Po wakacjach przychodzi wreszcie czas na powrót do szkoły, ale zanim to
następuje Karol wraz z chłopakami chce urządzić niewielkie przyjęcie. Jestem
do tego nastawiona sceptycznie.
– Nie wiem. Nie sądzisz, że to będzie trochę niezręczne? No bo najpierw
chodziłam z jednym chłopakiem, a potem z jego kumplem...Bartek nie
był tym zachwycony.
– Słyszałaś naszą piątkową rozmowę, tak?- pyta domyślnie. Nawet nie
udaję, że nie wiem o co mu chodzi.
– Tak- przyznaję wspominając słowa Kasprzaka: „Sory Karol, ale jak dla
mnie to jest trochę dziwne. Najpierw chodzi z Krzyśkiem, a potem z tobą.
A gdy ty jej się znudzisz to zacznie z Andrzejem? Wiem, że dawniej
przyjaźniła się z Izą, ale teraz...Po prostu sam widzisz jak to wygląda”- I
on miał rację- dodaję
– Rację? Więc może niech się dowie jak Władysław Kamiński cię
szantażował, jak ciężko pracowałaś przez ostatni rok aby spłacić tę
pożyczkę.
– Proszę, nie zaczynaj już. Wystarczająco długo robiłam z siebie ofiarę.
Teraz zamierzam zacząć wszystko od nowa.
– Więc rzucisz pracę u tej całej Klaudyny?
– Przecież to tylko korepetycje. Za coś muszę się utrzymywać.
– Mogę dać ci pieniądze.
– Karol...
– Tak, wiem- mówi wymownie biorąc głęboki wdech.- Sama sobie
poradzisz i nie chcesz być od nikogo zależna.
– Właśnie.- na chwilę zapada między nami cisza.
– Widziałaś się z nim od czasu wyjaśnienia tej sprawy z twoim ojcem?
– Nie.- mówię czując suchość w ustach doskonale wiedząc, że chodzi o
Krzyśka. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się, żeby reagować na niego
normalnie.- Myślisz, że pojawi się na przyjęciu?- pytam go, bo wiem że
od czasu kiedy Zawadzki uderzył Kamińskiego za to jak mnie obraził w
jego mieszkaniu ich kontakt się urwał. I czuję, że to moja wina.
– Nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc to sam nie zdecydowałem jeszcze czy
go zaproszę.
– Przecież byliście przyjaciółmi, nie psuj tego przeze mnie. Po wszystkim
mnie przeprosił.
– Aga, ale to on nie chce już ze mną rozmawiać.- A więc to też moja wina,
myślę. Cała ta niezręczna sytuacja w naszym gronie, rozbicie męskiej
paczki chłopaków: wszystkiemu winna jestem tylko ja.- Wiesz co ja
myślę? Skoro nic już do ciebie nie czuje, to dlaczego tak bardzo cię
unika? Okej, byliście kiedyś parą, ale pierwsze spotkanie po tym czasie
minęło, więc nie powinien czuć się zażenowany.
– Karol proszę....już wałkowaliśmy ten temat.- Mimo, iż minęło trochę
czasu to nadal jest mi trudno. Nie chcę robić sobie już żadnych nadziei.
Na dodatek przecież jestem teraz twoją dziewczyną, zapomniałeś?
– Nie. W takim razie powiedz lepiej jaki prezent kupiłaś Izie na ślub. To już
przecież za miesiąc...
W przeddzień rozpoczęcia drugiego roku akademickiego szykuję się więc na
przyjęcie. Karol zaprosił między innymi moją młodszą siostrę oraz Maję i jej
chłopaka. Oprócz tego było kilku jego kumpli z drużyny hokeja i spoza uczelni.
No i oczywiście dwójka jego najlepszych przyjaciół: Bartek i Andrzej. Nasze
grono nie liczyło więcej jak dwadzieścia osób. Mimo wszystko czułam się dość
niezręcznie, bo jako pierwszy miałam podjąć się roli publicznego występu w
charakterze dziewczyny Karola i nie wiedziałam jak wszyscy to przyjmą.
Andżelika z Izą również były zdziwione tym, że spotykam się z Karolem. Ta
pierwsza, na wieść o tym roześmiała się sztucznie mówiąc, że pierwsza miłość
jednak nie rdzewieje, ale wypadło to raczej blado. Izabela natomiast
obrzuciwszy mnie spojrzeniem i kręcąc z niedowierzaniem głową dodała: w
ogóle cię już nie rozumiem. No cóż, miałam ochotę im odpowiedzieć, ja siebie
prawdę mówiąc też. Ale chciałam pomóc Karolowi w podzięce za to jak bardzo
on pomógł mi. Czy mogłam więc tak po prostu wycofać się z umowy między
nami? Poza tym, był moim przyjacielem. Przy nim czułam, że jestem w stanie
zapomnieć o Krzysztofie Kamińskim i wszystkim co nas łączyło. No dobra,
może nie zapomnieć ale przynajmniej nie wspominać wręcz z bolesną tęsknotą.
– Gotowa?- spytała mnie moja siostra rozentuzjazmowana.
Odpowiedziałam jej z bladym uśmiechem. Teraz nawet to, że nigdy nie
pukała do mojego pokoju wydawało się nic nie znaczącym szczegółem.
– Tak, zaraz możemy iść. Andżelika już przyjechała?
– Tak, czeka na dole.
– W takim razie już idę- odparłam wkładając płaszcz.
Będąc już na miejscu od razu przywitałam się z Karolem. Po moim
początkowym zakłopotaniu, wszystko poszło względnie dobrze. Na dodatek
poczułam się mile połechtana faktem, że „mój chłopak” zaprosił kilku moich
znajomych z uczelni, tzn Kaśkę, Marlenę i Sylwię oraz Pawła i Olka, który jak
zwykle uganiał się za Marleną. Kaśka natomiast od razu zarzuciła mi kłamstwo
na temat Zawadzkiego, bo przecież na ostatniej imprezie powiedziałam jej, że
nic nas nie łączy. Zbyłam ją mówiąc, że jakoś tak samo wyszło. Paweł tylko mi
pogratulował i życzył szczęścia. Ale patrzył na mnie przy tym tak dziwnie, że
nie wiedziałam jak to interpretować. Poza tym wszystko przebiegło dość
dobrze: poznałam kilku znajomych Karola i koleżanek, które jak później
wyznałam mu ze śmiechem obrzucały mnie niechętnymi spojrzeniami. Bo
Zawadzki był naprawdę przystojnym chłopakiem. Czasami żałowałam, że to w
nim się nie zakochałam. Chociaż nadal walczył ze swoją odmiennością
przynajmniej mogłam spędzać z nim czas, a jego rodzice mnie akceptowali. Nie
musiałam walczyć z całym światem. Nagle Zawadzki spoważniał gwałtownie
co spowodowało, że odwróciłam głowę w kierunku czegoś co tak zmieniło mu
nastrój. I wtedy zobaczyłam kogoś przez którego moje serce znów fiknęło
małego koziołka. W holu stał Krzysiek. Niepewnie przyglądał się zbieraninie
ludzi w poszukiwaniu jakiejś osoby. Gdy zobaczył Karola, zaczął kierować się
niepewnie w naszą stronę.
– Hej- przywitał się z nami
– Cześć- odparł Karol- A więc postanowiłeś jednak przyjść?- spytał go, a ja
w duchu dziwiłam się, że zaprosił jednak Kamińskiego.
– Tak. Chciałem z tobą porozmawiać- odpowiedział Zawadzkiemu
– W porządku- wykrztusiłam z siebie wreszcie.- Pójdę się czegoś napić.-
Opuściłam ich towarzystwo z prawdziwą ulgą, bo widok Krzyśka
całkowicie wytrącił mnie z równowagi. Gdybym jeszcze wiedziała o jego
przybyciu mogłabym przygotować na to jakoś swoje serce, ale tak? Znów
czułam, że mam ochotę wyć i wrzeszczeć nie wiadomo dlaczego.
– To on, prawda?- usłyszałam obok siebie głos Pawła Czechowskigo.
– O kim mówisz?- spytałam go totalnie zdenerwowana.
– O chłopaku w którym jesteś zakochana. Wiesz, na początku myślałem, że
to ten cały Karol. Wiele razy tak się zdarza, że jedna strona przyjaciół
chce czegoś więcej i sądziłem, że tak jest w twoim przypadku. Ale te
smutne oczy powinny chyba zniknąć jeśli udałoby ci się go zdobyć.
– Nie wiem o czym mówisz- odpowiadam popijając szybko łyk jabłkowego
soku.
– Gdy patrzyłaś na tego bruneta, ten smutek gdzieś zniknął. To przez niego
jesteś taka, prawda? Byłaś, a właściwie jesteś osobą energiczną i radosną,
ale teraz tego nie widać.- Szczerze mówiąc miałam ochotę posłać go do
wszystkich diabłów albo chociaż wyrzucić, ale zdawałam sobie sprawę,
że ma racje. Dlatego wciąż tam stałam słuchając jego wnikliwej analizy.-
Może i nie znałem cię wcześniej, ale znam się na ludziach. A twój śmiech
nieraz zamierał w pół drogi jakby na wspomnienie czegoś bolesnego.
Mam rację, prawda?
– Dlaczego to wszystko cię tak interesuje?- pytam go.
– Bo ciężko patrzeć na ciebie w takim stanie. Twój obecny chłopak wie o
twoim zauroczeniu?
– Tak. Powiedziałam mu o wszystkim.
– I zgadza się z tym? Musi cię bardzo kochać.
– To nie tak...- zaczynam chcąc mu wszystko wytłumaczyć, ale znów
uświadamiam sobie, że nie mogę. Bo nie zdradzę sekretu Karola w ten
sposób.- Przepraszam, naprawdę nie mogę o tym rozmawiać.- mówię
robiąc parę kroków w przeciwną stronę- I dziękuję za psychologiczną
interpretację- rzucam mu na odchodnym.
Nie wiedząc co ze sobą zrobić postanawiam poszukać Andżeli. Szybko
wypatrzam ją na parkiecie z jakimś rudym kolesiem (oczywiście zdążyła już
rozstać się ze swoim ostatnim chłopakiem, Kacprem), więc daję jej spokój.
Kaśka z Marleną też nieźle wywijają, ale jak dla mnie parkiet odpada. Tak więc
postanawiam spacerować dalej.
– Agnieszka, chodź!- słyszę głos mojej młodszej siostry.
– O co chodzi?- pytam
– Słyszałam od Izy, a właściwie od Bartka...Krzysiek nie chodzi już z
Marzeną!- dodaje z radością, ale widząc moją reakcję (a raczej jej brak)
mówi zawiedziona:- Nie cieszysz się? Przecież możecie być znów razem!
– Mariola, po raz niewiadomo który powtarzam ci, że to już nie ma
znaczenia.
– Tak? To czemu rozpłakałaś się gdy zniszczyłaś tamten naszyjnik?
– Bo...bo był drogi, a muszę go oddać Krzyśkowi- kłamię na poczekaniu-
Poza tym już go wyrzuciłam- to z kolei nie było do końca kłamstwem,
choć tak naprawdę to zgubiłam gdzieś popsuty łańcuszek. Przekonałam
się o tym dopiero wtedy gdy chciałam oddać go jubilerowi i zapytać ile
kosztowałaby naprawa.
– Myślałam, że się ucieszysz...
– Raczej nie powinnam się z tego cieszyć- mówię czując coś przeciwnego.
Choć przecież to nic nie musi znaczyć. I zapewne nie znaczy.
Po przyjęciu Karol odwozi mnie do domu. Jest dziwnie zamyślony.
– Co tak bardzo pochłania twoją uwagę?- pytam go.
– Nic ważnego. Po prostu...Krzysiek powiedział, że wyprowadza się na
północ kraju. Chce zmienić uczelnię, ale przede wszystkim oderwać się
od kontroli ojca i matki. Właściwie to przyszedł się pożegnać.
– Jak to chce się wyprowadzić? Przecież już jutro zaczyna się nowy rok
akademicki. Czy nie jest za późno?- pytam by po chwili sama sobie
odpowiedzieć- Nie, kiedy jest się synem właściciela jednej z
największych firmy budowlanej w kraju. .
– Tak...- Karol kiwa głową nadal zamyślony- Mimo wszystko tak chyba
będzie dla niego lepiej. A jak ty się z tym czujesz?
– Ja? W porządku- mówię wzruszając ramionami w geście beztroski.- Choć
trochę mnie to zaskoczyło. Ale dla mnie tak też będzie lepiej.
– Pytałem go o ciebie.
– Co?- momentalnie się ożywiam.
– Powiedział, że kochałaś mnie chyba od samego początku i że życzy nam
szczęścia- mówiąc to Zawadzki uśmiecha się- Większych bredni nie
słyszałem. Najśmieszniejsze jest to, że on naprawdę w to wierzy.
– Zawsze we mnie wątpił. Poza tym zbyt rzadko zapewniałam go o swojej
miłości. Wtedy bałam się zranienia, nie chciałam być tą stroną której
zależy bardziej. A zależało mi.
– A teraz?
– Co teraz?
– Nadal ci zależy?
– Karol, nie wałkujmy znów tego tematu.
– Więc czemu tchórzysz? Mówisz, że z perspektywy czasu postąpiłabyś
inaczej, ale gdy masz szansę to tego nie robisz.
– On powiedział mi, że nic z tego.
– A dziwisz mu się? Skąd w ogóle wytrzasnął tę całą bajkę o twoim
zakochaniu we mnie?
– Kiedyś...tzn w szpitalu, gdy zobaczyłam twój pocałunek z Krystianem
musiałam coś wymyślić i...
– ...aby mnie chronić, wolałaś pogrążyć siebie.- kończy za mnie.
– No tak, ale to...nie tak.- mówię bez sensu- Poza tym, nigdy ci o tym nie
mówiłam, ale nasz związek przebiegał dość specyficznie. Wtedy tylko
udawaliśmy, że jesteśmy razem.
– I?- mówi tylko Karol, a ja domyślam się, że chyba wiedział już wcześniej
o wszystkim od Krzyśka.
– Więc co mam według ciebie zrobić? Błagać go? Poniżyć się przed nim?
– W prawdziwej miłości nie istnieje coś takiego jak duma czy poniżenie.
Jeśli tak to odbierasz, to może rzeczywiście go nie kochasz.
– Jak możesz?- pytam- Myślisz, że bym tego nie zrobiła? Że z powodu
głupiej dumy rezygnuje z kogoś kogo kocham? Ale on wyraźnie
powiedział mi, że nie chce już ze mną być. Nigdy mi nie wybaczy.
– Więc jest większym hipokrytą niż myślałem. Na pewno nie chcesz z nim
porozmawiać? On pojutrze wyjeżdża i nie sądzę, żebyś miała potem ku
temu możliwość.- uśmiecham się z przymusem. Bo to już naprawdę
koniec. A to, że nie potrafię zaakceptować tego faktu boli mnie tak
bardzo, że nie jestem w stanie zapomnieć o Krzysztofie Kamińskim.
Następnego dnia, tuż przed południem, pod mój dom przyjeżdża osoba, której
najmniej bym się spodziewała. Wraz z rodzicami, Mariolą i Andżeliką, która
właśnie przyszła obserwujemy ciemny, czarny mercedes parkujący pod naszym
domem. I wysiadającą z niego elegancką kobietę.
– Nie musisz z nią rozmawiać, kochanie- od razu zaznacza mama- Nie
mamy już nic wspólnego z tymi ludźmi.
– Wiem- odwzajemniam jej pokrzepiający gest ściśnięcia dłoni.- Ale chcę
się przekonać o co chodzi tym razem. Możesz być pewna, że jeśli zacznie
ze mnie drwić lub wyszydzać potraktuję ją odpowiednio.
– Mam nadzieję- dodaje Andżela. Mariola zerka tylko na mnie z troską.
Gdy narzucając na siebie kurtkę wychodzę na zewnątrz, na twarzy
Małgorzaty Kamińskiej maluje się ulga. Zapewne już myślała, że będzie
musiała wejść do tej nory za jaką z pewnością ma mój dom.
– Dzień dobry. Po co się pani tu fatygowała?- pytam ją dość grzecznie. Bo
w sumie to nigdy nic bezpośrednio mi nie zrobiła. Ale z pewnością
wiedziała o machlojkach jej męża.
– Dzień dobry- skina mi głową- Chciałabym z tobą porozmawiać.
– W takim razie słucham.
– To nie jest dobre miejsce na rozmowę. Mogłabyś pojechać gdzieś ze
mną? To nie zajmie długo.
– Obawiam się, że nie- mówię sucho. Wtedy dostrzegam w jej oczach co,
co sprawia, że się waham. Bo widzę w nich ból.
– Proszę. Ja...wiem, że masz żal do całej naszej rodziny, ale to co się stało
w przeszłości, ...zrobiłam to dla swojego syna. Ja tylko chciałam żeby był
szczęśliwy. Poza tym wiedziałam, że wasz związek się nie uda.
– Tak? Więc skoro była tego pani aż tak pewna to czemu nie poczekaliście
trochę z mężem na rozpad tego związku co? Skoro nie miał przyszłości,
hm?- mimo wszystko nie potrafię ukryć goryczy. Pani Kamińska patrzy
na mnie przenikliwie.
– Tak, teraz wiem że postąpiłam źle. I dlatego przyszłam to naprawić.
– Tak? A w jaki to niby sposób, co?- nie mam zamiaru być dłużej grzeczna.
Bo przecież godzenie się na wszystko lub udawanie że o niczym nie
wiedziała było z jej strony tak samo złe. A może nawet i gorsze, bo po jej
mężu mogłam przynajmniej spodziewać się wszystkiego najgorszego.-
Dziękuje, ale niech pani sobie to daruje. Może pani nawet uznać, że
przyjęłam przeprosiny i spać spokojnie jeśli to sumienie przywiodło tu
panią.- kobieta spuszcza gwałtownie wzrok. Przygotowuję się na to że
zaraz mnie zapewne zwymyśla.
– Tak, masz rację.- mówi tylko cicho ze wzrokiem utkwionym gdzieś w
dal.- Tego co się stało nie można już odwrócić. Ale przez wzgląd na
Krzyśka, na to co cię z nim łączyło, proszę pomóż mi zatrzymać go tutaj.
– Dlaczego prosi pani o to akurat mnie? Przecież ja nie mam już z nim nic
wspólnego.
– A jak myślisz dlaczego wyjeżdża? Z czyjego powodu chce przenieść się
na drugi koniec kraju i zerwać wszelkie kontakty z własną rodziną?
– Może właśnie dlatego- mówię brutalnie- Przychodzi tu pani wspierając
się troską i miłością do syna, ale czy tak naprawdę w ogóle go pani zna?
Czy wie pani jak było mu ciężko? Jak bardzo zależało na chwili
spędzonej z ojcem czy matką tak po prostu? Jak bardzo nienawidził
wspólnych posiłków, ciągłej kontroli, wyboru nawet dziewczyny?-
wybucham- Na tym polega pani miłość?- w tym momencie kobieta
zakryła usta dłonią, a jej oczy podejrzanie zaczęły łzawić. Mimo to w
ogóle się tym nie wzruszam, bo cały gest jest zbyt teatralny żeby mógł
być prawdziwy- A co pani zrobiła, żeby przekonać go do zmiany decyzji?
Zaoferowała kupno nowego samochodu? A może mieszkania?
– Dość- prosi mnie cicho- Może i nie jestem idealna, ale kocham go. I
wiem, że ty mimo wszystko też.
– Teraz jest pani tego taka pewna? A może zależy mi tylko na pieniądzach,
co?- pytam szyderczo.
– Rozumiem, że masz powody by mnie nie lubić. Ale jeśli pomożesz mi go
zatrzymać, ja pomogę ci go odzyskać.
– Tak? Ciekawe jak sprawi pani, żeby przestał mnie nienawidzić.- mówię
ocierając ukradkiem łzę- I wie pani, co? Nie zamierzam go zatrzymywać.
Wręcz przeciwnie życzę mu żeby uwolnił się od kogoś takiego jak pani i
pański mąż.- dodaję i nie żegnając się wchodzę z powrotem do domu.
Dopiero teraz dociera do mnie, że już nigdy prawdopodobnie nie zobaczę
Krzysztofa.
W dniu jego wyjazdu decyduję się spotkać z nim po raz ostatni. Ale nie na
prośbę matki Krzyśka, ale jego siostry. Bo Maja naprawdę boi się, że zostanie
sama w tym okropnym miejscu, jak nazywa swój dom. I dlatego teraz stoję pod
drzwiami jego nowego mieszkania (którego adres podała mi Majka) nie
mówiąc nikomu o tym ani słowa. Gdy otwiera drzwi i widzi mnie na jego
twarzy maluje się szok.
– Agnieszka?
– Cześć. Mogę wejść?
– Jasne, ale teraz mam mało czasu. Wieczorem wyjeżdżam.- mówi
wyraźnie czując się niezręcznie. A ja próbuję nie myśleć o tym, że
zakłopotany wygląda bezbronnie i chłopięco.
– Więc to prawda? Przenosisz się na inną uczelnię?
– Tak.- odpowiada po prostu- Coś się stało? Czy mój ojciec...?
– Nie- uspokajam go- Chodzi o Maję, a właściwie twój wyjazd. Nie chce
abyś to robił.
– No cóż, chyba jestem już wystarczająco dorosły żeby sam móc o sobie
decydować, nie sądzisz? A poza tym nadal nie rozumiem czemu to ty
przekazujesz jej żądanie.
– Wiesz, ona łudzi się, że jeśli poproszę cię o to abyś został, to zostanieszmówię
cicho. Krzysiek przerywa na chwilę wkładanie rzeczy do dużej
walizki. Patrząc na mnie uśmiecha się lekko kpiąco.
– Tak? A dlaczego miałabyś to niby robić? Przecież ona wie, że spotykasz
się z Karolem.- ignorując jego ostatnie stwierdzenie pytam go bardzo
poważnie patrząc w te jego błękitne oczy.
– A zostałbyś gdybym to zrobiła?- przez chwilę patrzymy na siebie w
milczeniu, nie odzywając się ani słowem. Cisza między nami staje się
ciężka i wręcz uciążliwa ze skrywanych emocji. Do czasu gdy Krzysztof
nie niszczy tej magii uśmiechając się nieco wymuszenie.
– Karol wie, że tu jesteś? A może przyjechałaś tu z nim?
– Nie- mówię kręcąc głową robiąc w jego stronę kilka kroków.- Jestem tu
sama.
– Dlaczego?- pyta tylko i wiem, że nie dotyczy to mojej ostatniej
odpowiedzi- Przecież to, że będę daleko powinno być dla ciebie ulgą.
– Możliwe, ale nie jest- odważam się powiedzieć. Krzysiek wciąga ze
świstem powietrze.
– O co tak naprawdę ci chodzi? Po co przychodzisz do mnie mówiąc te
wszystkie rzeczy?- pytając, podchodzi do mnie bliżej- Teraz okazało się,
że Karol to nie to? A może bawi cię wodzenie za nos obu z nas?
– Jak możesz tak mówić?
– Mogę i będę mówił. Bo mam już dość wszystkich twoich gierek, kłamstw
i niewinnej minki. Dwa razy nie wchodzę do tej samej rzeki- jego słowa
budzą we mnie złość.
– Wcale nie karzę ci do niej wchodzić ani nie twierdzę, że to ja miałam na
to ochotę. Po prostu przyszłam tu na prośbę Mai.
– W takim razie możesz już wyjść.
– Krzysiek...
– Powiedziałem, żebyś wyszła. Teraz to ja mówię żebyś dała mi spokójprzerywa
mi poważnym tonem, a ja próbując nie dostrzegać w jego
słowach wyrzutu niechętnie spełniam prośbę.
– Kocham cię...- mówię do siebie cicho gdy znajduję się już za drzwiami, a
on nie może mnie usłyszeć- Wciąż tak bardzo cię kocham...
Nauka w drugim roku akademickim od początku wita mnie sporą partią
materiału i nauki. Szczerze mówiąc jest mi to na rękę, bo mając czymś zajęty
umysł nie myślę o Krzyśku. I o jego wszystkich ostatnich skierowanych do
mnie słowach. Dlaczego usiłował tak bardzo mnie zranić? Czyżby naprawdę
robił to tylko w odwecie ze to jak ja potraktowałam go w przeszłości? „ Teraz
to ja mówię żebyś dała mi spokój”, słyszę w swojej głowie jak echo. I staram
się nie myśleć o tym, że ja prosiłam go kiedyś o to samo.
Dwa tygodnie później, czuję się już znacznie lepiej. W ostatnią sobotę
listopada, kiedy ma odbyć się wesele i ślub Izabeli i Bartosza już od samego
ranka trwają moje przygotowania. Czuję się szczęśliwa widząc radość na
twarzy dość mocno zaokrąglonej już przyjaciółki i wyrazu zachwytu na twarzy
gdy patrzy przed ołtarzem na przyszłego męża. I staram się przy tym nie szukać
wzrokiem osoby, której tu prawdopodobnie nie ma.
– Czy ty Izabelo, bierzesz sobie za męża...- wsłuchuję się w melodyjny głos
księdza błądząc myślami we własnych wspomnieniach.
„A co zapewnisz mnie, że zostaniesz ze mną na zawsze?
Tak. Mogę ci to obiecać. Bo w tej chwili mam tę pewność. Obiecuję, że nigdy
cię nie zostawię i zawsze będziemy razem. Bo cię kocham.”
– Czy ty, Bartoszu bierzesz sobie za żonę...
„Tylko to mi dziś wszyscy będą zazdrościć takiej ślicznej dziewczyny.
Daj spokój. Przecież wiem, że nie jestem ładna.
Jesteś. Tak samo piękna na zewnątrz jak i w środku.”
– Ogłaszam was mężem i żoną!
„Dlatego tak bardzo denerwowałem się wynikiem tego spotkania. Bo dużo dla
mnie znaczysz, wiesz?”, wspomnienia powodują, że usiłuję próbuję
powstrzymać płacz, ale na szczęście robię to w dobrym momencie, bo wszyscy
obok mnie wiwatują na cześć przyszłej pary młodej. Więc moje łzy można
zwalić na krab wzruszenia z czego skwapliwie korzystam.
– Proszę- Karol podaje mi chusteczkę, którą biorę z wdzięcznością.
– Dziękuję.
– Nie ma za co. Wyglądają razem pięknie, prawda?
– Tak- mówię nie mając zamiaru wyjaśniać, że mój płacz ma nieco inne
przyczyny.
Wesele odbywa się w niezwykle artystycznej sali, przystrojonej żywymi
kwiatami i masą świetlistych perełek na suficie. Początkowo jakoś nie mam
nastroju na zabawę, ale po kilku kieliszkach wina nogi same porywają mnie do
tańca. Do czasu aż nie zauważam siedzącego w jednym z rogu stołów
Krzysztofa. I momentalnie potykam się o nogi Zawadzkiego.
– Przepraszam- mówię tylko.
– Nic się nie stało- odpowiada rozbawiony- Dobrze, że buty są skórzane.
– Tak...
– Hej, o co chodzi?- pyta, a gdy tańcząc przekręca się w moją stronę
dodaje:- I wszystko jasne. Ciekawe kiedy przyszedł. W kościele go nie
było.
– Nieważne. Możemy tańczyć dalej?- pytam choć szczerze mówiąc cała
ochota mi minęła. Ale za nic nie chcę pokazać tego Karolowi.
Przez większość imprezy z powodzeniem udaje mi się unikać Krzyśka. I w ten
sposób oprócz chłodnego powitania nie zamieniliśmy ze sobą żadnego słowa.
Dopiero na końcu, Karol widząc jego prawdę mówiąc nie najlepszy stan
powiedział mi:
– Chyba powinienem go odwieść do domu. W tym stanie na pewno nie
może prowadzić, a upiera się że wróci sam.
– Jasne, nie ma problemu- odpowiadam.
– Więc możesz mi pomóc?
– Pomóc? Myślałam, że chcesz abym wróciła z kim innym.
– Chyba żartujesz, nie mam zamiaru zostawiać cię samej. Po postu
najpierw go odwiozę, a potem to samo zrobię z tobą.
– Dobrze.
Wchodząc jednak do jednego z pokoi, dostrzegamy z Karolem, że Krzysiek jest
gorzej pijany niż nam się początkowo zdawało. Gdy Zawadzki dotyka jego
ramienia nawet nie reaguje. Razem z Bartkiem udaje im się wsadzić go na tyle
siedzenie auta. Ja, aby zapobiec jego upadkowi, siedzę z nim z tyłu, starając się
zbytnio go nie dotykać. Ale na jednym z zakrętów (który nawet nie był zbyt
mocny) nagle zatacza się tak, że tylko moja szybko interwencja zapobiega
nabiciu sobie przez niego potężnego guza. Szybko obejmuję go za szyję drugą
ręką podtrzymując jego plecy. Teraz mogę pozwolić sobie na to, bo wiem że
rano nic nie będzie pamiętał.
– W porządku?- pyta mnie Karol widząc moje zmagania.
– Jasne, nie przejmuj się tylko jedź.- po kilkunastu minutach jesteśmy na
miejscu. Wyjmując z kieszeni marynarki klucz, szybko wciągamy
Krzyśka do mieszkania, a potem sypialni i łóżka.
– Zostań z nim na chwilę, dobra? Ja tylko zadzwonię do rodziców, że będę
później.
– Dobrze- odpowiadam gdy znajduje się już za drzwiami. A gdy zostaję
sama z Krzyśkiem nie jestem w stanie na niego nie patrzeć: na czarne,
gęste rzęsy, spokojną uśpioną twarz i pełne nieco wydatne usta. I tylko
siłą woli powstrzymuję się żeby nie pogłaskać jego policzka. Aby pozbyć
się tych myśli wstaję z krzesełka na którym siedzę obok łóżka i pochylam
się nad nim lekko aby poprawić mu poduszkę. Potem delikatnie
przykrywam go kołdrą.
– Nadal śpi?- Karol wchodzi do pokoju.
– Tak- potwierdzam nadal patrząc na śpiącego. Pospiesznie staram się
zmusić do spojrzenia na Karola.
– Możemy już iść. Wyjmiemy tylko jeden z kluczy i zamkniemy
mieszkanie od zewnątrz. Niestety nie znam kodu, więc to będzie musiało
wystarczyć.
– Dobrze, zaraz idę tylko jeszcze zdejmę mu marynarkę. Będzie mu
niewygodnie.
– Pomóc ci?
– Nie, poradzę sobie.
– Dobrze, w takim razie czekam na ciebie w holu.- Gdy Karol wychodzi
staram się delikatnie podnieść Krzyśka. Lekko opieram go o wezgłowie
masywnego łóżka powoli ściągając jego wierzchnie ubranie usiłując nie
pamiętać jak kiedyś robiłam to w zupełnie innych okolicznościach. Na
szczęście, on w ogóle się nie budzi, więc mogę to robić powoli nie bojąc
się zdemaskowania. A gdy na koniec odpinam mu dwa górne guziki
koszuli nie pozostaje mi nic innego jak już iść.
– Nie odchodź...- słyszę za sobą jego cichy głos, tak że przez moment
wydaje mi się że zabrzmiał tylko w mojej głowie. Ale leciutki dotyk
mojej ręki jest wystarczającym dowodem na to, że jednak nic mi się nie
przyśniło. Podnoszę wzrok na jego twarz, ale oczy nadal przysłaniają mu
powieki. Zastanawiam się czy on w ogóle wie, że to ja jestem z nim teraz
w pokoju. Mimo to odwzajemniam jego uścisk kładąc nasze złączone
dłonie na krawędź łóżka.
– Powinieneś się przespać- mówię drżącym głosem nie wiedząc nawet czy
on mnie słyszy (bo wszystko wskazuje na to, że jego ostatnie słowa były
tylko raczej wynikiem pijackich snów niż moją obecnością). Ale mimo to
on nadal nie puszcza mojej dłoni.
– Zostań ze mną...- słyszę znów, a w oczach stają mi łzy. Co z tego, że
nawet nie wie kogo ma przed sobą? Że rano oboje będziemy czuć się
niezręcznie, a może nawet będzie na mnie zły? I co z tego, że być może
przywołuje teraz Marzenę albo inną bliską mu osobę? Dla mnie nie ma to
żadnego znaczenia. Bo nawet te kilka godzin spędzone z nim w nocy
będzie mi musiało wystarczyć jako wspomnienie na długie lata. Ostrożnie
siadam na krześle jeszcze bardziej przysuwając je do łóżka. I do Krzyśka.
Drugą dłonią nakrywam jego i cicho szepcę:
– Zostanę.- Gdy Zawadzki wchodzi do pokoju kilka minut później od razu
domyśla się dlaczego nie chcę wyjść.
– Chcesz z nim zostać?- pyta, a ja nie mam nawet zamiaru kłamać, że robię
to tylko dla bezpieczeństwa Krzyśka przed włamaniem.
– Tak- kiwam głową- Przepraszam.
– Nie ma sprawy. Jesteś pewna?- znów kiwam twierdząco- W takim razie
przyjadę po ciebie rano.
– Dziękuje.
– Nie ma za co. Choć nie wiem czy nie zadajesz sobie tym jeszcze
większych ran.
– Wiem.- mówię cicho patrząc na Krzyśka- Ale nic nie mogę na to
poradzić.- Gdy Karol wychodzi ja wciąż tkwię w niezmienionej pozycji
trzymając Krzysztofa za rękę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz