Bo nie
mogę z ciebie zrezygnować. Po prostu nie potrafię.
Te słowa wciąż pobrzmiewały w moich uszach niczym echo
gdy Tomek mnie całował, a ja- co napawało
mnie wstydem- mu na to pozwalałam. Ale tak bardzo chciałam czuć jego dłonie na
swojej twarzy, ciepło jego ciała przy swoim, te usta która potrafiły sprawić,
że zatracałam się pod wpływem niewinnej pieszczony warg…albo tej mniej
niewinnej gdy dawniej nacierał na mnie z pasją i ledwie tłumionym pożądaniem. Kochałam
je równie mocno tak samo jak osobę, która mnie nimi obdarowywała. Ale to było
niewłaściwe. Nie mogłam tego dłużej robić. Nie, jeśli chciałam żyć w zgodzie z
samą sobą i względnej harmonii; gdy nie chciałam być znów zraniona. Dlatego
choć przyszło mi to z wielkim trudem, odsunęłam
się od Kamińskiego gwałtownie łapiąc oddech.
- Dość.- Niemal wyszeptałam kładąc dłonie na torsie Tomka
próbując go w ten sposób delikatnie odepchnąć i zwiększyć między nami dystans
by mój rozsądek mógł wrócić.
- Nigdy nie będę miał dość.- Odpowiedział mi ponownie
próbując zbliżyć swoje usta do moich. Ale za drugim razem element zaskoczenia
już nie zadziałał. Odsunęłam głowę w bok tak że jego wargi natrafiły na mój
policzek.
- Nie rób tego.- Poprosiłam cicho.
- Nie mogę.
- Więc zmuś się. Bo w ten sposób mnie nie przekonasz, a
już raczej zniechęcisz.- O dziwo posłuchał mojego polecenia i z wolna zaczął
się ode mnie odsuwać co bardziej wyczuwałam niż widziałam nie chcąc spojrzeć mu
w oczy.
- Aniu, przepraszam. Nie chciałem tego. To znaczy…nie
chciałem niczego wymuszać. Ale nie mogłem się powstrzymać.
- Przestań już. I proszę, idź sobie.
- Nie chcę.
- Tomek, przecież to do niczego nie prowadzi. Tylko mnie
w ten sposób torturujesz. Siebie zresztą też. Rozwód jest w naszym przypadku
najlepszym rozwiązaniem.
- Wcale nie. Dobrze zdajesz sobie z tego sprawę.
- Raczej z czegoś zupełnie przeciwnego.
- Aniu…
- Tomek, naprawdę chcesz się wciąż łudzić? Chcesz wciąć
przerabiać ten sam schemat który kończy się tak samo źle dla obojga z nas?
- Kończył, bo już nie będzie. Spróbujmy ten ostatni raz.
Proszę cię. A nawet błagam. Wiem, że dałem się podejść ojcu i że to co
powiedziałem, jak traktowałem jest niewybaczalne. Ale mimo to nie mogę tak po
prostu cię zostawić.- Jego słowa bardzo mnie raniły, bo niepotrzebnie kusiły. A
ja już nie chciałam narażać się na ból.
- Przykro mi. Wiem, że nie jesteś zły, Tomek. I wcale cię
za takiego nie uważam. Siebie zresztą też nie. Ale może to wszystko było
błędem. Znaliśmy się krótko, niewiele o sobie wiedzieliśmy, na dodatek
zatailiśmy wiele faktów. Nawet teraz nie potrafimy sobie zaufać wątpiąc przy
byle okazji. Byle jaka gałązka na naszej drodze zmienia się w monumentalną
przeszkodę. Może gdyby nie to małżeństwo po prostu teraz rozeszlibyśmy się już
jakiś czas temu.
- Gdyby nie moja utrata pamięci to…
- …nie, to nie jest przyczyna.- Przerwałam mu szybko.- To
było raczej pokazanie nam, że tak naprawdę niewiele nas łączy. Może po prostu
tak miało być. Albo nie byliśmy tymi samymi kawałkami pomarańczy. Lub do siebie
nie pasujemy. Choć ja wolę myśleć, że nie byliśmy sobie pisani.
- Tego nie wiesz.
- Ani ty.
- Może. Ale uważam, że to co się między nami wydarzyło
nie stało się bez przyczyny. Nawet ty musisz to wiedzieć skoro jesteś zagorzałą
katoliczką.
- Więc…być może to było część czegoś większego. Może
nasze nieudane małżeństwo miało nam pokazać błędy jakie uczyniliśmy w
przeszłości, pokazać że oboje powinniśmy się zmienić.
- Gówno prawda.- Skwitował ze złością.
- Tomek.- Żachnęłam się słysząc ten zwrot w jego ustach.
- Spotkaliśmy się pod tamtym klubem nie bez przyczyny. I
nie bez przyczyny trzy miesiące później wzięliśmy ślub.
- Właśnie. Trzy miesiące. Przecież my się właściwie nie
znamy, nic o sobie nie wiemy. Nie wiesz co lubię, czego pragnę, czego się boję.
Nie wiesz jaka jestem naprawdę.
- Ale wiem, że jesteś dla mnie bardzo ważna. Wiem, że gdy
pieczesz zapominasz o całym świecie i pragniesz uszczęśliwić wszystkich nawet
kosztem siebie. Wiem również, że jesteś skromna, szczera i prostolinijna, a
jednak byłaś w stanie przeciwstawić się mojemu ojcu choć boją się go największe
wygi biznesu. Że opiekowałaś się kulawym psem Sznurkiem, gdy stracił nogę; że
kochasz zmarłą siostrę Anitę choć minęło wiele lat od jej śmierci. Że czasami
robisz szalone rzeczy i jesteś impulsywna tak jak wtedy gdy upiłaś się
pod klubem gdzie się poznaliśmy albo zdecydowałaś ze mną na ślub. I wiem też,
ze jesteś idealistką wierzącą w prawdziwą miłość, a biała suknia w kościele ma
dla ciebie nie tylko symboliczne znaczenie ale również będzie wyrażać twoją
niewinność. Wiem że…
- Przestań, błagam cię: przestań.
- Nie mogę. I wiesz co jeszcze wiem? Wiem, że jeszcze
wiele rzeczy dotyczących ciebie jest dla mnie tajemnicą, ale chcę odkryć je
wszystkie. Bo jesteś nietuzinkową osobą.
- Co?
Poznaliśmy
się w dość niecodziennych okolicznościach, ale jesteś nietuzinkową osobą. A w
dzisiejszych czasach poznać kogoś takiego jest dość trudno.
Jesteś
nietuzinkową osobą….
- Jak mnie nazwałeś?
- Aniu, co się dzieje?
- Dlaczego użyłeś tego słowa?
- Jakiego?
- Nietuzinkową.- Gdy zauważyłam, że z konsternacji
zmarszczył brwi zaczęłam wyjaśniać:- Kiedyś…po tamtej nocy gdy się
poznaliśmy…gdy zjawiłeś się w cukierni…powiedziałeś że…że…
- Tak?- Kamiński patrzył na mnie z autentycznym
zainteresowaniem. I wtedy poczułam się głupio. On naprawdę nic z tego nie
pamiętał. Jaki więc sens było cokolwiek wyjaśniać? Dlatego pokręciłam głową,
choć byłam lekko zdezorientowana.
- Nieważne. Po prostu idź już.
- Na pewno tego chcesz?- Wiedziałam, że dobrze zdaję
sobie sprawę z głębszej wymowy jego pytania. Bo wcale nie chodziło tylko o jego
wyjście ze „Słodkiego świata”, ale i całego życia.
- Tak.- Potwierdziłam choć nie było mi łatwo. Bo gdy
patrzył mi prosto w oczy chciało mi się tylko płakać. Przymknęłam na moment
powieki próbując zebrać się w garść.
- Trzy tygodnie.- Usłyszałam jeszcze na koniec zanim wyszedł.
I zrozumiałam, że on jeszcze nie pogodził się ze swoją porażką.
Przez resztę dnia byłam bardzo rozkojarzona. Było mi
smutno przypominając sobie ostatnią rozmowę z Tomkiem, ale jednocześnie
cieszyłam się z tego, bo wypierała ona strach jaki wywołały niewypowiedziane
groźby jego ojca. Teraz żałowałam, że
chciałam go sprowokować. On był złym człowiekiem. W końcu co mi szkodziło
powiedzieć mu prawdę? Mogłabym przecież dodać, że wcale nie zdecydowałam się na
rozwód z jego synem bo tak chciał tylko z własnego wyboru. Co prawda nie byłoby
to kategoryczne zwycięstwo, ale w jakimś małym stopniu byłoby to zwycięstwo. A
tak może życie znów wychodziło z właściwych torów gdy już sądziłam że
znajdowało się na właściwych.
To było dość zabawne, że pozornie jeden moment może
zniszczyć całe twoje życie. Że czujesz się spełniona a potem bach: tracisz
miłość, pracę i pieniądze. Tracisz wszystko to co kochasz. W moim przypadku nie
było to aż tak melodramatyczne, ale i tak znów czułam się nieszczęśliwa. Bo
Tomek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Nie chciałam by znów przychodził, żartował ze mną,
rozmawiał jakbym naprawdę była dla niego ważna.
Nie chciałam by potem wściekał się o jakąś drobnostkę i
mnie atakował; nie chciałam by znów uważał mnie za wyrachowaną.
Nie chciałam by ten schemat się wciąż powtarzał.
W nocy śnił mi się koszmar z powodu którego wyrwałam się
ze snu o trzeciej nad ranem. W nim ktoś zabijał całą moją rodzinę na moich
oczach a ja nie mogłam nic na to poradzić. A potem nie wiadomo skąd pojawił się
głos Władysława Kamińskiego niczym z jakiegoś niewidzialnego głośnika.
Zobaczysz
jak łatwo traci się przyjaciół, znajomych, męża, rodzinę. Zobaczysz jak bardzo
moje pieniądze zniszczą twoje życie. Nie muszę nawet wychodzić poza nawias
prawa. Zniszczę cię zgodnie z nim. Wszystko co kochasz zniknie tylko dlatego,
że ja tak postanowię. I dlatego, że jednak pieniądze mogą wszystko.
Wszystko co kochasz zniknie…
Boże, czułam jak całe moje ciało jest zroszone potem.
Nigdy nie doświadczyłam aż tak realistycznego snu. I jednocześnie
przerażającego. To dogłębnie oddawało, jak wielkie wrażenie wywarły na mnie
słowa ojca Tomka. A raczej jak mnie przeraziły. Wiedziałam, że mój sen był
całkiem surrealistyczny, w końcu sam Kamiński przyznał, że działa zgodnie z
prawem; nie mógłby więc skrzywdzić moich rodziców. Sama Anita dawno już nie
żyła, więc jej nie mógł nic zrobić. Tyle, że dla strachu racjonalne argumenty
się nie liczyły.
Z tego powodu nazajutrz byłam niewyspana i zmęczona. Mimo
to wzięłam się za pieczenie i pomoc Izie. Na sali radziła sobie całkiem nieźle,
ale czasami po południu w cukierni było tylu gości, że nie nadążała serwować
kawy i deserów no i przyjmować nowych zamówień. Co prawda teraz od ponad
tygodnia wcale nie mieliśmy aż tak dużo klientów, ale mimo wszystko nie
chciałam bezczynnie siedzieć na zapleczu skoro dawno już przygotowałam i
upiekłam to co było przeznaczone na dzisiejszy dzień. No i dzięki temu we dwie
obsługiwałyśmy gości dużo szybciej.
Potem gdy (dziś wyjątkowo po szesnastej z powodu jakiejś
sprawy osobistej) zjawiła się Paulina, zabrałam się za pieczenie na kolejny
dzień. Znów zaobserwowałam jej marny wygląd. To znaczy wyglądała bardzo dobrze
i ładnie, ale była wyraźne przygnębiona. Nawet gdy zjawił się Wojtek (tak,
najwyraźniej wciąż sobie jej nie odpuścił choć ona wyraźnie go olewała), nie
miała nawet siły odkuć się jego żartom. Przede wszystkim jej oczy były smutne.
Nie miałam pojęcia dlaczego, a próba spytania jej skończyła się niepowodzeniem
i zbyciem mnie jakiś mało znaczącym drobiazgiem. Starałam się przekonać samą
siebie, że skoro Babecka nie chce nic mówić to widocznie ma swoje powody i
powinnam to uszanować. W końcu ja też o paru sprawach nie chciałam jej mówić.
Nawet jako przyjaciółki miałyśmy swoją własną przestrzeń do której nikogo nie
dopuszczałyśmy. Nie było sensu więc się o to obrażać.
Widziałam też, że jest zmęczona więc pozwoliłam jej wyjść
zaraz po zamknięciu i zliczeniu utargu. Postanowiłam sama zając się
sprzątaniem, ale ledwie zaczęłam to robić usłyszałam pukanie. Sądziłam, że to
Paula czegoś zapomniała i wróciła się do cukierni, ale szybko okazało się że
tak nie jest. Bo przed drzwiami stał młody mężczyzna. Mężczyzna, którego dobrze
znałam bo był nim mój były narzeczony.
Dawid Raczkowski.
Oniemiałam. Wiedziałam, że nieco nachalnie i zbyt długo
wpatruję się w jego dobrze znaną mi przecież twarz, której nie widziałam od
ponad pół roku. Patrzyłam w ciemne oczy ocienione długi rzęsami, prosty nos i
usta na których teraz widniał łagodny uśmiech, który był mi tak dobrze znany. A
potem na wysoką, sprężystą sylwetkę którą teraz nakrywał dopasowany płaszcz.
- Witaj, Aniu.- Usłyszałam jego głos, który był mi tak dobrze znajomy. To głupie, ale kiedyś to był jeden z powodów dla których się w nim zakochałam.Bo czy można zakochać się w czyimś głosie? Ale ja po prostu uwielbiałam jego głos, godzinami mogłam słuchać jego wieczornych opowieści kiedy wtulona w jego klatkę pierś odpoczywałam wieczorem po całym dniu pracy. A teraz stał tu przede mną jak gdyby nigdy nic. Niczym wyrzut z przeszłości.
- Witaj, Aniu.- Usłyszałam jego głos, który był mi tak dobrze znajomy. To głupie, ale kiedyś to był jeden z powodów dla których się w nim zakochałam.Bo czy można zakochać się w czyimś głosie? Ale ja po prostu uwielbiałam jego głos, godzinami mogłam słuchać jego wieczornych opowieści kiedy wtulona w jego klatkę pierś odpoczywałam wieczorem po całym dniu pracy. A teraz stał tu przede mną jak gdyby nigdy nic. Niczym wyrzut z przeszłości.
Miałam ochotę się roześmiać. Naprawdę. I właściwie nie
miałam pojęcia dlaczego. No dobra, może miało to związek z naszą burzliwą
przeszłością. Albo faktem, że gdy widzieliśmy się po raz ostatni on wyzywał
mnie od cnotek a ja jego od
cudzołożników. A może przywitaniem się tak jakbyśmy widzieli się wczoraj. Witaj Aniu, powiedział. Ale z
drugiej strony co innego miał powiedzieć? Cześć moja prawie żono?
- Witaj.- Odparłam mu w końcu gdy choć trochę odzyskałam
rezon.
- Mogę wejść?- Dopiero gdy zadał mi to pytanie
zrozumiałam, że nadal stoję w progu zasłaniając sobą wejście. Dlatego się
odsunęłam.
- Jasne.- Zgodziłam się choć właściwie nie rozumiałam
dlaczego. Zaraz potem wróciłam do wspomnień naszego ostatniego spotkania. A
raczej kłótni zakończonej moimi łzami. I tego, że po wypiciu trzech piw poszłam
pod klub z zamiarem przespania się z obcym facetem, tylko po to by ukarać
Dawida za chęć zdrady mnie z Anetą. Gdy tak to sobie teraz analizowałam w
myślach zrozumiałam jak bardzo to było żałosne. – Właściwie już zamykałam
cukiernię.- Dodałam nie wiadomo po co.
- Nie przyszedłem tutaj na ciastko, choć prawdę mówiąc
wciąż pieczesz nieziemsko.
- Skąd wiesz?
- Bo byłem tu prawie dwa tygodnie temu.
- No tak.- Mrugnęłam przypominając sobie Paulinę, która
mówiła że ktoś mnie szukał.- A więc to ty chciałeś się ze mną spotkać.
- Tak. Kelnerka która mnie obsługiwała ci to powiedziała?
- Tak, ale prawdę mówiąc wyleciało mi to z głowy. I to jest moja pracownica.
- Tak, ale prawdę mówiąc wyleciało mi to z głowy. I to jest moja pracownica.
- Chcesz powiedzieć, że ta cukiernia jest teraz twoja?
- O ile uda mi się spłacić wszystkie długi by nie przejął
jej bank to tak.- Zażartowałam.- A co u ciebie? Gdzie podziewałeś się przez te
ostatnie miesiące? Bo po ostatnich odwiedzinach w rodzinnym domu wiem, że nie
mieszkasz u rodziców.
- Nie, wyprowadziłem się.- Oznajmił zaczynając opowieść o
swoim życiu z ostatnich kilku miesięcy. Słuchałam go w skupieniu, choć w pewnym
momencie do mojej głowy wkradła się myśl: jak po tym co między nami zaszło
możemy tak po prostu sobie siedzieć i rozmawiać? Jak mogę nie czuć do niego
choćby złości czy żalu choć te uczucia zżerały mnie przez wiele tygodni po
mojej ucieczce sprawiając, że czułam się tak jakby zawalił mi się cały świat? A
teraz byłam tak po prostu obojętna. Patrzyłam w oczy mężczyzny, którego kiedyś
na zabój kochałam nie mogąc wykrzesać z siebie żadnych uczuć poza myślą, że
popełniłabym błąd wychodząc za niego za mąż. Jednocześnie byłam pełna
melancholii. W końcu tak niewiele brakowało. Jak potoczyło by się moje życie
gdybym jednak wyszła za Raczkowskiego? Gdybym
nie zobaczyła go z Anetą w nieco dwuznacznej sytuacji? Czy wówczas
zdradzałby mnie po ślubie?- No, chyba trochę cię zanudziłem.- Usłyszałam po
kilku minutach.- Teraz twoja kolej.
Zgodnie z życzeniem Dawida zaczęłam mówić mu o cukierni,
o tym że porywałam się trochę z motyką na Słońce chcąc tak szybko kupić lokal
praktycznie bez środków, ale jakimś cudem mi się udało. O tym, że mam zamiar odrestaurować piętro by wynajmować salę na małe przyjęcia takie jakie miało tu
miejsce trzy tygodnie temu. Jak zwykle mówiąc o cukierni byłam rozemocjonowana
z czego Dawid raczył zażartować. Oboje zaczęliśmy się śmiać do czasu aż powiedział:
- Słyszałem, że wyszłaś za mąż.- W jednej chwili uśmiech
zniknął z moich ust, a twarz zrobiła się poważna. Spuściłam na moment wzrok
daremnie próbując wzbudzić w sobie zakłopotanie. W końcu jakby nie było wzięłam ślub z innym mężczyzną zaledwie trzy miesiące po naszym rozstaniu.
- Tak. Zwykły błąd, zapewniam cię.- Nie wiem po co
właściwie mu to mówiłam, w końcu nie zależało mi na nim ani nie byliśmy
przyjaciółmi. Nie musiałam więc się martwić, że go zranię. Inna sprawa, że on też nie wyglądał na specjalnie zranionego. Dlatego szybko dodałam:- Ale nie chcę o tym rozmawiać.
- Rozumiem.- Zaakceptował to Dawid. Choć ja nie
rozumiałam co tu można było rozumieć. Ale przynajmniej cieszyłam się, że
Raczkowski nie nawiązywał już do tego tematu.
Rozmawialiśmy więc o mojej wizycie w rodzinnym domu i reakcji sąsiadów, o tym że jestem uważana za uciekającą pannę młodą i że Aneta obwinia się o to co się stało. Nie miałam zamiaru nawiązywać w jakikolwiek sposób do naszych dawnych relacji, ale to po prostu samo wypłynęło. A on podjął ten temat.- Nie wiem co powiedziała ci Aneta, ale między nami nic nie było. A to co widziałaś w gabinecie…
Rozmawialiśmy więc o mojej wizycie w rodzinnym domu i reakcji sąsiadów, o tym że jestem uważana za uciekającą pannę młodą i że Aneta obwinia się o to co się stało. Nie miałam zamiaru nawiązywać w jakikolwiek sposób do naszych dawnych relacji, ale to po prostu samo wypłynęło. A on podjął ten temat.- Nie wiem co powiedziała ci Aneta, ale między nami nic nie było. A to co widziałaś w gabinecie…
- Wiem Dawid, wiem. Aneta powiedziała mi, że po prostu
uległa impulsowi które podszepnęło jej serce. Ale od wielu lat cię kochała.
- Szkoda tylko, że przez tę jej platoniczną miłość
zrujnowała mi życie i plany.
- Dawid, to co się stało między wami to…
- Tak wiem co chcesz powiedzieć. To nie była jej wina, a
przynajmniej nie tylko. Doskonale o tym wiem. Ale niezaprzeczalnie przyczyniła
się do tego.
- Może. Ja jednak jestem zdania, że rozgrzebywanie
przeszłości nic nie da.
- A więc pogodziłaś się z nią?
- A ty nie? Długo nosiłam w sobie żal i urazę. Długo bałam się wrócić do domu, stawić czoło plotkom i rozprzestrzeniającym je osobom. Ale gdy się odważyłam okazało się, że nie taki diabeł straszny.
- A ty nie? Długo nosiłam w sobie żal i urazę. Długo bałam się wrócić do domu, stawić czoło plotkom i rozprzestrzeniającym je osobom. Ale gdy się odważyłam okazało się, że nie taki diabeł straszny.
- Na wsi wiedzą jaka była przyczyna naszego rozstania?
- Nie.
- Dlaczego nie powiedziałaś nikomu prawdy?
- Jaki to miałoby sens? Powiedziałam o tym tylko moim
rodzicom, nie chciałam robić problemów ani tobie i Anecie. Choć prawdę mówiąc
na początku w ogóle o tym nie myślałam tylko spakowałam rzeczy i uciekłam; może
gdyby taka myśl przyszła mi do głowy w złości postąpiłabym inaczej.
- Nie sądzę. Zawsze byłaś dobra i myślałaś najpierw o
innych.
- Teraz chyba mnie przeceniasz.
- Raczej nie.- Odparł mi powodując mój uśmiech- Nie znam bardziej empatycznej osoby od ciebie.
Rozmawialiśmy tak jeszcze prawie godzinę choć właściwie
nie byłabym w stanie powiedzieć o czym. Były to błahostki, nic nieważne sprawy
o których mimo wszystko miło było porozmawiać by choć trochę zapominając o
problemach. Dzięki temu przypomniałam sobie również ten aspekt swojego związku
z Raczkowskim. Bo czasami potrafiliśmy przegadać pół nocy właściwie o niczym. A
potem śmialiśmy się z tego.
Tuż przy wyjściu Dawid podziękował mi za spotkanie
pytając nieśmiało czy mu wybaczyłam. Odparłam mu, że zrobiłam to jakiś czas
temu, co go wyraźnie ucieszyło. Ale gdy spytał czy może przyjść ponownie nie
chciałam odpowiedzieć twierdząco. Bo wybaczenie a ponowne nawiązanie
jakichkolwiek relacji- nawet tych najbardziej niewinnych- było czymś zupełnie
innym. Przecież nasza przyjaźń nie wspominając już o miłości nie wróci. Dawid w
mig zrozumiał mój tok myślenia.
- No tak, głupek ze mnie. Jasne, że nie.- Odpowiedział
sam sobie, gdy wciąż milczałam.- Ale na ciastko mogę wpaść?
