Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 grudnia 2014

Od nienawiści...do miłości? (XXXII)

Krzysiek niosąc mnie do swojego łóżka wciąż nie odrywa ode mnie
zgłodniałych warg. Ledwie próbuję powstrzymać się od śmiechu gdy przez to
prawie zderzamy się z masywnym krzesłem stojącym na środku pokoju. A
właściwie to on się zderza.
– Cholera- zaklina pod nosem i odrywa się na chwile ode mnie, dalszą trasę
pokonując już z otwartymi szeroko oczami. Delikatnie odkłada mnie na
łóżko by po chwili zrobić to samo. Znów patrzy na mnie takim
zniewalającym spojrzeniem, że nie jestem w stanie oderwać od niego
oczu. Potem pochyla się nade mną całując i pieszcząc dłońmi moją szyję,
ramiona, kark. Nie jestem w stanie powstrzymać się od utrzymania rąk
przy sobie, więc również gładzę jego ciemne włosy i smukłe plecy.
Potem, Krzysiek powoli zsuwa się coraz niżej aż dochodzi do miejsca
gdzie zaczynają się guziki mojej piżamy. Wtedy odrywa jedną dłoń i
zaczyna mi je wolno rozpinać. Jeden po drugim. Robi to tak umiejętnie,
że tylko lekki dreszcz wywołany zimnem informuje mnie o tym. Ale
szybko nakrywa mnie swoim ciałem, tak że już dłużej nie mogę o tym
myśleć.
– Ty też- szepczę do niego tuż przy uchu. Z uśmiechem na ustach,
doskonale wiedząc o co mi chodzi, podrywa się do pozycji siedzącej
pociągając mnie za sobą tak, że teraz siedzę na nim okrakiem.
– W takim razie mi pomóż- mówi obejmując i pieszcząc z tyłu moje plecy.
Ja tymczasem staram się jak najszybciej poradzić sobie z maleńkimi
czarnymi guziczkami. Po kiego licho jeszcze przed chwilą tak dokładnie
pozapinałam? Gdy jestem tak skupiona na wykonywanym zadaniu on
patrzy na mnie lekko kpiarsko.
– Chyba jednak ci pomogę- odzywa się biorąc moje dłonie w swoje powoli
nakierowując je na właściwe miejsca. Patrzy mi przy tym prosto w oczy a
ja pod wpływem tego hipnotyzującego spojrzenia również nie mogę
odwrócić wzroku. Przełykam głośno ślinę gdy ostatni guzik jest już
rozpięty. Wtedy Krzysiek puszcza moje ręce opierając swoje na moich
biodrach. Nadal niepewna, drżącymi dłońmi delikatnie zsuwam mu
koszulę z ramion. On ściąga ją całkowicie znów kładąc sobie moje ręce
na ramionach jakby wyczuwając moje wahanie. Gdy jego płaski brzuch
styka się z moim niemal czuję burzę wewnątrz swego ciała. Staram się
przysunąć do niego jeszcze bliżej, nadal nie odrywając ust od jego warg.
Wtedy znów popycha mnie lekko do pozycji leżącej. Jego pocałunki stają
się coraz bardziej zachłanniejsze, a język wciąż drażni wnętrze moich ust
podsycając tylko obezwładniające pragnienie i przyjemność. Dlatego gdy
nagle odrywa się od nich mam ochotę protestować. Ale okazuje się, że
pocałunki na ramionach są znacznie bardziej rozkoszne.
– Ślicznie pachniesz...- mruczy gdzieś koło mojego brzucha wywołując
delikatne łaskotanie.- To wanilia?
– Nie, tofii. Świetny balsam, prawda? Jeśli chcesz kupię ci taki sam.
– Och, ty- gryzie mnie w ramię gdy wybucham śmiechem. Potem delikatnie
zsuwa mi z prawego ramienia ramiączko od stanika. Z drugim robi to
samo. Nic nie mogę poradzić na to, że czuję się niezręcznie. Dopiero gdy
jego usta znów są na moich zapominam o skrępowaniu czy nieśmiałości.
Nawet wtedy gdy jestem naga od pasa w górę.
– Kocham cię- szepcze mi w ucho Krzysiek błądząc rękoma gdzieś po
moich plecach- Boisz się?
– Nie, ale nie powiem żebym czuła się pewnie. Gdy tak na mnie patrzysz...
– Bo jesteś piękna- przerywa mi znów mocno całując. A gdy czuję na
piersiach jego dłonie momentalnie wciągam ustami powietrze.- Możemy
przerwać w każdej chwili...- mruczy mi kojącą.
– Nie. To bardzo przyjemne...to dlatego.
– Cieszę się.- mówi mocniej je pieszcząc i gładząc. Powoli zsuwa się niżej
aby pokryć pocałunkami również tę cześć mojego ciała.
– Boże- nie jestem w stanie powstrzymać głośnego krzyku gdy
bezwstydnie bierze do ust jedną z nich. Bo to coś w głębi mnie narasta
coraz bardziej. Coś mrocznego i grzesznego które domaga się
natychmiastowego zaspokojenia. Nie jestem w stanie już dłużej tego
znosić ani w ogóle myśleć o czymkolwiek innym poza dotykiem, jego
chrapliwym oddechem i wrażeniach jakie wywołuje to na moim ciele.
Rano budzi mnie łaskotanie w szyję. Marszczę gwałtownie nos pocierając
palcem urażone miejsce, ale delikatny jak piórko dotyk się powtarza. Wtedy
postanawiam szczelniej przykryć się kołdrą, ale coś krępuje moje ruchy.
Dopiero ten fakt zmusza mnie do otwarcia oczu. I nagle czuję się zupełnie
zdezorientowana: bo śpię w nieznanym mi miejscu, całkiem goła, a obok mnie
leży szczerzący się do mnie Krzysiek dmuchający mi w szyję. I gdy już chce
zapytam co się do diabła dzieje, przypominam sobie wydarzenia z ostatniej
nocy. I momentalnie palę buraka.
– Cześć- wita się ze mną Kamiński rozbawiony moim zakłopotaniem.
Wykrzywiam wargi w uśmiechu.
– Cześć- odpowiadam sztywno i daję nura pod kołdrę. Bo w mojej głowie
pojawia się wizja tego co dzisiaj zaszło: jego nagie ramiona, brzuch, nogi
i w ogóle...wszystko! I jeszcze pewnie teraz jest nagi. O mój Boże. Po
chwili słyszę jego wesoły śmiech.
– No już Śpiąca Królewno, już po dziesiątej, powinniśmy wstać.
– Więc idź już stąd- odzywam się nadal szczelnie zamknięta w kokonie
kołdry przez co mój głos wydaje się być odrobinkę przytłumiony.
– Agnieszka, przecież nie masz powodu do wstydu.- Nie mam powodu do
wstydu? Ja nie mam powodu do wstydu?! No dobra: nie mam, ale to nie
zmienia faktu, że w tej chwili nie chcę go widzieć.
– Więc może pójdziesz do kuchni i zostawisz mnie samą?- pytam
wychylając się lekko zza kołdry. Wtedy on, z głośnym westchnieniem
irytacji wstaje.
– Hej, co ty robisz?!- pytam totalnie zaskoczona gdy zamiast po prostu
odejść podnosi mnie (zamkniętą w bezpiecznym kokonie kołdry) i sadza
sobie na kolanach. Z ulgą dostrzegam, że ma na sobie chociaż bieliznę.
Próbując się wyrwać muszę wychylić obie ręce. Ale wtedy kołdra
niebezpiecznie spada w dół. Aby ją podtrzymać, przestaje walczyć.
Trudno, jakoś to zniosę.
– Jak się czujesz?- pyta mnie składając delikatny pocałunek na moim
ramieniu (bo kołdra jednak trochę mi się zsunęła.)
– W porządku- mówię ze wzrokiem wbitym gdzieś w dół. Wtedy podnosi
moją głowę do góry bym na niego spojrzała. I o dziwo robiąc to wcale nie
jestem zażenowana.
– Na pewno?- upewnia się. Zaczynam czuć teraz wstyd, ale wynikający
raczej z mojego zachowania przed chwilą, a nie tym co zdarzyło się
dzisiejszej nocy. Bo przecież na udawanie urażonej niewinności jest już
za późno, a ja zachowuję się jak totalna idiotka. Na dodatek Krzysiek jest
zatroskany tym, że zrobił coś nie tak. Ostrożnie staram się wyciągnąć
rękę tak, żeby kołdra nie opadła za bardzo w dół.
– W porządku. Przepraszam- mówię gładząc go po policzku- dopiero teraz
zauważam, że odetchnął z ulgą- Po prostu gdy zobaczyłam cię dzisiaj po
przebudzeniu to...sama nie wiem. Poczułam się strasznie zażenowana tym
co się stało. Ale nie żałuję- dodaję szybko.
– Cieszę się- odpowiada mi całując w usta. Wolną dłonią obejmuję go za
szyję próbując to samo zrobić z drugą, ale wtedy kołdra zsuwa mi się z
piersi. Szybko ją poprawiam.
– Przecież i tak już wszystko widziałem- mówi próbując stłumić uśmiech.
– Ja też, więc po co ci te slipy?- pytam wymownie, ale z konsternacją
zauważam, że zsadza mnie ze swoich kolan zamierzając...- Nie!- krzyczę
powstrzymując go gestem dłoni. Wydaje się być tak rozbawiony, że
dopiero teraz orientuje się, że tylko mnie podpuszczał- Bardzo zabawne.
– Kocham cię- mówi szczerząc się do mnie jak dziecko. A ja nie potrafię
dłużej się na niego gniewać.
– Ja też cię kocham- odpowiadam mu wstając i przytulając do jego klatki
piersiowej.
– Dziękuję ci za tę noc. To wiele dla mnie znaczy.
– Dla mnie też. I to ja ci dziękuję.
– Ty mi? Za co?
– Za to, że byłeś wyrozumiały, czuły i delikatny.- odpowiadam trochę
zażenowana.
– Ach, myślałem, że za to, że nie obraziłem się na ciebie za te twoje fochy i
fanaberie przed chwilą.
– Hej...- biję go wyciągając jedną rękę. Śmieje się ze mną jeszcze przez
kilka sekund udając, że próbuje się bronić, aż w końcu mówi:
– Powinniśmy iść już coś zjeść. Umieram z głodu, a ty?
– W takim stroju?
– A czemu nie? Nie podobam ci się?
– Wcale a wcale- odpowiadam drocząc się z nim całując w usta. Myślę o
tym, że nie wiedziałam, że po wszystkim może być tak cudownie. Bo to,
że kochałam się z nim sprawiło, że czułam się z nim silniej związana, że
uwielbiałam go (o ile to w ogóle możliwe) jeszcze mocniej. On też chyba
dostrzegł to, że teraz wszystko między nami się zmieniło. Widziałam to w
jego spojrzeniu: tę nieznaną mi jeszcze czułość w oczach, która
powodowała, że wewnętrznie cała topniałam. Sama nie wiem kiedy
zarzuciłam mu ramiona na szyję wcale nie martwiąc się skrępowaniem.
Ale on przysunął mnie jeszcze bliżej siebie nie pozwalając nakryciu
opaść. - Dziękuję- mówię gdy kończy pocałunek.
– Nie zrobiłem tego dla ciebie tylko siebie. Jeśli dalej będziesz mnie tak
kusić i prowokować to...
– To co?- pytam z błyskiem w oku.
– Patrzcie ją: teraz w ogóle się nie wstydzisz? A kto jeszcze parę minut
temu bał się wychylić nosa zza kołdry?
– To było dawno.- odpowiadam stając na palcach i gryząc go lekko w ucho.
W końcu udaje nam się ubrać i zejść do bufetu na śniadanie. W duchu
zastanawiam się czy ci wszyscy ludzie wiedzą, że dzisiaj stałam się prawdziwą
kobietą. Kobietą Krzyśka. W takim razie on jest moim mężczyzną. Wow. Gdy
wrócę Andżela powinna być ze mnie dumna. W wieku dwudziestu i pół lat
straciłam dziewictwo, czyli niemal półtora roku później niż statystyczna Polka,
więc chyba nie jest aż tak źle? No dobra: jest. Ale najważniejsze jest to, że...
– Zjesz coś wreszcie czy nadal będziesz w świecie swoich marzeń?-
wyrywa mnie z rozmyślań głos „mojego mężczyzny”
– Przecież jem- odpowiadam na potwierdzenie biorąc kęs jajecznicy.
– Ciekawe co tak bardzo cię pochłania- pyta z błyskiem w oku. Nie daję się
sprowokować.
– Zastanawiałam się nad sesją. Chyba powinniśmy już wracać żebym
mogła się pouczyć.
– Przecież to dopiero za miesiąc- zapewnia mnie pospiesznie, a ja nie mogę
powstrzymać uśmiechu.-Ty...podpuszczasz mnie, tak?
– Ja? Skądże- zapewniam śmiejąc się już na całe gardło (oczywiście na tyle
głośno na ile pozwala mi na to sala pełna ludzi w bufecie)- Chciałeś tu
zostać do nowego roku?
– Prawdę mówiąc to nie, bo chłopaki organizują imprezę sylwestrową, ale
jeśli chcesz, możemy tu zostać.
– Nie, powinniśmy pojawić się na tej imprezie. Nie musisz zmieniać
planów.
– Aby być z tobą mogę je zmieniać na okrągło.- mówi dotykając palcem
wskazującym mojego nosa. Potem wciąż wpatruje się we mnie tak
intensywnie, że nie jestem w stanie nic przełknąć (bo nie lubię gdy ktoś
patrzy na mnie jak jem)
– Co znowu? Ubrudziłam się?
– Nie- odpowiada kręcąc głową- Po prostu lubię na ciebie patrzeć.
– Ale nie wtedy gdy jem.
– Skąd wytrzasnęłaś te wszystkie dziwactwa?
– Jakie znów dziwactwa?
– Nie lubisz jak ktoś patrzy się na ciebie gdy coś akurat jesz, w normalnych
sytuacjach reagujesz zupełnie inaczej niż przeciętny człowiek, a twoje
porównania po prostu sprawiają, że opadają mi ręce.- gromię go
wzrokiem- Ale i tak jesteś urocza- mówi puszczając do mnie oko.
Potem, gdy spacerujemy po parku karmiąc zziębnięte dzikie kaczki nad rzeką
(tzn ja sądzę, że są zmarznięte. No bo w końcu jest zima, prawda?) trzymam
Krzyśka za rękę prawie wcale jej nie wypuszczając. I czuję się tak lekko i
radośnie jak nigdy dotąd. Nawet przestaje mnie już denerwować to, że za
każdym razem przyłapuje Kamińskiego jak na mnie patrzy. Ale skoro tego
chce...
– Wiesz, jestem szczęśliwy- mówi mi w pewnej chwili- Tak bardzo, że nie
chciałbym aby to się kiedykolwiek skończyło- szybko przełykam ślinę.
No bo jego stwierdzenie sugeruje, że jednak ten koniec musi kiedyś
nastąpić.
– Ja też. Nie wiem jak poradzę sobie bez ciebie gdy znów wyjedziesz.
– Jakoś to wytrzymamy- mówi wyciągając swoją rękę z mojej dłoni i
obejmując mnie z boku za szyję- Bo wytrzymamy, prawda?
– Jasne, że tak. A może masz ochotę już ode mnie zwiać, co?- pytam żeby
rozładować atmosferę.
– Nigdy nie będę cię miał dosyć- mówi poważnie. Ale mimo wszystko
nadal jest czymś dziwnie zamyślony.
Kolejne dni mijają nam niepostrzeżenie na wspólnych kłótniach, godzeniu się,
przekomarzaniu i...innych przyjemnych rzeczach, które można robić w łóżku.
Dlatego gdy nadchodzi czas powrotu jestem rozczarowana, że to już koniec.
– Przecież niedługo znów gdzieś pojedziemy razem obiecuje- zapewnia
mnie Krzysiek gdy jedziemy autobusem na który go namówiłam. (bo
oczywiście chciał wynająć taksówkę)
– Wiem. Ale niedługo znów będziesz musiał wyjechać na uczelnię i
spotkamy się dopiero w przyszły weekend.
– Naprawdę cię nie poznaje- próbuje się ze mną droczyć, ale mi wcale nie
jest do śmiechu. Mimo to z trudem się odwzajemniam.
– No bo kto będzie mnie odbierał po pracy...- próbuję zażartować, ale jakoś
mi nie wychodzi. Więc postanawiam zamilknąć.
– Więc może wybierzemy się na zakupy? Masz coś na dzisiejszy wieczór?
– Nie wiem. Mam jakąś sukienkę.
– Więc się nad tym nie zastanawiałaś? No no no, to duży plus mieć
dziewczynę, która nie dba o to jak wygląda.
– Chcesz powiedzieć, że wyglądam jak obdartuska?- chwytam go za słowo.
– Ależ skąd. Po prostu nie marudzisz przy wyborze stroju jak inne
dziewczyny.
– A skąd to niby tak dobrze znasz inne dziewczyny, co?
– Ej, nie bądź taka drobiazgowa.
– Dobra już dobra. Więc gdzie chcesz jechać?
– Zgadzasz się?- pyta zdziwiony. Mrożę oczy.
– W sumie może być zabawnie. Zobaczysz jaka jestem zdecydowana i jak
bardzo nie przeszkadza mi to co mam na sobie.
– Tylko mnie tak straszysz, prawda?
Ale po raz kolejny potwierdził się mit, że zakupy z facetem nie należą do
przyjemności. Krzysiek wciąż kazał mi przymierzać stosy różnych sukienek
wcale nie dbając o ich cenę, a gdy któraś podobała (oczywiście w cenie w
granicach rozsądku) się mi powtarzał, że jest za skromna. W końcu, nieźle
wkurzona, wzięłam z półki jedną z bardzo kusych, obcisłych i z głęboko
wyciętym dekoltem. A gdy tylko wyszłam on obrzucił mnie spojrzeniem od
stóp do głów i kompletnie mnie zaskakując powiedział:
– Świetna, ale nie na tę okazję.- potem zbliżając się do mnie z uśmiechem
wyszeptał tak abym tylko ja słyszała- Wolałbym aby nikt oprócz mnie cię
w niej nie widział. Włożysz ją kiedyś specjalnie dla mnie żebym potem
własnoręcznie mógł ją z ciebie zdjąć.
– Pomarzyć sobie możesz- odpowiedziałam mu z ironicznym uśmiechem
który tylko go rozbawił. W końcu, po ponad dwóch godzinach i
względnym kompromisie udało nam się wybrać odpowiednią suknię.
Gdy nadszedł wieczór razem wybraliśmy się na przyjęcie. Oczywiście nie
obyło się bez drobnych żartów o naszej nieobecności i wspólnym wyjeździe. A
ja mimo wszystko nie mogłam ukryć „tego czegoś” jak wyraziła się Andżelika.
– Opowiadaj, jak było?- zapytała mnie gdy tylko miałyśmy okazję znaleźć
się względnie same.
– Ale co?- chwilę udaję głupią żeby jeszcze bardziej ją zaciekawić i trochę
się podroczyć.
– Nie udawaj. Gołym okiem widać, że zniknęła ci z głowy ta aureora. Poza
tym patrzysz teraz na niego inaczej jakbyś chciała go schrupać, bo
wiedziała co ma pod spodem. Mów wreszcie.- niecierpliwi się.
– Tak- mówię ze śmiechem rozbawiona jej tłumaczeniem- Kochaliśmy się,
zadowolona?
– Nie, ze szczegółami proszę.
– Co mam ci mówić gdzie mnie całował i dotykał?
– A gdzie cie całował i dotykał?
– Andżela!- śmiejemy się razem rozbawione
– A jaki był po? No wiesz, to dużo mówi o facetach.- przypominam sobie
swoje zażenowanie pierwszej nocy i jego troskliwą reakcję o stan mojego
samopoczucia.
– Był wspaniały: wspaniały przed, po...i w trakcie też.
– Wow, ale mi powiedziałaś- udaje, że się boczy.- Przecież odkąd z nim
chodzisz kazałam zdać ci relacje z tego pierwszego razu.
– Przecież mówiłam ci, że było cudownie. I za pierwszym i za...-urywam
wiedząc, że właśnie popełniłam gafę. Ale Andżela już wszystko
podłapała.
– Czekaj, czekaj chcesz powiedzieć, że było ich więcej? No no no... zaraz
okaże się, że podczas wycieczki to była wasza główna rozrywka.
– Przestań, bo cię ktoś usłyszy.
– A niech słyszą, że moja przyjaciółka wreszcie odkryła tajemnice dobrego
seksu- uderzam ją w ramię- Ała, no dobra: kochania. Taka romantyczna a
przez całe pięć dni pieprzyła się jak królik.- mamrocze pod nosem moja
przyjaciółka
– Ej, bo zaraz sobie pójdę.- mówię ze śmiechem.
– Boże, ja tu niemal wybucham bo nie chcesz mi zdradzić najmniejszego
szczegółu, a ty się tylko wygłupiasz.
– I tak ci nic nie powiem, więc nawet nie próbuj.- stwierdzam
kategorycznym tonem, a gdy wypina mi język tylko się do niej
uśmiecham.
Potem podchodzę jeszcze do siedzącej w rogu sali Izy i towarzyszącego jej
męża Bartka. Izabela żali mi się na ból w plecach i opuchnięte nogi, ale jej
radosne ogniki w oczach mówią co innego. Bo może i nie planowała tego
dziecka, ale teraz jest z pewnością bardzo szczęśliwa.
– Więc rozwiązanie za trzy tygodnie?- pytam.
– Tak, choć w sumie może nastąpić w każdej chwili. Bardzo się boję.
– Będzie dobrze. Na pewno wszystko się uda.
– Łatwo powiedzieć- wzdycha ciężko- Czy wiesz jak ten mały potworek
kopie?- dodaje.
– Domyślam się. Myśleliście już nad imieniem?
– Oczywiście. Bartek upiera się nad Ksawerym, ale mi bardzo podoba się
Antoś. To takie słodkie imię...
– Ale Antoni już nie brzmi tak słodko- wtrąca się Bartek- Poza tym to mało
nowoczesne imię.
– Widzisz? Mam z nim tak cały czas. Zupełnie jakby nie wiedział, że
powinnam teraz unikać stresu.- dodaje patrząc na niego wymownie.
– O nie moja droga, nie będziesz mnie szantażować tym spojrzeniem
cierpiętnicy- przez chwilę jeszcze śmieję się z ich wspólnego droczenia
się, ale w końcu postanawiam opuścić ich maleńką prywatność. Wtedy
spotykam Karola.
– Jesteś wreszcie- odzywam się cmokając go lekko w policzek- Nie
widziałam cię już od listopada. W ogóle nie przyjeżdżałeś na święta?
– Wow, ale przywitanie- mówi z uśmiechem mrużąc sugestywnie oczy jak
zwykle wesoło- Nie, po tym jak wyznałem ojcu prawdę...jakoś nie układa
nam się najlepiej.- łapie go pocieszycielsko za dłoń.- Daj spokój, nie jest
tak źle. Po prostu musi się jeszcze trochę z tym oswoić i przetrawić. A że
cierpi na nadkwasotę...- wybucham śmiechem i ulgą, że jednak mój
przyjaciel czuje się na tyle dobrze żeby z tego żartować.
– A jak terapia? Już nie masz zamiaru poznać jakiejś seksownej
długonogiej blondyny i z nią spróbować?
– Jedyna długonoga blondyna z którą chciałbym to zrobić stoi obok mnie.-
odpowiada, ale na widok mojej miny dodaje- Nie martw się, tylko żartuję.
– To dobrze.
– To znaczy nie żartuje, ale....
– Karol!
– No co?- śmieje się ze mnie- Muszę trochę zepsuć ci humor, bo dzisiaj
cała promieniejesz.
– Aż tak to widać?
– Jasne. Jesteś z nim tak szczęśliwa, że nie potrafisz tego ukryć choćbyś
chciała. Dobrze, że spędziliście trochę czasu razem sam na sam. Ale i tak
z pewnością nie będzie wam łatwo.- jego stwierdzenie budzi we mnie
niepokój.
– A dlaczego ma nie być nam łatwo?- pytam go.
– No bo wiesz jak wyjedzie i nie będziecie się widywać...- urywa na widok
mojej miny- Czekaj, czekaj, nie powiedział ci?
– O czym?- pytam spodziewając się najgorszego.
– Dostał propozycję z CEEPUSU. Wyjeżdża na wymianę studentów w
przyszłym semestrze.

2 komentarze:

  1. Znalazłam pierwsze 4 części i były genialne i szukajac kolejnych znalazlam te, niby końcówkę. Czy jest gdzieś opublikowany środek opowiadania czy jest w nim taki przeskok czasowy od momentu w szkole gdy Krzysiek oświadczył wszystkim ze zostali niby para do teraz, czyli sceny w łóżku ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, na blogu są wszystkie części tego opowiadania, napisałam je i opublikowałam również na quku- niestety nie wiem czy wciąż jest tez tam dostępne.
      Pozdrawiam

      Usuń