Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 grudnia 2014

Od nienawiści...do miłości? (XXVIII)

Dopiero po kilku sekundach odsuwam się od niego gwałtownie pytając:
– Co robisz?- choć w głowie kłębi mi się masa pytań i emocji. A najgorsze
jest to, że pośród nich czuję złość na Karola, bo nikt oprócz Krzyśka do
tej pory mnie nie całował. Zaczynam podnosić się z łóżka.
– Przepraszam- odzywa się Zawadzki- Nie chciałem cię przestraszyć.
– Co..po co to zrobiłeś? Więc...ty nie jesteś...?
– Nie o to chodzi. Po prostu miałem na to ochotę.
– Jak to miałeś na to ochotę?!- mówię trochę głośniej niż powinnam- Ja
jakoś nie całuję Izy ani Andżeliki gdy mam na to ochotę.
– Nie chciałem cię przestraszyć. Ale chyba sama przyznasz, że taka terapia
szokowa ci pomogła?
– Ale..- chcę na niego napaść gdy jego słowa mnie uspokajają- Och, a więc
chodziło tylko o to?
– Tak- uśmiechnął się lekko i odwrócił ode mnie. Potem zrobił to jeszcze
raz i z głośnym westchnieniem opadł na krzesło- Prawdę mówiąc to nie.-
znów gapię się na niego nie niczego nie rozumiejąc. Wtedy bierze głęboki
wdech i odzywa się do mnie zbolałym głosem.- Mnie też jest ciężko.
Nawet nie wiesz jak bardzo. Ludzie myśląc o gejach czy lesbijkach
mówi: proszę bardzo, mnie to nie przeszkadza, ale gdy przychodzi co do
czego to uważają nas za odmieńców, antychrystów i jeszcze gorsze
wynaturzenia.- Gdy to słyszę powoli się uspokajam. I zaczynam czuć
winna. No bo nigdy nie zdawałam sobie sprawy z jego udręki. Jaka ze
mnie przyjaciółka?- Masz pojęcie co by się stało gdyby mój ojciec się
dowiedział? Jak zareagowaliby ludzie gdyby dowiedzieli się, że syn
prezesa banku jest gejem? To coś w stylu: nie przeszkadza mi, że jesteś
niewykształcona, ale przynajmniej średnie to mogłabyś mieć.
– Przepraszam cię za moją reakcję. Po prostu mnie zaskoczyłeś.- Karol
uśmiecha się do mnie smutno.
– Wiem. I szczerze mówiąc siebie też.- potem podchodzi do mnie bliżej
siadając na łóżku- Tak naprawdę jesteś jedyną dziewczyną w moim życiu
która coś dla mnie znaczy. Kocham cię jak przyjaciółkę i jeśli miałoby mi
się z kimś stać się normalny to tylko z tobą.
– Przecież jesteś normalny- udaję, że nie wiem o co ma na myśli.
– Agnieszka, dobrze wiesz o co mi chodzi. Ja...mam już dość. Może jestem
tchórzem, ale nie chcę taki być. Chcę być taki jak każdy inny chłopak w
moim wieku. Teraz...gdy nie możesz być z Krzyśkiem...czy ty...czy nie
moglibyśmy spróbować?- NIE!!!, mam ochotę wrzeszczeć z trudem się
opanowując. Przecież on jest tylko moim przyjacielem.
– Karol, przepraszam cię, ale nie. Po prostu wiem, że to się nie uda. Ja...ja
nie potrafię cię pokochać, nawet nie wiem czy kiedykolwiek będę jeszcze
w stanie. Owszem, kocham cię jak przyjaciela, brata, najdroższego
powiernika ale to wszystko. Gdybym twierdziła inaczej skrzywdziłabym
tylko nas oboje i zniszczyła tą niemal niezniszczalną nić porozumienia
jaka nas łączy. Bo jeśli naprawdę chcesz spróbować, powinieneś to zrobić
z dziewczyną, która będzie cię kochać. Wtedy tylko będziesz w stanie się
zmienić.- Karol, jakby przetrawiając moje słowa przez moment milczy.
Dopiero po jakimś czasie odzywa się do mnie znowu:
– Wiesz, naprawdę mu zazdroszczę. Chciałbym, żeby ktoś kochał mnie tak
mocno jak ty jego.- próbuję uśmiechnąć się z przymusem.
– Może kiedyś mi przejdzie. Tylko, że sama w to nie wierzę. Nawet gdy
dziś powiedział mi te wszystkie okropne rzeczy ja...czuję tylko ból. Nie
ma we mnie żadnej nienawiści, żalu, czy gniewu.
– Wiesz, przynajmniej dowiedziałaś się, że mu na tobie zależy. Inaczej nie
zareagowałby tak emocjonalnie.
– On tylko czuje się zraniony, zdradzony przez najlepszego przyjaciela i
byłą dziewczynę. Pewnie myśli, że byliśmy razem już wtedy gdy byłam z
nim parą.
– No tak, rzeczywiście nie najlepiej to wygląda. Więc co chcesz teraz
zrobić? Poddać się Władysławowi Kamińskiemu?
– A jakie mam inne wyjście? Dziś nareszcie zrozumiałam jak bardzo się
łudziłam. Poza tym zbyt wiele złego wydarzyło się między nami żeby
móc to tak po prostu naprawić.
– Agnieszka...
– Ale wiesz co?- przerywam mu wpadając na pewien pomysł- Mogę znów
udawać twoją dziewczynę jeśli chcesz.
– Co?
– No, nie mówię że mogę nią być, ale przed twoją rodziną możemy
poudawać. A w międzyczasie znajdę ci jakąś fajną dziewczynę z którą
będziesz mógł spróbować na poważnie.
– Aga...
– No co? Muszę postawić sobie jakiś cel, bo inaczej nie dam rady. Ja muszę
zapomnieć o Kamińskim, a ty uporasz się ze swoim problemem.- w
odpowiedzi Karol tylko się do mnie uśmiecha.
Przez kilka następnych dni staram się względnie dawać sobie radę. Nie jest to
proste, ale gdy w końcu moja podświadomość uwierzyła, że przeszłość już nie
wróci, jest jakby łatwiej. Kluczem jest akceptacja, przypominam sobie jedną z
sentencji wyczytaną kiedyś w jakimś czasopiśmie. Dopiero wtedy można
skupić się na walce. Któregoś dnia, gdy wracam z pracy wita mnie
zaniepokojona mama.
– Coś się stało?- pytam gdy tylko się z nią przywitałam.
– Córeczko, był tu dzisiaj Krzysiek- staram się przełknąć wielką gulę w
gardle.
– Po co?
– Chciał...on pytał czy to prawda, że jego ojciec nas szantażuje.
– Powiedziałaś mu o tym?
– Oczywiście, że nie. Musiał dowiedzieć się z innego źródła.
– I co mu powiedziałaś?
– A co miałam zrobić? Powiedziałam prawdę. I wiesz co? On obiecał się
wszystkim zająć, to znaczy porozmawiać ze swoim ojcem i zlikwidować
ten dług, rozumiesz?- jest cała podekscytowana.- W końcu uwolnimy się
od widma Władysława Kamińskiego..
– Nie wiem, czy powinniśmy się z tego cieszyć. A co jeśli on wniesie
sprawę przeciwko mojemu ojcu? Pomyślałaś o tym? Co może Krzysiek?
– Ja tam mu ufam. Gdybyś widziała jak mnie za niego przepraszał i
zapewniał, że wszystko nam wynagrodzi, pocieszał...wiesz to dobry
chłopiec.
– Tak- mówię tylko ze wzrokiem utkwionym w podłogę,
– I on powiedział coś jeszcze.
– Tak?- dopytuję się, choć w sumie nie za bardzo interesuje mnie wszystko
to co wiąże się z Krzyśkiem. Mama więc kontynuuje:
– Kazał cię przeprosić. Powiedział, że ostatnio zrobił coś czego bardzo
żałuję.- widać, że niewiedza jest dla mojej mamy irytująca. Tylko co mam
jej powiedzieć? A wiesz mamuś, przeprasza mnie tylko za wyzwanie
mnie od najgorszych i tanich dziewczyn. Bo o to mu chodziło gdy
ostatnio napadł na mnie w mieszkaniu Karola.
Gdy jestem już we własnym pokoju od razu dzwonię do Zawadzkiego pytając
go dlaczego powiedział o wszystkim Krzyśkowi. (bo tego, że to wypłynęło od
niego jestem pewna). Próbuje się nawet usprawiedliwiać.
– Więc miałem pozwolić aby miał o tobie takie zdanie? Nawet nie wiesz
jak wielką satysfakcję sprawiło mi gdy móc wykrzyczeć mu to wszystko
w twarz po tym jak cię ostatnio potraktował.
– Rozumiem.
– Więc nie jesteś zła?
– Wiesz teraz czuję się raczej wypalona i niezdolna do żadnych emocji. Po
prostu ostatnio miałam ich chyba w nadmiarze.
– Czy on...z tobą rozmawiał?
– Nie, ale przyszedł do mojego domu i rozmawiał z rodzicami. Obiecał
wyjaśnić sytuację z wypadkiem i umorzyć dług.
– Znając ciebie pewnie nie zgodzisz się na drugą propozycję?
– Oczywiście, że nie. Mówiłam ci, że to mój ojciec przegrał te pieniądze,
więc to my powinniśmy je spłacić. Akurat w tej materii Władysław
Kamiński nie zawinił.
– Nie sądzisz, że powinnaś się z nim spotkać i wszystko definitywnie
wyjaśnić?
– Raczej nie teraz. Jeszcze nie jestem na to mentalnie gotowa.
– Chyba nigdy nie będziesz.
– Proszę, nie mówmy już o tym.
– Jak chcesz.
– W takim razie powiedz mi co w takim razie słychać u Patrycji. Może to
ona zostałaby twoją dziewczyną skoro z nią też się dobrze dogadujesz?
– Mam chodzić z siostrą Krystiana? Chybaby mnie rozszarpał- śmieje się z
mojej głupiej propozycji dla rozładowania sytuacji. Mimo wszystko
spełnia swoją rolę.
Przez kilka dni dzieje się tak wiele, że nie jestem w stanie tego wszystkiego
ogarnąć. Bo Krzysiek spełnia swoją obietnicę: rozmawia z ojcem i wszystko
wyjaśnia. W ten sposób pozbywamy się widma szantażu (że mój tata może iść
do więzienia). Ale oczywiście wszystkich skutków nie można usunąć. Bo jego
opinia jako szefa budowy ucierpiała tak bardzo, że nie może nawet marzyć o
pracy w firmie w której pracował poprzednio. A nie chce pozwolić na to, żeby
nadal pracował dla Kamińskich. W piątek wieczorem mój były chłopak
odwiedza nasz dom aby wręczyć tacie jakieś potwierdzenie braku wniesienia
skargi i orzeczenie poszkodowanego mężczyzny. Bo okazuje się, że wybudził
się z wypadku niecałe dwa miesiące później. Usiłuję pozbyć się gorzkiego
wspomnienia mojej wizyty u żony murarza. Więc już wtedy mnie oszukała. I
Władysław Kamiński robił to samo. (bo wmawiał nam cały czas, że ten
człowiek znajduje się w śpiączce). Wtedy zdaję sobie sprawę, jak bardzo ja i
moja rodzina okazaliśmy się żałośni tak dając się zastraszyć Kamińskiego. A
może to tylko ja się taka okazałam?
Podczas jego (Krzysztofa) wizyty nie wychodzę z pokoju. Nadal nie potrafię
rozmawiać z nim po tym wszystkim co zaszło, choć może mimo wszystko
chyba powinnam mu podziękować. Ale nie jestem w stanie. Choćby po to aby
powiedzieć mu o długu, który mimo wszystko chce spłacić.
Okazja nadarza się już w niedzielę. Zbierając wszystkie potrzebne pieniądze
(tzn. te które do tej pory udało mi się zaoszczędzić) jest ich ponad dziesięć
tysięcy (bo doszła mi jeszcze hojna wypłata z banku, choć wydaje mi się, że i
tak była za wysoka i to raczej wpływ Karola niż mojej ciężkiej pracy), a także
mentalne siły decyduję się opuścić swój pokój. Ale mimo wszystko przed
wejściem do kuchni tchórzę.
– Dziękuję ci.- słyszę głos mamy- Nawet nie wiesz jak wielkie brzemię
zdjąłeś nam z barków.
– To był mój obowiązek.- rozbrzmiewa poważnie głos Krzysztofa- Jest mi
przykro, że robię to dopiero teraz. Aha, i proszę się nie martwić. Choć
kooperujemy z wieloma firmami budowlanymi kilka jest też całkiem
zaprzyjaźnionych i niezależnych. Polecę pana Młynarczyka, więc nie
będą się państwo musieli obawiać, że w każdej chwili grozi mu
zwolnienie.
– Och- tylko tyle daje mi się wyłowić westchnienia mojej mamy i jej
płaczu. Wtedy decyduje się wyjść
– Nie płacz, proszę- mówię zwracając się do niej i przytulając ją. Staram się
przy tym nie patrzeć na Krzyśka.- Jest już przecież w porządku.
– Agnieszka, wiesz dlaczego...- przerywam jej, bo domyślam się co chce
mi powiedzieć: wiesz dlaczego płaczę. Bo ty nadal cierpisz. Tylko tyle
albo aż tyle mówi jej wzrok.
– Mamo, to już nie ważne- mówię trochę aluzyjnie- Teraz będzie tylko
lepiej
– Może chcecie porozmawiać?- dodaje mama nieśmiało, niemal z nadzieją.
Czy ona naprawdę myśli, że teraz Krzysiek i ja możemy znów...?
– Tak, powinniśmy porozmawiać.- mówię stanowczo odważając się
zerknąć w jego stronę. I widzę jak on wciąż patrzy na mnie obejmującą
mamę. Muszę spuścić wzrok- Oczywiście jeśli teraz masz czas.- dodaję
patrząc na podłogę.
– Jasne.- odpowiada tylko, a mama szybko wychodzi z kuchni. Gdy
zostajemy sami z ciężkim sercem siadam na jednym z krzeseł bojąc się
znów na niego spojrzeć. Nagle wręczenie mu pieniędzy tak po prostu i
odejście wydaje mi się strasznie trudne.
– Dlaczego mi o niczym nie powiedziałaś?- po kilkudziesięciu sekundach
słyszę jego pytanie. Uśmiecham się lekko z pewną dozą melancholii,
która dopada mnie ilekroć myślę o przeszłości pytając siebie o to samo.
Czy zrobiłam to dla mojej rodziny żebyśmy mogli żyć w spokoju?
(Tylko, że jak się z czasem okazało spokój nie był nam dany.) Czy
zrobiłam to żeby chronić Krzyśka przed jego ojcem? (Ale przecież jak się
okazało on sam świetnie umiał sobie z nim poradzić.) A może po prostu
sama podświadomie chciałam to wszystko zakończyć, bojąc się że gdy
zrobi to Krzysiek nie będę umiała się już pozbierać? (Tyle tylko, że i to
okazało się nieprawdą.)
– Po prostu wtedy wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem.- słysząc
moją odpowiedź wzdycha ciężko siadając na krześle.
– Tylko takie wyjaśnienie udało ci się wymyślić przez cały ten czas? Tak
banalny i utarty slogan?
– Może i banalny, ale prawdziwy.- mówię odrobinę zadziornie przeżywając
raz jeszcze chwilę tamtego upokorzenia podczas swojej pierwszej
rozmowy z Władysławem Kamińskim
– Pamiętasz dzień gdy po raz pierwszy zaprosiłem cię do siebie oficjalnie
do domu?- kiwam głową, bo zaczynam domyślać się do czego zmierza.-
Obiecałaś, że nigdy mnie nie okłamiesz do cholery!- dopiero teraz daje
upust nagromadzonym emocjom.- Wiesz jak bardzo cię nienawidziłem
myśląc że wzięłaś od ojca pieniądze w zamian za zniknięcie z mojego
życia? Wiesz jak bardzo zdradzony czułem się widząc cię wtedy
wychodzącą z jego gabinetu?!- gdy to mówi jakby to było wczoraj ta
scena staje mi przed oczami: ja wybiegająca z domu Kamińskich i on
stojący na korytarzu. A potem ten ułamek sekundy gdy wymijam go bez
słowa.- Dlaczego nie zwróciłaś się do mnie o pomoc?
– A co miałam ci powiedzieć? Że twój ojciec powiedział, że mam się od
ciebie odczepić, bo w przeciwnym razie pożałuję? Że gdy nic sobie z tego
nie zrobiłam wynajął hazardzistę żeby oskubał mojego ojca, a potem
zaaranżował cały ten wypadek grożąc mu więzieniem? A co ty mógłbyś
wtedy zrobić?
– Może to samo co teraz- odpowiada patrząc mi w oczy.- Naprawdę cię
kochałem.- gdy to słyszę czuję w oczach piekące łzy. Bo użył czasu
przeszłego- I chciałem być z tobą cokolwiek by się nie stało. Nie liczę już
nawet ile razy deptałem swoją dumę błagając cię i żebrząc o uczucie. A
tobie tak łatwo przyszło zrezygnować z tego co nas łączyło.
– Nie wiesz jak wtedy się czułam- odzywam się- Jak bardzo cierpiałam i ile
musiałam znieść przez twojego ojca. Byłam sama przeciwko wszystkim.
– I dlatego tak po prostu stchórzyłaś? A może nigdy nie myślałaś o mnie
poważnie, co?
– Ja też cię...- urywam bo o mało co nie powiedziałabym słowa
kocham- ...kochałam. Jak możesz myśleć, że to co nas łączyło było dla
mnie niczym?
– Tylko jakoś łatwo przyszło ci się tego wszystkiego wyrzec. Gdybyś mnie
naprawdę kochała, nigdy byś ze mnie nie zrezygnowała. Zbyt łatwo
poświęciłaś nasze uczucie.
– Tak? A co takiego ty poświęciłeś?- pytam patrząc na niego ledwie
hamując łzy- Tak łatwo przychodzi ci mnie oceniać, choć nawet nie znasz
całej sytuacji i całą winą obarczasz mnie.- gdy wpatruje się we mnie,
kontynuuję - Prosto przychodzi ci mówienie o miłości, ale czy naprawdę
myślisz że to wystarczyło? Może masz rację i wtedy stchórzyłam. Może
powinnam walczyć, wyznać ci prawdę, posłać twojego ojca do diabła, ale
wiesz co? Miałam już dość. Byłam zmęczona. I po prostu się poddałam.
To wszystko ładnie wygląda w filmach: miłość pokonuje wszelkie
przeszkody, zakochani do końca życia mają w sercach obraz ukochanej
osoby. Ale w prawdziwym życiu liczy się coś jeszcze. My po prostu
uwierzyliśmy w tę bajkę, tak jak wielu przed nami.
– Więc to co nasz łączyło uważasz za bajkę? Za coś nierealnego, które nie
miałoby szansy w prawdziwym życiu? Tyle warta była twoja miłość?
– A twoja?- bronię się- Nie minął nawet rok a ty znalazłeś sobie inną. -
Nagle dociera do mnie ironia tej całej sytuacji: bo kłóciliśmy się zupełnie
jak wiele par, które właśnie się rozstało: obie strony za wszelką cenę
obarczały się wzajemnie winą. Bo nasz oryginalny związek zakończył się
tak samo banalnie.
– Ty też jakoś nie usychałaś za mną z tęsknoty będąc z Karolem. I jemu
jakoś potrafiłaś o wszystkim powiedzieć- w pierwszej chwili chce
odeprzeć jego zarzut, że nic mnie z Zawadzkim nie łączy, a spotkałam się
z nim dopiero po raz pierwszy (od czasu rozstania z Krzyśkiem) w te
wakacje, ale daję sobie spokój. Bo przecież to już nieważne: przez cały
ten okres tak bardzo skrzywdziliśmy się wzajemnie, że nawet jeśli do
niedawna łudziłam się, że mogłoby coś między nami być, teraz
zrozumiałam że byłoby to niemożliwe
– Tak- mówię tylko po dłuższej chwili.- Jak widzisz oboje popełniliśmy
błędy, oboje baliśmy się zaryzykować. Nigdy nie dowiemy się czy byłoby
warto.
– Nie, nie dowiemy się. - zgadza się ze mną na chwilę milknąc- No cóż w
takim razie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć ci szczęścia w związku
z Karolem.
– A mnie tobie z Marzeną.- dodaję czując ból wewnątrz swojego ciała.
– I...przepraszam za to wszystko co powiedziałem w mieszkaniu Karola.
Nie powinienem był.
– To już nieważne- mówię cicho patrząc w podłogę. A gdy Kamiński
wstaje, ja automatycznie robię co samo.
– No cóż, mam nadzieję, że gdyby mój ojciec jeszcze kiedyś zrobił coś
głupiego dasz mi znać. Nie chcę abyś czuła się niezręcznie prosząc mnie
o pomoc.
– Dobrze.- przytakuje tylko, ale gdy on znajduje się już koło drzwi
przypominam sobie jeszcze o czymś:- Krzysiek?- wołam go.
Momentalnie przystaje patrząc na mnie z dziwnym wyrazem twarzy i
jakby...nadzieją? Nie, to że ja bardzo tego chce sprawia, że widzę to co
chcę widzieć. Przełykam pospiesznie ślinę wyjmując z bluzy grubą
kopertę. Robię parę kroków aby mu ją dać. Bierze ją do ręki wpatrując się
we mnie z niemym pytaniem.
– Co to jest?
– To część pieniędzy, które mój ojciec jest winny twojemu.
– Ale przecież mówiłem ci, że...
– Temu długowi nie jest winien twój ojciec. Dlatego chciałabym go spłacić.
– Twoja rodzina o tym wie?
– Tak.
– I zgadza się na to?
– Tak.
– Ale ja nie- mówi z powrotem oddając mi pokaźny plik.
– Proszę, nie chce być nic dłużna twojej rodzinie.
– Więc potraktuj to jako rekompensatę za to co musiałaś przejść w ciągu
ostatniego czasu. Poza tym nie po to pracowałaś tak ciężko żeby teraz
wszystko mi dać. I nic nie będziesz mi dłużna.
– Krzysiek...
– Nie trudź się, bo i tak ci nie ustąpię. Nie pozwolę, żeby Karol znów
zarzucał mi, że przeze mnie się wykończysz.
– Tak ci powiedział? To nieprawda.- Krzysztof uśmiecha się do mnie lekko.
– Po twoim wyglądzie widzę, że to prawda: nawet teraz wyglądasz na
zmęczoną.
– Nie jestem dzieckiem, każdy musi pracować.
– Ale nie kilkanaście godzin na dobę. I na dodatek studiując. Obiecaj mi
tylko, że będziesz o siebie dbać. Nie chce żeby coś ci się stało.
– Obiecuję.- mówię tylko i potem dodaje- Ty też o siebie dbaj.
– Jasne- odpowiada mi z uśmiechem, znów kierując się do drzwi. A ja
próbuję wymyślić jeszcze jakiś temat do rozmowy żeby zatrzymać go na
trochę dłużej. Ale szybko przezwyciężam ten impuls. Przecież to już
definitywny koniec: zwłaszcza dzisiaj gdy sobie wszystko wyjaśniliśmy.
– Wiesz, gdybym mogła cofnąć czas postąpiłabym teraz inaczej. Bardzo
żałuję tego co zrobiłam.- Krzysiek nawet się nie odwracając mówi:
– Ale niestety to niemożliwe, prawda?- po czym wychodzi zamykając
delikatnie drzwi. I po jego odpowiedzi rozumiem, że on dostrzegł ukryty
podtekst mojego niewypowiedzianego pytania. „Teraz to już
niemożliwe”, powiedział mając na myśli nasz związek. „Teraz to już
niemożliwe....”
Kolejne dni nie wnoszą nic nowego do mojego życia. No, może poza rozmową
z Majką, która dowiaduje się o mnie i o Karolu. Któregoś dnia wpada do mnie
do domu wieczorem, gdy jestem już w domu
– To prawda?- pyta na wstępie- Jesteście razem z Karolem?- początkowo
patrzę tylko na nią nie wiedząc co powiedzieć. Ale w końcu odważam się
powiedzieć prawdę. Dość już mam tych wszystkich kłamstw.
– Tak, spotykamy się od jakiegoś czasu.- oczywiście nie dodaję, że robię to
tylko dla Karola.
– Co?- widać że mimo to iż wcześniej dowiedziała się o tym z jakiegoś
źródła to wciąż jeszcze miała nadzieję, że zaprzeczę- Jak mogłaś?
– Maja, proszę cię. Wyjaśnię ci wszystko, ale nie chcę znosić już żadnych
wyrzutów.
– Więc od początku kłamałaś? Kochałaś Karola, tak? A mój brat posłużył
ci tylko jako model zastępczy.
– To nie tak.- mówię uspokojona. Bo szczerze mówiąc bałam się, że
zacznie oskarżać mnie o to, że odbiłam jej miłość życia, tzn Karola.-
Krzysiek ci tak powiedział?
– Nie musiał. Może i wyglądam na głupią, ale dodać dwa do dwóch to
umiem. Często trzymaliście się z Zawadzkim razem, mieliście te same
opinie, śmieszyły was te same rzeczy. Czasem nawet żartowałam z
Krzyśka czy nie jest zazdrosny. Nawet nie wiesz jak bardzo się wtedy
wściekał. Ale nie sądziłam, że mogłabyś być aż tak okrutna i bawić się
jego uczuciami.
– Nigdy tego nie robiłam.
– Tak? Więc nie spotykaliście się tylko na niby i dla mojego dobra żeby
ukryć przede mną twoją miłość do Karola?- broni brata- Słyszałam kiedyś
waszą rozmowę, że to wszystko jest udawane.
– Tak, na początku tak było. Tzn, spotykaliśmy się ze sobą na próbę- dodaje
szybko aby nie pomyślała, że robiliśmy tak tylko dlatego, żeby ukryć
moje uczucie do Karola- Ale potem z twoim bratem połączyło mnie coś
szczególnego.
– Mówisz prawdę?- skinam głową- Więc dlaczego rozstałaś się z nim tak
po prostu? Powiedział mi wszystko o szantażu ojca.
– Nie było mi łatwo- wyznaję szczerze.
– Więc...teraz już go nie kochasz?
– To już minęło.
– Och- robi zawiedzioną minkę niewłaściwie interpretując moje słowa-
Kochasz Karola?
– Tak- jak przyjaciela, dodaję w myślach.
– Bardziej niż Krzyśka?- drąży temat.
– Maja, nie chcę już o tym rozmawiać.
– Dlaczego? Skoro nic do niego nie czujesz...
– Po prostu nie chcę i już.- Bo im mniej będę o nim myślała, tym lepiej.
Poza tym ostatnio zdałam sobie sprawę, że w życiu naprawdę nic nie jest
wieczne. I trzeba godzić się z rzeczywistością, a nie wciąż płakać w
poduszkę za utraconą miłością. Krzysiek definitywnie powiedział mi, że
już nie ma dla nas nadziei. A upokarzając się przed nim i żebrząc o
uczucie czułabym się chyba jeszcze gorzej.
– Więc może go jeszcze kochasz?- pyta z nadzieją. Tak, niewyobrażalnie,
myślę ale na głos mówię.
– Nie da się sterować czyimiś uczuciami nie ważne jak bardzo się chcecytuje
zdanie które kiedyś powiedziałam do jej brata.
Następnego dnia, późnym wieczorem odwiedza mnie ktoś jeszcze. Tylko, że
sama myśl o rozmowie z nim mnie śmiertelnie przeraża. Na dodatek jestem w
domu tylko i wyłącznie z Mariolą, bo rodzice wyszli gdzieś razem (po sześciu
miesiącach nareszcie czują ulgę, więc mogą swobodnie odetchnąć i nie bać się
na myśl o przyszłości)
– Agnieszka, zamknij szybko drzwi. Nie chcę żebyś nim rozmawiałaodzywa
się moja siostra zaniepokojona. A więc jednak mama mówiła jej
o przyczynach naszych kłopotów.
– Nie sądzisz, że tchórząc nie dowiemy się co tak naprawdę myśli i
planuje? Poza tym, już nie musimy drzeć przed nim jak przed Bogiemdodaję
głównie żeby zapewnić o tym siebie. Niepewnie wychodzę z
domu. Nawet nie silę się na jakikolwiek gest przywitania.
– Po co pan tu przyjechał?- pytam gdy tylko jego kierowca odwiedza
otwiera drzwi limuzyny i wyłania się z nich Władysław Kamiński.
Słysząc moje pytanie mierzy mnie bacznym wzrokiem.
– Jeśli myślisz, że ci się udało, bo powiedziałaś mu o wszystkim to się
grubo mylisz- nawet nie sili się żeby w jakikolwiek sposób zatuszować
swoją groźbę.- Ustąpiłem tylko dlatego, że chce wreszcie zakończyć
sprawę z twoją żałosną rodziną i ostatecznie odseparować cię od
Krzysztofa. Ale jeśli myślisz, że pozwolę ci do niego wrócić to jesteś w
błędzie.- Mimo jego groźnego tonu i władczego wyrazu twarzy czuję, że
się nie boję. Bo po rozmowie z Krzyśkiem wiem, że wtedy źle zrobiłam
tchórząc, że zrezygnowałam z niego ze strachu za który przyjdzie mi
zapłacić wiecznym gdybaniem co byłoby gdyby. Uświadamiając to sobie
nagle czuję nieznane mi wcześniej pokłady siły. Siły, na zaciętą walkę z
Władysławem Kamińskim.
– Zrobię co będę chciała.- mówię głównie po to, żeby pokazać mu że nie
robią na mnie wrażenia jego groźby- Już się pana nie boje. Może pan
mówić co chce, to już na mnie nie działa. Może pół roku temu byłam
naiwną, głupią gąską, ale teraz nie jestem.- Starszy mężczyzna uśmiecha
się do mnie z politowaniem.
– Tak? Więc nadal masz nadzieję na to, że zmienię zdanie i że pozwolę
wam być razem?
– Oczywiście, że nie. Zdaje się, że postarał się pan już o to wystarczająco.-
moje stwierdzenie wyraźnie zbija go z tropu.
– Więc zrezygnujesz z niego?
– Nie muszę, bo już nie jesteśmy razem. Może pan być z siebie dumny, bo
postarał się pan o to wystarczająco skutecznie. Tylko chce aby pan
wiedział, że nie rezygnuje z niego bo pan tak chce.
– A więc mój syn wreszcie zmądrzał i nie chce już z tobą być tak?- pyta
domyślnie- Przecież ostrzegałem cię przed tym: nowość zawsze ma tę
zaletę, że jest nowa.
– Niech pan daruje sobie hipokryzję. Doskonale wiem, że więcej obchodzi
pana dziura na drodze niż mój los.
– Bez zbędnych melodramatyzmów. Cieszę się, że w końcu doszliśmy do
porozumienia.
– Nie weszłam ani nigdy nie mam zamiaru wejść z panem w żadne
porozumienie!- wykrzykuję ze złością- Nigdy nie spotkałam tak złego
człowieka jak pan.
– Więc jestem zły bo usiłuje chronić moją rodzinę przed kimś takim jak ty?
– To znaczy przed kim? Przed osobą zakochaną w pańskim synu?- pytam
retorycznie i po chwili dodaje- Wie pan co? Mimo wszystko jest mi pana
szkoda. To smutne, że nigdy nie zaznał pan w życiu miłości skoro ma pan
o niej tak niskie mniemanie.
– Ty bezczelna plebejko!- moje słowa wyraźnie go rozwścieczyły. W
pośpiechu wszedł do auta i nakazał kierowcy odjazd. A ja pomimo jego
ostatnich słów czułam, że tym razem byłam górą w tym starciu.
Po wszystkim z domu wyszła moja zaniepokojona siostra. Szybko objęła mnie,
a ja odwzajemniłam jej uścisk
– W porządku, naprawdę.
– Boże, tak bardzo się bałam o ciebie. Czy on ci groził?
– Nie, choć próbował mnie przestraszyć. Ale ja mu się nie dałam.
– Ja...zadzwoniłam po Krzyśka. Przepraszam.
– Nie ma za co.- uspokajam ją i wchodzimy razem do domu. Zaczynam
ściągać kurtkę- Więc zadzwoń do niego jeszcze raz i powiedz, że nic się
nie stało. Nie chcę go niepokoić.
– Naprawdę nie możecie być razem?- zanim zdążam cokolwiek powiedzieć
nagle czuję delikatny ruch na mojej szyi. Szybko jej dotykam szukając
znajomego ciężaru. Patrząc w dół dostrzegam leżący na podłodze
naszyjnik. Schylając się podnoszę go dostrzegając, że misterna plecionka
urwała się niszcząc splątane ze sobą dwie części.- Dlaczego płaczesz?-
gdy Mariola klęka obok mnie zadając to pytanie dopiero uświadamiam
sobie, że ma rację. „Jak te dwie nici, tak losy nasze złączone zostaną ze
sobą na zawsze.”, przypominam sobie wygrawerowaną dedykację. Tylko,
że te nici już nie są ze sobą złączone. Tak jak losy moje i Krzyśka. I gdy
to sobie uświadamiam nie mogę powstrzymać wybuchu płaczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz