Łączna liczba wyświetleń

piątek, 10 lipca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XL: "Strzesz się ryby"



– No to co, zaczynamy przedstawienie moi drodzy?- Powtórzył Aster.- Skoro jest nasz miłosny trójkącik zacznę kilkoma słowami wprowadzenia, by wszyscy niewtajemniczeni zrozumieli o co chodzi.- Zrobił krótką pauzę jakby chcąc przyciągnąć uwagę innych, choć i tak było to niepotrzebne, bo wszyscy słuchali go w milczeniu i skupieniu.- No więc punktem przewodnim jak się domyślacie jest nasza femme fatale, Karolina. Osiem lat temu dziewczyna Tomka Kownackiego znanego nam lepiej jako Jacka Bończaka, która pomagała mu póki sytuacja nie stała się zbyt niebezpieczna. Potem zorientowawszy się, że może mieć przez niego kłopoty związała się z policjantem by uniknąć oskarżenia o współudział. A potem...
–To nieprawda.- Zaprzeczyłam nie mogąc się powstrzymać. Nie chciałam by przedstawił mnie jako wyrachowaną kokietkę, która jest z tym kto może dać jej więcej. To wcale nie było tak.
– Coś pominąłem? Ach tak. Jakże mógłbym zapomnieć o romantycznej otoczce:
Już naprawiam to niedopatrzenie. A więc nasza droga Karolina zakochała się w agencie CBŚ, a potem za niego wyszła. Po niecałym roku urodziło im się dziecko...zapewne znacie smutną historię Kubusia, prawda?- Gdy wykrzywił usta w parodii smutku miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami, ale powstrzymało mnie kilku drabów. Poprzestałam więc na dzikim wzroku, co oczywiście nie zrobiło na nim wrażenia.
– Jesteś sukinsynem!- Wykrzyknęłam, bo nie mogłam zrobić niczego innego. Ale trzymający mnie drab tak mocno mną szarpnął że z bólu łzy stanęły mi w oczach.
– Hamuj się Klusek! Przecież trzeba zrozumieć ból matki, prawda?- Zganił go Aster  ironicznym tonem. W myślach ćwiartowałam go na małe kawałeczki darząc jeszcze większą nienawiścią niż faceta, który sprawił mi ból.
– Tknij ją jeszcze raz a...
- Po co te melodramatyczne gesty, Jacek?- Aster westchnął ciężko jakby był niezadowolony.- Wysłuchajcie przedmowy do końca a potem oddam wam głos.
– Jesteś pieprznięty.- Odparł pod nosem Bończak. Zaraz jednak zgiął się w pół gdy stojący obok niego mężczyzna powalił go jednym ciosem. Aster nawet tego nie skomentował.
– No więc...na czym ja to skończyłem? Ach tak. Na dziecku. No więc po wszystkim Karolina obwiniła o wszystko męża, a gdy na białym koniu zjawił się rycerz, nasz drogi kumpel Jacek (to jest: Tomek bo pod tym imieniem go znacie), rozwiodła się z nim. Po półtora roku spotkali się ponownie i niestety nie jestem już z historią na bieżąco. Wiem, że nadal spotykała się z Jackiem jednocześnie przychodząc do mieszkania Łukasza.- Aster pokręcił głową śmiejąc się.- Nie rozumiem tylko jednego, Łukasz. Jak nadal możesz ją kochać? Jak mogłeś robić wszystko po to by ją chronić? Gdy ona ma cię kompletnie gdzieś, wykorzystała cię jak tylko mogła i zostawiła? Wiesz, że gdy dowiedziałem się, że robisz nas w konia udając Irosa to w pierwszej chwili miałem ochotę dać ci kulkę w łeb? Gówno mnie obchodziło, że jestem moim synem. Ale potem zobaczyłem cię na pogrzebie: załamanego po śmierci dziecka, z żoną która na twój widok odwracała głowę jakbyś był najgorszym śmieciem. I wiesz co sobie wtedy pomyślałem? Że życie jednak jest sprawiedliwe. Że sam los ukarał cię już dostatecznie, bo śmierć którą chciałem ci zgotować byłaby tylko dla ciebie wybawieniem.
Dlatego pozwoliłem ci na twoją obłąkańczą zemstę. Nawet nie wiesz jak śmieszyły mnie twoje amatorskie poszukiwania, dostarczanie ci fałszywych poszlak. Poza tym miałem nadzieję, że jednak dostrzeżesz możliwość przejścia na drugą stronę jaką daje ci fakt, że jesteś moim synem. Moi współpracownicy przyjęliby cię z otwartymi ramionami zapominając o tym, że dawniej byłeś gliną. Ale ty dokonałeś własnego wyboru ścigając mnie by mnie zabić. To dlatego musiałem upozorować tę akcję ze śmiercią. Czasami za bardzo plątałeś mi się pod nogami. A teraz zostałeś nikim.  Jesteś już wrakiem Łukasz. A wszystko przez kobietę. Nie uważasz tego za odrobinkę żałosne?- Zamilkł na chwilę jakby czekał na reakcje Kowalskiego, ale się nie doczekał.- Właśnie dlatego my mafiozi wybieramy odpowiednie kobiety. Czy to nie ciekawe, że do tej pory żadna nas nie zdradziła? Trzeba umieć odróżnić dziwkę od prawdziwej lojalnej samicy. Ale wy panowie tego nie rozumiecie. Niewinna buzia, trochę łez i duże piersi, a już uważacie że to ideał. Nie, nic nie mów Jacuś, nie mówię o Karolinie tylko generalizuję. Karina się chyba na mnie nie pogniewała co?- Odruchowo spojrzałam na tę dziewczynę zastanawiając się co czuje wiedząc, że zamierzają skrzywdzić mężczyznę którego kocha. Ale ona kiwnęła głową nie zabierając głosu. Czy jest tak głupia, że jednak sądzi, że Aster jednak nie pozbawi życia Łukasza? A to mnie nazwała naiwną.
Potem jednak spojrzałam na Łukasza. Co czuł słuchając tego wszystkiego? Czy wierzy Astrowi? Jednocześnie ja sama słuchając tego przestępcy czułam ból i wyrzuty sumienia. Tak, bo niezaprzeczalnie suche fakty jakie przedstawił Astra były prawdziwe. Zawiodłam Łukasza.
Zawiodłam go, chociaż bardzo go kochałam. Przypomniałam sobie wszystkie szczęśliwie chwile z nim spędzone, to co czułam leżąc w jego ramionach, czy słuchając jego wyznań miłosnych. Jaki był silny nie tylko fizycznie ale i psychicznie. A teraz leżał zniechęcony na podłodze podtrzymywany przez przestępców, zgarbiony, zniechęcony, załamany. Ten widok łamał mi serce.
– Potem pomyślałem sobie, że skoro już wszystko straciłeś to będzie ci wszystko jedno i wiezy krwi sprawią, że zrozumiesz iż tak naprawdę twoje miejsce jest przy ojcu.- Kontynuował Aster.
- Moim ojcem jest Włodzimierz Kowalski.- Odpowiedział mu Łukasz.
- Ten pies tylko cię wychowywał! To przez niego taki się stałeś! Gdybym to ja cię wychował wyrósłbyś na godnego następcę. A teraz będę musiał cię zabić. Myślisz, że łatwo jest mi to robić?
- Aster…Łukasz da się przekonać. Tylko niech pan nie robi mu krzywdy.- Odezwała się Karina słabym tonem. A więc czuła, że sytuacja jest beznadziejna. I co teraz? Skoro nawet ona traciła rezon?      
- Och, głupiutka dziewczyno. Ty nadal w nim zakochana. A dla niego liczy się tylko Karolina.
- On jej nie kocha.
- Doprawdy? Zrobiłby wszystko byleby tylko mogła wyść wolno, prawda?
- Nie, on jej…
- …zamilcz. No Łukasz, powiedz Karinie: co byłbyś w stanie zrobić dla Karoliny. Mam ją wypuścić? Odpowiedz: chcesz by była wolna?
- Przecież i tak tego nie zrobisz.
- Kto wie? Może tak, jeśli wystarczająco się postarasz. Jeśli udowodnisz mi, że będziesz moim godnym następcą.- Odpowiedź Łukasza nadeszła dopiero po kilkudziesięciu sekundach. Ja jednak byłam zaskoczona, że w ogóle nadeszła. Jak Łukasz mógł mnie chronić słysząc to wszystko?
– Co mam zrobić?
- Na początek pokaż Pawełkowi prawdziwego mężczyznę. Zabij go.
- Tato, co ty…
- Zamknij się. Nie jesteś godzien nazywać mnie ojcem. Gdybym nie był pewien że ta dziwka twoja matka spała tylko ze mną nigdy bym się tobą nie zajął. Dla mnie jesteś nikim.
- Nie zabiję go.- Odpowiedział mu Łukasz po dłuższej chwili patrząc wprost na przerażonego rozwojem sytuacji Pawła.
- Nie? To nie takie trudne: zobacz.- W powietrzu rozległ się huk wystrzału. Zaraz po nim przeraźliwy krzyk Pawła Astra. Z jego kolana zaczęła sączyć się krew.- Widzisz? Nic prostszego. Jeszcze płacze, jak baba. Boże, powinienem strzelić mu prosto w łeb by nie narażać jego i siebie na śmieszność.- I wtedy to do mnie dotarło: Aster był nienormalny. W sensie dosłownym, nie żadnej przenośni. Był człowiekiem amoralnym, bez żadnych zasad zupełnie jakby uczestniczył w grze komputerowej a nie prawdziwym życiu. Przecież Paweł był jego synem, na Boga. I Łukasz też. Jak mógł tak pragmatycznie mówić o ich śmierci? Jak mógł mówić o swoim godnym następcy jako gangstera zupełnie jakby to było jakieś stanowisko na prezesowski fotel?
- To twój syn, do cholery.- Warknął na niego Łukasz wypowiadając na głos to o czym ja wcześniej myślałam. To przykre, że miał więcej empatii dla przyrodniego brata (bo w końcu do mnie dotarło że tak właśnie jest) którego nawet nie znał niż jego własny ojciec. Ale to na nic się nie zdało. Bo jak można przemawiać do sumienia kogoś kto go w ogóle nie posiada?
- To zwykła ciota.- Rozległ się głos Astra a potem kolejny strzał: tym razem w brzuch Pawła. Poczułam jak łzy kapią mi na policzki. Młodszy syn Astra był dla mnie obcym człowiekiem (poza faktem że był przyrodnim bratem Łukasza i wraz z Jackiem raz odwiedziłam go w jego mieszkaniu), ale mimo to ledwie powstrzymałam odruch by do niego nie podbiec i zatamować krwawienia.- Wynieście go.- Wskazał na trzymających Łukasza facetów.
- A on?
- Nie jestem idiotą, potrafię sprawić by nie uciekł. Idźcie już. A ty Hitler…- Zwrócił się do faceta z blizną który kilkadziesiąt minut temu rozmawiał ze mną w pokoju.-…sprawdź na wszelki wypadek teren. Ostrożności nigdy za wiele.
- Jasne.- Nadal roztrzęsiona po tym co się przed chwilą stało nakazywałam sobie rozsądne myślenie. Z wielkim trudem udało mi się zapanować nad strachem i przerażeniem. Bo do tej pory jakoś cały dramatyzm sytuacji do mnie nie docierał. Nawet wyjście trzech mężczyzn zdołało mnie ucieszyć, bo widziałam w tym promyk nadziei: przeciwników zostało tylko czterech i Karina. Ale z drugiej strony Jacek jednak miał tylko jeden pistolet.
– Tak lepiej, znacznie bardziej kameralnie.- Skwitował tylko sytuację z pogardliwym uśmieszkiem Aster.- To co Łukasz? Nic cię nie przekona, prawda? Chcesz by spotkało cię to co brata?
- Nie, nie przekona. Dlatego możesz ze mną zrobić co chcesz, ale wypuść ją. Niech na to nie patrzy. I Karinę też.- Co miało znaczyć to niech na to nie patrzy? Jego…śmierć?
- No proszę. Naprawdę się wzruszyłem. Ale mimo wszystko…muszę odmówić. Chyba, że jeszcze chcesz się z tego wycofać. To co Łukasz, przystaniesz do nas?- Astrowi odpowiedziała tylko pełna napięcia cisza. Westchnął głośno.- Tak właśnie myślałem.Klusek, kamera gotowa? Chyba czas żeby nasz drogi Tomuś pokazał wreszcie swoją prawdziwą twarz i z kim przystaje. Ostatecznie. Łukasz już przegrał.
- Co mam zrobić?- Spytał Astra Bończak.
- Wiesz co: Iros ma wypaść z gry. Ja zorientowałem się, że drzemie we mnie jeszcze za dużo rodzicielskich uczuć.- Dodał z sarkazmem.
- Ja mam go wyrzucić?- Rozmawiali ze sobą, a ja właściwie nie rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi. Poza tym, że Jacek próbuje układać się ze biologicznym ojciec Łukasza. Mordercą Kubusia jak sam przyznał.
- Tak. Możesz jeszcze się zrehabilitować. To jak będzie?
- Jacek…Jacek o co tu chodzi?- Spytałam zdezorientowana mając złe przeczucia.- O jakiej rehabilitacji mowa?
- Karola, nie wtrącaj się.- Odparł mi nieznoszącym sprzeciwu tonem. Potem dodał zwracając się już do swego poprzedniego rozmówcy.- A więc mam wrócić do interesu, tak? I wtedy wypuścisz i ją i mnie?
- Tak.
- A więc zgoda.- Moje serce znów zaczęło mocniej bić. Zwłaszcza gdy na lekkie skinienie głową przyniesiono kamerę. Po co była im potrzebna? Zanim zadałam to pytanie na głos uprzedził mnie Aster.
- To tak dla pewności. My też będziemy mieli na ciebie haka na wypadek gdybyś znów zamierzał zmienić strony. Klusek, włącz ją. Masz broń Tomek, prawda?
- Tak.- Bończak skinął głową.
- Więc się wymienimy. W mojej jest tylko jedna kulka: wolałbym żebyś jednak nie zrobił niczego głupiego, rozumiesz względy ostrożności…- Mówił Aster, a ja zaczynałam czuć coraz większą panikę.
- Ale szefie nie powinniśmy dawać mu pisto…- Klusek próbował zaprotestować.
-…nie wtrącaj się. Ogłuchłeś? Włącz kamerę.- Teraz przeraziłam się nie na żarty. Początkowo sądziłam, że Jacek próbuje wykorzystać swoją pozycję udając obojętność wobec losu Łukasza, ale z każdą sekundą czułam, że coś jest nie tak.- Tylko pamiętaj: jeden fałszywy ruch i wykończymy ciebie i twoją laleczkę. Nas jest tu łącznie z piętnastu, więc nawet jeśli wyjdziecie z tego pokoju żywi to na zewnątrz wyjdziecie martwi. Masz tylko jedną kulkę.- Facet, który trzymał kamerę skierował ją teraz na Jacka. Ten spojrzał mi w oczy, a potem przełknął ślinę. Jego twarz przybrała zupełnie obcy mi, nieprzejednany wyraz. Jednak gdy potem odwrócił się, wyciągnął rękę i wycelował broń w Łukasza nie wytrzymałam.
- Nie!- Krzyknęłam.- Co ty robisz? Przecież mieliśmy go uwolnić!
- Ty chciałaś go uwolnić, Karola. Ja przyjechałem tutaj...w innym celu.
- Tomek to tylko podpucha, prawda?- Spytałam odruchowo zwracając się do niego prawdziwym imieniem, a nie tym po uzyskaniu statusu świadka koronnego. Nie wiem czy zrobiłam to intuicyjnie czy zupełnie przypadkiem.-  Udajesz by zwieźć tych przestępców byśmy wszyscy mogli się stąd wydostać. – Nic nie mogłam poradzić na to, że mój głos zabrzmiał błagalnie. Jacek ponownie na mnie spojrzał śmiejąc się nieprzyjemnie.
- Przykro mi. Słyszałaś. My albo on.
- Nie możesz go zabić! Jeśli to zrobisz to wsadzą cię do więzienia!
- Mój nowy szef mnie obroni.
- Nie.- Szepnęłam nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. To przecież nie mogła być prawda. To przecież był koniec, na mnie i na Łukasza mogło tylko czekać wspólna przyszłość i szczęście. To nie może się tak skończyć, kołatało mi w głowie. Nie mogło. Jacek nie mógł być zdrajcą.
Zaraz jednak zaczęłam przypominać sobie i analizować liczne sytuacje z przeszłości, które coraz bardziej uzmysławiały mnie jak bardzo pomyliłam się co do niego.
„Nie chcę niczego sugerować ani też negować, ale…Czy ty ufasz Jackowi bez zastrzeżeń? Po prostu wiem, że wciąż bardzo cię kocha i próbuje zdobyć wszelkimi dostępnymi środkami. Pamiętasz jak wyglądało to w przeszłości. W końcu zanim został świadkiem koronnym był zwykłym przestępcą”, powiedział do mnie jeszcze kilka tygodni temu Emil ale ja go zbyłam. Nie wierzyłam w to, że Jacek może próbować realizować swoje własne cele.
Ty pierwszy złamałeś umowę. Przez ciebie go zabiją!”,piekliła się Karina kilka godzin temu celując w niego bronią, a ja wciąż  głupia łudziłam się, że nie może chodzić o Łukasza, że Jacek nie mógłby tego zrobić.
„Strzeż się ryby., zamajaczyło mi w głowie. „Ryba nie jest w komitywie z rakiem, którym jesteś. Ryba udaje przyjaciela, ale tak naprawdę myśli tylko o własnych korzyściach. Strzeż się ryby.”
Słowa tamtej Cyganki…A Jacek urodził się w marcu.
- Tomek, proszę cię odłóż broń.- Odezwałam się spokojnym głosem choć przychodziło mi to z trudem. Jakby na przekór tych słów, Kownacki odbezpieczył pistolet.- Odłóż ją!- Krzyknęłam w napięciu.- Jeśli strzelisz nigdy ci tego nie daruję!- Ruch Tomka, gdy ponownie wycelował w Łukasza był tak szybki i pewny, że niemal tego nie zarejestrowałam. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Wolałabyś żeby to on przeżył, prawda? Zawsze stał między nami. Niby jesteś ze mną, ale tak naprawdę to wciąż ciągnie cię do niego, prawda?
- Tomek, błagam…
- O nie…- Znowu bardzo szybko zmienił pozycję kierując lufę pistoletu na podłogę, ale mimo wszystko jego gwałtowność spowodowała, że kilka najbliżej stojących obok nas zbirów wycelowało w niego własne bronie. Jacek zachowywał się tak jakby tego nie zauważał. Patrzył na mnie tak płomiennym wzrokiem jakbyśmy byli tu tylko we dwoje.- Od początku byłaś tylko moja. Jak myślisz czemu czekałem cierpliwie chodząc za tobą jak wierny piesek czekając na każdy najmniejszy przejaw uczucia? Po co rzuciłem wszystko z powrotem wracając do Warszawy dowiadując się o twoim rozwodzie?- Każde jego słowo było jak cierń wbijający się w moje serce.- Ale teraz usunę do końca ostatnią przeszkodę. Iros musi zginąć choćbym miał to zrobić własnoręcznie.
- Sądzisz, że wtedy z tobą będę?- Nie wiem jakim cudem udało mi się nie rozsypać na małe kawałki próbując walczyć do końca o byłego męża.- Nigdy ci tego nie daruję.- Jacek prychnął.
 - Nie obchodzi mnie to. Ale jeśli nie możesz być moja nie będziesz też jego.- Przypomniały mi się jego wcześniejsze słowa: gdy opowiadał jak mnie śledził jak bardzo nie chciał bym była z Łukaszem. Spojrzałam na niego przelotnie, ale z jego twarzy nie mogłam nic wyczytać. Przymknęłam na moment oczy próbując wewnętrznie się pozbierać.
- Będę z tobą.- Mówiąc to z moich oczu potoczyły się łzy.- Obiecuję, że z tobą będę tylko go nie zabijaj. Jacek, proszę cię. Błagam.- Spojrzał mi w oczy po raz kolejny, a jego twarz zmieniła wyraz. Wydawał mi się być taki sam jak dawniej: zniknęła gdzieś ta nałożona maska przestępcy wyzutego z ludzkich uczuć.
- A więc wolisz aby to on przeżył? Poświęcisz mnie by ratować byłego męża? Choć ja byłem w stanie zrobić dla ciebie wszystko? I nadal jestem? Spójrz do czego doprowadziła mnie miłość do ciebie: jestem w stanie nawet zabić człowieka!
- Przepraszam.- Załkałam.
- Dlaczego?- Gdy zbliżył się do mnie aż się skuliłam pod naporem jego wzroku. Ucieszyłam się nawet gdy zatrzymał go jakiś facet zaniepokojony jego niespodziewanym ruchem. Jednak Aster gestem kazał mu odejść bardzo ucieszony z „przedstawienia”. Cały ten koszmar który przeżywałam jego tylko najwyraźniej bawił- Czemu aż tak bardzo go kochasz?- Spytał mnie Jacek.
- Nie wiem.- Łkałam już otwarcie nie mając pojęcia jak go przekonać, bo żadne racjonalne argumenty go nie przekonywały.- Tylko odłóż ten pistolet.
- Wiesz, że po tym wszystkim obserwowałem cię i chroniłem? Że każdy twój widok dawał mi siłę i tylko dla ciebie chciałem się zmienić by na ciebie zasłużyć? Wysłałem ci nawet tę pieprzoną pozytywkę udając że to od Łukasza, ale wcale cię to nie zniechęciło.
- Ufałam ci.- Wyszeptałam nie zdolna mówić głośniej.
- Jak gdzieś twoje zaufanie, chcę twojej miłości!- Z moich oczu potoczyła się kolejna fala łez.
Zaufaj mi, niczym echo zabrzmiały mi słowa Bończaka (które wypowiedział do mnie gdy dojechaliśmy do pałacyku) jakby na przekór temu co przed chwilą powiedział.
Zaufaj mi, usłyszałam ponownie niczym naigrywanie się złośliwego skrzata w mojej głowie.
Zaufaj mi…a teraz przeze mnie Łukasz zginie.
- Błagam…- Spróbowałam raz jeszcze, ale Bończak mi przerwał.
-…Aster i tak go zabije.
- Nie. A nawet jeśli to…to nie będziesz ty. Jacek, proszę.- Moje słowa przyniosły odwrotny skutek.
- Masz rację.- Powiedział  patrząc na mnie uśmiechając się cynicznie.- Masz rację Aster. Nie wiem jak mogłem dla niej się zmienić. Nie jest warta by na nią splunąć.-Warknął na mnie. Potem dodał.- A ty Łukasz…hm.- Jacek prychnął.- Miałem tego nie robić, ale nie mogę się powstrzymać. Ona nosi pod sercem twoje dziecko.
- Nie.- Szepnęłam nie mogąc już dłużej znieść tej farsy. Teraz kartą przetargową miało być moje dziecko? Nigdy nie pozwolę na to Jackowi. I nigdy nie wybaczę mu, że wykorzystał mnie w ten sposób. Zauważyłam jak Łukasz kompletnie zaskoczony patrzy najpierw na mój brzuch a potem twarz. Nadal jednak się nie odezwał.
- Tak, jest z tobą w ciąży. Zdradziła mnie. Zaskoczony?
- Czekaj, mówisz poważnie?- Spytał go Aster.
- On kłamie!- Wykrzyknęłam do końca gotowa bronić tej małej istotki którą nosiłam pod sercem.
- Karolina, daj już spokój. Aster i tak dowie się prawdy. A ty możesz uratować swoje dziecko. Aster zajmie się nim odpowiednio. I będzie miał swojego godnego następcę. Paweł już nie żyje, a z nim zaraz stanie się to samo. Wtedy my razem będziemy mogli gdzieś…
- Nie!- Odezwaliśmy się prawie jednocześnie z Łukaszem. Zauważyłam, że na jego twarzy pojawił się wyraz dzikiej furii.
- Zapłacisz za to Bończak.- Ryknął na Jacka.
- Ale ty pierwszy.- Odparł mu roześmiany Bończak. A potem wystrzelił.
- Nieeeeeee!- Krzyczałam widząc plamę krwi na ramieniu Łukasza. Ten nie podtrzymywany przez stojących obok drabów upadł na ziemię. Mogłam sobie wyobrazić jak bardzo musiał być słaby.
Karina podbiegła do leżącego Łukasza nie zwracając uwagi na protesty Astra. Oderwała cześć swojej bluzki by zrobić mu opatrunek. Zauważyłam, że to co zrobił Jacek bardzo zaskoczyło pozostałych mężczyzn. Chyba tak jak i ja nie wierzyli, że Bończak będzie w stanie wystrzelić.
- O cholera, spudłowałem. Ale zaraz się poprawię; dajcie mi tylko nabity pistolet. Karina, on i tak zaraz zdechnie więc nie musisz się trudzić.- Zaśmiał się Bończak w odpowiedzi na to co robiła Bajkowska. Karina spojrzała na niego jak na robaka…i rzuciła z krzykiem. Potem usłyszałam strzał; jeden ze stojących obok mnie drabów podbiegł w tamtą stronę: Aster coś krzyknął a Bończak wyrwał mu pistolet zdzierając w głowę drugiego pilnującego mnie przestępcę. Ktoś rzucił trzymaną kamerkę, która rozleciała się w drobne części. Kolejny wystrzał sprawił, że wszystko zaczęło mi szumieć w głowie. Potem poczułam jak coś przygniata mnie do ziemi.
Jacek.
- Wejdź do tamtej szafy. Szybko- Szepnął mi do ucha. Już chciałam powiedzieć by się gonił, ale nie zrobiłam tego. Bo w końcu dotarła do mnie prawda: to Jacek wystrzelił korzystając z ataku Kariny. To on wyrwał broń przestępcom i strzelił do jednego z nich. A zatem zranienie Łukasza miało tylko przekonać przestępców iż jest po ich stronie dając nam cenny czas na ucieczkę oraz wprawić ich w konfuzję i wywołać zamieszanie. Ulga jaka na mnie spłynęła dodała mi sił.
A jednak udawał.
Udawał, że chce zrobić krzywdę Łukaszowi po to by przekonać  tych wszystkich kryminalistów do tego, że jednak zmienił front. A właściwie, że nigdy go nie zmienił tylko udawał po to by ze mną być. Mówił te wszystkie bzdury po to by by mu uwierzyli dając możliwość na atak. Znowu poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Bo mimo wszystko, choć jego słowa były tylko grą to jednak czułam, że wypowiadał je szczerze. On wciąż mnie chronił. A ja nie umiałam mu zaufać nawet teraz przekonana że chce mnie zdradzić czy pokochać go po raz kolejny. Bo moje serce należało do Łukasza…
Właśnie, gdzie jest Łukasz?!
Nie leżał w miejscu gdzie zostawiła go Karinka. Zaczęłam rozumieć, że on też domyślił planu Jacek i bierze w nim udział, bo właśnie strzelał do jednego z mężczyzn. Najwyraźniej postrzał Bończaka nie zrobił mu większej krzywdy. Przymknęłam oczy nie mogąc znieść przerażającego widoku. Potem jednak zmusiłam się do ich otwarcia.
Nie, nie mogłam dłużej robić z siebie ofiary, nie mogłam wciąż być osobą którą trzeba bronić. Ja też mogłam pomóc. Ostrożnie wstałam z kucek, po czym zauważywszy nienaładowaną już broń Jacka (miała tylko jeden nabój który wykorzystał strzelając do Łukasza), rzuciłam nią w jednego ze zbirów. Dałam tym szansę Kowalskiemu bo zmęczony i pobity nie miał szans w regularnej walce ze swoim przeciwnikiem.
W końcu pozostał tylko Aster i Karina, która z równym zapałem walczyła z Kluskiem. Przypomniawszy sobie co zrobiła dla Łukasza, że mimo wszystko jej porwanie uchroniło go od niechybnej śmierci z rąk biologicznego ojca rzuciłam się na niego od tyłu. Dzięki temu udało nam się go pokonać.
Jacek dalej zmagał się z Astrem, ale Łukasz celował z niego z pistoletu tak jak i Bończak. Przestępca uśmiechnął się.
- I co teraz? Zabijecie mnie? I tak nigdy stąd nie wyjdziecie.
- Wręcz przeciwnie.- Odparł mu Jacek.- Ty będziesz naszą ochroną.
Uderzył wściekłego Astra w głowę by go trochę zamroczyć, po czym kazał Łukaszowi otworzyć sobie drzwi. Nie było czasu na jakąkolwiek rozmowę poza wskazówkami, że mam iść zaraz za Jackiem.
- Karina, pomożesz mi?- Spytał ją mój były mąż.- Nie dam rady sam iść.
- Jasne.- Stłumiłam poczucie zdrady i iskierkę bólu, bo przecież wiedziałam czemu to właśnie Karinę o to poprosił. Wiedział że ja jestem w ciąży a poza tym Karina mogła im się na coś przydać. Była obeznana z bronią i z pewnością lepiej ode mnie się broniła. Ale też była naszym wrogiem! W końcu to ona porwała Łukasza: nieważne w jakim celu. Jak on mógł teraz pozwalać jej się obejmować?!
- Karolina, jesteś gotowa?- Usłyszałam swoje imię.
- Tak.- Oczekiwałam na zewnątrz całego batalionu, ale czekał na nas tylko facet z blizną i dwóch innych. Widząc wycelowaną w głowę Astra broń każdy z nich wyciągnął swoją.
- Spokojnie.- Rozkazał Jacek.- Strzelę mu w łeb jeśli któryś z was zrobi to samo, jasne?- Gdy skinęli głowami dodał.- Dajcie mi telefon. Ogłuchliście? Telefon.- Jeden z nich niepewnie rzucił komórkę w naszą stronę. Bończak gestem kazał mi ją.- Wykręć numer.
- Jaki numer?- Spytałam zdenerwowana.
- Na policję, idiotko.- Warknęła na mnie Karina. Poirytowała skinęłam głową.
- Jasne.
- Nie zdołacie stąd uciec. Zastrzelą was jak psy.
- W takim razie ciebie też Aster. No już, ruszamy. Tylko bez sztuczek.
- Sukinsyn.- Roześmiał się w odpowiedzi tamten. Wyglądał raczej na rozbawionego wziąwszy pod uwagę jego sytuację.- Naprawdę niezły z ciebie gracz, Tomi.
- Dziękuję za komplement. – Odparł mu Jacek.- Łukasz, Karina rozglądajcie się do tyłu. Któryś z nich może wystrzelić.
Ostrożnie posuwaliśmy się na zewnątrz, a ja wykonałam szybki telefon na policję. Nie bardzo wiedziałam gdzie się znajdujemy, ale Jacek pomógł mi ocenić mniej więcej naszą lokalizację.
Gdy wyszliśmy z korytarza Łukasz kazał nam przystanąć.
- Będzie lepiej jeśli zostawimy je tutaj. Nie wiemy ilu jest na zewnątrz.
- Ja nie zostaję. Ta mimoza może to zrobić, ale nie ja.- Nie zgodziła się od razu Karinka.
- Daj już spokój, mam tylko dwie bronie.- Odparł jej Jacek. Zaraz jednak spojrzał na Łukasza.- Niech idzie z nami. Może zrobić krzywdę Karolinie.
- Nie zrobi. Będzie ją bronić. Prawda?- Spytał ją retorycznie Łukasza. W odpowiedzi prychnęła.- Karina?
- Nie zastrzelę jej, zadowolony? Nie mogę pojąć co wy w niej widzicie.- Już miałam się odezwać, że ja w tej chwili sama nie mam pojęcia, ale sytuacja nie nastrajała mnie do żartów. Robiło się niebezpiecznie.
- Dobrze, w takim razie schowajcie się. Karolina, masz tę nienabitą broń? Nikt o tym nie wie. Gdyby coś się działo straszcie nią innych.
- Jasne.- Odpowiedziałam im. Nie mogłam zrozumieć co się właściwie dzieje; to wszystko było za szybkie i zbyt zawiłe jak na moje możliwości. Wiedziałam tylko, że idąca obok mnie dziewczyna każąca schować się za jednymi drzwiami w jakimś schowku porwała mi byłego męża. Jednak po to aby go chronić.
Ten sam Jacek którego uważałam za swojego przyjaciela postrzelił Łukasza; zrobił to jednak po to by zmylić Astra.
On z kolei był ojcem Łukasza i Pawła i zabił swojego młodszego syna bez mrugnięcia okiem to samo chcąc zrobić z drugim.
Sam Łukasz natomiast poprosił o pomoc Karinę, która przecież wiedziała gdzie był przetrzymywany porwany Kubuś.
Od tych rozmyślań miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam kto jest moim przyjacielem a kto wrogiem. Okazywało się, że każdy medal ma dwie strony,  a poza bielą i czernią są jeszcze mniej lub bardziej intensywne odcienie szarości. Kto tu był tak naprawdę całkowicie dobry lub całkowicie zły? Oczywiście poza Astrem? On zdecydowanie wiódł prym jako czarny charakter.
- Zostań tu. Ja pójdę im pomóc.- Rozkazała mi w pewnej chwili Bajkowska.
- Raczej po kogoś by mnie zabił.- Odpowiedziałam jej nieufnie. Bo przecież mogła to zrobić. W końcu stałam jej na drodze do szczęścia z Łukaszem.
- Gdybym chciała to zrobić już bym to zrobiła. Chcę tylko sprawdzić czy można wyjść z budynku przez ogród i schronić się w lesie.
- Idę z tobą.
- A co gdy cię zastrzelą?
- Ciebie też mogą.
- Nie udawaj że cię to obchodzi.Jeszcze przed chwilą uważałaś, że chcę cię zabić. - Zakpiła- Zostań tu.
- Dobrze.- Zgodziłam się niechętnie.- Dziękuję.- Dodałam cicho postanawiając jej zaufać. Nie byłam nawet pewna czy mnie słyszy. Wymamrotała pod nosem coś w stylu: może i nie jest tak nic nie warta jak sądziłam i odeszła. A ja zaczęłam się zastanawiać czy mówiła o mnie.
Siedziałam w schowku przez kilkanaście minut, może dłużej. W zamknięciu nie docierały do mnie praktycznie żadne dźwięki. Tylko jeden raz słyszałam obok siebie kroki dochodzące z korytarza, ale szybko umilkły. Bałam się, że przestępcy zabiją i Łukasza, i Jacka, i Karinę zostawiając mnie tu samą. Zaraz jednak ganiłam się za te myśli. To oni narażają dla mnie życie a ja martwię się tylko o siebie? Tyle, że ja przecież nie byłam sama. To dziecko…nie mogłam znów ryzykować że coś będzie nie tak. To mogłoby mnie znowu załamać. I  nawet radość z odnalezienia Łukasza przyćmiłaby wszystko.
- Jesteś tu?- Słysząc znajomy głos odetchnęłam z ulgą. To była Karina. Ostrożnie uchyliłam wieko.
- Tak.- Wychodź. Musimy spadać.
- Z Łukaszem wszystko w porządku? – Zanim odparła, zauważyłam że się zawahała.
- Tak.
- Na pewno?
- Tak. A teraz już cicho. Musimy być ostrożne.- Karina miała przy sobie pistolet, więc czułam się dość bezpiecznie ale mimo to postępowałam z jej wskazówkami.- Policja już tu jest, ale jeszcze dopiero wchodzą do budynku, więc jakiś zbir może się kręcić tu w środku.
- Złapali ich? I Astra?
- Na to wygląda.- Odparła mi. Odetchnęłam z ulgą. To wszystko, mimo koszmarnego początku przebiegło dość sprawnie. Udało nam się odbić Łukasza, zapuszkowano przestępców. Mimo to…coś nie dawało mi spokoju. Bo poszło łatwo. Za łatwo.
- Więc co się dzieje?
- Hm?
- Czemu masz taką minę?
- Nic. Po prostu…postrzelili Jacka.- Słysząc to poczułam ból w okolicy klatki piersiowej. Wiedziałam, że gdyby to była nic nie znacząca ranka Karina nie mówiłaby tego tak poważnym tonem.
- Gdzie on jest?
- Właśnie miałam zamiar ci pokazać. Chciał cię zobaczyć.- Szybko pokonałyśmy resztę drogi na nikogo się nie natykając. Jednak tuż przed wyjściem Karina się zatrzymała.
- Co robisz? Nie idziesz ze mną?- Spytałam jej.
- Nie.- Odparła.- Ja muszę spadać. Nie chcę by mnie tu znaleziono.
- Czekaj- Chwyciłam ją za nadgarstek. W końcu przypomniałam sobie kim była: córką Bajkowskiego który od lat zajmował się czarnymi interesami. A ona jak się okazywało była jego nieodrodną córką.- Więc chcesz uciec?
- A mam jakieś wyjście?
- Nie możesz…- Zaczęłam, ale zaraz mi przerwała.
- Zrobię to tak czy inaczej: nie spędzę życia za kratami. Więc lepiej mnie puść jeśli chcesz zobaczyć jeszcze Jacka żywego.- Spuściłam na moment głowę. Czy Bończak naprawdę był umierający? A może to zwykły wymysł tej przestępczyni? Tyle, że mi pomogła. Poza tym…kim byłam by to mówić? Karina przypatrywała mi się w milczeniu.
- A więc idź.- Odezwałam się cicho puszczając jej dłoń. Moja reakcja ją zaskoczyła.
- I tak po prostu mi na to pozwolisz? Ty?
- Tak.- Odparłam jej o dziwo szczerze. W tej chwili zrozumiałam co miał na myśli Łukasz, Jacek oraz Maciek mówiąc o tym, że wypuszczając małą płotkę można złapać większego przestępcę. Karina nie była kryształowa: miała na sumieniu śmierć Kuby i nigdy jej tego nie wybaczę, ale z drugiej strony przecież powiedziała że Aster chciał wykorzystać go do własnych celów. Może więc mój synek uniknął gorszego losu: losu tresowania go na przestępcę? Poza tym Bajkowska pomogła mi ocalić Łukasza. To ona ukrywała go przez jego własnym ojcem który chciał go zabić. To Aster był mózgiem całej operacji: to on wszystko zlecił. Policjanci go schwytali: Karina nie była już nikomu potrzebna. Ale mimo to ostrzegłam ją:- Ale nigdy więcej nie próbuj mieszać się w życie Łukasza. Obiecaj mi to.
- A ty mi uwierzysz?- Zakpiła.
- Tak. Daruję ci wszystko, bo uratowałaś mu życie. I moje dzisiaj też. Ale niczego więcej nie oczekuj: gdy tylko stąd znikniesz a ja spotkam cię w swoim otoczeniu bez wahania zadzwonię na policję. Rozumiesz?
- Jasne. A jednak…- Mrugnęła.
- Jednak co?
- Jednak go kochasz. I jesteś jego warta.- Dokończyła po czym delikatnie wypchnęła mnie na zewnątrz. A ja wolnym, nieco otępiała zaczęłam iść w kierunku który mi wskazała. Dopiero kilkadziesiąt sekund później przypomniałam sobie o Jacku i ostatnią część trasy pokonałam biegiem. Zapomniałam o Karinie która chciała uciec; nie obchodziło mnie to. W końcu pomogła  nam ocalić Łukasza i wydostać się z tego budynku. Chociaż…może od początku cała ta sytuacja była podstawiona? Nie byłam pewna co było zaplanowane a co czysto spontaniczne. Chociaż to jak Bajkowska groziła mi i Jackowi pistoletem nie wydawało się kłamstwem. Na razie jednak nie chciałam się nad tym zastanawiać. Teraz myślałam tylko o Jacku.
Na skraju polany stała już karetka i kilka wozów policyjnych: zauważyłam też jednego z funkcjonariuszy z CBŚ, dawnego przyjaciela Łukasza Artura. Razem z innymi policjantami pomagał „wejść” do radiowozu naszym porywaczom. Szybko rozejrzałam się widząc, że jeden z pielęgniarzy opatruje ranę mojego byłego męża. Poczułam ulgę i chciałam do niego podejść ale zauważyłam, że kilku następnych z noszami klęczało na ziemi kilka metrów dalej. To właśnie tam podbiegłam.
Ujrzałam to czego obawiałam się najbardziej: Jacka pokrytego krwią. Z jego piersi mimo zdecydowanego ucisku lekarza wciąż przesiąkała świeża krew. Ostrożnie przyklęknęłam obok niego mimo sprzeciwu pielęgniarza.
- Karolina.- Wyszeptał a na jego wargach pojawił się cień uśmiechu.
- Tak to ja.- Próbowałam odpowiedzieć mu tym samym, ale nie potrafiłam. Zwłaszcza gdy w kąciku jego ust ujrzałam strużkę krwi. Wiedziałam co ona oznacza.
- Ura…uratowałem go. Dla…ciebie. Do…myśli…łaś się, pra…prawda?- Mówiąc to niemal charczał plując krwią.
- Cii, nic nie mów.
- Umieram. Tym ra…zem na..prawdę.
- Nie, wyzdrowiejesz. Dasz radę. Tylko nic nie mów.
- Wy..bacz mi…nie chcia…chciałem go zra…nić.
- Wiem, proszę nic nie mów. Błagam.
- Znów to sa…mo co? De…deja vu. Tak to się mówi?
- Och Jacek.- Nie mogłam powstrzymać się od szlochu. Bo to wcale nie było żadne deja vu. To co stało się prawie 8 lat temu gdy tak jak wtedy zostałam porwana skończyło się pozytywnie dla wszystkich. Teraz byłam pewna, że Jacek umrze.
- Ko…kocham cię. Tak bardzo cię…- Nie mając pojęcia jak go powstrzymać przed kolejną utratą krwi przyłożyłam mu wargi do jego ust. Czułam na nich ciepłą krew wymieszaną z moimi własnymi łzami. Potem gładziłam jego twarz. Potworny ból wypełnił moją głowę oskarżeniem.
Zniszczyłam go.
Zniszczyłam życie młodemu mężczyźnie który w sytuacji zagrożenia nie zawahał się poświęcić swojego. Dla uratowania mężczyzny którego kochałam.
- Och Jacek, tak mi przykro. Wybacz mi- Łkałam. Bończak przymknął oczy.  Zauważyłam, że kąciki jego zakrwawionych warg unoszą się do góry.
- Karolina?- Słysząc za sobą głos Łukasza odwróciłam się w jego stronę patrząc mu błagalnie w oczy. Był blady i wyglądał na zmęczonego: na dodatek z jego ramienia wciąż ciekła krew, ale ja jakby tego nie widziałam. Widziałam tylko jak na moje nieme pytanie o stan zdrowia Jacka pokręcił jednak tylko głową. Tak jak i ja wiedział, że nic się już nie da się dla niego zrobić. To był koniec. Agonia.
- Bądź..cie. Szczę…śli…wi.- Wystękał jeszcze z trudem Jacek. Teraz z kolei ja poczułam uczucie deja vu. Ale zaraz potem Bończak zamknął oczy, a jego ciepły uśmiech zastygł. Już na zawsze.

8 komentarzy:

  1. O, Boże tego się nie spodziewałam....
    Poryczałam się jak bóbr.
    Szkoda mi Jacka, bardzo szkoda, ale swoja postawą odkupił swoje przewinienia.
    Wzruszający rozdział, szczególnie końcówka.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę tylko nie to ! To nie może być prawda niech on jednak żyje ! Tak bardzo ją kochał ,tyle dla niej zrobił był przy niej cały czas jak anioł stróż gdy ona była załamana . To on najbardziej zasłużył na jej miłość a teraz umierał a raczej już umarł ? Najpierw Kubuś teraz on ;(((((((((((((((( Rycze jak głupia nie mogąc doczytać końcówki ;c Boże ja chce jeszcze Jacka ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże nie mogę potrzymać się od łez Jacku wróć!! ;(((((((((((((((((((

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam z zapartym tchem. Dawno żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia! Naprawdę! Końcówka zaskakująca, baaaardzo zaskakująca. Dla Karoliny takie szczęście w nieszczęściu. Łukasz się odnalazł, a Jacek..no cóż chyba wiemy :(
    Część zarazem smutna i szczęśliwa :(
    Pozdrawiam, Kinga

    OdpowiedzUsuń
  5. nie spodziewałam się że się poryczę....już myślałam że to koniec że jacek na prawdę mówił a tu zrobił coś tak niezwykłego dla Karoliny...szkoda że musiał umrzeć , nie powinien :( ona i tak wybrałaby Łukasza bo to jego zawsze szczerze kochała a jacek mógłby być dobrym przyjacielem

    OdpowiedzUsuń
  6. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Szkoda Jacka swoim czynem udowodnił, że kochał Karolinę. Mam nadzieje, że teraz Łukasz i Karolina będą wreszcie szczęśliwi. Czekam na następny rozdział(pewbie ostatni). Pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  7. i tak nie ufam Jackowi,sory :/ Łukasz jak zwykle bohaterski, liczę jeszcze na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  8. wow ale koniec rozdziału, świetnie piszesz:)
    nie wydaje mi się żebyś tyle wątków zamknęła w jednym rozdziale:)
    przecież jest śmierć Jacka, dziecko Pawła Astra Adaś, któremu Karolina obiecała że jeszcze się zobaczą, odnalezienie Łukasza no i w końcu wyjaśnienie całej sytuacji miedzy Karoliną i Łukaszem , czekam na kolejny rozdział/y :) ciekawi mnie jako to zakończysz:)

    OdpowiedzUsuń