Łączna liczba wyświetleń

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OD NIENAWIŚCI...DO MIŁOŚCI?. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą OD NIENAWIŚCI...DO MIŁOŚCI?. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 28 grudnia 2014

Od nienawiiści...do miłości? (XXXV)

Następnego ranka budzę się w ramionach Krzyśka. Mrugam gwałtownie
oczami próbując sobie przypomnieć moment, kiedy rozmawiając wtulona w
jego ramię na łóżku, zasnęłam. Patrzę na telefon. Jest już wpół do dziewiątej. A
ja powinnam być w pracy za 30 minut. W pośpiechu zwlekam się z łóżka
starając się nie obudzić Krzyśka, co marnie mi wychodzi, bo zawadzam nogą o
leżącą gdzieś obok walizkę. Patrząc na mnie pyta:
– Co się stało? Musisz gdzieś iść?
– Tak, do banku. Za trzydzieści minut zaczynam pracę, a kompletnie o tym
zapomniałam. Na szczęście w z twojego mieszkania będzie bliżej.
– Więc nadal pracujesz?
– Przecież teraz są wakacje.- wzruszam ramionami przeczesując palcem
włosy- Dobrze, że porządkuje tylko papiery w archiwum. Gdybym miała
pokazać się tak ludziom we wczorajszym wygniecionym ubraniu...
– Dla mnie wyglądasz pięknie. Powinnaś częściej nosić sukienki.
– Tą założyłam specjalnie dla ciebie- odpowiadam mu- To na razie, lecę.
– Poczekaj, przecież cię podwiozę. Nawet nie zjadłaś śniadania ani nie
zdążyłaś uczesać włosów.
– Przecież dopiero co wstałeś i jesteś zmęczony po długiej podróży. Dam
sobie jakoś radę. Może uda mi się nikogo nie przestraszyć.
– Aleś ty uparta. Przecież ci powiedziałem...
W ostateczności Krzysztof odwozi mnie do pracy dzięki czemu zdążyłam
nawet umyć jeszcze zęby i wziąć szybki prysznic.(choć prawdę mówiąc to nie
czułam się najlepiej z tym, że robiłam to w domu Krzyśka, bo było to trochę
krępujące. Choć z drugiej strony dobrze, że jeszcze pod końca miesiąca
mieszkam z Andżeliką, która raczej nie powie moim rodzicom o mojej nocnej
nieobecności). Tak uspokojona na duchu, spędzam czas na porządkowaniu
rachunków starając się powściągnąć myśli o Krzyśku. Bo ty chyba już trochę
nienormalne tak w kółko myśleć tylko o facecie. Facecie którego kocha się do
szaleństwa i bezgranicznie, trzeba dodać.
– Agnieszka, ktoś chciałby się z tobą zobaczyć- krzyczy mi zza drzwi pani
Barbara (tzn jedna z kasjerek) Podnoszę więc głowę zastanawiając się co
u licha wymyślił znów ten Krzysiek. Ale gdy widzę w drzwiach jego
matkę, mój uśmiech znika.
– Witaj Agnieszko.- odzywa się zamykając drzwi.
– Dzień dobry- odpowiadam mimo wszystko.
– Pewnie zastanawiasz się co ja tu robię.- robi krótką pauzę jakby czekając
aż się z nią zgodzę. Nie robię tego jednak, więc kontynuuje- Chodzi o
mojego syna.
– Jeśli znów zamierza mnie pani namawiać na to, żebym się z nim rozstała,
to nic z tego.- oznajmiam stanowczo. Pani Małgorzata uśmiecha się
blado.
– Ty go naprawdę kochasz, prawda? Zawsze chciałam żeby dziewczyna z
którą zwiąże się w przyszłości była właśnie taka: akceptowała go w pełni
z jego wadami i zaletami.
– Obawiam się, że nie rozumiem. Więc chce pani powiedzieć, że zgadza się
na nasz związek?
– O, tego nie powiedziałam- zaperza się gwałtownie- Ale cieszy mnie
przynajmniej fakt, że nie jesteś wyrachowana jak twierdzi mój mąż.
– W takim razie czego pani ode mnie oczekuje?
– Chce cię uświadomić na co się porywasz. Bycie żoną przyszłego prezesa
Build&Project nie jest łatwe. Organizowanie przyjęć biznesowych,
planowane obiady, spotkania...to wszystko nie jest łatwe.- Mimowolnie
przypominam sobie tamto przyjęcie u Kamińskich, kiedy ojciec Krzyśka
po raz pierwszy chciał mnie przekupić. Wzdragam się odruchowo.
– I to ma mnie zniechęcić?- pytam mimo wszystko
– Nie- uśmiecha się starsza kobieta- Chcę po prostu żebyś pomyślała o
wszystkich aspektach i poważnie do nich podeszła.
– Z tego co wczoraj słyszałam pani mąż chyba wyraźnie powiedział, że
Krzysiek nie ma być jego przyszłym następcą.
– Teraz tak mówi, ale gdy zobaczy, że on nie zrezygnuje, to da mu spokój.-
jej słowa wyraźnie mnie uspokajają. Bo choć zawsze wyobrażałam sobie,
że z moimi przyszłymi teściami będę żyła w harmonii i świetnej
komitywie, to jednak jeśli tylko Władysław Kamiński mnie zaakceptuje..
– Nie wiem co pani o mnie myśli, ale zapewniam, że wiem z czym to się
wiąże. I wiem też, że Krzysiek i ja pochodzimy z różnych środowisk,
bardzo się od siebie różnimy, często nie zgadzamy ze sobą....to jednak
chcę z nim być. Chce z nim być mimo naszych ciągłych batalii o
najmniejszy szczegół, jego kłótliwości czy mojej złośliwości. Bo będąc z
nim wszystko to staje się nieważne: liczą się tylko uczucia jakie we mnie
wzbudza. A to, że on czuje tak samo jest moją dodatkową nagrodą. Jaurywam
biorąc głęboki wdech- ja sądzę, że nie ma czegoś takiego jak
dwa światy. My oddychamy tym samym powietrzem, stąpamy po tej
samej ziemi, widzimy dany przedmiot takim jakim jest...to trochę
patetyczne, ale taka jest prawda.- Moje słowa sprawiają, że kobieta
baczniej mi się przypatruje
– Podobno...podobno na początku nie lubiliście się za bardzo- stwierdza,
ale nie czuję w tym wyrzutu czy zarzutu. Uśmiecham się pod nosem
wspominając nasze spotkanie w hali, 14 luty gdy podszedł do mnie z
cynicznym uśmieszkiem zapytać o to czy napisałam mu walentynkę,
naszą rozmowę podczas wieczoru karaoke, kłótnie przed szkołą...I teraz
to wszystko tylko mnie bawi. Nawet to, że ochlapał mnie wodą zza kół
swojego auta zupełnie jak mały dzieciak. Bo teraz już wiem, że
przemawiała przez niego zazdrość.
– Tak...to mało powiedziane. Dokuczaliśmy sobie przy każdej możliwej
okazji...
– On zmienił się dzięki tobie. To dlatego postaram się wpłynąć na mojego
męża. I dlatego, że mimo wszystko nie wyjechał na drugi koniec Polski
żeby całkowicie odciąć się od rodziny. Nawet jeśli zrobił to tylko dla
ciebie.- jej słowa wywołują u mnie zupełnie dziwną reakcję. Bo nie
potrafię się powstrzymać, żeby jej nie poradzić:
– Niech pani mu o tym powie- kobieta mruga oczami nie wiedząc o co mi
chodzi- O swoich uczuciach. Mówiła mu pani, że go kocha, że będzie z
nim mimo wszystko? Niech pani mu powie, że jest najlepszy w hokeju,
że świetnie gra na gitarze, że wyróżnienie w postaci wymiany zyskał
dzięki swojej ciężkiej pracy...Wtedy, dopiero wtedy on pani wybaczy.
Zaraz po pracy na parkingu czeka na mnie Krzysiek. Tym razem ma na sobie
błękitną koszulkę polo, która podkreśla kolor jego oczu. Opierając się niedbale
o maskę swojego auta patrzy na mnie szczerząc się jak dziecko na widok
ulubionej zabawki. Szybko pokonuję kilkanaście dzielących nas metrów (choć
ostatnie pięć przebiegam) Krzysiek ze śmiechem zamyka mnie w swoich
ramionach.
– Chyba muszę częściej wyjeżdżać. Wtedy dopiero zaczynasz okazywać mi
prawdziwe uczucia.
– Tylko mi się waż, a pokażę ci moje prawdziwe odczucia- grożę mu
palcem, który lekko przygryza ustami. Nie mogę powstrzymać się od
śmiechu.
– Wsiadaj królewno. Muszę wcisnąć w ciebie dużą porcję jedzenia, bo
wznów wydaje mi się, że schudłaś. Jeśli tak dalej pójdzie, to znikniesz
całkowicie.
– Ha, ha ha- parodiuję śmiech spełniając jego polecenie. Przez całą drogę
jazdy droczymy się w podobny sposób. W końcu, zatrzymując się przed
niewielką restauracją, gdy kelner odszedł od naszego stolika odważam się
powiedzieć:- Była dziś u mnie twoja matka.
– Znów cię straszyła?
– Nie- kręcę głową- Choć właściwie to trochę tak, ale to brzmiało raczej jak
wskazówki. Ja...ja myślę, że ona mnie zaakceptowała.
– Chciałbym, żeby to była prawda, ale uwierz mi, że z moimi rodzicami nic
nie jest łatwe.
– Nie, mówię poważnie. Powiedziała, że porozmawia z twoim ojcem i na
niego wpłynie. Myślę, że powinieneś jej dać szansę.
– Szansę? Bo teraz powiedziała ci jedno miłe słowo, a przez cały ten czas
chowała się za ramieniem swojego męża udając, że nie wie o wszystkich
jego brudnych posunięciach i nie mówiąc o tym mnie?
– Ja wiem jak to brzmi. Ale nie możesz tak żyć. To twoi rodzice, ty też
cierpisz.
– Nic mnie nie obchodzą i wcale nie cierpię. Skończmy lepiej ten temat.
– Krzysiek...
– Aga, proszę. Naprawdę, nie wiesz jeszcze wielu rzeczy. Nie wiesz jak
wyrażali się o tobie, jak pogardliwie mówili...Nie mówiłem ci o tym,
żeby cię nie zranić, ale uwierz mi, że nie było to nic przyjemnego.-
Przełykam głośno ślinę.
– Domyślam się.
– Wiem, że patrząc na swoją rodzinę chciałabyś takie samo przywiązanie
dostrzec w mojej, ale to się nie uda. Bo jedno małe słowo przepraszam
niczego nie zmieni. Abstrahując od faktu, że przecież jak na razie to nikt
go nie wypowiedział.
– Masz rację. Daję ci rady, a tak naprawdę nie rozumiem w pełni twojej
sytuacji. Nie wiem jak musiałeś się czuć przez te wszystkie lata, jak cię
traktowali. Wybacz mi. Czasami naprawdę staram się zbyt mocno
naprawić coś, co już jest zepsute.
– Nie masz mnie za co przepraszam.- chwyta moje dłonie w swoje-
Dziękuje ci.
– Za co?
– Za wszystko. Za to, że po prostu jesteś i trwasz przy moim boku. Nawet
w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że posiadanie kogoś
takiego sprawia tyle radości i nadaje szczęściu zupełnie inne znaczenie.
W Stanach, naprawdę było mi czasem ciężko. Wiesz, że raz o mało co nie
wróciłem?
– Naprawdę? Gdy rozmawialiśmy wydawałeś mi się bardzo szczęśliwy.
– Trochę udawałem. Poza tym ty też ciągle się uśmiechałaś i zapewniałaś,
że radzisz sobie świetnie.- uśmiecham się a on odpowiada mi tym
samym. A gdy kelner przynosi nam zupę, wciąż trzymamy się za ręce.
Dopiero po miesiącu dociera do mnie fakt, że Krzysiek już nigdzie nie wyjedzie
i że mam go tylko dla siebie, więc nie muszę wyczekiwać każdej możliwej
chwili spotkania z nim. Co oczywiście nie znaczy, że tego nie chce, o nie.
Widujemy się tak często jak tylko się da. Moim rodzice już tak do niego
przywykli, że gdy przychodził traktowali go jako członka rodziny. Do dziś
śmieję się na wspomnienie szoku gdy wyznałam mamie o zaręczynach.
– Boże, naprawdę? Dał ci pierścionek?
– Tak.
– Matko, kiedy?
– W Sylwestra.
– I zgodziłaś się za niego wyjść? Co ja plotę, przecież masz
pierścionek....Więc kiedy?
– Co kiedy?
– Kiedy chcecie się pobrać?
– Jeszcze o tym nie myśleliśmy- lekko naginam prawdę. Bo Krzysiek
wciąż zadaje mi to samo pytanie.
– Jak to nie myśleliśmy? Więc musisz go jakoś przekonać.- nagle mama
zakrywa dłonią usta- Chyba nie jesteś w ciąży?
– Oczywiście, że nie!
– Och, przepraszam. Ale myśląc o twojej przyjaciółce...
– Wiem, ale zapewniam cię że nie.
– Więc on jednak nie chce tego ślubu tak szybko, co?
– Szczerze mówiąc to wręcz przeciwnie. I właśnie o to chodzi.- Wyjaśniam
mamie całą sprawę jak najlepiej mogę. Ale jej reakcja jest taka sama jak
Krzyśka, Andżeliki czy Izy.
– Zwariowałaś? Taki chłopak chce się z tobą ożenić, a ty gadasz jakieś
bzdury o młodym wieku? Nawet ktoś tak praktyczny jak ty musi
dostrzegać w tym zalety.
– Dla mnie małżeństwo to poważny krok- bronię się- Nie mogę
zdecydować o tym od tak.
– Wiem, że jesteś młoda, ale zastanów się. Myślisz, że spotkasz kogoś
innego i go pokochasz?
– Nie, chcę być tylko z Krzyśkiem.
– No właśnie. Więc po co macie grzeszyć bez ślubu, gdy możecie robić to
całkiem legalnie.
– Mamo- strofuję ją z wypiekami na policzkach
– No co? Chyba nie powiesz mi, że nigdy między wami do niczego nie
doszło? Choć znając ciebie to pewnie zdarzyło się to niedawno. Teraz
dziewczyny już na pierwszej randce sypiają z chłopakami widząc ich
pierwszy raz na oczy, a moja córka jest zażenowana samym tematem
rozmowy.
– Nie jestem. Ale jakoś dziwnie rozmawiać na ten temat z matką, nie
sądzisz?
– Wręcz przeciwnie. Powinnam porozmawiać z tobą na ten temat
wcześniej. Ale teraz też jest dobry moment.- bierze mnie za rękę i sadza
na krześle- Mam nadzieję, że stosujecie antykoncepcję?
– Mamo!
W międzyczasie Krzysiek też poszedł do pracy do jednej z firm jako stażysta,
bo jak stwierdził czas szybciej mu płynie i nie musi już odliczać każdej
godziny do naszego spotkania. Oczywiście nie obyło się od telefonu od
Władysława Kamińskiego, który kategorycznym tonem mu tego zabronił. A
Krzysiek jak zwykle nic sobie z tego nie robił.
W sierpniu dni zaczynały się robić coraz cieplejsze, a wysoka temperatura i
upał zaczęła dawać mi się we znaki. Praktycznie większość czasu spędzałam z
moim chłopakiem nie licząc nocy, które jednak po tamtej niezręcznej rozmowie
z mamą wolałam spędzać w domu. Co oczywiście nie znaczyło, że nie
kochaliśmy się z Krzyśkiem od czasu jego powrotu...Uwielbiałam gdy jego
oczy stawały się dzikie i zdawały się płonąć gdy pokrywał pocałunkami całe
moje ciało. Kochałam gdy w trakcie rozśmieszał mnie i łaskotał wywołując
rozkoszne dreszcze. Gdy sprawiał, że po prostu rozpadałam się na milion
kawałków niezdolna myśleć o niczym innym pobudzana przez najniższe
instynkty, jak często żartowaliśmy wspominając randkę w restauracji podczas
jedzenia szarlotki...I jak po wszystkim tuliłam się do niego a on delikatnie
całował mnie w czubek głowy i pieścił ramię. Wtedy czułam, że nic więcej mi
nie potrzeba do pełni szczęścia, że chce zostać przy jego boku na zawsze,
wyjechać gdzieś tylko we dwoje, zostawić pracę, przyjaciół...I czasami bałam
się tych myśli. Bałam się, bo wiedziałam, że moja miłość jest już niemal na
pograniczu obsesji, że jeśli coś tylko stałoby się Krzyśkowi mnie spotkałoby to
samo. Ktoś kiedyś powiedział, że prawdziwa miłość nie polega na tym, że
drugą osobę kocha się bardziej niż siebie, bo wtedy zaczyna ranić. No cóż, ja
tak właśnie kochałam Kamińskiego. Tyle że, na szczęście, byłam pewna że on
czuje to samo. I dlatego nie czułam się zraniona.
Po jednym z takich naszych „spotkań”, on znów wrócił do pierwotnego tematu.
– Aga, wyjdź za mnie. Chciałbym z tobą zamieszkać.
– Proszę, skończmy najpierw studia. I wiem, jestem hipokrytką, ale gdy
będziemy wreszcie razem chcę żeby nic już nas nie dzieliło. Przecież w
naszych relacjach nic by się nie zmieniło: ty mieszkałbyś i studiował
daleko ode mnie, a ja wynajmowałabym mieszkanie z przyjaciółmi. Gdy
weźmiemy ślub chcę cieszyć się tobą przez cały czas, a nie tylko
zadowolić się krótkimi ochłapami.
– Przecież wtedy mogłabyś zamieszkać tam gdzie studiuję- wyjaśnia mi
całując miejsce blisko skroni- Przywoziłbym cię co weekend na twoje
zajęcia i abyś mogła spotkać się z rodziną. Poza tym, tam też bez
problemu znalazłabyś sobie pracę.
– Wiem.- mocniej przytulam się do niego.- Ale wolałabym jeszcze
poczekać.
– Chodzi ci o mojego ojca, prawda?- pyta domyślnie niewesołym tonem.-
Kiedy zrozumiesz, że nigdy się nie pogodzimy, bo kompromis jest
niemożliwy? Ja nie zgodzę się na jego warunki ani on na moje. To chyba
jedyne co nas łączy.- zaczyna pochylać się nade mną całując w usta i
pokrywając pocałunkami moje powieki, policzki i nos.- Proszę zgódź się.
– A co boisz się, że ci ucieknę?- odpowiadam gdy tylko uwalnia moje usta.
– Tak. Chcę żebyś wiedziała, że należysz tylko do mnie a ja do ciebie.
– Przecież już to wiem. I ty też, więc naprawdę nie ma powodu...
– Czasami mam ochotę złoić ci skórę.- gwałtownie podnosi się powodując,
że bez jego ciężaru ciała na sobie czuję się niepełna. Podnoszę się za nim.
– Proszę, kochanie...
– O nie. Nie udobruchasz mnie tym słodkim określeniem. Dobrze wiesz, że
kocham cię do szaleństwa i możesz robić ze mną co chcesz, ale tym
razem nie ustąpię.
– Gdzie idziesz?
– Ubrać się. Chyba powinniśmy poprzestać na relacjach tego typu.
– Żartujesz?
– Nie, jestem zupełnie poważny. To ty wyznaczyłaś tę granicę.- wstaję za
nim z łóżka owinięta tylko w prześcieradło.
– Nie bądź taki. Chce się kochać z tobą jeszcze raz...- szepcę mu do ucha
przygryzając delikatnie jego płatek, co jak zdążyłam się przekonać jest
jego słabym punktem. Ale tym razem zdaje się to na niego zupełnie nie
działać.
– Nie przekonasz mnie w ten sposób. Wiesz, zdałem sobie sprawę, że
religia mi nie pozwala wykorzystywać dziewczyny przed ślubem.
– Przestań już pajacować.
– Nie pajacuję. Mówię poważnie.- potem pyta mnie patrząc mi w oczy.-
Kochasz mnie?
– Przecież wiesz, że tak.
– Jesteś pewna?
– Oczywiście.
– I chcesz spędzić ze mną resztę życia?
– Tak, ale najpierw chcę żebyś pogodził się z ojcem- mówię, a gdy
spuszcza gwałtownie głowę uświadamiam sobie, że może to opacznie
zinterpretować pytam z niedowierzaniem:- Chyba nie myślisz, że to
dlatego aby się upewnić czy na pewno odziedziczysz Build&Project?
– Nie- uspokaja mnie- Ale nie wiem czego się boisz. Wiem, że jesteś
nieprzewidywalna, a twoją logikę można w najlepszym razie uznać za
oryginalną...ał- dodaje gdy biję go w ramię. Ale teraz przynajmniej się
uśmiecha.
– Ja po prostu chcę aby zniknęły nam z drogi wszystkie przeszkody. Poza
tym nic jeszcze nie mamy zaplanowane.
– A czy to ważne? Gdy będziemy razem mogę mieszkać z tobą nawet w
ciasnym pokoiku na poddaszu.
– Już to widzę, prycham.
– Mówię poważnie. Chcę być z tobą, ale naprawdę boli mnie twoja
odmowa. Choć wiem, że nie mam podstaw.- przytula mnie, a ja
przygryzam wargę aby z czymś znowu nie wyskoczyć. Ale i tak z mojego
gardła wydobywają się słowa:
– Dobrze, zgadzam się.
– Zgadzasz się na ślub?
– Tak- mówię lekko zażenowana- Choćby i teraz- dodaję dla żartu.
– Więc zróbmy tak.
– Co?- otwieram szeroko oczy, a on wybucha nieskrępowanym śmiechem.
– Pobierzmy się dzisiaj.
– Zwariowałeś? To nie Ameryka i Las Vegas. Tu musisz najpierw
dostarczyć księdzu wszystkie dokładne odpisy ze chrztu, bierzmowania,
komunii, nauk przedmałżeńskich... i takie tam.
– Widzę, że się już tym interesowałaś.- mruga do mnie okiem- W takim
razie za tydzień?
– Naprawdę jesteś szalony.
– Tak, na twoim punkcie. - odpowiada zakładając sobie moje ramiona na
szyję i podnosząc mnie bez wysiłku w górę tak, że niemal gubię
prześcieradło.
Jednak w rzeczywistości nic nie jest tak proste jak wydawało się na Krzyśkowi
na początku i nasz ślub odbywa się dopiero pod koniec sierpnia. Jedynymi
gośćmi są moi rodzice, siostra, Andżelika (która pełni też rolę mojego świadka)
oraz kilka innych znajomych ze szkoły. Krzysiek natomiast zaprosił Maję i
Tomka oraz kilku swoich kolegów w tym oczywiście Bartka, Andrzeja i Karola.
Ten ostatni był naszym świadkiem. Tuż przed ceremonią, do kościoła przybył
jednak ktoś jeszcze. Ojciec Krzysztofa, w starannie dobranym garniturze i
towarzysząca mu jak zawsze perfekcyjna małżonka. Początkowo było bardzo
niezręcznie. Właściwie tylko dzięki umiejętności łagodzenia konfliktów pani
Małgorzaty doszło do pojednania Krzyśka z ojcem. Patrząc na ich splecione w
męskim uścisku dłonie, nie mogłam opanować wzruszenia. A więc wszystkie
przeszkody zostały pokonane, myślę. Nareszcie możemy być razem.
Po niewielkim przyjęciu w moim domu (oczywiście bez udziału moich teściów,
bo to byłoby chyba już za piękne) jedziemy z Krzysztofem na krótką podróż
nad morze. Będąc już w taksówce przytulona do jego boku zaczynam
zastanawiać się nad przyszłością.
– Hej, moja żonko. Może powiesz mi o czym myśli ta piękna główka?- pyta
uśmiechając się szeroko. Odpowiadam mu tym samym nieśmiałym.
– Wiesz, teraz wszystko jest już w porządku. Twoi rodzice mnie
zaakceptowali, ojciec przepisze ci potem firmę...
– Tak, o co chodzi? Wiem, że to cię może przytłoczyć, ale zapewniam cię,
że świetnie dasz sobie radę będąc moją żoną. Gdy tylko skończymy
studia będziemy razem pracować i...- urywa patrząc na mnie.- Więc nie o
to ci chodziło?
– Nie, choć też trochę się tym martwię.
– Więc? Co cię tak martwi?
– Bo zdałam sobie sprawę, że już nie ma żadnych przeszkód na naszej
drodze.
– I to cię tak martwi?
– Tak, bo zawsze było coś co nas dzieliło: moje uprzedzenie do ciebie,
bójka z Michałem, zazdrość o Karola, intrygi twojego ojca, moje
kłamstwo żeby cię chronić, twój wyjazd...A teraz nie ma już nic,
rozumiesz?
– Więc chyba powinno cię to cieszyć.
– I cieszy, ale co będzie teraz? Gdy nasz związek zaczął być zupełnie
zwyczajny? Może tylko to tak naprawdę stanowiło problem: to,
napędzało twoje uczucie- jego głośny śmiech powoduje, że czuję się
lekko urażona.- Hej, co cię tak bawi?
– Przepraszam, ale to co właśnie powiedziałaś...- nadal rży jak szalony, aż
kierowca przypatruje się nam ciekawie.
– Burak!- syczę odsuwając się od niego.
– Nie bądź zła. Skąd wytrzasnęłaś ten pomysł? Jak w ogóle mogłaś
pomyśleć o tym, że nasz związek opiera się tylko na przeszkodach?
– Bo tak było- upieram się przy swoim.
– Więc co teraz?- pyta z rozbawieniem w tych cudownie błękitnych oczach-
Mam wymyślić inne przeszkody żeby cię przekonać o tym, że to
nieprawda?
– Śmiej się śmiej- odpycham jego rękę- Widzisz, już zaczynasz ze mnie
kpić.
– Kocham cię- odpowiada szczerząc się do mnie pokazując wszystkie zęby-
Jesteś niezastąpiona. I wiesz co?- dodaje przysuwając się do mnie, a ja
zaciekawiona robię to samo- Nigdy nie będę miał cię dość.- nie całkiem
udobruchana pozwalam mu się do siebie przysunąć. Potem, gdy kładę mu
głowę na ramieniu, sama nie wiem kiedy usypiam.
Budzę się czując miarowe kołysanie. Otwierając zaspane oczy widzę nad sobą
Krzyśka. Tzn mojego męża, poprawiam się w myślach.
– Gdzie idziemy?
– O już się obudziłaś? Idziemy do hotelu. Potwierdziłem już rezerwację i
zaraz będziemy na miejscu. Nie chciałem cię budzić.
– Nic się nie stało- zapewniam go delektując się jego bliskością. Ale zaraz
momentalnie trzeźwieję- Dlaczego mnie nie obudziłeś?! Przecież jestem
totalnie skompromitowana w oczach recepcjonistki!
– Nie martw się- odpowiada nie zwracając uwagi na moje kręcenie się.-
Powiedziałem jej, że jesteś moją zakładniczką i tylko cię trochę uśpiłem
żeby niecnie wykorzystać- Dźgam go palcem w ramię.- Żartuje tylko. Ale
chyba wspomniałem, że wczoraj wzięliśmy ślub.- Zatrzymuje się przed
drzwiami i wkłada jakąś kartę. Po chwili jesteśmy już w środku w pięknie
urządzonych pokoju z wielkim łożem na środku.
– Wow- tylko tyle jestem w stanie powiedzieć- Teraz możesz mnie już
postawić.
– O nie- kręci głową- Przecież nie mogę łamać zwyczaju, prawda?
– Przecież już dawno przekroczyliśmy próg pokoju.- mówię gdy delikatnie
kładzie mnie na łóżku.
– Jesteś bardzo zmęczona?- pyta pochylając się nade mną i przypatrując z
troską.
– Nie, przecież niemal całą drogę spałam.- odpowiadam mu patrząc w oczy.
Wtedy całuje mnie w usta by za chwilę odejść i wrócić z dwoma
kieliszkami bursztynowego płynu.
– To dla pani, pani Kamińska.- po raz pierwszy nazywa mnie nowym
nazwiskiem.
– Hm, brzmi nieźle, co? Zawsze mogłam trafić gorzej.- droczę się z nim.
Żartobliwie pociąga kosmyk moich włosów niszcząc kunsztowną fryzurę.
– I co zrobiłeś?
– Wolę gdy są rozpuszczone- mówi tylko ściągając mi spinki jedna po
drugiej aż wreszcie moje włosy spływają kaskadą sztucznie nakręconych
loków. Wtedy delikatnie zaplata sobie na dłoń jeden kosmyk.- Jesteś
szczęśliwa?
– Tak, przecież wiesz.
– I nie żałujesz?- pyta jakby naprawdę się nad tym zastanawiał- Bo trochę
zmusiłem cię do wszystkiego..
– Do niczego mnie nie zmuszałeś.- odpowiadam gładząc go po policzku.-
Kocham cię, wiesz? I teraz jestem już w pełni zadowolona. Bo nawet
gdyby jutro miał się skończyć świat, nie miałabym czego żałować.
– Lepiej niech się nie kończy- mówi przyciągając mnie bliżej do siebie-
Chciałbym spędzić z tobą jeszcze przynajmniej 50 lat.
– Nie za długo?- żartuję, ale wewnątrz czuję jakąś tkliwość i czułość
spowodowaną jego wyznaniem.
– Nie, to i tak za krótko.- odpowiada mi łapiąc za kark i całując.
Odwzajemniam go wplatając mu dłonie we włosy.- Nie jesteś głodna,
prawda?
– Myślę, że mój głód jest trochę innej natury- wyznaję konspiracyjnym
szeptem, który sprawia że na twarzy wykwita mu szelmowski uśmiech.
Co było dalej? No cóż, w sumie to wszystko szło zwykłym torem: ja
zamieszkałam z Krzyśkiem tak jak to wcześniej planowaliśmy, a wracałam
tylko na weekendy aby uczestniczyć w wykładach. Kiedy w końcu
skończyliśmy naukę, Krzysiek zaczął pracować w Build&Project, a ja w
księgowości z niewielkiej firmie kosmetycznej (choć mój drogi mąż upierał się,
żebyśmy pracowali razem. Tyle, że póki miałabym to robić z jego ojcem, to
wolałam skapitulować). Jeśli chodzi o Izę z Bartkiem, to nadal byli ze sobą
szczęśliwi. Iza nie kontynuowała studiów poświęcając się wychowaniu Antosia,
a Andżelika tuż po ich skończeniu postanowiła skorzystać z propozycji jej
nowego chłopaka (chyba Marka) i wyjechać do innego miasta. W ten sposób
kontakt nam się trochę urwał, ale mając świadomość, że wreszcie jest
szczęśliwa sprawiała mi radość. Co się zaś tyczy przyjaciół Krzyśka, to Andrzej
mile nas zaskoczył spotykając się z sympatyczną blondyneczką (bo przecież
zawsze preferował wychudzone brunetki). I choć twierdził, że nadal pozostał
takim samym bawidamkiem i lekkoduchem jak zawsze, ja wiedziałam, że ta
zwyczajna na pozór dziewczyna podbiła mu serce. Karol świetnie radził sobie
w biurze rachunkowym, gdzie zaczął pracować i czasami nas odwiedzał. Z
ojcem utrzymywał kontakty na przyzwoitym poziomie.
Maja poszła na studia pedagogiczne (uczęszczała do gmachu tego samego
uniwersytetu co Sławiński) i przeprowadziła się do własnego mieszkania, które
wynajmuje z dwiema koleżankami. Oczywiście spora odległość od mojego i
Krzyśka mieszkania nie przeszkadza jej wpadać do mnie przy każdej okazji.
Zaręczyła się z Filipem, a ich ślub ma odbyć się w niedalekiej przyszłości.
Czasami również odwiedza nas Tomek. Wciąż nie mogę się napatrzeć na to, że
teraz wreszcie traktują się z moim mężem jak prawdziwi bracia. Nadal jest
pełen tajemnic i sekretów, ale mimo wszystko zaczynam coraz bardziej
dostrzegać jakim jest wartościowym facetem, który pod maską zblazowania
ukrywa prawdziwe emocje (tak jak dawniej robił to Krzysiek swoją wrogością)
I jestem mu wdzięczna za to co kiedyś dla mnie zrobił.
Moja zwariowana młodsza siostrzyczka również rozpoczęła studia, by rzucić je
po pierwszym roku decydując się tylko na kurs fryzjerski. Mama niemal dostała
szału a ojciec wyrwał sobie z głowy wszystkie włosy. Próbowałam jakoś na nią
wpłynąć, ale jeśli chce obcinać ludziom włosy to...czemu nie? W końcu też ma
prawo do swojego zdania.
Jeśli chodzi o moich teściów, to cóż...wiele się nie zmieniło. Władysław
Kamiński nadal patrzy na mnie wilkiem, ale zupełnie to ignoruję. Natomiast
wcale nieźle dogaduję się z jego żoną. Pani Małgorzata odwiedza mnie i syna
przynajmniej raz na tydzień i daje cenne wskazówki za które jestem jej
wdzięczna. Od czasu do czasu wspomina coś o wnukach....ale na razie z
Krzyśkiem nie planujemy powiększać rodziny. (Choć on chyba ma na ten temat
trochę inne zdanie). Może za rok, dwa ale na pewno nie teraz gdy mam tak
wystrzałową pracę, dom i męża którego kocham tak samo mocno jak w dniu
przysięgi. Bo gdy wraca zmęczony z pracy, a na mój widok jego oczy zaczynają
błyszczeć wiem, że mam wielkie szczęście. Nieraz, gdy leżymy już w
wieczorem w łóżku utuleni w swoich ramionach wspominamy nasz zabawny
początek znajomości. A gdy całując mnie namiętnie w usta pochyla się nade
mną szepcząc: kocham cię moja spalona żebraczko, tylko mnie to bawi. I
dlatego ze śmiechem odpowiadam mu: a ja ciebie mój egoistyczny
rozpieszczony dzieciaku.
KONIEC

Od nienawiści...do miłości? (XXXIV)

Cała sparaliżowana zdenerwowaniem cudem rozłączam połączenie. W gardle
czuję napływającą żółć.
– Aga?- pyta Karol- Co się stało?
– Nic- próbuję bo zbyć.
– Przestań. Kto dzwonił?
– To...był on. Jego ojciec- Zawadzki nawet nie próbuje udawać, że nie wie
o kim mowa.
– I co ci powiedział?- szybko dokładnie cytuję mu te dwa wciąż
paraliżujące mnie zdania. - A to cwaniak. Ale chyba mu nie uwierzyłaś,
co?
– Nie wiem.- kręcę głową próbując pokonać irracjonalny strach- Kto
właściwie zapewnił Krzyśkowi ten wyjazd? Kto zgłosił jego
kandydaturę? Przecież on był dopiero na drugim roku...- zaczynam łączyć
fakty. A więc Władysław Kamiński to wszystko zaplanował.
– Nawet jeśli to prawda, to przecież Krzysiek wróci za pięć miesięcy.
Myślisz, że ojciec zdoła zatrzymać go na dłużej? Poza tym, on cię kocha i
pojechał z twoją zgodą. Nie masz się czym przejmować. Ten stary piernik
cieszy się pewnie na myśl, że zasiał w tobie niepewność
– Boże, masz rację- zdaję sobie sprawę- Zachowałam się jak bohaterka
opery mydlanej. Przepraszam.
– Nic się nie stało. Ale nie pozwól, żeby nakład ci do głowy głupot.
– Tak. Znów dałam mu się podejść.
– Dlatego gdybyś czuła się niespokojna lub niepewna to zawsze możesz do
mnie zadzwonić. Nawet będąc 300 km stąd przyjadę do ciebie na jednej
nodze.
– Karol, dziękuje. Zawsze mi pomagasz.
– Bo na to zasługujesz. I on też. Chce żeby dwoje najbliższych mi ludzi
było szczęśliwe.
Gdy jestem już w domu, po jakiejś godzinie dzwoni telefon. W tle słyszę
jeszcze dźwięk przelatującego powietrza co oznacza, że Kamiński dzwoni do
mnie od razu z lotniska. Zapewnia, że wciąż o mnie myśli i żebym o nim nie
zapomniała. Gdy po dziesięciu minutach kończymy połączenie ganię się w
duchu za głupie myśli. Jak mogłam uwierzyć Władysławowi Kamińskiemu?
Kręcąc ze śmiechem głową, zapadam w sen. Z dłonią spoczywającą na
wisiorku u szyi.
Pierwszy dzień bez Krzyśka jest dziwny. Czuję się jakoś tak inaczej: to znaczy
nie jestem całkiem smutna, ale i wesoła też nie. Właściwie stan który najtrafniej
opisuje w tej chwili moje odczucia to zawieszenie. Bo moje życie musi toczyć
się dalszym torem. Czy tego chce czy nie.
Nieoczekiwanie następnego dnia, przychodząc do mieszkania zastaję tam
Andżelikę. I nie to jest dla mnie dziwne, ale widok jak na mnie zareagowała.
Bo zaczęła krzyczeć i piszczeć.
– Oszalałaś? Co się stało?- pytam ją nie wiedząc zupełnie o co jej chodzi.
Ale gdy podchodzi do mnie i chwyta mnie za rękę już wiem co tak bardzo
ją zaskoczyło.
– To prawda? Zaręczyliście się? Dał ci pierścionek przed wyjazdem? Boże,
Aga!- wciąż krzyczy głośno radosnym tonem. Tak, że z sąsiedniego
pokoju przychodzą Kaśka z Marleną.
– Ej, niektórzy próbują odsypiać po kacu. Co się dzieje?- pyta ta pierwsza
– Same zobaczcie! Agniesia się zaręczyła!- Dziewczyny posyłają mi
niedowierzające spojrzenie. Potem patrząc to na siebie, to na moją rękę z
pierścionkiem zaczynają piszczeć. A cała ta sytuacja zaczyna być dla
mnie tak absurdalna, że przyłączam się do nim.
– Kiedy to się stało?- pyta mnie jedna przez drugą.- Jejku, ale to
romantyczne. Wyjechał i dał ci pierścionek- wdycha Kasia.
– Ale wróci, idiotko- śmieje się z niej Marlena- Naprawdę się cieszędodaje
do mnie.
– Wiem. Ja też. Chociaż to wszystko wydaje mi się takie szybkie. Przecież
mam dopiero 20 lat.
– Prawie dwadzieścia jeden.- poprawia mnie Andżela.- Mówiłaś już
komuś?
– Nie, wy jesteście pierwsze. Szczerze mówiąc, to wyleciało mi to jakoś z
głowy.
– Więc kiedy dał ci pierścionek? To nie było wczoraj na lotnisku?
– Nie. To było w Sylwestra.
– I nie puściłaś pary z ust?! Ale z ciebie przyjaciółka- focha się.
– Andżela, przecież wiesz jaka jestem. Dla mnie to bez znaczenia.
– Jak to bez znaczenia?
– Po prostu nie potrzeba mi żadnych zapewnień w postaci pierścionków czy
innym gestów. Ja wiem że on mnie kocha i ja go też. Reszta się nie liczy.
– Boże ja też tak chce..- mówi przytulając mnie mocno do siebie- I wiesz,
co? Jutro idziemy do Izy. Musimy pochwalić się jej twoimi zaręczynami.
A poza tym, to kupiłam cudowne śpioszki dla małego Kasprzaka. Są takie
słodkie...
Tak więc zgodnie z umową następnego dnia wybieramy się do Izy. Patrząc na
nią z Antosiem na ramionach nie mogę powstrzymać rozczulenia. Bo wyglądają
razem tak słodko. Mimowolnie zaczynam wyobrażać sobie siebie w roli matki.
Czy chciałabym mieć dziecko? Dziecko Krzysztofa? O dziwo ta myśl nie
wywołuje spodziewanego przerażenia. Owszem, raczej wolałabym na razie
tego uniknąć, ale tak poza tym...Nie dość myślenia o moim narzeczonym.
Inaczej nie wytrzymam kolejnych miesięcy bez niego...
Po południu umawiamy się na rozmowę internetową. Laptop z wbudowaną
kamerką przygotowuję już na pół godziny wcześniej. Ale gdy w końcu widzę
jego twarz nie jestem w stanie powstrzymać radości.
– Hej, moja piękna- wita się ze mną trochę zmienionym przez komputer
głosem uśmiechając się szeroko z ekranu monitora. Nieomal czuję jak
wita się ze mną stojąc tuż obok.
– Cześć.- bąkam tylko nie wiedząc co powiedzieć. Bo mam ochotę wciąż
wrzeszczeć głośno: kocham cię, kocham...ale wiem że to dość żałosne.
Mówię więc tylko powściągliwym tonem- Jak się czujesz? Wszystko w
porządku?
– Tak. Dzisiaj miałem pierwsze zajęcia. Jest bardzo fajnie, wiesz? W grupie
mam kilku studentów z wymiany międzynarodowej i jest nawet jeden
Polak...- zaczyna wszystko opowiadać ze szczegółami. A ja upewniam
się, że podjęłam dobrą decyzję. Bo widzę, że jest szczęśliwy.- Hej, jesteś
tam?- pyta mnie w pewnym momencie.- Wiesz, powinienem się obrazić.
Tak długo czekałem na możliwość rozmowy z tobą, a teraz kompletnie
mnie olewasz.
– To nie tak. Po prostu...nie mogę...- potrząsam głową próbując odgonić
łzy. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że on to wszystko widzi.
Spuszczam wzrok na dół.
– Aguś, co się dzieje? Na pewno wszystko w porządku? Mam wrócić?
– Nie! Oczywiście, że nie. Po prostu jestem głupia i sentymentalna, to
wszystko. Bardzo za tobą tęsknię, to dlatego.
– Ja za tobą bardziej. Wiesz, musimy kiedyś się tu wybrać razem.
Pozwiedzać te ciekawe muzea i wystawy, poznać stragany uliczne...Tak
brakuje mi tu ciebie.
– Wiem, bo czuję to samo. Ale dam radę, nie przejmuj się.- zapewniam go.
Po chwili zaczynam opowiadać o reakcji Andżeliki na pierścionek
zaręczynowy i odwiedzinach u Izabeli. Po wszystkim czuję się
uspokojona i zrelaksowana. To, że odległość niczego między nami nie
zmieniła sprawiła, ze było mi dużo łatwiej.
Luty minął mi nieubłaganie. (Jak głupia ucieszyłam się dostając dwa dni po
Walentynkach kartkę od Krzyśka z grającą pozytywką.) Po nim nadszedł
mroźny marzec i chłodny kwiecień, a potem maj i okres nauki do sesji. Czas
mijał mi niepostrzeżenie na pracy (ale muszę dodać, że zrezygnowałam z
trzygodzinnych katorg w postaci lekcji z Klaudyną i pracowałam tylko w
banku), nauce, zabawach z małym Antosiem Izy i Bartka, a także wygłupach z
paczką znajomych. Od czasu do czasu widywałam się również z Karolem, który
jednak przyjeżdżał bardzo rzadko. Podkreślał, że bardzo podoba mu się tamto
miasto i rozważa zamieszkanie w nim na stałe. Bardzo mnie to zasmuciło, ale
wiedziałam, że nie powinnam z własnych egoistycznych pobudek pozbawiać
go szczęścia. Przecież w nowym miejscu mógł zacząć od nowa, nie bojąc się
wyznać kim naprawdę jest (chodzi mi oczywiście o jego orientację). Z
Andrzejem właściwie znacznie poprawiłam swoje relacje. I pomimo tego jak
potraktował dwa lata temu Andżelikę to jednak nie mogłam go nie lubić i mu
nie wybaczyć. Trudno, był typem wiecznie niedorosłego chłopca, ale cóż mógł
na to poradzić? W końcu kiedyś sparzy się gdy pozna jakąś świetną dziewczynę
i zapragnie się dla niej zmienić.
– Ha, nie mam zamiaru dołączać do Bartka, o nie. I do Krzyśka też nie. Tak
szybko chcieć zakładać sobie pętlę na szyi? O nie, dziękujeodpowiedział
mi gdy żartem wspomniałam mu o tym
– Kiedy spotkasz tę właściwą, przypomnę ci twoje słowa.
– Nie będziesz musiała. Bo te jest moja dewiza na życie: Żadnych
zobowiązań i płonnych nadziei.
– Więc nadal zamierzasz łamać damskie serca?
– To nie moja wina, że wszystkie się we mnie zakochują.
– Ha- prycham z niedowierzaniem- Ale z ciebie zarozumialec.
– No dobra, nie wszystkie. Przynajmniej nie te zajęte- dodaje szepcząc mi
w ucho konspiracyjnym szeptem gdy wybieramy się odwiedzić Barka, Izę
i Antosia.- W odpowiedzi tylko przewracam oczami.
Gdy późnym wieczorem przyjeżdżam już do mieszkania...a właśnie, bo
zapomniałam wspomnieć, że w międzyczasie zrobiłam kurs prawa jazdy. I
nawet udało mi się go zaliczyć. (No dobra, najpierw dwa razy oblałam. Ale
ważne, że w końcu zdobyłam plakietkę, prawda?) No i zakupiłam niewielkiego
używanego golfa od znajomych rodziców po okazyjnej cenie. Teraz
przynajmniej nie jestem uzależniona od zawodnej komunikacji miejskiej.
Gdy wchodzę do pokoju pierwsze co robię to sprawdzam pocztę, bo często z
Krzyśkiem wymieniamy się długimi na kilka stron mejlami. Tak jest i tym
razem. Bo czeka na mnie długaśna wiadomość z kilkunastoma załącznikami.
Pewnie znów narobił sobie głupich zdjęć, myślę rozbawiona szykując sobie
kąpiel. Ale gdy wracam otwierając pierwsze z nich uśmiech zamiera mi na
ustach. Bo na zdjęciu jest Krzysiek z jakąś ładną brunetką w jego wieku.
Klikam w następne, na którym również są oni dwoje. I rozpoznaje ją jako
Alicję Templarczyk o której tyle mi opowiadał mówiąc, że to jego koleżanka.
Pełna złych przeczuć otwieram kolejne załączniki w podobnym tonie: on z tą
samą dziewczyną tylko w coraz to innej scenerii: spacerujący po parku,
śmiejący się nad jakąś rzeką, przytulający się na jakiejś imprezie...zatrzymuję
się na chwilę dostrzegając, że następna fotografia nie chce cię otworzyć, bo
moja ręka trzęsie się jak galareta i kursor zjechał ze strzałki. Ale i tak mam już
dość. Mimo wszystko, doskonale wiedząc już kto jest nadawcą tej wiadomości
decyduję się przeczytać wiadomość.
„ Jak widzisz twoja wielka miłość skończyła się dość szybko. Mam nadzieję, że
w końcu zrozumiałaś, że dla kogoś takiego jak mój syn jesteś tylko zabawką.
Wystarczyło mu tylko kilka miesięcy aby poczuł się samotny...- przestaję czytać
mając już wszystkiego serdecznie dość. No tak, jak zwykle charakterystycznie
dla niego udawał, że to wszystko robi tylko dla mnie. Pieprzony sukinsyn,
myślę ostro wkurzona. I Krzysiek też, dodaję ale zaraz uświadamiam sobie, że
jestem niesprawiedliwa. Przecież to tylko zdjęcia, prawda? On się na nich z
nikim nie całuje ani nawet nie obejmuje w romantyczny sposób. Poza tym
gdyby miał mnie dość chyba nie potrafiłby tak dobrze udawać. Jeszcze kilka
dni temu rozmawialiśmy widząc swoje twarze!. Nie, znów daję się omamić
podstępowi Władysława Kamińskiego. Przecież gdyby to co mi napisał było
prawdą to nie siliłby się tak bardzo żeby mnie o tym przekonać i nie wysyłałby
tej wiadomości. Raczej czekałby kilka tygodni aż Krzysiek wróci i kopnie mnie
w tyłek. Wtedy z udawanym współczuciem zapewniłby mnie, że przecież od
początku przewidywał taki koniec i ostrzegał mnie przed własnym synem.
Momentalnie odzyskuje wszystkie siły mentalne i wysyłam wiadomość.
„ Chyba miał pan rację. Krzysiek jednak mnie nie kocha. Mimo wszystko
dziękuję za informacje i zaoszczędzenie mi cierpienia. Nie mam zamiaru mieć z
nim nic wspólnego.”- wysyłam szybko ciesząc się jak kot który właśnie
upolował pięć albo dziesięć tłuściutkich myszy. Chcesz żebym go zostawiła?
Proszę bardzo. Ciesz się przez ten miesiąc póki masz okazję, bo potem spotka
cię nieprzyjemna niespodzianka. Śmieję się pod nosem próbując sobie
wyobrazić jego reakcję na mój list. Ależ musi się cieszyć, podły intrygant.
Zaczynam zastanawiać się jednak, czy trochę nie przesadziłam. No bo to:
dziękuję za informacje...nie wiem czy nie wyszło aż za dobrze. Bo jednak może
nie być taki głupi i zrozumieć ukrytą ironię. Ale mimo wszystko jestem z siebie
zadowolona jak diabli. Patrzę na srebrne kółko na mojej dłoni. „Jak widzisz
twoja wielka miłość skończyła się dość szybko” Tylko, że Władysław Kamiński
nie wie, że ona dopiero niedługo tak naprawdę się zacznie. Bo zaczynam coraz
bardziej przekonywać się do decyzji Krzysztofa żebyśmy wzięli ślub jak
najszybciej zanim ten stary pryk coś wymyśli.
Mimo wszystko od tamtej pory jestem coraz bardziej niepewna. Bo telefony
Krzyśka są coraz rzadsze, tak jak i wideo-rozmowy. I nie mogę pozbyć się
natrętnych myśli Władysława Kamińskiego wciąż pobrzmiewających mi w
głowie. A jeśli Krzysiek czułby się tam samotny? Jeśli zauroczyła go jakaś
dziewczyna to czy nadal będzie chciał być ze mną po powrocie? I czy ja będę
chciała z nim być pomimo wszystko?
– Denerwujesz się?- pyta mnie w dniu powrotu Krzyśka Andżelika. Stojąc
przed dużym lustrem w holu nie mogę pozbyć się strachu. Strachu, jaki
niesie za sobą lęk przed nieznanym
– Trochę- przyznaję cała wewnętrznie rozbita. Bo ostatnia rozmowa z
Krzyśkiem też była jakaś taka dziwna...a co jeśli będzie chciał ze mną
zerwać? Jeśli tylko czeka na to by zrobić to osobiście? Przecież to
brunetka była śliczna!
– Hej, chcesz moje baleriny ze złotą sprzączką? Będą świetnie pasować do
twojej sukienki.- mówi obrzucając od stóp do głów moją dość luźną, ale
dopasowaną w biuście i na biodrach kieckę.
– No co?
– Nic. Wyglądasz bosko. Jak się zobaczy to zaraz pewna część jego ciała
zareaguje odpowiednio.
– Andżela, nie bądź wulgarna.
– Sory, chciałam cię tylko rozbawić. Wyglądasz jakbyś szła na ścięcie.
Rozchmurz się. Przecież wiesz, że on cię kocha. Naprawdę boisz się, że
to mogłoby się zmienić?- Tak, mam ochotę jej odpowiedzieć, boję się.
Ale wiem, że nie mogę. Poza tym jej wypowiedź znacznie podnosi mnie
na duchu.
– Dzięki, masz rację. A i daj mi re buty. Możesz jeszcze ułożyć mi trochę
włosy...- dodaję zaskakując samą siebie.
– O, więc rozpuszczasz? No, no no. Naprawdę chcesz go olśnić.
Będąc już na lotnisku zastaję tam Karola i Andrzeja (Bartek musiał zostać w
domu z Izą i małym Antosiem, który cierpiał na kolkę). Pospiesznie witam się z
nimi. Z boku dostrzegam też machającą do mnie postać.
– Maja!- wołam ją radośnie ściągając na sobie wzrok trzech
towarzyszących jej osób: Władysława Kamińskiego, jego żony
Małgorzaty i starszego syna, Tomka. Uśmiecham się do niego lekko, a
wtedy skina mi głową jakby przypominając sobie kim jestem. I
odpowiadając mi szerokim uśmiechem, który interpretuję jako
pokrzepiający i dodający odwagi.
– Boże, już nie mogę się doczekać. Ciekawe jak mu tam było. Obiecał
przywieść mi prezenty, wiesz ale znając go to pewnie jakieś głupie
drobiazgi..- papla do mnie za co jestem jej szczerze wdzięczna, bo moje
skołatane nerwy już nie wytrzymują napięcia. Zwłaszcza gdy mija ponad
pół godziny a samolot Krzyśka jeszcze nie przyleciał. Mimo wszystko
wciąż z napięciem wpatruję się w tablicę przyjazdów ignorując rzucane
mi z ukosa spojrzenia Władysława Kamińskiego mówiące: co u licha tu
robisz? I przynajmniej upewniam się, że potraktował serio mój wysłany
do niego miesiąc temu mail.
Gdy w końcu pojawia się informacja, że samolot zaraz wyląduje dopiero wtedy
zaczynam dostrzegać czym są prawdziwe nerwy. Żołądek zwija mi się w ciasny
supeł, a w gardle co i rusz pojawia się wielka gula, przez którą z trudem
przełykam ślinę.
W końcu go dostrzegam: W czarnej, ciasno dopasowanej do niego koszulce
polo. Włosy urosły mu już do takiej długości, że praktycznie można by go
uznać za brata bliźniaka Tomka. Bo choć dzieli ich ponad 6 lat różnicy to z tym
delikatnym zarostem Krzysiek wygląda znacznie poważniej. I wydaje mi się
jakiś odległy. Obserwując go tak nie zauważam nawet kiedy zaczynam mocno
ściskać dłoń Karola. Dopiero jego uspokajające słowa: Odwagi, będzie dobrze,
uświadamiają mi to. Gdy Kamiński w końcu dostrzega nas zaczyna kierować
się w tę stronę. Najpierw przytula pędzącą w jego stronę Majkę. Ten widok
nieskrępowanej miłości między rodzeństwem sprawia mi niezwykłą radość.
Potem, gdy siostra uwalnia go wreszcie od siebie zaczyna podchodzić coraz
bliżej nas. Już szykuję się żeby go powitać, ale on najpierw podchodzi do
rodziców. Zaczynam się coraz bardziej niepokoić gdy całuje sztywno policzek
matki i ściska dłoń ojca, a potem znacznie cieplej (jak mi się zdaje) Tomka.
Potem rozmawia z nimi cicho. I wydaję mi się, że unika mojego wzroku. I
wtedy jestem już prawie pewna, że coś jest nie tak.. Bo dlaczego nie przywitał
się najpierw ze mną? W końcu, po jakimś czasie, który mnie wydaje się być
wiecznością podchodzi do miejsca gdzie stoi Andrzej, ja i Karol. Pospiesznie
obejmuje się z przyjaciółmi ramieniem, a ja tylko stoję patrząc na to wszystko
w kompletnym oszołomieniu. Słyszę, jak droczy się o coś z Karolem, ale
dociera do mnie piąte przez dziesiąte.
– A teraz przepraszam chłopaki...- mówi, więc decyduje się podnieść
wzrok. I jak się spodziewałam patrzy wprost na mnie nieprzeniknionym
wzrokiem. Żadne z nas nie wypowiada ani słowa. I choć na lotnisku jest
wielki gwar, mnie wydaje się, że otacza nas całkowita cisza. Niemal
słyszę odgłos tykania zegara: wolno, wprost w ślimaczym tempie
upływające sekundy. Na maleńki moment patrząc w bok dostrzegam
tryumf Władysława Kamińskiego. Przełykam gwałtownie ślinę usiłując
się nie rozpłakać. Wtedy dostrzegam, że Krzysiek podchodzi do mnie
leniwym krokiem. Potem pyta poważnie cichym głosem:- A ty się ze mną
nie przywitasz?- gdy słyszę te słowa moja konsternacja wzrasta. Ale po
chwili nie mam czasu dłużej się nad ty zastanawiać, bo on porywa mnie
w swoje ramiona unosząc wysoko nad ziemią. Moja ulga jest tak wielka,
że pozwalam mu wirować tak ze sobą wiedząc, że dla stojących obok
musi to wydawać się bardzo komiczne. - Boże, jak ty się zmieniłaś. Jesteś
taka śliczna, opalona... I jak bardzo urosły ci włosy...- zaczyna szeptać
gdzieś niedaleko mojego ramienia. Uśmiecham się szczęśliwa jak nigdy
dotąd.
– Ty też- dodaję chwytając mocno kosmyk jego czarnych włosów.
Odwzajemnia mój uśmiech, patrząc mi w oczy i nadal nie stawiając na
podłogę. Znów przytulam policzek do jego ramienia.
– Hej, daj mi się na ciebie napatrzeć. Tak cholernie za tobą tęskniłem.
– Ja bardziej.- potem wyrywam się z jego uścisku przypominając sobie
wszystko co stało się przed kilkoma minutami. Dość mocno uderzam go
w ramię.
– Hej, a to za co?
– A to za co?- biję go znowu- Jak mogłeś mnie tak nastraszyć?! Najpierw
witasz się z rodziną, przyjaciółmi, a dopiero na końcu ze mną. Masz
pojęcie co sobie myślałam?! To miało być według ciebie zabaw...-
urywam gdy czuję ma ustach jego wargi. Odwzajemniając pocałunek,
choć początkowo próbuję się wyrwać, słyszę głośny śmiech Andrzeja.
Pospiesznie odrywam się od niego zażenowana. I dostrzegam, ze wszyscy
zainteresowani przypatrują się nam z rozbawieniem. Oczywiście oprócz
państwa Kamińskich. Ich w ogóle to nie bawi.
– Krzysztof, taksówka już czeka. Choć- odzywa się pan Władysław
podchodząc w naszym kierunku.
– Przepraszam, ale teraz chciałbym spędzić czasu z Agnieszką.
– Nie gadaj bzdur tylko chodź. Z jakąś dziewczyną możesz spotkać się
później.
– Z moją narzeczoną spotkam się teraz- mówi głośno podkreślając słowo
narzeczona. Jego słowa powodują, że ojciec Krzyśka jest aż purpurowy z
wściekłości,
– Narzeczona?! Jaka narzeczona?! Oszalałeś?- naskakuje na syna. Potem,
patrząc na mnie z nienawiścią dodaje- A więc taka jesteś sprytna, co?
Oszukałaś mnie, że go zostawisz gdy wysłałem ci te zdjęcia ty
podstępna...
– Dość!- przerywa mu groźnie Krzysztof.- Co to ma znaczyć? Jakie
zdjęcia?- pyta pozornie spokojnie, ale wiem że wewnątrz się gotuje- Co
ty chciałeś zrobić?- Ojciec zupełnie ignoruje jego wybuch.
– Pokazałem jej twoje zdjęcia z Alicją. Ale nie martw się, na takiej
karierowiczce jak ona nie zrobiło wrażenia to, że masz kogoś na boku.
Liczą się dla niej tylko twoje...
– Krzysiek!- próbuję odciągnąć go od ojca wiedząc co może znaczyć ten
błysk w jego oko- Nie słuchaj go.
– Jak mam go nie słuchać? Znów próbował wpieprzyć się w moje życie i
mnie od ciebie odsunąć i jeszcze obraża cię. Nie pozwolę mu na to.
– Doprawdy? Więc chcesz zostać ze swoją kryształową narzeczoną?
Zobaczymy w takim razie co zrobi gdy stracisz wszystkie swoje
pieniądze.
– Szantażujesz mnie?- prycha z niedowierzaniem Krzysiek.
– Nie, chce tylko żebyś się przekonał jak głęboko sięga miłość twojej
,,narzeczonej”- ostatnie słowo wymawia ironicznie.- Gdy puści cię
kantem wspomnisz moje słowa.
– Wiesz, co? Rób co chcesz. Nic nie to nie obchodzi.- bierze mnie za rękę z
zamiarem odejścia.
– Krzysztof, ja nie żartuję. Jeśli teraz odejdziesz możesz zapomnieć o
jakimkolwiek wsparciu z mojej strony.
– Władysławie!- odzywa się jego małżonka trwożnym tonem, ale w ogóle
na niego nie reaguje.
– Małgorzata, nie wtrącaj się. Skoro chce być taki dorosły to niech sam
spróbuje utrzymać się na studiach. Zobaczysz, że za kilka miesięcy wróci
z podkulonym ogonem.- Potem, dodaje zwracając się do Krzysztofa-
Możesz zapomnieć już o Build&Project. To Tomek zostanie nowym
prezesem.
– O nie, dziękuje- odzywa się starszy brat Krzyśka rozbawiony posyłając
Krzyśkowi spojrzenie mówiące o niepisanym sojuszu między nimi. A
więc miałam rację dostrzegając ich powitanie. Zbliżyli się do siebie. A
przynajmniej nie są już śmiertelnymi wrogami.
– Co to ma znaczyć, że nie chcesz?!- Władysław Kamiński jest już w takim
stanie, że poważnie obawiam się o jego zdrowie. No bo jak dostanie
jakiegoś zawału czy coś?- Będziesz nowym prezesem i już!
– Nie, tato. Guzik mnie obchodzi ta firma.
– Ty...- wymierza w Tomasza oskarżycielsko palec, a potem w Krzyśkawy...
zdrajcy! Wychowałem niewdzięczników, których zwiedzie byle
spódniczka. Ale zobaczysz- jeszcze raz próbuje wpłynąć na młodszego
syna- Niedługo się przekonasz ile warta jest jej miłość.
– Tak, masz rację- zgadza się z nim Krzysiek. Patrzę na niego zaskoczona-
Bo zamierzam się z nią ożenić. Ale chyba nie obrazisz się jeśli nie
zaproszę cię na swój ślub?- Gdy Władysław Kamiński zbliża się do niego
wyciągając rękę, jego żona próbuje go powstrzymać.
– Uspokój się- mówi drżącym z przejęcia głosem. Maja pocieszycielsko
trzyma ją za rękę.
– Daj spokój mamo, to się musiało kiedyś wydarzyć.- potem zwraca się do
młodszego brata- Krzysiek, idźcie już stąd lepiej.- Zgodnie z jej
życzeniem, ulatniamy się.
Znajdując się już na zewnątrz budynku, razem z Andrzejem i Karolem
pomagam Krzyśkowi nieść torbę i walizki.
– Ty, myślisz że stary naprawdę odetnie ci kasę?- pyta ten pierwszy.
Kamiński wzrusza ramionami.
– Nie obchodzi mnie to. Nie pozwolę sterować mu swoim życiem i
decydować o tym z kim mam się spotykać. Poza tym nie chcę o tym
rozmawiać. Dopiero przyjechałem, prawda? Jak ram u Bartka i Izy?
Chłopiec jest zdrowy?
– Jeszcze jak!- zaczynamy relacjonować mu nieskładnie wszystkie minione
wydarzenia, które ominęły go gdy przebywał w Stanach. Ale mimo
wszystko ten niesmak po scenie na lotnisku pozostał.
Tak naprawdę to dopiero wieczorem możemy wreszcie spędzić trochę czasu we
dwoje. Decydujemy się więc jechać do mieszkania Krzysztofa. Jednak przez
całą drogę milczymy. I dlatego wiem, że jednak przeżywa to co powiedział mu
kilka godzin wcześniej jego własny ojciec.
– W porządku?- pytam go dotykając delikatnie jego ramienia. Kiwa głową.
– Jasne. Po prostu nie mogę w to wszystko uwierzyć. Dlaczego on tak
bardzo mnie nienawidzi? Dlaczego chce spieprzyć mi życie?
– Wiesz, on naprawdę chce dla ciebie jak najlepiej- mówię cicho nie
wiedząc po kiego licho właściwie bronię kogoś przez kogo nieomal nie
straciłam miłości swojego życia- Z boku to rzeczywiście wygląda tak jak
on to przedstawił: no bo przecież jestem biedna, nie specjalnie ładna i nie
pochodzę z dobrej rodziny...Ma prawo uważać, że mogę okazać się
materialistką.
– Nie wierzę, że możesz go jeszcze bronić.- mówi- Tylko chyba nie
zamierzasz zostawiać mnie z tego powodu, co? Nie przejmiesz się jego
groźbami, że pozbawi mnie dziedzictwa?- wpatruje się we mnie tak
uważnie jakby naprawdę bał się mojej odpowiedzi.
– Oczywiście, że nie.- mówię stanowczo- I patrz lepiej na drogę- dodaję
delikatnie gładząc jego ramię. Dopiero wtedy widzę, jak uśmiecha się
rozluźniony.
Gdy jesteśmy już na miejscu, pomagam mu wtachać wszystkie jego rzeczy, co
nie jest łatwe. Potem śmiejąc się i przekomarzając, razem zabieramy się za ich
rozpakowywanie. Na początku jednak, Krzysiek pokazuje mi prezenty. Drocząc
się z nim i śmiejąc przymierzam śliczny, kolorowy szal z dziwnymi nadrukami
który mi kupił razem z jego przeciwsłonecznymi okularami które przywiózł ze
Stanów. Wtedy podchodzi do mnie i mocno cmoka w usta.
– Ale z ciebie wariatka.
– Szczęśliwa wariatka.- jeszcze raz składam na jego wargach głośnego
całusa- Kocham się.
– Ja ciebie też. Dziękuję za to, że nie uwierzyłaś w te zdjęcia które wysłał
ci mój ojciec. Alicja to tylko moja przyjaciółka. Pisałem ci o niej trochę.
Jest z Krakowa, kiedyś ci ją przedstawię- tłumaczy.
– Wiem. Choć na początku trochę najadłam się strachu- wyznaję szczerze
– Więc wątpiłaś we mnie? Chyba powinienem cię jakoś ukarać- mruczy mi
prosto do ucha wywołując w całym ciele rozkoszny dreszcz.
– Tak? A w jaki sposób?- pytam rozbawiona
– Hm...chyba znajdę jakieś dostatecznie wyrafinowane tortury.- całuje moją
odkrytą szyję i kark. Potem wraca niespiesznie do moich ust całując je z
bolesną wręcz powolnością Odrywam się od niego czując lekki
dyskomfort.
– Nie, lepiej nie. Najpierw masz pozbyć się tego- mówię dotykając jego
brody- jeśli chcesz mnie pocałować. Całą mnie po-kujesz.- śmiejąc się
jeszcze bardziej ociera się o moje gołe ramię policzkiem.- Przestań!-
mówię żartobliwie odpychając go od siebie.
– Dobrze już dobrze. W takim razie pomóż mi znaleźć potrzebne przybory.
– Z chęcią. W której są walizce?
– Tej brązowej- pokazuje mi. Podaje mu ją. - Zaraz wracam.- mówi
puszczając do mnie szelmowsko oko. Och, jak bardzo kocham każdy jego
gest. To uczucie przepełnia mnie tak intensywnie, że to aż boli. Nie
mogąc się powstrzymać, idę za nim do łazienki. Gdy wchodzę, na mój
widok tylko się uśmiecha z białym kremem rozpostartym na brodzie i
policzkach. Nie odzywając się do siebie po prostu chłonę jego bliskość.
On zdaje się mnie rozumieć, bo nie pyta o przyczynę mojego przyjścia.
Nieskrępowany, zaczyna ostrożnie wodzić elektryczną maszynką po
twarzy. To, że widzę go w tak osobistej sytuacji powoduje, że ta scena
wydaje mi się bardzo intymna, domowa. I wyobrażam sobie, że
mogłabym widzieć to już do końca życia.
– Kocham cię- mówię i dostrzegam, że jego ręka, w której trzyma
maszynkę nieruchomieje. A spojrzenie, które dostrzegam w odbijającym
jego oczy lustrze, ta zawarta w nich czułość i miłość jest niemą
odpowiedzią na moje pytanie. Odrywając się od swoich myśli podaję mu
ręcznik. Wyciera się nim pospiesznie.
– Co się dzieje?- pyta podchodząc do mnie bliżej. - Martwisz się tym co
powiedział mój ojciec, tak?-Och, jak świetnie mnie już zna.
– A jak mogłabym o tym nie myśleć. To twój ojciec. I zawsze powtarzałeś,
że chciałbyś w przyszłości zarządzać Build&Project. A ja wszystko
zepsułam.
– Niczego nie zepsułaś!- wykrzykuje potrząsając mnie lekko za ramiona.-
Kocham cię. Ty jesteś dla mnie najważniejsza, nie jakaś wielka firma czy
szacunek ojca. Może kiedyś to były dla mnie priorytety, tzn w czasie gdy
nie mogłem liczyć na coś innego, bo byłem pustym egoistycznym
chłopakiem, któremu wydawało się, że cały świat należy do niego. Ale ty
mnie odmieniłaś. Dzięki tobie zobaczyłem czym jest prawdziwe życie,
czym jest radość, jak cieszyć się nawet z małej drobnostki, jak kochać...-
wylicza aż stają mi łzy w gardle- Myślisz, że mógłbym z tego
zrezygnować?
– Ale jak sobie poradzisz? Ja jestem do tego przyzwyczajona, ale ty...ty
przywykłeś do innych standardów: drogi samochód, ciuchy, mieszkanie,
studia...Skąd weźmiesz na to wszystko pieniądze?
– Hej, czyżbyś sądziła, że twój narzeczony jest zupełnym beztalenciem i
nie potrafi sam siebie utrzymać?- pyta udając groźność.
– Nie.- odpowiadam uśmiechając się z wysiłkiem.- Nie chcę tylko, żebyś
uważał, że coś przeze mnie straciłeś. Teraz może wydaje ci się to bez
znaczenia, ale za dziesięć, piętnaście lat możesz czuć do mnie żal.-
słysząc moją wypowiedź szeroko się uśmiecha i podnosi mnie z podłogi
mocno przytulając.- Hej, o co ci znowu chodzi? Podmienili ci w tej
Ameryce mózg, czy co?
– A więc będziesz ze mną za dziesięć czy piętnaście lat?- pyta patrząc mi w
twarz.
– Ach, o to ci chodzi...- mruczę.- Aleś ty drobiazgowy...tak mi się tylko
powiedziało.
– Pytam poważnie. Zgodzisz się za mnie wyjść?
– Krzysiek...
– Przypominam ci, że powiedziałaś że termin ustalimy po moim powrocie.
– A ja przypominam ci, że miałeś wrócić jako dobrze ułożony chłopak,
który łagodnie trzyma mnie za dłoń.
– Przecież cię nie ciągnąłem!- boczy się jak mały chłopiec.
– Naprawdę chcę za ciebie wyjść. Ale najpierw dogadaj się z ojcem.
– A jeśli tego nie zrobię, nie wyjdziesz za mnie, tak? I znowu ten stary cap
wygra.
– Krzysiek, proszę- mówię widząc jego diametralną zmianę nastroju.
– Czemu taka jesteś? Skoro mnie kochasz to o co tak naprawdę chodzi? O
to, że jesteś młoda? Obchodzi cię zdanie innych ludzi?
– Oczywiście, że nie. Robię to dla ciebie.
– Raczej dla siebie.- odpowiada mi puszczając mnie zupełnie i odwracając
się
– Nie bądź zły.
– Więc czemu?- pyta znów odwracając się w moją stronę. - Przecież
spaliśmy już ze sobą. Nie boisz się żadnych konsekwencji? A co jeśli
specjalnie zrobię tak, żebyś zaszła w ciąże?
– Dobrze wiesz tak jak i ja, że nie mógłbyś tego zrobić- odpowiadam
odrobinę skrępowana, bo ta sfera nadal nie jest dla mnie zupełnie
naturalna. Mam zamiar dodać coś jeszcze, ale Krzysiek nieoczekiwanie
uśmiecha się, co wytrąca mnie z pantałyku.
– Wiesz, to trochę takie odwrócenie roli. Zazwyczaj to dziewczyna chce
ślubu i próbuje zmusić do tego chłopaka za pomocą ciąży, a to ja cię tym
straszę. Masz rację, przepraszam. Nigdy bym tego nie zrobił.
– Wiem- mówię biorąc go za rękę abyśmy w końcu wyszli z łazienki. Gdy
jesteśmy już w jego pokoju łapię go za szyję lekko się na nim
uwieszając.- A co do tego odwrócenia roli...nasz związek zawsze był
oryginalny, prawda?

Od nienawiści...do miłości? (XXXIII)

Po moim totalnym zaskoczeniu Karol orientuje się, że popełnił znaczy
faux pas. Ale jest już za późno.
– Aga sory, myślałem że wiesz. Bo to dla niego prawdziwa szansa i okazja
do zbadania funkcjonowania rynków amerykańskich i nabrania
doświadczenia w późniejszym zarządzaniu Build&Project- papla coś bez
sensu nieświadomie jeszcze bardziej mnie przygnębiając-
Naprawdę...przepraszam- kończy w końcu. Silę się na uśmiech.
– W porządku, nic się nie stało. W każdym razie dobrze wiedziećodpowiadam
z sarkazmem. I nie mogąc już dłużej znieść tego
współczującego spojrzenia Zawadzkiego postanawiam odejść-
Przepraszam cię, ale powinnam przywitać się jeszcze z Andrzejem i
Kamilą. Na razie.- odchodzę nawet nie czekając na jego reakcje. W
głowie kłębi mi się tylko jedno jedno znanie: „Dostał propozycję z
CEEPUSU. Wyjeżdża na wymianę studentów w przyszłym semestrze.”
Dlaczego Krzysiek mi o tym mi nie powiedział? Dlaczego przemilczał
coś tak ważnego?
Wytrącona z równowagi zaczynam czuć suchość w gardle. Postanawiam więc
podejść do stołu i napić się soku. Albo czegoś mocniejszego.
– Och, tu jesteś- słyszę za sobą znajomy głos i mało co nie parskam. (co
byłoby raczej nie wskazane zważywszy na to, że w ustach miałam pełno
buzujących bąbelków z szampana.- Już świętujesz?- pyta mnie z
uśmiechem tuląc się do mnie od tyłu. Przyoblekając na twarz uśmiech
odpowiadam mu słodko:
– Tak. Napijesz się ze mną? W końcu mamy co świętować- robi zdziwioną
minę, ale posłusznie bierze ode mnie drugi kieliszek.
– A co właściwie świętujemy?
– Jak to co? Twój wyjazd.- odpowiadam starając się by mój głos brzmiał
pewnie. Zauważam, że jego uśmiech gaśnie.
– Jaki wyjazd?
– No w semestrze letnim. Chyba powinnam ci pogratulować, co?
– Skąd o tym wiesz?- jego wyrzut w postaci tego pytania sprawia mi ból.
Bo nawet nie pomyśli o tym, że to trochę nie fair że mi o tym nie
powiedział. Tylko to jest ważna: kto mi o tym powiedział.
– Czy to ważne? Mnie natomiast interesuje kiedy ty zamierzałeś mi o tym
powiedzieć. Przed samym wyjazdem? A może wcale?
– Agnieszka...to nie jest dobry moment.
– Och, oczywiście że nie- potwierdzam ironicznie- Przecież za kilka godzin
Nowy Rok, prawda i mamy się bawić. Tak więc wybacz mi, idę do
Andżeliki.
– Nie zachowuj się tak.- odzywa się do mnie gdy właśnie odkręcam się na
pięcie aby odejść.- Powiedziałem ci, że potem porozmawiamy na ten
temat. Tutaj jest za dużo ludzi.
– W porządku. Tylko nie wiem czy będzie mi się chciało potem o tym
gadać.
– Hej, co to ma znaczyć?- pyta ze stalowym błyskiem w oku.
– To co słyszałeś. Ty jakoś nie miałeś ochoty rozmawiać ze mną na ten
temat wcześniej, więc ja nie mam ochoty rozmawiać z tobą o tym teraz.-
odkładając kieliszek odchodzę do niego nadal drżąc z nadmiaru emocji.
Ale i tak słyszę za sobą:
– Agnieszka, poczekaj!- woła mnie Krzysiek. Tylko, że chyba nie rozumie,
że ja nie mam ochoty z nim rozmawiać.
– Puszczaj mnie!- syczę gdy łapie mnie za rękę i gdzieś za sobą ciągnie.
Mimo wszystko, żeby nie robić z siebie przedstawienia decyduje się iść
za nim. Okazuje się, że prowadzi mnie do ogrodu. Gdy tylko przestaję już
słyszeć gwar muzyki, wyrywam swoją dłoń.- Kazałam ci chyba mnie
puścić. Nie cierpię gdy wleczesz mnie za sobą jak dziecko.
– Więc zachowuj się jak dorosła- odpowiada mi, a ja z trudem hamuje
wściekłość. W tej chwili jestem na niego tak zła, że mogłabym go
uderzyć.
– Co?!- wydzieram się gdy nadal nic nie mówi- Przywlokłeś mnie za sobą
żeby teraz tu tak sterczeć?
– Dowiedziałem się tuż przed świętami.- wyznaje w końcu.
– No tak , rzeczywiście nie miałeś czasu żeby mi o tym powiedziećironizuję.
– Nie o to chodzi. Po prostu czekałem na właściwy moment.
– Właściwy moment? A kiedy według ciebie miał on nadejść, co? Miałeś w
ogóle zamiar mi powiedzieć?
– Tak. Chciałem ci powiedzieć przed wycieczką i gdy już spędziliśmy te
kilka dni razem, ale jakoś nie mogłem się zebrać w sobie.- to sprawia, że
czuję się jakby zdzielił mnie obuchem w głowę.
– Więc pojechałeś tam ze mną wiedząc o tym wszystkim? Zaplanowałeś
ten wyjazd żeby mnie jakoś udobruchać, tak? I przespałeś się ze mną
wiedząc o wszystkim żeby naznaczyć mnie jako swoją własność jak
pieprzoną rzecz!
– Nie do cholery!- krzyczy łapiąc mnie za ramiona i patrząc prosto w oczy.-
Naprawdę myślisz, że byłbym do tego zdolny?- Czuję, że zbiera mi się na
płacz.
– W tej chwili niczego nie jestem pewna.- odpowiadam – Wiesz jak się
czułam gdy Karol mimochodem wspomniał mi o tym, bo mój chłopak
najwyraźniej uznał, że półroczny wyjazd za granicę nie jest faktem o
którym powinien mnie informować? Jak ktoś dla ciebie nieważny, ktoś
komu nawet nie warto o tym wspominać.
– Jak możesz tak mówić? Zwłaszcza po tych ostatnich dniach?-
mimowolnie czuję, że się rumienie doskonale wiedząc co ma na myśli.
Ale jednocześnie czuję złość.
– Więc skoro już się ze mną zabawiłeś, to droga wolna. Jedź sobie, proszę
bardzo! Skończmy to teraz i lepiej rozstańmy się, po co mamy czekać do
twojego wyjazdu?! Życzę ci dużo szczęścia!- dodaję na odchodnym
rzucając w niego wisiorkiem z dedykacją..Potem szybko biegnę w
kierunku wyjścia i bramy nie zważając na to, że jestem tylko w cienkim
bolerku i sukience, a na zewnątrz jest przynajmniej -5 stopni. Ale w tej
chwili to mi nie przeszkadza. Bo ból w sercu zakłóca wszystkie inne
bodźce. Dopiero za posesją czuję ogarniające mnie zimno. Rozglądam się
szukając wzrokiem Krzyśka. A więc nawet za mną nie poszedł, myślę
dając wreszcie upust nagromadzonym łzom i frustracji. Więc tyle byłam
dla niego warta. Znów z nową energią zaczęłam stawiać nierówne kroki
(bo miałam na sobie botki na sporym obcasie) w kierunku przystanku
autobusowego. Dobrze, że przynajmniej miałam ze sobą kopertówkę.
Odeszłam może z pięćset metrów, gdy za sobą ujrzałam światła
reflektorów. Z czarnego bmw wysiadł Krzysiek nawet nie siląc się na
zgaszenie silnika.
– Karol mówił mi, że znając ciebie to pójdziesz do domu bez kurtki, ale ja
nie myślałem, że jesteś aż taką idiotką! Chcesz dostać zapalenia płuc?
– A co cię to obchodzi?!- odpowiadam w podobnym zaczepnym tonie.-
Jeśli chciałam zostawić kurtkę to to zrobiłam. - Krzysiek przewraca tylko
oczami zaciskając gniewnie usta.
– Wsiadaj.
– Nie dziękuje.
– Wsiadaj.- powtarza bardziej stanowczo.
– Powiedziałam, że nie. Możesz sobie wracać na przyjęcie i dobrze się
bawić- odpowiadam odwracając się i starając się ignorować
przeszywające mnie już zimno. Ale on zabiega mi drogę znów chwytając
brutalnie za rękę i wlekąc w stronę auta.
– Powinienem zostawić cię tutaj samą i poczekać aż odmarznie ci tyłek.-
mówi w drodze. To jeszcze bardziej mnie złości, więc z całych sił
zapieram się jak tylko mogę aby uniemożliwić mu wpakowanie mnie do
swojego auta. Chyba w końcu zdaję sobie z tego sprawę, bo przestaje się
ze mną siłować.- Więc chcesz tu tak stać? Już masz sine usta.- mówi
odpinając swój płaszcz. Spuszczam głowę by nie dostrzegł w moich
oczach łez. I posłusznie daję sobie nałożyć na ramiona rozgrzany ciepłem
jego ciała płaszcz.-- Dlaczego tak się zachowujesz? Dlaczego nawet nie
dałaś mi dojść do słowa?- pyta tym razem łagodniejszym tonem z nutką
goryczy i rozczarowania.
– A co takiego chciałeś mi jeszcze powiedzieć, co? Że wyślesz mi kartkę na
Wielkanoc? A może, że powinniśmy zrobić sobie przerwę?
– Przede wszystkim to, że nie powiedziałem, że tam pojadę. Nie podjąłem
jeszcze decyzji, ale jeśli mam wybierać między tobą , a tym wyjazdem to
chyba wiesz co wybiorę- mówi dotykając wierzchem dłoni mojego
policzka. Wtedy nie mogę powstrzymać już łez.
– Przepraszam- szepczę cicho gdy mocno mnie obejmuje szlochając w jego
prawe ramię- Wiem, że zachowałam się irracjonalnie, ale to wszystko
wytrąciło mnie z równowagi. Kocham cię. I myślałam...myślałam, że
chcesz mnie zostawić.
– Jak mógłbym to zrobić? Przecież obiecałem, pamiętasz?- potem dodaje
wesołym tonem- Przez ostatni rok poczyniłaś wielkie postępy w
wyrażaniu swoich uczuć.- próbuje mnie rozbawić, ale przebyty niedawno
szok nadal nie pozwala mi się uspokoić- Hej, proszę nie płacz już. Nie
przeze mnie. Też cię kocham. I nigdy o tym nie zapominaj, dobrze?- pyta
jednocześnie wkładając mi do ręki łańcuszek. Potem dodaje już pozornie
groźnym tonem- I jeśli jeszcze raz nim we mnie rzucisz, to tym razem
naprawdę złoję ci skórę.- pospiesznie odbieram swoją własność.
– Przepraszam- powtarzam, bo czuję się coraz bardziej zażenowana swoim
wcześniejszym zachowaniem. Co sobie teraz o mnie pomyśli?
– Choć już, zmarzłaś. Chcesz jechać do mnie do domu?
– A co z przyjęciem?
– Nasi przyjaciele zrozumieją. Wsiadaj. Z tyłu jest twoja kurtka.
W drodze uspokajam się na tyle, żeby spojrzeć na wszystko chłodnym okiem.
Dobra, nie mogę zaprzeczyć, że Krzysiek popełnił błąd o niczym mi nie
mówiąc, ale szczerze mówiąc nie powinnam reagować aż tak
melodramatycznie. Bo przecież powiedział, że zostaje, tak? Tylko nic nie mogę
poradzić na to, że w mojej głowie wciąż tkwią słowa Karola: „Bo to dla niego
prawdziwa szansa i okazja do zbadania funkcjonowania rynków amerykańskich
i nabrania doświadczenia w późniejszym zarządzaniu Build&Project”.
– Chcesz tam jechać, prawda?- odzywam się do niego. Zaskoczony patrzy
na mnie przez chwilę.
– Przecież powiedziałem ci, że zostaję.
– A ja spytałam czy chcesz tam jechać.
– Chciałbym.- mówi z wewnętrzną pewnością- Jeśli pojechałabyś ze mną,
a wiem że to nie możliwe.
– Nie to niemożliwe- zgadzam się z nim- Ale możesz jechać sam.
– Co?- pyta totalnie zdezorientowany. Szczerze mówiąc ja też jestem
zaskoczona swoim wyznaniem, ale czuję że tak trzeba.
– Przecież tego chcesz- tłumaczę, bo widziałam błysk w jego oko gdy o
tym mówił. Dlatego wbrew sobie mówię- I pojedziesz.
– Agnieszka, co ty chcesz powiedzieć?
– Mówię, że tam pojedziesz. Ja dam sobie radę i będę na ciebie czekać.
– Agnieszka, przecież powiedziałem, że...
– A ja mówię, że jeśli wcześniej tego chciałeś, to powinieneś pojechaćprzerywam
mu wycierając dłonią oczy- Przepraszam za to jak się
wcześniej zachowałam, ale jak kiedyś stwierdziłeś jestem
melodramatyczna.- próbuję się uśmiechnąć.
– Naprawdę nie musisz, bo nigdzie nie jadę- oznajmia mi stanowczo- Więc
skończmy w ogóle tą rozmowę.
– Krzysiek, ja... ja zareagowałam tak, bo zupełnie się tego nie
spodziewałam. Ale masz tam jechać. Masz wykorzystać swoją szansę na
zdobycie wiedzy i naukę języka, choć angielski znasz już perfekcyjnie.
Nie chcę cię ograniczać. Bo jeśli tego nie zrobisz, to dopiero wtedy się z
tobą rozstanę.
– Ej, co to ma znaczyć?
– To co słyszałeś. Nie chcę żebyś potem miał do mnie o to żal- gdy chce
zapewnić mnie, że niczego nie będzie żałował gestem nakazuje mu
milczenie- W takim razie nie chcę żebyś nie skorzystał z tej szansy.
Przecież nic mi nie będzie. I tak widujemy się tylko w weekendy, a te
kilka miesięcy minie nam szybko, prawda? Poza tym, jesteśmy już
dorośli i musimy liczyć się z konsekwencjami. Jakoś sobie poradzimy.
Przecież jest jeszcze mail, Skype, wideo-rozmowy...taka rozłąka dobrze ci
zrobi. Będziesz miał kiedy za mną zatęsknić.
– Naprawdę tego chcesz?- pyta w końcu
– Jasne. Z chęcią odpocznę od ciebie choć na kilka miesięcy.
– Pytam poważnie- mówi patrząc mi w oczy.
– Hej, patrz lepiej na drogę- mówię usiłując się roześmiać, ale wychodzi mi
to raczej blado.- Jasne, że mówię poważnie. To wielkie wyróżnienie z
którego powinieneś być dumny. A ja powinnam być dumna, że mam tak
zdolnego chłopaka.
Gdy jesteśmy już w jego mieszkaniu, wolno siadam na łóżko. Krzysztof
proponuje mi coś do picia, ale nadal czując przyjemne łaskotanie w żołądku
wywołane szampanem odmawiam. Mimo wszystko idzie do kuchni i wraca z
dwoma parującymi kubkami. Stawia je na biurku obok i siada obok mnie
obejmując ramieniem i przesuwając w kierunku wezgłowia łóżka. W ten sposób
oboje opieramy się o nie prawie siedząc. Wtulam się w niego chłonąc
przyjemne ciepło jego ciała. W tej chwili nie potrzebujemy żadnych słów.
– Naprawdę chcesz abym wyjechał?- pyta mnie kilka minut później.
– Nie chce, ale przecież nie jesteśmy jaką parą nastolatków żeby nie
zdawać sobie sprawy z czekających nas trudności. Poza tym
wytrzymaliśmy bez siebie już ponad pół roku, pamiętasz? A mimo to
teraz znów jesteśmy razem.
– Nawet mi o tym nie przypominaj- mówi całując mnie blisko skroni.- To
co wtedy przeżyłem było najgorszym okresem w moim życiu.
– Ale tym razem rozstajemy się z zamiarem powrotu?- nic nie mogę
poradzić na to, że moja odpowiedź przybiera formę pytającą.
– Nadal wątpisz?
– Nie, ale chce usłyszeć twoją odpowiedź.- znów mnie całuje. Tym razem
niedaleko szyi.
– Kocham cię. I nigdy cię nie zostawię, bo...- urywa na chwilę odsuwając
się ode mnie i wyciągając do mnie dłoń- Poczekaj na chwilę, zaraz
wracam- cmoka mnie na odchodnym w policzek i odchodzi
pozostawiając skonsternowaną. Wraca po niecałych dwóch minutach. Jest
wyraźnie zakłopotany.
– Co się stało?- pytam go.
– Nic, w porządku.- drapie się po głowie co wzbudza we mnie śmiech. No
bo naprawdę wygląda teraz jak pięcioletni chłopiec chcący podarować
mamie laurkę.- Wiesz, chciałem ci dać to trochę później, ale dzisiaj...po
prostu myślę, że to dobry moment.- Gdy patrzę na niego próbując
odgadnąć o co mu chodzi. A gdy wyjmuje z kieszeni małe prostokątne
pudełeczko niemal zamieram.
– To...- tyle tylko jestem w stanie wykrztusić.
– Tak, to pierścionek- odpowiada mi z niepewnym uśmiechem- Kocham
cię. I chciałbym żebyś wiedziała, że to co do ciebie czuję jest
prawdziwe.- mówi jednocześnie otwierając zawartość. Moim oczom
ukazuje się śliczny, złoty krążek w otoczeniu maleńkich świecących
kryształków. Momentalnie w gardle staje mi wielka gula tak, że nie
jestem w stanie nawet przełknąć ślinę.- Może coś odpowiesz?- mrugam
zaskoczona.
– Przecież nawet nie zadałeś pytania- mówię z uśmiechem na ustach czując
rozczulenie wywołane jego niepewnością i zakłopotaniem. Nagle
zaczynam się śmiać.
– Śmiejesz się ze mnie?- pyta wyraźnie urażony.
– Nie. Po prostu dzisiejszy dzień jest niewiarygodny: najpierw kłócimy się
o twój wyjazd, potem wściekam się jak głupia i w złości z tobą zrywam, a
na końcu coś takiego. Chyba sam zauważasz jakie to wszystko
nieprawdopodobne.
– Tak, masz rację. Chyba trochę się wygłupiłem.
– Nie- zapewniam go pospiesznie- Kocham cię. I nie potrzebuję żadnego
zapewnienia. Bo ci ufam.
– Jakoś godzinę temu...
– Godzinę temu byłam zła na to, że zataiłeś coś przede mną. Myślisz, że
naprawdę z tobą zerwałam? Wiedziałam, że za mną pójdziesz.
– Taka byłaś pewna?- mierzwi mi grzywkę jak to ma w zwyczaju. Śmieję
się głośno gdy pierścionek z powodu tego wstrząsu upada na podłogę.-
Patrz co zrobiłaś.
– Ja? To ty go upuściłeś. I wiesz co? To były najgorsze zaręczyny jakie w
życiu słyszałam. Żaden z ciebie romantyk- prycham zakładając ręce na
ramiona.
– Więc go nie chcesz?- pyta złośliwie mrużąc oczy. Udaję, że się
zastanawiam.
– Hm, w sumie to jest ładny.- mówię poważnie niszcząc efekt puszczając
mu oko.
– Wszystko musisz zepsuć- odpowiada rozdrażniony zakładając mi
pierścionek na palec.- Nie umiesz wcale być poważna?
– Nie, bo jestem szczęśliwa- na moje słowa uśmiecha się patrząc z
czułością w oczy.
– Więc zgadzasz się spędzić ze mną resztę życia? Zgadzasz się zostać moją
żoną?
– Oczywiście, że tak.- mówię przytulając go- Byleby nie za szybko.-
momentalnie odsuwa się ode mnie.
– Co to ma znaczyć? Jak to nie za szybko? Masz zamiar się rozmyślić?
– Jasne, że nie. Ale mam dopiero 20 lat.- śmieję się do niego, ale nie jest
rozbawiony. Odsuwa się ode mnie.- Hej, o co znów chodzi?
– O nic.
– Krzysiek, przecież my nawet nie skończyliśmy studiów, wciąż drzemy ze
sobą koty o najmniejszą drobnostkę i nawet dobrze się jeszcze nie znamy.
Ej, naprawdę jesteś zły?
– O co? O to, że szukasz pretekstu?
– Nie szukam żadnego pretekstu. Po prostu chciałabym najpierw skończyć
studia. Ale za kilka lat chce zostać twoją żoną- mówię obejmując go za z
tyłu za szyję i przytulając się do niego.- Nie bądź już taki.
– A co jeśli mój ojciec znowu coś wymyśli? Znów mnie zostawisz?
– Oczywiście, że nie. A tak w ogóle to kiedy chciałeś wziąć ślub?- pytam.
– Nie wiem. Teraz to i tak nieważne, bo ty nie chcesz.- znów się ode mnie
odsuwa. Gryzę go delikatnie w ucho próbując rozbawić. Potem lekko
całuję go w kark i szyję masując ją dłońmi kolistymi ruchami. Czuję jak
jego ciało się napina.
– Kocham cię- mówię blisko jego ucha.- Bardzo cię kocham. I jeśli nadal
będziesz tego chciał po powrocie ze Stanów, to pomyślimy nad jakimś
bliższym terminem.- szepczę mu do ucha. To go wyraźnie uspokaja.
Odwraca się w moją stronę.
– Mówisz poważnie?
– Tak. Trzeba korzystać zanim ty się rozmyślisz- mówię całując go w usta.
On obejmuje moją głowę przyciągając mnie bliżej do siebie. Wolno kładę
się na łóżko prowokowana jego delikatnymi ruchami. Wtedy pocałunki
zaczynają zmieniać się w bardziej namiętne, a pieszczoty coraz bardziej
śmiałe. I sama nie wiem kiedy mam ochotę na więcej.
– Boże, Agnieszka- szepce mi blisko ucha odrywając się ode mnie na
moment- Ty to potrafisz skutecznie odciągnąć mnie od tematu.
– Jakiego tematu?- pytam.
– Więc kiedy za rok?- Myślałam raczej o dwóch, ale na głos mówię:
– Zobaczymy...
– Aga...- przerywa gdy znów wpijam się w jego usta zdejmując mu
marynarkę i rozpinając koszulę. Nic nie mogę poradzić na to, że mam na
niego straszną ochotę.
– Nie uda ci się w ten sposób odwlec mnie od tematu...- odzywa się
ponownie gdy moje usta błądzą po jego piersi i ramionach. W duchu
uśmiecham się pod nosem świadoma swojego zwycięstwa i jego
kapitulacji.- Przestań- wyszeptuje urywanym oddechem. Jestem pod
wrażeniem jego opanowania- Najpierw....musimy...ustalić...
– Chyba mam ciekawsze zajęcie dla twoich ust- mówię przygryzając lekko
jego dolną wargę, a potem obrysowując ją językiem. Na efekt nie muszę
długo czekać. Jego język gwałtownie splata się z moim gdy przygwożdża
mnie do łóżka swoim ciałem.
Jakiś czas później leżymy okryci zieloną narzutą pijąc po kieliszku szampana.
– Wszystkiego najlepszego w nowym roku- mówię stukając go nóżką od
kieliszka.
– Nie mógłby zacząć się lepiej- odpowiada posyłając mi powłóczyste
spojrzenie. Potem wolno upija odrobinkę szampana i delikatnie styka
swoje wargi z moimi. A zawarta w tym czułość i miłość sprawia, że mam
ochotę płakać ze szczęścia.- Nie wiem jak uda mi się wytrzymać bez
ciebie tak daleko. Chyba jednak zrezygnuje.
– Masz tam jechać i już- mówię kategorycznym tonem. - A po powrocie
chce spotkać spokojnego, pozbawionego złośliwości i cynizmu chłopaka,
który będzie mnie delikatnie prowadził nie ciągnąc za sobą jak worek z
kartoflami.
– Choć tu mój worku z kartoflami...- mówi szczerząc się do mnie i
odstawiając na bok szampana. Z ochotą wtulam się w jego ramię.- Ale
będziesz za mną tęsknić?
– Bo ja wiem...za tym na pewno- dodaje wymownie patrząc na łóżko.
– Od kiedy moja słodka i niewinna dziewczyna zmieniła się z namiętną
nimfomankę?
– Bez przesady. Jeśli ci się nie podoba to w każdej chwili mogę sobie pójść.
– A kto powiedział, że mi się nie podoba? Bardzo mi się podoba.-
odpowiada pieszcząc ustami moją szyję i zostawiając na niej wilgotny
ślad. Odsuwam się od niego z trudem i chwytam w obie dłonie
prześcieradło.
– Chyba powinnam już iść.
– Co? Żartujesz?
– Nie- mówię ze śmiechem na widok jego reakcji- Po prostu zanim się
ubiorę i przyjadę do domu będzie już koło drugiej, a myślę że nie
powinnam nocować poza domem.
– Przecież twoi rodzice wiedzą, że jesteś na przyjęciu.
– I co z tego? Andżela z pewnością zaraz wypaple, że szybko ulotniliśmy
się z imprezy.
– Czyżbym wietrzył tu małą hipokryzję?- pyta z uśmiechem opierając się
łokciem na boku. Ta seksowna poza sprawia, że nie mogę oderwać od
niego oczu. Bo wydaje mi się być taki idealny, taki mój.
– Mów sobie co chcesz. Ale ja nie zamierzam później wysłuchiwać
paplania mojej siostry na temat tego.- ostatnie słowo wymawiam
znacząco- Poza tym, Andżelika pytała mnie na przyjęciu o to samo.
– I co jej powiedziałaś?- momentalnie wzbudzam jego zainteresowanie.
– Szczerze mówiąc coś w stylu, że seks jest trochę przereklamowany.-
czuję jak mała poduszka uderza mnie poniżej piersi.- Hej, no co?
– Naprawdę wszystko jej opisałaś? Czy dziewczyny muszą wiedzieć o
sobie nawet to kiedy jedna z drugą ma okres?- na te słowa nie mogę
powstrzymać uśmiechu.
– Nie, powiedziałam jej tylko, że było cudownie i...
– I?
– I że ty byłeś cudowny.- jego przenikliwe spojrzenie zdaje się palić mnie
na wskroś. Wydaje mi się, że widzi mnie tak jakby wcale nie osłaniała
mnie żadna narzuta.
– Czemu tak patrzysz?
– Bo nie mogę się nadziwić, że w końcu należysz do mnie. Gdy przypomnę
sobie początki...och złote dwa miesiące w Brylantowym Liceum.
– Naprawdę jesteś strasznie sentymentalny. Wstawaj już lepiej i się ubieraj.
Przecież ktoś musi mnie odwieść.
Kolejne cztery tygodnie mijają mi równie wspaniale. W każdy weekend
spotykam się Krzyśkiem na nowo ciesząc się jak głupia z jego przyjazdu. I nic
nie mogę poradzić na to, że jestem totalnie zakochana. Z trudem udaje mi się
wygospodarować trochę czasu na sesję i odwiedziny w szpitalu u Izy, która
urodziła małego Antosia (bo w końcu wygrała batalię z Bartkiem o imię) Ale
wkrótce moja idylla się kończy. Kamiński wyjeżdża na letni semestr, a ja
żegnając go na lotnisku nie jestem w stanie powściągnąć łez. Po co kazałam mu
jechać? Czemu chciałam stłumić swoją egoistyczną naturę siląc się na
wspaniałomyślność? Przecież nie wytrzymam bez niego kolejnej rozłąki, myślę
przygnębiona. Tyle, że teraz jest przecież inaczej, bo wiem że do mnie wróci.
Ale co jeśli pozna tam jakąś długonogą wyzwoloną amerykankę i się w niej
zakocha? Te i inne równie bezsensowne myśli nie dają mi spokoju.
– Zadzwonię do ciebie jak tylko wylądujemy. Czekaj na mnie, dobrze?-
mówi gładząc mnie po policzku.
– Jasne, że będę czekać. Tylko nie zapomnij.
– Nie zapomnę- całuje mnie w policzek- Kocham cię, wiesz o tym
prawda?- kiwam głową, ale i tak pojedyncza łza spływa mi po twarzy.
– Ja też cię kocham.
– Pamiętaj, dzwoń do mnie jak najczęściej nie zważając na różnicę
czasową. I zamawiaj rozmowy na mój koszt.
– Tak, pamiętam- mówię po raz tysięczny.
– I pisz maile. Często. Pisz o wszystkim co się wydarzyło, o tym jak się
czujesz, że tęsknisz, gdy masz jakiś problem lub spotkało cię coś
dobrego...
– Tak wiem.
– I niech ten Czechowski nie kręci się obok ciebie zbyt blisko.
– Paweł? Przecież to tylko kolega.
– Może dla ciebie, ale ja umiem rozpoznać zakochanego.
– Krzysiek...- kręcę z niedowierzaniem głową na jego bzdurny zarzut-
Wiem, że mnie kochasz, ale dla innych nie jestem aż tak atrakcyjna. To
pewnie te twoje scentrowane oko- dodaję konspiracyjnym tonem.
Uśmiecha się lekko.
– Ja i tak wiem swoje. Facet leci na ciebie.
– A ty trzymaj się z daleka od Amerykanek. Jeśli tylko usłyszę choćby
jedno zdanie albo zobaczę zdjęcie, to przyjadę do ciebie i własnoręcznie
skopie ci tyłek.
– Kocham cię, wiesz?
– Wiem, bo powtarzasz mi to w kółko od co najmniej godziny. Lepiej już
idź, bo się spóźnisz.- w odpowiedzi tylko przytula mnie mocno do siebie,
a potem długo i niespiesznie całuje w usta. Staram się czerpać z niego jak
najwięcej aby pamięć o nim wystarczyła mi na ten cały okres gdy go przy
mnie nie będzie. Ale gdy opuszcza moje ramiona nie mogę powstrzymać
obezwładniającej mnie pustki.
Wracając z Karolem do domu nie jestem w najlepszym humorze. I nawet
wesołe usposobienie i zabawne żarty Zawadzkiego nie są w stanie usunąć ze
mnie przygnębienia.
– Hej, wyglądasz jakbyś miała go nigdy nie zobaczyć. Przecież on wróci..
– Tylko, że dopiero za pięć miesięcy. Co ja bez niego zrobię?- pytam sama
siebie zakrywając głowę dłońmi. Karol delikatnie gładzi mnie po
ramieniu
– Dasz sobie radę. Nie znam drugiej tak silnej osoby jak ty.
– Mam nadzieję, że się nie mylisz.- odpowiadam mu słysząc dźwięk
komórki. Szybko wyciągam ją z kieszeni mając nadzieję, że to mój
narzeczony. Ale przecież to niemożliwe, żeby już doleciał.- Halo?-
odbieram połączenie od nieznanego numeru.
– Mówiłem, że ja nigdy nie przegrywam.- słyszę w słuchawce męski głos.
Ale na dźwięk tych słów włos jeży mi się na głowie.
– Kto mówi?- pytam, dobrze już to wiedząc.
– Lepiej o nim zapomnij. Bo dla ciebie mój syn jest już stracony.-
odpowiada mi Władysław Kamiński

Od nienawiści...do miłości? (XXXII)

Krzysiek niosąc mnie do swojego łóżka wciąż nie odrywa ode mnie
zgłodniałych warg. Ledwie próbuję powstrzymać się od śmiechu gdy przez to
prawie zderzamy się z masywnym krzesłem stojącym na środku pokoju. A
właściwie to on się zderza.
– Cholera- zaklina pod nosem i odrywa się na chwile ode mnie, dalszą trasę
pokonując już z otwartymi szeroko oczami. Delikatnie odkłada mnie na
łóżko by po chwili zrobić to samo. Znów patrzy na mnie takim
zniewalającym spojrzeniem, że nie jestem w stanie oderwać od niego
oczu. Potem pochyla się nade mną całując i pieszcząc dłońmi moją szyję,
ramiona, kark. Nie jestem w stanie powstrzymać się od utrzymania rąk
przy sobie, więc również gładzę jego ciemne włosy i smukłe plecy.
Potem, Krzysiek powoli zsuwa się coraz niżej aż dochodzi do miejsca
gdzie zaczynają się guziki mojej piżamy. Wtedy odrywa jedną dłoń i
zaczyna mi je wolno rozpinać. Jeden po drugim. Robi to tak umiejętnie,
że tylko lekki dreszcz wywołany zimnem informuje mnie o tym. Ale
szybko nakrywa mnie swoim ciałem, tak że już dłużej nie mogę o tym
myśleć.
– Ty też- szepczę do niego tuż przy uchu. Z uśmiechem na ustach,
doskonale wiedząc o co mi chodzi, podrywa się do pozycji siedzącej
pociągając mnie za sobą tak, że teraz siedzę na nim okrakiem.
– W takim razie mi pomóż- mówi obejmując i pieszcząc z tyłu moje plecy.
Ja tymczasem staram się jak najszybciej poradzić sobie z maleńkimi
czarnymi guziczkami. Po kiego licho jeszcze przed chwilą tak dokładnie
pozapinałam? Gdy jestem tak skupiona na wykonywanym zadaniu on
patrzy na mnie lekko kpiarsko.
– Chyba jednak ci pomogę- odzywa się biorąc moje dłonie w swoje powoli
nakierowując je na właściwe miejsca. Patrzy mi przy tym prosto w oczy a
ja pod wpływem tego hipnotyzującego spojrzenia również nie mogę
odwrócić wzroku. Przełykam głośno ślinę gdy ostatni guzik jest już
rozpięty. Wtedy Krzysiek puszcza moje ręce opierając swoje na moich
biodrach. Nadal niepewna, drżącymi dłońmi delikatnie zsuwam mu
koszulę z ramion. On ściąga ją całkowicie znów kładąc sobie moje ręce
na ramionach jakby wyczuwając moje wahanie. Gdy jego płaski brzuch
styka się z moim niemal czuję burzę wewnątrz swego ciała. Staram się
przysunąć do niego jeszcze bliżej, nadal nie odrywając ust od jego warg.
Wtedy znów popycha mnie lekko do pozycji leżącej. Jego pocałunki stają
się coraz bardziej zachłanniejsze, a język wciąż drażni wnętrze moich ust
podsycając tylko obezwładniające pragnienie i przyjemność. Dlatego gdy
nagle odrywa się od nich mam ochotę protestować. Ale okazuje się, że
pocałunki na ramionach są znacznie bardziej rozkoszne.
– Ślicznie pachniesz...- mruczy gdzieś koło mojego brzucha wywołując
delikatne łaskotanie.- To wanilia?
– Nie, tofii. Świetny balsam, prawda? Jeśli chcesz kupię ci taki sam.
– Och, ty- gryzie mnie w ramię gdy wybucham śmiechem. Potem delikatnie
zsuwa mi z prawego ramienia ramiączko od stanika. Z drugim robi to
samo. Nic nie mogę poradzić na to, że czuję się niezręcznie. Dopiero gdy
jego usta znów są na moich zapominam o skrępowaniu czy nieśmiałości.
Nawet wtedy gdy jestem naga od pasa w górę.
– Kocham cię- szepcze mi w ucho Krzysiek błądząc rękoma gdzieś po
moich plecach- Boisz się?
– Nie, ale nie powiem żebym czuła się pewnie. Gdy tak na mnie patrzysz...
– Bo jesteś piękna- przerywa mi znów mocno całując. A gdy czuję na
piersiach jego dłonie momentalnie wciągam ustami powietrze.- Możemy
przerwać w każdej chwili...- mruczy mi kojącą.
– Nie. To bardzo przyjemne...to dlatego.
– Cieszę się.- mówi mocniej je pieszcząc i gładząc. Powoli zsuwa się niżej
aby pokryć pocałunkami również tę cześć mojego ciała.
– Boże- nie jestem w stanie powstrzymać głośnego krzyku gdy
bezwstydnie bierze do ust jedną z nich. Bo to coś w głębi mnie narasta
coraz bardziej. Coś mrocznego i grzesznego które domaga się
natychmiastowego zaspokojenia. Nie jestem w stanie już dłużej tego
znosić ani w ogóle myśleć o czymkolwiek innym poza dotykiem, jego
chrapliwym oddechem i wrażeniach jakie wywołuje to na moim ciele.
Rano budzi mnie łaskotanie w szyję. Marszczę gwałtownie nos pocierając
palcem urażone miejsce, ale delikatny jak piórko dotyk się powtarza. Wtedy
postanawiam szczelniej przykryć się kołdrą, ale coś krępuje moje ruchy.
Dopiero ten fakt zmusza mnie do otwarcia oczu. I nagle czuję się zupełnie
zdezorientowana: bo śpię w nieznanym mi miejscu, całkiem goła, a obok mnie
leży szczerzący się do mnie Krzysiek dmuchający mi w szyję. I gdy już chce
zapytam co się do diabła dzieje, przypominam sobie wydarzenia z ostatniej
nocy. I momentalnie palę buraka.
– Cześć- wita się ze mną Kamiński rozbawiony moim zakłopotaniem.
Wykrzywiam wargi w uśmiechu.
– Cześć- odpowiadam sztywno i daję nura pod kołdrę. Bo w mojej głowie
pojawia się wizja tego co dzisiaj zaszło: jego nagie ramiona, brzuch, nogi
i w ogóle...wszystko! I jeszcze pewnie teraz jest nagi. O mój Boże. Po
chwili słyszę jego wesoły śmiech.
– No już Śpiąca Królewno, już po dziesiątej, powinniśmy wstać.
– Więc idź już stąd- odzywam się nadal szczelnie zamknięta w kokonie
kołdry przez co mój głos wydaje się być odrobinkę przytłumiony.
– Agnieszka, przecież nie masz powodu do wstydu.- Nie mam powodu do
wstydu? Ja nie mam powodu do wstydu?! No dobra: nie mam, ale to nie
zmienia faktu, że w tej chwili nie chcę go widzieć.
– Więc może pójdziesz do kuchni i zostawisz mnie samą?- pytam
wychylając się lekko zza kołdry. Wtedy on, z głośnym westchnieniem
irytacji wstaje.
– Hej, co ty robisz?!- pytam totalnie zaskoczona gdy zamiast po prostu
odejść podnosi mnie (zamkniętą w bezpiecznym kokonie kołdry) i sadza
sobie na kolanach. Z ulgą dostrzegam, że ma na sobie chociaż bieliznę.
Próbując się wyrwać muszę wychylić obie ręce. Ale wtedy kołdra
niebezpiecznie spada w dół. Aby ją podtrzymać, przestaje walczyć.
Trudno, jakoś to zniosę.
– Jak się czujesz?- pyta mnie składając delikatny pocałunek na moim
ramieniu (bo kołdra jednak trochę mi się zsunęła.)
– W porządku- mówię ze wzrokiem wbitym gdzieś w dół. Wtedy podnosi
moją głowę do góry bym na niego spojrzała. I o dziwo robiąc to wcale nie
jestem zażenowana.
– Na pewno?- upewnia się. Zaczynam czuć teraz wstyd, ale wynikający
raczej z mojego zachowania przed chwilą, a nie tym co zdarzyło się
dzisiejszej nocy. Bo przecież na udawanie urażonej niewinności jest już
za późno, a ja zachowuję się jak totalna idiotka. Na dodatek Krzysiek jest
zatroskany tym, że zrobił coś nie tak. Ostrożnie staram się wyciągnąć
rękę tak, żeby kołdra nie opadła za bardzo w dół.
– W porządku. Przepraszam- mówię gładząc go po policzku- dopiero teraz
zauważam, że odetchnął z ulgą- Po prostu gdy zobaczyłam cię dzisiaj po
przebudzeniu to...sama nie wiem. Poczułam się strasznie zażenowana tym
co się stało. Ale nie żałuję- dodaję szybko.
– Cieszę się- odpowiada mi całując w usta. Wolną dłonią obejmuję go za
szyję próbując to samo zrobić z drugą, ale wtedy kołdra zsuwa mi się z
piersi. Szybko ją poprawiam.
– Przecież i tak już wszystko widziałem- mówi próbując stłumić uśmiech.
– Ja też, więc po co ci te slipy?- pytam wymownie, ale z konsternacją
zauważam, że zsadza mnie ze swoich kolan zamierzając...- Nie!- krzyczę
powstrzymując go gestem dłoni. Wydaje się być tak rozbawiony, że
dopiero teraz orientuje się, że tylko mnie podpuszczał- Bardzo zabawne.
– Kocham cię- mówi szczerząc się do mnie jak dziecko. A ja nie potrafię
dłużej się na niego gniewać.
– Ja też cię kocham- odpowiadam mu wstając i przytulając do jego klatki
piersiowej.
– Dziękuję ci za tę noc. To wiele dla mnie znaczy.
– Dla mnie też. I to ja ci dziękuję.
– Ty mi? Za co?
– Za to, że byłeś wyrozumiały, czuły i delikatny.- odpowiadam trochę
zażenowana.
– Ach, myślałem, że za to, że nie obraziłem się na ciebie za te twoje fochy i
fanaberie przed chwilą.
– Hej...- biję go wyciągając jedną rękę. Śmieje się ze mną jeszcze przez
kilka sekund udając, że próbuje się bronić, aż w końcu mówi:
– Powinniśmy iść już coś zjeść. Umieram z głodu, a ty?
– W takim stroju?
– A czemu nie? Nie podobam ci się?
– Wcale a wcale- odpowiadam drocząc się z nim całując w usta. Myślę o
tym, że nie wiedziałam, że po wszystkim może być tak cudownie. Bo to,
że kochałam się z nim sprawiło, że czułam się z nim silniej związana, że
uwielbiałam go (o ile to w ogóle możliwe) jeszcze mocniej. On też chyba
dostrzegł to, że teraz wszystko między nami się zmieniło. Widziałam to w
jego spojrzeniu: tę nieznaną mi jeszcze czułość w oczach, która
powodowała, że wewnętrznie cała topniałam. Sama nie wiem kiedy
zarzuciłam mu ramiona na szyję wcale nie martwiąc się skrępowaniem.
Ale on przysunął mnie jeszcze bliżej siebie nie pozwalając nakryciu
opaść. - Dziękuję- mówię gdy kończy pocałunek.
– Nie zrobiłem tego dla ciebie tylko siebie. Jeśli dalej będziesz mnie tak
kusić i prowokować to...
– To co?- pytam z błyskiem w oku.
– Patrzcie ją: teraz w ogóle się nie wstydzisz? A kto jeszcze parę minut
temu bał się wychylić nosa zza kołdry?
– To było dawno.- odpowiadam stając na palcach i gryząc go lekko w ucho.
W końcu udaje nam się ubrać i zejść do bufetu na śniadanie. W duchu
zastanawiam się czy ci wszyscy ludzie wiedzą, że dzisiaj stałam się prawdziwą
kobietą. Kobietą Krzyśka. W takim razie on jest moim mężczyzną. Wow. Gdy
wrócę Andżela powinna być ze mnie dumna. W wieku dwudziestu i pół lat
straciłam dziewictwo, czyli niemal półtora roku później niż statystyczna Polka,
więc chyba nie jest aż tak źle? No dobra: jest. Ale najważniejsze jest to, że...
– Zjesz coś wreszcie czy nadal będziesz w świecie swoich marzeń?-
wyrywa mnie z rozmyślań głos „mojego mężczyzny”
– Przecież jem- odpowiadam na potwierdzenie biorąc kęs jajecznicy.
– Ciekawe co tak bardzo cię pochłania- pyta z błyskiem w oku. Nie daję się
sprowokować.
– Zastanawiałam się nad sesją. Chyba powinniśmy już wracać żebym
mogła się pouczyć.
– Przecież to dopiero za miesiąc- zapewnia mnie pospiesznie, a ja nie mogę
powstrzymać uśmiechu.-Ty...podpuszczasz mnie, tak?
– Ja? Skądże- zapewniam śmiejąc się już na całe gardło (oczywiście na tyle
głośno na ile pozwala mi na to sala pełna ludzi w bufecie)- Chciałeś tu
zostać do nowego roku?
– Prawdę mówiąc to nie, bo chłopaki organizują imprezę sylwestrową, ale
jeśli chcesz, możemy tu zostać.
– Nie, powinniśmy pojawić się na tej imprezie. Nie musisz zmieniać
planów.
– Aby być z tobą mogę je zmieniać na okrągło.- mówi dotykając palcem
wskazującym mojego nosa. Potem wciąż wpatruje się we mnie tak
intensywnie, że nie jestem w stanie nic przełknąć (bo nie lubię gdy ktoś
patrzy na mnie jak jem)
– Co znowu? Ubrudziłam się?
– Nie- odpowiada kręcąc głową- Po prostu lubię na ciebie patrzeć.
– Ale nie wtedy gdy jem.
– Skąd wytrzasnęłaś te wszystkie dziwactwa?
– Jakie znów dziwactwa?
– Nie lubisz jak ktoś patrzy się na ciebie gdy coś akurat jesz, w normalnych
sytuacjach reagujesz zupełnie inaczej niż przeciętny człowiek, a twoje
porównania po prostu sprawiają, że opadają mi ręce.- gromię go
wzrokiem- Ale i tak jesteś urocza- mówi puszczając do mnie oko.
Potem, gdy spacerujemy po parku karmiąc zziębnięte dzikie kaczki nad rzeką
(tzn ja sądzę, że są zmarznięte. No bo w końcu jest zima, prawda?) trzymam
Krzyśka za rękę prawie wcale jej nie wypuszczając. I czuję się tak lekko i
radośnie jak nigdy dotąd. Nawet przestaje mnie już denerwować to, że za
każdym razem przyłapuje Kamińskiego jak na mnie patrzy. Ale skoro tego
chce...
– Wiesz, jestem szczęśliwy- mówi mi w pewnej chwili- Tak bardzo, że nie
chciałbym aby to się kiedykolwiek skończyło- szybko przełykam ślinę.
No bo jego stwierdzenie sugeruje, że jednak ten koniec musi kiedyś
nastąpić.
– Ja też. Nie wiem jak poradzę sobie bez ciebie gdy znów wyjedziesz.
– Jakoś to wytrzymamy- mówi wyciągając swoją rękę z mojej dłoni i
obejmując mnie z boku za szyję- Bo wytrzymamy, prawda?
– Jasne, że tak. A może masz ochotę już ode mnie zwiać, co?- pytam żeby
rozładować atmosferę.
– Nigdy nie będę cię miał dosyć- mówi poważnie. Ale mimo wszystko
nadal jest czymś dziwnie zamyślony.
Kolejne dni mijają nam niepostrzeżenie na wspólnych kłótniach, godzeniu się,
przekomarzaniu i...innych przyjemnych rzeczach, które można robić w łóżku.
Dlatego gdy nadchodzi czas powrotu jestem rozczarowana, że to już koniec.
– Przecież niedługo znów gdzieś pojedziemy razem obiecuje- zapewnia
mnie Krzysiek gdy jedziemy autobusem na który go namówiłam. (bo
oczywiście chciał wynająć taksówkę)
– Wiem. Ale niedługo znów będziesz musiał wyjechać na uczelnię i
spotkamy się dopiero w przyszły weekend.
– Naprawdę cię nie poznaje- próbuje się ze mną droczyć, ale mi wcale nie
jest do śmiechu. Mimo to z trudem się odwzajemniam.
– No bo kto będzie mnie odbierał po pracy...- próbuję zażartować, ale jakoś
mi nie wychodzi. Więc postanawiam zamilknąć.
– Więc może wybierzemy się na zakupy? Masz coś na dzisiejszy wieczór?
– Nie wiem. Mam jakąś sukienkę.
– Więc się nad tym nie zastanawiałaś? No no no, to duży plus mieć
dziewczynę, która nie dba o to jak wygląda.
– Chcesz powiedzieć, że wyglądam jak obdartuska?- chwytam go za słowo.
– Ależ skąd. Po prostu nie marudzisz przy wyborze stroju jak inne
dziewczyny.
– A skąd to niby tak dobrze znasz inne dziewczyny, co?
– Ej, nie bądź taka drobiazgowa.
– Dobra już dobra. Więc gdzie chcesz jechać?
– Zgadzasz się?- pyta zdziwiony. Mrożę oczy.
– W sumie może być zabawnie. Zobaczysz jaka jestem zdecydowana i jak
bardzo nie przeszkadza mi to co mam na sobie.
– Tylko mnie tak straszysz, prawda?
Ale po raz kolejny potwierdził się mit, że zakupy z facetem nie należą do
przyjemności. Krzysiek wciąż kazał mi przymierzać stosy różnych sukienek
wcale nie dbając o ich cenę, a gdy któraś podobała (oczywiście w cenie w
granicach rozsądku) się mi powtarzał, że jest za skromna. W końcu, nieźle
wkurzona, wzięłam z półki jedną z bardzo kusych, obcisłych i z głęboko
wyciętym dekoltem. A gdy tylko wyszłam on obrzucił mnie spojrzeniem od
stóp do głów i kompletnie mnie zaskakując powiedział:
– Świetna, ale nie na tę okazję.- potem zbliżając się do mnie z uśmiechem
wyszeptał tak abym tylko ja słyszała- Wolałbym aby nikt oprócz mnie cię
w niej nie widział. Włożysz ją kiedyś specjalnie dla mnie żebym potem
własnoręcznie mógł ją z ciebie zdjąć.
– Pomarzyć sobie możesz- odpowiedziałam mu z ironicznym uśmiechem
który tylko go rozbawił. W końcu, po ponad dwóch godzinach i
względnym kompromisie udało nam się wybrać odpowiednią suknię.
Gdy nadszedł wieczór razem wybraliśmy się na przyjęcie. Oczywiście nie
obyło się bez drobnych żartów o naszej nieobecności i wspólnym wyjeździe. A
ja mimo wszystko nie mogłam ukryć „tego czegoś” jak wyraziła się Andżelika.
– Opowiadaj, jak było?- zapytała mnie gdy tylko miałyśmy okazję znaleźć
się względnie same.
– Ale co?- chwilę udaję głupią żeby jeszcze bardziej ją zaciekawić i trochę
się podroczyć.
– Nie udawaj. Gołym okiem widać, że zniknęła ci z głowy ta aureora. Poza
tym patrzysz teraz na niego inaczej jakbyś chciała go schrupać, bo
wiedziała co ma pod spodem. Mów wreszcie.- niecierpliwi się.
– Tak- mówię ze śmiechem rozbawiona jej tłumaczeniem- Kochaliśmy się,
zadowolona?
– Nie, ze szczegółami proszę.
– Co mam ci mówić gdzie mnie całował i dotykał?
– A gdzie cie całował i dotykał?
– Andżela!- śmiejemy się razem rozbawione
– A jaki był po? No wiesz, to dużo mówi o facetach.- przypominam sobie
swoje zażenowanie pierwszej nocy i jego troskliwą reakcję o stan mojego
samopoczucia.
– Był wspaniały: wspaniały przed, po...i w trakcie też.
– Wow, ale mi powiedziałaś- udaje, że się boczy.- Przecież odkąd z nim
chodzisz kazałam zdać ci relacje z tego pierwszego razu.
– Przecież mówiłam ci, że było cudownie. I za pierwszym i za...-urywam
wiedząc, że właśnie popełniłam gafę. Ale Andżela już wszystko
podłapała.
– Czekaj, czekaj chcesz powiedzieć, że było ich więcej? No no no... zaraz
okaże się, że podczas wycieczki to była wasza główna rozrywka.
– Przestań, bo cię ktoś usłyszy.
– A niech słyszą, że moja przyjaciółka wreszcie odkryła tajemnice dobrego
seksu- uderzam ją w ramię- Ała, no dobra: kochania. Taka romantyczna a
przez całe pięć dni pieprzyła się jak królik.- mamrocze pod nosem moja
przyjaciółka
– Ej, bo zaraz sobie pójdę.- mówię ze śmiechem.
– Boże, ja tu niemal wybucham bo nie chcesz mi zdradzić najmniejszego
szczegółu, a ty się tylko wygłupiasz.
– I tak ci nic nie powiem, więc nawet nie próbuj.- stwierdzam
kategorycznym tonem, a gdy wypina mi język tylko się do niej
uśmiecham.
Potem podchodzę jeszcze do siedzącej w rogu sali Izy i towarzyszącego jej
męża Bartka. Izabela żali mi się na ból w plecach i opuchnięte nogi, ale jej
radosne ogniki w oczach mówią co innego. Bo może i nie planowała tego
dziecka, ale teraz jest z pewnością bardzo szczęśliwa.
– Więc rozwiązanie za trzy tygodnie?- pytam.
– Tak, choć w sumie może nastąpić w każdej chwili. Bardzo się boję.
– Będzie dobrze. Na pewno wszystko się uda.
– Łatwo powiedzieć- wzdycha ciężko- Czy wiesz jak ten mały potworek
kopie?- dodaje.
– Domyślam się. Myśleliście już nad imieniem?
– Oczywiście. Bartek upiera się nad Ksawerym, ale mi bardzo podoba się
Antoś. To takie słodkie imię...
– Ale Antoni już nie brzmi tak słodko- wtrąca się Bartek- Poza tym to mało
nowoczesne imię.
– Widzisz? Mam z nim tak cały czas. Zupełnie jakby nie wiedział, że
powinnam teraz unikać stresu.- dodaje patrząc na niego wymownie.
– O nie moja droga, nie będziesz mnie szantażować tym spojrzeniem
cierpiętnicy- przez chwilę jeszcze śmieję się z ich wspólnego droczenia
się, ale w końcu postanawiam opuścić ich maleńką prywatność. Wtedy
spotykam Karola.
– Jesteś wreszcie- odzywam się cmokając go lekko w policzek- Nie
widziałam cię już od listopada. W ogóle nie przyjeżdżałeś na święta?
– Wow, ale przywitanie- mówi z uśmiechem mrużąc sugestywnie oczy jak
zwykle wesoło- Nie, po tym jak wyznałem ojcu prawdę...jakoś nie układa
nam się najlepiej.- łapie go pocieszycielsko za dłoń.- Daj spokój, nie jest
tak źle. Po prostu musi się jeszcze trochę z tym oswoić i przetrawić. A że
cierpi na nadkwasotę...- wybucham śmiechem i ulgą, że jednak mój
przyjaciel czuje się na tyle dobrze żeby z tego żartować.
– A jak terapia? Już nie masz zamiaru poznać jakiejś seksownej
długonogiej blondyny i z nią spróbować?
– Jedyna długonoga blondyna z którą chciałbym to zrobić stoi obok mnie.-
odpowiada, ale na widok mojej miny dodaje- Nie martw się, tylko żartuję.
– To dobrze.
– To znaczy nie żartuje, ale....
– Karol!
– No co?- śmieje się ze mnie- Muszę trochę zepsuć ci humor, bo dzisiaj
cała promieniejesz.
– Aż tak to widać?
– Jasne. Jesteś z nim tak szczęśliwa, że nie potrafisz tego ukryć choćbyś
chciała. Dobrze, że spędziliście trochę czasu razem sam na sam. Ale i tak
z pewnością nie będzie wam łatwo.- jego stwierdzenie budzi we mnie
niepokój.
– A dlaczego ma nie być nam łatwo?- pytam go.
– No bo wiesz jak wyjedzie i nie będziecie się widywać...- urywa na widok
mojej miny- Czekaj, czekaj, nie powiedział ci?
– O czym?- pytam spodziewając się najgorszego.
– Dostał propozycję z CEEPUSU. Wyjeżdża na wymianę studentów w
przyszłym semestrze.