Łączna liczba wyświetleń

środa, 23 września 2015

Ktoś całkiem inny: Rozdział XII



W ciągu następnego tygodnia spotkałam się z Tomkiem jeszcze dwukrotnie: raz na mieście niedaleko mojego „Słodkiego świata” po to by mógł wręczyć mi uporządkowane przez Agnieszkę i odpowiednio rozliczone dokumenty z ostatniego miesiąca , a drugi właśnie w cukierni gdy piekłam ciasta na nową dostawę. Właściwie ta ostatnia wizyta sprawiła mi dużo frajdy nie dlatego, że Tomek coraz bardziej zaczynał zachowywać się tak jak zanim pojawiła się u niego amnezja, ale również dlatego iż przypominała jego wizyty tutaj w przeszłości. Bo choć byłam zajęta pieczeniem, pomagał mi podając różne składniki i nawet mieszając masę na krem w czasie gdy ja pilnowałam gotującego się do karpatki kremu. Kontynuując swój plan przywrócenia mu pamięci (dla niego nadal była to tylko wędrówka śladem własnych wspomnień) opowiedziałam mu więc jak razem porządkowaliśmy stoliki, nieużywany teraz już bar, jak pomagał mi sprzątać i podjadał różne masy. Wyznałam, że szczególnie smakowała mu ta na bazie mleka kokosowego i choć nie miałam w planach robienia jej to oderwałam się od zajęć które powinnam wykonać mu ją przygotowałam. Potwierdził ze śmiechem, że jest naprawdę pyszna. Dodał nawet, że jeszcze kilka miesięcy i tak go utuczę, że nie zmieści się w drzwi.
Te słowa dały mi kolejną porcję nadziei.
Za kilka miesięcy…Nasza umowa miała się skończyć równo za osiem tygodni, a tego w najśmielszych uproszczeniach nie dało się nazwać kilkoma miesiącami. A więc liczył się z tym, że coś między nami może się zmienić, że będzie chciał kontynuować ze mną znajomość, że może ten rozwód nie będzie konieczny. Nie, z tą ostatnią myślą musiałam się jeszcze wstrzymać. Przecież jeszcze do niedawna pragnęłam tylko tego a jedno małe zdanie Kowalskiego, jedno miłe słowo czy gest sprawiało, że zapominałam o chwilach cierpienia które przez niego przeżyłam.
O jego pocałunku z Iloną.
O kłamstwach.
O bolesnych słowach, w których nazwał mnie dewotką i rzepem.
O próbie prowadzenia gry z ojcem w której ja miałam być pionkiem.
O tym, że przecież mnie nie pamiętał i nie kochał.
Ale z drugiej strony…
Teraz wydawał się być zupełnie inny, jego przeprosiny szczere, a zachowanie miłe.
Wyjaśnił mi, że nigdy nie umiał porozumieć się z ojcem nie czując jego miłości tak jak z resztą jego przyrodnie rodzeństwo.
Że spędzając ze mną coraz więcej czasu uświadamia sobie, że istniała bardzo duża szansa na to, że kochał mnie w przeszłości.
I nie nazywał mnie już w żaden obelżywy sposób. Wręcz przeciwnie: odkąd ze śmiechem powiedziałam mu, że czasami nazywał mnie swoją słodką Anią zaczął ponownie używać tego określenia.
Co zaś się tyczy Ilony to chyba zgodnie z obietnicą nie kontaktował się z nią. Teraz nawet zauważyłam jej numer na wyświetlaczu komórki Tomka gdy poszedł na moment do łazienki, a potem gdy zadzwoniła ponownie (domyślałam się, że to ona) nie odebrał. Gdy spytałam czy może to było coś ważnego odparł, że nie co znów mnie ucieszyło.
Poza tym ostatnio gdy mimochodem napomknęłam o tym, że mimo wszystko dawniej mnie oszukiwał nie wyznając swojej prawdziwej tożsamości odparł, że może robił to dla mojego własnego dobra. Że może nie wynikało to z faktu, iż się mnie wstydził; że mógł robił to po to by mnie chronić przez ojcem. Wobec takiej argumentacji nie mogłam być obojętna. Dzięki temu nawet fakt, iż zabrał na ślub siostry Ilonę wydawał się być logiczny. W dodatku teraz rozmawiał ze mną zupełnie naturalnie o tym jak dawniej postrzegał brata (był o niego zazdrosny, więc na każdym kroku dokuczał młodszemu o ponad sześć lat bratu dopóki ta przewaga z wiekiem nie spowodowała iż zaczął mu się odkuwać), jak uwielbiał Majkę (choć uważał ją za gadułę i plotkarę to mimo wszystko bardzo kochał). I o swojej teraźniejszej próbie skonfrontowania własnych wspomnień.
- Wiesz, chyba zaczynam na nowo szanować mojego młodszego braciszka. Agnieszkę znałem tylko z wizyty w naszym domu i jednego przyjęcia gdy Krzysiek zabrał ją ze sobą, ale zrobiła na mnie dobre wrażenie.
- Tak, na mnie też.
- Mówiła ci, że próbowałem ją poderwać?
- Co?!- Roześmiał się najwyraźniej z mojej miny i tonu głosu. –Chcesz powiedzieć, że się w niej zakochałeś?
- Nie, chciałem wkurzyć braciszka. Rzuciłem przy stole nawet jakąś głupią uwagę…teraz już nawet nie pamiętam co. A ona siedziała tam cała spłoniona i zarumieniona jedząc z pewnym opóźnieniem i patrząc czy użyła odpowiedniego widelca czy noża. Zrobiło mi się jej żal: pomyślałem nawet, że Krzysiek jest dość gruboskórny skoro nawet nie zauważa cierpienia swojej dziewczyny; albo totalnym dupkiem jeśli ją tylko wykorzystuje próbując odkuć się na ojcu. Obie te wersje nie świadczyły o nim najlepiej. Dlatego jakiś czas potem na tamtym przyjęciu próbowałem trochę ją wybadać. Zaintrygowała mnie. Jest naprawdę świetną dziewczyną i cieszę się, że mój brat jednak naprawdę ją kocha.
- Tak. Zawsze widząc takie związki całkowicie się rozczulam. A propos, kiedy poród? Miał być podobno w ten piątek. Dziś mamy sobotę.
- Tak, ale chyba trzeba będzie odczekać jeszcze kilka dni. Albo lekarz źle wyliczył termin, albo bliźnięta jakoś nie proszą się na ten świat.
- Ale wszystko z nimi w porządku? Taka bliźniacza ciąża musi być trochę trudna?
- Może. Ale w każdym bądź razie lekarz prowadzący nie przewiduje żadnych komplikacji.
- Czuję się trochę winna, że jej nie odwiedziłam ani nawet do niej nie zadzwoniłam.
- Niepotrzebnie, bo pewnie i tak by nie odebrała. Teraz przebywa od wczoraj w szpitalu a Krzysiek wraz z nią. Chyba bardzo chciałby mieć już dziecko. A raczej dzieci.
- To prawda. Swojego Jasia  i Małgosię.- Zaśmiałam się.- Chociaż Agnieszka mówiła, że twój brat nie jest jakoś specjalnie zadowolony z jej wyboru…- Przerwałam na moment widząc wchodzącą do kuchni Paulę. Tak jak się spodziewałam nie miała najlepszej miny. Posłałam jej spojrzenie w stylu: jestem już dużą dziewczynką i umieć sobie radzić więc nie trój mi kolejny raz o Tomku, po czym wróciłam do rozmowy. Chociaż i tak zdawałam sobie sprawę, że Paulina zacznie swoją tyradę gdy tylko Tomek wyjdzie z cukierni. Ona nie potrafiła zrozumieć, że ja chcę mu tylko pomóc odzyskać pamięć. No dobra, może nie tylko, ale jak mogłam zrezygnować z czegoś co mogło się udać? Zwłaszcza teraz gdy mój mąż pomimo braku pamięci zaczynał mi ufać i choć trochę lubić? Nie mogłam tego zaprzepaścić. Zazwyczaj naprawiałam coś a nie od razu wymieniałam na nowe. Z Tomkiem też chciałam zastosować się do tej rady.
Kilka dni później odwiedził mnie następny gość.
Kamiński, choć tym razem senior. Na jego widok Babecka stała się sztywna jakby połknęła kij choć staruszek nawet się do niej uśmiechnął. Akurat byłam wtedy za ladą myjąc szybkę (jakiś chłopiec miał wypadek z bezą, która spadła mu z talerzyka; zazwyczaj starałam się nie sprzątać na sali gdy byli goście), więc mogłam wszystko dobrze obserwować. Zaraz potem mężczyzna poprosił mnie o rozmowę.
Nie miałam pojęcia czego chce; poza tym pamiętałam nasze ostatnie spotkanie dlatego zdziwiły mnie jego przeprosiny. Mówił, że miał nie najlepszy dzień podczas moich odwiedzin u jego starszego syna i to dlatego nawet nie zamienił ze mną ani słowa. Dlatego teraz chciał to nadrobić.
- Wiem Anno...- Zaczął- …że z Tomkiem zaczyna ci się coraz lepiej układać. W dodatku jestem miło zaskoczony jego próbą malowania. A to wszystko dzięki tobie. Najwyraźniej mój syn zaczyna odzyskiwać zdrowy rozsądek albo na nowo cię pokochał.
- Dziękuję.- Wybąkałam trochę zażenowana. Bo czułam się nie najlepiej ze świadomością, iż muszę oszukać tego miłego staruszka na polecenie Tomka. Zgodnie z nim, gdyby pan Władysław się ze mną skontaktował miałam mu mówić, sugerować i udawać, że na nowo zaczęliśmy być razem i spotykać się na poważnie. A już na pewno nie mówić nic o naszej nieopisanej umowie co do rozwodu. Nadal uważałam, że to czysta głupota, ale mimo wszystko musiałam wywiązać się z umowy.
- Nie ma za co, moja droga. To szczera prawda. Tak jak twój zbawienny wpływ na niego. Co prawda wobec mnie nadal jest dość opryskliwy, ale tego chyba nigdy nie uda mi się zmienić.- Westchnął ciężko. Potem spojrzał mi przenikliwie oczy.- A więc postanowiliście jednak się nie rozwodzić?
- Tak. – Skłamałam zgodzie z planem Tomka. Tłumiłam wyrzuty sumienia mówiąc mu, że w końcu to nie do końca jest nieprawda, bo przecież mój mąż jakoś przestał wspominać o zakończeniu naszego układu, prawda? Ale i tak czułam, że będę musiała iść do spowiedzi w najbliższą niedzielę.
- Bardzo się cieszę. Tak sądziłem, stąd też moja wizyta.
- Nie bardzo rozumiem.
- Nie myślałaś o tym by przeprowadzić się do mojego domu?- Słysząc to aż mnie zatkało.- To znaczy, naturalnie po to by mieszkać ze swoim mężem. To trochę dziwne, że wciąż zachowujecie się jak narzeczeństwo albo zwyczajna para. A może to on tego nie chce?- Spytał na koniec.
- Nie. To znaczy…- Wzięłam głęboki oddech. To pytanie nie było przecież jakieś niespodziewane, więc powinnam przygotować sobie na nie wcześniej jakąś odpowiedź, ale mimo to tego nie zrobiłam. I jak miałam teraz wyjaśnić to panu Kamińskiemu?
- Tak Anno?
- To ja na razie wolałam z tym zaczekać. Wciąż…wciąż pozostaje kwestia amnezji pańskiego syna i uważam, że powinniśmy się z tym na razie wstrzymać.- Trochę nagięłam prawdę. Bo przecież Tomasz już na samym początku chciał byśmy razem zamieszkali. Chociaż wtedy był na mnie bardzo wściekły i zrobił to raczej tylko po to by mnie zszokować.
- Nie jesteś go pewna, prawda? Nie dziwię ci się. Właściwie to jestem zaskoczony, że zdołałaś mu zaufać. Zwłaszcza, że okazało się iż tak naprawdę wcześniej tylko się tobą bawił.- Spuściłam na moment wzrok czując leciutkie ukucie żalu. Ale przecież to była prawda, Tomek raczej przed utratą pamięci nie darzył mnie uczuciem. Dopiero teraz jako tako zaczęło mu na mnie zależeć. Choć mimo to nie zaprzestał tych swoich gierek. Może powinnam mu to zasugerować?-  Och, przepraszam. To nie było bardzo taktowne.
- Nie szkodzi.- Odparłam widząc skruchę w jego oczach.
- Jak widać szkodzi. Czasami jestem po prostu zbyt bezpośredni, mam nadzieję że nie masz mi tego za złe?
- Nie.- Potwierdziłam.
- Cieszę się. Naprawdę sympatyczna z ciebie dziewczyna. Tylko radziłbym ostrożnie podchodzić do mojego syna. Wciąż ma ze sobą wiele problemów. Do tego Ilona…- Urwał wymownie.
- Wciąż go odwiedza?- Nie mogłam się powstrzymać od zadania tego pytania. Ale przecież Tomek mi to obiecał. Mówił, że się z nią nie spotyka, no i nie odbierał od niej telefonów. To przecież widziałam.
- Może lepiej porzućmy ten temat. Powiedz, jak idzie ci twój mały biznes?
- Właściwie nieźle…- Zaczęłam opowiadać nie wdając się w zbytnie szczegóły. I tak dalsza część rozmowy upłynęła nam na niezobowiązujących tematach dotyczących błahych spraw dotyczących cukierni chociaż nie mogłam przestać zastanawiać się nad słowami Władysława Kamińskiego. Na koniec zaproponowałam gościowi nawet słodki deser, ale wymówił się koniecznością powrotu do pracy. Pożegnaliśmy się a potem wróciłam do swoich zajęć w cukierni.
Jednak dość trudno było mi się skupić; wciąż wracały do mnie słowa ojca Tomka powodując smutek. A właściwie nie one, ale pytania i wątpliwości jakie rodziły. To dlatego gdy jakiś czas później mój mąż zjawił się w „Słodkim świecie” nie prezentowałam najlepszego humoru. Od razu wyczuł, że coś jest nie tak i zapytał mnie o to. Starałam się go zbyć, ale chyba od Pauli wiedział o wizycie swojego ojca.
- Powiedział ci o mnie coś co cię zabolało? A może to tobie dopiekł?
- Nie, Tomek. Już ci mówiłam, że najwyraźniej twój ojciec mnie akceptuje. Jest dla mnie miły i pomocny.
- Z jego pomocą raczej bym uważał, ale skoro tak…więc dlaczego nie widzę uśmiechu na tych twoich czerwonych ustach?- Spytał żartobliwie. Mnie jednak wcale nie było do śmiechu.
- Właśnie dlatego.
- Hm?
- Reguła przekory, pamiętasz?- W końcu zrozumiał, iż chodzi mi o jego sposób odkrywania wspomnień za pomocą antagonistycznego zachowania jego ojca.
- Myślisz więc, że cię zostawię bo wydaje się, iż on cię teraz akceptuje?
- Myślę, że nie chce by na tym opierał się nasz związek.
- I nie opiera się. Nadajesz temu zbyt duże znaczenie.
- Ach tak? Więc jak chcesz budować cokolwiek bez zaufania?
- Przecież mówiłem ci już, że ci ufam.
- Gdyby tak było nie toczyłbyś gry ze swoim ojcem.
- To nie ma nic wspólnego z nami.
- Czyżby?- Spytałam retorycznie zawiedziona. Chyba niepotrzebnie łudziłam się, że Tomek z radością przystanie na moją propozycję i jeszcze przyzna mi rację.- Nie mogę wciąż żyć ze świadomością, iż wszystko zależy od niego. Na dodatek ten twój spór z nim…nie potrafię tego zrozumieć. Ja bardzo kocham swojego ojca i nie wyobrażam sobie bym mogła traktować go w ten sposób.
- Więc mam pogodzić się ze swoim ojcem tylko dlatego, że ty tak chcesz.
- Nie o to mi chodzi.
- W takim razie nie mam pojęcia o co.- Prychnął bardziej zirytowany niż zezłoszczony.- Nie możesz tak po prostu o tym zapomnieć? Obiecuję ci, że za jakiś czas to rozwiąże. Daj mi jeszcze dwa, góra trzy tygodnie.
- Co chcesz zrobić?
- Zamierzam się od niego wyprowadzić.
- Ale jak to?- Spytałam zaskoczona. Przecież nie dalej jak dwie godziny temu pan Kamiński chciał byśmy się do niego wprowadzili z Tomkiem. Nic już z tego nie rozumiałam.
- Po prostu. Powiedzmy, że wziąłem sobie do serca twoje rady dotyczące mojego próżniaczego trybu życia. Zamierzam znaleźć jakąś pracę; coś wynająć. Na razie skorzystam z pieniędzy z funduszu, a potem zamierzam żyć już tylko z własnego rachunku. Właściwie to w tej sprawie tutaj jestem. Chciałbym byś mi w tym pomogła coś znaleźć.
- Ja?
- A kto nadaje się do tego lepiej niż moja własna żona?- Roześmiał się. Potem dodał już poważniej patrząc mi prosto w oczy.- W końcu może za jakiś czas zamieszkamy tam razem gdy znikną wszelkie wątpliwości.- Przez moment nie mogłam złapać tchu. Sama nie wiedziałam co czuję. Ulgę? Radość? Zdenerwowanie?- A może tego nie chcesz?- Niewłaściwie odczytał moją reakcję.
- Nie, wręcz przeciwnie.- Zaprzeczyłam szybko i gwałtownie powodując u niego nowy przypływ rozbawienia. Uśmiechnęłam się starając pokryć zażenowanie.- To znaczy…chodziło mi o to, że to byłoby właściwe. Chociaż nieco później. Bo teraz…
- Aniu, wiem że przed nami jeszcze długa droga. Choć swoją drogą ta myśl bardzo mi się podoba: w końcu jesteśmy małżeństwem i to logiczne byśmy mieszkali razem. Może w ten sposób  zbliżylibyśmy się do siebie jeszcze bardziej.- Taa, już ja wiedziałam jakie zbliżenie ma na myśli. Chociaż…może Tomkowi wcale nie o to chodziło?
- Czemu chcesz ze mną zamieszkać?
- Nie bardzo rozumiem o co pytasz.
- O przyczynę. Bo w ten sposób twój ojciec zyska pewność że łączy nas coś poważnego czy ty po prostu tego chcesz niezależnie od niego?
- Naprawdę musisz mnie o to pytać? Nie znasz odpowiedzi na to pytanie?- Spytał nachylając się nade mną a raczej nad stołem za którym  stałam. Serce zaczęło bić mi szybciej w oczekiwaniu na pocałunek, ale nie nadszedł bo usłyszałam wymowne chrząknięcie.
To Paula wchodziła do kuchni po czyste talerzyki deserowe, które powinnam była umyć. I zrobiłabym to gdyby nie przyszedł do mnie Tomek. Dlatego teraz szybko zajęliśmy się myciem i wycieraniem do sucha pracując w ciszy i wymieniając ze sobą rozbawione spojrzenia na widok stukającej wymownie obcasem Babeckiej. Gdy w końcu się z tym uporaliśmy Tomek odezwał się.
- Nie lubi mnie. Dlaczego? O ile pamiętam raczej nie zrobiłem jej nic złego.
- Po prostu martwi się o mnie. Paula boi się, że mnie skrzywdzisz.
- Zaprzyjaźniłyście się aż tak?
- Właściwie sama nie wiem jak mogło do tego dojść, ale się stało. I bardzo dobrze, bo teraz potrzeba mi przyjaciół.
- Teraz możesz też liczyć na mnie.
- Wiem. Ale damska przyjaciółka jest zdecydowanie lepsza od męskiej.
- Mam nadzieję. Bo prawdę mówiąc liczę na coś więcej niż przyjaźń.- W odpowiedzi uśmiechnęłam się do niego ciepło zapominając o wcześniejszych zmartwieniach i udziale w pana Kamińskiego w naszym związku, a potem wróciłam do pracy. Z kolei Tomek śmiał się, że znów zagoniłam go do pracy i jak tak dalej pójdzie będę musiała mu płacić stałą pensję.
Cztery dni później, praktycznie cała cukiernia została postawiona na nogi z powodu urodzin dziecka, które młode małżeństwo zdecydowało się świętować w „Słodkim świecie”. Byłam z tego powodu bardzo zadowolona, bo zamówienie wypłynęło właściwie całkiem znienacka spowodowane pytaniem jednego z gości. Miała być to skromna uroczystość, właściwie z samymi słodkościami ale dokupiłam trochę słonych przekąsek i napojów oraz ozdób i balonów do przystrojenia ścian. Tomek pomógł mi załatwiając nagłośnienie za co byłam mu bardzo wdzięczna, bo to była jego własna inicjatywa. Plany szukania przez niego nowego lokum odłożyliśmy na razie w czasie uwijając się jak w ukropie. A w dniu samych urodzin ośmiolatki całą trójką (ja, Paula i Tomek) robiliśmy za kelnerów.
Dzieciaki bawiły się bardzo dobrze. Co chwila musiałam wymyślać nowe „rysunki” postaci na babeczkach, bo jakiś brzdąc prosił mnie o namalowanie mu lukrem prosiaczka lub Kubusia Puchatka. Potem to właściwie stała się główna atrakcja gdy jubilatka kazała mi namalować na dużym torcie jakąś postać księżniczki, a reszta dziewczynek miała zgadnąć która to. Zadanie nie było łatwe, ale wykorzystałam bohaterkę najbardziej wyróżniającą się  a mianowicie Czerwonego Kapturka. Szczegóły były bardzo trudne do uchwycenia, ale po pelerynie dziewczęta zgadły już po kilku minutach. Roześmiane i zadowolone zajęły się potem zabawą w ciuciubabkę. W cukierni było na to trochę mało miejsca, ale mimo to pozwoliłam na te harce. Widok tak szczęśliwych dzieci i mnie sprawił wielką radość.
Nie obyło się bez paru wpadek: jakaś pięciolatka potknęła się brudząc swoją sukienkę i zaczęła lamentować. By jakoś zapobiec katastrofie miałam zamiar zetrzeć kremową masę z sukni dziecka, ale ubiegł mnie Tomek. Wziął dziewczynkę „na barana” powodując, że zapomniała o swojej plamie ciesząc się z nowej zabawy. Niestety, reszta pięknych pań łącznie z jubilatką zaraz też zapragnęła takich atrakcji, więc przez następną godzinę Tomek niestrudzenie nosił na zmianę każdą z nich. Przyglądałam się temu z Paulą z niejakim rozbawieniem gdy uprzątnęłyśmy wszystkie niepotrzebne naczynia na stołach a tort już czekał gotowy by zapalić na nim świeczki, a potem go pokroić.
- Wiesz, chyba rodzice dzieciaków biorą go za jakiegoś klauna albo faceta, który zawodowo zajmuje się dziećmi.- Oznajmiła mi przyjaciółka.- Matka jubilatki nawet zapytała mnie o to gdy nalewałam jej soku.
- Właściwie trochę to tak wygląda. Prawdę mówiąc nie sądziłam, że aż tak się w to wkręci.
- Ja też. Chyba nie jest podobny do ojca.
- Więc już nie uważasz, że nie powinnam z nim zaczynać?- Spytałam ją z uśmiechem.
- Daj spokój, przecież wiesz że po historii z Marciniakiem wolę być sceptyczna. Ale wiesz co? Myślę, że wam się uda. Pieprzcie tego starego Kamińskiego w cholerę.
- Paula.
- No co? Przepraszam za ten zwrot, ale taka jest prawda. Bez niego będziecie szczęśliwi. I teraz serio wierzę, że wam się uda. Przecież na kilometr widać, że temu facetowi na tobie zależy. Nie niańczyłby tych dzieci gdyby ciebie tu nie było. - Powiedziała jeszcze, a potem podeszła do jakiejś dziewczynki, która najwyraźniej chciała do toalety. Ten problem też na szczęście udało mi się rozwiązać korzystając z mojej własnej łazienki na piętrze. Teraz po takim sukcesie organizacji przyjęcia pomyślałam, że to dobry kierunek rozwoju. Oczywiście ta sala była na to za mała, ale gdyby wyszykować piętro? Westchnęłam w duchu z rezygnacją. Na to potrzebne były niestety większe pieniądze. Choć niewątpliwie takie wyjście byłoby najlepsze. Dzięki temu nie musiałabym też zamknąć lokalu dla gości tak jak musiałam uczynić to po południu właśnie dzisiaj. Boże, tak bardzo chciałam osiągnąć sukces, że trochę zapominałam o realiach. Ale w końcu marzenia nic nie kosztują.
I teraz serio wierzę, że wam się uda.
Przecież na kilometr widać, że temu facetowi na tobie zależy.
Może to było głupie, ale akceptacja Pauliny podniosła mnie na duchu. Poza tym gdy ktoś obiektywnym okiem to stwierdził zyskałam pewność, że niczego sobie nie wymyśliłam i nie wyolbrzymiłam. Okej, może to wszystko działo się między nami zbyt szybko- w końcu jeszcze trzy tygodnie temu darliśmy ze sobą koty, a ja nawet nie rozważałam możliwości naszego związku czekając tylko na rozwód- ale mimo wszystko się działo. I było bardzo prawdziwe.
Gdy w końcu, po ponad trzech kolejnych godzinach goście zaczęli się zbierać, a rodzice jubilatki dziękować nam za przygotowanie wspaniałej imprezy ( ojciec dziewczynki dorzucił mi nawet do części pieniędzy na jakie się wcześniej umawialiśmy dodatek ekstra), mogliśmy trochę odsapnąć. Właściwie to najbardziej zmęczona była Paula- w końcu to głównie ona zajmowała się kelnerowaniem-, ale Tomek dość mocno narzekał na ból w szyi. Ja, (choć może był to wynik podekscytowania i zadowolenia z ekstra zarobku) byłam pełna energii. I choć nie miałam zamiaru zajmować się dzisiaj pieczeniem decydując się na otwarcie cukierni trochę później niż zwykle, to jednak postanowiłam to zrobić jeszcze tego wieczoru choć Kamiński spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Naprawdę chcesz teraz wszystko przygotowywać? Przecież jeszcze nawet nie sprzątnęliśmy po przyjęciu.
- Dochodzi dopiero w pół do dziesiątej. Zdążymy to zrobić. Co ty na to, Paulina?
- Musimy?- Jęknęła zdejmując z długich nóg swoje wielocentymetrowe szpilki.- Nogi mi odpadają.
- Mówiłam ci, że powinnaś chodzić w baletkach a nie paradować w butach na obcasie.
- Żartujesz? I miałabym mieć nogi które wyglądają na krótkie?- Prychnęła z rozbawieniem.
- Jak to dobrze, że ty jesteś pozbawiona kobiecej próżności.- Szepnął mi Tomek do ucha. Roześmiałam się nie mogąc się powstrzymać.
- A wy co, już gruchacie? – Spytała Babecka wymownie poruszając brwiami. Postanowiłam nie wyprowadzać jej z błędu.
- Tak. Okej, w takim razie idź na zaplecze, będziesz zmywać. Podłożysz sobie jakiś stołek i będziesz to mogła robić nawet na siedząco. Ja pozbieram naczynia, a Tomek poustawia stoliki tak jak były przedtem. Potem zdejmiemy ozdoby ze ścian. Zgoda?
- Przypominam ci, że ja tu nie pracuję.- Tym razem to mój mąż jęknął.
- Dajcie, spokój damy radę. Poza tym zapłacę za to z ekstra napiwku który dostałam. Bieżmy się więc do pracy.
Pomimo mojego entuzjazmu, sprzątanie, zmywanie i urządzanie zajęło nam więcej czasu niż się spodziewałam. Dlatego tuż przed północą, zdecydowałam się przerwać pracę każąc swoim „pomocnikom” iść do domu. Paula zareagowała z wdzięcznością tak jak i Tomek, ale gdy już stał przy wyjściu i zobaczył, że ja mam zamiar dalej sprzątać, zrezygnował z wyjścia.
- Serio masz mnie za takiego faceta, który może tak po prostu zostawić kobietę samą z pracą?
- Nie, ale i tak jestem ci bardzo wdzięczna za pomoc i zabawianie dzieci. I nie żartowałam z tymi pieniędzmi: ciężko na nie pracowałeś.
- Daj, spokój. Właściwie dla mnie to też była frajda, choć może dla mojej szyi już mniej.- Oboje roześmieliśmy się z tego żartu. On jednak nadal nie ruszał się z miejsca.
- Tomek, naprawdę nie pomyślę o tobie źle jeśli zostawisz mnie samą. To w końcu moja cukiernia.
- Obawiam się, że nie. Co twoje to i moje, pamiętasz?
- A ty chyba nie pamiętasz, że podpisaliśmy intercyzę.
- Hm…więc chcesz puścić mnie z torbami?- Przekomarzał się ze mną a ja byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa. Bo żartował z możliwości mojej interesowności choć kiedyś uważał że to był główny motywator dla którego wyszłam za niego za mąż. A skoro to robił to nie mógł już tak myśleć. Może naprawdę mi ufał? Miałam ochotę mocno go uścisnąć czego naturalnie nie zrobiłam. Na to było jeszcze zbyt wcześniej…a może jednak nie?- Hej, tylko żartowałem Aniu. Nie miałem na myśli, że…
- Wiem.- Przerwałam mu jednocześnie kładąc mu palec na ustach. Potem zbliżyłam się i delikatnie dotknęłam ustami jego policzka, a potem delikatnie pogładziłam. – I dziękuję ci za to.
