- Wstawaj ty leniu, dochodzi ósma rano!!!- Krzyknął
Hubertowi do ucha Miłosz. Potem roześmiał się gdy tamten odepchnął go tak, że
klapnął tyłkiem na dywan. – No wstawaj, zaraz przegapimy śniadanie. A ty na
dodatek powinieneś być głodny skoro darowałeś sobie wczoraj nawet kolację.
- O ile pamiętam, to kuchnia jest otwarta do
dziesiątej. A jak nie, to pojadę do miasta i tam coś kupię; daj mi spać.-
Odburknął mu rozespanym głosem Skrzyneczki.
- Zapomniałem jaki z ciebie leń: aż dziw że słuchasz
trenera i stosujesz się do jego rad. Ale jak chcesz zachować formę do czasu
rozpoczęcia sezonu sypiając do południa?
- Moja forma nie ma już żadnego znaczenia.-
Westchnął ciężko Hubert na moment pogrążając się w czarnej dziurze jaką jawiła
mu się własna przyszłość.
- Użalanie się nad sobą ci nie pasuje.- Skomentował
to Miłosz. Hubert zacisnął mocno usta by w ten sposób powstrzymać się od
ubliżenia koledze mówiąc coś, czego mógłby później żałować. A przecież Miłosz
na to nie zasłużył. Nie miał bowiem pojęcia o tym, że odnowa kontuzji wyklucza
możliwość kontynuowania przez niego dalszej zawodowej kariery siatkarskiej; że
nie wystarczy tylko rehabilitacja i pozytywne nastawienie. I że wcale nie
chodzi o to, że trener wstępnie- być może coś podejrzewając- rozmawiał z nim o
sprawdzeniu umiejętności jego zmiennika umieszczając go w pierwszym składzie.
Ale jak miał powiedzieć to wszystko Miłoszowi? Skoro teraz kumple obchodzili
się z nim jak z jajkiem jak będą się zachowywać wtedy gdy poznają prawdę? Już
wolał by myśleli że jego stan wynika z urażonej godności decyzją trenera
płynącej z egoizmu i wybujałej miłości własnej aniżeli się nad nim użalali. Gdy
resztki alkoholu wyparowały z jego głowy zdał sobie sprawę, że z dużym
prawdopodobieństwem nawet ten „spontaniczny wyjazd” wcale nie był aż tak
spontaniczny. Pewnie jego manager coś wyniuchał, pomyślał Hubert. Zauważył że
był załamany nawet jeśli jemu samemu wydawało się, że podczas ostatniej rozmowy
z nim zachowywał się normalnie. Ale Adrian nie dał się zwieść.
- Nie użalam się nad sobą: po prostu chcę pospać
skoro rzekomo jestem na ostatnich wakacjach przed sezonem siatkarskim. Potem
czekają mnie mordercze treningi.- Taaaa, jasne. Już widział te treningi gdy
lekarz kadry zobaczy jego dokumentację medyczną. Na bank nie da mu wejść na
boisko skoro nie wiadomo w której chwili może zawieść drużynę.
- Posłuchaj, wiem że nie jesteś
gotowy o tym gadać.- Nie dał się zbić z pantałyku Miłosz. Hubert natomiast
zastanawiał się jak długo uda mu się utrzymać własny stan w tajemnicy. Ile
czasu minie nim jego lekarz podzieli się informacją z jakimś swoim
współpracownikiem a ten sprzeda tego newsa do gazet. I przecież musiał
powiedzieć trenerowi prawdę jeszcze przed sezonem: nie wspominając o tym, że
przed zawodami będzie musiał poddać się badaniom przez lekarza kadry
siatkarskiej. A nawet jeśli jakimś cudem uda mu się tego uniknąć to nikt kto
zna się na siatkówce widząc jego grę nie będzie miał wątpliwości. Wtedy prawda
wyjdzie na jaw tak czy inaczej. Inna sprawa, że nie mógłby oszukać trenera ani
tym bardziej drużyny. Po prostu postąpiłby wtedy jak egoistyczny dupek
sprowadzając na nich wspólną porażkę. Ale już rok temu gdy staw kolanowy dawał
mu się we znaki na boisku sprawiając, że w ostatniej połowie finałowego meczu
musiał zejść z boiska, niejeden lekarz przed rehabilitacją informował go, że
długo tak nie pociągnie sugerując, że dla niego samego dobrze byłoby gdyby
miniony sezon by tym ostatnim. On jednak uparł się, że wszyscy się mylą: że to
zwykła odnowa kontuzji: dwa lub trzy miesiące i po problemie. Z czasem, gdy
postępy nie były tak szybkie jakby na to liczył- co zapowiadali zresztą lekarze-
pocieszał się, że najwyżej zagra jeszcze jeden sezon. Jeden super sezon i
odejdzie z godnością a nie jak przegrany. Zwłaszcza, że ten poprzedni nie był
dla niego zbyt udany; sam musiał przyznać że grał bardzo nierówno. Hubert nie
chciał być pamiętany jako przeciętniak którego karierę przerwała kontuzja:
chciał odejścia w glorii i chwale należnej sportowcowi należnej za jego liczne
wyrzeczenia i osiągnięcia. W końcu miał się czym chwalić. Niejeden
trzydziestolatek w jego wieku pracował w byle jakiej pracy i mieszkał w byle
jakim mieszkaniu. A on zdobył tytuł mistrza juniorów w wieku 19 lat wywalczając
razem z drużyną również tytuł mistrza świata drużyn do 21 lat. Do tej pory
pamiętał ten moment gdy tuż po finałowym
meczu trener przekazał mu informację, żeby nie liczył na odpoczynek, bo za
kilka dni dołączy do kadry seniorów szykujących się do mistrz Europy. I tak: on,
niespełna dwudziestoletni chłopak zagra w reprezentacji narodowej obok takich
gwiazd jak Fabian Drzyzga, Łukasz Żygadło, Zbigniew Bartman czy Dawid Konarski
jako najmłodszy siatkarz w historii. To było coś więcej niż spełnienie marzeń:
to był sen, w którym wraz z drużyną zdobyli dwa medale świata i trzy złote medale
Europy z którego teraz po niespełna dekadzie ta cholerna kontuzja go wybudziła.
I co miał teraz począć? Tak po prostu zejść ze sceny pokonanym przez własne
ciało by ludzie zapamiętali go jak przegranego? Przecież nikt po fakcie nie
będzie pamiętał o tych sukcesach mówiąc o nim wyłącznie w kontekście kontuzji i
brutalnie przerwanej kariery sportowej. Bo liczyło się nie to jak zaczął, ale
jak skończył. Zawsze.- Ale z drugiej strony Hubert: uważam że jeśli to z siebie
wywalisz będzie ci łatwiej.
- Miłosz zejdź ze mnie. Tu nie ma do cholery o czym
gadać: miałem kontuzję, nie ostatnią i nie pierwszą: wiemy na co jesteśmy
narażeni z racji wykonywanego zawodu. Ty sam dwukrotnie miałeś wybity bark i
zerwane ścięgno, prawda? A pomniejszych stłuczeń i skręceń nawet nie będę
liczyć.
- Tak, ale wiem o twojej ambicji: ty zawsze musisz
dać z siebie sto procent, zawsze być najlepszy. Tylko uważaj żeby ona za bardzo
nie urosła i cię nie zgubiła.
- Jezu, już od rana zaczynasz z tymi swoimi
gadkami?! Dobra, dobra: już wstaję, tylko błagam: skończ te mędrokowanie. –
Wykrzyczał Hubert otwierając w końcu oczy. Potem przeciągnął się siadając na
łóżku i spojrzał na sportowy strój kolegi.- Biegałeś?
- Aha. I podziwiałem wschód słońca. Udało mi się
nawet zamienić parę słów z właścicielką. Chyba też jest rannym ptaszkiem, bo
mega wcześniej zaczyna pracę. Było po szóstej gdy ją spotkałem.
- Może dba o interes.- Skomentował to tylko Hubert,
choć zaczął się zastanawiać czy Hanka wciąż mieszka na ostatnim piętrze hotelu
tak samo jak 6 lat temu z matką w trzech przerobionych hotelowych pokojach:
jednym na kuchniosalon i kolejnych na dwie sypialnię. Nie wiedzieć czemu był
więcej niż pewny, że tak jest. Przynajmniej zanim przypomniał sobie o „drobnym
szczególne” zwanym jej mężem. Z tym całym Kacprem musiałoby być im być tam
ciasno.
- Pewnie tak. Ale widać, że to lubi: od rana uśmiech
nie schodził jej z twarzy. Dobra, idę pod prysznic. A ty zastukaj do chłopaków:
niech też zbierają tyłki. Po śniadaniu zwiedzimy trochę pięknych okolic. To
powinno ci dobrze zrobić.- Hubert niechętnie przytaknął. Najpierw jednak
sięgnął po telefon i wykręcił numer Adriana. Nawet jeśli się nie mylił i to on
był inicjatorem tej wycieczki, nie mógł mieć mu tego za złe. Nie po tym co dla
niego zrobił w przeszłości.
6 LAT WCZEŚNIEJ
Hania biegłą tak szybko, że brakowało jej powierza w
płucach. Słyszała dookoła siebie krzyki i głosy, ale nie chcąc tracić cennych
sekund nie oglądała się za siebie. Inna sprawa, że takie manewry zwykle tylko
przeszkadzały zawodnikowi aniżeli pomagały. Jeśli piłeczka palantowa ma cię
dosięgnąć, tak się stanie czy ją dostrzeżesz czy też nie.
- W bazie!- Krzyknęła w końcu niemal upadając z
wysiłku. Mama pewnie znowu będzie na nią wrzeszczeć, że grają na otwartej
przestrzeni w taki upał, ale to był jedyny termin który pasował wszystkim
zainteresowanym. Nawet jeśli było to w sobotę w południe.
- Super, mamy trzy punkty!- Obwieściła Gosia. I jak
zwykle w takich momentach przeciwna drużyna zaczęła protestować. Szczególnie
Kacper, który choć sam chciał włączyć się do „gry małolatów” teraz stroił
wielkie fochy.
- Orzełku wracaj na trzecią bazę: nie zdążyłaś.-
Zakomunikował.
- Hej, nie nazywaj jej tak.- Włączył się w spór
Patryk.
- Będę na nią mówił tak jak mi się podoba. No już,
cofnij się.
- Sam się cofnij: byłam za linią zanim zjawiła się
piłka.- Hania nieco dziecinnie wypięła język.
- Nieprawda sam widziałem, że było inaczej. No już:
cofnij się…- Dyskusja zaogniała się jeszcze bardziej gdy dołączały do niej
następne osoby. Szczególnie gdy personalne „wycieczki” zaczęły sprowadzać ją do
mniej chlubnego miana podwórkowej wrzawy. I chwilę później kłócił się już każdy
z każdym. Tyle, że utarczka Patryka z Kacprem skończyła się na czymś więcej niż
słownej agresji, gdy ten pierwszy w odpowiedzi na „pieprzonego dzieciaka” nazwał
go „głupim studenciakiem”. Wówczas Kacper złapał młodszego od siebie kolegę za
koszulkę próbując unieść go do góry. Hanka natychmiast wtrąciła się w ten spór
w ostatniej chwili rozdzielając mężczyzn od siebie. Na szczęście ta interwencja
nieco ostudziła mordercze zapędy Jakubiaka: odchodząc rzucał jeszcze w stronę
Patryka inwektywy mrucząc na koniec coś o facetach którzy potrzebują ratunku od
kobiet. Dla Hani ważne jednak było, że jej przyjaciel nie doznał żadnego
uszczerbku.
- Nic ci nie jest?- Spytała go gdy otrzepywał się z
pyłu gdy został popchnięty przez Kacpra.
- Nic.- Burknął jej Patryk. Dziewczyna nie zauważyła
nic niewłaściwego w tym, że jej wyciągnięta dłoń została zignorowana: uznała po
prostu że jej nie zauważył.
- Dupek z niego, nie? Wszędzie tylko szuka okazji do
bitki…Hej, zaczekaj czemu tak szybko idziesz? Jeśli chcesz chodźmy na górę to
obmyję ci to skaleczenie na kolanie wodą utlenioną.
- Nic mi nie jest, już mówiłem.- Powtórzył chłopak
gniewnym tonem.
- Gniewasz się na mnie?- Spytała Hanna z
niedowierzaniem.
- Po co się wtrącałaś?
- Żeby nie zbił cię na kwaśne jabłko, głupku!
- Więc uważasz, że jestem taką ofermą że nie umiem
się bronić?
- Nie, ale on jest starszy i…
-…i co: to daje ci prawo żeby mnie ośmieszać przez
resztą?- Słysząc to Hania dyskretnie rozejrzała się dookoła: szczerze mówiąc
nie zauważyła żeby ktokolwiek ze znajdujących się tutaj osób śmiał się z
Patryka. Ale przynajmniej już wiedziała w czym rzecz. Ach ta męska duma,
pomyślała uśmiechając się.
- Patryk, daj już spokój. Chodźmy grać dalej.
- Dzięki, ale wracam do domu. Obiecałem tacie pomoc
w skoszeniu trawy.
- Hej, serio się na mnie gniewasz? Patryk! Patryk!
- Zostaw go.- Zaleciła Gośka, gdy tamten zdążył się
już wystarczająco oddalić.- Czasami stroi fochy jak małe dziecko. Gramy dalej?
I tak gra trwała najlepsze choć Hania zaczęła po
trochu rozumieć punkt widzenia swojego kolegi: najpewniej on uważał że zbłaźnił
się przed dziewczyną która mu się podoba. Tym bardziej gdy zobaczyła jak
mimowolnie drgnął dosłyszawszy opinię Gośki o sobie samym (widać nie oddalił
się na tyle by tego nie usłyszeć). Ale to nie zmieniało jej zdania o sensie tej
bijatyki. Ona sama na przykład, uważałaby chłopaka który jej zapobiegł za kogoś
odpowiedzialnego, rozsądnego i dojrzałego, ale chłopcy często mieli na ten
temat inne zdanie. Ba nawet jej
przyjaciółka Paula nie kryła się z tym, że jeśli miałaby całe życie „męczyć”
się z nudnym przewidywalnym facetem, wolałaby już emocjonującą kilkuletnią
przygodę z przystojnym turystą. Ale miała tyko 20 lat (jakby ona sama miała ich
więcej!) więc nie do końca mogła mieć właściwy obraz sytuacji.
Po skończonej zabawie, cała spocona i zmęczona
wzięła szybki prysznic po czym chwyciła z kuchni hotelowej chrupiący jeszcze
fragment pajdy cieplutkiego chleba. Ach, mimo upału kuchnia pani Renaty
zdołałaby namówić do jedzenia nawet największego niejadka a ona do nich nie
należała. Potem, jeszcze z niedojedzoną bułką, zmieniła siedzącą w recepcji
panią Iwonę. Zrobiło jej się smutno gdy zauważyła z jaką ulgą starsza kobieta
mogła opuścić swój posterunek. Szybko jednak musiała przyoblec na twarz
uśmiech, gdy zjawili się państwo Karolakowie z córką szykujący się do
wykwaterowania. A potem jeden ze stałych bywalców, pan Zbyszek. Pod pozorem
spytania o miejsce pobytu innego z gości, pana Henryka wdał się w nią w
pogawędkę wracając myślami do wydarzeń sprzed wielu lat. I choć znowu opowiadał
jej historie, które dobrze znała (często je powtarzał) nie miała serca mu tego
mówić czy przerwać. Wręcz przeciwnie: jej zdziwienie obrotem sytuacji podczas oblężenia
stolicy w 1939 czy ból który czuła słuchając o krwawym poniedziałku w
Częstochowie gdy żołnierze Wehrmachtu zastrzelili na ulicach prawie pól tysiąca
mieszkańców były autentyczne. Czasami zdawało jej się, że nawet gdyby słuchała
tych historii miliony razy nigdy nie mogłaby przejść obok tych wydarzeń w pełni
obojętne. Cierpienie zawsze pozostanie cierpieniem, czas może sprawić że co
najwyżej przyblaknie we wspomnieniach. Zwłaszcza gdy się z nimi pogodzimy.
Pół godziny później Hania została poproszona o
sprzątnięcie rozlanego soku w jednym z pokoi- to pani Barbara zasłabła
wzbudzając w innych gościach zaciekawienie gdy w hotelu zjawiło się pogotowie.
Na szczęście diagnozą był „tylko” panujący upał i duchota także zarówno ona jak
i jej towarzysz pan Jarek mogli odetchnąć z ulgą. Ona sama mogła udać się do
jadalni by zacząć przygotowywać szwedzki stół na kolację zrobioną przez
kucharę. Zanotowała sobie jednak w pamięci by pani Basi przynieść do pokoju coś
lekkiego. Gdy wszystko było gotowe, „odmeldowała” się kucharce kierując się do
wąskiego schowka na przybory do sprzątania. Miała jednak nadzieję, że dzisiaj
Joannie udało się już uporać z większością pokoi: z tego co widziała w księgach
dziś nastąpiły tylko dwa wykwaterowania. Ale za to trzeba było sprawdzić i
przygotować trzy inne pokoje na przyjazd nowych gości. No i posprzątać
łazienki. Te trzeba było kontrolować częściej.
Wchodząc na ostatnie piętro hotelu, które służyło im
za mieszkanie, Hania czuł się mega zmęczona: było po dziesiątej. A i tak na
górze światło sączące się spod drzwi sypialni matki, powiedziało jej że dla
niej ten dzień się nie zakończył. Delikatnie stukając do drzwi rozchyliła je
lekko widząc zgarbioną postać mamy ślęczącą nad jakimiś dokumentami. Widząc twarz
Hani, pani Irena uśmiechnęła się lekko, bo pomimo upływu lat na widok córki
zawsze reagowała w ten sam sposób: ogarniał ją jakiś wewnętrzny spokój a ciepło
rozlewało się jakby w głębi jej serca. Córka była jej jedyną dumą i nigdy nie
przestanie dziękować za nią Bogu i losowi, nawet jeśli inni uważali inaczej.
- Dopiero teraz skończyłaś sprzątać pokoje? Trzeba
to było zostawić na jutro: myślałam, że jesteś u Sylwii.
- Wiem, ale chciałam zostawić sobie odpoczynek na
niedzielę. Ty jeszcze pracujesz?
- Tylko planuję następną dostawę i opłaty za
faktury. Też się zaraz kładę. Zamykałaś na klucz wszystkie drzwi na parterze?
- Chyba zapomniałam o tych tylnych.- Skłamała Hania znajdując dobry pretekst do nocnego podjadania.- Zaraz wracam.
- Chyba zapomniałam o tych tylnych.- Skłamała Hania znajdując dobry pretekst do nocnego podjadania.- Zaraz wracam.
- Dziękuję kochanie.
I tak Hania, choć jeszcze chwilę temu padała ze
zmęczenia, znalazła w sobie siłę by zejść na partner. Tyle, że na schodach koło
drugiego piętra zobaczyła jakąś wysoką postać.
- Dobry wieczór, może w czymś pomóc?- Na dźwięk
jakiegoś głosu Hubert z wrażenia wypuścił jedną z kul z ręki.
- Jasna cholera, ale mnie przestraszyłaś. –
Powiedział gdy straszycielką okazała się być pracownica hotelu, Hania która
teraz zbliżyła się do niego by podać mu jedną z leżących na ziemi kul. –
Dzięki.
- Drobiazg.- Mrugnęła. Mimo później pory i
panujących ciemności jego oczy zdążyły przyzwyczaić się do nich, bo dostrzegł
duże cienie wokół oczu i zmęczenie na twarzy dziewczyny.
- Nocna zmiana?
- Właściwie już skończyłam. Ale jeśli czegoś sobie
życzysz mogę ci przynieść. Tobie pewnie trudno będzie pokonać schody w takim
stanie, Karolu. Niestety nie mamy tutaj windy.
- Co…? Ach…- W pierwszej chwili Hubert zapomniał o
podrywie na „nie znam cię”, ale szybko przypomniał sobie imię które podał
wówczas tej całej Hance. Że też tak długo chciało jej się w to grać.- …nie,
niczego nie potrzebuję chciałem tylko rozprostować kości.- Dodał szybko.
Zauważył, że dziewczyna zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów. Potem zrobiła to
raz jeszcze.
- Och, przepraszam: po prostu jesteś mega wysoki. Do
tej pory widziałam cię tylko na łóżku albo wózku i nie wiedziałam że…- Urwała
niezręcznie gestykulując coś dłońmi. Hubert się roześmiał.
- Dokładnie całe dwa metry jak Paweł Zagumny.-
Pochwalił się. Hania domyśliła się, że jej towarzysz w tej chwili pewnie
porównuje się do jakiegoś sportowca.
- Więc mógłbyś być koszykarzem. Albo siatkarzem:
chociaż oni zdaje się potrafią być jeszcze wyżsi.
- Muszę to kiedyś rozważyć.- Choć pewnie i tak nie
mogła tego dostrzec, Hubert mrugnął do niej okiem kontynuując tę śmieszną grę.
Ale był ciekaw jak daleko to się posunie. – Choć pewnie na grę zawodową byłbym
już za stary nie sądzisz?
- Pewnie tak, ale kompletnie nie znam się na sporcie
zawodowym: mój kumpel Patryk ciągle śmieje się ze mnie gdy co rok musi mi
tłumaczyć czym jest spalony bo nie jestem w stanie tego zapamiętać. Ale nie
jestem też zapalonym kibicem. Poza tym, zawsze można coś robić tylko dla
frajdy, prawda? Nie trzeba od razu być zawodowcem. Oj, ale zdaje się że
wyszedłeś bo czegoś potrzebujesz. Jesteś głodny? Przynieść ci coś z kuchni?
- Nie, dzięki. Tak naprawdę chciałem tylko
rozprostować kości. Ale to możliwe o tej porze? Kuchnia hotelu jeszcze pracuje?
- Skąd.- Hania machnęła ręką posyłając mu uśmiech od
ucha do ucha.- Ale właśnie dlatego jest możliwe małe podkradzenie zapasów. Pani
Renaty, czyli kucharki już nie ma w jej królestwie, więc myślę że by niczego
nie zauważyła. A jeśli już to wiedziałaby że to ja jestem za to odpowiedzialna.
Wiem, że niezdrowo jest jeść późnym wieczorem, ale nic na to nie poradzę że nie
jestem głodna w porze kolacji. Teraz też pod pretekstem zamknięcia drzwi na
parterze chciałam coś zwinąć ze spiżarki. Więc?
- Nie, nie jestem głodny.- Przyznał Hubert z żalem,
bo zawsze byłaby to jakaś okazja do wydłużenia rozmowy.- Ale chętnie napiłbym
się soku.
- Jasne. Więc poczekaj: zaraz wracam.- Hania szybko
przystąpiła do działania praktycznie zbiegając ze schodów. Nie wydały one
jednak zbyt wielkiego hałasu, ponieważ dziewczyna wydawała się zręcznie omijać
skrzypiące miejsca. Hubert pomyślał, że to miejsce – i ta dziewczyna- są
naprawdę dziwne. Takie sytuacje nie przytrafiały mu się w życiu, a nocował w
niejednym hotelu. Po kilku minutach, podczas których dla własnego
bezpieczeństwa oddalił się od schodów, spostrzegł swoją złodziejkę jedzenia. W
ręku dzierżyła kawałek jakiegoś drożdżowego placka i sok.
- Proszę. Niestety nie mam szklanki, mam nadzieję że
to nie problem.
- Dzięki. Mogę cię jeszcze o coś prosić?
- Tak?
- Pomogłabyś mi z transportem tego soku do pokoju?
Obie ręce mam zajęte przez kule.
- Rany, jasne.- Gdy dziewczyna w geście pokazania
swojej niedomyślności klepnęła się dłonią w czoło, Hubert ledwie powstrzymał
się od śmiechu. – Czasami jestem bezmyślna. Ale może to ta późna pora, bo
jestem mega zmęczona.- Gdy zaczęli iść powoli zbliżając się do jego pokoju,
zaczął się zastanawiać jak ją zatrzymać w pokoju na dłużej. Oczywiście w żadnym
zdrożnym celu: nawet gdyby był w pełni sprawny fizycznie a ona chętna na
romans, nie skorzystałby z okazji. Nie żeby po związku z Klarą czuł że ma
złamane serce albo jest zbyt wcześniej: po prostu ta cała Hania nie była kimś
kto budziłby w nim fizyczne zainteresowanie. Ale rozmowa z nią to zawsze jakieś
urozmaicenie od nudy.
- No tak, późna pora a ja cię jeszcze zatrzymuję…-
Granie na sumieniu i udawanie poczucia winy było tak starym i prostym trikiem,
że Hubert zawsze dziwił się co do jego skuteczności. Tak samo jak teraz.- …ale
bezczynność w połączeniu z bezsennością to takie combo którego nie sposób
znieść.
- Rozumiem cię: pani Zosia też potrafi pół nocy przeleżeć wpatrzona w okno.
- Kto?
- Jedna z gości hotelu: twierdzi że cierpi na bezsenność od młodzieńczych lat i przyzwyczaiła się do sypiania pięciu godzin na dobę, ale ja jej nie wierzę. No bo jak można się do tego przyzwyczaić? Ja potrafię zasnąć po minucie od przyłożenia głowy do poduszki. No proszę: jesteśmy na miejscu: postawię sok koło łóżka. A co tobie pomaga w takich sytuacjach? Pani Zofia uważa, że tabletki z melatoniną nie działają, a dodatkowo mają dużo skutków ubocznych więc je odradza.
- Jedna z gości hotelu: twierdzi że cierpi na bezsenność od młodzieńczych lat i przyzwyczaiła się do sypiania pięciu godzin na dobę, ale ja jej nie wierzę. No bo jak można się do tego przyzwyczaić? Ja potrafię zasnąć po minucie od przyłożenia głowy do poduszki. No proszę: jesteśmy na miejscu: postawię sok koło łóżka. A co tobie pomaga w takich sytuacjach? Pani Zofia uważa, że tabletki z melatoniną nie działają, a dodatkowo mają dużo skutków ubocznych więc je odradza.
- Hm…ja zazwyczaj oglądam wtedy jakiś film.- Skłamał
Hubert, bo prawdę mówiąc też zasypiał po kilku minutach od wejścia do łóżka
(jeśli oczywiście był w nim sam i robił to z zamiarem snu). Co było dużym
ułatwieniem ze względu na ciągłe życie w rozjazdach.
- O, sztuczne światło też podobno nie jest dobre w
takich sytuacjach: rozbudza i zaburza regulację rytmu dobowego organizmu. No
wiesz: twojemu organizmowi wydaje się, że
jest dzień.
- Jesteś prawdziwą skarbnicą wiedzy.- Roześmiał się
Hubert ostrożnie siadając na łóżku tak by nie urazić złamanej nogi.
- Nabijaj się dalej, ale to akurat pewne źródło od
lekarza. Co prawda pan Grzesiek leczył serca bo był kardiologiem, ale myślę że
zna się na rzeczy. Ma do nas przyjechać za cztery dni to wtedy dokładnie go o
to spytam.
- Jeszcze jeden znajomy gość hotelu?
- O tak: tutaj miewamy głównie takich. Ty, jako „ten
tajemniczy” jesteś wyjątkiem.
- Ten tajemniczy?
- No tak: twój ojciec zalecił by nikt nie wiedział że tutaj jesteś. Z kolei moja mama osobiście poprosiła, by sprzątali u ciebie tylko stali pracownicy bądź ja a nie moi koledzy którzy zwykle w wakacje dorabiają sobie na wakacje wzmagając tylko konspiracyjne wrażenie. Powiedz: jesteś świadkiem koronnym? Albo jakimś tajnym agentem rozpracowującym plany zamachu terrorystów?
- No tak: twój ojciec zalecił by nikt nie wiedział że tutaj jesteś. Z kolei moja mama osobiście poprosiła, by sprzątali u ciebie tylko stali pracownicy bądź ja a nie moi koledzy którzy zwykle w wakacje dorabiają sobie na wakacje wzmagając tylko konspiracyjne wrażenie. Powiedz: jesteś świadkiem koronnym? Albo jakimś tajnym agentem rozpracowującym plany zamachu terrorystów?
- Obawiam się, że będę musiał cię rozczarować.
- Nie, nie,
nie: nic o sobie nie mów: to że nie znam prawdy jest ekscytujące samo w sobie
bo moja wyobraźnia nie zna granic.- Zastrzegła Hania śmiejąc się przy tym.-
Gdybym znała prawdę i rzeczywiście okazałaby się ona nieprawdopodobna i tak by
mnie rozczarowała, bo w mojej głowie mogło zdarzyć się wszystko. Po prostu
nieznane zawsze budzi ciekawość, prawda? Dzieci wkładające palce blisko ognia,
nastolatki palące swojego pierwszego papierosa…to nielogiczne, ale po prostu
sami chcemy naocznie przekonać się nawet o nierozważnych skutkach jakiegoś
zdarzenia. Wiemy, że coś nas sparzy albo będzie potwornie bolało, ale chęć
doświadczenia tego jest jakoś perwersyjnie kusząca. Chociaż moja mama lubi
powtarzać, że mądrzy ludzie uczą się na cudzych błędach a tylko ci głupi na
swoich. I pewne to prawda, ale z drugiej strony- gdzie tu cała frajda z
popełnienia głupstwa?
- Chyba jesteś więc bardzo odważną osobą?
- Ależ skąd. – Dźwięk jej śmiechu był tak przyjemny,
że Hubert przyłapał się na tym że chętnie go u niej wywołuje.- Boję się wielu
rzeczy. Ale jestem bardzo impulsywna i często zamiast pomyśleć najpierw robię.
Aha, i czasami lubię sobie pożartować. Tak cię tylko informuję żebyś nie
pomyślał, że siedzisz tu sobie z wariatką. Chociaż moje przyjaciółki czasami
mówią, że jestem dziwna. Ale dość o mnie, bo oprócz epitetów którymi sama
siebie określiłam nie chciałabym dorzucić egoizmu. Teraz twoja kolej
podzieleniem się jakąś myślą.
- Zdaje się, że jeszcze chwilę temu kazałaś nie
zdradzać mi nic o sobie żebym dalej pozostał „tajemniczym gościem” nie rozczarowując
cię.
- To się tyczyło faktów. A mnie chodzi o coś
związanego z tobą i twoją głową. Na przykład: najbardziej żenująca sytuacja w
twoim życiu, najdziwniejszy sen, na jakim filmie płakałeś po raz pierwszy,
jakiej piosenki słuchałbyś w kółku przez cały miesiąc gdybyś był do tego
zmuszony…takie tam nieistotne pytania. Choć notabene ja uważam, że z takich
pytań można dowiedzieć się o człowieku więcej niż by sam powiedział gdyby zadać
mu to pytanie wprost. I tak pod pytaniem o żenujący moment życia kryje się tak
naprawdę pytanie o twoje lęki. Więc gdy opowiadasz mi historię jak to w
dzieciństwie podczas świąt Bożego Narodzenia mówiąc wierszyk dla Mikołaja się
przejęzyczyłeś a wszyscy członkowie rodziny śmiejąc się z tego wypominają ci to
aż po dziś dzień, wiem że boisz się odrzucenia i odniesienia porażki.
Najdziwniejszy sen dodatkowo może zdradzić twoje marzenia, pragnienia czy cele,
a z nich można wysunąć wniosek jakim jesteś człowiekiem i co jest dla ciebie
ważne. Film na którym płakałeś po raz pierwszy zdradza z kolei twoją
wrażliwość, to co cię porusza.
- Więc lubisz bawić się w psychologa?
- Ja nazywam to praktyczną nauką o świecie i
ludziach. I lubię analizować, a niektóre czynności w hotelu można wykonywać
mechanicznie tak, że mam wtedy dużo czasu na rozmyślanie. Rany, teraz na pewno
musisz mieć mnie za dziwaczkę. – Żachnęła się w pewnym momencie Hania zajadając
kawałkiem drożdżówki.- Ale jakoś…łatwo się z tobą rozmawia.
- W takim razie jesteś pierwszą osobą która tak
uważa.- Oznajmił Hubert nie dodając przy tym, że to głownie ona mówiła podczas
tej rozmowy; nie chciał jej zawstydzić jeszcze bardziej. Ale z drugiej strony
nie znosił gaduł i mądrali a za taką właśnie w innych okolicznościach uznałby
Hankę. Tyle, że nie wydawało mu się, że ona się w jakiś sposób popisuje: tak
naturalnie używała słów których w jej wieku z pewnością mało kto by użył. Takich
jak notabene. No i wplatała historyjki o dawnych gościach hotelu znając ich
imiona- oczywiście równie dobrze mogłaby je zmyślić- Hubert i tak nie byłby w
stanie tego teraz zweryfikować, ale jednocześnie przecież podawała myśli tych
osób, więc chcąc się pochwalić przypisałaby je raczej sobie. Na dodatek te jej
analizy i rozkładanie na czynniki pierwsze byłoby może nieco irytujące czy też
spłycające gdyby nie były aż tak trafne. A tak trafnych opinii nie wydaje
przecież ktoś kto gdzieś coś kiedyś przeczytał przypisując sobie dane zdanie.
One wynikają z dojrzałości, czasu i rzeczywistych częstych refleksji człowieka
nad sobą i znajomości ludzkiej natury, której mogła się uczyć przy licznych
gościach hotelu w przeszłości. Zresztą sama przyznała się do tego podczas ich
pierwszej rozmowy.
- W takim razie to pewnie ta późna pora. Paula
czasami żartuje, że to dobrze że nie piję alkoholu, bo skoro na trzeźwo
potrafię bawić się w filozofa po procentach byłabym zbyt trudna do strawienia.
- Paula to jeszcze jedna ze stałych pensjonariuszek?
- Nie, to z kolei moja przyjaciółka. Znamy się
jeszcze od podstawówki. Poznałbyś ją, bo do tej pory często pomagała tu podczas
sezonu wakacyjnego, ale tym razem pojechała na obóz. Stwierdziła, że to
ostatnia okazja do wakacji, skoro skończyłyśmy szkołę i zaczęło się prawdziwe
życie.- Kończąc tę myśl Hania ziewnęła zasłaniając dłońmi otwarte usta. Potem
wstała z dywanu na których dotychczas siedziała nie do końca zdając sobie
sprawę z tego kiedy w ogóle na nim usiadła.- No, a teraz nie przeszkadzam. I
tak byłeś tak miły że wysłuchałeś moich słodko-gorzkich żali bez narzekania. A
i ja padam ze zmęczenia.
- Mówiąc szczerze to i tak nie mam tu za wiele do
roboty i nudzę się jak mops, także ta rozmowa byłaby miłym urozmaiceniem nawet
gdybyś była prawdziwą nudziarą.
- Rany, w takim razie rzeczywiście musiałeś się mega
nudzić żeby moje towarzystwo uznać za miłe urozmaicenie.- Zażartowała sama z
siebie zdradzając dystans również do jego niefortunnego stwierdzenia. Mimo to
Hubert czuł się w obowiązku sprostować:
- W innych okolicznościach też uznałbym je za
ciekawe.
- Sprawa wątpliwa, ale doceniam próbę bycia miłym.
Dobranoc Karolu.
- Dobranoc Haniu. Aha, ktoś…rodzice przyjadą po
ciebie, prawda? Dochodzi jedenasta.
- Spokojnie, mam bardzo blisko.- Dziewczyna
obdarzyła go jeszcze jednym uśmiechem. Ale mimo że Hubert daleki był od
ględzenia i trucia poczuł że bagatelizowanie długości drogi stwarza niepotrzebne
ryzyko. Tym bardziej dla młodej dziewczyny.
- Wiesz, coś złego może się spotkać nawet tuż po
wyjściu z hotelu. Na przykład ktoś może zajść cię od tyłu i…i na przykład pobić
już podczas zamykania wyjściowych drzwi.
- Zgadza się, ale ja nawet nie będę musiała
wychodzić. Mieszkam na ostatnim piętrze hotelu. Dziękuję za troskę.
- Drobiazg.- Mrugnął czując się absurdalnie w roli
tego rozważnego. Ale o dziwo mówił szczerze.
OBECNIE
Hania obiecała sobie, że jeśli rekrutacja nowej
pracownicy sezonowej przebiegnie pomyślnie i dość sprawnie, nie będzie uciekać
przed własnymi obowiązkami tylko dlatego, żeby przypadkiem nie spotkać Huberta.
I dlatego dzisiejszego poranka będzie obsługiwać bufet podczas śniadania w
jadalni dla gości. W skrytości ducha sądziła jednak, że nie uda jej się ta
szybko znaleźć odpowiedniej kandydatki. Ale Natalia okazała się być młoda,
bystra i ciekawa świata tak jak ona sama w jej wieku. I choć była dopiero
trzecią potencjalną pracownicą na to miejsce, to Hanna już wiedziała, że to
właśnie ją zatrudni. Nie pozostało jej więc nic innego niż szybkie sprawdzenie
własnego wyglądu w lustrze i zejście na dół. Wtedy jednak przypomniała sobie o
robotnikach: wczoraj przekazała im co prawda informacje o sąsiadach którzy
zajęli nowe pokoje we wschodniej części i konieczności zachowywania się cicho,
ale wolała to sprawdzić sama. Nie było to jednak potrzebne, bo zastała tam
Igora, który nadzorował całą pracę. I jemu mogła przecież ufać. Ponadto nie
przywitały ją żadne głośne hałasy a gładkie ściany szykujące się na malowanie.
Młoda kobieta uśmiechnęła się do siebie, bo wyglądało to coraz lepiej: powinni
więc zdążyć ze wszystkim do czasu rozpoczęcia sezonu.
Dziesięć minut później wydawała z kuchni do jadalni dania
szykując się do pory śniadaniowej informując szybko Paulę, że ją zastąpi a ona
może wracać do pracy na recepcji. Nie uspokoiła się jednak do czasu zjawienia
się pierwszych gości: młodego małżeństwa z pięcioletnią córeczką oraz nowo
zakwaterowanej wczoraj czteroosobowej grupy dziewcząt. Zwykle lubiła dowiedzieć
się czegoś więcej o swoich gościach w żaden sposób nie będąc przy tym nachalną czy wścibską, więc i tym razem
podchodząc do ich stolika, jeszcze raz przywitała je życząc miłego pobytu
niezobowiązująco pytając o cel pobytu. I tak chwilę później, nalewając im
herbatę i kawę dowiedziała się, że wyjazd jest dla nich odpoczęciem od trudów
sesji i studenckiego życia (jedna z nich, wyjątkowo szczupła blondynka wręcz
zmonopolizowała w pewnym momencie rozmowę opowiadając anegdotę o pewnym
profesorze, który przyłapany na błędzie nie tylko się do niego nie przyznał,
ale jeszcze ukarał blondynę koniecznością napisania eseju; Hania wyraziła wtedy
swoje ubolewanie). Ponadto wszystkie lubią aktywnie spędzać czas. W związku z
tym Hania udzieliła im wskazówek co do miejsc, które warto tutaj zobaczyć a
także kilku stoków w zależności od stopnia trudności i posiadanych
kwalifikacji. I po chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
zapomniała o swoich głupiutkich strachach przed…dawnym znajomym. Tym bardziej,
że jadalnia stopniowo zaczęła zapełniać się schodzącymi się głodnymi gośćmi,
więc chcąc nie chcąc musiała skupić się na serwowaniu jedzenia dbając o
preferencje swoich gości. Bo pani Basia piła kawę tylko z mlekiem bez laktozy
(w innym wypadku, jak kiedyś poinformowała Hanię, męczyły ją gazy), stary wyga
i weteran wojenny pan Zbigniew zawsze jadał na śniadania dwa sadzone jajka z
dwoma tostami i szklanką soku marchwiowego, a dwie małżeńskie pary przyjaciół
które przebywały tu od środy były wegetarianami. Taka znajomość upodobań
cieszyła się wśród wczasowiczów dużym uznaniem tym bardziej, że Hani nie
sprawiało trudności zapamiętanie tych życzeń: musiała tylko chwilę porozmawiać
z daną osobą by ją zapamiętać. Często Paula zwłaszcza dziwiła się tej właściwości
jej mózgu, ponieważ w czasach szkolnych Hanka nie cieszyła się dobrą pamięcią-
inwokacja z Pana Tadeusza do dziś potrafiła prześladować ja w snach.
Ta ogólna wrzawa nieco uciekła jednak gdy do sali
weszła piątka wysokich, wysportowanych młodych mężczyzn. Hania była pewna, że
wrażenie to nie było spowodowane wyłącznie faktem, że jak wiedziała już od
Pauliny każdy z nich był sławnym sportowcem: ona sama przecież była bezwstydną
ignorantką w tej dziedzinie a i tak jej wzrok sam kierował się w rejony stolika
gdzie grupka zajęła miejsce. I nie przez fakt, iż był z nimi Hubert, o nie. Już
dawno przestała cokolwiek do niego czuć. Po prostu wydawali się być…tak
nierealni, tak niepasujący do tego miejsca gdzie średnia wieku trzech czwartych
osób zajmujących jadalnię wynosiła 55 lat. I mieli w sobie jakąś
taką…nonszalancję? Ale bardziej wynikała ona z faktu że dobrze wiedzą iż mogą
budzić zainteresowanie i nic sobie z tego nie robią niż z arogancji: patrzcie
na nas ludzie bo taka okazja na żywo nigdy wam się może nie przytrafić. Budząc
się z transu i szybko odzyskując nad sobą panowanie, Hania zaraz je straciła
gdy zdała sobie sprawę, że musi przecież podejść do nowych gości. Tchórząc
zdecydowała się najpierw zanieść dodatkową kawę panu Jarkowi- to nic że w innych
okolicznościach zrobiła by to po odebraniu zamówienia od nowych gości. I tak
lawirowanie między stolikami aby do niego dotrzeć wydało jej się nagle bardzo
skomplikowane: zwykle radziła sobie z tacą bardzo dobrze.
- Przepraszam, czy obok tamtego stolika siedzi Adam
Fokarczyk? Ten piłkarz?- Spytał ją jeden ze stałych gości pan Paweł gdy
przechodziła obok jego stolika.
- Zdaje mi się, że tak. – Mrugnęła tylko omal nie
wylewając kawy na niego kawy. Weź się w garść, ofuknęła w duchu samą siebie.
Przecież zachowywała się jak idiotka: trzęsły jej się ręce na samą myśl o
obsłużeniu faceta, w którym kiedyś jak jej się wydawało była zakochana. No i co
z tego? Wielkie mi rzeczy. On pewnie nawet jej nie pamięta, a ona roztrząsa to
wszystko tak jakby łączyło ich coś wyjątkowego. Ta myśl dodała jej otuchy i
spokoju. Gdy dotarła do odpowiedniego stolika, zamieniła jeszcze kilka swój z
panem Jarkiem który jak można było przewidzieć również zainteresował się nowymi
gośćmi. Później bez zbędnej zwłoki skierowała się ku stolikowi w rogu, który
zajmowali sportowcy. Była tak zdeterminowana, że dopiero gdy znalazła się tuż
przy nich spostrzegła, że Huberta przy nim nie ma.
- Dzień dobry, witam panów. Jak pierwsza noc w
hotelu?- Zagaiła jak to miała w zwyczaju. I było to bardzo naturalne, bo i nie
czuła teraz wcale żadnego niepokoju. Co wcale nie wiązało się z faktem, że nie
musiała teraz patrzeć na Huberta. Wcale.
- A dzień dobry, super. Ja spałem jak zabity. –Odpowiedział
jako pierwszy Dominik szczerząc zęby jak to miał w zwyczaju.- Ten dzieciak za
to kręcił się niemiłosiernie.- Mówiąc to sprzedał sójkę w żebro Władkowi.
- Zawsze mam tak w nowych miejscach, więc to nie
wina niewygodnego łóżka.- Zapewnił szybko Władysław. Ta gorliwość spowodowała
ogólny wybuch śmiechu, także wśród Hani.
- Ja za to pół nocy się zastanawiałem, bo lubię
sobie czasami pogłówkować, czy coś jest ze mną nie „halo” czy wczoraj jednak
jeszcze nie wytrzeźwiałem do końca po przedwczorajszej imprezie. Bo mam pokój
piętnasty, prawda?- Gdy skonfundowana Hania przytaknęła dodał z tryumfem w
oku:- A czemu nie czternasty?
- Bo my go zajmujemy, myślicielu.- Odparł mu Dominik
ledwo powstrzymujący łzy ze śmiechu. Jak Adam czasami z czymś wyskoczył to ni w
pięć, ni w dziesięć.
- Zamknij się niedźwiedziu. Chodzi mi właśnie o to,
że wy macie czternastkę, a Hubert z Miłoszem dwunastkę. Dlaczego nie ma
trzynastki? Chyba nie ze względu na przesąd?
- Jednak to właściwa odpowiedź.- Potwierdziła
Hanna.- Ta liczba jest uznawana za pechową, więc zwłaszcza ci starsi goście
czuli się mniej komfortowo sypiając tam. Czasami twierdzili nawet, że widzieli
coś za zasłonką albo że w środku nocy zapaliło się światło. Kilka lat temu
zdecydowałam więc, że będzie to dobry pomysł. Ten zwyczaj praktykowany jest
zresztą w wielu hotelach, więc nie jesteśmy bardzo nowocześni. W niektórych
restauracjach za granicą także jest stosowany, tylko tam pomija się stolik z
tym numerem. Słyszałam nawet o restauracji w Londynie która posunęła się o krok
dalej i w momencie rezerwacji na trzynaście osób, dostawia rzeźbę kota jako
czternastego gościa tak by nie ściągnąć na uczestników spotkania pecha.
- Bez jaj, a myślałem że głupoty Adama nie można
przebić.- Dominik śmiał się z kolegi już otwarcie. Hania poczuła się w
obowiązku obronić nieznanego jej Adama nie do końca świadoma familiarności tej
dwójki uznając po prostu, że panowie nie za bardzo się lubią.
- Ten zwyczaj wiąże się z pewną historią z końca XIX
wieku, kiedy to pewien diamentowy magnat był gospodarzem kolacji dla czternastu
osób w znanym londyńskim hotelu Savoy. Tuż przed przyjęciem jeden z
zaproszonych poinformował o swojej nieobecności, ale biznesmen zdecydował że
przyjęcie i tak powinno się odbyć. Wśród przybyłych gości znajdował się
mężczyzna, który był bardzo przesądny; dlatego też przy kolacji oświadczył, że
śmierć spotka pierwszą osobę która odejdzie od stołu. Gospodarz rozbawiony tymi
słowami podjął rzucone wyzwanie aby nie narażać na pecha swoich gości i jako
pierwszy opuścił biesiadników. Kilka tygodni później został zastrzelony. Tak
więc przesąd nie wziął się znikąd.
- Serio? To prawdziwa historia?
- Tak Dominik: jest prawdziwa. Gdyś w szkole trenował nie tylko piłkę ręczną ale również i szare komórki też byś wiedział.- Odezwał się Miłosz nieco złośliwie zwracając do kolegi. Potem spojrzał porozumiewawczo na Hannę. -Mowa o Woolfie Joelu, mam rację? –Hania skinęła ruchem głowy.
- Tak Dominik: jest prawdziwa. Gdyś w szkole trenował nie tylko piłkę ręczną ale również i szare komórki też byś wiedział.- Odezwał się Miłosz nieco złośliwie zwracając do kolegi. Potem spojrzał porozumiewawczo na Hannę. -Mowa o Woolfie Joelu, mam rację? –Hania skinęła ruchem głowy.
- Jak mniemam, pan również zna tę historię. A jak
poranne bieganie? Wybrał pan wskazaną przeze mnie trasę?
- Tak. I co prawda muszę przyznać, że miała pani
rację odnośnie tego że idealnie nadaje się na jogging, to muszę przyznać że w
pewnym momencie widoki tak mnie oczarowały, że prawie wywinąłem orła.
- Na brak skupienia niestety nie mam rozwiązania. Ponadto
myślę nawet, że jeden niewielki orzeł jest warty takich krajobrazu. A teraz
panowie do rzeczy: bardzo miło mi się z wami gawędzi, ale sądzę że jesteście
głodni. Dla lepszego rozeznania szybko więc powiem wam co…- Przerwała na moment
Hania gdy do stolika zaczął podchodzić Hubert a potem usiadł na wolnym krześle
nic sobie nie robiąc z jej obecności. Jakżeby inaczej. Odchrząkając
kontynuowała więc:-…jakie mamy możliwości śniadań w dzisiejszej karcie.
- O świetnie: Hubcio zdążyłeś w samą porę.-
Skwitował pojawienie się kolegi Domiś klaszcząc w dłonie jak to czasami miał w
zwyczaju by coś zaakcentować.
- A ja uważam, że przegapiłeś najlepsze. Właśnie
zakończyliśmy fascynującą historię na temat przesądów.- Nie zgodził się
Włodek.- Pani Hanna właśnie opowiadała nam o Woolfie Joelu.- Słysząc jej imię,
Hubert zdecydował że czas zmierzyć się z przeszłością. I przeniósł wzrok na
Hankę, która najwyraźniej się tego nie spodziewała. Potem uśmiechnął się lekko
wciąż patrząc w jej twarz poprawiając swoją pozycję na krześle by stworzyć
pozory rozluźnionego nawet jeśli wewnętrznie czuj się bardzo spięty.
- Doprawdy? Chętnie bym jej posłuchał.
Dlaczego w takim momencie?! :o
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to opowiadanie, zresztą jak wszystkie opowiadania na tej stronie :) akcja zaczyna się rozkręcac i to najważniejsze! Nie mogę doczekać się kolejnej części i mam nadzieję że pojawi się 30! (sprawiłabyś mi mega prezent urodzinowy :))
Pozdrawiam serdecznie, Nina :)
PsP jeśli sasjakiessblefy to z góry przeprprzepr , moj telefon sam poprawia wyrqzy niestety nante bledne :/
Postaram sie dzisiaj po pracy dokończyć rozdział :) także myślę że wieczorem coś sie pojawi na blogu
UsuńCzekam cierpliwie na rozwój akcji. Bardzo jestem ciekawa kiedy Hania i Hubert ze sobą porozmawiają. Czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuń