Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 marca 2020

Druga szansa: Rozdział IV

- Wstawaj ty leniu, dochodzi ósma rano!!!- Krzyknął Hubertowi do ucha Miłosz. Potem roześmiał się gdy tamten odepchnął go tak, że klapnął tyłkiem na dywan. – No wstawaj, zaraz przegapimy śniadanie. A ty na dodatek powinieneś być głodny skoro darowałeś sobie wczoraj nawet kolację.
- O ile pamiętam, to kuchnia jest otwarta do dziesiątej. A jak nie, to pojadę do miasta i tam coś kupię; daj mi spać.- Odburknął mu rozespanym głosem Skrzyneczki.
- Zapomniałem jaki z ciebie leń: aż dziw że słuchasz trenera i stosujesz się do jego rad. Ale jak chcesz zachować formę do czasu rozpoczęcia sezonu sypiając do południa?
- Moja forma nie ma już żadnego znaczenia.- Westchnął ciężko Hubert na moment pogrążając się w czarnej dziurze jaką jawiła mu się własna przyszłość.
- Użalanie się nad sobą ci nie pasuje.- Skomentował to Miłosz. Hubert zacisnął mocno usta by w ten sposób powstrzymać się od ubliżenia koledze mówiąc coś, czego mógłby później żałować. A przecież Miłosz na to nie zasłużył. Nie miał bowiem pojęcia o tym, że odnowa kontuzji wyklucza możliwość kontynuowania przez niego dalszej zawodowej kariery siatkarskiej; że nie wystarczy tylko rehabilitacja i pozytywne nastawienie. I że wcale nie chodzi o to, że trener wstępnie- być może coś podejrzewając- rozmawiał z nim o sprawdzeniu umiejętności jego zmiennika umieszczając go w pierwszym składzie. Ale jak miał powiedzieć to wszystko Miłoszowi? Skoro teraz kumple obchodzili się z nim jak z jajkiem jak będą się zachowywać wtedy gdy poznają prawdę? Już wolał by myśleli że jego stan wynika z urażonej godności decyzją trenera płynącej z egoizmu i wybujałej miłości własnej aniżeli się nad nim użalali. Gdy resztki alkoholu wyparowały z jego głowy zdał sobie sprawę, że z dużym prawdopodobieństwem nawet ten „spontaniczny wyjazd” wcale nie był aż tak spontaniczny. Pewnie jego manager coś wyniuchał, pomyślał Hubert. Zauważył że był załamany nawet jeśli jemu samemu wydawało się, że podczas ostatniej rozmowy z nim zachowywał się normalnie. Ale Adrian nie dał się zwieść.  
- Nie użalam się nad sobą: po prostu chcę pospać skoro rzekomo jestem na ostatnich wakacjach przed sezonem siatkarskim. Potem czekają mnie mordercze treningi.- Taaaa, jasne. Już widział te treningi gdy lekarz kadry zobaczy jego dokumentację medyczną. Na bank nie da mu wejść na boisko skoro nie wiadomo w której chwili może zawieść drużynę.
- Posłuchaj, wiem że nie jesteś gotowy o tym gadać.- Nie dał się zbić z pantałyku Miłosz. Hubert natomiast zastanawiał się jak długo uda mu się utrzymać własny stan w tajemnicy. Ile czasu minie nim jego lekarz podzieli się informacją z jakimś swoim współpracownikiem a ten sprzeda tego newsa do gazet. I przecież musiał powiedzieć trenerowi prawdę jeszcze przed sezonem: nie wspominając o tym, że przed zawodami będzie musiał poddać się badaniom przez lekarza kadry siatkarskiej. A nawet jeśli jakimś cudem uda mu się tego uniknąć to nikt kto zna się na siatkówce widząc jego grę nie będzie miał wątpliwości. Wtedy prawda wyjdzie na jaw tak czy inaczej. Inna sprawa, że nie mógłby oszukać trenera ani tym bardziej drużyny. Po prostu postąpiłby wtedy jak egoistyczny dupek sprowadzając na nich wspólną porażkę. Ale już rok temu gdy staw kolanowy dawał mu się we znaki na boisku sprawiając, że w ostatniej połowie finałowego meczu musiał zejść z boiska, niejeden lekarz przed rehabilitacją informował go, że długo tak nie pociągnie sugerując, że dla niego samego dobrze byłoby gdyby miniony sezon by tym ostatnim. On jednak uparł się, że wszyscy się mylą: że to zwykła odnowa kontuzji: dwa lub trzy miesiące i po problemie. Z czasem, gdy postępy nie były tak szybkie jakby na to liczył- co zapowiadali zresztą lekarze- pocieszał się, że najwyżej zagra jeszcze jeden sezon. Jeden super sezon i odejdzie z godnością a nie jak przegrany. Zwłaszcza, że ten poprzedni nie był dla niego zbyt udany; sam musiał przyznać że grał bardzo nierówno. Hubert nie chciał być pamiętany jako przeciętniak którego karierę przerwała kontuzja: chciał odejścia w glorii i chwale należnej sportowcowi należnej za jego liczne wyrzeczenia i osiągnięcia. W końcu miał się czym chwalić. Niejeden trzydziestolatek w jego wieku pracował w byle jakiej pracy i mieszkał w byle jakim mieszkaniu. A on zdobył tytuł mistrza juniorów w wieku 19 lat wywalczając razem z drużyną również tytuł mistrza świata drużyn do 21 lat. Do tej pory pamiętał ten moment gdy  tuż po finałowym meczu trener przekazał mu informację, żeby nie liczył na odpoczynek, bo za kilka dni dołączy do kadry seniorów szykujących się do mistrz Europy. I tak: on, niespełna dwudziestoletni chłopak zagra w reprezentacji narodowej obok takich gwiazd jak Fabian Drzyzga, Łukasz Żygadło, Zbigniew Bartman czy Dawid Konarski jako najmłodszy siatkarz w historii. To było coś więcej niż spełnienie marzeń: to był sen, w którym wraz z drużyną zdobyli dwa medale świata i trzy złote medale Europy z którego teraz po niespełna dekadzie ta cholerna kontuzja go wybudziła. I co miał teraz począć? Tak po prostu zejść ze sceny pokonanym przez własne ciało by ludzie zapamiętali go jak przegranego? Przecież nikt po fakcie nie będzie pamiętał o tych sukcesach mówiąc o nim wyłącznie w kontekście kontuzji i brutalnie przerwanej kariery sportowej. Bo liczyło się nie to jak zaczął, ale jak skończył. Zawsze.- Ale z drugiej strony Hubert: uważam że jeśli to z siebie wywalisz będzie ci łatwiej.
