Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 9 maja 2016

Maskarada część XXII


Tak jak obiecałam dziś dodaję kolejną część. Z góry uprzedzam, że fajerwerk nie będzie, ale już niedługo coś się będzie klarować... nie powiem co i w którą stronę, ale już powoli zarysowuje mi się w głowie pomysł :)  Pozdrawiam i życzę miłego czytania.
PS: Poza przyjemnością odkryłam jeszcze jedną zaletę pisania opowiadań- a właściwie zrobiły to moje koleżanki, które podczas jednego z wykładów zauważyły, że nie dość iż piszę szybko na laptopie to jeszcze nie muszę patrzeć się na slajdy; spytały nawet czy robiłam kurs szybkiego pisania :-) Najlepsze jest to że do tej pory w ogóle nie zdawałam sobie z tego sprawy. Także nawet z hobby można wyciągnąć pewne przydatne umiejętności

Dzień wszystkich zmarłych znów nastroił mnie nieco melancholijnie przywołując liczne wspomnienia o zmarłym mężu. Mijało już prawie 2,5 roku po jego śmierci, ale wciąż zdarzały się takie momenty gdy bardzo mi go brakowało. Zwłaszcza po rozmowach z teściową.
- Wiesz, był z niego taki czarujący chłopiec.- Mówiła mi gdy wychodziłyśmy akurat z cmentarza po tym jak złożyłyśmy na grobie Mariusza kwiaty i zapaliłyśmy świeczkę.- Wiesz, że kiedyś obronił swoją koleżankę gdy starsi chłopcy chcieli zabrać jej pieniądze? Naturalnie byli więksi i mieli przewagę liczebną, więc nieźle go stłukli ale i tak byłam z niego bardzo dumna. Od samego początku był małym dżentelmenem. I mimo, że wiedział jak bardzo podoba się niektórym dziewczynom, to jednak tego nie wykorzystywał. Zawsze zachowywał się tak jak tego od niego oczekiwano.- Poza ślubem ze mną, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos. Nie chciałam wprawiać w zakłopotanie pani Agaty.
- Mamo, zmieńmy już temat.- Wtrąciła się w tym momencie Monika głosem zawierającym lekką irytację.- Wielokrotnie opowiadałaś to Ewelinie i doskonale to wie. Poza tym nie zapominaj, że ona była żoną Mariusza, więc chyba znała swojego męża.- Pani Jastrzębska burknęła tylko coś pod nosem rzucając gniewne spojrzenie swojej córce, a ja potem uśmiechnęłam się do Moniki która w odpowiedzi wywróciła oczami. Mało co nie parsknęłam śmiechem od razu czując się lepiej. I smutek z powodu śmierci męża choć na moment odpłynął w niepamięć.
W nocy- być może z powodu odwiedzin miejsca jego wiecznego spoczynku- znów śniłam o tym, że kocham się z Mariuszem. Znów obudziłam się zawstydzona i zlana potem nie wiedząc, czy takie erotyczne sny powinny mnie martwić czy nie. Czy świadczyły raczej o tym, że jestem wierna pamięci męża czy o mojej rozwiązłej naturze. No bo dlaczego Mariusz nie śnił mi się gdy razem spacerowaliśmy albo gotowaliśmy? Albo chociaż gdy tylko się całowaliśmy lub przytulaliśmy?  Dlaczego więc zamiast tego w swoich majakach widziałam gołą klatkę piersiową męża i czułam ramiona którymi mnie obejmował? Wkurzające jeszcze było to, że nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Jakoś nie wyobrażałam sobie, że rozmawiam o tym ze swoją przyjaciółką Celiną; jeśli już to raczej z Moniką. Ale ona z kolei była siostrą Mariusza i z pewnością słuchanie o swoim bracie w tak intymnej chwili nie byłaby dla niej przyjemnością. Dlatego wolałam na razie nie myśleć o tym zawstydzającym epizodzie licząc, że już nigdy się nie pojawi. Okej, chciałam by Mariusz mi się śnił, ale jeśli stałam pod wyżej wymienionymi alternatywami, to zdecydowanie wolałam by w ogóle mi się nie śnił a nie powodował, że moje dawno uśpione pragnienia odżywały.
Jeśli chodzi o pracę jako wolontariuszka to zgodnie z radą Moniki zdecydowałam, że z końcem roku rezygnuję. Naprawdę za bardzo angażowałam się w życie tych dzieciaków, a to nie służyło dobrze mojej równowadze psychicznej. Zamierzałam raczej wrócić do pomocy w domu spokojnej starości w którym kiedyś pomagałam (tym samym w którym pani Grażyna była jedną ze sponsorek i w którym mieszkał pan Andrzej z panią Kasią). Z czasem przekonałam się, że wyjścia z przyjaciółmi czy rodziną a przede wszystkim radosnymi ludźmi zdecydowanie bardziej mi służy niż zamartwianie się kłopotami całego świata. Szczególnie po tym jak Sonia w końcu odpisała mi na esemesa dziękując za zainteresowanie i informując, że wszystko z nią w porządku. To ostatecznie mnie uspokoiło.
Choćby planowane przez moją szwagierkę urodziny Artura sprawiły, że bawiłam się super: wybraliśmy się niedaleko znajdującej się kilka przecznic małej restauracji, ale wspólne żarty czy anegdotki Moniki, udawane użalanie się nad sobą Chojnackiego działały na mnie bardzo odprężająco. Na koniec nawet trochę zaszaleliśmy postanawiając wybrać po jednej sztuce kilkunastu ciast nieźle bawiąc się widząc zaskoczenie a nawet zniesmaczenie na twarzach pozostałych klientów. Szczególnie gdy zaczęliśmy jeść poszczególne desery wspólnie. Po tej zabawie zgodnie stwierdziliśmy, że ciasto z kiwi było okropne, ale bananowiec z czekoladą stanowił idealne połączenie słodyczy. To znaczy dla mnie i dla Moniki był to zdecydowany faworyt (aczkolwiek nie miałam możliwości spróbowania trzech czy czterech ciast, bo po prostu nie pozwalał mi na to mój wypchany już żołądek), ponieważ Artur nie przyznał nam racji.
- O nie, to cytrynowe bije wszystko na głowę, mówię wam dziewczyny.- Powiedział z przekonaniem wskazując swoim widelczykiem owy deser.
- Bzdura, te z bananem lepsze.- Nie zgodziła się Monika.- Nie, Ewela?
- Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami.- Tego z cytryną akurat nie próbowałam.
- Żartujesz?- Oburzył się w udawanym przerażeniu Chojnacki.- Jest wyśmienite, mówię ci. Spróbuj.- Podsunął talerzyk z połową zjedzonego ciasta cytrynowego w moją stronę.
- Nie, naprawdę dziękuję. Jeśli wezmę choć jeszcze trochę to mój pełny brzuch tego nie wytrzyma.
- No dawaj, od jeszcze jednego kęsa nie pękniesz.- Namawiał mnie.- A musisz przecież ostatecznie rozstrzygnąć nasz problem.
- Jaki problem? Dla mnie ciasto bananowe wygrało.
- Jak mogło wygrać z czymś czego nawet nie próbowałaś?- Spytał logicznie.
- Artur naprawdę już nie mo…- Nie dokończyłam gdy wykorzystując okazję wepchnął mi duży kawałek ciastka do ust. Zaskoczona tym gestem spojrzałam na niego rozszerzonymi oczami. A potem na Monikę która się ze mnie śmiała. Posłusznie więc przełknęłam olbrzymi kęs przez który ledwo udało mi się zamknąć buzię.- Ty idioto, chciałeś mnie udusić?! Miałbyś się z pyszna gdybym teraz puściła na ciebie pawia!- Krzyknęłam szepcząc. On tylko bezczelnie przyłączył się do śmiechu swojej kuzynki.  Potem, gdy upiłam kolejny łyk swojej wody by pozbyć się słodkiego posmaku w ustach spytał:
- I co, cytrynowe lepsze, hm?
- Wcale nie. Mówiłam, że te z bananem i swoją opinię podtrzymuję.- Okej, trochę skłamałam bo nawet po tak dużej porcji zjedzonych wcześniej ciastach cytrynowa nutka przyjemnie przełamywała słodycz mlecznego kremu. W dodatku chyba było tam trochę jabłka. Zdecydowanie lepiej mi smakowało, choć to z bananem i czekoladą było obłędne. Tyle, że jakieś takie…nudne. I zwyczajne. Cytrynowe po prostu było ucztą dla zmysłów. Angażowało więcej zmysłów i kubków smakowych. Postanowiłam zanotować sobie jego nazwę w pamięci tak by móc kiedyś spokojnie się nim delektować gdy nie będę aż tak pełna. 
- Ale z ciebie kłamczucha. Jesteś zła za to że cię nim nakarmiłem.
- Nakarmiłeś? Wetknąłeś mi je na siłę.- Obruszyłam się.
- Dobra dzieci, koniec kłótni. Banan wygrał z cytryną. Koniec kropka.
- Byłem w mniejszości.- Skomentował to jeszcze Artur, ale widząc mój wzrok całkowicie zmienił stanowisko.- No dobra, a więc zgoda: banan wygrał. I w ten sposób okazało się, że macie banalne gusta.
- Sam masz banalny gust.- Prychnęła rozbawiona Monika.
- Więc tylko banany wam w głowie.- Poprawił się.
- Czy coś sugerujesz?
- Ja? Skąd. To ty jesteś znana z kosmatych myśli, kuzyneczko.- Teraz z kolei to oni zaczęli się przekomarzać jak para dzieciaków, a ja przypatrywałam się temu z rozbawieniem. Obydwoje mieli osty temperament tak jak i ja, ale w przeciwieństwie do mnie nie przebierali w słowach. Dlatego tym razem to ja ich zastopowałam. I tak pół godziny później, pamiętając o niedyspozycji Artura (a raczej jego nóg), wolno wsiedliśmy do taksówki. Będąc już  w środku Chojnacki spytał mnie jak tam idzie mi kupno nowego wozu, bo już nie może się doczekać aż nim go gdzieś przewiozę, a ja wyjaśniałam mu że już w następnym tygodniu mam zamiar urwać się wcześniej z pracy i zajrzeć do salonu by chociaż się rozejrzeć.
- Tylko pamiętaj: kieruj się kolorem i miękkością tapicerki.- Zażartował.
- Przecież wiem. Kogo by obchodziła moc silnika czy konie mechaniczne?
- No i jeszcze ważne jest radio.- Dodała ze śmiechem Monika, na co Artur ukrył twarz w dłoniach. Jednak po kilku minutach żartów widząc, że dojeżdżamy do domu objął nas obie ramionami (siedział pomiędzy mną a Monią) mówiąc, że dzięki nam jego trzydzieste pierwsze urodziny były całkiem znośne dziękując nam za poświęcony kalece czas.
- Ciekawe jak się będzie nad sobą użalać i wzbudzać litość gdy w końcu odłoży te kule.- Skwitowała to Monika gdy zostałyśmy same w salonie w domu pani Grażyny. Choć wcześniej nie miałyśmy tego w planach, to jednak pani Chojnacka widząc nas zaproponowała byśmy wpadły na trochę „umilając czas starej kobiecie”. Teraz jednak zostawiła nas same udając się do kuchni zapewne po to by ugościć nas jakąś smaczną kawą i herbatą. Już na wstępie poinformowałyśmy ją, że nie zdołamy przełknąć ani kęsa.
***
Następne kilka tygodni minęło dość szybko i w końcu nadeszły święta. Poprzednie spędziłam swojej teściowej, ale teraz z racji faktu, że często wpadałam do Chojnackich uznałam, że tym razem nie wypada odrzucać zaproszenia pani Grażyny. Dlatego też wigilię spędziłam u pani Agaty, a pierwszy dzień świąt u jej siostry. Kolejny poświęciłam na wizytę w ośrodku spokojniej starości i prezent dla moim przyjaciół (dla pana Andrzeja flanelowy szlafrok, a dla pani Kasi nowy zestaw nici do szydełkowania). Artur po raz pierwszy po tak długiej przerwie również odwiedził staruszka (razem ze mną), który był bardzo zadowolony. A nie przestawał chichotać gdy okazało się, że prezentem który przyniósł Chojnacki była talia kart.
- No, to teraz będziemy mogli zagrać partyjkę we trójkę co? Prawie jak za dawnych, dobrych czasów.- Skwitował to tylko.
Jeśli chodzi o samą wigilię to w sumie była dość miła: jak zwykle moja teściowa zaprosiła swoją rodzinę z którą z żadnym członkiem nigdy nie zapoznałam się bliżej. Dlatego zdziwiłam się, gdy siedzący obok mnie brunet, który o ile pamiętałam miał na imię Ignacy i był synem najstarszej siostry pani Agaty i pani Grażyny, sam z siebie zagaił w zasadzie miłą pogawędkę. Monika jednak korzystając z faktu iż oddalił się ode mnie by odebrać telefon, szybko wyjaśniała mi w czym problem:
- Jest spłukany; od kilku lat ma problemy z hazardem, ale teraz gdy stracił pracę ukochana bogobojna mamusia się od niego odcięła. Starszy braciszek również.
- Więc widzi we mnie naiwną sponsorkę?
- Pewnie tak, ale nie tylko. Obczajał cię już cały wieczór, więc radzę ci uważaj. Gdy sobie trochę wypije nie rozumie pojęcia „nie”. Zwłaszcza z tą swoją przystojną buźką.- Dodała już ciszej, bo Ignacy właśnie wracał obdarzając mnie przy tym olśniewającym uśmiechem. Jej, rzeczywiście był przystojny, ale w jakiś tandetny sposób pomimo markowych ciuchów i fryzury, którą z pewnością zawdzięczał fryzjerowi.
- Przyjaźnisz się z tą krejzolką?- Spytał mnie.
- Masz na myśli Monikę? Tak, w zasadzie chyba można tak powiedzieć.
- Szkoda mi jej. Jej mamusia wiecznie zaprasza tego nadętego bubka.- Wymownym gestem głowy wskazał na Wiktora. Tak, moja teściowa po raz kolejny zaprosiła go na tak ważne święto, które powinno się dzielić z rodziną.
- No cóż, jej to już chyba nie przeszkadza.- Skwitowałam to tylko.
- Może, a może i nie. Czasami wydaje mi się, że wciąż coś do niego czuje.- Oznajmił to co ja podejrzewałam od dobrych kilku miesięcy. Dlatego korzystając z okazji chciałam szczegółowo poznać jego opinię na ten temat, ale mi na to nie pozwolił, bo szybko dodał:- A ty już otrząsnęłaś się po śmierci Mariusza?
- Zależy co pod tym rozumiesz.- Odpowiedziałam trochę uszczypliwie. Ignacy się roześmiał.
- Tylko tyle, że rok temu byłaś ubrana w czarny kombinezon od stóp do głów. I wpatrywałaś się w swój talerz z apatyczną miną.
- Posłuchaj, dlaczego właściwie twoja ciocia Grażyna nie zjawia się na tej wigilii?- Postanowiłam zmienić temat. Nie zamierzałam flirtować z tym beztroskim chłoptasiem. Okej, może i był starszy ode mnie o cztery czy pięć lat, ale z zachowania zdecydowanie przypominał chłopca.
- Po prostu lubią kameralne spotkania. No wiesz, tylko ona, wujek i Artur. Poza tym ciotka Agata nie trawi Arturka, nie wiedziałaś? Kiedyś podobno zaprosiła na wielkanocne śniadanie tylko siostrę z jej mężem na co ona nieźle się wkurzyła.
- Dlaczego go tak nie lubi?
- A bo ja wiem? Uważa go za utracjusza i nicponia. Ja tam nic do niego nie mam: spoko gość, choć zawsze nam jakoś nie po drodze. Czemu on cię interesuje?
- Pytam z ciekawości.
- Hm, widzę że lubisz plotkować.- Odezwał się zdecydowanie obniżając głos i nachylając się w moją stronę tak że nasze krzesełka prawie się zetknęły.
- A ja widzę, że ty lubisz flirtować.-Odparłam odsuwając swoje krzesełko w drugą stronę. Chyba rozbawiłam Ignacego, bo głośno się roześmiał.
- Posłuchaj, nie masz ochoty na bardziej kameralne miejsce? Jest jeszcze dość wcześniej i moglibyśmy spędzić miły wieczór we dwoje.
- Tak? Nie sądzę by coś było otwarte w wigilijny wieczór.
- Ale romantyczny spacer będzie możliwy. To co?
- Chyba nie. Jest straszny mróz, a ze mnie prawdziwy zmarzluch.
- Hm, więc może znajdę sposób by cię ogrzać.
- Raczej nie, naprawdę dzięki. A teraz przepraszam, muszę iść do łazienki.- Z ulgą opuściłam stół i towarzystwo Ignacego. Zauważyłam jednak dezaprobujące spojrzenie swojej teściowej. No nie, chyba nie sądziła że to ja flirtowałam z tym bankrutem? Miałam ochotę parsknąć i krzyknąć by sobie ulżyć, ale zamiast tego wyszłam na chwilę na dwór. Zanim jednak to zrobiłam upewniłam się, że Ignacy za mną nie pójdzie. Jeszcze tego tylko by brakowało by uznano to za schadzkę.
Jednak ku mojemu zaskoczeniu, w ogrodzie znajdującym się niedaleko domu ujrzałam Monikę, która kłóciła się z Wiktorem. Nie słyszałam poszczególnych słów, ale te które zdołałam usłyszeć pozwoliły mi mniej więcej rozeznać się w przyczynie sporu.
Jak śmiesz tu przychodzić…
Twoja matka mnie zaprasza…
A ty nie musisz przyjmować zaproszenia…
Masz tupet…
Nic nas nie łączy…
Dlaczego tak cię to denerwuje…
A jednak Monice obojętność byłego męża na spotkaniu rodzinnym wcale nie była tak obojętna jak sądziła. Gdy zauważyłam, że moja szwagierka zamierza zakończyć dyskusję wszystko we mnie zamarło. Bo wydałaby się moja obecność. Na moje szczęście jednak po kilku krokach Wiktor złapał ją za rękę. Dzięki temu miałam czas na ukrycie się i na dodatek lepsze słyszenie (no dobra podsłuchiwanie) dalszej części ich dyskusji.
- Puszczaj mnie, kretynie co ty sobie wyobrażasz? Że dalej jestem twoją głupią żoną?!
- Na szczęście tak nie jest.- Odparł Wiktor.- Chociaż w oczach Boga niestety jesteśmy połączeni do końca życia.
- Na szczęście? Niestety? A kto skamlał jak piesek gdy wniosłam dokumenty rozwodowe? „Moniczko, daj nam szansę. Moniczko, zrozum”- Jastrzębska wyraźnie ironizowała podając kilka innych przykładów ich rozmów z przeszłości aż zrobiło mi się żal Krajewskiego. Ale ku mojemu zdziwieniu zamiast się zmieszać on tylko się roześmiał.
- Doprawdy? A kto patrzył wilkiem na moje nowe dziewczyny?
- Wcale tak nie było!- Monika znów próbowała się wyrwać, ale Wiktor musiał trzymać ją dość mocno.
- Nie? „Jak mogłeś tak szybko po naszym rozstaniu przygruchać sobie tę słodką idiotkę? Naprawdę nic dla ciebie nie znaczyłam? Ja przynajmniej wciąż jestem ci wierna, bo nadal cię kocham nawet jeśli nie umieliśmy ze sobą wytrzym…
- Przestań gadać te głupoty! Byłam wtedy pijana!
- Mówią, że pijani i dzieci mówią prawdę.
- Okej: przyznaję. Jeszcze kilka miesięcy po naszym rozwodzie coś do ciebie czułam, ale potem już nie. I jesteś megalomanem jeśli tak sądzisz.
- Czyżby?- Było ciemno, ale wyraźnie dostrzegłam jak głowa Wiktora przesuwa się w stronę Moniki. I jak zaczynają się całować. W tym momencie zrozumiałam, że zachowuję się jak typowa podglądaczka i powinnam zostawić ich samych tak by mogli dość do porozumienia. Niestety, chyba moja romantyczna natura znów dała swój upust, bo w ogóle nie przewidziałam, że Monika odsunie się od Wiktora i uderzy go w twarz. A potem zacznie biec w kierunku domu i mnie zauważy.
- Co ty tu robisz?- Spytała mnie stając jak wryta.
- Eee…wyszłam się przewietrzyć, bo zrobiło mi się gorąco. Potem zobaczyłam jak się kłócisz z Wiktorem, więc postanowiłam wam nie przeszkadzać i …
- …w porządku. Tylko…- Monika szybko odkręciła się do tyłu patrząc jak Wiktor wściekle uruchamia swój samochód i bez słowa pożegnania z gospodynią odjeżdża. Chwilę później znów spojrzała na mnie.- Nie widziałaś tego co się stało okej?
- Monika…
- Mówię serio, nie chcę o tym gadać Ewelina.
- Dobrze, jak chcesz.- Monia nie dodała nic więcej tylko weszła do środka. Ja zostałam na zewnątrz jeszcze przez kilka minut a potem wróciłam do stołu z ulgą zauważając, że Ignacy nie siedzi na swoim krześle tylko śmieje się z jakąś kuzynką siedząc na kanapie która znajdowała się w rogu pomieszczenia. Z ogromnym trudem przesiedziałam jeszcze kolejną godzinę, a potem z ulgą wróciłam  do siebie. Nazajutrz liczyłam że Monika chociaż do mnie zadzwoni by wszystko wyjaśnić, ale ona tego nie zrobiła wyraźnie nie chcąc wracać do tematu. A gdy odwiedzając Chojnackich Artur zauważył moje błądzenie w myślach i spytał o przyczynę tylko go zbyłam. Nie byłam pewna czy Monika chciałabym bym mu o tym mówiła. W końcu przed domem pani Agaty kazała mi o tym zapomnieć. Nawet po tym zdarzeniu gdy próbowałam do tego nawiązać udawała że nie wie o co mi chodzi. Dlatego ja również postanowiłam, że udam iż nic się nie stało.

***
Decydując się skorzystać z pomocy Szymka, gdy podjęłam już ostateczną decyzję po wcześniejszym rozeznaniu, razem udaliśmy się do salonu samochodowego by wybrać dla mnie odpowiedni samochód. Ja chciałam coś skromnego i małego tak bym nie bała się parkować i mogła łatwo go wyczuć. Wciąż nie czułam się pewnie za kierownicą, więc jakiekolwiek techniczne utrudnienia były niewskazane. Po dwóch godzinach zdecydowałam się na ładnego Forda Ka, który był jednocześnie malutki i bardzo komfortowy. W dodatku właściciel salonu zdecydował się udzielić mi świątecznej zniżki przedłużając jej zasięg ( bo przecież było już po Bożym Narodzeniu, choć przed Sylwestrem. Serdecznie mu za to podziękowałam, a gdy wracałam już swoim samochodem wciąż nie mogłam się temu nadziwić. Pochwaliłam nawet właściciela salonu, ale wtedy siedzący obok mnie Bralczyk się roześmiał.
- Spodobałaś mu się po prostu i tyle.
- Hm? Żartujesz?
- Wcale nie. Wyraźnie próbował dociec relacji jakie nas łączą, aż w końcu spytał wprost, więc musiałem się przyznać że jesteśmy tylko znajomymi z pracy.
- Nie, po prostu tak ci się wydawało.
- A ten numer telefonu o który cię prosił to niby co?
- Przecież podałam mu go by w razie czego móc odebrać zniżkę na dodatkowe akcesoria.
- Ty tak serio? Ewelina, chłopak cię podrywał. Myślisz, że każdemu to oferują?
- A nie?
- Nie, jeśli już do ciebie zadzwoni to z prywatnego numeru i na pewno będzie oczekiwał na twoją zgodę na randkę skoro dałaś mu na siebie namiary.- Teraz już śmiał się otwarcie.- Serio się nie skapnęłaś?
- A skąd niby miałam wiedzieć? Mogłeś mi powiedzieć o tym wcześniej.- Byłam trochę zirytowana swoją ignorancją i jego rozbawieniem.
- Dla mnie to było całkiem oczywiste, że z tobą flirtował.
- Ale dla mnie nie, więc możesz się ze mnie nie nabijać.
- Przepraszam. Myślałem po prostu, że również odwzajemniasz jego zainteresowanie i dlatego zgadzasz się na podanie mu swojej komórki. Gdybym wiedział, że nie masz o niczym pojęcia to bym ci pomógł.
- Jak mogłeś tak pomyśleć?
- Przecież był całkiem rozgarniętym facetem.
- Ale młodszym ode mnie.
- Hm, co najwyżej rok. Ale najpewniej w twoim wieku.- Nic na to nie odpowiedziałam woląc nie kontynuować tematu. Czasami czułam się głupio w takich sytuacjach. Rzeczywiście miałam problem z rozgryzaniem relacji damsko-męskich, a to dlatego że po prostu byłam otwartą osobą i nie lubiłam owijania w bawełnę. Dlatego te wszystkie niuanse, rozgryzanie o co chodzi w każdym poszczególnym geście, co oznacza spóźnienie faceta pięciominutowe a co dziesiecio…dla mnie w prawdziwym związku i w prawdziwej miłości nie było miejsca na żadne gierki. Pewnie to dlatego zauważałam flirt dopiero gdy był zbyt nachalny (patrz wigilijny wieczór w domu pani Jastrzębskiej i  rozmowa z Ignacym) albo gdy był taktowny i subtelny w ogóle nie zauważałam (jak dzisiaj w salonie samochodowym). Jakoś nie mogłam tego wyśrubować. Poza tym to jeśli już, wolałam czegoś nie zauważyć niż sobie coś do wyobrazić. Dlatego nawet jeśli ten miły chłopak z salonu do mnie oddzwoni to najwyżej nie zgodzę się na spotkanie taktownie odmawiając i kropka. Nie ma co robić z tego jakiejś wielkiej afery. Choć nie powiem mile połechtało mnie zainteresowanie jakiegoś mężczyzny (Ignacego nie liczę, bo jak mówiła Monika był spłukany i szukał raczej kogoś kto opłaci jego długi niż mną zauroczony po dwóch minutach rozmowy), nawet jeśli z mojej strony nie poczułam nawet najmniejszej iskierki zainteresowania. Postanowiłam więc cieszyć się ze specjalnego upustu cenowego i wdrażania się jako kierowca zapominając o komunikacji miejskiej. Miałam nadzieję, że już niedługo zupełnie pewnie poczuję się za kółkiem a nie tylko z kimś obok mnie.
- No dobra a jak robimy w końcu z Sylwestrem?- Z myśli wyrwał mnie głos Szymona.
- Prawdę mówiąc początkowo miałam ochotę na niezłą zabawę, ale teraz Monia uświadomiła mi, że wypadałoby trochę spędzić czasu z Arturem. No wiesz, on zostaje w domu z racji tego że wciąż doskwiera mu noga.
- Więc nie masz zamiaru tam iść?
- Myślałam, że po prostu wpadnę tuż po rozpoczęciu koło ósmej, zostanę na dwie godzinki by się pokazać  i przywitać, a potem wyjdę. To chyba nie będzie bardzo niegrzeczne, prawda?
- Nie, myślę że nawet gdybyś nie przyjęła zaproszenia Krzysiek by to zrozumiał. Choć teraz ma sporo do świętowania, bo w końcu zostanie tatusiem.
- O naprawdę? Będę musiała mu pogratulować.
- Podwójnie.
- Hm?
- To będą bliźniaki.- Roześmiałam się trochę sztucznie.
- Jak widzę za wszystko bierze się pełną parą.- Ucieszyłam się że Szymon się roześmiał odwracając głowę, bo ja w tym czasie mogłam choć trochę zapanować nad swoimi uczuciami. Dziecko...ja marzyłam o nim już od prawie 3 lat a kobiety dookoła rodziły bliźniaki. Próbowałam powściągnąć zazdrość, ale niewiele mi to dało. Dopiero myśl o Monice, która ostatnio zdradziła mi to samo trochę ukoiła mój ból. A więc nie tylko ja byłam w takiej sytuacji.
- Tak, ktoś kto przypatruje się wszystkiemu z boku rzeczywiście może wyciągnąć wniosek, że miał życie usłane różami. Ale nie do końca tak było. A właśnie…- Dodał zmieniając temat.- Wiesz, że całkiem niedawno jego brat Tomasz wziął ślub?- Mowa była o starszym z braci Kamińskich; bracie którego potrącił Mariusz.
- A czy nie mówiłeś, że był żonaty już wcześniej?
- Tak, ale przed swoim wyjazdem za granicę się rozwiedli. Gdy wrócił znów się zeszli.
- Prawdziwa miłość.- Skwitowałam to na poły żartobliwie, na poły poważnie. Pomyślałam przy tym o Monice. Może więc i dla niej i Wiktora była jeszcze szansa? W końcu zanim wyrwała się z uścisku Krajewskiego podczas wigilijnego wieczoru wyraźnie odwzajemniła jego pocałunek.
- Tak, ale teraz chyba ułożyło mu się w życiu.- Wiedziałam po co mi to mówił. Po to bym pozbyła się wyrzutów sumienia i by pokazać mi, że wypadek Mariusza nie spowodował nieodwracalnych szkód w czyimś życiu.
- Cieszę się. – Bąknęłam tylko.
- A wracając do tematu…mam po ciebie przyjechać tak jak się wcześniej umawialiśmy czy odkąd stałaś się właścicielką luksusowego forda Ka zamierzasz go używać przy każdej okazji?
- Zamierzam, ale na pewno nie pozbawiając cię możliwości bycia dżentelmenem. Przyjedź po mnie za piętnaście ósma.
- Dobrze.- Odparł mi. Potem jeszcze wspomniał o paru istotnych kwestiach dotyczących biura architektonicznego aż dojechaliśmy pod jego mieszkanie. Szymek zaprosił mnie abym weszła do niego na chwilę, ale odmówiłam. W tamtym tygodniu umówiłam się z Celiną, a jako przyszłej mamie nie chciałam jej odmawiać. Właśnie widzicie? Przyszłej mamie. Albo to złośliwość losu, albo po prostu wydawało mi się, że w koło rodzi się masa dzieciaków bo zaczęłam zwracać na to uwagę.
Spotkanie z Celiną odebrałam w dwójnasób. Jednocześnie cieszyłam się mogąc zobaczyć dawną przyjaciółkę szczęśliwą z nieźle już zaokrąglonym brzuszkiem ale z drugiej…z drugiej było mi dość ciężko. Nie z powodu jej widoku, skądże. Już raczej propozycji jaką mi złożyła.
- Wiesz, Ewela:- Zaczęła gdy już wymieniłyśmy wszystkie plotki i zmiany jakie zaszły w naszym życiu-… chciałam cię poprosić abyś została chrzestną matką mojego dziecka.- Słysząc to totalnie mnie zamurowało. Celi jednak kontynuowała nadal:- Wiem, że możesz uznać to za impertynencję: właściwie ostatnio nasz kontakt nieco się urwał, ale uważam cię za odpowiednią osobę. Naprawdę chciałabym żebyś to była ty. Nawet stoczyłam o to zażartą dyskusję z moim drogim mężem, który sugerował mi że tylko postawisz mnie w krępującej sytuacji, bo przecież nie będę mogła odmówić.
- Nie skądże. Nawet mi to do głowy nie przyszło. Naprawdę się cieszę. Nawet nie wiesz jak bardzo.- I zgadzam się. Mówiłam szczerze, bo poczułam się tak jakbym to ja miała zostać matką.
- Ja również. Wiem, że jeszcze jest dość czasu, w końcu termin mam na koniec lutego, ale zwykle w mojej rodzinie chrzcimy dość wcześniej, dlatego wolałam dograć wszystko teraz.
- Kto będzie ojcem? To znaczy chrzestnym ojcem?
- Brat Norbeta.- Miała na myśli brata swojego męża.- Jest tylko kilka lat starszy od ciebie, więc będziecie do siebie pasować. To znaczy jako świadkowie.
- O, a już myślałam że chcesz mnie swatać.
- Boże broń. Gdy zjawi się ktoś odpowiedni z pewnością go zauważysz.
- A co jak wtedy będę już gruba i pomarszczona?- Gdy Celina spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy roześmiałam się.- Żartuję tylko.- Nie chciałam by uważała, że właśnie tego chcę. Bo sama jeszcze nie wiedziałam czy tego chcę. Czasami czułam się tylko bardzo samotna. Tak samotna i spragniona czułości takich jak zwykłe objęcie czy całus w policzek. I tych znacznie większych…też. Ale na razie nie chciałam o tym myśleć. A tym bardziej rozmawiać na ten temat z Celiną. Dlatego pospiesznie zmieniłam temat:- A jak tam przyjęła się nowa seria biżuterii którą wypuściliście? Robiłaś już statystyki?

***
Patrząc na ubranych facetów w garniturach i kobiety w eleganckich sukniach czułam się tak jakbym była statystką jednego z tych filmów amerykańskich. O Jamesie Bondzie na przykład. Albo serialu o młodzieży z Beverly Hills, powiedzmy dwadzieścia lat później, bo taka była tu średnia wieku. Paradoksalnie jednak na sylwestrze zorganizowanym przez firmę Build&Project bawiłam się całkiem nieźle. Nie dlatego, że ci sztywniacy okazali się fantastycznie bawić, wręcz przeciwnie. Stało się tak głównie dzięki Szymkowi i jego pobrudzonej koszuli. Ale od początku.
Zaczęło się od tego, że przez pierwsze pół godziny Krzysiek przedstawiał mnie swoim współpracownikom, którzy chwalili projekty jakie wychodziły z mojego biura architektonicznego (a raczej należałoby rzez biura mojego zmarłego męża), zagajali miłą pogawędką, pytali o plany strategiczne (czy coś takiego). I nie, to wcale nie było ciekawe; przynajmniej dopóki Krzysztof nie przedstawił mnie swojej żonie, która była w zaawansowanej ciąży. (tak, kolejna ciężarna na mojej drodze, ale ten fakt nawet nie wzbudził we mnie smutku). A to dlatego, że od razu zapałałam do niej sympatią. Była jakiś rok lub dwa młodsza ode mnie, ale za to wesoła i pomimo swojego stanu pełna energii. Miło pogawędziłyśmy sobie przez kilkanaście minut, a potem opowiedziała mi parę ciekawych anegdotek o niektórych obecnych osobach. Widać było, że również gwiżdże na te całe wymuskane towarzystwo. Ale zaraz przypomniało mi się co Szymon mi o niej mówił: „Wybuchł niezły skandal gdy ożenił się z dziewczyną znikąd”. Tak więc nawet biorąc pod uwagę fakt, że plotki były zbyt wyolbrzymione, najpewniej Aga była dziewczyną o podobnym statusie co ja. I wzięła ślub z bogatym facetem. I również bardzo go kochała.
- Czemu Krzysiek wcześniej mi cię nie przedstawił?- Spytała retorycznie gdy obie wybuchłyśmy śmiechem po tym jak ona zwróciła mi uwagę na to, że pewien akcjonariusz spałaszował już dziesiątą rurkę z kremem. Założyłyśmy się kilka minut temu o to ile zdoła ich zjeść. Ja obstawiałam nie więcej niż dziewięć: rurki były naprawdę duże  i przede wszystkim słodkie, a Agnieszka przynajmniej dziesięć. Tak więc okazywało się, że wygrała.
- No cóż, łączą nas tylko interesy. A raczej nasze przedsiębiorstwa. – Odparłam po dłuższej chwili. Pomijając kwestię, że właściwie to ja guzik zrobiłabym w swojej firmie bez wskazówek Szymka, raczej głupio byłoby mi oznajmić Agnieszce prawdę skoro nie zrobił tego jej mąż. A no wiesz, to ja jestem żoną tego faceta, który pawie zabił twoją szwagierkę i szwagra. Chociaż z drugiej strony skoro Krzysiek jako brat pokrzywdzonego zdaje się o nic mnie nie obwiniać to może jego żona jako powinowata ma do tego mniejsze prawa? W każdym razie lepiej nie ryzykować. – No dobra, to jakie wino mam ci kupić?- Nawiązywałam do przedmiotu naszego zakładu.
- Żadne.- Agnieszka pokręciła głową.
- Ej, wygrałaś uczciwie.
-  Wcale nie miałam przewagę, bo doskonale znam tego łakomczuszka i trochę wpuściłam cię w maliny. A poza tym Krzysiek dałby mi do wiwatu gdyby zobaczył mnie z winem.
- W takim razie kupię ci dużą porcję czekoladek.
- O, chcesz żebym była jeszcze grubsza?- Ze śmiechem objęła się za brzuch.- Wiesz który to miesiąc?- Pokręciłam głową, to akurat tego szczegółu Szymek mi nie zdradził.- Piąty.- Widząc moje zaskoczenie, którego nie zdołałam powstrzymać, znów chwycił ją atak śmiechu.- Wiem, wiem: wyglądam jakby rozwiązanie było tuż tuż co? Gdy myślę o tym jak ja to zrzucę to wpadam w histerię.
- Tym będziesz martwić się później. Liczy się tylko to, żeby udało ci się szczęśliwie urodzić.
- Tak wiem. Ale zawsze byłam trochę próżna. Ale daleko mi do mojej młodszej siostrzyczki, która właśnie idzie w naszym kierunku.- Za moimi plecami Agnieszka skinęła głową jakieś farbowanej blondynce. W życiu nie powiedziałabym, że są siostrami. Owszem, obie były ładne, ale Aga w jakiś taki subtelny i mniej oczywisty sposób. Mariola (bo chwilę później się mi przedstawiła) z kolei miała raczej urodę wampa: duże usta, oczy, wąski nos, wysokie kości policzkowe. Do tego w pełnym makijażu i sztucznymi (a przynajmniej taki mi się wydawało, ale cholera ją tam wie) rzęsami wyglądała jak milion dolarów. Nawet teraz gdy usiadła obok nas zauważyłam jak przyciąga męskie spojrzenia.
- Co, już się wytańczyłaś?- Spytała siostrę Aga gdy tylko nastąpiła nasza wzajemna prezentacja.
- Nie, ale ostatnio tańczyłam z takim sztywniachą, że już nie mogłam wytrzymać. W dodatku pytał mnie co sądzę o ostatnich notowaniach WIG-u czy coś takiego a ja nie wiedziałam czy to jakiś tytuł serialu którego nie znam czy nazwisko Ministra Finansów. Jezu, chyba muszę trochę podszkolić się w polityce i ekonomii, bo czuję się tu jak kompletny dzieciak.- Jęknęła.
- I pewnie przy okazji zbyt często zerkał w twój dekolt, co? Mówiłam ci, że jeśli chcesz tu przyjść masz się przyzwoicie ubrać.- Strofowała ją Agnieszka. Mariola na tę reprymendę wzruszyła ramionami.
- Ale to całkiem zabawne. Jednego gościowi na którego przypadkiem wylałam wino powiedziałam nawet, że jestem z agencji towarzyskiej Ruzi. Boże, gdybyś wiedziała jak wtedy na mnie spojrzał.- Zaśmiała się jakby tylko do swojego wspomnienia.
- Żartujesz prawda?- Spytała ją Agnieszka.
- Niestety nie.
- Mariola, a jeśli to był ważny klient albo inwestor? Jeśli tylko przez ciebie reputacja Krzyśka ucierpi to informuję cię, że cię własnoręcznie rozszarpię. I już nigdy nie dam się namówić na to by cię gdzieś zabrać.
- Hej, nas łączą więzy krwi a z Krzyśkiem tylko powinowactwo. Powinnaś trzymać z rodziną…no dobra, już nie patrz tak na mnie. Ale ten facio mnie wkurzył. Po prostu go nie zauważyłam i oblałam drinkiem a on potraktował mnie tak chamsko jakbym zrobiła to specjalnie. Wiem, że to była banalna sytuacja i w ten sposób niektóre laski próbują zwrócić uwagę faceta który im się podoba, ale spójrzcie na mnie: czy ja muszę to robić? Poza tym nie znoszę takich aroganckich dupków, którzy myślą że są strasznie mądrzy. Wielki ważniak za pięć dwunasta. Jezu, nie wiem siostrzyczko jak ty odnajdujesz się w świecie pełnym takich nudnych zadufanych ludzi. I ty też Ewelino, bo ja żałuję że chciałam tu przyjść by zobaczyć jak bawią się sztywniacy z wyższych sfer. Chociaż pewnie fajnie jest być wielką panią prezes, prawda?- Spytała patrząc na mnie.
- W rzeczywistości to piekielna harówka i stres, ale ja właściwie mam do pomocy pewnego wspólnika, który praktycznie odwala za mnie czarną robotę.
- Hm, tak to też bym chciała. Ale fucha fryzjerki bardzo mnie kręci. Chociaż śmiesznie jest gdy kogoś o tym informuje. Patrzą się na mnie jakby siostra Agnieszki Kamińskiej, żony prezesa Build&Project była zwyczajnym zerem. Nie potrafią pojąć, że mogę lubić i chcieć być fryzjerką, bo jedyne co ich kręci to robienie papierków. To znaczy kasy.- Mariola upiła łyk swojego soku po czym obdarzyła mnie szerokim uśmiechem.- A teraz wybaczcie wracam na pakiet. Aha, i pamiętajcie że jakbym nie wróciła to znaczy, że zaszlachtował mnie ten sztywniak któremu wylałam drinka na marynarkę.
- Cała Mariola.- Skwitowała to Agnieszka po jej odejściu.- Wpada na moment jak tajfun mówiąc jednocześnie o wszystkim i o niczym.
- Ale jest bardzo pozytywna i gdzieś ma co myślą o niej inni. To jest fajne.
- Tak, ale nie wszyscy tak myślą. Mam szczerą nadzieję, że ten mężczyzna któremu oblała marynarkę jednak nie będzie się za to gniewał.
- Spokojnie, z tego co zrozumiałam to nie wie nawet że należy do rodziny Kamińskich, wiec w razie czego wyprzesz się jakiegokolwiek związku z Mariolą.- Agnieszka roześmiała się również odpowiadając mi żartem, a potem porozmawiałyśmy sobie jeszcze przez kilka minut. Wtedy zdecydowałam, że czas wreszcie poszukać Szymka.
Znalazłam go otoczonego kilkoma mężczyznami, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać. W międzyczasie przespacerowałam się po sali i pozwoliłam namówić się na wolny taniec pewnemu sympatycznemu staruszkowi, który był bardzo błyskotliwym rozmówcą. Dopiero wtedy Bralczyk do mnie podszedł.
- Widzę, że świetnie się bawisz.
- W zasadzie to tak. Bardzo sympatyczny człowiek.
- Prezes OIGPM.
- Powinnam wiedzieć co oznacza ten skrót?
- Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli. W przełożeniu: niezła szycha.
- Hm, to w sumie dobrze że o nim nie słyszałam. Gdzie zniknąłeś na tak długo?
- Trochę poplotkowałem, trochę porozmawiałem z pewnymi ludźmi. No i miałem małą przygodę o której nie warto mówić. Przepraszam, że zostawiłem cię na tak długo. Chcesz już wracać? Pamiętam, że chciałaś zwinąć się z imprezy jeszcze przed dziesiątą.
- Jeśli byłbyś tak dobry i mógłbyś mnie odwieźć. A co do przeprosin to wcale się nie gniewam. Przecież nie jesteśmy parą, po prostu przyszliśmy tu razem. Co to za przygoda o której mówiłeś?
- W zasadzie niewarta uwagi.- Zaczął Szymek kierując mnie do szatni za pomocą dłoni, którą delikatnie położył na moich plecach.- Jakaś dziewczyna z fiksum dyrdum oblała mnie winem.- Słysząc to parsknęłam śmiechem. Szybko jednak udałam, że po prostu się zakrztusiłam.- Prawie dwadzieścia minut próbowałem usunąć plamę, ale i tak czuję że cuchnę alkoholem. Dobrze się czujesz? Chyba się nie przeziębiłaś?
- Nie.- Odpowiedziałam decydując się zaprzestać udawanego kaszlu.- Nie wiesz co to była za dziewczyna?
- Nie mam pojęcia i jakoś mnie to nie interesuje. Chociaż wyglądała dość…krzykliwie jak na mój gust.- Rzeczywiście, czerwona sukienka Marioli ściśle dopasowana do ciała mogła zwracać uwagę. Nawet jeśli nie była dość wydekoltowana i sięgała jej do kolan.- Myślisz, że powinienem wrócić i poinformować Krzyśka, że mogła dostać się przypadkiem?
- Nie sądzę. Może po prostu to córka jakiegoś ważniaka. Pewnie była młoda?
- Tak. Ledwie po dwudziestce.- No cóż mnie Mariola wydawała się trochę starsza, ale być dzięki umiejętnemu makijażowi pewnie Szymek wziął ją za nieco młodszą. W końcu faceci łatwo dawali się nabrać na takie upiększenia.- Nie wiem jaki ojciec mógłby wypuścić córkę w takim stroju. To po prostu…
- Nie przejmuj się już tym.- Próbowałam skierować rozmowę na inne tory, bo rzeczywiście czasami Szymek wpadał w ten swój niezwykle poprawny nastrój. To znaczy taki, jakim znałam go jeszcze za czasów życia Mariusza nie wiedząc jeszcze, że potrafi być zupełnie inny. Bo owszem, był nieco staroświeckim facetem i czasami jego poglądy były, cóż, dość archaiczne, ale mimo wszystko było to bardzo słodkie. Jednak lepiej żeby zapomniał o niemiłej przygodzie z siostrą Agnieszki. Może przy następnym spotkaniu złość na nią nieco mu minie i ich pierwsze spotkanie wyda mu się zabawne.
- Masz rację. Odwieść cię pod dom Chojnackich, tak?
- Nie, pod blok Moniki. Miałyśmy jechać do Artura razem.  
Gdy kilkanaście minut temu dojechaliśmy pod adres Jastrzębskiej podziękowałam Szymkowi, a on kazał mi pozdrowić Chojnackiego. Obiecałam, że tak zrobię i razem ze swoją szwagierką pojechałyśmy autem do Artura. Pani Grażyna z mężem wiedzieli o tej wizycie, więc nie obawiałam się że mogą nas nie wpuścić, ale trochę martwiłam się czy Chojnacki nie położył się wcześniej lub nie będzie miał w ogóle humoru żeby świętować. A może jednak jacyś jego dawni znajomi sobie o nim przypomnieli? Co prawda pani Grażyna mówiła mi kiedyś, że po powrocie zza granicy i wypadku nie odnowił z nikim kontaktu, ale nigdy nic nie wiadomo. Monika jednak mnie uspokoiła mówiąc, że na pewno ucieszy się z naszych odwiedzin. Jakby na dowód tego wskazała swoją torbę, w której była cała masa przekąsek i dwa szampany.
Okazało się, że miała rację. Artur rzeczywiście wydawał się być bardzo zadowolony. Na dodatek przez dwunastą do naszego świętowania przyłączyli się państwo Chojnaccy, więc było o czym rozmawiać. Dopiero gdy wznieśliśmy toast za Nowy Rok pan Grzegorz oznajmił:
- No cóż, my już pasujemy. Taka pora dla staruszków to zdecydowanie czas na sen, a nie na imprezy. Ale wy młodzi bawcie się dobrze.- Pożegnał się z nami w imieniu swoim i pani Grażyny, więc zostaliśmy we trójkę sami.
- Nie wiem jak wam, ale mnie zrobiło się miło gdy wuj zaliczył mnie do młodych.- Zażartowała Monika.- W końcu bliżej mi raczej do ich pokolenia niż do waszego.
- Hej, teraz to robisz z siebie staruszkę.- Ofuknęłam ją.
- Właśnie. – Przyznał mi rację Artur.- Poza tym liczy się wiek duszy, chociaż z drugiej strony nie wiem czy to dla ciebie takie dobre, bo wtedy miałabyś nie więcej niż dwanaście lat.
- Ty świnio! Kulawa świnio!- Zaśmiała się Monika, choć wyraźnie była nie zła, lecz rozbawiona.
- Wypili tylko po kieliszku szampana i już wpadli w pieniaczy nastrój.- Skomentowałam to zakładając ręce pod boki.
- No cóż ród Makowskich podobno wywodzi się od samych awanturników i hulaków.- Odpowiedziała mi szwagierka.- Tak nazywał się nasz dziadek.- Dodała w razie gdybym o tym nie wiedziała, choć kiedyś Mariusz zdradził mi panieńskie nazwisko swojej matki.
- Więc to chyba dobrze dla mojej psychiki, że ja jestem tylko z wami spokrewniona po kądzieli.
- Może i tak, ale twój charakterek wykazuje pewne oznaki, które jednoznacznie wskazują na…
- Co masz do mojego charakteru?- Przerwałam mu.
- Zapomniałeś jeszcze o temperamencie, Artur.- Wtrąciła Monika.
- Masz rację: Ewelina szybko poddaje się emocjom i nastrojom.
- Hej, ja tu jestem. Poza tym zrozumiałam swój błąd.
- Raczej zdałaś sobie sprawę z przewagi dwa do jednego…- Przekomarzaliśmy się tak przez kilka minut, a potem decydując się skonsumować wszystkie przekąski włączyliśmy wielką plazmę Artura wybierając jakiś klasyczny horror, którego nie oglądałam. Mimo iż zapowiadał się naprawdę ciekawie, to jednak odwykła od imprezowania i alkoholu (okej może i szampan nie miał go w sobie wiele, ale już cztery kieliszki tak) szybko poczułam znużenie.
Obudziłam się bardzo powoli szeroko ziewając. Lekko poruszając szyją poczułam, że znajduję się w lekko niewygodnej pozycji, ale mimo to poduszka była miękka więc nie otwierałam oczu. Po omacku próbowałam poprawić ją rękami, ale gdy natrafiłam na coś ciepłego momentalnie otrzeźwiałam. Bo to wcale nie było ciepło pochodzące z mojego ciała. To było ciepło pochodzące z ciała. Tyle, że czyjegoś. Zaraz jednak uspokoiłam się. Najprawdopodobniej spałam przytulona do Moniki, którą zmógł sen tak jak mnie. Na razie jednak do mojego rozespanego mózgu nie docierało, gdzie możemy się znajdować. Ważne było to, że dalej mogę sobie spokojnie spać. Zamierzałam więc dalej spać.
- Wstałaś już?- Usłyszałam chwilę później gdy delikatnie poprawiłam swoją pozycję.
- Hm?- Mrugnęłam chcąc tylko by moja szwagierka się zamknęła.
- Ewelina, obudź się i otwórz oczy. Trochę zdrętwiałem.
- Zaraz, zaraz jeszcze tylko minutkę…- Wymamrotałam. Wiedziałam, że Monika miała rację, ale mimo wszystko zawsze byłam śpiochem i wstawanie o poranku było dla mnie mordęgą. Tyle, że…zdrętwiałem? Monika przecież nie powiedziałaby o sobie w rodzaju męskich. No chyba, że się przesłyszałam…Wciąż nie otwierając oczy po prostu wyciągnęłam rękę zza policzka i dotknęłam swojej „poduszki”. Wyczułam ciepłą skórę która nie naprowadziła mnie na żaden trop. Dopiero gdy moja dłoń skierowała się wyżej w stronę klatki piersiowej i zamiast niej wyczuła zarys twardych mięśni przekonałam się, że jednak nie leżę na Monice. Mimo to wciąż nie dowierzając swoim zmysłom dotyku sunęłam prawą dłonią jeszcze wyżej. Nawet zakładając, ze Monia była zupełnie płaska i zaczęła łykać sterydy to jednak zaczątku zarostu na brodzie raczej nie miała.
- Wiesz co, to bardzo przyjemne, ale mimo wszystko wolałbym żebyś ze mnie zeszła. Trochę zdrętwiałem.
- Cholera.- Zaklęłam gwałtownie się podnosząc do pozycji siedzącej. Tak gwałtownie że poczułam tępe pulsowanie w głowie i na moment znów zamknęłam oczy. Potem je otworzyłam tak jak się spodziewając widząc przed sobą roześmianą twarz Chojnackiego.- Jezu, co ty tu robisz?!
- Śpię.
- To widzę.- Prychnęłam zadowolona, że ma na sobie spodnie od desu i czarną bokserkę. A więc mimo wszystko nic między nami nie doszło…nie o czym ja myślę, aż tak dużo wczoraj a raczej dzisiaj nie wypiłam…Dla pewności spojrzałam jeszcze na swój strój, ale wciąż miałam na sobie wczorajszą sukienkę, chociaż w trakcie snu nieco podciągnęła mi do góry tak, że teraz ledwie zakrywała uda. Szybko ją poprawiłam.- Ale czemu  śpisz obok mnie?
- Bo to moje łóżko i jeśli chcesz wiedzieć to ty się tutaj wprosiłaś.
- Co?
-  To znaczy po prostu zasnęłaś i Monika nie chciała cię budzić.  Ja zresztą też. Dlatego powiedziałem jej, że spokojnie możesz przespać się u mnie, a gdy się obudzisz odwiezie cię mój tata albo taksówka.
- Trzeba było mnie obudzić.- Powiedziałam już odrobinę zakłopotana zdając sobie sprawę, że spałam z Arturem w jednym łóżku. Nawet jeśli oprócz tego nic więcej między nami nie doszło. Tyle że sen zwykle wydawał mi się być intymną czynnością.- Dawno się obudziłeś?
- Kilka minut przed tobą. I cieszę się, że się obudziłaś bo nie wiedziałem co zrobić. Słodko spałaś ale mimo wszystko po prawym barku wciąż chodzą mi mrówki.
- Przepraszam. – Bąknęłam wstając z łóżka. Zastanawiałam się jak też muszę się prezentować skoro wczoraj zrobiłam sobie makijaż. A w szczególności czy tuż do rzęs który sobie kupiłam specjalnie na tę okazję rzeczywiście jest wodoodporny i utrzymuje się do dwudziestu czterech godzin. Jednakże martwienie się o swój zewnętrzny wygląd było w tej sytuacji nieco groteskowe.- Naprawdę nie chciałam ci robić kłopotu. Już się zwijam.
- Daj spokój: możesz zostać chociaż na śniadaniu.
- Nie, ta sytuacja i tak jest wystarczająco niezręczna. Jeszcze raz przepraszam.
- Bez przesady. Właściwie to całkiem miło się z tobą spało.
- Artur…
- Spokojnie żartuję. Jeśli boisz się, że nie zdołałaś mi się oprzeć i zaszło między nami coś więcej to muszę cię rozczarować bo nic takiego się nie stało. Nie wspominając już o tym, że cholernym kolanem miałbym z tym spory problem.- Może w innych okolicznościach żart Artura rozluźniłby nastrój, ale tym razem tak się nie stało. A to dlatego, że wciąż czułam pod ręką którą go dotykałam ciepło jego skóry i dotyk klatki piersiowej. Na dodatek z rozwichrzonymi włosami i delikatnym zarostem na twarzy, ubrany w dość nieformalny stój wyglądał tak, że…że czułam się zaniepokojona. I wiedziałam, że widać to w moim rozbieganym wzroku oraz z pewnością rumieńcu na policzkach do których napływała mi krew. Moje zakłopotanie potęgował jeszcze fakt, że on musiał to widzieć.
- Wiem, wiem. Ale mimo wszystko…dzięki za nocleg. Cześć.
- Ewelina…- Artur jeszcze próbował mnie zatrzymać, a ja po raz pierwszy cieszyłam się  z jego kalectwa, bo dzięki temu nie mógł mnie dogonić. Pozostało mi tylko jeszcze mieć nadzieję, że ostrożnie wymknę się niezauważona przez panią Grażynę i Grzegorza. Niestety służba już pracowała i miła sprzątaczka powitała mnie tuż przy drzwiach wejściowych. Miałam nadzieję, że nie będzie paplą. Cholera, dlaczego Monika mnie tu zostawiła? Dlaczego mnie nie obudziła? To wszystko co się stało wypadło naprawdę bardzo głupio.

8 komentarzy:

  1. Coś mi nie pasuje, przecież Ania i Tomek wzięli drugi ślub po narodzinach bliźniaków. A jeszcze dokładniej aga urodziła przed ich rozwodem.
    Jeśli się mylę poprawcie Ania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak kiedyś (gdzieś) napisałam wcześniej, na potrzeby zachowania ciągłości akcji dość swobodnie operuję czasem, dlatego musisz mi wybaczyć. Oczywiście nie zamierzam zmieniać żadnych szczegółów dotyczących związku żadnego z bohaterów wiec o to nie trzeba się obawiać. Ale pisząc opowiadania powiązane ze sobą trudno o bardzo dużą zgodność. W każdym razie jesli to cie zmartwiło to przepraszam, bo to rzeczywiście mój błąd (akurat w tym przypadku niecelowy, bo rzeczywiście zapomniałam o tym ze dzieci Krzyska i Agi urodziny się jeszcze przed ślubem jego brata

      Usuń
  2. Super opowiadanie kiedy cos dodasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro coś napiszę, bo po dzisiejszym dniu juz padam.

      Usuń
    2. świetnie, czyli czekam dzis na rozdział :)

      Usuń
  3. Mam pytanje co do opowiadania. Ten Wiktor z Moniką to z opowiadania Zakochany Klown, tak? A ten Andrzej z Kasią to ten Andzrzej od Julii Barańskiej i teraz ma nową dziewczynę? Jeśli nie albo i tak MOGŁABYŚ W NASTĘPNEJ CZĘSCI DODAĆ DLA GANÓW OPOWIADANIA ZAKOCHANY KLOWN, JAKIŚ DŁUŻSZY FRAGMENT O ANDRZEJU. Wiem że opowiadanie nie tyczy się jego, ale PROSIMY, a w szczególności JA,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na oba pytania odnośnie powiązań między bohaterami opowiadań odpowiedź brzmi "nie". Zazdrosna była narzeczona Wiktora z ZAKOCHANEGO KLAUNA nie ma nic wspólnego ze starszą siostrą zmarłego męża Eweliny z MASKARADY. Akurat w tym przypadku to zwyczajna zbierzność imion: często postaciom drugoplanowym nadaję pierwsze lepsze imiona które w danej chwili przyjdą mi do głowy przez co są dość banalne i mogą się powtarzać. Może to być mylące dlatego jeśli jakiekolwiek powiązania między opowiadaniami istnieją to najczęściej staram sie o nich uprzedzać czytelników.

      Usuń
    2. A co do losów Andrzeja to po prostu miałam zamiar kontynuować cykl Brylantowego liceum, ale jakoś wiąż odkładam to na później. Może kiedyś jeszcze mi się uda to zrobić.

      Usuń