Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 października 2017

Nowy początek: Rozdział XXVI

Naprawdę dziś bardzo króciutko, ale nie udało mi się dzisiaj nic dopisać a nie chciałam znów wyjść na taką która nie dotrzymuje słowa:( Do niedzieli na pewno postaram się dodać coś więcej już o standardowej długości

SZESNAŚCIE TYGODNI PO WYPADKU

- Nie mogę cię tam zabrać, jak wytłumaczę twoją obecność na spotkaniu Adamczykowi?
- Nieważne, ale ja muszę przy tym być. Zatrudnij mnie oficjalnie na stanowisku swojej sekretarki i po kłopocie. Jednocześnie pozbędziemy się tej idiotki Jowity.
- Wiktoria…
- No co? Taka prawda. I serio guzik mnie obchodzi jak to załatwisz, ale nie pozwolę się pominąć przy pertraktacjach z Osińskim. Wiem jaki potrafi być złośliwy i małostkowy dlatego umiem to odpowiednio wykorzystać a w razie co go ugłaskać. Ciebie połknie żywcem. A jeśli stracimy z nim kontakt to ja połknę cię żywcem.- Zakończyła dumnie wychodząc z biura Zosi, która ciężko westchnęła. Bo jeżeli liczyła na to, że przedwczorajsze odwiedziny coś zmienią w ich relacjach to się pomyliła. To rzeczywiście był „dzień dobroci dla zwierząt”, jak się wyraziła.
- I jak ja mam to wszystko pogodzić?- Rzuciła w pustą przestrzeń. Naprawdę nie nadawała się na stanowiska zarządcze, bo po prostu była pozbawiona jakichkolwiek zdolności przywódczych. Zwłaszcza przy osobnikach takich jak Szymborska. Mając na głowie nowy problem z ulgą powitała telefon. Szybko jednak zmieniła się ona w złość i mobilizację gdy dowiedziała się o co chodzi.
- Damian Adamczyk chce z tobą rozmawiać: połączyć go?- Spytała ją Jowita.
- Nie, zbyj go. I jeśli będzie próbował to zrobić po raz kolejny to postąp tak samo, dobra?
- Jak chcesz, ale wiesz w ogóle o co chodzi? On jest jakoś spokrewniony z prezesem?
- Tak, ale nigdy nie łącz jego telefonów. A jeśli możesz to nawet ich nie odbieraj.
- Jasne, ale jesteś pewna? Bo jeśli to krewny Adamczyka to możesz dostać po tyłku.
- Tak jestem pewna. Dopilnuj tego, okej?
- Dobrze.- Zosia słyszała w głosie przyjaciółki nieme pytanie, ale nie zamierzała niczego wyjaśniać. Ani tym bardziej pozwolić by gwałciciel w jakikolwiek sposób spotkał się z Wiktorią. Nie zamierzała pozwolić na to by krzywdził ją nawet po wielu latach. A jakoś trudno było jej uwierzyć w jego nagłą przemianę czy chęć przeprosin.
- Aha, i spytaj sekretarki prezesa kiedy będzie miał czas. Muszę z nim pilnie porozmawiać.
- Wiesz o co w tym chodzi, prawda?
- Tak, ale nie mogę ci tego wyjaśnić, bo to nie dotyczy mnie. Przepraszam.
- Nie szkodzi: rozumiem…chyba. Ale jesteś pewna, że to co robisz jest słuszne?
- Jak najbardziej.
- Okej, więc już do niego idę.
- Dzięki.- Mrugnęła jeszcze po czym się rozłączyła. A chwilę później wgłębiła w analizę kredytową Osińskiego by na nowo nie roztrząsać sprawy z Damianem. Postanowiła, że załatwi to ze Stefanem Adamczykiem za pomocą spokojnej rozmowy, w której wyjaśni, że jego syn ma nigdy więcej się do niej nie zbliżać. Miała nadzieję, że ten problem zostanie po prostu przerzucony na niego. Nie mogła jednak pozbyć się z głowy uporczywej myśli czego Damian mógł od niej chcieć.
