Witajcie moje czytelniczki po dłuższej przerwie :) I zanim zaczniecie to czytać to muszę wyjaśnić, że niestety nadal mam jeszcze przed sobą tydzień wytężonej nauki. Mimo wszystko postanowiłam wstawić to opowiadanie, bo stworzyłam je już kilka lat temu. Jest ono bodajże pierwszym które napisałam jeszcze przed "Od nienawiści...", więc prawdę mówiąc jest trochę naiwne (mam na myśli fabułę) i widać że jest po prostu gorsze stylistycznie (chociaż jeszcze przed wstawieniem starałam sie to poprawić) Zresztą, sami zobaczycie po przeczytaniu- piszę o tym teraz żeby nie było rozczarowania.
Opowiadanie jest krótkie, kolejną część dodam jutro lub pojutrze (bo chodź jest już napisane, to niestety konieczna jest drobna restrukturyzacja ze względu na błędy i inny format zapisu pliku, który niewłaściwie odtwarza mi się w wordzie). Części będą trzy lub cztery. Mimo wszystko miłego czytania i dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość co do tej dłuższej przerwy.
PS: Sesja jak na razie idzie mi dość dobrze, więc mam nadzieję że tuż po niej (bez poprawek) wrócę do was pełna energii i spokojnej głowy do stworzenia czegoś nowego.
Pozdrawiam :-)
Wracając
z zakupów byłam nieźle zziajana. Z ulgą weszłam do mieszania, które dzieliłam z
ciocią i usiadłam na krześle.
Niezły
upał, co? A dopiero maj.
-
Tak.- Przytaknęłam.- Zaraz wszystko rozpakuję, tylko muszę trochę odpocząć.
-
Mówiłam ci, żebyś wzięła auto- Ciocia dobrodusznie mnie zganiła. Chwilę
krzątała się po kuchni i już po chwili stała przede mną moja ulubiona woda z
plastrem cytryny.
-
Jesteś niezastąpiona. Dzięki.- Posłałam jej promienny uśmiech.- A dobrze wiesz,
że o tej porze w mieście są straszne korki. Komunikacją miejską jest szybciej.
-
Ale trudniej.- Jak zawsze musiała mieć ostatnio słowo. Jednak kochałam ją za
to.- Nie zgadniesz kto dziś zadzwonił gdy cię nie było.
-
Ten twój amant spod piątki?- Spytałam żartobliwie. Od jakiegoś czasu niespełna
pięćdziesięcioletni sąsiad zalecał się do mojej cioci. Jednak niestety bez
wzajemności
-
Basiu!- Zaperzyła się. - Nie, to nie był pan Zbyszek. Dzwoniła Edyta.- Prawie
zakrztusiłam się łykiem wody, który właśnie przełykałam. Owszem, mogło chodzić
o przyjaciółkę cioci o tym imieniu, ale po jej tonie rozpoznałam (albo jakimś
szóstym zmysłem), że jednak chodzi o moją przyrodnią siostrę.
-
Tak?- starałam się spytać w miarę obojętnie- Po co?
-
Chce abyś była matką chrzestną Gosi. Czyż to nie cudownie?- Tym razem naprawdę
się zakrztusiłam, że aż ciocia musiała kilka razy klepnąć mnie po plecach.-
Tyle razy mówiłam ci, żebyś nie piła tak łapczywie.
-
Prze...przepraszam- Z trudem udało mi się wykrztusić- Powiedziałaś jej, że nie
mogę, tak?
-
Kochanie, sądzę że powinnaś się z nią już pogodzić. Obie tylko przez to
cierpicie.- Wytrzeszczyłam na nią oczy. No, ale ciocia nie znała prawdy na
temat wydarzeń które rozegrały się między nami kilka lat temu przed tym jak się
tu przeprowadziłam. A przynajmniej nie całą. Bo moja siostrzyczka z pewnością
nie cierpiała po tym co mi zrobiła. Co więcej cieszyła się, że wygoniła mnie z
domu a ojciec znienawidził. Do dziś pamiętam jej pełen tryumfu wzrok gdy
uwieszona na Darku machała mi na pożegnanie...Ale od początku.
Wszystko
zaczęło się ponad 14 lat temu gdy zmarła moja mama. Tata bardzo ją kochał, więc
jej śmierć boleśnie go zraniła. Gdy odeszła nie był już sobą. I nie jest to
przenośnia: on naprawdę się zmienił. Wcześniej zawsze miał dla mnie czas, dużo
się uśmiechał i uwielbiał niedzielne wypady za miasto, gdzie łowił ryby.
Godzinami mogłam się temu przypatrywać. Potem każdą wolną chwilę spędzał w
pracy, był ponury i unikał mnie jak tylko mógł. A przynajmniej tak odbierała to
dwunastoletnia wówczas dziewczynka którą byłam.
Dlatego
tym dziwniejszym był fakt, że ledwo półtora roku później ponownie się ożenił z
Grażyną, trzydziestotrzyletnią wdową z jedenastoletnią córką Edytą. W
zasadzie
byłam z tego zadowolona: od zawsze chciałam mieć siostrę (choć niekoniecznie macochę)
i szybko zaprzyjaźniłam się z Edą. A
przynajmniej tak mi się wydawało. Z czasem odkryłam, że moja młodsza ukochana
siostrzyczka właściwie mnie wykorzystuje. A stało się to dzięki chłopakowi z
mojej klasy, Darkowi. Nasza znajomość zaczęła się dość dziwnie. Byliśmy wówczas
w połowie trzeciej klasy gimnazjum i właściwie nie gadaliśmy. Nie byliśmy nawet
kolegami: on był synem bogatego właściciela firmy „Dragon”( która w zasadzie
zajmowała się pożeraniem małych upadających spółek, które szybko odzyskiwały
dawną świetność przynosząc niebotyczne zyski. Zazwyczaj.) i najpopularniejszym
chłopakiem w szkole.
-
Ej, Baśka. Możemy chwilę pogadać?
-
My?- Nie potrafiłam ukryć zdziwienia.
-
Tak.- Uśmiechnął się do mnie nieśmiało prezentując komplet śnieżnobiałych zębów.-
Wiesz, trochę mi głupio, bo chodzimy razem do klasy ale wydajesz mi się
odpowiednia...no bo świetnie radzisz sobie z matą, nie?- Dodał prędko.
-
No tak. – Przytaknęłam nadal nie wiedząc o co chodzi.
-
Muszę uzyskać z egzaminów przynajmniej 70% żeby dostać się do wymarzonego
liceum. Pomożesz mi? Oczywiście odpłatnie.
-
Chodzi ci o korepetycje? Jasne.- Zgodziłam się, choć nieco zdziwił mnie fakt,
że nie chciał profesjonalnego korepetytora. W końcu było go przecież stać.
Dopiero
po jakimś czasie zorientowałam się, że chodziło mu raczej o to by jego rodzice
uważali że doszedł do wszystkiego własnymi siłami a nie z pomocą dodatkowych
zajęć. Ale mimo to od tamtej pory zostaliśmy przyjaciółmi. Zdałam sobie sprawę,
że mimo swojego bogactwa i pozycji (był jednym z najbardziej popularnych
chłopaków w szkole) nie był zepsutym snobem. Choć widywaliśmy się praktycznie
tylko w szkole sporo razem gadaliśmy. Dzięki niemu stałam się bardziej
popularna, co mi jednak nie odpowiadało. Choć mój tata był początkującym politykiem,
który w ostatnim czasie dość szybko wspinał się po szczeblach kariery zawodowej
to nie byliśmy zbyt zamożni. To dlatego gdy pewnego razu zaprosił mnie na
domówkę odmówiłam. Odrobinkę go to sfrustrowało.
-
Och, daj spokój Baśka. Będzie fajnie. Tylko sami moi kumple.
-
Zwłaszcza płci przeciwnej- Dodałam słodko. Posłał mi szeroki uśmiech.
Praktycznie
interesował się każdą napotkaną dziewczyną z powodu czego często z niego
żartowałam.
-
To co? Zamówić po ciebie taksówkę na siódmą?
-
Nie, nie mogę. Będę zajęta.
-
Ciekawe czym- Mrugnął.
-
Muszę pomóc siostrze. Ma wykonać projekt na biologię.- Była to prawda, ale
przecież nie będę go wykonywać w piątkowy wieczór.
-
Przecież to zadanie Edyty.
-
No tak, ale muszę jej pomóc, bo nie ma na to pomysłu. Poprosiła mnie.
-
Jak zawsze- Odparł ironicznie- A pomoc oznacza wykonanie za nią całego
zadania.- Nigdy nie krył się z tym, że
jej nie lubi. W zasadzie się nie znali: Darek odwiedził mnie tylko dwa razy w
domu, a akurat tak się złożyło że akurat Edyty nie było. Dlatego nie wiedziałam
skąd ta niechęć. Postanowiłam go o to zapytać.- Boże, przecież ona cię
wykorzystuje. Jesteś za dobra- odparł- A poza tym to nie jest twoja siostra.
Nie jesteście spokrewnione.
-
Ale jest dla mnie jak siostra- Odparłam urażona. To było nasze pierwsze
poważniejsze spięcie i choć potem mnie przeprosił obiecując nie poruszać więcej
tego tematu to pozostawiło we mnie niesmak.
Pod
koniec pierwszej klasy liceum nastąpiła pewna zmiana w moim życiu. Tata miał
startować na senatora. W domu zaczęli się pojawiać ważni (a przynajmniej w
niego mniemaniu) ludzie, których od tej pory musieliśmy przyjmować i miło
ugaszczać.
-
To otworzy mi drogę do sukcesu- Mawiał mój tata.
W
zasadzie to nie rozumiałam o co to całe halo: zawsze byłam na bakier z polityką,
a poza tym to i tak miał wysoką pozycję. Na kogo chciał potem „awansować”
dzięki znajomościom? Na prezydenta? Jednak wydawał się być zadowolony, więc udawałam
że też mnie to cieszy.
Właśnie
na jednym z takich spotkać poznałam Jakuba. Miałam wówczas prawie osiemnaście
lat i gdy tylko na niego spojrzałam wiedziałam, że to ten jedyny. Nie chodziło
tylko o to, że był przystojnym opalonym brunetem o ciemnych oczach i
regularnych rysach twarzy. Chodziło raczej o to, że patrząc w te piwne tęczówki
widziałam dobroć i coś czego nie umiałam do końca zdefiniować. No ale cóż,
takie bywało właśnie zauroczenie.
-
Kuba Bająkowski- Przedstawił mi się uśmiechając tymi swoimi pełnymi wargami od
których nie mogłam oderwać oczu. Mimo cienkiej warstwy makijażu czułam, że się rumienię.
-
Basia. Basia Kwiatkowska.- Odparłam czując się głupio, że dodałam nazwisko. Przypomniało
mi to przedstawianie się telewizyjnego agenta 007 Jamesa Bonda. Tyle, że on
zaczynał prezentację od nazwiska.
-
Muszę was zostawić na chwilę- Powiedział mój ojciec posyłając mi wymowne
spojrzenie. Wcześniej, gdy truł mi o tym, żebym oczarowała jakiegoś gościa
miałam ochotę to olać, ale Jakub naprawdę mi się spodobał. Gdy zostaliśmy sami
zapadła na chwilę cisza.
-
Pracujesz z moim tatą?- Zadałam pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy.
-
Jestem jego asystentem na stażu.
-
A więc studiujesz?
-
Tak. Politologię.
-
Domyśliłam się- Odparłam z lekkim uśmiechem. Znów zapadła między nami cisza.
-
A ty?
-
Ja jeszcze nie studiuję- Chciałam zażartować, ale wypadło to zwyczajnie głupio.
To wszystko przez te nerwy.- To znaczy po wakacjach zaczynam ostatni rok
liceum.- Dodałam.
-
Fajnie- Stwierdził tylko popijając łyk swojego napoju. Próbowałam ukryć
skrzywienie się. Co niby w tym fajnego? Na szczęście od zrobienia z siebie
totalnej idiotki (co zrobiłabym, bo miałam zamiar go o to zapytać) wybawiła
mnie moja siostra.
-
Basia, możesz na chwilę do mnie podejść?- Mówiła do mnie, ale patrzyła na Kubę
szeroko się uśmiechając. Nie podobał mi się ten lok, którym okręcała swoją
dłoń.
-
Szukałaś mnie?- Zwróciłam się do niej.
-
Ach…no tak, ale w sumie to nic ważnego. Nie wiedziałam, że nie jesteś sama.
Przedstawisz
mnie?
-
Jasne.- Odparłam starając się powściągnąć irytację patrząc na to, jak moja
siostra monopolizuje całą rozmowę.
Mimo
wszystko po przyjęciu tata był ze mnie zadowolony. Wyjaśnił mi, że ojciec
Jakuba jest znanym biznesmenem (Choć najwyraźniej nie na tyle, żebym kojarzyła
jego nazwisko; Żartuję: i tak mało kogo znałam), który może mu pomóc w
realizacji jakichś pomysłów. Znaczyło to, że dzięki pieniądzom Bająkowskim
chciał aby jakaś ustawa została przyjęta. (Zapomniałam wspomnieć, że w
międzyczasie udało mu się uzyskać tytuł senatora). Nie było to do końca
etyczne, ale w sumie legalne. Fakt, że odpowiednia propaganda robiła ludziom
sieczkę w głowie było dobrze znane. A to, że ludzie się na to łapią nie jest
winą mojego ojca. (A przynajmniej on tak powtarzał).
Po
przyjęciu spotkałam Jakuba miesiąc później gdy przywiózł tacie jakieś dokumenty
i został zaproszony na obiad. Po posiłku tata tak wszystko zaaranżował żebyśmy
zostali sami. Mimo, iż tego chciałam jednocześnie potwornie mnie to
onieśmielało. Podczas obiadu mogłam wpatrywać się w niego ile tylko chciałam
bez konieczności rozmowy. Ale w cztery oczy?
Na
szczęście wszystko przebiegło dobrze. Tym razem nie było żadnego żenującego
milczenia głównie dzięki Jakubowi, który był dla mnie bardzo miły. I często się
uśmiechał.
Przed
rokiem szkolnym spotkaliśmy się jeszcze dwa razy: w zasadzie nie mogłam
powiedzieć że ze sobą chodzimy, ale to przecież coś znaczyło. Chłopak nie
zaprasza dziewczyny do kina jeśli nic do niej nie czuje, prawda?
Gdy
tylko wróciłam do szkoły Darek żartował sobie ze mnie, że wreszcie mam
chłopaka. Odcinałam mu się dzielnie, że w przeciwieństwie do niego nie lecę na
każdą napotkaną dziewczynę, ale i tak się ze mnie śmiał. Tym bardziej gdy na
święta Bożego Narodzenia Jakub się ze mną zaręczył. Było to dla mnie kompletnym
zaskoczeniem. Właściwie nigdy nawet mnie nie pocałował, dlatego w pierwszej
chwili totalnie mnie zamurowało. Ojciec był jednak wniebowzięty: wciąż
powtarzał mi, że to wspaniały chłopak, że ma przed sobą bajeczną przyszłość i
świetne perspektywy.
-
No nie wiem. W zasadzie to mało się znamy.
-
Ta dzisiejsza młodzież: nigdy wam nie dogodzi. Jak nie za krótko, to za długo.-
Skwitował to lekko zirytowanym moją postawą. Potem dodał już
spokojniej:-Przecież Jakub często nas odwiedzał. I widać, że mu na tobie
zależy. Gdyby tak nie było nie oświadczałby ci się.
-
No właśnie. Mam tylko dziewiętnaście lat.
-
W średniowieczu byłabyś już panią w średnim wieku. A poza tym to tylko
zaręczyny. Ślub może odbyć się za kilka lat.
-
Właśnie- Poparła go Edyta- Przecież też go kochasz, więc o co ten problem?-
Wzruszyłam ramionami. Właśnie w tym był problem: bo Jakub nie powiedział mi, że
mnie kocha. Poza tym to wszystko działo się za szybko.
Po
zdaniu egzaminów maturalnych powiedziałam „tak” Kubie. Wtedy mocno mnie objął i
po raz pierwszy pocałował. Było cudownie: delikatnie dotknął wargami moich ust,
a ja byłam aż tak zszokowana, że tylko biernie się temu poddawałam. Rozmarzona porównywałam to do historii w
romansach, którymi się namiętnie zaczytywałam.
-
Bardzo się cieszę- Odparł mi wówczas z uśmiechem gładząc mnie po policzku.
-
Sądziłeś, że odmówię?
-
Nie wiem. Właściwie to niczego nie można być pewnym prawda? Chodźmy na kolację,
uczcimy to.
-
Jasne.
Widywałam
się z narzeczonym przez wakacje, a potem pierwszy semestr studiów. Wtedy
zaproponował abyśmy ustalili datę ślubu. Zgodziłam się, choć nadal czułam się
niepewnie w jego towarzystwie. Miałam nadzieję, że po ślubie to się zmieni.
Przygotowania trwały pełną parą: dodatkowo towarzyszył temu splendor mojego
ojca, bo stał się ważną figurą polityczną. Coraz częściej pojawiał się w
telewizji i nawet lokalne gazety pisały o zaręczynach córki senatora
Kwiatkowskiego. Darek, który jako mój najbliższy przyjaciel pomagał mi przy
wszystkim nieustannie dopytywał mnie czy jestem tego pewna. Widział moją
wahanie.
-
No bo wiesz, masz w końcu dopiero 20 lat.- Argumentował.
-
I co z tego? Jeśli kocham Jakuba to chyba nic złego, prawda?
-
No nie. No bo wiesz...nie jesteś w ciąży?
-
Co?!- Zatkało mnie. Jak mówiłam do tej pory rzadko całowałam się z Kubą a co
mówić dopiero o sypianiu ze sobą?! Byłam porządną dziewczyną.
-
No, bo nie potrafię znaleźć innej przyczyny. Mój ojciec mówi, że on tylko chce
się wybić dzięki twojemu ojcu.
-
Dziękuję. Od razu poprawiłeś moją samoocenę.
-
Wybacz. Nie chodziło mi o to, że nie masz żadnych walorów, no bo nie jesteś
brzydka, ale...
-
Dobra już się nie pogrążaj.
-
Sory.
-
W porządku- Odparłam udając spokój. Bo nagle zrobiło mi się smutno.
Spojrzałam
wówczas w wiszące na ścianie lustro widząc przed sobą bladą, okrągłą twarz.
Nigdy nie uważałam się za piękność, ale żeby aż brzydula? Postanowiłam zacząć wreszcie
używać makijażu codziennie, a nie tylko od święta.
Oficjalne
zaręczyny odbyły się na niecałe trzy miesiące przed ślubem, który zaplanowano
na początek września. (aby uniknąć kolidowania z moimi studiami) Potem miała
odbyć się podróż poślubna na którą miałam się udać z mężem do Tajlandii. Jednak
nigdy do niej nie doszło. Bal zaręczynowy zniszcz to, co nawet się nie zaczęło.
Na
początku wszystko przebiegało pomyślnie: tata wzniósł toast, potem był mój
taniec z Jakubem na środku sali gdzie wręczył mi mały bukiecik róż i gratulacje
od gości. Czułam się szczęśliwa i beztroska: mój narzeczony był dla mnie całym
światem, a świadomość że mnie kocha dodała mi skrzydeł. W pewnej chwili
podeszła do mnie moja siostra:
-
Hej, jak się bawisz?
-
Świetnie.- Odparłam.- Chcesz jeszcze tortu?
-
Nie, już się najadłam. Przyszłam, żeby dać ci to- Wręczyła mi małą złożoną
karteczkę.
-
Co to?
-
Nie wiem. Twój kochaś kazał mi to ci dać- Odpowiedziała wzruszając ramionami a
potem odchodząc. Zdezorientowana przeczytałam karteczkę.
„Czekam
na ciebie w domku dla gości, w piwnicy. Od dzisiaj możemy bez obaw wyrazić
naszą miłość. Wszystko przygotowałem”
Ze
zdziwienia szerzej otworzyłam oczy. Czy to znaczyło to co myślę? Szybko upiłam
łyk szampana rozglądając się po sali. Jakuba nigdzie nie było. Boże, co mu też
strzeliło do głowy?! Ale z drugiej strony...może był z typu tych staroświeckich
facetów z zasadami, którzy za bardzo szanują dziewczynę bez wyraźnych
deklaracji? Nie powiem żebym nigdy o tym nie myślała, ale jakoś nie miałam
śmiałości sama przejąć inicjatywę. Mimo wszystko rodzice wychowali mnie na dość
staroświecką osobę co dopełniły liczne romantyczne książki które pochłaniałam.
Mary Balogh, Jane Austin czy Charlotte Bronte wyrobiły we mnie obraz idealnej
niemal platonicznej miłości jednak całkowicie oderwanej od realnego świata. (No
bo jakby nie było pożądanie również stanowi ważny aspekt w związku. Wówczas
jednak o tym nie myślałam, a jeśli już
to w kontekście wspólnego przytulania się czy spania w sensie dosłownym)
Nie,
najpewniej zabrakło alkoholu, który tam trzymamy, stwierdziłam przywołując się
do porządku. I chce abym mu pomogła. Tak, to rzeczywista przyczyna a ja
wyobrażam sobie nie wiadomo co. Może wymienimy kilka pocałunków wśród
leżakujących butelek wina, ale... Musiałam iść aby się przekonać.
Wychodząc
z sali czułam się dziwnie. A jeszcze gorzej wchodząc do domku dla gości.
Zwłaszcza gdy nie było tam zapalonego światła.
-
Nareszcie jesteś.- Gdy ktoś objął mnie od tyłu prawie pisnęłam. Jednak mi się
nie udało, bo poczułam czyjeś wargi na swoich.- Myślałem, że już nie
przyjdziesz.- Jakub oderwał się ode mnie równie gwałtownie jak mnie złapał
niemal się wywróciłam. Ale bystre ramię mnie powstrzymało. Poczułam jak suwak
mojej sukienki się rozsuwa. Zaprotestowałam. Dla mnie wszystko działo się za
szybko.- No, ostatnio nie byłaś taka niechętna.- Momentalnie zesztywniałam.
Dobrze znałam ten głos. Przeraziłam się, bo nie należał do mojego narzeczonego.
Próbowałam wyrwać się z mocnego uścisku.- Hej, wolisz tak jak ostatnio?
-
Nie- Zdołałam wyszeptać, bo znów pocałował moje usta. Zapiszczałam.- Darek,
opanuj się to ja.- Usta błądzące po mojej szyi zastygły.
-
Basia?
-
Tak.
-
Jezu- Odsunął się ode mnie tak gwałtownie, że upadłam. Na szczęście w
ciemnościach nie było tego widać.- Co ty tu robisz?!
-
Ciebie mogę zapytać o to samo! Co robisz w tej piwnicy i na dodatek w
ciemnościach? Zapal światło.- Usłyszałam jakiś ruch, więc najpewniej zaczął
spełniać moje polecenie. - Nareszcie- odezwałam się gdy rozbłysło światło.- A
teraz zasuń mi lepiej sukienkę ty kretynie zanim ktoś tu przyjdzie.
-
Yhm.- Chrząknięcie sprawiło, że podniosłam głowę do góry. Zaraz jednak miałam
ochotę ją z powrotem opuścić, bo przy włączniku nie stał Darek, ale Jakub,
Edyta i mój ojciec.
-
Co wy tu wyprawiacie?!- Twarz tego
ostatniego poczerwieniała z gniewu.
Podszedł
do mnie nerwowym krokiem z takim czymś w oczach, że aż skuliłam się na podłodze
oczekując uderzenia. Ale ono nie nastąpiło. Nieśmiało podnosząc wzrok
zauważyłam jak Jakub dotyka ramienia taty aby go powstrzymać. Przełknęłam
głośno ślinę gdy wreszcie dotarło do mnie jak to wszystko wygląda.
-
To nie jest konieczne panie Kwiatkowski.- Powiedział rzeczowo Bająkowski.
-
Ale ona...jak śmiałaś?!- Prychnął.- Przecież dziś się zaręczyłaś!
-
Proszę pana to naprawdę nie jest tym na co wygląda.- Wtrącił się Darek.
-
A ty się zamknij gówniarzu! Widziałem, że przyjaźń między dziewczyną a
chłopakiem to tylko wymówka. Jutro porozmawiam sobie z twoim ojcem. Poniesiesz
konsekwencje tego co zrobiłeś.
-
Tato...- Usiłowałam wszystko wytłumaczyć.
-A
ty się nie wtrącaj! Edyta, wyjdź stąd. Ty też Jakubie. Nie mamy tu czego
szukać.
-
To jest pomyłka, ja wszystko wyjaśnię.- Spróbowałam raz jeszcze.
-
Najpierw się lepiej ubierz.- Nagle poczułam się upokorzona zdając sobie sprawę,
że nadal siedzę na podłodze podtrzymując jednocześnie rozsuniętą na plecach
niemal do talii suknię. Palący wstyd nie pozwolił mi wyrzec ani słowa.
Gdy
wróciłam do domu moja macocha czekała na mnie przed ogrodem patrząc z
niepokojem.
-
Henryk kazał ci wrócić do swojego pokoju. Wejdziemy tylnym wejściem, żeby
goście cię nie zobaczyli.- Zrezygnowana pozwoliłam jej się tam zawlec.
Ignorowałam przy tym jej paplaninę o tym, że jeśli nie chciałam wychodzić za
Kubę to mogłam jej o tym wcześniej powiedzieć, ale że ona mnie rozumie.
Westchnęłam ciężko. Mimo wszystko lubiłam macochę: traktowała mnie bardzo
dobrze praktycznie tak samo jak swoją biologiczną córkę choć nie byłą troskliwą
matką. Po prostu to było nie w jej stylu.
-
To wszystko jest pomyłką.- Powtórzyłam raz jeszcze- A ja muszę teraz to
wyjaśnić.
-
O nie moja panno- Macocha wyjęła klucz z drzwi pokoju- Jeśli nie chcesz żeby
ojciec sprał cię na kwaśne jabłko siedź tu i czekaj. Jeśli jesteś głodna
przyniosę ci coś do jedzenia.
-
Nie jestem głodna.- Powiedziałam poirytowana- Muszę porozmawiać z
Darkiem.
No i Jakubem.
-
Henryk postara się wszystko załatwić- Pocieszała mnie Grażyna.
I
rzeczywiście „starał się”. Następnego dnia poinformował mnie, że nie udało mu
się załagodzić sytuacji z Jakubem, który odwołał zaręczyny. Na szczęście zdołał
uratować mnie przed hańbą (bo jakimś cudem o tym co zaszło wiedziało już pół
miasta): miałam wyjść za Darka.
-
Nie- Zaprotestowałam ostro- To tylko mój przyjaciel, nie chcę był jego żoną.
-
Trzeba było o tym myśleć zanim wskoczyłaś mu do łóżka!- Wypalił ojciec.
-
Henryk...- Próbowała ułagodzić to moja macocha. Niczego to jednak nie dało.
Tak
samo moje tłumaczenia, że między nami była tylko przyjaźń.
Tego
samego popołudnia odwiedził mnie wściekły Darek. Nie pozwolił mi dojść do słowa
od razu na wstępie mnie atakując. Zastrzegł, że nie ma zamiaru się ze mną żenić
nawet jeśli ojciec chce go przeze mnie wydziedziczyć. Zarzucał mi, że
posłużyłam się nim aby uniknąć ślubu z Jakubem, do którego nie byłam
przekonana. No i że to nie jest jedna z moich powieści, w której
skompromitowana dziewczyna musi najszybciej wyjść za mąż. Krzyknęłam wtedy, że
to on wysłał mi liścik i to nie była moja wina. Odparł wówczas, że to ja
zwabiłam go do piwnicy podając się za Edytę. Gdy spytałam czemu miałabym się
niby za nią podawać, Darek gwałtownie spuścił wzrok. I wtedy wszystko
zrozumiałam. Ciężko usiadłam na kanapie nie będąc w stanie dalej odpierać
zarzutów byłego przyjaciela, który zarzekał się że nie ma zamiaru się ze mną
żenić. Po jakimś czasie miałam tego dość: wrzasnęłam że ja też i wyszłam
zostawiając go samego. W swoim pokoju zignorowałam polecenie ojca aby nie
kontaktować się z Jakubem i niepewnie
wykręciłam jego numer. Odezwała się tylko poczta, więc się rozłączyłam.
Wieczorem
spróbowałam raz jeszcze, a gdy znów kilkakrotnie odezwał się automat
zdecydowałam się zostawić wiadomość:
„Kuba, to ja Basia.
Wiem, że pewnie nie chcesz ze mną rozmawiać, ale to naprawdę ważne. Między
Darkiem a mną nic nie ma i nie było. Proszę, oddzwoń gdy tylko będziesz mógł.
Nie chcę odwoływać naszego ślubu.”
Trochę
głupio zabrzmiało, ale przynajmniej było szczere i nieułożone. Czekałam jeszcze
kilka dni aż spełni moją prośbę, jednak Jakub nie zrobił tego. A ja z każdym
czułam się gorzej.
Tydzień
po tragicznym w skutkach balu ojciec dał mi alternatywę: albo wyjdę za
niechętnego mi Darka (nasi ojcowie wszystko ustalili), albo wyjeżdżam nad morze
do ciotki gdzie będę mogła kontynuować studia. Wybrałam drugą opcję.
Pakując
wszystkie swoje rzeczy i słuchając wyrzutów ojca na temat tego jak bardzo
zaszkodziłam jego karierze politycznej myślałam tylko o narzeczonym (a raczej
byłym narzeczonym). Nie mogłam pozbyć się uczucia bólu w sercu, bo nie było go
nawet stać na to żeby zerwać ze mną osobiście. Wcześniej próbowałam wczuć się w
jego sytuację i go zrozumieć, ale po kilku dniach zrozumiałam jaka byłam
głupia. Bo on wcale mnie nie kochał: słuchając opinii wielu osób, które
przewinęły się przez mój dom po zerwanych zaręczynach wystarczająco się
nasłuchałam pocieszeń, że dobrze zrobiłam bo Bająkowski chciał się tylko dzięki
mnie wybić. Zdałam sobie sprawę, że brak czułości nie była wyrazem jego
powściągliwości ale temu że wcale niczego do mnie nie czuł. Bo tak naprawdę to
była transakcja handlowa: on zyskiwał lepsze perspektywy dzięki pracy z ojcem,
a on pieniądze Bająkowskich dzięki którym mógł zaistnieć w mediach i promować
swoje idee. Jak na ironię miałam swoją historię z powieści: bo przecież w
dziewiętnastowiecznej Anglii właśnie z takich powodów ludzie się żenili lub wychodzili
za mąż; nigdy z miłości.
Przypominając
sobie nasze spotkania z Kubą nie mogłam pozbyć się uczucia wstydu: a więc
wszystko byłą grą, zaplanowanym ruchem politycznym który miał pomóc mu zaistnieć. Jak bardzo musiał kpić z naiwnej
dwudziestolatki zadurzonej w nim po uszy!
Gdy
byłam już spakowana do pokoju zapukała Edyta. Niechętnie pozwoliłam jej wyjść.
Zamierzałam unikać ją aż do wieczornego wyjazdu.
-
Hej, jak się czujesz?
-
Dobrze- Skłamałam wkładając do torby kosmetyczkę.
-
Chyba jednak nie. Przepraszam, głupie pytanie. Przecież właśnie rzucił cię
narzeczony.- Zacisnęłam mocniej zęby próbując to samo zrobić z torbą.- Pomóc
ci?
-
Tego właśnie chcesz, co?
-
Nie rozumiem.- Dawniej jej zdezorientowana mina zbiłaby mnie z tropu, ale teraz
nie byłam taka głupia.
-
Wiesz, na początku też niczego nie rozumiałam. Dopiero przypominając sobie
pismo na karteczce, twoje dopytywanie się o mój strój aby ubrać się podobnie
nie mówiąc już o tym że to ty zostawiłaś mi wiadomość. No i reakcja Darka,
który twierdził że umówił się z tobą.
-
Co ty mówisz?
-
Zaplanowałaś to, prawda?
-
Chyba oszalałaś.- Edyta wstała z krzesła kierując się do drzwi.
-
Tak? Więc jakim cudem ty, Jakub i tata zjawiliście się w tej piwnicy zaraz po
tym jak ja do niej weszłam?
-
Mówiłam ci, że skończył się alkohol i...
-
Jasne.- przerwałam jej opryskliwie- Powiesz mi chociaż dlaczego? Czemu
zniszczyłaś życie mnie pozbawiając jednocześnie szansy dla ojca i krzywdząc
Darka?- Przez chwilę moja siostra zarzekała się, że to nieprawda, że ból odebrał
mi rozum i tego typu bzdury, ale po jakimś czasie westchnęła głośno. A
potem
wyznała:
-
Naprawdę nie rozumiesz? Nie cierpię cię odkąd tylko tu przyszłaś. Cieszę się,
że się stąd wynosisz i że wreszcie nie muszę udawać.- Choć chciałam prawdy to
mimo wszystko zabolało.
-
Myślałam, że jesteśmy jak siostry- Szepnęłam.
-
Ależ jesteśmy. Jak Alina i Balladyna w dramacie Słowackiego- Prychnęła.
-
Mam się cieszyć, że nie skończyłam jak ona?- Spytałam ze smutkiem.- Edyta tylko
się roześmiała, a gdy wieczorem pod nasz dom podjechała taksówka z uśmiechem na
ustach i tryumfem w oczach mnie pożegnała.
Od
tego czasu minęło ponad pięć lat. W Gdyni zdążyłam dokończyć studia, zrobić
staż i rozpocząć pierwszy rok pracy. A przede wszystkim zapomnieć o Jakubie,
zdradzie mojej siostry i niewierze Darka. Oczywiście poprzez ciocię docierały
do mnie niektóre informacje: stąd wiedziałam, że mój narzeczony ożenił się z Dagmarą Majewską w niecały rok po zerwanych
ze mną zaręczynach. Czy to bolało? Nawet nie tak bardzo. Raczej było symbolem
mojej naiwności i upokorzenia, które stanowiło dla mnie niezapomnianą lekcję.
Na dodatek Edyta wyszła za mąż za Darka stąd domyśliłam się dlaczego tak mnie
załatwiła. Chciała się po prostu dobrze ustawić, a mnie przy okazji zgnoić. Nie
liczyło się dla niej to, że dwa lata później gdy kadencja ojca się skończyła i
nastały nowe wybory nie został nawet członkiem partii na zawsze niszcząc
karierę. A teraz zapraszała mnie na chrzciny swojej córeczki? To było tak
bezczelne, że aż śmieszne.
-
Ciociu, zadzwoń do niej i powiedz, że nie mogę bo pracuję i nie dam rady wziąć
urlopu- Wróciłam do rzeczywistości wstając
z krzesła i rozpakowując zakupy z torby.
-
Ależ Basiu, przecież masz jeszcze zaległe prawie dwa tygodnie.
-
Naprawdę nie chcesz zobaczyć się z ojcem?- Pomarańcza wypadła mi z dłoni- Nie
sądzisz, że czas zostawić przeszłość za sobą?
-
Już dawno to zrobiłam.
-
Czy na pewno?- Nie mogłam zaprzeczyć w żywe oczy. Przełknęłam gwałtownie ślinę
podnosząc zbity owoc. Może ciocia miała rację? Może czas wreszcie zmierzyć się
z przeszłością?
Właśnie
z tego powodu tydzień później spakowana wsiadłam w pociąg i wróciłam do Mławy.
Przyjmując zaproszenie na całe siedem dni pokazałabym jej, że nie chowam głowy
w piasek. Natomiast pokazując się tylko na kilka godzin podczas chrztu
przekonałaby się, że mnie pokonała (bo oznaczałoby to że się boję) a na to nie
pozwolę.
Czułam
się jednak jakoś dziwnie i niepewnie zdając sobie sprawę, że spędzę aż cały
tydzień w domu mojej siostry. A właściwie w domu Dariusza. Jak mam się wobec
niej zachowywać? Udawać, że nic się nie stało? A przede wszystkim jak ona
będzie mnie traktować?
Po
kilku godzinach jazdy dotarłam na dworzec. Zgodnie z oczekiwaniami pojawiła się
tam Grażyna z tatą.
-
O Boże, Basia- Macocha mnie objęła.- Wyglądasz cudownie. Kiedy przefarbowałaś
włosy?
-
Zaraz po twoich świątecznych odwiedzinach- Odparłam z uśmiechem. Potem
przeniosłam wzrok na ojca jak zwykle niepewna jego reakcji. W Gdyni odwiedził
mnie kilkakrotnie, ale nasze relacje nigdy nie wróciły do takich jakie były.
Teraz też tylko wyciągnął dłoń, którą niepewnie ujęłam.
-
Jak się masz?- Spytał.
-
W porządku, choć jestem zmęczona.- Odparłam.
-
Zaraz będziemy w domu u Szymańskich.- Powiedziała Grażyna. Spojrzałam na nią
zaskoczona.
-
Więc nie zostanę dzisiaj u was?- Wiem co sobie myślicie: tchórzyłam. Jednak
chciałam spędzić ten ostatni wieczór przed bitwą w domu rodzinnym. Bo żeby tak
od razu na terytorium wroga? Z marszu?
-
Nie, nie o to chodzi. Po prostu większość gości, zwłaszcza współpracowników
„Dragona”
ma zamieszkać u Darka i Edyty. Wiesz, mają duży dom; mówiłam ci.
-
Nie, nie mówiłaś. Mimo wszystko lepiej czułabym się w swoim rodzinnym domu.- Powtórzyłam.-
Chciałabym zobaczyć swój pokój.
-
Wiesz, to nie możliwe tak czy inaczej. My też przenieśliśmy się na jakiś czas
do mojej córeczki i jej męża. Nasz dom przechodzi mały remont.
-
Och- Nie zdołałam ukryć rozczarowania.- Trudno, już nie mogę się doczekać aby
przywitać się z siostrą.- Dodałam by jakoś zamaskować wcześniejszą reakcję.
Przez
pół godziny w moim żołądku pojawiła się żółć. Nie rozmawiałam z Edytą ani się z
nią nie widziałam od czasu tamtego feralnego popołudnia podczas mojego
pakowania się. A teraz miałam nie tylko ją zobaczyć, ale i mieszkać w jej domu.
-
Jesteśmy- Tak jak się spodziewałam Darek zamieszkał z Edytą w swoim rodzinnym
domu, który odwiedzałam wiele razy przychodząc do Szymańskiego. Potrząsnęłam
głową próbując otrząsnąć się ze wspomnień.- Ale Edyta się ucieszy. I wreszcie
zobaczysz małą Gosię.
-
Tak- Mrugnęłam.
Czekając
pod drzwiami aż ktoś nam otworzy próbowałam się uspokoić. Jak zachowa się moja
przybrana siostra? Czy dalej będzie udawać? A Darek? Czy nawet po ponad pięciu
latach spojrzy na mnie z tą samą nienawiścią co ostatnio?
-
Och, jesteście- Ujrzawszy twarz Edyty momentalnie skamieniałam. Bo wyglądała
zupełnie tak jak dawniej: te same ładnie podkreślone czarną kredką błękitne
oczy, długie naturalnie blond włosy, seksownie zaokrąglona figura...- Basia?-
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.- Ślicznie wyglądasz. Cieszę się, że wreszcie
przyjechałaś.- Wyciągnęła do mnie rękę i delikatnie objęła. Nie dałam się
jednak nabrać. A więc taka była jej strategia: nadal gramy. Bo poinformował
mnie o tym stalowy błysk w jej oczach, przeczący ciepłym słowom. Z jednej
strony ta nasza prywatna kilkuletnia już potyczka była zabawna: nikomu nie
wyznałam prawdy o charakterze Edyty; ani ojcu, ani tym bardziej macosze czy
Darkowi. Początkowo bałam się, że i tak nikt mi nie uwierzy: w końcu po co moja
przybrana siostra miałaby chcieć mojej kompromitacji? Potem jednak nie wyznałam
prawdy z dumy. Przynajmniej to jedno mi pozostało. Nawet podczas jej odwiedzin
u mojej cioci udawałyśmy sympatię.
-
Ja też.- Nie pozostało mi nic innego jak przyłączyć się do naszej prywatnej
wojny.
-
Wchodźcie do środka, Darka jeszcze nie ma, ale w salonie czeka ciepły posiłek.
Zwłaszcza dla ciebie Basiu. Musisz być zmęczona po podróży.
-
Jasne- Mrugnęłam.
Wnętrze
domu wyglądało tak jak to sobie zapamiętałam, nawet ściany w holu miały ten sam
kolor, a barek z alkoholami stał tam gdzie 5 lat temu... Rozmyślając o tym
jednocześnie kiwałam głową wtrącając się do rozmowy gdy ktoś zwracał się
bezpośrednio do mnie. Potem powiedziałam rodzicom, że jestem zmęczona i
chciałabym się położyć. Edyta zaproponowała, że zaraz pokaże mi mój pokój.
-
Nie sądziłam, że przyjedziesz.- Odezwała się do mnie gdy zostałyśmy same.
Maska
wreszcie opadła i wyraźnie zauważyłam w jej głosie niechęć.
-
Przecież mnie zaprosiłaś. Liczyłaś, że stchórzę?
-
Przecież tak robiłaś do tej pory.- Zauważyła. Nie zamierzałam przyznawać się do
słabości.
-
Po prostu nie miałam tu do czego wracać- Skłamałam.
-
A teraz masz?
-
Teraz doszłam do takiego samego wniosku jak ty. To znaczy, że inni mają mnie za
tchórza, który z powodu zerwanych zaręczyn od pięciu lat nie był w domu
rodzinnym bojąc się narazić na plotki.- Usłyszałam jej śmiech.
-
Kiedyś nie miałaś takiego ciętego języka.
-
Kiedyś nie musiałam używać go na tobie- Odgryzłam się. Milczałyśmy chwilę aż
zatrzymałyśmy przy drzwiach pokoju.
-
To tu. Twoje rzeczy są już w środku. Zostało ci je jeszcze rozpakować.
-
Dzięki- Weszłam do środka, ale chcąc zamknąć przed nią drzwi zawahałam się.-
Jak Gosia?- Zdziwiłam ją tym pytaniem.
-
Dobrze. Za dwa tygodnie kończy pół roku i już umie sama siedzieć gdy ktoś
delikatnie trzyma ją za rączkę. Poza tym...- Urwała gwałtownie dodając już
innym tonem:- To słodka dziewczynka, choć nie wiem czy to cię naprawdę
interesuje.
-
Nie pytałabym gdyby tak nie było.- O dziwo była to prawda. Przecież dziecko nie
ponosiło winy za postępowanie matki, prawda? Poza tym szczerze zaskoczył mnie
chwilowy entuzjazm Edyty. Ale to, że mnie nienawidziła nie znaczyło, że musi
czuć niechęć do swojego własnego dziecka.
-
A więc może masz ochotę ją zobaczyć?
-
Jasne- odparłam bez wahania.
Po
kilu minutach byłyśmy na miejscu. Pokój małej znajdował się na samym końcu
piętra i był zaaranżowany zgodnie z bajkową stylizacją. Widząc stojącą na
środku kołyskę nie mogłam powstrzymać uśmiechu na twarzy. Wszystko wyglądało
tak rozkosznie... Dopiero po chwili zauważyłam siedzącą w kącie postać. Edyta
skinęła jej głową.
-
To Barbara, nasza opiekunka.- Wyjaśniła. Posłałam starszej kobiecie uśmiech.
Odwzajemniła
się tym samym. Potem spojrzałam na śpiące niemowlę. Dziewczyna była śliczna. We
śnie miała lekko otwartą buźkę, a ciemne rzęsy rzucały cień na tłuściutkie
policzki. Jedną dłoń trzymała na brzuszku, a drugą zaciśniętą w pięść przy
główce. Przyglądając się jej nie mogłam powstrzymać uczucia rozczulenia.
-
Jest śliczna- Stwierdziłam tylko choć było to oczywiste. Mimo wszystko moja
siostra odparła.
-
Tak- Spojrzałam na nią. Tak jak ja przedtem wpatrywała się w córeczkę niemal z
uwielbieniem. Nie wiem czemu mnie to zszokowała. Czyżbym po tym co zrobiła mi 5
lat temu spodziewała się po niej wszystkiego co najgorsze?
-
I bardzo podobna do Darka- Edyta o mało co nie parsknęła śmiechem. Spojrzałam
na nią zaskoczona.
-
Tylko mu tego nie mów.- Powiedziała dalej się śmiejąc.
-
Dlaczego?
-
Uwierz mi, że tak będzie lepiej. - Westchnęła próbując się opanować- Muszę wracać
do gości, chodźmy.- Choć chciałam zostać jeszcze chwilkę posłusznie wyszłam za
siostrą.
Resztę
popołudnia zajęło mi rozpakowywanie własnych rzeczy. Wyszłam z niego dopiero na kolację ponaglona przez macochę.
Razem weszłyśmy do jadalni. Edyta wraz z tatą już tam czekali. A także mój były
przyjaciel, Darek.
-
Co ona tu robi?- Odezwał się nie wiadomo do kogo gwałtownie wstając z krzesła.
-
Zaprosiłam ją.- Odparła spokojnym głosem jego żona. W tym czasie Dariusz zaczął
odzyskiwać panowanie nad sobą.
-
A czemu ja nic o tym nie wiem?
-
Widocznie zapomniała ci o tym wspomnieć, jak to kobieta.- Odpowiedział mu tata.
Przez chwilę nie wiedziałam co o tym myśleć.
-
Nie przywitasz się z Basią? Przecież dawniej byliście dobrymi przyjaciółmi.-
zawołała Edyta. Dopiero teraz czy Darka i moje się spotkały. Dostrzegłam w nich
coś, czego nie umiałam wyczytać. Potem bowiem spuścił wzrok. Gdy z powrotem
przeniósł go na mnie już całkowicie nad sobą panował. Nawet lekko się do mnie
uśmiechnął.
-
Jasne, przepraszam.- Podszedł do mnie i ujął moją dłoń.- Po prostu się tego nie
spodziewałem. Jak się masz?
-
Dobrze, dziękuję.- Odparłam kurtuazyjnie. Zarówno on jak i ja był napięty.- A
ty?
-
Świetnie... to znaczy czasami.- Dodał kpiarsko. Potem usiedliśmy do kolacji.
Początkowo czułam się dziwnie z faktem, że Szymański nie wiedział o moim
przybyciu. Bo miałam nad nim mentalną przewagę: mogłam się wcześniej
przygotować psychicznie do tego spotkania. Nie wiem czy właśnie dzięki temu, a
może minionemu czasu nie przebiegło ono źle. A przynajmniej tak źle jeśli wziąć
pod uwagę, że podczas naszej ostatniej rozmowy zrzuciłam całą winę na Edytę,
której on konsekwentnie bronił.
Potem,
leżąc już w swoim łóżku byłam dumna z tego, że pierwszy dzień mojej męki minął.
Pozostało jeszcze sześć.
Rankiem
obudziłam się dopiero po ósmej. Postanawiając poleniuchować prawie dwa
kwadranse spędziłam w wannie. Dopiero potem zeszłam na dół. Moja rodzina już
jadła śniadanie. Zauważyłam tam również jakąś na oko trzydziestopięcioletnią kobietę
i drugą znacznie młodszą, która nie mogła mieć jeszcze osiemnastu lat. Edyta
wstając z krzesła mi je przedstawiła.
-
To pani Elżbieta Kucharska i jej córka Marta. Jest siostrą mojego teścia.-
Wyjaśniła mi.
-
Bardzo mi miło. Ja jestem Basia Kwiatkowska, przyszywana siostra Edyty.
-
Również bardzo mi miło- odparła stalowym głosem. Wydawała mi się taka sztywna,
że aż strach. Natomiast jej córka wyraźnie czuła się tu nieswojo. Przypomniałam
sobie słowa macochy o gościach, którzy mają mieszkać przez najbliższe kilka dni
u Szymańskich. Mieli zjawić się dzisiaj.
Gdy
śniadanie dobiegło końca Grażyna wyszła z Elżbietą i moją siostrą pozostawiając
Martę samą. (Darek i tata ulotnili się znacznie szybciej tłumacząc się
koniecznością pracy). Zrobiło mi się jej trochę żal, więc przysiadłam się do
niej.
-
Hej,- Zaczęłam uśmiechając się do niej.- Chyba zostawili nas tutaj same-
stwierdziłam. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
-
Niestety.- Mrugnęła.
-
Więc chyba musimy zorganizować sobie czas same. Masz ochotę na spacer?
Po
tylu porcji kalorii stanowczo przydałby mi się ruch.
-
No nie wiem. Mama będzie się martwić gdzie jestem...
-
Więc pani- Wskazałam na przechodzącą obok sprzątaczkę- Jej przekaże, prawda?
-
Hm?- Mrugnęła kobieta. Wyjaśniłam jej o co chodzi, a ta skinęła głową. Potem
wyszłyśmy na zewnątrz spacerując po wielkim ogrodzie, który kiedyś tak mi się
podobał.
-
Była tu pani kiedyś?- Spytała mnie w pewnej chwili Marta- Bo dobrze zna pani
labirynt.- wyjaśniła. Uśmiechnęłam się.
-
Tak, jako nastolatka przyjaźniłam się z Dariuszem i często u niego bywałam.
Stąd
jako tako pamiętam wiele szczegółów. A poza tym nie jestem panią.- Ofuknęłam ją
łagodnie.- Mam dopiero 25 lat, a ty?
-
Szesnaście, a w zasadzie to prawie siedemnaście.
-
No widzisz? Praktycznie jesteśmy w jednym wieku. Cieszę się że tu przyjechałaś.
Spodziewam się, że inni goście będą okropni.
-
Prawdę mówiąc nie chciałam tu przyjechać. Nie za bardzo lubię Edytę.- Odparła.
-
Ja też. Moja siostrzyczka potrafi zaleźć za skórę.- Usłyszałam tłumiony pisk.
-
Więc to twoja siostra? Przepraszam.
-
Nie szkodzi. W zasadzie tylko poprzez małżeństwo naszych rodziców. Nie łącza
nas więzy krwi.
-
Mimo wszystko, nie powinnam tak mówić.
-
Nieważne. Wiesz może kto jeszcze ma dziś przyjechać?
-
Na pewno pani Renata z Andrzejem- Odparła mając na myśli rodziców Darka- No i
babcia Agnieszka. Adrian z rodzicami.
-
Jaki Adrian?- Albo mi się zdawało, albo dziewczyna się zarumieniła.
-
Kolego Darka ze studiów. No i jakiś współpracownik, nie wiem dokładnie. Ma być
drugim świadkiem. A, i słyszałam że zaproszono także panią Tomaszewską.
-
A kto to?
-
Staruszka, która jest akcjonariuszką w firmie Szymańskich i w radzie zarządu.
Niemiła.
-
U, a więc stara prukwa?
-
Można tak powiedzieć.- Marta roześmiała się. Po kilkunastu minutach rozluźniła
się przy mnie na tyle, by zachowywać się dość swobodnie. Niestety, wówczas
zawołała ją matka i jej nastrój prysł jak bańka mydlana.
-
Muszę już iść.- Powiedziała z żalem.- Do zobaczenia później, Basiu.
-
Na razie mała.- Odparłam zastanawiając się co teraz ze sobą począć. Na
podjeździe zauważyłam jakiś samochód, ale nie zamierzałam iść w tamtym kierunku
by przywitać się z nowymi gości. Pospacerowałam jeszcze chwilę, a potem tylnym
wejściem weszłam do domu. Przechodząc przez kuchnię (i ignorując zdziwione spojrzenia służby)
zauważyłam znajomą postać.
-
Pani Lidio!- Krzyknęłam. Kucharka spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
-
Panienka Kwiatkowska! To naprawdę pani?- Słysząc niedowierzanie w głosie
gosposi, którą znałam i pamiętałam z czasów gdy przychodziłam do Darka jako
nastolatka poczułam rozbawienie.
-
Tak, to ja. Kolor włosów aż tak mnie zmienił?
-
Nie, po prostu nie spodziewałam się tu panienki. Bardzo miła niespodzianka.
-
Dla mnie też. A poza tym to nie żadna panienka tylko dawna Basia. Już
zapomniałaś o smarkuli która wyjadała ci czekoladowe ciasteczka ze szklanego
słoja?- Staruszka roześmiała się.
-
A jakże mogłabym zapomnieć? Razem z panem Darkiem często tu u mnie
przesiadywaliście.
-
Tak- Na chwilę pogrążyłam się we wspomnieniach.
Gdy odwiedzałam Darka lubiliśmy rozmawiać z panią Lidią traktując ją
jako kogoś w rodzaju troskliwej babci. Jako dzieci zapracowanych rodziców
kucharka była dla nas bardzo ważna. - Robisz jeszcze te ciasteczka?
-
Owszem. Nawet mam świeżą porcję.
-
Żartujesz? Dawaj.- Zapomniałam o tym, że niespełna 2 godziny temu zjadłam
obfite śniadanie. Teraz jedząc ciasteczka z małego talerzyka i popijając je
mlekiem czułam się znów tak jakbym miała 18 lat. Poczułam uczucie deja vu.- Nie
sądziłam, że dalej będziesz tu pracować. W ciągu pięciu lat praktycznie nie
widzę żadnych starych twarzy.
-
Niestety, gdy dom objął młody pan Szymański i jego żona wszystko zreformowali.
A w zasadzie ona.- Dodała z jakimś zacięciem w głosie. Spojrzałam na nią.-
Chyba nie przepadasz za nową panią, co?
-
Ja? Nie, ależ nie o to chodzi.- Pani Lidia spuściła wzrok nerwowo miętosząc
fartuch. Wiedziałam, że nie chodzi o to, iż wstydzi się w mojej obecności źle
mówić o Edycie, bo doskonale wiedziała, że po tym co zaszło 5 lat temu
diametralnie zmieniłam zdanie o siostrze. Chwyciłam więc dłoń kucharki gdy
chciała wstać gestem nakazując jej aby tu została.
-
Mnie możesz powiedzieć. Edyta może i jest moją siostrą, ale nic poza tym. Na
pewno znasz historię sprzed pięciu lat?- Skinęła głową.
-
A kto jej nie zna? Całe miasto tym żyło przez pierwszy rok po twoim wyjeździe.
A nawet po...przepraszam.- Dodała jakby uświadamiając sobie to co powiedziała.
-
Och daj spokój, przecież wiem.- Machnęłam na to ręką próbując pozbyć się
skurczu żołądka. To, że udawałam odważną nie znaczyło jeszcze, że mam ochotę
spotykać się z dawnymi znajomymi czy sąsiadami po skandalu jaki wywołałam.-
Czemu jej nie lubisz?
-
Bo jest sztuczna i udaje miłą a tak naprawdę uważa się za lepszą od wszystkich
ludzi. Nawet pana Darka traktuje z wyższością.
-
Ale po wczorajszym dniu wydawało mi się, że wszystko między nimi w
Porządku.-
Zaczęłam ostrożnie.
-
W porządku?- Z niedowierzaniem spytała gosposia- Ich małżeństwo od początku
było porażką. A teraz wydając i organizując to przyjęcie pod pretekstem chrzcin
córki ma im posłużyć za kamuflaż.
-
Kamuflaż?
-
A po co zaprosili tych wszystkich gości? I to prawie na tydzień przed
uroczystością? Mówię ci, oni żyją jak pies z kotem. Dzięki tej imprezie chcieli
pokazać innym jacy to są niby szczęśliwi z narodzin córki. A tak naprawdę to od
roku nieustannie tylko się kłócą.
-
Nie mogę w to uwierzyć.- Podczas kolacji nie umknęły mi kurtuazyjne gesty,
takie jak przeciągłe spojrzenia, czy ukradkowe uśmiechy które najwyraźniej nie
były takie ukradkowe tylko na pokaz.
-
Niestety, taka jest prawda. I wiesz co Basiu? Nie wiem dlaczego, ale
najwyraźniej zależało im aby oszukać także ciebie. Uważaj na siebie. 5 lat temu
ten lowelas i tak cię zranił.
-
Darek mnie nie zranił.- Zaprotestowałam.
-
Tak- prychnęła pani Lidia sugerując coś przeciwnego- Wiem co zrobił. I choć
bardzo go kocham to moim zdaniem popełnił błąd. Żeniąc się z tobą byłby sto
razy szczęśliwszy niż z tą karierowiczką.- Zamierzałam odpowiedzieć, że nie też
nie miałam zamiaru wychodzić za niego za mąż, ale pewien damski głos mnie
wyprzedził.
-
O tu jesteś kochana.- Powiedziała słodko moja siostra.- Wszędzie cię
szukałam.
Chodź, musisz przywitać się z przybyłymi gości. I co w ogóle robisz w kuchni?
-
Odwiedzam dawnych znajomych.- Odparłam.
-
Kucharkę?- Zdziwiła się Edyta- No tak, pracuje tu już od kilkunastu lat. Chodź
już.- Gdy szłyśmy już same korytarzem nie mogłam się powstrzymać i spytałam:
-
Nie nuży cię to udawanie kochającej siostry pod maską zazdrosnej zołzy?- O
dziwo tylko rozbawiłam siostrę.
-
Dlaczego? Świetnie się bawię.- Odparła- A ty będziesz bawić się jeszcze lepiej
gdy poznasz wszystkich moich gości. A poza tym to może chcę zakopać między nami
topór wojenny?
-
Ty? Nie rozśmieszaj mnie. Już nie jestem naiwniaczką.
-
Oj, rozczarowałaś mnie. Naprawdę aż tak bardzo rozpamiętujesz przeszłość?
-
Ja? To raczej ty to robisz by nieustannie mnie dręczyć.- Zdołałam jeszcze
odpowiedzieć zanim weszłyśmy do salonu. Ujrzałam w nim babcię Darka tak jak
zapowiadała mi Marta i jakąś starszą panią, która pewnie była prukwą...to znaczy
panią Tomaszewską. Obok niej stała elegancka, młoda kobieta w dopasowanym
kostiumie. Po przywitaniu się z nią okazało się, że to Marlena Sawicka która
również pracowała w „Dragonie”. Na sofie, siedząc tyłem do mnie
najprawdopodobniej byli to państwo Szymańscy.
-
Dzień dobry.- Przywitałam się z nimi. Na ich twarzach pojawił się wyraz
totalnego
zaskoczenia, który szybko zdołali ukryć. Pierwszej udało się to pani Renacie. A
więc swoim przyjazdem nie tylko Darkowi sprawiłam niespodziankę. Jej, dlaczego
wcześniej się tego nie domyśliłam? Czemu nie zignorowałam zaproszenia
przybranej siostry nie wietrząc podstępu?
-
Basia, moja droga tak się cieszę, że wreszcie po tylu latach znów cię widzę.
Wyglądasz
ślicznie.
-
Dziękuję- Odparłam świadoma, że raczej nie ma na myśli mojego stroju, (bo
miałam na sobie zwykłe jeansy i biały T-shirt), ale raczej ogólny wygląd. No bo
postrzępiona fryzurka odejmowała mi lat, a lekki makijaż podkreślał zieleń oczu
i ich głębie. Zmiana koloru na z brązowego na blond znacznie lepiej pasowała do
mojej dość bladej karnacji. Owszem, może i nie należałam do piękności, ale
obiektywnie rzecz biorąc odkąd zaczęłam o siebie dbać wyglądałam nawet lepiej
niż pięć lat temu. A przynajmniej w swoich oczach.- Pani też nic się nie
zmieniła od czasu naszego ostatniego spotkania.
-
A podobno tylko mężczyźni kłamią.- Roześmiała się- Naprawdę bardzo ci ładnie w
tym kolorze, prawda Andrzeju?
-
Tak- Przytaknął jej mąż. Uśmiechnęłam się do nich, a potem spojrzałam w bok. Stał
tam Darek nie spuszczając ze mnie wzroku. Poczułam się nieswojo. W końcu gdybym
się 5 lat temu nie uparła dziś ta miła para mogłaby być moimi teściami.- Henryk
mówił, że skończyłaś studia z wyróżnieniem i pracujesz. Gratulację.
-
Dziękuję.- Odparłam mile zaskoczona, że ojciec o mnie wspominał. A może to
tylko macocha i państwo Szymańscy chcą być tylko mili?
-
No, w końcu praca w gazecie to nie byle co. Za parę lat może zostaniesz
kierownikiem, kto wie?- Niektórzy roześmieli się z tego stwierdzenia i ja też.
Nawet nie zauważyłam jak z powrotem przy moim boku zjawiła się Edyta.
-
Przepraszam mamo, muszę ją porwać i przedstawić komuś innemu.- Pociągnęła mnie
za rękę w stronę jakiś dwóch facetów w garniakach. Na oko przed trzydziestką.-
Albert Suchodzi i Emil Czyżyk. Obydwaj pracują w „Dragonie” i obydwaj są moimi
przyjaciółmi.- Ostatnie słowo wypowiedziała tak znacząco, że tylko idiotka nie
domyśliłaby się ukrytego podtekstu. Mimo
wszystko nie wierzyłam: zapraszała kochanków do własnego domu? I na dodatek w
towarzystwie męża? Patrząc na nich zauważyłam, że ostatnie stwierdzenie mojej
siostry wprawiło ich tylko w zakłopotanie. Przywołałam na twarz promienny
uśmiech.- A to panowie jest moja siostra, Basia.
-
Tak samo piękna jak ty.- Odezwał się pierwszy z nich składając pocałunek na
mojej dłoni. Widocznie chciał dostosować się do nastroju albo rzeczywiście nie
zdawał sobie sprawy, że flirt mojej siostry jest prawdziwy,
-
To prawda, prawda.- Dodał drugi również chwytając moją dłoń.
Nieoczekiwanie
poczułam się nieswojo w otoczeniu tych flirciarzy. Na dodatek ubrana tak
pospolicie.- Czemu poznałem cię tak późno?
-
Prawdopodobnie dlatego, że przebywałam na drugim końcu Polski.- Odparłam z
przepraszającym uśmiechem sugerując, że to wszystko żart. I miałam nadzieję, że
to wszystko jest mimo wszystko wielkim żartem. Przecież Edyta nie mogła
zdradzać Darka. Nie po tym z jaką perfidią go usidliła. Bo pobrali się jakieś pół roku później po moim wyjeździe
do Gdyni. Moja siostra była w ciąży i podobno to było główną przyczyną, ale
niestety tuż po ślubie poroniła.
-
No cóż, mamy nadzieję że teraz zostanie pani na stałe w naszym pięknym mieście.
-
Obawiam się was rozczarować.- Odparłam z trudem skrywając niechęć- A teraz
wybaczcie, muszę udać się do siebie. - Dotknęłam dłońmi swojej zwykłem
bawełnianej koszulki i pogładziłam fakturę jeansów- W tym stroju czuję się
trochę nieswojo.
–-
Och, ładnemu we wszystkim ładnie- Odparł Emil.
-
Właśnie. A poza tym nie poznałaś jeszcze wszystkich gości.- Wtrąciła moja
siostra. Niechętnie skierowałam się z nią razem do ostatniej grupki. Byli to
państwo Kowalczyk wraz z dwudziestokilkuletnim synem Adrianem. Chłopak wydał mi
się nawet sympatyczny, ale być może tylko dlatego iż byliśmy w podobnym wieku.
Albo on był nawet trochę młodszy. Potem przypomniałam sobie reakcję Marty gdy
mi o nim mówiła. Teraz patrząc na te regularne rysy twarzy, mocno zarysowaną
kwadratową szczękę i duże piwne oczy byłam pewna, że się w nim zadurzyła.
-
To państwo Kowalczyk i ich syn Adrian. Pan Michał jest dyrektorem jednej z
podlegających „Dragonowi” firm.- Skinęłam mu. Dużo o tobie opowiadała.-Z trudem
udało mi się coś wykrztusić, bo zaczęłam się też zastanawiać co moja
siostrzyczka mogła wygadywać na mój temat. Ale przecież w tej chwili nie mogłam
o to zapytać. Pozostawało mi liczyć na to, iż to był tylko kurtuazyjnie użyty
zwrot.
Po
jakimś czasie gościom podano lekki lunch (bo za niedługo miał być obiad), a
potem służące i Edyta odprowadziły gości do pokoi. Ja w tym czasie liczyłam
całe to zgromadzenie. Moi rodzice, teściowie Edyty, babcia Darka Agnieszka,
pracownicy firmy Albert i Emil, pani Tomaszewska i Sawicka, państwo Kowalczyk z
Adrianem i Kucharska z córką Martą... W ostatniej chwili zjawiła się Justyna
Skowronek, którą pamiętałam jeszcze ze szkoły jako koleżankę Edyty. Była
zaskoczona widząc mnie tutaj.
-
Basia? A więc wreszcie postanowiłaś wrócić do domu? Bardzo się cieszę- Pomimo
iż była przyjaciółką mojej siostry nie była wredna czy dwulicowa jak ona.
Dlatego szczerzę ucieszyła mnie jej obecność.
-
Nie, wykorzystałam tylko urlop w pracy i postanowiłam wrócić na dawne śmieci. A
co u ciebie?
-
Chyba dobrze. Niedługo kończę staż. Jak się domyślasz w „Dragonie”- Skrzywiła
się.
-
Domyślam się, że nie odpowiada to twojej ambicji?- Przypomniałam sobie, że
zawsze świetnie się uczyła. Być może dlatego w szkole moja siostra się z nią
zaprzyjaźniła. No, ale była trzy lata od niej starsza.
-
Tak, ale mam nadzieję, że udowodnię iż jestem coś warta.- Rozmawiałyśmy jeszcze
przez kilkanaście minut aż do obiadu. Była pierwszą osobą (nie licząc Marty) z
którą od przyjazdu zrobiłam to szczerze.
Reszta
dnia minęła mi na spacerze (tak jak większości gości) i biesiadowaniu na
werandzie.
Odwiedziłam również swoją siostrzenicę i trochę się z nią pobawiłam. Mimo
wszystko nie chciałam, żeby podczas mszy płakała gdy będę ją trzymała na rękach
i trochę mnie poznała.
Na
kolacji w końcu uświadomiłam sobie, że Edyta tak dobrała gości abym tylko ja
nie miała pary. Bo Marta usiadła obok Adriana, a Justyna obok Czyżyka.
Sawickiej, najbardziej podobnej do mnie wiekiem towarzyszył Albert. Mamę Marty
usadzono obok pani Tomaszewskiej, a najstarsza pani Szymańska (babcia Darka)
siedziała obok pani Kowalczyk i jej męża. Tak więc zostałam praktycznie na
lodzie. Nic sobie jednak z tego nie robiłam. Towarzystwo mojej macochy Grażyny
też mi odpowiadało. Jeśli Edyta uznała, że tą perfidią zniszczy mi tydzień to
się myliła. Nie miałam zamiaru niszczyć tych kilku dni z tak błahej przyczyny.
Jednak ku mojemu zdziwieniu w trakcie posiłku moja siostra wyznała:
-
Bardzo cieszy mnie, że wszystkim udało się dotrzeć poza jednym z gości, który
ma zjawić się jutro z samego rana.- Widziałam, że nie tylko ja byłam
zaskoczona. Darek też rzucił żonie znaczące spojrzenie.
-
To twój nowy przyjaciel kochanie?- Jego ton był pozornie żartobliwy, ale ja wyczułam
w nim nutkę ironii.
-
Twój też.- Odparła mu słodko. Powróciły do mnie słowa pani Lidii: czy
rzeczywiści Edyta z Darkiem żyją jak pies z kotem?
Następnego
dnia w porze śniadania również panował tłok. Pogodna jednak była znacznie
przyjemniejsza i posiłek jedliśmy na werandzie. Po raz pierwszy odprężyłam się
na tyle aby móc czerpać przyjemność z wizyty w domu. Bo pomimo pierwszego
spotkania z gośćmi, gdy przestawiając się zdawali sobie sprawę kim jestem
wydawało się, że wszyscy udają, że nie pamiętają tego co zaszło przeszło 5 lat
temu. Ale nie doceniłam mojej siostry. Bo najwyraźniej zrobiła wszystko aby
każdy z gości doskonale to sobie przypomniał.
-
Pani Szymańska, właśnie przyszedł...
-
Tak wiem.- Przerwała lokajowi pospiesznie Edyta.- Zaproś go do nas.- Początkowo
nikt nie zwracał uwagi na kroczącego ku nam mężczyznę w garniturze i
przeciwsłonecznych okularach. Nawet ja. Dopóki nie ujrzałam go wystarczająco
blisko. Widelec wypadł mi z dłoni (wiem, trochę melodramatyczny gest, ale tak
rzeczywiście się stało).
-
Co się dzieje, kochanie?- Spytała mnie macocha, ale zaraz spojrzała w tę samą
stronę co ja. Na jej twarzy odmalował się szok.
-
O mój Boże.
-
Moi drodzy, właśnie zjawił się nasz ostatni gość.- Niektórzy obecni zamilkli
(Widocznie nie wszyscy znali osobiście mężczyznę w garniturze i nie łączyli
sobie jego twarzy z nazwiskiem, a więc ze skandalem sprzed lat.)- Oto Jakub
Bająkowski.
Cieszę się bardzo, że wróciłaś z nowym opowiadaniem :) Ciekawa jestem jak potoczy się dalej historia Basi. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam roksna
OdpowiedzUsuńO rany ! Nie lubię tej Edyty i w sumie to cieszę się , że nie układa jej się w małżeństwie. Po co zaprosiła Kubę ? Chociaż podejrzewam , że chciała dopiec Basi . Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i cieszę się że wróciłaś !
OdpowiedzUsuńWow naprawdę świetne :-) czekam na kolejny :-)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) wcale nie odczuwam że jest dużo gorszy stylistycznie. Nie mogę się doczekać kolejnej części. Pozdrawiam, Magda ☆
OdpowiedzUsuńKiedy najwcześniej możemy spodziewać się kolejnego? ;)
OdpowiedzUsuńDopiero 1 rozdział i już ogarnęło mnie pragnienie czytania dalej :D
Będzie dziś nowy ? Proszę Cię :-*
OdpowiedzUsuńDa radę coś dziś superbohaterze? :D opowiadanko sie fajnie zaczyna
OdpowiedzUsuńBędzie kontynuowane to opowiadanie ?
OdpowiedzUsuńNo cóż, z założenia zakończenie miało być otwarte, które jednak pozwala domniemywać, że miedzy głównymi bohaterami będzie w końcu happy end. Potem miałam zamiar kontynuować tę historie juz po powrocie Basi do Gdyni, ale niestety nie mam na to czasu. Właściwie juz tyle opowiadań miałam dokończyć, że aż wstyd. :( Może kiedyś w końcu się za to zabiorę. Ale wracając do twojego pytania to raczej w najbliższym czasie nie oczekuj kontynuacji. Po prostu załóż, ze Basia i Kuba w końcu docenili i odkryli sie na nowo.
Usuń