Łączna liczba wyświetleń

środa, 18 marca 2020

Druga szansa: Rozdział II


Bolała go głowa.
A raczej pękała.
Każdy dźwięk praktycznie sprawiał mu fizyczny ból.
Ale co z tego: ci idioci którzy zwali się jego kolegami nic sobie nie robili z jego cierpienia dyskutując sobie w najlepsze pewnie zupełnie nieświadomi, że w tej chwili ćwiartuje ich w swoich myślach na małe kawałeczki. I po kiego licho się na to zgodziłem, pytał sam siebie w myślach. Dlaczego teraz jadę w wypasionym busie Miłosza w jakieś cholerne góry mimo, iż mógłbym sobie leżeć na kanapie w swoim mieszkaniu z butelką dobrej whisky? Bo jestem mało asertywną ciapą, odpowiedział sam sobie również w duchu. Zaraz jednak skrzywił się gdy głowa zaczęła znowu pulsować bo podskoczyli na jakimś wyboju. Ach, te polskie drogi…
-  Oj, ktoś tu chyba ma kaca, prawda Hubercik?- Spytał prowokująco Dominik szczerząc się od ucha do ucha. Gdyby miał na to siłę Hubert pewnie odpowiedziałby mu, że z tym uśmiechem i limem pod okiem wygląda jak kretyn, ale dał sobie spokój. Adam co prawda w porównaniu z nim wypadał jak zgrabna łania przy niedźwiedziu, ale przyłożenie to miał solidne. Ciekawe o co poszło tym razem: jeden twierdził że kolor miętowy to bardziej odcień zielony a drugi niebieski? Powody ich kłótni stały się sławne już w całych show biznesie.
- Daj mu spokój Domiś, widać że wczorajszy. Brałeś jakąś tabletkę?- Miłosz jak zwykle zachował się bardziej empatycznie. Hubert tylko delikatnie kiwnął głową, choć i to przypłacił kolejną falą tępego bólu.- W takim razie masz jeszcze jedną. Na najbliższej stacji rozłożymy ci siedzenie i się przekimasz.
- Hej, to niesprawiedliwe.- Obruszył się Władek.- Ja się nie wyspałem po wczorajszym. A dla mnie nie jesteś taki miły.
- Bo nie powstrzymałeś tych dwóch idiotów jak rozwalali mi stolik.
- Nie byłem pewny komu pomóc, więc stwierdziłem że ograniczę się do kibicowania.
- To nie MMA. I mówiłem serio bokserzy: gówno mnie obchodzi jak, ale macie mi odkupić taki sam stolik, jasne? Projektant wnętrz wynalazł mi go z jakiegoś angielskiego katalogu i naprawdę miałem do niego sentyment.- Zwrócił się do Adama i Dominika, którzy spojrzeli się tylko na siebie udając skruchę. Ich oczy jednak mówiły co innego: słowa Miłosza traktowali jak natrętną muchę. Dobrze wiedzieli, że tak jak i wcześniej gdy złość minie ich kumpel wybaczy im kolejne uszkodzenie. Inna sprawa, że te jego niby stylowe meble były do niczego. Kredens w domu babci Adama pamiętał jeszcze czasy wojenne a to gówno na trzech nogach u Miłosza rozwaliło się tylko pod ciężarem Dominika praktycznie w drobny mak. Jego zdaniem zrobił przysługę koledze, bo lepiej że stolik rozwalił się w takiej sytuacji niż na przykład wtedy gdy tamten podczas odwiedzin serwowałby rodzicom jakąś swoją słynną zupę. Wtedy jeszcze poparzyłaby biedaczków. Wiedział jednak, że Miłosz widział to inaczej. On zawsze musiał sobie poględzić niczym stara kwoka.- Słyszycie?
- Tak, mamusiu. Przepraszamy mamusiu.- Fałszywym falsetem Dominik próbował rozśmieszyć kolegę. Miłosz jednak pozostał nieugięty.- Och daj spokój, zwrócę ci kasę: kupisz sobie nowy.
- I bardziej solidny.- Odważył się wtrącić w końcu Adam wypowiadając na głos swoją wcześniejszą myśl.
- Powiedziałem, że chcę taki sam i kropka. I zdania nie zmienię: guzik mnie obchodzi skąd go wytrzaśniecie, bądźcie kreatywni. A teraz przesiadaj swoją wielką dupę Dominik. Twoja kolej na prowadzenie. Adaś już się zmęczył.
- A co musi nałożyć kolejną porcję żelu na włosy?
- Ktoś tu chyba mi zazdrości chłopaki. Bo w przeciwieństwie do tego owłosionego goryla ja mam włosy a nie szczecinę na całej facjacie.
- Hej, chcesz mieć pod okiem piękny fioletowy róż?
- Patrząc na twoje oko to chyba musiałbym poprosić o to Adama, nie? Poza tym jak róż może być fioletowy, daltonisto?!
Zabawa i cięte komentarze trwały w najlepsze i pewnie w innych okolicznościach Hubert by się do nich przyłączył, ale kilka minut później po postoju z ulgą położył się na siedzeniu i zamknął oczy. Chłopaki też przestali rozmawiać, za co był im wdzięczny. Wciąż żałował że dał się wyciągnąć na ten wyjazd, ale teraz w jego głowie pojawiła się myśl że być może dobrze się stało. W domu użalałby się tylko nad sobą i rozpamiętywam moment kontuzji, a to do niczego nie prowadziło. Ale nie mógł już patrzeć na swoje życie bez paniki i poczucia utraty gruntu pod nogami. Picie na umór było lepsze niż rozmyślanie o tym. Wszystko było zresztą od tego lepsze. Wszystko.
To była jego ostatnia rozsądna myśl, bo chwilę później zasnął. Czasami wybudzał się pozostając niejako w „półśnie”, ale koniec końców udało mu się pozbyć migreny. Wiedział jednak, że ten dzień może uznać za stracony bo będzie prawdziwą męczarnią.
- No Śpiąca Królewna się w porę obudziła. Bo już niedługo będziemy na miejscu.- Zauważył Włodek kilka godzin później.- Jak głowa?
- Lepiej, dzięki. Dobrze kojarzę, że to Tatry?
- Super stary, piątka z geografii. Zgadza się. Zwiedzimy sobie trochę polskie rejony. Ile można w końcu jeździć do Austrii, nie ? – Hubert uśmiechnął się na ten przytyk. Sam wybierał tamtejszy kurort regularnie dwa razy w ciągu roku. Ale uwielbiał narty i tamtejsze stoki.
- Jasne. Hotel znajduje się tuż w centrum?
- Nie, na jakiejś pipidówie. Miłosz się nie popisał.
- Bo chodzi o odpoczynek i spotkanie z naturą, a nie ładnymi turystkami i przeludnionymi szlakami.- Wtrącił się krytykowany.
- To Tatry, człowieku. Jak mają nie być przeludnione nawet tuż przed klasycznym sezonem wakacyjnym?
- Zobaczycie. Jeden kumpel polecał mi to miejsce. Będzie super, coś na kształt męskiego wypadku za miastem.- Próbował wzbudzić ich entuzjazm Miłosz. Sam jednak nie był do końca przekonany co do miejsca wybranego przez Adriana i zaczynał mieć wątpliwości. Ten kij od szczotki miał trochę inne standardy niż oni: co jeśli żeby go wkurzyć wynajął jakieś gospodarstwo agroturystyczne? Nie, przecież nie wykręciłby takiego numeru Hubertowi, zdecydował w końcu. W dodatku to był pensjonat, samodzielnie składał tam przecież rezerwacje. I sądząc po głosie telefon odebrała jakaś młoda kobieta a nie stara flądra która będzie ich uciszać o 22.00. Bez internetu sobie poradzą, aczkolwiek na razie zataił ten mały fakt przez resztą grupy.
- Jak nazywa się to miejsce?- Zainteresował się Włodek.
- Oaza natury…czy coś takiego. Nie pamiętam.- Odparł Miłosz.
- Oaza spokoju? Jedziemy do Doliny Rybiego Potoku?- Wtrącił się gwałtownie do rozmowy Hubert. Nie umknęło to uwadze innych, którzy spojrzeli na niego jakby właśnie oznajmił, że niebo jest zielone.
- Tak, właśnie tam. A co, znasz to miejsce? Byłeś tam?
- Nie.- Skłamał Hubert Skrzynecki nie wiadomo dlaczego przełykając ciężko ślinę. Ale teraz głupio było mu powiedzieć, że kiedyś tam był, bo irytujący kumple zaraz próbowali by wydusić z niego dlaczego wcześniej nie powiedział prawdy. A to przecież było zwykłe przejęzyczenie. Dlatego musiał brnąć w kłamstwo dalej:- Ale słyszałem o nim. To coś w rodzaju pensjonatu dla starszych ludzi.
- Nie no Miłosz…z tymi panienkami to mówiłeś poważnie?! Co ja tam będę babcie wyrywał?
- Przyda ci się taki post, Adam.- Uciszył go Dominik. – Ostatnio stałeś się za bardzo kochliwy. Nie dalej jak dwa tygodnie temu czytałem w gazecie o twoim kolejnym rozstaniu. A wczoraj przyprowadziłeś na wieczór jeszcze inną laskę. Bierz przykład z Władka: do tej pory jest ze swoją dziewczyną z liceum.
- Po prostu mi zazdrościsz…
Hubert cieszył się, że uwagę kolegów pochłonęło coś innego bo sam mógł w tym momencie przemyśleć całą tę sytuację. Cholera, co za pieprzony przypadek że jechali tam gdzie ponad 6 lat temu on…
No właśnie co? Spędzał czas po rekonwalescencji swojego pierwszego urazu jakim była złamana kość piszczelowa? Która jak na ironię teraz dawała mu się we znaki powodując przy okazji obciążenia innych partii ciała i ścięgien bo nie zrosła się tak jak powinna praktycznie kończąc jego sportową karierę? Było to też miejsce gdzie poznał…ją. To był jakiś żart losu, że Miłosz z wielu miejsc musiał wybrać akurat te. Przecież to nawet nie był pełnoprawny hotel, nigdzie też nie był reklamowany. A lekko nawiedzona właściciela miała twarde zasady jeśli chodzi o przyjmowanie jakichkolwiek gwiazd czy celebrytów. Do tej pory pamiętał, że do niego podchodziła jak do jeża i tylko dzięki sutej rekompensacie finansowej w ogóle go przyjęła. Tak, to był mało śmieszny żart losu, który sprowadził go znowu w to samo miejsce. Ale z drugiej strony: jakie jest prawdopodobieństwo, że ona dalej tam będzie, uspokajał sam siebie. Może i jej walnięta matka nadal prowadzi pensjonat, ale ona pewnie już dawna zbałamuciła kolejnego frajera tak jak i jego. O czym on zresztą myślał: jego wcale nie zbałamuciła. Po prostu stanowiła miłe urozmaicenie i uchroniła go przed nudą. A że nie spodziewałby się po tak niewinnej buźce tak nagannego zachowania? No cóż, jedynie to mogło go zszokować.
- Hubert na pewno z głową już dobrze? Zamilkłeś.- Wyrwał go z rozmyślań Miłosz.- Chcesz jeszcze jedną tabletkę?
- Nie. – Odparł tamten po raz pierwszy od zgody na ten wyjazd szczerze zaintrygowany.- Wręcz przeciwnie: nabrałem dziwnej ochoty na ten wyjazd.

***
Hania jak zwykle uwijała się jak w ukropie by zdążyć ze wszystkimi dzisiejszymi sprawami. Z tego powodu od rana kiedy to zjadła zwykłą bułkę z masłem posypaną cukrem- ot, dziwaczny posiłek jeszcze z czasów dzieciństwa- nie miała nic w ustach. A gdy była głodna stawała się bardzo zirytowana. Dlatego choć zwykle marudzenie swojej stałej pensjonariuszki pani Weroniki znosiła z uprzejmą kurtuazją, dziś miała ochotę powiedzieć staruszce że skoro dostała zimne śniadanie to może winny jest temu fakt, że długo śpi. Że przecież zna wyznaczone godziny posiłków i nie będą one w żaden sposób dla nikogo naginane; zwłaszcza że kucharka w czasie między posiłkami przejmuje funkcję recepcjonistki bądź sprząta pokoje po gościach. I naprawdę prawie powiedziała jej to w twarz. Co  nie świadczyło o niej najlepiej. Zwykle powstrzymywanie swojego temperamentu nie nastręczało jej problemów przy gościach. A czekało ją dzisiaj najgorsze. Wizyta Kacpra. No i rozmowa z facetem od którego kupiła meble z prośbą o rozłożenie terminu płatności i ich dostarczenie. No i na dodatek co i rusz musiała poganiać tych leniuchów od remontu żeby brali się za robotę nieco sprawniej. Dobrze, że za radą Irka podpisała z nimi umowę na wykonanie danego zlecenia, a nie czas jaki na to poświęcą choć początkowo taka opcja wydawała jej się znacznie korzystna. Kacprowi zresztą też. A to byłby katastrofalny błąd dla jej budżetu. 0:1 dla mnie, pomyślała zadowolona że choć tym razem to ona była górą a nie Kacper Jakubiak. I przy najbliższej okazji zamierzała mu to powiedzieć. Choć z drugiej strony: może rada Gośki nie była wcale taka zła? Może powinna udawać wobec niego przyjaciółkę? Może własna duma nie jest wcale tego warta skoro dzięki niej może w najgorszym wypadku zyskać trochę czasu dla pensjonatu? Myśl warta przemyślenia.
Wsiadając do samochodu wróciła na chwilę na ścieżkę podnosząc z niej jakiś zbłąkany papierek po czekoladce. Potem rozejrzała się dookoła, ale wszystko wydawało się być w najlepszym porządku. Bez obaw mogła opuścić hotel udając się na zakupy spożywcze u dostawcy. Z racji większej ilości gości szwedzki stół w ramach śniadania i kolacji znów mógł być uruchomiony. Pomyślała również o zaserwowaniu na podwieczorek deseru w postaci lodów. Zwłaszcza w tak upalny dzień jak ten.
Kilka godzin później, po zakupach, wizycie na poczcie i odroczeniu spłaty ostatniej części za meble, spotkanie z Kacprem nie wydawało jej się być już takie straszne. Zadowolona z siebie ruszyła więc do siedziby jego firmy. Już od progu przywitały ją krzyki świadczące o jakiejś awanturze dwóch mężczyzn z czego właściwie tylko jeden wrzeszczał. Nawet nie zdziwiło ją, że był nim Kacper straszący swojego pracownika zwolnieniem. Gdy ją zobaczył co prawda nieco spuścił parę i ton głosu o jakeś 4 tony, ale gniewny wyraz twarzy nadal pozostał. Potem mrugnął coś do swojego rozmówcy gestem dłoni odganiając go jak natrętną muchę gdy tamten rzucił słowa przeprosin. Jak można być takim palantem, myślała Hanna gdy do niej podchodził. Miała nadzieję, że zachowa swoje przemyślenia dla samej siebie i wrzeszczeć z kolei nie zacznie ona, bo zawsze była dość impulsywna. A miała szczerą ochotę powiedzieć parę słów prawdy o tak haniebnym traktowaniu pracowników. Nie ważne kto tutaj był winny: w taki sposób nie rozmawia się z nikim.
- Chcesz mi nawrzucać?- Przywitał ją Kacper całując w policzek. Teraz wściekły grymas został zastąpiony przez kpiący uśmiech gdy patrzył na Hanię.
- Nie, dlaczego?- Mrugnęła tylko starając się nie patrzeć mu w oczy. Po chwili usłyszała jego śmiech.
- Bez jaj, mina na twojej twarzy mówi sama za siebie. Poza tym zawsze gdzie twoim zdaniem widzisz uciśnionych, musisz im pomóc. Znam cię całe życie, pamiętaj. Mnie nie musisz kłamać. – Mówiąc to gestem dłoni dał jej znać, żeby kierowali się do jego gabinetu po drodze rzucając delikatny uśmiech swojej recepcjonistce Marcie. Ta odpowiedziała w ten sam sposób po chwili lekko kiwając głową Hani.
-  Twoje słowa sugerują, że ten mężczyzna wcale nie był uciśnionym.- Odezwała się do niego tuż po tym jak zamknęły się drzwi.
- Z twojej perspektywy rzeczywiście mogło to wyglądać inaczej. Chcesz kawy? Tak jak zwykle gorzka bez mleka?
- Nie, nie mam zbyt wiele czasu. Wolałabym od razu przejść do rozmowy na temat Oazy.
- Auć. Jaka rzeczowa. Jeśli już mam oberwać, to może zmienisz zdanie gdy wyjaśnię, że ten kierowca nie dostarczył swojego towaru na czas bo miał ważniejsze rzeczy niż przyjście do pracy na ósmą rano w poniedziałek usprawiedliwiając się błahą wymówką. Z tego tytułu muszę zapłacić teraz ponad 10 tysięcy kary. To co, przestaniesz teraz w końcu patrzeć na mnie tak oskarżycielskim wzrokiem i usiądziesz?- Gdy młoda kobieta wciąż nie ruszyła się z miejsca, Kacper ciężko westchnął. Potem dodał:- Hanka, nie jestem potworem ale jako przedsiębiorca nie mogę pozwalać sobie na takie samowolki. Może tobie udaje się pogodzić przyjaźń pracując z Paulą czy Anką, ale prawda jest taka że w którymś momencie ty też się na tym przejedziesz.
- I co? Wrzeszczeniem udało ci się zmienić jakoś tę sytuację? Dostawca przeniósł się w czasie i dostarczył towar na czas? A może z kapelusza nie wyskoczył królik tylko równowartość kary którą musisz zapłacić za niewywiązanie się z zadania?- Nie zdołała się powstrzymać Hania nie tylko nie przyjmując gałązki oliwnej, ale dolewając oliwy do ognia. Dobrotliwy uśmiech z twarzy Kacpra zniknął. Boże, jak ta dziewczyna umiała go nieraz wpienić. Chyba jak żadna inna.
- Nie, masz rację. Rzeczywiście: teraz żałuję, że nie poklepałem Jarka po głowie mówiąc nie szkodzi stary: co mi tam parę tysięcy. Najwyżej nie ureguluję paru zobowiązań wobec kontrahentów i pójdę z torbami. Dziękuję za dobrą radę.
- Sarkazm nie jest tutaj potrzebny.
- A ja myślę, że wręcz przeciwnie. Twoje aktualne zachowanie i podejście do całej sprawy idealnie obrazuje powody dla których nie nadajesz się na to by zarządzać hotelem.- Słysząc to, Hania aż się żachnęła. Tym bardziej gdy Kacper dodał:- Bez urazy, ale jesteś za miękka nawet jak na kobietę. Może z wiekiem trochę się pod tym względem poprawiłaś, ale nadal nikt nie czuje do ciebie respektu. No i nie potrafisz negocjować. To rzutuje na wielu aspektach w sposobie zarządzania Oazą.
- Ha, więc wreszcie dochodzimy do sedna i tego o co tak naprawdę chodzi szowinistyczna świnio: jestem kobietą  a więc nie nadaje się do zarządzania nawet samą sobą, prawda?!- Kacper parsknął śmiechem doskonale zdając sobie sprawę, że to rozzłości Hankę. I rzeczywiście: w dobrze znanym mu już geście założyła ręce na biodra rozkładając go już na łopatki. Nigdy nie mógł zrozumieć- i pewnie nigdy tego nie zrozumie- dlaczego złość tej dziewczyny zawsze niezmiernie go bawiła. Przecież jeszcze przed 5 minutami był tak wściekły na Jarka, że gotów był rozszarpać swojego pracownika i wywalić na zbity pysk. A teraz śmiał się tak, że z oczu pociekły mu łzy słuchając tyrady towarzyszącej mu kobiety. I nagle dwunastotysięczna kara nie wydawała się już być aż tak dużą sumą wartą świeczki.- No tak, ale zawsze przecież na samym końcu gdy brak ci rzeczowych argumentów i twardych dowodów sprowadzasz wszystko do faktu że ty masz członka a ja nie. Różnica polega na tym, że teraz wyleciałeś z tym już na początku rozmowy! I jeszcze się śmiejesz traktując mnie protekcjonalnie pewnie zaraz wypalając coś w stylu: „no widzisz, teraz wrzeszczysz i panikujesz jak typowa kobieta dając ponieść się emocjom”- Parodiując jego głos Hanka spowodowała wybuch kolejnej salwy śmiechu. Kacper aż otarł łzę z oczu.- No dalej, nie krępuj się. Nieważne, że sam chwilę temu darłeś się na swojego pracownika robiąc to samo. To przecież...
-…to była inna…
-…sytuacja.- Znów weszła mu w słowo trafnie odgadując co chciał powiedzieć. –Ależ oczywiście, że tak. Bo ja przecież mam cycki a więc to był przejaw kobiecej fanaberii; może mam nawet MPS…
-…Hania….
-…nie przerywaj mi i tak wiem co chcesz mi powiedzieć albo myślisz: „pewnie ma okres i po prostu musi zjeść parę tabliczek czekolady, wtedy cała jej wściekłość minie jak ręką odjął: zupełnie jak po ugryzieniu snickersa”. Ty za to jesteś mężczyzną więc z tego tytułu masz naturalne prawo do bycia złym czy wściekłym: w końcu w tobie hormony nie buzują. Kobieta jest zła tylko z powodu specyficznego czasu w miesiącu.
- Chciałem tylko powiedzieć.- Nieśmiało zaczął Kacper starając się odzyskać powagę gdy Hania w końcu przerwała swój monolog- Że chyba mówi się na to PMS. O MPSie nie słyszałem.
- Jesteś wstrętny. – Mrugnęła tylko Hanna biorąc do ręki swoją torebkę, którą położyła na krześle. Zrozumiała, że teraz nic nie wskóra z Kacprem gdy jest w takim nastroju. Inna sprawa, że mimo potwierdzeń w wielu sytuacjach wciąż nie mogła uwierzyć w tupet Jakubiaka i otwarte propagowanie swoich patriarchalnych poglądów rodem ze średniowiecza. A raczej w to, że się z nimi wcale nie krył.
- A ty gdzie? Chyba mieliśmy rozmawiać o interesach.
- Nie mam na to teraz ochoty, poza tym i tak nie sądzę że doszlibyśmy do konsensusu.
- Hej, siostrzyczko: daj spokój…- Próbował ją zatrzymać Kacper zwinnie podnosząc się ze swojego miejsca i kładąc jej dłoń na ramieniu. Na ten gest Hanka drgnęła, odwracając się na pięcie praktycznie w miejscu niemal sycząc mu w twarz:
- Nie nazywaj mnie tak. Gdybyś rzeczywiście widział we mnie siostrę, nie utrudniałbyś mi wszystkiego.
- O ile mi wiadomo, starsi bracia droczą się z młodszymi siostrzyczkami, prawda?- Gdy zauważył że tylko pogorszył sytuację w geście poddania się wyciągnął obie dłonie przed siebie. Dlaczego oni zawsze tylko się kłócili?- Dobra, sory: już nie będę. To co, usiądziesz w końcu i przekażesz to co chciałaś powiedzieć?
6 LAT WCZEŚNIEJ
Kilka przyjaciółek świętowało właśnie zakończenie roku szkolnego w pizzerii, a raczej zdanie ostatniego z egzaminów zawodowych. Oczywiście na wyniki trzeba było jeszcze trochę poczekać, ale każda z nich była w dobrej myśli. Bo nawet jeśli coś się nie udało tak jak powinno, to było już za nimi. I to było najważniejsze. Teraz każda z dziewcząt czuła po trochu ekscytację odbierając to jako wejście w etap dorosłości; może i towarzyszył temu lekki strach, ale żaden dwudziestolatek tak naprawdę nie jest w stanie w pełni go odczuć. W tym wieku wszystko wydaje się być możliwe, każdy szczyt do zdobycia a marzenie do spełnienia. One też tak to odbierały. Jedyne czego teraz żałowały to, że nie ma z nimi Pauliny, która wyjechała na dwumiesięczny staż do Krakowa…a przynajmniej do czasu kiedy nie zadzwonił telefon Hani i trzeba było zejść na ziemię: to matka wzywała ją do szybkiego powrotu. Odrobinę zła, posłusznie pożegnała się z koleżankami proponując jednej z nich podwiezienie jako że mieszkały niedaleko siebie. Tak jak się jednak spodziewała, Sylwia wolała wrócić piechotą niż wcześniej kończyć imprezę. No cóż ona prawdę mówiąc też. Ale przecież zawsze po szkole pomagała w pensjonacie gdy tylko znajdowała czas. I lubiła to, naprawdę. Tyle, że dzisiaj wolałaby przejść się pizzą i poplotkować z koleżankami.
Może była też zbyt wielkim tchórzem: gdyby postawiła się matce i choć raz powiedziała to czego chce: ale nie, ona zawsze musiała płynąć z prądem tak jakby słowo „nie” w kontekście jej matki nie istniało. Inna sprawa, że wiedziała iż skoro ona czegoś nie wykona, to będzie to musiała zrobić jej matka. A ona i tak miała zbyt wiele obowiązków. Zwłaszcza gdy pani Iwona w wyniku postępującej choroby nowotworowej coraz rzadziej była na nogach. Zazwyczaj w sezonie letnim udawało się  Hani namówić którąś z przyjaciółek do pomocy, ale po skończonej szkole dorywcza praca za nieduże pieniądze nie była dla nikogo czymś wartym uwagi. No, może w centralnej części gór: nieco na wschód od ich miasteczka, gdzie kłęby turystów zostawiały sute napiwki; tutaj w otoczeniu staruszków bądź rodziców z dziećmi nie było co na to liczyć.
 Gdy dziewczyna zjawiła się na miejscu, parkując swojego starego fiata pandę, dwa miejsca dalej spostrzegła nowiusieńkie BMW, które w takim miejscu ja to robiło wrażenie. Wchodząc do hotelu od zaplecza, szybko dowiedziała się o przyjeździe nowego gościa o specjalnych wymaganiach któremu najpierw uszykowano pokój na partnerze, by ten po przyjeździe życzył sobie czegoś na górnych piętrach. Tak więc na szybko próbowano doprowadzić do użyteczności ostatni wolny pokój. Hania miała właśnie pomóc pracownicy, która się tym zajmowała. Najpierw jednak postanowiła wpaść do pani Iwony sprawdzając jak się czuje i czy czegoś jej nie potrzeba. Tak jak podejrzewała, choć Kacper nie miał w tym tygodniu zjazdu na studiach w stolicy, to i tak nie znalazł czasu by odwiedzić chorującą matkę albo pomóc jej w jakichś sprawach służbowych związanych z organizacją hotelu pewnie usprawiedliwiając się jakimiś błahymi wymówkami. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością wiedziała, że jedną z nich mogła być jakaś domówka u kumpla z okazji oblania ostatnich egzaminów. Ale słuchając o trudach studenckiego życia syna schorowanej kobiety nie mogła wykrzyczeć jej, że jej idealny synek wcale nie jest święty. Że nie dalej jak wczoraj słyszała jego rozmowę przez telefon gdy umawiał się na spotkanie z kumplem. Wobec tego wcale nie wypadła mu dodatkowa zmiana w dorywczej pracy. Zamiast tego uśmiechała się lekko i kiwała głową. Potem przygotowała starszej kobiecie herbatę z cytryną o którą tamta prosiła starając się nie myśleć o niewdzięcznym synu którego nie stać było na odwiedziny schorowanej matki.
Kwadrans później, zjawiając się z niezbędnymi środkami i ściereczkami, już w holu recepcji dostrzegła dwóch mężczyzn, z których jeden mógł być ojcem drugiego. Ten z kolei siedział na wózku inwalidzkim. Z racji faktu, że był odwrócony do niej tyłem, Hania początkowo myślała, że ma doczynienia z osobą niepełnosprawną. Fakt ten od razu wzbudził jej sympatię do nieznajomego: w takich sytuacjach wstydziła się własnego egoizmu; przecież jeszcze pół godziny wcześniej jej największym zmartwieniem było to, że musiała wcześniej wyjść ze spotkania z przyjaciółkami. A przecież ludzie dookoła mieli dużo większe zmartwienia wobec których jej wydawały się być nic nie znaczące.
Docierając na trzecie piętro i wchodząc do właściwego pokoju, od Asi właśnie szorującej podłogę, dostała instrukcję dokładnego wyszorowania wspólnej łazienki dla wszystkich gości na tym piętrze, która od teraz miała pozostać do dyspozycji nowego gościa. Ten chłopak ma alergię na kurz także wszystko powinno być dobrze wysprzątane a goście od dzisiaj będą korzystać z kabiny na drugim piętrze bądź parterze, dodała tonem głosu dając swój wyraz tego typu fanaberiom. Ale z drugiej strony, wychowując trójkę dzieci, z których jedno cierpiało na dziecięce porażenie mózgowe, pewnie coś takiego było dla Joanny właśnie takim wyolbrzymieniem. Hania posłusznie zabrała się do pracy starając się nie myśleć ani o Kacprze, ani o dobrze bawiących się przyjaciółkach w pizzerii. Kilka minut później na piętrze zjawili się widocznie nowi goście, bo dziewczyna ze swojego miejsca usłyszała jakieś poruszenie. Po kilku minutach, mimo zamkniętych drzwi do właśnie wynajętego pokoju, wyraźnie słyszała docierające stamtąd krzyki. Potem drzwi gwałtownie się otworzyły a męski głos zawołał: „Wrócę do ciebie po jutrze. Sprawuj się dobrze, bo jak nie to za siebie nie ręczę”.
Zdenerwowało ją zachowanie nieznajomego mężczyzny. Zakładając, że był ojcem chłopca na wózku nie mogła nie potępić tego w jaki sposób traktował swojego syna. Wtedy też, nie po raz pierwszy zresztą, pomyślała że może to i dobrze że ona sama nie zna swojego ojca. Bo jeśli miałby traktować ją tak jak ten brunet z pewnością wolała już być półsierotą.
Nieznajomego chłopca, który wcale nie okazał się być nastolatkiem a bardziej młodym mężczyzną, Hania zdążyła poznać osobiście już następnego dnia przynosząc mu śniadanie. Nie było to bardzo miłe spotkanie, bo zirytowała go najpierw swoim pukaniem (okazało się, że mężczyzna jeszcze spał mimo iż dochodziła dziewiąta), serwowanym śniadaniem (miał ochotę na sałatkę z gyrosa której szwedzki stół nie obejmował) oraz odpowiedzią na zadanie pytanie o kablówkę i połączenie internetowe (brak). Hania, jednak starała się jakoś pocieszyć nieznajomego gościa, bo wyglądał jakby pobyt tutaj zapowiadał dla niego istne tortury. Ponadto wciąż pamiętała o jego paraliżu oraz wyrodnym ojcu.
- Mam kilkanaście filmów nagranych na płytach: mogę panu coś tutaj przynieść. No i na dole jest dość dobrze wyposażona biblioteka, bo gdy w mieście zamknięto tę publiczną, większość książek udało się przenieść tutaj. Nie liczyłabym jednak na bardzo aktualne tytuły.
- Nieważne, i tak nie przepadam za czytaniem. Naprawdę nie ma tutaj internetu?- Spytał Hubert ponownie jakby w ciągu minuty sytuacja się mogła zmienić. Jednocześnie przeciągnął się napinając ramiona. Gdyby nie był tak zły i pochłonięty sobą zauważyłby, że ten ruch niejako zdekoncentrował młodą pracownicę, ale w obecnym stanie ducha nie to było mu w głowie. Zwłaszcza po ostatnim skandalu z jego udziałem. I pięknej aktorki, trzeba dodać.
- Przykro mi. Ale tak jak już mówiłam można tu robić wiele ciekawych rzeczy. Dookoła pensjonatu jest piękny park i ogród z altanką, w którym…
- Tak?- Przerwał jej Hubert kpiąco.- A wydaje ci się że ze złamaną nogą pierwsze na co mam ochotę to kuśtykanie o kulach po nierównym parku? Albo może wspinanie się po górach? Inna sprawa, że raczej nie chciałbym by wydało się w mediach, że tutaj jestem.
 - Wcale nie sugerowałam spacerów w pańskim stanie. Mówiąc o parku miałam na myśli piękne widoki dla których przyjeżdża się w ogóle w góry. Akurat w tym pokoju widok jest szczególnie imponujący na Mięguszowieckie Szczyty w ich całej okazałości. Chociaż…- Dodała niepewnie Hania nie wiedząc czy nie zostanie to źle odebrane-…początkowo widząc ten inwalidzki wózek pomyślałam, że pańskie kalectwo jest nieodwracalne. Także złamana noga wydaje się nie być jakimś końcem świata. Myślę, że z pomocą pracowników udałoby się pana bez problemu przetransportować na dół.
- Nie, dziękuję. A gdybym patrzył na życie tak jak ty to mógłbym nic nie robić albo najlepiej odciąć sobie wszystkie członki, bo w końcu: po pierwsze żyję a już samo to jest cudem, a po drugie odczuwam ból a ból przecież także pochodzi od Boga. Także relatywizm ma to do siebie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Nie sądzisz?- Zakończył pytająco. Potem po raz pierwszy spojrzał na swoją rozmówczynię. Była chyba trochę starsza niż wskazywał na to dziewczęcy ton jej głosu, ale nie mógłby dać jej więcej niż osiemnaście-dziewiętnaście lat. A on wyskakiwał jej tu z jakimiś filozoficznymi gadkami jakby sam miał ich na karku przynajmniej pięćdziesiąt a nie dwadzieścia cztery. Takie mędrkowanie nie było zresztą nawet w jego stylu. Uświadomiwszy to sobie roześmiał się krótko po raz drugi nie zdając sobie sprawy że wyraz jego twarzy wywołał u niej rumieńce. Ona chyba też nie do końca zdawała sobie z tego sprawę.- Dobra, nie zatrzymuję cię już. Poprosiłbym później o jakąś dużą butelkę z wodą, dobra? Nie jestem w stanie sam zejść na dół i po nią pójść.
- Jasne. Przyniosę ją panu za chwilę. Aha, i jeśli będzie pan czegoś potrzebował proszę o wybranie z telefonu numeru jeden: wtedy połączy się pan z recepcją.
- Wow, to ten telefon stacjonarny jeszcze działa? Myślałem że to też należy do retro wystroju tak jak te dziergane na drutach wszędzie porozkładane małe obrusy.- Nawet jeśli do tej pory Hania miło gawędziła z nieznajomym kładąc jego niegrzeczne zachowanie na skutek zgorzknienia po domniemanym kalectwie czy kłótni z ojcem, kpina w głosie ubodła ją do żywego. Owszem, to że nie mieli internetu a ona sama nigdy nie wyściubiła nosa poza swoją małą mieścinę nie znaczyło, że nie wiedziała co to awangarda czy nie miała poczucia dobrego smaku. A nieco staroświecki wystrój pokoi miał urok nie tylko dla niej: wielu gości chwaliło klimat tego miejsca. Na pewno nie było więc kiczowate i godne strojenia sobie z nich żartów. A już na pewno nie te piękne hafty zrobione przez schorowaną panią Iwonę. I co z tego, że korzystali ze starszych modelów telefonów stacjonarnych? Skoro działały nikt nie widział potrzeby by je wymieniał.
- Te obrusy wykonała jedna z właścicielek tego miejsca własnoręcznie. Ale jeśli pan chce mogę je stąd zabrać.- Odpowiedziała mu sztywno.
- Nie, jest okej. Ja wcale nie miałem na myśli…a zresztą...- Hubert machnął ręką uświadomiwszy sobie, że właśnie zamierzał się tłumaczyć przed jakąś dorywczą pracownicą zatrudnioną tu pewnie na wakacje tak jakby ją obraził. A przecież mówił tylko prawdę: było tu mega staroświecko. Takie dywany sprzedawano pewnie sto lat temu: nie chciał nawet myśleć o tym ile kurzu mogą skrywać. Na dodatek nawet jeśli nie miałby racji to jakim prawem ta mała udawała wielce urażoną?! Czyżby do tej małomiasteczkowej mieściny nie dotarła już znana dawno zachodowi maksyma: „nasz klient nasz pan”? Albo: „klient ma zawsze racje”? Nie, najpewniej tylko zdawało mi się, że w tonie głosu dziewczyny dostrzega pogardę i złość.
- Gdyby trzeba było odnieść tacę i resztki ze śniadania, proszę dzwonić RETRO telefonem. Obiad będzie o pierwszej.- Słowo „retro” zostało w jej wypowiedzi szczególnie zaakcentowane. A niech to, ta laska naprawdę była na niego zła. Gdy bez dalszej zwłoki opuściła pokój, Hubert pozwolił sobie na głośny śmiech.
-Ale jazda. I ja mam spędzić w tej dziurze dwa miesiące? Jeszcze dzisiaj zwolnię tego dupka który mnie tu wpakował i zobaczymy jak będzie się przede mną czołgał.

OBECNIE
Dojechawszy do ośrodka, już na parkingu Hubert poczuł uczucie deja vu. Bo wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to zapamiętał. To zabawne, bo do tej pory nie poświęcił temu miejscu ani jednej myśli a teraz doskonale umiał sobie przypomnieć, że hydrant do wody znajdujący się obok parkingu kiedyś był pomalowany na czerwono, a nie zielono. Chociaż nie, zapomniał że było tu tak pięknie: dookoła mnóstwo zieleni, mały park z drzewami i naturalnie wyżłobionymi ścieżkami, a z boku urocza dróżka prowadząca do małej altanki z huśtawą, którą doskonale pamiętał. Nawet stary budynek pensjonatu idealnie wpisywał się w nieco gotycki klimat miejsca co podkreślały wyłaniające się z oddali szczyty gór. Jak nic miejsce do obcowania w z przyrodą…albo demonami przeszłości, podpowiedział jakiś głosik w jego głowie. Zaraz jednak sam siebie zrugał: jakimi demonami do diabła?! Naprawdę, miejsce pobudzało nawet do gotyckich myśli.
- Ja cię, toż to prawdziwy pałac! Adasiu, normalnie Miłosz zaprosił nas do swojego królestwa!
- Zamknij się Dominik, ludzie na ciebie patrzą.- Zasyczał w odpowiedzi Miłosz. Tamten jednak tylko pochylił się lekko jakby w geście kurtuazji do nieznanej mu grupy staruszków siedzących na pobliskiej ławce z drugiej strony.
- Widziałeś? Tamta babunia puściła mi oko!
- Jezu, ale ty jesteś dzieciakiem Domiś.- Tym razem krytykiem okazał się być Władysław.
- Władziu, uważaj bo następny sezon też spędzisz na ławce rezerwowej.
- Zwłaszcza jak będziesz wpieprzał tyle kebabów ile zjadłeś w ciągu ostatnich trzech dni.
- Patrzcie jaki szczyl pyskaty: teraz nikt nie ma już szacunku do staruszków. Inaczej będziesz śpiewał ptaszku gdy będziesz chciał abym podszkolił twoją taktykę w obronie.
- Dobra, bierzcie te torby i walizki: ja mam ochotę na kąpiel. W tym upale pocę się jak świnia.- Adam postanowił pospieszyć kolegów czym oczywiście naraził się na kolejne docinki.
Chwilę później, całą piątką wchodzili do ładnie oświetlonego holu, na którego końcu czekała młoda recepcjonistka. Serce Huberta szybciej zabiło. Z tej odległości mógł dostrzec tylko lekko brązowe włosy nie mógł być więc pewny z całą stanowczością, ale…to mogła być ona. Starając się wmówić sobie, że to nie ma żadnego znaczenia dyskretnie rozejrzał się po odnowionym wnętrzu. Teraz naprawdę było tu ładnie. Choć tak jak wcześniej zachowano nieco starodawny styl, to tam gdzie trzeba dodano trochę nowoczesnych elementów. Szczególnie posłużyło to parkietowi.
- Dzień dobry, w czym mogę służyć?
Nie, to nie była Hanka. Głos tej dziewczyny był niższy i mniej melodyjny. Sam nie wiedział czy poczuł wtedy ulgę czy wręcz przeciwnie.
- Witam, my mieliśmy rezerwację na trzy pokoje.- Oznajmił Miłosz. Recepcjonistka od razu przeniosła na niego wzrok, bo do tej pory wpatrzona była w monitor i najwyraźniej przywitała ich zupełnie machinalnie. Teraz jednak zerkając na Miłosza jej wzrok się rozpromienił. To tak jakby łudzili się, że nikt tutaj nie ogląda sportu.
- Jasne, już prowadzę. Witamy w Oazie spokoju. Jest nam bardzo miło…
Ale Hubert jej już nie słuchał. Bo przez hol właśnie wchodziły inne dwie osoby. A on zanim jeszcze zobaczył ich twarze, już wiedział do kogo należy głos jednej z nich.
To była Hanka Witwicka.
Jego Hanka, która teraz szła ramię w ramie z jakimś wysokim kolesiem zażarcie o czymś dyskutując. Gdy jednak zdała sobie sprawę, że w holu są goście, jej głos stał się bardziej cichy.
A gdy zamilkła kompletnie, poczuł prawdziwą satysfakcję.
Bo powodem jej milczenia był on sam.

4 komentarze:

  1. Jak super, że jednak powróciłaś do pisania!
    Odwiedzałam Twojego bloga praktycznie codziennie, z nadzieją że znowu coś wstawisz i gdy zobaczyłam nowe opowiadania kilka dni temu w pierwszej chwili aż nie uwierzyłam. :D Mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej. A co do opowiadania - podoba mi się. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę weny a także zdrowia :)

    Nina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja cieszę się, że jednak po takim czasie liczyłaś na to że wrócę i tutaj zaglądałaś- to jest mega budujące, że ktoś wciąż czekał na opowiadania. I również życzę zdrowia ;) Mam też nadzieję, że mój powrót cię nie rozczaruję a historia Hani zaciekawi tak jak inne.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Opowiadanie jak zawsze wciągające od pierwszego rozdziału. Ale żeby powiedzieć więcej muszę poczekać na rozwój akcji, poznać bohaterów. Miło móc znowu komentować Twoje nowe opowiadania :) pozdrawiam roksana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cierpliwości, jak wiesz lubię sobie trochę "poożywiać" bohaterów nie sprowadzając ich tylko do "płaskich" przystojnych i opisywanych za pomocą cech, których w ich zachowaniu trudno się doszukać. Ja lubię jak czytelnik sam może wysunąć wniosek o danym bohaterze właśnie na podstawie tego co zrobił bądź nie. Także tutaj zanim akcja się rozpędzi minie więcej czasu.
      PS: Mnie z kolei miło czytać twoje komentarze :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń