Nazajutrz po kłótni Sylwią, akurat
wypadał dyżur Oskara w szpitalu. Jak zawsze całkowicie skupiał się na swojej
pracy- można powiedzieć, że miał rzadko spotykaną zdolność do oddzielania sfery
prywatnej od uprawianej profesji-, ale gdy tylko nadarzała mu się wolna chwili
podczas przerw między pacjentami czuł wściekłość na wspomnienie rozmowy w
pizzerii. Nie lubił wywiadów, nie cierpiał jak ktoś kogo poznawał
pytał: ile, co lub kiedy. Bo żeby poznać człowieka trzeba zaczynać od słów:
jaki lub jak. Pytać o ulubione momenty życia oraz o te które sprawiają smutek;
o najbardziej szaloną rzecz lub skryte marzenie. Nie o pracę, miejsce
zamieszkania lub liczbę rodzeństwa. To były tylko dane: dane które mógł
zdradzić ktokolwiek z otoczenia osoby nas interesującej. Tym bardziej nie
potrafił zrozumieć czemu Sylwia która doskonale wydawała się zdawać sobie z
tego sprawę nagle dała się podpuścić Darii i ponieść kobiecej ciekawości.
Przynajmniej tak sobie to tłumaczył, bo jakaś cząstką własnej podświadomości zdawał sobie również sprawę, że jego zachowanie i złość były irracjonalne. I że to on, a nie Sylwia zachował się jak osioł.
Ale potem gdy wrócił do domu i porządnie
się wyspał no i- co tu udawać- zatęsknił za Kukulską- dał sobie z tym spokój. To znaczy z rozmyślaniem. Czas złagodził jego emocje i pozwolił spojrzeć na całość z dystansu: Sylwia nie
miała pojęcia jaki ból mu sprawi budząc dawno uśpione emocje i miała prawo
chcieć czegoś się o nim dowiedzieć. W końcu niby od kogo miała to zrobić?
Koniec końców wolał by to on zaspokajał jej ciekawość a nie któreś z rodzeństwa
Drwęckich.
W związku z tym kolejnego dnia z
niecierpliwością wyczekiwał końca pracy Kukulskiej by móc się z nią zobaczyć.
Nie przewidział tylko, że ona z kolei będzie czuła się urażona choć i
zaskoczona gdy zjawił się pod budynkiem i czekał na nią na parkingu.
- Co tu robisz? Przecież nie byliśmy na
dzisiaj umówieni.
- Przyszedłem przywitać się z Piotrkiem,
trochę się za nim stęskniłem.- Odparł jej Lenarczyk. Sylwia spojrzała na niego
z irytacją dobrze wiedząc, że żartuje. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Bo
i nie wiedziała co miałaby niby powiedzieć. Nie znała jeszcze intencji Oskara,
nie wiedziała jaki jest powód jego wizyty. No i co tu ukrywając: czekała na przeprosiny.
Ale się ich nie doczekała.- To co, wsiadasz czy wolisz tłuc się autobusem?-
Spytał przerywając dłużącą się już ciszę. Ale zamiast spodziewanej odpowiedzi „tak”
lub „nie” usłyszał lekko urażone:
- Jeżdżę tramwajem a nie autobusem.
- Jaka to różnica?
- Znaczna.- Odparła mu, ale posłusznie
wsiadła do jego auta. Nadal nie wiedziała jak ma odnosić się do niego po
wczorajszej kłótni, bo on najwyraźniej postanowił udawać, że nic się nie stało.
Może ona też powinna?- Jesteś na mnie zła?- Spytał wprost gdy wyjechali z
parkingu.
- Nie, po prostu nie rozumiem. Czasami
mówisz o przerażających rzeczach z takim spokojem jakbyś mówił o pogodzie. To
nie jest całkiem normalne.
- Taki już jestem.- Wzruszył ramionami
postanawiając się darować sobie jej ostatnią uwagę. Między Bogiem a prawdą sam
czasami się zastanawiał czy wszystko z nim w porządku
- Ale ja nie potrafię tego pojąć.
Odnoszę wtedy wrażenie, że traktujesz mnie jak małą naiwną dziewczynkę która o
niczym nie ma pojęcia. A potem czerpiesz satysfakcję z faktu, iż możesz się ze
mnie ponabijać.
- Na pewno nie: zdecydowanie w łóżku nie
traktuję cię jak małej dziewczynki.
- Oskar, mówię poważnie.
- Ja też.- Odparł jej, a ona głośno
westchnęła.
- Chyba będziemy musieli porzucić ten
temat bo nic rozsądnego nie wyniknie nam z tej rozmowy, prawda?
- Zawsze wiedziałem, że jesteś bystra.-
Mrugnął udając brawurę podczas gdy tak naprawdę tchórzył. Wciąż bał się
rozmawiać o Adrianie, tego że otworzy jakąś niewidzialną przegródkę w swoim
sercu której znów przez wiele miesięcy nie będzie potrafił zamknąć.
- A więc dobrze, niech będzie po
twojemu. Koniec wypytywania skoro chcesz pozostać taki tajemniczy.
- Darię też miałaś na myśli?
- Tak, wystarczy mi świadomość, że nie
jesteś psychopatą czy mordercą. Bo nie jesteś, prawda?
- Tak myślę. Ale pozytywnie
przechodziłem wszystkie badania lekarskie, więc chyba się liczy.
- Oskar… jesteś niemożliwym żartownisiem.
- To komplement?
- Sam się domyśl. Aha, i chcę tylko
jeszcze dodać, że nie chciałam cię w tamtej pizzerii wypytywać; nie to było
moim zamiarem.
- Więc po co…?
- Bo chciałam cię zrozumieć. To wszystko.-
Odpowiedziała, a on poczuł że uśmiech zamiera mu na ustach. Miał ochotę zapytać
ją dlaczego, ale powstrzymał się od tego. Nie chciał drążyć tego tematu, choć
jednocześnie tego pragnął. I nie miał pojęcia dlaczego, a ten fakt sam w sobie
wydawał się być niepokojący. Bo nie chciał by patrzyła głębiej.
- Dobrze, więc co ty na to byśmy zjedli
spóźniony obiad albo wczesną kolację?
- U ciebie?
- U mnie raczej nic nie ma, więc
myślałem o restauracji.
- Zawsze jadasz na mieście?
- Zwykle wystarcza mi szpitalna
stołówka, choć nie mają tam niestety rarytasów.
- Przecież mogę coś ugotować u siebie.
Skoczymy tylko do sklepu i…
- O nie, zapraszam cię: mam gest i
powinnaś to docenić. Poza tym musisz uważać, bo jeszcze się przyzwyczaję. I jak
nic będziesz mnie miała na głowie do końca życia. – Beztroska atmosfera powoli
między nimi wracała, choć Sylwia nie mogła przestać się dziwić nad tym jak
bardzo nawet pozorny romans jest skomplikowany. To miało być tylko łóżko, a
jeśli i rozmowa to na błahe tematy. A oni zawsze jakimś cudem się sprzeczali
albo kłócili. Może to dlatego, że u niego nocowała i wykonywali też inne
czynności? Albo zamiast od razu przechodzić do rzeczy gotowali, robili zakupy,
oglądali film lub też jak w ostatnim przypadku gdy ją odwiedził sprzątali?
Uzmysłowiła sobie, że gdyby spotykała się z kimś innym niż Lenarczyk, to pewnie
tak by to wyglądało. Ale z drugiej strony, nie było aż tak zabawnie. I nie
wyczekiwałaby następnego spotkania aż z takim podekscytowaniem. Teraz, jedząc
spaghetti i patrząc na Oskara zaczęła zastanawiać się jak wcześniej mogła nie
dostrzec jego urody. Chociaż nie, nie mogłaby go nazwać przystojnym; miał na to
zbyt wystającą brodę i zbyt szerokie usta, choć zauważyć to mogła dopiero gdy
bliżej mu się przyjrzała. Ale oczy zwracały uwagę: patrzyły bacznie, z dużym
skupieniem, natężeniem i…czujnością? Nie, to też nie było właściwe słowo. Po
prostu gdy patrzył wprost na nią jakby była wyjątkowa i cała się rozpływała
czując jakieś dziwne ssanie w żołądku. Po dłuższym zastanowieniu doszła też do
wniosku, że zarost bardzo mu pasuje. Oskar wydawał się być dzięki temu bardziej
męski, no i niewątpliwie nadawał mu jakiegoś pierwotnego uroku. I to
ciało…zazwyczaj ubierał się w dość luźne koszule, więc nie sądziła że jego
brzuch jest tak dobrze umięśniony. Nie tak jak u napakowanych facetów
codziennie chadzających na siłownię, ale delikatnie i jakby...prowokująco? Nie potrafiła
zrozumieć jak do tej pory mogła być na to ślepa. Przecież znała go już prawie
pięć lat, a nigdy nawet nie czuła się zakłopotana w jego obecności; no prawie
nigdy. Bo na pewno nie wtedy gdy ją całował. Wtedy czuła się zbita z tropu, ale
jego magnetyzm jeszcze nie działał na nią tak mono. Czyżby więc chodziło o
dotyk? Czy to on sprawiał, że platoniczne relacje po prostu znikały?
- Jaskółka, możesz przestać się tak na
mnie gapić? Nie mogę jeść.- Przerwał jej oględziny swoim komentarzem.
- Przepraszam.- Zaśmiała się.- Po prostu
obserwowałam twoją twarz.- Lenarczyk uniósł brwi do góry i obdarzył ją
delikatnym uśmiechem.
- I jak wypadła inspekcja?
- Nawet nieźle. Co prawda nie jesteś
przystojny, ale…
- Co? Nie uważasz mnie za przystojnego?
Łamiesz mi serce.
- Nie pozwoliłeś mi dokończyć. Chciałam
powiedzieć, że choć brak ci klasycznej urody to masz w sobie jakiś magnetyzm,
który czyni cię atrakcyjnym.
- Czy to nie to samo?
- Nie. Można być atrakcyjnym nie będąc
przystojnym, a nie każdy przystojny facet jest atrakcyjny.
- Więc reasumując: lepiej być
atrakcyjnym?
- Oczywiście. Tak więc jak widzisz
powiedziałam ci właśnie komplement.
- Bardzo naciągany.- W odpowiedzi wzięła
do ust kolejny kęs posiłku.
- Ale komplement.- Obstawała.
- Dobrze, w takim razie dziękuję.-
Uśmiechnął się zastanawiając się nad jej uwagą. Atrakcyjny choć nie
przystojny…co to w ogóle znaczy?
- Poza tym jest jeszcze jedna różnica między
tymi pojęciami.
- Jaka?
- Atrakcyjność jest subiektywna. To kwestią
gustu.- Słysząc to spojrzał na nią z rozbawieniem odkładając na moment widelec.
- Czyli ci się podobam?-Spytał z pewną
figlarnością.
- Oskar, gdybyś mi się nie podobał nie
nawiązałabym z tobą romansu.- Odpowiedziała pobłażliwie z uśmiechem.
- A skoro już jesteśmy przy tym
temacie…to z kim wygrałem rywalizację?
- To znaczy?
- To znaczy jacy byli inni kandydaci:
Piotrek, ja i kto jeszcze?
- Dobrze wiesz, ze Piotra nigdy nie
brałam pod uwagę. Chciałam poznać kogoś nowego: nawet to zrobiłam z pomocą
internetowego portalu, ale nic z tego nie wyszło. No i gdybym była naprawdę
zdesperowana i nie przeszkadzałby mi romans biurowy to miałabym innego, jak się
wyraziłeś, kandydata. Ma na imię Franek.
- Pracuje z tobą tak jak Cebula?
- Cebulski.- Sprostowała.- Tak, zajmuje
się głównie działaniem w terenie, ale ze względu na swoją dyspozycyjność też
czasami pracuję w ten sposób. No i podczas jednego z takich wyjazdów się
poznaliśmy. Ale…
- Czekaj, czekaj: niech zgadnę: ma
półtora metra, czterdzieści lat, ogromny brzuch i pryszcze na twarzy?
- Wręcz przeciwnie: jest wysoki i
szczupły; ma ładnie wyważone proporcje twarzy i szczery uśmiech. Ale to zwykły
żigolo. Oczywiście do nawiązania romansu całkiem odpowiedni i na pewno by się
zgodził, bo parę razy nawet ze mną flirtował, ale nie chciałam iść do łóżka z
kimś kto swoją wartość mierzy ilością lasek z którymi się przespał. Tacy faceci
leczą w ten sposób swoje kompleks lub uciekają przed problemami.
- Ciekawa teoria. Szkoda tylko, że w
przypadku…zresztą nieważne.- Słysząc to zmarszczyła z konsternacji brwi.
- Ważne, dokończ.
- Mówiłem, że to nic.
- Nie znoszę jak ktoś przerywa swoją
wypowiedź w środku mówionego zdania a potem kończy je mówiąc że to nieważne. Po
co w takim razie je zaczyna? To czysta prowokacja mająca na celu domagania się
przez słuchacza dokończenia go.
- W moim przypadku nie. Wynika raczej z
obietnicy nie mówienia o Maćku.
- Och, w takim razie okej…zaraz, gdy
mówiłam o tym żigolo…sądzisz, że Drwęcki to żigolak?- Gdy wrócił do jedzenia
kontynuowała:- Przecież są z Ingą już ponad trzy lata, prawie cztery.
- Bo tak wypada. W końcu ma już
trzydzieści lat, powinien się ustatkować; tak to właśnie przebiega wśród
bogaczy kultywujących wielkopańskie zwyczaje.
- Mylisz się; Maciek taki nie jest. To,
że na studiach miał wiele dziewcząt i często je zmieniał nie znaczy, że nie
dojrzał i nie stać go na wierność.
- No tak, zapomniałem już jaki jest
idealny, ale przez ten zakaz mówienia o nim nie miałaś okazji mi o tym
przypominać dostatecznie często.
- Sarkazm tu nie jest potrzebny.
- Chyba jest, bo inaczej powiem parę
słów prawdy na temat twojego cielęcego zauroczenia.
- Ależ proszę bardzo: nie krępuj się. I
moja miłość do niego nie jest żadnym
cielęcym zauroczeniem. Więc przestań traktować mnie jak nieopierzoną nastolatkę
która zakochała się w przystojnej buzi znanego piosenkarza muzyki pop.
- O proszę, a więc Maciuś jest
przystojny, a ja tylko atrakcyjny?
- Tak, choć z każdą minutą twoja
atrakcyjność traci na wartości.- Miał ochotę po prostu wyjść tak jak ona
zrobiła to przedwczoraj. Naprawdę nie rozumiał po co wpakował się w tę kabałę z
romantyczną dziewicą (a raczej byłą dziewicą) usychającą z miłości do jakiegoś
faceta który nigdy jej nie odwzajemni. Romans z Olgą przebiegał mu przecież
bezproblemowo; z Sylwią wręcz przeciwnie. Tyle, że Olga nie potrafiła wykrzesać
z niego aż tak wielu emocji. I przede wszystkim nie działała na niego tak jak
Kukulska. Tylko siłą woli zmusił się do zadania pytania zamiast od razu wstać
od stolika:
- Skończyłaś już jeść? Chciałbym
poprosić rachunek.- Widział, że jeszcze nie dokończyła nawet połowy posiłku,
ale miał to gdzieś.
- Nie.- Warknęła ostentacyjnie potęgując
jego wściekłość gdy zawołała kelnerkę zamawiając jeszcze jakiś czekoladowy
deser. Patrzył na nią z trudem panując nad furią, gdy nagle zorientował się, że
ze złości zacisnął usta w wąską kreskę tak jak
zwykle robiła to ona. Uświadomienie sobie tego faktu bardzo go
rozbawiło. – Co cię tak śmieszy?
- Ty.- Nie mógł powstrzymać śmiechu gdy
zauważył, że tym razem to jej usta zacisnęły się w ten sam sposób w dobrze mu
znanym irytującym geście.
- Naprawdę masz huśtawki nastrojów.
Jeszcze chwilę temu wyglądałeś jak chciałbyś mnie rozszarpać, a teraz się
śmiejesz?
- Mówiłaś, że jestem szalony prawda?
- Tak, ale…-Pokręciła z dezorientacji
głową dając sobie spokój z próbą zrozumienia czegokolwiek. Potem podniosła na
niego wzrok.- Ale ja nie. Nadal jestem w nastroju w którym mogłabym zrobić ci
krzywdę. Może wtedy przestałbyś traktować mnie w ten sposób.
- A więc dobra, umowa stoi. Ale dopiero
gdy stąd wyjdziemy. Dobrze?- Nie mogła się na niego gniewać i to zirytowało ją
jeszcze bardziej. Ona taka nie była. Lubiła porządek, jasno określone zasady,
reguły. On wręcz przeciwnie: cały był jednym wielkim chaosem, a rozmowy z nim
przypominały powklejane na chybił trafił zdania z różnych stron książki. Czy dlatego tak ją pociągał: bo nie mogła go zrozumieć? W końcu dwa bieguny
magnesów się przyciągają…
Jadąc samochodem wciąż jeszcze próbowała
zachować jako taką konsekwencję; dlatego uparcie milczała. Czekała na zwykłe
wyrażenie skruchy przez Oskara- w końcu darowała
mu wcześniejszy brak przeprosin za to co stało się w pizzerii- ale tym razem
nie zamierzała bagatelizować problemu. Za jakiś czas doszłoby do absurdalnej
sytuacji w której to ona przepraszałaby go iż za wcześniej przyszła na
spotkanie nawet jeśli to on by się spóźnił. I wkurzyła się na niego jeszcze
bardziej gdy zrozumiała że najwyraźniej nie doczeka się słowa przepraszam. Dlatego
postanowiła milczeć dając mu znak, że jest zła choć wydawało się że jemu
całkowicie to nie przeszkadza. Trzymała się dzielnie, ale gdy dojechali
wreszcie do jego mieszkania nie wytrzymała:
- Nie stać cię nawet na przeprosiny?
- Jakie znowu przeprosiny?
- Nie stać cię nawet na przeprosiny?
- Jakie znowu przeprosiny?
- Za to jak zachowałeś się w
restauracji!
- A jak niby się zachowałem? To ty
kazałaś mi wspomnieć o Maćku choć tego
nie chciałem.
- Wcale nie. Nie pozwoliłam ci tego
robić.
- Jak to nie? A kto ciągnął mnie za
język?
- Nie ciągnęłam cię za język!
- Okej, nie drążmy tematu. Masz ochotę
na coś do picia?
- Nie! Wcale nie mam ochoty na nic do
picia!- Krzyknęła za nim, gdy zaczął iść do kuchni. Potem zrobiła to samo co
on.- Powiedziałam, że nie mam ochoty!- Warknęła nie mogąc zrozumieć jak można
przerywać kłótnię w pół zdania.
- Ale ja mam.- Odpowiedział jej z niemal
stoickim spokojem nalewając sobie do szklanki trochę koli. Upił duży łyk.- Na
pewno nie chcesz?
- Znów mnie tak traktujesz.
- A ty znów paplesz.
- Ja? Ja paplam? Wcale nie paplam; nawet nie jestem gadatliwa! I przestań się ze
mnie śmiać! Jesteś niewychowanym prostakiem i nie mam pojęcia co ja tutaj robię!
- A ciebie chyba trzeba uciszyć, bo
przeczuwam że zaraz nadciągnie prawdziwa furia.
- Słucham?!- W kilku szybkich susłach
znalazł się przy niej i opadł na jej wargi. Sylwia czuła na ustach smak koli
której nie znosiła, ale nie dlatego próbowała go odepchnąć.
- No, wiedziałem, że to świetny pomysł
byś przestała gadać.
- Jeszcze raz powiesz coś takiego, a…-
Ponownie się nad nią nachylił z trudem panując nad rozbawieniem. Miał
szczęście, że znajdowali się blisko ściany; dlatego dość łatwo udało mu się
przygwoździć tam jej dłonie do czasu aż się nie uspokoiła. Mimo to nie przerwał
pocałunku, który stał się teraz niemal delikatny. Ich usta dotykały się dużo
wolniej choć głębiej. A potem Kukulska wolnymi już dłońmi objęła Oskara za
szyję mocniej przyciągając do siebie i swojego ciała.
Sam nie wiedział jak to się stało, że
już chwilę później całowali się jak opętani zdejmując swoją garderobę i
niezgrabnie kierując się pośród całego tego rozgardiaszu do sypiali. A potem
kochali namiętnie i z taką pasją jak nigdy wcześniej.
Sylwia też nie mogła tego zrozumieć: jej
wściekłość osiągnęła taki poziom, że była pewna że gdy tylko będzie miała
okazję to zabije go gołymi rękoma. Na dodatek gdy przyznał, że tylko za pomocą
pocałunku może uciszyć jej paplanie. To sprawiło, że osiągnęła prawdziwe
apogeum złości. Ale potem stało się coś dziwnego: wściekłość została zamieniona
na pożądanie i namiętność. I wybuchła w niej zupełnie nieznaną falą.
Nigdy dotąd nie doświadczyła tak wielu
skrajnych emocji, nigdy dotąd nie uważała się za osobę która w ogóle jest do
tego zdolna. Przecież była rozsądna…a raczej za taką się uważała. Przy Oskarze
traciła głowę. Dosłownie. Nawet teraz leżąc obok niego w łóżku i słysząc wśród
panującej ciszy oddech nie mogła wykrzesać z siebie chociaż cienia urazy. Nie,
gdy doświadczyła tak fantastycznego przeżycia. Nie miała pojęcia jak powinna
się teraz zachować.
- Jaskółka, wszystko dobrze?
- Raczej tak. A u ciebie?- Ze swojej
pozycji (czyli głowie leżącej obok jego ramienia) zdołała kątem oka dostrzec
jego uśmiech.
- Też. Przepraszam, chyba trochę
straciłem kontrolę.- Jej, ona przeżyła najbardziej satysfakcjonujący seks w
życiu a on ją przepraszał?
- Nie, nie szkodzi. To znaczy…to było
trochę szalone, ale podobało mi się.- Gdy się roześmiał dodała niepewnym
głosem.- Nie powinno?
- Jaskółka, błagam nie rozbrajaj mnie.
- Wcale nie to było moim zamiarem.
- Wiem. I dlatego jeszcze bardziej
potęgujesz ten efekt.- Dłonią i przedramieniem podniósł lekko jej głowę a potem
umościł ją na swojej piersi. Cmoknął w czoło.- I bardzo cieszę się, że ci się
podobało.
- Tak, ale nigdy więcej nie uciszaj mnie
w ten sposób. To technika na raz. Wolałabym, żebyś mnie już nie wkurzał. Zawsze
prowokujesz kłótnię.
- Ja?
- Tak ty.
- Wiesz co? Chyba musielibyśmy nie
rozmawiać by to osiągnąć. Jesteśmy zbyt różni.
- Może to jest myśl. Wtedy pozostaje
więcej czasu na…hm, inne przyjemności.
- Przyjemności powiadasz?- Wymruczał
gładząc jej ramiona docierając aż do piersi. Gdy to zrobił przełknęła głośno
ślinę. – Takie jak ta?
- Między innymi.- Odpowiedziała z trudem
czując jak jego dłonie delikatnie ją pieszczą. Nie mogąc wytrzymać w bezruchu
uniosła się lekko nie mając pojęcia czy chce się odsunąć przy przysunąć do jego
dłoni.
- I ta?- Jego dłoń zeszła niżej, aż do
jej brzucha a potem ud. Tym razem cicho jęknęła.
- Boże, tak.- Roześmiał się pochylając
głowę i całując jej szyję. Jego zarost drażnił jej skórę wzmagając jeszcze
rozkoszne wrażenia. Jej ciało znów zaczynało wpadać w pewną znaną już
ociężałość. A potem w coraz większą i większą gdy zręczne palce Oskara pieściły
ją w tamtym miejscu. Z wrażenia nie mogła złapać tchu. Nawet nie zauważyła gdy
palce zostały zamienione na coś innego. Coś co zdecydowanie bardziej jej się
podobało. Ostatnim przebłyskiem świadomości pomyślała tylko, że dość szybko
udało mu się pozbierać; w końcu kilka minut wcześniej się kochali a teraz
Lenarczyk był gotowy zrobić to ponownie. Ale nie zamierzała protestować; o nie.
Wciąż za każdym razem zatracała się w jego dotyku i pieszczotach.
Z trudem, bo nie potrafiła zmusić powiek
do otwarcia odnalazła ustami jego usta. Lubiła go całować gdy dochodził; czuła
się tak jakby jego jęki wnikały w nią; poza tym sama przeżywała wszystko dużo
gwałtowniej i mocniej. Dodatkowo dzięki temu mógł znaleźć się bliżej niej, a
ona uwielbiała to wrażenie kiedy ich ciała stykały się ze sobą w każdym
miejscu. A szczególnie wrażliwe po pieszczotach piersi. Jego włoski na klatce
piersiowej pocierając o tę część jej ciała potęgowały efekt bardziej ją
uwrażliwiając na przeżywaną rozkosz.
Chciało jej się śmiać na myśl o tym jak
jeszcze dwa tygodnie temu wstydziła się przed nim swojej nagości. Bo teraz
czuła tylko wypływającą z jej ciała moc pławiąc się w pożądaniu widocznym w jego oczach. I
pomyśleć, że czekała z tym tyle lat. Choć może to dobrze? Jeszcze zostałaby
jakąś nimfomanką albo kimś jeszcze gorszym. Albo nie trafiła na Oskara, ale
egoistycznego dupka który tylko by jej to obrzydził.
Godzinę później, Kukulska z trudem
dowlekła się do swojego mieszkania, choć Lenarczyk upierał się, że ją
odwiedzie. Ale było ledwie po dwudziestej, więc o tej porze roku mogła
bezpiecznie wrócić autobusem. I delektować się w myślach tym co się dziś
wydarzyło. Albo wyczekując kolejnego spotkania po którym rumieniła się jeszcze
bardziej.
Zaczęło się od zwykłej rozmowy, w której
okazało się, że oboje lubią przygody kinowego Eltona Koleina, detektywa amatora
i poszukiwacza skarbów, który w kolejnych częściach filmowych zmagań miał masę
nielogicznych perypetii. Oboje śmiali się wspominając te najbardziej
absurdalne, choć jednocześnie śmieszne i w jakiś sposób ciekawe. Teraz, od tygodnia
kina zapełniały się, bo na ekrany trafiła piąta już część perypetii Koleina.
Sylwia, sama nie pamiętała kto z nich (ona czy Oskar) rzuciła myśl by wybrać
się na seans. Niestety, z powodu wykupionych biletów musieli zapisać się
dopiero na 21.30 i to w drugim kinie (w pierwszym który odwiedzili biletów już
dawno nie było). Ale chęć zobaczenia filmu była silniejsza. A raczej tak im się
wydawało, bo po dobrych dziesięciu minutach początkowej akcji i wybuchach
śmiechu Kukulskiej zaczęli kpić z jednej ze scenek. Nachylali się przy tym
bardzo blisko siebie; Oskar nawet trzymał rękę na jej udzie, która z czasem
dotarła do jego zbiegu. Potem gdy Sylwia ją odepchnęła skierowała się w inne
rejony jej ciała sprawiając, że film zszedł na dalszy plan. Spodobała jej się
ta gra więc się do niej przyłączyła: droczyła się z Oskarem obdarzając go śmiałymi jak na nią
pieszczotami, ocierała się stopą o jego nogę, drażniła jego skórę dmuchając w
kark. Szybko jednak zrozumiała, że to jej nie wystarcza; była podniecona i
spragniona nieskrępowanego dotyku Lenarczyka, a nie ograniczonego
towarzyszącymi im ludźmi i mrokiem w kinowej sali.
- Chodźmy stąd.- Szepnął jej do ucha
zanim nie złapał jej za rękę prawie zmuszając do biegu. Zaraz za drzwiami
namiętnie pocałował. Sylwia odwzajemniła pocałunek, ale szybko przypomniała sobie
gdzie są; w takim miejscu z pewnością było wiele kamer które teraz ich
nagrywały.
- Nie, wyjdźmy na zewnątrz. Mam gdzieś
Eltona Koleina, a ty?
- Ja też.- Roześmiał się.
Dwie minuty później byli już na
zewnątrz; nawet dość chłodne kwietniowe powietrze nie stłumiło ich pożądania;
wsiadłszy do znajdującego się na parkingu
samochodu zaczęli całować się jakby to był jedyny sposób na utrzymanie
się przy życiu. Następnie pieścić i dotykać z jeszcze większą śmiałością i
gwałtownością. Ich ciepłe oddechy niemal parowały w zmarzniętym samochodzie,
ale nie zważali na to. A potem rozpinając i zdejmując tylko to co niezbędne
zaczęli się dziko kochać na tylnym siedzeniu auta. Jednocześnie, jakby
zachowując resztki świadomości, tłumili nawzajem swoje własne jęki i głośne
westchnienia pocałunkami.
Po wszystkim, spoceni, zmęczeni i wciąż
ciasno spleceni ze sobą powoli wracali do rzeczywistości.
-
Jej Jaskółka, nie sądziłem że dasz się namówić na coś więcej niż niewinne
pieszczoty.- Powiedział Oskar zsuwając się z Sylwii.
- Ja też nie. Boże, nadal nie mogę
uwierzyć że to zrobiliśmy.- Roześmiała się co go zaskoczyło. Prawdę mówiąc
spodziewał się raczej żalu poniewczasie i wyrzutów sumienia; ona zachowywała
się jakby była zachwycona tym co się stało. Potem z roztrzepanymi włosami
uniosła się na dłoniach i spytała go:
- Robiłeś to już kiedyś?
- Tutaj, na tym parkingu? Nie.
- Miałam raczej na myśli takie wariacje
gdzieś. gdzie wszyscy mogą cię zobaczyć. W miejscu publicznym.- Roześmiał się.
- Wiem, droczyłem się tylko z tobą. Prawdę
mówiąc to nie; wydawało mi się to być…niewłaściwe. Nie jestem z tych facetów
którzy muszą to zrobić w toalecie, parku czy samochodzie żeby zaliczyć jakiś
test męskości.
- Więc
dlaczego teraz…?
- Nie wiem. Po prostu nie mogłem się powstrzymać.- Ta odpowiedź sprawiła jej radość. Poczuła się najbardziej pożądaną i wartą pożądania kobietą na świecie. Nawet zimno i poczucie przyzwoitości nie zmąciło jej radości. Ale Oskar zauważył gęsią skórkę na ramionach i brzuchu Sylwii, więc okrył ją swoją skórzaną kurtką. Choć widok jej gołej klatki piersiowej był niezwykle przyjemny to w tej chwili nie powinien być aż tak egoistyczny. W końcu było dość zimno.
- Nie wiem. Po prostu nie mogłem się powstrzymać.- Ta odpowiedź sprawiła jej radość. Poczuła się najbardziej pożądaną i wartą pożądania kobietą na świecie. Nawet zimno i poczucie przyzwoitości nie zmąciło jej radości. Ale Oskar zauważył gęsią skórkę na ramionach i brzuchu Sylwii, więc okrył ją swoją skórzaną kurtką. Choć widok jej gołej klatki piersiowej był niezwykle przyjemny to w tej chwili nie powinien być aż tak egoistyczny. W końcu było dość zimno.
- Mnie też wydawało się to być okropne.
Zawsze brzydziło mnie takie zachowanie innych par, a teraz sama postąpiłam
podobnie.
- Przecież nikt nas nie widział. Dochodzi już dziesiąta, poza tym jest środek
seansu.- W jednej chwili uśmiech znikł z jej ust.
- Boże, mam nadzieję.
- Aż tak cię to krępuje? Nie fakt, że
uprawialiśmy seks w samochodzie? Bardzo zalatuje mi to hipokryzją.
- Daj spokój, skoro zło już się stało
trzeba dbać o pozory: nadrzędna zasada ukrywania winy.- Wyrecytowała. Potem się
uśmiechnęła.- Wiesz, nawet w najśmielszych myślach nie sądziłam, że znajdę się
kiedyś w takiej sytuacji. Nie tak wyobrażałam sobie nasz romans.
- A jak?
- Nie wiem.- Wzruszyła ramionami, ale
gdy ten ruch spowodował opuszczenie się skórzanej kurtki Lenarczyka szybko
otuliła się nią szczelniej. Teraz zrobiło jej się nieco zbyt zimno.- Chyba z
mniejszą spontanicznością, bez śmiechu i zabawy. Zawsze sądziłam, że seks to
coś niezwykle wzniosłego, wymagającego powagi, dokładnego zaplanowania każdego
ruchu. A ja uwielbiam całą tę naszą brawurę łącznie z kłótniami, docinkami i
śmiechem w łóżku.
- Bo zazwyczaj jest taki jak mówiłaś,
choć w twoich ustach cały opis brzmiał niezwykle zimno i beznamiętnie. Ale
między nami…jest inaczej.
- Dlaczego?
- Właściwie nie mam pojęcia. Może wiąże
się to z samą tobą?- Gdy spojrzała na niego pytająco wyjaśnił:- Nawet nie wiesz
jak często rozbrajasz mnie niekiedy swoimi pytaniami lub wprost rozczulasz. A
najlepsze jest to, że to nie jest żadna wyuczona formułka tylko autentyczna
ciekawość. Choćby to pytanie o to jak wygląda romans. Żadna ze znanych mi
kobiet nigdy by mnie o to nie spytała bojąc się odpowiedzi.
- No cóż, gdybyś jeszcze się tego nie
domyślił raczej nie miałam w tej kwestii żadnego doświadczenia, więc moje
pytania czy spostrzeżenia rzeczywiście muszą wydawać ci się zabawne.
- Nie śmieję się wtedy z ciebie ani
twojego niedoświadczenia. Wiesz o tym, prawda?
- Tak, bez obaw. Chyba się do tego
przyzwyczaiłam. To nawet ułatwia mi sprawę; śmiech mnie rozluźnia. Z kimś innym
wstydziłabym się robić to co robiłam z tobą na tylnym siedzeniu auta. Poza tym
wracając do twojego pytania o moje wyobrażenie na temat naszego romansu...to skoro
już przy tym jesteśmy to prawdę mówiąc nie wierzyłam, że w ogóle do niego
dojdzie.
- Dlaczego?
- Bałam się, że mi odmówisz. Bo niby
pozujesz na zimnego drania, ale jednak masz twardy kręgosłup moralny i
kierujesz się w życiu własnym kodeksem i regułami.
- Bez przesady: gdy prosi mnie o to
piękna, młoda kobieta się zgadzam. A co do tego zimnego drania, to trochę nim
jestem.
- Wcale nie.
- Ależ tak. Już dawno przekonałem się, kobiety
lubią drani i to dlatego tak ja i inni mężczyźni na niego pozuję.
- Tylko te głupie i puste kobiety.
- A ja myślę, że nie. Nie zakochują się
w takich Piotrkach: odpowiedzialnych, statecznych, może trochę nudnych i tchórzliwych, ale jednak solidnych. A potem
dziwią się, że taki drań od nich odchodzi łamiąc serce. Przecież wchodząc w
ogień można spodziewać się oparzenia, prawda?
- Uważasz więc, że to kobiety prowokują
całe te błędne koło?
- A tak nie jest? Zobacz: pewna pani ma
męża, który ją kocha, zarabia na ich utrzymanie, jest troskliwy, wybiera ją
zamiast wyjście z kolegami na mecz. I
najpierw jej się to podoba, ale co potem? Potem zaczyna ja nudzić ta
przewidywalność; nawiązuje wiec romans z jakimś nieodpowiedzialnym facetem.
Jego niechlujność uważa za atrakcyjną a tępy wyraz twarzy za podniecający. Nie
liczy się to, że jest nierobem, leniem i ma ją gdzieś; ona liczy że ją pokocha.
A potem frajer wykorzystuje ją aż się nudzi i kopie w tyłek a ona uświadamia
sobie, że jednak kochała męża który jednak jej już nie chce; a jeśli chce to po
jakimś czasie sytuacja się powtarza.
- To…nie wiem co powiedzieć. Nie miałam
pojęcia, że jesteś cynikiem.
- Nie, po prostu realistą; zresztą tak
jak ty. Nie uważasz, że mam choć trochę racji?
- Być może, ale tak jak powiedziałam
wcześniej ta teoria obejmuje tylko kobiety puste i głupie. Nie chcę
generalizować, ale zwykle kierujemy się uczuciami, a żeby zbudować jakąś
emocjonalną więź potrzebny jest czas i jako taka monogamia. I w konsekwencji to
my wychodzimy na tym gorzej.
- Ale ty już nie marzysz o księciu na
białym koniu.
- Raczej nie; doszłam do wniosku że ci
którzy jeszcze byli wolni szybko zostali już zajęci. Poza tym z tobą mi
przyjemniej. Wątpię czy książę z bajki robiłby ze mną takie rzeczy w aucie na
parkingu przed kinem.- Posłała mu przekorny uśmiech. – Chociaż teraz z chęcią
wróciłabym do domu. Zrobiło się już bardzo zimno. Czuję jakbym zamarzała. Nie
musiałeś mnie rozbierać.- Dodała z wyrzutem.
- Ale lubię to robić. Czasami
przypominam sobie wtedy jaka byłaś zażenowana za pierwszym razem.
- Jesteś okropny. Twój pierwszy raz
pewnie był idealny, co?
- Nie, ale przede wszystkim bardzo
krótki.- Nie zdążył powstrzymać szybszego języka.
- Jak
bardzo?- Zainteresowała się.
- Nieważne.
- Nieważne.
- Dwie minuty? Trzy, pięć?
- I tak ci nie powiem.- Roześmiała się
gdy cmoknął ją w usta, a potem przesiadł się na miejsce kierowcy. Ona
postanowiła zająć się ubiorem. Gdy zakładała stanik, zauważyła że w lusterku na
nią zerka, więc nie omieszkała go ochrzanić. Co prawda było już dość późno, ale
to nie znaczy że na drogach nie trzeba uważać. Nawet jeśli pochlebiało jej jego
zainteresowanie.
Gdy znaleźli się na miejscu pożegnali
się umawiając na następne spotkanie. Kukulska przeżyła rozczarowanie, gdy
okazało się, że Oskar przez następne dwa dni będzie miał nocne dyżury prze co
będą się rozmijać.
- W takim razie widzimy się dopiero w
weekend?
- Niestety, to też odpada.
- Gdybyś nie powiedział tego z takim
rozczarowaniem pomyślałabym, że naprawdę masz mnie już dość.
- Nie, po prostu już jakiś czas temu
obiecałem kolegom, że wybiorę się z nimi na motoparalotię. Gdyby dało się to
jakoś połączyć o z chęcią bym to zrobił, a tak? Będą mi suszyć głowę dotąd aż
się nie ugnę. Chociaż…może się tam ze mną wybierzesz?
- Gdzie? Na paralotnię? Nie ma mowy,
boję się wieszać prania na balkonie mieszkając na drugim piętrze, a co dopiero
jeszcze wyżej.
- Szkoda.
- Czekaj, to nie znaczy że tam z tobą
nie pojadę. Po prostu na ciebie popatrzę z dołu. Bo ty będziesz leciał, prawda?
- Tak. Świetnie, w takim razie jesteśmy
umówieni.- Po raz ostatni wycisnął na jej ustach gorący pocałunek po czym z
wielkim trudem pożegnał. Miał ochotę spędzić z nią całą noc, ale dobrze
wiedział że nie powinien tego robić. W końcu oboje pracowali, a poza tym on
podchodził do swojej profesji i wykonywanych badań bardzo sumiennie. Niestety
od jakiegoś czasu to Jaskółka zajmowała w jego myślach pierwsze miejsce tak, że
czasami czas spędzony w szpitalu bardzo mu się dłużył. Musi nad tym zapanować,
postanowił. W końcu musi zająć się badaniami do pracy dyplomowej. Zostanie
bardzo dobrym specjalistą zawsze było jego marzeniem.
Kukulska wróciła do mieszkania nie
martwiąc się Darią; w końcu wiedziała już o jej romansie z Oskarem, więc nie
było powodu ukrywać, że łączy ich niewinna znajomość. Bo w żadnym wypadku nie
można jej było tak określić. Westchnęła głęboko zaciągając się męskim zapachem
Lenarczyka. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że nie oddała mu skórzanej kurtki
ale nie żałowała. Może to trochę głupia myśl, ale uznała że w ten sposób jakaś
część jego pozostanie razem z nią. Zwłaszcza w nocy. Tyle, że spanie w kurtce
uznała za nieco dziwnie. Zamiast tego więc położyła ją na krześle koło łóżka. W
ten sposób czuła woń perfum Oskara i uniknęła żenującego epizodu którym było
spanie w jego garderobie. Z sennym uśmiechem zadowolenia, usnęła.
Ale dwa dni później, wcale nie było jej
do śmiechu. Zwłaszcza gdy w kasku na głowie siedziała w jakimś dziwnym
pojeździe do którego doczepiony był balon. Za każdym razem gdy zerkała do tyłu
i go widziała żołądek podchodził jej do gardła. Wolała jednak robić to niż
patrzeć w przód na roześmianego Oskara.
- Po kiego licho dałam się w to
wciągnąć?- Powiedziała na głos nie wiadomo do kogo. Bo na pewno nie do Sylwka i
Kamila sprawdzających jeszcze raz cały sprzęt, których zdążyła poznać już
wcześniej jako kolegów Lenarczyka.
- Po prostu chciałaś zasmakować
adrenaliny.- Pomimo iż nie mówiła głośno, Oskar ja usłyszał. Spojrzała na niego
oskarżycielskim wzrokiem.
- Bo znowu mnie sprowokowałeś. Boże,
przecież tam na górze zacznę krzyczeć jak najęta. Albo jeszcze posikam się ze
strachu.- Jedyną odpowiedzią był śmiech Oskara.
- Dobra, wszystko gotowe.- Oznajmił im
Kamil.- Możesz już startować, Osa. Masz bardzo odważną dziewczynę. Moja Lenka
nawet nie chce słyszeć o czymś takim.- Ja też nie, pomyślała Sylwia. Boże,
niech czas przyspieszy o pół godziny.
- Okej, dzięki. Słyszysz Sylwia? Możemy
ruszać. Hej, ale otwórz oczy: w ten sposób zniszczysz sobie całą frajdę z lotu.
- Zabiję cię. Przysięgam, że kiedyś to
zrobię.
- Spokojnie, będzie dobrze. Ukończyłem
wzorowo kurs.
- Serio?
- A ty co myślałaś: że wpuścili mnie tu
z grzeczności?
- Na pewno nic nam się nie stanie?
- Na pewno. Zaręczam ci.
- Czemu jakoś ci nie wierzę?
- Bo zawsze wolisz widzieć wszystko w
ciemnych barwach. No już, koniec zwlekania: moi koledzy pomyślą że stchórzyłaś.
- Bo chyba stchórzyłam.
- Za późno: trzymaj się.- Gdy włączył
silnik głośno jęknęła. A potem, aż do momentu gdy stracili grunt niemal
boleśnie zaciskała powieki. Gdy je na chwilę otworzyła krzyk uwiązł jej w
gardle. Bała się. Cholernie się bała, ale jednocześnie było coś niesłychanie
pociągającego w tym strachu. Oskar miał rację: adrenalina zaczęła działać.
Mimo tego faktu, nie znaczyło to, że
cały lot sprawił dziewczynie przyjemność o nie; przy bardziej gwałtownych
zarzuceniach z powodu wiatru czy niespodziewanym podrywie piszczała słysząc
wokół siebie tylko szum. Mocno też zaciskała dłonie na zabezpieczeniach, bojąc
się że mogą puścić. W końcu co z tego, że ten cały Kamil i Sylwek sprawdzili
sprzęt? Przecież wypadki się zdarzają. Przed oczami stanęła jej wizja swojego spadającego
ciała roztrzaskującego się na skałach…tyle że tu nie było skał. Były za to
jakieś domy. I pola. Dlatego zamiast o rozczłonkowanych ciałach na skałkach
zaczęła myśleć o biednym rolniku któremu spadnie na pole. Albo co gorsza
jeszcze na niego samego. Uspokoiła się nieco gdy zaczęło jej się wydawać, że
zbliża się koniec ich podniebnej przejażdżki. Zaraz potem znów zdenerwowała
uświadamiając sobie, że lądowanie może być po stokroć gorsze. Na tę myśl
poczuła skurcz w żołądku. No tak, jeszcze tylko tego brakowało by puściła
pawia.
A potem zaczęli to robić (to znaczy
lądować). A Sylwia zaczęła się w myślach modlić. Boże, żeby to wszystko się już
skończyło. Żeby przeżyła bez szwanku. I Oskar też. Chociaż nie, pomyślała
gniewnie. Niech ten podżegacz się obije. Niech spadnie na ten swój tyłek i
trochę go sobie stłucze. To go oduczy prowokowanie jej do jazdy na
motoparalotni.
Pomimo jej przerażenia, sam moment
powrotu na grunt nie był aż tak okropny. Trochę co prawda nimi za trzęsło, ale
nie było żadnej wywrotki której się obawiała. Ale nawet gdy z ulgą stwierdziła,
że już po wszystkim jeszcze przez jakiś czas siedziała na miejscu szybko
oddychając aż zadowolony z siebie Lenarczyk podszedł do niej (bo w tym czasie
już wyszedł ze swojej kabiny):
- Wow, fantastyczne lądowanie co? Nigdy
nie udało mi się zrobić tego tak płynnie.
- Płynnie? Całe plecy i żebra mam
poobijane. Nie liczę nawet strat moralnych.
- Aż tak strasznie?
- Tak.- Skłamała.- Wyciągnij mnie stąd.
- A gdzie twoja żądza przygód?- Spytał
spełniając jej polecenie.- Jeszcze niedawno bardzo podobała ci się nasza
spontaniczność.
- Ta mi się nie podoba. Było mi
niedobrze. I w sumie nadal jest.
- Już dobrze: jak widzisz zgodnie z
twoimi obawami nie wydaliłaś nawet żadnych płynów ustrojowych. A teraz zdejmij
kask.- Kilkadziesiąt sekund później z ulgą objęła go za szyję i pozwoliła się
wziąć na ręce. Tyle, że zaraz potem poczuła rewolucję w swoim brzuchu.
- Postaw mnie.
- Co?
- Postaw mnie, natychmiast.- Choć Oskar
był zaskoczony, to spełnił jej polecenie. A potem patrzył jak biegnie gdzieś
przed siebie zatrzymując się koło drzewa i pochyla by…Zaczął się śmiać. Po
prostu nie mógł się powstrzymać. Zaraz jednak poczuł wyrzuty sumienia. Nie
powinien namawiać takiej nowicjuszki jak ona do takiego sportu. Dlaczego
podszedł do niej lekko dotykając pleców.
- Już lepiej?- Spytał Kukulską w czasie
gdy wstrząsały nią ostatnie torsje. Potem przymknęła oczy.- Pochyl się. To
złagodzi objaw rewolucji żołądka. Wiesz, że początkowo też tak miałem? Chłopaki
mieli ze mnie niemiłosierny ubaw śmiejąc się, że mam objaw choroby powietrznej.-
Oskar delikatnie złapał ją za kark, a drugą dłonią objął w tali. Starał się nie
zwracać uwagi na nieprzyjemny zapach.
- Odejdź. Strasznie śmierdzę.- Wystękała
z trudem gdy tylko zorientowała się, że wymioty się skończyły.
- Nie przeczę, ale muszę ci pomóc.
Obejmij mnie za ramię. Chłopaki powinni zjawić się tu za kilka minut samochodem.
Teraz musimy na nich poczekać. Usiądziemy w motoparalotni.
- O nie, dziękuję.- Zaprotestowała.
Nawet wtedy poczuła swój niemiły oddech.- Masz może gumę?
- Niestety nie.
- Może miętówki?
- Też nie.- Jęknęła po raz kolejny.
- Więc jestem skazana na ten smród.
- Ja też, nie zapominaj o tym.- Nie
miała siły mu się odkuć. Wciąż lekko bolała ją głowa i nadal czuła się niezbyt
pewnie. Pozwoliła więc Oskarowi na to by posadził ją sobie na swoich kolanach i
okrył własną kurtką, którą oddała mu tego samego dnia. Nie współczuła mu
siedzenia na mokrej ziemi (bo nie zgodziła się na siedzenie w maszynie) ani
konieczności znoszenia jej niemiłego zapachu. W końcu to była jego wina.
Z wielką ulgą powitała przyjazd kolegów
Lenarczyka, choć trochę sobie z niej dobrodusznie pokpiwali jednocześnie
gratulując odwagi. Ona czuła się jednak dość żałośnie wracając z nim do miasta
samochodem. A Oskar miał jeszcze czelność dość niezgrabnie ją pocieszać:
- Spójrz na to z tej strony: mogło być
przecież gorzej. Mogłaś zwymiotować w powietrzu.- Sama wizja tego jak i
brudnego ciała przyprawiła ją o kolejny skurcz.
- Lepiej mnie już nie pocieszaj, bo
kolejna porcja wymiocin może wylądować na twojej tapicerce.- Tak naprawdę
brawurą maskowała potworne zażenowanie. Nawet nie chciała sobie wyobrażać co on
sobie teraz o niej myśli.
Dopiero półtorej godziny byli w jego
mieszkaniu z powodu korków; na szczęście dwa kwadranse po jeździe Oskar
zatrzymał się przy sklepie kupując Kukulskiej upragnioną gumę do żucia. W ten
sposób poczuła się choć trochę lepiej. Mimo to gdy dojechali do jego
mieszkania, zaprotestowała.
- Wracam do siebie, muszę odpocząć po
tych wrażeniach a przede wszystkim wziąć gorącą kąpiel.
- Możesz wziąć ją u mnie.
- To nie potrzebne, naprawdę.
- Potrzebne. To ja jestem winny twojego
stanu i muszę choć trochę się zrehabilitować. Nie pożałujesz.- Nieco przekonana
przystała na jego propozycję, której potem nie żałowała. Bo Oskar dość poważnie
podszedł do swoje roli opieki nad nią. Co najmniej tak jakby była obłożnie
chora. Dlatego po gorącym prysznicu, ubrana w gruby szlafrok, z włosami
rozsypanymi dookoła ramion odmówiła położenia się do łóżka.
- Oskar, nie jestem chora. To tylko
chwilowa niedyspozycja.
- I co z tego? Ale jesteś w szlafroku,
przeziębisz się.
- Co jest w tej miseczce? Ugotowałeś mi
zupę?
- Powiedzmy.- Roześmiała się.
- No nie wierzę. Kiedy? Nie oszukujesz?-
Widząc, że uciekł spojrzeniem spojrzała do talerza.- Zupka chińska?- Spytała z
niedowierzaniem.
- No co, nie mam niczego lepszego na
ciepło. Zwłaszcza tak na szybko.
- Chcesz mnie otruć?
- Nie, ty też karmiłaś mnie pomidorową
gdy byłem chory, pamiętasz?
- Ale nie z torebki. Daj mi pół godziny
a zrobię coś smacznego i zdrowego.
- Nie, masz się położyć do łóżka, już
mówiłem.
- Nic mi nie jest.
- Ale wciąż jesteś blada jak ściana.-
Uśmiechnęła się.
- Zawsze jestem blada, taką już mam cerę.
Nawet latem bardzo trudno mi się opalić. To wrażenie wzmagają jeszcze czarne
włosy.
- Ale bledsza niż zazwyczaj.- Upierał
się.
- To z wrażenia, teraz czuję się już
całkiem dobrze. Chodźmy do tej kuchni.
Skończyło się na tym, że obydwoje
przygotowali całkiem smaczne warzywa z makaronem wspominając dzisiejsze
popołudnie i ich lot. Sylwia pytała Oskara o to w jaki sposób zainteresował się
motolotniarstwem, skąd zna Sylwestra i Kamila i czy naprawdę bycie w
powietrzu nie budzi w nim żadnego strachu. On z kolei był ciekaw jej wrażeń
(poza oczywistymi końcowymi, które okazały się być bardzo nieprzyjemne). A
potem, choć Sylwia chciała wrócić do siebie do domu Lenarczyk zaprotestował:
- Przecież możesz spać u mnie. Mówiłaś
ostatnio, że już nie musimy uważać na Darię.
- No tak, ale…
- Ale?
- Ale po tym wszystkim odeszła mi ochota
na…”no wiesz co”.
- A kto tu mówi o „wiesz czym”?
Obejrzymy jakiś fajny film, chyba nawet kiedyś polecił mi go Sylwek, a potem położymy
się do łóżka.
- Serio?
- A ty co myślałaś, że zamierzam kochać
się z tobą po takich wrażeniach i twojej chorobie? Nadal mam w pamięci twój
obraz gdy pochylasz się nad tamtym drzewem. –Choć udawał, że chodzi o
zniesmaczenie, Sylwia wiedziała, że tak naprawdę czuje się trochę winny jej
stanu. W końcu sam namówił ją na lot.
- Chyba nasz romans okazuje się być
coraz bardziej nieudany, prawda?
- Wręcz przeciwnie: okazuje się być
całkowicie nieprzewidywalny. No to co, gotowa na porcję silnych wrażeń?
- A jeśli powiem, że mam ochotę na coś
lekkiego?
- Błagam, tylko nie komedia
romantyczna.- Jęknął.
- Niekoniecznie, ale w tej chwili nie
mam ochoty na zbytnie wysilanie swojego mózgu.
- Dobrze, może coś znajdę.
- A właściwie co masz do komedii
romantycznych?
- Serio pytasz? Jaskółka naprawdę z
przerażeniem odkrywam w tobie coraz więcej kobiecych cech.
- Już to kiedyś mówiłeś. Dobrze, więc
wybierz western albo jakąś obyczajówkę.- A potem gdy film się skończył
porozmawiali jeszcze wymieniając jakieś uwagi dotyczące fabuły i położyli się
do łóżka. Sylwia objęła Oskara wtulając się w jego ramię czerpiąc z tego
prawdziwą przyjemność. Wbrew wcześniejszym oporom cieszyła się gdy oponował
przeciw jej odejściu. Bo teraz było jej bardzo dobrze. Zdawała sobie sprawę, że
nie powinna aż tak głęboko tego odczuwać; było coś żałosnego w czerpaniu
przyjemności z bliskości ze swoich kochankiem. Zwłaszcza gdy uświadomiła sobie,
że właściwie dawno do nikogo się nie przytulała. A nawet wtedy mogła mówić o
swojej mamie czy braciach. Przytulanie się do młodego, męskiego ciała było o
niebo przyjemniejsze. Zwłaszcza ciała które dało (i wciąż dawało) jej w przeszłości wiele
przyjemności.
Trudna Ona, trudny On :)
OdpowiedzUsuńTak jakos mi się nasunęło po przeczytaniu tej części.
Przyjąganie i odpychanie trwa, co czyni to opowiadanie bardzo ciekawym.
Pozdrawiam
Ania
Dziękuję za kolejny fantastyczny rozdział. Warto czekać :-)
OdpowiedzUsuńWitaj :3
OdpowiedzUsuńCo prawda jeszcze nie komentowałam Twoich opowiadań, jednak w końcu postanowiłam się przełamać :)
Czytam Twoje arcydzieła (i wcale nie przesadzam określając tak Twoje utwory) od prawie dwóch lat, najpierw na Quku, potem na blogu. Wręcz uwielbiam czytać, a właściwie pochłaniać wszystko, co napiszesz. Praktycznie każde opowiadanie przeczytałam przynajmniej dwa razy, niektóre nawet więcej. To co w nich urzeka najbardziej to to, że z każdej opowieści tworzysz potwornie wciągające historie, od których nie można się oderwać; w szkole, autobusie, sklepie - dosłownie wszędzie, gdzie się tylko da. Czarujesz słowem, podczas lektury ma się wrażenie, jakby było się naocznym świadkiem wydarzeń zawartych w utworach.
Kolejnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, iż pod jedną z części "Cieni przeszłości' przyznałaś, że uwielbiasz książki Lisy Kleypas, która również jest moją ulubioną autorką romansów historycznych, to dzięki niej przełamałam się do tego gatunku.
Wracając do tematu, chciałam Ci niesamowicie podziękować, że mogę zatracać się w Twoich opowieściach, liczę na to, że w przyszłości będę mogła nabyć Twoją książkę w księgarni, czego z całego serca Ci życzę.
Jesteś moim autorytetem w dziedzinie pisania (bo też czasami zdarza się mi coś nagryzmolić), swoim znajomym zawsze polecam zajrzeć na Twojego bloga i dać się uwieść :D
Już nie mogę się doczekać kontynuacji perypetii Sylwii i Oskara ^^
Przesyłam gorące pozdrowienia i życzę duuużo weny
G.
Dla mnie pisanie opowiadań to ogromna przyjemność, więc absolutnie nie musisz za nic dziękować :-) Bardzo się cieszę kiedy ktos pisze, że sie w nich zatraca bo taki właśnie jest ich cel: sprawić by czytelnik na moment zapomniał o tym gdzie jest i co robi. Tak jak już kiedyś pisałam ambicji na pisarkę raczej nie mam, więc próżno bedzie szukać moich książek w księgarni, ale póki starczy czasu i siły no i weny to bedzie się dzieliła swoimi opowiadaniami z tobą i innymi na blogu.
UsuńPS: Dla ciebie również pozdrowienia: trzymaj się cieplutko zwłaszcza w taką pogodę:-)I koniecznie "gryzmol" dalej jak to określiłaś, bo to niesamowicie rozwija. Może kiedyś i ja przeczytam cos twojego autorstwa.
Fajna część! Czekamy na następne :)
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu, nie komentowałam twoich opowiadań, ale obiecałam sobie, iż w moje urodziny, to nie tylko ja powinnam usłyszeć miłe słowa, ale Ty też.Opowiadanie oczywiscie pochłaniam zaraz po wstawieniu, czasami mam wrażenie, że jestem pierwsza, ale tego nie mogę wiedzieć, ale lubię w to wierzyć. Pierwsze czytanie to zazwyczaj zaspokojenie ciekawości, co tam im się ciekawego przydarzyło, przeczytam tak szybko, iż jak widzę koniec tekstu, to jest mi przykro, że tak szybko ten czas minął. Dopiero jak za drugim razem i po raz kolejny czytam to doceniam twój styl, dobór słów, smak tego opowiadania. Zastanawiam się, ile czasu i wysiłku musiałaś włożyć żeby to powstało!I wtedy dopiero stwierdzam że wcale część, kolejna cześć opowiadania nie była taka krótka, a ja dostałam chwilę nietaka znów krótką chwilę przyjemności i zapomnienia o szarości codziennego dnia. Nie wiem czy już wspominałam, iż mając świadomość żE części wstawione sa raz w tygodniu, zaglądam tutaj codziennie, co jest raczej dziwne, ale tak to jest z uzależnieniem. Bo wg mnie nie da się NIE uzależnić od Twoich tekstów!!!, mam wrażenie, żE ktoś kto choć raz przeczytał którąś z części pozostał już Twoim wiernym czytelnikiem. Przechodząc do meritum, bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie, co mam nadzieję, iz wiesz;)nie ukrywam żE to jedno z lepszych. KAŻDą część czytam z zapartym tchem :)Ciekawi mnie jak jeszcze zamieszasz w życiu Sylwii? Nie wiem dlaczego ale mam wrażenie, żE z Mackiem jeszcze będzie się działo;) a brat Sylwii chyba ma romans z Daria, nie mylę się :) Pozdrawim i życzę dużo pozytywnej energii, siły i weny w tym jakże uroczym jesiennym klimacie. Pozdrawiam Nienieidealna
OdpowiedzUsuńOdnośnie tego co napisałaś na temat opowiadania o Sylwii i Oskarze to przyznam nieskromnie, że to opowiadanie tez wydaje mi się najbardziej udane. Chociaż mam tak z większością tekstów które aktualnie piszę wiec ciężko stwierdzić :-)A tak calkiem serio to muszę przyznać, że w odróżnieniu od innych opowiadań to tutaj zdecydowanie bardziej przykładam się do jakości tekstu: miedzy innymi dlatego wolę wstawiać dłuższe kawałki co tydzień bo dzieki temu mogę parę (albo i nawet) paręnaście razy zmienić fragment tekstu albo go wyrzucić czy doszlifować. I przyznam szczerze, że cieszę sie że ktoś to zauważył:-)
UsuńCo do samej fabuły to oczywiście że namieszam, byłoby dziwnie jakbym tego nie zrobiła nie? Właściwie to tylko w jednej sprawie,ale calkiem poważnie bo za dużo tej sielanki było. Teraz pora na realizm :-)(Zdradzę ci że już nawet w następnym rozdziale, tak samo jak kwestia nowej dziewczyny Sebastiana, więc cierpliwości)
Na koniec oczywiście wszystkiego dobrego z okazji urodzin i samym radosnych chwil. Pozdrawiam cieplutko :-)
Hej kiedy dodasz kolejną część tego genialnego opowiadanka?
OdpowiedzUsuńMiała być dzisiaj, ale z tego co widzę to chyba się nie wyrobię bo z tego co się zapowiada to następna część będzie dłuższa. Także spodziewaj się czegoś dopiero jutro.
Usuń