- Och Aniu, Aniu…- Zaczął z niejakim żartobliwym rozmarzeniem. –Nawet nie wiesz jak bardzo cieszą mnie twoje podziękowania.- Dodał, a potem swoją dłonią złapał tę którą wciąż trzymałam na jego policzku i pocałował.-  Chociaż to ja powinienem ci podziękować.
- Za możliwość harowania przez cały dzień?
- To też. Ale mimo, że jestem zmęczony i marzę tylko o śnie to jednocześnie jestem bardzo szczęśliwy i zadowolony. Może to głupie, ale od wielu tygodni po raz pierwszy czuję, że żyję.- Przez dobrą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa patrząc prosto w oczy jakby przyciągani jakimś milczącym porozumieniem. Tomek wciąż trzymał w swojej dłoni moją. W pewnym momencie- sama nawet nie wiem kto zrobił pierwszy krok- przysunęliśmy się do siebie. A potem, gdy stanęłam na palcach by choć trochę zminimalizować różnicę naszego wzrostu szykując się do pocałunku usłyszałam jęk Kamińskiego. Od razu się odsunęłam.- Przepraszam, to ta przeklęta szyja. Że też musiała o sobie przypomnieć w takim momencie.- Westchnął ciężko gładząc sobie kark. Ja z kolei chrząknęłam czując się trochę niepewnie.
- Mówiłam ci żebyś już poszedł.
- Nie zostawię cię samej.
- Tomek…
- Ania, teraz to ja jestem ten stanowczy.- Celowo przybrał poważny wyraz twarzy prawą nogę wysuwając do przodu. Co prawda uzyskał efekt raczej naburmuszonej dziewczynki niż zawziętości, a chyba o to mu nie chodziło.- Jutro wpadnę z samego rana i dokończymy sprzątanie.
- Ale wtedy nie będę mogła otworzyć cukierni o dziewiątej tak jak zwykle.
- Więc zrobisz to godzinkę później. Czas wreszcie pomyśleć o sobie a nie o cukierni.
- A więc dobrze, obiecuję że jak tylko wyjdziesz od razu idę pod prysznic i kładę się do łóżka.
- Grzeczna dziewczynka. A więc do jutra. Mam przyjść o siódmej?
- Eee…tak.
- Czyli zaczynasz jeszcze wcześniej?
- Trochę.
- To znaczy?
- O piątej.
- Matko, każdego dnia wstajesz o piątej i aż do wieczora tutaj pracujesz?
- Wcale nie. Czasami mam trochę przerwy. I jeśli piekę coś co drugi dzień mogę wstać trochę później.
- Potrzebujesz pomocy. Nie miałem pojęcia, że aż tak się zaharowujesz.
- Wcale nie. Poza tym w pieczeniu raczej nikt mi nie pomoże. Chociaż i tak będę musiała pomyśleć o jakiejś kelnerce na pół etatu. Paula zaczyna za kilka dni studia.
- Porozmawiamy o tym jutro.- Uciął.- Chociaż wcale mi się to nie podoba.- Mrugnął jeszcze. A potem gdy już wyszedł, ponownie otworzył drzwi każąc mi dobrze zamknąć się na noc. Tak jakbym nie mieszkała tu od pięciu miesięcy…
Gdybym nie obiecała Tomkowi, że nic już nie będę robiła w kwestii sprzątania, jeszcze zdążyłabym coś ogarnąć. Ale tak od razu poszłam na górę.
Nazajutrz jednak okazało się, że i tak nie mogłam otworzyć cukierni. Bo gdy zgodnie z obietnicą około w pół do szóstej pod moją cukiernią zjawił się Tomek powiadomił mnie, że jego bratowa wczorajszego wieczoru urodziła bliźniaki. Tak więc sprzątanie zeszło na dalszy plan (a raczej barki Pauli), a my udaliśmy się najpierw do sklepu z zabawkami wybierając dwa małe pluszaki, a potem szpitala w którym leżała Agnieszka.
Gdy znaleźliśmy w końcu odpowiednią salę, był kwadrans po ósmej. Na miejscu był tylko Krzysztof, który niczym dumny paw paradował ze swoim pierworodnym synem, bo dziewczynką spoczywała w ramionach matki.
Agnieszka pierwsza nas zauważyła i szeroko się uśmiechnęła wyraźniej bladości i podkrążonych oczu. Prawdę mówiąc wyglądała jakby przez kilka dni nie spała, a więc dość marnie.
- Tomek i Ania. Bardzo się cieszę, że jesteście. Nie byłam pewna czy wiadomość dotarła.- Odezwała się do nas.
- Dotarła.- Potwierdził mój mąż.- Tyle, że odczytałem ją z opóźnieniem, bo wczoraj przez cały dzień przebywałem z Anią w cukierni i nawet nie miałem czasu na spojrzenie w ekran wyświetlacza.
- A co aż tak bardzo cię pochłaniało?- Spytał brata Krzysiek.
- Ania. Zapędziła mnie do pracy przy małych potworach.
- Jakich potworach?
- Dzieciach.
- Hej, bo aż się boję pokazać ci twojego bratanka i bratanicę.- Jęknęła Agnieszka w udawanym przerażeniu.
- Może ich nie zjem.- Odpowiedział jej nachylając się nad Agnieszką by spojrzeć na dziewczynkę.- Jej, jaka ona maleńka. – Szepnął. Potem delikatnie dotknął palcem policzka małej.- Ile ona w ogóle ważyła po urodzeniu?
- Dwa osiemset. Chłopiec był dwieście gram lżejszy.
- Serio?- Teraz Tomek wrócił do pozycji stojącej podchodząc do brata. A raczej chłopca którego trzymał w ramionach.- Jesteś mniejszy od swojej siostry? Pozwoliłeś się jej objadać, mały?
- A ty nie masz ochoty zobaczyć maluchów, Aniu? W końcu należysz praktycznie do rodziny.- Słysząc słowa Agnieszki dopiero teraz zorientowałam się, że stoję jak kołek wpatrując się w swojego męża. Zrobiłam więc parę kroków w przód podchodząc do niej, a potem spojrzałam w pomarszczoną twarzyczkę dziecka. I uśmiech sam wypłynął mi na usta.- Masz ochotę ją potrzymać?
- Nie, raczej nie. Nie wiem czy dam radę. Nie chcę zrobić jej krzywdy.
- Pomogę ci. Złap ją tu, a rękę włóż pod główkę…- Tłumaczyła mi Agnieszka a ja całkowicie stremowana poczułam niewielki ciężar w swoich ramionach. Gdy pierwszy szok mi minął zauważyłam, że Krzysiek „wlepił” swojego synka Tomkowi, który radził sobie chyba znacznie lepiej niż ja, bo trzymał Jasia całkiem swobodnie. Cieszyłam się jednak, że w przeciwieństwie do chłopca Małgosia spała.
Kilka minut później dumni rodzice odebrali nam swoje pociechy, a pół godziny potem zjawiła się pielęgniarka by położyć je do szpitalnych łóżek. W czasie gdy Agnieszka je karmiła, my poszliśmy z Krzysztofem do stołówki by kupić jej coś do jedzenia. Wciąż powtarzał, że w szpitalu mają fatalne jedzenie i głodzą jego żonę. Potem lamentował, że nie zgodziła się urodzić w prywatnej placówce, ale w zwyczajnym szpitalu państwowym gdzie nie miała zapewnionych żadnych wygód, więc sama ma za swoje. A na końcu złościł się na kolejkę i niedostateczny wybór soków owocowych. Bardzo mnie to rozbawiło, Tomka najwyraźniej też bo czasami nasze spojrzenia się spotykały. W którymś momencie świeży tatuś to dostrzegł.
- Nawet nie wiecie ile to wszystko kosztowało mnie nerwów. Chyba nie bałem się tak nigdy dotąd. W końcu teraz jestem odpowiedzialny za dwie małe istotki. I śmiejcie się, proszę bardzo. Zobaczycie jak to jest gdy sami będziecie mieli dzieci. Wtedy to ja będę się z was śmiał.
Choć Krzysiek wciąż mówił i mówił, ja wciąż rozmyślałam nad tym co sugerował.
Zobaczycie jak to jest gdy sami będziecie mieli dzieci.
Czy kiedyś to w ogóle nastąpi? A może jednak nam się z Tomkiem nie uda? Bo mimo, że teraz było dobrze wiele nas dzieliło. Gdy przebywał razem ze mną w cukierni, gdy żartował i się śmiał, gdy patrzył ze szczególnym błyskiem w oku…wtedy mogłam wyobrazić sobie przez chwile, że wszystko jest w porządku. Ale potem przypominałam sobie o naszych kłamstwach, nieufności, jego amnezji, własnym zatajeniu informacji o naszym małżeństwie, różnicach pochodzenia i bogactwa. Naprawdę tych przeszkód było zbyt dużo. Chociaż mój tata często mawiał, że to co łatwe i przyjemne nigdy nie jest warte wysiłku. Więc może dzięki temu mój związek z Kamińskim tylko się wzmocni?
Jakiś kwadrans później wróciliśmy do Agnieszki. Rozmawialiśmy trochę, choć głównie to ona mówiła opowiadając o dzieciach i porodzie który kosztował ją wiele bólu.
Z biegiem czasu do młodej mamy wchodzili kolejni goście a wśród nich Maja z Filipem, Izabela z Bartkiem i jakaś nieznana mi wcześniej kobieta, która okazała się być koleżanką z pracy Angieszki. Jeszcze później zjawili się dziadkowie bliźniaków a więc pani Młynarczyk z mężem i postrzelona Mariola, która rozpływała się w zachwycie nad swoją siostrzenicą i siostrzeńcem (naturalnie w międzyczasie, w którymś momencie jeszcze raz przeprosiła mnie za swoje zachowanie podczas wizyty u Agnieszki prawie dwa tygodnie temu; ja jednak zapewniłam ją że to wcale niepotrzebne bo się na nią nie gniewam). Usłyszałam też, że miał zjawić się jakiś kolega Krzyśka, Sławiński który jednak wymówił się koniecznością ważnej sprawy telefonicznie składając młodym rodzicom życzenia i życząc im dużo szczęścia. Nie wiedziałam za bardzo dlaczego Aga tak się tym zmartwiła; głupio było mi o to dopytywać, chociaż sama wyznała mi tylko tyle, że Andrzej jest ich wspólnym przyjacielem i po rozstaniu z dziewczyną bardzo to przeżywa. I odciął się od własnych znajomych. Długo jednak nie zaprzątała sobie tym głowy, bo wciąż ją o coś pytano, składano gratulacje, przekazując sobie dzieci z rąk do rąk. Ja byłam zdecydowanie najlepsza w obserwowaniu ,więc zastanawiałam się jak w takim galimatiasie muszą się czuć maluchy. Poza tym widziałam również zmęczenie Agnieszki, które starała się ukryć. I dotarło do mnie, że być może chcieliby być z Krzysztofem i dziećmi choć trochę sami. W którymś momencie miałam okazję podejść do niej bliżej i spytałam ją o to. Ona jednak machnęła tylko ręką.
- Skąd. Już i tak spędzamy z Krzyśkiem ze sobą dużo czasu. Teraz przynajmniej sobie trochę od niego odpocznę.- Roześmiała się cicho. Teraz już wiedziałam, że to takie jej żarty, bo była zapatrzona w męża jak w obrazem. Tak jak zresztą on w nią. Czasami zastanawiałam się czy kiedy Tomek będzie tak na mnie patrzył jak Krzysiek na Agę. Z czułością i miłością, której nie da się udawać czy grać.– A tak w ogóle to wyglądam tak fatalnie jak się czuję?- Nie wiedziałam czy to miał być żart, ale odpowiedziałam całkiem poważnie:
- Nie jest tak źle. Poza tym i tak raczej nikt na ciebie nie patrzy tylko na twoje dzieci.
- Tak. Są słodkie, prawda? Szczególnie Małgosia. Nie mówiłam tego Krzyśkowi, ale bardzo chciałam mieć córeczkę.
- Czego mi nie mówiłaś?- Wtrącił się jej mąż najwyraźniej słysząc to ostatnie zdanie.
- Że jestem bardzo wdzięczna Bogu za te małe cuda.
- Bogu? Chyba raczej mnie.- Odpowiedział jej Krzysiek puszczając oko. Agnieszka, trochę zakłopotana rzuciła mu kose spojrzenie.
- Burak.- W odpowiedzi coś jej mrugnął co brzmiało jak: znów degradacja, ale nie byłam pewna bo byłoby to raczej bez sensu. Albo i nie, bo Aga się roześmiała mówiąc: raczej awans. A potem popatrzyli sobie w oczy znów w ten szczególny sposób co wcześniej zerkając zarazem na swoje dzieci. I o dziwo pomyślałam, że mimo całego tego zmęczenia, przetłuszczonych włosów czy bladej cery Agnieszka wygląda pięknie. Bo bił od niej jakiś blask. Może to głupie, ale we własnych myślach nazywałam go miłością.
Młodych rodziców opuściliśmy dopiero około piętnastej dopiero teraz czując głód. Podczas spóźnionego obiadu głównym tematem jednak wciąż były dzieci.
- Nie miałem pojęcia jakie to dziwne uczucie trzymając takiego niemowlaka w ręce.- Wyznał mi Tomasz.- Dawniej dzieci kojarzyły mi się z wrzaskiem, smrodem i pieluchami, ale te nie. Chociaż może to dlatego że są moimi bratankami i bratanicami.
- Ja też. Zwłaszcza gdy Aga niemal bez uprzedzenia włożyła mi Małgosię do rąk. Myślałam, że zemdleję z przerażenia.
- Nie było tego widać. A tak nawiasem mówiąc to bardzo ładnie wyglądałaś z dzieckiem.
- Ty też.- Odpowiedziałam całkiem szczerze.- I trzymałeś je z taką pewnością.
- Której nie czułem, zapewniam cię.- Roześmiał się. Po chwili ja do niego dołączyłam.- Krzysiek pytał mnie czy jestem gotowy być jego ojcem chrzestnym.
- I co mu odpowiedziałeś?
- Nie wiem. Prawdę mówiąc to sądziłem, że wybierze jednego ze swoich kumpli z liceum. Albo teraz z pracy. Choćby tego całego Mariusza, którego poznałem niedawno. Wiesz, że nie układało nam się najlepiej.
- Tak. Ale mówiłeś też, że w ciągu ostatnich kilku lat było znacznie lepiej.
- Może. Ale mimo że wiem że zostaliśmy przyjaciółmi nie mogę pozbyć się ukucia żalu. Jemu wszystko się udało. Ma wspaniałą żonę, własny dom, prezesurę w prestiżowej rodzinnej firmie. I jeszcze teraz został ojcem, a jest przecież ode mnie sporo młodszy. Ja w przeciwieństwie do niego jestem nikim.
- Tak właśnie to postrzegasz?
- Tak. Czasami czuję się jak przegrany. Taki…bezużyteczny.
- Ale przecież wczoraj mi bardzo pomogłeś. Bez ciebie przyjęcie tamtej sześciolatki by się nie udało.
- Może. Ale nawet w porównaniu z tobą wypadam żałośnie. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale bardzo cię podziwiam. Walczysz, pracujesz, masz konsekwencję i upór których mnie brakuje. Chociaż chyba zawsze byłem tchórzem.
- Tomek, nie jesteś nim. Po prostu dużo przeszedłeś w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Poza tym nie wiesz jaki byłeś w ciągu ostatnich kilku lat których nie pamiętasz.
- Wiem, nie chciałem się nad sobą użalać. Żałośni faceci nie mają wzięcia.- Dodał na koniec żartobliwie.
- Dla mnie nigdy nie byłeś żałosny.
- Nigdy? Nawet wtedy gdy się upiłem demolując pokój?
- Prawdę mówiąc dopiero wtedy od czasu amnezji zobaczyłam w tobie człowieka.
 -Więc kogo widziałaś przedtem?
- Egoistycznego chłopca który żyje tylko dla siebie i bez celu; który nie mam uczuć i którego nie stać na to by przeżyć cokolwiek tak silnie by sprawiło to ból. Który nie umie walczyć. Cieszę się, że jednak okazałeś się być inny.- Przez dłuższą chwilę milczał, a ja zastanawiałam się czy tym razem nie przesadziłam ze swoją szczerością. Ale w końcu spojrzał na mnie znad stołu i spytał patrząc  w oczy:
- Mogę ci zadać pytanie dotyczące przeszłości?
- To znaczy?
- Co sprawiło, że zwróciłaś na mnie uwagę jeszcze zanim straciłem pamięć skoro nie miałaś pojęcia kim jestem?- Zastanawiałam się dobre kilka sekund nad odpowiedzią.
- Chyba twoje poczucie humoru. I może nie powinnam tego mówić, ale przede wszystkim twoja bezczelność i brawura. Do tej pory pamiętam pewny siebie wzrok gdy szedłeś prosto do baru oddać mi torebkę. A potem okazało się, że jesteś też wrażliwy, skromny, skryty. I nie tak luzacki za jakiego chciałbyś uchodzić. Nie chciałam się z nikim wiązać po rozstaniu z Dawidem, ale mimo to i tak nie potrafiłam zerwać kontaktu.
- A ślub? Jak do niego doszło?
- Właściwie nie do końca mam tego świadomość. Parę razy napomykałeś o tym, a potem tak po prostu poprosiłeś o moje dokumenty mówiąc, że zapisałeś nas w urzędzie. Chciałeś załatwić wszystko z księdzem, ale ja się nie zgodziłam. To wszystko było już wystarczająco szalone, uważałam że do przysięgi przed Bogiem powinniśmy powiadomić chociaż rodziców. – Właściwie to nie wiedziałam jak to się stało, że nagle tematem rozmowy stała się nasza przeszłość, ale mimo to cierpliwie i szczerze udzielałam Tomkowi odpowiedzi na interesujące go pytania.  W końcu o wielu szczegółach jeszcze mu nie powiedziałam, bo albo zwyczajnie o tym zapomniałam, albo mnie o to nie zapytał a mnie nie wydawało się ważne. Takie opowiadanie przeżytych wspólnie chwil wydawało mi się być dobre i pomocne, ale nosiło też smutek. Bo bardzo chciałabym by on to pamiętał. Nawet jeśli okazałoby się, że w przeszłości rzeczywiście byłam dla niego tylko zabawką. Nawet jeśli nie kochałby mnie i nie zależałoby mu na mnie, jeśli chodziłoby tylko o ten przeklęty fundusz jego matki. Ale przynajmniej uzyskałabym odpowiedź na kilka dręczących mnie wciąż pytań.
Po posiłku, pod cukiernią znaleźliśmy się dopiero około siedemnastej. Pauli nie zastaliśmy na miejscu: była za to karteczka z informacją, że posprzątała salę, zaplecze i bar więc zwinęła się do domu, bo ja nie odbierałam komórki. Dopiero teraz zorientowałam się, że zostawiłam ją na górze. Resztę wieczoru spędziliśmy w kuchni gdzie szykowałam wypieki na jutrzejszy dzień. Tomasz głównie pomagał mi podając składniki lub sprzątając stanowisko pracy. Próbowałam go nawet namówić do przygotowania kremu, ale choć go nie przypalił to zrobił tyle grudek, że raczej nie mogłabym go zaserwować klientom. Potem zaczął go nawet jeść informując mnie, że nie smakuje aż tak źle jak wygląda. W międzyczasie  powróciliśmy do rozmowy poruszając wiele tematów takich jak moje zerwane zaręczyny z Dawidem czy faktów związanych ze związkiem jego i Ilony. Teraz miałam okazję jeszcze raz spytać go czy zaniechał kontaktów z panią Olkowską co mi ponownie potwierdził.  Przypomniałam mu też kilka wydarzeń z przeszłości czy słów które do mnie mówił; opowiedziałam trochę o sobie a on zrewanżował mi się tym samym. Ogólnie czas minął nam bardzo przyjemnie. Tuż przed wyjściem Tomek skwitował to nawet uwagą, że przynajmniej jego amnezja ma tę zaletę, że pozwala nam się na nowo poznawać. A przynamniej jemu.
Nazajutrz już nie odwiedziłam Agnieszki musząc zajmować się cukiernią, ale zadzwoniłam do niej wieczorem pytając o samopoczucie i dzieci. Tym razem jej głos wydawał mi się być już nie tak zmęczony jak wczoraj i radośniejszy. Widocznie wczoraj nie doszła jeszcze do siebie całkowicie po porodzie. Spotkała mnie też inna niespodzianka: mój mąż przyszedł z prawdziwym nowiutkim ekspresem do kawy stawiając go na barze.
- No i teraz wreszcie będzie użyteczny.- Oznajmił. Gdy spytałam się po co przytaszczył tu to urządzenie wyjaśnił, że pomyślał iż ekspres może mi się przydać w pozyskaniu nowej klienteli. Bo, jak argumentował, ludzie z pewnością będą bardziej skłonni przyjść napić się kawy i zjeść ciastko niż tylko sam deser.
- No dobrze, ale ja nawet nie umiem posługiwać się ekspresem. Na dodatek nie mam filiżanek czy spodków.
- Więc je kupimy.
- Nie mogę. Nie mam teraz pieniędzy.- Powiedziałam, bo z tych podarowanych mi na razie nie chciałam korzystać. I tak z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że brakuje już niemal dwóch tysięcy spośród całości które przeznaczyłam na ratę kredytu i dwie dostawy oraz koszty przystrojenia pomieszczenia na zorganizowanie urodzin dla sześciolatki. – Nie mam ich nawet na to by oddać ci za ekspres.
- Nie szkodzi. To prezent.
- Tomek, ja nie mogę. Przecież i tak jestem ci winna piętnaście tysięcy.
- Przecież mieliśmy o tym zapomnieć.
- Może, ale to nie w porządku. Nie chcę byś fundował mi takie prezenty.
- Dlaczego?
- Bo i tak uważałeś mnie za materialistkę. Nie chcę byś sądził, że to dlatego…
- Uparciuchu, naprawdę wierzysz w to, że tak myślę? Wiem co mówiłem w przeszłości i że prawdopodobnie to bardzo cię zraniło, ale tak jak mówiłem teraz ufam ci. Gdybyś była materialistką sama poprosiłabyś mnie o ten ekspres.
- Tomek…
- Przepraszam, żart trochę w złym guście. A więc potraktuj to jako korzyść dla mnie. Skoro mam tu wpadać to wolałbym zaczynać dzień ze świeżo zaparzoną kawą.
- Przestań. Przecież wiem, że nie o to chodzi.
- Jej, a ty się w końcu pogódź z tym, że ten ekspres i tak będzie tu stał.
Pomimo moich protestów ekspres stanął na barze, co Paula uważała za świetny pomysł. Uważała tak jak Tomek, że serwując desery razem z napojami zamienimy to miejsce w małą kawiarnio-cukiernię. Właściwie to umiała też go obsługiwać, więc pozostawała tylko kwestia naczyń i rozszerzenia oferty o kawę i jej wariację. Zastanawiałam się tylko czy ludzie to kupią.
Jak się potem okazało, kupili. Wielu gości z prawdziwym zadowoleniem odnotowało tę drobną zmianę, a ja kując żelazo puki gorące postanowiłam serwować też soki i kolę. Wciąż dziękowałam Kamińskiemu za tak wspaniały prezent i pomysł a on uśmiechał się od ucha do ucha mówiąc, że jednak jego studiowanie marketingu na coś się zdało.
- No, to teraz zostało nam wyeliminowanie jeszcze jednego problemu jakim będzie znalezienie zastępstwa za Paulinę. Ale chyba mam pewien pomysł.
Tym pomysłem okazała się być Izabela, która następnego dnia zjawiła się po południu z synem Antosiem w cukierni. Okazało się, że gdy siedmiolatek wrócił do szkoły Iza postanowiła zacząć pracować. Mówiła, że Bartek wraca z pracy około siedemnastej a czasami później,  więc do powrotu Antka spędza czas samotnie w domu. No i że skończyła kilkumiesięczny kurs gotowania, więc o deserach też co nieco posiada wiedzy. Wyjaśniłam jej jednak, że praca głównie będzie polegać na kelnerowaniu na co przystała.
- Mnie to nie przeszkadza; właściwie to nawet lepiej.- Uśmiechnęła się do mnie.- Te godziny dotyczące słodkości nie wychodziły mi najlepiej. – Przyznała z godną podziwu szczerością.
- Gdy będę miała trochę czasu z chęcią cię czegoś nauczę, ale teraz sama ledwie wyrabiam się z pieczeniem z dnia na dzień.
- Spokojnie, doskonale to rozumiem.
- Cieszę się. W takim razie jesteśmy umówione na jutro, tak? Czy zadowoli cię stawka dziewięciu złotych na rękę? Wiem, że to raczej mało, ale jako kelnerka będziesz dostawała też napiwki i...
- Aniu, głównie zależy mi na pracy i zajęciu nie na pieniądzach. Bartek zarabia tyle, że nie muszę martwić się o finanse. Jak już mówiłam zależy mi na zabiciu nudy co nie znaczy, że nie zamierzam przykładać się do pracy. Tak więc na razie potraktujmy to jako okres próbny albo bezpłatny staż. Uprzedzam z góry że nigdy wcześniej nie przepracowałam ani jednego dnia, więc mogę być fatalną kelnerką i potłuc wszystkie twoje naczynia.
- Nie sądzę. I dziękuję, że chcesz mi pomóc.
- Drobiazg. Poza tym będziemy sobie pomagać nawzajem.
I tak moje problemy odpłynęły w niepamięć. Paula pomagała wieczorami mając elastyczny grafik tak by mogła studiować, a Iza pracowała aż do czternastej czyli czasu powrotu Antosia ze szkoły. Potem to ja zajmowałam się kelnerowaniem- chyba że Babecka miała wolne, wtedy mi pomagała. Koło południa do cukierni wpadał Tomek pomagając mi przy obsłudze gości a to zmywając naczynia, a to serwując klientom kawę. Wspólna praca znacznie nas do siebie zbliżyła choć w cukierni raczej niewiele mieliśmy szans na rozmowę. Ale nawet od czasu do czasu pospiesznie rzucony komentarz lub kilka słów było czymś czego chciałam. Bo w końcu miałam sobie tego swojego zwyczajnego faceta którego dawniej widziałam w Tomku. Może nadal nie całkiem znajomego, ale już przypominającego tego w którym się zakochałam. I w którym niebezpiecznie zbliżałam się do tego by zrobić to ponownie. A może już to zrobiłam?
Unikałam świadomości o swoich uczuciach, bo wprawiały mnie w popłoch i konsternację. Zawsze chciałam normalności i zwyczajności, a związek z Tomkiem w najlepszym razie można było uznać za oryginalny. Szło nam coraz lepiej, ale wciąż było to zaledwie kilka kropli w morzu.
Gdy nie martwiłam się o cukiernię i nie zastanawiałam nad własnym małżeństwem, niepokoiłam się o Paulinę. Była moją przyjaciółką i choć wiele mi o sobie wyznała nadal miała własne tajemnice. Na przykład nie wspomniała mi o SMS- ach od swojego byłego narzeczonego. Zauważyłam, że po każdym z nich jest zirytowana i zła. Na dodatek któregoś dnia Marciniak zjawił się w cukierni ze swoją świeżo upieczoną żoną a siostrą Pauli. Widać było, że fakt iż Babecka ich obsługuje sprawił mu niezłą frajdę. Towarzyszącej mu kobiecie zresztą też. I choć była siostrą Pauliny nie mogłam nie zauważyć, że wobec niej zachowywała się jak zwykła suka. Wdzięczyła się do męża i posyłała siostrze spojrzenia pełne wyższości jakby chciała zakomunikować: patrz Paula, on jest teraz mój. By jakoś pomóc przyjaciółce zaproponowałam jej, że to ja obsłużę jej byłego narzeczonego, ale nie zgodziła się. Mówiła, że jeśli poradziła sobie z obsługą swoich byłych koleżaneczek to tym bardziej poradzi sobie z frajerem i idiotką. Nie miałam pojęcia o czym ona mówi do czasu gdy Iza nie wspomniała mi o tym, że w zeszłym tygodniu gdy wyszłam z Tomkiem oglądać mieszkanie do cukierni przyszły trzy dawne przyjaciółki Pauliny, które tak naprawdę nimi nie były bo niemiłosiernie z niej kpiły. Mówiły na przykład, że ciasteczko Marciniaka zamieniła na sprzedawanie marnych ciast.
Paula była też nerwowa. Nadal ze mną żartowała i się śmiała, ale zdarzyło jej się już dwukrotnie coś stłuc. Oczywiście zapewniła mnie, że pokryje straty, ale mnie przecież wcale nie chodziło o zbity talerzyk. Rozumiałam jednak fakt, że Paulina może chce zmierzyć się z problemem sama. Bo i co miała mi powiedzieć? Że z dnia na dzień z bogaczki stała się ciężko pracującą i studiującą dziewczyną? Że wciąż trudno jej zaakceptować nową rolę? Przecież to już wiedziałam.
Półtora tygodnia po narodzinach bliźniaków odwiedziłam Agnieszkę z Krzysztofem ponownie. Naturalnie razem z Tomkiem. Tak jak i poprzednio podziwialiśmy młode pokolenie Kamińskich, a gdy dzieci zasnęły rozpoczęliśmy rozmowę. Mój Tomek zniknął gdzieś z bratem w ogrodzie, a ja z Agą zostałam w pokoju sąsiadującym z sypialnią maluchów gdyby w razie co zareagować gdy się obudzą. Pytałam ją trochę o to czy dzieci są grzeczne i jak sobie radzi; ona opowiadała mi o swojej nowej roli do jakiej musi się przygotować jako matka. Potem temat rozmowy zszedł  na mnie i Tomka. Okazało się, że Agnieszka dowiedziała się od Mai (tak jak zresztą przewidywał to Tomasz) o moim małżeństwie z bratem jej męża.
- Nie rozumiem tylko czemu to ukrywacie i na co czekacie.- Stwierdziła na koniec.- Co prawda szukacie mieszkania, ale mimo wszystko już dawno powinniście zamieszkać razem.
- To nie takie proste.
-Wiem, że nie. Ale takie są już związki. Poza tym widzę jak on na ciebie patrzy.
- Kto?
- Twój mąż, a kto? Aniu, słabo się znamy, ale naprawdę cię lubię. I wiem, że Tomek nie jest idealny, że ma swoje wady nie wspominając o tej utracie pamięci. Ale jest dobrym człowiekiem. No i przy tobie staje się jeszcze lepszy. A przede wszystkim szczęśliwszy. Nie sądzisz, że czas zrobić krok na przód?
- Ale my znamy się właściwie bardzo krótko.
- Tchórze nic nie osiągają, Aniu.
- Wiem, doskonale o tym wiem. I dlatego ryzykuję. I wiem też, że Tomek jest bratem twojego męża, ale on też mnie zranił i oszukał. A trudno jest tak po prostu zapomnieć.
- Więc między wami nic się nie poprawiło? Nie wierzę, że tak dobrze gracie. W szpitalu…
- Nie, jasne że nie gramy. Teraz jest między nami dobrze. To znaczy poznajemy się, opowiadam mu o przeszłości, o nas. Tyle, że oprócz utraty pamięci jest jeszcze wiele problemów.
- Z którymi dacie sobie radę.- Skomentowała. Potem chwyciła mnie za rękę.- Wiem, że się wtrącam.  I że robię to niepotrzebnie; to też wiem. Może też czasami zbyt wszystko upraszczam. Do tego ujawnia się moja natura swatki. Ale w waszym konkretnym przypadku wiem, że mam rację, bo jesteście sobie z Tomkiem przeznaczeni. Choć jeśli nie chcesz o tym rozmawiać i cię uraziłam to wybacz. – Naturalnie wyjaśniłam Agnieszce, że wcale nie jestem na nią zła, a wręcz przeciwnie doceniam jej wsparcie i wiarę. Potem zmieniłyśmy temat na sprawy mojej cukierni. Zaproponowała mi nawet ponownie pomoc w kwestii prowadzenia księgowości „Słodkiego świata”. Radziła co powinnam zrobić by osiągnąć większy zysk i tłumaczyła mi niektóre zawiłości finansowe za co byłam jej wdzięczna. Może sama zbyt szybko wszystkiego nie załapię, ale z wcześniejszymi wskazówkami Klaudii i poradami Agnieszki wiedziałam coraz więcej.
Nasi mężowie zjawili się trochę później dołączając do naszej pogawędki, która nie trwała długo bo niestety musiałam wracać do pracy w cukierni.
Dwa dni później czekała mnie drobna niespodzianka: tym razem Tomek zjawił się u mnie razem z Wojtkiem, którego poznałam kilka tygodni wcześniej i jako jedynego z kolegów męża polubiłam. Teraz też mnie nie zawiódł. Choć wyraźnie musiał dziwić się wyglądowi „Słodkiego świata” (byłam pewna, że spodziewał się dużego przestronnego lokalu z pięknym wystrojem wnętrza, a nie zwyczajnej cukierni) ale mimo to nie dał mi odczuć swojego zaskoczenia. Na dodatek gdy to sam Tomasz zrobił mu kawę śmiał się, że Kamiński wreszcie spotkał kobietę która zapędziła go do pracy i stał się pantoflarzem. No i niemal rozpływał się w zachwytach na temat mojego ciastka, które zamówił. A jeszcze bardziej gdy mój mąż poinformował go że wszystkie wypieki pochodzą ode mnie.
- Serio?- Spytał mnie wtedy Wojciech.- Tak świetnie gotujesz?
- Raczej piekę, choć z gotowaniem też radzę sobie nie najgorzej.
- To jest po prostu ambrozja. Kobietę która serwuje takie pyszności z miejsca bym poślubił.
- Przypominam ci, że ona jest zajęta. – Wtrącił się Tomek z udawaną zaborczością.
- Oj tam, jeszcze nie nosi obrączki na palcu. A chłopak jak to mówią: nie ściana i można go przesunąć.
- Obawiam się, że nie. Chyba zapomniałem ci wspomnieć, że Ania jest moją żoną.- W odpowiedzi Wojtek się roześmiał, ale widząc poważne spojrzenie Tomka zwrócił wzrok na mnie. I szerzej otworzył oczy.
- Co? Chcesz powiedzieć, że wzięliście ślub? Kiedy? I nawet mi o tym nie powiedziałeś?- To ostatnie pytanie skierował do Tomka.
- Bo to była dość kameralna uroczystość ponad cztery miesiące temu. I z pewnych względów, jak się domyślasz mających związek z moją amnezją wolelibyśmy zachować to w tajemnicy.
- Wow…to znaczy jasne. Gratuluję. Wam obojga.
- Dziękuję.- Odpowiedziałam trochę rozbawiona jego zaskoczeniem. Bo wydawało się, że wciąż przetrawia to co usłyszał.
- W takim razie mój komentarz był trochę nie na miejscu.
- No raczej.- Odezwał się Kamiński.
- W takim razie może Ania ma siostrę? Albo chociaż kuzynkę?- Wiedziałam, że w zamierzeniu to też miał być żart. W końcu Wojtek nie miał pojęcia o istnieniu a raczej nieistnieniu już teraz Anity. Ale przypomnienie sobie o mojej ukochanej starszej siostrze przywołało uśpiony dawno ból. Zwłaszcza, że zbliżała się rocznica jej śmierci. Jak na ironię pierwszego dnia listopada.
- Nie, nie mam. A teraz przepraszam, muszę uciekać do kuchni.- Wybąkałam z trudem. Tomek spojrzał na mnie bacznie, ale nic nie powiedział.
- Okej, rozumiem. Mogę poprosić jeszcze o dokładkę?
 -Dobrze, w takim razie zaraz coś ci przyniosę. Albo Paula.
- Bardzo dziękuję.
- W takim razie do zobaczenia. Miło było cię widzieć.
- Ciebie też Aniu.
Z ulgą weszłam do kuchni wracając do pieczenie. Zawsze dziwiłam się swojej słabości na każdą wzmiankę o zmarłej siostrze, ale jednocześnie mimo jej świadomości, nie umiałam w sobie zwalczyć tego odruchu. A przecież powinnam. W końcu minęło już prawie sześć lat.
Aż do wieczora i zamknięcia w cukierni panował spory ruch. Jak zauważyłam związany był głównie ze zwiększeniem damskiej ilości klienteli. To z kolei miało związek z Tomkiem. W zasadzie już po kilku dniach „zabawy” ekspresem serwował różnorodne rodzaje kaw o których nawet nigdy nie słyszałam. I tak od dwóch dni praktycznie to był jego rewir. Iza też nie radziła sobie najgorzej, ale mój mąż robił to w tak śmieszny sposób, że kobiety były oczarowane. Gdy za ostatnim gościem zamknęły się drzwi  i zabrałam się za sprzątanie Tomek nawet dał tego dowód:
- Wiesz, że zebrałem prawie pięć dyszek napiwku? Serio, jak tak dalej pójdzie to jutro dobiję do setki i będzie mnie stać na kupienie latarki żeby nocować pod mostem.- Zażartował.
- Każdy grosz się liczy.- Skwitowałam tylko jego uwagę. Czasami boleśnie odczuwałam różnicę naszego pochodzenia; dla niego to było tylko kilkadziesiąt złotych. Dla mnie kasa, przez którą mogłam kupić produkty spożywcze dla siebie na prawie cały tydzień.
- Tak ,wiem moja panno oszczędna.- Widocznie nie zauważył zgryźliwego tonu w moim głosie którego nie udało mi się ukryć. Potem podszedł do mnie i delikatnie objął od tyłu choć właśnie myłam blat jednego ze stolików.- Kupię ci za to nowy fartuszek, bo ten masz już cały brudny.
- Więc wystarczy go uprać. I lepiej mnie puść, bo jak tak dalej pójdzie to nie skończymy do jedenastej.- Dodałam, a potem mogłam znów zająć się swoją czynnością.
- Okej, widzę że nie cieszysz się z mojej popularności wśród płci pięknej.
- Wcale nie: bardzo się cieszę. Dzięki tobie wzrasta mój utarg.
- Co?
- Masz rację, to pewnie nie tylko twoja zasługa. Po prostu taki dzień.
- Chcesz powiedzieć, że nie jesteś ani trochę zazdrosna? A na dodatek zadowolona?
- Właśnie.- Cieszyłam się, że nie mógł zobaczyć w tej chwili mojej rozbawionej miny, bo byłam do niego odkręcona tyłem.
- Nawet jeśli powiem, że jedna z dziewczyn mnie podrywała? A nawet nie jedna?
- A podrywała?
- Aha. I nawet dała mi do siebie numer telefonu.
- Więc zadzwoń.
- To prowokacja?
- Może. Chociaż nie, raczej ciekawość. Jak byś się wówczas z nią przywitał?
- Cześć tu chłopak za baru. Pamiętasz mnie?- Roześmiałam się.
- Dosyć banalne. Liczyłam od ciebie na coś więcej.
- Coś więcej będzie dla ciebie.
- To było miłe.
- Starałem się.
 -Więc teraz możesz postarać się jeszcze bardziej przynosząc miotłę i zamiatając salę.
- Jej, jesteś gorsza niż generał.
- Przyzwyczajaj się. Ale nie martw się; będę cię wykorzystywać jako baristę tylko przez jakiś czas aż Iza do końca nie opanuje nauki serwowania takich kaw.
- Mnie to nie przeszkadza. Choć nie ukrywam, że wolałbym byś wykorzystywała mnie w trochę inny sposób.
- Tomek.
- No co? Tak tylko mówię.- Roześmiał się.- A może to ciebie nauczę? Oczywiście mam na myśli kawę.
- Na pewno nie teraz. Nie mamy na to czasu.
- Mamy. To zajmie kilka minut. A potem obiecuję, że pomogę ci w porządkach.
- Słowo?
- Słowo.
- Okej.
I tak Tomek uruchomił ekspres zaczynając tworzyć swoją trójwarstwową latte.
Co prawda trochę mu nie wyszło, bo dwie dolne warstwy się zmieszały, ale przynajmniej namalował mi na wierzchu słoneczko. Albo coś co je przypominało, choć bardzo mi się spodobało. W smaku też była całkiem całkiem, bo pomimo później pory wzięłam do ust dwa łyki. W tym czasie on zaczął robić mokkę.
- Hm, naprawdę dobra.- Pochwaliłam go.- Chociaż na pewno nie wypiję tego czarnego paskudztwa, które właśnie szykujesz.
- Żartujesz? To jest najlepsze. Wypijasz z rana i masz takiego kopniaka, że nawet jak spałaś dwie godziny działasz aż do północy.
 - Ale my mamy  prawie ósmą wieczorem. Nie potrzebny mi kopniak.
- Mówiłem ci, że to w kwestiach szkolnych. No więc: najpierw musisz  mieć pewność, że woda jest dobra. Dlatego ja użyję mineralnej.
- Do zrobienia kawy?
- Nie śmiej się. Mokka to królowa wśród kaw,  a jeśli już chcesz wiedzieć to twarda woda zmienia smak kawy. I musi być koniecznie zimna, bo wodę trzeba podgrzewać stopniowo. Tego procesu nie można przyspieszyć.
- Pleciesz trzy po trzy czy naprawdę to wiesz?
- Obrażasz mnie.- Bardzo afektowanym gestem chwycił się za czoło a potem przymknął oczy z głębokim westchnieniem. Roześmiałam się obserwując to przedstawienie.
- Co zatem dalej panie najlepszy baristo?
- Dalej? Wlewam wodę do podgrzewacza na wodę nie przekraczając jej maksymalnego poziomu, a i napełniam sitko kawą bez jej ugniatania. To też ważne.
- Zapamiętam.- Odpowiedziałam mu z udawaną powagą.- A teraz?
- Teraz czekamy. Im wolniej kawa będzie skapywać po filtrze tym lepszy będzie miała smak.
- I dlatego właśnie nie zamierzam serwować mokki. Gdybym to robiła godzinne zmarnowanie ekspresu kosztowałoby mnie wiele pieniędzy które alternatywnie mogłabym zarobić na innej kawie.
- A ty tylko o pieniądzach. Liczy się smak, zapach, konsystencja…widzisz jak skapuje? To po prostu poezja.
- Jej, jesteś pewny, że nie zamierzasz robić kariery jako barista?
- Raczej nie, choć coraz bardziej mi się to podoba. Chociaż bez ciebie byłoby trochę nudno.
- Cieszę się. To co, wracamy teraz do sprzątania?
- Zgodnie z obietnicą: tak. Tylko przez pół godziny; tyle powinno wystarczyć na zaparzenie kubka.
- Dobra, jeśli się sprężysz i w tym czasie umyjesz podłogę przedtem ją zamiatając to zdążymy.
- Co?
- Jak to co? Musisz mieć dodatkową motywację. Inaczej będziesz się lenił, to powszechnie znany fakt.
- Jej, zaczynasz się robić rekinem biznesu. Ja tam wolę metodę kija i marchewki.
- Więc to będzie twoja marchewka.
- Raczej kij. Marchewka musi być smaczna.
- Więc dostaniesz moją babeczkę ze specjalnym rysunkiem.
- Wolałbym inną motywację.
- Jaką?
- Ciebie.
- Tomek, ja…
- Mam na myśli pocałunek. Co ty na to?
- Chcesz umyć podłogę tylko po to by mnie pocałować?
- Wiesz mi, nagroda jest warta świeczki. Poza tym możesz dorzucić coś ekstra.
- Bez takich.- Ciężko westchnęłam nagle czując się bardzo niezręcznie. Ale w końcu raz kozie śmierć.- Okej, więc stoi.
- Serio?
- Serio.
- Więc bieżmy się do pracy.- Tym razem to on zainicjował ten okrzyk. I tak, pół godziny później uporaliśmy się ze sprzątaniem. W tym czasie kubek z mokką praktycznie się zapełnił choć Tomek uważał, że jeszcze nie czekając w napięciu przy barze na każdą skapującą kropelkę. W pewnym momencie go nawet powstrzymałam, ale on oznajmił mi że kubek jeszcze trochę zmieści.
- Czysta fizyka. Teraz dopiero tworzy się napięcie powierzchniowe wody, które zdoła przez jakiś czas wytrzymać strukturę wody. Ale za którąś następną kroplą nie wytrzymuje i bum…rozwala się. No i nadchodzi taki moment, że szklanka nie może być dłużej pełna. O…właśnie teraz. Widziałaś?
- Jesteś błaznem.
- Tylko przy tobie. Troszkę się popisuje. W szkole lubiłem fizykę.
- Jesteś więc baristą, specem od przeprowadzek, fizykiem amatorem i malarzem…coś przegapiłam?
- Tak. Jestem facetem, któremu obiecałaś pocałunek.- Oznajmił wychodząc zza baru i patrząc mi prosto w oczy. Z trudem udało mi się przełknąć ślinę.
- Obiecałam?- Powtórzyłam cicho.
- Tak.- Potwierdził, a potem podszedł bardzo blisko mnie odsuwając mi z czoła zbłąkany kosmyk włosów. Potem pogłaskał mnie po policzku pocierając kciukiem w jednym miejscu.- Właśnie taką cię lubię: wiecznie umazaną kremami i w poplamionym fartuszku.
- Tomek.- Ofuknęłam go z zażenowaniem. Naprawdę wyglądałam aż tak okropnie? I czemu w takim razie on wyglądał wręcz przeciwnie skoro pracował tak samo jak ja?
- No co? Naprawdę to lubię.
- Więc spaczył ci się gust.
- Nie sądzę. Raczej poprawił.- Dodał. Potem już nic nie mówił, bo słowa w zasadzie nie były nam potrzebne. Nasze wargi spotkały się w niespiesznej pieszczocie tak samo jak dawniej. Tak samo jak dawniej czułam czułość i delikatność jaką przekazywał mi za pomocą swoich warg, czułam…jego miłość? Aż tak daleko nie chciałam jednak posuwać się w swoich fantazjach. Starałam się po prostu skupić na tym konkretnym momencie i na tym konkretnym pocałunku. Ale nie byłam w stanie, bo myślenie mi się całkowicie wyłączyło. Pozostała tylko przyjemność i radość. – Jesteś jeszcze słodsza niż myślałem.- Wyszeptał mi chwilę później gdy odsunął ode mnie swe wargi.- Mógłbym cię całować bez końca.
- Szybko byś się znudził.- Udało mi się z trudem odszeptać.
- Nie sądzę.- Odpowiedział mi, a potem znów nakrył wargami moje usta. Tym razem mocniej, choć zdecydowanie bardziej subtelniej. A potem poczułam jak jego delikatny zarost łaskocze moje policzki, nos i brodę gdy swoimi ustami wędrował po mojej twarzy. Poddawałam się tym zabiegom z błogą przyjemnością tracąc poczucie rzeczywistości i czasu. – To było to coś ekstra. A nawet bardzo ekstra.
- Hm?- Zdaje się, że coś wymruczałam bo nie byłam w stanie wyartykułować jakiegoś słowa.
- Mówię o twojej obietnicy. Ale zdaje się, że całkiem wyleciała ci z głowy.
- Teraz już nie.- Z wolna odzyskiwałam rozsądek.- I chyba jesteśmy już kwita.
- Chyba tak. Więc nie pozostaje mi nic innego jak wyjść, prawda?
- Prawda.
- A jesteś pewna, że nie będziesz się czuła samotna?
- Raczej nie.
- Ani trochę?
- Ani trochę.
- Nawet w takiej maciupeńkiej części?
- Tak. Spotkamy się przecież jutro.
- Tak. I już nie mogę się doczekać.- Poddał się w końcu z szerokim uśmiechem.- Słodkich snów moja słodka Aniu.
- Wzajemnie mój najlepszy baristo.- Powiedziałam, a potem zamknęłam za nim drzwi. Chociaż sama żałowałam swojego tchórzostwa. Agnieszka przecież powiedziała, że tchórze niczego nie osiągają, ale ja i Tomek…nie, najlepiej jeszcze z tym poczekać. Nawet jeśli moja siła woli coraz bardziej słabła.

9 komentarzy:

  1. jestem zachwycona i pod wrażeniem....toż to po prostu poezja dla moich oczu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny *.* każdy rozdział jest lepszy od poprzedniego . Zastanawiam się co kombinuje ojciec Tomka noi jestem ciekawa co tam z Paulina , jak ona znosi te wizyty "swoich znajomych " I cieszę się niezmiernie , że między Tomkiem zaczyna się układać

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja myślę że z tymi pieniędzmi jest coś nie tak , całkiem możliwe że to ojciec Tomka je tam jakoś podrzucił , a potem stwierdzi , że chce je odzyskać albo powie, że zapłacił Ani za odejście , bo w nagłą przemianę starego Kamińskiego nie wierzę ;-) a pieniądze nie pojawiają się tak po prostu :-) rozdział świetny jak każdy z resztą i czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń ;-) jaki by nie był ufam Ci i wiem że będzie świetny :-D
    Pozdrawiam , Ada :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. strasznie Cię proszę...oby więcej takich rozdziałów :) wspaniały :) czytając aż dusza się raduje :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Jutro, bo dziwnie będę miała wieczorem czasu żeby dokończyć. Dobra wiadomość jest taka, że jak pójdę na studia to będę trochę wolniejsza bo teraz po pracy po prostu siadam. Takze może opowiadanie przyspieszy. :-)

      Usuń
  6. będzie dziś ? Czekam z niecierpliwością i co chwilę sprawdzam czy już dodałaś :)))

    OdpowiedzUsuń