- Miłosz zejdź ze mnie. Tu nie ma do cholery o czym gadać: miałem kontuzję, nie ostatnią i nie pierwszą: wiemy na co jesteśmy narażeni z racji wykonywanego zawodu. Ty sam dwukrotnie miałeś wybity bark i zerwane ścięgno, prawda? A pomniejszych stłuczeń i skręceń nawet nie będę liczyć.
- Tak, ale wiem o twojej ambicji: ty zawsze musisz dać z siebie sto procent, zawsze być najlepszy. Tylko uważaj żeby ona za bardzo nie urosła i cię nie zgubiła.
- Jezu, już od rana zaczynasz z tymi swoimi gadkami?! Dobra, dobra: już wstaję, tylko błagam: skończ te mędrokowanie. – Wykrzyczał Hubert otwierając w końcu oczy. Potem przeciągnął się siadając na łóżku i spojrzał na sportowy strój kolegi.- Biegałeś?
- Aha. I podziwiałem wschód słońca. Udało mi się nawet zamienić parę słów z właścicielką. Chyba też jest rannym ptaszkiem, bo mega wcześniej zaczyna pracę. Było po szóstej gdy ją spotkałem.
- Może dba o interes.- Skomentował to tylko Hubert, choć zaczął się zastanawiać czy Hanka wciąż mieszka na ostatnim piętrze hotelu tak samo jak 6 lat temu z matką w trzech przerobionych hotelowych pokojach: jednym na kuchniosalon i kolejnych na dwie sypialnię. Nie wiedzieć czemu był więcej niż pewny, że tak jest. Przynajmniej zanim przypomniał sobie o „drobnym szczególne” zwanym jej mężem. Z tym całym Kacprem musiałoby być im być tam ciasno.
- Pewnie tak. Ale widać, że to lubi: od rana uśmiech nie schodził jej z twarzy. Dobra, idę pod prysznic. A ty zastukaj do chłopaków: niech też zbierają tyłki. Po śniadaniu zwiedzimy trochę pięknych okolic. To powinno ci dobrze zrobić.- Hubert niechętnie przytaknął. Najpierw jednak sięgnął po telefon i wykręcił numer Adriana. Nawet jeśli się nie mylił i to on był inicjatorem tej wycieczki, nie mógł mieć mu tego za złe. Nie po tym co dla niego zrobił w przeszłości.
6 LAT WCZEŚNIEJ
Hania biegłą tak szybko, że brakowało jej powierza w płucach. Słyszała dookoła siebie krzyki i głosy, ale nie chcąc tracić cennych sekund nie oglądała się za siebie. Inna sprawa, że takie manewry zwykle tylko przeszkadzały zawodnikowi aniżeli pomagały. Jeśli piłeczka palantowa ma cię dosięgnąć, tak się stanie czy ją dostrzeżesz czy też nie.
- W bazie!- Krzyknęła w końcu niemal upadając z wysiłku. Mama pewnie znowu będzie na nią wrzeszczeć, że grają na otwartej przestrzeni w taki upał, ale to był jedyny termin który pasował wszystkim zainteresowanym. Nawet jeśli było to w sobotę w południe.
- Super, mamy trzy punkty!- Obwieściła Gosia. I jak zwykle w takich momentach przeciwna drużyna zaczęła protestować. Szczególnie Kacper, który choć sam chciał włączyć się do „gry małolatów” teraz stroił wielkie fochy.
- Orzełku wracaj na trzecią bazę: nie zdążyłaś.- Zakomunikował.
- Hej, nie nazywaj jej tak.- Włączył się w spór Patryk.
- Będę na nią mówił tak jak mi się podoba. No już, cofnij się.
- Sam się cofnij: byłam za linią zanim zjawiła się piłka.- Hania nieco dziecinnie wypięła język.
- Nieprawda sam widziałem, że było inaczej. No już: cofnij się…- Dyskusja zaogniała się jeszcze bardziej gdy dołączały do niej następne osoby. Szczególnie gdy personalne „wycieczki” zaczęły sprowadzać ją do mniej chlubnego miana podwórkowej wrzawy. I chwilę później kłócił się już każdy z każdym. Tyle, że utarczka Patryka z Kacprem skończyła się na czymś więcej niż słownej agresji, gdy ten pierwszy w odpowiedzi na „pieprzonego dzieciaka” nazwał go „głupim studenciakiem”. Wówczas Kacper złapał młodszego od siebie kolegę za koszulkę próbując unieść go do góry. Hanka natychmiast wtrąciła się w ten spór w ostatniej chwili rozdzielając mężczyzn od siebie. Na szczęście ta interwencja nieco ostudziła mordercze zapędy Jakubiaka: odchodząc rzucał jeszcze w stronę Patryka inwektywy mrucząc na koniec coś o facetach którzy potrzebują ratunku od kobiet. Dla Hani ważne jednak było, że jej przyjaciel nie doznał żadnego uszczerbku.
- Nic ci nie jest?- Spytała go gdy otrzepywał się z pyłu gdy został popchnięty przez Kacpra.
- Nic.- Burknął jej Patryk. Dziewczyna nie zauważyła nic niewłaściwego w tym, że jej wyciągnięta dłoń została zignorowana: uznała po prostu że jej nie zauważył.
- Dupek z niego, nie? Wszędzie tylko szuka okazji do bitki…Hej, zaczekaj czemu tak szybko idziesz? Jeśli chcesz chodźmy na górę to obmyję ci to skaleczenie na kolanie wodą utlenioną.
- Nic mi nie jest, już mówiłem.- Powtórzył chłopak gniewnym tonem.
- Gniewasz się na mnie?- Spytała Hanna z niedowierzaniem.
- Po co się wtrącałaś?
- Żeby nie zbił cię na kwaśne jabłko, głupku!
- Więc uważasz, że jestem taką ofermą że nie umiem się bronić?
- Nie, ale on jest starszy i…
-…i co: to daje ci prawo żeby mnie ośmieszać przez resztą?- Słysząc to Hania dyskretnie rozejrzała się dookoła: szczerze mówiąc nie zauważyła żeby ktokolwiek ze znajdujących się tutaj osób śmiał się z Patryka. Ale przynajmniej już wiedziała w czym rzecz. Ach ta męska duma, pomyślała uśmiechając się.
- Patryk, daj już spokój. Chodźmy grać dalej.
- Dzięki, ale wracam do domu. Obiecałem tacie pomoc w skoszeniu trawy.
- Hej, serio się na mnie gniewasz? Patryk! Patryk!
- Zostaw go.- Zaleciła Gośka, gdy tamten zdążył się już wystarczająco oddalić.- Czasami stroi fochy jak małe dziecko. Gramy dalej?
I tak gra trwała najlepsze choć Hania zaczęła po trochu rozumieć punkt widzenia swojego kolegi: najpewniej on uważał że zbłaźnił się przed dziewczyną która mu się podoba. Tym bardziej gdy zobaczyła jak mimowolnie drgnął dosłyszawszy opinię Gośki o sobie samym (widać nie oddalił się na tyle by tego nie usłyszeć). Ale to nie zmieniało jej zdania o sensie tej bijatyki. Ona sama na przykład, uważałaby chłopaka który jej zapobiegł za kogoś odpowiedzialnego, rozsądnego i dojrzałego, ale chłopcy często mieli na ten temat inne zdanie.  Ba nawet jej przyjaciółka Paula nie kryła się z tym, że jeśli miałaby całe życie „męczyć” się z nudnym przewidywalnym facetem, wolałaby już emocjonującą kilkuletnią przygodę z przystojnym turystą. Ale miała tyko 20 lat (jakby ona sama miała ich więcej!) więc nie do końca mogła mieć właściwy obraz sytuacji.
Po skończonej zabawie, cała spocona i zmęczona wzięła szybki prysznic po czym chwyciła z kuchni hotelowej chrupiący jeszcze fragment pajdy cieplutkiego chleba. Ach, mimo upału kuchnia pani Renaty zdołałaby namówić do jedzenia nawet największego niejadka a ona do nich nie należała. Potem, jeszcze z niedojedzoną bułką, zmieniła siedzącą w recepcji panią Iwonę. Zrobiło jej się smutno gdy zauważyła z jaką ulgą starsza kobieta mogła opuścić swój posterunek. Szybko jednak musiała przyoblec na twarz uśmiech, gdy zjawili się państwo Karolakowie z córką szykujący się do wykwaterowania. A potem jeden ze stałych bywalców, pan Zbyszek. Pod pozorem spytania o miejsce pobytu innego z gości, pana Henryka wdał się w nią w pogawędkę wracając myślami do wydarzeń sprzed wielu lat. I choć znowu opowiadał jej historie, które dobrze znała (często je powtarzał) nie miała serca mu tego mówić czy przerwać. Wręcz przeciwnie: jej zdziwienie obrotem sytuacji podczas oblężenia stolicy w 1939 czy ból który czuła słuchając o krwawym poniedziałku w Częstochowie gdy żołnierze Wehrmachtu zastrzelili na ulicach prawie pól tysiąca mieszkańców były autentyczne. Czasami zdawało jej się, że nawet gdyby słuchała tych historii miliony razy nigdy nie mogłaby przejść obok tych wydarzeń w pełni obojętne. Cierpienie zawsze pozostanie cierpieniem, czas może sprawić że co najwyżej przyblaknie we wspomnieniach. Zwłaszcza gdy się z nimi pogodzimy.
Pół godziny później Hania została poproszona o sprzątnięcie rozlanego soku w jednym z pokoi- to pani Barbara zasłabła wzbudzając w innych gościach zaciekawienie gdy w hotelu zjawiło się pogotowie. Na szczęście diagnozą był „tylko” panujący upał i duchota także zarówno ona jak i jej towarzysz pan Jarek mogli odetchnąć z ulgą. Ona sama mogła udać się do jadalni by zacząć przygotowywać szwedzki stół na kolację zrobioną przez kucharę. Zanotowała sobie jednak w pamięci by pani Basi przynieść do pokoju coś lekkiego. Gdy wszystko było gotowe, „odmeldowała” się kucharce kierując się do wąskiego schowka na przybory do sprzątania. Miała jednak nadzieję, że dzisiaj Joannie udało się już uporać z większością pokoi: z tego co widziała w księgach dziś nastąpiły tylko dwa wykwaterowania. Ale za to trzeba było sprawdzić i przygotować trzy inne pokoje na przyjazd nowych gości. No i posprzątać łazienki. Te trzeba było kontrolować częściej.
Wchodząc na ostatnie piętro hotelu, które służyło im za mieszkanie, Hania czuł się mega zmęczona: było po dziesiątej. A i tak na górze światło sączące się spod drzwi sypialni matki, powiedziało jej że dla niej ten dzień się nie zakończył. Delikatnie stukając do drzwi rozchyliła je lekko widząc zgarbioną postać mamy ślęczącą nad jakimiś dokumentami. Widząc twarz Hani, pani Irena uśmiechnęła się lekko, bo pomimo upływu lat na widok córki zawsze reagowała w ten sam sposób: ogarniał ją jakiś wewnętrzny spokój a ciepło rozlewało się jakby w głębi jej serca. Córka była jej jedyną dumą i nigdy nie przestanie dziękować za nią Bogu i losowi, nawet jeśli inni uważali inaczej.
- Dopiero teraz skończyłaś sprzątać pokoje? Trzeba to było zostawić na jutro: myślałam, że jesteś u Sylwii.
- Wiem, ale chciałam zostawić sobie odpoczynek na niedzielę. Ty jeszcze pracujesz?
- Tylko planuję następną dostawę i opłaty za faktury. Też się zaraz kładę. Zamykałaś na klucz wszystkie drzwi na parterze?
- Chyba zapomniałam o tych tylnych.- Skłamała Hania znajdując dobry pretekst do nocnego podjadania.- Zaraz wracam.
- Dziękuję kochanie.
I tak Hania, choć jeszcze chwilę temu padała ze zmęczenia, znalazła w sobie siłę by zejść na partner. Tyle, że na schodach koło drugiego piętra zobaczyła jakąś wysoką postać.  
- Dobry wieczór, może w czymś pomóc?- Na dźwięk jakiegoś głosu Hubert z wrażenia wypuścił jedną z kul z ręki.
- Jasna cholera, ale mnie przestraszyłaś. – Powiedział gdy straszycielką okazała się być pracownica hotelu, Hania która teraz zbliżyła się do niego by podać mu jedną z leżących na ziemi kul. – Dzięki.
- Drobiazg.- Mrugnęła. Mimo później pory i panujących ciemności jego oczy zdążyły przyzwyczaić się do nich, bo dostrzegł duże cienie wokół oczu i zmęczenie na twarzy dziewczyny.
- Nocna zmiana?
- Właściwie już skończyłam. Ale jeśli czegoś sobie życzysz mogę ci przynieść. Tobie pewnie trudno będzie pokonać schody w takim stanie, Karolu. Niestety nie mamy tutaj windy.
- Co…? Ach…- W pierwszej chwili Hubert zapomniał o podrywie na „nie znam cię”, ale szybko przypomniał sobie imię które podał wówczas tej całej Hance. Że też tak długo chciało jej się w to grać.- …nie, niczego nie potrzebuję chciałem tylko rozprostować kości.- Dodał szybko. Zauważył, że dziewczyna zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów. Potem zrobiła to raz jeszcze.
- Och, przepraszam: po prostu jesteś mega wysoki. Do tej pory widziałam cię tylko na łóżku albo wózku i nie wiedziałam że…- Urwała niezręcznie gestykulując coś dłońmi. Hubert się roześmiał.
- Dokładnie całe dwa metry jak Paweł Zagumny.- Pochwalił się. Hania domyśliła się, że jej towarzysz w tej chwili pewnie porównuje się do jakiegoś sportowca.
- Więc mógłbyś być koszykarzem. Albo siatkarzem: chociaż oni zdaje się potrafią być jeszcze wyżsi.
- Muszę to kiedyś rozważyć.- Choć pewnie i tak nie mogła tego dostrzec, Hubert mrugnął do niej okiem kontynuując tę śmieszną grę. Ale był ciekaw jak daleko to się posunie. – Choć pewnie na grę zawodową byłbym już za stary nie sądzisz?
- Pewnie tak, ale kompletnie nie znam się na sporcie zawodowym: mój kumpel Patryk ciągle śmieje się ze mnie gdy co rok musi mi tłumaczyć czym jest spalony bo nie jestem w stanie tego zapamiętać. Ale nie jestem też zapalonym kibicem. Poza tym, zawsze można coś robić tylko dla frajdy, prawda? Nie trzeba od razu być zawodowcem. Oj, ale zdaje się że wyszedłeś bo czegoś potrzebujesz. Jesteś głodny? Przynieść ci coś z kuchni?
- Nie, dzięki. Tak naprawdę chciałem tylko rozprostować kości. Ale to możliwe o tej porze? Kuchnia hotelu jeszcze pracuje?
- Skąd.- Hania machnęła ręką posyłając mu uśmiech od ucha do ucha.- Ale właśnie dlatego jest możliwe małe podkradzenie zapasów. Pani Renaty, czyli kucharki już nie ma w jej królestwie, więc myślę że by niczego nie zauważyła. A jeśli już to wiedziałaby że to ja jestem za to odpowiedzialna. Wiem, że niezdrowo jest jeść późnym wieczorem, ale nic na to nie poradzę że nie jestem głodna w porze kolacji. Teraz też pod pretekstem zamknięcia drzwi na parterze chciałam coś zwinąć ze spiżarki. Więc? 
- Nie, nie jestem głodny.- Przyznał Hubert z żalem, bo zawsze byłaby to jakaś okazja do wydłużenia rozmowy.- Ale chętnie napiłbym się soku.
- Jasne. Więc poczekaj: zaraz wracam.- Hania szybko przystąpiła do działania praktycznie zbiegając ze schodów. Nie wydały one jednak zbyt wielkiego hałasu, ponieważ dziewczyna wydawała się zręcznie omijać skrzypiące miejsca. Hubert pomyślał, że to miejsce – i ta dziewczyna- są naprawdę dziwne. Takie sytuacje nie przytrafiały mu się w życiu, a nocował w niejednym hotelu. Po kilku minutach, podczas których dla własnego bezpieczeństwa oddalił się od schodów, spostrzegł swoją złodziejkę jedzenia. W ręku dzierżyła kawałek jakiegoś drożdżowego placka i sok.
- Proszę. Niestety nie mam szklanki, mam nadzieję że to nie problem.
- Dzięki. Mogę cię jeszcze o coś prosić?
- Tak?
- Pomogłabyś mi z transportem tego soku do pokoju? Obie ręce mam zajęte przez kule.
- Rany, jasne.- Gdy dziewczyna w geście pokazania swojej niedomyślności klepnęła się dłonią w czoło, Hubert ledwie powstrzymał się od śmiechu. – Czasami jestem bezmyślna. Ale może to ta późna pora, bo jestem mega zmęczona.- Gdy zaczęli iść powoli zbliżając się do jego pokoju, zaczął się zastanawiać jak ją zatrzymać w pokoju na dłużej. Oczywiście w żadnym zdrożnym celu: nawet gdyby był w pełni sprawny fizycznie a ona chętna na romans, nie skorzystałby z okazji. Nie żeby po związku z Klarą czuł że ma złamane serce albo jest zbyt wcześniej: po prostu ta cała Hania nie była kimś kto budziłby w nim fizyczne zainteresowanie. Ale rozmowa z nią to zawsze jakieś urozmaicenie od nudy.
- No tak, późna pora a ja cię jeszcze zatrzymuję…- Granie na sumieniu i udawanie poczucia winy było tak starym i prostym trikiem, że Hubert zawsze dziwił się co do jego skuteczności. Tak samo jak teraz.- …ale bezczynność w połączeniu z bezsennością to takie combo którego nie sposób znieść.
- Rozumiem cię: pani Zosia też  potrafi pół nocy przeleżeć wpatrzona w okno.
- Kto?
- Jedna z gości hotelu: twierdzi że cierpi na bezsenność od młodzieńczych lat i przyzwyczaiła się do sypiania pięciu godzin na dobę, ale ja jej nie wierzę. No bo jak można się do tego przyzwyczaić? Ja potrafię zasnąć po minucie od przyłożenia głowy do poduszki. No proszę: jesteśmy na miejscu: postawię sok koło łóżka. A co tobie pomaga w takich sytuacjach? Pani Zofia uważa, że tabletki z melatoniną nie działają, a dodatkowo mają dużo skutków ubocznych więc je odradza.
- Hm…ja zazwyczaj oglądam wtedy jakiś film.- Skłamał Hubert, bo prawdę mówiąc też zasypiał po kilku minutach od wejścia do łóżka (jeśli oczywiście był w nim sam i robił to z zamiarem snu). Co było dużym ułatwieniem ze względu na ciągłe życie w rozjazdach.
- O, sztuczne światło też podobno nie jest dobre w takich sytuacjach: rozbudza i zaburza regulację rytmu dobowego organizmu. No wiesz: twojemu organizmowi wydaje się, że  jest dzień.
- Jesteś prawdziwą skarbnicą wiedzy.- Roześmiał się Hubert ostrożnie siadając na łóżku tak by nie urazić złamanej nogi.
- Nabijaj się dalej, ale to akurat pewne źródło od lekarza. Co prawda pan Grzesiek leczył serca bo był kardiologiem, ale myślę że zna się na rzeczy. Ma do nas przyjechać za cztery dni to wtedy dokładnie go o to spytam.
- Jeszcze jeden znajomy gość hotelu?
- O tak: tutaj miewamy głównie takich. Ty, jako „ten tajemniczy” jesteś wyjątkiem.
- Ten tajemniczy?
- No tak: twój ojciec zalecił by nikt nie wiedział że tutaj jesteś. Z kolei moja mama osobiście poprosiła, by sprzątali u ciebie tylko stali pracownicy bądź ja a nie moi koledzy którzy zwykle w wakacje dorabiają sobie na wakacje wzmagając tylko konspiracyjne wrażenie. Powiedz: jesteś świadkiem koronnym? Albo jakimś tajnym agentem rozpracowującym plany zamachu terrorystów?
- Obawiam się, że będę musiał cię rozczarować.
-  Nie, nie, nie: nic o sobie nie mów: to że nie znam prawdy jest ekscytujące samo w sobie bo moja wyobraźnia nie zna granic.- Zastrzegła Hania śmiejąc się przy tym.- Gdybym znała prawdę i rzeczywiście okazałaby się ona nieprawdopodobna i tak by mnie rozczarowała, bo w mojej głowie mogło zdarzyć się wszystko. Po prostu nieznane zawsze budzi ciekawość, prawda? Dzieci wkładające palce blisko ognia, nastolatki palące swojego pierwszego papierosa…to nielogiczne, ale po prostu sami chcemy naocznie przekonać się nawet o nierozważnych skutkach jakiegoś zdarzenia. Wiemy, że coś nas sparzy albo będzie potwornie bolało, ale chęć doświadczenia tego jest jakoś perwersyjnie kusząca. Chociaż moja mama lubi powtarzać, że mądrzy ludzie uczą się na cudzych błędach a tylko ci głupi na swoich. I pewne to prawda, ale z drugiej strony- gdzie tu cała frajda z popełnienia głupstwa?
- Chyba jesteś więc bardzo odważną osobą?
- Ależ skąd. – Dźwięk jej śmiechu był tak przyjemny, że Hubert przyłapał się na tym że chętnie go u niej wywołuje.- Boję się wielu rzeczy. Ale jestem bardzo impulsywna i często zamiast pomyśleć najpierw robię. Aha, i czasami lubię sobie pożartować. Tak cię tylko informuję żebyś nie pomyślał, że siedzisz tu sobie z wariatką. Chociaż moje przyjaciółki czasami mówią, że jestem dziwna. Ale dość o mnie, bo oprócz epitetów którymi sama siebie określiłam nie chciałabym dorzucić egoizmu. Teraz twoja kolej podzieleniem się jakąś myślą.
- Zdaje się, że jeszcze chwilę temu kazałaś nie zdradzać mi nic o sobie żebym dalej pozostał „tajemniczym gościem” nie rozczarowując cię.
- To się tyczyło faktów. A mnie chodzi o coś związanego z tobą i twoją głową. Na przykład: najbardziej żenująca sytuacja w twoim życiu, najdziwniejszy sen, na jakim filmie płakałeś po raz pierwszy, jakiej piosenki słuchałbyś w kółku przez cały miesiąc gdybyś był do tego zmuszony…takie tam nieistotne pytania. Choć notabene ja uważam, że z takich pytań można dowiedzieć się o człowieku więcej niż by sam powiedział gdyby zadać mu to pytanie wprost. I tak pod pytaniem o żenujący moment życia kryje się tak naprawdę pytanie o twoje lęki. Więc gdy opowiadasz mi historię jak to w dzieciństwie podczas świąt Bożego Narodzenia mówiąc wierszyk dla Mikołaja się przejęzyczyłeś a wszyscy członkowie rodziny śmiejąc się z tego wypominają ci to aż po dziś dzień, wiem że boisz się odrzucenia i odniesienia porażki. Najdziwniejszy sen dodatkowo może zdradzić twoje marzenia, pragnienia czy cele, a z nich można wysunąć wniosek jakim jesteś człowiekiem i co jest dla ciebie ważne. Film na którym płakałeś po raz pierwszy zdradza z kolei twoją wrażliwość, to co cię porusza.
- Więc lubisz bawić się w psychologa?
- Ja nazywam to praktyczną nauką o świecie i ludziach. I lubię analizować, a niektóre czynności w hotelu można wykonywać mechanicznie tak, że mam wtedy dużo czasu na rozmyślanie. Rany, teraz na pewno musisz mieć mnie za dziwaczkę. – Żachnęła się w pewnym momencie Hania zajadając kawałkiem drożdżówki.- Ale jakoś…łatwo się z tobą rozmawia.
- W takim razie jesteś pierwszą osobą która tak uważa.- Oznajmił Hubert nie dodając przy tym, że to głownie ona mówiła podczas tej rozmowy; nie chciał jej zawstydzić jeszcze bardziej. Ale z drugiej strony nie znosił gaduł i mądrali a za taką właśnie w innych okolicznościach uznałby Hankę. Tyle, że nie wydawało mu się, że ona się w jakiś sposób popisuje: tak naturalnie używała słów których w jej wieku z pewnością mało kto by użył. Takich jak notabene. No i wplatała historyjki o dawnych gościach hotelu znając ich imiona- oczywiście równie dobrze mogłaby je zmyślić- Hubert i tak nie byłby w stanie tego teraz zweryfikować, ale jednocześnie przecież podawała myśli tych osób, więc chcąc się pochwalić przypisałaby je raczej sobie. Na dodatek te jej analizy i rozkładanie na czynniki pierwsze byłoby może nieco irytujące czy też spłycające gdyby nie były aż tak trafne. A tak trafnych opinii nie wydaje przecież ktoś kto gdzieś coś kiedyś przeczytał przypisując sobie dane zdanie. One wynikają z dojrzałości, czasu i rzeczywistych częstych refleksji człowieka nad sobą i znajomości ludzkiej natury, której mogła się uczyć przy licznych gościach hotelu w przeszłości. Zresztą sama przyznała się do tego podczas ich pierwszej rozmowy.
- W takim razie to pewnie ta późna pora. Paula czasami żartuje, że to dobrze że nie piję alkoholu, bo skoro na trzeźwo potrafię bawić się w filozofa po procentach byłabym zbyt trudna do strawienia.
- Paula to jeszcze jedna ze stałych pensjonariuszek?
- Nie, to z kolei moja przyjaciółka. Znamy się jeszcze od podstawówki. Poznałbyś ją, bo do tej pory często pomagała tu podczas sezonu wakacyjnego, ale tym razem pojechała na obóz. Stwierdziła, że to ostatnia okazja do wakacji, skoro skończyłyśmy szkołę i zaczęło się prawdziwe życie.- Kończąc tę myśl Hania ziewnęła zasłaniając dłońmi otwarte usta. Potem wstała z dywanu na których dotychczas siedziała nie do końca zdając sobie sprawę z tego kiedy w ogóle na nim usiadła.- No, a teraz nie przeszkadzam. I tak byłeś tak miły że wysłuchałeś moich słodko-gorzkich żali bez narzekania. A i ja padam ze zmęczenia.
- Mówiąc szczerze to i tak nie mam tu za wiele do roboty i nudzę się jak mops, także ta rozmowa byłaby miłym urozmaiceniem nawet gdybyś była prawdziwą nudziarą.
- Rany, w takim razie rzeczywiście musiałeś się mega nudzić żeby moje towarzystwo uznać za miłe urozmaicenie.- Zażartowała sama z siebie zdradzając dystans również do jego niefortunnego stwierdzenia. Mimo to Hubert czuł się w obowiązku sprostować:
- W innych okolicznościach też uznałbym je za ciekawe.
- Sprawa wątpliwa, ale doceniam próbę bycia miłym. Dobranoc Karolu.
- Dobranoc Haniu. Aha, ktoś…rodzice przyjadą po ciebie, prawda? Dochodzi jedenasta.
- Spokojnie, mam bardzo blisko.- Dziewczyna obdarzyła go jeszcze jednym uśmiechem. Ale mimo że Hubert daleki był od ględzenia i trucia poczuł że bagatelizowanie długości drogi stwarza niepotrzebne ryzyko. Tym bardziej dla młodej dziewczyny.
- Wiesz, coś złego może się spotkać nawet tuż po wyjściu z hotelu. Na przykład ktoś może zajść cię od tyłu i…i na przykład pobić już podczas zamykania wyjściowych drzwi.
- Zgadza się, ale ja nawet nie będę musiała wychodzić. Mieszkam na ostatnim piętrze hotelu. Dziękuję za troskę.
- Drobiazg.- Mrugnął czując się absurdalnie w roli tego rozważnego. Ale o dziwo mówił szczerze.
OBECNIE
Hania obiecała sobie, że jeśli rekrutacja nowej pracownicy sezonowej przebiegnie pomyślnie i dość sprawnie, nie będzie uciekać przed własnymi obowiązkami tylko dlatego, żeby przypadkiem nie spotkać Huberta. I dlatego dzisiejszego poranka będzie obsługiwać bufet podczas śniadania w jadalni dla gości. W skrytości ducha sądziła jednak, że nie uda jej się ta szybko znaleźć odpowiedniej kandydatki. Ale Natalia okazała się być młoda, bystra i ciekawa świata tak jak ona sama w jej wieku. I choć była dopiero trzecią potencjalną pracownicą na to miejsce, to Hanna już wiedziała, że to właśnie ją zatrudni. Nie pozostało jej więc nic innego niż szybkie sprawdzenie własnego wyglądu w lustrze i zejście na dół. Wtedy jednak przypomniała sobie o robotnikach: wczoraj przekazała im co prawda informacje o sąsiadach którzy zajęli nowe pokoje we wschodniej części i konieczności zachowywania się cicho, ale wolała to sprawdzić sama. Nie było to jednak potrzebne, bo zastała tam Igora, który nadzorował całą pracę. I jemu mogła przecież ufać. Ponadto nie przywitały ją żadne głośne hałasy a gładkie ściany szykujące się na malowanie. Młoda kobieta uśmiechnęła się do siebie, bo wyglądało to coraz lepiej: powinni więc zdążyć ze wszystkim do czasu rozpoczęcia sezonu.
Dziesięć minut później wydawała z kuchni do jadalni dania szykując się do pory śniadaniowej informując szybko Paulę, że ją zastąpi a ona może wracać do pracy na recepcji. Nie uspokoiła się jednak do czasu zjawienia się pierwszych gości: młodego małżeństwa z pięcioletnią córeczką oraz nowo zakwaterowanej wczoraj czteroosobowej grupy dziewcząt. Zwykle lubiła dowiedzieć się czegoś więcej o swoich gościach w żaden sposób nie będąc przy tym  nachalną czy wścibską, więc i tym razem podchodząc do ich stolika, jeszcze raz przywitała je życząc miłego pobytu niezobowiązująco pytając o cel pobytu. I tak chwilę później, nalewając im herbatę i kawę dowiedziała się, że wyjazd jest dla nich odpoczęciem od trudów sesji i studenckiego życia (jedna z nich, wyjątkowo szczupła blondynka wręcz zmonopolizowała w pewnym momencie rozmowę opowiadając anegdotę o pewnym profesorze, który przyłapany na błędzie nie tylko się do niego nie przyznał, ale jeszcze ukarał blondynę koniecznością napisania eseju; Hania wyraziła wtedy swoje ubolewanie). Ponadto wszystkie lubią aktywnie spędzać czas. W związku z tym Hania udzieliła im wskazówek co do miejsc, które warto tutaj zobaczyć a także kilku stoków w zależności od stopnia trudności i posiadanych kwalifikacji. I po chwili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zapomniała o swoich głupiutkich strachach przed…dawnym znajomym. Tym bardziej, że jadalnia stopniowo zaczęła zapełniać się schodzącymi się głodnymi gośćmi, więc chcąc nie chcąc musiała skupić się na serwowaniu jedzenia dbając o preferencje swoich gości. Bo pani Basia piła kawę tylko z mlekiem bez laktozy (w innym wypadku, jak kiedyś poinformowała Hanię, męczyły ją gazy), stary wyga i weteran wojenny pan Zbigniew zawsze jadał na śniadania dwa sadzone jajka z dwoma tostami i szklanką soku marchwiowego, a dwie małżeńskie pary przyjaciół które przebywały tu od środy były wegetarianami. Taka znajomość upodobań cieszyła się wśród wczasowiczów dużym uznaniem tym bardziej, że Hani nie sprawiało trudności zapamiętanie tych życzeń: musiała tylko chwilę porozmawiać z daną osobą by ją zapamiętać. Często Paula zwłaszcza dziwiła się tej właściwości jej mózgu, ponieważ w czasach szkolnych Hanka nie cieszyła się dobrą pamięcią- inwokacja z Pana Tadeusza do dziś potrafiła prześladować ja w snach.
Ta ogólna wrzawa nieco uciekła jednak gdy do sali weszła piątka wysokich, wysportowanych młodych mężczyzn. Hania była pewna, że wrażenie to nie było spowodowane wyłącznie faktem, że jak wiedziała już od Pauliny każdy z nich był sławnym sportowcem: ona sama przecież była bezwstydną ignorantką w tej dziedzinie a i tak jej wzrok sam kierował się w rejony stolika gdzie grupka zajęła miejsce. I nie przez fakt, iż był z nimi Hubert, o nie. Już dawno przestała cokolwiek do niego czuć. Po prostu wydawali się być…tak nierealni, tak niepasujący do tego miejsca gdzie średnia wieku trzech czwartych osób zajmujących jadalnię wynosiła 55 lat. I mieli w sobie jakąś taką…nonszalancję? Ale bardziej wynikała ona z faktu że dobrze wiedzą iż mogą budzić zainteresowanie i nic sobie z tego nie robią niż z arogancji: patrzcie na nas ludzie bo taka okazja na żywo nigdy wam się może nie przytrafić. Budząc się z transu i szybko odzyskując nad sobą panowanie, Hania zaraz je straciła gdy zdała sobie sprawę, że musi przecież podejść do nowych gości. Tchórząc zdecydowała się najpierw zanieść dodatkową kawę panu Jarkowi- to nic że w innych okolicznościach zrobiła by to po odebraniu zamówienia od nowych gości. I tak lawirowanie między stolikami aby do niego dotrzeć wydało jej się nagle bardzo skomplikowane: zwykle radziła sobie z tacą bardzo dobrze.
- Przepraszam, czy obok tamtego stolika siedzi Adam Fokarczyk? Ten piłkarz?- Spytał ją jeden ze stałych gości pan Paweł gdy przechodziła obok jego stolika.
- Zdaje mi się, że tak. – Mrugnęła tylko omal nie wylewając kawy na niego kawy. Weź się w garść, ofuknęła w duchu samą siebie. Przecież zachowywała się jak idiotka: trzęsły jej się ręce na samą myśl o obsłużeniu faceta, w którym kiedyś jak jej się wydawało była zakochana. No i co z tego? Wielkie mi rzeczy. On pewnie nawet jej nie pamięta, a ona roztrząsa to wszystko tak jakby łączyło ich coś wyjątkowego. Ta myśl dodała jej otuchy i spokoju. Gdy dotarła do odpowiedniego stolika, zamieniła jeszcze kilka swój z panem Jarkiem który jak można było przewidzieć również zainteresował się nowymi gośćmi. Później bez zbędnej zwłoki skierowała się ku stolikowi w rogu, który zajmowali sportowcy. Była tak zdeterminowana, że dopiero gdy znalazła się tuż przy nich spostrzegła, że Huberta przy nim nie ma.
- Dzień dobry, witam panów. Jak pierwsza noc w hotelu?- Zagaiła jak to miała w zwyczaju. I było to bardzo naturalne, bo i nie czuła teraz wcale żadnego niepokoju. Co wcale nie wiązało się z faktem, że nie musiała teraz patrzeć na Huberta. Wcale.
- A dzień dobry, super. Ja spałem jak zabity. –Odpowiedział jako pierwszy Dominik szczerząc zęby jak to miał w zwyczaju.- Ten dzieciak za to kręcił się niemiłosiernie.- Mówiąc to sprzedał sójkę w żebro Władkowi.
- Zawsze mam tak w nowych miejscach, więc to nie wina niewygodnego łóżka.- Zapewnił szybko Władysław. Ta gorliwość spowodowała ogólny wybuch śmiechu, także wśród Hani.
- Ja za to pół nocy się zastanawiałem, bo lubię sobie czasami pogłówkować, czy coś jest ze mną nie „halo” czy wczoraj jednak jeszcze nie wytrzeźwiałem do końca po przedwczorajszej imprezie. Bo mam pokój piętnasty, prawda?- Gdy skonfundowana Hania przytaknęła dodał z tryumfem w oku:- A czemu nie czternasty?
- Bo my go zajmujemy, myślicielu.- Odparł mu Dominik ledwo powstrzymujący łzy ze śmiechu. Jak Adam czasami z czymś wyskoczył to ni w pięć, ni w dziesięć.
- Zamknij się niedźwiedziu. Chodzi mi właśnie o to, że wy macie czternastkę, a Hubert z Miłoszem dwunastkę. Dlaczego nie ma trzynastki? Chyba nie ze względu na przesąd?
- Jednak to właściwa odpowiedź.- Potwierdziła Hanna.- Ta liczba jest uznawana za pechową, więc zwłaszcza ci starsi goście czuli się mniej komfortowo sypiając tam. Czasami twierdzili nawet, że widzieli coś za zasłonką albo że w środku nocy zapaliło się światło. Kilka lat temu zdecydowałam więc, że będzie to dobry pomysł. Ten zwyczaj praktykowany jest zresztą w wielu hotelach, więc nie jesteśmy bardzo nowocześni. W niektórych restauracjach za granicą także jest stosowany, tylko tam pomija się stolik z tym numerem. Słyszałam nawet o restauracji w Londynie która posunęła się o krok dalej i w momencie rezerwacji na trzynaście osób, dostawia rzeźbę kota jako czternastego gościa tak by nie ściągnąć na uczestników spotkania pecha.
- Bez jaj, a myślałem że głupoty Adama nie można przebić.- Dominik śmiał się z kolegi już otwarcie. Hania poczuła się w obowiązku obronić nieznanego jej Adama nie do końca świadoma familiarności tej dwójki uznając po prostu, że panowie nie za bardzo się lubią.
- Ten zwyczaj wiąże się z pewną historią z końca XIX wieku, kiedy to pewien diamentowy magnat był gospodarzem kolacji dla czternastu osób w znanym londyńskim hotelu Savoy. Tuż przed przyjęciem jeden z zaproszonych poinformował o swojej nieobecności, ale biznesmen zdecydował że przyjęcie i tak powinno się odbyć. Wśród przybyłych gości znajdował się mężczyzna, który był bardzo przesądny; dlatego też przy kolacji oświadczył, że śmierć spotka pierwszą osobę która odejdzie od stołu. Gospodarz rozbawiony tymi słowami podjął rzucone wyzwanie aby nie narażać na pecha swoich gości i jako pierwszy opuścił biesiadników. Kilka tygodni później został zastrzelony. Tak więc przesąd nie wziął się znikąd.
- Serio? To prawdziwa historia?
- Tak Dominik: jest prawdziwa. Gdyś w szkole trenował nie tylko piłkę ręczną ale również i szare komórki też byś wiedział.- Odezwał się Miłosz nieco złośliwie zwracając do kolegi. Potem spojrzał porozumiewawczo na Hannę. -Mowa o Woolfie Joelu, mam rację? –Hania skinęła ruchem głowy.
- Jak mniemam, pan również zna tę historię. A jak poranne bieganie? Wybrał pan wskazaną przeze mnie trasę?
- Tak. I co prawda muszę przyznać, że miała pani rację odnośnie tego że idealnie nadaje się na jogging, to muszę przyznać że w pewnym momencie widoki tak mnie oczarowały, że prawie wywinąłem orła.
- Na brak skupienia niestety nie mam rozwiązania. Ponadto myślę nawet, że jeden niewielki orzeł jest warty takich krajobrazu. A teraz panowie do rzeczy: bardzo miło mi się z wami gawędzi, ale sądzę że jesteście głodni. Dla lepszego rozeznania szybko więc powiem wam co…- Przerwała na moment Hania gdy do stolika zaczął podchodzić Hubert a potem usiadł na wolnym krześle nic sobie nie robiąc z jej obecności. Jakżeby inaczej. Odchrząkając kontynuowała więc:-…jakie mamy możliwości śniadań w dzisiejszej karcie.
- O świetnie: Hubcio zdążyłeś w samą porę.- Skwitował pojawienie się kolegi Domiś klaszcząc w dłonie jak to czasami miał w zwyczaju by coś zaakcentować.
- A ja uważam, że przegapiłeś najlepsze. Właśnie zakończyliśmy fascynującą historię na temat przesądów.- Nie zgodził się Włodek.- Pani Hanna właśnie opowiadała nam o Woolfie Joelu.- Słysząc jej imię, Hubert zdecydował że czas zmierzyć się z przeszłością. I przeniósł wzrok na Hankę, która najwyraźniej się tego nie spodziewała. Potem uśmiechnął się lekko wciąż patrząc w jej twarz poprawiając swoją pozycję na krześle by stworzyć pozory rozluźnionego nawet jeśli wewnętrznie czuj się bardzo spięty.
- Doprawdy? Chętnie bym jej posłuchał.

3 komentarze:

  1. Dlaczego w takim momencie?! :o
    Bardzo podoba mi się to opowiadanie, zresztą jak wszystkie opowiadania na tej stronie :) akcja zaczyna się rozkręcac i to najważniejsze! Nie mogę doczekać się kolejnej części i mam nadzieję że pojawi się 30! (sprawiłabyś mi mega prezent urodzinowy :))
    Pozdrawiam serdecznie, Nina :)

    PsP jeśli sasjakiessblefy to z góry przeprprzepr , moj telefon sam poprawia wyrqzy niestety nante bledne :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram sie dzisiaj po pracy dokończyć rozdział :) także myślę że wieczorem coś sie pojawi na blogu

      Usuń
  2. Czekam cierpliwie na rozwój akcji. Bardzo jestem ciekawa kiedy Hania i Hubert ze sobą porozmawiają. Czekam na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń