Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 marca 2020

Druga szansa: Rozdział III


Jeszcze się rozkręcam, ale już niedługo "wprowadzające" rozdziały miną i akcja nabierze nieco rozpędu. Aczkolwiek wydaje mi się, że to opowiadanie będzie nieco inne niż zazwyczaj (ale może tak mi się tylko wydaje: sami później ocenicie).
Miłego czytania!


- Nie wiem po co tu za mną przyjechałeś, Kacper naprawdę. Wszystkie dokumenty z tego miesiąca są już u Anki, nie powiem ci nic nowego czego już nie powiedziałam.- Odezwała się Hania zaraz po wyjściu z zaparkowanego auta (albo grata jak nazywała jej starą pandę Paula), które obok zgrabnego nowiusieńkiego modelu Lancii Delta jej towarzysza prezentowało się jak Arab koło osła. To spostrzeżenie znów nie nastroiło ją pozytywnie do „brata”: wręcz przeciwnie odmowa przesunięcia wypłaty wynagrodzenia aż kuła w oczy. Jakby zdając sobie sprawę z jej myśli Kacper odezwał się:
- To auto z leasingu, nie kupiłem go za gotówkę. Naprawdę teraz kiepsko u mnie z płynnością. Wiem, że uważasz że sypie ci piasek w oczy ale to nie tak. Mi też zależy na tym ośrodku.
- Gdyby tak było to poświęciłbyś mu się całym sobą.
- Wiesz na czym polega twój problem?- Spytał ją retorycznie gdy po zamknięciu aut zaczęli kierować się do wejścia.- Traktujesz mnie jak swojego wroga, jakbym chciał odebrać ci to miejsce.
-A tak nie jest?- Odważyła się spytać. Kacper uśmiechnął się do niej lekko.
- Jasne, że nie. Ale jeśli porywasz się na coś z motyką na słońce i zaharowujesz prawie do zmęczenia a to nie przynosi żadnych rezultatów…naprawdę sądzisz że Oaza jest tego warta? Że cokolwiek jest temu warte? Tylko to chcę ci uświadomić.
- Obiecałam mamie, że ośrodek będzie prosperował i dotrzymam słowa. Inna sprawa że też tego chcę. Ja…kocham to miejsce. I to się nigdy nie zmieni. To nie jest tylko mój dom czy tylko miejsce pracy albo utrzymania. To jest miejsce na myśl którego się uśmiecham. I owszem, przez które już niedługo będę miała siwe włosy na głowie, ale mimo wszystko…- Hania uśmiechnęła się leciutko do własnych głupkowatych myśli-…mimo wszystko tak jak matka nie ma ochoty wstawać nocą kilkanaście razy do płaczącego dziecka, a mimo to robi to bez słowa skargi, tak samo ja chcę trwać przy tym hotelu. Wiem, pewnie teraz masz mnie do reszty za wariatkę i ta- z dużym prawdopodobieństwem nią jestem-, ale nie potrafię tego zmienić. Tej hotel jest częścią mnie. Nie tylko dlatego, że to owoc pracy mojej matki. 
- Nie wiesz co teraz o tobie myślę.- Odparł jej cicho Kacper nie pierwszy raz zdając sobie sprawę z oryginalności towarzyszącej mu kobiety. Kobiety, która z czasem bardzo zaczęła go pociągać. Sam nie wiedział właściwie dlaczego: nawet jego ostatnia dziewczyna Andżelika była dużo ładniejsza i seksowniejsza od Hani. Tyle, że ona…nie wiedział jak nazwać tę aurę którą czuło się przebywając z Hanką nawet jeśli tylko się wtedy kłócili (a może przede wszystkim wtedy?). Albo ten ogień w oczach z którym broniła swoich racji. Czy tę pasję wyzierającą z każdej części jej ciała gdy mówiła o tym pieprzonych hotelu…i tak do cholery, chciał żeby z równą pasją mówiła o nim. Musiał w końcu przyznać to przed samym sobą. Ale nie miał pojęcia jak ją do siebie przekonać skoro widziała w nim wroga. Jako nastolatkowie też nie mogli się specjalnie dogadać: do dziś pamiętał, że wołał na nią „orzełek” nie dlatego, że była taka bystra, ale z powodu haczykowatego nosa, który- o ironio- teraz wydawał mu się być jedną z najbardziej intrygujących części jej twarzy. By być sprawiedliwym musiał przyznać, że czasami zachowywał się wobec niej jak dupek. Ale to co irytowało go w niej jako chłopca, zaczęło przyciągać w mężczyźnie. I to mocno. Na przykład te jej gumowe usta, jak je kiedyś określał. Może i szpeciły twarz dziewczynki, ale na twarzy dorosłej kobiety po prostu kusiły do pocałunków…i nie tylko. Szkoda tylko, że on nie robił aktualnie  na niej żadnego wrażenia.
- I chyba nie chcę wiedzieć.- Gdy wybuchła śmiechem fizycznie musiał walczyć ze sobą by oderwać wzrok od jej roześmianych ust. Przez to nawet nie spostrzegł, że samodzielnie otworzyła wejściowe drzwi nie czekając na jego pomoc a on wyszedł na dupka nawet tego nie proponując. Super. – Dobra, chodźmy już bo umieram z głodu. A im szybciej to załatwimy, tym szybciej się ciebie pozbędę.- Dodała gdy znaleźli się już w środku. Na szczęście było tu mniej upalnie niż na zewnątrz.
 - Możemy zjeść najpierw: ja też bym coś przekąsił.
- I wisiał mi na karku przez resztę wieczoru? Spadaj. Ale teraz zaczekaj tutaj: pójdę do Pauli po raport sprzedaży z tego miesi…- Urwała kobieta w pół słowa, gdy zobaczyła przy recepcji hotelowych gości. A przynajmniej tak wydawało się Kacprowi. Bo w rzeczywistości wrażenie na Hannie zrobił tylko jeden z nich nawet jeśli reszta kraju również widziała w pozostałych gwiazdy. Jeden, który teraz pewnie odwzajemniał jej spojrzenie bez jakichkolwiek emocji. Przez chwilę bez słowa patrzyli sobie w oczy…po czym Hanka jak gdyby budząc się z letargu potrząsnęła głową.- Dobra, teraz kwateruje nowych gości: przyniosę ci go później.
- Czy ja dobrze widzę?- Żachnął się Kacper.- Czołowy napastnik w reprezentacji piłki nożnej Polski Adam Fokarczyk, wielokrotnie odznaczany siatkarz Hubert Skrzynecki, kołowy Miłosz Rębecki, lewy rozgrywający Dominik Andrzejewski i jego nowy następca jako odkrycie tego sezonu: Włodzimierz Ignaczak w polskim szczypiorze?! Tutaj? Jak ich zwabiłaś?
 - Mówiłam ci o wrażanym marketingu. Idziemy z duchem czasu, więc trochę unowocześniłam podejście mamy co do zapraszanych gości.- Nieco nagięła prawdę Hania, bo przecież choć nie kłamała wizyta sportowców była niekłamaną przysługą losu wcale nie związaną z reklamą. Byleby tylko nie niedźwiedzią, myślała jakoś dochodząc do ciebie. Ale nie miała pojęcia, że wśród sportowców zjawi się tu Hubert. I czego do licha tutaj szukała ta kanalia?! I przede wszystkim: dlaczego to ją obchodziło?
Tylko spokojnie, nakazywała sobie w myślach gdy Kacper zaczął podchodzić do gości, a jej pozostawało zrobić to samo. Przecież to nie koniec świata. W końcu może i Hubert pamiętał ją albo wydawało mu się że ją skądś kojarzy, ale to było sześć lat temu do diaska. I z pewnością nie odczuwał żadnych emocji dotyczących ich krótkotrwałego…no właśnie: czego? Romansu? Przygody? Przecież zarówno „przed” jak z pewnością i „po” miał ich na pęczki. Czymże więc były spędzone tutaj z nią parę lat temu wakacje?
- Witam największych sportowców w naszym kraju.- Zaczął Kacper z grubej rury jak to miał w zwyczaju bezpardonowo nawiązując relację techniką na tzw. „starych przyjaciół” jak w myślach nazywała ją Hania. Dziwiło ją, że to zawsze działało i pomagało zjednywać mu ludzi. I tym razem po kilku zdaniach zgrabnych komplementów i wymianie sportowych faktów cała szóstka konwersowała jak najlepsi przyjaciele. No może piątka. Choć starała się obserwować całą rozmowę z dyskretnego dystansu, kątem oka zdołała zauważyć, że Hubert nie wydawał się być „oczarowany” jej towarzyszem. Po chwili wywnioskowała jednak, że przyczyna była całkiem inna niż sądziła gdy Jakubiak zwrócił się bezpośrednio do niego:- Słyszałem z gazet o odnowie twojej kontuzji, która nie pozwoliła ci zagrać w finałowym meczu o złoto w zeszłym roku, stary: mega mi przykro. Ale jestem pewny, że za cztery miesiące znowu będziesz naszą tajną bronią na eliminacjach do Mistrzostw Europy. Doszedłeś już do siebie, nie? No bo nikt nie atakuje tak jak ty. A serwy? To ty pobiłeś rekord Polski w 2016 w prędkości, prawda? Ile to było? Sto piętnaście kilometrów na godzinę?
- Sto dwadzieścia pięć.- Sprostował Hubert nawet nie starając się dodać nic więcej. Trudno, najwyżej wyjdzie na gbura. Nic jednak nie mógł poradzić na fakt, że od razu z miejsca zaczął darzyć tego faceta antypatią. Na szczęście „z pomocą” przyszli mu jak zawsze nieodżałowani koledzy. A raczej Domiś.
- Musisz wybaczyć naszemu kumplowi stary, ale wczoraj przesadził z alkoholem. I nadal męczy go kac.
- Daj spokój, nie mam się o co gniewać. W takim razie już was nie zatrzymuję chłopaki: pewnie będzie jeszcze okazja żeby pogadać: koniecznie muszę wziąć wasze autografy. Mam nadzieję, że dobrze się będzie tu bawić. Paula, zaprowadź gości do pokoi.
- Jasne, Kacper.- Oznajmiła słodko Paula wstając z krzesła i podając klucze do wskazanych pokoi które na szczęście znajdowały się obok siebie przy okazji informując o niezbędnych faktach takich jak pory posiłków, możliwe rozrywki czy pobliskie atrakcje. Dziewczyna wydała się Hubertowi idealną do swojej roli: kompetentna, wygadana, zgrabnie i przede wszystkim kulturalnie gasząca nieco zbyt wybredne komentarze Dominika czy prośby Adasia by mówić mu po imieniu albo per „kotku”. Wkurzyła go tylko pod sam koniec.
- Rozumiem, że Kacper jest szefem hotelu?- Spytał ją wówczas Miłosz.
- Tak, ta dwójka to nasze szefostwo. Gdyby państwo czegoś potrzebowali, proszę nacisnąć guzik obok włącznika. W ten sposób łączymy się z recepcją.
- A gdzie retro telefony?- Hubert sam zdziwił się, gdy usłyszał swój głos. Na dodatek kumple spojrzeli na niego jak na kosmitę.- No…bo…kiedyś były tu telefony stacjonarne, takie w których nie wciskało się guzików, ale kręciło palcem. Trochę nieco staroświecko nawet jak na parę lat wstecz, sami musicie przyznać.- Bronił się raczej marnie, bo teraz cała czwórka patrzyła na niego nie jak na kosmitę ale jak na palanta. Nawet recepcjonistka pomimo pogodnego szerokiego uśmiechu posyłała mu pobłażające spojrzenie jakby był jakimś nadętym sportowcem o wybujałym ego.
- Hania, to znaczy szefowa zdecydowała się trochę tu unowocześnić. Panowie właściwie jako pierwsi mogą dostąpić zaszczytu spania w odnowionych pokojach. Pewnie do warszawskiego Mariotu czy Hiltonu się nie umywają, ale za to widoki mamy dużo piękniejsze.
- Z pewnością- Próbował się ratować. –Szefowa z pewnością podjęła dobrą decyzję. W końcu nie mogłaby się mylić.- Nie wiedział po co w ogóle się odzywa skoro zdawał się pogrążać każdym słowem. Dlatego na zakończenie okrasił swoją twarz uśmiechem. Kobieta tego nie kupiła. Nawet jej się nie dziwił.
- A teraz jeszcze raz życzę miłego pobytu.
 Gdy Paulina zaczęła się od nich oddalać Miłosz włożył kluczyk do pierwszych drzwi gestem zachęcając kolegów do wejścia do środka. Dopiero wtedy gdy cała piątka wtłoczyła się do środka, Włodek zaatakował Huberta:
- No to się popisałeś: najpierw wyszedłeś na gbura przy Kacprze, skrytykowałeś pokój jeszcze nie przekraczając jego progów, a na koniec jeszcze dopiekłeś jego żonie.
- Sory, wiem że głupio to wyszło. Ale nie miałem pojęcia, że…- Zaczął nie wiedząc co chce powiedzieć kumplom. No bo dobra: Hanka chajtnęła się z jakimś mega przystojnym i gładkim w słówkach frajerem, ale co go to do diabła obchodziło? Przecież jeszcze tego ranka nie pamiętał, że ona w ogóle istnieje!- Po prostu sory, okej?
- Spoko, jeden francuski pocałunek rozwiąże sprawę, misiu pysiu.- Cmoknął na niego Dominik.
- Spadaj. – Roześmiał się Hubert.- Idź do Włodka.
- Dobra, to zgodnie z życzeniem spadamy rozgościć się w pokoju obok.- Zakomunikował Dominik.-  A ten bałwan Adam który chrapie jak czołg niech zajmie ostatni wolny pokój.
- Hej, serio mam spać sam? Może przynajmniej w nocy się do was dołączę…- Żartowali w drodze do swoich pokoi co chwila pokrzykując i śmiejąc się. Dopiero po dobrej chwili Hubert został z Miłoszem sam. A raczej jego natrętnym wzrokiem. Obiecał sobie, że go wytrzyma, ale po dobrej minucie skapitulował:
- Okej, jutro przeproszę tą całą Paulinę wręczając suty napiwek, zadowolony? Tylko nie waż się mówić, że gwiazdorzę albo wracam do  dawnych nawyków. 
- Skąd, nawet mi to nie przeszło przez myśl.
- Doprawdy? Więc dlaczego masz minę jakbyś chciał mnie o coś zapytać?
- Bo tak jest. Bardzo zastanawia mnie fakt, że wiedziałeś o znajdujących się tutaj..., jak ty się właściwie wyraziłeś? Retro telefonach? – Słysząc pytanie Hubert na moment przymknął oczy. Cóż, miał szczęście że kumpel nie zadał go przy reszcie, wtedy wstyd byłby większy.
- Dobra, złapałeś mnie na kłamstwie. Nie pierwszym zresztą. Byłem tu kiedyś.
- Więc dlaczego skłamałeś w samochodzie gdy o to pytaliśmy?
- A bo ja wiem?- Hubert wzruszył ramionami.- Byłem tu jakieś pięć czy sześć lat temu. To było wtedy gdy moim menagerem był jeszcze Staszek Wańko. I po tej  całej aferze z Klarą Zawadzką gdy trener chciał mnie wylać z drużyny. To tutaj mnie przywlókł by skandal nieco przybladł. I bym przemyślał swoje zachowanie. Do dziś mi wstyd gdy pomyślę sobie jakim głupkiem się okazałem. Wtedy naprawdę nieźle się stoczyłem: mówiłem ci o tym nędznym okresie w moim życiu. Może to dlatego gdy spytałeś czy tam byłem odruchowo zaprzeczyłem. Bo nawet wspominając ten okres jest mi wstyd, a pobyt tutaj się z tym wiąże.
- Stary większości z nas w pewnym okresie odbija szajba i uderza soda do głowy. Na dodatek byłeś młody a rodzice po rozwodzie pozostawili cię samemu sobie: ile miałeś dwadzieścia trzy lata?
- To mnie nie usprawiedliwia.
- Nie, ale jednak ma znaczenie. Posłuchaj, ty poczułeś się wielkim „celebrytą”, ja zaliczyłem epizot z alkoholem a Domiś wpadł w dragi. Adaś z kolei zdaje się mieć problemy z płcią piękną, więc ten etap jest przed nim. Tak samo jak przed Włodkiem, choć wydaje się być mega odpowiedzialny jak na swój wiek. Wiesz, że nawet wczoraj pilnował diety nie pochłaniając pizzy jak reszta? I wypił może jedno piwo. Ale to nie znaczy, że gdy presja nie stanie się zbyt duża to jej podoła. Jesteśmy tylko ludźmi do cholery. Sportowcami, owszem ale inni czasami zdają się tego nie zauważać. Za to każdą porażkę rozkładają  na czynniki pierwsze i będą wypominać latami.
- Uwielbiam te twoje coachingowe brednie.- Roześmiał się Hubert. Potem poczuł jak Miłosz klepie go po ramieniu.
- Do usług. A teraz bierzesz prysznic czy mogę kąpać się pierwszy?
- Leć. Ja sobie jeszcze chwilę poleżę.- Odparł mu. Po kilku minutach gdy został sam poddał się rozmyślaniom o „dawnej znajomej” jak ją w duchu określał.
Nie zmieniła się za bardzo. Wciąż miała ładną, choć teraz może nieco jaśniejszą cerę i włosy mniej więcej tej samej długości. Nawet czesała je w ten sam sposób: w kitkę. Przypomniał sobie, że w tym wydaniu zdawała mu się wyglądać najkorzystniej nawet w tym aspekcie wyróżniając się od innych znanych mu kobiet. Bo zwykle to właśnie rozpuszczając włosy płeć piękna wyglądała najkorzystniej, za to Hania lepiej prezentowała się we włosach związanych. I nie farbowała ich co wydawało mu się być dobrą decyzją. Zakrywanie tak oryginalnego odcienia, którego nie można było w żaden sposób naturalnie uzyskać ani jednoznacznie przyporządkować do palety ciemnych blondów czy jasnych brązów byłoby czymś karygodnym. Pamiętał nawet jak któregoś razu deliberowali nad tym razem przez pół spotkania… Za to oczy- Hubert zapomniał że były zielono-niebieskie,: ale też ich kolor nie był rzadko spotykany. Ale dziwił się sobie że nie pamiętał tego, jak było wyraziste, jak przeszywające. I jak skupione na rozmówcy wydawały się być gdy patrzyła komuś w oczy. Zdołał to powtórnie zaobserwować, gdy wpatrywała się w Miłosza konwersującego z jej…Kacprem (słowo mąż nawet w myślach nie mogło przejść mu przez gardło). Tak jakby w tej właśnie chwili był najbardziej interesującą rzeczą na jaką mogła patrzeć na tym świecie. Chyba też trochę schudła: z tego nie był zadowolony, bo wcześniej delikatnie zaokrąglona wydawała mu się być urocza. I najwyraźniej nie pozbyła się kompleksu gumowych ust, bo nawet dzisiaj nie zauważył u niej żadnej wyrazistej szminki: zamiast tego nałożyła coś co wręcz skrywało ich naturalny kolor tak, by zlewając się z resztą twarzy stały się mniej widoczne. Chyba jej jednak nie wyszło, bo Hubert patrząc na nią jak mu się zdawało na wyraz dyskretnie wciąż zdołał dostrzec ich krój i…pieprzyk z boku policzka niedaleko prawej małżowiny usznej gdy w geście zniecierpliwienia czekając na tego całego Kacpra przeniosła na moment swoje spojrzenie na ścianę. Rany, jak on go kiedyś uwielbiał. Potrafił wpatrywać się w niego i… co on do diabła wyprawiał?! Niczym rażony piorunem zerwał się gwałtownie z łóżka zdając sobie sprawę, że myśli o Hance Witwickiej. I na dodatek wspomina ich dawny epizod, który był niczym więcej niż krótkim romansem dwójki dzieciaków zakończonym jeszcze zanim na dobre się zaczął. Ale nie mógł ukrywać, że nie miał do niej żalu o to jak to się skończyło. Że nie miała na tyle odwagi by sama przyjść do niego i powiedzieć tego co chciała.
Teraz to nie miało jednak żadnego znaczenia.
Absolutnie żadnego.
Dlatego zamiast wspominać dawne czasy powinien pomyśleć o swojej przyszłości i tym co zrobi ze swoim życiem gdy do prasy wypłynie informacja, że z powodu odnowionej kontuzji nie ma czego już szukać w siatkarskiej kadrze.
6 LAT WCZEŚNIEJ
Siedział tu już czwarty dzień i umierał z nudów. Nie miał pojęcia jak ma spędzić kolejne by nie zwariować. A Staszek oczekiwał od niego że spędzi tutaj całe dwa miesiące. Nie. Ma. Takiej. Opcji. Po prostu nie ma. Czuł się jak w jakimś pieprzonych więzieniu- nie żeby kiedykolwiek tam był, ale z różnych źródeł kultury tak właśnie wyobrażał sobie to miejsce. Tyle, że w więzieniu przynajmniej mógłby liczyć na odwiedziny przyjaciół- tutaj manager stanowczo zakazał mu spotykania się  z tymi „degeneratami” jak ich określił. Klara też z pewnością nie miała pojęcia gdzie był, nie wiedział więc jak zakończyła się sprawa z jej mężem. I nie miał nawet możliwości by zrobić to telefonicznie- opcję połączeń wychodzących ten stary wyga sprytnie mu zablokował nawet o tym nie wspominając. Mógłby co prawda wycyganić telefon od kogoś z obsługi, ale na tym etapie wydawało mu się to być żenujące. I tak jego pobyt tutaj był dziwny; gdyby reszta dowiedziała się, że nie jest tu z własnej wyli wyszedłby na niegrzecznego chłopca, którego skarcił własny manager. A to było dla niego (i jego ego) nie do pomyślenia.
Tak więc podsumowując: miał 24 lata, złamaną nogę, był zamknięty na jakimś zadupiu, a jedyną osobą która zdawała się go odwiedzać była jakaś dorabiająca w hotelu nastolatka, którą już pierwszego dnia nierozważnie obraził uwagą o obrusikach. Chociaż nie, ze dwa razy zamiast niej posiłek przyniosła jakaś mało apetyczna kobieta. By jakoś przetrwać dni, spał do dziesiątej, następnie oglądał w telewizji programy których nawet nie słuchał, potem robił sobie przerwę na obiad, który zazwyczaj zjadał zimny jakąś godzinę później. Po obiedzie w zależności od tego czy jego nastrój można było określić jako „mega zirytowany” czy „tylko wkurzony” wybierał albo kolejną porcję telewizyjnego bełkotu, albo zgodnie za radą Obrończyni Dzierganych Obrusików podziwiał widoki za oknem. Gorzej być nie mogło. A raczej myślał tak, zanim dzisiejszego poranka postanowił iść do łazienki bez kuli. Noga napieprzała go teraz tak jak nie wiem co, choć gdy dostarczono mu śniadanie dzielnie nie zdradził się z faktem, że coś mu dolega. I tak trzy godziny później nie był w stanie myśleć o niczym innym tylko o bólu. Dlatego zmuszony ostatecznością zgodnie z wcześniejszą wskazówką wybrał jedynkę na telefonie stacjonarnym. Tak, właśnie: nie wpisał, wstukał, ale właśnie: „wybrał”, bo telefon wydawał się być tym samym modelem, który w latach 80tych XIX w. opatentował Graham Bell. Dobrze, że nie musiał jeszcze podnieść słuchawki i podać miłej pani z centrali imienia i nazwiska osoby z którą chce rozmawiać, myślał rozbawiony mimo swojego stanu Hubert.
Kilka minut później, do drzwi zapukała na oko pięćdziesięcioletnia kobieta, którą przelotnie poznał już wcześniej podczas zakwaterowania. Bliżej jej się przypatrując Hubert stwierdził jednak, że pierwsze wrażenie nie było całkiem trafne. Mogła mieć ona bowiem co najwyżej czterdzieści dwa lata; to ten konserwatywny strój i fryzura nadawały jej powagi i majestatu znacznie ją postarzając. A nie miała wcale brzydkich rysów, gdyby więc zamiast zaciskać swoje wargi przyoblekła na twarz uśmiech z pewnością wyglądała bardzo ładnie.
- Tu jest tabletka, którą zostawił pański przyjaciel w razie zaistnienia właśnie takiej okoliczności. – Oznajmiła bez żadnych wstępów kładąc mu na stoliczku obok łóżka dwie białe pastylki i szklankę wody.
- Bardzo dziękuję.- Odezwał się Hubert. Potem spytał:- Przepraszam, ale obiad nie został mi dostarczony o zwykłej porze. Czy to przeoczenie czy…?- Jej gdy kobieta przeniosła na niego wzrok poczuł się tak jakby miał pięć lat i został przyłapany na kradzieży cukierków. Przełknął mocno ślinę. Zazwyczaj umiał radzić sobie z kobietami, ale takimi w swoim wieku. Te starsze nie wiedzieć czemu już od pierwszego wrażenia za nim nie przepadały. Zwłaszcza ta: Staszek mówił mu z jakim trudem udało się go wcisnąć do tego pensjonatu. „ Nie przyjmujemy tu żadnych celebrytów”, grzmiała przez telefon.
- Nie, córka przyniesie obiad za godzinę. Zauważyła, że zjada pan obiady później dlatego zasugerowała kucharce, żeby pańską porcję przynosić później aby była jeszcze ciepła. Ale jeśli nie, mogę zarządzić przyniesienie tacy teraz.
- Nie, to prawda: zwykle jadam obiady później. Dziękuję.- Dodał raz jeszcze mile połechtany faktem, że miłośniczka szydełkowania jednak nie była wobec niego tak całkiem złośliwa. I całkiem słusznie wydedukowała coś czego nawet jej nie powiedział. No i okazała się jednak nie być dorywczą pracownicą, a córką właścicielki…Fakt, że zainteresował go ten szczegół najdobitniej uświadomił mu w jak wielkiej nudzie żyje od ostatnich kilkudziesięciu godzin skoro ta  informacja wydaje się mu być ciekawa.
Przez kilka następnych dni trwał w swoim „więzieniu” urozmaicanym tylko odwiedzinami miłośniczki obrusów w celu wydania mu posiłków albo odkurzenia i odświeżenia pokoju. Zwykle wtedy spędzał czas w łazience udając, że kąpiel w wannie z jedną nogą w gipsie którego nie można zamoczyć wcale nie jest tak bardzo trudna jak się wydaje. I może nawet być przyjemną. Potem dał sobie z tym spokój. Nawet dźwięk odkurzacza był przyjemną odmianą od słuchania wkoło tych samych piosenek z telewizyjnego radia. I obserwowanie dziewczyny która sprząta mu pokój. Zawsze to jakaś szansa na spotkanie drugiego człowieka, stwierdził pod koniec pierwszego tygodnia pobytu, decydując się przerwać swoją zwyczajową rutynę. I o coś poprosić.
- Wiesz, postanowiłem skorzystać z twojej sugestii odnośnie filmów. Mogłabyś przynieść mi kilka do pokoju w wolnej chwili?
- Jasne, jak skończę z łazienką coś przyniosę. Preferuje pan jakiś konkretny gatunek?- Jeśli dziewczyna była zdziwiona tym, że pierwszy raz z własnej inicjatywy się do niej odezwał, nie okazała tego. Przerwała tylko na moment ścieranie kurzy.
- Myślę, że wszystko będzie lepsze od oglądania polskich telenowel. I to wcale nie jest krytyka braku telewizji kablowej tutaj: po prostu stwierdzam fakt. – Dodał na wypadek gdyby upatrywała się w jego twierdzeniu ukrytej ironii. Na szczęście dziewczyna się uśmiechnęła.
- Rozumiem, zobaczę więc co będzie wolne.
- Dziękuję, ratujesz mi życie.- Odparł. Przez kilka następnych minut słychać było tylko odgłos ściereczki uderzającej o blat szafki. W końcu Hubert uznał, że nawet rozmowa o niczym będzie ciekawsza niż leżenie w milczeniu. Nawet z pracownikiem pensjonatu. Jej, upadł bardzo nisko: prosto z salonów na zadupie kraju. – Każde wakacje spędzasz pomagając rodzicom w prowadzeniu pensjonatu?
- Zazwyczaj. Ale od tego roku po skończonej szkole zaczęłam tu pracować regularnie.- Odpowiedziała mu nie przerywając pracy. Nie skorygowała też informacji o obojgu rodzicach, bo nie widziała takiej potrzeby.
- Czyli „karierę” masz już zaplanowaną jako kontynuatorka rodzinnego biznesu.- Na poły spytał, na poły oznajmił.
- Chyba tak.
- I nie czujesz się trochę zmuszona do kontynuowała tradycji? Nie chciałabyś robić czegoś innego?- Hania spojrzała na gościa jakby spytał czy wolałaby jedzenie lodów czy odcięcie prawej ręki.
- Skąd, uwielbiam to miejsce. I ludzi. Przez to nigdy nie jest tak samo: goście za każdym razem są inni: przynoszą kolejne pytania, opowieści, historię. Tak więc mam szczęście.
- Szczęście?- Zainteresował się Hubert, który do tej pory zadając swoje pytania nie był ciekaw ich odpowiedzi.
- Tak. Co innego mogłabym robić w przygranicznym górskim miasteczku, które głównie utrzymuje się z turystyki? Mamy tu masę hoteli, sklepów z pamiątkami i zakładów gastronomicznych. Raczej na inne zajęcie nie ma co liczyć. A jeśli już to takie stołki są już mocno obsadzone.
- Zawsze można wyjechać.- Wzruszył ramionami Hubert.
- Może pan mi nie uwierzy, ale mi jest tutaj bardzo dobrze. Zdążyłam zauważyć, że to nie pańskie klimaty, ale myślę że jeśli da się szansę klimatowi gór, dostrzeże się ich urok.
- Nie mam nic przeciwko górom. Często w nie jeżdżę.- Nie dodał tylko, że zazwyczaj mieszczą się one poza granicami kraju.- Teraz jednak w obecnym stanie…- Wskazał na swój gips-…nie bardzo mają dla mnie jakikolwiek urok.
- Mogę spytać co się panu stało?
- Wypadek samochodowy.- Wyjaśnił Hubert, choć prawdę powiedziawszy myślał, że skoro wszystkie plotkarskie gazety swego czasu opisały jego wyczyny za kierownicą z wieloma szczegółami, nie znajdzie się w Polsce osoba która tego nie wie. – I przestań mi już panować skoro przez następne tygodnie będziemy się codziennie widywać.- Zdecydował w swojej łaskawości.- Możesz mówić mi na „ty”. Jak masz na imię?
- Hania.
- Miło mi więc.- Mrugnął uśmiechając się do niej lekko. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech przez chwilę patrząc na niego bez słowa. Potem się roześmiała.
- A ty? Zdradzisz mi swoje imię?- Nie, teraz już był pewny że robiła go w balona. Nie mogła nie znać najpopularniejszego sportowca w kraju Huberta Skrzyneckiego, trochę przesadziła z tą farsą. Czy to była jakaś małomiasteczkowa odmiana podrywu na „nie znam cię”? W sumie laska nie była w jego typie, ale zawsze mógł sobie trochę poflirtować przyłączając się do jej gry. No i musiał przyznać, że miała bardzo zaraźliwy uśmiech.
- Ja? Ja jestem…Karol.
- Tak więc mi również miło cię poznać Karolu.- Znowu się uśmiechnęła. Wtedy uznał, że jest znacznie ładniejsza niż początkowo myślał. I żywym dowodem na to, że uśmiech naprawdę  jest ozdobą kobiety.
OBECNIE
Następnego ranka, po dyskusji z Kacprem i załatwieniu innych niezbędnych czynności, zajadając się wczorajszymi ziemniaczanymi plackami pani Renaty, Hania próbowała udawać przed samą sobą że wszystko jest w porządku. Że przyjazd Huberta Skrzyneckiego wcale nie zrobił na niej żadnego wrażenia, nie zburzył spokoju ani nie obudził bolesnej pustki, której nigdy nie udało jej się zapełnić. I że nie dlatego wczorajszego wieczoru podczas kolacji nie obsługiwała bufetu tak jak zazwyczaj zamieniając się z Paulą (woląc sprzątać pokoje i robić pranie niż podawać jedzenie), bo bała się konfrontacji z nim.
Ale prawda była zupełnie inna.
Nie miała pojęcia po co przyjechał tu po tylu latach: chełpić się tym kim się stał a kim ona nigdy nie będzie? Chwalić się swoimi sukcesami i popularnością? A może w swojej łaskawości pomyślał, że dalej jest tak niezaradna życiowo i boi się własnego cienia, więc przysłuży się swoim przyjazdem dokładając parę groszy do interesu? Niezależnie od powodu, nie świadczyło to o nim najlepiej. Ale w końcu czego się mogła po nim spodziewać?
Zabawny był fakt, że choć miał zupełnie inną fryzurę, zapuścił też nieco zarostu na twarzy najbardziej uderzył ją jego wzrost. Wydawał się bowiem wyższy niż lata temu, jakby nad nią górował. Ale może to było tylko wrażenie. Nie sądziła że fizycznie mógłby się „zwiększyć”. No, może jego sylwetka była bardziej wysportowana. Po latach ciężkich treningów efekty tej pracy były widoczne. W końcu był siatkarzem na Boga: to logiczne że był wysoki. Dokładnie dwa metry tak jak Paweł Zagumny jak lubił powtarzać. Hania w duchu śmiała się z sama z siebie. Że też pamiętała te wszystkie mało znaczące fakty a nie potrafiła przypomnieć sobie pinu do telefonu choć nie zmieniała go od dobrych dziesięciu lat.
Dojadając ostatni kawałek placka, wytarła czubki palców z tłuszczu serwetką. Potem szybko związała gumką włosy i zeszła na dół. Lubiła poranki: nagrodą za wczesne wstawanie był widok wschodów słońca który nigdy jej się chyba nie znudzi. Te rozpiętości barw jakby wyrastające spod wierzchołków gór…To było jak magia która miała tylko dla siebie. A przynajmniej tak myślała dopóki u podnóża schodów nie ujrzała jakiejś odwróconej tyłem wysokiej męskiej sylwetki. Początkowo przeraziła się nawet, że mógłby to być obiekt jej rozmyślań, ale szybko zdała sobie sprawę że to najprawdopodobniej jeden z jego kolegów przez oszklone drzwi do werandy przyglądający się widokom.
- Dzień dobry.- Uśmiechnął się do niej chwilę później usłyszawszy kroki.- Miło wiedzieć, że nie tylko ja wstaję razem z kurami.
- Dzień dobry. Tutaj to prawie grzech.- Odpowiedziała mu. Wciąż jednak nie była pewna z kim rozmawia. Nigdy nie naprawiła swojej fatalnej nieznajomości nawet największych sportowych gwiazd kraju.
- Właśnie się o tym przekonałem. Chciałem pobiegać, ale nie mogłem przegapić tego cudu. Pani Hanna, zgadza się? Wczoraj chyba nie mieliśmy przyjemności zamienić ani słowa całkowicie skupieni na pani mężu.  Miłosz Rębecki, bardzo mi miło.- Wyciągnął do niej dłoń.
- To mnie jest miło, że zdecydował się pan przyjechać do naszego ośrodka. I jeszcze raz witam.- Hania wyciągnęła swoją dłoń w podobnym geście. Już miała sprostować pomyłkę co do Kacpra, ale gość znowu zabrał głos uprzedzając ją:
- Muszę się pani przyznać, że przyjeżdżając tutaj mówiąc najoględniej nie sądziłem że trafię do tak czarownego miejsca. To dziwne, że nie jest nikomu szerzej znane.
- Też tak uważam, dlatego wkrótce zamierzam to zmienić. Mam nadzieję, że pan z kolegami będzie tego dobrą wizytówką. Ale jeszcze rok temu Oazą zarządzała moja mama. Dlatego miała inne podejście do zapraszanych gości: chciała by przebywali tu ludzie którzy naprawdę pragną wypoczynku i spacerów po górskich szlakach. Nie tacy którzy byli „sławni” czy majętni. Chciała po prostu by to miejsce było dla ludzi ceniących piękno. No i co tu kryć, była na bakier z marketingiem i nowoczesną reklamą. Więc jest tu pan po raz pierwszy?- Odważyła się spytać na koniec szybko tego żałując. Ale chciała wiedzieć czy to on był jednym z tych którzy odwiedzili Huberta jego ostatniego dnia pobytu. Było to jednak pytanie bez sensu, bo mógł przecież kłamać teraz tylko z niej kpiąc. Nie miała jak oszacować „ilości” wiedzy jaką posiadał o niej i swoim koledze. Dlatego musiała być ostrożna. Nawet jeśli wyglądał na sympatycznego faceta. No ale Hubert też tak wyglądał.
- Tak, w zasadzie wszyscy jesteśmy tu pierwszy raz. No, oprócz jednego z nas jak się wczoraj okazało.
- O...- Mrugnęła tylko nie wiedząc jak interpretować uśmiech Miłosza. Ale nie dodał nic więcej. Wyglądało więc na to, że nie wiedział nic o niej i Hubercie. W pierwszej chwili jej ulżyło. Potem uświadomiła sobie, że dobitnie świadczyło to o niepoważnych charakterze tej relacji skoro wiedziała o niej tylko dwójka zainteresowanych. Dlaczego wciąż ją to dziwiło? – W takim razie nie będę przeszkadzać w kontemplacji. Aha, i jeśli chce pan później pobiegać, polecam skręcić w lewo w ścieżkę prowadzącą do altanki. Za nią jest wąska dróżka prowadząca do dość spokojnego szlaku w sam raz do biegania czy spaceru.
- Świetnie, z pewnością z niej skorzystam.

1 komentarz:

  1. Za relacją Hani i Hubeta kryje się zapewne jakaś historia, która sprawiła, że mają o sobie takie zdanie. Coś mi się wydaje, że o Hanię będzie walczyło dwóch a może nawet trzech mężczyzn. Już nie mogę się doczekać tego co dla nas przygotowałaś. I na tą chwilę ciężko nawet przypuszczać, kto zdobędzie serce Hani. :)

    OdpowiedzUsuń