Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 grudnia 2014

Od nienawiści...do miłości? (XXXIV)

Cała sparaliżowana zdenerwowaniem cudem rozłączam połączenie. W gardle
czuję napływającą żółć.
– Aga?- pyta Karol- Co się stało?
– Nic- próbuję bo zbyć.
– Przestań. Kto dzwonił?
– To...był on. Jego ojciec- Zawadzki nawet nie próbuje udawać, że nie wie
o kim mowa.
– I co ci powiedział?- szybko dokładnie cytuję mu te dwa wciąż
paraliżujące mnie zdania. - A to cwaniak. Ale chyba mu nie uwierzyłaś,
co?
– Nie wiem.- kręcę głową próbując pokonać irracjonalny strach- Kto
właściwie zapewnił Krzyśkowi ten wyjazd? Kto zgłosił jego
kandydaturę? Przecież on był dopiero na drugim roku...- zaczynam łączyć
fakty. A więc Władysław Kamiński to wszystko zaplanował.
– Nawet jeśli to prawda, to przecież Krzysiek wróci za pięć miesięcy.
Myślisz, że ojciec zdoła zatrzymać go na dłużej? Poza tym, on cię kocha i
pojechał z twoją zgodą. Nie masz się czym przejmować. Ten stary piernik
cieszy się pewnie na myśl, że zasiał w tobie niepewność
– Boże, masz rację- zdaję sobie sprawę- Zachowałam się jak bohaterka
opery mydlanej. Przepraszam.
– Nic się nie stało. Ale nie pozwól, żeby nakład ci do głowy głupot.
– Tak. Znów dałam mu się podejść.
– Dlatego gdybyś czuła się niespokojna lub niepewna to zawsze możesz do
mnie zadzwonić. Nawet będąc 300 km stąd przyjadę do ciebie na jednej
nodze.
– Karol, dziękuje. Zawsze mi pomagasz.
– Bo na to zasługujesz. I on też. Chce żeby dwoje najbliższych mi ludzi
było szczęśliwe.
Gdy jestem już w domu, po jakiejś godzinie dzwoni telefon. W tle słyszę
jeszcze dźwięk przelatującego powietrza co oznacza, że Kamiński dzwoni do
mnie od razu z lotniska. Zapewnia, że wciąż o mnie myśli i żebym o nim nie
zapomniała. Gdy po dziesięciu minutach kończymy połączenie ganię się w
duchu za głupie myśli. Jak mogłam uwierzyć Władysławowi Kamińskiemu?
Kręcąc ze śmiechem głową, zapadam w sen. Z dłonią spoczywającą na
wisiorku u szyi.
Pierwszy dzień bez Krzyśka jest dziwny. Czuję się jakoś tak inaczej: to znaczy
nie jestem całkiem smutna, ale i wesoła też nie. Właściwie stan który najtrafniej
opisuje w tej chwili moje odczucia to zawieszenie. Bo moje życie musi toczyć
się dalszym torem. Czy tego chce czy nie.
Nieoczekiwanie następnego dnia, przychodząc do mieszkania zastaję tam
Andżelikę. I nie to jest dla mnie dziwne, ale widok jak na mnie zareagowała.
Bo zaczęła krzyczeć i piszczeć.
– Oszalałaś? Co się stało?- pytam ją nie wiedząc zupełnie o co jej chodzi.
Ale gdy podchodzi do mnie i chwyta mnie za rękę już wiem co tak bardzo
ją zaskoczyło.
– To prawda? Zaręczyliście się? Dał ci pierścionek przed wyjazdem? Boże,
Aga!- wciąż krzyczy głośno radosnym tonem. Tak, że z sąsiedniego
pokoju przychodzą Kaśka z Marleną.
– Ej, niektórzy próbują odsypiać po kacu. Co się dzieje?- pyta ta pierwsza
– Same zobaczcie! Agniesia się zaręczyła!- Dziewczyny posyłają mi
niedowierzające spojrzenie. Potem patrząc to na siebie, to na moją rękę z
pierścionkiem zaczynają piszczeć. A cała ta sytuacja zaczyna być dla
mnie tak absurdalna, że przyłączam się do nim.
– Kiedy to się stało?- pyta mnie jedna przez drugą.- Jejku, ale to
romantyczne. Wyjechał i dał ci pierścionek- wdycha Kasia.
– Ale wróci, idiotko- śmieje się z niej Marlena- Naprawdę się cieszędodaje
do mnie.
– Wiem. Ja też. Chociaż to wszystko wydaje mi się takie szybkie. Przecież
mam dopiero 20 lat.
– Prawie dwadzieścia jeden.- poprawia mnie Andżela.- Mówiłaś już
komuś?
– Nie, wy jesteście pierwsze. Szczerze mówiąc, to wyleciało mi to jakoś z
głowy.
– Więc kiedy dał ci pierścionek? To nie było wczoraj na lotnisku?
– Nie. To było w Sylwestra.
– I nie puściłaś pary z ust?! Ale z ciebie przyjaciółka- focha się.
– Andżela, przecież wiesz jaka jestem. Dla mnie to bez znaczenia.
– Jak to bez znaczenia?
– Po prostu nie potrzeba mi żadnych zapewnień w postaci pierścionków czy
innym gestów. Ja wiem że on mnie kocha i ja go też. Reszta się nie liczy.
– Boże ja też tak chce..- mówi przytulając mnie mocno do siebie- I wiesz,
co? Jutro idziemy do Izy. Musimy pochwalić się jej twoimi zaręczynami.
A poza tym, to kupiłam cudowne śpioszki dla małego Kasprzaka. Są takie
słodkie...
Tak więc zgodnie z umową następnego dnia wybieramy się do Izy. Patrząc na
nią z Antosiem na ramionach nie mogę powstrzymać rozczulenia. Bo wyglądają
razem tak słodko. Mimowolnie zaczynam wyobrażać sobie siebie w roli matki.
Czy chciałabym mieć dziecko? Dziecko Krzysztofa? O dziwo ta myśl nie
wywołuje spodziewanego przerażenia. Owszem, raczej wolałabym na razie
tego uniknąć, ale tak poza tym...Nie dość myślenia o moim narzeczonym.
Inaczej nie wytrzymam kolejnych miesięcy bez niego...
Po południu umawiamy się na rozmowę internetową. Laptop z wbudowaną
kamerką przygotowuję już na pół godziny wcześniej. Ale gdy w końcu widzę
jego twarz nie jestem w stanie powstrzymać radości.
– Hej, moja piękna- wita się ze mną trochę zmienionym przez komputer
głosem uśmiechając się szeroko z ekranu monitora. Nieomal czuję jak
wita się ze mną stojąc tuż obok.
– Cześć.- bąkam tylko nie wiedząc co powiedzieć. Bo mam ochotę wciąż
wrzeszczeć głośno: kocham cię, kocham...ale wiem że to dość żałosne.
Mówię więc tylko powściągliwym tonem- Jak się czujesz? Wszystko w
porządku?
– Tak. Dzisiaj miałem pierwsze zajęcia. Jest bardzo fajnie, wiesz? W grupie
mam kilku studentów z wymiany międzynarodowej i jest nawet jeden
Polak...- zaczyna wszystko opowiadać ze szczegółami. A ja upewniam
się, że podjęłam dobrą decyzję. Bo widzę, że jest szczęśliwy.- Hej, jesteś
tam?- pyta mnie w pewnym momencie.- Wiesz, powinienem się obrazić.
Tak długo czekałem na możliwość rozmowy z tobą, a teraz kompletnie
mnie olewasz.
– To nie tak. Po prostu...nie mogę...- potrząsam głową próbując odgonić
łzy. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że on to wszystko widzi.
Spuszczam wzrok na dół.
– Aguś, co się dzieje? Na pewno wszystko w porządku? Mam wrócić?
– Nie! Oczywiście, że nie. Po prostu jestem głupia i sentymentalna, to
wszystko. Bardzo za tobą tęsknię, to dlatego.
– Ja za tobą bardziej. Wiesz, musimy kiedyś się tu wybrać razem.
Pozwiedzać te ciekawe muzea i wystawy, poznać stragany uliczne...Tak
brakuje mi tu ciebie.
– Wiem, bo czuję to samo. Ale dam radę, nie przejmuj się.- zapewniam go.
Po chwili zaczynam opowiadać o reakcji Andżeliki na pierścionek
zaręczynowy i odwiedzinach u Izabeli. Po wszystkim czuję się
uspokojona i zrelaksowana. To, że odległość niczego między nami nie
zmieniła sprawiła, ze było mi dużo łatwiej.
Luty minął mi nieubłaganie. (Jak głupia ucieszyłam się dostając dwa dni po
Walentynkach kartkę od Krzyśka z grającą pozytywką.) Po nim nadszedł
mroźny marzec i chłodny kwiecień, a potem maj i okres nauki do sesji. Czas
mijał mi niepostrzeżenie na pracy (ale muszę dodać, że zrezygnowałam z
trzygodzinnych katorg w postaci lekcji z Klaudyną i pracowałam tylko w
banku), nauce, zabawach z małym Antosiem Izy i Bartka, a także wygłupach z
paczką znajomych. Od czasu do czasu widywałam się również z Karolem, który
jednak przyjeżdżał bardzo rzadko. Podkreślał, że bardzo podoba mu się tamto
miasto i rozważa zamieszkanie w nim na stałe. Bardzo mnie to zasmuciło, ale
wiedziałam, że nie powinnam z własnych egoistycznych pobudek pozbawiać
go szczęścia. Przecież w nowym miejscu mógł zacząć od nowa, nie bojąc się
wyznać kim naprawdę jest (chodzi mi oczywiście o jego orientację). Z
Andrzejem właściwie znacznie poprawiłam swoje relacje. I pomimo tego jak
potraktował dwa lata temu Andżelikę to jednak nie mogłam go nie lubić i mu
nie wybaczyć. Trudno, był typem wiecznie niedorosłego chłopca, ale cóż mógł
na to poradzić? W końcu kiedyś sparzy się gdy pozna jakąś świetną dziewczynę
i zapragnie się dla niej zmienić.
– Ha, nie mam zamiaru dołączać do Bartka, o nie. I do Krzyśka też nie. Tak
szybko chcieć zakładać sobie pętlę na szyi? O nie, dziękujeodpowiedział
mi gdy żartem wspomniałam mu o tym
– Kiedy spotkasz tę właściwą, przypomnę ci twoje słowa.
– Nie będziesz musiała. Bo te jest moja dewiza na życie: Żadnych
zobowiązań i płonnych nadziei.
– Więc nadal zamierzasz łamać damskie serca?
– To nie moja wina, że wszystkie się we mnie zakochują.
– Ha- prycham z niedowierzaniem- Ale z ciebie zarozumialec.
– No dobra, nie wszystkie. Przynajmniej nie te zajęte- dodaje szepcząc mi
w ucho konspiracyjnym szeptem gdy wybieramy się odwiedzić Barka, Izę
i Antosia.- W odpowiedzi tylko przewracam oczami.
Gdy późnym wieczorem przyjeżdżam już do mieszkania...a właśnie, bo
zapomniałam wspomnieć, że w międzyczasie zrobiłam kurs prawa jazdy. I
nawet udało mi się go zaliczyć. (No dobra, najpierw dwa razy oblałam. Ale
ważne, że w końcu zdobyłam plakietkę, prawda?) No i zakupiłam niewielkiego
używanego golfa od znajomych rodziców po okazyjnej cenie. Teraz
przynajmniej nie jestem uzależniona od zawodnej komunikacji miejskiej.
Gdy wchodzę do pokoju pierwsze co robię to sprawdzam pocztę, bo często z
Krzyśkiem wymieniamy się długimi na kilka stron mejlami. Tak jest i tym
razem. Bo czeka na mnie długaśna wiadomość z kilkunastoma załącznikami.
Pewnie znów narobił sobie głupich zdjęć, myślę rozbawiona szykując sobie
kąpiel. Ale gdy wracam otwierając pierwsze z nich uśmiech zamiera mi na
ustach. Bo na zdjęciu jest Krzysiek z jakąś ładną brunetką w jego wieku.
Klikam w następne, na którym również są oni dwoje. I rozpoznaje ją jako
Alicję Templarczyk o której tyle mi opowiadał mówiąc, że to jego koleżanka.
Pełna złych przeczuć otwieram kolejne załączniki w podobnym tonie: on z tą
samą dziewczyną tylko w coraz to innej scenerii: spacerujący po parku,
śmiejący się nad jakąś rzeką, przytulający się na jakiejś imprezie...zatrzymuję
się na chwilę dostrzegając, że następna fotografia nie chce cię otworzyć, bo
moja ręka trzęsie się jak galareta i kursor zjechał ze strzałki. Ale i tak mam już
dość. Mimo wszystko, doskonale wiedząc już kto jest nadawcą tej wiadomości
decyduję się przeczytać wiadomość.
„ Jak widzisz twoja wielka miłość skończyła się dość szybko. Mam nadzieję, że
w końcu zrozumiałaś, że dla kogoś takiego jak mój syn jesteś tylko zabawką.
Wystarczyło mu tylko kilka miesięcy aby poczuł się samotny...- przestaję czytać
mając już wszystkiego serdecznie dość. No tak, jak zwykle charakterystycznie
dla niego udawał, że to wszystko robi tylko dla mnie. Pieprzony sukinsyn,
myślę ostro wkurzona. I Krzysiek też, dodaję ale zaraz uświadamiam sobie, że
jestem niesprawiedliwa. Przecież to tylko zdjęcia, prawda? On się na nich z
nikim nie całuje ani nawet nie obejmuje w romantyczny sposób. Poza tym
gdyby miał mnie dość chyba nie potrafiłby tak dobrze udawać. Jeszcze kilka
dni temu rozmawialiśmy widząc swoje twarze!. Nie, znów daję się omamić
podstępowi Władysława Kamińskiego. Przecież gdyby to co mi napisał było
prawdą to nie siliłby się tak bardzo żeby mnie o tym przekonać i nie wysyłałby
tej wiadomości. Raczej czekałby kilka tygodni aż Krzysiek wróci i kopnie mnie
w tyłek. Wtedy z udawanym współczuciem zapewniłby mnie, że przecież od
początku przewidywał taki koniec i ostrzegał mnie przed własnym synem.
Momentalnie odzyskuje wszystkie siły mentalne i wysyłam wiadomość.
„ Chyba miał pan rację. Krzysiek jednak mnie nie kocha. Mimo wszystko
dziękuję za informacje i zaoszczędzenie mi cierpienia. Nie mam zamiaru mieć z
nim nic wspólnego.”- wysyłam szybko ciesząc się jak kot który właśnie
upolował pięć albo dziesięć tłuściutkich myszy. Chcesz żebym go zostawiła?
Proszę bardzo. Ciesz się przez ten miesiąc póki masz okazję, bo potem spotka
cię nieprzyjemna niespodzianka. Śmieję się pod nosem próbując sobie
wyobrazić jego reakcję na mój list. Ależ musi się cieszyć, podły intrygant.
Zaczynam zastanawiać się jednak, czy trochę nie przesadziłam. No bo to:
dziękuję za informacje...nie wiem czy nie wyszło aż za dobrze. Bo jednak może
nie być taki głupi i zrozumieć ukrytą ironię. Ale mimo wszystko jestem z siebie
zadowolona jak diabli. Patrzę na srebrne kółko na mojej dłoni. „Jak widzisz
twoja wielka miłość skończyła się dość szybko” Tylko, że Władysław Kamiński
nie wie, że ona dopiero niedługo tak naprawdę się zacznie. Bo zaczynam coraz
bardziej przekonywać się do decyzji Krzysztofa żebyśmy wzięli ślub jak
najszybciej zanim ten stary pryk coś wymyśli.
Mimo wszystko od tamtej pory jestem coraz bardziej niepewna. Bo telefony
Krzyśka są coraz rzadsze, tak jak i wideo-rozmowy. I nie mogę pozbyć się
natrętnych myśli Władysława Kamińskiego wciąż pobrzmiewających mi w
głowie. A jeśli Krzysiek czułby się tam samotny? Jeśli zauroczyła go jakaś
dziewczyna to czy nadal będzie chciał być ze mną po powrocie? I czy ja będę
chciała z nim być pomimo wszystko?
– Denerwujesz się?- pyta mnie w dniu powrotu Krzyśka Andżelika. Stojąc
przed dużym lustrem w holu nie mogę pozbyć się strachu. Strachu, jaki
niesie za sobą lęk przed nieznanym
– Trochę- przyznaję cała wewnętrznie rozbita. Bo ostatnia rozmowa z
Krzyśkiem też była jakaś taka dziwna...a co jeśli będzie chciał ze mną
zerwać? Jeśli tylko czeka na to by zrobić to osobiście? Przecież to
brunetka była śliczna!
– Hej, chcesz moje baleriny ze złotą sprzączką? Będą świetnie pasować do
twojej sukienki.- mówi obrzucając od stóp do głów moją dość luźną, ale
dopasowaną w biuście i na biodrach kieckę.
– No co?
– Nic. Wyglądasz bosko. Jak się zobaczy to zaraz pewna część jego ciała
zareaguje odpowiednio.
– Andżela, nie bądź wulgarna.
– Sory, chciałam cię tylko rozbawić. Wyglądasz jakbyś szła na ścięcie.
Rozchmurz się. Przecież wiesz, że on cię kocha. Naprawdę boisz się, że
to mogłoby się zmienić?- Tak, mam ochotę jej odpowiedzieć, boję się.
Ale wiem, że nie mogę. Poza tym jej wypowiedź znacznie podnosi mnie
na duchu.
– Dzięki, masz rację. A i daj mi re buty. Możesz jeszcze ułożyć mi trochę
włosy...- dodaję zaskakując samą siebie.
– O, więc rozpuszczasz? No, no no. Naprawdę chcesz go olśnić.
Będąc już na lotnisku zastaję tam Karola i Andrzeja (Bartek musiał zostać w
domu z Izą i małym Antosiem, który cierpiał na kolkę). Pospiesznie witam się z
nimi. Z boku dostrzegam też machającą do mnie postać.
– Maja!- wołam ją radośnie ściągając na sobie wzrok trzech
towarzyszących jej osób: Władysława Kamińskiego, jego żony
Małgorzaty i starszego syna, Tomka. Uśmiecham się do niego lekko, a
wtedy skina mi głową jakby przypominając sobie kim jestem. I
odpowiadając mi szerokim uśmiechem, który interpretuję jako
pokrzepiający i dodający odwagi.
– Boże, już nie mogę się doczekać. Ciekawe jak mu tam było. Obiecał
przywieść mi prezenty, wiesz ale znając go to pewnie jakieś głupie
drobiazgi..- papla do mnie za co jestem jej szczerze wdzięczna, bo moje
skołatane nerwy już nie wytrzymują napięcia. Zwłaszcza gdy mija ponad
pół godziny a samolot Krzyśka jeszcze nie przyleciał. Mimo wszystko
wciąż z napięciem wpatruję się w tablicę przyjazdów ignorując rzucane
mi z ukosa spojrzenia Władysława Kamińskiego mówiące: co u licha tu
robisz? I przynajmniej upewniam się, że potraktował serio mój wysłany
do niego miesiąc temu mail.
Gdy w końcu pojawia się informacja, że samolot zaraz wyląduje dopiero wtedy
zaczynam dostrzegać czym są prawdziwe nerwy. Żołądek zwija mi się w ciasny
supeł, a w gardle co i rusz pojawia się wielka gula, przez którą z trudem
przełykam ślinę.
W końcu go dostrzegam: W czarnej, ciasno dopasowanej do niego koszulce
polo. Włosy urosły mu już do takiej długości, że praktycznie można by go
uznać za brata bliźniaka Tomka. Bo choć dzieli ich ponad 6 lat różnicy to z tym
delikatnym zarostem Krzysiek wygląda znacznie poważniej. I wydaje mi się
jakiś odległy. Obserwując go tak nie zauważam nawet kiedy zaczynam mocno
ściskać dłoń Karola. Dopiero jego uspokajające słowa: Odwagi, będzie dobrze,
uświadamiają mi to. Gdy Kamiński w końcu dostrzega nas zaczyna kierować
się w tę stronę. Najpierw przytula pędzącą w jego stronę Majkę. Ten widok
nieskrępowanej miłości między rodzeństwem sprawia mi niezwykłą radość.
Potem, gdy siostra uwalnia go wreszcie od siebie zaczyna podchodzić coraz
bliżej nas. Już szykuję się żeby go powitać, ale on najpierw podchodzi do
rodziców. Zaczynam się coraz bardziej niepokoić gdy całuje sztywno policzek
matki i ściska dłoń ojca, a potem znacznie cieplej (jak mi się zdaje) Tomka.
Potem rozmawia z nimi cicho. I wydaję mi się, że unika mojego wzroku. I
wtedy jestem już prawie pewna, że coś jest nie tak.. Bo dlaczego nie przywitał
się najpierw ze mną? W końcu, po jakimś czasie, który mnie wydaje się być
wiecznością podchodzi do miejsca gdzie stoi Andrzej, ja i Karol. Pospiesznie
obejmuje się z przyjaciółmi ramieniem, a ja tylko stoję patrząc na to wszystko
w kompletnym oszołomieniu. Słyszę, jak droczy się o coś z Karolem, ale
dociera do mnie piąte przez dziesiąte.
– A teraz przepraszam chłopaki...- mówi, więc decyduje się podnieść
wzrok. I jak się spodziewałam patrzy wprost na mnie nieprzeniknionym
wzrokiem. Żadne z nas nie wypowiada ani słowa. I choć na lotnisku jest
wielki gwar, mnie wydaje się, że otacza nas całkowita cisza. Niemal
słyszę odgłos tykania zegara: wolno, wprost w ślimaczym tempie
upływające sekundy. Na maleńki moment patrząc w bok dostrzegam
tryumf Władysława Kamińskiego. Przełykam gwałtownie ślinę usiłując
się nie rozpłakać. Wtedy dostrzegam, że Krzysiek podchodzi do mnie
leniwym krokiem. Potem pyta poważnie cichym głosem:- A ty się ze mną
nie przywitasz?- gdy słyszę te słowa moja konsternacja wzrasta. Ale po
chwili nie mam czasu dłużej się nad ty zastanawiać, bo on porywa mnie
w swoje ramiona unosząc wysoko nad ziemią. Moja ulga jest tak wielka,
że pozwalam mu wirować tak ze sobą wiedząc, że dla stojących obok
musi to wydawać się bardzo komiczne. - Boże, jak ty się zmieniłaś. Jesteś
taka śliczna, opalona... I jak bardzo urosły ci włosy...- zaczyna szeptać
gdzieś niedaleko mojego ramienia. Uśmiecham się szczęśliwa jak nigdy
dotąd.
– Ty też- dodaję chwytając mocno kosmyk jego czarnych włosów.
Odwzajemnia mój uśmiech, patrząc mi w oczy i nadal nie stawiając na
podłogę. Znów przytulam policzek do jego ramienia.
– Hej, daj mi się na ciebie napatrzeć. Tak cholernie za tobą tęskniłem.
– Ja bardziej.- potem wyrywam się z jego uścisku przypominając sobie
wszystko co stało się przed kilkoma minutami. Dość mocno uderzam go
w ramię.
– Hej, a to za co?
– A to za co?- biję go znowu- Jak mogłeś mnie tak nastraszyć?! Najpierw
witasz się z rodziną, przyjaciółmi, a dopiero na końcu ze mną. Masz
pojęcie co sobie myślałam?! To miało być według ciebie zabaw...-
urywam gdy czuję ma ustach jego wargi. Odwzajemniając pocałunek,
choć początkowo próbuję się wyrwać, słyszę głośny śmiech Andrzeja.
Pospiesznie odrywam się od niego zażenowana. I dostrzegam, ze wszyscy
zainteresowani przypatrują się nam z rozbawieniem. Oczywiście oprócz
państwa Kamińskich. Ich w ogóle to nie bawi.
– Krzysztof, taksówka już czeka. Choć- odzywa się pan Władysław
podchodząc w naszym kierunku.
– Przepraszam, ale teraz chciałbym spędzić czasu z Agnieszką.
– Nie gadaj bzdur tylko chodź. Z jakąś dziewczyną możesz spotkać się
później.
– Z moją narzeczoną spotkam się teraz- mówi głośno podkreślając słowo
narzeczona. Jego słowa powodują, że ojciec Krzyśka jest aż purpurowy z
wściekłości,
– Narzeczona?! Jaka narzeczona?! Oszalałeś?- naskakuje na syna. Potem,
patrząc na mnie z nienawiścią dodaje- A więc taka jesteś sprytna, co?
Oszukałaś mnie, że go zostawisz gdy wysłałem ci te zdjęcia ty
podstępna...
– Dość!- przerywa mu groźnie Krzysztof.- Co to ma znaczyć? Jakie
zdjęcia?- pyta pozornie spokojnie, ale wiem że wewnątrz się gotuje- Co
ty chciałeś zrobić?- Ojciec zupełnie ignoruje jego wybuch.
– Pokazałem jej twoje zdjęcia z Alicją. Ale nie martw się, na takiej
karierowiczce jak ona nie zrobiło wrażenia to, że masz kogoś na boku.
Liczą się dla niej tylko twoje...
– Krzysiek!- próbuję odciągnąć go od ojca wiedząc co może znaczyć ten
błysk w jego oko- Nie słuchaj go.
– Jak mam go nie słuchać? Znów próbował wpieprzyć się w moje życie i
mnie od ciebie odsunąć i jeszcze obraża cię. Nie pozwolę mu na to.
– Doprawdy? Więc chcesz zostać ze swoją kryształową narzeczoną?
Zobaczymy w takim razie co zrobi gdy stracisz wszystkie swoje
pieniądze.
– Szantażujesz mnie?- prycha z niedowierzaniem Krzysiek.
– Nie, chce tylko żebyś się przekonał jak głęboko sięga miłość twojej
,,narzeczonej”- ostatnie słowo wymawia ironicznie.- Gdy puści cię
kantem wspomnisz moje słowa.
– Wiesz, co? Rób co chcesz. Nic nie to nie obchodzi.- bierze mnie za rękę z
zamiarem odejścia.
– Krzysztof, ja nie żartuję. Jeśli teraz odejdziesz możesz zapomnieć o
jakimkolwiek wsparciu z mojej strony.
– Władysławie!- odzywa się jego małżonka trwożnym tonem, ale w ogóle
na niego nie reaguje.
– Małgorzata, nie wtrącaj się. Skoro chce być taki dorosły to niech sam
spróbuje utrzymać się na studiach. Zobaczysz, że za kilka miesięcy wróci
z podkulonym ogonem.- Potem, dodaje zwracając się do Krzysztofa-
Możesz zapomnieć już o Build&Project. To Tomek zostanie nowym
prezesem.
– O nie, dziękuje- odzywa się starszy brat Krzyśka rozbawiony posyłając
Krzyśkowi spojrzenie mówiące o niepisanym sojuszu między nimi. A
więc miałam rację dostrzegając ich powitanie. Zbliżyli się do siebie. A
przynajmniej nie są już śmiertelnymi wrogami.
– Co to ma znaczyć, że nie chcesz?!- Władysław Kamiński jest już w takim
stanie, że poważnie obawiam się o jego zdrowie. No bo jak dostanie
jakiegoś zawału czy coś?- Będziesz nowym prezesem i już!
– Nie, tato. Guzik mnie obchodzi ta firma.
– Ty...- wymierza w Tomasza oskarżycielsko palec, a potem w Krzyśkawy...
zdrajcy! Wychowałem niewdzięczników, których zwiedzie byle
spódniczka. Ale zobaczysz- jeszcze raz próbuje wpłynąć na młodszego
syna- Niedługo się przekonasz ile warta jest jej miłość.
– Tak, masz rację- zgadza się z nim Krzysiek. Patrzę na niego zaskoczona-
Bo zamierzam się z nią ożenić. Ale chyba nie obrazisz się jeśli nie
zaproszę cię na swój ślub?- Gdy Władysław Kamiński zbliża się do niego
wyciągając rękę, jego żona próbuje go powstrzymać.
– Uspokój się- mówi drżącym z przejęcia głosem. Maja pocieszycielsko
trzyma ją za rękę.
– Daj spokój mamo, to się musiało kiedyś wydarzyć.- potem zwraca się do
młodszego brata- Krzysiek, idźcie już stąd lepiej.- Zgodnie z jej
życzeniem, ulatniamy się.
Znajdując się już na zewnątrz budynku, razem z Andrzejem i Karolem
pomagam Krzyśkowi nieść torbę i walizki.
– Ty, myślisz że stary naprawdę odetnie ci kasę?- pyta ten pierwszy.
Kamiński wzrusza ramionami.
– Nie obchodzi mnie to. Nie pozwolę sterować mu swoim życiem i
decydować o tym z kim mam się spotykać. Poza tym nie chcę o tym
rozmawiać. Dopiero przyjechałem, prawda? Jak ram u Bartka i Izy?
Chłopiec jest zdrowy?
– Jeszcze jak!- zaczynamy relacjonować mu nieskładnie wszystkie minione
wydarzenia, które ominęły go gdy przebywał w Stanach. Ale mimo
wszystko ten niesmak po scenie na lotnisku pozostał.
Tak naprawdę to dopiero wieczorem możemy wreszcie spędzić trochę czasu we
dwoje. Decydujemy się więc jechać do mieszkania Krzysztofa. Jednak przez
całą drogę milczymy. I dlatego wiem, że jednak przeżywa to co powiedział mu
kilka godzin wcześniej jego własny ojciec.
– W porządku?- pytam go dotykając delikatnie jego ramienia. Kiwa głową.
– Jasne. Po prostu nie mogę w to wszystko uwierzyć. Dlaczego on tak
bardzo mnie nienawidzi? Dlaczego chce spieprzyć mi życie?
– Wiesz, on naprawdę chce dla ciebie jak najlepiej- mówię cicho nie
wiedząc po kiego licho właściwie bronię kogoś przez kogo nieomal nie
straciłam miłości swojego życia- Z boku to rzeczywiście wygląda tak jak
on to przedstawił: no bo przecież jestem biedna, nie specjalnie ładna i nie
pochodzę z dobrej rodziny...Ma prawo uważać, że mogę okazać się
materialistką.
– Nie wierzę, że możesz go jeszcze bronić.- mówi- Tylko chyba nie
zamierzasz zostawiać mnie z tego powodu, co? Nie przejmiesz się jego
groźbami, że pozbawi mnie dziedzictwa?- wpatruje się we mnie tak
uważnie jakby naprawdę bał się mojej odpowiedzi.
– Oczywiście, że nie.- mówię stanowczo- I patrz lepiej na drogę- dodaję
delikatnie gładząc jego ramię. Dopiero wtedy widzę, jak uśmiecha się
rozluźniony.
Gdy jesteśmy już na miejscu, pomagam mu wtachać wszystkie jego rzeczy, co
nie jest łatwe. Potem śmiejąc się i przekomarzając, razem zabieramy się za ich
rozpakowywanie. Na początku jednak, Krzysiek pokazuje mi prezenty. Drocząc
się z nim i śmiejąc przymierzam śliczny, kolorowy szal z dziwnymi nadrukami
który mi kupił razem z jego przeciwsłonecznymi okularami które przywiózł ze
Stanów. Wtedy podchodzi do mnie i mocno cmoka w usta.
– Ale z ciebie wariatka.
– Szczęśliwa wariatka.- jeszcze raz składam na jego wargach głośnego
całusa- Kocham się.
– Ja ciebie też. Dziękuję za to, że nie uwierzyłaś w te zdjęcia które wysłał
ci mój ojciec. Alicja to tylko moja przyjaciółka. Pisałem ci o niej trochę.
Jest z Krakowa, kiedyś ci ją przedstawię- tłumaczy.
– Wiem. Choć na początku trochę najadłam się strachu- wyznaję szczerze
– Więc wątpiłaś we mnie? Chyba powinienem cię jakoś ukarać- mruczy mi
prosto do ucha wywołując w całym ciele rozkoszny dreszcz.
– Tak? A w jaki sposób?- pytam rozbawiona
– Hm...chyba znajdę jakieś dostatecznie wyrafinowane tortury.- całuje moją
odkrytą szyję i kark. Potem wraca niespiesznie do moich ust całując je z
bolesną wręcz powolnością Odrywam się od niego czując lekki
dyskomfort.
– Nie, lepiej nie. Najpierw masz pozbyć się tego- mówię dotykając jego
brody- jeśli chcesz mnie pocałować. Całą mnie po-kujesz.- śmiejąc się
jeszcze bardziej ociera się o moje gołe ramię policzkiem.- Przestań!-
mówię żartobliwie odpychając go od siebie.
– Dobrze już dobrze. W takim razie pomóż mi znaleźć potrzebne przybory.
– Z chęcią. W której są walizce?
– Tej brązowej- pokazuje mi. Podaje mu ją. - Zaraz wracam.- mówi
puszczając do mnie szelmowsko oko. Och, jak bardzo kocham każdy jego
gest. To uczucie przepełnia mnie tak intensywnie, że to aż boli. Nie
mogąc się powstrzymać, idę za nim do łazienki. Gdy wchodzę, na mój
widok tylko się uśmiecha z białym kremem rozpostartym na brodzie i
policzkach. Nie odzywając się do siebie po prostu chłonę jego bliskość.
On zdaje się mnie rozumieć, bo nie pyta o przyczynę mojego przyjścia.
Nieskrępowany, zaczyna ostrożnie wodzić elektryczną maszynką po
twarzy. To, że widzę go w tak osobistej sytuacji powoduje, że ta scena
wydaje mi się bardzo intymna, domowa. I wyobrażam sobie, że
mogłabym widzieć to już do końca życia.
– Kocham cię- mówię i dostrzegam, że jego ręka, w której trzyma
maszynkę nieruchomieje. A spojrzenie, które dostrzegam w odbijającym
jego oczy lustrze, ta zawarta w nich czułość i miłość jest niemą
odpowiedzią na moje pytanie. Odrywając się od swoich myśli podaję mu
ręcznik. Wyciera się nim pospiesznie.
– Co się dzieje?- pyta podchodząc do mnie bliżej. - Martwisz się tym co
powiedział mój ojciec, tak?-Och, jak świetnie mnie już zna.
– A jak mogłabym o tym nie myśleć. To twój ojciec. I zawsze powtarzałeś,
że chciałbyś w przyszłości zarządzać Build&Project. A ja wszystko
zepsułam.
– Niczego nie zepsułaś!- wykrzykuje potrząsając mnie lekko za ramiona.-
Kocham cię. Ty jesteś dla mnie najważniejsza, nie jakaś wielka firma czy
szacunek ojca. Może kiedyś to były dla mnie priorytety, tzn w czasie gdy
nie mogłem liczyć na coś innego, bo byłem pustym egoistycznym
chłopakiem, któremu wydawało się, że cały świat należy do niego. Ale ty
mnie odmieniłaś. Dzięki tobie zobaczyłem czym jest prawdziwe życie,
czym jest radość, jak cieszyć się nawet z małej drobnostki, jak kochać...-
wylicza aż stają mi łzy w gardle- Myślisz, że mógłbym z tego
zrezygnować?
– Ale jak sobie poradzisz? Ja jestem do tego przyzwyczajona, ale ty...ty
przywykłeś do innych standardów: drogi samochód, ciuchy, mieszkanie,
studia...Skąd weźmiesz na to wszystko pieniądze?
– Hej, czyżbyś sądziła, że twój narzeczony jest zupełnym beztalenciem i
nie potrafi sam siebie utrzymać?- pyta udając groźność.
– Nie.- odpowiadam uśmiechając się z wysiłkiem.- Nie chcę tylko, żebyś
uważał, że coś przeze mnie straciłeś. Teraz może wydaje ci się to bez
znaczenia, ale za dziesięć, piętnaście lat możesz czuć do mnie żal.-
słysząc moją wypowiedź szeroko się uśmiecha i podnosi mnie z podłogi
mocno przytulając.- Hej, o co ci znowu chodzi? Podmienili ci w tej
Ameryce mózg, czy co?
– A więc będziesz ze mną za dziesięć czy piętnaście lat?- pyta patrząc mi w
twarz.
– Ach, o to ci chodzi...- mruczę.- Aleś ty drobiazgowy...tak mi się tylko
powiedziało.
– Pytam poważnie. Zgodzisz się za mnie wyjść?
– Krzysiek...
– Przypominam ci, że powiedziałaś że termin ustalimy po moim powrocie.
– A ja przypominam ci, że miałeś wrócić jako dobrze ułożony chłopak,
który łagodnie trzyma mnie za dłoń.
– Przecież cię nie ciągnąłem!- boczy się jak mały chłopiec.
– Naprawdę chcę za ciebie wyjść. Ale najpierw dogadaj się z ojcem.
– A jeśli tego nie zrobię, nie wyjdziesz za mnie, tak? I znowu ten stary cap
wygra.
– Krzysiek, proszę- mówię widząc jego diametralną zmianę nastroju.
– Czemu taka jesteś? Skoro mnie kochasz to o co tak naprawdę chodzi? O
to, że jesteś młoda? Obchodzi cię zdanie innych ludzi?
– Oczywiście, że nie. Robię to dla ciebie.
– Raczej dla siebie.- odpowiada mi puszczając mnie zupełnie i odwracając
się
– Nie bądź zły.
– Więc czemu?- pyta znów odwracając się w moją stronę. - Przecież
spaliśmy już ze sobą. Nie boisz się żadnych konsekwencji? A co jeśli
specjalnie zrobię tak, żebyś zaszła w ciąże?
– Dobrze wiesz tak jak i ja, że nie mógłbyś tego zrobić- odpowiadam
odrobinę skrępowana, bo ta sfera nadal nie jest dla mnie zupełnie
naturalna. Mam zamiar dodać coś jeszcze, ale Krzysiek nieoczekiwanie
uśmiecha się, co wytrąca mnie z pantałyku.
– Wiesz, to trochę takie odwrócenie roli. Zazwyczaj to dziewczyna chce
ślubu i próbuje zmusić do tego chłopaka za pomocą ciąży, a to ja cię tym
straszę. Masz rację, przepraszam. Nigdy bym tego nie zrobił.
– Wiem- mówię biorąc go za rękę abyśmy w końcu wyszli z łazienki. Gdy
jesteśmy już w jego pokoju łapię go za szyję lekko się na nim
uwieszając.- A co do tego odwrócenia roli...nasz związek zawsze był
oryginalny, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz