Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Zwariowani lokatorzy: Rodział XVI



W ciągu następnego tygodnia skorzystałam z rady swojej nowej menadżerki, która przygotowała mi listę aktualnych na aktorskim rynku produkcji w których miałabym szansę na angaż. Nazywała się Katarzyna Sienkiewicz i wcześniej pracowała już z jakąś aktorką, ale postanowiła skończyć współpracę gdy tamta wpadła w nałóg narkotyków i alkoholu.
Szybko ją polubiłam: była tak samo bezpośrednia jak ja i nie wahała się powiedzieć tego co myśli. Na dodatek uwielbiała czarny humor, więc szybko też znalazłyśmy wspólny język. (mama nawet z tego powodu sobie ze mnie żartowała)
W ten sposób w ciągu następnego miesiąca byłam na trzech castingach z których dwa okazały się być owocne, a jeden angaż zdecydowałam się przyjąć. (Już za trzy miesiące, na wiosnę, miały się rozpocząć zdjęcia a potem kręcenie filmu.) Drugiej propozycji nie przyjęłam gdy tylko zorientowałam się, że scenarzystą miała być Natalia Milewczyk- ta sama która pisała dialogi do „Zwariowanych lokatorów”. Nie chodziło nawet tylko o jej dość marne umiejętności pisarskie, bo pomimo faktu iż jej nie znosiłam, musiałam przyznać że dialogi sitkomu z każdym nowym sezonem były coraz lepsze. Ale po prostu nie sądziłam bym miała szansę na pogodzenie się z nią zwłaszcza po tym jak prawie złamałam jej nos. Tym bardziej utwierdziłam się w tym gdy pomimo wszystko zdecydowałam się iść na casting. Ironicznie przywitała mnie wówczas pytaniem czy już wyleczyłam swoje złamane serce po stracie Pawła Fabisiaka a potem stwierdziła, że chyba jestem tu z powodu kończących się środków na koncie. W końcu służbę już zwolniłam, więc sama musiałam harować w swoim domu wykorzystując swoją siostrę i byłego faceta (miała na myśli Bartosza). No i że przestałam się chyba obżerać, bo udało mi się wrócić do dawnej wagi. Brrr, ta dziewczyna w ciągu pięciu minut tak podziałała mi na nerwy, że pożałowałam iż kiedykolwiek ją przeprosiłam. Nie omieszkałam jej tego powiedzieć.
- Wiesz co Milewczyk? Gdybym mogła cofnąć czas to uderzyłabym w ten twój krzywy nosek mocniej i ci go z chęcią złamała. Wtedy przynajmniej twoja piekielna twarz ostrzegałaby przed takim samym piekielnym charakterkiem.
-  A ja gdybym mogła to zrobić to nagrałabym ten moment w którym wypłakujesz się byłemu facetowi na ramieniu mówiąc, że kochasz innego i poszła z tym do TVN-u. Ale tak musi mi wystarczyć satysfakcja z obserwowania tego osobiście.
- Co?
- Nawet nie wiesz jak z trudem hamowałam śmiech słysząc twój zapłakany głosik.
- O czym ty mówisz?- Wciąż nie mogłam wierzyć w to co sugerowała. Bo to było po prostu nie możliwe. Nikogo nie było tam poza mną i Bartoszem. Nikogo. Chociaż…
- Jak to o czym? Nie domyślasz się? O przyjęciu z okazji zakończenia kręcenia szóstego sezonu sitkomu.- A więc jednak.
- Podsłuchiwałaś moją rozmowę z Bartoszem?
- Wcale nie; to znaczy początkowo. Też wyszłam na chwilę na zewnątrz. Musiałam odebrać telefon. Ale zauważyłam moją drogą Agatkę i chciałam się z nią przywitać. Tylko nie chciała przeszkadzać ci w dokończeniu twojej rozmowy z Kalinowskim.- Roześmiała się Natalia.
- Jesteś…jesteś po prostu perfidna.- Z nadmiaru emocji aż zabrakło mi słów.- I zła.
- Ojej, bo jeszcze się popłaczę. Smutek po odejściu ukochanego sprawił, że nawet nie stać cię na ciętą odzywkę?
- Uważaj Milewczyk, uważaj. Jeśli tylko…- Chciałam powiedzieć, że jeśli pójdzie z tym do gazet to pożałuje, ale szybko zrozumiałam, że to bezcelowe. Po pierwsze dlatego, że nie mogłam jej niczego zrobić i ona o tym wiedziała. W przeciwnym razie mogła w odwecie oskarżyć mnie za tamtą bójkę i uszkodzenie jej ciała. Po drugie i tak nie zrobiłaby tego o co proszę; już prędzej roześmiałaby mi się w twarz robiąc na przekór. Po trzecie (co niejako wynikało z punktu drugiego)  tylko podsunęłabym jej pomysł jak się na mnie zemścić. Bo być może jeszcze nie poszła z tym do gazet nie wiedząc ile może na tym zarobić.-…a z resztą nieważne.- Mrugnęłam.- Mam gdzieś za kogo mnie masz; mścij się, kpij, złorzecz… wisi mi to.
- To dobrze, bo już to zrobiłam.- Roześmiała mi się prosto w twarz, a potem bez słowa wyjaśnienia odeszła. Co to znaczyło, że już się zemściła?
Po wstępnym szoku postanowiłam się ją zignorować, a potem wyszłam ze studia. Nie miałam zamiaru startować w castingu do serialu z jej udziałem. Jeden angaż na razie mi wystarczy. Poza tym Milewczyk wcale nie miała racji: z reguły byłam dość oszczędna, więc na swoim koncie miałam jeszcze dużą sumę pieniędzy. Nie wspominając również o tym, że ojczym dość rozsądnie lokował moje środki może nie na super zarabiających spekulacjach, ale za to pewnych źródłach. Nie musiałam więc przyjmować wszystkich propozycji jak leci, a już tym bardziej zniżać się do tasiemcowych seriali. Od tego był już tylko krok do jeszcze żałośniejszych reklam. Poza tym dzięki temu nawet mimo września miałam nadal wakacje.
Z kolei moja siostra rozpoczęła ambitny plan, który ja nazywałam żartobliwie kampanią pt. „Agata zapomina o dupku Fabisiaku”. Polegało to głównie na tym, że Dagmara wielokrotnie wyciągała mnie z domu. Czasami nawet w tak oczywisty i ostentacyjny sposób jak spotkanie w kawiarni razem z Bartoszem i jednym z jego kolegów (których przecież dobrze znałam; w końcu przez ponad półtora roku spotykałam się z Bartkiem, ale ten szczegół najwyraźniej wypadł z pamięci mojej siostry) próbując mnie swatać. Oczywiście wcale się do tego nie przyznawała: mówiła, że to Bartek zaprosił swojego znajomego albo że zrobiła to po to by było do pary i ja nie czułabym się jak piąte koło u wozu. W końcu, po jakichś dwóch tygodniach przyznała, że to był głupi pomysł. Spróbowała więc nowego orężu zdając sobie sprawę, że facet nie zawsze musi być najlepszym sposobem na zapomnienie  o innym facecie. Potrzeba tylko czegoś co zajmie myśli i ciało, a więc nie pozwoli na wspominanie bolesnych chwil.
Tym razem chciała mnie namówić do udziału w kampanii społecznej na rzecz chorych na raka dzieci, ale ja uważałam że nie wypadnę w tym wiarygodnie i raczej nie zachęcę nikogo do pomagania: jeśli już to zniechęcę. Ona jednak perswadowała, że jestem znaną i lubianą aktorką na dodatek po ostatnim skandalu bardziej zauważalną więc moja twarz znacznie wzmocni wiarygodność całego przedsięwzięcia. Nie mając nic do stracenia zgodziłam się. A potem wzięłam udział w bankiecie na którym zorganizowano kwestę zbierająca datki dla potrzebujących maluchów, spotkałam się w szpitalu z dzieciakami rozdając masę autografów i czekolady a także opowiadając o swoim serialu (Bo okazało się, że nawet dziesięciolatki oglądały „Zwariowanych lokatorów”). To było totalnie nie w moim stylu, ale powoli zaczynałam rozumieć co Daga widzi w tych całych wolontariatach i działalnościach charytatywnych. Może i daleko mi było do świętej i nawet nigdy nie aspirowałam do tej roli, ale na współczucie i pomoc chore dzieciaki mogły ode mnie liczyć. Naturalnie gazety musiały to upublicznić: większość z pozytywnym wydźwiękiem. Tylko nieliczne pokusiły się o złośliwości, że jest to sposób na ukojenie bólu serca po rozstaniu z Fabisiakiem i świadomością, że mój inny były zaręczył się z moją siostrą. To spowodowało, że zaczęłam się zastanawiać co pomyśli sobie o tym Paweł: przecież w przeszłości śmiał się ze mnie gdy rozmawialiśmy o wolontariacie. Mówił, że nie ma we mnie empatii czy współczucia a wszystko co robię charytatywnie robię z poczucia obowiązku a nie serca. Czyżby więc czytając gazetę śmiał się z mojego udawania zarzucając mi świętoszkowatość? A może sądził, że się zmieniłam, bo tak się chyba stało skoro słowa bezinteresowność można było użyć w jednym zdaniu z moim imieniem i nazwiskiem. Jej a nawet jeśli to co mnie to do cholery obchodziło?!
Rzadko jednak o nim myślałam. W natłoku codziennych zajęć (remontu i gruntownym sprzątaniu domu, działalności charytatywnej, uczestnictwa w kilku galach i pokazach mody mojej siostry Dagmary, dłuższych bo dwudniowych odwiedzinach u rodziców,  powrotem na czerwony dywan z czym wiązana była promocja serialu, nowych planach zawodowych i współpracą z menadżerką czy odbudową przyjaźni z Moniką) zapychałam umysł masą innych rzeczy byleby tylko być zmęczonym tak by nie móc roztrząsać naszego związku z Pawłem. Nie zastanawiać się co robi, z kim robi, co o mnie myśli i co ja o nim myślę. Czy przestałam go kochać, czy go nienawidzę, czy cierpię…Łatwiej było mi na razie być tchórzem i uciekać myślami gdzie niż stawić czoło sytuacji.
Ale czasami mi się to nie udawało: gdy jadłam miętową czekoladkę (w przeszłości to przecież on często mi je kupował), lub natykałam się na nasze wspólne zdjęcie na portalach plotkarskich (po kiego licho więc na nie wchodziłam), a nawet wtedy gdy oglądałam zwiastun do szóstego sezonu „Zwariowanych lokatorów”, który zaczął pojawiać się w telewizji jako reklama. Bo już sam widok twarzy Pawła przywoływał bolesne wspomnienia. A co dopiero gdybym miała spotkać się z nim na żywo? Czasami chciałam by zamiast za dwa tygodnie miał wrócić sobie z tego Poznania za dwa lata. Może wtedy uporałabym się wystarczająco ze swoim beznadziejnym zauroczeniem. Chociaż przecież tak jak mówił nie łączyły nas już żadne sprawy zawodowe a tym bardziej uczuciowe. Istniała więc duża możliwość, że przy odrobinie szczęścia uda mi się go nigdy nie spotkać na żywo.
Tyle, że tak jak to zwykle w takich sytuacjach bywa los znów spłatał mi figla. Gdy już jako tako doszłam ze sobą do ładu, do moich drzwi zapukał nie kto inny jak Paweł Fabisiak w swojej skórzanej kurteczce, bawełnianej koszulce i dość ciasnych dżinsach. Na jego widok nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa. Tydzień temu po gruntownym sprawdzenie systemu antywłamaniowego doszłam do wniosku, że nie potrzebuję ochroniarza, z czym niestety wiązała się konieczność zwolnienia Piotra Mordki. (Mówię niestety, bo Monika nadal mimo upływu czasu miała nadzieję, że facet w końcu da się jej przynajmniej zaprosić na przysłowiową kawę. No i okazał się wcale wartościowym człowiekiem przez co go szczerze polubiłam.) A on, Paweł, tak po prostu wparowuje pod moje drzwi wejściowe. Może to z tego powodu pierwsze pytanie jakie mu zadałam było głupie:
- Jak udało ci się tutaj wejść? Przecież musiałeś zadzwonić domofonem. Inaczej furtka by się nie otworzyła.
- Przeskoczyłem ją.- Odparł. Spojrzałam na niego jak na idiotę: moja furtka miała dwa metry; na dodatek zaraz za nią rósł niewiele mniejszy żywopłot, a nie wielkości jakichś żałosnych pięćdziesiąt centymetrów tak by dało się go przeskoczyć! Widocznie moja mina musiała wydać mu się komiczna, bo potem dodał z lekkim rozbawieniem:- Okej, pamiętałem o ukrytym przejściu w żywopłocie którym mnie kiedyś prowadziłaś gdzie jest niewielka luka między nim a bramą.
- Ale byłeś wówczas zaślepiony pieprzowym gazem.
- To akurat widziałem. Mogę wejść?- Mimo, że o to pytał już przekroczył próg mojego domu.
- Nie. Chyba nie mamy zbyt wielu tematów do rozmowy. – Zauważyłam sucho nie wiadomo po co. Minęło półtora miesiąca a on co? Przychodzi sobie a raczej włamuje się do mojego domu jak gdyby nigdy nic? A co jeśli widzieli go reporterzy, jeśli znów zrobią z tego nie wiadomo co rozdmuchując całą sprawę do rozmiarów romansu? I co jeśli o to mu właśnie chodzi? By uciec przed natłokiem pytań bez odpowiedzi dodałam już twardo:- I dlaczego w ogóle nie jesteś jeszcze w Poznaniu? Czy zdjęcia nie miały być kręcone jeszcze przez dwa czy trzy tygodnie?
- Tak, ale z powodu wypadku na planie trzeba było je wstrzymać.
- Coś poważnego?
- Nie, jakieś zwichnięcie u jednego z kaskaderów. Przeszarżował i naciągnął ścięgno.  A potem już dość łatwo o kontuzję. Tyle, że to on dublował sceny z policjantem który jest główną postacią więc na razie reżyser zarządził przerwę. - Wyjaśnił mi. Gdy to zrobił zamilkł, bo ja czekałam aż w końcu zdradzi mi cel swojego wtargnięcia. Starałam się przy tym na niego nie patrzeć: nie uświadamiać sobie jak wielokrotnie wplatałam dłonie w te ciemne pasma włosów, jak całowałam te ładnie wykrojone usta, jak tuliłam się do twardej jak stal piersi…Jej, znów okazywałam się być żałosna. Nie kocha cię i na dodatek obsmarował w prasie Liszka, powiedziałam sobie. Nie, wróć. Jaka Liszka? Przecież tylko on mnie tak nazywał. A o wszystkim co wiązało się z Fabisiakiem chciałam zapomnieć.
- Czego chcesz?- Wyrzuciłam z siebie w końcu zła za to, że on nadal tak na mnie działa. A teraz na dodatek urządza sobie jakieś towarzyskie odwiedziny. Mój gniewny ton tylko go rozbawił.
- Nawet się ze mną nie przywitasz tylko od razu tak bezpardonowo pytasz o cel wizyty? Szmat czasu się nie widzieliśmy.
- I wolałabym żeby tak pozostało.
- Ja wręcz przeciwnie. Nudziło mi się bez ciebie. Tak w ogóle to świetnie wyglądasz.- Wiedziałam, że ze mnie żartuje, bo miałam na sobie stary T-shirt i  luźne spodnie odpowiednie do pucowania auta (co właśnie skończyłam robić) ale na pewno nie eleganckie czy ładne, więc nie mogłam też tak wyglądać. Może nawet na dodatek te ciuszki były teraz trochę brudne.- Co jest: to już nawet nie podziękujesz mi za komplement?
- Nie.- Odpowiedziałam mu lakonicznie. Potem sugestywnie spojrzałam na drzwi.
- Chyba mnie nie cierpisz, co?
- Bystrzak z ciebie.
- Daj spokój, gniewasz się jeszcze o ten artykuł w prasie? Już to sprostowałem.
- Wielkie dzięki. Może ja też powiem gazetom, że masz nieślubne dziecko z jakąś grecką prostytutką, cierpisz na białaczkę i wydałeś książkę na temat pornografii. No i że seks z tobą był tak nudny, że czasami zasypiałam. A potem to wszystko sprostuje. Będzie w porządku?
- Możesz mi wyjaśnić czemu ta prostytutka miałaby być grecka? Są jakieś bardziej luksusowe czy jak?
- Bo tak mi przyszło do głowy.- Prawie odwarknęłam bo jego iskrzące rozbawieniem oczy wyprowadziły mnie z równowagi. Ja cierpiałam katusze, a jego to wszystko śmieszyło.- Rozumiem, że cała ta sytuacja która stała się moim udziałem cię bawi, ale mnie nie.
- Zapewniam cię, że mnie to nie bawi.
- Więc przestań ze mnie kpić rozmawiając w ten infantylny sposób.
- Jej, odkąd zrobiłaś się taka kwaśna i niemiła?
- Zawsze taka byłam.
- No tak, może i masz rację. Tyle, że ja potrafiłem okiełznać twój charakterek.- Nawiązanie do naszego sypiania ze sobą (bo związkiem chyba nie można było tego nazwać) podziałało na mnie jak czerwona płachta na byka. W jednej chwili przypomniałam sobie o wszystkim co mi zrobił ten facet. I co nadal robił powodując, że moje ginące uczucie do niego zaczynało odżywać.
- Uważaj, bo gdy ja sobie przypomnę sobie pewien szczegół o tobie może nie być tak miło. Za tamten artykuł należy ci się chociaż siarczysty policzek. Najlepiej z obu stron.- W końcu udało mi się sprawić, że jego kpiący uśmieszek zniknął.
- Aż tak bardzo cię to zraniło?- Spytał. Miałam szczerą ochotę skłamać mówiąc, że mam to gdzieś, ale jakaś część mnie ostro zaprotestowała. Niech wie, że mam go za dupka i śmiecia za to co zrobił.
- Żebyś wiedział. Ceniłam sobie i nadal cenię swoją prywatność tak bardzo jak ty. I zabolało mnie to co przeczytałam o sobie w gazecie. Może to co nas łączyło nie było dla ciebie ważne, ale mimo to sądziłam że warte jest chociaż szacunku. Ja nie zrobiłabym ci takiego świństwa. Nigdy.- Dodałam czując jak z emocji drży mi głos. Zamierzałam jeszcze dodać, że teraz może sobie stąd iść, ale nie zrobiłam tego, bo Paweł podszedł do mnie dość blisko sprawiając, że nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
- To znaczy, że nie powiedziałaś mediom prawdy o moich rodzicach ani nie masz zamiaru tego zrobić?
- Tak, nie powiedziałam im.- Odparłam z goryczą. Bo okazało się, że tylko to się dla niego liczyło. Po prostu chciał wiedzieć czy jednak mi się nie odwidzi i w przyszłości nie zniszczę jego kariery przypadkowo poznanym sekretem rodzinnym dotyczącej jego biologicznych rodziców. I to był jedyny powód jego wizyty. 
Śmieszne (a może raczej żałosne?) było to, że z chwilą gdy go ujrzałam stojącego pod moimi drzwiami miałam jeszcze nadzieję, że ta rozłąka między nami dobrze mu zrobiła. Że zrozumiał, iż jestem dla niego kimś więcej jak lalką do łóżka, że łączy nas coś silniejszego niż seks i fizyczny pociąg. Bo moja głupia podświadomość wciąż łudziła się nie mogąc zrezygnować ze szczęśliwego happy endu. Może powinnam przerzucić się tylko na grę w melodramatach? One szybko wybiłyby mi z głowy romantyczne bzdury i pozytywne zakończenia. Bo w prawdziwym życiu tak nie jest. Nikt nie pozwala ci dublować sceny ani się do niej mentalnie przygotować. Nikt nie mówi „cięcie” w chwili gdy rozpada ci się świat. Nie ma przyspieszenia złych momentów ani rozciągania tych dobrych. Rozpatrując to w takich kategoriach już bliżej życiu do teatru: choć nawet wtedy aktor może się przygotować do występu i wie kogo oraz jak ma grać; ludzie niestety nie mają pojęcia co zgotuje im los za godzinę a co dopiero mówiąc jutro, za miesiąc czy za rok. Można więc powiedzieć, że sami są sobie aktorami w nieznanych sobie sztukach, zmuszeni pracować z nieznanymi sobie innymi aktorami; na dodatek całkiem spontanicznie.
Te szybkie, trochę filozoficzne przemyślenia wprawiły mnie w nieco melancholijny nastrój, co niewątpliwie było dobre. Wszystko było lepsze od cierpienia i poczucia zdrady. No i dzięki temu szybko zebrałam się w sobie mogąc powiedzieć z dużą dozą obojętności:- Możesz być spokojny, Paweł. Nigdy nie zdradzę twojej tajemnicy.- Poinformowałam go chłodno.
- Dlaczego?
- Bo nie jestem taką suką jak ty.
- Nazywasz mnie suką?
- Nie. Ale jesteś jej męskim odpowiednikiem.
- Więc…psem?
- Przestań. Przecież wiesz o co mi chodziło.- Z każdą upływającą sekundą wkurzał mnie coraz bardziej. A jeszcze przed chwilą czułam melancholijną obojętność. Widzicie jak ten facet na mnie działa? Z jednej emocji w drugą; ze skrajności w skrajność. Przy nim mogę zwariować zastanawiając się czy to ja plotę głupoty, czy Fabisiak. Przecież on świętego doprowadziłby do szewskiej pasji. A że mi do świętej było raczej daleko, to miał bardzo ułatwione zadanie. - Musisz kpić ze wszystkiego i wszystkich?- Spytałam go wkurzona.- I jeszcze uważasz to za niezwykle zabawne choć w rzeczywistości to zwykłe apogeum płytkości i infantylności?
- Nie bardzo.- Odparł mi, ale wciąż ze śmiechem. Potem dodał chyba tylko po to by mnie do reszty wnerwić:- Brakowało mi ciebie i twojego ciętego języczka.
- Brakowało ci?- Po raz trzeci w ciągu ostatnich dwóch minut sprawił, że mój nastrój się zmienił. Teraz w pełne niedowierzania zaciekawienie.- Brakowało ci?- Powtórzyłam znów jak głupia gdy podszedł do mnie jeszcze bliżej. Tak, że prawie stykaliśmy się ciałami.
- Tak.- Spojrzał mi w oczy.- A tobie mnie?
- Nie.- Skłamałam na moment odzyskując rezon i odwracając głowę w bok. Ale on mi na to nie pozwolił, bo zanim zadał następne pytanie uniósł dłoń i dotykając lekko mojego podbródka skierował moją twarz ku swojej.
- Nawet troszeczkę?
- Ani trochę.- Skłamałam. A potem poczułam jak jego wzrok mnie hipnotyzuje, tak jak te usta od których nie mogłam oderwać wzroku, a które wciąż się do mnie zbliżały jakby w zwolnionym tempie.
W końcu Paweł mnie pocałował.
Pocałował.
Nie tak jak zawsze, ale równie gorąco i z pasją. Nie było w tym żadnej agresji, żadnej walki o przewagę i dominację, żadnej nieposkromionej żądzy. Tylko pożądanie, namiętność, ale też jakaś łagodniejsza nutka…czułości? Nie mogłam oprzeć się tej mieszance, chociaż musiałam. A zaraz potem byłam na siebie zła za to, że nie odsunęłam się od niego od razu. Przecież doskonale zdawałam sobie sprawę co chodzi mu po głowie. I jaki to może mieć charakter. Nietrwały.- Przestań.- Poprosiłam gdy odsunął się ode mnie by zaczerpnąć oddechu.- Przestań już.- Powtórzyłam dużo bardziej stanowczo na nowo próbując wzbudzić w sobie  złość na niego. Niestety bezskutecznie. Już sama świadomość, że jego ciało niemal ociera się o moje a już na pewno fakt, iż czuję jego ciepło sprawiała że miałam ochotę na więcej rozpływając się pod wpływem jego spojrzenia.
- Przecież tego chcesz. Poza tym Pan Idealny nie może być twój, bo z tego co wiem Dagmara mu wybaczyła. Możemy więc miło spędzić czas; tak jak kiedyś, pamiętasz?
- Nie.- Odepchnęłam go wzbudzając w sobie siłę. Ale stało się to właściwie przypadkiem, bo jego słowa były dla mnie jak policzek, a nazwanie Bartosza Panem Idealnym przypomnieniem tego jak zdradził mnie przed prasą. W końcu to on nazywał tak Kalinowskiego. I użył tego zwrotu w artykule prasowym. A teraz jeszcze sądzi, że po tym wszystkim co mi zrobił po prostu pójdę z nim do łóżka? Serio? Faceci naprawdę potrafią mieć nieraz niezły tupet.- Co chcesz tym osiągnąć? Uważasz, że seksem przekonasz mnie do zmiany zdania? Do tego bym na ciebie nie doniosła, bym nie powiedziała gazetom prawdy? Przecież już powiedziałam ci, że nie zamierzam tego zrobić. Skoro nie zrobiłam tego do tej pory, nie pokuszę się i teraz. I wcale nie ze strachu, że możesz ponownie zdradzić dziennikarzowi jakieś intymne szczegóły z mojego życia.  A, właśnie.- Podchwyciłam.- Może więc masz zamiar uzyskać inną informację, którą będziesz mógł zdradzić mediom? Dużo ciekawszą bo tamte nie są jak na twój gust wystarczająco pikantne i skandaliczne? Szukasz czegoś choć w połowie podobnego do zdjęć tamtego reżysera z kochanką gdy nago leżeli w łóżku co?- Wylałam z siebie potok słów i retorycznych pytań które on skwitował tylko dwoma słowami:
- Pleciesz bzdury.
- Więc dlaczego?
- Doskonale wiesz o co mi chodzi. Nie chce od ciebie żadnych informacji.
- Akurat. Ty zawsze czegoś chcesz.
- Może więc robię to z takiego samego powodu z jakiego ty pragniesz mnie?-  Z tego samego powodu? Czyli z miłości? Gdyby znał prawdę nie byłoby mu do śmiechu. Uświadomiwszy to sobie prawie parsknęłam gdy odpowiadałam:
- Nie sądzę. Puść mnie.
- Może nigdy się już nie spotkamy.- Kusił.- Wyjeżdżam z powrotem na plan zdjęciowy pojutrze z samego rana na pozostałe trzy tygodnie do Poznania. A może nawet i na dłużej. Nie chcesz wykorzystać okazji?
- Ależ masz tupet. Jasne, że nie. Nie jestem jakąś twoją call girl.
- Ale ja chcę.- Jednym ruchem zerwał ze mnie czapeczkę z daszkiem (jak wspominałam, wcześniej myłam na dworze swoje auto i uznałam, że w ten sposób uniknę ubrudzenia głowy pianą). Dlatego teraz moje własne włosy opadły mi na ramiona.
- Puść mnie.- Poprosiłam zaraz po tym jak Fabisiak pocałował mnie po raz drugi. Bo całą sobą czułam, że mój opór zaczyna słabnąć. Ale jak mogło być inaczej skoro jego pocałunki zawsze sprawiały, że zapominałam o całym świecie, a więc o bolesnych słowach, artykule prasowym czy nieodwzajemnieniu moich uczuć? Łatwo było go nienawidzić z dala, gdy mogłam roztrząsać to jak haniebnie potraktował mnie w przeszłości, jak przedmiotowo traktował. Ale nie wtedy gdy wyznawał że za mną tęskni i chce iść do łóżka przyciągając do swego umięśnionego ciała; gdy pochłaniał mój oddech swoimi pocałunkami. - Nie komplikuj wszystkiego jeszcze bardziej.
- Ale ja lubię komplikacje.
- Więc idź do tej swojej producentki. Albo żony tamtego reżysera…jak jej tam Barbary? Chociaż nie, ostatnio była chyba Renatka Zagadka co?- Na moment zamarł. A potem spojrzał mi prosto w oczy z wymownym uśmieszkiem.
- Zazdrosna?
- Raczej zniesmaczona. Kiedyś mówiłeś, że nie masz problemów z oddzieleniem każdej idiotki z którą sypiasz, ale mimo to dla mnie już przesada.
- W przeszłości mówiłem różne głupoty. Poza tym Mariola ani żadna z kobiet które wymieniłaś nie jest moją kochanką. Żyłem w absolutnym celibacie po naszym rozstaniu.- Nie wiedząc czy mówi prawdę czy żartuje starałam się zignorować jego ostatnie stwierdzenie. Dlatego ironicznie spytałam:
- Tak ma na imię tamta producentka? Mariola? Nie wiedziałam.
- Tak, tak ma na imię. Ale jak mówiłem nic mnie z nią nie łączy.
- Mam to gdzieś.- Odpowiedziałam widząc jakim wzrokiem patrzy na moje usta. Dlatego znów próbowałam uwolnić dłonie z jego uścisku. Bezskutecznie. Gniewnie zacisnęłam wargi. Już sama nie wiedziałam czego chcę: w jednej chwili się mu poddawałam, w innej chciałam zabić a w jeszcze innej obrzucić stosem obelg. Teraz jednak chwilowo przeważała złość. - I zdaje mi się, że już kiedyś wyjaśniłam ci co sądzę o twojej pożal się Boże dominacji.- Dodałam prawie się z nim szamocząc.
- A jednak zawsze była w stu procentach skuteczna, pamiętasz?
- Więc teraz nie będzie.
- Chyba jednak tak. Muszę dbać o statystyki.
- Uważaj, bo potraktuję cię gazem pieprzowym tak jak ostatnio.
- Najpierw musiałabyś go mieć.- Gdy to mówił ja po raz kolejny próbowałam uwolnić nadgarstki. W końcu dałam za wygraną patrząc na niego z mieszaniną wściekłości i pogardy. A przynajmniej tak mi się zdawało, bo w tej chwili właśnie te emocje we mnie przeważały.
- Jesteś podły. Czemu mi to robisz? Czemu mnie tak upokarzasz?
- Spanie ze mną to dla ciebie aż takie upokorzenie?
- Teraz tak.
- Co znaczy teraz tak?
- To co słyszałeś. Puść.
- Nie mogę.
- Puszczaj mnie. Proszę.- Dodałam cicho. Niejako czułam jak moje wewnętrzne mury się rozpadają, jak bardzo chciałabym pójść z nim do łóżka byleby tylko choć przez chwilę przedłużyć jego obecność w swoim życiu. Ale z drugiej strony wiedziałam, że to bez sensu. Bo jak długo mogłam to jeszcze ciągnąć: tydzień, miesiąc, kilka miesięcy? A co jeśli on znudzi się mną szybciej? W sumie konsekwencje i tak będą takie same: zostanę z jeszcze bardziej poharatanym sercem niż teraz.
Dlaczego więc mi to robił? Nie byłam najpiękniejszą, najbardziej pożądaną kobietą świata ani  tym bardziej demonem seksu. Byłam pewna, że nawet Renata albo nawet ta żona reżysera i jego była kochanka, tamta sześćdziesięciolatka zaspokoiłyby go dużo lepiej. Ja w większości przypadkach gdy byliśmy ze sobą w łóżku dbałam tylko o własną przyjemność a nie a to by jemu było dobrze. Na tym właśnie polegał związek z kochankiem: gdybym spotykała się z Pawłem na poważnie, starałabym się go zadowolić nawet kosztem siebie. Dzięki temu, że nasz układ nim nie był przynosił mi dużo satysfakcji. Co jednak nie znaczyło, że teraz mam zamiar go powtarzać. Nie, gdy moje uczucia się tak diametralnie zmieniły. A on tylko traktował mnie jak zabawkę do łóżka.- Daj mi już spokój!- Krzyknęłam na niego w końcu. Zaczęłam żałować, że nie mam już żadnej służby, która mogłaby mi pomóc się go pozbyć. Oczywiście wiedziałam, że mnie nie zgwałci. Bo to wcale nie będzie potrzebne.
- Nie mogę.- Powtórzył.- Obiecuję , że sprawię, iż zapomnisz o Panu Idealnym. Że zatęsknisz za mną i moim dotykiem.
- Co? Już dawno o nim zapomniałam, ile razy mam ci to powtarzać?
- Więc nie rozumiem w czym problem. Oboje jesteśmy wolni. I pragniemy siebie. Nie wiem po co udawać że jest inaczej.
- Ale ja nie chcę od ciebie seksu. Chcę…chcę czegoś innego.
- Czego?
- Czegoś czego nie możesz mi dać.
- To znaczy? Tego, że nie jestem Bartoszem? Wcześniej jakoś ci to nie przeszkadzało ze mną sypiać.
- Bartek, Bartek, Bartek. Mam gdzieś Bartka! I to samo powiedziałam prasie w konferencji prasowej prawie dwa miesiące temu. Zaakceptowałam go w roli narzeczonego mojej siostry i jesteśmy z tego zadowoleni.
- Tak, to było bardzo taktowne. Zwłaszcza to zdanie o tym, że jesteście teraz przyjaciółmi. Niezła bajeczka. Pamiętam jak się z tego śmiałem widząc cię w telewizji. Powiedz mi: teraz przyprawiacie rogi swojej siostrzyczce?
- To nie żadna bajka. I wcale nie przyprawiam rogów Dagmarze, jak śmiesz coś takiego w ogóle insynuować?!- Odpowiedziałam nie rozumiejąc jak w ogóle mógł coś takiego pomyśleć a co dopiero powiedzieć. Sądził wszystkich swoją miarą czy co? I tak w ogóle to czemu aż tak bardzo to drąży?! Serio sądzi, że jestem zakochana w Bartoszu? No cóż, powinnam więc się z tego cieszyć. Skoro tak to nie ma pojęcia o moich prawdziwych uczuciach. Tyle, że z jakiegoś nieokreślonego powodu jego słowa wydawały mi się badawcze jakby chciał sprawdzić czy mówię prawdę. Nie potrafiłam racjonalnie wytłumaczyć dlaczego. Gdyby to nie był Paweł uznałabym, że jest o mnie zazdrosny, ale tak? Cholera, tyle pytań a zero odpowiedzi.
- Nie kłóćmy się o to marnując czas.- Przerwał moje absurdalne kontemplacje.- Nie bój się: dzięki mnie zapomnisz o nim i o całym świecie.
- Nie potrzebuje o niczym zapominać, dotarło? A jeśli już to o tobie.- Nie wiem czy to ostatnie zdanie wyrzuciłam z siebie pod wpływem złości czy raczej świadomości, że nie dam rady mu się dłużej opierać.
- Jak to o mnie?
- Nie domyśliłeś się jeszcze?- Zdecydowałam się grać w otwarte karty.- Kiedyś nawet to powiedziałeś: że słyszę już dźwięk kościelnych dzwonów.
- Co?- W końcu mnie puścił, a ja byłam wolna. Szkoda tylko, że takim kosztem.
- A więc nareszcie załapałeś. – Siliłam się na beztroski ton poprawiając roztrzepane włosy.- Zakochałam się w tobie. Żałosne co? Spotyka cię to pewnie cały czas. Ale bez obaw, przejdzie mi. Nie zamierzam cię prześladować czy też błagać o odwzajemnienie tych chorych uczuć. I doskonale zdaję sobie sprawę, że zapewne nie ja pierwsza i nie ostatnia: w końcu my kobiety już tak mamy, że na okrągło zakochujemy się w nieodpowiednich facetach którzy…a zresztą nieważne; nie będę cię zanudzać. Aha i jeśli chcesz, to możesz nawet podzielić się z tym prasą. Masz na to moje błogosławieństwo. Teraz mam to już gdzieś. I o dziwo naprawdę.- Pomimo beztroskich słów wewnątrz siebie daleka byłam od tego uczucia. Coś w środku skręcało mnie z bólu i konieczności poniżenia się. I przede wszystkim jego reakcji na to: dobrze maskowanym współczuciu pomieszanym z litością. O tak, po czymś takim już nigdy nie będzie chciał się ze mną zobaczyć.
- Ale przecież mówiłaś, że mnie nie znosisz. Przecież na tamtej gali całowałaś się z Kalinowskim.
- Z nikim się nie całowałam. Przecież na konferencji prasowej zarówno ja jak i Bartosz podkreślaliśmy, że to był tylko uścisk przyjacielski, który przypieczętowywał nasze pojednanie. Poza tym nie rozumiem po co to teraz wywlekasz, skoro to nie ma żadnego znaczenia.
- Dla mnie ma. Sądzisz, że jak się wtedy czułem widząc was razem? A potem gdy gazety zaczęły zadawać mi pytania o wasz odnowiony romans?
- Przykro mi, że wyszedłeś na ofiarę.
- Serio myślisz, że to dlatego byłem zły?
- Nie wiem. Wiem tylko, że chcę o tym wszystkim zapomnieć i zacząć od nowa. Zacznę więc od wyrzucenia cię stąd.
- Nie możesz, musimy dokończyć tę rozmowę. Chcę wiedzieć co miałaś na myśli wcześniej.
- Już nic, powiedziałam ci.
- Powiedziałaś, że nie chcesz ode mnie łóżka tylko czegoś innego. Więc czego?
- Naprawdę musisz mnie tak upokarzać?
- Po prostu chcę wiedzieć.
- Proszę bardzo: chciałeś wiedzieć czego chcę?- Wypaliłam.- A więc chcę prawdziwego związku. Chcę szacunku, zaufania, miłości, oddania. Chcę mieć rodzinę, w przyszłości dziecko, może nawet dwójkę…I chcę stabilizacji której ty nie możesz mi dać. Więc nie chcę marnować swojego czasu na związek bez zobowiązań. Owszem: przyznaję wciąż cię pragnę i z chęcią nie kończyłabym naszego romansu, ale to po prostu nierozsądne. Bo ty wciąż jesteś niedojrzałych chłopcem który na samą myśl o słowie związek pierzcha daleko stąd. A ja jak zapewne doskonale o tym wiesz, nie jestem już beztroską nastolatką tylko dojrzałą kobietą, która zbliża się do trzydziestki. I chcę kogoś na kim można polegać a nie pobawić się na imprezie i w łóżku. Kogoś, kto będzie na mnie czekał wieczorem z ciepłym uśmiechem i pocałunkiem wyrażającym czułość, a nie rzucał się byleby tylko jak najszybciej zaciągnąć do łóżka, a potem wracał do siebie gdy już mnie nie potrzebował. Kogoś komu będę mogła zaufać i zawierzyć całą siebie nie bojąc się, że moje uczucia czy ich wyrażanie go wystraszą…- Swoją przemowę wypowiedziałam na jednym tchu praktycznie wypluwając z siebie poszczególne słowa i nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo są w tej chwili dla mnie poniżające. Ale widok miny Pawła dobitnie mi to uświadomił. 
Zaskoczenie.
Zniesmaczenie.
Litość.
Współczucie.
Niechęć…nie miałam pojęcia która z tych emocji przeważa teraz na jego twarzy. Dlatego choć z wielkim trudem uniosłam brodę do góry jakby przygotowując się do przyjęcia ciosu. Potem zakończyłam hardo:- A teraz proszę bardzo, śmiej się.

21 komentarzy:

  1. OOO w końcu <3 brakowało mi już Fabisiaka. Mam nadzieję, że zniesmaczenie na jego twarzy to tylko zła interpretacja Liszki. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :< Nienawidzę jak kończysz w takich momentach. Postaram się częściej komentować, to na pewno duża mobilizacja. Pozdrawiam, Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. JAK MOŻNA KOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE??? CZY TY MASZ SERCE?? Oczywiście żartuję, ale proszę nie rób tego za często!patrzyłam tylko z bijącym sercem jak suwak coraz bliżej dołu ekranu się zbliża a tu takie urwanie :(((( Pięknie piszesz! To opowiadanie jest jedne z najlepszych! F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że moment nie najlepszy, ale wolałam urwać w takiej chwili niż później w trakcie dalszej rozmowy między Agatą a Pawłem. Jak napiszę następny rozdział domyślisz się dlaczego.
      Pozdrawia autorka bez serca :-)

      Usuń
    2. To musisz jeszcze dzisiaj dodać :-)

      Usuń
    3. Gdybym nie miała w czwartek kolokwium to pewnie by mi się udało a tak...Wolę nie pisać późnym wieczorem jak jestem zmęczona bo piszę byle jak. Naprawde staram sie robić to jak najczęściej ale niestety ciężko teraz znaleźć troche czasu.

      Usuń
    4. To może dziś troszkę wcześniej niż wieczorkiem bo ciekawość zżera od środka :D
      Pozdrawia nieciecierpliwy czytelnik

      Usuń
  3. Kocham to opowiadanie...inne też :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle świetna część! Mam tylko nadzieje ze nie zbliżamy się już do końca :( Daria :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ odwaga i szczerość, i mina Pawła, juz to widzę w swojej wyobraźni....
    Swietny rozdział, ale zakończyć w takim momencie, toz to zbrodnia :)
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku. Ciągle mnie zaskakujesz. Ciekawe co zrobi Paweł. Po kolokwium pewnie coś wstawisz a może jeszcze przed. Będę czekać (pewnie tak jak inni) z niecierpliwością.
    PS.Tą część czytałam trzy razy :)
    Pozdrawiam,
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy kolejny? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawość mnie zje. Jesteś okrutna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteśmy już zjedzeni :,)

      Usuń
    2. Żyjemy nadzieją :)

      Usuń
    3. Nadzieja umiera ostatnia :,)

      Usuń
    4. Kolokwium jutro. Pewnie jutro coś będzie.

      Usuń
    5. Ja cie ja to bym dziś łyknęła xd

      Usuń
  9. Następny prosimy :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeju dodawaj szybko ten rozdział ! Zobaczyłam go wtedy kiedy dodałaś ale nie miałam jak przeczytać bo bylam u przyjaciółki na noc i przeczytałam tylko komentarze i zastanawiałam się co ty takiego wymyśliłaś noi rozdział przeczytałam dopiero jakieś 24h potem ale i tak bylam za bardzo zmęczona żeby pisać komentarz więc robię to dopiero teraz . Jeju w takim momencie przerwać po prostu ... Mam nadzieję , że Paweł odwzajemni jej uczucia i będą tworzyć super parę . A Paweł musi coś do niej czuć skoro był wkurzony nie dlatego że został ofiarą . Czekam z niecierpliwością na nowy , oby dziś ! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy dziś coś będzie jeszcze ulubiona autorko? :D

    OdpowiedzUsuń