Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 marca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXV: Spotkanie



PRZEPRASZAM ZA MAŁE OPÓŹNIENIE, ALE OSTATNIO BYŁAM BARDZO ZABIEGANA. MAM NADZIEJĘ, ŻE TA CZĘŚĆ TO WAM WYNAGRODZI :) MIŁEGO CZYTANIA

- Hej, chyba się na mnie nie obraziłaś co?- Spytał mnie Bończak zaraz po tym jak zapaliło się zielone światło i mógł bezpiecznie odjechać ze skrzyżowania.
- Hm?- Mrugnęłam nadal pogrążona w tym co przed chwilą widziałam.
- Spoważniałaś.
- A…tak. Nie widziałeś go, prawda?
- Czego?
- Samochodu który stał obok nas.
- Tego forda?
- Tak. Chodzi mi raczej o jego kierowcę.
- To znaczy?
- To był Kowalski.- Jacek wyraźnie drgnął.
- Łukasz?
- Nie, jego ojciec. Łukasz przecież od prawie dwóch lat mieszka w Lublinie.
- No tak.- Mrugnął.- I co z tego? Jego widok tak wytrącił cię z równowagi?
- Właściwie nie. Chodziło raczej o panią Mariolę. Przypomniało mi się nasze ostatnie spotkanie.
- Chcesz o tym pogadać?
- Raczej nie. To znaczy nie teraz. Niedługo będziemy pod moim blokiem.- Tak naprawdę to w ogóle nie chciałam rozmawiać na ten temat. Bo matka Łukasza była dla mnie kimś bardzo ważnym i wbrew tym wszystkim dowcipom o wrednych teściowych traktowała mnie jak rodzona matka. Z resztą często to powtarzała: że jestem dla niej jak córka której nigdy nie miała. Troszczyła się o mnie i wspierała gdy było mi ciężko, próbowała tłumaczyć nieobecność Łukasza, jego podejście do pracy. Spędzała ze mną czas gdy się nudziłam, odwiedzała i umilała czas nawet przed porodem. A ja po tym wszystkim tak jej się odpłaciłam.
Do dziś pamiętam tę niegrzeczną rozmowę, którą z nią przeprowadziłam. Ale czy trudno było mi się dziwić? Rozwiodłam się z jej synem obwiniając o śmierć Kubusia. Nie chciałam mieć do czynienia z żadnym członkiem rodziny Kowalskich. A nawet gdybym spojrzała na to racjonalnie to moja decyzja byłaby taka sama. Jak mogłabym bowiem nadal nazywać ją matką gdy już nie jestem w związku z Łukaszem? Jak mogłabym ją odwiedzać? A mimo to, jakby wypowiedziała je przed chwilą, pamiętałam ostatnie skierowane przez nią do mnie słowa tuż po tym jak rozwiodłam się z jej synem: „Karola wiem, że jest ci bardzo ciężko, ale pamiętaj że dla mnie zawsze będziesz córką niezależnie od tego czy jesteś z Łukaszem czy nie. I jeśli będziesz chciał mnie odwiedzić lub poradzić się w jakiejkolwiek sprawie to nie wahaj się ani chwili.”
„To nie byłoby rozsądne, pani Kowalska”, odpowiedziałam jej wówczas.
„Karolciu jaka pani? Przecież to, że rozstałaś się z Łukaszem nie oznacza, że coś zmieniło się między nami.”
„Nie, to nieprawda. Wszystko się zmieniło. Ja też się zmieniłam. I ni chcę mieć już do czynienia z żadnym członkiem rodziny Kowalskich. Przykro mi. Do widzenia.”
Teraz, gdy analizowałam tę rozmowę było mi za siebie wstyd. Odepchnęłam od siebie starszą kobietę, która bardzo mnie kochała. Tyle, że być może nie użyłabym tak ostrych słów gdyby wcześniej nie zdenerwowała mnie próbując przekonać, że nie powinnam brać rozwodu z Łukaszem.
„Ja też kiedyś byłam młoda i w sytuacji zdawać by się mogło bez wyjścia. Też obwiniałam swojego męża za coś co wydawało mi się być jego winą. I bardzo cierpiałam. Ja chciałam nawet odejść od męża tak jak teraz ty. Ale gdyby Włodzimierz nie był stanowczy i pozwoliłby mi na to, to teraz wiem, że żałowałabym tego do końca życia i być może nigdy nie była już szczęśliwa.”
Tylko czy przez pracę mojego byłego teścia pani Mariola straciła dziecko? Nie. Nie rozumiała więc mojego cierpienia. Nie rozumiała tego, że powodem mojego rozstania z Łukaszem nie był tylko Kubuś. Że oprócz tego mój były mąż egoistycznie zanurzał się w swojej pracy, nie zważał na moje prośby i groźby; że musiałam prosić o to by nie pracował w sobotę. I że prawdopodobnie wcale tak bardzo mnie nie kochał jak dawniej mówił. I ja jego chyba też nie. Bo w którymś momencie czara goryczy się przelała: miałam dość roli skamlącego szczeniaczka błagającego o trochę uwagi. Dość wiecznej tolerancji, tłumaczenia jego zachowania przed samą sobą, sprowadzania do roli zwykłej kury domowej. Świat nie kręcił się tylko wokół Łukasza i jego pracy. Cieszyłam się, że w końcu to zrozumiałam. Szkoda jednak, że musiałam najpierw przekonać się o tym na własnej skórze i wyjść za niego za mąż.
Tyle, że początkowo nie pracował aż tak dużo. Nawet na początku naszego małżeństwa- choć na to narzekałam- patrząc na sprawę obiektywnie musiałam przyznać, ze pracował jak normalny przeciętny Polak by żyć na godnym poziomie co w naszym kraju oznacza niestety około 50 godzin tygodniowo. Potem, gdy miał do czynienia z nową sprawą przez tydzień lub dwa pracował do późna, ale sytuacja potem znów się normowała. Aż do ostatniego półrocza naszego małżeństwa. Wówczas wszystko się zepsuło. Ta sprawa była dla niego tak ważna, że spędzał w niej całe dnie a nawet i czasami noce. A fakt, że zakończyła się porwaniem Kuby powodował, że cała wewnętrznie się jeżyłam. Starałam się nie zadawać sobie pytania co by było gdyby się jej nie podjął, bo po rozmowie z Jackiem przekonałam się, że to nie ma sensu. Trzeba żyć teraźniejszością a nie płakać nad utraconą przeszłością.
Zaraz na początku nowego tygodnia, po zaręczynach mojego brata z Marysią, zadzwoniła do mnie Asia. Jej telefon bardzo mnie ucieszył, ale szybko zeszłam na ziemię. Powiedziała, że się na mnie nie gniewa i mimo wszystko przyjmuje przeprosiny. Dodała też, że moja rada dotycząca zjedzenia na czczo małej porcji suchara jej pomogła. Na koniec podziękowała mi za to i życzyła wszystkiego najlepszego. Z lekką nostalgią zauważyłam, że brzmiało to raczej jak pożegnanie a nie jak pojednanie. Tak więc straciłam kolejną przyjaciółkę. I to przez własną głupotę. Czułam złość na siebie za to jak przedmiotowo traktowałam dotychczas swoich znajomych. Wyglądało na to, że będę musiała za to pokutować.
Za to Beti i Krysia znów traktowały mnie tak jak dawniej. Cudownie było wyjść w sobotę na wspólne zakupy nawet jeśli ja sama nie mogłam sobie pozwolić na kupno zwykłego paska do torebki. Mimo wszystko doradzanie było miłe. A przede wszystkim atmosfera. Przez moment poczułam się nawet jak singielka, gdy ten sam pantomim który zaczepił mnie jakiś czas temu na tym samym piętrze najwyraźniej mnie rozpoznał i wesoło zamachał. Odpowiedziałam mu tym samym. Wtajemniczyłam swoje przyjaciółki we wszystkie szczegóły mojego ostatniego spotkania z nim co tak jak się spodziewałam bardzo je rozbawiło. Beata zażartowała coś na temat wspólnej randki. Zaraz jednak ją ofuknęłam.
- Daj spokój. Już chyba wolę Kozią Bródkę.
- Jaką Kozią Bródkę?- Zainteresowała się Kryśka.
- A, to taki jeden z kwiaciarni. Chciał się ze mną umówić na kawę.
- No co ty! Wróciłaś na rynek matrymonialny i znowu masz rwanie. I co mu odpowiedziałaś?
- Że nie lubię kawy.
- Żartujesz?
- Nie. Nie mam ochoty na facetów.
- Karola, nie możesz dłużej tak żyć. Powiedz od jak dawna…- Już na samym początku zrozumiałam o co chciała mnie zapytać Beti, więc ją powstrzymałam:
-…Beti, mam Jacka.
- Którego traktujesz jako przyjaciela.
- Na razie tak.
- U, a więc szykuje się zmiana?
- Być może. Wiecie, ostatnio na przyjęciu zaręczynowym mojego braciszka poczułam się o niego trochę zazdrosna.- Zrobiłam krótką pauzę by zobaczyć ich reakcję.
- Kontynuuj.- Powiedziała sugestywnie Beti patrząc wymownie na Krysię. Przewróciłam oczami.
- Po prostu być może chcę od niego czegoś więcej niż przyjaźni.
- No to super. A więc na co czekasz?
- Muszę to wszystko jeszcze przemyśleć. Nie jestem w wieku w którym mam czas na próbę. I tak każdy swój związek traktuje bardzo poważnie, a do tej pory poniesienie się uczuciom nie wychodziło mi najlepiej.
- I dlatego podchodzisz do tego racjonalnie? Kobieto miłość to nie stan umysłu.
- Wiem. Tyle, że…nie chcę się znowu sparzyć. A chciałabym…chciałabym mieć znowu rodzinę.
- Więc działaj dziewczyno. Jacek też wiecznie nie będzie na ciebie czekał.- Podsumowała to Beti. Jakbym sama nie doszła ostatnio do tego samego wniosku!
- Sama nie wiem Karola.- Zawahała się jak zwykle racjonalna Krysia.- To znaczy fajnie, że już się z tego wszystkiego otrząsnęłaś i jesteś gotowa na nowy związek i w ogóle, ale… czy na pewno Jacek?
- Co masz na myśli?
- No wiesz… - Zrobiła nieokreślony ruch dłońmi nie patrząc mi w oczy- Czy on nie będzie ci za bardzo przypominać o przeszłości?
- Być może.- Przyznałam ostrożnie.- Dlatego między innymi wciąż się waham.
- Ale przecież on nie miał nic wspólnego z tą sprawą porwania Kuby. A to, że zrobił to jego dawny kumpel nie znaczy, że jest winny.- Wtrąciła się Beata.
- Wiem, ale ja potrzebuję normalności, Beti. Potrzebuje kogoś zwyczajnego, szarego Kowalskie…nie, już raczej Nowaka.- zakończyłam inaczej, bo przecież pierwsze nazwisko również było popularnie i tak się złożyło że należało do mojego byłego męża.- Nie chcę uwielbiającego adrenalinę faceta, który musi sobie udowadniać jaki jest odważny na każdym kroku. Nie chcę byłego przestępcy lub tajnego agenta. Chcę kogoś, kto nigdy nie wyskoczy jak Filip z konopi mówiąc: wiesz oszukałem cię, bo tak naprawdę to jestem kimś innym. Pragnę kogoś dla kogo stabilizacja i poczucie bezpieczeństwa będzie najważniejsze.
- A sądzisz, że nie znajdziesz tego przy Jacku?- Spytała Beata.
- Sądzisz, że kobieta z przeszłością i facet po przejściach mogą być ze sobą szczęśliwi?- Odparłam jej pytaniem.
- Brzmi to trochę jak fabuła komedii romantycznej dla pań po czterdziestce.- Odpowiedziała mi.- Tyle, że pominęłaś dość istotną kwestię.
- Jaką?
- Twoje uczucia.
- Przecież przyznała, że była zazdrosna o Jacka.- Powiedziała jej Krysia.
- Tak, ale zazdrość o kogoś niekoniecznie musi być powodowana miłością. Czy tak Karola?
- O co właściwie pytasz?- Spytałam choć doskonale wiedziałam co ma na myśli.
- Dobrze wiesz. Kochasz go?
- Nie sądzisz, że bajdurzenie o miłości jest w moim wieku trochę przereklamowane?
- Jakim znowu wieku dziewczyno? Nawet nie mamy trzydziestki!
- Co nie przeszkodziło ci porównać mnie do czterdziestoletniej kobiety.
- Ja tylko stwierdziłam, że to co powiedziałaś o tym facetem z przeszłością brzmi jak slogan reklamowy filmu.
- Dobra, już przestańcie.- Odezwała się Krysia.- Karola, uważam że na razie powinnaś dać sobie na wstrzymanie. A przede wszystkim to wyjść do ludzi. W ten weekend, w piątek będzie mała impreza z okazji Prima Aprilis. Właściwie to trochę tak wymówka, bo to święto było już kilka dni temu, ale powiedzmy że to taka spóźniona uroczystość. Będą na nim głównie pary, ale single także. Możesz też wziąć Jacka jeśli chcesz. To będzie wasza tak jakby pierwsza randka i da ci okazję sprawdzić co tak naprawdę czujesz. I trochę się rozerwać.
- No nie wiem.- Mrugnęłam.
- Dlaczego?- Bo od prawie 2 lat nie byłam na tego typu imprezie nie licząc zaręczyn mojego brata. Poza tym w takim miejscu musiałabym tańczyć a na to nie byłam jeszcze gotowa.
- Po prostu nie mam ochoty.
- Właśnie o tym mówię. Praktycznie nigdy nie miałaś do tej pory poznać w sposób powiedzmy naturalny i bardziej tradycyjny faceta. Jacka poznałaś w pracy, a Łukasza podczas śledztwa. Nigdy tak naprawdę nie byłaś podrywana, bo na studiach wybierałaś pracę w knajpie a nie imprezy. Więc teraz powinnaś zobaczyć jak to jest.
- Chyba po raz pierwszy zgadzam się z naszą Krychą. Ja z Krzyśkiem też się tam wybiorę jeśli tylko znajdę opiekunkę dla dziewczynek. Więc? Jak będzie?
- Okej.- Odparłam po chwili z ciężkim westchnieniem.- Zgoda.
Tak więc przy następnym spotkaniu z Jackiem spytałam go o jego plany (zrobiłam postęp, bo od razu nie nakazałam mu uczestnictwa w przyjęciu), a gdy odparł że są takie jak zwykle czyli żadne zaproponowałam wspólne wyjście. Był tym wyraźnie zaskoczony, bo przecież wielokrotnie i bezskutecznie próbował mnie wyciągnąć do zwykłej restauracji a teraz ja sama proponowałam mu wyjście. I to gdzie? Na prawdziwy bal!
Gdy nadszedł piątek byłam trochę zdenerwowana. Pamiętając sytuację na małej domówce u Beti gdy powiedziałam Asi, że jej dziecko może zginąć bałam się, że mogę palnąć kolejną głupotę.
W czasie dwóch i pół godzin które miałam spędzić po pracy w domu i które przybliżały mnie nieuchronnie do wyjścia kilkakrotnie zastanawiałam się po co właściwie to robię. Po co udowadniam sobie, że takie wyjście sprawi mi radość jeśli wcale tak nie jest. Właśnie o to pytałam się wpatrzona w swoje odbicie w lustrze. Byłam żałosna i jest mi z tym dobrze. Czemu musiałam to zmieniać?
Bo wcale nie musiałam, ale chciałam.
Bo tylko w ten sposób w przyszłości będę mogła osiągnąć szczęście, a nie tylko zadowolenie w życiu.
Bo nie po to walczyłam do tej pory by teraz się poddać.
Bo może nie jestem tak słaba i bierna jak sama o sobie myślałam. I w końcu- bo być może miałam w sobie pokłady siły o których nawet sama siebie nie podejrzewałam. Tak, musiałam to sobie wciąż powtarzać by nie zapomnieć. By nie cofać się o dwa kroki przy każdym kroku do przodu. Z tą myślą zanurkowałam w kosmetyczce i wyjęłam z niej pęsetę. Już dawno zaniedbałam zabieg regulacji brwi, więc teraz wyglądały po prostu koszmarnie. Miałam gęste włosy i rzęsy, więc brwi również. Teraz wyglądały jak… u faceta. Brakowało jeszcze tylko by mi się zrosły…brr.
Po kilku zręcznych ruchach dłonią poczułam się znacznie lepiej. Moja twarz dzięki subtelnym łukom nabrała zupełnie nowego wyrazu który przypominał mi dawną mnie. Teraz pora na głębokie oczyszczanie…
Właśnie w ten sposób rozpoczęłam trudną i bolesną mękę w powrocie do odkrycia w sobie na nowo kobiety. Do tej pory w ogóle o siebie nie dbałam: i tak fakt że nadal depilowałam nogi zakrawało na cud, ale poza tym zaniedbałam wiele innych czynności. Z tego powodu nawet nie spostrzegłam, że minęły już dwie godziny. Pozostały mi więc tylko dwa kwadranse do przyjścia Jacka. Musiałam się więc pospieszyć by zrobić makijaż u wysuszyć włosy. Powinno wystarczyć.
Gdy odłączyłam suszarkę poczułam się z siebie tak dumna jakbym dokonała nie wiadomo czego. A spoglądająca na mnie z lustra uśmiechnięta dziewczyna wyglądała dość ładnie. Może byłoby lepiej gdyby ręcznik na ciele zamieniła się w sukienkę…
Tylko co niby mam założyć, spytałam samą siebie plując sobie w brodę że zapomniałam o tak ważnym szczególe. Przecież nie jedną z tych moich czarnych kiecek o których moje przyjaciółki żartowały że nadają się na pogrzeb. Gdyby było jeszcze dość wcześniej zadzwoniłabym do Krysi lub Beti i coś pożyczyła, ale tak? To, że zapomniałam o tak istotnym szczególne świetnie dowodziło jak bardzo było ze mną jeszcze nie w porządku. Bo przecież sukienka powinna być tym o czym powinnam myśleć najpierw.
Dokładnie w tej chwili przypomniałam sobie o żółtym bawełnianym nabytku z centrum handlowego, który nabyłam dość spontanicznie. Tylko czy odważę się ją założyć?
Odważyłam się, a nagrodą za mój wysiłek był wpatrzony we mnie wzrok Jacka gdy dosłownie kilkadziesiąt sekund później zjawił się w progu moich drzwi. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam się atrakcyjna i że sprawia mi to przyjemność. Po prostu poczułam, że nadal jestem kobietą.
- Co ty ze sobą zrobiłaś?- Spytał. Roześmiałam się wpuszczając go do środka.
- Uznaję to za komplement.
- Jasne, że tak. Przecież wiesz. I ta sukienka…
-….wiem trochę nie odpowiednia na tę okazję, ale nie miałam niczego innego. A uznałam, że tym razem założenie czerni nie byłoby odpowiednie.- Patrzyłam na niego zadowolona z siebie niemal czując jak z podekscytowania błyszczą mi oczy. Na razie nie chciałam analizować tego, że by być uczciwą wobec Jacka nie powinnam tego robić. Ani tym bardziej czerpać satysfakcji z jego aprobaty, ale z drugiej strony bardzo tego potrzebowałam. Od tak dawna nie czułam się kobietą, że teraz rozkoszowałam się tym uczuciem w całej krasie.
- Wiesz, chyba zmieniłem zdanie. Zostańmy w domu, bo gdy inni mężczyźni zobaczą cię w tym stroju to oczy wyjdą im na wierzch.- Naturalnie komplement był bardzo przesadzony- sukienka nie była ani zbyt krótka tak by podkreślać nogi, ani wydekoltowana by eksponować biust. Poza kolorem: ten był śmiały i przykuwał wzrok.
- Lepiej już chodźmy, bo się spóźnimy. Idziemy?- Bończak spojrzał na mnie po raz ostatni i wyciągnął zachęcająco rękę. Uchwyciłam ją bez wahania.
Prima-aprilisowy bal okazał się być tym czego obawiałam się najbardziej: imprezą z masą różnorodnych ludzi, głośną muzyką i alkoholem. Z drugiej jednak strony sytuacja mała swoje plusy: dzięki temu nawet jeśli się wygłupię nikt nie zwróci na mnie uwagi. A przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Trochę tu ciasno. Znajdziemy gdzieś jakieś miejsce siedzące?- Zaproponował Jacek.
- Byłoby świetnie.- Na szczęście spora część gości tańczyła, bo inaczej nie byłoby to możliwe. Znaleźliśmy z Bończakiem całkiem dobre miejsce niedaleko Beti i Krzyśka, co od razu poprawiło mi humor. Moja przyjaciółka nie byłaby sobą gdyby nie przesadnie zareagowała na zmianę mojego wyglądu chwaląc mnie i kadząc nie gorzej niż Jacek. Na koniec rozbroiła mnie zupełnie karząc swojemu mężowi na mnie nie patrzeć, bo będzie się czuła zazdrosna. Potem opuściła nas udając się na parkiet. Naturalnie z Krzysztofem.
- Nie pogniewasz się jeśli trochę posiedzimy? Być może później zatańczę, ale na razie nie jestem na to gotowa. Ale jeśli chcesz możesz iść na parkiet. Nie chcę byś czuł się zobowiązany tkwić przy mnie przez cały wieczór jeśli jednak się na to nie zdecyduję.- Oznajmiłam wówczas swojemu partnerowi.
- Co ty pleciesz? Jasne, że mi to nie przeszkadza. A jeśli nie chcesz tańczyć to przynajmniej pospacerujemy. Sala jest przecież wystarczająco duża, prawda?
- Tak. Dziękuję.
- Nie musisz. Nalać ci coś do picia?- Spytał gdy już rozsiedliśmy się wygodnie.
- Tak, soku. Na razie wolę nie przesadzać z procentami. Chyba nie działają na mnie najlepiej.- Dodałam przypominając sobie akcję u Beti.
- Jak na każdego. Chociaż ty upijasz się nadzwyczaj szybko. Pamiętasz nasz wspólny wypad w celu oblania jakiegoś twojego zdanego egzaminu gdy jeszcze pracowałaś „ U Martiego’? Już po jednym drinku byłaś wygadana.
- Bo mieszany alkohol uderza do głowy szybciej. Poza tym ja ogólnie jestem wygadana.
- Ale nie aż tak. Do dziś pamiętam jak mnie wtedy rozbawiłaś.
- Tak? Niby czym?
- Nie za bardzo pamiętam po tylu latach.
- Ale pamiętasz, że czułeś się rozbawiony tak? Powinnam się obrazić?
- Skądże. Raczej traktować to jako komplement.- Jacek podał mi niewielką szklaneczkę z przygotowanym sokiem. Potem wziął do ręki swoją.- W takim razie, skoro oboje nie pijemy wznieśmy toast sokiem.
- Nie za wcześniej na toasty? Dopiero co przyszliśmy.- Droczyłam się z nim.
- Skądże. Na to nigdy nie jest za późno lub za wcześniej. To co? Za twoje nowe dzisiejsze wcielenie?
- Tak. I żarówiastą sukienkę kupioną na wyprzedaży.- Ze śmiechem stuknęliśmy się szklaneczkami.
Jakiś czas później obserwowaliśmy partnerów, a gdy wrócili Beata z Krzysztofem porozmawialiśmy trochę. Potem zgodnie z obietnicą zamiast tańczyć tylko przechadzaliśmy się po sali. Gdy zjawiła się Krysia z Igorem też zamieniliśmy z nimi kilka zdań aż do pierwszego posiłku na ciepło.
Obserwowanie tańczących ludzi przyniosło nam wiele frajdy głównie z powodu żartobliwych komentarzy Jacka. Moje natomiast były bardziej złośliwe i wkrótce przerodziły się w prawdziwe obgadywanie. Czułam się jak w gimnazjum gdy jedna z koleżanek założyła okropną sukienkę a reszta za jej plecami ją krytykowała. Teraz robiłam to samo. Taka beztroska paplanina była mi jednak potrzebna.
Dlatego po wszystkim byłam bardzo zadowolona z tego wyjścia. Owszem, nie przełamałam się i nie zgodziłam się na taniec, ale rozluźniłam na tyle by czerpać przyjemność ze zwykłej zabawy. Spędziłam uroczy wieczór i po raz pierwszy od prawie dwóch lat poczułam się kobietą. Zwłaszcza gdy dwóch nieznanych mi mężczyzn zaproponowało mi taniec. I nieważne, że jeden z nich był dość nachalny i dopiero groźne spojrzenie Jacka spowodowało, że się ode mnie odczepił. Po prostu miło było wiedzieć, że dla kogoś wciąż jestem atrakcyjna, bo w swoim mniemaniu już dawno przestałam taka być.
Gdy Bończak odwiózł mnie do domu, z racji faktu że dość wcześniej urwaliśmy się z imprezy która zaczęła przeradzać się w lekką popijawę, zaproponowałam by dotrzymał mi jeszcze towarzystwa w mieszkaniu. Wyjęłam nawet wino, które pochodziło jeszcze z zamierzchłych czasów, bo nawet nie pamiętałam kiedy je kupiłam. Na szczęście, jak ze śmiechem zauważył Jacek, w przypadku wina czas czynił go lepszym i smaczniejszym.
- Z resztą, ja i tak nie skorzystam. Niestety jestem kierowcą.
- Masz tylko kawałek drogi do własnego domu i możesz zostawić u mnie auto, a potem przyjść po nie jutro.
- Niestety, jutro z samego rana mam pilny wyjazd. Muszę dowieść jakieś części samochodowe do Krakowa.
- O, daleko. Czemu nie mówiłeś wcześniej? Nie wyciągnęłabym cię na tę imprezę.
- Daj spokój, jeszcze nie ma jedenastej.
- A może chcesz już iść? Nie czuj się zobligowany by…
-…Karolina naprawdę nie jestem małym chłopcem i sam potrafię o siebie zadbać.
- Wiem, ale czasami mam wrażenie że trochę cię wykorzystuje.
- Nie mam nic przeciwko temu.- Roześmiałam się upijając łyk wina.
- Ale ja mam. Czasami musisz mi się przeciwstawiać.
- Nie omieszkam skorzystać na przyszłość.- Zamilkliśmy na chwilę.- A więc to dzisiejsze wyjście i twój strój miały jakieś szczególne znaczenie?
- Być może.- Powiedziałam po chwili wahania.- Pomyślałam, że czas na zmianę.
- I słusznie. Wyglądasz dziś pięknie, Karolina. Wiesz, przypomniało mi się co tak bardzo rozbawiło mnie podczas spotkania w klubie kilka lat temu.
- Tak?
- Wstydziłaś się, bo kilka dni wcześniej jakiś chłopak wszedł na zaplecze. Chyba był w tobie zakochany i…
-…tak, teraz już pamiętam. Oskarżył mnie, że go zdradzam i że to po to była mi potrzebna paczka prezerwatyw którą kupiłam. To był Kuba, kolega z roku. Byłam wtedy bardzo zażenowana.
- Ja też pamiętam. Wówczas to mnie wtedy bardzo w tobie…urzekło.- Nie wiadomo kiedy z niewinnej rozmowy przerodziło się coś innego. Do tej pory unikaliśmy rozmowy o naszych dawnych uczuciach.
- Ja zauroczyłam się tobą już wcześniej.- Wyznałam cicho.-Podczas pierwszego spotkania bardzo mnie wystraszyłeś, ale jednocześnie przy każdym następnym spotkaniu coś mnie do ciebie przyciągało. Chyba ta twoja aura tajemniczości.
- Nie dałem ci chyba zbyt wielu powodów na polubienie mnie.
- Być może. Ale wtedy dla mojego serca to wcale nie było ważne.- Powróciłam do wspomnień przywołując wspólnie spędzone razem chwile aż do tej ostatniej: mojego porwania i bohaterskiej obrony przez Jacka. Wówczas został poważnie postrzelony.- Nigdy nie zapomniałam, że uratowałeś mi życie. I to aż dwa razy.
- Pierwszy raz nastąpił w tej ciemnej uliczce niedaleko knajpy.- Przypomniał.- Ale niby kiedy był ten drugi raz? Chyba nie masz na myśli twojego porwania? Przecież tak naprawdę uwięziono cię z mojego powodu i to się właściwie nie liczy.
- Dla mnie liczy. Bo byłeś gotowy zginąć.- Jacek nie patrząc na mnie odruchowo położył dłoń na klatce piersiowej. Doskonale pamiętałam, że dokładnie w tym miejscu miał ślad po kuli. Wstałam ze swojego krzesła i zbliżyłam się do niego.- Nadal masz tam bliznę?- Bończak roześmiał się.
- Tak. One nie znikają tak po prostu.- Odparł mi patrząc w oczy z pobłażliwym rozbawieniem jakbym była dzieckiem.
- Mogę…mogę zobaczyć?- Pytanie było głupie, ale po prostu poczułam wewnętrzną potrzebę aby to zobaczyć. By naocznie ujrzeć dowód poświęcenia i miłości Jacka jaką dawniej do mnie czuł. By mieć dowód na to, że byłam dla kogoś w życiu najważniejsza.
Nic nie odpowiedział, ale wstał delikatnie podwijając koszulkę do góry. A ja wpatrywałam się w poszarpaną skórę teraz ściągniętą w postaci blizny zastanawiając się ile kosztowała go bólu. Potem wolno wyciągnęłam rękę i pogładziłam ją opuszkami palców. Spojrzałam Jackowi w oczy widząc w nich coś innego niż zazwyczaj.
Sama nie wiem jak to się stało: kto zrobił pierwszy ruch: ja czy on; ale po chwili obejmowaliśmy się ciasno objęci gdy nasze usta spotkały się w gwałtownym pocałunku.

6 komentarzy:

  1. Piszesz świetnie, ale dalej nie pojmuję tego że tak łatwo Karolina odpuściła Łukasza. Kiedys byłam za Jackiem ale teraz ledwo końcówkę przeczytałam bo jego nie mogę "strawić" z Karoliną

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto było czekać :) Ciekawa jestem czy połączysz Karolinę z Jackiem na dłużej czy wmieszasz to jeszcze Łukasza. Byłoby ciekawie. Nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. Pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  3. Właściwie we wróżbie było tylko musisz zaufać więc Jacek? Czemu nie :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna część, nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja od początku kibicowałam Jackowi, i kurde Oni pasują do siebie!
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja kibicuje Łukaszowi :) Dziękuję za te opowiadania, są świetne i odrywają od własnej rzeczywistości :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jacek zupełnie nie pasuje do Karoliny! Na dodatek kojarzy mi się z przestępcą i nie potrafię uwierzyć, że może kochać Karolinę :/ Zdecydowanie jestem za Łukaszem albo kimś nowym. Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń