Bolała
go głowa.
A
raczej pękała.
Każdy
dźwięk praktycznie sprawiał mu fizyczny ból.
Ale
co z tego: ci idioci którzy zwali się jego kolegami nic sobie nie robili z jego
cierpienia dyskutując sobie w najlepsze pewnie zupełnie nieświadomi, że w tej
chwili ćwiartuje ich w swoich myślach na małe kawałeczki. I po kiego licho się
na to zgodziłem, pytał sam siebie w myślach. Dlaczego teraz jadę w wypasionym
busie Miłosza w jakieś cholerne góry mimo, iż mógłbym sobie leżeć na kanapie w
swoim mieszkaniu z butelką dobrej whisky? Bo jestem mało asertywną ciapą,
odpowiedział sam sobie również w duchu. Zaraz jednak skrzywił się gdy głowa
zaczęła znowu pulsować bo podskoczyli na jakimś wyboju. Ach, te polskie drogi…
- Oj, ktoś tu chyba ma kaca, prawda Hubercik?-
Spytał prowokująco Dominik szczerząc się od ucha do ucha. Gdyby miał na to siłę
Hubert pewnie odpowiedziałby mu, że z tym uśmiechem i limem pod okiem wygląda
jak kretyn, ale dał sobie spokój. Adam co prawda w porównaniu z nim wypadał jak
zgrabna łania przy niedźwiedziu, ale przyłożenie to miał solidne. Ciekawe o co
poszło tym razem: jeden twierdził że kolor miętowy to bardziej odcień zielony a
drugi niebieski? Powody ich kłótni stały się sławne już w całych show biznesie.
-
Daj mu spokój Domiś, widać że wczorajszy. Brałeś jakąś tabletkę?- Miłosz jak
zwykle zachował się bardziej empatycznie. Hubert tylko delikatnie kiwnął głową,
choć i to przypłacił kolejną falą tępego bólu.- W takim razie masz jeszcze
jedną. Na najbliższej stacji rozłożymy ci siedzenie i się przekimasz.
-
Hej, to niesprawiedliwe.- Obruszył się Władek.- Ja się nie wyspałem po
wczorajszym. A dla mnie nie jesteś taki miły.
-
Bo nie powstrzymałeś tych dwóch idiotów jak rozwalali mi stolik.
-
Nie byłem pewny komu pomóc, więc stwierdziłem że ograniczę się do kibicowania.
-
To nie MMA. I mówiłem serio bokserzy: gówno mnie obchodzi jak, ale macie mi
odkupić taki sam stolik, jasne? Projektant wnętrz wynalazł mi go z jakiegoś
angielskiego katalogu i naprawdę miałem do niego sentyment.- Zwrócił się do
Adama i Dominika, którzy spojrzeli się tylko na siebie udając skruchę. Ich oczy
jednak mówiły co innego: słowa Miłosza traktowali jak natrętną muchę. Dobrze
wiedzieli, że tak jak i wcześniej gdy złość minie ich kumpel wybaczy im kolejne
uszkodzenie. Inna sprawa, że te jego niby stylowe meble były do niczego.
Kredens w domu babci Adama pamiętał jeszcze czasy wojenne a to gówno na trzech
nogach u Miłosza rozwaliło się tylko pod ciężarem Dominika praktycznie w drobny
mak. Jego zdaniem zrobił przysługę koledze, bo lepiej że stolik rozwalił się w
takiej sytuacji niż na przykład wtedy gdy tamten podczas odwiedzin serwowałby
rodzicom jakąś swoją słynną zupę. Wtedy jeszcze poparzyłaby biedaczków.
Wiedział jednak, że Miłosz widział to inaczej. On zawsze musiał sobie poględzić
niczym stara kwoka.- Słyszycie?
-
Tak, mamusiu. Przepraszamy mamusiu.- Fałszywym falsetem Dominik próbował
rozśmieszyć kolegę. Miłosz jednak pozostał nieugięty.- Och daj spokój, zwrócę
ci kasę: kupisz sobie nowy.
-
I bardziej solidny.- Odważył się wtrącić w końcu Adam wypowiadając na głos
swoją wcześniejszą myśl.
-
Powiedziałem, że chcę taki sam i kropka. I zdania nie zmienię: guzik mnie
obchodzi skąd go wytrzaśniecie, bądźcie kreatywni. A teraz przesiadaj swoją
wielką dupę Dominik. Twoja kolej na prowadzenie. Adaś już się zmęczył.
-
A co musi nałożyć kolejną porcję żelu na włosy?
-
Ktoś tu chyba mi zazdrości chłopaki. Bo w przeciwieństwie do tego owłosionego
goryla ja mam włosy a nie szczecinę na całej facjacie.
-
Hej, chcesz mieć pod okiem piękny fioletowy róż?
-
Patrząc na twoje oko to chyba musiałbym poprosić o to Adama, nie? Poza tym jak
róż może być fioletowy, daltonisto?!
Zabawa
i cięte komentarze trwały w najlepsze i pewnie w innych okolicznościach Hubert
by się do nich przyłączył, ale kilka minut później po postoju z ulgą położył
się na siedzeniu i zamknął oczy. Chłopaki też przestali rozmawiać, za co był im
wdzięczny. Wciąż żałował że dał się wyciągnąć na ten wyjazd, ale teraz w jego
głowie pojawiła się myśl że być może dobrze się stało. W domu użalałby się
tylko nad sobą i rozpamiętywam moment kontuzji, a to do niczego nie prowadziło.
Ale nie mógł już patrzeć na swoje życie bez paniki i poczucia utraty gruntu pod
nogami. Picie na umór było lepsze niż rozmyślanie o tym. Wszystko było zresztą
od tego lepsze. Wszystko.
To
była jego ostatnia rozsądna myśl, bo chwilę później zasnął. Czasami wybudzał
się pozostając niejako w „półśnie”, ale koniec końców udało mu się pozbyć
migreny. Wiedział jednak, że ten dzień może uznać za stracony bo będzie
prawdziwą męczarnią.
-
No Śpiąca Królewna się w porę obudziła. Bo już niedługo będziemy na miejscu.-
Zauważył Włodek kilka godzin później.- Jak głowa?
-
Lepiej, dzięki. Dobrze kojarzę, że to Tatry?
-
Super stary, piątka z geografii. Zgadza się. Zwiedzimy sobie trochę polskie rejony.
Ile można w końcu jeździć do Austrii, nie ? – Hubert uśmiechnął się na ten
przytyk. Sam wybierał tamtejszy kurort regularnie dwa razy w ciągu roku. Ale
uwielbiał narty i tamtejsze stoki.
-
Jasne. Hotel znajduje się tuż w centrum?
-
Nie, na jakiejś pipidówie. Miłosz się nie popisał.
-
Bo chodzi o odpoczynek i spotkanie z naturą, a nie ładnymi turystkami i
przeludnionymi szlakami.- Wtrącił się krytykowany.
-
To Tatry, człowieku. Jak mają nie być przeludnione nawet tuż przed klasycznym
sezonem wakacyjnym?
- Zobaczycie. Jeden kumpel polecał mi to miejsce.
Będzie super, coś na kształt męskiego wypadku za miastem.- Próbował wzbudzić
ich entuzjazm Miłosz. Sam jednak nie był do końca przekonany co do miejsca
wybranego przez Adriana i zaczynał mieć wątpliwości. Ten kij od szczotki miał
trochę inne standardy niż oni: co jeśli żeby go wkurzyć wynajął jakieś
gospodarstwo agroturystyczne? Nie, przecież nie wykręciłby takiego numeru
Hubertowi, zdecydował w końcu. W dodatku to był pensjonat, samodzielnie składał
tam przecież rezerwacje. I sądząc po głosie telefon odebrała jakaś młoda
kobieta a nie stara flądra która będzie ich uciszać o 22.00. Bez internetu
sobie poradzą, aczkolwiek na razie zataił ten mały fakt przez resztą grupy.
- Jak nazywa się to miejsce?- Zainteresował się
Włodek.
- Oaza natury…czy coś takiego. Nie pamiętam.- Odparł
Miłosz.
- Oaza spokoju? Jedziemy do Doliny Rybiego Potoku?-
Wtrącił się gwałtownie do rozmowy Hubert. Nie umknęło to uwadze innych, którzy
spojrzeli na niego jakby właśnie oznajmił, że niebo jest zielone.
- Tak, właśnie tam. A co, znasz to miejsce? Byłeś
tam?
- Nie.- Skłamał Hubert Skrzynecki nie wiadomo
dlaczego przełykając ciężko ślinę. Ale teraz głupio było mu powiedzieć, że
kiedyś tam był, bo irytujący kumple zaraz próbowali by wydusić z niego dlaczego
wcześniej nie powiedział prawdy. A to przecież było zwykłe przejęzyczenie.
Dlatego musiał brnąć w kłamstwo dalej:- Ale słyszałem o nim. To coś w rodzaju
pensjonatu dla starszych ludzi.
- Nie no Miłosz…z tymi panienkami to mówiłeś
poważnie?! Co ja tam będę babcie wyrywał?
- Przyda ci się taki post, Adam.- Uciszył go
Dominik. – Ostatnio stałeś się za bardzo kochliwy. Nie dalej jak dwa tygodnie
temu czytałem w gazecie o twoim kolejnym rozstaniu. A wczoraj przyprowadziłeś na
wieczór jeszcze inną laskę. Bierz przykład z Władka: do tej pory jest ze swoją
dziewczyną z liceum.
- Po prostu mi zazdrościsz…
Hubert cieszył się, że uwagę kolegów pochłonęło coś
innego bo sam mógł w tym momencie przemyśleć całą tę sytuację. Cholera, co za
pieprzony przypadek że jechali tam gdzie ponad 6 lat temu on…
No właśnie co? Spędzał czas po rekonwalescencji
swojego pierwszego urazu jakim była złamana kość piszczelowa? Która jak na
ironię teraz dawała mu się we znaki powodując przy okazji obciążenia innych
partii ciała i ścięgien bo nie zrosła się tak jak powinna praktycznie kończąc
jego sportową karierę? Było to też miejsce gdzie poznał…ją. To był jakiś żart
losu, że Miłosz z wielu miejsc musiał wybrać akurat te. Przecież to nawet nie
był pełnoprawny hotel, nigdzie też nie był reklamowany. A lekko nawiedzona
właściciela miała twarde zasady jeśli chodzi o przyjmowanie jakichkolwiek
gwiazd czy celebrytów. Do tej pory pamiętał, że do niego podchodziła jak do
jeża i tylko dzięki sutej rekompensacie finansowej w ogóle go przyjęła. Tak, to
był mało śmieszny żart losu, który sprowadził go znowu w to samo miejsce. Ale z
drugiej strony: jakie jest prawdopodobieństwo, że ona dalej tam będzie,
uspokajał sam siebie. Może i jej walnięta matka nadal prowadzi pensjonat, ale
ona pewnie już dawna zbałamuciła kolejnego frajera tak jak i jego. O czym on
zresztą myślał: jego wcale nie zbałamuciła. Po prostu stanowiła miłe
urozmaicenie i uchroniła go przed nudą. A że nie spodziewałby się po tak
niewinnej buźce tak nagannego zachowania? No cóż, jedynie to mogło go
zszokować.
- Hubert na pewno z głową już dobrze? Zamilkłeś.-
Wyrwał go z rozmyślań Miłosz.- Chcesz jeszcze jedną tabletkę?
- Nie. – Odparł tamten po raz pierwszy od zgody na
ten wyjazd szczerze zaintrygowany.- Wręcz przeciwnie: nabrałem dziwnej ochoty
na ten wyjazd.
***
Hania jak zwykle uwijała się jak w ukropie by zdążyć
ze wszystkimi dzisiejszymi sprawami. Z tego powodu od rana kiedy to zjadła
zwykłą bułkę z masłem posypaną cukrem- ot, dziwaczny posiłek jeszcze z czasów
dzieciństwa- nie miała nic w ustach. A gdy była głodna stawała się bardzo
zirytowana. Dlatego choć zwykle marudzenie swojej stałej pensjonariuszki pani
Weroniki znosiła z uprzejmą kurtuazją, dziś miała ochotę powiedzieć staruszce
że skoro dostała zimne śniadanie to może winny jest temu fakt, że długo śpi. Że
przecież zna wyznaczone godziny posiłków i nie będą one w żaden sposób dla
nikogo naginane; zwłaszcza że kucharka w czasie między posiłkami przejmuje
funkcję recepcjonistki bądź sprząta pokoje po gościach. I naprawdę prawie
powiedziała jej to w twarz. Co nie
świadczyło o niej najlepiej. Zwykle powstrzymywanie swojego temperamentu nie
nastręczało jej problemów przy gościach. A czekało ją dzisiaj najgorsze. Wizyta
Kacpra. No i rozmowa z facetem od którego kupiła meble z prośbą o rozłożenie
terminu płatności i ich dostarczenie. No i na dodatek co i rusz musiała
poganiać tych leniuchów od remontu żeby brali się za robotę nieco sprawniej.
Dobrze, że za radą Irka podpisała z nimi umowę na wykonanie danego zlecenia, a
nie czas jaki na to poświęcą choć początkowo taka opcja wydawała jej się
znacznie korzystna. Kacprowi zresztą też. A to byłby katastrofalny błąd dla jej
budżetu. 0:1 dla mnie, pomyślała zadowolona że choć tym razem to ona była górą
a nie Kacper Jakubiak. I przy najbliższej okazji zamierzała mu to powiedzieć.
Choć z drugiej strony: może rada Gośki nie była wcale taka zła? Może powinna
udawać wobec niego przyjaciółkę? Może własna duma nie jest wcale tego warta
skoro dzięki niej może w najgorszym wypadku zyskać trochę czasu dla pensjonatu?
Myśl warta przemyślenia.
Wsiadając do samochodu wróciła na chwilę na ścieżkę
podnosząc z niej jakiś zbłąkany papierek po czekoladce. Potem rozejrzała się
dookoła, ale wszystko wydawało się być w najlepszym porządku. Bez obaw mogła
opuścić hotel udając się na zakupy spożywcze u dostawcy. Z racji większej
ilości gości szwedzki stół w ramach śniadania i kolacji znów mógł być
uruchomiony. Pomyślała również o zaserwowaniu na podwieczorek deseru w postaci
lodów. Zwłaszcza w tak upalny dzień jak ten.
Kilka godzin później, po zakupach, wizycie na
poczcie i odroczeniu spłaty ostatniej części za meble, spotkanie z Kacprem nie
wydawało jej się być już takie straszne. Zadowolona z siebie ruszyła więc do
siedziby jego firmy. Już od progu przywitały ją krzyki świadczące o jakiejś
awanturze dwóch mężczyzn z czego właściwie tylko jeden wrzeszczał. Nawet nie
zdziwiło ją, że był nim Kacper straszący swojego pracownika zwolnieniem. Gdy ją
zobaczył co prawda nieco spuścił parę i ton głosu o jakeś 4 tony, ale gniewny
wyraz twarzy nadal pozostał. Potem mrugnął coś do swojego rozmówcy gestem dłoni
odganiając go jak natrętną muchę gdy tamten rzucił słowa przeprosin. Jak można
być takim palantem, myślała Hanna gdy do niej podchodził. Miała nadzieję, że
zachowa swoje przemyślenia dla samej siebie i wrzeszczeć z kolei nie zacznie
ona, bo zawsze była dość impulsywna. A miała szczerą ochotę powiedzieć parę
słów prawdy o tak haniebnym traktowaniu pracowników. Nie ważne kto tutaj był
winny: w taki sposób nie rozmawia się z nikim.
- Chcesz mi nawrzucać?- Przywitał ją Kacper całując
w policzek. Teraz wściekły grymas został zastąpiony przez kpiący uśmiech gdy
patrzył na Hanię.
- Nie, dlaczego?- Mrugnęła tylko starając się nie
patrzeć mu w oczy. Po chwili usłyszała jego śmiech.
- Bez jaj, mina na twojej twarzy mówi sama za
siebie. Poza tym zawsze gdzie twoim zdaniem widzisz uciśnionych, musisz im
pomóc. Znam cię całe życie, pamiętaj. Mnie nie musisz kłamać. – Mówiąc to
gestem dłoni dał jej znać, żeby kierowali się do jego gabinetu po drodze
rzucając delikatny uśmiech swojej recepcjonistce Marcie. Ta odpowiedziała w ten
sam sposób po chwili lekko kiwając głową Hani.
- Twoje słowa
sugerują, że ten mężczyzna wcale nie był uciśnionym.- Odezwała się do niego tuż
po tym jak zamknęły się drzwi.
- Z twojej perspektywy rzeczywiście mogło to
wyglądać inaczej. Chcesz kawy? Tak jak zwykle gorzka bez mleka?
- Nie, nie mam zbyt wiele czasu. Wolałabym od razu
przejść do rozmowy na temat Oazy.
- Auć. Jaka rzeczowa. Jeśli już mam oberwać, to może
zmienisz zdanie gdy wyjaśnię, że ten kierowca nie dostarczył swojego towaru na
czas bo miał ważniejsze rzeczy niż przyjście do pracy na ósmą rano w
poniedziałek usprawiedliwiając się błahą wymówką. Z tego tytułu muszę zapłacić
teraz ponad 10 tysięcy kary. To co, przestaniesz teraz w końcu patrzeć na mnie
tak oskarżycielskim wzrokiem i usiądziesz?- Gdy młoda kobieta wciąż nie ruszyła
się z miejsca, Kacper ciężko westchnął. Potem dodał:- Hanka, nie jestem
potworem ale jako przedsiębiorca nie mogę pozwalać sobie na takie samowolki.
Może tobie udaje się pogodzić przyjaźń pracując z Paulą czy Anką, ale prawda
jest taka że w którymś momencie ty też się na tym przejedziesz.
- I co? Wrzeszczeniem udało ci się zmienić jakoś tę
sytuację? Dostawca przeniósł się w czasie i dostarczył towar na czas? A może z
kapelusza nie wyskoczył królik tylko równowartość kary którą musisz zapłacić za
niewywiązanie się z zadania?- Nie zdołała się powstrzymać Hania nie tylko nie przyjmując
gałązki oliwnej, ale dolewając oliwy do ognia. Dobrotliwy uśmiech z twarzy
Kacpra zniknął. Boże, jak ta dziewczyna umiała go nieraz wpienić. Chyba jak
żadna inna.
- Nie, masz rację. Rzeczywiście: teraz żałuję, że
nie poklepałem Jarka po głowie mówiąc nie szkodzi stary: co mi tam parę
tysięcy. Najwyżej nie ureguluję paru zobowiązań wobec kontrahentów i pójdę z
torbami. Dziękuję za dobrą radę.
- Sarkazm nie jest tutaj potrzebny.
- A ja myślę, że wręcz przeciwnie. Twoje aktualne zachowanie
i podejście do całej sprawy idealnie obrazuje powody dla których nie nadajesz
się na to by zarządzać hotelem.- Słysząc to, Hania aż się żachnęła. Tym
bardziej gdy Kacper dodał:- Bez urazy, ale jesteś za miękka nawet jak na kobietę.
Może z wiekiem trochę się pod tym względem poprawiłaś, ale nadal nikt nie czuje
do ciebie respektu. No i nie potrafisz negocjować. To rzutuje na wielu
aspektach w sposobie zarządzania Oazą.
- Ha, więc wreszcie dochodzimy do sedna i tego o co
tak naprawdę chodzi szowinistyczna świnio: jestem kobietą a więc nie nadaje się do zarządzania nawet
samą sobą, prawda?!- Kacper parsknął śmiechem doskonale zdając sobie sprawę, że
to rozzłości Hankę. I rzeczywiście: w dobrze znanym mu już geście założyła ręce
na biodra rozkładając go już na łopatki. Nigdy nie mógł zrozumieć- i pewnie
nigdy tego nie zrozumie- dlaczego złość tej dziewczyny zawsze niezmiernie go
bawiła. Przecież jeszcze przed 5 minutami był tak wściekły na Jarka, że gotów
był rozszarpać swojego pracownika i wywalić na zbity pysk. A teraz śmiał się
tak, że z oczu pociekły mu łzy słuchając tyrady towarzyszącej mu kobiety. I
nagle dwunastotysięczna kara nie wydawała się już być aż tak dużą sumą wartą
świeczki.- No tak, ale zawsze przecież na samym końcu gdy brak ci rzeczowych
argumentów i twardych dowodów sprowadzasz wszystko do faktu że ty masz członka
a ja nie. Różnica polega na tym, że teraz wyleciałeś z tym już na początku rozmowy!
I jeszcze się śmiejesz traktując mnie protekcjonalnie pewnie zaraz wypalając
coś w stylu: „no widzisz, teraz wrzeszczysz i panikujesz jak typowa kobieta
dając ponieść się emocjom”- Parodiując jego głos Hanka spowodowała wybuch
kolejnej salwy śmiechu. Kacper aż otarł łzę z oczu.- No dalej, nie krępuj się.
Nieważne, że sam chwilę temu darłeś się na swojego pracownika robiąc to samo.
To przecież...
-…to była inna…
-…sytuacja.- Znów weszła mu w słowo trafnie
odgadując co chciał powiedzieć. –Ależ oczywiście, że tak. Bo ja przecież mam
cycki a więc to był przejaw kobiecej fanaberii; może mam nawet MPS…
-…Hania….
-…nie przerywaj mi i tak wiem co chcesz mi
powiedzieć albo myślisz: „pewnie ma okres i po prostu musi zjeść parę tabliczek
czekolady, wtedy cała jej wściekłość minie jak ręką odjął: zupełnie jak po
ugryzieniu snickersa”. Ty za to jesteś mężczyzną więc z tego tytułu masz
naturalne prawo do bycia złym czy wściekłym: w końcu w tobie hormony nie
buzują. Kobieta jest zła tylko z powodu specyficznego czasu w miesiącu.
- Chciałem tylko powiedzieć.- Nieśmiało zaczął
Kacper starając się odzyskać powagę gdy Hania w końcu przerwała swój monolog-
Że chyba mówi się na to PMS. O MPSie nie słyszałem.
- Jesteś wstrętny. – Mrugnęła tylko Hanna biorąc do
ręki swoją torebkę, którą położyła na krześle. Zrozumiała, że teraz nic nie
wskóra z Kacprem gdy jest w takim nastroju. Inna sprawa, że mimo potwierdzeń w
wielu sytuacjach wciąż nie mogła uwierzyć w tupet Jakubiaka i otwarte
propagowanie swoich patriarchalnych poglądów rodem ze średniowiecza. A raczej w
to, że się z nimi wcale nie krył.
- A ty gdzie? Chyba mieliśmy rozmawiać o interesach.
- Nie mam na to teraz ochoty, poza tym i tak nie
sądzę że doszlibyśmy do konsensusu.
- Hej, siostrzyczko: daj spokój…- Próbował ją
zatrzymać Kacper zwinnie podnosząc się ze swojego miejsca i kładąc jej dłoń na ramieniu.
Na ten gest Hanka drgnęła, odwracając się na pięcie praktycznie w miejscu
niemal sycząc mu w twarz:
- Nie nazywaj mnie tak. Gdybyś rzeczywiście widział
we mnie siostrę, nie utrudniałbyś mi wszystkiego.
- O ile mi wiadomo, starsi bracia droczą się z
młodszymi siostrzyczkami, prawda?- Gdy zauważył że tylko pogorszył sytuację w
geście poddania się wyciągnął obie dłonie przed siebie. Dlaczego oni zawsze
tylko się kłócili?- Dobra, sory: już nie będę. To co, usiądziesz w końcu i
przekażesz to co chciałaś powiedzieć?
6 LAT WCZEŚNIEJ
Kilka przyjaciółek świętowało właśnie zakończenie
roku szkolnego w pizzerii, a raczej zdanie ostatniego z egzaminów zawodowych.
Oczywiście na wyniki trzeba było jeszcze trochę poczekać, ale każda z nich była
w dobrej myśli. Bo nawet jeśli coś się nie udało tak jak powinno, to było już
za nimi. I to było najważniejsze. Teraz każda z dziewcząt czuła po trochu
ekscytację odbierając to jako wejście w etap dorosłości; może i towarzyszył
temu lekki strach, ale żaden dwudziestolatek tak naprawdę nie jest w stanie w
pełni go odczuć. W tym wieku wszystko wydaje się być możliwe, każdy szczyt do
zdobycia a marzenie do spełnienia. One też tak to odbierały. Jedyne czego teraz
żałowały to, że nie ma z nimi Pauliny, która wyjechała na dwumiesięczny staż do
Krakowa…a przynajmniej do czasu kiedy nie zadzwonił telefon Hani i trzeba było
zejść na ziemię: to matka wzywała ją do szybkiego powrotu. Odrobinę zła,
posłusznie pożegnała się z koleżankami proponując jednej z nich podwiezienie
jako że mieszkały niedaleko siebie. Tak jak się jednak spodziewała, Sylwia
wolała wrócić piechotą niż wcześniej kończyć imprezę. No cóż ona prawdę mówiąc
też. Ale przecież zawsze po szkole pomagała w pensjonacie gdy tylko znajdowała
czas. I lubiła to, naprawdę. Tyle, że dzisiaj wolałaby przejść się pizzą i
poplotkować z koleżankami.
Może była też zbyt wielkim tchórzem: gdyby postawiła
się matce i choć raz powiedziała to czego chce: ale nie, ona zawsze musiała
płynąć z prądem tak jakby słowo „nie” w kontekście jej matki nie istniało. Inna
sprawa, że wiedziała iż skoro ona czegoś nie wykona, to będzie to musiała
zrobić jej matka. A ona i tak miała zbyt wiele obowiązków. Zwłaszcza gdy pani
Iwona w wyniku postępującej choroby nowotworowej coraz rzadziej była na nogach.
Zazwyczaj w sezonie letnim udawało się
Hani namówić którąś z przyjaciółek do pomocy, ale po skończonej szkole
dorywcza praca za nieduże pieniądze nie była dla nikogo czymś wartym uwagi. No,
może w centralnej części gór: nieco na wschód od ich miasteczka, gdzie kłęby
turystów zostawiały sute napiwki; tutaj w otoczeniu staruszków bądź rodziców z
dziećmi nie było co na to liczyć.
Gdy
dziewczyna zjawiła się na miejscu, parkując swojego starego fiata pandę, dwa
miejsca dalej spostrzegła nowiusieńkie BMW, które w takim miejscu ja to robiło
wrażenie. Wchodząc do hotelu od zaplecza, szybko dowiedziała się o przyjeździe
nowego gościa o specjalnych wymaganiach któremu najpierw uszykowano pokój na
partnerze, by ten po przyjeździe życzył sobie czegoś na górnych piętrach. Tak
więc na szybko próbowano doprowadzić do użyteczności ostatni wolny pokój. Hania
miała właśnie pomóc pracownicy, która się tym zajmowała. Najpierw jednak
postanowiła wpaść do pani Iwony sprawdzając jak się czuje i czy czegoś jej nie
potrzeba. Tak jak podejrzewała, choć Kacper nie miał w tym tygodniu zjazdu na
studiach w stolicy, to i tak nie znalazł czasu by odwiedzić chorującą matkę
albo pomóc jej w jakichś sprawach służbowych związanych z organizacją hotelu
pewnie usprawiedliwiając się jakimiś błahymi wymówkami. Z prawdopodobieństwem
graniczącym z pewnością wiedziała, że jedną z nich mogła być jakaś domówka u
kumpla z okazji oblania ostatnich egzaminów. Ale słuchając o trudach studenckiego
życia syna schorowanej kobiety nie mogła wykrzyczeć jej, że jej idealny synek
wcale nie jest święty. Że nie dalej jak wczoraj słyszała jego rozmowę przez
telefon gdy umawiał się na spotkanie z kumplem. Wobec tego wcale nie wypadła mu
dodatkowa zmiana w dorywczej pracy. Zamiast tego uśmiechała się lekko i kiwała
głową. Potem przygotowała starszej kobiecie herbatę z cytryną o którą tamta
prosiła starając się nie myśleć o niewdzięcznym synu którego nie stać było na
odwiedziny schorowanej matki.
Kwadrans później, zjawiając się z niezbędnymi
środkami i ściereczkami, już w holu recepcji dostrzegła dwóch mężczyzn, z
których jeden mógł być ojcem drugiego. Ten z kolei siedział na wózku
inwalidzkim. Z racji faktu, że był odwrócony do niej tyłem, Hania początkowo
myślała, że ma doczynienia z osobą niepełnosprawną. Fakt ten od razu wzbudził
jej sympatię do nieznajomego: w takich sytuacjach wstydziła się własnego
egoizmu; przecież jeszcze pół godziny wcześniej jej największym zmartwieniem
było to, że musiała wcześniej wyjść ze spotkania z przyjaciółkami. A przecież
ludzie dookoła mieli dużo większe zmartwienia wobec których jej wydawały się
być nic nie znaczące.
Docierając na trzecie piętro i wchodząc do
właściwego pokoju, od Asi właśnie szorującej podłogę, dostała instrukcję dokładnego
wyszorowania wspólnej łazienki dla wszystkich gości na tym piętrze, która od
teraz miała pozostać do dyspozycji nowego gościa. Ten chłopak ma alergię na kurz także wszystko powinno być dobrze
wysprzątane a goście od dzisiaj będą korzystać z kabiny na drugim piętrze bądź
parterze, dodała tonem głosu dając swój wyraz tego typu fanaberiom. Ale z
drugiej strony, wychowując trójkę dzieci, z których jedno cierpiało na
dziecięce porażenie mózgowe, pewnie coś takiego było dla Joanny właśnie takim
wyolbrzymieniem. Hania posłusznie zabrała się do pracy starając się nie myśleć
ani o Kacprze, ani o dobrze bawiących się przyjaciółkach w pizzerii. Kilka
minut później na piętrze zjawili się widocznie nowi goście, bo dziewczyna ze
swojego miejsca usłyszała jakieś poruszenie. Po kilku minutach, mimo
zamkniętych drzwi do właśnie wynajętego pokoju, wyraźnie słyszała docierające
stamtąd krzyki. Potem drzwi gwałtownie się otworzyły a męski głos zawołał: „Wrócę do ciebie po jutrze. Sprawuj się
dobrze, bo jak nie to za siebie nie ręczę”.
Zdenerwowało ją zachowanie nieznajomego mężczyzny.
Zakładając, że był ojcem chłopca na wózku nie mogła nie potępić tego w jaki
sposób traktował swojego syna. Wtedy też, nie po raz pierwszy zresztą,
pomyślała że może to i dobrze że ona sama nie zna swojego ojca. Bo jeśli miałby
traktować ją tak jak ten brunet z pewnością wolała już być półsierotą.
Nieznajomego chłopca, który wcale nie okazał się być
nastolatkiem a bardziej młodym mężczyzną, Hania zdążyła poznać osobiście już
następnego dnia przynosząc mu śniadanie. Nie było to bardzo miłe spotkanie, bo
zirytowała go najpierw swoim pukaniem (okazało się, że mężczyzna jeszcze spał
mimo iż dochodziła dziewiąta), serwowanym śniadaniem (miał ochotę na sałatkę z
gyrosa której szwedzki stół nie obejmował) oraz odpowiedzią na zadanie pytanie
o kablówkę i połączenie internetowe (brak). Hania, jednak starała się jakoś
pocieszyć nieznajomego gościa, bo wyglądał jakby pobyt tutaj zapowiadał dla
niego istne tortury. Ponadto wciąż pamiętała o jego paraliżu oraz wyrodnym
ojcu.
- Mam kilkanaście filmów nagranych na płytach: mogę
panu coś tutaj przynieść. No i na dole jest dość dobrze wyposażona biblioteka,
bo gdy w mieście zamknięto tę publiczną, większość książek udało się przenieść
tutaj. Nie liczyłabym jednak na bardzo aktualne tytuły.
- Nieważne, i tak nie przepadam za czytaniem.
Naprawdę nie ma tutaj internetu?- Spytał Hubert ponownie jakby w ciągu minuty
sytuacja się mogła zmienić. Jednocześnie przeciągnął się napinając ramiona.
Gdyby nie był tak zły i pochłonięty sobą zauważyłby, że ten ruch niejako zdekoncentrował
młodą pracownicę, ale w obecnym stanie ducha nie to było mu w głowie. Zwłaszcza
po ostatnim skandalu z jego udziałem. I pięknej aktorki, trzeba dodać.
- Przykro mi. Ale tak jak już mówiłam można tu robić
wiele ciekawych rzeczy. Dookoła pensjonatu jest piękny park i ogród z altanką,
w którym…
- Tak?- Przerwał jej Hubert kpiąco.- A wydaje ci się
że ze złamaną nogą pierwsze na co mam ochotę to kuśtykanie o kulach po
nierównym parku? Albo może wspinanie się po górach? Inna sprawa, że raczej nie
chciałbym by wydało się w mediach, że tutaj jestem.
- Wcale nie
sugerowałam spacerów w pańskim stanie. Mówiąc o parku miałam na myśli piękne
widoki dla których przyjeżdża się w ogóle w góry. Akurat w tym pokoju widok
jest szczególnie imponujący na Mięguszowieckie Szczyty w ich całej okazałości. Chociaż…-
Dodała niepewnie Hania nie wiedząc czy nie zostanie to źle odebrane-…początkowo
widząc ten inwalidzki wózek pomyślałam, że pańskie kalectwo jest nieodwracalne.
Także złamana noga wydaje się nie być jakimś końcem świata. Myślę, że z pomocą
pracowników udałoby się pana bez problemu przetransportować na dół.
- Nie, dziękuję. A gdybym patrzył na życie tak jak
ty to mógłbym nic nie robić albo najlepiej odciąć sobie wszystkie członki, bo w
końcu: po pierwsze żyję a już samo to jest cudem, a po drugie odczuwam ból a
ból przecież także pochodzi od Boga. Także relatywizm ma to do siebie, że punkt
widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie sądzisz?- Zakończył pytająco. Potem po
raz pierwszy spojrzał na swoją rozmówczynię. Była chyba trochę starsza niż
wskazywał na to dziewczęcy ton jej głosu, ale nie mógłby dać jej więcej niż
osiemnaście-dziewiętnaście lat. A on wyskakiwał jej tu z jakimiś filozoficznymi
gadkami jakby sam miał ich na karku przynajmniej pięćdziesiąt a nie dwadzieścia
cztery. Takie mędrkowanie nie było zresztą nawet w jego stylu. Uświadomiwszy to
sobie roześmiał się krótko po raz drugi nie zdając sobie sprawy że wyraz jego
twarzy wywołał u niej rumieńce. Ona chyba też nie do końca zdawała sobie z tego
sprawę.- Dobra, nie zatrzymuję cię już. Poprosiłbym później o jakąś dużą
butelkę z wodą, dobra? Nie jestem w stanie sam zejść na dół i po nią pójść.
- Jasne. Przyniosę ją panu za chwilę. Aha, i jeśli
będzie pan czegoś potrzebował proszę o wybranie z telefonu numeru jeden: wtedy
połączy się pan z recepcją.
- Wow, to ten telefon stacjonarny jeszcze działa?
Myślałem że to też należy do retro wystroju tak jak te dziergane na drutach
wszędzie porozkładane małe obrusy.- Nawet jeśli do tej pory Hania miło
gawędziła z nieznajomym kładąc jego niegrzeczne zachowanie na skutek
zgorzknienia po domniemanym kalectwie czy kłótni z ojcem, kpina w głosie ubodła
ją do żywego. Owszem, to że nie mieli internetu a ona sama nigdy nie wyściubiła
nosa poza swoją małą mieścinę nie znaczyło, że nie wiedziała co to awangarda
czy nie miała poczucia dobrego smaku. A nieco staroświecki wystrój pokoi miał
urok nie tylko dla niej: wielu gości chwaliło klimat tego miejsca. Na pewno nie
było więc kiczowate i godne strojenia sobie z nich żartów. A już na pewno nie
te piękne hafty zrobione przez schorowaną panią Iwonę. I co z tego, że
korzystali ze starszych modelów telefonów stacjonarnych? Skoro działały nikt
nie widział potrzeby by je wymieniał.
- Te obrusy wykonała jedna z właścicielek tego
miejsca własnoręcznie. Ale jeśli pan chce mogę je stąd zabrać.- Odpowiedziała
mu sztywno.
- Nie, jest okej. Ja wcale nie miałem na myśli…a
zresztą...- Hubert machnął ręką uświadomiwszy sobie, że właśnie zamierzał się
tłumaczyć przed jakąś dorywczą pracownicą zatrudnioną tu pewnie na wakacje tak
jakby ją obraził. A przecież mówił tylko prawdę: było tu mega staroświecko.
Takie dywany sprzedawano pewnie sto lat temu: nie chciał nawet myśleć o tym ile
kurzu mogą skrywać. Na dodatek nawet jeśli nie miałby racji to jakim prawem ta
mała udawała wielce urażoną?! Czyżby do tej małomiasteczkowej mieściny nie
dotarła już znana dawno zachodowi maksyma: „nasz klient nasz pan”? Albo:
„klient ma zawsze racje”? Nie, najpewniej tylko zdawało mi się, że w tonie
głosu dziewczyny dostrzega pogardę i złość.
- Gdyby trzeba było odnieść tacę i resztki ze
śniadania, proszę dzwonić RETRO telefonem. Obiad będzie o pierwszej.- Słowo
„retro” zostało w jej wypowiedzi szczególnie zaakcentowane. A niech to, ta
laska naprawdę była na niego zła. Gdy bez dalszej zwłoki opuściła pokój, Hubert
pozwolił sobie na głośny śmiech.
-Ale jazda. I ja mam spędzić w tej dziurze dwa
miesiące? Jeszcze dzisiaj zwolnię tego dupka który mnie tu wpakował i zobaczymy
jak będzie się przede mną czołgał.
OBECNIE
Dojechawszy do ośrodka, już na parkingu Hubert
poczuł uczucie deja vu. Bo wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to zapamiętał.
To zabawne, bo do tej pory nie poświęcił temu miejscu ani jednej myśli a teraz
doskonale umiał sobie przypomnieć, że hydrant do wody znajdujący się obok
parkingu kiedyś był pomalowany na czerwono, a nie zielono. Chociaż nie,
zapomniał że było tu tak pięknie: dookoła mnóstwo zieleni, mały park z drzewami
i naturalnie wyżłobionymi ścieżkami, a z boku urocza dróżka prowadząca do małej
altanki z huśtawą, którą doskonale pamiętał. Nawet stary budynek pensjonatu
idealnie wpisywał się w nieco gotycki klimat miejsca co podkreślały wyłaniające
się z oddali szczyty gór. Jak nic miejsce do obcowania w z przyrodą…albo
demonami przeszłości, podpowiedział jakiś głosik w jego głowie. Zaraz jednak
sam siebie zrugał: jakimi demonami do diabła?! Naprawdę, miejsce pobudzało
nawet do gotyckich myśli.
- Ja cię, toż to prawdziwy pałac! Adasiu, normalnie
Miłosz zaprosił nas do swojego królestwa!
- Zamknij się Dominik, ludzie na ciebie patrzą.-
Zasyczał w odpowiedzi Miłosz. Tamten jednak tylko pochylił się lekko jakby w
geście kurtuazji do nieznanej mu grupy staruszków siedzących na pobliskiej
ławce z drugiej strony.
- Widziałeś? Tamta babunia puściła mi oko!
- Jezu, ale ty jesteś dzieciakiem Domiś.- Tym razem
krytykiem okazał się być Władysław.
- Władziu, uważaj bo następny sezon też spędzisz na
ławce rezerwowej.
- Zwłaszcza jak będziesz wpieprzał tyle kebabów ile
zjadłeś w ciągu ostatnich trzech dni.
- Patrzcie jaki szczyl pyskaty: teraz nikt nie ma
już szacunku do staruszków. Inaczej będziesz śpiewał ptaszku gdy będziesz
chciał abym podszkolił twoją taktykę w obronie.
- Dobra, bierzcie te torby i walizki: ja mam ochotę
na kąpiel. W tym upale pocę się jak świnia.- Adam postanowił pospieszyć kolegów
czym oczywiście naraził się na kolejne docinki.
Chwilę później, całą piątką wchodzili do ładnie
oświetlonego holu, na którego końcu czekała młoda recepcjonistka. Serce Huberta
szybciej zabiło. Z tej odległości mógł dostrzec tylko lekko brązowe włosy nie
mógł być więc pewny z całą stanowczością, ale…to mogła być ona. Starając się
wmówić sobie, że to nie ma żadnego znaczenia dyskretnie rozejrzał się po
odnowionym wnętrzu. Teraz naprawdę było tu ładnie. Choć tak jak wcześniej
zachowano nieco starodawny styl, to tam gdzie trzeba dodano trochę nowoczesnych
elementów. Szczególnie posłużyło to parkietowi.
- Dzień dobry, w czym mogę służyć?
Nie, to nie była Hanka. Głos tej dziewczyny był
niższy i mniej melodyjny. Sam nie wiedział czy poczuł wtedy ulgę czy wręcz
przeciwnie.
- Witam, my mieliśmy rezerwację na trzy pokoje.- Oznajmił
Miłosz. Recepcjonistka od razu przeniosła na niego wzrok, bo do tej pory
wpatrzona była w monitor i najwyraźniej przywitała ich zupełnie machinalnie. Teraz
jednak zerkając na Miłosza jej wzrok się rozpromienił. To tak jakby łudzili
się, że nikt tutaj nie ogląda sportu.
- Jasne, już prowadzę. Witamy w Oazie spokoju. Jest
nam bardzo miło…
Ale Hubert jej już nie słuchał. Bo przez hol właśnie
wchodziły inne dwie osoby. A on zanim jeszcze zobaczył ich twarze, już wiedział
do kogo należy głos jednej z nich.
To była Hanka Witwicka.
Jego Hanka, która teraz szła ramię w ramie z jakimś
wysokim kolesiem zażarcie o czymś dyskutując. Gdy jednak zdała sobie sprawę, że
w holu są goście, jej głos stał się bardziej cichy.
A gdy zamilkła kompletnie, poczuł prawdziwą
satysfakcję.
Bo powodem jej milczenia był on sam.
Jak super, że jednak powróciłaś do pisania!
OdpowiedzUsuńOdwiedzałam Twojego bloga praktycznie codziennie, z nadzieją że znowu coś wstawisz i gdy zobaczyłam nowe opowiadania kilka dni temu w pierwszej chwili aż nie uwierzyłam. :D Mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej. A co do opowiadania - podoba mi się. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę weny a także zdrowia :)
Nina
Ja cieszę się, że jednak po takim czasie liczyłaś na to że wrócę i tutaj zaglądałaś- to jest mega budujące, że ktoś wciąż czekał na opowiadania. I również życzę zdrowia ;) Mam też nadzieję, że mój powrót cię nie rozczaruję a historia Hani zaciekawi tak jak inne.
UsuńPozdrawiam.
Opowiadanie jak zawsze wciągające od pierwszego rozdziału. Ale żeby powiedzieć więcej muszę poczekać na rozwój akcji, poznać bohaterów. Miło móc znowu komentować Twoje nowe opowiadania :) pozdrawiam roksana.
OdpowiedzUsuńCierpliwości, jak wiesz lubię sobie trochę "poożywiać" bohaterów nie sprowadzając ich tylko do "płaskich" przystojnych i opisywanych za pomocą cech, których w ich zachowaniu trudno się doszukać. Ja lubię jak czytelnik sam może wysunąć wniosek o danym bohaterze właśnie na podstawie tego co zrobił bądź nie. Także tutaj zanim akcja się rozpędzi minie więcej czasu.
UsuńPS: Mnie z kolei miło czytać twoje komentarze :)
Pozdrawiam :)