Wiedziałam,
że Monika jest uparta i czasami nie potrafi czegoś zrozumieć gdy się jej coś
powtarza nawet po trzy razy. Dlatego teraz pomimo moich tłumaczeń wciąż nie
docierało do niej, że nie spotykam się z Szymonem bo doszliśmy do wniosku, że
łączy nas tylko przyjaźń. Dałam sobie więc z tym spokój: niech myśli co chce.
Poza tym była z tego powodu bardzo zadowolona, a że Szymon gdy mu o tym
opowiedziałam też przyjął to raczej pozytywnie, to nie zaprzątałam sobie tym
głowy.
Do
czasu kolejnego przykrego wydarzenia.
A
raczej bardzo żenującego.
Po
prostu gdy po raz kolejny w nocy miałam problem z zaśnięciem postanowiłam w
końcu coś z tym zrobić. A że Monika ostatnio wspomniała żartem, iż w takich
sytuacjach ma „randki z wibratorem”, ta myśl utkwiła mi w głowie. Żałowałam
tylko że wówczas nie spytałam jej o szczegóły, bo teraz po czasie było mi
bardzo głupio. Dlatego też zdałam się na internet. Niestety, przejaw
technologii tylko powiększył moją ignorancję, bo było wiele rodzajów tych
urządzeń oraz ich wielkości i właściwości. Zamówienie go przez internet raczej
odpadało. Pozostała mi więc wizyta w specyficznym sklepie. Myśl o tym dosłownie
mnie paraliżowała (a jeśli ktoś ze znajomych zobaczy że tam wchodzę?), dlatego też
stanowiła wystarczający bodziec dezaktywujący. A przynajmniej na jakiś czas. Bo
po kilku kolejnych tygodniach zdecydowałam się zebrać na odwagę.
Znalazłam
sklep oddalony od miejsca mojej pracy i mieszkania o kilka kilometrów, który
miał dobre opinie.
W
trakcie przerwy w czasie pracy postanowiłam się tam udać i zakupić wibrator, a
potem z niego korzystać. Proste? Tyle że niekoniecznie.
Nie
wiem czego się spodziewałam wchodząc do seks shopu, ale na pewno nie wnętrza o
pastelowej barwie ścian i obrazach wiszących na ścianie. Bo nie było tam
żadnych bordowych narzut, żadnych perwersyjnych obrazów, żadnej erotycznej
muzyki. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy przypadkiem nie pomyliłam miejsca,
ale zaraz zobaczyłam na półkach kajdanki i jakieś gorsety…Nie, jednak trafiłam
w odpowiednie miejsce.
-
Dzień dobry, w czym pani pomóc?- Pytanie młodszej ode mnie o kilka lat
dziewczyny wytrąciło mnie z równowagi. Nie spodziewałam się że będę czuła się
aż tak głupio.
-
Dzień dobry. Ja…ja chciałam kupić wibrator.
-
Rozumiem. Proszę za mną. Pokażę pani odpowiedni regał.
-
Dziękuję.- Bąknęłam czując, że płoną mi policzki. Regał? Sądziłam, że do wyboru
będę miała kilka a nie kilkadziesiąt urządzeń. Jak się w tym odnajdę?
-
To tutaj.- Odezwała się po kilkudziesięciu sekundach ekspedientka. Gdy jej
ponownie podziękowałam, chyba dostrzegła moje zmieszanie i zdezorientowanie, bo
spytała:- Pomóc pani w wyborze?
-
Tak. Ja…ja chciałabym coś…- Boże, jakimi przymiotnikami określa się wibratory?-
Coś dla mnie, bo ja nigdy nie korzystałam z tego typu urządzeń.- Dokończyłam
głupio.
-
Dobrze, a więc zaczniemy od wielkości. O jakich gabarytach mówimy? Ceni pani
wielkość? A może raczej stymulację? W swojej ofercie mamy również nowość, która
pozwala na jednoczesną stymulację punktu G i…- Jezu, słuchając tego miałam
ochotę zatkać uszy. Byłam tak zażenowana jak nigdy dotąd. Począwszy od tego, że
dziewczyna kilka lat młodsza ode mnie tłumaczyła mi tajniki kobiecego ciała a
skończywszy na tym, że okazałam się kompletną ignorantką. Ale skąd do cholery
miałam wiedzieć, że istnieje coś takiego jak wibrator łechtaczkowy? Albo
poziomy stymulacji od jednego do pięciu a czasami nawet i dziesięciu niczym w
bębnie pralki? Czułam się tak jakbym nagle znalazła się w jakimś obcym kraju i
kulturze.
Po
półgodzinie, która mnie zdawała się dłużyć do przynajmniej kilku, w końcu z
pomocą uczynnej sprzedawczyni ( poważnie uczynnej, bo musiała wiele mi wyjaśnić,
znieść moje wzdrygniecie z powodu przybycia nowego klienta gdy wydawał mi się
być bardzo podobny do kolegi ze studiów oraz nagłą zmianę decyzji co do sposobu
płacenia; zdecydowałam się na gotówkę, bo zdałam sobie sprawę że jeśli zapłacę
kartą będzie to odnotowane na moim wyciągu bankowym i gdy kiedyś ktoś przez
przypadek się do niego dostanie to może skojarzyć adres i dowiedzieć się, że
robiłam zakupy w sex shopie) udało mi się dokonać planowanego zakupu. Nawet
byłam z niego zadowolona: wibrator był dość mały i miał wąski kształt, który
przypominał szminkę, dlatego nie obawiałam się paradować z nim w torebce. No i
nie musiałam chować go w jakimś szczególnym miejscu w mieszkaniu: wystarczy
jakaś dolna szuflada biurka. Ot tak na wszelki wypadek gdyby przypadkiem Monika
czy Celina się na niego natknęły.
Zadowolona,
opuściłam sklep uważnie obserwując czy nie widział mnie ktoś kogo bym znała, a
potem wróciłam samochodem pod biuro architektoniczne. Strach przed tym co
zrobiłam powoli znikał wraz z upływem godzin pracy (na przykład gdy tylko
weszłam usłyszałam od Szymka wesołym głosem zadane pytanie: co aż tak bardzo pilnego
zmusiło cię do rezygnacji zjedzonego ze
mną lunchu; sądziłam wtedy że coś wie i się ze mnie nabija tak byłam
zdenerwowana. Poza tym bałam się, że jakimś cudem moja czarna skórzana torba
stała się przeźroczysta i dlatego trzymałam ją blisko swojego ciała tak jakby
miała tam skarb co było raczej bardziej podejrzane niż trzymanie jej
normalnie.). Dlatego gdy tuż przed szesnastą (o tej godzinie zazwyczaj
kończyłam pracę, bo czasami zostawałam i do osiemnastej) zadzwoniła do mnie
Monika z pytaniem czy mam ochotę na wyjście do kina po pracy zgodziłam się. Przestałam już się
obawiać, że jakimś cudem wszyscy dookoła wiedzą co kupiłam. A nawet jeśli,
pocieszałam się, to zakup wibratora nie jest przecież czymś zawstydzającym,
prawda? Chociaż może jest…
Z
racji faktu, że Monia jak zwykle niczego nie zaplanowała, akurat wtedy gdy
przyszłyśmy do kina leciała jakaś amerykańska komedia o superdzieciaku. Raczej
nie miałam chęci na kolejny megalomanistyczny popis sąsiadów zza oceanu, ale
przynajmniej najadłam się popcornu. Poza tym komedia wcale nie była aż taka
zła. Poza momentami w których dziewięcioletni chłopiec sypał patetycznymi
hasłami niczym osiemdziesięcioletni myśliciel i eseista. No, ale ogólnie moje
wrażenia były bardzo pozytywne.
W
drodze powrotnej zdecydowałyśmy, że pojedziemy do mnie pogadać, ale wtedy do
Moniki zadzwoniła pani Grażyna.
-
Cholera, zapomniałam dostarczyć jej paczki. Zadeklarowałam się odebrać ją z
poczty i zapomniałam. Chyba jestem kretynką. Ciotka chyba nigdy nie powierzy mi
już niczego odpowiedzialnego.- Westchnęła uderzając się w czoło.- Wstąpimy
jeszcze do Chojnackich, co?
-
Spoko, mi to nie przeszkadza. Przy okazji może wpadniemy do Artura. Ostatnio
gdy zaczął pracować jakoś rzadko go widuję.
-
O kochana.- Zaczęła Monika włączając zapłon a potem silnik samochodu.- praca
pracą, ale odkąd mój kuzyn może chodzić bez kul to zaczął nadrabiać zaległości
towarzyskie.
-
Masz na myśli dziewczyny?- Upewniłam się.
-
Na raczej. Co weekend gdzieś wychodzi, choć pani Grażyna każe mu nie nadwyrężać
nogi i martwi się tymi wieczornymi eskapadami.
-
No cóż.- Skwitowałam to tylko. W końcu okazało się, że Piotruś nie jest synek
Artura, więc moja niechęć do jego zachowania powinna zmaleć, ale o dziwo tak
się nie stało. Po prostu jego ekscesy seksualne raczej mnie zniesmaczały niż
były powodem do dumy. No ale skoro lubił różnorodność…
-
E tam, niech korzysta chłopak. Tym bardziej, że niektóre laski są takie głupie
by same tego chcieć. – Na to już nic nie odpowiedziałam. Bo czy Moni chodziło o
to, że Chojnacki je wykorzystuje? Albo one jego? Albo może chodziło o to, że
obydwie strony zgadzają się, że łączy ich nieformalny krótkotrwały związek?
Wolałam tego nie dociekać.
Na
miejscu okazało się, że pani Grażyna wcale nie była zła na Monikę: z tego co
zdążyłam zauważyć chyba przyzwyczaiła się do jej roztrzepania. Podziękowała
tylko za przysługę, a potem zaprosiła na herbatę. Monia jednak spytała o
Artura. Wtedy pani Chojnacka zrobiła dziwną minę tak jakby nie chciała byśmy go
odwiedziły.
-
Ma gościa.- Oznajmiła, a ja domyśliłam się o jakiego gościa chodzi. A raczej o
jego płeć.
-
Aha, rozumiemy. W takim razie życz mu ciociu udanego podboju.- Zażartowała
Monika.
-
To wcale nie jest zabawne, Moniko. I to nie tak jak myślisz. Jest u niego
Alicja.- Odpowiedziała jej pani Grażyna.
-
Ta Alicja?- Wyraźna dezaprobata zarówno w oczach Jastrzębskiej jak i pani
Chojnackiej była dla mnie doskonale widoczna.- A czego ona jeszcze od niego
chce?
-
Pewnie pieniędzy.- Pani Grażyna wzruszyła ramionami. Potem spojrzała na mnie bezradnie
rozkładając ręce. Widocznie założyła, że wiem jak Alicja „wykorzystuje” jej
syna co mnie ucieszyło. Bo wciąż nie mogłam zrozumieć dlaczego Artur od
początku nie wyznał mi prawdy. Okej, mógł być na mnie zły. Ale przecież po
ponad dwóch latach złość przecież mu chyba przeszła, prawda? A na pewno się
zmniejszyła.
-
Zaraz tam pójdę i nagadam jej do słuchu.- Zaperzyła się Monika. Jej ciotka
jednak ją powstrzymała.
-
To jest jego sprawa, Moniko. Nie możemy się w nią wtrącać. Wiesz ile razy
próbowałam mu to tłumaczyć? Sądzisz, że tego chcę?
-
Przepraszam- Wtrąciłam się- Ale Alicja to dobra dziewczyna. Po prostu popełniła
jeden błąd, ale nie sądzę by wykorzystywała Artura. Raczej jest zmuszona do
tego by przyjąć jego pomoc, co nie przychodzi jej łatwo.
-
Nawet jeśli to prawda.- Odpowiedziała mi pani Grażyna.- To dlaczego za jej błąd
musi płacić mój syn? Przecież Agata i Barbara wciąż sądzą, że zostawił tę
dziewczynę w potrzebie a ja choć nie wiadomo ile zaprzeczam i tak nic nie mogę
wskórać skoro Artur ich utrzymuje. Moje siostry są za uparte, zwłaszcza Agata. Rozumiem, że jej syn
umarł, ale to nie znaczy że ma nienawidzić mojego i myśleć o nim same złe
rzeczy tylko dlatego że żyje. Przecież to nie było żadne losowanie tak na
górze: Mariusz kontra Artur. On po prostu zachorował. Ty Ewelino nie czujesz do
niego żalu.- Nic na to nie odpowiedziałam, bo znów poczułam poczucie winy. Nie
czujesz do niego żalu? Jeszcze parę miesięcy po śmierci Mariusza obwiniałam
Chojnackiego o śmierć męża. A po jego wypadku przychodziły mi do głowy różne
głupie myśli: na przykład dlaczego ktoś kto nigdy nie zrobił nic
niebezpiecznego nie żyje, a ktoś kto żyje na krawędzi jak Artur potrafi
wykaraskać się z groźnego wypadku. Ale tak jak to powiedziała pani Grażyna to nie
było żadne boskie losowanie. Bóg nie wybiera na oślep osób, które mają umrzeć,
ciężko zachorować, przeżyć traumę. Po prostu tak się dzieje i już. I trzeba to
zaakceptować, bo czasami najprostsze wyjaśnienia się najlepsze.
- Mimo wszystko do niego pójdziemy, ciociu.- Znów rozległ się głos Moniki.- Obiecuję, że nie zrobię żadnego rabanu.- Pani Chojnacka nadal nie wyglądała na przekonaną, ale jej wzrok który na mnie skierowała mówił wszystko. Wierzyła, że gdyby Monia za bardzo się zapędziła to ja ją powstrzymam.
- Mimo wszystko do niego pójdziemy, ciociu.- Znów rozległ się głos Moniki.- Obiecuję, że nie zrobię żadnego rabanu.- Pani Chojnacka nadal nie wyglądała na przekonaną, ale jej wzrok który na mnie skierowała mówił wszystko. Wierzyła, że gdyby Monia za bardzo się zapędziła to ja ją powstrzymam.
Gdy
weszłyśmy na górę do pokoju Artura okazało się, że w pokoju znajduje się nie
tylko Alicja, ale i mały Piotruś. Zdziwiłam się gdy na mój widok się uśmiechnął
wyraźnie mnie pamiętając i śmiesznie próbował powiedzieć dzień dobry co
brzmiało raczej jak: dzińdbji. W każdym razie było dość słodkie.
Poza
tym od razu wyczułam, że Alicja doskonale wie co zapowiada obecność Moniki.
Widocznie już wcześniej stoczyły ze sobą nie jedną scysję. Artur chyba też to
wiedział, bo bezpardonowo spytał kuzynkę:
-
Co ty tu robisz?
-
Wpadłam cię odwiedzić, ale nie wiedziałam że masz towarzystwo.
-
My już idziemy.- Odezwała się Alicja.
-
Nie, jeszcze wszystkiego nie omówiliśmy.- Zaprotestował Artur.
-
A co tu omawiać: daj jej swoją książeczkę czekową i każ wpisać kwotę której
zażąda. Prosta sprawa.- Zabrzmiała złośliwa odpowiedź Moniki. Byłam tym
szczerze zaskoczona.
-
Monika, tu jest dziecko.- Szepnęłam do niej cicho.
-
I co z tego? – Parsknęła.- Już czas najwyższy żeby ta pijawka odczepiła się od
mojego kuzyna.
-
Nie jestem żadną pijawką!- Odpowiedziała jej Alicja.
-
Więc odczep się od Artura i poproś o pomoc prawdziwego ojca swojego dziecka
albo znajdź innego frajera.
-
Monika, jeśli dalej masz się tak zachowywać to lepiej wyjdź zanim się na ciebie
zdenerwuję i cię wyrzucę.- Odezwał się Artur.
-
Świetne i chyba tak zrobię. Zdecydowanie wolę towarzystwo twoich rodziców niż
tej…pani. Chociaż ty spróbuj przemówić mu do rozsądku.- Dodała na koniec do
mnie i wyszła. W pokoju zapadła cisza.
-
Przepraszam za nią.- Przerwał ją znów Artur.- Monika jest czasami…
-
doskonale wiem jaka ona jest, ale niestety w tym przypadku ma rację. Nie
powinnam tu przychodzić i doskonale o tym wiem…
-…Alicja…
-…ale
do cholery gdyby chodziło o mnie to wolałabym umrzeć z głodu niż prosić
kogokolwiek o pomoc. Ale chodzi jeszcze o niego.- Gestem dłoni wskazała na
Piotrusia. – To dla niego to wszystko robię, choć nie wiem czy jest jakiś
sens…- Przy ostatnim słowie jej głos się załamał. Znów tak jak ostatnio
podeszłam do niej oferując swoje chusteczki i współczucie, które przyjęła z
bladym uśmiechem.- Wiem, że wpieprzam się w wasze życie. A ty Artur gdyby nie
ja mógłbyś być szczęśliwy.- Powiedziała cicho. Nie rozumiałam dlaczego znów
czułam się tak jakbym czegoś nie rozumiała, jakby coś przede mną ukrywali. I
być może tak było, w końcu nie byłam wtajemniczona we wszystkie ich sprawy.
-
Alicja, nie gadaj bzdur. I idź lepiej do łazienki, doprowadź się do porządku.
-
Ale ja muszę powiedzieć, że…
-
Alicja…- Głos Artura zabrzmiał dość stanowczo. Tamta tylko skinęła głową.
-
Dobrze, jak chcesz…to znaczy: masz rację. Przypilnuj Piotrusia żeby nic nie
zbroił, dobrze?
-
Oczywiście.- Gdy zostałam sama z Arturem (Piotrusia nie liczyłam, w końcu jako
dziecko niewiele rozumiał) spytałam go:
-
Monika zawsze tak na nich reaguje?
-
Tak. Zresztą słyszałaś ją. Uważa, że Ala wciąż mnie oszukuje. Nie przyjmuje do
wiadomości, że ja znam prawdę.
-
Posłucha Artur, to po części moja wina. Przez moje głupie słowa czujesz się
zobowiązany, więc ja też chcę ponieść część kosztów.
- Co?
- No, chodzi mi o to, że pomogę Alicji i jej dziecku. Może nawet uda mi się znaleźć jej jakąś pracę w domu tak żeby mogła jednocześnie zajmować się dzieckiem?
- No, chodzi mi o to, że pomogę Alicji i jej dziecku. Może nawet uda mi się znaleźć jej jakąś pracę w domu tak żeby mogła jednocześnie zajmować się dzieckiem?
- Nie, dziękuję. To nie jest twoja sprawa.
- Twoja też nie, ale mimo to się tym zajmujesz.
-
Po prostu im pomagam.
-
Więc ja też chcę.
-
Ewelina powiedziałem, że nie.
-
Więc spytam Alicji.
-
A więc zrób to i zawstydź ją jeszcze bardziej.
-
Ja wcale nie chcę tego robić.
-
Ale tak się to skończy. Widziałaś jak zareagowała na słowa Moniki. Ja spokojnie
radzę sobie ze wspieraniem im.
-
Na pewno?
-
Tak, na pewno.-Spieraliśmy się o to jeszcze przez jakiś czas, aż nie przerwał
go dźwięk łupnięcia. Okazało się, że Piotruś pozostawiony sam sobie właśnie
zrzucił mi z fotela torebkę. Niestety, z racji faktu, iż kilka minut wcześniej
wyciągnęłam jej chusteczki aby dać je zapłakanej Alicji, była ona otwarta. Tak
więc wszystkie moje drobiazgi się z niej wysypały począwszy od kluczach do
mieszkania i samochodu poprzez kosmetyki takie jak błyszczyk i perfumy aż po
notes i parę gablotek odnośnie nowej kampanii promocyjnej które Szymek dał mi
do przejrzenia.
-
Cholera.- Zaklęłam.
-
Jeja, jeja.- Powtórzył za mną Piotruś. Artur się roześmiał.
-
No, no no uczyć takiego słownictwa dwulatka?
-
Zamknij się i lepiej pomóż mi sprzątać ten bałagan.- Prychnęłam kucając na
podłodze. Nie mogłam się jednak gniewać widząc jaką radość sprawiło to
chłopcu.- I co zrobiłeś łobuziaku?- Malec znów się roześmiał, a ja ostro
kucnęłam by wydobyć spod fotela resztę moich rzeczy. Gdy wstałam Artur podał mi
kawałek jakiejś wstążki, plastikowy widelec i mentosy jednocześnie pytając:
-
Wiem, że kobieca torebka skrywa różne tajemnice, ale możesz mi powiedzieć po co
ci ta wstążka?
-
Dziękuję za pomoc.- Odpowiedziałam mu tylko niczego nie wyjaśniając. Po prawdę
mówiąc w tej chwili nie pamiętałam po kiego licho była mi ta wstążka. – No
dobra to już chyba wszystko co?- Spytałam retorycznie rozglądając się dookoła
po dywanie.
-
Chyba tak.
Dokładnie
w tej chwili do pokoju z powrotem weszła Alicja, tym razem już zupełnie
opanowana. Ucieszyła się widząc roześmianego Piotrusia widocznie zakładając, że
zabawiałam go podczas jej nieobecności. Nie wyprowadziłam jej z błędu; poza tym
w pewnym sensie była to prawda, bo moja torebka niewątpliwie dostarczyła
maluchowi licznych wrażeń. Potem pożegnałam się z całą trójką i wyszłam. Nie
chciałam im dłużej przeszkadzać.
Gdy
zeszłam na dół humor Moniki znacznie się poprawił: zastałam ją jak zajadały się
ciasteczkami z panią Grażyną. Przysiadłam się do nich, ale po kilku minutach
stwierdziłam, że pora wracać. A przynajmniej nie ryzykować kolejnego spotkania
Ali z Monią gdy tamta wyjdzie z pokoju Artura.
W
drodze do domu musiałam jeszcze wysłuchiwać jej lamentów odnośnie moralności
tej dziewczyny. Na szczęście oszczędziła mi tego w domu, bo po prostu
zdecydowałyśmy się na oglądanie filmu.
Dopiero
po jej odejściu i po prysznicu który wzięłam przypomniałam sobie o dzisiejszym
zakupie. I tknęły mnie złe przeczucia. Szybko zaczęłam szperać po torebce w
poszukiwaniu dzisiejszego nabytku z sex-shopu, ale chyba podświadomie
wiedziałam, że go tam nie ma. Spanikowana wyrzuciłam wszystkie rzeczy z torby
na podłogę tak jak kilka godzin wcześniej zrobił to Piotruś.
I
już wiedziałam, że mojego wibratora na pewno tam nie ma.
Bo
najprawdopodobniej leży gdzieś sobie pod łóżkiem Artura.
A
on może go znaleźć.
Albo
ktoś ze służby podczas sprzątania.
Cholera.
Po
stokroć cholera.
***
Następnego
dnia przyszłam do biura wściekła. Wciąż nie mogłam sobie darować tego
pieprzonego wibratora. Co mnie do diabła naszło żeby kupić go akurat w ten
dzień? I dlaczego jakiś dwulatek musiał mi wtedy wyjąć go z torby? A przede
wszystkim: czemu takie głupie sprawy zawsze zdarzają się akurat mnie?!
Wiedziałam,
że mam dwa wyjścia. Pierwsze: iść do Chojnackiego i spytać: a wiesz, ostatnio
gdy wypadły mi rzeczy z torby był wśród nich mój wibrator. Może znalazłeś?
Drugie:
liczyć na to, że Artur sam go znajdzie, nie będzie go rozbierał , pomyśli że to
szminka i pamiętając o wczorajszej przygodzie z torbą po prostu mi go odda.
Taa…tyle
że jakoś nie wierzyłam w to, żeby nie zorientował się co trzyma w dłoni. Bo
może i wibrator przypominał szminkę to jednak tylko z daleka. Z bliska można
było łatwo zidentyfikować co to za przedmiot. Jej, z każdą upływającą minutą
przestałam widzieć w nim w ogóle jakiekolwiek podobieństwo do szminki. Boże,
jaki wstyd. Jeśli Artur go znajdzie…Właśnie, znajdzie. Musi najpierw go
znaleźć. Czemu założyłam najgorszą wersję? Może po prostu go nie znajdzie i problem
zniknie? Wystarczy tylko że go odwiedzę w pokoju i gdy wyjdzie do łazienki
szybko przeszukam dokładnie podłogę przesuwając łóżko i małą komodę-
przeczuwałam że to właśnie tam najprawdopodobniej zaklinował się mój nabytek.
Jak
pomyślałam tak, też zrobiłam. Tyle, że za bardzo nie miałam żadnej wymówki
wizyty, tym bardziej po wczorajszych odwiedzinach. Ale zawsze mogę po prostu
spytać Artura o to jak udało mu się załatwić sprawę Alicji i Piotrusia. Tak, to
będzie dobry powód.
Tyle,
że gdy dotarłam do domu Chojnackich jakaś sprzątaczka poinformowała mnie, że
pani Chojnacka jest na zakupach, pan Chojnacki jeszcze w firmie, a Artur ćwiczy
na siłowni. Podziękowałam więc i tam poszłam. Akurat robił jakieś ćwiczenia
rozciągające, ale gdy mnie zobaczył przerwał. Gestem dłoni dałam mu znak by nie
przerywał i kontynuował, ale on i tak tego nie zrobił. Wstał z jakiejś dziwnej
maszyny i otarłszy pot z czoła do mnie podszedł.
-
Hej, nie spodziewałem się ciebie. Przyszłaś do mamy?
-
Nie do ciebie.- Wyraźnie się zdziwił.- Chciałam spytać o Alę.
-
Ach, w porządku. Pozwolisz, że pójdziemy do kuchni bo trochę się zmachałem.
-
Jasne. Nadal ćwiczysz?
-
Muszę. Noga właściwie mi nie dokucza; tylko przy zmianie pogody. No ale lekarz
zalecał mi nie przerywać kuracji. Poza tym nawet to polubiłem. Chyba nawet
jestem w lepszej formie niż poprzednio…- Mówił w drodze do kuchni, a ja
przytakiwałam bezmyślnie błądząc myślami w kierunku mojego zaginionego
wibratora. Ucieszyłam się, bo Artur wyglądał tak jakby nie znalazł; w przeciwnym
razie niemiłosiernie by ze mnie kpił. Miałam więc jeszcze szansę go odnaleźć…
Tyle,
że gdy Artur wlał sobie wody, zaproponował mi coś do picia. Zgodziłam się, a on
usiadł przy niewielkim stoliku zachęcając mnie bym zrobiła to samo. Tak więc
siedzieliśmy sobie rozmawiając o niczym a mój wibrator wciąż leżał na górze.
Jej, to będzie trudniejsze niż myślałam.
-
Nie idziemy do twojego pokoju?- W końcu spytałam wprost.
- Tu ci niewygodnie?
- Nie po prostu…nie przeszkadzamy kucharce?
- Nie po prostu…nie przeszkadzamy kucharce?
- A widzisz ją tu gdzieś?
- No nie.
-
Pracuje do szesnastej. Dziś pani Maria wyszła wcześniej. Ale jeśli chcesz
możemy iść na górę.
-
Nie, to znaczy…to niekonieczne. Tu też jest wygodnie.- Poczułam się bardzo
głupio tym bardziej, że Artur najwyraźniej poczuł się rozbawiony. Postanowiłam
więc na razie nie naciskać.
-
Okej. Więc jeśli chodzi o Alicję to…- Opowiadał mówiąc, że wreszcie postanowiła
wnieść oskarżenie przeciw Zbyszkowi i przestać uciekać. Miała zamiar uzyskać
sądowy nakaz zbliżania się do niej i dziecka oraz całkowite pozbawienie go praw
do opieki nad synem. Artur mówił jak to szczegółowy załatwić, a ja wciąż mogłam
myśleć tylko o tym cholernym wibratorze.- Hej, słuchasz mnie?
-
Jej, przepraszam; zamyśliłam się.
-
A co cię tak pochłania?
-
Nic ważnego.- Skłamałam.- Wiesz, wpadłam tu właściwie tylko na chwilę. Umówiłam
się z Moniką na osiemnastą. Dzięki za rozmowę i wyjaśnienia.
-
Nie ma za co. W takim razie odprowadzę cię do wyjścia.
-
Nie trzeba, znam drogę. Cześć.
-
Ewelina?- Zatrzymał mnie jeszcze wypowiadając moje imię.
-
Tak?- Odwróciłam się w jego kierunku.
-
Znalazłem coś na podłodze w swoim pokoju. Chyba wypadło z twojej torebki.-
Prawie czułam, że moja twarz robi się całkowicie biała. Tym bardziej gdy na
twarzy Artura pojawił się delikatny uśmieszek. Sukinsyn, a więc znalazł ten
piekielny wibrator i przez cały ten czas doskonale znał cel mojej wizyty i się
ze mnie nabijał?! Jezu, jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona. Ale on
jeszcze nie skończył. Zaczął wyjmować coś z kieszeni a potem do mnie podszedł.-
To twój?- Totalnie osłupiała spojrzałam na mały breloczek.
-
Ttak.- Wyjąkałam z trudem odzyskując nad sobą panowanie. Czułam się tak jakby
ktoś nagle zdjął mi z piersi ogromny ciężar. A więc chodziło tylko o ten mały
breloczek który był przyczepiony do kluczyków mojego auta a który musiał się
wczoraj od nich odczepić.- Dziękuję.
-
Drobiazg.- Artur wzruszył ramionami. A ja zadowolona wyszłam.
Po
kilku dniach doszłam do wniosku, że wibrator w pokoju musiała znaleźć jakaś
sprzątaczka uznając, że to jakiś niepotrzebny gadżet Artura i wyrzucić. A jeśli
nawet poznała co to jest, to z pewnością uznała iż to jedna z zabawek jakiejś z
jego przyjaciółek i nie chcąc zawstydzać i jego i siebie również go wyrzuciła.
No bo Chojnacki podczas następnego spotkania również zachowywał się wobec mnie
zupełnie normalnie. A nawet jeśli nie znaleziono do tej pory tego wibratora to
no cóż…z pewnością gdy to się stanie nikt nie skojarzy go z historią mojej
torebki.
***
-
Wszystkiego najlepszego staruszko!
-
Sto lat!
-
Spełnienia marzeń!
Gdy
otworzyłam drzwi mieszkania Moniki zaatakowały mnie krzyki, kwiaty i tort.
Spojrzałam w oczy swojej szwagierce, ciężarnej Celinie i Wiktorii, która
pracowała ze mną na recepcji jako wolontariuszka. Była w moim wieku i bardzo ją
lubiłam.
-
Co to ma być?- Spytałam, choć i tak gdy Monia zadzwoniła do mnie każąc jak
najszybciej przyjechać przeczuwałam, że pewnie chodzi o wyrwanie mnie z domu w
weekendowy dzień. Ale nie miałam pojęcia, że szykuje dla mnie prawdziwe
przyjęcie z powodu przeminięcia kolejnych dwunastu miesięcy mojego życia.
-
Jak to co? Twoje urodziny. – Parsknęła Monia.- Trzydziecha.
-
Były wczoraj.
-
Ale był piątek, więc nie mogłyśmy tego należycie uczcić. Dziś jest sobota. To
wejdziesz w końcu do środka czy będziesz tak stała przed drzwiami na klatce a
my razem z tobą trzymając pudła i tort? Miej wzgląd na to, że Celina jest
ciężarna i niedługo zbliża się jej termin.- Roześmiałam się jednocześnie robiąc
pierwszy krok. Potem zamknęłam drzwi.
- Jasne, że tak.-Mrugnęłam.
- Jasne, że tak.-Mrugnęłam.
-
Proszę, weź te torby.
-
Co to?
-
Prezenty. Jej, czy ty nigdy nie obchodziłaś urodzin?- Monika wywróciła oczami-
To takie podarunki które daje się jubilatowi lub jubilatce.
-
Wiem co to prezenty. Po prostu się ich nie spodziewałam. Dziękuję.- Gdy udało
nam się postawić wszystkie rzeczy i włożyć kwiaty do wazonu uścisnęłam je
serdecznie.- Co was tak naszło?
-
Każda okazja do świętowania jest dobra. A już szczególnie ten twój wiek. Od
teraz moja droga wchodzisz już w średni wiek.
-
Słucham?
-
No tak: wiem co mówię; uwierz mi. Hej, Celina nie patrz tak na mnie.
Obiektywnie musisz stwierdzić, że my jesteśmy już dość stare.
-
Mów za siebie. Ja jestem pięć lat młodsza od ciebie.
-
Jaka drobiazgowa.- Prychnęła Jastrzębska.
-
W takim razie ja jestem tu jako jedyna jeszcze dość młoda i otaczam się paniami
w średnim wieku.- Roześmiała się Wiktoria, która jeszcze miała dwadzieścia
dziewięć lat.
-
Już niedługo.- Żartobliwie pogroziłam jej palcem.
Tak
więc choć początkowo zamierzałam poleniuchować w weekend, razem z trzema
koleżankami zajęłyśmy się plotkowaniem i gadaniem o niczym. Opróżniłyśmy wino
(dla Celi oczywiście soczek), a potem doszedł do tego szampan. Ponieważ byłam
już lekko wstawiona, zdecydowanie odmówiłam. Poza tym od słodkiego tortu było
mi trochę niedobrze.
Gdy
zbliżał się wieczór, po Celinę przyjechał jej mąż Norbert, ale to nie był
koniec świętowania. Monia dopiero się rozkręcała i stwierdziła, że nie możemy
kończyć tak udanego wieczora szczególnie, że żadna z naszej trójki nie miała na
jutro żadnych planów. Chwilę pobuszowała po stacjach radia, dołożyła przekąsek
między kęsami przyśpiewując za aktualnie lecącymi kawałkami. A że nie miała najlepszego głosu co chwila
wybuchałam jak głupia.
Po
jakiejś pół godzinie okazało się, że Wiki ma niezły głos, więc zabawiłyśmy się
z kolei w karaoke. Potem zdecydowałam, że czas zjeść coś bardziej treściwego
niż chipsy i ciasteczka, dlatego…zamówiłam pizzę. Najpierw chciałam zrobić
kanapki, ale Monika narzekała że skoro jestem jubilatem to mam- cytuję-
siedzieć na tyłku i pięknie pachnieć. No cóż tak więc siedziałam sobie i
pachniałam…
Koło
dwudziestej nasz posiłek dostarczył nam młody chłopak, któremu wręczyłam
napiwek przy wtórze komentarzy Moniki, które spowodowały, że rozwoziciel pizzy
się zarumienił. Jastrzębska była bardzo dumna z siebie, ale ja miałam ochotę ją
zabić. Czasami zdecydowanie przeginała.
-
Oj dobra, przecież raczej go już nie spotkasz. A pomyśl jak podwyższyłam mu
samoocenę mówiąc, że zamówiłaś pizzę specjalnie licząc na to, iż to on ją
dostarczy.- Wyjaśniła mi potem.
-
Jesteś stuknięta.- Odparłam wówczas. Tak jak zwykle spłynęło to na niej jak po
kaczce.
-
Wiecie co? Z tego wszystkiego mam ochotę potańczyć. No i przy okazji spalić te
puste kalorie. Co wy na to żeby gdzieś wyskoczyć?- Jak zwykle wpadła na
genialny pomysł: uważała że imprezę powinnyśmy kontynuować w klubie. Specjalnie
pewnie nie miałabym na to ochoty, ale alkohol, dobry humor i towarzystwo zrobiły
swoje. Tak więc niczym rozchichotane nastolatki zaczęłyśmy wyciągać z jej szafy
ubrania starając się wybrać coś dla każdej z nas. Prawdę mówiąc zdziwiłam się
rozmiarem szafy Moniki. (a raczej jej dwóch szaf.). Co prawda kiedyś Mariusz
wspominał mi, że dość beztrosko obchodziła się z pieniędzmi, ale w pewnym
momencie postanowiła całkowicie się zmienić i tylko ubrania świadczyły o jej
dawnym życiu. Widocznie dostrzegając moje zaskoczenie zaczęła mi opowiadać, że
czasami zachowuje się jak chomik: nie potrafi wyrzucić żadnej rzeczy jeśli
chodzi o garderobę.
-
Wiem, że przecież mogą z tego skorzystać jakieś biedne dzieci jeśli wrzucę je
do odpowiedniego pojemnika, ale jakoś nie mogę się na to zdobyć. Poza tym
niektóre przypominają mi o utraconej młodości.
-
Jezu, skończ już z tym. Mówiłam ci wielokrotnie że wyglądasz najwyżej na 35
lat.- Powiedziałam.
-
Akurat. Może 38, a gdy mam lepszy dzień 37.
-
Nie, Ewela ma rację.- Poparła mnie Wiktoria.- Naprawdę niezła z ciebie laska.
-
Ta, o takich w moim wieku mówi się „seksowna mamuśka”. Tyle, że ja nie jestem
mamuśką.
-
Zobaczysz, że jeszcze będziesz.- Nie wiem dlaczego, ale jakimś cudem po prostu
wiedziałam że Monice się uda. Może to przez jej charakter? Może przez to, że
zazwyczaj osiągała swój cel? Albo po prostu dlatego, że ja tego chciałam bo
kochałam ją jak siostrę?
-
Mam nadzieję, że jesteś czarownicą. Chociaż zegar biologiczny tyka. Myślicie,
że w ogóle po czterdziestce to będzie możliwe?- Odpowiedziała nieco
melancholijnie. Wiedząc, że jeśli wpadnie w ten swój nastrój to skończy się na
tym, że zapłakaną będziemy musiały pocieszać ją z Wiki, zdecydowałam się
zmienić temat.
-
To w końcu którą mam wziąć sukienkę? Miałaś mi coś wyszperać.
-
Ależ wyszperałam.
-
Nie założę tej czerwonej.
-
Dlaczego?- Walczyłam z odruchem parsknięcia śmiechem. Sukienka była gorsetowa,
ściśle dopasowana do ciała i kończyła się tuż za udami a ona się pyta
dlaczego?- Po prostu do mnie nie pasuje.
-
A zdziwiłabyś się jak bardzo. Masz niezłe proporcje sylwetki.
-
Pięknie dziękuję.
-
Chociaż przymierz.
-
Może innym razem.
-
Ewelina…
-
Monia, nie włożę na siebie czegoś takiego. Już widzę co będą myśleć o mnie ci
wszyscy bywalcy: pomyliła klub z latarnią czy chcę na siłę udawać nastolatkę?
-
Jesteś po prostu zbyt sztywna. W takim razie zobacz tę czarną.- Wyjęła mi
wiszącą na wieszaku również ściśle opinającą ciało kieckę z jeszcze większym
dekoltem niż poprzednio.
-
Coś ty się dzisiaj tak na mnie uwzięła? Tamta niebieska, którą wybrałam na
początku była dobra.
-
Wiktoria powiedz jej coś, bo ja nie mogę. Chce iść jak ciotka klotka to niech
idzie.
-
Hej, przypominam ci że to twoja sukienka.
-
Ale na mnie wygląda i układa się inaczej, bo jestem wyższa. No i będzie na
tobie wisieć, bo jesteś drobniejsza.
-
Wolę żeby na mnie coś wisiało niż niewiele było.
-
Naprawdę czasami mnie załamujesz. – Spierałyśmy się tak dobre kilkanaście minut
aż w końcu doszłyśmy do kompromisu. Wybrałam szarą, lekko rozkloszowaną
sukienkę, która miała niewielki dekolt i sięgała mi przed kolana. Wiktoria
wybrała dla siebie małą koktajlówkę z odkrytymi ramionami, a Monika krótką wełnianą
sukienkę, która dzięki jej wzrostowi oraz obcasom wyglądała na niej niezwykle
kobieco. Ubrane przystąpiłyśmy do makijażu, a potem układania włosów. W
zasadzie to tylko Wiktoria głównie to robiła, bo zażyczyła sobie loków. Ja
postanowiłam po prostu rozpuścić swoje włosy nie zawracając sobie głowy
prostowaniem ich czy też kręceniem. W pewnym momencie, obserwując ją i Monię
pomyślałam, że chyba tak to powinno wyglądać kiedyś. Że zamiast pracować i
studiować z trudem mając za co w wieku dwudziestu kilku lat powinnam się bawić.
A nie kilka lat później być bogatą wdową. Przyszła mi do głowy straszna myśl:
zawsze chciałam być kimś w życiu i nie musieć martwić się o pieniądze. A teraz
to się spełniło. .
Uważaj
czego pragniesz, jak mówi stare znane porzekadło.
Uważaj czego pragniesz.
-
Hej, a ty co księżniczko? Masz taką minę jakbyś zaraz miała się rozpłakać.-
Zwróciła się do mnie Monika przerywając na chwilę robienie loków Wiktorii.
-
Nic, po prostu chyba muszę wziąć jakąś tabletkę na ból głowy. Niestety nie
nawykłam do alkoholu tak jak ty.
-
No cóż, to się da nadrobić. Skoro jesteś gotowa to zadzwoń po taksówkę, co? Myślę,
że w sumie już trochę przetrzeźwiałam po tym szampanie, ale nigdy nic nie
wiadomo. W każdym razie wolałabym w takim stanie nie prowadzić.
-
Masz rację, już dzwonię. –Odparłam idąc do kuchni w której zostawiłam swoją
komórkę. Wtedy jednak usłyszałam pukanie do drzwi. Krzyknęłam do Moniki
informując ją o tym, ale ona odparła mi, żebym sprawdziła kto to i w razie co
otworzyła drzwi, bo ona teraz nie może tego zrobić. Dlatego zgodnie z jej
poleceniem wyszłam na korytarz a potem zerkając w judasza zauważyłam już kto
stoi za drzwiami. To był Artur, który był bardzo zaskoczony moim widokiem. Po
pierwsze raczej spodziewał się, że otworzy mu kuzynka; po drugie byłam ubrana
nie tak zwyczajnie jak na co dzień.
-
Hej, coś ty taka wystrojona?- Przywitał mnie.
-
Taka mała rekompensata za kolejny miniony rok i zbliżanie się do starości.
-
Chcesz powiedzieć, że dziś masz urodziny?
-
Tak. I jak poinformowała mnie Monia właśnie wkraczam w wiek średni.-
Zażartowałam.
-
Co?
-
Nieważne. Zawołać ją czy chcesz iść do pokoju?
-
Nie, to znaczy za chwilę. Najpierw chociaż złożę ci życzenia.
-
Nie musisz. Teraz byłyby wymuszone.
-
Przez ciebie czuję się bardzo źle.
-
Akurat.
-
No dobrze, a więc wszystkiego najlepszego.
-
Dziękuję. A teraz chodź już.
Gdy
doszliśmy do pokoju okazało się, że Wiki miała już całą głowę pokrytą ślicznymi
delikatnymi falami, a Monika właśnie odkłada suszarkę.
-
O, Arturo. Witaj.- Z szerokim uśmiechem cmoknęła kuzyna w policzek.- Nie
spodziewałam się ciebie.
- Bo wpadłem znienacka.- Odparł jej. Potem patrząc
na Wiktorię odrobinę obniżył głos:- My się chyba jeszcze nie znamy, prawda?
Artur Chojnacki.
- Miło mi.- Wiki automatycznie również wyciągnęła
swoją dłoń gdy on zrobił to pierwszy. A potem…potem zamrugała oczami! Naprawdę
to zrobiła! Naprawdę z nim flirtowała. Tłumiąc odruch przewrócenia oczami
zwróciłam się do szwagierki:
- Dobra, to idę w końcu zadzwonić po tę taksówkę.
-
Ale po co? Przecież już ją mamy.
- Hm?- Mrugnął zdezorientowany Artur.
-
Monia ma na myśli, że wybieramy się akurat na imprezę.- Wyjaśniłam.
-
A ty z nami.- Dodała.
-
Raczej nie, dopiero wyszedłem z biura. Padam z nóg. No i przyszedłem cię
ochrzanić w imieniu mamy, a nie robić za kierowcę.
-
To się dobrze składa: będziesz siedział przy stoliku i pilnował nam drinków.
Poza tym Ewelina ma dzisiaj urodziny a ty nawet nie kupiłeś jej prezentu, więc
w ten sposób możesz się zrehabilitować. No i o co chodziło z tym ochrzanieniem?
Czemu ciocia jest na mnie zła?
-
Chodzi o jakąś kwestię związaną z fundacją, tylko żartowałem. Po prostu chciała
żebyś jutro w wolnej chwili do niej wpadła. Chodzi chyba o jakąś darowiznę dla fundacji.
-
Okej, zrobię to. Ale ty jedziesz teraz z nami.
-
Nie dzisiaj Monika. Naprawdę…
-
Hej, nie bądź zrzędą. Ja mam dziesięć lat więcej niż ty. Co ja mam powiedzieć o
swoim wigorze? Poza tym jak możesz odmawiać imprezy? Ty?!
-
Wyobraź sobie, że ludzie się zmieniają. A co zaś się tyczy twojego wigoru…ty
nigdy go nie tracisz.
-
Dobra dobra: już ja cię znam. Komplement ci nie pomoże. Właśnie skończyłyśmy
się szykować także możemy wchodzić.
-
Ale…
-
Nic nie słyszę.
Artur
w końcu uległ perswazjom Moniki tak więc całą czwórką udaliśmy się do klubu. Widocznie
znała swojego kuzyna lepiej niż ja, bo prawdę mówiąc nie sądziłam, iż Chojnacki
zgodzi się z nami zostać. Myślałam, że po prostu odstawi nas pod określone
miejsce i po prostu sobie odjedzie. Ale ku mojemu zdziwieniu zaoferował się
postawić nam po drinku.
-
Wow, fajny ten wasz kuzyn.- Odezwała się wtedy Wiki. Wyraźnie była zauroczona
Arturkiem co wcale mi się nie podobało. No bo jakoś dziwnie byłoby zniechęcać:
jeszcze zrobiłoby jej się przykro, a tego nie chciałam. A prawdę mówiąc jakoś
nie potrafiłam sobie wyobrazić, że taki pies na baby jak on zakochałby się w
kimś takim jak ona. Ani w ogóle w kimkolwiek.
-
Znośny.- W odpowiedzi wyręczyła mnie Monia.- Tylko nie ostrz sobie na niego
pazurków: on najpierw konsumuje, a potem wyrzuca. Kocham go, ale gdybym była
jedna z jego lasek to chyba bym go zabiła.
-
No cóż…lekki flirt jeszcze nikomu nie zaszkodził prawda? Przynajmniej będę
miała z kim tańczyć.- Uśmiechnęła się.
Na
szczęście gdy wrócił Artur z obiecanymi drinkami nie dał się przekonać Wiktorii
do tańca.
-
Przecież obiecałem pilnować wam drinki, prawda?- Wykorzystał wymówkę Moniki, a
ona doskonale o tym wiedząc tylko go poparła.
-
Tak. Choć już na parkiet Wiki. Tam spotkamy zdecydowanie lepszych tancerzy.
-
Właśnie. Pewnie nikt ci nie mówił, ale mam dwie lewe nogi.- Słysząc to już nie
mogłam się nie uśmiechnąć. Artur to zauważył i puścił mi oko co jeszcze
bardziej mnie rozbawiło. Tak jakby z góry zakładał że mam go za świetnego
tancerza…mimo że tak było.
-
W takim razie dotrzymam ci towarzystwa.- Wiki najwyraźniej wpadła na nowy
pomysł flirtu. A Artur jak śliwka w kompot.
-
Świetnie.- Widocznie robił dobrą minę do złej gry, bo udało mu się wyglądać na
zadowolonego. Z tego powodu trochę zrobiło mi się żal Wiktorii. No bo w tej
sytuacji ona wychodziła na nieco nachalną niechcianą wielbicielkę. A przecież
była fajną dziewczyną. Przynajmniej do tej pory ją za taką uważałam.- W takim
razie posiedzimy sobie z Eweliną we trójkę.- Chwila, że co?- No bo nie idziesz
tańczyć, prawda?- Zwrócił się do mnie nawet nie czekając na odpowiedź.
-
Dlaczego?- Mimo oczywistej ignorancji się odezwałam.- Idę na parkiet razem z
Monią.
-
Ale wcześniej nic o tym nie mówiłaś.
-
Bo rzeczywiście nie miałam ochoty. Ale ci lepsi tancerze na parkiecie o których
wspomniała Monika mnie przekonali.- W reakcji na moją odpowiedź Wiktoria
spojrzała na mnie z wdzięcznością, Artur ze spojrzeniem: „jeszcze za to
odpowiesz”, a Monia rozbawionym z powodu faktu, iż doskonale znała myśli
tamtych dwóch pozostałych.
-
No to ruszamy.- Podeszła do mnie szybko łapiąc mnie za rękę żeby nie dać
Arturowi szansy na reakcję. Wychodząc z loży chichotałyśmy jak małe dziewczynki
po spłataniu psikusa.- O matko, gdy zobaczyłam jego minę…to to…- Jastrzębska
nie dokończyła z powodu kolejnego ataku śmiechu. Dopiero na parkiecie udało nam
choć trochę pohamować rozbawienie.
Jak
na tę porę, czyli dziesiątą, w klubie nie było jeszcze namolnych pijaczków ani
podstarzałych żigolaków polujących na co ładniejsze dziewczyny. Tańczyli tylko
nieliczni i ci, który naprawdę to lubią. Dlatego moi trzej partnerzy byli
całkiem fajni. Jeden był szczególnie słodki i chyba trochę młodszy ode mnie.
Pochlebiło mi gdy w trakcie tańczenia mu to uświadomiłam a on zrobił bardzo
zdziwioną minę. Poczułam się wtedy młodsza i bardziej atrakcyjna, zupełnie tak
jak kilka lat temu z Mariuszem gdy w tym samym klubie Kamila sprowokowała
między nami sprzeczkę…
Myśląc
o tym na moment straciłam rytm, ale udałam potknięcie za które przeprosiłam
swojego partnera. Bo o dziwo wcale nie straciłam dobrego humoru, wcale nie
poczułam dominującego bólu, ale radość. Tak, wspomnienie o zmarłym mężu
przyniosło mi radość czemu sama w tamtej chwili nie mogłam się nadziwić. Tuż po
jego śmierci każda nawet najmniejsza wzmianka powodowała tępy ból, potem żal,
następnie dominującą tęsknotę która z czasem zmieniła się w melancholię. A
teraz te wspomnienia mnie cieszyły, powstrzymywały na duchu. Przypominały, że
kiedyś byłam bardzo szczęśliwa i jeśli się trochę postaram to nadal mogę taka
być. Dlatego z jeszcze szerszym uśmiechem na ustach wykonałam kolejny obrót
głośno się śmiejąc co zagłuszyła dudniąca muzyka w sali.
Do
stolika wróciłam nieźle zziajana, ale wciąż w świetnym humorze. I choć nie
miałam ochoty na alkohol, to jednak upiłam łyk swojego drinka. Po zaspokojeniu
pierwszego pragnienia postanowiłam iść do baru po sok.
-
W takim razie ja ci przyniosę.- Ponownie zaofiarował się Artur. Aha, bo
zapomniałam powiedzieć że w loży zastałam ich dwójkę, więc widocznie Wiki nie
straciła nadziei. Naprawdę zrobiło mi się go troszkę żal. Ale nie na tyle by mu
pomagać.
-
Nie, sama się przejdę. Gdy teraz usiądę to nie wstanę a mam zamiar jeszcze
wrócić na parkiet.
-
Daj spokój, dziś są twoje urodziny.
-
Właśnie, więc powinieneś spełniać moje życzenia.
-
Kiedyś cię zabiję.- Mrugnął gdy koło niego przechodziłam. Parsknęłam śmiechem. Jezu,
już dawno nie bawiłam się w takie dziecinady, że aż nie miałam pojęcia jak
bardzo mi ich brakowało. Niestety Artur zdecydowanie znów próbował zepsuć mi zabawę, gdy po
powrocie do stolika i wypiciu soku szarmancko zaproponował mi że z okazji moich
urodzin ze mną zatańczy. Widząc, że chce uciec odpowiedziałam mu słodko:
-
Przykro mi, chyba za bardzo się zmęczyłam. Ale weź Wiki, ona chętnie z tobą
zatańczy.
-
Przecież zanim poszłaś po sok mówiłaś, że zaraz wracasz na parkiet.- Niemal
zgrzytał zębami ze złości cedząc słowa.
-
Ale gdy usiadłam, teraz już nie chce mi się wstać. Idźcie razem, zrobicie mi
przyjemność. A ja tu sobie na was popatrzę.- Wyczuwałam, że Artur teraz już
wcale nie uważa tego za zabawne, ale ja wciąż miałam „głupkowaty humor” i nie
mogłam tak po prostu zignorować doskonałej okazji na dopieczenie mu. Ale
widziałam, że jest już na mnie zły.
-
Okej, a więc chodźmy już Artur co?- Wiki była bardzo zadowolona. Znów posłała
mi porozumiewawczy uśmiech jakbym robiła to dla niej a nie dla możliwości
zirytowania Artura…
Szybko
straciłam z oczu tańczącą parę, więc potem nie pozostało mi nic innego niż
dopijanie soku. Potem nie miałam już nic do roboty, a bardzo chciało mi się
tańczyć. Chyba jednak nie do końca przemyślałam to, że moja złośliwość pociąga
za sobą negatywne skutki również dla mnie. Teraz nie pozostało mi nic innego
jak czekać na ich powrót. Na szczęście Monia wróciła po jakichś dziesięciu
minutach do loży również nieźle zziajana, a ja pogadałam z nią chwilę
opowiadając o Arturze, którego prześladuje Wiki. W końcu poinformowałam ją, że
chyba już wystarczająco go ukarałam więc wracam na parkiet i jakoś postaram się
odciągnąć od niego Wiki.
Nie
znalazłam ich tak szybko jak chciałam, ale w międzyczasie do tańca poprosił
mnie świetnie tańczący mężczyzna, więc nie odmówiłam. Przynajmniej dzięki temu
udało mi się wypatrzeć Chojnackiego. Uśmiechnęłam się widząc jak wciąż niechętnie
tańczy z Wiktorią.
-
Hej, jak się bawicie?- Spytałam gdy udało mi się pożegnać swojego
dotychczasowego tanecznego partnera i dotrzeć do Artura z Wiki.
-
Super.- Odkrzyknęła mi bardzo zadowolona
dziewczyna. Chojnacki nic mi nie powiedział. Postanowiłam skończyć jego mękę
delikatnie pociągając Wiki w swoją stronę. Potem nachyliłam się nad nią mówiąc:
-
Idź do łazienki poprawić makijaż. Trochę popłynęłaś.
-
O Boże, serio?!
-
Tak serio.- Skłamałam całkiem świadomie. Bo w sumie to Wiki wyglądała całkiem dobrze:
może lekko się świeciła z powodu
zmęczenia, ale na pewno nie miała rozmazanego makijażu. Miałam nadzieję, że nie
będzie na mnie zła.
-
Kurczę, to już lecę. Pożegnaj ode mnie Artura na chwilę.
-
Okej, nie ma problemu.- Wiktoria rzuciwszy szybką uwagę w kierunku Chojnackiego
pomknęła do łazienki.
-
Coś ty jej powiedziała?- Spytał mnie wtedy Artur, choć z wyraźną ulgą.
Widziałam, że wciąż jest na mnie zły.
-
Nic. Tylko, że jesteś niedoszłym psychopatą który zabija swoje ofiary podczas klubowych imprez i powinna się mieć na baczności.
-
Bardzo zabawne.
-
No cóż, myślałam że się ucieszyć, ale skoro tak to mogę ją zaraz zawołać i…
-
Nie.- Przerwał mi tak stanowczo, że parsknęłam śmiechem. On chyba też już
powoli zaczął pękać, bo znikł mu z twarzy ten naburmuszony wyraz. Uśmiechnęłam
się do niego, a potem odwróciłam z
zamiarem dalszej zabawy. Ale poczułam na nadgarstku jakąś dłoń.- A ty gdzie?-
Spytał mnie Chojnacki.
-
Tańczyć.
-
O nie, teraz to ty się ze mną pomęczysz jubilatko.- Powiedział a potem
pociągnął mnie za rękę. Ponownie się uśmiechnęłam nie protestując, bo nie
miałam nic przeciwko. Poza tym, że wietrzyłam jakąś zemstę. No ale z drugiej
strony nie sądziłam by w odwecie chciał podeptać mi palce u stóp. Nawet jeśli
był świetnym tancerzem. Piosenka (a raczej zremiksowana melodia z lat
sześćdziesiątych) która teraz rozbrzmiewała była dość szybka, więc nie było
możliwości porozmawiać. Dopiero później, gdy repertuar się zmienił na wolną
piosenkę i mogłam trochę odsapnąć Artur rzucił w moją stronę:- Nie wiedziałem,
że potrafisz być taka złośliwa.
-
Niby kiedy?- Zrobiłam niewinną minkę.
-
Zołza.- Usłyszałam, ale Chojnacki powiedział to z takim rozbawieniem że
zabrzmiało to jak prawdziwy komplement.
-
No dobra, Wiki trochę cię wymęczyła, ale to fajna dziewczyna.
-
Fajna? Raczej cholernie namolna. W ogóle nie była w stanie wychwycić nawet
najbardziej oczywistej subtelności.
-
U, a więc byłeś dla niej miły? Jestem w szoku.
-
Znów sobie grabisz.
-
Tak serio to nie miałam pojęcia, że potrafi taka być. Właściwie to pracuje z
Moniką i znam ją dość słabo. Ale jest bardzo wesoła i dobrze mi się z nią
rozmawiało. Nie miałam pojęcia, że aż tak się na ciebie rzuci.
-
Akurat. Doskonale to wiedziałaś.
-
A niby skąd? Uważasz się za takiego którego urok jest nie do odparcia? Przykro mi cię rozczarować.- Jakby za karę wbrew wolnej melodii Artur mocno mną okręcił.
Roześmiałam się. Lepsze to niż deptanie palców.
-
Nie zgrywaj się już.
-
Ale to było bardzo zabawne. Ani trochę cię nie bawiło?
-
Mówiono ci kiedyś, że coś w dużej dawce zawsze przynosi negatywne skutki
uboczne?
-
Chcesz powiedzieć, że ci to nie pochlebiło?- Jedyna odpowiedzią Artura był
ponowny obrót mnie dookoła własnej osi. Potem przekomarzałam się z nim jeszcze
chwilę, aż w końcu nagle znieruchomiał i podnosząc mnie zaczął przesuwać się w
stronę tłumu.- Co ty robisz?
-
Uciekam.
-
To uciekaj sam, beze mnie.- Jęknęłam, bo domyśliłam się że najwyraźniej
Wiktoria już wróciła. A Chojnacki przed nią uciekał. I było to nawet całkiem
zabawne dopóki nie poczułam się jak worek kartofli. Otwarty worek kartofli.-
Puszczaj mnie już. Sukienka mi się podwinęła do góry. Artur słyszysz? Świecę
gołym tyłkiem. – Dopiero teraz na mnie spojrzał…a raczej na to o czym mówiłam.
Korzystając z tego, że stoimy wyrwałam się z jego uścisku i poprawiła sukienkę.
Tym razem to ja byłam na niego zła, a w jego oczach błąkał się uśmiech.
-
Ładna bielizna.- Nic nie odpowiedziałam, ale spojrzałam na niego wilkiem. Wtedy
się roześmiał. – To był komplement.
-
Spokojnie, możesz się odkuć za Wiki. No i wcale nie było mi widać bielizny.
-
Było. Poza tym…jeszcze nawet nie
zacząłem. Choć Wiki już poszła, możemy dalej tańczyć.
- Ha, tańcz sobie sam.- No, teraz to ja byłam
górą. A przynajmniej zanim nie usłyszałam:
- A może porozmawiamy o twojej własności?
- Niby jakiej?
- Nie chcesz odzyskać swojego wibratora?
Po dlugiej nieobecności wróciłam ! Boże normalnie kocham ten rozdział ! Chyba przy żadnym nigdy nie ryczałam ze śmiechu tak jak teraz ! Cieszę się , że Ewelina pogodziła się ze śmiercią męża i zaczęła normalnie żyć . A tego wibratora to nigdy bym nie pomyślała , że wpadniesz na coś takiego ! Po prostu ubóstwiam Twoje opowiadania i może odkąd Ewelina była z Mariuszem , nie czekałam z takimi emocjami to teraz błagam dodawaj szybko ! I w sumie w początkowych rozdziałach po śmierci Mariusza to żałowałam , że tak go nie lubiłam xd Mam nadzieję , że dodasz nowy już niedługo bo wiesz , że inaczej czeka Cię tutaj dużo pytań ode mnie kiedy kolejny ! Ja nie mogę ale poprawiłaś mi humor tym rozdziałem ! Haha . Pozdrawiam i życzę dużo weny :*** I oczywiście muszę na końcu znowu dodać , że liczę , że rozdział pojawi się szybko :* kurde za dużo tych ' że ' mi się tu wkradło
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wróciłaś, bo twoje komentarze zawsze dają mi kopa :-) Co do tego rozdziału i kolejnych to mam nadzieję, że już będą zdecydowanie w tak samo lekkiej jak początkowo były konwencji zanim nie wpadłam na pomysł by uśmiercić Mariusza. Niestety pewnie kolejny dopiero w weekend, bo teraz masa pracy (niestety zbliża się sesja, a tu trzeba jeszcze pisać licencjat)Za wenę również bardzo dziękuję, choć jak na razie mi jej nie brakuje. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz pozytywnie cię zaskoczę i rozbawię. Pozdrawiam ;-).
UsuńO mój boże. Jak to jest że czytając to opowiadanie to ja się wstydze za bohaterke xD. I jeszcze to ostatnie zdanie Artura. Boże, padłam ������
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam tak zabawnego rozdziału w Twoich opowiadaniach. Chyba ostatni w Zwariowanych lokatorach. Twój talent mnie zaskakuje. Kiedy myślę, że już nic mnie nie zaskoczy Ty zawsze wymyślisz coś, co sprawia, że mnie zaskakujesz od nowa. Jesteś jedyna i niepowtarzalna. Gratuluje WIELKIEGO talentu. Pozdrawiam roksana :)
OdpowiedzUsuńObiecuję, że teraz to nadrobię. Bo niestety gdy wplotłam śmierć do opowiadania raczej zupełnie niepoważne byłoby gdyby Ewelina żyła sobie szczęśliwie jako bogata wdowa. Ale teraz sądzę, że już swoje wycierpiała i ma swoje pięć minut. I bardzo się cieszę, że jeszcze mogłam cię (i innych) czymś zaskoczyć. Pozdrawiam ;-)
UsuńRewelacyjnie piszesz genialny rozdział
OdpowiedzUsuńWiem że napisałaś weekend ale zaczyna się w piątek :-) kiedy zamierzasz dodać ?
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym sie za to wzięła, ale niestety od rana zakuwam do poniedziałkowego kolokwium a jeszcze musze dokończyć na wtorek pisanie pracy zeby oddać do sprawdzenia promotorowi dlatego raczej wstawie cos dopiero w niedzielę
UsuńŚwietny rozdział :) Kiedy coś dodasz?
OdpowiedzUsuńSuper czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńA więc niedziela będzie mam nadzieję wesoła :-) ale nawet jak nie uda się to poczekamy cierpliwie bo na Twoje opowiadania warto czekać
OdpowiedzUsuńJest niedziela ! Od rana co chwilę wchodzę na bloga i sprawdzam czy nie dodałas , chociaż pewnie zrobisz to dopiero wieczorem , proszę dodaj jak najszybciej będziesz mogła
OdpowiedzUsuńDodasz juz :) czekam z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńProszę Cię dodawaj już !!!! ;***
OdpowiedzUsuńDodasz błaaaaagaaaammmmmm :*
OdpowiedzUsuń