Dotarłszy niepostrzeżenie do
swojego pokoju Arek odetchnął z ulgą. Mimo bagna w jakie się wpakował jeszcze
wszystkiego nie spieprzył. Nie miał pojęcia jak wytłumaczy się Zosi i jak to wpłynie na ich relacje, ale
przynajmniej Ksawery nie wiedział, że ze sobą spali. I nikt inny też. A już on
postara się żeby tak zostało.
Jakaś jego maciupeńka cząstka
wiedziała, że zachowuje się bardzo naiwnie wierząc, że wszystko pozostanie bez
zmian, ale nie dawał jej dojść do głosu. Wciąż wyrzucał sobie przy tym że
wykorzystał swoją przyjaciółkę. Nie miał pojęcia co wczoraj strzeliło mu do
głowy żeby wskoczyć jej do łóżka: jego wspomnienia kończyły się na momencie
dzisiejszej pobudki i kilku urywanych epizodów. Pamiętał więc jeden z ich
namiętnych pocałunków, moment gdy zdjął z niej szlafrok i…dlaczego tak w ogóle
miała go na sobie? Gdzie się podziały piżamki w misie? Może gdyby miała je na
sobie to by do tego nie doszło. Ale nie, ona musiała założyć tą fikuśną koszulkę
prezentując mu swój biust prawie na widoku. Jezu, od kiedy ona w ogóle miała
takie piersi? Owszem, czasami w niektórych fasonach ubrań było widać, że ma
spore cycki, ale mimo wszystko nigdy nie rozpinała więcej niż jednego guzika
koszuli. Nawet sukienki nie odsłaniały więcej niż szyję. Tak samo zresztą jak
jej nóg, które okazały się być długie i smukłe. Do tej pory pamiętał jaką
przyjemność sprawiało mu ich dotykanie i…I po jaką cholerę on jeszcze o nich
myśli przypominając sobie wrażenie jakie powodował ich dotyk albo smak skóry?!
Zły na siebie pacnął się w głowę
swoją własną pięścią. Jak mógł myśleć o
niej w takich kategoriach? Owszem, kiedyś gdy taszczyła jego
zapijaczony tyłek do jego własnego łóżka obejmując ją poczuł że ma całkiem
niezłą sylwetkę (choć było to przeszło rok wcześniej do tej pory te myśli
napawały go wstydem) a jego pewna część ciała zareagowała, ale było to
wyłącznie spowodowane wypitym alkoholem. I po prostu naturą faceta, który miał
przy sobie jakąś laskę. Pamiętał, że następnego ranka sądził, iż patrząc na nią będzie
czuł przeraźliwy wstyd, ale nic takiego się nie stało. Zośka po kilku godzinach
znów była dla niego wkurzającą kumpelą nabijającą się z jego kaca z którą dzielił mieszkanie. Na
przyszłość jednak postanowił nigdy więcej nie prosić jej o pomoc w dotarciu do
sypialni w stanie nadmiernego upojenia alkoholowego. Tyle, że wczorajszego
wieczora złamał swoje postanowienie. Bo to znów się powtórzyło. I tym razem nie
skończyło się na niezaspokojonej erekcji. Wyzywając się w duchu od idiotów
wyjął z półki czyste ubranie i poszedł z nim do łazienki. Najpierw musiał wziąć
prysznic. Potem pozbiera ten cały bałagan.
Godzinę później odświeżony, po
wzięciu dwóch aspiryn wyszedł z mieszkania do pobliskiej kawiarenki zamawiając
mocną kawę. Sam przed sobą tłumaczył sobie, że robi to dla Zosi by jeszcze
bardziej jej nie krępować; tak naprawdę to on sam był zbyt wielkim tchórzem by
grać przed Ksawerym. Szkoda tylko, że upływające minuty wcale nie przynosiły mu
żadnego możliwego rozwiązania tej patowej sytuacji. Przecież to tak jakby
przespał się ze swoją rodzoną siostrą! Tyle, że ona wcale nie była jego
siostrą. Co nie znaczy, że dzisiejsza noc nie przestała mu się wydawać mniej
obrzydliwa czy niepotrzebna.
Po kolejnych dwóch godzinach
zdecydował się w końcu opuścić lokal gdy bardzo sympatyczna kelnerka
uświadomiła mu, iż kontemplował przy pustej filiżance kawy. Dlatego zostawiwszy
jej dość suty jak na niego napiwek wyszedł. Potem spacerował przez kolejne
minuty bojąc się wrócić do mieszkania. Tak, bojąc się. Zachowywał się jak jakiś
pieprzony młokos i nawet uświadomienie sobie tego faktu mu nie pomogło. Dopiero
gdy zdał sobie sprawę, że już miał zamiar zadzwonić do Zosi by umówić się z nią
w parku albo w innym miejscu publicznym, zdecydował się wrócić. Bycie aż takim
tchórzem było bardziej niż żałosne.
Gdy jednak wrócił do mieszkania
przeżył rozczarowanie: Zosi nie było o czym nie omieszkał go poinformować
Ksawery. Arek roześmiał się zdając sobie sprawę, że bał się powrotu całkiem
niepotrzebnie. Dopiero po jakimś czasie trochę się zaniepokoił. Spytał więc
Iksińskiego czy wie gdzie dokładnie jest ich współlokatorka, ale tamten nie
wiedział. Przypomniał mu tylko o jego kolejce która wypadała w robieniu
zakupów. Dlatego też chcąc nie chcąc udał się do supermarketu.
Zosia zjawiła się w mieszkaniu
dopiero wieczorem. Może to głupie, ale wyglądała tak jak zazwyczaj: wcale nie
wydawała mu się piękniejsza czy brzydsza: po prostu była...Zosią. W jego
obecności zachowywała się całkiem swobodnie: poza początkowym rumieńcem który
pojawił się na jej twarzy i spuszczonym wzrokiem nic w jej zachowaniu nie wskazywało na to, że zaledwie kilka godzin wcześniej namiętnie się kochali. Albo świetnie grała przed
Ksawerym.
Okazja do rozmowy nadarzyła się
dopiero przed kolacją: Ksawery zamknął się w swoim pokoju by popracować, a ona
szykowała jakąś zapiekankę. Dlatego też Arek postanowił w końcu wszystko między
nimi wyjaśnić.
Przez wiele godzin doprowadził
swoją przemowę do perfekcji. Zamierzał on przede wszystkim wziąć całą winę na
siebie, a tę z kolei usprawiedliwić alkoholem. Podkreślić przy tym, że to co
jej zrobił było niewybaczalne i nigdy w żaden sposób nie zamierzał jej uchybić.
Że zawsze była i będzie-po matce- najważniejszą kobietą w jego życiu, bo nigdy nie miał
tak oddanej przyjaciółki, a wczoraj coś po prostu rzuciło mu się na mózg.”.
Czyli w skrócie jego przemowa ograniczała się do zdania: biorę winę na siebie,
co nie zmienia faktu że to było niepotrzebne i tego żałuję. Zdziwił się więc,
bo cały jego plan wziął w łeb gdy przerwała mu po pierwszym zdaniu:
- Posłuchaj, wiem że to był błąd i
nie musimy do tego wracać.
- Ale ja chciałem ci tylko wyjaśnić
i przeprosić…
- Nie musisz: przyznajmy po prostu
że oboje się zapędziliśmy.- Oznajmiła tonem który miał wszystko uciąć. W
zamierzeniu, bo w praktyce…hm, w praktyce Arek pozostał tylko skonfundowany.
Było to nieco śmieszne, bo przecież tego właśnie chciał: zbagatelizowania całej sprawy, udawania że nic się nie stało, przemilczenia. Przez kilka poprzednich godzin bał się, że Zosia może
uważać, że będzie chciał zbudować z nią związek albo nie daj Boże go kocha. Ale
teraz fakt, że wydawała się być niewzruszona ich wspólną nocą go
zirytował. Nie żeby uważał się za jakiegoś wielkiego ogiera, którego żadna
laska po spędzeniu z nim nocy nie może zapomnieć, ale…No właśnie, ta obojętność
wręcz mu ciążyła. I jakoś dziwnie frustrowała. Może to dlatego zachował się
tak, jak zazwyczaj zachowuje się druga strona, czyli tak, jak sądził że może zachować się ona. Dlatego w reakcji na jej słowa spytał zaczepnie:
- Więc: co? Przespaliśmy się i mamy
tak po prostu o tym zapomnieć?
- Ciszej, Ksawery może usłyszeć.
- Mam to gdzieś. I przestań siekać
tą marchewkę. Spójrz mi w oczy. Hej…- Wyciągnął rękę dotykając jej ramienia,
ale zauważywszy że się wzdrygnęła ciężko przełknął ślinę. Niby w ciągu
ostatnich godzin zdołał odtworzyć wszystkie elementy których do tej pory nie
pamiętał, ale z drugiej strony….z drugiej strony mógł coś przeoczyć.- Zosiu,
czy ja…czy minionej nocy cię w jakiś sposób skrzywdziłem?
- O co właściwie pytasz?- Spytała zdezorientowana. Dopiero gdy odważyła się spojrzeć mu w twarz zauważyła na niej nie tylko poczucie winy ale i strach. I wtedy zrozumiała.- Uważasz,
że zmusiłeś mnie siłą?- Powiedziała z niedowierzaniem.
- Nie oczywiście, że nie… Wiem, że ja...to znaczy nie wiem. Nie mogę być na 100% pewny.-
Potrząsnął głową. A ona uświadomiła sobie, że on nawet niczego nie pamięta. To
dziwne, bo przecież już pogodziła się z jego obojętnością. Wiedziała, że nagle po wspólnej nocy nie wyzna jej miłości do grobowej deski, że tu nie będzie żadnego happy endu, ale i tak coś
boleśnie zakuło ją w piersi. Najpiękniejsze wspomnienie dla niej, dla niego nie
tylko nie było niczym, ale nawet niczym wartym pamiętania. Nawet jego
podświadomość nie chciała tego zapamiętać. To już nawet nie było smutne, to było żałosne, oczywiście dla niej. Wiedzieć, że dołączyła do kolejnego grona bezimiennych lasek...chociaż nie, nie powinna porównywać Arka do Bartka. Tym bardziej, że świadomie się na to zgodziła.- Pamiętam tylko początek: to jak cię
pocałowałem, jak spytałem a ty powiedziałaś że powinniśmy przerwać…
- Nie, nie zmusiłeś mnie o niczego.- Przerwała mu, bo nie było sensu tego dłużej roztrząsać. To było niepotrzebne ani dla niej, ani tym bardziej dla niego. Dlatego by zakończyć cały ten nieszczęsny epizod dodała:- I tamtej nocy nie zrobiłeś mi niczego złego, niczego czego bym nie chciała. Nie mam piętnastu lat, więc nie ma potrzeby robić z tego wielkiej sprawy. Ale skoro byłeś pijany i niczego nie pamiętasz to jeszcze raz powtórzę, że...
- Jezu, myślisz że tego nie
pamiętam?
- Przed chwilą powiedziałeś…
-…powiedziałem że chciałaś
zaprotestować, a ja chciałem zrobić wszystko by temu zapobiec, bo cię
pragnąłem. A to nie znaczy, że przekonawszy do tego twoje ciało przekonałem i
umysł.- Nie wiedziała co ma na to odpowiedzieć. I co to właściwie znaczyło? Czy on właśnie
chciał jej zakomunikować, że to jednak było dla niego ważne? Czyżby błędnie
odczytała sygnały? Czy to on obawiał się jej reakcji bardziej niż ona jego?-
Więc?- Spojrzała mu w oczy: nie, znów się łudziła. To było po prostu poczucie
winy. On uważał, że ją skrzywdził. Nie było w tym niczego więcej.
- Dzisiaj byłam u Marysi.
- Zośka, nie obchodzi mnie gdzie
byłaś. Chcę dokończyć…
- …Zaczęłam szukać mieszkania. Do
końca tego miesiąca zamieszkam u niej a potem powinnam sobie coś znaleźć.
- Co ty pleciesz?
- Mówiłam ci o tym wczoraj. A po
tym co między nami zaszło tylko utwierdziłam się w tym przekonaniu.
- Nie rób tego. Nie przeze mnie i
przez to że my...przez to co stało się dziś w nocy.
- Nie robię tego przez ciebie…ani
przez dzisiejszą noc.
- Daj już spokój. Nigdy nie byłaś kłamczuchą.
- No dobrze chodzi przede wszystkim o to, ale jak ty to
sobie do diabła wyobrażasz? Że po wszystkim znów będzie między nami tak samo?
- Nie wiem. Wiem tylko, że nie chcę
cię stracić.
- Dlaczego?- Drążyła.- Przecież to
tylko poczucie winy. Niczego do mnie nie czujesz…- Urwała mając nadzieję, że
jeśli będzie chciał to zaprzeczy. Ale nie zrobił tego. Dziwna sprawa, bo nawet
jej to nie zdziwiło. Chyba w końcu pogodziła się z jego obojętnością.
- Sam nie wiem co czuję: mam mętlik
w głowie. Ale wiem, że jesteś moją przyjaciółką.
- Przyjaciółką powiadasz.- Mrugnęła pod nosem lekko sarkastycznie, bo nie mogła się powstrzymać.- Ale dla mnie…dla mnie po tej nocy
sporo się zmieniło. Nie potrafię na ciebie patrzeć nie myśląc jak o
mężczyźnie.- Zdecydowała się wyznać. Widziała jak bardzo zszokowała go tym
stwierdzeniem, dlatego by się nie pogrążać dodała:- To znaczy pociągasz mnie w
sensie fizycznym; nie żebym czuła do ciebie coś więcej ale….po prostu zdałam
sobie z tego sprawę. Dlatego kontynuowanie naszej przyjaźni jej niemożliwe. Bo
dla mnie to jednak mimo wszystko coś znaczyło.
- Zachowujesz się tak jakby dla
mnie nie.
- Za chwilę pewnie powiesz, że
unikałeś mnie przez cały dzień, bo chciałeś mi zakomunikować że chcesz byśmy
zostali parą, ale bałeś się mojej reakcji.
- Wcale cię nie unikałem.
- Arek, chyba na tym etapie
znajomości możemy mówić sobie prawdę.
- Okej: tak, unikałem cię. Bo nie
wiedziałem co o tym wszystkim myśleć, byłem skonfundowany, ale nie żałowałem. To
było…było mi z tobą cudownie.- Nie powiedział nic więcej, co znaczyło tylko
jedno. Postanowiła postawić jednak sprawę jasno:
- Więc do tej przyjaźni
postanowiłeś dołożyć łóżko?
- Ja wcale nie…
- Przepraszam: wcale nie
sugerowałam, że kalkulowałeś to sobie wszystko na zimno. Ani tym bardziej, że
wczoraj działałeś z premedytacją Ale powiedz szczerze: przecież miałeś zamiar
powiedzieć teraz mi bym o tym wszystkim zapomniała, prawda?
- Wcale nie.- Skłamał starając się
nie dać po sobie poznać jak bardzo zaskoczyła go jej przenikliwość. Ale w końcu nie bez przyczyny tak świetnie się dogadywali od wielu lat.
- Nie musisz się krygować: już
mówiłam że ja chcę tego samego. To dlatego ta wyprowadzka. To dlatego chcę…
- …Ale ja nie chcę.- Usłyszał swój
głos.
- Słucham?
- Tak, masz rację to co zaszło
między nami wczoraj było całkiem przypadkowe, ale pozwoliło mi odkryć, że to co
do ciebie czuję to coś więcej. Inaczej przecież drobny impuls w postaci alkoholu nie sprawiłby, że gdyby stanęła przede mną jakakolwiek kobieta zrobiłbym to samo co zrobiłem z tobą. Ale że to byłaś ty...
- Co ty usiłujesz właściwie powiedzieć, Arek?
- No cóż, chyba chodzi mi o to, że...To znaczy, Zosu...Ja…- Więcej nie powiedział, nie zdążył bo usłyszał skrzypienie otwieranych drzwi. Momentalnie odskoczył od dziewczyny, choć nie zbliżyli się do siebie na tyle, by mogło to wywołać jakieś niepożądane wnioski ze strony trzeciego współlokatora. Kilka sekund później rzeczywiście w kuchni pojawił się niczego nie świadomy Ksawery oferujący swoją pomoc przy gotowaniu. A podczas jedzenia kolacji jeszcze nigdy nie panowała między nimi aż taka cisza.
- Co ty usiłujesz właściwie powiedzieć, Arek?
- No cóż, chyba chodzi mi o to, że...To znaczy, Zosu...Ja…- Więcej nie powiedział, nie zdążył bo usłyszał skrzypienie otwieranych drzwi. Momentalnie odskoczył od dziewczyny, choć nie zbliżyli się do siebie na tyle, by mogło to wywołać jakieś niepożądane wnioski ze strony trzeciego współlokatora. Kilka sekund później rzeczywiście w kuchni pojawił się niczego nie świadomy Ksawery oferujący swoją pomoc przy gotowaniu. A podczas jedzenia kolacji jeszcze nigdy nie panowała między nimi aż taka cisza.
***
Arek wiedział, że się wkopał: a nawet
więcej: pogrążył. Jak mógł być takim kretynem by na samym początku nie
przytaknąć Zośce? Czemu do cholery tego nie zrobił? I jeszcze na dodatek przez
niego ona pomyślała, że on czuje do niej coś więcej, gorzej być nie mogło.
Tylko spokojnie, strofował siebie w
myślach. Tylko spokojnie. Jakoś się to uda okręcić: po jakimś czasie przyzna,
że lepiej sprawdza im się układ przyjaźń i to wszystko. Że dla niego jest
bardziej przyjaciółką niż kochanką. Albo jeszcze lepiej: sam ją jakoś do siebie
zniechęci tak by doszła do tego wniosku. I przynajmniej nie będzie uważała, że
wykorzystał ją będąc pod wpływem alkoholu.
Może niepotrzebnie się jednak martwi?
Może Zosia wcale nie ma zamiaru stworzyć z nim związku? Owszem przyznała, że ją
pociąga, ale jego też przecież pociągały różne kobiety: podziwiał ich piękno na
ulicach, w pracy czy barach, co niekoniecznie znaczyło że chciałby się z którąś
związać na dłużej. To nawet nie musiało znaczyć, że chciał się z którąś związać
na krócej. Albo mieć ją w łóżku. Po prostu lubił podziwiać kobiece piękno.
Tyle, że to jakoś nie pasowało mu do
Zosi. Ona miałaby być kobiecym wampem? Musiałaby mistrzowsko kryć się z tym, że
sypia z przygodnymi mężczyznami. Nie, to po prostu było niemożliwe. Ta myśl po
prostu go mierzwiła. Już wolał by miała obsesję na jego punkcie niż miała
między nogami pół miasta. Chyba oszalał by w ogóle coś takiego przyszło mu do
głowy. Co tylko dowodziło w jak kiepskiej był psychicznie kondycji.
to
co zaszło między nami wczoraj było całkiem przypadkowe, ale pozwoliło mi
odkryć, że to co do ciebie czuję to coś więcej
No i co to w ogóle znaczyło: coś więcej?
Przecież nie znaczyło, że chce zbudować z nią związek albo się w niej zakochał…
Jezu, kogo on do diabła chce oszukiwać?
Wkopał się. Ewidentnie. Ale jednocześnie chciał wierzyć, że to odkręci. A
wszystko przez to, że nie chciał jej zranić. Nie chciał przyznać, że to nie
miało dla niego znaczenia poza tym, że przyniosło ulgę i przyjemność. Że było
tylko seksem a nie czymś więcej. I dlatego że to była ona, jego przyjaciółka
którą w ostatnim czasie i tak krzywdził i jeszcze wkopał w pracy przed Cruellą.
Tak, był jej to winien. Nie mógł tak bezpardonowo oznajmić prawdy. Wtedy z
pewnością by się wyprowadziła. A tego nie chciał. Gdyby choć trochę pomyślał
zrozumiałby coś co wiele razy wcześniej przeoczył, ale nie myślał racjonalnie
już od jakiegoś czasu. Chciał udawać, że to tylko przyjaźń, że to tylko zazdrość
o Ksawerego który być może ma wobec niej „niecne” plany, że nie widzi w niej
kobiety.
Już niedługo miał się przekonać jaka
jest prawda, choć niekoniecznie taka jakiej się spodziewał.
Przez niedzielę, czyli resztę weekendu w
zasadzie nie dokończyli przerwanej wcześniej rozmowy. Tak się złożyło, że ją
najpierw odwiedziła Emilia, a potem do Ksawerego przyszło dwóch znajomych więc
spędzili czas w szóstkę. Potem Zosia zabrała się za obiad, po nim przygotowała swoje
materiały do pracy siedząc w swoim pokoju. Dla Arka było to bardzo wygodne. Ale
jednocześnie czuło, że zachowuje się nie w porządku. Przez ten czas Zosia
wydawała się totalnie skołowana i unikała nawet jego wzroku, więc zrozumiał, że
jednak to iż w pewien sposób zasugerował, że chciałby zbudować z nią związek
również nie jest po jej myśli. I że tym łatwiej będzie mu wszystko odkręcić.
Tyle że mimo wszystko wolałby by Ksawery nie był tego świadkiem. Dlatego
wykorzystując okazję, iż to właśnie on dzisiejszego wieczoru zaproponował
przygotowanie kolacji, Arek zdecydował się porozmawiać z Zosią. W tym celu
dyskretnie poprosił ją do swojego pokoju.
Gdy znaleźli się w nim sami nawet nie
zapalił światła. Uważał, że w ten sposób będzie mu łatwiej, ale o dziwo wcale
się tak nie stało. Dlatego po chwili je zapalił. Spojrzał na Zosię co sprawiło,
że znów stchórzył ponownie sięgając dłonią do wyłącznika.
- Masz zamiar się w ten sposób bawić?-
Usłyszał jej pytanie wypowiedziane rozbawionym tonem.
- No nie.- Mrugnął trochę głupio. Jego
poczucie wstydu potęgowała jeszcze świadomość, że robi z siebie kompletnego
durnia.- Ale sądziłem, że tak będzie łatwiej.
- Z czym?
- Z powiedzeniem tego.
- Masz na myśli to co…
- Tak.
- Zawsze miałeś problem z mówieniem o
uczuciach.
- Wcale nie. Poza tym to nie o to
chodzi. Raczej o coś odwrotnego.
- Chciałbyś więc wiedzieć co ja czuję?-
Chodziło mu raczej o to, że nie ma dla niej żadnych romantycznych uczuć, ale
zdecydował że gdy to właśnie Zosia zacznie będzie mu łatwiej z tego wybrnąć.
Ale się przeliczył, bo w ten sposób pogrążył się jeszcze bardziej.- Więc…zacznę
od tego że nie musisz się bać tego co czujesz. Ja…też się bałam. Od dawna.
Przyjaźniliśmy się i nagle ni stąd ni zowąd to skończyło się zamieniając w coś
całkiem nieprzeznaczonego dla przyjaźni.
- Właśnie o tym mówię.- Przytaknął
uradowany sądząc, że ona ma na myśli ich wspólną noc.
- Bo okazało się, że to jest
przeznaczone dla miłości.- Zaraz, zaraz: że co?- Wiesz, odkryłam to już jakiś
czas temu.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że się w tobie zakochałam.-
Wyznała niepewnie, bo śmiałość przynosiła jej świadomość iż on czuje do niej to
samo. W końcu to przecież powiedział: że czuje do niej coś więcej niż przyjaźń.
Ale widząc jego zmieszanie na twarzy poczuła nagle szybkie bicie serca.- Bo o
to ci chodziło gdy mówiłeś, że ci na mnie zależy prawda? O Boże, ty wcale nie…
- Oczywiście, że o to.- Przerwał jej
całkowicie się pogrążając. Ale widząc jej przerażenie i strach nie mógł
inaczej. Jeju, dlaczego to jest do cholery takie trudne? Gdzie teraz te jego
gładkie słówka podczas rozstań z byłymi dziewczynami które sprawiały iż to one
czuły się winne ich rozstaniu lub kończyły przekonane że on na nie nie
zasługuje (pomijając oczywiście nieszczęsny epizod z Justyną)? Dlaczego na sam
widok Zosi czuł, że nie może jej skrzywdzić? Przytulając ją teraz, właśnie tak myślał.
Ignorował przy tym poczucie winy i głos sumienia mówiący mu, że tak czy inaczej
skrzywdzi ją jeszcze bardziej.
- Boże już myślałam, że chciałeś
powiedzieć iż to co między nami zaszło było tylko pijackim wybrykiem z twojej
strony.
-
Nie było.- Zaprzeczył matowym głosem.
- Cieszę się. Bo kocham cię już od tak
dawna.
- Słucham?
- Nie miałeś pojęcia prawda?
- Co dokładnie masz na myśli mówiąc od
tak dawna?- Spytał odsuwając się od niej lekko by móc spojrzeć w twarz.
- Właśnie to.
- Czyli tydzień?
- Nie.
- Miesiąc?- Zosia ponownie pokręciła
głową.- Pół roku? Nie, chyba nie chcesz powiedzieć mi, że zakochałaś się we
mnie na samym początku wspólnego mieszkania i ukrywałaś to przez pięć lat?!
- Nie aż tak długo. Ponad dwa lata.
- Ale…ale dlaczego nic mi nie
powiedziałaś? Ja nigdy nawet nie podejrzewałem, że ty możesz…O Boże.- Westchnął
ciężko zdając sobie sprawę co to dla niego oznacza.
Że to nie jest dla niej przelotny
kaprys.
Że skoro kocha go aż tak długo to
prawdziwym okrucieństwem a nawet barbarzyństwem byłoby teraz przyznanie się do
kłamstwa.
I że jeśli nie chce jej zranić to musi
grać dalej i zapłacić za swoje błędy.
Słuchał jej wyjaśnień i opisu z
uśmiechem przyklejonym do twarzy choć miał ochotę wyć albo walnąć głową w mór.
Bo nie miał pojęcia jak to wszystko odkręcić by nikt nie czuł się zraniony.
- Wracajmy już lepiej, bo Ksawery się
zorientuje.- Powiedział wyzwalając ich delikatnie z uścisku.
- Nie powiemy mu?
- Nie!- Krzyknął odruchowo zaraz w duchu
wyzywając się od kretynów gdy zauważył jej konsternację. Szybko więc zamaskował
swoje zachowanie uśmiechem.- Po prostu uważam, że to nie jest dobre rozwiązanie
byśmy mówili mu o nas. Mógłby się poczuć skrępowany.
- Chcesz więc udawać i go okłamać?
- Tylko przez jakiś czas.
- Ale Arek, nie rozumiem po co.
- Słuchaj, a jak byś się czuła mieszając
z parą? Ksawery od razu będzie wiedział, że wolimy być sami i będzie chciał się
wyprowadzić. Niedługo Boże Narodzenie, nie powinniśmy informować go o tym z
dnia na dzień i zmuszać do szukania mieszkania w tak gorącym okresie.
- Masz rację.- Skwitowała to po dłuższej
chwili Zosia co trochę uspokoiło Arka. Potem mocno uścisnęła jego dłoń.- Więc
wracajmy.
DZIESIĘĆ
DNI PRZED WYPADKIEM
W poniedziałek Arek nie był zdziwiony,
że Zosia zrezygnowała z przyjazdu do pracy komunikacją miejską, a zamiast tego
wstała tego ranka razem z nim. Domyślał się, że teraz nie będzie obawiała się z
nim jeździć do pracy sądząc, że jego wcześniejsze zachowanie wynikało tylko z
zazdrości o Ksawerego. Sądził, że przez noc ułoży sobie wszystko w głowie, ale
zamiast tego panował w niej jeszcze większy chaos potęgowany przez wyrzuty
sumienia i wdzierającą się do jego umysłu paniką. Bo nie miał pojęcia jak to
wszystko odkręcić. Wiedział tylko, że w czasie półgodzinnej podróży do pracy
gdy oboje będą w samochodzie postara się odkręcić to co zasupłał. A potem
będzie się modlił by Zosia nie przeklęła go już na wstępie i po tym wszystkim
dalej chciała się zadawać jako przyjaciółka.
Właśnie taki miał plan, ale jak przyszło
co do czego to znów okazał się tchórzem. Bo Zosia wyglądała na tak szczęśliwą i
promienną, że uświadomienie jej własnego kłamstwa wydawało mu się niemożliwe.
Udała mu się tylko zgrabnie namówić ją na to by na razie nie mówiła o tym
nikomu: ani przyjaciółkom, ani rodzinie, ani nikomu z pracy.
- Tak będzie dla nas lepiej.-
Perswadował.- Rodzina jak to rodzina zaraz zacznie kazać nam mieszkać
oddzielnie, przyjaciele będą sądzili że kryjemy się z tym już od dawna i w ten
sposób wszyscy nie będą chcieli dać nam spokoju. Poza tym Cruella jeszcze
zażąda zwolnienia któregoś z nas, bo jako para będziemy mniej efektowni.
- Może masz rację, ale wydaje mi się to
być trochę głupie. No i czy ty trochę nie przesadzasz w sprawie Cruelli?
- Ty na własnej skórze przekonałaś
się jaka potrafi być okrutna. Teraz
wątpisz w to, że będzie miała jakiekolwiek skrupuły by tego nie zrobić?
- Nie, wiem: może. Ale to w końcu
zwolnienie to nie koniec świata Szczerze mówiąc już wcześniej sama o tym
myślałam. A takie ukrywanie się jest bardzo dziecinne.
- Nie mówię przecież że chcę to robić
przez cały okres naszego związku: po prostu powiedzmy kilka tygodni.- Widząc
jej wymownie uniesione w górę brwi dodał:- Co najwyżej dwa lub trzy.- Potem
dotknął dłońmi jej twarzy i uśmiechnął się z przymusem.- Poza tym to będzie
bardzo romantyczne i będę cię mógł mieć tylko dla siebie.- Perswadował, a gdy
dostrzegł na jej twarzy nieśmiały uśmiech odetchnął z ulgą.
- Zgoda.
- To super.- Zadowolony cmoknął ją w
policzek zaraz żałując nawet tego niewinnego odruchu. W końcu jak najszybciej
musiał przekonać ją jaki z niego burak i cap by przez następne dwadzieścia
jeden dni tak się do niego zniechęciła, by sama zakończyła ich związek. I to
jeszcze w taki sposób, by nie dostrzegła żadnego fortelu. I mimo wszystko pozostała jego przyjaciółką.
***
Zosia chyba tylko z powodu własnego
szczęścia nie zauważyła w propozycji Arkadiusza czegoś niepokojącego. Bo mimo
wszystko wciąż nie mogła uwierzyć, że on też ją kocha. I jednocześnie wydawało
jej się to być takie oczywiste: jego ostatnie pokazy zazdrości, kłótnie o
Ksawerego, jej wieczorne wyjścia z nim. No i pytania czy nie jest nim
zainteresowana. Matko jak bardzo on musiał się tym gryźć, myślała jednocześnie
kończąc analizę modelu jakiegoś klienta korporacyjnego. I humoru nie zepsuła
jej nawet Cruella, która odwiedziła ich biura aż dwa razy tego samego dnia obdarzając ją nieprzychylnymi spojrzeniami.
Lunch, chociaż spędziła go z
przyjaciółkami z pracy a nie ukochanym, uznała za bardzo udany. Wciąż miała
ochotę się śmiać, krzyczeć że Arek kocha ją a ona jego, ale wiedziała że nie
może. Poza tym gdy podczas pracy ich oczy czasami spotykały się ze sobą to, że
łączy ich tajemnica sprawiało iż czuła się jak bohaterka romansu. Potrafiła
sobie wyobrazić, że przez podstępną Cruellę nie mogą objawić swojej miłości
całemu światu tylko muszą się ukrywać. Gdy takie romantyczne rojenia powstawały
w jej głowie wyzywała się w myślach od idiotek, ale nic nie mogła na to
poradzić. Miłość do Arka rosła w niej przez wiele lat i teraz po prostu wręcz z
niej kipiała. Nie potrafiła powstrzymywać więc uśmiechów i błysku w oczach, jak
zauważyła to jedna z jej koleżanek.
- Hej, Zośka co z tobą? Słuchasz nas
dzisiaj? Zachowujesz się jakoś dziwnie.- Spytała ją Jowita.
- Tak w
porządku. Jestem tylko…-strasznie szczęśliwa, pomyślała, ale na głos
dodała:- …strasznie niewyspana i rozkojarzona. Przez to nie mogę zebrać myśli.
- No to fajnie, że przynajmniej ty masz
możliwość bycia rozkojarzoną i bujania w obłokach myśląc o zbliżających się
Świętach Bożego Narodzenia. Ja za to jestem w dupie z przygotowaniami do balu
Sylwestrowego. Tej suce wciąż coś nie
pasuje. Dziś już miałam ochotę powiedzieć jej żeby sama zajęła się jego
organizacją, skoro żaden mój pomysł jej się nie podoba, ale tak jak zawsze
ugryzłam się w język. Poza tym jestem jej sekretarką a nie organizatorką
przyjęć.
- Nie przesadzaj Jowi: twoje biby zawsze
są najlepsze.- Mrugnęła do niej Ewa.
- Phi, szkoda tylko, że ten cały bal
Sylwestrowy to będzie tylko zwyczajny lans dla bogaczy i napuszonych pawi.
- Ale i tak się na nim pokarzemy, nie?-
Dodała retorycznie Emilia. – W końcu może zobaczymy buźkę samego prezesa z
Niemiec nie tylko z Google.
- Akurat zjawi się osobiście żeby
odwiedzić jakiś lichy oddział w Polsce.- Prychnęła z niesmakiem Jowita.-
Zapewne wyśle jakiś uprzejmy list. Tacy jak oni wypoczywają w tropikalnych
krajach a nie przyjeżdżają do krajów trzeciego świata na sylwestrowe bale.
- Hej, nie obrażaj mi tutaj mojej
kochanej ojczyzny.- Ewa w udawanej złości uniosła dłoń do piersi.- Nie rzucim
ziemi skąd nasz ród…
- …taka z ciebie patriotka jak z koziej
dupy trąba. Gdybyś miała okazję to pierwsza pobiegłabyś za pracą za granicę.
- Może, ale tylko z powodu finansów. Bo
jak można dwuletnie dziecko zostawiać w domu z opiekunką?- Spytała. Zosia
delikatnie pogładziła dłoń przyjaciółki w geście otuchy. Wiedziała, że Ewa
musiała wrócić do pracy zaraz po urlopie macierzyńskim, bo kierownik wprost
powiedział jej, że jeśli tego nie zrobi nie ma czego szukać w Krezus Banku. I
tak by zachować w miarę dobrą pracę musiała to zrobić, choć bardzo niechętnie. Z
tego powodu wynagradzała malutkiej córeczce brak mamy spędzaniem z nią każdej
wolnej chwili po pracy. Z tego powodu nie wychodziła z nimi do kina czy na
drinka tak często jak kiedyś, a gdy już to robiła to na bardzo krótko.
- Dobra, realiów życia nie zmienimy więc
nie ma się co dołować.- Podsumowała filozoficznie Emilka. – Powiedz lepiej coś
więcej o tym balu Jowita. Kto jeszcze dziany tam będzie?
- A co chcesz poszukać starego męża,
który szybko by wykitował?
- A czemu nie: w końcu mówią że tylko
niemieckie kobiety są brzydkie, nikt nie mówi o niemieckich mężczyznach.
- Przestańcie idiotki, bo jeszcze ktoś
was usłyszy.- Syknęła Zosia widząc jak przechodząca obok ich stolika dziewczyna
spojrzała na wypowiadającą ostatnie słowa Emilkę. Jednak sama się przy tym
śmiała.
- Masz rację jeszcze podłapie pomysł i
ukradnie nam dzianego starucha. Trzeba to robić w konspiracji. Ciekawe tylko
jakie te pierniki wolą laski, bo nie bardzo będę wiedziała jak się mam ubrać…-
Cała czwórka zgodnie wybuchła śmiechem wymyślając coraz to nowe i bardziej
abstrakcyjne ubiory. Zosia właściwie nie dużo wtrącała się do rozmowy, bo jej
myśli wciąż zaprzątał Arek. Bardzo chciała zobaczyć go przez chwilę i po prostu
przytulić słysząc jego głos. Myśl, że będzie mogła to zrobić dopiero za parę godzin
trochę psuła jej humor.
***
Zosia dopiero dwa dni później zeszła na
ziemię. To znaczy w końcu zorientowała się, że coś może być nie tak w jej
„związku” z Arkiem. Bo w zasadzie to ta ich konspiracja wyglądała zdecydowanie
inaczej niżby ona sobie tego życzyła. Myślała, że Arkadiusz poważnie martwi się
faktem, że przez ich związek któreś z nich może mieć przechlapane w pracy, ale
przecież jedząc obiad na mieście on niechętnie pozwolił jej wziąć się za rękę.
A gdy to zauważyła roześmiał się mówiąc, że tylko jej się tak wydawało. Wtedy
rzeczywiście doszła do wniosku, że sobie to wyobraziła, że może trochę
przesadza. Ale potem zauważyła też, że on nawet nie ma ochoty jej przelotnie
dotknąć czy pocałować. Dopiero gdy dała mu do tego wyraźny sygnał delikatnie pochylając
się w jego stronę nad stołem niechętnie obdarzył ją krótkim pocałunkiem
tłumacząc się tym, że są w miejscu publicznym. Czemu w takim razie nie chciał
skraść jej kilku całusów w samochodzie podczas podróży powrotnej?
Wtedy go o to nie zapytała, ale we
wtorek baczniej obserwowała jego zachowanie. I zauważyła w nim pewną rezerwę.
Miarka przebrała się dopiero w środę: dlatego postanowiła z nim poważnie
porozmawiać. Jak na złość Ksawery był wtedy w domu, więc dostarczyła mu
świetnej wymówki by odłożyć tę rozmowę na później gdy będą sami.
- Świetnie.- Skwitowała to.- W takim
razie do zobaczenia.- Pożegnała się wychodząc szybko z jego pokoju. Bo już na
samym wstępie szeptem powiedział jej, że nie mogą być tu długo bo Ksawery się
czegoś domyśli. Ale nie powiedziała tych słów ze złością i rozczarowaniem które
czuła. Po prostu z rezygnacją.
- Zosia, proszę nie gniewaj się na mnie.
- Ależ wcale się nie gniewam. Po prostu
wychodzę na zakupy: muszę kupić coś na jutrzejszy obiad.
- Przecież teraz kolej Iksińskiego.
- Tak, ale poprosił mnie o to bym mu
towarzyszyła, bo ostatnio zamiast karkówki kupił łopatkę. Kompletnie ich nie
odróżnia.
- Poprosił?
- Przepraszam, nie mam za bardzo czasu.
Na razie.- Ostatnie słowa i brak
wyjaśnień były odwetem i małostkowością, której sama się wstydziła. Ale było
jej przykro z powodu Arka. Powiedział że ją kocha a zachowywał się tak jakby..
no właśnie jak? Jakby tego do końca nie czuł? Jakby nie był pewien czy podjął
właściwie rozwiązanie, jakby…jakby tego żałował? Nie, wiedziała że chodzi o coś
zupełnie innego, w końcu po co by ją okłamywał. Wyraźnie widziała, że coś
dręczyło go w ciągu ostatnich tygodni, może nawet miał jakiś poważny problem.
Naiwnie liczyła, że był on spowodowany tylko nią samą (tzn. uczuciem do niej
którego bał się wyznać), ale najwyraźniej nie tylko. I z tego powodu musiała
być cierpliwa i pokazać mu, że może jej zaufać. Postanowiła więc na niego nie
naciskać.
Zakupy z Ksawerym pomogły jej się trochę
rozerwać. Na dodatek w markecie spotkali kolegę Iksińskiego który był również
na ostatniej imprezie zorganizowanej w ich wspólnym mieszkaniu które
wynajmowali (więc Zosia również go poznała) i ostatecznie przegadali ponad pół
godziny. Dopiero gdy dziewczyna dyskretnie dała znać swojemu współlokatorowi,
że mięso w koszyku zdaje się rozmarzać Ksawery pożegnał Artura.
Gdy zjawili się w mieszkaniu z powrotem
dochodziła już dwudziesta, a Zosia przestała się dołować. Rozmawiali razem
podczas rozpakowywania zakupów a potem zdecydowali na szybki makaron z
warzywami na patelni by kolacja nie odbyła się zbyt późno. Nikogo nie zdziwił
brak zaangażowania się w to Arka: w końcu on prawie nigdy nie chciał pomóc przy
przygotowywaniu posiłków jak i sprzątaniu po nich, a potem żadnego z nich
właściwie nie zdziwił fakt, iż jadł swoją porcję w całkowitym milczeniu podczas
gdy Zosia stale wyśmiewała Ksawerego, który wydłubywał małe kawałki papryki.
- Gdybyś powiedział mi, że nie lubisz
papryki nie dodałabym jej do makaronu.
- Ale ja ją lubię. Tylko, że czerwoną a
nie żółtą.
- A to jakaś kolosalna różnica?
- Oczywiście: czerwona jest smaczna, a
żółta obrzydliwa.
- Przecież to ta sama papryka tylko w
innym kolorze.
- Chcesz powiedzieć, że kolor nie ma
znaczenia?
- W przypadku papryki? Jasne, że nie.
Spór trwał nadal, aż w pewnym momencie
stał się tak abstrakcyjny, że Zosia nie była w stanie jeść tak bardzo bolał ją
brzuch z powodu ciągłego śmiechu. Arek natomiast też nie był w stanie tego
robić, ale z całkiem innego powodu. Ledwie był
w stanie powstrzymać się przed daniem w pysk Ksaweremu. I chwyceniu Zosi
a rękę a potem zaciągnięciu do swojego pokoju. Bo co ona sobie do cholery
myślała flirtując z Iksińskim w jego obecności? A przedtem jeszcze te wspólne
zakupy? Sądziła, że wzbudzi w nim zazdrość? Jemu było to całkowicie obojętne, a przynajmniej
tak sobie mówił. Dlatego cierpliwie znosił gaworzenie tej dwójki. Miał
nadzieję, że Zosia w końcu da sobie spokój z tą dziecinną kobiecą zagrywką
zdając sobie sprawę, że to na niego nie działa. Ale nie: ona wciąż nie
przestawała. Patrzyła tylko na Ksawerego tymi swoimi błyszczącymi oczami co
chwila wybuchając śmiechem, a na niego wcale nie patrzyła! A to przecież miało
być odwrotnie: to on miał ją ignorować i pokazać jej że ma gdzieś jej próby
wzbudzania w nim zazdrości! Z każdą upływającą minutą czuł się coraz gorzej. W
końcu uznał, że tego dłużej nie wytrzyma i pójdzie do swojego pokoju. Gwoździem
do trumny był fakt, że oni nawet tego nie zauważyli. Wściekły zdecydował się
wcześniej wziąć prysznic nie mając ochoty wysłuchiwać dochodzących nawet z jego
pokoju dźwięków ich rozmowy świadczącej o tym jak dobrze się razem bawią.
Dopiero po pół godzinie wyszedł z łazienki zauważając, że ta dwójka w końcu
skończyła swoje przedstawienie: Zosia krzątała się w kuchni zmywając po
posiłku, a Ksawery (który oczywiście ofiarował się że jej pomoże ale ona kazała
mu zmykać mówiąc, że we dwójkę i tak nie dadzą rady zmywać) zaczął się chyba
szykować do snu. Arek na moment został w kuchni sam na sam z Zosią. Chciał jej
coś powiedzieć: rzucić jakąś ironiczną uwagę w stylu „że powinna być z siebie
całkiem zadowolona”, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Zrozumiał, że w ten
sposób przyznałby to o co jej chodziło, a mianowicie że jej przedstawienie było
skuteczne. Dlatego bez słowa wrócił do siebie. Zosia widząc to na moment
przerwała zmywanie odprowadzając jego postać smutnym wzrokiem. Zawsze sądziła,
że gdy tylko okaże się iż Arek ją kocha będzie bardzo szczęśliwa. Ale być może
zbytnio idealizowała ich miłość, sprowadzała ją do poziomu tej niepowtarzanej, bez
żadnych zmartwień, problemów, kłótni czy ignorując różnice charakterów. Po raz
pierwszy do jej głowy zakradła się myśl, że być może wcale nie są sobie z
Arkiem przeznaczeni.
- Zosia?
- Hm?- Gdy kilka minut później z myśli
wyrwał ją głos Iksińskiego dopiero za drugim razem zareagowała na swoje imię.
- Nie masz przypadkiem ochoty na jakiś
film albo grę? Jakoś nie chce mi się spać a we dwójkę oglądanie jest znacznie
ciekawsze.- Zosia prawdę mówiąc ani trochę nie miała na to ochoty, poza tym
jutro rano musiała wstać do pracy, ale w ostatniej chwili odparła twierdząco. W
końcu, uznała, wszystko jest lepsze od myślenia o Arku. I o ich niby związku.
Ale się dzieje! Super, oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńEkstra opowiadanie fajnie że wstawiasz tak często
OdpowiedzUsuńNo cóż, staram się. Chociaż niestety i tak nie udaje się tak często jak bym chciała.
UsuńArek tchórz i to przez wielkie T. Opowiadanie super, chyba jak każdy wchodzę tu kilka razy dziennie sprawdzić czy jest coś nowego. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.Pozdrawiam cieplutko :-) ~ Mimi
OdpowiedzUsuńWięc chyba mogę cię uprzedzić, że na 100% coś pojawi się już jutro wieczorem (żebyś za często nie musiała tu wchodzić) :)
UsuńI również cieplutko pozdrawiam ;-)
Ale fajnie!
UsuńMam nadzieję że dzień wypadku nie będzie ostatnim rozdziałem bo gdyby nawet na każdy rozdział przypadał jeden dzień to byłoby za mało proszę powiedz że rozwiniesz te opowiadanie również po wypadku. Jesteś genialna
OdpowiedzUsuńWidzę, że kłębi ci się w głowie masa domysłów, ale spokojnie: niezależnie od fabuły gwarantuję ci że- jak to moje opowiadania- i to również nie będzie krótkie.
UsuńPozdrawiam cieplutko :)
BRAWO Arek, ile jesteśmy wstanie poświęcić, aby nie urazić najbliższych mam osób ;)Zdrowo przegiął. COŚ mi się wydaje, iz oprócz tego, iż jakaś dziewczyna zginie za 10 dni, to oprócz tego czyjś wymarzony związek się posypie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Nienieidealna
P.A Chyba masz jakieś problemy techniczne, albo tylko mnie zaginął rozdział 3, a zaraz po nim pojawił się rozdział 6, ach te rzymskie cyferki ;)
Tak, rzeczywiście trochę poprzestawiała mi się kolejność wcześniejszych części, ale już pogmerałam w ustawieniach i to poprawiłam. Dzięki za zwrócenie uwagi :)
UsuńCzemu on nie widzi że jest w niej zakochany. Przecież nie bez powodu denerwuje go obecność innego faceta :-/ mam nadzieję że mimo wszystko wyniknie z tego miłość no i kiedy wreszcie ten wypadek ? :-D pozdrawiam- Ada
OdpowiedzUsuńPS. Rozdział wspaniały:-D