Łączna liczba wyświetleń

piątek, 13 marca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXIII: Przeprosiny



- Wiesz i potem poszłam do cukierni.- Opowiadałam Jackowi swoją relację z wypadu do centrum handlowego.
- Z tym czerwonym balonikiem?-Uśmiechnął się do mnie.
- Aha. Nie wiem czy wiesz, ale bycie dziewczyną pantomima zobowiązuje.
- A więc teraz jesteś jego dziewczyną?
- Chyba tak.
- Nie sądzisz, że istnieją pewne bariery związane z komunikacją?- Przekomarzał się ze mną. Przyłączyłam się do tego.
- Dlaczego? Nie marudziłby mi że zupa jest za słona. To idealny materiał na chłopaka.
- A więc może go jeszcze spotkasz. Tyle, że razem ze mną. Ciekawe co powie na to twój chłopak.
- Wyjaśnię mu, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.- Gaworzyliśmy jeszcze tak o niczym przez jakiś czas przekomarzając się i żartując. W końcu powiedziałam z wahaniem zmieniając całkowicie nastrój:- I widziałam Asię z Krystianem.
- Tamtą Asię?- Upewnił się Jacek. Skinęłam głową.
- Tak. Miałam ochotę ją przeprosić, ale stchórzyłam. Jest mi cholernie głupio za tamte zachowanie. Zachowałam się jak suka.
- Po prostu za dużo wypiłaś. Poza tym rozmowa o dziecku przypomniała ci o twojej stracie. Dziewczyny powinny to zrozumieć i nie zapraszać cię na tamto spotkanie.- Wiedziałam, że mnie tylko usprawiedliwia, ale o dziwo jego odpowiedź mnie rozczarowała.
- A więc uważasz, że miałam prawo do powiedzenia tego?
- Nie, ale rozumiem twoje pobudki. I twoje przyjaciółki gdyby nimi były też by to zrozumiały. A wszystkie się na ciebie wypięły. Mam rację?
- Tak. Nie odzywają się do mnie od tamtej pory.
- Właśnie. Nie powinny się tak zachowywać.
- Nie!- Moje gwałtowne zaprzeczenie zwróciło jego uwagę.- Nie.- Powtórzyłam już ciszej.- To ja nie powinnam się tak zachowywać.- Nie wyjawiając Jackowi swoich planów pobiegłam do pokoju wyciągając z szafki czarny sweterek. Zdezorientowany poszedł za mną.
- Co się dzieje? Co ty robisz?
- Coś, co powinnam zrobić już jakiś czas temu.- Wzięłam głęboki wdech- Jadę do Beti.
Moja spontaniczna podróż komunikacją miejską (długo musiałam namawiać Bończaka, żeby po prostu poszedł do domu i nie marnował swojego czasu na odwożenie mnie) szybko pozbawiła mnie animuszu już po kilku minutach. Jeszcze w swoim mieszkaniu miałam ułożony cały plan działania: słowa jakie powinny paść z moich ust, warianty reakcji Beti i moje kontrargumenty; teraz, stojąc przed jej klatką schodową czułam tylko pustkę. Bezlitośnie mięłam znajdującą się w mojej dłoni paczuszkę, która teraz z powodu słońca wydawała mi się być po prostu niewypałem. Ale słowo się rzekło.
Wchodząc do klatki, a potem na schody robiłam to tak wolno jak tylko mogłam. W końcu, będąc przed właściwymi drzwiami, strach powrócił. Straciłam całą odwagę chcąc się wycofać. I być może zrobiłabym to gdyby drzwi nie otworzyły się nagle. Stał w nich roześmiany Krzysiek z córką pod pachą (jej twarz była zwrócona ku dołowi, więc nie wiedziałam czy to Zuza czy Klaudia), a druga już wybiegała na dwór tak szybko, że nie zauważyła przeszkody jaka stanęła jej na drodze, którą byłam ja. Prawie upadła, ale zdołałam ją powstrzymać.
- Co tak szybko łobuzico?- Teraz już wiedziałam, że przed sobą miałam przebojową Klaudię. Uśmiechnęłam się do niej myśląc o tym, jak dwie bliźniaczki mogą się między sobą różnić. Bo Zuzia grzecznie wtuliła się w ramiona tatusia.
- Dzień dobry.- Powiedziała tylko mała i pomknęła na dół. Skonsternowana podniosłam wzrok na Krzysztofa. Od kiedy to mówiła do mnie dzień dobry? Zawsze witała mnie mocnym przytulasem jak to nazywała. Błąd, uświadomiłam sobie. Nie wita mnie już tak od jakiegoś czasu. Zrobiło mi się trochę przykro, ale nie obwiniałam o to Klaudii. Wiedziałam, że to tylko moja wina. Od śmierci Kuby bardzo ją zaniedbałam.
- Witaj. Coś się stało?- Odezwał się do mnie.
- Nie. Wpadłam tylko na chwilę od Beaty. Jest w domu?
- Tak. Dobrze trafiłaś, bo ja idę z dziewczynkami na spacer. Będziecie mogły sobie same porozmawiać.
- Och…- Sama nie wiem czy w tamtej chwili poczułam się zadowolona czy też nie. Mimo wszystko wypadało mi powiedzieć:- To super.
- Trzymaj się.- Rzucił jeszcze na odchodnym, a ja weszłam do środka jego mieszkania. Potem zamknęłam drzwi.
- Zapomniałeś czegoś? Pewnie jak zwykle nie masz ze sobą niczego do picia, co? Wiesz, że Zuza…- Beata przerwała swój monolog na mój widok. Najwyraźniej spodziewała się, że to jej mąż wrócił z powrotem do domu.
- Cześć.- Powiedziałam tylko nie wiedząc co powiedzieć dalej. Sądziłam, że Beti jak zwykle pokieruje rozmowę odpowiednim torem, bo była dość bezpośrednia, żeby nie powiedzieć: obcesowa, ale tym razem uparcie milczała. Musiałam wykonać pierwszy ruch.- Jak się masz?
- W porządku.- Odparła tylko. A więc nadal była na mnie zła.
- Ja…przyniosłam czekoladki dla dziewczynek, ale chyba się rozpuściły.- Podałam jej niewielką torbę, którą przyjęła po chwili wahania.
- Dzięki- Mrugnęła tylko. Potem dodała:- Coś się stało, że przyszłaś?
- Nie, ja tylko…chciałam z tobą porozmawiać.
- O czym?- Nie chciała mi tego ułatwić. Musiała się przecież spodziewać albo chociaż podejrzewać cel mojej wizyty. Ale udawała, że tego nie zauważa.
- O tamtym wieczorze zaręczynowym Asi.
- Ze mną? Powinnaś raczej porozmawiać z nią.
- Tak wiem, ale… Najpierw chciałam iść do ciebie.- Zrobiłam krótką pauzę zbierając się w sobie.- Przepraszam Beti.
- Słucham?
- Powiedziałam, że przepraszam. Nie miałam prawa tak się zachować, powiedzieć że…- Nawet pośrednia wzmianka o temacie spowodowała przypływ bólu. Zmusiłam się by o tym nie myśleć.- Naprawdę wiem, że popełniłam błąd. Ale czasami…czasami mi też jest cholernie ciężko.
- Każdemu jest ciężko, Karola. Ludzie nie z takich tragedii jak twoja potrafią się podnieść.
- Wiem, okej? Wiem, że jestem młoda, mam przed sobą całe życie, jestem zdrowa, bla, bla, bla. I powinnam się z tego cieszyć. Ale nadal nie potrafię. Wciąż próbuję się tak pocieszać, ale…- Wzięłam głęboki wdech.- Rozmawiałam o tym z Basią.
- Wiem.- Nie zdziwiło mnie to.
- Opowiadała ci o tym?
- Tak. Powiedziała, że jesteś bardzo dzielna.
- Naprawdę?- Uśmiechnęłam się smutno. Ja niby miałabym być dzielna?
- Tak. I ja też cię przepraszam. Masz racje, nie jestem w stanie pojąć co czujesz, ale na samą myśl o tym że mogłabym stracić Klaudię lub Zuzię skurczam się sama w sobie. Dla ciebie Kuba był całym światem, ale ja chciałam ci tylko pomóc. Pomyślałam, że skoro udawanie i unikanie tematu jego śmierci ci nie pomaga, to może rozmowa o nim, o innych dzieciach czy problemy naszych przyjaciół cię zainteresują. Wiesz, że już od dawna przestałaś się tym interesować, prawda?- Skinęłam głową.
- Wiem. Dlatego od teraz postaram się to zmienić. Obiecuję ci. Mam teraz tylko was, a na dodatek odpycham wszystkich dokoła. Ostatnio nawet byłam w galerii do której razem chodziłyśmy. Bardzo mi was brakowało.
- Karola…- Beata z szerokim uśmiechem mnie przytuliła, a ja poczułam jak cała się rozpadam. Nie wstydziłam się jednak swoich łez: przysięgłam sobie że po raz ostatni pozwalam sobie na załamanie. Przyjaciółka szeptała do mnie jakieś słowa pocieszenia gładząc mnie po głowie, ale ich sens do mnie nie docierał. Jednak sam ton był dla mnie bardzo kojący. Delikatnie się od niej odsunęłam pociągając nosem.
- Czasami…czasami czuję że o nim zapominam.- Zaczęłam drżącym z emocji głosem.- Nie potrafię sobie przypomnieć dźwięku jego śmiechu. Kiedyś….kiedyś gdy Łukasz kupił małą kamerę nagrał z nim taki filmik. Specjalnie dla mnie. To miała być jego rekompensata za to, że po raz któryś z kolei wrócił później do domu.- Uśmiechnęłam się przez łzy.- Ostatnio, ostatnio śnił się . W tym nagraniu on niemal bez przerwy się śmiał, ale ja po przebudzeniu tego nie pamiętałam. Nie pamiętałam jego śmiechu, najmniejszego dźwięku i nie byłam sobie w stanie tego przypomnieć. Tuż po przebudzeniu już tego nie pamiętałam, rozumiesz?
- Karola przecież to nie znaczy, że o nim zapomniałaś. To jasne, że z czasem wspomnienia blakną, bo pojawiają się nowe. Ale Kuba nadal tkwi w twoim sercu. Sądzisz, że o nim zapomnisz?
- Boję się tego. Boję się, że gdy odejdą wspomnienia już nic mi po nim nie zostanie. Wiesz, że mam tylko jego jedno zdjęcie? Kazałam Łukaszowi pozbyć się wszystkiego, bo nie mogłam patrzeć na jego rzeczy. Te wszystkie małe ubranka i zabawki. Z każdą z nich wiązało się określone scena z przeszłości.
- Wiem kochanie. Naprawdę cię rozumiem.
-A co gdy zapomnę jak wyglądał?- Kontynuowałam- Przeraża mnie ten fakt.
- To dlatego tak się katujesz?- Długo zwlekałam z odpowiedzią.
- Nie wiem. Czasami wydaje mi się, że mogłam temu wszystkiemu zapobiec, że byłam złą matką, że mogłam coś zrobić by zmienić przeszłość. Że być może moja niechęć w pierwszym trymestrze ciąży spowodowała, że coś poszło nie tak. Że mogłam spędzać z nim więcej czasu by wiedział, że kochałam go całym sercem. Że mogłam być jeszcze lepszą matką.
- O Boże.- Beti znów mnie przytuliła.- Nie wolno ci tak myśleć, słyszysz? Nie wolno. To nie była twoja wina. Nie miałaś na to wpływu.
- Próbuję tak myśleć, naprawdę, choć ty sądzisz inaczej. Uważasz, że celowo pielęgnuje ten ból bo chcę się ukarać i cierpię. Ale to nie tak. Próbuję, wciąż próbuję. Nawet nie wiesz jak trudno jest mi się czasami zmusić do tego by wstać z łóżka, jak ciężko było mi podjąć decyzję o pracy i wyprowadzce. Naprawdę próbuję.
- Przepraszam, Przepraszam kochana. Nie powinnam tego wtedy mówić. Nie wiedziałam…
-…nie- Przerwałam jej stanowczo.- Miałaś rację. Taka terapia szokowa pozwoliła mi wiele dostrzec. Zamierzam przeprosić Asię. To co wtedy palnęłam…to było niewybaczalne, ale mam nadzieję że po raz ostatni zrobi wyjątek i przyjmie moje przeprosiny.
- Na pewno. – Beti uśmiechnęła się.
- Dziękuję ci. Jesteś moją prawdziwą przyjaciółką i znowu mi pomogłaś. Dziękuję ci że przy mnie jesteś.
- A ty przy mnie. Pamiętasz jak to ty mi pomogłaś gdy spanikowana dowiedziałam się o ciąży? No i to głównie dzięki temu otworzyłam się na Krzyśka, a lepszego męża nie mogłabym sobie wymarzyć.
- A ty opiekowałam się mną po moim pierwszym poronieniu…- Jeszcze przez jakiś czas dziękowałyśmy sobie wzajemnie aż w końcu zdałyśmy sobie sprawę z absurdu tej sytuacji. To Beata pierwsza wybuchła śmiechem, a ja choć coś ściskało mnie w gardle postanowiłam do niej dołączył. Mój śmiech był dziwny, jakby niewprawny i zabrzmiał nieco sztucznie, ale pozwolił mi zrobić kolejny krok w stronę wolności. Tak jak dzięki klaunowi.
Praktycznie resztę wieczoru spędziłam u Dziubińskich rozmawiając i bawiąc się z  dziewczynkami. Wciąż czułam się skrępowana i nienaturalna, ale musiałam przełamać swoją niechęć do dzieci. Choć niechęć to złe słowo. Ja po prostu widząc dziecko w podobnym do Kubusia wieku żałowałam, że nie jest nim. A nie powinnam tego robić, bo to tak jakbym złorzeczyła. Na szczęście Beata zauważyła mój problem i zaproponowała im oglądanie bajki. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, a ona odwzajemniła mi się tym samym.
W tym wszystkich miałam okazję porozmawiać z Krzysztofem. Mimo swego początkowego uprzedzenia polubiłam go, a teraz wydawał mi się być sympatycznym gościem. Nie żałowałam, że kilka lat temu pomogłam zeswatać go ze swoją przyjaciółką, choć na początku fakt że proponował Beti aborcję niemal mnie mierzwił. Jednak z perspektywy czasu mogłam stwierdzić, że można to uznać za błąd wybaczalny. Najważniejsze, że Beata nie wzięła sobie jego rady do serca.   
Następnego dnia udałam się do domu Asi i Krystiana  (już od prawie roku mieszkali razem) z tym samym celem w jaki przyświecał mi przy wizycie Beaty. Jednak nie dopisało mi szczęście, bo jej nie zastałam. W mieszkaniu był tylko Igor, który stanowczo, aczkolwiek grzecznie poprosił mnie abym unikała Asi.
- Jeśli naprawdę zależy ci na jej samopoczuciu, to lepiej jej nie odwiedzaj. Po tym co jej wtedy powiedziałaś nie czuła się najlepiej.
- Przepraszam.- Powtórzyłam po raz n-ty.- Naprawdę mi przykro.
- Wierzę ci Karolina. I obiecuję, że przekażę jej twoje słowa.- Musiało mi wystarczyć chociaż tyle. Skinęłam głową.- W takim razie trzymaj się.
- Zaczekaj.- Zawołałam gdy już chciał zamknąć wejściowe drzwi. Spojrzał na mnie z konsternacją.- Powiedz Asi, że…że jeśli nadal ma te nudności to…to mi pomagało zjedzenie jednego sucharka z samego rana. Jeśli herbatki ziołowe nie pomagają to powinna tego spróbować.- Wydawało mi się, że Krystian spojrzał na mnie trochę przyjaźniej. A w każdym razie mniej wrogo.
- Dzięki. Na pewno jej przekażę.- Gdy w końcu wyszłam na ulicę czułam się dużo lepiej, zrobiło mi się lżej na sumieniu i na duszy. Jako tako naprostowałam sytuację z przyjaciółkami, a Asia- choć jeszcze nie była gotowa mi wybaczyć z czasem to zrobi. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Pozostało mi więc skupić się na samej sobie.
Od czego zacząć, dumałam zastanawiając się w którą stronę iść. Mój wzrok machinalnie kierował się ku witrynom sklepowym. Zwłaszcza tym z odzieżą. Choć niechętnie, podjęłam decyzję. Czas wreszcie skończyć z tą głupią czernią.
Łatwiej było jednak powiedzieć niż zrobić. Nie, tym razem nie chodziło o moje hamulce wewnętrzne, ale o świadomość braku gotówki. Praktyczne pół pensji wydawałam na wynajem mieszkania, a drugą połówkę na opłaty. Na jedzenie zostawała mi może dziesiąta część wszystkiego, która zazwyczaj mi wystarczała. Ale nie teraz gdy zamierzałam całkowicie zmienić swoją garderobę. Tak więc musiałam robić wszystko stopniowo. Z miesiąca na miesiąc będę dokupywać nowe rzeczy aż wyprę z nich czerń i beż. Teraz postanowiłam kupić kremową bluzkę, ale gdy już zdecydowałam się na jej zakup zwróciłam uwagę na zwiewną, bawełnianą sukienkę uroczo marszczoną w kolorze pastelowej żółci. I choć nigdy jej nie lubiłam- nawet przed żałobą- to teraz ułożona na manekinie dziwnie nęciła. Zwłaszcza metka informująca o 50% przecenie. Szybko zawołałam ekspedientkę bojąc się że się rozmyślę i dokonałam zakupu. Pozostawało jeszcze pytanie czy będę w niej chodzić.
Tydzień później byłam już w znacznie lepszej formie. Zauważyła to nawet Patrycja, która stwierdziła, że wyglądam promienniej i wreszcie uśmiecham się do klientów. Coś musiało w tym być, bo jeden z mężczyzn kupujących kwiaty dla swojej matki wręczył mi maleńką różyczkę ze swojego zamówionego bukietu. I choć nie chciałam jej przyjąć to długo nalegał.
- Spodobałaś mu się po prostu.- Zawyrokowała moja szefowa.
- Akurat.- Prychnęłam.- Po prostu ta różyczka zupełnie nie pasowała do bukietu. A skoro już o tym mowa to koniecznie musimy zmienić całą koncepcję. Kto to myślał mieszkać herbaciane róże  ze storczykami? Aż dziw bierze, że facet go zamówił.
- Nie udawaj ostatniej naiwnej. Leci na ciebie i tyle. Ale wiesz, nie polecam ci go. Pracujesz tu od niedawna, ale wyznam ci że praktycznie co miesiąc zamawia tu jakieś bukieciki dla mamy. Zwyczajny maminsynek.- Uśmiechnęłam się.
- Szkoda. A już mi się spodobał. Zwłaszcza ta kozia bródka.
- Żartujesz? Jest spoko.- Pati wyczuła w moim głosie sarkazm.- Faceci z bródką są seksi nie uważasz? Akurat tego nie można mu zarzucić: jest elegancki aż do przesady.- Jej komentarz spowodował u mnie nową myśl.
- Ty, a może to homoseksualista?
- Myślisz?- Patrycja pierwsza wybuchła śmiechem, a ja jej zawtórowałam. Chichotałyśmy jeszcze przez kilka sekund obgadując bądź co bądź przyzwoitego faceta. A ja, choć znów poczułam zdradliwe ukucie wyrzutów sumienia to jednak im się nie dałam. Wszyscy moi znajomi mieli rację: nie powinnam karać się za to że czuję radość po śmierci Kuby. W końcu minęło już tak dużo czasu…
- Kurcze, naprawdę nic się nie zmieniłaś. Karolciu. Nadal z głupimi pomysłami i szalona. Gdy cię zobaczyłam taką załamaną i bez życia po…- Urwała jakby powiedziała coś niestosownego. Dotknęłam jej ramienia.
- W porządku, możesz o tym mówić. Po prostu było mi wtedy niełatwo ale teraz wychodzę na prostą.
- Nie dziwię się: strata dziecka, rozwód. Musiało ci być ciężko, co nie? Dziwi mnie, że Łukasz zostawił cię w takiej chwili.
- Zostawił mnie?- Powtórzyłam głupio.
- No tak.- Potwierdziła z wahaniem.- A tak nie było?
- Dlaczego uważasz, że on mnie zostawił?
- No bo…och..no…- Wyglądała na bardzo zakłopotaną. Ja, totalnie skonsternowaną. Dopiero intensywne myślenie pozwoliło mi zrozumieć co miała na myśli.
- Chodzi co o moje zachowanie na pogrzebie i potem, tak? Ludzie sądzą, że oszalałam?
- No, tak jakby. Ale ja tak wcale nie myślę.- Dodała prędko.- Ale wiesz jak szybko plotki roznoszą się na wsi. Gdy mieszkałaś u matki właściwie nigdzie nie wychodziłaś tylko do tego psychiatry. A nawet jeśli, to zachowywałaś się jak lunatyczka nie zauważając nikogo ani odpowiadając na grzecznościowe pozdrowienia sąsiadów.
- To był psycholog.- Sprostowałam delikatnie urażona. Do tej pory miałam gdzieś opinię innych ludzi, ale teraz uświadomiłam sobie, że wielu rzeczywiście miało mnie za wariatkę. Nawet gdy pracowałam na poczcie znajomi mówili do mnie głośniej, bardziej łagodniej jakbym była lekko upośledzona i w każdej chwili mogła wybuchnąć. Patrząc na siebie z boku wcale im się nie dziwiłam co jednak nie znaczy, że to mnie nie ubodło.
- No tak.- Pati podrapała się po głowie.- Dobra, idę na zaplecze bo zaraz ma przyjechać świeża dostawa kwiatów, a jeszcze niczego nie posprzątałam.- Gdy była już przy drzwiach zaskoczyłam samą siebie mówiąc:
- Łukaszowi i mnie nie układało się już wcześniej. I oboje podjęliśmy decyzję o rozwodzie.
- Nie musisz mi niczego wyjaśniać Karola, przepraszam. Po prostu odruchowo powtórzyłam plotki. No bo wiesz, ten fakt że wyjechał z miasta…
- Wyglądało to tak jakby chciał się mnie pozbyć co?- Uśmiechnęłam się dzięki czemu Patrycja odprężyła się już zupełnie widząc że żartuję z samej siebie.
- Trochę tak. No bo wiesz: przystojny był z niego facet. To znaczy jest, no bo w końcu nadal jeszcze gdzieś tam sobie żyje, nie?
- Raczej tak.- Gdy zostałam w sklepie sama zaczęłam zastanawiać się nad pytaniem Patrycji. Można powiedzieć, że po raz pierwszy pomyślałam o swoim byłym mężu w tych kategoriach. Jak ułożyło mu się życie? Czy zdołał odzyskać po tym wszystkim równowagę? Pewnie, że tak, szepnął jakiś głosik w mojej głowie. W końcu nawet po pogrzebie nie wyglądał najgorzej. O dziwo ta myśl nie spowodowała tak jak dawniej podsycenia fali nienawiści jaką do niego czułam. Ale ukojenie. Naprawdę życzyłam mu jak najlepiej. Nie udało nam się, ale to nie znaczy że chciałam aby cierpiał tak jak ja. Zresztą; takiego cierpienia jakie stało się moim udziałem bezpośrednio po śmierci synka nie życzyłabym nikomu. Nawet najgorszemu wrogowi.
Wróciłam do zraszania kwiatów. Praca w kwiaciarni była dla mnie strzałem w dziesiątkę. Niewymagająca, aczkolwiek kreowanie bukietów sprawdzając różnorodne połączenia kwiatów i ich współgranie w całej kompozycji wymagało pewnego wysiłku. Choć teraz mogłam uczciwie przyznać, że co nieco znam się na kwiatach, to jednak z drugiej strony wykwalifikowaną zielarką nie byłam. Częściej więc posługiwałam się własną intuicją i wyczuciem smaku, które teraz było jakby lepsze. Do tej pory Pati pozwalała mi na drobną improwizację z wieńcami pogrzebowymi mówiąc, że moje bukiety nadają się tylko do tego, bo wyziera z nich jakiś smutek. Wtedy pomyślałam sobie, że jest wariatką skorą sądzi że kwiaty mogą wysyłać jakiekolwiek emocje, ale jednak teraz wiedziałam że tak jest. Bo rzeczywiście przyglądając się niektórym odmianom sama się do siebie uśmiechałam. I z każdym uśmiechem czułam się coraz lepiej.
W czasie przerwy obiadowej, natchniona pewnym pomysłem poprosiłam Pati o pozwolenie na wzięcie resztek niepotrzebnych roślin i stworzyłam z nich mały bukiecik. Po pracy, jako że cmentarz znajdował się blisko kwiaciarni poszłam odwiedzić Kubusia.
- Tym razem przyniosłam ci coś o wiele bardziej wesołego niż te nudne świeczki. To bukiecik. Są tu astry, storczyki i nawet parę stokrotek które tak lubiłeś. Pamiętasz? W parku widząc je radośnie podbiegałeś próbując je zerwać…- Tradycyjnie już rozpoczęłam „rozmowę” z synem. Tym razem jednak po wszystkim miałam suche oczy. Uznałam to za kolejne małe zwycięstwo nad sobą. Zbierając się do wyjścia przypomniałam sobie o astrach. Bo wciąż tam były.- Kto przynosi ci te kwiatki, Kubusiu?- Spytałam retorycznie, bo zdawałam sobie sprawę, że nie mogę żądać od nikogo odpowiedzi. Postałam wiec jeszcze nad grobem i pożegnałam z synkiem.
Wróciwszy do domu zwyczajowo już rozłożyłam się na sofie i włączyłam telewizor. Skakałam po kanałach, bo tym razem kolejny odcinek opery mydlanej wzbudził we mnie niechęć. No bo po co się oszukiwać? Że niby istnieje jedna wielka miłość na całe życie? Że trwa na przekór wszystkiemu i wszystkim? I na dodatek po wielu latach nie wygasa? Przecież to była takie nierealne i głupie choć jednocześnie tchnęło nadzieją i tym że wszystko kiedyś skończy się dobrze. Dlaczego więc tym razem tylko mnie to zirytowało? Może dlatego, że moje życie nie było bajką i patrząc wstecz potrafiłam dostrzec w nim tylko cierpienie i ból? Nie, Basia miała rację: nie powinnam patrzeć wstecz. Co nie zmieniało faktu, że nie mam ochoty oglądać czegokolwiek.
Podnosząc się od pozycji siedzącej zastanawiałam się co mam ze sobą zrobić. Dawniej, wylegiwanie się na sofie było szczytem mojej ambicji, ale teraz czułam niedosyt.
Wyszłam na spacer.
Czułam się świetnie widząc roztapiający się śnieg i przebijającą się przez niego trawę czy kwiaty. Miałam nadzieję, że wiosna zagości nie tylko w przyrodzie, ale i w moim sercu. Chciałam na nowo odnaleźć radość którą sprawiały mi proste rzeczy i gdy zdarzały mi się takie momenty traktowałam to jako osobiste zwycięstwo nad samą sobą.
Mimo dość ciepłej pogody po pół godzinie żwawego marszu trochę zmarzłam. Postanowiłam wrócić do domu, ale przechodząc obok sklepu monopolowego wpadłam na świetny pomysł. Szybko zrobiłam zakupy układając w głowie menu.
Zaplanowałam sobie zapiekankę ziemniaczaną, więc żwawo zabrałam się do pracy. Miałam nadzieję, że skończę zanim Jacek wróci z pracy, bo poprosiłam go aby tym razem wpadł do mnie bezpośrednio po niej. Zamierzałam urządzić mu małą niespodziankę: kolację w moim skromnym mieszkaniu, bo już od kilku dniu próbował wyciągnąć mnie niemal siłą na zewnątrz do restauracji. Ja jednak chciałam jeszcze poczekać jakiś czas. Może po kolejnej rocznicy śmierci Kubusia będzie mi łatwiej.
Z przygotowaniami wyrobiłam się idealnie, bo gdy właśnie miałam zamiar wyjąć zapiekankę usłyszałam dzwonek do drzwi. Z uśmiechem na ustach je otworzyłam nawet nie sprawdzając w judaszu kto czeka za nimi. I nie rozczarowałam się.
- Hej. Coś się stało, że zostawiłaś mi tamtą wiadomość?
- Nie.- Potrząsnęłam głową i cmoknęłam go na przywitanie w policzek.
- Myślałem, że… no nic, nieważne. W każdym bądź razie świetnie się składa, bo ja też mam ci coś do powiedzenia.
- Hm, co to za ton? Jeśli to przykra wiadomość to nie chcę jej dzisiaj słyszeć.
- Nie wiem czy będzie dla ciebie przykra czy nie.
- Po twoim tonie głosu wnioskuję, że tak. Dlatego powiesz mi o tym później.- Jacek już chciał coś dodać, ale  nagle zamarł w pół kroku.
 - Gotowałaś?- Spytał o to z takim niedowierzaniem, że nie mogłam się powstrzymać od krótkiego śmiechu.
- Tak. A co w tym dziwnego?- Oczywiście nie było w tym niczego dziwnego, bo praktycznie odkąd wprowadziłam się do tego mieszkania nie zjadłam prawdziwego obiadu. Z lenistwa zazwyczaj starczały mi jakieś płatki, musli czy jogurty. Czasami gdy miałam ochotę na coś innego kupowałam w sklepie gotowe naleśniki czy placki. Albo Jacek, gdy mnie odwiedzał kupował tajskie lub chińskie żarcie. Wstyd się do tego przyznać, ale taka była prawda. Gdy to sobie uświadomiłam zrobiło mi się głupio. A dawniej tak lubiłam gotować.
- Nic. Zupełnie nic. Ale pachnie bajecznie.
- Po prostu postanowiłam zaprosić cię na kolację i sama ją przygotować. To zapiekanka. Rozbieraj się i siadaj do stołu. Właśnie miałam zamiar wyjąć ją z piekarnika.
- Super.- Ucieszył się. I już po kilku minutach mojej krzątaniny  siedzieliśmy w małej kuchni pochłaniając duże porcje przygotowanego posiłku. Nie wiem czy to przez fakt, iż dawno nie jadłam czegoś takiego czy z pomimo upływającego czasu moje zdolności kulinarne aż tak się rozwinęły (w co raczej wątpiłam), ale zapiekanka smakowała bosko. Po posiłku czułam się tak pełna jak nigdy dotąd. Bo apetyt dopisywał mi jak nigdy. Jacek nawet zażartował z tego powodu ze mnie, ale zwyczajnie go olałam. Fazy udawania przy facecie, że jem jak ptaszek podczas gdy mało co nie zjadłabym konia z kopytami miałam już dawno za sobą. A tym bardziej przy moim przyjacielu.
- No więc…- zaczął Bończak otwierając kupione wcześniej przeze mnie wino i nalewając je do dwóch kieliszków- …może zdradzisz mi w końcu powód twojego świetnego nastroju?
- A musi być jakiś powód?- Odparłam tylko nadal się uśmiechając.
- No nie, ale dawno nie widziałem cię w takim nastroju.
- To chyba dobrze.
- Tak.- Na moment zapadła między nami cisza.- A może wygrałaś w totka?
- Chciałabym.- Prychnęłam.- Ostatnio gdy zamierzałam sobie kupić bluzkę zorientowałam się, że powinnam raczej w tym miesiącu spasować. I tak wydałam za dużo pieniędzy. Powrót do normalności okazał się droższy niż sądziłam.- Zażartowałam.
- Mogę ci pożyczyć.
- Daj spokój, nie będziesz mi dawał na łaszki. A jeśli chodzi o przyczynę mojego dobrego nastroju to... w kwiaciarni spotkałam kogoś.
- Tak?- Zauważyłam, że Jacek był wyraźnie zaciekawiony.
- Acha. Mężczyznę.- Zrobiłam krótką pauzę.- Nie domyślasz się o kogo chodzi?- Spojrzałam mu prosto w oczy.- Dawno go nie widziałam, ale przez ten czas wyprzystojniał. I ta kozia bródka…- Uśmiechnęłam się wspominając przekomarzanie z Patrycją.
- A więc już wiesz.- Mrugnął.
- Co wiem?
- Widziałaś go, prawda?
- A więc jednak pamiętasz faceta z kozią bródką o którym ci opowiadałam.- ucieszyłam się.- Wiesz, zastanawiałam się z Asią czy jest gejem czy nie.
- Słucham? O kim ty mówisz?
- O facecie, który dzisiaj podarował mi różę w sklepie.- Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę- A ty o kim?
- Nie, po prostu myślałem, że ty…- Pokręcił głową jakby z… ulgą? Nie, chyba tylko mi się tak wydawało- Nieważne. Poza tym co miało znaczyć to, że dał ci różę?
- Sama jestem w szoku. Ale Pati powiedziała, że uśmiechałam się do klientów, więc to pewnie dlatego. I pozwoliła mi nawet komponować bukiety.
- Już nie pogrzebowe?- Albo mi się zdawało, albo jego nastrój znów się poprawił.
- Wyobraź sobie, że nie. Powiedzmy że awansowałam.
Na takiej rozmowie o wszystkim i o niczym minął nam całkiem przyjemny wieczór. Dopiero wówczas zdałam sobie sprawę, że Jacek wypił kieliszek wina (ja pochłonęłam aż dwa) a przecież musiał wrócić do domu. Zaproponowałam mu swoją sypialnię (ja byłam mniejsza, więc z powodzeniem starczyłaby mi kanapa w pokoju dziennym), ale odmówił twierdząc, że wróci taksówką. Dopiero gdy się żegnaliśmy przypomniałam sobie, że miał mi o czymś powiedzieć.
- Ach, to już chyba nieaktualne.- Odparł dość tajemniczo, ale złagodził to ciepłym uśmiechem. Dlatego postanowiłam w to wszystko nie wnikać. A może powinnam. Bo gdybym dowiedziała się teraz o tym co chciał mi powiedzieć uniknęłabym dość niezręcznej sytuacji w przyszłości. Ale w te chwili zbagatelizowałam całą sprawę.
- A więc do zobaczenia.
- Tak. Jutro wpadnę po samochód.
- Jasne, zapraszam. Jeśli będzie mi się chciało znów coś ugotuję.
- Świetnie. W takim razie już nie mogę się doczekać.- Zadowolona z zakończenia dzisiejszego dnia zamknęłam drzwi. I po raz pierwszy od wielu dni udało mi się usnąć zaraz po przyłożeniu głowy do poduszki. Co z pewnością- gdyby tylko Jacek odważył mi się wyznać- by nie nastąpiło.

8 komentarzy:

  1. Ohhh, chyba pojawił się Łukasz......., no będzie się działo:)
    A co do Karoliny, ja rozumiem ją, jej postępowanie, jej słowa i nie chcialabym być na jej miejscu, wszystko można przeżyć, jeden potrzebuje mniej czasu drugi więcej.
    Część jak najbardziej super, czekamy na rozwój sytuacji.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mi się wydaje, że wrócił Łukasz. I mam wrażenie, że Jacek zrobi wszystko żeby Karolina się z nim nie spotkała albo przynajmniej mocno jej to utrudni. Cieszę się, że Karolina powoli wraca do normalnego życia. :) pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  3. Rowniez od razu pomyslalam o Łukaszu i to moze on zostawil te kwiaty na grobie Kubusia. Czesc jak zawsze swietna tak sie wczytalam ze az nie moglam uwierzyc ze sie skonczyla. Oczywiscie czekam na kolejna i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. musi wrócić do Łukasza...to jej mąż, to jej miłość.

    OdpowiedzUsuń
  5. nie mogę się doczekać kolejnej części, jesteś jak narkotyk! :) Mam nadzieję, że Karolina będzie jeszcze z Łukaszem :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiscie jak zwykle swietna!
    Jak się nie myle pod koniec serii "Miłosny galimatias" pisałaś że będziesz koontynuować historię Ani i Tomka. Ja z niecierpliwością na nią czekam gdyż uwielbiam dzieje przyjaciół z Brylantowego Liceum, którzy zapewne tez odegrają jakąś role w życiu Ani i Tomka ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak masz rację: po skończeniu tego opowiadania zamierzam wrócić do kontynuowania losów przyjaciol z Brylantowego Liceum. Jednak może to troche potrwać bo czeka mnie jeszcze kilka ładnych rozdziałów cieni przeszłości.Mam nadzieje ze mimo czekania na historie Ani i Tomka tez ci się spodobają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno mi się spodobają, jak zawsze! ;)

      Usuń