PRZEPRASZAM ZA MAŁE OPÓŹNIENIE, ALE OSTATNIO BYŁAM BARDZO ZABIEGANA. MAM NADZIEJĘ, ŻE TA CZĘŚĆ TO WAM WYNAGRODZI :) MIŁEGO CZYTANIA
- Hej, chyba
się na mnie nie obraziłaś co?- Spytał mnie Bończak zaraz po tym jak zapaliło
się zielone światło i mógł bezpiecznie odjechać ze skrzyżowania.
- Hm?-
Mrugnęłam nadal pogrążona w tym co przed chwilą widziałam.
-
Spoważniałaś.
- A…tak. Nie
widziałeś go, prawda?
- Czego?
- Samochodu
który stał obok nas.
- Tego forda?
- Tak. Chodzi
mi raczej o jego kierowcę.
- To znaczy?
- To był
Kowalski.- Jacek wyraźnie drgnął.
- Łukasz?
- Nie, jego
ojciec. Łukasz przecież od prawie dwóch lat mieszka w Lublinie.
- No tak.-
Mrugnął.- I co z tego? Jego widok tak wytrącił cię z równowagi?
- Właściwie
nie. Chodziło raczej o panią Mariolę. Przypomniało mi się nasze ostatnie
spotkanie.
- Chcesz o tym
pogadać?
- Raczej nie. To
znaczy nie teraz. Niedługo będziemy pod moim blokiem.- Tak naprawdę to w ogóle
nie chciałam rozmawiać na ten temat. Bo matka Łukasza była dla mnie kimś bardzo
ważnym i wbrew tym wszystkim dowcipom o wrednych teściowych traktowała mnie jak
rodzona matka. Z resztą często to powtarzała: że jestem dla niej jak córka
której nigdy nie miała. Troszczyła się o mnie i wspierała gdy było mi ciężko,
próbowała tłumaczyć nieobecność Łukasza, jego podejście do pracy. Spędzała ze
mną czas gdy się nudziłam, odwiedzała i umilała czas nawet przed porodem. A ja
po tym wszystkim tak jej się odpłaciłam.
Do dziś
pamiętam tę niegrzeczną rozmowę, którą z nią przeprowadziłam. Ale czy trudno
było mi się dziwić? Rozwiodłam się z jej synem obwiniając o śmierć Kubusia. Nie
chciałam mieć do czynienia z żadnym członkiem rodziny Kowalskich. A nawet
gdybym spojrzała na to racjonalnie to moja decyzja byłaby taka sama. Jak
mogłabym bowiem nadal nazywać ją matką gdy już nie jestem w związku z Łukaszem?
Jak mogłabym ją odwiedzać? A mimo to, jakby wypowiedziała je przed chwilą,
pamiętałam ostatnie skierowane przez nią do mnie słowa tuż po tym jak
rozwiodłam się z jej synem: „Karola wiem,
że jest ci bardzo ciężko, ale pamiętaj że dla mnie zawsze będziesz córką
niezależnie od tego czy jesteś z Łukaszem czy nie. I jeśli będziesz chciał mnie
odwiedzić lub poradzić się w jakiejkolwiek sprawie to nie wahaj się ani
chwili.”
„To nie byłoby rozsądne, pani Kowalska”, odpowiedziałam
jej wówczas.
„Karolciu jaka pani? Przecież to, że rozstałaś się z Łukaszem nie oznacza,
że coś zmieniło się między nami.”
„Nie, to nieprawda. Wszystko się zmieniło. Ja też się zmieniłam. I ni chcę
mieć już do czynienia z żadnym członkiem rodziny Kowalskich. Przykro mi. Do
widzenia.”
Teraz, gdy
analizowałam tę rozmowę było mi za siebie wstyd. Odepchnęłam od siebie starszą
kobietę, która bardzo mnie kochała. Tyle, że być może nie użyłabym tak ostrych
słów gdyby wcześniej nie zdenerwowała mnie próbując przekonać, że nie powinnam
brać rozwodu z Łukaszem.
„Ja też kiedyś byłam młoda i w sytuacji zdawać by się mogło bez wyjścia.
Też obwiniałam swojego męża za coś co wydawało mi się być jego winą. I bardzo
cierpiałam. Ja chciałam nawet odejść od męża tak jak teraz ty. Ale gdyby
Włodzimierz nie był stanowczy i pozwoliłby mi na to, to teraz wiem, że
żałowałabym tego do końca życia i być może nigdy nie była już szczęśliwa.”
Tylko czy
przez pracę mojego byłego teścia pani Mariola straciła dziecko? Nie. Nie
rozumiała więc mojego cierpienia. Nie rozumiała tego, że powodem mojego
rozstania z Łukaszem nie był tylko Kubuś. Że oprócz tego mój były mąż egoistycznie
zanurzał się w swojej pracy, nie zważał na moje prośby i groźby; że musiałam
prosić o to by nie pracował w sobotę. I że prawdopodobnie wcale tak bardzo mnie
nie kochał jak dawniej mówił. I ja jego chyba też nie. Bo w którymś momencie
czara goryczy się przelała: miałam dość roli skamlącego szczeniaczka
błagającego o trochę uwagi. Dość wiecznej tolerancji, tłumaczenia jego
zachowania przed samą sobą, sprowadzania do roli zwykłej kury domowej. Świat
nie kręcił się tylko wokół Łukasza i jego pracy. Cieszyłam się, że w końcu to
zrozumiałam. Szkoda jednak, że musiałam najpierw przekonać się o tym na własnej
skórze i wyjść za niego za mąż.
Tyle, że
początkowo nie pracował aż tak dużo. Nawet na początku naszego małżeństwa- choć
na to narzekałam- patrząc na sprawę obiektywnie musiałam przyznać, ze pracował
jak normalny przeciętny Polak by żyć na godnym poziomie co w naszym kraju
oznacza niestety około 50 godzin tygodniowo. Potem, gdy miał do czynienia z
nową sprawą przez tydzień lub dwa pracował do późna, ale sytuacja potem znów
się normowała. Aż do ostatniego półrocza naszego małżeństwa. Wówczas wszystko
się zepsuło. Ta sprawa była dla niego tak ważna, że spędzał w niej całe dnie a
nawet i czasami noce. A fakt, że zakończyła się porwaniem Kuby powodował, że
cała wewnętrznie się jeżyłam. Starałam się nie zadawać sobie pytania co by było
gdyby się jej nie podjął, bo po rozmowie z Jackiem przekonałam się, że to nie
ma sensu. Trzeba żyć teraźniejszością a nie płakać nad utraconą przeszłością.
Zaraz na
początku nowego tygodnia, po zaręczynach mojego brata z Marysią, zadzwoniła do
mnie Asia. Jej telefon bardzo mnie ucieszył, ale szybko zeszłam na ziemię. Powiedziała,
że się na mnie nie gniewa i mimo wszystko przyjmuje przeprosiny. Dodała też, że
moja rada dotycząca zjedzenia na czczo małej porcji suchara jej pomogła. Na
koniec podziękowała mi za to i życzyła wszystkiego najlepszego. Z lekką
nostalgią zauważyłam, że brzmiało to raczej jak pożegnanie a nie jak
pojednanie. Tak więc straciłam kolejną przyjaciółkę. I to przez własną głupotę.
Czułam złość na siebie za to jak przedmiotowo traktowałam dotychczas swoich
znajomych. Wyglądało na to, że będę musiała za to pokutować.
Za to Beti i
Krysia znów traktowały mnie tak jak dawniej. Cudownie było wyjść w sobotę na
wspólne zakupy nawet jeśli ja sama nie mogłam sobie pozwolić na kupno zwykłego
paska do torebki. Mimo wszystko doradzanie było miłe. A przede wszystkim
atmosfera. Przez moment poczułam się nawet jak singielka, gdy ten sam pantomim
który zaczepił mnie jakiś czas temu na tym samym piętrze najwyraźniej mnie
rozpoznał i wesoło zamachał. Odpowiedziałam mu tym samym. Wtajemniczyłam swoje
przyjaciółki we wszystkie szczegóły mojego ostatniego spotkania z nim co tak
jak się spodziewałam bardzo je rozbawiło. Beata zażartowała coś na temat
wspólnej randki. Zaraz jednak ją ofuknęłam.
- Daj spokój.
Już chyba wolę Kozią Bródkę.
- Jaką Kozią Bródkę?-
Zainteresowała się Kryśka.
- A, to taki
jeden z kwiaciarni. Chciał się ze mną umówić na kawę.
- No co ty!
Wróciłaś na rynek matrymonialny i znowu masz rwanie. I co mu odpowiedziałaś?
- Że nie lubię
kawy.
- Żartujesz?
- Nie. Nie mam
ochoty na facetów.
- Karola, nie
możesz dłużej tak żyć. Powiedz od jak dawna…- Już na samym początku zrozumiałam
o co chciała mnie zapytać Beti, więc ją powstrzymałam:
-…Beti, mam
Jacka.
- Którego
traktujesz jako przyjaciela.
- Na razie
tak.
- U, a więc
szykuje się zmiana?
- Być może.
Wiecie, ostatnio na przyjęciu zaręczynowym mojego braciszka poczułam się o
niego trochę zazdrosna.- Zrobiłam krótką pauzę by zobaczyć ich reakcję.
- Kontynuuj.-
Powiedziała sugestywnie Beti patrząc wymownie na Krysię. Przewróciłam oczami.
- Po prostu
być może chcę od niego czegoś więcej niż przyjaźni.
- No to super.
A więc na co czekasz?
- Muszę to
wszystko jeszcze przemyśleć. Nie jestem w wieku w którym mam czas na próbę. I
tak każdy swój związek traktuje bardzo poważnie, a do tej pory poniesienie się
uczuciom nie wychodziło mi najlepiej.
- I dlatego
podchodzisz do tego racjonalnie? Kobieto miłość to nie stan umysłu.
- Wiem. Tyle,
że…nie chcę się znowu sparzyć. A chciałabym…chciałabym mieć znowu rodzinę.
- Więc działaj
dziewczyno. Jacek też wiecznie nie będzie na ciebie czekał.- Podsumowała to
Beti. Jakbym sama nie doszła ostatnio do tego samego wniosku!
- Sama nie
wiem Karola.- Zawahała się jak zwykle racjonalna Krysia.- To znaczy fajnie, że
już się z tego wszystkiego otrząsnęłaś i jesteś gotowa na nowy związek i w
ogóle, ale… czy na pewno Jacek?
- Co masz na
myśli?
- No wiesz… -
Zrobiła nieokreślony ruch dłońmi nie patrząc mi w oczy- Czy on nie będzie ci za
bardzo przypominać o przeszłości?
- Być może.-
Przyznałam ostrożnie.- Dlatego między innymi wciąż się waham.
- Ale przecież
on nie miał nic wspólnego z tą sprawą porwania Kuby. A to, że zrobił to jego
dawny kumpel nie znaczy, że jest winny.- Wtrąciła się Beata.
- Wiem, ale ja
potrzebuję normalności, Beti. Potrzebuje kogoś zwyczajnego, szarego
Kowalskie…nie, już raczej Nowaka.- zakończyłam inaczej, bo przecież pierwsze
nazwisko również było popularnie i tak się złożyło że należało do mojego byłego
męża.- Nie chcę uwielbiającego adrenalinę faceta, który musi sobie udowadniać
jaki jest odważny na każdym kroku. Nie chcę byłego przestępcy lub tajnego
agenta. Chcę kogoś, kto nigdy nie wyskoczy jak Filip z konopi mówiąc: wiesz
oszukałem cię, bo tak naprawdę to jestem kimś innym. Pragnę kogoś dla kogo
stabilizacja i poczucie bezpieczeństwa będzie najważniejsze.
- A sądzisz,
że nie znajdziesz tego przy Jacku?- Spytała Beata.
- Sądzisz, że
kobieta z przeszłością i facet po przejściach mogą być ze sobą szczęśliwi?-
Odparłam jej pytaniem.
- Brzmi to
trochę jak fabuła komedii romantycznej dla pań po czterdziestce.- Odpowiedziała
mi.- Tyle, że pominęłaś dość istotną kwestię.
- Jaką?
- Twoje
uczucia.
- Przecież
przyznała, że była zazdrosna o Jacka.- Powiedziała jej Krysia.
- Tak, ale
zazdrość o kogoś niekoniecznie musi być powodowana miłością. Czy tak Karola?
- O co
właściwie pytasz?- Spytałam choć doskonale wiedziałam co ma na myśli.
- Dobrze
wiesz. Kochasz go?
- Nie sądzisz,
że bajdurzenie o miłości jest w moim wieku trochę przereklamowane?
- Jakim znowu
wieku dziewczyno? Nawet nie mamy trzydziestki!
- Co nie
przeszkodziło ci porównać mnie do czterdziestoletniej kobiety.
- Ja tylko
stwierdziłam, że to co powiedziałaś o tym facetem z przeszłością brzmi jak
slogan reklamowy filmu.
- Dobra, już
przestańcie.- Odezwała się Krysia.- Karola, uważam że na razie powinnaś dać
sobie na wstrzymanie. A przede wszystkim to wyjść do ludzi. W ten weekend, w
piątek będzie mała impreza z okazji Prima Aprilis. Właściwie to trochę tak
wymówka, bo to święto było już kilka dni temu, ale powiedzmy że to taka
spóźniona uroczystość. Będą na nim głównie pary, ale single także. Możesz też
wziąć Jacka jeśli chcesz. To będzie wasza tak jakby pierwsza randka i da ci
okazję sprawdzić co tak naprawdę czujesz. I trochę się rozerwać.
- No nie
wiem.- Mrugnęłam.
- Dlaczego?-
Bo od prawie 2 lat nie byłam na tego typu imprezie nie licząc zaręczyn mojego
brata. Poza tym w takim miejscu musiałabym tańczyć a na to nie byłam jeszcze
gotowa.
- Po prostu
nie mam ochoty.
- Właśnie o
tym mówię. Praktycznie nigdy nie miałaś do tej pory poznać w sposób powiedzmy
naturalny i bardziej tradycyjny faceta. Jacka poznałaś w pracy, a Łukasza
podczas śledztwa. Nigdy tak naprawdę nie byłaś podrywana, bo na studiach
wybierałaś pracę w knajpie a nie imprezy. Więc teraz powinnaś zobaczyć jak to
jest.
- Chyba po raz
pierwszy zgadzam się z naszą Krychą. Ja z Krzyśkiem też się tam wybiorę jeśli
tylko znajdę opiekunkę dla dziewczynek. Więc? Jak będzie?
- Okej.-
Odparłam po chwili z ciężkim westchnieniem.- Zgoda.
Tak więc przy
następnym spotkaniu z Jackiem spytałam go o jego plany (zrobiłam postęp, bo od
razu nie nakazałam mu uczestnictwa w przyjęciu), a gdy odparł że są takie jak
zwykle czyli żadne zaproponowałam wspólne wyjście. Był tym wyraźnie zaskoczony,
bo przecież wielokrotnie i bezskutecznie próbował mnie wyciągnąć do zwykłej
restauracji a teraz ja sama proponowałam mu wyjście. I to gdzie? Na prawdziwy
bal!
Gdy nadszedł
piątek byłam trochę zdenerwowana. Pamiętając sytuację na małej domówce u Beti
gdy powiedziałam Asi, że jej dziecko może zginąć bałam się, że mogę palnąć
kolejną głupotę.
W czasie dwóch
i pół godzin które miałam spędzić po pracy w domu i które przybliżały mnie
nieuchronnie do wyjścia kilkakrotnie zastanawiałam się po co właściwie to
robię. Po co udowadniam sobie, że takie wyjście sprawi mi radość jeśli wcale
tak nie jest. Właśnie o to pytałam się wpatrzona w swoje odbicie w lustrze.
Byłam żałosna i jest mi z tym dobrze. Czemu musiałam to zmieniać?
Bo wcale nie
musiałam, ale chciałam.
Bo tylko w ten
sposób w przyszłości będę mogła osiągnąć szczęście, a nie tylko zadowolenie w
życiu.
Bo nie po to
walczyłam do tej pory by teraz się poddać.
Bo może nie
jestem tak słaba i bierna jak sama o sobie myślałam. I w końcu- bo być może
miałam w sobie pokłady siły o których nawet sama siebie nie podejrzewałam. Tak,
musiałam to sobie wciąż powtarzać by nie zapomnieć. By nie cofać się o dwa
kroki przy każdym kroku do przodu. Z tą myślą zanurkowałam w kosmetyczce i
wyjęłam z niej pęsetę. Już dawno zaniedbałam zabieg regulacji brwi, więc teraz
wyglądały po prostu koszmarnie. Miałam gęste włosy i rzęsy, więc brwi również.
Teraz wyglądały jak… u faceta. Brakowało jeszcze tylko by mi się zrosły…brr.
Po kilku
zręcznych ruchach dłonią poczułam się znacznie lepiej. Moja twarz dzięki
subtelnym łukom nabrała zupełnie nowego wyrazu który przypominał mi dawną mnie.
Teraz pora na głębokie oczyszczanie…
Właśnie w ten
sposób rozpoczęłam trudną i bolesną mękę w powrocie do odkrycia w sobie na nowo
kobiety. Do tej pory w ogóle o siebie nie dbałam: i tak fakt że nadal depilowałam
nogi zakrawało na cud, ale poza tym zaniedbałam wiele innych czynności. Z tego
powodu nawet nie spostrzegłam, że minęły już dwie godziny. Pozostały mi więc
tylko dwa kwadranse do przyjścia Jacka. Musiałam się więc pospieszyć by zrobić
makijaż u wysuszyć włosy. Powinno wystarczyć.
Gdy odłączyłam
suszarkę poczułam się z siebie tak dumna jakbym dokonała nie wiadomo czego. A
spoglądająca na mnie z lustra uśmiechnięta dziewczyna wyglądała dość ładnie.
Może byłoby lepiej gdyby ręcznik na ciele zamieniła się w sukienkę…
Tylko co niby
mam założyć, spytałam samą siebie plując sobie w brodę że zapomniałam o tak
ważnym szczególe. Przecież nie jedną z tych moich czarnych kiecek o których
moje przyjaciółki żartowały że nadają się na pogrzeb. Gdyby było jeszcze dość
wcześniej zadzwoniłabym do Krysi lub Beti i coś pożyczyła, ale tak? To, że
zapomniałam o tak istotnym szczególne świetnie dowodziło jak bardzo było ze mną
jeszcze nie w porządku. Bo przecież sukienka powinna być tym o czym powinnam
myśleć najpierw.
Dokładnie w
tej chwili przypomniałam sobie o żółtym bawełnianym nabytku z centrum
handlowego, który nabyłam dość spontanicznie. Tylko czy odważę się ją założyć?
Odważyłam się,
a nagrodą za mój wysiłek był wpatrzony we mnie wzrok Jacka gdy dosłownie
kilkadziesiąt sekund później zjawił się w progu moich drzwi. Po raz pierwszy od
dłuższego czasu poczułam się atrakcyjna i że sprawia mi to przyjemność. Po
prostu poczułam, że nadal jestem kobietą.
- Co ty ze
sobą zrobiłaś?- Spytał. Roześmiałam się wpuszczając go do środka.
- Uznaję to za
komplement.
- Jasne, że
tak. Przecież wiesz. I ta sukienka…
-….wiem trochę
nie odpowiednia na tę okazję, ale nie miałam niczego innego. A uznałam, że tym
razem założenie czerni nie byłoby odpowiednie.- Patrzyłam na niego zadowolona z
siebie niemal czując jak z podekscytowania błyszczą mi oczy. Na razie nie
chciałam analizować tego, że by być uczciwą wobec Jacka nie powinnam tego
robić. Ani tym bardziej czerpać satysfakcji z jego aprobaty, ale z drugiej
strony bardzo tego potrzebowałam. Od tak dawna nie czułam się kobietą, że teraz
rozkoszowałam się tym uczuciem w całej krasie.
- Wiesz, chyba
zmieniłem zdanie. Zostańmy w domu, bo gdy inni mężczyźni zobaczą cię w tym
stroju to oczy wyjdą im na wierzch.- Naturalnie komplement był bardzo
przesadzony- sukienka nie była ani zbyt krótka tak by podkreślać nogi, ani
wydekoltowana by eksponować biust. Poza kolorem: ten był śmiały i przykuwał
wzrok.
- Lepiej już
chodźmy, bo się spóźnimy. Idziemy?- Bończak spojrzał na mnie po raz ostatni i
wyciągnął zachęcająco rękę. Uchwyciłam ją bez wahania.
Prima-aprilisowy
bal okazał się być tym czego obawiałam się najbardziej: imprezą z masą
różnorodnych ludzi, głośną muzyką i alkoholem. Z drugiej jednak strony sytuacja
mała swoje plusy: dzięki temu nawet jeśli się wygłupię nikt nie zwróci na mnie
uwagi. A przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Trochę tu
ciasno. Znajdziemy gdzieś jakieś miejsce siedzące?- Zaproponował Jacek.
- Byłoby
świetnie.- Na szczęście spora część gości tańczyła, bo inaczej nie byłoby to
możliwe. Znaleźliśmy z Bończakiem całkiem dobre miejsce niedaleko Beti i
Krzyśka, co od razu poprawiło mi humor. Moja przyjaciółka nie byłaby sobą gdyby
nie przesadnie zareagowała na zmianę mojego wyglądu chwaląc mnie i kadząc nie gorzej
niż Jacek. Na koniec rozbroiła mnie zupełnie karząc swojemu mężowi na mnie nie
patrzeć, bo będzie się czuła zazdrosna. Potem opuściła nas udając się na
parkiet. Naturalnie z Krzysztofem.
- Nie
pogniewasz się jeśli trochę posiedzimy? Być może później zatańczę, ale na razie
nie jestem na to gotowa. Ale jeśli chcesz możesz iść na parkiet. Nie chcę byś
czuł się zobowiązany tkwić przy mnie przez cały wieczór jeśli jednak się na to
nie zdecyduję.- Oznajmiłam wówczas swojemu partnerowi.
- Co ty
pleciesz? Jasne, że mi to nie przeszkadza. A jeśli nie chcesz tańczyć to
przynajmniej pospacerujemy. Sala jest przecież wystarczająco duża, prawda?
- Tak.
Dziękuję.
- Nie musisz.
Nalać ci coś do picia?- Spytał gdy już rozsiedliśmy się wygodnie.
- Tak, soku.
Na razie wolę nie przesadzać z procentami. Chyba nie działają na mnie
najlepiej.- Dodałam przypominając sobie akcję u Beti.
- Jak na
każdego. Chociaż ty upijasz się nadzwyczaj szybko. Pamiętasz nasz wspólny wypad
w celu oblania jakiegoś twojego zdanego egzaminu gdy jeszcze pracowałaś „ U
Martiego’? Już po jednym drinku byłaś wygadana.
- Bo mieszany
alkohol uderza do głowy szybciej. Poza tym ja ogólnie jestem wygadana.
- Ale nie aż
tak. Do dziś pamiętam jak mnie wtedy rozbawiłaś.
- Tak? Niby
czym?
- Nie za
bardzo pamiętam po tylu latach.
- Ale
pamiętasz, że czułeś się rozbawiony tak? Powinnam się obrazić?
- Skądże.
Raczej traktować to jako komplement.- Jacek podał mi niewielką szklaneczkę z
przygotowanym sokiem. Potem wziął do ręki swoją.- W takim razie, skoro oboje
nie pijemy wznieśmy toast sokiem.
- Nie za
wcześniej na toasty? Dopiero co przyszliśmy.- Droczyłam się z nim.
- Skądże. Na
to nigdy nie jest za późno lub za wcześniej. To co? Za twoje nowe dzisiejsze
wcielenie?
- Tak. I
żarówiastą sukienkę kupioną na wyprzedaży.- Ze śmiechem stuknęliśmy się
szklaneczkami.
Jakiś czas
później obserwowaliśmy partnerów, a gdy wrócili Beata z Krzysztofem
porozmawialiśmy trochę. Potem zgodnie z obietnicą zamiast tańczyć tylko
przechadzaliśmy się po sali. Gdy zjawiła się Krysia z Igorem też zamieniliśmy z
nimi kilka zdań aż do pierwszego posiłku na ciepło.
Obserwowanie
tańczących ludzi przyniosło nam wiele frajdy głównie z powodu żartobliwych
komentarzy Jacka. Moje natomiast były bardziej złośliwe i wkrótce przerodziły
się w prawdziwe obgadywanie. Czułam się jak w gimnazjum gdy jedna z koleżanek
założyła okropną sukienkę a reszta za jej plecami ją krytykowała. Teraz robiłam
to samo. Taka beztroska paplanina była mi jednak potrzebna.
Dlatego po
wszystkim byłam bardzo zadowolona z tego wyjścia. Owszem, nie przełamałam się i
nie zgodziłam się na taniec, ale rozluźniłam na tyle by czerpać przyjemność ze
zwykłej zabawy. Spędziłam uroczy wieczór i po raz pierwszy od prawie dwóch lat
poczułam się kobietą. Zwłaszcza gdy dwóch nieznanych mi mężczyzn zaproponowało
mi taniec. I nieważne, że jeden z nich był dość nachalny i dopiero groźne
spojrzenie Jacka spowodowało, że się ode mnie odczepił. Po prostu miło było
wiedzieć, że dla kogoś wciąż jestem atrakcyjna, bo w swoim mniemaniu już dawno
przestałam taka być.
Gdy Bończak
odwiózł mnie do domu, z racji faktu że dość wcześniej urwaliśmy się z imprezy
która zaczęła przeradzać się w lekką popijawę, zaproponowałam by dotrzymał mi
jeszcze towarzystwa w mieszkaniu. Wyjęłam nawet wino, które pochodziło jeszcze
z zamierzchłych czasów, bo nawet nie pamiętałam kiedy je kupiłam. Na szczęście,
jak ze śmiechem zauważył Jacek, w przypadku wina czas czynił go lepszym i
smaczniejszym.
- Z resztą, ja
i tak nie skorzystam. Niestety jestem kierowcą.
- Masz tylko
kawałek drogi do własnego domu i możesz zostawić u mnie auto, a potem przyjść
po nie jutro.
- Niestety,
jutro z samego rana mam pilny wyjazd. Muszę dowieść jakieś części samochodowe
do Krakowa.
- O, daleko.
Czemu nie mówiłeś wcześniej? Nie wyciągnęłabym cię na tę imprezę.
- Daj spokój,
jeszcze nie ma jedenastej.
- A może
chcesz już iść? Nie czuj się zobligowany by…
-…Karolina
naprawdę nie jestem małym chłopcem i sam potrafię o siebie zadbać.
- Wiem, ale
czasami mam wrażenie że trochę cię wykorzystuje.
- Nie mam nic
przeciwko temu.- Roześmiałam się upijając łyk wina.
- Ale ja mam.
Czasami musisz mi się przeciwstawiać.
- Nie
omieszkam skorzystać na przyszłość.- Zamilkliśmy na chwilę.- A więc to
dzisiejsze wyjście i twój strój miały jakieś szczególne znaczenie?
- Być może.-
Powiedziałam po chwili wahania.- Pomyślałam, że czas na zmianę.
- I słusznie.
Wyglądasz dziś pięknie, Karolina. Wiesz, przypomniało mi się co tak bardzo
rozbawiło mnie podczas spotkania w klubie kilka lat temu.
- Tak?
- Wstydziłaś się, bo kilka dni wcześniej jakiś chłopak wszedł na zaplecze. Chyba był w tobie zakochany i…
- Wstydziłaś się, bo kilka dni wcześniej jakiś chłopak wszedł na zaplecze. Chyba był w tobie zakochany i…
-…tak,
teraz już pamiętam. Oskarżył mnie, że go zdradzam i że to po to była mi potrzebna paczka
prezerwatyw którą kupiłam. To był Kuba, kolega z roku. Byłam wtedy bardzo
zażenowana.
- Ja też
pamiętam. Wówczas to mnie wtedy bardzo w tobie…urzekło.- Nie wiadomo kiedy z
niewinnej rozmowy przerodziło się coś innego. Do tej pory unikaliśmy rozmowy o
naszych dawnych uczuciach.
- Ja
zauroczyłam się tobą już wcześniej.- Wyznałam cicho.-Podczas pierwszego
spotkania bardzo mnie wystraszyłeś, ale jednocześnie przy każdym następnym
spotkaniu coś mnie do ciebie przyciągało. Chyba ta twoja aura tajemniczości.
- Nie dałem ci
chyba zbyt wielu powodów na polubienie mnie.
- Być może.
Ale wtedy dla mojego serca to wcale nie było ważne.- Powróciłam do wspomnień
przywołując wspólnie spędzone razem chwile aż do tej ostatniej: mojego porwania
i bohaterskiej obrony przez Jacka. Wówczas został poważnie postrzelony.- Nigdy
nie zapomniałam, że uratowałeś mi życie. I to aż dwa razy.
- Pierwszy raz
nastąpił w tej ciemnej uliczce niedaleko knajpy.- Przypomniał.- Ale niby kiedy
był ten drugi raz? Chyba nie masz na myśli twojego porwania? Przecież tak
naprawdę uwięziono cię z mojego powodu i to się właściwie nie liczy.
- Dla mnie
liczy. Bo byłeś gotowy zginąć.- Jacek nie patrząc na mnie odruchowo położył
dłoń na klatce piersiowej. Doskonale pamiętałam, że dokładnie w tym miejscu
miał ślad po kuli. Wstałam ze swojego krzesła i zbliżyłam się do niego.- Nadal
masz tam bliznę?- Bończak roześmiał się.
- Tak. One nie
znikają tak po prostu.- Odparł mi patrząc w oczy z pobłażliwym rozbawieniem
jakbym była dzieckiem.
- Mogę…mogę
zobaczyć?- Pytanie było głupie, ale po prostu poczułam wewnętrzną potrzebę aby
to zobaczyć. By naocznie ujrzeć dowód poświęcenia i miłości Jacka jaką dawniej
do mnie czuł. By mieć dowód na to, że byłam dla kogoś w życiu najważniejsza.
Nic nie
odpowiedział, ale wstał delikatnie podwijając koszulkę do góry. A ja
wpatrywałam się w poszarpaną skórę teraz ściągniętą w postaci blizny
zastanawiając się ile kosztowała go bólu. Potem wolno wyciągnęłam rękę i
pogładziłam ją opuszkami palców. Spojrzałam Jackowi w oczy widząc w nich coś
innego niż zazwyczaj.
Sama nie wiem
jak to się stało: kto zrobił pierwszy ruch: ja czy on; ale po chwili
obejmowaliśmy się ciasno objęci gdy nasze usta spotkały się w gwałtownym
pocałunku.
Piszesz świetnie, ale dalej nie pojmuję tego że tak łatwo Karolina odpuściła Łukasza. Kiedys byłam za Jackiem ale teraz ledwo końcówkę przeczytałam bo jego nie mogę "strawić" z Karoliną
OdpowiedzUsuńWarto było czekać :) Ciekawa jestem czy połączysz Karolinę z Jackiem na dłużej czy wmieszasz to jeszcze Łukasza. Byłoby ciekawie. Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. Pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńWłaściwie we wróżbie było tylko musisz zaufać więc Jacek? Czemu nie :-)
OdpowiedzUsuńFajna część, nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja od początku kibicowałam Jackowi, i kurde Oni pasują do siebie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ania
A ja kibicuje Łukaszowi :) Dziękuję za te opowiadania, są świetne i odrywają od własnej rzeczywistości :)
OdpowiedzUsuńJacek zupełnie nie pasuje do Karoliny! Na dodatek kojarzy mi się z przestępcą i nie potrafię uwierzyć, że może kochać Karolinę :/ Zdecydowanie jestem za Łukaszem albo kimś nowym. Życzę weny!
OdpowiedzUsuń