Naprawdę dziś bardzo króciutko, ale nie udało mi się dzisiaj nic dopisać a nie chciałam znów wyjść na taką która nie dotrzymuje słowa:( Do niedzieli na pewno postaram się dodać coś więcej już o standardowej długości
SZESNAŚCIE
TYGODNI PO WYPADKU
-
Nie mogę cię tam zabrać, jak wytłumaczę twoją obecność na spotkaniu
Adamczykowi?
-
Nieważne, ale ja muszę przy tym być. Zatrudnij mnie oficjalnie na stanowisku
swojej sekretarki i po kłopocie. Jednocześnie pozbędziemy się tej idiotki
Jowity.
-
Wiktoria…
-
No co? Taka prawda. I serio guzik mnie obchodzi jak to załatwisz, ale nie
pozwolę się pominąć przy pertraktacjach z Osińskim. Wiem jaki potrafi być
złośliwy i małostkowy dlatego umiem to odpowiednio wykorzystać a w razie co go
ugłaskać. Ciebie połknie żywcem. A jeśli stracimy z nim kontakt to ja połknę
cię żywcem.- Zakończyła dumnie wychodząc z biura Zosi, która ciężko westchnęła.
Bo jeżeli liczyła na to, że przedwczorajsze odwiedziny coś zmienią w ich
relacjach to się pomyliła. To rzeczywiście był „dzień dobroci dla zwierząt”,
jak się wyraziła.
-
I jak ja mam to wszystko pogodzić?- Rzuciła w pustą przestrzeń. Naprawdę nie
nadawała się na stanowiska zarządcze, bo po prostu była pozbawiona
jakichkolwiek zdolności przywódczych. Zwłaszcza przy osobnikach takich jak
Szymborska. Mając na głowie nowy problem z ulgą powitała telefon. Szybko jednak
zmieniła się ona w złość i mobilizację gdy dowiedziała się o co chodzi.
-
Damian Adamczyk chce z tobą rozmawiać: połączyć go?- Spytała ją Jowita.
-
Nie, zbyj go. I jeśli będzie próbował to zrobić po raz kolejny to postąp tak
samo, dobra?
-
Jak chcesz, ale wiesz w ogóle o co chodzi? On jest jakoś spokrewniony z
prezesem?
- Tak, ale nigdy nie łącz jego telefonów. A jeśli możesz to nawet ich nie odbieraj.
- Jasne, ale jesteś pewna? Bo jeśli to krewny Adamczyka to możesz dostać po tyłku.
- Tak, ale nigdy nie łącz jego telefonów. A jeśli możesz to nawet ich nie odbieraj.
- Jasne, ale jesteś pewna? Bo jeśli to krewny Adamczyka to możesz dostać po tyłku.
-
Tak jestem pewna. Dopilnuj tego, okej?
- Dobrze.- Zosia słyszała w głosie przyjaciółki nieme pytanie, ale nie zamierzała niczego wyjaśniać. Ani tym bardziej pozwolić by gwałciciel w jakikolwiek sposób spotkał się z Wiktorią. Nie zamierzała pozwolić na to by krzywdził ją nawet po wielu latach. A jakoś trudno było jej uwierzyć w jego nagłą przemianę czy chęć przeprosin.
- Dobrze.- Zosia słyszała w głosie przyjaciółki nieme pytanie, ale nie zamierzała niczego wyjaśniać. Ani tym bardziej pozwolić by gwałciciel w jakikolwiek sposób spotkał się z Wiktorią. Nie zamierzała pozwolić na to by krzywdził ją nawet po wielu latach. A jakoś trudno było jej uwierzyć w jego nagłą przemianę czy chęć przeprosin.
-
Aha, i spytaj sekretarki prezesa kiedy będzie miał czas. Muszę z nim pilnie
porozmawiać.
-
Wiesz o co w tym chodzi, prawda?
- Tak, ale nie mogę ci tego wyjaśnić, bo to nie dotyczy mnie. Przepraszam.
- Tak, ale nie mogę ci tego wyjaśnić, bo to nie dotyczy mnie. Przepraszam.
-
Nie szkodzi: rozumiem…chyba. Ale jesteś pewna, że to co robisz jest słuszne?
- Jak najbardziej.
- Jak najbardziej.
-
Okej, więc już do niego idę.
-
Dzięki.- Mrugnęła jeszcze po czym się rozłączyła. A chwilę później wgłębiła w
analizę kredytową Osińskiego by na nowo nie roztrząsać sprawy z Damianem.
Postanowiła, że załatwi to ze Stefanem Adamczykiem za pomocą spokojnej rozmowy,
w której wyjaśni, że jego syn ma nigdy więcej się do niej nie zbliżać. Miała
nadzieję, że ten problem zostanie po prostu przerzucony na niego. Nie mogła
jednak pozbyć się z głowy uporczywej myśli czego Damian mógł od niej chcieć.
Kilka
godzin później lunch z przyjaciółkami pomógł jej odzyskać spokój ducha. Rozmowa
z nimi jak zwykle sprawiła, że poczuła się „normalna” nie musząc udawać kogoś
innego. Poczuła tylko ukucie smutku na myśl o zbliżającej się Wielkiej Nocy.
Zawsze spędzała święta z rodziną, a teraz co ma niby zrobić? Ewa natychmiast
zauważyła jej smutek zapraszając ją do siebie, ale Zosia grzecznie odmówiła.
Wiedziała, że zaproszenie zostało wysondowane wyłącznie z powodu współczucia a
nie rzeczywistej chęci. Owszem, przyjaciółki ją lubiły i ceniły, ale Wielkanoc
była czasem dla najbliższej rodziny. Ona nie miała prawa w to ingerować bazując
na ich poczuciu litości. To nie było uczciwe.
Po
lunchu poszła do Arka, bo z racji zbliżającego się końca miesiąca miała od
niego uzyskać statystyki za ten poprzedni. Teraz już każde ich spotkanie nie
wprawiało jej w popłoch tak jak na początku, ale mimo to nie potrafiła
traktować go naturalnie. Nie potrafiła mu wybaczyć. Nawet jeśli nie chciała z
nim być. Tłumaczyła to sobie widząc siedzącą obok niego przy biurku młodą dziewczynę.
To pewnie była Patrycja- nowa stażystka którą zatrudniła na polecenie Wiktorii,
ponieważ ktoś musiał wykonywać jej dawną pracę. Tyle, że jakoś do tej pory
Zosia nie zwracała uwagę na to, że ta dziewczyna jest bardzo młoda i bardzo
ładna. A teraz na dodatek ze wzroku jakim obdarowywała Arka zauważyła również,
że jest nim zainteresowana. Przygryzła wargę udając, że to rozgrywa się na jej
oczach nic jej nie obchodzi. W końcu robiła to tyle razy. W czasie potajemnej
miłości do Arka wielokrotnie obserwowała go z byłymi dziewczynami. Teraz na
dodatek już go nie kochała. Powinno być jej łatwiej. Czemu więc nie było?
Widząc, że Jadwiga dostrzegła ją ze swego stanowiska w pokoju, nie pozostało
jej zrobić nic innego jak wejść.
-
Cześć. Jak stoisz z raportem?- Spytała podchodząc do stanowiska Żylińskiego od
razu przechodząc do rzeczy.
-
Nieźle. W zasadzie zostały same kosmetyczne rzeczy. Odkąd Pati mi pomaga jest
dużo szybciej.- Mówiąc to uśmiechnął się do siedzącej obok dziewczyny. Uśmiech
był stonowany i bardziej wyrażał aprobatę niż zachętę, ale i tak iskierka
złości ukuła ją gdzieś w okolicy piersi. Może to dlatego nie mogła się
powstrzymać od zaczepki:
-
Cieszę się więc, że nie brakuje ci Zosi. Oczywiście mam na myśli stanowisko
pracy.- Jego uśmiech znikł. Po wyrazie twarzy zauważyła, że raczej tego nie
kupił,
-
Brakuje.- Odparł jej mimo wszystko. Nie bez satysfakcji zauważyła, że ta
informacja nieco zdołowała małolatę. Widocznie jeśli nawet nie przez wzgląd na
prawdę to na grzeczność Arek zaprzeczy.- Zosia zajmowała dotychczas twoje
stanowisko, ale i była moją dziewczyną.- Dodał Żyliński jakby doskonale zdawał
sobie sprawy z zainteresowania Patrycji.
- Ach tak…- Mrugnęła tylko. Rozczarowanie było
wyraźnie widoczne na jej twarzy.
-
No cóż, to w takim razie nie będę wam przeszkadzać. Owocnej pracy.
-
Zaczekaj.- Zatrzymał ją wstając z biurka. Potem zaczął kierować się ku
korytarzowi, więc zmuszona była zrobić to samo.- Co to było?
- Nic.- Wzruszyła ramionami.- Po prostu zauważyłam, że jej się podobasz i chciałam trochę pomóc dziewczynie.
- Nic.- Wzruszyła ramionami.- Po prostu zauważyłam, że jej się podobasz i chciałam trochę pomóc dziewczynie.
-
Dziewczynie czy sobie?
-
Co masz na myśli?
-
Tylko to, że naprawdę sądziłem że dałaś już sobie na wstrzymanie z tym
odciąganiem mnie od Zosi. To jej właśnie powiedziałaś, że ostatnio mnie unika?
- Co niby miałam jej powie…co to znaczy, że cię unika?
- Co niby miałam jej powie…co to znaczy, że cię unika?
-
Nie udawaj. Wiem, że to twoja sprawka. Znowu czegoś jej nagadałaś.
-
Kazałam jej być tylko ostrożna póki nie przypomni sobie swojej przeszłości do
końca. To wszystko. I doskonale o tym wiesz, bo ci o tym mówiłam.
-
Tak, ale ona…- Nie był w stanie dokończyć, bo nie umiał. Jedyne słowo które
przychodziło mu do głowy by opisać zachowanie swojej ukochanej to słowo:
dziwna. Albo inna. I nie chodziło wcale o nowy wygląd zewnętrzny. Bo ona nawet śmiała
się w inny sposób. Patrzyła delikatnie mrużąc oczy, jakby z lekką kpiną
niezależnie od rozmówcy chociaż wcześniej jej oczy wydawały się być ogromne,
jakby wiecznie zaciekawione. Tylko czasami zapalał się w jej oczach dawny
blask. Gdy była złośliwa. Nie dalej jak wczoraj siedząc przy swoim stoliku
usłyszał jej kąśliwą uwagę do Jowity odnośnie zamawianych przez nią
czekoladowych muffinek i ich wpływie na jej figurę. A gdy zauważyła, że to
usłyszał wyjaśniła, że w dzisiejszych czasach trzeba uważnie dobierać posiłku
bo bardzo łatwo utyć. I owszem: Zosia często narzekała na swoją figurę-
notabene piękną i według niego ogromnie seksowną- ale na tym to się zazwyczaj
kończyło. Nigdy nie wspominała o tym, że musi przejść na dietę, nie patrzyła
ile kcal ma jogurt czy sałatka. Pamiętał jak śmiał się gdy jeden z jego kolegów
na studiach ze złością opowiadał o swojej byłej która tak robiła co
doprowadzało go do szału. Teraz go rozumiał.
Wstydził
się jednak swoich myśli. Przecież to była jego Zosia. Jego. Urocza, niepewna
siebie i pełna wewnętrznego ciepła które sprawiało, że chciał się nim otulić i
nigdy nie wypuścić z rąk. Co z tego, że nabrała pewności siebie, postanowiła
się malować czy zmienić styl ubierania? Powinien się z tego cieszyć, a już na
pewno nie powinno mu to przeszkadzać. Czemu więc tak było? Czyżby więc Wiktoria
miała rację wykrzykując mu kiedyś, że tylko bawi się dziewczynami? Czy był tak
niedojrzały, że już przestał ją kochać? Przecież tuż przed wypadkiem zamierzał
poprosić ją o rękę a teraz nie mógł sobie wyobrazić, że „nowa Zosia” będzie
jego żoną.
-
Co: ona?- Ponagliła go Cruella, a on dopiero teraz zdał sobie sprawę ze swego
przeciągającego się milczenia. Chrząknął by dać sobie czas na odpowiedź.
-
Ona mnie unika.- Wydukał w końcu powtarzając się.
-
To nie moja wina.- Odparła mu po dłuższej chwili. Potem odeszła. W duchu
domyślała się przyczyn tego stanu rzeczy. Bo zainteresowanie Wiktorii
skierowało się w stronę Ksawerego. Nie wiedziała tylko czy powinna się z tego
cieszyć.
Wracając
do swojego biura wciąż miała w głowie Arka, dlatego początkowo nie zauważyła
czekającego w przedpokoju mężczyzny.
-
Witaj Wiki.- Poznała ten głos od razu, choć na żywo słyszała go tylko raz. Ale
za to w koszmarach dziesiątki.
-
Przepraszam cię, nie potrafię wytłumaczyć temu panu, że…
-
Wezwij ochronę Jowita.- Zosia przerwała niezgrabne tłumaczenia swojej
sekretarki nie spuszczając wzroku z Damiana Adamczyka. Bezczelny gnojek miał
czelność zdobyć się na uśmiech. Odruchowo wzdrygnęła się mając w myślach swój
sen gdy ten sam wyraz widziała na jego twarzy w swoim śnie.
-
Mam wezwać…? Już się robi.
-
To nie będzie konieczne. Zajmę ci tylko dziesięć minut. Co najwyżej kwadrans,
siostrzyczko.
-
Nie mam zamiaru poświęcać ci nawet tego.- Odpowiedziała stanowczo.- I radzę ci
opuścić teren banku zanim zjawi się ktoś, kto cię z niego wyrzuci.
-
I co: dopuścisz do tego bym zrobił scenę? A może chcesz by wszyscy dowiedzieli
się co nas łączyło?- Poczuła jak usuwa jej się grunt pod nogami. Nie umiała
zapanować nad nerwami a przez to rozsądnie myśleć.
-
Wyjdź, póki jeszcze uprzejmie proszę.- Odparła. Miała nadzieję, że jej głos nie
drży tak bardzo jak jej się wydawało. Ale chyba były to złudne nadzieje.
-
No Wiki, daj już spokój. Dziesięć minut. Co ci szkodzi?- Skinęła głową czując,
że nie ma innego wyjścia. To znaczy miała, bo nic nie robiła sobie z
potencjalnego skandalu. Ale pomyślała o Wiktorii. Przerwa na lunch właśnie się
kończyła. Zwykle spóźniała się kilka minut, czasami nawet kilkanaście, ale nie
miała żadnego potwierdzenia że tym razem też tak będzie. Musiała więc załatwić tę
brudną sprawę bardzo szybko.
-
Jowita, pod żadnym pozorem nie wpuszczaj Wiktorii do gabinetu, rozumiesz?-
Zwróciła się cicho do Jowity, choć zadowolony z siebie Damian już wchodził do
jej pokoju, więc nie miał szansy tego usłyszeć.- I skontaktuj się z Ksawerym: najlepiej niech do niej zadzwoni i
wyciągnie ją na zewnątrz. Z tego co pamiętam mówił, że dziś ma mieć spotkanie z
klientem praktycznie w sąsiednim budynku. Może zjawi się dość szybko.
-
Dobrze. Powiesz mi co się dzieje?
-
Teraz nie mogę. Ale zrób to, okej? Postaraj się odciągnąć ją od gabinetu jak
najdłużej się da.
-
Jasne.
-
Dzięki.- Mrugnęła, a gdy już miała odejść dodała:- Jakbym nie wyszła za
kwadrans to wejdź do nas i wymyśl mi jakieś zajęcie. I wezwij ochronę.
-
Zosia, czy ty się boisz?
-
Nie.- Skłamała. Żałowała, że od samego początku nie wyciągnęła Damiana na
zewnątrz: wtedy miałaby mniejsze prawdopodobieństwo spotkać kogoś na korytarzu,
a już na pewno Wiktorię. Teraz było na to za późno, bo on z pewnością by się
domyślił iż czegoś się boi.
Gdy
otworzyła drzwi wcale nie zdziwiła się, że bezczelny typ zajął jej fotel przy
biurku.
-
Ładnie tu.
-
Chyba nie nalegałeś na rozmowę by podziwiać mój gabinet.
-
Nie.- Zaprzeczył obdarzając ją spojrzeniem od stóp do głów, które w zamierzeniu
miało być wulgarne i poniżające.
-
Mów czego chcesz a potem spadaj.
-
Oj, nie jesteś zbyt mila. To tak witasz dawno nie widzianego przyrodniego
brata?
- Nie wiem w co zamierzasz grać, ale ja nie zamierzam się w to z tobą bawić.
- Nie wiem w co zamierzasz grać, ale ja nie zamierzam się w to z tobą bawić.
-
Kiedyś chciałaś.- Stłumiła chęć podbiegnięcia do niego i zdzielenia go w tą
zadowoloną facjatę. Doskonale wiedziała co miał na myśli stosując te swoje
dwuznaczności. Ale nawet jeżeli Cruella go prowokowała w jakikolwiek sposób to
i tak nie miał prawa jej skrzywdzić. Nikt nie miał prawa tego robić.
-
Zostało ci pięć minut, potem wkracza tu ochrona.
-
Dobra, więc będę się streszczał. Potrzebuję pieniędzy. Konkretnie trzydzieści
kawałków- Roześmiała się. Tak po prostu. Ale nie mogła się powstrzymać. Tym
bardziej gdy jej zachowanie bardzo go rozwścieczyło.- Co cię tak bawi?
- Pytasz serio? Jeśli to wszystko, to odpowiedź brzmi: nie. A teraz wynocha.
- Pytasz serio? Jeśli to wszystko, to odpowiedź brzmi: nie. A teraz wynocha.
-
Chyba mnie nie zrozumiałaś. Ja wcale nie pytam, ja żądam. Albo opowiem trochę o
twojej przeszłości.
-
Proszę bardzo: opowiedz jak zgwałciłeś młodą dziewczynę.
-
Dobrze wiesz, że to nie był gwałt,
-
Jeśli tak naprawdę myślisz, to jesteś tak chory za jakiego cię mam.
-
Nie wkurzaj mnie, okej? Potrzebuję kasy, a ojciec po ślubie całkowicie się ode
mnie odciął. Na dodatek miesiąc temu wylali mnie z roboty.
-
Znajdź sobie inną.
-
Już znalazłem.
-
Bycie szantażystą to nie praca.
-
Zajęcie dobre jak każde inne.
-
Pozwól, że podsumuję: zwolnili cię z pracy, ojciec przestał wspierać finansowo,
a ty zamiast coś z tym robisz to próbujesz szantażować swoją byłą ofiarę.
Naprawdę masz tyle tupetu i ignorancji? Przecież to ja równie dobrze mogę cię
szantażować. Nigdy nie powiedziałeś o niczym swojej żonie, prawda?- Tego
wiedziała, ale z łatwością domyśliła się tego. Tacy tchórze jak on udawali
przed samym sobą i swoimi ofiarami, że nie zrobili niczego złego, ale w głębi
duszy doskonale o tym wiedzieli. I nikomu o tym nie mówili.
-
Myślisz, że ci uwierzy? Wtedy nawet własna matka tego nie zrobiła.- Zabolało,
nawet bardzo. Kolejna fala smutku i współczucia zalała jej serce w stosunku do
młodej Wiktorii. Ile mogła mieć wtedy lat? Dwadzieścia? Dziewiętnaście?-
Dlatego daruj już to sobie. Poza tym myślę, że 30 000 zł to dobra cena za
trochę spokoju.
-
Wynoś się.
-
Dobrze ci radzę: przemyśl to.
-
Ty też. Bo nigdy więcej nie pozwolę byś kiedykolwiek skrzywdził Wiktorię.
-
Oj.- Damian cmoknął z dezaprobatą.- Chyba aż tak nie zbzikowałaś żeby mówić o
sobie w trzeciej osobie.
-
Nie jestem Wiktorią. Ale wiem co jej zrobiłeś. I obiecuję ci, że za to
zapłacisz.– Powiedziała prawdę nie wiadomo po co. Przecież jasne było, że jej
nie uwierzy ani się nie przestraszy. Ale może to był prawdziwy powód jej
szczerości?
I obiecuję ci, że za to
zapłacisz…
Nie
wiedziała tylko, że myliła się tylko połowicznie. Damian rzeczywiście nie
uwierzył w to co powiedziała, ale nie wiedząc dlaczego poczuł strach. Chociaż
miało to chyba związek z wyrazem jej twarzy kiedy to mówiła. Albo pełnym
nienawiści i skrywanej pogardy wzrokiem co wręcz groteskowo wyglądało z
delikatnością tonu wymowy jej słów. Szybko jednak pokrył zmieszanie śmiechem.
Miałby obawiać się jakiejś kujonki i bojącej się własnego cienia dziewczyny
która z obawy przed nim ukrywała się przez ostatnie kilkanaście lat? Wiki nie
mogła aż tak bardzo się zmienić.
-
Brawo, czy to już ten moment gdy muszę paść przed tobą na kolana błagając o
wybaczenie?- Zamiast zareagować na jego zaczepkę, uśmiechnęła się. Wiedziała,
że igra z ogniem, że jak zawsze bagatelizuje niebezpieczeństwo, że być może
skazuje na nie Wiktorię, ale złość i nienawiść dodawała jej sił.
-
Zniszczę cię. Naprawdę to zrobię. Może od początku taki był cel tej przemiany.
Może nawet dzięki temu znów wrócę do pierwotnej postaci.
-
O czym ty do cholery pieprzysz?
-
Zdaje mi się, że miałeś wyjść.
-
Nie bez moich pieniędzy.- Mówiąc to Damian wstał.
-
Twój czas już minął. Żegnam.
-
Tak, więc zaraz się przekonasz, że…- Nie dokończył, bo przerwało mu pukanie do
drzwi.
-
Przepraszam, ale musisz wiedzieć, że ona tu idzie. Nie udało mi się jej
zatrzymać.
-
Co?
- Znasz ją: zwietrzyła jakiś niby podstęp i…
- Znasz ją: zwietrzyła jakiś niby podstęp i…
-
Gdzie ona teraz jest?!
***
Czuła,
że znów za bardzo sobie pofolgowała, ale w duchu obiecała sobie że dodatkową
porcję kurczaka zrekompensuje dodatkowymi minutami wieczornego biegu. Naprawdę
uwielbiała orzechy a w połączeniu z kurczakiem to była pokusa wprost nie do
odparcia. Boże, przez to piekielne uczulenie nie mogła nawet brać
jakiegokolwiek orzeszka do ust a co mówić przełknąć. Może to dlatego teraz tak
sobie to odbijała.
Przyjemnie
najedzona wracała na swoje miejsce pracy. Pomyślała, że trzeba będzie pogadać z
Pieguskiem o zmianie jej stanowiska. W teorii Zofia Niemcewicz nie zmieniła
miejsca pracy, choć w praktyce stała się drugą sekretarką Wiktorii
Szymborskiej. Cruella pomyślała, że czas wreszcie coś zmienić. Z niechęcią
pomyślała, że planowanie oznacza w pewien sposób pogodzenie się z panującą
sytuacją.
Jeszcze
w połowie drogi rozmyślanie o tym przerwał jej telefon: poczuła irracjonalną
radość widząc, że nadawcą jest Ksawery. Ale szybko została ona wyparta przez
podejrzliwość i ciekawość. Czemu Studenciak chce nagle spotkać się z nią na
mieście? Jaką może mieć ważną sprawę? Co znowu knuł ten Piegusek? Nie znała
odpowiedzi na żadne z tych pytań, dlatego postanowiła improwizować. Szybko
jednak, stosując technikę podpuszczania wyczuła co w trawie piszczy. Była na
tyle bystra by zrozumieć, że chodzi o to by oddaliła się od banku. Tylko
dlaczego? Czyżby Zośka knuła za jej plecami z Osińskim? Nie, raczej by nie
ryzykowała nawet wówczas gdyby zdecydował się przełożyć ich spotkanie. Aż taka
głupia nie była. A może jednak?
Wściekła,
że znów próbują uwłaczać jej inteligencji, szybkim krokiem skierowała się do
swojego dawnego biura: na nic zdały się powstrzymywania Jowity czy próba
zasłonięcia przez nią drzwi. W końcu postawiła sprawę na ostrzu noża: albo Jowita
powiadomi Zośkę, że ona musi natychmiast wyjaśnić jej co jest grane, albo ona wparuje
do biura bez pardonu. Jowita zdezorientowała zgodziła się. Nie wiedziała tylko,
że to była podpucha. Jednak gdy przekroczyła prób swojego dawnego pokoju
przekonała się, że to właśnie ona została podpuszczona.
Genialne i zawsze zbyt krótkie ale dzięki i za to :-)
OdpowiedzUsuń