Tak jak obiecałam dziś dodaję kolejną część. Z góry uprzedzam, że fajerwerk nie będzie, ale już niedługo coś się będzie klarować... nie powiem co i w którą stronę, ale już powoli zarysowuje mi się w głowie pomysł :) Pozdrawiam i życzę miłego czytania.
PS: Poza przyjemnością odkryłam jeszcze jedną zaletę pisania opowiadań- a właściwie zrobiły to moje koleżanki, które podczas jednego z wykładów zauważyły, że nie dość iż piszę szybko na laptopie to jeszcze nie muszę patrzeć się na slajdy; spytały nawet czy robiłam kurs szybkiego pisania :-) Najlepsze jest to że do tej pory w ogóle nie zdawałam sobie z tego sprawy. Także nawet z hobby można wyciągnąć pewne przydatne umiejętności
Dzień wszystkich zmarłych znów nastroił mnie nieco melancholijnie przywołując liczne wspomnienia o zmarłym mężu. Mijało już prawie 2,5 roku po jego śmierci, ale wciąż zdarzały się takie momenty gdy bardzo mi go brakowało. Zwłaszcza po rozmowach z teściową.
-
Wiesz, był z niego taki czarujący chłopiec.- Mówiła mi gdy wychodziłyśmy akurat
z cmentarza po tym jak złożyłyśmy na grobie Mariusza kwiaty i zapaliłyśmy
świeczkę.- Wiesz, że kiedyś obronił swoją koleżankę gdy starsi chłopcy chcieli
zabrać jej pieniądze? Naturalnie byli więksi i mieli przewagę liczebną, więc nieźle
go stłukli ale i tak byłam z niego bardzo dumna. Od samego początku był małym
dżentelmenem. I mimo, że wiedział jak bardzo podoba się niektórym dziewczynom,
to jednak tego nie wykorzystywał. Zawsze zachowywał się tak jak tego od niego
oczekiwano.- Poza ślubem ze mną, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.
Nie chciałam wprawiać w zakłopotanie pani Agaty.
-
Mamo, zmieńmy już temat.- Wtrąciła się w tym momencie Monika głosem
zawierającym lekką irytację.- Wielokrotnie opowiadałaś to Ewelinie i doskonale
to wie. Poza tym nie zapominaj, że ona była żoną Mariusza, więc chyba znała
swojego męża.- Pani Jastrzębska burknęła tylko coś pod nosem rzucając gniewne
spojrzenie swojej córce, a ja potem uśmiechnęłam się do Moniki która w
odpowiedzi wywróciła oczami. Mało co nie parsknęłam śmiechem od razu czując się
lepiej. I smutek z powodu śmierci męża choć na moment odpłynął w niepamięć.
W
nocy- być może z powodu odwiedzin miejsca jego wiecznego spoczynku- znów śniłam
o tym, że kocham się z Mariuszem. Znów obudziłam się zawstydzona i zlana potem
nie wiedząc, czy takie erotyczne sny powinny mnie martwić czy nie. Czy
świadczyły raczej o tym, że jestem wierna pamięci męża czy o mojej rozwiązłej
naturze. No bo dlaczego Mariusz nie śnił mi się gdy razem spacerowaliśmy albo
gotowaliśmy? Albo chociaż gdy tylko się całowaliśmy lub przytulaliśmy? Dlaczego więc zamiast tego w swoich majakach
widziałam gołą klatkę piersiową męża i czułam ramiona którymi mnie obejmował?
Wkurzające jeszcze było to, że nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Jakoś nie
wyobrażałam sobie, że rozmawiam o tym ze swoją przyjaciółką Celiną; jeśli już
to raczej z Moniką. Ale ona z kolei była siostrą Mariusza i z pewnością
słuchanie o swoim bracie w tak intymnej chwili nie byłaby dla niej przyjemnością.
Dlatego wolałam na razie nie myśleć o tym zawstydzającym epizodzie licząc, że
już nigdy się nie pojawi. Okej, chciałam by Mariusz mi się śnił, ale jeśli
stałam pod wyżej wymienionymi alternatywami, to zdecydowanie wolałam by w ogóle
mi się nie śnił a nie powodował, że moje dawno uśpione pragnienia odżywały.
Jeśli
chodzi o pracę jako wolontariuszka to zgodnie z radą Moniki zdecydowałam, że z
końcem roku rezygnuję. Naprawdę za bardzo angażowałam się w życie tych
dzieciaków, a to nie służyło dobrze mojej równowadze psychicznej. Zamierzałam
raczej wrócić do pomocy w domu spokojnej starości w którym kiedyś pomagałam
(tym samym w którym pani Grażyna była jedną ze sponsorek i w którym mieszkał
pan Andrzej z panią Kasią). Z czasem przekonałam się, że wyjścia z przyjaciółmi
czy rodziną a przede wszystkim radosnymi ludźmi zdecydowanie bardziej mi służy
niż zamartwianie się kłopotami całego świata. Szczególnie po tym jak Sonia w
końcu odpisała mi na esemesa dziękując za zainteresowanie i informując, że
wszystko z nią w porządku. To ostatecznie mnie uspokoiło.
Choćby
planowane przez moją szwagierkę urodziny Artura sprawiły, że bawiłam się super:
wybraliśmy się niedaleko znajdującej się kilka przecznic małej restauracji, ale
wspólne żarty czy anegdotki Moniki, udawane użalanie się nad sobą Chojnackiego
działały na mnie bardzo odprężająco. Na koniec nawet trochę zaszaleliśmy
postanawiając wybrać po jednej sztuce kilkunastu ciast nieźle bawiąc się widząc
zaskoczenie a nawet zniesmaczenie na twarzach pozostałych klientów. Szczególnie
gdy zaczęliśmy jeść poszczególne desery wspólnie. Po tej zabawie zgodnie
stwierdziliśmy, że ciasto z kiwi było okropne, ale bananowiec z czekoladą
stanowił idealne połączenie słodyczy. To znaczy dla mnie i dla Moniki był to
zdecydowany faworyt (aczkolwiek nie miałam możliwości spróbowania trzech czy
czterech ciast, bo po prostu nie pozwalał mi na to mój wypchany już żołądek),
ponieważ Artur nie przyznał nam racji.
-
O nie, to cytrynowe bije wszystko na głowę, mówię wam dziewczyny.- Powiedział z
przekonaniem wskazując swoim widelczykiem owy deser.
-
Bzdura, te z bananem lepsze.- Nie zgodziła się Monika.- Nie, Ewela?
-
Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami.- Tego z cytryną akurat nie próbowałam.
-
Żartujesz?- Oburzył się w udawanym przerażeniu Chojnacki.- Jest wyśmienite,
mówię ci. Spróbuj.- Podsunął talerzyk z połową zjedzonego ciasta cytrynowego w
moją stronę.
-
Nie, naprawdę dziękuję. Jeśli wezmę choć jeszcze trochę to mój pełny brzuch
tego nie wytrzyma.
-
No dawaj, od jeszcze jednego kęsa nie pękniesz.- Namawiał mnie.- A musisz
przecież ostatecznie rozstrzygnąć nasz problem.
-
Jaki problem? Dla mnie ciasto bananowe wygrało.
-
Jak mogło wygrać z czymś czego nawet nie próbowałaś?- Spytał logicznie.
-
Artur naprawdę już nie mo…- Nie dokończyłam gdy wykorzystując okazję wepchnął
mi duży kawałek ciastka do ust. Zaskoczona tym gestem spojrzałam na niego
rozszerzonymi oczami. A potem na Monikę która się ze mnie śmiała. Posłusznie
więc przełknęłam olbrzymi kęs przez który ledwo udało mi się zamknąć buzię.- Ty
idioto, chciałeś mnie udusić?! Miałbyś się z pyszna gdybym teraz puściła na
ciebie pawia!- Krzyknęłam szepcząc. On tylko bezczelnie przyłączył się do
śmiechu swojej kuzynki. Potem, gdy
upiłam kolejny łyk swojej wody by pozbyć się słodkiego posmaku w ustach spytał:
-
I co, cytrynowe lepsze, hm?
-
Wcale nie. Mówiłam, że te z bananem i swoją opinię podtrzymuję.- Okej, trochę
skłamałam bo nawet po tak dużej porcji zjedzonych wcześniej ciastach cytrynowa
nutka przyjemnie przełamywała słodycz mlecznego kremu. W dodatku chyba było tam
trochę jabłka. Zdecydowanie lepiej mi smakowało, choć to z bananem i czekoladą
było obłędne. Tyle, że jakieś takie…nudne. I zwyczajne. Cytrynowe po prostu
było ucztą dla zmysłów. Angażowało więcej zmysłów i kubków smakowych. Postanowiłam
zanotować sobie jego nazwę w pamięci tak by móc kiedyś spokojnie się nim
delektować gdy nie będę aż tak pełna.
-
Ale z ciebie kłamczucha. Jesteś zła za to że cię nim nakarmiłem.
-
Nakarmiłeś? Wetknąłeś mi je na siłę.- Obruszyłam się.
-
Dobra dzieci, koniec kłótni. Banan wygrał z cytryną. Koniec kropka.
-
Byłem w mniejszości.- Skomentował to jeszcze Artur, ale widząc mój wzrok
całkowicie zmienił stanowisko.- No dobra, a więc zgoda: banan wygrał. I w ten
sposób okazało się, że macie banalne gusta.
-
Sam masz banalny gust.- Prychnęła rozbawiona Monika.
-
Więc tylko banany wam w głowie.- Poprawił się.
-
Czy coś sugerujesz?
-
Ja? Skąd. To ty jesteś znana z kosmatych myśli, kuzyneczko.- Teraz z kolei to
oni zaczęli się przekomarzać jak para dzieciaków, a ja przypatrywałam się temu
z rozbawieniem. Obydwoje mieli osty temperament tak jak i ja, ale w
przeciwieństwie do mnie nie przebierali w słowach. Dlatego tym razem to ja ich
zastopowałam. I tak pół godziny później, pamiętając o niedyspozycji Artura (a
raczej jego nóg), wolno wsiedliśmy do taksówki. Będąc już w środku Chojnacki spytał mnie jak tam idzie
mi kupno nowego wozu, bo już nie może się doczekać aż nim go gdzieś przewiozę,
a ja wyjaśniałam mu że już w następnym tygodniu mam zamiar urwać się wcześniej z
pracy i zajrzeć do salonu by chociaż się rozejrzeć.
-
Tylko pamiętaj: kieruj się kolorem i miękkością tapicerki.- Zażartował.
-
Przecież wiem. Kogo by obchodziła moc silnika czy konie mechaniczne?
-
No i jeszcze ważne jest radio.- Dodała ze śmiechem Monika, na co Artur ukrył
twarz w dłoniach. Jednak po kilku minutach żartów widząc, że dojeżdżamy do domu
objął nas obie ramionami (siedział pomiędzy mną a Monią) mówiąc, że dzięki nam
jego trzydzieste pierwsze urodziny były całkiem znośne dziękując nam za poświęcony
kalece czas.
-
Ciekawe jak się będzie nad sobą użalać i wzbudzać litość gdy w końcu odłoży te
kule.- Skwitowała to Monika gdy zostałyśmy same w salonie w domu pani Grażyny.
Choć wcześniej nie miałyśmy tego w planach, to jednak pani Chojnacka widząc nas
zaproponowała byśmy wpadły na trochę „umilając czas starej kobiecie”. Teraz
jednak zostawiła nas same udając się do kuchni zapewne po to by ugościć nas
jakąś smaczną kawą i herbatą. Już na wstępie poinformowałyśmy ją, że nie
zdołamy przełknąć ani kęsa.
***
Następne
kilka tygodni minęło dość szybko i w końcu nadeszły święta. Poprzednie
spędziłam swojej teściowej, ale teraz z racji faktu, że często wpadałam do
Chojnackich uznałam, że tym razem nie wypada odrzucać zaproszenia pani Grażyny.
Dlatego też wigilię spędziłam u pani Agaty, a pierwszy dzień świąt u jej
siostry. Kolejny poświęciłam na wizytę w ośrodku spokojniej starości i prezent
dla moim przyjaciół (dla pana Andrzeja flanelowy szlafrok, a dla pani Kasi nowy
zestaw nici do szydełkowania). Artur po raz pierwszy po tak długiej przerwie
również odwiedził staruszka (razem ze mną), który był bardzo zadowolony. A nie
przestawał chichotać gdy okazało się, że prezentem który przyniósł Chojnacki
była talia kart.
-
No, to teraz będziemy mogli zagrać partyjkę we trójkę co? Prawie jak za
dawnych, dobrych czasów.- Skwitował to tylko.
Jeśli
chodzi o samą wigilię to w sumie była dość miła: jak zwykle moja teściowa
zaprosiła swoją rodzinę z którą z żadnym członkiem nigdy nie zapoznałam się
bliżej. Dlatego zdziwiłam się, gdy siedzący obok mnie brunet, który o ile
pamiętałam miał na imię Ignacy i był synem najstarszej siostry pani Agaty i
pani Grażyny, sam z siebie zagaił w zasadzie miłą pogawędkę. Monika jednak korzystając
z faktu iż oddalił się ode mnie by odebrać telefon, szybko wyjaśniała mi w czym
problem:
-
Jest spłukany; od kilku lat ma problemy z hazardem, ale teraz gdy stracił pracę
ukochana bogobojna mamusia się od niego odcięła. Starszy braciszek również.
-
Więc widzi we mnie naiwną sponsorkę?
-
Pewnie tak, ale nie tylko. Obczajał cię już cały wieczór, więc radzę ci uważaj.
Gdy sobie trochę wypije nie rozumie pojęcia „nie”. Zwłaszcza z tą swoją
przystojną buźką.- Dodała już ciszej, bo Ignacy właśnie wracał obdarzając mnie
przy tym olśniewającym uśmiechem. Jej, rzeczywiście był przystojny, ale w jakiś
tandetny sposób pomimo markowych ciuchów i fryzury, którą z pewnością
zawdzięczał fryzjerowi.
-
Przyjaźnisz się z tą krejzolką?- Spytał mnie.
-
Masz na myśli Monikę? Tak, w zasadzie chyba można tak powiedzieć.
-
Szkoda mi jej. Jej mamusia wiecznie zaprasza tego nadętego bubka.- Wymownym
gestem głowy wskazał na Wiktora. Tak, moja teściowa po raz kolejny zaprosiła go
na tak ważne święto, które powinno się dzielić z rodziną.
-
No cóż, jej to już chyba nie przeszkadza.- Skwitowałam to tylko.
-
Może, a może i nie. Czasami wydaje mi się, że wciąż coś do niego czuje.-
Oznajmił to co ja podejrzewałam od dobrych kilku miesięcy. Dlatego korzystając
z okazji chciałam szczegółowo poznać jego opinię na ten temat, ale mi na to nie
pozwolił, bo szybko dodał:- A ty już otrząsnęłaś się po śmierci Mariusza?
-
Zależy co pod tym rozumiesz.- Odpowiedziałam trochę uszczypliwie. Ignacy się
roześmiał.
-
Tylko tyle, że rok temu byłaś ubrana w czarny kombinezon od stóp do głów. I
wpatrywałaś się w swój talerz z apatyczną miną.
-
Posłuchaj, dlaczego właściwie twoja ciocia Grażyna nie zjawia się na tej
wigilii?- Postanowiłam zmienić temat. Nie zamierzałam flirtować z tym
beztroskim chłoptasiem. Okej, może i był starszy ode mnie o cztery czy pięć
lat, ale z zachowania zdecydowanie przypominał chłopca.
-
Po prostu lubią kameralne spotkania. No wiesz, tylko ona, wujek i Artur. Poza
tym ciotka Agata nie trawi Arturka, nie wiedziałaś? Kiedyś podobno zaprosiła na
wielkanocne śniadanie tylko siostrę z jej mężem na co ona nieźle się wkurzyła.
-
Dlaczego go tak nie lubi?
-
A bo ja wiem? Uważa go za utracjusza i nicponia. Ja tam nic do niego nie mam:
spoko gość, choć zawsze nam jakoś nie po drodze. Czemu on cię interesuje?
-
Pytam z ciekawości.
-
Hm, widzę że lubisz plotkować.- Odezwał się zdecydowanie obniżając głos i
nachylając się w moją stronę tak że nasze krzesełka prawie się zetknęły.
-
A ja widzę, że ty lubisz flirtować.-Odparłam odsuwając swoje krzesełko w drugą
stronę. Chyba rozbawiłam Ignacego, bo głośno się roześmiał.
-
Posłuchaj, nie masz ochoty na bardziej kameralne miejsce? Jest jeszcze dość
wcześniej i moglibyśmy spędzić miły wieczór we dwoje.
-
Tak? Nie sądzę by coś było otwarte w wigilijny wieczór.
-
Ale romantyczny spacer będzie możliwy. To co?
-
Chyba nie. Jest straszny mróz, a ze mnie prawdziwy zmarzluch.
-
Hm, więc może znajdę sposób by cię ogrzać.
-
Raczej nie, naprawdę dzięki. A teraz przepraszam, muszę iść do łazienki.- Z
ulgą opuściłam stół i towarzystwo Ignacego. Zauważyłam jednak dezaprobujące
spojrzenie swojej teściowej. No nie, chyba nie sądziła że to ja flirtowałam z
tym bankrutem? Miałam ochotę parsknąć i krzyknąć by sobie ulżyć, ale zamiast
tego wyszłam na chwilę na dwór. Zanim jednak to zrobiłam upewniłam się, że Ignacy
za mną nie pójdzie. Jeszcze tego tylko by brakowało by uznano to za schadzkę.
Jednak
ku mojemu zaskoczeniu, w ogrodzie znajdującym się niedaleko domu ujrzałam Monikę,
która kłóciła się z Wiktorem. Nie słyszałam poszczególnych słów, ale te które
zdołałam usłyszeć pozwoliły mi mniej więcej rozeznać się w przyczynie sporu.
Jak
śmiesz tu przychodzić…
Twoja
matka mnie zaprasza…
A
ty nie musisz przyjmować zaproszenia…
Masz
tupet…
Nic
nas nie łączy…
Dlaczego
tak cię to denerwuje…
A
jednak Monice obojętność byłego męża na spotkaniu rodzinnym wcale nie była tak
obojętna jak sądziła. Gdy zauważyłam, że moja szwagierka zamierza zakończyć
dyskusję wszystko we mnie zamarło. Bo wydałaby się moja obecność. Na moje
szczęście jednak po kilku krokach Wiktor złapał ją za rękę. Dzięki temu miałam
czas na ukrycie się i na dodatek lepsze słyszenie (no dobra podsłuchiwanie)
dalszej części ich dyskusji.
-
Puszczaj mnie, kretynie co ty sobie wyobrażasz? Że dalej jestem twoją głupią
żoną?!
-
Na szczęście tak nie jest.- Odparł Wiktor.- Chociaż w oczach Boga niestety
jesteśmy połączeni do końca życia.
-
Na szczęście? Niestety? A kto skamlał jak piesek gdy wniosłam dokumenty
rozwodowe? „Moniczko, daj nam szansę. Moniczko, zrozum”- Jastrzębska wyraźnie
ironizowała podając kilka innych przykładów ich rozmów z przeszłości aż zrobiło
mi się żal Krajewskiego. Ale ku mojemu zdziwieniu zamiast się zmieszać on tylko
się roześmiał.
-
Doprawdy? A kto patrzył wilkiem na moje nowe dziewczyny?
-
Wcale tak nie było!- Monika znów próbowała się wyrwać, ale Wiktor musiał
trzymać ją dość mocno.
-
Nie? „Jak mogłeś tak szybko po naszym rozstaniu przygruchać sobie tę słodką
idiotkę? Naprawdę nic dla ciebie nie znaczyłam? Ja przynajmniej wciąż jestem ci
wierna, bo nadal cię kocham nawet jeśli nie umieliśmy ze sobą wytrzym…
-
Przestań gadać te głupoty! Byłam wtedy pijana!
-
Mówią, że pijani i dzieci mówią prawdę.
-
Okej: przyznaję. Jeszcze kilka miesięcy po naszym rozwodzie coś do ciebie
czułam, ale potem już nie. I jesteś megalomanem jeśli tak sądzisz.
-
Czyżby?- Było ciemno, ale wyraźnie dostrzegłam jak głowa Wiktora przesuwa się w
stronę Moniki. I jak zaczynają się całować. W tym momencie zrozumiałam, że
zachowuję się jak typowa podglądaczka i powinnam zostawić ich samych tak by
mogli dość do porozumienia. Niestety, chyba moja romantyczna natura znów dała
swój upust, bo w ogóle nie przewidziałam, że Monika odsunie się od Wiktora i
uderzy go w twarz. A potem zacznie biec w kierunku domu i mnie zauważy.
-
Co ty tu robisz?- Spytała mnie stając jak wryta.
-
Eee…wyszłam się przewietrzyć, bo zrobiło mi się gorąco. Potem zobaczyłam jak
się kłócisz z Wiktorem, więc postanowiłam wam nie przeszkadzać i …
-
…w porządku. Tylko…- Monika szybko odkręciła się do tyłu patrząc jak Wiktor
wściekle uruchamia swój samochód i bez słowa pożegnania z gospodynią odjeżdża.
Chwilę później znów spojrzała na mnie.- Nie widziałaś tego co się stało okej?
-
Monika…
-
Mówię serio, nie chcę o tym gadać Ewelina.
-
Dobrze, jak chcesz.- Monia nie dodała nic więcej tylko weszła do środka. Ja
zostałam na zewnątrz jeszcze przez kilka minut a potem wróciłam do stołu z ulgą
zauważając, że Ignacy nie siedzi na swoim krześle tylko śmieje się z jakąś
kuzynką siedząc na kanapie która znajdowała się w rogu pomieszczenia. Z
ogromnym trudem przesiedziałam jeszcze kolejną godzinę, a potem z ulgą
wróciłam do siebie. Nazajutrz liczyłam
że Monika chociaż do mnie zadzwoni by wszystko wyjaśnić, ale ona tego nie
zrobiła wyraźnie nie chcąc wracać do tematu. A gdy odwiedzając Chojnackich
Artur zauważył moje błądzenie w myślach i spytał o przyczynę tylko go zbyłam.
Nie byłam pewna czy Monika chciałabym bym mu o tym mówiła. W końcu przed domem
pani Agaty kazała mi o tym zapomnieć. Nawet po tym zdarzeniu gdy próbowałam do
tego nawiązać udawała że nie wie o co mi chodzi. Dlatego ja również
postanowiłam, że udam iż nic się nie stało.
***
Decydując
się skorzystać z pomocy Szymka, gdy podjęłam już ostateczną decyzję po
wcześniejszym rozeznaniu, razem udaliśmy się do salonu samochodowego by wybrać
dla mnie odpowiedni samochód. Ja chciałam coś skromnego i małego tak bym nie
bała się parkować i mogła łatwo go wyczuć. Wciąż nie czułam się pewnie za
kierownicą, więc jakiekolwiek techniczne utrudnienia były niewskazane. Po dwóch
godzinach zdecydowałam się na ładnego Forda Ka, który był jednocześnie malutki
i bardzo komfortowy. W dodatku właściciel salonu zdecydował się udzielić mi
świątecznej zniżki przedłużając jej zasięg ( bo przecież było już po Bożym
Narodzeniu, choć przed Sylwestrem. Serdecznie mu za to podziękowałam, a gdy
wracałam już swoim samochodem wciąż nie mogłam się temu nadziwić. Pochwaliłam
nawet właściciela salonu, ale wtedy siedzący obok mnie Bralczyk się roześmiał.
-
Spodobałaś mu się po prostu i tyle.
-
Hm? Żartujesz?
-
Wcale nie. Wyraźnie próbował dociec relacji jakie nas łączą, aż w końcu spytał
wprost, więc musiałem się przyznać że jesteśmy tylko znajomymi z pracy.
-
Nie, po prostu tak ci się wydawało.
-
A ten numer telefonu o który cię prosił to niby co?
-
Przecież podałam mu go by w razie czego móc odebrać zniżkę na dodatkowe
akcesoria.
-
Ty tak serio? Ewelina, chłopak cię podrywał. Myślisz, że każdemu to oferują?
-
A nie?
-
Nie, jeśli już do ciebie zadzwoni to z prywatnego numeru i na pewno będzie
oczekiwał na twoją zgodę na randkę skoro dałaś mu na siebie namiary.- Teraz już
śmiał się otwarcie.- Serio się nie skapnęłaś?
-
A skąd niby miałam wiedzieć? Mogłeś mi powiedzieć o tym wcześniej.- Byłam
trochę zirytowana swoją ignorancją i jego rozbawieniem.
-
Dla mnie to było całkiem oczywiste, że z tobą flirtował.
-
Ale dla mnie nie, więc możesz się ze mnie nie nabijać.
-
Przepraszam. Myślałem po prostu, że również odwzajemniasz jego zainteresowanie
i dlatego zgadzasz się na podanie mu swojej komórki. Gdybym wiedział, że nie
masz o niczym pojęcia to bym ci pomógł.
-
Jak mogłeś tak pomyśleć?
-
Przecież był całkiem rozgarniętym facetem.
-
Ale młodszym ode mnie.
-
Hm, co najwyżej rok. Ale najpewniej w twoim wieku.- Nic na to nie odpowiedziałam
woląc nie kontynuować tematu. Czasami czułam się głupio w takich sytuacjach.
Rzeczywiście miałam problem z rozgryzaniem relacji damsko-męskich, a to dlatego
że po prostu byłam otwartą osobą i nie lubiłam owijania w bawełnę. Dlatego te
wszystkie niuanse, rozgryzanie o co chodzi w każdym poszczególnym geście, co
oznacza spóźnienie faceta pięciominutowe a co dziesiecio…dla mnie w prawdziwym
związku i w prawdziwej miłości nie było miejsca na żadne gierki. Pewnie to
dlatego zauważałam flirt dopiero gdy był zbyt nachalny (patrz wigilijny wieczór
w domu pani Jastrzębskiej i rozmowa z
Ignacym) albo gdy był taktowny i subtelny w ogóle nie zauważałam (jak dzisiaj w
salonie samochodowym). Jakoś nie mogłam tego wyśrubować. Poza tym to jeśli już,
wolałam czegoś nie zauważyć niż sobie coś do wyobrazić. Dlatego nawet jeśli ten
miły chłopak z salonu do mnie oddzwoni to najwyżej nie zgodzę się na spotkanie
taktownie odmawiając i kropka. Nie ma co robić z tego jakiejś wielkiej afery.
Choć nie powiem mile połechtało mnie zainteresowanie jakiegoś mężczyzny
(Ignacego nie liczę, bo jak mówiła Monika był spłukany i szukał raczej kogoś
kto opłaci jego długi niż mną zauroczony po dwóch minutach rozmowy), nawet
jeśli z mojej strony nie poczułam nawet najmniejszej iskierki zainteresowania.
Postanowiłam więc cieszyć się ze specjalnego upustu cenowego i wdrażania się
jako kierowca zapominając o komunikacji miejskiej. Miałam nadzieję, że już
niedługo zupełnie pewnie poczuję się za kółkiem a nie tylko z kimś obok mnie.
-
No dobra a jak robimy w końcu z Sylwestrem?- Z myśli wyrwał mnie głos Szymona.
-
Prawdę mówiąc początkowo miałam ochotę na niezłą zabawę, ale teraz Monia
uświadomiła mi, że wypadałoby trochę spędzić czasu z Arturem. No wiesz, on
zostaje w domu z racji tego że wciąż doskwiera mu noga.
-
Więc nie masz zamiaru tam iść?
-
Myślałam, że po prostu wpadnę tuż po rozpoczęciu koło ósmej, zostanę na dwie
godzinki by się pokazać i przywitać, a
potem wyjdę. To chyba nie będzie bardzo niegrzeczne, prawda?
-
Nie, myślę że nawet gdybyś nie przyjęła zaproszenia Krzysiek by to zrozumiał.
Choć teraz ma sporo do świętowania, bo w końcu zostanie tatusiem.
-
O naprawdę? Będę musiała mu pogratulować.
-
Podwójnie.
-
Hm?
-
To będą bliźniaki.- Roześmiałam się trochę sztucznie.
-
Jak widzę za wszystko bierze się pełną parą.- Ucieszyłam się że Szymon się
roześmiał odwracając głowę, bo ja w tym czasie mogłam choć trochę zapanować nad
swoimi uczuciami. Dziecko...ja marzyłam o nim już od prawie 3 lat a kobiety
dookoła rodziły bliźniaki. Próbowałam powściągnąć zazdrość, ale niewiele mi to
dało. Dopiero myśl o Monice, która ostatnio zdradziła mi to samo trochę ukoiła
mój ból. A więc nie tylko ja byłam w takiej sytuacji.
-
Tak, ktoś kto przypatruje się wszystkiemu z boku rzeczywiście może wyciągnąć
wniosek, że miał życie usłane różami. Ale nie do końca tak było. A właśnie…-
Dodał zmieniając temat.- Wiesz, że całkiem niedawno jego brat Tomasz wziął
ślub?- Mowa była o starszym z braci Kamińskich; bracie którego potrącił
Mariusz.
-
A czy nie mówiłeś, że był żonaty już wcześniej?
-
Tak, ale przed swoim wyjazdem za granicę się rozwiedli. Gdy wrócił znów się
zeszli.
-
Prawdziwa miłość.- Skwitowałam to na poły żartobliwie, na poły poważnie. Pomyślałam
przy tym o Monice. Może więc i dla niej i Wiktora była jeszcze szansa? W końcu
zanim wyrwała się z uścisku Krajewskiego podczas wigilijnego wieczoru wyraźnie
odwzajemniła jego pocałunek.
-
Tak, ale teraz chyba ułożyło mu się w życiu.- Wiedziałam po co mi to mówił. Po
to bym pozbyła się wyrzutów sumienia i by pokazać mi, że wypadek Mariusza nie
spowodował nieodwracalnych szkód w czyimś życiu.
-
Cieszę się. – Bąknęłam tylko.
-
A wracając do tematu…mam po ciebie przyjechać tak jak się wcześniej umawialiśmy
czy odkąd stałaś się właścicielką luksusowego forda Ka zamierzasz go używać
przy każdej okazji?
-
Zamierzam, ale na pewno nie pozbawiając cię możliwości bycia dżentelmenem.
Przyjedź po mnie za piętnaście ósma.
-
Dobrze.- Odparł mi. Potem jeszcze wspomniał o paru istotnych kwestiach
dotyczących biura architektonicznego aż dojechaliśmy pod jego mieszkanie.
Szymek zaprosił mnie abym weszła do niego na chwilę, ale odmówiłam. W tamtym
tygodniu umówiłam się z Celiną, a jako przyszłej mamie nie chciałam jej
odmawiać. Właśnie widzicie? Przyszłej mamie. Albo to złośliwość losu, albo po
prostu wydawało mi się, że w koło rodzi się masa dzieciaków bo zaczęłam zwracać
na to uwagę.
Spotkanie
z Celiną odebrałam w dwójnasób. Jednocześnie cieszyłam się mogąc zobaczyć dawną
przyjaciółkę szczęśliwą z nieźle już zaokrąglonym brzuszkiem ale z drugiej…z
drugiej było mi dość ciężko. Nie z powodu jej widoku, skądże. Już raczej propozycji
jaką mi złożyła.
-
Wiesz, Ewela:- Zaczęła gdy już wymieniłyśmy wszystkie plotki i zmiany jakie
zaszły w naszym życiu-… chciałam cię poprosić abyś została chrzestną matką
mojego dziecka.- Słysząc to totalnie mnie zamurowało. Celi jednak kontynuowała
nadal:- Wiem, że możesz uznać to za impertynencję: właściwie ostatnio nasz
kontakt nieco się urwał, ale uważam cię za odpowiednią osobę. Naprawdę
chciałabym żebyś to była ty. Nawet stoczyłam o to zażartą dyskusję z moim
drogim mężem, który sugerował mi że tylko postawisz mnie w krępującej sytuacji,
bo przecież nie będę mogła odmówić.
-
Nie skądże. Nawet mi to do głowy nie przyszło. Naprawdę się cieszę. Nawet nie
wiesz jak bardzo.- I zgadzam się. Mówiłam szczerze, bo poczułam się tak jakbym
to ja miała zostać matką.
-
Ja również. Wiem, że jeszcze jest dość czasu, w końcu termin mam na koniec
lutego, ale zwykle w mojej rodzinie chrzcimy dość wcześniej, dlatego wolałam
dograć wszystko teraz.
-
Kto będzie ojcem? To znaczy chrzestnym ojcem?
-
Brat Norbeta.- Miała na myśli brata swojego męża.- Jest tylko kilka lat starszy
od ciebie, więc będziecie do siebie pasować. To znaczy jako świadkowie.
-
O, a już myślałam że chcesz mnie swatać.
-
Boże broń. Gdy zjawi się ktoś odpowiedni z pewnością go zauważysz.
-
A co jak wtedy będę już gruba i pomarszczona?- Gdy Celina spojrzała na mnie z
dziwnym wyrazem twarzy roześmiałam się.- Żartuję tylko.- Nie chciałam by
uważała, że właśnie tego chcę. Bo sama jeszcze nie wiedziałam czy tego chcę.
Czasami czułam się tylko bardzo samotna. Tak samotna i spragniona czułości
takich jak zwykłe objęcie czy całus w policzek. I tych znacznie większych…też.
Ale na razie nie chciałam o tym myśleć. A tym bardziej rozmawiać na ten temat z
Celiną. Dlatego pospiesznie zmieniłam temat:- A jak tam przyjęła się nowa seria
biżuterii którą wypuściliście? Robiłaś już statystyki?
***
Patrząc
na ubranych facetów w garniturach i kobiety w eleganckich sukniach czułam się
tak jakbym była statystką jednego z tych filmów amerykańskich. O Jamesie
Bondzie na przykład. Albo serialu o młodzieży z Beverly Hills, powiedzmy
dwadzieścia lat później, bo taka była tu średnia wieku. Paradoksalnie jednak na
sylwestrze zorganizowanym przez firmę Build&Project bawiłam się całkiem
nieźle. Nie dlatego, że ci sztywniacy okazali się fantastycznie bawić, wręcz
przeciwnie. Stało się tak głównie dzięki Szymkowi i jego pobrudzonej koszuli.
Ale od początku.
Zaczęło
się od tego, że przez pierwsze pół godziny Krzysiek przedstawiał mnie swoim
współpracownikom, którzy chwalili projekty jakie wychodziły z mojego biura
architektonicznego (a raczej należałoby rzez biura mojego zmarłego męża),
zagajali miłą pogawędką, pytali o plany strategiczne (czy coś takiego). I nie,
to wcale nie było ciekawe; przynajmniej dopóki Krzysztof nie przedstawił mnie
swojej żonie, która była w zaawansowanej ciąży. (tak, kolejna ciężarna na mojej
drodze, ale ten fakt nawet nie wzbudził we mnie smutku). A to dlatego, że od
razu zapałałam do niej sympatią. Była jakiś rok lub dwa młodsza ode mnie, ale
za to wesoła i pomimo swojego stanu pełna energii. Miło pogawędziłyśmy sobie
przez kilkanaście minut, a potem opowiedziała mi parę ciekawych anegdotek o
niektórych obecnych osobach. Widać było, że również gwiżdże na te całe
wymuskane towarzystwo. Ale zaraz przypomniało mi się co Szymon mi o niej mówił:
„Wybuchł niezły skandal gdy ożenił się z dziewczyną znikąd”. Tak więc nawet
biorąc pod uwagę fakt, że plotki były zbyt wyolbrzymione, najpewniej Aga była
dziewczyną o podobnym statusie co ja. I wzięła ślub z bogatym facetem. I również
bardzo go kochała.
-
Czemu Krzysiek wcześniej mi cię nie przedstawił?- Spytała retorycznie gdy obie
wybuchłyśmy śmiechem po tym jak ona zwróciła mi uwagę na to, że pewien
akcjonariusz spałaszował już dziesiątą rurkę z kremem. Założyłyśmy się kilka
minut temu o to ile zdoła ich zjeść. Ja obstawiałam nie więcej niż dziewięć:
rurki były naprawdę duże i przede
wszystkim słodkie, a Agnieszka przynajmniej dziesięć. Tak więc okazywało się,
że wygrała.
-
No cóż, łączą nas tylko interesy. A raczej nasze przedsiębiorstwa. – Odparłam
po dłuższej chwili. Pomijając kwestię, że właściwie to ja guzik zrobiłabym w
swojej firmie bez wskazówek Szymka, raczej głupio byłoby mi oznajmić Agnieszce
prawdę skoro nie zrobił tego jej mąż. A no wiesz, to ja jestem żoną tego
faceta, który pawie zabił twoją szwagierkę i szwagra. Chociaż z drugiej strony
skoro Krzysiek jako brat pokrzywdzonego zdaje się o nic mnie nie obwiniać to
może jego żona jako powinowata ma do tego mniejsze prawa? W każdym razie lepiej
nie ryzykować. – No dobra, to jakie wino mam ci kupić?- Nawiązywałam do przedmiotu
naszego zakładu.
-
Żadne.- Agnieszka pokręciła głową.
-
Ej, wygrałaś uczciwie.
-
Wcale nie miałam przewagę, bo doskonale
znam tego łakomczuszka i trochę wpuściłam cię w maliny. A poza tym Krzysiek
dałby mi do wiwatu gdyby zobaczył mnie z winem.
-
W takim razie kupię ci dużą porcję czekoladek.
-
O, chcesz żebym była jeszcze grubsza?- Ze śmiechem objęła się za brzuch.- Wiesz
który to miesiąc?- Pokręciłam głową, to akurat tego szczegółu Szymek mi nie
zdradził.- Piąty.- Widząc moje zaskoczenie, którego nie zdołałam powstrzymać, znów
chwycił ją atak śmiechu.- Wiem, wiem: wyglądam jakby rozwiązanie było tuż tuż
co? Gdy myślę o tym jak ja to zrzucę to wpadam w histerię.
-
Tym będziesz martwić się później. Liczy się tylko to, żeby udało ci się szczęśliwie
urodzić.
-
Tak wiem. Ale zawsze byłam trochę próżna. Ale daleko mi do mojej młodszej
siostrzyczki, która właśnie idzie w naszym kierunku.- Za moimi plecami
Agnieszka skinęła głową jakieś farbowanej blondynce. W życiu nie
powiedziałabym, że są siostrami. Owszem, obie były ładne, ale Aga w jakiś taki
subtelny i mniej oczywisty sposób. Mariola (bo chwilę później się mi
przedstawiła) z kolei miała raczej urodę wampa: duże usta, oczy, wąski nos,
wysokie kości policzkowe. Do tego w pełnym makijażu i sztucznymi (a
przynajmniej taki mi się wydawało, ale cholera ją tam wie) rzęsami wyglądała
jak milion dolarów. Nawet teraz gdy usiadła obok nas zauważyłam jak przyciąga
męskie spojrzenia.
-
Co, już się wytańczyłaś?- Spytała siostrę Aga gdy tylko nastąpiła nasza wzajemna
prezentacja.
-
Nie, ale ostatnio tańczyłam z takim sztywniachą, że już nie mogłam wytrzymać. W
dodatku pytał mnie co sądzę o ostatnich notowaniach WIG-u czy coś takiego a ja
nie wiedziałam czy to jakiś tytuł serialu którego nie znam czy nazwisko Ministra
Finansów. Jezu, chyba muszę trochę podszkolić się w polityce i ekonomii, bo
czuję się tu jak kompletny dzieciak.- Jęknęła.
-
I pewnie przy okazji zbyt często zerkał w twój dekolt, co? Mówiłam ci, że jeśli
chcesz tu przyjść masz się przyzwoicie ubrać.- Strofowała ją Agnieszka. Mariola
na tę reprymendę wzruszyła ramionami.
-
Ale to całkiem zabawne. Jednego gościowi na którego przypadkiem wylałam wino
powiedziałam nawet, że jestem z agencji towarzyskiej Ruzi. Boże, gdybyś
wiedziała jak wtedy na mnie spojrzał.- Zaśmiała się jakby tylko do swojego
wspomnienia.
-
Żartujesz prawda?- Spytała ją Agnieszka.
-
Niestety nie.
-
Mariola, a jeśli to był ważny klient albo inwestor? Jeśli tylko przez ciebie
reputacja Krzyśka ucierpi to informuję cię, że cię własnoręcznie rozszarpię. I
już nigdy nie dam się namówić na to by cię gdzieś zabrać.
-
Hej, nas łączą więzy krwi a z Krzyśkiem tylko powinowactwo. Powinnaś trzymać z
rodziną…no dobra, już nie patrz tak na mnie. Ale ten facio mnie wkurzył. Po
prostu go nie zauważyłam i oblałam drinkiem a on potraktował mnie tak chamsko
jakbym zrobiła to specjalnie. Wiem, że to była banalna sytuacja i w ten sposób
niektóre laski próbują zwrócić uwagę faceta który im się podoba, ale spójrzcie
na mnie: czy ja muszę to robić? Poza tym nie znoszę takich aroganckich dupków,
którzy myślą że są strasznie mądrzy. Wielki ważniak za pięć dwunasta. Jezu, nie
wiem siostrzyczko jak ty odnajdujesz się w świecie pełnym takich nudnych
zadufanych ludzi. I ty też Ewelino, bo ja żałuję że chciałam tu przyjść by
zobaczyć jak bawią się sztywniacy z wyższych sfer. Chociaż pewnie fajnie jest
być wielką panią prezes, prawda?- Spytała patrząc na mnie.
-
W rzeczywistości to piekielna harówka i stres, ale ja właściwie mam do pomocy
pewnego wspólnika, który praktycznie odwala za mnie czarną robotę.
-
Hm, tak to też bym chciała. Ale fucha fryzjerki bardzo mnie kręci. Chociaż
śmiesznie jest gdy kogoś o tym informuje. Patrzą się na mnie jakby siostra
Agnieszki Kamińskiej, żony prezesa Build&Project była zwyczajnym zerem. Nie
potrafią pojąć, że mogę lubić i chcieć być fryzjerką, bo jedyne co ich kręci to
robienie papierków. To znaczy kasy.- Mariola upiła łyk swojego soku po czym
obdarzyła mnie szerokim uśmiechem.- A teraz wybaczcie wracam na pakiet. Aha, i
pamiętajcie że jakbym nie wróciła to znaczy, że zaszlachtował mnie ten
sztywniak któremu wylałam drinka na marynarkę.
-
Cała Mariola.- Skwitowała to Agnieszka po jej odejściu.- Wpada na moment jak
tajfun mówiąc jednocześnie o wszystkim i o niczym.
-
Ale jest bardzo pozytywna i gdzieś ma co myślą o niej inni. To jest fajne.
-
Tak, ale nie wszyscy tak myślą. Mam szczerą nadzieję, że ten mężczyzna któremu
oblała marynarkę jednak nie będzie się za to gniewał.
-
Spokojnie, z tego co zrozumiałam to nie wie nawet że należy do rodziny
Kamińskich, wiec w razie czego wyprzesz się jakiegokolwiek związku z Mariolą.-
Agnieszka roześmiała się również odpowiadając mi żartem, a potem
porozmawiałyśmy sobie jeszcze przez kilka minut. Wtedy zdecydowałam, że czas
wreszcie poszukać Szymka.
Znalazłam
go otoczonego kilkoma mężczyznami, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać. W
międzyczasie przespacerowałam się po sali i pozwoliłam namówić się na wolny
taniec pewnemu sympatycznemu staruszkowi, który był bardzo błyskotliwym
rozmówcą. Dopiero wtedy Bralczyk do mnie podszedł.
-
Widzę, że świetnie się bawisz.
-
W zasadzie to tak. Bardzo sympatyczny człowiek.
-
Prezes OIGPM.
-
Powinnam wiedzieć co oznacza ten skrót?
-
Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli. W przełożeniu: niezła szycha.
-
Hm, to w sumie dobrze że o nim nie słyszałam. Gdzie zniknąłeś na tak długo?
-
Trochę poplotkowałem, trochę porozmawiałem z pewnymi ludźmi. No i miałem małą
przygodę o której nie warto mówić. Przepraszam, że zostawiłem cię na tak długo.
Chcesz już wracać? Pamiętam, że chciałaś zwinąć się z imprezy jeszcze przed
dziesiątą.
-
Jeśli byłbyś tak dobry i mógłbyś mnie odwieźć. A co do przeprosin to wcale się
nie gniewam. Przecież nie jesteśmy parą, po prostu przyszliśmy tu razem. Co to
za przygoda o której mówiłeś?
-
W zasadzie niewarta uwagi.- Zaczął Szymek kierując mnie do szatni za pomocą
dłoni, którą delikatnie położył na moich plecach.- Jakaś dziewczyna z fiksum
dyrdum oblała mnie winem.- Słysząc to parsknęłam śmiechem. Szybko jednak
udałam, że po prostu się zakrztusiłam.- Prawie dwadzieścia minut próbowałem
usunąć plamę, ale i tak czuję że cuchnę alkoholem. Dobrze się czujesz? Chyba
się nie przeziębiłaś?
-
Nie.- Odpowiedziałam decydując się zaprzestać udawanego kaszlu.- Nie wiesz co
to była za dziewczyna?
-
Nie mam pojęcia i jakoś mnie to nie interesuje. Chociaż wyglądała
dość…krzykliwie jak na mój gust.- Rzeczywiście, czerwona sukienka Marioli
ściśle dopasowana do ciała mogła zwracać uwagę. Nawet jeśli nie była dość
wydekoltowana i sięgała jej do kolan.- Myślisz, że powinienem wrócić i
poinformować Krzyśka, że mogła dostać się przypadkiem?
-
Nie sądzę. Może po prostu to córka jakiegoś ważniaka. Pewnie była młoda?
-
Tak. Ledwie po dwudziestce.- No cóż mnie Mariola wydawała się trochę starsza,
ale być dzięki umiejętnemu makijażowi pewnie Szymek wziął ją za nieco młodszą.
W końcu faceci łatwo dawali się nabrać na takie upiększenia.- Nie wiem jaki
ojciec mógłby wypuścić córkę w takim stroju. To po prostu…
-
Nie przejmuj się już tym.- Próbowałam skierować rozmowę na inne tory, bo
rzeczywiście czasami Szymek wpadał w ten swój niezwykle poprawny nastrój. To
znaczy taki, jakim znałam go jeszcze za czasów życia Mariusza nie wiedząc
jeszcze, że potrafi być zupełnie inny. Bo owszem, był nieco staroświeckim
facetem i czasami jego poglądy były, cóż, dość archaiczne, ale mimo wszystko
było to bardzo słodkie. Jednak lepiej żeby zapomniał o niemiłej przygodzie z
siostrą Agnieszki. Może przy następnym spotkaniu złość na nią nieco mu minie i
ich pierwsze spotkanie wyda mu się zabawne.
-
Masz rację. Odwieść cię pod dom Chojnackich, tak?
-
Nie, pod blok Moniki. Miałyśmy jechać do Artura razem.
Gdy
kilkanaście minut temu dojechaliśmy pod adres Jastrzębskiej podziękowałam
Szymkowi, a on kazał mi pozdrowić Chojnackiego. Obiecałam, że tak zrobię i
razem ze swoją szwagierką pojechałyśmy autem do Artura. Pani Grażyna z mężem
wiedzieli o tej wizycie, więc nie obawiałam się że mogą nas nie wpuścić, ale
trochę martwiłam się czy Chojnacki nie położył się wcześniej lub nie będzie
miał w ogóle humoru żeby świętować. A może jednak jacyś jego dawni znajomi
sobie o nim przypomnieli? Co prawda pani Grażyna mówiła mi kiedyś, że po
powrocie zza granicy i wypadku nie odnowił z nikim kontaktu, ale nigdy nic nie
wiadomo. Monika jednak mnie uspokoiła mówiąc, że na pewno ucieszy się z naszych
odwiedzin. Jakby na dowód tego wskazała swoją torbę, w której była cała masa
przekąsek i dwa szampany.
Okazało
się, że miała rację. Artur rzeczywiście wydawał się być bardzo zadowolony. Na
dodatek przez dwunastą do naszego świętowania przyłączyli się państwo
Chojnaccy, więc było o czym rozmawiać. Dopiero gdy wznieśliśmy toast za Nowy
Rok pan Grzegorz oznajmił:
-
No cóż, my już pasujemy. Taka pora dla staruszków to zdecydowanie czas na sen,
a nie na imprezy. Ale wy młodzi bawcie się dobrze.- Pożegnał się z nami w
imieniu swoim i pani Grażyny, więc zostaliśmy we trójkę sami.
-
Nie wiem jak wam, ale mnie zrobiło się miło gdy wuj zaliczył mnie do młodych.-
Zażartowała Monika.- W końcu bliżej mi raczej do ich pokolenia niż do waszego.
-
Hej, teraz to robisz z siebie staruszkę.- Ofuknęłam ją.
-
Właśnie. – Przyznał mi rację Artur.- Poza tym liczy się wiek duszy, chociaż z
drugiej strony nie wiem czy to dla ciebie takie dobre, bo wtedy miałabyś nie
więcej niż dwanaście lat.
-
Ty świnio! Kulawa świnio!- Zaśmiała się Monika, choć wyraźnie była nie zła,
lecz rozbawiona.
-
Wypili tylko po kieliszku szampana i już wpadli w pieniaczy nastrój.-
Skomentowałam to zakładając ręce pod boki.
-
No cóż ród Makowskich podobno wywodzi się od samych awanturników i hulaków.-
Odpowiedziała mi szwagierka.- Tak nazywał się nasz dziadek.- Dodała w razie
gdybym o tym nie wiedziała, choć kiedyś Mariusz zdradził mi panieńskie nazwisko
swojej matki.
-
Więc to chyba dobrze dla mojej psychiki, że ja jestem tylko z wami spokrewniona
po kądzieli.
-
Może i tak, ale twój charakterek wykazuje pewne oznaki, które jednoznacznie
wskazują na…
-
Co masz do mojego charakteru?- Przerwałam mu.
-
Zapomniałeś jeszcze o temperamencie, Artur.- Wtrąciła Monika.
-
Masz rację: Ewelina szybko poddaje się emocjom i nastrojom.
-
Hej, ja tu jestem. Poza tym zrozumiałam swój błąd.
-
Raczej zdałaś sobie sprawę z przewagi dwa do jednego…- Przekomarzaliśmy się tak
przez kilka minut, a potem decydując się skonsumować wszystkie przekąski
włączyliśmy wielką plazmę Artura wybierając jakiś klasyczny horror, którego nie
oglądałam. Mimo iż zapowiadał się naprawdę ciekawie, to jednak odwykła od
imprezowania i alkoholu (okej może i szampan nie miał go w sobie wiele, ale już
cztery kieliszki tak) szybko poczułam znużenie.
Obudziłam
się bardzo powoli szeroko ziewając. Lekko poruszając szyją poczułam, że
znajduję się w lekko niewygodnej pozycji, ale mimo to poduszka była miękka więc
nie otwierałam oczu. Po omacku próbowałam poprawić ją rękami, ale gdy
natrafiłam na coś ciepłego momentalnie otrzeźwiałam. Bo to wcale nie było
ciepło pochodzące z mojego ciała. To było ciepło pochodzące z ciała. Tyle, że
czyjegoś. Zaraz jednak uspokoiłam się. Najprawdopodobniej spałam przytulona do
Moniki, którą zmógł sen tak jak mnie. Na razie jednak do mojego rozespanego
mózgu nie docierało, gdzie możemy się znajdować. Ważne było to, że dalej mogę
sobie spokojnie spać. Zamierzałam więc dalej spać.
-
Wstałaś już?- Usłyszałam chwilę później gdy delikatnie poprawiłam swoją
pozycję.
-
Hm?- Mrugnęłam chcąc tylko by moja szwagierka się zamknęła.
-
Ewelina, obudź się i otwórz oczy. Trochę zdrętwiałem.
-
Zaraz, zaraz jeszcze tylko minutkę…- Wymamrotałam. Wiedziałam, że Monika miała
rację, ale mimo wszystko zawsze byłam śpiochem i wstawanie o poranku było dla
mnie mordęgą. Tyle, że…zdrętwiałem? Monika przecież nie powiedziałaby o sobie w
rodzaju męskich. No chyba, że się przesłyszałam…Wciąż nie otwierając oczy po
prostu wyciągnęłam rękę zza policzka i dotknęłam swojej „poduszki”. Wyczułam
ciepłą skórę która nie naprowadziła mnie na żaden trop. Dopiero gdy moja dłoń
skierowała się wyżej w stronę klatki piersiowej i zamiast niej wyczuła zarys
twardych mięśni przekonałam się, że jednak nie leżę na Monice. Mimo to wciąż
nie dowierzając swoim zmysłom dotyku sunęłam prawą dłonią jeszcze wyżej. Nawet
zakładając, ze Monia była zupełnie płaska i zaczęła łykać sterydy to jednak
zaczątku zarostu na brodzie raczej nie miała.
-
Wiesz co, to bardzo przyjemne, ale mimo wszystko wolałbym żebyś ze mnie zeszła.
Trochę zdrętwiałem.
-
Cholera.- Zaklęłam gwałtownie się podnosząc do pozycji siedzącej. Tak
gwałtownie że poczułam tępe pulsowanie w głowie i na moment znów zamknęłam
oczy. Potem je otworzyłam tak jak się spodziewając widząc przed sobą roześmianą
twarz Chojnackiego.- Jezu, co ty tu robisz?!
-
Śpię.
-
To widzę.- Prychnęłam zadowolona, że ma na sobie spodnie od desu i czarną
bokserkę. A więc mimo wszystko nic między nami nie doszło…nie o czym ja myślę,
aż tak dużo wczoraj a raczej dzisiaj nie wypiłam…Dla pewności spojrzałam
jeszcze na swój strój, ale wciąż miałam na sobie wczorajszą sukienkę, chociaż w
trakcie snu nieco podciągnęła mi do góry tak, że teraz ledwie zakrywała uda. Szybko
ją poprawiłam.- Ale czemu śpisz obok
mnie?
-
Bo to moje łóżko i jeśli chcesz wiedzieć to ty się tutaj wprosiłaś.
-
Co?
-
To znaczy po prostu zasnęłaś i Monika
nie chciała cię budzić. Ja zresztą też.
Dlatego powiedziałem jej, że spokojnie możesz przespać się u mnie, a gdy się
obudzisz odwiezie cię mój tata albo taksówka.
-
Trzeba było mnie obudzić.- Powiedziałam już odrobinę zakłopotana zdając sobie
sprawę, że spałam z Arturem w jednym łóżku. Nawet jeśli oprócz tego nic więcej
między nami nie doszło. Tyle że sen zwykle wydawał mi się być intymną czynnością.-
Dawno się obudziłeś?
-
Kilka minut przed tobą. I cieszę się, że się obudziłaś bo nie wiedziałem co
zrobić. Słodko spałaś ale mimo wszystko po prawym barku wciąż chodzą mi mrówki.
-
Przepraszam. – Bąknęłam wstając z łóżka. Zastanawiałam się jak też muszę się
prezentować skoro wczoraj zrobiłam sobie makijaż. A w szczególności czy tuż do
rzęs który sobie kupiłam specjalnie na tę okazję rzeczywiście jest wodoodporny
i utrzymuje się do dwudziestu czterech godzin. Jednakże martwienie się o swój
zewnętrzny wygląd było w tej sytuacji nieco groteskowe.- Naprawdę nie chciałam
ci robić kłopotu. Już się zwijam.
-
Daj spokój: możesz zostać chociaż na śniadaniu.
-
Nie, ta sytuacja i tak jest wystarczająco niezręczna. Jeszcze raz przepraszam.
-
Bez przesady. Właściwie to całkiem miło się z tobą spało.
-
Artur…
-
Spokojnie żartuję. Jeśli boisz się, że nie zdołałaś mi się oprzeć i zaszło
między nami coś więcej to muszę cię rozczarować bo nic takiego się nie stało.
Nie wspominając już o tym, że cholernym kolanem miałbym z tym spory problem.-
Może w innych okolicznościach żart Artura rozluźniłby nastrój, ale tym razem
tak się nie stało. A to dlatego, że wciąż czułam pod ręką którą go dotykałam
ciepło jego skóry i dotyk klatki piersiowej. Na dodatek z rozwichrzonymi
włosami i delikatnym zarostem na twarzy, ubrany w dość nieformalny stój
wyglądał tak, że…że czułam się zaniepokojona. I wiedziałam, że widać to w moim
rozbieganym wzroku oraz z pewnością rumieńcu na policzkach do których napływała
mi krew. Moje zakłopotanie potęgował jeszcze fakt, że on musiał to widzieć.
-
Wiem, wiem. Ale mimo wszystko…dzięki za nocleg. Cześć.
- Ewelina…- Artur jeszcze próbował mnie zatrzymać, a
ja po raz pierwszy cieszyłam się z jego
kalectwa, bo dzięki temu nie mógł mnie dogonić. Pozostało mi tylko jeszcze mieć
nadzieję, że ostrożnie wymknę się niezauważona przez panią Grażynę i Grzegorza.
Niestety służba już pracowała i miła sprzątaczka powitała mnie tuż przy
drzwiach wejściowych. Miałam nadzieję, że nie będzie paplą. Cholera, dlaczego
Monika mnie tu zostawiła? Dlaczego mnie nie obudziła? To wszystko co się stało
wypadło naprawdę bardzo głupio.
Coś mi nie pasuje, przecież Ania i Tomek wzięli drugi ślub po narodzinach bliźniaków. A jeszcze dokładniej aga urodziła przed ich rozwodem.
OdpowiedzUsuńJeśli się mylę poprawcie Ania :)
Tak jak kiedyś (gdzieś) napisałam wcześniej, na potrzeby zachowania ciągłości akcji dość swobodnie operuję czasem, dlatego musisz mi wybaczyć. Oczywiście nie zamierzam zmieniać żadnych szczegółów dotyczących związku żadnego z bohaterów wiec o to nie trzeba się obawiać. Ale pisząc opowiadania powiązane ze sobą trudno o bardzo dużą zgodność. W każdym razie jesli to cie zmartwiło to przepraszam, bo to rzeczywiście mój błąd (akurat w tym przypadku niecelowy, bo rzeczywiście zapomniałam o tym ze dzieci Krzyska i Agi urodziny się jeszcze przed ślubem jego brata
UsuńSuper opowiadanie kiedy cos dodasz?
OdpowiedzUsuńJutro coś napiszę, bo po dzisiejszym dniu juz padam.
Usuńświetnie, czyli czekam dzis na rozdział :)
UsuńMam pytanje co do opowiadania. Ten Wiktor z Moniką to z opowiadania Zakochany Klown, tak? A ten Andrzej z Kasią to ten Andzrzej od Julii Barańskiej i teraz ma nową dziewczynę? Jeśli nie albo i tak MOGŁABYŚ W NASTĘPNEJ CZĘSCI DODAĆ DLA GANÓW OPOWIADANIA ZAKOCHANY KLOWN, JAKIŚ DŁUŻSZY FRAGMENT O ANDRZEJU. Wiem że opowiadanie nie tyczy się jego, ale PROSIMY, a w szczególności JA,
OdpowiedzUsuńNa oba pytania odnośnie powiązań między bohaterami opowiadań odpowiedź brzmi "nie". Zazdrosna była narzeczona Wiktora z ZAKOCHANEGO KLAUNA nie ma nic wspólnego ze starszą siostrą zmarłego męża Eweliny z MASKARADY. Akurat w tym przypadku to zwyczajna zbierzność imion: często postaciom drugoplanowym nadaję pierwsze lepsze imiona które w danej chwili przyjdą mi do głowy przez co są dość banalne i mogą się powtarzać. Może to być mylące dlatego jeśli jakiekolwiek powiązania między opowiadaniami istnieją to najczęściej staram sie o nich uprzedzać czytelników.
UsuńA co do losów Andrzeja to po prostu miałam zamiar kontynuować cykl Brylantowego liceum, ale jakoś wiąż odkładam to na później. Może kiedyś jeszcze mi się uda to zrobić.
Usuń