Kilka godzin później lunch z przyjaciółkami pomógł jej odzyskać spokój ducha. Rozmowa z nimi jak zwykle sprawiła, że poczuła się „normalna” nie musząc udawać kogoś innego. Poczuła tylko ukucie smutku na myśl o zbliżającej się Wielkiej Nocy. Zawsze spędzała święta z rodziną, a teraz co ma niby zrobić? Ewa natychmiast zauważyła jej smutek zapraszając ją do siebie, ale Zosia grzecznie odmówiła. Wiedziała, że zaproszenie zostało wysondowane wyłącznie z powodu współczucia a nie rzeczywistej chęci. Owszem, przyjaciółki ją lubiły i ceniły, ale Wielkanoc była czasem dla najbliższej rodziny. Ona nie miała prawa w to ingerować bazując na ich poczuciu litości. To nie było uczciwe.
Po lunchu poszła do Arka, bo z racji zbliżającego się końca miesiąca miała od niego uzyskać statystyki za ten poprzedni. Teraz już każde ich spotkanie nie wprawiało jej w popłoch tak jak na początku, ale mimo to nie potrafiła traktować go naturalnie. Nie potrafiła mu wybaczyć. Nawet jeśli nie chciała z nim być. Tłumaczyła to sobie widząc siedzącą obok niego przy biurku młodą dziewczynę. To pewnie była Patrycja- nowa stażystka którą zatrudniła na polecenie Wiktorii, ponieważ ktoś musiał wykonywać jej dawną pracę. Tyle, że jakoś do tej pory Zosia nie zwracała uwagę na to, że ta dziewczyna jest bardzo młoda i bardzo ładna. A teraz na dodatek ze wzroku jakim obdarowywała Arka zauważyła również, że jest nim zainteresowana. Przygryzła wargę udając, że to rozgrywa się na jej oczach nic jej nie obchodzi. W końcu robiła to tyle razy. W czasie potajemnej miłości do Arka wielokrotnie obserwowała go z byłymi dziewczynami. Teraz na dodatek już go nie kochała. Powinno być jej łatwiej. Czemu więc nie było? Widząc, że Jadwiga dostrzegła ją ze swego stanowiska w pokoju, nie pozostało jej zrobić nic innego jak wejść. 
- Cześć. Jak stoisz z raportem?- Spytała podchodząc do stanowiska Żylińskiego od razu przechodząc do rzeczy.
- Nieźle. W zasadzie zostały same kosmetyczne rzeczy. Odkąd Pati mi pomaga jest dużo szybciej.- Mówiąc to uśmiechnął się do siedzącej obok dziewczyny. Uśmiech był stonowany i bardziej wyrażał aprobatę niż zachętę, ale i tak iskierka złości ukuła ją gdzieś w okolicy piersi. Może to dlatego nie mogła się powstrzymać od zaczepki:
- Cieszę się więc, że nie brakuje ci Zosi. Oczywiście mam na myśli stanowisko pracy.- Jego uśmiech znikł. Po wyrazie twarzy zauważyła, że raczej tego nie kupił,
- Brakuje.- Odparł jej mimo wszystko. Nie bez satysfakcji zauważyła, że ta informacja nieco zdołowała małolatę. Widocznie jeśli nawet nie przez wzgląd na prawdę to na grzeczność Arek zaprzeczy.- Zosia zajmowała dotychczas twoje stanowisko, ale i była moją dziewczyną.- Dodał Żyliński jakby doskonale zdawał sobie sprawy z zainteresowania Patrycji.
 - Ach tak…- Mrugnęła tylko. Rozczarowanie było wyraźnie widoczne na jej twarzy.
- No cóż, to w takim razie nie będę wam przeszkadzać. Owocnej pracy.
- Zaczekaj.- Zatrzymał ją wstając z biurka. Potem zaczął kierować się ku korytarzowi, więc zmuszona była zrobić to samo.- Co to było?
- Nic.- Wzruszyła ramionami.- Po prostu zauważyłam, że jej się podobasz i chciałam trochę pomóc dziewczynie.
- Dziewczynie czy sobie?
- Co masz na  myśli?
- Tylko to, że naprawdę sądziłem że dałaś już sobie na wstrzymanie z tym odciąganiem mnie od Zosi. To jej właśnie powiedziałaś, że ostatnio mnie unika?
- Co niby miałam jej powie…co to znaczy, że cię unika?
- Nie udawaj. Wiem, że to twoja sprawka. Znowu czegoś jej nagadałaś.
- Kazałam jej być tylko ostrożna póki nie przypomni sobie swojej przeszłości do końca. To wszystko. I doskonale o tym wiesz, bo ci o tym mówiłam.
- Tak, ale ona…- Nie był w stanie dokończyć, bo nie umiał. Jedyne słowo które przychodziło mu do głowy by opisać zachowanie swojej ukochanej to słowo: dziwna. Albo inna. I nie chodziło wcale o nowy wygląd zewnętrzny. Bo ona nawet śmiała się w inny sposób. Patrzyła delikatnie mrużąc oczy, jakby z lekką kpiną niezależnie od rozmówcy chociaż wcześniej jej oczy wydawały się być ogromne, jakby wiecznie zaciekawione. Tylko czasami zapalał się w jej oczach dawny blask. Gdy była złośliwa. Nie dalej jak wczoraj siedząc przy swoim stoliku usłyszał jej kąśliwą uwagę do Jowity odnośnie zamawianych przez nią czekoladowych muffinek i ich wpływie na jej figurę. A gdy zauważyła, że to usłyszał wyjaśniła, że w dzisiejszych czasach trzeba uważnie dobierać posiłku bo bardzo łatwo utyć. I owszem: Zosia często narzekała na swoją figurę- notabene piękną i według niego ogromnie seksowną- ale na tym to się zazwyczaj kończyło. Nigdy nie wspominała o tym, że musi przejść na dietę, nie patrzyła ile kcal ma jogurt czy sałatka. Pamiętał jak śmiał się gdy jeden z jego kolegów na studiach ze złością opowiadał o swojej byłej która tak robiła co doprowadzało go do szału. Teraz go rozumiał.
Wstydził się jednak swoich myśli. Przecież to była jego Zosia. Jego. Urocza, niepewna siebie i pełna wewnętrznego ciepła które sprawiało, że chciał się nim otulić i nigdy nie wypuścić z rąk. Co z tego, że nabrała pewności siebie, postanowiła się malować czy zmienić styl ubierania? Powinien się z tego cieszyć, a już na pewno nie powinno mu to przeszkadzać. Czemu więc tak było? Czyżby więc Wiktoria miała rację wykrzykując mu kiedyś, że tylko bawi się dziewczynami? Czy był tak niedojrzały, że już przestał ją kochać? Przecież tuż przed wypadkiem zamierzał poprosić ją o rękę a teraz nie mógł sobie wyobrazić, że „nowa Zosia” będzie jego żoną.
- Co: ona?- Ponagliła go Cruella, a on dopiero teraz zdał sobie sprawę ze swego przeciągającego się milczenia. Chrząknął by dać sobie czas na odpowiedź.
- Ona mnie unika.- Wydukał w końcu powtarzając się.
- To nie moja wina.- Odparła mu po dłuższej chwili. Potem odeszła. W duchu domyślała się przyczyn tego stanu rzeczy. Bo zainteresowanie Wiktorii skierowało się w stronę Ksawerego. Nie wiedziała tylko czy powinna się z tego cieszyć.
Wracając do swojego biura wciąż miała w głowie Arka, dlatego początkowo nie zauważyła czekającego w przedpokoju mężczyzny.
- Witaj Wiki.- Poznała ten głos od razu, choć na żywo słyszała go tylko raz. Ale za to w koszmarach dziesiątki.
- Przepraszam cię, nie potrafię wytłumaczyć temu panu, że…
- Wezwij ochronę Jowita.- Zosia przerwała niezgrabne tłumaczenia swojej sekretarki nie spuszczając wzroku z Damiana Adamczyka. Bezczelny gnojek miał czelność zdobyć się na uśmiech. Odruchowo wzdrygnęła się mając w myślach swój sen gdy ten sam wyraz widziała na jego twarzy w swoim śnie.
- Mam wezwać…? Już się robi.
- To nie będzie konieczne. Zajmę ci tylko dziesięć minut. Co najwyżej kwadrans, siostrzyczko.
- Nie mam zamiaru poświęcać ci nawet tego.- Odpowiedziała stanowczo.- I radzę ci opuścić teren banku zanim zjawi się ktoś, kto cię z niego wyrzuci.
- I co: dopuścisz do tego bym zrobił scenę? A może chcesz by wszyscy dowiedzieli się co nas łączyło?- Poczuła jak usuwa jej się grunt pod nogami. Nie umiała zapanować nad nerwami a przez to rozsądnie myśleć.
- Wyjdź, póki jeszcze uprzejmie proszę.- Odparła. Miała nadzieję, że jej głos nie drży tak bardzo jak jej się wydawało. Ale chyba były to złudne nadzieje.
- No Wiki, daj już spokój. Dziesięć minut. Co ci szkodzi?- Skinęła głową czując, że nie ma innego wyjścia. To znaczy miała, bo nic nie robiła sobie z potencjalnego skandalu. Ale pomyślała o Wiktorii. Przerwa na lunch właśnie się kończyła. Zwykle spóźniała się kilka minut, czasami nawet kilkanaście, ale nie miała żadnego potwierdzenia że tym razem też tak będzie. Musiała więc załatwić tę brudną sprawę bardzo szybko.
- Jowita, pod żadnym pozorem nie wpuszczaj Wiktorii do gabinetu, rozumiesz?- Zwróciła się cicho do Jowity, choć zadowolony z siebie Damian już wchodził do jej pokoju, więc nie miał szansy tego usłyszeć.- I skontaktuj się  z Ksawerym: najlepiej niech do niej zadzwoni i wyciągnie ją na zewnątrz. Z tego co pamiętam mówił, że dziś ma mieć spotkanie z klientem praktycznie w sąsiednim budynku. Może zjawi się dość szybko.
- Dobrze. Powiesz mi co się dzieje?
- Teraz nie mogę. Ale zrób to, okej? Postaraj się odciągnąć ją od gabinetu jak najdłużej się da.
- Jasne.
- Dzięki.- Mrugnęła, a gdy już miała odejść dodała:- Jakbym nie wyszła za kwadrans to wejdź do nas i wymyśl mi jakieś zajęcie. I wezwij ochronę.
- Zosia, czy ty się boisz?
- Nie.- Skłamała. Żałowała, że od samego początku nie wyciągnęła Damiana na zewnątrz: wtedy miałaby mniejsze prawdopodobieństwo spotkać kogoś na korytarzu, a już na pewno Wiktorię. Teraz było na to za późno, bo on z pewnością by się domyślił iż czegoś się boi.
Gdy otworzyła drzwi wcale nie zdziwiła się, że bezczelny typ zajął jej fotel przy biurku.
- Ładnie tu.
- Chyba nie nalegałeś na rozmowę by podziwiać mój gabinet.
- Nie.- Zaprzeczył obdarzając ją spojrzeniem od stóp do głów, które w zamierzeniu miało być wulgarne i poniżające.
- Mów czego chcesz a potem spadaj.
- Oj, nie jesteś zbyt mila. To tak witasz dawno nie widzianego przyrodniego brata?
- Nie wiem w co zamierzasz grać, ale ja nie zamierzam się w to z tobą bawić.
- Kiedyś chciałaś.- Stłumiła chęć podbiegnięcia do niego i zdzielenia go w tą zadowoloną facjatę. Doskonale wiedziała co miał na myśli stosując te swoje dwuznaczności. Ale nawet jeżeli Cruella go prowokowała w jakikolwiek sposób to i tak nie miał prawa jej skrzywdzić. Nikt nie miał prawa tego robić.
- Zostało ci pięć minut, potem wkracza tu ochrona.
- Dobra, więc będę się streszczał. Potrzebuję pieniędzy. Konkretnie trzydzieści kawałków- Roześmiała się. Tak po prostu. Ale nie mogła się powstrzymać. Tym bardziej gdy jej zachowanie bardzo go rozwścieczyło.- Co cię tak bawi?
- Pytasz serio? Jeśli to wszystko, to odpowiedź brzmi: nie. A teraz wynocha.
- Chyba mnie nie zrozumiałaś. Ja wcale nie pytam, ja żądam. Albo opowiem trochę o twojej przeszłości.
- Proszę bardzo: opowiedz jak zgwałciłeś młodą dziewczynę.
- Dobrze wiesz, że to nie był gwałt,
- Jeśli tak naprawdę myślisz, to jesteś tak chory za jakiego cię mam.
- Nie wkurzaj mnie, okej? Potrzebuję kasy, a ojciec po ślubie całkowicie się ode mnie odciął. Na dodatek miesiąc temu wylali mnie z roboty.
- Znajdź sobie inną.
- Już znalazłem.
- Bycie szantażystą to nie praca.
- Zajęcie dobre jak każde inne.
- Pozwól, że podsumuję: zwolnili cię z pracy, ojciec przestał wspierać finansowo, a ty zamiast coś z tym robisz to próbujesz szantażować swoją byłą ofiarę. Naprawdę masz tyle tupetu i ignorancji? Przecież to ja równie dobrze mogę cię szantażować. Nigdy nie powiedziałeś o niczym swojej żonie, prawda?- Tego wiedziała, ale z łatwością domyśliła się tego. Tacy tchórze jak on udawali przed samym sobą i swoimi ofiarami, że nie zrobili niczego złego, ale w głębi duszy doskonale o tym wiedzieli. I nikomu o tym nie mówili.
- Myślisz, że ci uwierzy? Wtedy nawet własna matka tego nie zrobiła.- Zabolało, nawet bardzo. Kolejna fala smutku i współczucia zalała jej serce w stosunku do młodej Wiktorii. Ile mogła mieć wtedy lat? Dwadzieścia? Dziewiętnaście?- Dlatego daruj już to sobie. Poza tym myślę, że 30 000 zł to dobra cena za trochę spokoju.
- Wynoś się.
- Dobrze ci radzę: przemyśl to.
- Ty też. Bo nigdy więcej nie pozwolę byś kiedykolwiek skrzywdził Wiktorię.
- Oj.- Damian cmoknął z dezaprobatą.- Chyba aż tak nie zbzikowałaś żeby mówić o sobie w trzeciej osobie.
- Nie jestem Wiktorią. Ale wiem co jej zrobiłeś. I obiecuję ci, że za to zapłacisz.– Powiedziała prawdę nie wiadomo po co. Przecież jasne było, że jej nie uwierzy ani się nie przestraszy. Ale może to był prawdziwy powód jej szczerości?
I obiecuję ci, że za to zapłacisz…
Nie wiedziała tylko, że myliła się tylko połowicznie. Damian rzeczywiście nie uwierzył w to co powiedziała, ale nie wiedząc dlaczego poczuł strach. Chociaż miało to chyba związek z wyrazem jej twarzy kiedy to mówiła. Albo pełnym nienawiści i skrywanej pogardy wzrokiem co wręcz groteskowo wyglądało z delikatnością tonu wymowy jej słów. Szybko jednak pokrył zmieszanie śmiechem. Miałby obawiać się jakiejś kujonki i bojącej się własnego cienia dziewczyny która z obawy przed nim ukrywała się przez ostatnie kilkanaście lat? Wiki nie mogła aż tak bardzo się zmienić.
- Brawo, czy to już ten moment gdy muszę paść przed tobą na kolana błagając o wybaczenie?- Zamiast zareagować na jego zaczepkę, uśmiechnęła się. Wiedziała, że igra z ogniem, że jak zawsze bagatelizuje niebezpieczeństwo, że być może skazuje na nie Wiktorię, ale złość i nienawiść dodawała jej sił.
- Zniszczę cię. Naprawdę to zrobię. Może od początku taki był cel tej przemiany. Może nawet dzięki temu znów wrócę do pierwotnej postaci.
- O czym ty do cholery pieprzysz?
- Zdaje mi się, że miałeś wyjść.
- Nie bez moich pieniędzy.- Mówiąc to Damian wstał.
- Twój czas już minął. Żegnam.
- Tak, więc zaraz się przekonasz, że…- Nie dokończył, bo przerwało mu pukanie do drzwi.
- Przepraszam, ale musisz wiedzieć, że ona tu idzie. Nie udało mi się jej zatrzymać.
- Co?
- Znasz ją: zwietrzyła jakiś niby podstęp i…
- Gdzie ona teraz jest?!

***
Czuła, że znów za bardzo sobie pofolgowała, ale w duchu obiecała sobie że dodatkową porcję kurczaka zrekompensuje dodatkowymi minutami wieczornego biegu. Naprawdę uwielbiała orzechy a w połączeniu z kurczakiem to była pokusa wprost nie do odparcia. Boże, przez to piekielne uczulenie nie mogła nawet brać jakiegokolwiek orzeszka do ust a co mówić przełknąć. Może to dlatego teraz tak sobie to odbijała.
Przyjemnie najedzona wracała na swoje miejsce pracy. Pomyślała, że trzeba będzie pogadać z Pieguskiem o zmianie jej stanowiska. W teorii Zofia Niemcewicz nie zmieniła miejsca pracy, choć w praktyce stała się drugą sekretarką Wiktorii Szymborskiej. Cruella pomyślała, że czas wreszcie coś zmienić. Z niechęcią pomyślała, że planowanie oznacza w pewien sposób pogodzenie się z panującą sytuacją.
Jeszcze w połowie drogi rozmyślanie o tym przerwał jej telefon: poczuła irracjonalną radość widząc, że nadawcą jest Ksawery. Ale szybko została ona wyparta przez podejrzliwość i ciekawość. Czemu Studenciak chce nagle spotkać się z nią na mieście? Jaką może mieć ważną sprawę? Co znowu knuł ten Piegusek? Nie znała odpowiedzi na żadne z tych pytań, dlatego postanowiła improwizować. Szybko jednak, stosując technikę podpuszczania wyczuła co w trawie piszczy. Była na tyle bystra by zrozumieć, że chodzi o to by oddaliła się od banku. Tylko dlaczego? Czyżby Zośka knuła za jej plecami z Osińskim? Nie, raczej by nie ryzykowała nawet wówczas gdyby zdecydował się przełożyć ich spotkanie. Aż taka głupia nie była. A może jednak?

Wściekła, że znów próbują uwłaczać jej inteligencji, szybkim krokiem skierowała się do swojego dawnego biura: na nic zdały się powstrzymywania Jowity czy próba zasłonięcia przez nią drzwi. W końcu postawiła sprawę na ostrzu noża: albo Jowita powiadomi Zośkę, że ona musi natychmiast wyjaśnić jej co jest grane, albo ona wparuje do biura bez pardonu. Jowita zdezorientowała zgodziła się. Nie wiedziała tylko, że to była podpucha. Jednak gdy przekroczyła prób swojego dawnego pokoju przekonała się, że to właśnie ona została podpuszczona.

1 komentarz:

  1. Genialne i zawsze zbyt krótkie ale dzięki i za to :-)

    OdpowiedzUsuń