- Wiesz i
potem poszłam do cukierni.- Opowiadałam Jackowi swoją relację z wypadu do
centrum handlowego.
- Z tym
czerwonym balonikiem?-Uśmiechnął się do mnie.
- Aha. Nie
wiem czy wiesz, ale bycie dziewczyną pantomima zobowiązuje.
- A więc teraz
jesteś jego dziewczyną?
- Chyba tak.
- Nie sądzisz,
że istnieją pewne bariery związane z komunikacją?- Przekomarzał się ze mną.
Przyłączyłam się do tego.
- Dlaczego?
Nie marudziłby mi że zupa jest za słona. To idealny materiał na chłopaka.
- A więc może
go jeszcze spotkasz. Tyle, że razem ze mną. Ciekawe co powie na to twój
chłopak.
- Wyjaśnię mu,
że jesteśmy tylko przyjaciółmi.- Gaworzyliśmy jeszcze tak o niczym przez jakiś
czas przekomarzając się i żartując. W końcu powiedziałam z wahaniem zmieniając
całkowicie nastrój:- I widziałam Asię z Krystianem.
- Tamtą Asię?-
Upewnił się Jacek. Skinęłam głową.
- Tak. Miałam
ochotę ją przeprosić, ale stchórzyłam. Jest mi cholernie głupio za tamte
zachowanie. Zachowałam się jak suka.
- Po prostu za
dużo wypiłaś. Poza tym rozmowa o dziecku przypomniała ci o twojej stracie.
Dziewczyny powinny to zrozumieć i nie zapraszać cię na tamto spotkanie.-
Wiedziałam, że mnie tylko usprawiedliwia, ale o dziwo jego odpowiedź mnie
rozczarowała.
- A więc uważasz,
że miałam prawo do powiedzenia tego?
- Nie, ale
rozumiem twoje pobudki. I twoje przyjaciółki gdyby nimi były też by to
zrozumiały. A wszystkie się na ciebie wypięły. Mam rację?
- Tak. Nie
odzywają się do mnie od tamtej pory.
- Właśnie. Nie
powinny się tak zachowywać.
- Nie!- Moje
gwałtowne zaprzeczenie zwróciło jego uwagę.- Nie.- Powtórzyłam już ciszej.- To
ja nie powinnam się tak zachowywać.- Nie wyjawiając Jackowi swoich planów
pobiegłam do pokoju wyciągając z szafki czarny sweterek. Zdezorientowany
poszedł za mną.
- Co się
dzieje? Co ty robisz?
- Coś, co
powinnam zrobić już jakiś czas temu.- Wzięłam głęboki wdech- Jadę do Beti.
Moja
spontaniczna podróż komunikacją miejską (długo musiałam namawiać Bończaka, żeby
po prostu poszedł do domu i nie marnował swojego czasu na odwożenie mnie)
szybko pozbawiła mnie animuszu już po kilku minutach. Jeszcze w swoim
mieszkaniu miałam ułożony cały plan działania: słowa jakie powinny paść z moich
ust, warianty reakcji Beti i moje kontrargumenty; teraz, stojąc przed jej
klatką schodową czułam tylko pustkę. Bezlitośnie mięłam znajdującą się w mojej
dłoni paczuszkę, która teraz z powodu słońca wydawała mi się być po prostu
niewypałem. Ale słowo się rzekło.
Wchodząc do
klatki, a potem na schody robiłam to tak wolno jak tylko mogłam. W końcu, będąc
przed właściwymi drzwiami, strach powrócił. Straciłam całą odwagę chcąc się
wycofać. I być może zrobiłabym to gdyby drzwi nie otworzyły się nagle. Stał w
nich roześmiany Krzysiek z córką pod pachą (jej twarz była zwrócona ku dołowi,
więc nie wiedziałam czy to Zuza czy Klaudia), a druga już wybiegała na dwór tak
szybko, że nie zauważyła przeszkody jaka stanęła jej na drodze, którą byłam ja.
Prawie upadła, ale zdołałam ją powstrzymać.
- Co tak
szybko łobuzico?- Teraz już wiedziałam, że przed sobą miałam przebojową
Klaudię. Uśmiechnęłam się do niej myśląc o tym, jak dwie bliźniaczki mogą się
między sobą różnić. Bo Zuzia grzecznie wtuliła się w ramiona tatusia.
- Dzień
dobry.- Powiedziała tylko mała i pomknęła na dół. Skonsternowana podniosłam
wzrok na Krzysztofa. Od kiedy to mówiła do mnie dzień dobry? Zawsze witała mnie
mocnym przytulasem jak to nazywała. Błąd, uświadomiłam sobie. Nie wita mnie już
tak od jakiegoś czasu. Zrobiło mi się trochę przykro, ale nie obwiniałam o to
Klaudii. Wiedziałam, że to tylko moja wina. Od śmierci Kuby bardzo ją zaniedbałam.
- Witaj. Coś
się stało?- Odezwał się do mnie.
- Nie. Wpadłam
tylko na chwilę od Beaty. Jest w domu?
- Tak. Dobrze trafiłaś, bo ja idę z dziewczynkami na spacer. Będziecie
mogły sobie same porozmawiać.
- Och…- Sama nie wiem czy w tamtej chwili poczułam się zadowolona czy też
nie. Mimo wszystko wypadało mi powiedzieć:- To super.
- Trzymaj się.- Rzucił jeszcze na odchodnym, a ja weszłam do środka jego
mieszkania. Potem zamknęłam drzwi.
- Zapomniałeś czegoś? Pewnie jak zwykle nie masz ze sobą niczego do picia,
co? Wiesz, że Zuza…- Beata przerwała swój monolog na mój widok. Najwyraźniej
spodziewała się, że to jej mąż wrócił z powrotem do domu.
- Cześć.- Powiedziałam tylko nie wiedząc co powiedzieć dalej. Sądziłam, że
Beti jak zwykle pokieruje rozmowę odpowiednim torem, bo była dość
bezpośrednia, żeby nie powiedzieć: obcesowa, ale tym razem uparcie milczała.
Musiałam wykonać pierwszy ruch.- Jak się masz?
- W porządku.- Odparła tylko. A więc nadal była na mnie zła.
- Ja…przyniosłam czekoladki dla dziewczynek, ale chyba się rozpuściły.-
Podałam jej niewielką torbę, którą przyjęła po chwili wahania.
- Dzięki- Mrugnęła tylko. Potem dodała:- Coś się stało, że przyszłaś?
- Nie, ja tylko…chciałam z tobą porozmawiać.
- O czym?- Nie chciała mi tego ułatwić. Musiała się przecież spodziewać
albo chociaż podejrzewać cel mojej wizyty. Ale udawała, że tego nie zauważa.
- O tamtym wieczorze zaręczynowym Asi.
- Ze mną? Powinnaś raczej porozmawiać z nią.
- Tak wiem, ale… Najpierw chciałam iść do ciebie.- Zrobiłam krótką pauzę
zbierając się w sobie.- Przepraszam Beti.
- Słucham?
- Powiedziałam, że przepraszam. Nie miałam prawa tak się zachować,
powiedzieć że…- Nawet pośrednia wzmianka o temacie spowodowała przypływ bólu.
Zmusiłam się by o tym nie myśleć.- Naprawdę wiem, że popełniłam błąd. Ale
czasami…czasami mi też jest cholernie ciężko.
- Każdemu jest ciężko, Karola. Ludzie nie z takich tragedii jak twoja
potrafią się podnieść.
- Wiem, okej? Wiem, że jestem młoda, mam przed sobą całe życie, jestem
zdrowa, bla, bla, bla. I powinnam się z tego cieszyć. Ale nadal nie potrafię.
Wciąż próbuję się tak pocieszać, ale…- Wzięłam głęboki wdech.- Rozmawiałam o
tym z Basią.
- Wiem.- Nie zdziwiło mnie to.
- Opowiadała ci o tym?
- Tak. Powiedziała, że jesteś bardzo dzielna.
- Naprawdę?- Uśmiechnęłam się smutno. Ja niby miałabym być dzielna?
- Tak. I ja też cię przepraszam. Masz racje, nie jestem w stanie pojąć co
czujesz, ale na samą myśl o tym że mogłabym stracić Klaudię lub Zuzię skurczam
się sama w sobie. Dla ciebie Kuba był całym światem, ale ja chciałam ci tylko
pomóc. Pomyślałam, że skoro udawanie i unikanie tematu jego śmierci ci nie
pomaga, to może rozmowa o nim, o innych dzieciach czy problemy naszych
przyjaciół cię zainteresują. Wiesz, że już od dawna przestałaś się tym
interesować, prawda?- Skinęłam głową.
- Wiem. Dlatego od teraz postaram się to zmienić. Obiecuję ci. Mam teraz
tylko was, a na dodatek odpycham wszystkich dokoła. Ostatnio nawet byłam w
galerii do której razem chodziłyśmy. Bardzo mi was brakowało.
- Karola…- Beata z szerokim uśmiechem mnie przytuliła, a ja poczułam jak
cała się rozpadam. Nie wstydziłam się jednak swoich łez: przysięgłam sobie że
po raz ostatni pozwalam sobie na załamanie. Przyjaciółka szeptała do mnie
jakieś słowa pocieszenia gładząc mnie po głowie, ale ich sens do mnie nie
docierał. Jednak sam ton był dla mnie bardzo kojący. Delikatnie się od niej
odsunęłam pociągając nosem.
-
Czasami…czasami czuję że o nim zapominam.- Zaczęłam drżącym z emocji głosem.-
Nie potrafię sobie przypomnieć dźwięku jego śmiechu. Kiedyś….kiedyś gdy Łukasz kupił
małą kamerę nagrał z nim taki filmik. Specjalnie dla mnie. To miała być jego
rekompensata za to, że po raz któryś z kolei wrócił później do domu.-
Uśmiechnęłam się przez łzy.- Ostatnio, ostatnio śnił się . W tym nagraniu on
niemal bez przerwy się śmiał, ale ja po przebudzeniu tego nie pamiętałam. Nie
pamiętałam jego śmiechu, najmniejszego dźwięku i nie byłam sobie w stanie tego
przypomnieć. Tuż po przebudzeniu już tego nie pamiętałam, rozumiesz?
- Karola
przecież to nie znaczy, że o nim zapomniałaś. To jasne, że z czasem wspomnienia
blakną, bo pojawiają się nowe. Ale Kuba nadal tkwi w twoim sercu. Sądzisz, że o
nim zapomnisz?
- Boję się
tego. Boję się, że gdy odejdą wspomnienia już nic mi po nim nie zostanie.
Wiesz, że mam tylko jego jedno zdjęcie? Kazałam Łukaszowi pozbyć się
wszystkiego, bo nie mogłam patrzeć na jego rzeczy. Te wszystkie małe ubranka i
zabawki. Z każdą z nich wiązało się określone scena z przeszłości.
- Wiem
kochanie. Naprawdę cię rozumiem.
-A co gdy
zapomnę jak wyglądał?- Kontynuowałam- Przeraża mnie ten fakt.
- To dlatego
tak się katujesz?- Długo zwlekałam z odpowiedzią.
- Nie wiem.
Czasami wydaje mi się, że mogłam temu wszystkiemu zapobiec, że byłam złą matką,
że mogłam coś zrobić by zmienić przeszłość. Że być może moja niechęć w
pierwszym trymestrze ciąży spowodowała, że coś poszło nie tak. Że mogłam
spędzać z nim więcej czasu by wiedział, że kochałam go całym sercem. Że mogłam
być jeszcze lepszą matką.
- O Boże.-
Beti znów mnie przytuliła.- Nie wolno ci tak myśleć, słyszysz? Nie wolno. To
nie była twoja wina. Nie miałaś na to wpływu.
- Próbuję tak
myśleć, naprawdę, choć ty sądzisz inaczej. Uważasz, że celowo pielęgnuje ten ból
bo chcę się ukarać i cierpię. Ale to nie tak. Próbuję, wciąż próbuję. Nawet nie
wiesz jak trudno jest mi się czasami zmusić do tego by wstać z łóżka, jak
ciężko było mi podjąć decyzję o pracy i wyprowadzce. Naprawdę próbuję.
- Przepraszam,
Przepraszam kochana. Nie powinnam tego wtedy mówić. Nie wiedziałam…
-…nie-
Przerwałam jej stanowczo.- Miałaś rację. Taka terapia szokowa pozwoliła mi
wiele dostrzec. Zamierzam przeprosić Asię. To co wtedy palnęłam…to było
niewybaczalne, ale mam nadzieję że po raz ostatni zrobi wyjątek i przyjmie moje
przeprosiny.
- Na pewno. –
Beti uśmiechnęła się.
- Dziękuję ci.
Jesteś moją prawdziwą przyjaciółką i znowu mi pomogłaś. Dziękuję ci że przy
mnie jesteś.
- A ty przy
mnie. Pamiętasz jak to ty mi pomogłaś gdy spanikowana dowiedziałam się o ciąży?
No i to głównie dzięki temu otworzyłam się na Krzyśka, a lepszego męża nie
mogłabym sobie wymarzyć.
- A ty
opiekowałam się mną po moim pierwszym poronieniu…- Jeszcze przez jakiś czas
dziękowałyśmy sobie wzajemnie aż w końcu zdałyśmy sobie sprawę z absurdu tej
sytuacji. To Beata pierwsza wybuchła śmiechem, a ja choć coś ściskało mnie w
gardle postanowiłam do niej dołączył. Mój śmiech był dziwny, jakby niewprawny i
zabrzmiał nieco sztucznie, ale pozwolił mi zrobić kolejny krok w stronę
wolności. Tak jak dzięki klaunowi.
Praktycznie
resztę wieczoru spędziłam u Dziubińskich rozmawiając i bawiąc się z dziewczynkami. Wciąż czułam się skrępowana i
nienaturalna, ale musiałam przełamać swoją niechęć do dzieci. Choć niechęć to
złe słowo. Ja po prostu widząc dziecko w podobnym do Kubusia wieku żałowałam,
że nie jest nim. A nie powinnam tego robić, bo to tak jakbym złorzeczyła. Na
szczęście Beata zauważyła mój problem i zaproponowała im oglądanie bajki.
Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, a ona odwzajemniła mi się tym samym.
W tym
wszystkich miałam okazję porozmawiać z Krzysztofem. Mimo swego początkowego
uprzedzenia polubiłam go, a teraz wydawał mi się być sympatycznym gościem. Nie
żałowałam, że kilka lat temu pomogłam zeswatać go ze swoją przyjaciółką, choć
na początku fakt że proponował Beti aborcję niemal mnie mierzwił. Jednak z
perspektywy czasu mogłam stwierdzić, że można to uznać za błąd wybaczalny. Najważniejsze,
że Beata nie wzięła sobie jego rady do serca.
Następnego
dnia udałam się do domu Asi i Krystiana
(już od prawie roku mieszkali razem) z tym samym celem w jaki
przyświecał mi przy wizycie Beaty. Jednak nie dopisało mi szczęście, bo jej nie
zastałam. W mieszkaniu był tylko Igor, który stanowczo, aczkolwiek grzecznie
poprosił mnie abym unikała Asi.
- Jeśli
naprawdę zależy ci na jej samopoczuciu, to lepiej jej nie odwiedzaj. Po tym co
jej wtedy powiedziałaś nie czuła się najlepiej.
-
Przepraszam.- Powtórzyłam po raz n-ty.- Naprawdę mi przykro.
- Wierzę ci
Karolina. I obiecuję, że przekażę jej twoje słowa.- Musiało mi wystarczyć
chociaż tyle. Skinęłam głową.- W takim razie trzymaj się.
- Zaczekaj.-
Zawołałam gdy już chciał zamknąć wejściowe drzwi. Spojrzał na mnie z konsternacją.-
Powiedz Asi, że…że jeśli nadal ma te nudności to…to mi pomagało zjedzenie
jednego sucharka z samego rana. Jeśli herbatki ziołowe nie pomagają to powinna
tego spróbować.- Wydawało mi się, że Krystian spojrzał na mnie trochę
przyjaźniej. A w każdym razie mniej wrogo.
- Dzięki. Na
pewno jej przekażę.- Gdy w końcu wyszłam na ulicę czułam się dużo lepiej,
zrobiło mi się lżej na sumieniu i na duszy. Jako tako naprostowałam sytuację z
przyjaciółkami, a Asia- choć jeszcze nie była gotowa mi wybaczyć z czasem to
zrobi. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Pozostało mi więc skupić się na samej
sobie.
Od czego
zacząć, dumałam zastanawiając się w którą stronę iść. Mój wzrok machinalnie
kierował się ku witrynom sklepowym. Zwłaszcza tym z odzieżą. Choć niechętnie,
podjęłam decyzję. Czas wreszcie skończyć z tą głupią czernią.
Łatwiej było
jednak powiedzieć niż zrobić. Nie, tym razem nie chodziło o moje hamulce
wewnętrzne, ale o świadomość braku gotówki. Praktyczne pół pensji wydawałam na
wynajem mieszkania, a drugą połówkę na opłaty. Na jedzenie zostawała mi może
dziesiąta część wszystkiego, która zazwyczaj mi wystarczała. Ale nie teraz gdy
zamierzałam całkowicie zmienić swoją garderobę. Tak więc musiałam robić
wszystko stopniowo. Z miesiąca na miesiąc będę dokupywać nowe rzeczy aż wyprę z
nich czerń i beż. Teraz postanowiłam kupić kremową bluzkę, ale gdy już
zdecydowałam się na jej zakup zwróciłam uwagę na zwiewną, bawełnianą sukienkę
uroczo marszczoną w kolorze pastelowej żółci. I choć nigdy jej nie lubiłam- nawet
przed żałobą- to teraz ułożona na manekinie dziwnie nęciła. Zwłaszcza metka
informująca o 50% przecenie. Szybko zawołałam ekspedientkę bojąc się że się
rozmyślę i dokonałam zakupu. Pozostawało jeszcze pytanie czy będę w niej
chodzić.
Tydzień
później byłam już w znacznie lepszej formie. Zauważyła to nawet Patrycja, która
stwierdziła, że wyglądam promienniej i wreszcie uśmiecham się do klientów. Coś
musiało w tym być, bo jeden z mężczyzn kupujących kwiaty dla swojej matki
wręczył mi maleńką różyczkę ze swojego zamówionego bukietu. I choć nie chciałam
jej przyjąć to długo nalegał.
- Spodobałaś
mu się po prostu.- Zawyrokowała moja szefowa.
- Akurat.-
Prychnęłam.- Po prostu ta różyczka zupełnie nie pasowała do bukietu. A skoro
już o tym mowa to koniecznie musimy zmienić całą koncepcję. Kto to myślał
mieszkać herbaciane róże ze storczykami?
Aż dziw bierze, że facet go zamówił.
- Nie udawaj
ostatniej naiwnej. Leci na ciebie i tyle. Ale wiesz, nie polecam ci go.
Pracujesz tu od niedawna, ale wyznam ci że praktycznie co miesiąc zamawia tu
jakieś bukieciki dla mamy. Zwyczajny maminsynek.- Uśmiechnęłam się.
- Szkoda. A
już mi się spodobał. Zwłaszcza ta kozia bródka.
- Żartujesz?
Jest spoko.- Pati wyczuła w moim głosie sarkazm.- Faceci z bródką są seksi nie
uważasz? Akurat tego nie można mu zarzucić: jest elegancki aż do przesady.- Jej
komentarz spowodował u mnie nową myśl.
- Ty, a może
to homoseksualista?
- Myślisz?-
Patrycja pierwsza wybuchła śmiechem, a ja jej zawtórowałam. Chichotałyśmy
jeszcze przez kilka sekund obgadując bądź co bądź przyzwoitego faceta. A ja,
choć znów poczułam zdradliwe ukucie wyrzutów sumienia to jednak im się nie
dałam. Wszyscy moi znajomi mieli rację: nie powinnam karać się za to że czuję
radość po śmierci Kuby. W końcu minęło już tak dużo czasu…
- Kurcze,
naprawdę nic się nie zmieniłaś. Karolciu. Nadal z głupimi pomysłami i szalona.
Gdy cię zobaczyłam taką załamaną i bez życia po…- Urwała jakby powiedziała coś
niestosownego. Dotknęłam jej ramienia.
- W porządku,
możesz o tym mówić. Po prostu było mi wtedy niełatwo ale teraz wychodzę na
prostą.
- Nie dziwię
się: strata dziecka, rozwód. Musiało ci być ciężko, co nie? Dziwi mnie, że
Łukasz zostawił cię w takiej chwili.
- Zostawił
mnie?- Powtórzyłam głupio.
- No tak.-
Potwierdziła z wahaniem.- A tak nie było?
- Dlaczego
uważasz, że on mnie zostawił?
- No
bo…och..no…- Wyglądała na bardzo zakłopotaną. Ja, totalnie skonsternowaną.
Dopiero intensywne myślenie pozwoliło mi zrozumieć co miała na myśli.
- Chodzi co o
moje zachowanie na pogrzebie i potem, tak? Ludzie sądzą, że oszalałam?
- No, tak
jakby. Ale ja tak wcale nie myślę.- Dodała prędko.- Ale wiesz jak szybko plotki
roznoszą się na wsi. Gdy mieszkałaś u matki właściwie nigdzie nie wychodziłaś
tylko do tego psychiatry. A nawet jeśli, to zachowywałaś się jak lunatyczka nie
zauważając nikogo ani odpowiadając na grzecznościowe pozdrowienia sąsiadów.
- To był
psycholog.- Sprostowałam delikatnie urażona. Do tej pory miałam gdzieś opinię
innych ludzi, ale teraz uświadomiłam sobie, że wielu rzeczywiście miało mnie za
wariatkę. Nawet gdy pracowałam na poczcie znajomi mówili do mnie głośniej,
bardziej łagodniej jakbym była lekko upośledzona i w każdej chwili mogła
wybuchnąć. Patrząc na siebie z boku wcale im się nie dziwiłam co jednak nie
znaczy, że to mnie nie ubodło.
- No tak.-
Pati podrapała się po głowie.- Dobra, idę na zaplecze bo zaraz ma przyjechać
świeża dostawa kwiatów, a jeszcze niczego nie posprzątałam.- Gdy była już przy
drzwiach zaskoczyłam samą siebie mówiąc:
- Łukaszowi i
mnie nie układało się już wcześniej. I oboje podjęliśmy decyzję o rozwodzie.
- Nie musisz
mi niczego wyjaśniać Karola, przepraszam. Po prostu odruchowo powtórzyłam
plotki. No bo wiesz, ten fakt że wyjechał z miasta…
- Wyglądało to
tak jakby chciał się mnie pozbyć co?- Uśmiechnęłam się dzięki czemu Patrycja
odprężyła się już zupełnie widząc że żartuję z samej siebie.
- Trochę tak.
No bo wiesz: przystojny był z niego facet. To znaczy jest, no bo w końcu nadal
jeszcze gdzieś tam sobie żyje, nie?
- Raczej tak.-
Gdy zostałam w sklepie sama zaczęłam zastanawiać się nad pytaniem Patrycji.
Można powiedzieć, że po raz pierwszy pomyślałam o swoim byłym mężu w tych
kategoriach. Jak ułożyło mu się życie? Czy zdołał odzyskać po tym wszystkim
równowagę? Pewnie, że tak, szepnął jakiś głosik w mojej głowie. W końcu nawet
po pogrzebie nie wyglądał najgorzej. O dziwo ta myśl nie spowodowała tak jak
dawniej podsycenia fali nienawiści jaką do niego czułam. Ale ukojenie. Naprawdę
życzyłam mu jak najlepiej. Nie udało nam się, ale to nie znaczy że chciałam aby
cierpiał tak jak ja. Zresztą; takiego cierpienia jakie stało się moim udziałem
bezpośrednio po śmierci synka nie życzyłabym nikomu. Nawet najgorszemu wrogowi.
Wróciłam do
zraszania kwiatów. Praca w kwiaciarni była dla mnie strzałem w dziesiątkę.
Niewymagająca, aczkolwiek kreowanie bukietów sprawdzając różnorodne połączenia
kwiatów i ich współgranie w całej kompozycji wymagało pewnego wysiłku. Choć
teraz mogłam uczciwie przyznać, że co nieco znam się na kwiatach, to jednak z
drugiej strony wykwalifikowaną zielarką nie byłam. Częściej więc posługiwałam
się własną intuicją i wyczuciem smaku, które teraz było jakby lepsze. Do tej
pory Pati pozwalała mi na drobną improwizację z wieńcami pogrzebowymi mówiąc,
że moje bukiety nadają się tylko do tego, bo wyziera z nich jakiś smutek. Wtedy
pomyślałam sobie, że jest wariatką skorą sądzi że kwiaty mogą wysyłać
jakiekolwiek emocje, ale jednak teraz wiedziałam że tak jest. Bo rzeczywiście
przyglądając się niektórym odmianom sama się do siebie uśmiechałam. I z każdym
uśmiechem czułam się coraz lepiej.
W czasie
przerwy obiadowej, natchniona pewnym pomysłem poprosiłam Pati o pozwolenie na
wzięcie resztek niepotrzebnych roślin i stworzyłam z nich mały bukiecik. Po
pracy, jako że cmentarz znajdował się blisko kwiaciarni poszłam odwiedzić
Kubusia.
- Tym razem
przyniosłam ci coś o wiele bardziej wesołego niż te nudne świeczki. To
bukiecik. Są tu astry, storczyki i nawet parę stokrotek które tak lubiłeś.
Pamiętasz? W parku widząc je radośnie podbiegałeś próbując je zerwać…-
Tradycyjnie już rozpoczęłam „rozmowę” z synem. Tym razem jednak po wszystkim
miałam suche oczy. Uznałam to za kolejne małe zwycięstwo nad sobą. Zbierając
się do wyjścia przypomniałam sobie o astrach. Bo wciąż tam były.- Kto przynosi
ci te kwiatki, Kubusiu?- Spytałam retorycznie, bo zdawałam sobie sprawę, że nie
mogę żądać od nikogo odpowiedzi. Postałam wiec jeszcze nad grobem i pożegnałam
z synkiem.
Wróciwszy do
domu zwyczajowo już rozłożyłam się na sofie i włączyłam telewizor. Skakałam po
kanałach, bo tym razem kolejny odcinek opery mydlanej wzbudził we mnie niechęć.
No bo po co się oszukiwać? Że niby istnieje jedna wielka miłość na całe życie?
Że trwa na przekór wszystkiemu i wszystkim? I na dodatek po wielu latach nie
wygasa? Przecież to była takie nierealne i głupie choć jednocześnie tchnęło
nadzieją i tym że wszystko kiedyś skończy się dobrze. Dlaczego więc tym razem
tylko mnie to zirytowało? Może dlatego, że moje życie nie było bajką i patrząc
wstecz potrafiłam dostrzec w nim tylko cierpienie i ból? Nie, Basia miała
rację: nie powinnam patrzeć wstecz. Co nie zmieniało faktu, że nie mam ochoty
oglądać czegokolwiek.
Podnosząc się
od pozycji siedzącej zastanawiałam się co mam ze sobą zrobić. Dawniej,
wylegiwanie się na sofie było szczytem mojej ambicji, ale teraz czułam
niedosyt.
Wyszłam na
spacer.
Czułam się
świetnie widząc roztapiający się śnieg i przebijającą się przez niego trawę czy
kwiaty. Miałam nadzieję, że wiosna zagości nie tylko w przyrodzie, ale i w moim
sercu. Chciałam na nowo odnaleźć radość którą sprawiały mi proste rzeczy i gdy
zdarzały mi się takie momenty traktowałam to jako osobiste zwycięstwo nad samą
sobą.
Mimo dość
ciepłej pogody po pół godzinie żwawego marszu trochę zmarzłam. Postanowiłam
wrócić do domu, ale przechodząc obok sklepu monopolowego wpadłam na świetny
pomysł. Szybko zrobiłam zakupy układając w głowie menu.
Zaplanowałam
sobie zapiekankę ziemniaczaną, więc żwawo zabrałam się do pracy. Miałam
nadzieję, że skończę zanim Jacek wróci z pracy, bo poprosiłam go aby tym razem
wpadł do mnie bezpośrednio po niej. Zamierzałam urządzić mu małą niespodziankę:
kolację w moim skromnym mieszkaniu, bo już od kilku dniu próbował wyciągnąć
mnie niemal siłą na zewnątrz do restauracji. Ja jednak chciałam jeszcze
poczekać jakiś czas. Może po kolejnej rocznicy śmierci Kubusia będzie mi
łatwiej.
Z
przygotowaniami wyrobiłam się idealnie, bo gdy właśnie miałam zamiar wyjąć
zapiekankę usłyszałam dzwonek do drzwi. Z uśmiechem na ustach je otworzyłam
nawet nie sprawdzając w judaszu kto czeka za nimi. I nie rozczarowałam się.
- Hej. Coś się
stało, że zostawiłaś mi tamtą wiadomość?
- Nie.-
Potrząsnęłam głową i cmoknęłam go na przywitanie w policzek.
- Myślałem,
że… no nic, nieważne. W każdym bądź razie świetnie się składa, bo ja też mam ci
coś do powiedzenia.
- Hm, co to za
ton? Jeśli to przykra wiadomość to nie chcę jej dzisiaj słyszeć.
- Nie wiem czy
będzie dla ciebie przykra czy nie.
- Po twoim tonie
głosu wnioskuję, że tak. Dlatego powiesz mi o tym później.- Jacek już chciał coś dodać,
ale nagle zamarł w pół kroku.
- Gotowałaś?- Spytał o to z takim
niedowierzaniem, że nie mogłam się powstrzymać od krótkiego śmiechu.
- Tak. A co w
tym dziwnego?- Oczywiście nie było w tym niczego dziwnego, bo praktycznie odkąd
wprowadziłam się do tego mieszkania nie zjadłam prawdziwego obiadu. Z lenistwa
zazwyczaj starczały mi jakieś płatki, musli czy jogurty. Czasami gdy miałam
ochotę na coś innego kupowałam w sklepie gotowe naleśniki czy placki. Albo
Jacek, gdy mnie odwiedzał kupował tajskie lub chińskie żarcie. Wstyd się do
tego przyznać, ale taka była prawda. Gdy to sobie uświadomiłam zrobiło mi się
głupio. A dawniej tak lubiłam gotować.
- Nic.
Zupełnie nic. Ale pachnie bajecznie.
- Po prostu
postanowiłam zaprosić cię na kolację i sama ją przygotować. To zapiekanka.
Rozbieraj się i siadaj do stołu. Właśnie miałam zamiar wyjąć ją z piekarnika.
- Super.-
Ucieszył się. I już po kilku minutach mojej krzątaniny siedzieliśmy w małej kuchni pochłaniając duże
porcje przygotowanego posiłku. Nie wiem czy to przez fakt, iż dawno nie jadłam
czegoś takiego czy z pomimo upływającego czasu moje zdolności kulinarne aż tak
się rozwinęły (w co raczej wątpiłam), ale zapiekanka smakowała bosko. Po
posiłku czułam się tak pełna jak nigdy dotąd. Bo apetyt dopisywał mi jak nigdy.
Jacek nawet zażartował z tego powodu ze mnie, ale zwyczajnie go olałam. Fazy
udawania przy facecie, że jem jak ptaszek podczas gdy mało co nie zjadłabym konia
z kopytami miałam już dawno za sobą. A tym bardziej przy moim przyjacielu.
- No więc…-
zaczął Bończak otwierając kupione wcześniej przeze mnie wino i nalewając je do
dwóch kieliszków- …może zdradzisz mi w końcu powód twojego świetnego nastroju?
- A musi być
jakiś powód?- Odparłam tylko nadal się uśmiechając.
- No nie, ale
dawno nie widziałem cię w takim nastroju.
- To chyba
dobrze.
- Tak.- Na
moment zapadła między nami cisza.- A może wygrałaś w totka?
- Chciałabym.-
Prychnęłam.- Ostatnio gdy zamierzałam sobie kupić bluzkę zorientowałam się, że
powinnam raczej w tym miesiącu spasować. I tak wydałam za dużo pieniędzy.
Powrót do normalności okazał się droższy niż sądziłam.- Zażartowałam.
- Mogę ci
pożyczyć.
- Daj spokój,
nie będziesz mi dawał na łaszki. A jeśli chodzi o przyczynę mojego dobrego
nastroju to... w kwiaciarni spotkałam kogoś.
- Tak?-
Zauważyłam, że Jacek był wyraźnie zaciekawiony.
- Acha. Mężczyznę.-
Zrobiłam krótką pauzę.- Nie domyślasz się o kogo chodzi?- Spojrzałam mu prosto
w oczy.- Dawno go nie widziałam, ale przez ten czas wyprzystojniał. I ta kozia
bródka…- Uśmiechnęłam się wspominając przekomarzanie z Patrycją.
- A więc już
wiesz.- Mrugnął.
- Co wiem?
- Widziałaś
go, prawda?
- A więc jednak
pamiętasz faceta z kozią bródką o którym ci opowiadałam.- ucieszyłam się.-
Wiesz, zastanawiałam się z Asią czy jest gejem czy nie.
- Słucham? O
kim ty mówisz?
- O facecie,
który dzisiaj podarował mi różę w sklepie.- Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę-
A ty o kim?
- Nie, po
prostu myślałem, że ty…- Pokręcił głową jakby z… ulgą? Nie, chyba tylko mi się
tak wydawało- Nieważne. Poza tym co miało znaczyć to, że dał ci różę?
- Sama jestem
w szoku. Ale Pati powiedziała, że uśmiechałam się do klientów, więc to pewnie
dlatego. I pozwoliła mi nawet komponować bukiety.
- Już nie
pogrzebowe?- Albo mi się zdawało, albo jego nastrój znów się poprawił.
- Wyobraź
sobie, że nie. Powiedzmy że awansowałam.
Na takiej
rozmowie o wszystkim i o niczym minął nam całkiem przyjemny wieczór. Dopiero
wówczas zdałam sobie sprawę, że Jacek wypił kieliszek wina (ja pochłonęłam aż
dwa) a przecież musiał wrócić do domu. Zaproponowałam mu swoją sypialnię (ja
byłam mniejsza, więc z powodzeniem starczyłaby mi kanapa w pokoju dziennym),
ale odmówił twierdząc, że wróci taksówką. Dopiero gdy się żegnaliśmy
przypomniałam sobie, że miał mi o czymś powiedzieć.
- Ach, to już
chyba nieaktualne.- Odparł dość tajemniczo, ale złagodził to ciepłym uśmiechem.
Dlatego postanowiłam w to wszystko nie wnikać. A może powinnam. Bo gdybym
dowiedziała się teraz o tym co chciał mi powiedzieć uniknęłabym dość
niezręcznej sytuacji w przyszłości. Ale w te chwili zbagatelizowałam całą
sprawę.
- A więc do
zobaczenia.
- Tak. Jutro
wpadnę po samochód.
- Jasne,
zapraszam. Jeśli będzie mi się chciało znów coś ugotuję.
- Świetnie. W
takim razie już nie mogę się doczekać.- Zadowolona z zakończenia dzisiejszego
dnia zamknęłam drzwi. I po raz pierwszy od wielu dni udało mi się usnąć zaraz
po przyłożeniu głowy do poduszki. Co z pewnością- gdyby tylko Jacek odważył mi
się wyznać- by nie nastąpiło.
Ohhh, chyba pojawił się Łukasz......., no będzie się działo:)
OdpowiedzUsuńA co do Karoliny, ja rozumiem ją, jej postępowanie, jej słowa i nie chcialabym być na jej miejscu, wszystko można przeżyć, jeden potrzebuje mniej czasu drugi więcej.
Część jak najbardziej super, czekamy na rozwój sytuacji.
Pozdrawiam
Ania
Też mi się wydaje, że wrócił Łukasz. I mam wrażenie, że Jacek zrobi wszystko żeby Karolina się z nim nie spotkała albo przynajmniej mocno jej to utrudni. Cieszę się, że Karolina powoli wraca do normalnego życia. :) pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńRowniez od razu pomyslalam o Łukaszu i to moze on zostawil te kwiaty na grobie Kubusia. Czesc jak zawsze swietna tak sie wczytalam ze az nie moglam uwierzyc ze sie skonczyla. Oczywiscie czekam na kolejna i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmusi wrócić do Łukasza...to jej mąż, to jej miłość.
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać kolejnej części, jesteś jak narkotyk! :) Mam nadzieję, że Karolina będzie jeszcze z Łukaszem :D
OdpowiedzUsuńOczywiscie jak zwykle swietna!
OdpowiedzUsuńJak się nie myle pod koniec serii "Miłosny galimatias" pisałaś że będziesz koontynuować historię Ani i Tomka. Ja z niecierpliwością na nią czekam gdyż uwielbiam dzieje przyjaciół z Brylantowego Liceum, którzy zapewne tez odegrają jakąś role w życiu Ani i Tomka ;)
Pozdrawiam ;)
Tak masz rację: po skończeniu tego opowiadania zamierzam wrócić do kontynuowania losów przyjaciol z Brylantowego Liceum. Jednak może to troche potrwać bo czeka mnie jeszcze kilka ładnych rozdziałów cieni przeszłości.Mam nadzieje ze mimo czekania na historie Ani i Tomka tez ci się spodobają
OdpowiedzUsuńNa pewno mi się spodobają, jak zawsze! ;)
Usuń