział o moim przybyciu. Bo miałam nad nim mentalną przewagę: mogłam się wcześniej przygotować psychicznie do tego spotkania. Nie wiem czy właśnie dzięki temu, a może minionemu czasu nie przebiegło ono źle. A przynajmniej tak źle jeśli wziąć pod uwagę, że podczas naszej ostatniej rozmowy zrzuciłam całą winę na Edytę, której on konsekwentnie bronił.
Potem, leżąc już w swoim łóżku byłam dumna z tego, że pierwszy dzień mojej męki minął. Pozostało jeszcze sześć.
Rankiem obudziłam się dopiero po ósmej. Postanawiając poleniuchować prawie dwa kwadranse spędziłam w wannie. Dopiero potem zeszłam na dół. Moja rodzina już jadła śniadanie. Zauważyłam tam również jakąś na oko trzydziestopięcioletnią kobietę i drugą znacznie młodszą, która nie mogła mieć jeszcze osiemnastu lat. Edyta wstając z krzesła mi je przedstawiła.
- To pani Elżbieta Kucharska i jej córka Marta. Jest siostrą mojego teścia.- Wyjaśniła mi.
- Bardzo mi miło. Ja jestem Basia Kwiatkowska, przyszywana siostra Edyty.
- Również bardzo mi miło- odparła stalowym głosem. Wydawała mi się taka sztywna, że aż strach. Natomiast jej córka wyraźnie czuła się tu nieswojo. Przypomniałam sobie słowa macochy o gościach, którzy mają mieszkać przez najbliższe kilka dni u Szymańskich. Mieli zjawić się dzisiaj.
Gdy śniadanie dobiegło końca Grażyna wyszła z Elżbietą i moją siostrą pozostawiając Martę samą. (Darek i tata ulotnili się znacznie szybciej tłumacząc się koniecznością pracy). Zrobiło mi się jej trochę żal, więc przysiadłam się do niej.
- Hej,- Zaczęłam uśmiechając się do niej.- Chyba zostawili nas tutaj same- stwierdziłam. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
- Niestety.- Mrugnęła.
- Więc chyba musimy zorganizować sobie czas same. Masz ochotę na spacer?
Po tylu porcji kalorii stanowczo przydałby mi się ruch.
- No nie wiem. Mama będzie się martwić gdzie jestem...
- Więc pani- Wskazałam na przechodzącą obok sprzątaczkę- Jej przekaże, prawda?
- Hm?- Mrugnęła kobieta. Wyjaśniłam jej o co chodzi, a ta skinęła głową. Potem wyszłyśmy na zewnątrz spacerując po wielkim ogrodzie, który kiedyś tak mi się podobał.
- Była tu pani kiedyś?- Spytała mnie w pewnej chwili Marta- Bo dobrze zna pani labirynt.- wyjaśniła. Uśmiechnęłam się.
- Tak, jako nastolatka przyjaźniłam się z Dariuszem i często u niego bywałam.
Stąd jako tako pamiętam wiele szczegółów. A poza tym nie jestem panią.- Ofuknęłam ją łagodnie.- Mam dopiero 25 lat, a ty?
- Szesnaście, a w zasadzie to prawie siedemnaście.
- No widzisz? Praktycznie jesteśmy w jednym wieku. Cieszę się że tu przyjechałaś. Spodziewam się, że inni goście będą okropni.
- Prawdę mówiąc nie chciałam tu przyjechać. Nie za bardzo lubię Edytę.- Odparła.
- Ja też. Moja siostrzyczka potrafi zaleźć za skórę.- Usłyszałam tłumiony pisk.
- Więc to twoja siostra? Przepraszam.
- Nie szkodzi. W zasadzie tylko poprzez małżeństwo naszych rodziców. Nie łącza nas więzy krwi.
- Mimo wszystko, nie powinnam tak mówić.
- Nieważne. Wiesz może kto jeszcze ma dziś przyjechać?
- Na pewno pani Renata z Andrzejem- Odparła mając na myśli rodziców Darka- No i babcia Agnieszka. Adrian z rodzicami.
- Jaki Adrian?- Albo mi się zdawało, albo dziewczyna się zarumieniła.
- Kolego Darka ze studiów. No i jakiś współpracownik, nie wiem dokładnie. Ma być drugim świadkiem. A, i słyszałam że zaproszono także panią Tomaszewską.
- A kto to?
- Staruszka, która jest akcjonariuszką w firmie Szymańskich i w radzie zarządu.
Niemiła.
- U, a więc stara prukwa?
- Można tak powiedzieć.- Marta roześmiała się. Po kilkunastu minutach rozluźniła się przy mnie na tyle, by zachowywać się dość swobodnie. Niestety, wówczas zawołała ją matka i jej nastrój prysł jak bańka mydlana.
- Muszę już iść.- Powiedziała z żalem.- Do zobaczenia później, Basiu.
- Na razie mała.- Odparłam zastanawiając się co teraz ze sobą począć. Na podjeździe zauważyłam jakiś samochód, ale nie zamierzałam iść w tamtym kierunku by przywitać się z nowymi gości. Pospacerowałam jeszcze chwilę, a potem tylnym wejściem weszłam do domu. Przechodząc przez kuchnię (i  ignorując zdziwione spojrzenia służby) zauważyłam znajomą postać.
- Pani Lidio!- Krzyknęłam. Kucharka spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Panienka Kwiatkowska! To naprawdę pani?- Słysząc niedowierzanie w głosie gosposi, którą znałam i pamiętałam z czasów gdy przychodziłam do Darka jako nastolatka poczułam rozbawienie.
- Tak, to ja. Kolor włosów aż tak mnie zmienił?
- Nie, po prostu nie spodziewałam się tu panienki. Bardzo miła niespodzianka.
- Dla mnie też. A poza tym to nie żadna panienka tylko dawna Basia. Już zapomniałaś o smarkuli która wyjadała ci czekoladowe ciasteczka ze szklanego słoja?- Staruszka roześmiała się.
- A jakże mogłabym zapomnieć? Razem z panem Darkiem często tu u mnie przesiadywaliście.
- Tak- Na chwilę pogrążyłam się we wspomnieniach.  Gdy odwiedzałam Darka lubiliśmy rozmawiać z panią Lidią traktując ją jako kogoś w rodzaju troskliwej babci. Jako dzieci zapracowanych rodziców kucharka była dla nas bardzo ważna. - Robisz jeszcze te ciasteczka?
- Owszem. Nawet mam świeżą porcję.
- Żartujesz? Dawaj.- Zapomniałam o tym, że niespełna 2 godziny temu zjadłam obfite śniadanie. Teraz jedząc ciasteczka z małego talerzyka i popijając je mlekiem czułam się znów tak jakbym miała 18 lat. Poczułam uczucie deja vu.- Nie sądziłam, że dalej będziesz tu pracować. W ciągu pięciu lat praktycznie nie widzę żadnych starych twarzy.
- Niestety, gdy dom objął młody pan Szymański i jego żona wszystko zreformowali. A w zasadzie ona.- Dodała z jakimś zacięciem w głosie. Spojrzałam na nią.- Chyba nie przepadasz za nową panią, co?
- Ja? Nie, ależ nie o to chodzi.- Pani Lidia spuściła wzrok nerwowo miętosząc fartuch. Wiedziałam, że nie chodzi o to, iż wstydzi się w mojej obecności źle mówić o Edycie, bo doskonale wiedziała, że po tym co zaszło 5 lat temu diametralnie zmieniłam zdanie o siostrze. Chwyciłam więc dłoń kucharki gdy chciała wstać gestem nakazując jej aby tu została.
- Mnie możesz powiedzieć. Edyta może i jest moją siostrą, ale nic poza tym. Na pewno znasz historię sprzed pięciu lat?- Skinęła głową.
- A kto jej nie zna? Całe miasto tym żyło przez pierwszy rok po twoim wyjeździe. A nawet po...przepraszam.- Dodała jakby uświadamiając sobie to co powiedziała.
- Och daj spokój, przecież wiem.- Machnęłam na to ręką próbując pozbyć się skurczu żołądka. To, że udawałam odważną nie znaczyło jeszcze, że mam ochotę spotykać się z dawnymi znajomymi czy sąsiadami po skandalu jaki wywołałam.- Czemu jej nie lubisz?
- Bo jest sztuczna i udaje miłą a tak naprawdę uważa się za lepszą od wszystkich ludzi. Nawet pana Darka traktuje z wyższością.
- Ale po wczorajszym dniu wydawało mi się, że wszystko między nimi w
Porządku.- Zaczęłam ostrożnie.
- W porządku?- Z niedowierzaniem spytała gosposia- Ich małżeństwo od początku było porażką. A teraz wydając i organizując to przyjęcie pod pretekstem chrzcin córki ma im posłużyć za kamuflaż.
- Kamuflaż?
- A po co zaprosili tych wszystkich gości? I to prawie na tydzień przed uroczystością? Mówię ci, oni żyją jak pies z kotem. Dzięki tej imprezie chcieli pokazać innym jacy to są niby szczęśliwi z narodzin córki. A tak naprawdę to od roku nieustannie tylko się kłócą.
- Nie mogę w to uwierzyć.- Podczas kolacji nie umknęły mi kurtuazyjne gesty, takie jak przeciągłe spojrzenia, czy ukradkowe uśmiechy które najwyraźniej nie były takie ukradkowe tylko na pokaz.
- Niestety, taka jest prawda. I wiesz co Basiu? Nie wiem dlaczego, ale najwyraźniej zależało im aby oszukać także ciebie. Uważaj na siebie. 5 lat temu ten lowelas i tak cię zranił.
- Darek mnie nie zranił.- Zaprotestowałam.
- Tak- prychnęła pani Lidia sugerując coś przeciwnego- Wiem co zrobił. I choć bardzo go kocham to moim zdaniem popełnił błąd. Żeniąc się z tobą byłby sto razy szczęśliwszy niż z tą karierowiczką.- Zamierzałam odpowiedzieć, że nie też nie miałam zamiaru wychodzić za niego za mąż, ale pewien damski głos mnie wyprzedził.
- O tu jesteś kochana.- Powiedziała słodko moja siostra.- Wszędzie cię
szukałam. Chodź, musisz przywitać się z przybyłymi gości. I co w ogóle robisz w kuchni?
- Odwiedzam dawnych znajomych.- Odparłam.
- Kucharkę?- Zdziwiła się Edyta- No tak, pracuje tu już od kilkunastu lat. Chodź już.- Gdy szłyśmy już same korytarzem nie mogłam się powstrzymać i spytałam:
- Nie nuży cię to udawanie kochającej siostry pod maską zazdrosnej zołzy?- O dziwo tylko rozbawiłam siostrę.
- Dlaczego? Świetnie się bawię.- Odparła- A ty będziesz bawić się jeszcze lepiej gdy poznasz wszystkich moich gości. A poza tym to może chcę zakopać między nami topór wojenny?
- Ty? Nie rozśmieszaj mnie. Już nie jestem naiwniaczką.
- Oj, rozczarowałaś mnie. Naprawdę aż tak bardzo rozpamiętujesz przeszłość?
- Ja? To raczej ty to robisz by nieustannie mnie dręczyć.- Zdołałam jeszcze odpowiedzieć zanim weszłyśmy do salonu. Ujrzałam w nim babcię Darka tak jak zapowiadała mi Marta i jakąś starszą panią, która pewnie była prukwą...to znaczy panią Tomaszewską. Obok niej stała elegancka, młoda kobieta w dopasowanym kostiumie. Po przywitaniu się z nią okazało się, że to Marlena Sawicka która również pracowała w „Dragonie”. Na sofie, siedząc tyłem do mnie najprawdopodobniej byli to państwo Szymańscy.
- Dzień dobry.- Przywitałam się z nimi. Na ich twarzach pojawił się wyraz
totalnego zaskoczenia, który szybko zdołali ukryć. Pierwszej udało się to pani Renacie. A więc swoim przyjazdem nie tylko Darkowi sprawiłam niespodziankę. Jej, dlaczego wcześniej się tego nie domyśliłam? Czemu nie zignorowałam zaproszenia przybranej siostry nie wietrząc podstępu?
- Basia, moja droga tak się cieszę, że wreszcie po tylu latach znów cię widzę.
Wyglądasz ślicznie.
- Dziękuję- Odparłam świadoma, że raczej nie ma na myśli mojego stroju, (bo miałam na sobie zwykłe jeansy i biały T-shirt), ale raczej ogólny wygląd. No bo postrzępiona fryzurka odejmowała mi lat, a lekki makijaż podkreślał zieleń oczu i ich głębie. Zmiana koloru na z brązowego na blond znacznie lepiej pasowała do mojej dość bladej karnacji. Owszem, może i nie należałam do piękności, ale obiektywnie rzecz biorąc odkąd zaczęłam o siebie dbać wyglądałam nawet lepiej niż pięć lat temu. A przynajmniej w swoich oczach.- Pani też nic się nie zmieniła od czasu naszego ostatniego spotkania.
- A podobno tylko mężczyźni kłamią.- Roześmiała się- Naprawdę bardzo ci ładnie w tym kolorze, prawda Andrzeju?
- Tak- Przytaknął jej mąż. Uśmiechnęłam się do nich, a potem spojrzałam w bok. Stał tam Darek nie spuszczając ze mnie wzroku. Poczułam się nieswojo. W końcu gdybym się 5 lat temu nie uparła dziś ta miła para mogłaby być moimi teściami.- Henryk mówił, że skończyłaś studia z wyróżnieniem i pracujesz. Gratulację.
- Dziękuję.- Odparłam mile zaskoczona, że ojciec o mnie wspominał. A może to tylko macocha i państwo Szymańscy chcą być tylko mili?
- No, w końcu praca w gazecie to nie byle co. Za parę lat może zostaniesz kierownikiem, kto wie?- Niektórzy roześmieli się z tego stwierdzenia i ja też. Nawet nie zauważyłam jak z powrotem przy moim boku zjawiła się Edyta.
- Przepraszam mamo, muszę ją porwać i przedstawić komuś innemu.- Pociągnęła mnie za rękę w stronę jakiś dwóch facetów w garniakach. Na oko przed trzydziestką.- Albert Suchodzi i Emil Czyżyk. Obydwaj pracują w „Dragonie” i obydwaj są moimi przyjaciółmi.- Ostatnie słowo wypowiedziała tak znacząco, że tylko idiotka nie domyśliłaby się ukrytego podtekstu.  Mimo wszystko nie wierzyłam: zapraszała kochanków do własnego domu? I na dodatek w towarzystwie męża? Patrząc na nich zauważyłam, że ostatnie stwierdzenie mojej siostry wprawiło ich tylko w zakłopotanie. Przywołałam na twarz promienny uśmiech.- A to panowie jest moja siostra, Basia.
- Tak samo piękna jak ty.- Odezwał się pierwszy z nich składając pocałunek na mojej dłoni. Widocznie chciał dostosować się do nastroju albo rzeczywiście nie zdawał sobie sprawy, że flirt mojej siostry jest prawdziwy,
- To prawda, prawda.- Dodał drugi również chwytając moją dłoń.
Nieoczekiwanie poczułam się nieswojo w otoczeniu tych flirciarzy. Na dodatek ubrana tak pospolicie.- Czemu poznałem cię tak późno?
- Prawdopodobnie dlatego, że przebywałam na drugim końcu Polski.- Odparłam z przepraszającym uśmiechem sugerując, że to wszystko żart. I miałam nadzieję, że to wszystko jest mimo wszystko wielkim żartem. Przecież Edyta nie mogła zdradzać Darka. Nie po tym z jaką perfidią go usidliła. Bo pobrali  się jakieś pół roku później po moim wyjeździe do Gdyni. Moja siostra była w ciąży i podobno to było główną przyczyną, ale niestety tuż po ślubie poroniła.
- No cóż, mamy nadzieję że teraz zostanie pani na stałe w naszym pięknym mieście.
- Obawiam się was rozczarować.- Odparłam z trudem skrywając niechęć- A teraz wybaczcie, muszę udać się do siebie. - Dotknęłam dłońmi swojej zwykłem bawełnianej koszulki i pogładziłam fakturę jeansów- W tym stroju czuję się trochę nieswojo.
–- Och, ładnemu we wszystkim ładnie- Odparł Emil.
- Właśnie. A poza tym nie poznałaś jeszcze wszystkich gości.- Wtrąciła moja siostra. Niechętnie skierowałam się z nią razem do ostatniej grupki. Byli to państwo Kowalczyk wraz z dwudziestokilkuletnim synem Adrianem. Chłopak wydał mi się nawet sympatyczny, ale być może tylko dlatego iż byliśmy w podobnym wieku. Albo on był nawet trochę młodszy. Potem przypomniałam sobie reakcję Marty gdy mi o nim mówiła. Teraz patrząc na te regularne rysy twarzy, mocno zarysowaną kwadratową szczękę i duże piwne oczy byłam pewna, że się w nim zadurzyła.
- To państwo Kowalczyk i ich syn Adrian. Pan Michał jest dyrektorem jednej z podlegających „Dragonowi” firm.- Skinęłam mu. Dużo o tobie opowiadała.-Z trudem udało mi się coś wykrztusić, bo zaczęłam się też zastanawiać co moja siostrzyczka mogła wygadywać na mój temat. Ale przecież w tej chwili nie mogłam o to zapytać. Pozostawało mi liczyć na to, iż to był tylko kurtuazyjnie użyty zwrot.
Po jakimś czasie gościom podano lekki lunch (bo za niedługo miał być obiad), a potem służące i Edyta odprowadziły gości do pokoi. Ja w tym czasie liczyłam całe to zgromadzenie. Moi rodzice, teściowie Edyty, babcia Darka Agnieszka, pracownicy firmy Albert i Emil, pani Tomaszewska i Sawicka, państwo Kowalczyk z Adrianem i Kucharska z córką Martą... W ostatniej chwili zjawiła się Justyna Skowronek, którą pamiętałam jeszcze ze szkoły jako koleżankę Edyty. Była zaskoczona widząc mnie tutaj.
- Basia? A więc wreszcie postanowiłaś wrócić do domu? Bardzo się cieszę- Pomimo iż była przyjaciółką mojej siostry nie była wredna czy dwulicowa jak ona. Dlatego szczerzę ucieszyła mnie jej obecność.
- Nie, wykorzystałam tylko urlop w pracy i postanowiłam wrócić na dawne śmieci. A co u ciebie?
- Chyba dobrze. Niedługo kończę staż. Jak się domyślasz w „Dragonie”- Skrzywiła się.
- Domyślam się, że nie odpowiada to twojej ambicji?- Przypomniałam sobie, że zawsze świetnie się uczyła. Być może dlatego w szkole moja siostra się z nią zaprzyjaźniła. No, ale była trzy lata od niej starsza.
- Tak, ale mam nadzieję, że udowodnię iż jestem coś warta.- Rozmawiałyśmy jeszcze przez kilkanaście minut aż do obiadu. Była pierwszą osobą (nie licząc Marty) z którą od przyjazdu zrobiłam to szczerze.
Reszta dnia minęła mi na spacerze (tak jak większości gości) i biesiadowaniu na
werandzie. Odwiedziłam również swoją siostrzenicę i trochę się z nią pobawiłam. Mimo wszystko nie chciałam, żeby podczas mszy płakała gdy będę ją trzymała na rękach i trochę mnie poznała.
Na kolacji w końcu uświadomiłam sobie, że Edyta tak dobrała gości abym tylko ja nie miała pary. Bo Marta usiadła obok Adriana, a Justyna obok Czyżyka. Sawickiej, najbardziej podobnej do mnie wiekiem towarzyszył Albert. Mamę Marty usadzono obok pani Tomaszewskiej, a najstarsza pani Szymańska (babcia Darka) siedziała obok pani Kowalczyk i jej męża. Tak więc zostałam praktycznie na lodzie. Nic sobie jednak z tego nie robiłam. Towarzystwo mojej macochy Grażyny też mi odpowiadało. Jeśli Edyta uznała, że tą perfidią zniszczy mi tydzień to się myliła. Nie miałam zamiaru niszczyć tych kilku dni z tak błahej przyczyny. Jednak ku mojemu zdziwieniu w trakcie posiłku moja siostra wyznała:
- Bardzo cieszy mnie, że wszystkim udało się dotrzeć poza jednym z gości, który ma zjawić się jutro z samego rana.- Widziałam, że nie tylko ja byłam zaskoczona. Darek też rzucił żonie znaczące spojrzenie.
- To twój nowy przyjaciel kochanie?- Jego ton był pozornie żartobliwy, ale ja wyczułam w nim nutkę ironii.
- Twój też.- Odparła mu słodko. Powróciły do mnie słowa pani Lidii: czy rzeczywiści Edyta z Darkiem żyją jak pies z kotem?
Następnego dnia w porze śniadania również panował tłok. Pogodna jednak była znacznie przyjemniejsza i posiłek jedliśmy na werandzie. Po raz pierwszy odprężyłam się na tyle aby móc czerpać przyjemność z wizyty w domu. Bo pomimo pierwszego spotkania z gośćmi, gdy przestawiając się zdawali sobie sprawę kim jestem wydawało się, że wszyscy udają, że nie pamiętają tego co zaszło przeszło 5 lat temu. Ale nie doceniłam mojej siostry. Bo najwyraźniej zrobiła wszystko aby każdy z gości doskonale to sobie przypomniał.
- Pani Szymańska, właśnie przyszedł...
- Tak wiem.- Przerwała lokajowi pospiesznie Edyta.- Zaproś go do nas.- Początkowo nikt nie zwracał uwagi na kroczącego ku nam mężczyznę w garniturze i przeciwsłonecznych okularach. Nawet ja. Dopóki nie ujrzałam go wystarczająco blisko. Widelec wypadł mi z dłoni (wiem, trochę melodramatyczny gest, ale tak rzeczywiście się stało).
- Co się dzieje, kochanie?- Spytała mnie macocha, ale zaraz spojrzała w tę samą stronę co ja. Na jej twarzy odmalował się szok.
- O mój Boże.
- Moi drodzy, właśnie zjawił się nasz ostatni gość.- Niektórzy obecni zamilkli (Widocznie nie wszyscy znali osobiście mężczyznę w garniturze i nie łączyli sobie jego twarzy z nazwiskiem, a więc ze skandalem sprzed lat.)- Oto Jakub Bająkowski.

9 komentarzy:

  1. Cieszę się bardzo, że wróciłaś z nowym opowiadaniem :) Ciekawa jestem jak potoczy się dalej historia Basi. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam roksna

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany ! Nie lubię tej Edyty i w sumie to cieszę się , że nie układa jej się w małżeństwie. Po co zaprosiła Kubę ? Chociaż podejrzewam , że chciała dopiec Basi . Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i cieszę się że wróciłaś !

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow naprawdę świetne :-) czekam na kolejny :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :) wcale nie odczuwam że jest dużo gorszy stylistycznie. Nie mogę się doczekać kolejnej części. Pozdrawiam, Magda ☆

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy najwcześniej możemy spodziewać się kolejnego? ;)
    Dopiero 1 rozdział i już ogarnęło mnie pragnienie czytania dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Będzie dziś nowy ? Proszę Cię :-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Da radę coś dziś superbohaterze? :D opowiadanko sie fajnie zaczyna

    OdpowiedzUsuń
  8. Będzie kontynuowane to opowiadanie ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, z założenia zakończenie miało być otwarte, które jednak pozwala domniemywać, że miedzy głównymi bohaterami będzie w końcu happy end. Potem miałam zamiar kontynuować tę historie juz po powrocie Basi do Gdyni, ale niestety nie mam na to czasu. Właściwie juz tyle opowiadań miałam dokończyć, że aż wstyd. :( Może kiedyś w końcu się za to zabiorę. Ale wracając do twojego pytania to raczej w najbliższym czasie nie oczekuj kontynuacji. Po prostu załóż, ze Basia i Kuba w końcu docenili i odkryli sie na nowo.

      Usuń