Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 14 maja 2017

Nowy początek, Rozdział VIII

Trochę dłuższy niż do tej pory, więc szykujcie się na dłuższą przerwę. Zapraszam do czytania, mam nadzieję że ta część trochę rozjaśni.


SZEŚĆ DNI PRZED WYPADKIEM

Gdy Zosia wyjechała do rodziców, Arek właściwie nie miał co ze sobą zrobić. Co prawda mógłby pojechać do swoich rodziców, ale nie uśmiechało mu się robić tego tak wcześniej. Mama stale truła mu głowę o jakąś dziewczynę, a święta od jakichś trzech lat wykorzystywała do swatania. Dobrze wiedział, że tym razem będzie tak samo, więc postanowił zjawić się dopiero na wigilię. Tyle, że nieopatrznie zdradził się ze swoim zamiarem Karolowi, który zjawił się w jego mieszkaniu z dużą butelką whisky. Może i by się z tego nawet ucieszył gdyby nie obecność Ksawerego który jeszcze również nie wyjechał w rodzinne strony na święta z powodu jakiegoś pilnego zobowiązania w pracy. Co prawda akurat nie było go w mieszkaniu, ale jakoś głupio było mu urżnąć się w trupa gdy jeśli Iksiński miałby się o tym dowiedzieć. Poza tym nie był w nastoju i już po jakimś kwadransie zorientował się, że paplanina Rogalskiego o kolejnych laskach go nuży. Sądził jednak, że w ten sposób czas mnie mu szybciej. Może to z tego samego powodu przystał na propozycję kolegi gdy ten zaproponował wyjście na miasto.
Wychodząc z klatki schodowej spotkali jeszcze po drodze akurat wracającego Ksawerego. Arek przeklinał w duchu swoje ociąganie się, bo gdyby wyszli pięć minut wcześniej współlokator nie dowiedziałby się o tych odwiedzinach. Ale szybko się uspokoił. Przecież Zosia już wyjechała, a nawet jeśli dowie się o wizycie Karola po świętach on już zdąży to jakoś wytłumaczyć. Nie spodziewał się jednak, że srodze się na tym zawiedzie.
Zosia natomiast do domu rodzinnego wróciła wczesnym wieczorem. Od razu została zasypana przez mamę gradem pytań odnośnie swojego chłopaka, ale skłamała iż podczas rozmowy telefonicznej powiedziała jej coś takiego tylko na odczepnego. Mimo wszystko pani Niemcewicz uwierzyła: od lat wyczekiwała że w końcu w życiu jej młodszej córeczki pojawi się jakiś książę, ale jednocześnie wiedziała, iż Zosia wcale nie ma ochoty na żadne związki. Tylko Maria spoglądała na nią trochę sceptycznie. Zosia wiedziała, że siostra nie potrafi uwierzyć w jej wyleczenie się z Arka i prawdopodobnie może coś podejrzewać. Ale mimo wszystko pierwszego dnia jej powrotu nie miały okazji spędzić ze sobą pięciu minut same, bo Maria wraz z mężem wpadli tylko na chwilę by się z nią przywitać.
Wieczorem, gdy Zosia była pewna że jej rodzice śpią zdecydowała się zadzwonić do Arka. Wiedziała, że dla niego godzina w pół do jedenastej nie była zbyt późną. Poza tym zdążyła się za nim stęsknić i chciała chociaż usłyszeć jego głos. Długo nie odbierał, więc zaczęła myśleć że pewnie z powodu powrotu do Radomia zmęczony długą podróżą zasnął, ale gdy już miała odłożyć telefon usłyszała jego głos:
- Halo?
- Cześć to ja. Nie przeszkadzam?
- Nie, skąd. Nie odbierałem tak długo, bo nie słyszałem telefonu.- Skłamał Arek. Bo w rzeczywistości szybko wyszedł z klubu i chciał jak najszybciej oddalić się od najgłośniejszego szumu. Mimo to i tak nie zrobił tego wystarczająco szybko, bo Zosia spytała go:
- Słuchasz muzyki?
- Tak, z nudów. Poczekaj zaraz wyłączę.- Jak na złość właśnie rozległ się bardzo głośny klakson samochodu. Arek bezgłośnie zaklął.- Okno też już zamykam.
- Widzę, że już wróciłeś do domu. Jak się czuje twoja mama?
- Ach…- Cholera, zapomniał że przecież powiedział jej wcześniej, że wraca do domu niedługo po niej. Dlatego teraz zmuszony był ciągnąć to kłamstwo starając się udzielać jak najmniej konkretnych odpowiedzi. Po dwóch minutach które wydawały mu się ciągnąć wiecznie zakończył rozmowę żałując że w ogóle ją podjął. I że okłamał Zosię. Bo i po co to zrobił? Wiedział, że wyjście do klubu z Karolem nie wyglądałoby w jej oczach zbyt dobrze, ale mimo wszystko nie czułby się z tym teraz tak źle. Szybko jednak o tym zapomniał decydując się tego nie roztrząsać.

***
Zosia dopiero w drugi dzień świąt dzięki rozmowie telefonicznej z Ksawerym zorientowała się, że Arek ją oszukał. Stało się tak gdy przyjaciel podczas składania życzeń na koniec mimochodem wspomniał o Żylińskim. I o tym, że jeszcze w czwartek widział go w ich mieszkaniu. Zainteresowanie tą sprawą Zosi wyraźnie go zaskoczyło, ale wtedy rozwinął wątek mówiąc, że w drodze do domu ich spotkał Arkadiusza wraz z jego kolegą, który powiedział mu, że wybierają się na jakąś imprezę. Wtedy dziewczyna szybko pożegnała się z przyjacielem by nie dawać mu jakichkolwiek podstaw do podejrzeń. Ale to co słyszała od Iksińskiego ją zabolało. Bo Arek okłamał ją w dwóch sprawach: po pierwsze gdy dzwoniła do niego trzy wieczory temu udawał, że jest już u rodziców. Po drugie wtedy balował w klubie. I nie musiała być Einsteinem by wiedzieć, że był tam razem z Karolem. Potem zaczęła się zastanawiać dlaczego ją okłamał: w końcu może byłaby trochę rozczarowana faktem gdyby powiedział jej (gdy rozmawiali przez telefon) że jednak został dłużej w Warszawie i z nudów jest na drinku z Karolem. Ale tak zdawała sobie sprawę, że skoro ukrywał to wyjście to musiał mieć jakiś powód. A tym powodem z pewnością nie było nic dobrego. Chociaż…może rzeczywiście nie kryło się za tym nic złego? Może po prostu Arkowi było głupio, bo wcześniej poinformował ją że niedługo wraca do domu? Tyle, że…no właśnie, dla niej to i ta nie poprawiało sytuacji. Bo nie mogła zrozumieć czemu on tak wszystko komplikuje. Owszem, to co między nimi zaszło było nagłe i niespodziewane, także dla niej chociaż kochała go już od wielu miesięcy. Wciąż nie mogła uwierzyć, że zaledwie osiem dni temu byli jeszcze tylko przyjaciółmi. A potem wszystko zmieniła wspólna noc. Po niej jeszcze jedna i następna…Tylko czy zbytnio się nie pospieszyła z pokładaniem w nim zaufania? W końcu prośbą o zachowanie ich związku w tajemnicy, unikanie jej w pracy podczas lunchu czy traktowanie obojętnie wśród innych ludzi też powinny dać jej do myślenia. Tyle, że gdy potem rozmawiała z Arkiem on zawsze zdołał ją przekonać do tego, że  w jego zachowaniu nie ma nic nagannego. A przecież to nie było normalne. To wciąż było dziwne. Może powinni zakończyć to po pierwszej nocy wspólnie uznając ją za błąd? Ta myśl powstała w jej głowie natychmiast spowodowała w niej niechęć, ale nie mogła przyznać jej słuszności.       
Jakiś czas później zdenerwowała się powtórnie za sprawą telefonu od Jowity. Ta mimo świąt miała sporo pracy przy organizacji Sylwestrowego Balu i właśnie w tej sprawie dzwoniła do Zosi.
- Bo ty masz wpisane jako osobę towarzyszącą Arka. On natomiast jakąś Sandrę.
- Co?
- No, zapomniał poinformować cię o tym, że znalazł sobie w międzyczasie kolejną dziewczynę i nie musi iść tam z przyjaciółką.- Jowita roześmiała się sądząc, że taka właśnie jest prawda, ale nie miała pojęcia jak bardzo jej wiadomość ubodła Zosię.- To co, wpisać że przyjdziesz sama?
- Nie, to znaczy tak.- Mrugnęła skonfundowana Zofia. Wiedziała, że deklaracje były składane dużo wcześniej niż oni zaczęli się z sobą spotykać, ale mimo wszystko przecież Żyliński pytał ją o to czy nie pójdzie razem z nią na bal na długo przedtem. Jak przyjaciele. A teraz Jowita mówi jej, że wcale ta nie jest?
- Okej, więc oficjalnie wpiszę cię z kimś, a jak nie będziesz miała ochoty nikogo brać to pójdziesz sama.
- Nie, ja nie mam nawet kogo.
- A Ksawery?
- Jowita…
- No co? Przecież się przyjaźnicie, więc chyba możecie tam razem iść prawda?- Zosia zbyła słowa przyjaciółki milczeniem. Potem celowo zmieniła temat pytając o kreację sylwestrową Jowity. Liczyła, że w ten sposób zamaskuje swoją własną małomówność. I chyba jej się to udało.
Dokładnie kilkanaście minut później gdy Zosia wciąż biła się z myślami napisał do niej właśnie Arek pytając o samopoczucie. „Stęskniłem się za tobą”, zakończył a jej zrobiło się jeszcze bardziej smutno. Czy rzeczywiście? Dlaczego więc nawet nie poinformowałeś mnie, że na Sylwestra zabierasz kogoś innego? A może to twój kolejny sposób na to by nikt nie podejrzewał że się spotykamy? I co ty do mnie właściwie czujesz, miała ochotę mu odpisać, ale się powstrzymała. Zamiast tego odłożyła komórkę chowając ją do kieszeni.
- Hej Zosia a ty wciąż sama? Gdzie ten super chłopak o którym mówiła ciocia?- Usłyszała skierowane do siebie pytanie od Janka, osiemnastoletniego kuzyna, syna siostry jej matki. Jak przystało nastolatkowi był bardzo bezpośredni i zwykle Zosi to nie przeszkadzało, bo bardzo go lubiła, ale teraz w połączeniu z tym czego dowiedziała się od Ksawerego nagle poczuła pod powiekami łzy.
- Przepraszam na moment.- Rzuciła ignorując to, że zabrzmiało to nieco teatralnie. Ale musiała na chwilę wyjść z domu, z dala od stołu zastawionego słodkościami, duszącej choć ciepłej atmosfery panującej w salonie, gwaru rozmów najbliższej rodziny. Zazwyczaj bardzo to kochała, ale dzisiaj miała serdecznie dość.
- W porządku Zosiu?- Zaledwie dwie minuty później przed domem pojawiła się również Maria. Młodszej z sióstr wcale to nie zdziwiło: Marysia nigdy nie zostawiała jej samej sobie.
- Tak.
- Przecież widzę, że jesteś jakaś przygaszona odkąd tu przyjechałaś. A dzisiaj szczególnie.
- Po prostu jestem zmęczona, to wszystko.
- Niedawno z kimś rozmawiałaś…to ten ktoś cię zdenerwował?
- Tak…to znaczy nie…pośrednio tak, ale za sprawą kogoś innego.- Dziewczyna ciężko westchnęła.- Nie gniewaj się, ale nie chcę o tym gadać. „A raczej chronić Arka wypełniając dokładnie jego polecenia jak idiotka”, dopowiedział złośliwy głosik w jej głowie. Szybko go uciszyła, ale nie była pewna czy nie miał racji.
- To był Arek?
- Nie.
- Daj spokój przecież widzę. Co znów ma kolejną dziewczynę? A może skarżył się że nie zrobiłaś mu przed świętami prania?
- Przestań już.
- Nie, czekaj wiem: zapomniał czegoś dokończyć w pracy i poprosił o to ciebie, zgadza się?
- Kazałam ci przestać.
- A więc powiedz mi w końcu co jest grane: kilka dni wcześniej przychodzisz do mnie pytając czy w razie zmiany mieszania mogłabyś spędzić u mnie kilkanaście dni do czasu znalezienia nowego lokum, a potem nagle z tego rezygnujesz i jesteś cała w skowronkach. Teraz z kolei znów masz tak samo zbolałą minę jak wcześniej. Więc nawet nie próbuj udawać, że nie chodzi o Arka. Ale jeśli przez tego bawidamka masz przeżywać wewnętrzne katusze to ja na to nie pozwolę, rozumiesz?- Tym razem Zosia nie odpowiedziała: szybko weszła do domu wchodząc na piętro tam gdzie dawniej znajdował się jej pokój. Tam pozwoliła sobie na spłynięcie kilku łez. Ale tylko kilku. Bo Marysia wcale nie miała racji sugerując, że Arek tylko ją wykorzystuje. Przecież ostatnio powiedział że ją kocha…chociaż właściwie to tego nie przyznał. A potem jeszcze na dodatek okłamał. Nie wiedziała już w co powinna wierzyć, czy postępuje słusznie ufając mu. Dlatego zdecydowała się postąpić tak jak powinna: po prostu zapyta o to Arka wprost. Wolno wybrała jego numer nie do końca pewna czy jej głos nie będzie drżał od powstrzymywanego płaczu.
Właściwie nie musiała się tego obawiać, bo po szybkim odzewie to on zaczął mówić głównie zarzucając Ksaweremu wtrącanie się do nieswoich spraw. Tak jakby on był wszystkiemu winien, pomyślała smętnie dziewczyna. Gwoździem do trumny było też zadane przez niego pytanie o to czy powiedziała o nim swojej rodzinie. Gdy rzuciła lakoniczne „nie” wyraźnie się odprężył w przeciwieństwie do niej. Dopiero po jakimś czasie przeprosił ją i zaważył, że praktycznie odzywa nie odzywała się podczas ich rozmowy. Wtedy Zosia spytała o jego towarzyszkę na sylwestrowy bal.
- Ach, mówisz o Sandrze? Cholera, zapomniałem o tym. Karol wpisał ją razem z jej koleżanką już jakiś czas temu, a mi to wyleciało z głowy.
- Więc…nie idziesz z nią na bal?
- Jej, Zośka chyba nie jesteś zazdrosna? A może jesteś, co?- Powtórzył pytanie a w jego tonie wyraźnie wyczuwała rozbawienie. Szkoda tylko, że jej to wcale nie bawiło.
- Oczywiście, że nie.- Odpowiedziała poważnie. Potem, choć przedtem musiała przełknąć gulę w gardle dodała:- Uważam nawet, że powinniście iść razem…no wiesz, żeby nikt inny nie pomyślał sobie że jesteśmy parą gdy zjawimy się tam razem.
- Daj spokój, przecież wiedzą że mieszkamy razem i to dla nas ekonomiczne…- Zaczął Arek jakby nie zauważył lekkiej ironii w wypowiedzi Zosi.- …chociaż, może masz rację.- Usłyszała.
- Słucham?- Żyliński pomyślał o tym, że gdy tylko zjawi się na balu z Zośką Karol nie przestanie z niego kpić. Że Wiktoria może odebrać to jako odrzucenie, a reszta ich znajomych z pracy zrobi z tego wielką sprawę. A nie chciał tego robić. Prawdę mówiąc to się tego bał. Cieszyło go to, że Zosia go rozumie.
- Pójdę tam z Sandrą. Ale zawiozę was obie na przyjęcie.
- Żartujesz, prawda? Chcesz iść ze swoją byłą na przyjęcie?
- Chciałbym z tobą, ale sama rozumiesz że…
- Oczywiście.- Przerwała mu. A Arek jakby dopiero teraz zorientował się, że coś jest nie tak.
- Chyba, że masz coś przeciwko? Zosia?
- Ależ skąd. I wiesz co? Wcale nie musisz mnie odwozić, nie jestem pewna czy nawet zjawię się na tym przyjęciu, więc będziesz miał Sandrę tylko dla siebie.
- Do diabła, myślałem że to rozumiesz, ale jeśli nie, to nie zabiorę jej. W porządku?
- Zabierz sobie kogo chcesz.
- Nie rozumiem dlaczego rozmawiasz ze mną w ten sposób.
- Ja nie rozumiem dlaczego w ogóle z tobą rozmawiam. Myślę, że powinniśmy to zrobić po przerwie świątecznej i ostatecznie rozwiązać naszą sytuację skoro ty nie widzisz w niej nic niezdrowego.
- Co to niby ma znaczyć? Nie ufasz mi już?
- Nie wiem.
- Zosia, to było tylko głupie wyjście: nic ważnego. Nie byłem tak z żadną dziewczyną ani żadnej nie poznałem, mówiłem ci. A Sandra nic już dla mnie nie znaczy, spotykałem się z nią kilka tygodni temu i to bardzo krótko.
- Wiem, ale już nie jestem pewna czy my…czy to ma sens.- Odparła. Bo nawet nie miała zamiaru niczego mu wyjaśniać ani tłumaczyć. Przecież on nawet nie rozumiał gdzie mógł popełnić błąd!
- Co niby nie ma sensu? O czym ty mówisz?
- O nas. Ja…ja muszę wszystko przemyśleć i ułożyć sobie ten chaos w głowie, ty chyba też.
- Co niby chcesz sobie układać? Nie chcesz ze mną być?
- Chcę, ale nie jestem pewna czy powinnam. To wszystko potoczyło się chyba za szybko, nie wiem tylko czy wystarczy byśmy zwolnili czy to nigdy nie miało sensu i powinniśmy poprzestać na przyjaźni.
- Bardzo zabawne. Znów próbujesz mnie zdenerwować?
- Nie. Przepraszam, muszę kończyć.
- Zosia, jeśli już chcesz odbyć „poważną rozmowę” to równie dobrze możemy przeprowadzić ją teraz.
- Wolałabym to zrobić po świętach: oboje powinniśmy wiele przemyśleć: zastanowić się nad tym czego właściwie pragniemy, czego oczekujemy po tym związku. A teraz, naprawdę muszę kończyć. Na razie, część.
- Zosia. Zośka, nie rozłączaj się. Zośka!!!- Krzyknął jeszcze nadaremnie, bo słyszał dźwięk kończenia rozmowy.- Niech to szlak.- mrugnął jeszcze pod nosem. Potem w trakcie świąt próbował jeszcze skontaktować się z nią parokrotnie, ale za każdym razem nie odbierała jego telefonów. A SMS-y zwyczajnie ignorowała. I w ten sposób porządnie wkurzyła na resztę świąt sprawiając że stale o niej myślał. Najzabawniejsze (a może najbardziej paradoksalne) było to, że przez te kilka następnych dni ani razu nie pomyślał, że przecież jego problemy właśnie się rozwiązały.
Że przecież Zosia sama chciała skończyć to, co kiedyś chciał skończyć również on od czasu, gdy pijany spędził z nią noc.
Tyle, że teraz zupełnie nie to było mu w głowie. Bo potrafił czuć tylko wściekłość i złość na Zośkę za to, że chce z nim zerwać. I to on wydawał się sobie być ofiarą nie rozumiejąc (a może nie chcąc zrozumieć?) jak ona musi się czuć ukrywając ich związek albo mając świadomość, iż chce iść na sylwestrowy bal z jedną ze swoich byłych dziewczyn.

***
W miarę zbliżania się końca roku (a raczej uświadomił jej to telefon od Emilki), Zosia w końcu przypomniała sobie o Sylwestrowym Balu organizowanym przez Krezus Bank. Z całą chęcią by się z niego wymigała, ale przyjaciółki bardzo ją naciskały gdy dowiedziały się o jej dezercji.
- Daj spokój, a co z tymi przystojniakami których miałyśmy wyrwać? Chcesz stracić okazję do złapania bogatego Niemca?
- Emilka, bądź poważna. Po prostu nie mam ochoty.
- To nabierzesz.
- Przecież będzie nudno: na takich spotkaniach zwykle każda laska chce pokazać swoją świetną kreację, a faceci chodzą napuszeni jak pawie usiłując sprawiać wrażenie ważnych i rozmawiają ze sobą o interesach oraz swoich pieniądzach.
- Widzę, że często bywasz na takich przyjęciach.
- Daruj sobie ten sarkazm. Naprawdę nie mam ochoty iść.
- Dlaczego?- Spytała zrezygnowana Emilia po raz kolejny. Ale jak Zosia mogła na to odpowiedzieć prawdą? Jak mogła powiedzieć przyjaciółce, że miała iść na bal z mężczyzną w którym była zakochana a teraz nie była nawet pewna czy on traktuje ją poważnie? Nie chciała wspominać o tym epizodzie. Z perspektywy czasu czasami napadała ją ironiczna myśl, że w zasadzie powinna dziękować Arkowi za pomysł zachowania ich krótkiego związku w tajemnicy, bo dzięki temu uniknęła zbędnych tłumaczeń. I litości. Ale spotkać się tam z nim? I jeszcze wiedząc, że on zjawi się tam ze swoją dawną dziewczyną? To było dla niej za dużo. W ten sposób mogła jeszcze zdobyć dwa dodatkowe dni na zbieranie sił przed konfrontacją z Żylińskim. I zdecydować co dalej, chociaż rozsądek już wielokrotnie mówił jej (a w zasadzie krzyczał), że powinna zapomnieć o Arku ostatecznie skoro nie umie jej docenić. Szkoda tylko, że jej serce wciąż tak mocno go kochało gotowe podsuwać usprawiedliwienia dla jego nieodpowiedzialnego czy egoistycznego zachowania.
On chce ukrywać wasz związek bo zwyczajnie się boi, szeptało. Nie dlatego, że cię nie kocha, ale właśnie dlatego że kocha cię tak bardzo że nie chce niczego zepsuć…Taa, akurat, kpił wtedy zdrowy rozsądek. Jeśli jesteś taka głupia to nie dziw się, że skończysz ze złamanym sercem tak jak po tym co zrobił ci Bartek. Bo tylko całkowita idiotka nie uczy się na błędach.
- Zosia, Zosia jesteś tam?
- Tak jestem. Zamyśliłam się.- Odparła dziewczyna nie chcąc się przyznać, że toczyła ze sobą wewnętrzny monolog.
- Więc? Co z tym przyjęciem?
- Naprawdę przepraszam, ale nie mogę.
- Dlaczego? Podaj mi jeden racjonalny powód i dam ci spokój.
- Po prostu chcę jeszcze przedłużyć sobie pobyt w domu.
- Tere fere. Przecież siedziałaś tam już tydzień. No i znam cię: twoja matka pewnie już z dziesięć razy zdążyła cię zirytować co?- Emilia truła i truła, a gdy się rozłączyła musiała dać znać Ewie i Jowicie, bo te w niedługim czasie jeszcze tego samego dnia również się rozdzwoniły. Nie mogły jednak jej przekonać. Paradoksalnie stało się tak dopiero dzięki Arkowi. A w zasadzie jego ciągłym telefonom (których nie odbierała) i wiadomościom (od których przeczytania niestety nie była w stanie się powstrzymać). A pisał w nich różne rzeczy: począwszy od tego żeby przestała się wygłupiać i mówić o końcu ich związku a skończywszy na tym, że zachowuje się jak idiotka nie odbierając jego telefonów. Wiedziała, że musi być wściekły. O dziwo wtedy dopiero ona zdołała choć trochę się odprężyć. Bo to, że tym razem to on przez nią jest zły sprawiło jej satysfakcję. Niech zobaczy jak ona się czuje gdy on tak ją ignoruje. Niech przekona się jak to jest być tą stroną która czeka. Dlatego wpadając na szatański pomysł zadzwoniła do Ksawerego by poprosić go o towarzyszenie jej na przyjęciu sylwestrowym. Potem do przyjaciółki informując, że jednak idzie na bal. Przez następne kilka godzin była z siebie bardzo dumna, bo w końcu nie da sobą pomiatać. Dopiero tuż przed wieczorem pojawił się smutek i żal z powodu tego co zrobiła. Bo zachowała się po prostu małostkowo. Jeszcze jakiś czas temu gdy Arek zarzucił jej, że stara się wzbudzić w nim zazdrość za pomocą Ksawerego poinformowała go że taka dziecinna zagrywka nie jest w jej stylu. A tymczasem postąpiła dokładnie w ten sposób. Miała nawet szczerą ochotę wszystko odwołać, ale wtedy zachowałaby się jeszcze bardziej głupio. Zamiast tego wykąpała się a potem wpatrywała w ciemności w co chwili rozbłyskujący wibracją telefon. Wiedziała, że połączenie pochodzi od Arka, ale wciąż nie była gotowa na rozmowę z  nim.
Nie chciała się jeszcze martwić co będzie potem: w końcu przyjęcie i powrót do stolicy wiązał się z faktem, że będzie musiała wrócić do wspólnego mieszkania a potem pracy z Arkiem. Nie miała pojęcia jak to zniesie.
Zwłaszcza jeśli oboje podejmą decyzję o rozstaniu.
Albo on tego będzie chciał.
Ona sama nie miała pojęcia czego powinna właściwie chcieć. Wciąż bardzo mocno kochała Żylińskiego, ale jego zachowanie czasami ją przytłaczało. Ta obojętność a potem nagła namiętność w łóżku. Nie potrafiła go rozgryźć. I nie wiedziała czy jeszcze chce. Inna na jej miejscu po prostu kopnęłaby go w tyłek na samym początku. Ba, w życiu nie zgodziłaby się na idiotyczny pomysł o kryciu się ze swoim związkiem jak z czymś wstydliwym. I przede wszystkim nie spędziła pierwszej nocy z mężczyzną tylko dlatego, że go kocha a on jest akurat pijany.

***
- Areczku, kochanie mógłbyś mi podać cukiernicę?
- Słucham?
- Prosiłam o cukier, synku.- Uśmiechnęła się pobłażliwie pani Żylińska.
- Przepraszam, mamo.- Młody mężczyzna potrząsnął głową starając się pozbyć złości którą poczuł gdy się przekonał, iż wiadomość którą właśnie dostał nie pochodzi od Zosi. Wściekły z powrotem włożył go do kieszeni.
- Nic nie szkodzi. Chociaż zastanawia mnie co aż tak wytrąciło cię z równowagi z samego rana.
- Ach to…w sumie nic takiego.
- Nie wyglądało na to.
- Po prostu…po prostu nie mogę skontaktować się z Zosią i nie wiem czy wszystko u niej w porządku. Już od paru dni nie odbiera ode mnie telefonów.
- Nie musisz się martwić o swoją przyjaciółkę. Aneta dzwoniła do mnie wczorajszego wieczoru przesyłając życzenia świąteczne.- Oznajmiła pani Żylińska mając na myśli mamę Zofii.-  Rozmawiałam też chwilę z Zosią.
- Naprawdę?
- Tak, więc już się nie martw. Widocznie ma teraz w domu zasyp pracy spowodowany nalotem wielu gości.
- I nie może wygospodarować nawet pięciu minut?- Prychnął Arek. Wciąż rozsadzała go złość na swoją dziewczynę. Nie miał jednak zamiaru zdradzać mamie tych szczegółów. Tym bardziej gdy teraz tylko się roześmiała. Gdyby nie znała własnego syna pomyślałabym, że jest o nią zazdrosny. Tyle, że już dawno przekonałaby się, że delikatna i prostolinijna Zosia nie interesuje Arka w ten sposób. Już wiele razy się w ten sposób łudziła za każdym razem przeżywając rozczarowanie. Bo Zosia i Arek traktowali się tylko jak brat i siostra.
- Kochanie, przecież zawsze możesz ją odwiedzić.- Zażartowała.- Poza tym miałam zamiar dziś po południ zadzwonić do Eli złożyć jej życzenia imieninowe, ale jeśli chcesz mogę zrobić to teraz i spytać czy z Zosią wszystko w porządku.- Pani Żylińska była mile zaskoczona troską syna i przyjaciółkę.
- Ccco? Nnnie. –Odparł niepewnie Arek lekko się jąkając. Bo przecież idąc do domu państwa Niemcewiczów wyraźnie by się zdeklarował. A tego nie chciał. Był w takim stanie, że nawet nie wychwycił żartobliwego tonu swojej rodzicielki. - Masz rację, pewnie wszystko u niej w porządku i po prostu nie ma czasu. Przekaż jej moje pozdrowienia jak będziesz do niej dzwonić, dobrze? Tylko nie wspominaj, że pytałem o Zosię.
- Oczywiście. A teraz usiądź koło mnie i wypij w końcu tą kawę którą ci zrobiłam bo wystygnie.- Arkadiusz z bladym uśmiechem spełnił polecenie mamy.
Tuż po świętach wrócił do Warszawy, choć wiedział że Zosia przebywa jeszcze w rodzinnym domu. Ksawerego też nie było, więc miał całe mieszkanie dla siebie. Mógł przy tym spokojnie rozmyślać podsycając w sobie złość na Zośkę. Wieczorem, po spędzeniu niemal całego dnia przed telewizorem jedząc zimną już zamówioną przed południem pizzę, miał dość samotności. Dlatego zadzwonił do Karola, wiedział że ten w przeciwieństwie do jego innych przyjaciół nie spędzał świąt z rodziną. Z tego też powodu na pewno odbierze jego telefon i będzie miał ochotę na wieczorne wyjście aby pogadać.
Nie zawiódł się i już niecałe trzy kwadranse później szedł do małego baru gdzie zamówił piwo. Kilka minut później zjawił się Karol.
- Siema stary. Czemu chciałeś umówić się w tej dziurze a nie w jakimś fajniutkim klubie z jeszcze fajniejszymi laskami?
- Bo nie mam ochoty. Poza tym chciałem pogadać.
- O czym?
- O…pewnej dziewczynie.
- Wow, tylko nie mów, że w święta wyrwałeś jakąś dupcię.
- Nie wyrwałem. Poza tym to nie żadna dupcia.- Westchnął z irytacji Arek.
- Okej.- Na taki popis Karol się roześmiał w geście bagatelizacji wyciągając przed siebie dłonie.- No więc, kto to? I gdzie ją znalazłeś?
- Nigdzie jej nie znalazłem. I możesz przestać sypać takimi tekstami?
- A co zakochałeś się?
- Bardzo zabawne.- Słysząc śmiech przyjaciela, Arek odkręcił się bardziej w kierunku baru przy którym siedział.- Nie wiem po co ci o wszystkim powiedziałem.
- Daj spokój Aruś, przecież wiesz że stroję sobie z ciebie tylko żarty. Więc?- Arek jeszcze przez dobre dwie minuty milczał. Potem upił kilka łyków piwa ze swojego kufla jakby zbierając się na odwagę.
- Chodzi o Zosię.
- A więc tak ma na imię ta laska, którą poznałeś?
- Tak, nie. To znaczy nie poznałem jej bo już ją wcześniej znałem ale tak: tak jej właśnie na imię.
- Chyba nie czaję.
- Nie pamiętasz jej? To moja współlokatorka.
- Masz na myśli tę laskę, która z tobą pracuje? Tą z kręconymi włosami? Jaja sobie robisz?
- Nie.- Powiedział Arek lakonicznie.
- Więc zakochałeś się w kimś takim?
- Nie zakochałem tylko…poza tym co ma znaczyć w kimś takim?
- Nic. Ale to…no wiesz, grzeczna dziewczynka.
- W łóżku nie jest taka grzeczna.- Wypsnęło się Arkowi zanim zdążył pomyśleć. Ale Karol już to podłapał.
- No no no, w takim razie zamieniam się w słuch.
- Daj już spokój, nie zamierzam zdradzać ci żadnych szczegółów.
- Szkoda, chociaż moja wyobraźnia już zaczęła działać.- Żyliński dopiero w ostatniej chwili powstrzymał się przed nazwaniem Karola bardzo brzydko zanim nie przekonał się, że on tylko się z niego naigrywa.- Dobra, więc z czym problem skoro jest świetna w łóżku? No mów, na mnie ten wzrok twardziela nie działa.
- Obraziła się na mnie. I chce to wszystko skończyć.
- No cóż, nie dziwie jej się. A tak w ogóle to ile to trwa?
- Parę tygodni.
- Co? Żartujesz? I nie puściłeś pary z ust?
- Nie chciałem by ktoś się o tym dowiedział.
- Rozumiem.- Odparł Karol, bo nie dziwił się przyjacielowi. W końcu ktoś taki jak on z tak przeciętną dziewczyną jak tamta olbrzymka…chociaż po tym co mu powiedział Karol zaczął inaczej patrzeć na tą całą Zośkę, bo wciąż pobrzmiewały mu w uchu słowa Arka: „w łóżku nie jest taka grzeczna”. Hm, może więc to była myśl? Te wszystkie piękności w łóżku czasami zachowywały się jak kłoda licząc że ich idealne ciało albo ładna twarz wszystko zrekompensują. Za to lekkie obniżenie standardów...tak, to mogłoby być ciekawe. Uśmiechnął się na samą myśl o tym, bo nieoczekiwanie Arek podsunął mu świetny pomysł. Swoją drogą szkoda, że on sam wcześniej na to nie wpadł.- A jej to zaczęło przeszkadzać?
- I to jak.- Powiedział Arek zadowolony, że mimo wszystko Karol go zrozumiał. I nie obarczał winą tak jak Zosia.- A prosiłem ją tylko o kilka tygodni zwłoki. Nie rozumiem jaki jest sens aż tak bardzo się obrażać. Ona nie odzywała się do mnie przez całe święta.
- Spokojnie, jak dla mnie to za bardzo się przejmujesz. Urobisz ją jak tylko wróci.
- Tak myślisz?
- Stary, przecież ona była w ciebie wpatrzona jak w obrazek.- Powiedział Karol przypominając sobie spojrzenie tamtej dziewczyny gdy Arek mu ją przedstawiał. To jasne, że była w Arkadiuszu zakochana. Inaczej nie godziłaby się na takie traktowanie. Chociaż Arek nie zachowywał się wobec niej jak zupełna świnia. Kolejny punkt warty rozważenia w celu poszukiwania idealnej partnerki do łóżka, pomyślał. Ostatnio wyszukiwanie i bajerowanie coraz to nowych lasek go męczyło: te nieco sztuczne piękności były przekonane o swojej wyjątkowości i żądały bardzo dużo atencji i uwagi; a dużo łatwiej byłoby po prostu mieć kogoś na podorędziu gdyby naszła go ochota na damskie towarzystwo.
- Trochę mnie uspokoiłeś.
- Więc przestań przynudzać. Masz ochotę na partyjkę bilardu? Bo tutaj raczej nikogo nie wyrwiemy.
- Jasne, dzięki.- Odpowiedział Arek po raz pierwszy od kilku ostatnich dni odrobinę uspokojony. Bo Karol miał rację: Zosia za bardzo go kocha by chciała wszystko skończyć po kilkunastu dniach związku.
Po dwóch godzinach całkowicie zapomniał o tym co tak bardzo mu martwiło żegnając się z przyjacielem i wracając do domu. Było jeszcze dość wcześniej, bo dochodziła dziesiąta, ale Karol odparł, że chce jeszcze wyruszyć na polowanie na „swoją Zosię”. Arek nie do końca wierzył w chęć ustatkowania się przyjaciela, dlatego tylko się roześmiał. Nie wiedział, że on zupełnie inaczej zinterpretował jego zainteresowanie swoją współlokatorką.

DZIEŃ WYPADKU

Sylwester zawsze wydawał się Zosi być dziwnym dniem, bo właściwie do wieczora nie było wiadomo co robić. Ona nigdy nie była taka jak jej ze szkoły, uczelni czy teraz pracy, które szykowały się na niego już od samego ranka odwiedzając fryzjerkę, kosmetyczkę czy makijażystkę. Poza tym był dziwny z jeszcze jednego powodu. Z powodu Bartosza Krawczyka.
W ten dzień choćby nie wiem jak bardzo się starała, zawsze o nim myślała. A właściwie o przyjęciu sylwestrowym na którym ostatecznie ją upokorzył. Na którym powiedział te okrutne słowa. Na którym złamał jej serce sprawiając, że czuła się nikim. Poza tym chyba nigdy nie będzie w stanie o nim zapomnieć, bo przypominają jej o tym tabletki które wciąż łykała po zjedzeniu ostrych potraw przez zniszczenie sobie błony żołądka. Albo poprzez pytania znajomych dlaczego nigdy nie chce pić żadnego ciężkiego alkoholu oprócz piwa czy szampana (nawet wino czasami sprawiało, że brzuch bolał ją niemiłosiernie). O błędzie jaki popełniła będąc tak zrozpaczoną, że przez chwilę całkowicie się zgubiła.
Nawet teraz, po prawie dziewięciu lat od tego zdarzenia wciąż bardzo się wstydziła tego, że wzięła te tabletki. Tak naprawdę nie chciała się zabić, no może przez jedną małą chwilę. Ale była zrozpaczoną dziewiętnastolatką, która wtedy sądziła, że to jedyne wyjście na rozwiązanie  jej problemów. Do dziś była wdzięczna Marysi, że ją wtedy znalazła.
Może właśnie z tego powodu do dziś były ze sobą bardzo blisko. I może to właśnie dlatego jej starsza siostra czasami za bardzo wtrącała się w jej życie czując, że niejako jest za nie odpowiedzialna. Mama z tatą przebywali wówczas ze znajomymi na balu, więc nawet nie zdawali sobie sprawy z wielkości zagrożenia jakie istniało. Marii jakimś cudem udało się całą sprawę zatuszować prosząc lekarza, by powiedział im że to było zwyczajne zatrucie pokarmowe, co kazała jej mówić po przebudzeniu sama siostra.
Naturalnie nikt w to nie wierzył. Bo jak można pomylić tabletki nasenne z tic takami? Ale może to Marysia była aż tak przekonująca, albo zauważyli desperację wyzierającą z jej oczu by się zlitować. Tuż przed wypisem jedna pielęgniarka gdy zostały same dała jej małą karteczkę z numerem telefonu.
- To psycholog.- Powiedziała.- Pomoże ci jeśli tylko będziesz chciała. To moja dobra przyjaciółka, więc jeśli powołasz się na mnie da ci specjalną zniżkę. Tylko proszę cię, zadzwoń. Jeśli tylko to co przerosło cię teraz zacznie przerastać cię znowu…
- Tak się nie stanie. Dziękuję pani za troskę. I ja…ja naprawdę przepraszam. Obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię.
Kobieta pokiwała wtedy smutno głową i wyszła. A Zosia schowała karteczkę do kieszeni spodni. Zabawne, że miała ją do tej pory. Poszarzałą co prawda i z zatartym z pewnością nieaktualnym numerem telefonu, schowaną w stary notes. Traktowała ją obecnie jak przestrogę i pamiątkę tamtego błędu. Błędu, którego już nigdy nie miała zamiaru powtórzyć. I którego wciąż się wstydziła, choć wiedziała o nim tylko Marysia, która nigdy nie zdradziła jej sekretu.
Chcąc zapomnieć o wstydliwych szczegółach przeszłości, Zosia postanowiła zacząć powoli pakowanie. Jeszcze przed Sylwestrem zamierzała wstąpić na chwilę do mieszkania by zostawić swoje rzeczy. Była za to wdzięczna Ksaweremu, bo choć go o to nie prosiła zaofiarował się, że przyjedzie do niej przed balem by jej z tym pomóc. Nie musiała niczego wskazywać mu palcem tak jak czasami Arkowi, który bywał bardzo niedomyślny. Był przyjacielem, który umiał słuchać i patrzeć. Starała się powściągnąć wyrzuty sumienia spowodowane faktem, że teraz zamierzała wykorzystać go jako tarczę przeciwko Arkowi, by jakoś znieść sylwestrowy bal. W końcu wiedziała, że Ksawery miał przedtem inne plany i zmienił je tylko dla niej.
Po czternastej widząc, że Zosia bierze się za sprzątanie, pani Niemcewicz ostro ofuknęła swoją córkę karząc jej się stroić a nie szorować podłogę. Rozbawiło to jej męża, który jak zwykle, trochę wycofany (a może przytłoczony gadatliwością i dominacją żony) zwykle usuwał się w cień tak jak teraz zawzięcie czytając gazetę.
- A ty z czego tak rżysz?- Prychnęła wtedy kobieta.- Ten cały Ksawier może i nie jest idealnym kandydatem, ale przynajmniej jakimś jest.
- Ksawery.
- Słucham?
- Chyba ma na imię Ksawery nie Ksawier.- Sprostował pan Niemcewicz.
- Wszystko jedno.- Jego żona machnęła ręką.- Ważne, że Zosia w końcu otworzyła się na innym chłopców. Może dzięki temu w końcu się zakocha w kimś odpowiednim.
- Znów zaczynasz swoje swatanie? Pamiętasz jak to się skończyło z Arkiem?
- Oj tam, po prostu ona jest dla niego zbyt nieśmiała a on dla niej za przebojowy. To wszystko. Poza tym od początku mówiłam, że nie wiadomo co z tego będzie, pamiętasz?
- Oczywiście.
- Właśnie. I nie rozumiem co ma znaczyć twój uśmieszek, już drogi.
- Absolutnie nic kochana. Absolutnie nic.

***
- Przepraszam, jeszcze nie jestem gotowa. Nie sądziłam że przyjedziesz tak wcześniej.- Odparła Zosia na widok stojącego za drzwiami wyjściowymi Ksawerego.
- Wolałem wcześniej wyjechać, bo nie byłem pewny czy trafię tu bez problemów. Poza tym nie chciałem się spóźnić. Ale pięknie wyglądasz.
- Och…- Nie wiedząc czemu zarumieniła się.- To tylko sukienka. Nie zrobiłam jeszcze makijażu. I muszę coś zrobić z włosami. Związałam je byle jak.
- Naprawdę?  A ja właśnie miałem pochwalić twoją fryzurę sądząc, że spędziłaś dwie godziny u fryzjera.- Dziewczyna roześmiała się. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że trzyma gościa w progu.
- Jesteś niemożliwy. I wejdź do środka, bo z tego roztrzepania nawet cię nie zaprosiłam.
- Dziękuję.- Odparł nie odnosząc się do jej gafy, co jak zauważyła krzątająca się niedaleko mama Zofii, było bardzo dżentelmeńskim zachowaniem.
- Zrobić ci czegoś ciepłego do picia? Czy wolisz sok albo wodę? Chociaż nie, jak cię znam to pewnie masz ochotę na colę.
- Tak, dzięki że pamiętasz.- Powiedział jednocześnie zdejmując wierzchnie odzienie i buty. Zosia w tym czasie cierpliwie czekała potem zapraszając go do niewielkiego salonu. Wywróciła oczami widząc tam matkę, która czytała książkę, chociaż zwykle tego nie robiła. Już od jakiegoś czasu ograniczała się do kobiecych magazynów nie mając cierpliwości do kryminałów.
- Witaj mamo. Pamiętasz Ksawerego? Poznaliście się podczas twoich odwiedzin w naszym mieszkaniu.
- Oczywiście, że pamiętam. Jak się pan ma?
- Ksawery, żaden pan. A miewam się bardzo dobrze…- Zaczęli wymieniać banalne uwagi, a Zosia w tym czasie szykowała napoje. Gdy wróciła pani Niemcewicz  taktownie zostawiła ich samych. Jej córka pokręciła wtedy wymownie głową.
- Jest niemożliwa gdy sobie coś ubzdura. Mam nadzieję, że nie poczułeś się przez nią nieswojo. Zawsze gdy zaproszę jakiegoś znajomego do domu zachowuje się tak jakby to był mój chłopak.
- Nie, skąd.- Choć bardzo bym chciał by tym razem się nie pomyliła, dodał w myślach.- Jest bardzo fajna.
- Raczej nieznośna.
- Ale za to posiada całkiem przydatną umiejętność czytania książek do góry nogami.- Zosia parsknęła śmiechem.
- Więc też zauważyłeś.- Iksiński skinął głową.- Jej, naprawdę czasami mi za nią wstyd.
- Daj spokój. Moi rodzice też nie raz narobili mi niezłego obciachu.
- Przy dziewczynach?
- Zwłaszcza. Ale o tym kiedy indziej. Powiedz lepiej jak tam święta? Minęły ci spokojnie?
- Właściwie tak.- Mrugnęła Zosia, choć jej dobry humor odrobinkę przygasł. Bo wciąż nie kontaktowała się z Arkiem i nie miała pojęcia czy powinna zakończyć z nim związek.- A tobie?
- Też, chociaż teraz czeka mnie dużo zleceń i pracy. No i przybyło mi z pięć kilo.- Wymownie poklepał się po wciąż płaskim brzuchu.
- Akurat, jesteś chudy jak szczapa. A tak w ogóle to ładnie ci w garniturze.
- Chcesz powiedzieć, że wyglądam ładnie?
- No dobra, przystojnie, pasi?
- Może być.
- Więc teraz przystojniaku choć ze mną na górę gdzie przeżyjesz pół godziny męki czekając aż zrobię makijaż. Chyba że wolisz zostać tu i pogawędzić z mamą? Tata niestety musiał wyjść na zakupy…
- Nie, wolę patrzeć jak z potwora stajesz się pięknością.
- Wycofuję to co o tobie mówiłam.
- Więc już nie jestem przystojniakiem?
- Burak.- Mrugnęła cicho Zosia zastanawiając się jak to się dzieje, że w towarzystwie Ksawerego czuje się tak swobodnie. I przede wszystkim, że nie myśli o Arku.

***
Niecałe trzy godziny później, Zosia z Ksawerym dotarli na miejsce. Z racji faktu, iż w mieszkaniu jej rodziców spędzili więcej czasu niż zamierzali, dziewczyna zmieniła plany decydując się zostawić swoją walizkę i inne rzeczy w mieszkaniu dopiero po imprezie. Była to prawdę mówiąc doskonała wymówka przed tym by nie spotkać się z Żylińskim.
Tak ja się wcześniej umówiły, na miejscu czekały na nią Jowita z Emilką. Ewa z mężem jeszcze się nie zjawili, o czym poinformowała ją ta pierwsza.
Po pospiesznym przywitaniu, całą grupą weszli do środka wymieniając uprzejmości. Zofia wiedziała, że niecierpliwa Jowita wręcz kipi by dowiedzieć się co znaczy obecność Ksawerego u jej boku (a raczej czy zwiastuje coś więcej), ale na szczęście nie aż tak by spytać o to przy Iksińskim. Ją samą zaprzątało coś innego. A raczej ktoś. Nie chciała od razu spotkać Arka a już na pewno nie znienacka. Dlatego ostrożnie przyglądała się tłumowi gościom wchodząc do sali.
W zasadzie to nie spodziewała się, że wynajęty lokal będzie aż tak duży i pięknie przystrojony. Jowita wykonała kawał dobrej roboty, choć ta wredota Wiktoria i tak ostro ochrzaniła ją o jakiś błąd w cateringu (przyjaciółka żaliła jej się na to podczas świat wspominając o konieczności zmiany pracy). Ale całość naprawdę robiła niezłe wrażenie. Wszystko wyglądało szykownie, zwracając uwagę dyskretną elegancją a nie przepychem. Trzeba przyznać, że Jowita miała jakiś szósty zmysł wyczuwania świetnego smaku, bo przecież nie wychowała się w złotej kołysce a wśród biednej rodziny górników ze Śląska.
- To co, pokazać wam wasze miejsca? Bo dziś pewnie się z wami zbytnio nie zabawię. Cruella na pewno nie da mi wysiedzieć.- Oznajmiła Jowita.
- Kim jest Cruella?- Zaciekawił się Ksawery.
- Wcielonym złem.- Odparła mu tamta.
- Jadowitą żmiją.- Dodała Emilka.
- Po prostu upierdliwą szefową.- Wyjaśniła Zosia.- A teraz już chodźmy, bo tarasujemy przejście. Może będziesz miał tą przyjemność…
-…raczej nieprzyjemność- Przerwała jej Jowita.
-…ją poznać.- Dokończyła.
- Okej.- Roześmiał się Ksawery. Naprawdę lubił przyjaciółki Zosi za ich otwartość. A zwłaszcza Jowitę która nawet dzisiaj gestem dała mu znak, że cieszy się iż widzi ich razem.
- Acha i jeszcze coś. Moja postrzelona siostra kazała wam to dać.- Powiedziała Zosia jednocześnie szperając w torbie. Potem wyjęła z niej kilka małych pakunków wręczając przyjaciółkom i Ksaweremu.
- Co to ma być?
- Chińska wróżba na następny nadchodzący rok. Tylko o nic mnie nie pytajcie: znacie Marię.
- Super.- Ucieszyła się Emilia.- Mamy ją przeczytać teraz czy koniecznie musimy zaczekać do północy?
- Jej, tylko nie mów mi że w to wierzysz.
- Zośka, ty to zawsze potrafisz zniechęcić człowieka.- Prychnęła Jowita.- Więc? Bo jestem szalenie ciekawa swojej a muszę już iść.
- O ile pamiętam to nie było mowy o żadnej północy tylko o konieczności zjedzenia jeśli chcecie by wróżba się spełniła, więc chyba możecie przeczytać ją teraz.
- Super. To ja pierwsza.- Jowita zębami otworzyła swój pakunek.- „Dzisiejszej nocy ktoś sprawi, że w końcu zdecydujesz się na zmiany”…Jej, a więcej szczegółów? Myślicie, że chodzi o faceta? A może o to, że ktoś podpali mi mieszkania? Cholera, mam zjeść to ciasteczko czy nie?
- Ty tak serio?
- A ty już milcz niedowiarku.- Syknęła znów do Zosi, która wymieniła z Ksawerym rozbawione spojrzenia.
- Czekaj, teraz moja kolej. „Na miłość w końcu przyszła czas”. Hm, jasne że zjadam. Byleby był bogaty.
- No pewnie, że tak. Przecież to jeden z naszych niemieckich dziaduniów. A ty Ksawery co masz?
- „Najpierw musisz kogoś stracić by przekonać się co to miłość” Znów coś o miłości.
- Zjesz ciasteczko?- Spytała Emilia.
- Skoro ostatecznie mam się przekonać, że kocham.- Mówiąc to (i wkładając ciasteczko do buzi), Ksawery spojrzał na Zosię która uśmiechnęła się z przymusem. Ale nie dlatego jej wyraz twarzy był wymuszony. Po prostu zauważyła wchodzącego Arka.- No, to teraz chyba kolej na ciebie.
- Okeeej.- Zosia celowo przeciągnęła samogłoskę, bo nie wierzyła w takie głupoty. I nie lubiła ich. Może to dlatego, że jako dziecko jej sąsiadką była starsza kobieta, która zajmowała się właśnie wróżbiarstwem. Po swoich „sesjach” z klientami przychodziła do jej mamy śmiejąc się z naiwności ludzi. Dlatego teraz po prostu budziło w niej to niesmak.- „Z wrogiem zamień się na duszę by pokonać go”. Wow, nie wiedziałam nawet że mam wroga którego muszę pokonać.
- Cruella.- Szepnęły jednocześnie Jowita z Emilką chichocząc jak nastolatki.- Kto wie, może ją wygryziesz i to ty zostaniesz nową szefową działu kredytowego? No to teraz musisz zjeść ciasteczko żeby ją pokonać.
- Raczej żeby urósł mi tyłek.
- Teraz też jest całkiem spoko, prawda Ksawery?
- Jowita!
- No co, to prawda. A teraz spadam. Bawcie się dobrze, pa pa!
- Czekaj, skoro będziesz witać gości to weź ciasteczko dla Ewy.- Zatrzymała ją jeszcze mimo ostatniego komentarza po którym poczuła się nieswojo. Bo co sobie o niej pomyśli Ksawery? Jeszcze uzna, że na niego poluje.
- Jasne.
- Do zobaczenia, mam nadzieję, że jeszcze do was dołączę.
- No ja myślę.- Odpowiedziała im Emilka.
- I zjedz te ciasteczko.
- Zjem, ale tylko dlatego że wygląda smakowicie.- Obiecała Zosia. Zraz potem poczuła nagłe zainteresowanie swoim miejscem przy stole byleby tylko Arek jej nie zauważył. Miała nadzieję, że siedząc przy stole gdy jej twarz będzie do niego zwrócona tyłem nie rozpozna jej.
A przynajmniej nie tak szybko.
Dopiero po godzinie mogła się nieco odprężyć: sala naprawdę była duża, ludzie wciąż przechodzi z miejsca na miejsce, a celem Arka na pewno nie było znalezienie jej za wszelką cenę. Pewnie dał sobie spokój. Albo, pomyślała krzywo, zaczął dobrze bawić z Sandrą. Ona postanowiła zrobić to samo z Ksawerym. W końcu nawet jako przyjaciele można się dobrze bawić. Ledwie ta myśl pojawiła się w jej głowie, a poczuła dotyk czyjejś dłoni na plecach. Momentalnie zesztywniała sądząc, że to Arkadiusz ale za nią stał tylko uśmiechnięty Karol z jakąś dziewczyną. Zosia zdziwiła się, że w ogóle do niej podszedł (raczej nie byli dobrymi znajomymi) a potem jeszcze raz gdy Karol przedstawił towarzyszącą mu kobietę jako swoją dziewczynę. Bo choć była bardzo ładna, to zdecydowanie wyglądała na szarą myszkę. W dodatku na nosie miała okulary które w geście zagubienia nieustannie poprawiała. Zosia nie mogła uwierzyć, że Karol naprawdę zamienił te swoje puste seksbomby (nie raz widziała jak przyjeżdżały do niego na lunch albo czekały po pracy na parkingu) w kogoś skromnego i z kogoś kto wydawał się mieć olej w głowie.
- A ty nie z Arkiem?- Słysząc to pytanie momentalnie się spięła. Nie sądziła, żeby Żyliński powiedział Karolowi o nich, ale wspomnienie o Arku wciąż lekko bolało.
- Nie, z drugim współlokatorem.- Próbowała wszystko sprowadzić do żartu przedstawiając mu Iksińskiego.
- A więc miło mi cię poznać, Ksawery.
- Wzajemnie.
- No cóż, w takim razie nie będę wam przeszkadzał. Na razie.- Na odchodnym puścił oczko Zosi czego nie omieszkał skomentować jej towarzysz:
- A to co za pajac?
- Miejscowy playboy z magicznym talentem do inwestowania. To dlatego Cruella wciąż go trzyma chociaż czasami nawala ze sprawami biurokracyjnymi. Chociaż sama nie wiem czy ma więcej szczęścia niż rozumu.
- Zapewne i jedno i drugie. Swoją drogą to gdzie jest ta osławiona Cruella? Miałem nadzieję, że w końcu ją poznam.
- Pewnie waży jakieś tajemnicze mikstury w swojej jaskini. A tak serio to zapewne daje do wiwatu Jowicie. Widziałam jak jakieś dziesięć minut temu ją zgarniała.

***
- Żartujesz? Alkohole się spóźniają?- Zwodniczo spokojnym tonem Wiktoria Szymborska zwróciła się do swojej sekretarki. Ta ciężko przełknęła ślinę.
- Posłuchaj, zamówienie robiłam już ponad miesiąc temu z zastrzeżeniem jego zwiększenia. Powiedzieli, że przez święta mogą mieć obsuwę, ale maksymalnie trzy dni. Wczoraj do nich dzwoniłam i przepraszając zapewnili że zdążą.
- I co wynika z tej twojej paplaniny?- Jowita słysząc to ironiczne pytanie ze złości zacisnęła wargi.
- Po prostu mówię, że to nie moja wina.
- Ty miałaś odpowiadać za catering i alkohole, prawda?
- Tak, ale nie mogę ręczyć za dostawców.
- To mam powiedzieć teraz vicedyrektorowi z Niemczech? Że dostawcy nawalili a my nie mamy szampana, bo plebs wszystko wypije jeszcze przed północą?
- Ten plebs jak się wyraziłaś to pracownicy banku tacy sami jak ty czy ja.- Jowita już nie wytrzymała.
- Śmiesz porównywać mnie do nich? Nie dość że głupia to jeszcze bezczelna.
- W takim razie radź sobie sama.
- Słucham? Gdzie ty idziesz?
- Jak najdalej od ciebie. Radź sobie sama skoro ja jestem na to za głupia!
- Natychmiast wracaj bo cię zwolnię!
- Proszę bardzo!- Krzyknęła jeszcze Jowita. Potem wyszła na zewnątrz zapalić. Z nerwów cała chodziła, ale była z siebie zadowolona. No, może nie całkiem. Zawsze wyobrażała sobie, że odchodząc wygarnie tej suce jej nepotyzm, zdzirowatość i wredotę, a koniec końców nawet nie nazwała ją zimną suką. No trudno, pomyślała. Może kiedy indziej. Po paru minutach, względnie uspokojona wróciła na salę. Początkowo zamierzała uciec z przyjęcia, ale potem w jej głowie pojawiła się myśl, że przecież jej stąd nie wyrzucą. I chociaż swoją obecnością wkurzy Cruellę. Jak myślała, tak zrobiła. Dziwiła się tylko, że zamiast zdenerwowania czuje tylko radość. W końcu z czegoś będzie musiała się utrzymać, ale na razie jej to wisiało. Liczył się tylko Sylwester.
- Dawajcie tego szampana dla plebsu!- Z dzikim okrzykiem usiadła obok Zosi przerywając jej rozmowę z Ksawerym.
- Co?
- Chyba właśnie zwolniłam się z pracy.
- Że co?
- No nie wytrzymałam.- Jowita zaczęła się śmiać.- W końcu uwolniłam się od tej suczy raz na zawsze.- Dodała jednym haustem wypijając cały kieliszek musującego płynu.- No dobra, a teraz koniec siedzenia jak stare dziadki. Idziemy na parkiet moi mili.
- Upiłaś się czy co?
- Dopiero zaczynam kochana. To co?



12 komentarzy:

  1. Miała rozjaśnić ? A ja coraz bardziej czuję się zakręcona już nic nie wiem :-) genialne są Twoje opowiadania. Wiem że zapowiedziałas dłuższa przerwę ale chociaż tak odrobinkę powiedz na kiedy planujesz kolejna cześć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, jak pisałam o przerwie to miałam na myśli dłuższą przerwę dla was, czytając:) także na razie wszystko będę zamieszczała regularnie. Kolejnej części spodziewajcie się koło niedzieli, może w sobotę (zobaczę czy dam radę).

      Usuń
  2. Mi też nic nie rozjaśniło :-D ale opowiadanie świetne :-) ~ Mimi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już w kolejnej na pewno się coś rozjaśni :) Tym razem na 100%

      Usuń
  3. Kiedy ??? Proszę chociaż orientacyjnie jak długo będzie trwało oczekiwanie ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Już od rana czekam... Będzie coś dzisiaj ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam (kilka komentarzy wyżej) że kolejna do niedzieli będzie :) Dlatego wytrwajcie jeszcze jakieś 40 min, tylko dokończę końcówkę, przeczytam całość i już wstawiam następną część.

      Usuń
  5. Czekamy i się chyba nie doczekamy. Idę spać, jeśli babeczka doda to jutro przeczytam :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam miało być 'MagdaLenka'

      Usuń
    2. Nic się nie stało ;) Chociaż widzę, że lubimy poczytać blogi tych samych autorów.

      Usuń
  6. O tak.. Blog babeczki jak również ten czytam już z 3 lata ? Jak nie lepiej �� i oba uwielbiam ��

    OdpowiedzUsuń