Równo tydzień
po tym jak facet z bródką zjawił się w kwiaciarni i wręczył mi różę przyszedł
tam ponownie. Również w nieskazitelnym stroju i ze starannie wypielęgnowaną
brodą, co spowodowało rozbawienie Patrycji. To jednak już po kilku minutach
przeszło w dziki atak śmiechu, gdy Kozia Bródka chciała zaprosić mnie do
kawiarni. Dopiero dyskretnie sprzedana sójka w żebro pozwoliła jej jako tako
zachować powagę.
- Dziękuję,
chyba nie przepadam za kawą.- Odparłam okraszając odmowę szerokim uśmiechem.
- O- Był
wyraźnie rozczarowany. Nie był jednym z tych gruboskórnych facetów, którzy nie
potrafili zrozumieć subtelnej odmowy: zrozumiał moją wymówkę.- Szkoda.
- Tak.
- W takim
razie do zobaczenia następnym razem. Aha, kwiatek i tak pani dostanie.
- Dziękuję
bardzo.- Odpowiedziałam biorąc do ręki wyciągniętą w moją stronę różę zerkając
przy tym na Patrycję, która nagle dostała ataku kaszlu dziwnie przypominającego
śmiech. Miałam ochotę czymś w nią rzucić.
- Boże, jak
mogłaś mu odmówić? Takie ciacho!- Powiedziała do mnie entuzjastycznie gdy tylko
facet wyszedł.
- Tak? A kto
jeszcze kilka dni temu poinformował mnie, że to maminsynek?
- Tak tylko
powiedziałam. Ale przecież widać, że jest dziany. Zresztą, nawet gdyby nie był
sam wygląd wszystko mu rekompensuje.
- Pati, jesteś
niepoważna.
- Troszeczkę.-
Roześmiała się.- Ej, no nie bocz się: wiem że jesteś z Jackiem.- Nie
zareagowałam na jej wypowiedź.- To coś poważnego?
- Tak.-
Odparłam jej, bo przecież przyjaźń była poważna. Nie wdawałam się w żadne
szczegóły, bo nie chciałam kontynuować tego tematu.- A teraz idź lepiej i
przygotuj kwiaty na wysyłkę. Pani Gardecka przyjedzie za pół godziny i znowu
zbiorę za ciebie manto.
- Okej, już
lecę. Wiesz co?- Zatrzymała się nagle w pół kroku- Gdyby ktoś to zobaczył
uznałby, że to ty jesteś moją szefową a nie odwrotnie.- W odpowiedzi tylko się
do niej uśmiechnęłam.
Kilka godzin
później, gdy kończyłam pracę zadzwonił do mnie telefon. Mama poinformowała
mnie, że Wojtek w końcu wyznaczył datę ślubu z Marysią. Byłam tym tak
zszokowana, że początkowo nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Mój mały braciszek
się żeni? Przez moment poczułam się tak stara jak nigdy dotąd. Ale wiadomość
bardzo mnie ucieszyła. Moja rodzicielka poinformowała mnie o tym, że niewielkie
spotkanie z tej okazji ma odbyć się w tę sobotę w gronie rodzinnym i byłoby
miło gdyby mnie też udało się na nim być. W ten delikatnie zawoalowany sposób
dawała mi do zrozumienia, że po prostu mam to zrobić. Cała mama.
Z tego powodu
byłam w dobrym humorze i podzieliłam się z tą wiadomością z Jackiem, który
przyszedł odebrać swój samochód. Na koniec spytałam czy chciałby mi tam
towarzyszyć. Naturalnie zgodził się.
I tak, kilka
dniu później wczesnym popołudniem szykowałam się na uroczystość. Nie
zrezygnowałam ze stonowanych barw, choć tym razem moja sukienka była szara z
białymi akcentami. Na twarz nałożyłam odrobinkę pudru, a włosy upięłam trochę
bardziej zawile niż zwykle. Po obejrzeniu się w lustrze mogłam stwierdzić, że
wyglądam miarę przyzwoicie, a nie tak
jakbym szła na pogrzeb. Jackowi moja decyzja odnośnie ubioru również przypadła
do gustu, bo skomplementował go. Miałam nadzieję, że mama i reszta rodziny
również dostrzeże we mnie tę zmianę.
Gdy ponad
godzinę później dotarliśmy na miejsce czułam lekki niepokój i sztywność. Mój
nastrój udzielił się chyba innym, bo początkowo wszyscy traktowali mnie z
rezerwą: mama, siostra, ojczym czy nawet wujek Stefan który zazwyczaj był
niezbyt taktownym żartownisiem. To że hamował się przy mnie świadczyło samo za
siebie.
Z czasem
jednak, rodzina widząc że nie zachowuje się tak jak jeszcze kilka tygodni temu,
zaczęła zachowywać się naturalniej. Moment przełomowy nastąpił gdy ktoś
zażartował na temat Wojtka odradzając go Marysi. Wówczas roześmiałam się
przywołując jakąś anegdotkę z przeszłości, a wszyscy zaczęli się na mnie
patrzeć jakbym popełniła jakąś gafę. Chwilę zajęło mi zrozumienie, że chodzi
właśnie o goszczący na mojej twarzy uśmiech. Udałam jednak, że niczego nie
zauważam.
Potem było już
lepiej. Oczywiście nie tańczyłam, ale rozmowa z długo niewidzianą Marleną czy z
jej mężem albo mamą rekompensowała mi wszystko.
- Jasio jest
już taki duży.- Skomentowałam w pewnym momencie gdy półtoraroczny synek mojej
starszej siostry biegał po całym salonie dookoła piszcząc radośnie, gdy
tańczący schodzili mu z drogi. Mama właśnie tańczyła z Bartoszem, a Marysia z
moim szwagrem, a Jacek z jedną z ciotek, więc siedziałyśmy zupełnie same.
- Szybko
rośnie, prawda? – W oczach Marleny ujrzałam macierzyńską dumę. Na króciutką
chwilę moje serce ścisnął ból. Bo Jaś był tylko kilka miesięcy młodszy od
Kubusia w chwili jego śmierci.
- Tak. Masz z
nim pewnie dużo roboty, co?
- Żebyś
wiedziała. A co z tobą?
- W jakim
sensie?- Spytałam.
- Przecież
widzę. Co z Jackiem?
- A co ma być?
- Jezu,
Karola…- Westchnęła teatralnie przewracając oczami co nieco mnie rozbawiło.-
Przecież wiesz o co mi chodzi.
- Tak, ale
między nami nic nie ma. Nie w ten sposób.- Gdy to mówiłam odruchowo spojrzałam
na parkiet szukając wzrokiem tańczącego Bończaka. Akurat śmiał się z czegoś co
mówiła moja ciocia.- Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Tere-fere.
Stara miłość nie rdzewieje, hm?
- To było dawno
i nieprawda. A poza tym ja nie jestem gotowa na nowy związek. Mimo wszystko
nadal mam ze sobą masę problemów.
- W takim
razie świetnie się z tym kryjesz. Wyglądasz kwitnąco. Gdyby nie ten strój i
blada cera uznałabym, że jesteś szczęśliwa.
- Raczej zadowolona.
To odpowiedniejsze słowo.
- Cieszy mnie
to.- Marlena dotknęła wierzchem dłoni mojej, a ja mocno ją uścisnęłam. Przez
kilka chwil trwałyśmy tak w milczeniu.- Wiesz, bałam się że nigdy więcej nie
zobaczę uśmiechu na twojej twarzy.
- Nie
przesadzaj. Trochę mi odbiło, ale teraz odzyskałam piątą klepkę.- Zbyłam ją
żartem, bo widziałam w jej oczach łzy. Nie chciałam by płakała z mojego powodu.
Już nie.
- Wiesz, wtedy
w szpitalu gdy wzięłaś te tabletki…
-...tak wiem.
Nie wracajmy do tego, dobrze? A teraz chodźmy do przyszłej panny młodej. Wujek
Stefan już ją zadręcza swoimi żartami.
- Tak, przyda
jej się odsiecz.
Choć Marysia
nie należała do klasycznych piękności, musiałam przyznać że dzisiaj wyglądała
kwitnącą. Nie wiem czy to za sprawą tego szczególnego błysku w oczach, czy
szerokiego uśmiechu albo zwiewnej sukienki- grunt że wyglądała ślicznie. A
Wojtek ją kochał. Odruchowo przypomniałam sobie moment gdy to ja świętowałam
zaręczyny. Choć spotykałam się z Łukaszem dopiero od ponad roku, jego
propozycja naprawdę mnie zaskoczyła. Wielu może uznałoby ten okres za
odpowiednio długi, ale dla mnie te miesiące minęły zdecydowanie szybciej. Ale
mimo wszystko gdy tradycyjnie uklęknął przede mną na jedno kolano i spytał czy
za niego wyjdę nie wahałam się ani chwilę. Tak jak Marysia.
Wojtek, w
kilku słowach krótkiego przemówienia wzniósł toast za swoją przyszłą żonę a
potem mocno objął. Rozległ się chóralny aplauz do którego dołączyłam i ja. Oczywiście
wujek Stefan nie byłby sobą gdyby nie zainicjował pocałunku słowami: „gorzko,
gorzko” Chwilę później z uśmiechem na ustach obserwowałam jak Wojtek składa na
ustach Marysi nieskromnego całusa. Roześmiałam się gdy potem odsunęła się od
mojego brata sprzedając mu sójkę w bok tak jak często ja to robiłam.
Po toaście
nadszedł czas na kolejną porcję tańców. Ja tradycyjnie zajęłam już swój
strategiczny punkt w samym rogu sali
niedaleko okna.
- Można panią
prosić?- Usłyszałam w pewnej chwili. Spojrzałam w stronę z której pochodził
głos.
- Jacek,
mówiłam ci że nie tańczę.
- A może dasz
się skusić?
- Raczej nie.-
Pokręciłam głową.- Przepraszam.
- Szkoda. W
takim razie postoję tu z tobą.
- Nie, idź się
bawić. Przecież lubisz tańczyć.
- A więc się
poświęcę.
- Nie musisz.
Naprawdę.
- Ale chcę. A
może chciałaś pokontemplować tu w samotności?
- W rogu
salonu w którym gra głośna muzyka? Byłoby trochę trudno.- Roześmiał się, ale
mimo wszystko stanął przy mnie. W ciszy obserwowaliśmy tańczących.
- Może nie
powinienem tego mówić, ale twoja rodzina jest świetna. Wiesz, że twój wujek
nawet mnie pamięta?
- Tak?-
Mrugnęłam tylko, bo nie chciałam o tym rozmawiać. Nie o czasach gdy byliśmy
razem. Nie o przeszłości.
- Tak.
Żartował nawet, że powinniśmy urządzić podwójne wesele.
- A co, masz
na oku jakąś pannę młodą?
- Hm, na razie
może być z tym ciężko.- Zaśmiał się.- Na pewno nie dasz się skusić? Przecież
lubisz tę piosenkę.- To była prawda. John Lennon zawsze nastrajał mnie nieco
melancholijnie. Mogłabym go słuchać i słuchać. Odruchowo przed moimi oczami
pojawiła się wizja z zamierzchłej przeszłości: ja z Jackiem kołyszemy się lekko
w takt powolnej melodii w jego mieszkaniu. Odpędziłam ją czym prędzej.
- Niestety…ale
Klara z pewnością będzie miała ochotę, prawda?- Wykorzystałam okazję, że akurat
obok nas przechodziła moja kuzynka.
- Hm?-
Mrugnęła tylko nie wiedząc o co chodzi.
- Ja nie mam
ochoty na taniec, ale może ty dotrzymasz towarzystwa Jackowi?
- Jasne.- Tak
jak sądziłam Klara od razu skorzystała z okazji. Była dość wesołą i energiczną
dwudziestosześciolatką i nie miała problemów z poznawaniem innych ludzi.- Na
pewno nie będziesz miała nic przeciwko temu Karolciu?
- Tak.-
Odparłam z uśmiechem. Potem spojrzałam na Jacka by przekonać się czy jest na
mnie zły za tą lekką próbę manipulacji. Wydawało mi się, że tak nie jest. Widocznie
naprawdę miał ochotę zatańczyć, a fakt że przyszedł tu ze mną a ja nie chciałam
tego robić go krępował.
- A więc
chodźmy.- Odezwał się do swojej nowej partnerki i biorąc jej dłoń w swoją
skierował na parkiet tam gdzie tańczyła reszta gości. Jakiś czas obserwowałam
jak pląsa z Klarą i wydawało mi się, że świetnie się dogadują. Zresztą wcale
mnie to nie dziwiło. Jak powiedziałam wcześniej Klara była towarzyską osobą. W
przeszłości bardzo się lubiłyśmy i często wiodłyśmy prym na tego typu zjazdach
rodzinnych jako że byłyśmy w podobnym wieku i podobnego usposobienia.
Wielokrotnie wycinałyśmy jakieś numery Wojtkowi czy też jej starszemu bratu
Pawłowi. Zwykle i tak lwia część winy spadała na Klarę, bo ja nie dorównywałam
jej w psotach ,ale ona nigdy nie próbowała tego zmieniać mówiąc prawdę o
autorze niektórych psikusów. Przerwałam swoje rozmyślania gdy zauważyłam, że
głośno się roześmiała w reakcji na coś co powiedział Jacek. Odchyliła przy tym
głowę do tyłu ukazując smukłą szyję. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom: ona
flirtowała z Jackiem! W pierwszej chwili mnie to rozśmieszyło, ale potem
patrząc na reakcję Bończaka która była podobna poczułam się trochę dziwnie.
Czyżby on też przyłączył się do jej flirtu?
Po zaledwie
kilkunastu minutach mama zaprosiła gości na kolejną potrawę na ciepło, choć
niektórzy z nas już dawno padali z przejedzenia. Widząc jak się krząta
zaproponowałam jej swoją pomoc. Klara z Mariolą zaraz do mnie dołączyły każąc
mamie usiąść na krześle. Marysia również zaoferowała swoją pomoc, ale zgodnie
stwierdziłyśmy że we trzy sobie poradzimy. Poza tym jakby nie było Maria dzisiaj świętowała swoje
zaręczyny. Nie wypadało by to ona zajmowała się obsługiwaniem gości.
Podawanie
talerzy przypomniało mi moją pracę w „U Martiego”. Niespodziewanie dla siebie
samej zatęskniłam za tamtymi czasami.
- Fajny ten
Jacek.- Powiedziała do mnie Klara gdy akurat obie wchodziłyśmy do kuchni.- Nie
wiedziałam, że ma takie bogate zainteresowania.
- Jakie?-
Spytałam ją, ale na odpowiedź musiałam poczekać kilkadziesiąt sekund aż po podaniu
kolejnej porcji talerzy zjawiłyśmy się znów w kuchni. Tam powtórzyłam swoje
pytanie.
- No wiesz,
mówię tak ogólnie. Choćby te jego ciekawostki o kosmosie.
- Kosmosie?-
Parsknęłam. A ja sądziłam, że oni na parkiecie flirtowali!
- Tak.
Powiedział, że wszyscy składamy się z gwiezdnego pyłu. Trochę to romantyczne,
nie sądzisz?
- Co jest
romantyczne?- Wtrąciła się Marlena która właśnie weszła tu po kolejny talerz.
- Fakt, że
składamy się z gwiezdnego pyłu. Wiedziałaś?
- Coś tam
obiło mi się o uszy. A czemu to teraz zaprząta twoją nieskalaną inteligencją
główkę?- Zażartowała.
- Jacek mi
powiedział.- Zignorowała docinkę mojej siostrzyczki.- I jeszcze coś o jakieś
gwieździe.
- Wow.- Udała
zaciekawienie Marlena- A teraz talerze do ręki dziewczęta a nie pogaduchy. Sama
wszystkiego nie zaniosę.
- Ale się
zrobiła nudna, nie?- Spytała retorycznie Klara gdy Marlena wyszła.
- Ej,
słyszałam to.- Roześmiałyśmy się obie. Z tym że może ja mniej szczerze, bo coś
innego zaprzątało moją głowę.
- Klara, Jacek
ci się spodobał?- Spytałam ją po cichu, bo byłyśmy już w salonie.
- Trochę.-
Skrzywiła się.- Ale spoko, czyjegoś towaru nie ruszam. Zwłaszcza twojego
Karolcia. Przecież jesteś dla mnie jak siostra.
- Ale…-
Zamilkłam, bo chciałam powiedzieć że Jacek wcale nie jest mój. Tyle, że…coś
mnie przed tym powstrzymało. Klara patrzyła na mnie wyczekująco, więc
dokończyłam inaczej.-…nie chciałam sugerować ci czegoś innego gdy
zaproponowałam ci taniec z nim. Sory.
- Oj tam, tyle
fajnych facetów dokoła. W końcu znajdę tego jedynego. Szkoda tylko, że nie
poznałam Jacka jak chodziłaś z nim kilka lat temu. Po zerwaniu bym ci go
sprzątnęła.- Na szczęście nie musiałam odpowiadać, bo właśnie dochodziłyśmy do
stołu. Bo nie wiedziałabym co na to odpowiedzieć.
Nie potrafiłam
zrozumieć tego gwałtownego wewnętrznego sprzeciwu dochodzącego gdzieś z głębi
mnie gdy Klara tylko wspomniała o Jacku. Tego, że musiałam ją oszukać choć
nigdy wcześniej tego nie zrobiłam. A najgorsze było to, że patrząc na to
racjonalnie musiałam przyznać, że to co poczułam bardzo przypominało zazdrość.
Bo do tej pory nie doceniałam roli jaką pełnił Bończak w moim życiu po
rozwodzie z Łukaszem i śmierci Kubusia. Traktowałam jako oczywistość fakt, że
był przy mnie na każde zawołanie, każdy telefon czy prośbę. Klara i jej zainteresowanie
nim uświadomiło mi, że wcale tak nie musi być wiecznie. Że Jacek też ma swoje
życie i prędzej czy później przestanę być w jego centrum. Że być może zakocha
się w innej dziewczynie a ja zostanę całkiem sama. To dziwne, że to tej pory
tego nie rozumiałam. Chyba miałam ten parszywy zwyczaj monopolizowania swoich
przyjaciół i dyrygowania nimi tak jak ja chcę. Poczułam się głupio gdy
przypomniałam sobie jak zaprosiłam go na przyjście tutaj: „W sobotę będzie
przyjęcie zaręczynowe Wojtka z Marysią. Pójdziesz ze mną, prawda?” Przecież
pytanie było czysto tendencyjne i po prostu nie dałam mu żadnego wyboru. Nawet
gdyby nie chciał czy też miał inne plany nie mógłby mi odmówić. Inna kwestia,
że ja nie pozwoliłabym mu na to.
- Jacek,
jesteś na mnie zły za to, że tu przyjechaliśmy? – Spytałam go w drodze
powrotnej gdy prowadził auto a ja siedziałam obok na stanowisku pasażera.
Chwilę wcześniej wysadziliśmy nieźle wciętego już wujka Stefana i zmierzaliśmy
główną szosą do Warszawy.
- Dlaczego mam
być zły?- Odparł mi pytaniem. Wyglądał na zaskoczonego.
- Bo właściwie
postawiłam cię przed faktem dokonanym. Po prostu nie chciałam iść tam sama.
- Auć. Czuję
jak teraz moje ego spadło o dobrych kilka punktów.
- O,
przepraszam. Nie chodziło mi o to, że byłeś dla mnie zbędnym dodatkiem. Raczej
o to, że przy tobie nie muszę się krępować i bać przez co bawiłam się świetnie.
Dzięki.
- Nie ma za
co. A poza tym spędziłem bardzo miły wieczór. Chyba już ci kiedyś mówiłem, że
masz bardzo ciepłą rodzinę?
- Tak.-
Przytaknęłam.- Tyle, że czasami są ciepli aż do bólu. A jak układa ci się z
twoją mamą?
- Powiedzmy,
że się tolerujemy.- Roześmiał się. Potem przez moment oderwał wzrok od
kierownicy i na mnie spojrzał.- Spokojnie, tak naprawdę to chyba dobrze. Odwiedziłem
ją ostatnio w święta i udało nam się nie pokłócić.
- Nie
wspominałeś mi o tym.
- Bo właściwie
nie było o czym. Ona cieszy się z tego, że wyszedłem na prostą, ale
jednocześnie nie zdziwiłaby się gdyby mnie znowu zapuszkowali.
- Na pewno tak
nie jest.- Zaoponowałam.
- Jest. Raczej
nie spodziewa się po mnie niczego dobrego. I może słusznie. Życie jako wieczny
świadek koronny raczej nie jest czymś czym należy się chwalić.- Wyczułam, że
nie chodziło mu tylko o sytuację z matką. Prawdopodobnie przypomniał sobie moją
reakcję na wieść o tym gdy dowiedziałam się że mój chłopak, którym prawie 8 lat
temu był Bończak- kilkanaście lat temu napadł na bank. I jak zareagowałam?
Totalnie spanikowałam. Tyle, że to była tylko część prawdy, bo oprócz tej
rewelacji dochodziło jeszcze śledztwo o podwójne zabójstwo w którym był głównym
podejrzanym. Czy to było dziwne, że wówczas mu nie zaufałam? Właściwie nigdy
nie rozmawialiśmy na ten temat. I choć nie była to najlepsza pora ani okazja to
spytałam:
- Masz do mnie
żal o to jak ja zareagowałam na wieść o tym?- Długo zwlekał z odpowiedzią jakby
ważył w myślach co może mi powiedzieć. Dlatego dodałam:- Tylko szczerze.
- Na początku
byłem wściekły.- Przyznał z wyraźną niechęcią- I przede wszystkim zraniony. Podchodziłem to
tego trochę idealistycznie wierząc, że nasza miłość wszystko zwycięży. Potem
zrozumiałem, że miałaś powód by we mnie wątpić i byłem zły tylko na siebie.
Tylko czasami…czasami…
- Czasami?-
Zachęcałam go gdy wyglądało na to, że nie powie nic więcej. Wygiął lekko kąciki
ust w górę nadal zapatrzony w jezdnię.
- Czasami
zastanawiałem się co byłby gdybym wcześniej wyznał ci kim byłem w przeszłości.-
Spuściłam głowę zastanawiając się nad tą możliwością i szukając w głowie
odpowiedzi. Starałam się wrócić do tamtej chwili gdy wydawało mi się, że Jacek
jest mi niezbędny do życia jak powietrze, że bez niego nie dam rady dłużej żyć
i rozpadł mi się cały świat. Więc czy gdyby zdradził mi swoją tajemnicę
wypięłabym się na niego tak jak to zrobiłam?
Nie.
Ta myśl
pojawiła się zupełnie niespodziewanie, ale pełna była wewnętrznej pewności.
Bo
wybaczyłabym mu. I gdyby Łukasz potem wściekle informował mnie kim był mój
„kochaś” jak wówczas nazywał Jacka ta rewelacja wcale nie zrobiłaby na mnie
żadnego wrażenia. I uwierzyłabym w niewinność swojego chłopaka od samego początku jeszcze zanim by ją
dowiedziono. Oczywiście znałam siebie na tyle by wiedzieć, że to nie byłoby dla
mnie łatwe, ale mimo wszystko nie czułabym się przez niego oszukana.
Wiedziałabym, że mi ufa i kocha, że jestem dla niego kimś wyjątkowym. Wtedy,
gdy tego nie zrobił czułam się tak jakby z moją pomocą chciał się
zrehabilitować. Jakby wcale mnie nie kochał, ale traktował jako swoją
przepustkę do powrotu ze sfery zła do sfery dobra.
- Ty pewnie
nigdy o tym nie myślałaś, co?
- O czym?-
Wyrwana ze swoich myśli zgubiłam kontekst jego wypowiedzi.
- Oglądałaś
kiedyś film „Przypadek?”
- Co?- Teraz
byłam już tak skonsternowana, że aż Bończak się roześmiał.
- To film
psychologiczny sprzed trzydziestu lat. Bohaterem jest tam młody chłopak, który
próbuje złapać odjeżdżający pociąg. Reżyser przedstawia trzy alternatywy jego
życiorysu w zależności od przypadku czy Witek wsiądzie do pociągu.
- Och…- W
końcu zrozumiałam co miał na myśli. Alternatywne scenariusze życia. Coś co
zaczyna się od drobnego pozornie nieważnego przypadku, który rośnie do takiej
rangi, że zmienia całe twoje życie a ty nawet o tym nie wiesz. Tak jak
informacja o tym, że Jacek był świadkiem koronnym.
Czy wtedy
scenariusz mojego życia potoczyłby się inaczej? Czy nie znalazłabym pocieszenia
w Łukaszu, nie zakochała się w nim i nie wyszła za mąż? A cały koszmar związany
z porwaniem Kuby nigdy by się nie wydarzył.? Związałabym się z Jackiem a
prawdopodobieństwo, że noszone przeze mnie wówczas jego dziecko przeżyłoby
byłoby bardzo duże. I nadal żyłoby ze mną do tej pory. Może właśnie
wracalibyśmy we trójkę z zaręczyn Wojtka i Marysi, a ja nie czułabym wewnątrz
siebie tej pustki?
Poczułam
suchość w gardle. Która z tych alternatyw byłaby lepsza? Początkowo sądziłam,
że druga, ale coś wewnątrz mnie zapałało sprzeciwem. Bo choć koszmar przez jaki
przeszłam nie miałby miejsca to z drugiej strony oznaczałby inny. Skoro Kubuś
nie umarłby to…nigdy by się też nie narodził. Dziecko Łukasza nie istniałoby
tak jak nie istniało dziecko Jacka które nosiłam pod sercem zaledwie parę
tygodni.
No i jeszcze
inna kwestia. Co wówczas gdybym znów miała 22 lata i wiedziała to co wiem
teraz? Czy gdybym mogła zdecydować postąpiłabym tak samo? A może przeszłabym
przez wszystko jeszcze raz próbując zmienić przeznaczenie? Albo wybrała życie z
Jackim wiedząc, że te przy boku z Łukaszem zakończy się tragedią? I czy
oznaczałoby to, że dając życie nienarodzonemu dziecku Bończaka tak jakby
odebrałabym je Kubusiowi?
Nie byłam w
stanie o tym myśleć.
- Karolina w
porządku? Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować.
- Nie zrobiłeś
tego. Myślałam tylko nad tym o czym mówiłeś i poczułam się nagle taka...zagubiona
i mała.- Uśmiechnęłam się smutno.- Zupełnie jakbym była w aktorką w z góry
ustalonym scenariuszu którego nie znam. To mnie przeraża.
- Więc
wierzysz w przeznaczenie?
- Trudno jest
tego nie robić gdy czasami wszystko układa się dokładnie tak jakby ktoś to
zaplanował. Tylko czasami się zastanawiam czy Bóg naprawdę potrafi być taki
okrutny.
- Moja mama
mawiała, że Bóg istnieje tylko dla ludzi niewierzących, by mogli zrzucać na
niego swoje niepowodzenia.
- A ci drudzy?
- Oni wierzą,
że jak sobie pościelą tak się wyśpią. Że Bóg w miarę swoich możliwości im
pomaga, ale stara się nie wtrącać. I że to oni ponoszą konsekwencje swoich działań.
- Brzmi trochę
jak deizm.
- Być może.
Musisz wziąć pod uwagę, że mówiła to rozgoryczona kobieta swojemu
osiemnastoletniemu synowi przed procesem w którym najprawdopodobniej miał być
skazany.- Westchnął ciężko- Chyba
chciała w ten sposób dać do zrozumienia, że to co zrobiłem to tylko moja wina.
Uf, tak filozoficzna rozmowa jak na tę porę jest trochę zbyt trudna, nie
sądzisz?- Zażartował od razu rozluźniając atmosferę. Posłałam mu smutny
uśmiech.
- Właściwie
nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
- O czym?
- O życiu.
Naszych marzeniach i planach, o poglądach o świecie i opiniach. Naprawdę
czasami mnie zaskakujesz.
- A myślałaś,
że skończyłem tylko osiem klas podstawówki?
- Jesteś już
taki stary? Ja uczyłam się już w sześcioklasowym systemie.
- Okropna z
ciebie baba.- Wymruczał tak bym usłyszała.
- Mówię tak,
bo bardzo zaimponowałeś swoją wiedzą Klarze.
- Doprawdy?-
Uważnie go obserwowałam by dostrzec typowe samcze samozadowolenie. Jednak
niczego takiego nie zauważyłam.
- Tak.
Powiedziałeś jej coś o…
-…gwiezdnym
pyle, pamiętał.- Dokończył.
- Była tym
bardzo zafascynowana.
- O to nie
było trudno. Fascynuje ją prawie wszystko.
- Trochę tak. Nie
myślałeś nigdy by wrócić na uczelnie?
- Po co?
- Jak to po co? Zrobiłbyś sobie magistra,
poszedł do bardziej ambitnej pracy…- Z chwilą gdy to mówiłam poczułam się lekko
hipokrytką. Dlatego dodałam.- Oczywiście ja też nie zamierzam resztę życia
liczyć w kwiaciarni kwiatki, bo do tego moje studia nie są potrzebne, ale ty z
tak dobrą znajomością fizyki byłbyś nawet świetnym inżynierem.
- Proszę
Karola.- Jęknął.
- No co? Mówię
samą prawdę.
- Ale tak jest
mi dobrze. Lubię swoją pracę. A poza tym nawet jeśli tak by nie było to jak ty
sobie to wyobrażasz? Jestem kim jestem, tego nie zmienię.
- Przepraszam,
masz rację. Nie pomyślałam o tym.
- W porządku.
Czasami mnie też irytuje moja przeszłość. To głównie w tym miejscu rozważam
swój alternatywny przypadek: co by było gdybym nie wziął udziału w tym
napadzie, gdyby mnie nie złapali, nie nadali statusu świadka koronnego… To
trochę przerąbane. Coś jak wyrok skazujący w aktach. Tyle, że z tym jest
jeszcze gorzej: niby nikt o tym nie wie, ale tak naprawdę niektóre wielkie
korporacje mają dostęp do tajnych baz informacyjnych. Muszą być przecież pewni
swoich pracowników i uczciwości. Co więc mi pozostaje? Chyba praca w knajpach
takich jak „U Martiego” albo jako kierowca jak teraz. - Korzystając z okazji,
że stoimy w korku dotknęłam jego dłoni leżącej na skrzyni biegów swoją w geście
pocieszenia. Dostrzegając to spojrzał na mnie z uśmiechem.- Widzę, że wystarczy
przy tobie trochę ponarzekać i wzbudzić litość a już toniesz we łzach.
- Jesteś
okropny.- Prychnęłam odsuwając swoją rękę, choć ze śmiechem. On też się
roześmiał. Oboje wiedzieliśmy, że powiedział tak dla rozładowania nastroju, bo
tak jak i mnie jego również gnębiły własne demony. To nie przeszkadzało nam się
jednak trochę przekomarzać. Gdy usiłował z powrotem przyciągnąć do siebie moją
rękę nie pozwoliłam na to. Potem teatralnym gestem odkręciłam się w stronę
okna. I uśmiech momentalnie zamarł mi na ustach.
Na drugim
pasie, równolegle do auta Jacka znajdowało się inne kierowane przez dobrze
znanego mi mężczyznę, który wpatrywał się przed siebie. Jednak z tak bliskiej
odległości mogłam zauważyć z jakim napięciem ściska kierownicę i zaciska usta
by przekonać się, że mnie widział. Tak jak towarzysząca mu obok kobieta. Ona
dla odmiany nie odwróciła wzroku, a gdy na nią spojrzałam delikatnie się do
mnie uśmiechnęła. A ja nie byłam w stanie. Jeszcze tak niedawno nazywałam ją
swoją „mamą”, a teraz była dla mnie obcą osobą. Chwilę potem zapaliło się
zielona strzałka dając znak skręcającym w prawo do jazdy. I moim byli teściowie
odjechali.
nie mogę doczekać się kolejnej części <3
OdpowiedzUsuńjesteś mega uzdolniona dziewczyno ! :)
Super że szybko dodajesz znowu nabrało tempa. Rozkręca się na całego.
OdpowiedzUsuńnie podoba mi się wątek z jackiem, powinna wrócić do Łukasza
OdpowiedzUsuńA ja tam myślę że nie powinna być z Łukaszem myślę że zawsze w pewnym choćby minimalnym stopniu będzie go obwiniać za śmierć Kubusia, nawet jeżeli by mu pozornie wyłączyła Dlatego nie miało by to sensy. Ale trzymam kciuki żeby oboje sobie ułożyli życie i byli szczęśliwi. Czekam na kolejną część :) Bo świetne opowiadanie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie z Łukaszem :) Kiedy kolejna cześć? :)
OdpowiedzUsuńCzekam czekam na kolejną część !!! Życze weny :)
OdpowiedzUsuń