- Jasne.- Ucieszyłam się, że wrócił do żartobliwego tonu,
więc najwyraźniej moje milczenie go nie ubodło.- Może dostaniesz nawet jakąś
zniżkę.
- W takim razie na pewno przyjdę. Do zobaczenia, Aniula.-
Pożegnał mnie zdrobniałą formą mojego imienia, której zawsze wobec mnie używał.
- Do zobaczenia Dawid.
Gdy wyszedł a ja zostałam sama zaczynając sprzątać
cukiernię miałam poczucie nierzeczywistości tej chwili. To przecież było trochę
niedorzeczne, bo nieprzypadkowe. To znaczy przypadkowe, ale dokładnie w chwili
gdy chciałam uporać się z przeszłością zjawił się Raczkowski dzięki czemu
mogliśmy zakopać wojenny topór i sobie nawzajem wybaczyć. W każdym razie,
niezależnie od przypadkowości czy nie to spotkanie mnie ucieszyło. Kolejne
katharsis za mną.
W ciągu kilku kolejnych dni nie wydarzyło się nic
szczególnego. Nie odwiedził mnie ani Tomek (choć codziennie przysyłał mi mały
bukiecik kwiatów z przyczepioną do niego karteczką) , ani tym bardziej jego
świrnięty ojciec (już zaczynałam powoli zapominać o jego groźbach) czy też były
narzeczony. Dlatego tak jak zwykle zajmowałam się „Słodkim światem” razem z
Izabelą i Pauliną. Ta druga ponownie wyglądała na nieźle wycieńczoną, ale gdy
spytałam się dlaczego o dziwo tym razem odpowiedziała. Wyjaśniła, że dorabia
pracując w innym miejscu. Prosiła mnie bym nie była na nią zła, bo przecież
przez nią musiałam zatrudnić nową kelnerkę (choć jej nie płaciłam), ale po
prostu potrzebowała pieniędzy. Nie miałam pojęcia o stanie jej finansów, ale
domyślałam się że studia na prywatnej uczelni sporo kosztują. Wcześniej Paula
wspominała o kilkunastu tysiącach które przed swoją ucieczką podwędziła
rodzicom z konta, ale widocznie już jej się kończyły. A utrzymanie się z marnej
pensji kelnerki nie było łatwe dla urodzonej w złotej kołysce Babeckiej choć
prawdę mówiąc świetnie sobie radziła. Dlatego zaproponowałam jej, by wzięła
potrzebną jej sumę z koperty od anonimowego nadawcy. W końcu od czasu gdy ktoś
ją podrzucił minęło wiele tygodni i strach już mi minął. Ktoś chciał zabawić
się w świętego Mikołaja, więc to zrobił. Czemu więc miałabym na tym nie
skorzystać? Co prawda przez jakiś czas zastanawiałam się czy nie przysłał ich
Władysław Kamiński, ale szybko odrzuciłam tę możliwość. Bo gdyby to zrobił
wykorzystałby ten fakt przeciwko mnie na tamtej kolacji na którą mnie zaprosił,
prawda?
Paula jednak kategorycznie się nie zgodziła (mam na myśli
wzięcie pieniędzy) . Mówiła, że zostały wręczone mi a nie jej, więc nie ma
prawa ich wziąć dla siebie. A poza tym to ona sobie jakoś poradzi, a cukiernia
będzie ich teraz potrzebować z powodu konkurencji w postaci lokalu naprzeciwko.
Samo przypomnienie tego faktu nieźle mnie irytowało. W końcu jak ktoś mógł być
aż tak złośliwy by praktycznie kilka metrów dalej od cukierni stawiać inną?
Choć niezaprzeczalnie na razie systematycznie podwędzał mi klientów. Irytowało
mnie to, bo nic nie mogłam z tym zrobić. Zmiana wystroju i zakupienie ekspresu
oczywiście pomogły, ale nie na dłuższą metę. Musiałam więc pomyśleć o
marketingu i przybraniu odpowiedniej strategii. Niestety następnego dnia
szykowała mi się niespodzianka w postaci
stojącej na progu „Słodkiego świata” Ilony Olkowskiej.
Wiedziałam, że nie trafiła tu przypadkiem i byłam zła na
Tomka że najwyraźniej wypaplał jej gdzie pracuję. Cieszyłam się przynajmniej,
że nie weszła do środka tylko czekała na zewnątrz gdzie mogłam dać upust swojej
wściekłości na nią. Bo do tej pory po prostu pozwalałam jej robić z siebie
ofiarę. Upokarzać gdy niemal na moich oczach flirtowała z Tomkiem, obdarzać
szyderczym wzrokiem gdy nikt na nią nie patrzył czy gnoić słowami. Do dziś
pamiętam jak spytała się mnie jak mogę tak się poniżać goniąc za mężczyzną
który mnie nie chce. Dlatego teraz, z racji faktu iż znajdowałyśmy się na moim
terytorium nic już mnie nie krępowało. A po rozmowie z Władysławem Kamińskim
tapetowana lala nie stanowiła dla mnie żadnego wyzwania.
Z miejsca spytałam ją co tu robi, a gdy odpowiedziała mi
niezbyt przyjaźnie kazałam odjeść. Dopiero wówczas powiedziała co ją „boli”
choć domyślałam się już tego wcześniej.
- Daj już spokój Tomkowi, bo wyjdziesz na tym jak
Zabłocki na mydle.
- A co to cię w ogóle obchodzi? Teraz udajesz, że się o
mnie martwisz?
- Wyobraź sobie, ze tak. Nie cierpię cię, ale postanowiłam powiedzieć prawdę. Nie dlatego, że nagle cię polubiłam, ale z powodu faktu, że tym razem prawda jest dla mnie korzystna a dla ciebie niestety odwrotnie.
- Wyobraź sobie, ze tak. Nie cierpię cię, ale postanowiłam powiedzieć prawdę. Nie dlatego, że nagle cię polubiłam, ale z powodu faktu, że tym razem prawda jest dla mnie korzystna a dla ciebie niestety odwrotnie.
- O czym ty w ogóle mówisz?
- Raczej o kim, kochana.
- Daruj sobie to ostatnie słowo. –Prychnęłam powodując
jej wybuch śmiechu.- I mów czego chcesz bo nie mam czasu.
- Chcę ci powiedzieć, że lepiej by było dla ciebie byś
rozwiodła się z Tomkiem.
- To już słyszałam, zresztą nie tylko od ciebie.
Myślałam, że powiesz mi coś innego, bo tę śpiewkę już słyszałam.
- Może i tak, ale nie znasz wszystkich faktów.
- Jakich znów faktów?
- Teraz niestety nie mogę ci tego powiedzieć, choć bardzo
bym chciała. Ale obietnica to obietnica.
- Ni w ząb nic nie kapuję. Ale jeśli miałaś zamiar wyjść
na tajemniczą to ci się udało.
- Chodziło mi tylko o to, że Tomek cię oszukuje. I radzę ci nie ufaj mu.
- Chodziło mi tylko o to, że Tomek cię oszukuje. I radzę ci nie ufaj mu.
- Co?
- Sądzę, że doskonale słyszałaś za pierwszym razem, ale
jeśli chcesz to to powtórzę: Tomek to notoryczny podrywacz i kłamca, teraz
wmawia ci, że cię kocha i mu na tobie zależy, ale tak naprawdę zwyczajnie
oszukuje. Wiem coś o tym.
- Nie spodziewałam się, że nagle dasz nam swoje
błogosławieństwo.- Ironizowałam.
- Możesz uważać, że robię to z zazdrości i podłości. Ale
czasem te uczucia są przydatne. Tomek próbuje wykiwać wszystkich, ale nie uda
mu się to.- Dodała wprawiając mnie w konsternację.
- Czekaj.- Zawołałam widząc, że zamierza odejść.- Co
właściwie miałaś na myśli mówiąc mi to wszystko?
- To co powiedziałam: nie ufaj mu. To podstępny i cwany
lis.
- Tak jak ty.
- Może.- Mrugnęła.- I dlatego tak świetnie do siebie
pasujemy, choć on uważa mnie za głupszą od siebie. Ale nie pozwolę z siebie
drwić. A skoro Tomek to zrobił to mi za to zapłaci. To wszystko co chciałam ci
powiedzieć. A przynajmniej na razie.- Gdy odeszła po raz pierwszy w życiu w czasie trwania naszej
znajomości miałam szczerą ochotę ją zatrzymać i wydusić z niej prawdę wszelkimi
dostępnymi metodami. Nie cierpiałam niepewności i tego uczucia które poczułam
wewnątrz ciebie. Tej dezorientacji. Wiedziałam też, że najwyraźniej znów dałam
się podejść tej nieznośniej dziewusze. Pewnie teraz zaśmiewa się ze mnie w
kułak, dobrze wiedząc że jak głupia biedzę się nad zrozumieniem tego co chciała
mi przekazać. Bo najpewniej to były jakieś same brednie. Poza tym co mnie to w
końcu obchodziło? Przecież rozwodziłam się z mężem. Po kiego licho więc
sugerowałam najpierw swojemu teściowi a potem byłej dziewczynie Tomasza, że
jest inaczej? Tylko po to by ich zirytować? Nigdy nie sądziłam, że będę
zachowywać się tak dziecinnie.
Nie zaprzątałam sobie głowy tym co powiedziałam mi panna
Olkowska, choć kosztowało mnie to sporo trudu. Ale zaczęłam gdy tego samego
dnia w cukierni pojawił się Tomek. Wiedział o wizycie Ilony i z miejsca spytał
się co mi powiedziała. Wyglądał przy tym na zdenerwowanego. Odruchowo
powiedziałam prawdę, poniewczasie żałując tego. W końcu udając, że znam prawdę
mogłabym się jej dowiedzieć od Kamińskiego. A tak już na wstępie się
zdradziłam. Choć z drugiej strony pozwoliło mi to dostrzec, że najwyraźniej
Ilona nie kłamała. Wiedziała o Tomku coś co go niepokoiło i sprawiało, że bał
się mi o tym powiedzieć. Z tego powodu nie mogłam nie spytać:
- A więc odnowiłeś z nią romans?- Zaczęłam z grubej rury.
- Słucham?
- Tak się tylko zastanawiam co mógłbyś przede mną ukrywać
co mogłoby mieć związek z Iloną.
- Oczywiście, że nie mam z nią romansu. Już mówiłem, że
powiedziała to wszystko tylko po to by cię ze mną skłócić.
- Mówiła, że chce odkuć się na tobie.- Przypomniałam
sobie.
- Jasne, że tak skoro kopnąłem ją w tyłek mówiąc, że nic
między nami nie będzie. Jest zazdrosna, że wybrałem ciebie i próbuje się
odegrać. Poza tym nie powiedziała ci właściwie niczego, prawda? To zwykła
manipulacja. Taka sama jak przyznanie tego co powiedział mój ojciec, tzn. że
chciałaś by mnie uwodziła.
- Pewnie tak. Zastanawiam się czy bogacze uczą się tego w
jakiejś szkole czy wysysają to z mlekiem matki.
- Aniu, mówię prawdę. Nic mnie z Iloną nie łączy i nigdy
tak naprawdę nie łączyło.
- A jednak mieliście się pobrać.
- Ale chciały tego nasze rodziny, my nie.
- Ilona sądzi inaczej.
- Nie obchodzi mnie co ona sądzi. Wkurzyła mnie tym, że
cię nachodzi. Choć z drugiej strony…zrobiła mi przysługę.
- Hm?
- Wzbudziła w tobie zazdrość.
- Co? Sądzisz, że ja…- Prychnęłam lekceważąco widząc jego
uśmiech.- Oczywiście, że nie jestem o ciebie zazdrosna. I mógłbyś przestać
wysyłać mi te kwiaty. –Dodałam.- Tylko marnujesz pieniądze.
- By zdobyć twoje serce mogę zrobić wszystko.
- Przestań. I mojego serca wcale nie trzeba zdobywać
jakby było jakimś trofeum.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę byś po prostu zostawił mnie
w spokoju i zajął się naszym rozwodem.- W odpowiedzi Tomek pożegnał się ze mną
a potem rzucił:
- Dwa tygodnie. Mam jeszcze dwa tygodnie.- A więc wciąż
skrupulatnie odliczał czas do końca naszego rozstania jakby miał nadzieję coś
uzyskać, uświadomiłam sobie. Wciąż się nie poddawał choć mówiłam mu, że tylko
mnie tym rani. Wciąż pragnął mojego wybaczenia choć ja nie chciałam mu go dać.
Przeczuwałam, że będzie ciężko, ale nie że aż tak. Bo ku
mojemu zdziwieniu po naszej ostatniej rozmowie mój mąż zjawiał się w cukierni codziennie. I na nic zdały się
moje próby wyrzucenia go; nie mogłam tego zrobić na sali pełnej gości kłócąc
się z nim przy ludziach z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Dlatego z wielką
niechęcią pozwoliłam mu nadal serwować kawę choć na nowym ekspresie.
Przynajmniej gdy spytał gdzie jest ten stary mogłam mu z satysfakcją
powiedzieć, że nie korzystam już z jego prezentu co trochę go zirytowało. Mnie
z kolei ucieszyło; im prędzej zrozumie bezsens swoich działań tym lepiej. Nawet
jeśli nieotwarcie zaczęła go wspierać Iza. Ale ja i tak widziałam, że jego
starania tylko bawią panią Kasprzyk. Dobrze chociaż, że Paula trzymała moją
stronę za każdym razem zabijając Tomka wzrokiem.
Przy takiej sytuacji
jego dowiedzenie się o odwiedzinach
Dawida było tylko kwestią czasu. Bardzo go to zirytowało zwłaszcza, że
nie chciałam wyjaśnić mu czego chciał. Ale w sumie sama tego nie wiedziałam,
więc jak miałam odpowiedzieć na to pytanie Tomkowi? Najprawdopodobniej chodziło
o zakopanie topora wojennego, ale Kamiński nie musiał o tym wiedzieć.
Wśród rosnących kłopotów cukierni spowodowanych spadkiem
zysku, coraz mniej myślałam o swoim mężu i jego próbach zapobieżenia naszemu
rozwodowi. Nawet spotkanie z Agnieszką, (która pomimo naszej prywatnej waśni
podczas ostatniej wizyty wciąż zajmowała się moją księgowością i czasami
wpadała do cukierni na trzy lub cztery kwadranse nie chcąc rozstawać się na dłużej ze swoimi
małymi dziećmi), która uspokajała mnie mówiąc, że czasami w okresie zimowym
obroty po prostu spadają naturalnie i może nie mieć to związku z nową
konkurencją. Ale ja wiedziałam, że są to czcze zapewnienia. Z tego powodu sama
z ciekawości wybrałam się podczas wolnej chwili do cukierni obok. Nie powinnam
była jednak tego robić, bo przywitało mnie piękne, przestronne wnętrze i
sącząca się rytmiczna muzyka. Lada pełna była wymyślnie sporządzonych deserów,
które wciąż zachwycały swoją promocyjną ceną. Czując się jak zdrajczyni samej
siebie zdecydowałam się na rurki z kremem niechętnie biorąc pierwszy kawałek do
ust. I z jeszcze większą niechęcią musiałam przyznać, że był przepyszny. Z
trudem zmusiłam się by nie wziąć kolejnej łyżki- w końcu byłam tu w celach
szpiegowskich- co nieco mnie podłamało. Do tej pory byłam dumna ze swojej
zdolności cukierniczych a teraz okazywało się, że jadłam krem przewyższający
smakiem ten który ja zazwyczaj robiłam. W duchu zastanawiałam się jaki składnik
musiał mieć krem, że nie sprawiał wrażenia aż tak tłustego. Może masło
zamieniono na bitą śmietanę? Nie, wtedy straciłoby konsystencję. Więc może
zmieniono proporcje? Albo użyto jakiegoś barwnika czy innego składnika
chemicznego wzbogacającego smak potraw? Tak, z pewnością tak było. Moje wypieki
są za to w całości naturalne i pozbawione jakichkolwiek ulepszaczy czy
konserwantów, pocieszałam się. Z pewnością nie przegrają rywalizacji.
Mimo wszystko, próbując się dopasować do oczekiwań rynku
postanowiłam stworzyć promocję na zakup drugiego ciastka o połowę taniej. Sprzedaż
trochę ruszyła, chociaż mi to nic nie dało bo promocja pokryła dodatkową
sprzedaż. Dlatego wciąż zastanawiałam się jak wybrnąć z tej sytuacji jak
najmniejszym kosztem.
Właśnie z tego powodu, w piątkowy dzień byłam dość
podłamana. Wiedziałam, że przy takiej samej szybkości ucieczki klientów, już za
kilka tygodni „Słodki świat” znów zacznie przynosić straty czego nie chciałam.
A potem zjawił się Dawid.
Zauważyłam go
przypadkiem gdy zajadał się smacznym ciastkiem a ja miałam właśnie udać się na
zakupy po nowe formy do kremów. Gdy mnie zauważył obdarzył czarującym
uśmiechem, który mimo podłego nastroju odwzajemniłam. Podeszłam więc do jego
stolika i się przywitałam.
Właściwie nie wiem po co to zrobiłam; nie miałam zamiaru
nawiązywać z nim przecież jakichkolwiek relacji, on chyba ze mną też nie;
zwłaszcza po mojej odmowie gdy widzieliśmy się kilka dni temu. Poza tym
musiałam się spieszyć, bo czekało na mnie jeszcze dużo pracy. A może to
dlatego, że Tomek był na sali? Gdy na moment przeniosłam wzrok na jego postać
za barem zauważyłam, że jest dość zajęty i nawet nie zwraca na mnie uwagi. Ale
chwilę później widocznie wyczuwając mój wzrok na sobie spojrzał w oczy. Potem
przeniósł wzrok na Dawida i jego
twarz…Jego twarz zmieniła się w maskę a oczy zwęziły się. Trochę mnie to
zdziwiło: w końcu nie mógł mieć pojęcia kim jest dla mnie stojący obok
mężczyzna, ale zaraz uświadomiłam sobie że nie mam racji. Bo przecież na wielu
zdjęciach które jakimś cudem zdobył pan Władysław byłam w czułych pozach z Raczkowskim. I najpewniej
mój mąż rozpoznał na nich siedzącego przy stoliku (a raczej teraz już stojącego) mojego byłego narzeczonego.
By nie prowokować jakichkolwiek kłótni od razu pożegnałam
się z Dawidem, który jednak wykorzystując fakt, iż powiedziałam mu chwilę
wcześniej o swoim wyjściu zaproponował, że mnie podwiezie. Ja jednak się na to
nie zgodziłam. A potem wyszłam z cukierni.
Nie zdążyłam nawet przejść na drugą stronę ulicy, gdy
ktoś pociągnął mnie lekko za ramię. Nieco zirytowana odwróciłam się widząc
Tomka.
- Co on tu robi?- Spytał mnie.
- Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami nawet nie starając się
udawać, że nie zdaję sobie sprawy o co
mu chodzi. A raczej o kogo.
- Widujecie się?
- Nie.
- Przecież widziałem.- Niemal warknął.
- Tak i co widziałeś?
- Nie prowokuj mnie, Anka. Podeszłaś do niego i się
uśmiechnęłaś.- A ja sądziłam, że tego nie dostrzegł. Nie pozwoliłam mu jednak
zbić się z tropu.
- No tak, za to należy się przynajmniej rok więzienia w
zawiasach.
- Spotykacie się? Wiem od Pauli, że przecież już kiedyś
tu był, więc nie możesz mi wmówić że teraz to był przypadek. To dlatego tak
śpieszno ci z rozwodem? Odżyły stare wspomnienia?- Zirytowały mnie trzy rzeczy. Po pierwsze fakt, że powiedziałam Babeckiej o wizycie Dawida w zaufaniu, po drugie to że Tomek najwyraźniej musiał ją o to wypytywać, a po trzecie jego oskarżenia. Kolejne. I tak dobrze mi znane. Może to dlatego lekko zirytowanym głosem zbyłam go:
- Daj mi już spokój. To nie twoja sprawa.
- A może teraz to ty próbujesz wzbudzić we mnie zazdrość,
co?
- Niczego nie próbuję.- W końcu udało mi się od niego
uwolnić. Spojrzałam na niego twardo.- Ani wzbudzać w tobie zazdrości, ani się z
nim spotykać. Po prostu jakiś czas temu odwiedził mnie by wyjaśnić naszą
przeszłość i się pogodzić to wszystko. Teraz Dawid przyszedł tu jako klient.
- Kochasz go?
- Co to za pytanie?
- Proste: tak, czy nie?
- Tomek, to jest…
- Tak czy nie?- Nie ustępował.
- Nie.- Wydusiłam z siebie w końcu będąc już nieźle zła.
A jego uśmiech jeszcze bardziej mnie rozwścieczył. Dlatego dodałam:- Ale to nie
znaczy, że mam ochotę mieć coś wspólnego z tobą. Bo takie zachowanie tylko
pokazuje jaki naprawdę jesteś i że wciąż mi nie ufasz.- Momentalnie zrzedła mu
mina.
- Wiesz, że to nie tak. Po prostu gdy zobaczyłem was
razem to…
- To co?- Przerwałam mu.- Pomyślałeś, że jestem taka jak
mówił twój ojciec co? Znów zwątpiłeś w moją moralność?
- Wcale nie.- Zaprzeczył szybko. Zbyt szybko bym dała się
zwieść. Uśmiechnęłam się smutno czując jak moja złość zamienia się w gorycz a
ta w smutek.
- Wiesz, że tak było. I tak zawsze będzie. Tylko nie
rozumiem dlaczego oszukujesz sam siebie. Daj sobie spokój z czekaniem kolejnych
dwóch tygodni, zachowajmy się jak rozsądni ludzie i rozwiedźmy w miarę
możliwości w sympatii. I przestań przychodzić do cukierni. Jeśli naprawdę
miałeś zamiar uwolnić się od ojca to musisz znaleźć sobie prawdziwą pracę.
- Aniu, wybacz mi. Przecież wiesz, że mi na tobie zależy.
- Przepraszam, teraz muszę już iść.- Odparłam mu, a potem
tak zwyczajnie odeszłam.
Kolejna potyczka znów pozbawiła mnie emocjonalnych sił
dlatego radość z wybierania nowych form do formowania kremów została
przyćmiona. Wiedziałam, że długo tak nie pociągnę ale dwa tygodnie były miarą
moich możliwości. Bo potem przestanę go widywać. A potem zapomnę.
Po powrocie ze sklepu rozżalenie, złość i inne emocje
trochę opadły, ale temperatura znów mi się podniosła gdy na górze gdy w moim
pokoju zobaczyłam rozłożonego na moim łóżku Tomka. I pomyśleć, że jeszcze
chwilę temu ucieszyłam się gdy nie zauważyłam go przy barze na sali. Uważałam,
że wziął sobie do serca moją poradę i w końcu dał mi spokój. Znów się jednak
pomyliłam. Od razu zaczęłam na niego krzyczeć karząc mu odejść, ale on o dziwo
słuchał tego ze stoickim spokojem. Zupełnie tak jakby dwie godziny temu się ze
mną nie pokłócił, jakby wszystko było w porządku. A gdy po potoku zdań z trudem
złapałam oddech miał czelność się roześmiać. Pomyślałam, że zwariował, ale
dałam sobie spokój z mówieniem mu tego tylko ponownie kazałam mu się stąd
wynosić. Zastanawiałam się jakim cudem się tu przedostał, ale najwyraźniej
Paula nie zauważyłam jak prześlizgiwał się przez zaplecze. Bo nie wątpiłam, że
by go wpuściła do mojego pokoju.
- Głuchy jesteś? Idź sobie!
- Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zawsze reagujesz
złością gdy czujesz się zraniona.
- Wcale tak się nie czuję.- Zaprzeczyłam szybko.- A tym
bardziej przez ciebie. Po prostu nie chcę byś tu był. To mój prywatny pokój.
- Wiem. Przecież jeszcze trzy tygodnie wcześniej mnie tu
zapraszałaś, już zapomniałaś?
- Tylko czasami.- Bąknęłam.- A już na pewno nie teraz.
-Przyszedłem tutaj, bo chciałem z tobą porozmawiać. –
Odezwał się już poważniej.
- Przecież zaledwie kilka godzin temu rozmawialiśmy. Poza tym mogłeś poczekać przed cukiernią. Co tutaj robiłeś? Chciałeś
przeszukać mój pokój? Może szukałeś dowodów na to, że jestem oszustką?
- Oczywiście, że nie. Tylko leżałem czekając na ciebie.
- Więc będę musiała zmienić pościel na łóżku.-
Odpowiedziałam mu czym powtórnie go rozbawiłam.
- Mogę ci pomóc.- Zasugerował.
- O nie, dziękuję bardzo. Jedyne co możesz dla mnie zrobić
to się wynieść.
- Zaraz pójdę. Tylko najpierw chciałem ci powiedzieć, że
miałaś rację. Jak zwykle zresztą.
- W jakiej sprawie?
- Tego jak się zachowałem widząc cię z Dawidem.
Przepraszam jeszcze raz.. Mówiłem ci już, że znalazłem własne mieszkanie do którego już się właściwie przeprowadziłem. A co do tej pracy…to od jutra poszukam czegoś dla siebie.
Potrafię nas utrzymać. Pewnie teraz masz mnie za niedojrzałego nieroba, ale
potrafię być odpowiedzialny.
- Siebie Tomek, siebie. Wiesz dobrze, że nie ma czegoś
takiego jak „my” w odniesieniu do ciebie i mnie.
- Jeszcze jest, póki jesteśmy małżeństwem.
- W takim razie pomódl się do świętego Judy Tadeusza.
- Dlaczego?
- Bo jest patronem spraw beznadziejnych. – Ponownie ku
mojemu zaskoczeniu rozbawiłam go. Spojrzał mi prosto w twarz i przekornym tonem
oznajmił:
- Zrobię to, choć nie uważam naszego małżeństwa za sprawę
kwalifikującą się do kompetencji tego świętego. A teraz zostawiam cię samą. Ale
nie martw się: jutro mimo wszystko znajdę trochę czasu by do ciebie wpaść.
- To nie jest konieczne zapewniam cię…- Zaczęłam, ale
mówiłam już do pleców Tomka. Ciężko westchnęłam. Znów okazywał się być dużym
dzieckiem. Nijak do mnie nie pasował, dla niego wszystko było takie proste,
nieskomplikowane, łatwe. Jedno słowo przepraszam załatwiało wszystko i
wymazywało wszelkie cierpienie które spowodował czy jego winę. Ale gdy on
cierpiał (chociażby z powodu swojej amnezji) żądał od innych współczucia i
zrozumienia jakby został nie wiadomo jak doświadczony. Czemu więc choć zdawałam
sobie z tego sprawę nie potrafiłam się w nim odkochać? Przecież nie był
ideałem, ba już nawet zanim stracił pamięć potrafiliśmy się kłócić bardzo
zażarcie a mimo to wciąż byliśmy ze sobą. A ja wciąż go kochałam. I jeszcze ten
jego śmieszny zapał. Jakby fakt, że znajdzie pracę równał się temu że zaniecham
rozwodu. Dlatego nie potrafił zrozumieć, że robię to dla nas dwojga? Że próbuję
zaoszczędzić nam cierpienia?
Bo widział w tym tylko wyzwanie, uświadomiłam sobie.
Najwyraźniej moją odmowę traktował jak porażkę i przeszkodę którą chciał
zwalczyć za wszelką cenę. Gdy to on by mnie porzucił w dowolnym dla siebie
momencie nie miałabym dla niego żadnego znaczenia. A tak ubzdurał sobie, że to
co do mnie czuje jest czymś więcej. Nawet Paula podczas naszej ostatniej
rozmowy sugerowała coś takiego. Mówiła, że gdy miała pieniądze nie liczyła się
z niczyimi uczuciami uważając, że z racji swojego pochodzenia zasługuje na to
by być szanowaną i podziwianą. Że uznawała za osobisty afront gdy ktokolwiek
spojrzał na nią z pogardą czy lekceważeniem. Że pławiła się we wzroku innych
mężczyzn którzy ją podziwiali choć ona sama widziała tylko Marciniaka. Tomek
pochodził z tego samego środowiska co ona, był więc taki sam. A przynajmniej
tak sobie próbowałam wmawiać.
Przez kolejne trzy dni zgodnie z tym co mi powiedział
przychodził do cukierni, a raczej zaplecza kuchni w której pracowałam nad
deserami na następny dzień. I choć starałam się nie okazywać zainteresowania on
i tak opowiadał mi o swoich poszukiwaniach pracy, nowym mieszkaniu do którego
mnie zapraszał, przynosił bukiecik kwiatów. Dobre było chociaż to, że już przynajmniej
nie spędzał w „Słodkim świecie” większości poranka i popołudnia.
Trzeciego dnia jednak przebił jednak samego siebie
taszcząc pod pachą wielki płaski karton. Starałam się powściągnąć swoją
ciekawość, a gdy wręczył mi dużą paczkę kategorycznie odmówiłam wyjaśniając, że
nie mam zamiaru przyjmować od niego kolejnych prezentów.
- Ale to nie jest prezent.- Wyjaśnił.- To coś co należy
do ciebie.- Choć nadal stałam skonsternowana nie chcąc przyjąć paczki, on
wyszedł z zaplecza ale nie na zewnątrz restauracji tak jak sądziłam a na górę
do mojego pokoju. Tuż przy drzwiach postawił karton.- No, teraz i tak go sama
nie wyniesiesz.-Skwitował z trudem się prostując i bardzo z siebie zadowolony. A
gdy próbowałam tłumaczyć, że ma wynieść ten karton ignorował mnie. W końcu nie
wytrzymałam:
- Co jest w środku?
- Co jest w środku?
- Sprawdź sama.
- Tomek, przestań już.- Przez dłuższą chwilę patrzył na
mnie w milczeniu; w końcu ciężko westchnął.
- Nic takiego, obraz.
- Jaki obraz?
- Zwyczajny. To znaczy, dla mnie właściwie nie. Mam
nadzieję, że też ci się spodoba.
- Jeśli sądzisz, że zawieszę go nad barem tak jak tamten
poprzedni który mi dałeś to informuję cię, że nie zamierzam. Poprzedni i tak
tylko kurzy się na strychu, bo nie chciałeś go zabrać.
- Bo był prezentem.
- Który potem mi wypomniałeś.- Zauważyłam sucho. W odpowiedzi wyciągnął ręce przed siebie w bezbronnym geście.
- Byłem idiotą.- Skwitował.- Co zaś się tyczy tego obrazu…to chyba dobrze, że nie chcesz wieszać go w cukierni.
- Który potem mi wypomniałeś.- Zauważyłam sucho. W odpowiedzi wyciągnął ręce przed siebie w bezbronnym geście.
- Byłem idiotą.- Skwitował.- Co zaś się tyczy tego obrazu…to chyba dobrze, że nie chcesz wieszać go w cukierni.
- Dlaczego?
- Zobacz, to się przekonasz.- Zła, a raczej zirytowana tą
tajemniczością z trudem powstrzymałam się od pójścia na górę zaraz po wyjściu
Tomka. Nie chciałam by cokolwiek było z nim związane mnie irytowało.
W końcu mi się to udało: zajęta pieczeniem zapomniałam o
prezencie, ale gdy tylko po pracy wróciłam do swojego pokoju zapakowany obraz
przykuł moją uwagę. Wciąż zamierzałam walczyć z pokusą dlatego najpierw się
wykąpałam, ale gdy już miałam położyć się spać nie wytrzymałam. Trudno,
najwyżej jutro gdy mój mąż będzie kpił z mojej ciekawości powiem mu, że wcale
nie zajrzałam do obrazu bo nie byłam go ani trochę ciekawa. Dlatego jak
najostrożniej miałam zamiar przeciąć karton.
Płótno razem z ramą miało ponad metr długości i o połowę
mniej szerokości, więc wtaszczenie go na górę musiało być sporym problemem
nawet dla Tomka. A już na pewno dla mnie nawet przy podnoszeniu, bo po pozbyciu
się kartonu odwrócony był tyłem. Zirytowana próbowałam go ostrożnie przychylić
męcząc się przy tym i wzdychając. W końcu, z ogromnym trudem mi się to udało. I
wtedy spojrzałam na obraz.
Z wrażenia przez dobrych kilka sekund nie mogłam złapać
tchu. Wpatrywałam się więc w roześmianą na portrecie młodą kobietę biegnącą
boso po łące. Była ładna, a nawet piękna. Jej rozwichrzone włosy wyglądały tak
jakby uniosły się na wietrze, a oczy błyszczały, że zaczęłam zastanawiać się
jak malarz mógł uzyskać taki efekt. Ubrana była w zwiewną białą sukienkę, która
również wyglądała jakby poddawała się działaniu lekkiemu wietrzykowi. Miała
bose stopy i duże, wygięte w specyficznym wyrazie, jakby trochę rozmarzone usta. Wyglądała niewinnie i
dziewczęco, a przede wszystkim na zakochaną zalotnie uśmiechając się do
malarza.
Tą dziewczyną byłam ja.
Naturalnie znacznie upiększoną i eteryczną, ale jednak po
rysach twarzy, kolorze oczu czy długości włosów a także wielu innych
szczegółach byłam pewna kim jest kobieta na płótnie.
Uśmiechnęłam się zdając sobie sprawę, że najwyraźniej
Tomkowi udało się znaleźć swój dawno namalowany obraz, który miał być moim
portretem. I że to co mi mówił było prawdą- naturalnie z wyjątkiem straszenia o
negliżu. Nie mogłam oderwać oczu i przestać na siebie patrzeć. A gdy próbowałam
to zrobić zauważyłam znajdującą się na dole dedykację. Aby ją odczytać musiałam
się mocno schylić.
„Aby
znaleźć miłość nie pukaj do każdych drzwi. Gdy przyjdzie twoja godzina, wejdzie
do twojego domu, w twe życie, do twojego serca.”
Do oczu napłynęły mi łzy. Zrozumiałam, że Tomek namalował
mnie w ten idealistyczny sposób, bo tak właśnie mnie widział kiedyś.
Jako kogoś doskonałego, kogoś idealnego, kogoś pięknego.
I znałam również tego powód.
Kochał mnie. Z tego obrazu wyzierała miłość do kobiety z
płótna, którą dostrzegłabym nawet gdyby nie było na nim dedykacji.
Przymknęłam na moment oczy próbując zapobiec potokowi
łez. Byłam zła na Tomasza. Co chciał uzyskać dając mi teraz ten prezent?
Przecież wiedział, że się rozwodzimy, że nie ma przed nami żadnej przyszłości..Przypominając mi tylko jak bardzo kochaliśmy się kiedyś, to znaczy przed utratą jego pamięci sprawiał mi tylko ból.
Najgorsze było to, że gdybym jeszcze kilka tygodni temu
zobaczyła ten obraz to byłabym w stanie wybaczyć mu wszystko. Ale teraz…
Teraz już nie. Bo zbyt wiele się między nami wydarzyło.
Zbyt wiele padło słów, zbyt wiele razy się zraniliśmy, zbyt mało było w tym
wszystkim zaufania i wiary. Zbyt dużo różnic pochodzenia i charakteru. Po
prostu przeszkody mnożyły się niczym króliki na wiosnę. Dlatego widok płótna
wytrącił mnie z równowagi. I do tego ta dedykacja, która jednak udowadniała że
kiedyś byłam dla Kamińskiego kimś bardzo ważnym. To mnie uspokoiło, choć z
drugiej strony zasmuciło. Co z tego, że kiedyś mnie tak widział? Teraz za to
traktował jako oszustkę i manipulatorkę.
Odruchowo zaczęłam się zastanawiać nad kompleksem bogaczy
na punkcie pieniędzy. Bo choć mieli ich dużo to jednak wszędzie węszyli spisek,
wszędzie widzieli osoby które chcą bezprawnie zagarnąć ich majątek. Dla
normalnych ludzi, czyli zarabiających kilka tysięcy złotych miesięcznie,
kwestia pieniędzy nie zaprzątała głowy. Szli na randkę by spotkać drugą osobę
chcąc dowiedzieć się co lubi, co sprawia jej przyjemność, jak spędza czas. Martwili się raczej swoim wyglądem zewnętrznym, tym że powiedzą coś niewłaściwego lub się ośmieszą.
Ludzie tacy jak Tomek chcieli znać twój stan konta, to czy jesteś samodzielna
finansowo, czy żerujesz lub polujesz na bogatego męża. Ich życie wciąż kręciło
się wokół pieniędzy. Dość to było paradoksalne zważywszy na fakt, że oskarżali
o to innych.
Przez całą noc nie mogłam przestać o tym myśleć. Choć
podjęłam decyzję o rozwodzie z Tomaszem i starałam się z każdym dniem się w
niej utwierdzać, to jednak czasami pojawiały mi się chwile zwątpienia. Czasami
chciałam ponownie zaufać mężowi, chciałam pozwolić mu się kochać i
rozpieszczać. Próbowałam go tłumaczyć mówiąc sobie w duchu, że miał rację
zachować się w danej sytuacji tak nie inaczej, bo ja ją sprowokowałam albo
zataiłam przed nim jakiś fakt. Potem jednak czułam się głupio wiedząc, że sama
się łudzę. Tak było też po zobaczeniu obrazu który sam namalował. Dlatego choć
wciąż nie zamierzałam mu wybaczyć to postanowiłam zaczekać do następnego dnia
by po raz ostatni porozmawiać wszystko wyjaśniając. Bo to właśnie brak
komunikacji i wyjaśnień był przyczyną naszych licznych kłótni i nieporozumień.
Rankiem obudziłam się pełna energii do pracy uśmiechając
się do nierzeczywistej dziewczyny z obrazu. Postanowiłam, że nawet jeśli
rozwiodę się...to znaczy jak rozwiodę się z Tomkiem bez żadnego jeśli, to i tak będę mu wdzięczna za to płótno.
Była sobota, więc to Paula miała od rana zajmować się
obsługiwaniem klientów. Dlatego też powiedziałam jej o obrazie, a nawet go
pokazałam. Zauważyłam, że na Babeckiej zrobił wrażenie nie mniejsze niż na
mnie. Patrzyła na niego bez słowa by w końcu rzec:
- A jednak cię namalował. I to w tak cudowny sposób.
- Tak. – Odparłam z bladym uśmiechem.
- Więc zamierzasz do niego wrócić?
- Nie…to znaczy nie wiem.
- Aniu, nie możesz wciąż się wahać.
- Wiem Paula, ale ja…ja go kocham; dobrze o tym wiesz.
- Ja też kochałam Roberta Marciniaka. I zobacz jak na tym
wyszłam.
- Ale on nie jest Tomkiem. On nie zrobił Ilonie dziecka.
- Raczej: jeszcze nie.- Mrugnęła wzruszając ramionami, a
potem zeszła na dół. A ja z wrażenia stałam jeszcze na górze dobrą chwilę zanim
zeszłam po schodach za nią. Bo w jej tonie było coś tak dziwnego, że to nie
mogła być przypadkowa sugestia.
- Co miałaś na myśli mówiąc to? Paula!- Zawołałam ją po
imieniu, gdy nie reagowała po raz ostatni sprawdzając czystość stolików i
ustawiając odpowiednio krzesełka, bo otwarcie miało nastąpić już za kilka
minut.- Paulina?
- Nic, Anka.- Bąknęła.
- Więc czemu to powiedziałaś?- Babecka z wyraźną irytacją
pomieszaną z niechęcią niemal rzuciła ścierkę na stół. I jeszcze zanim
powiedziała następne słowa coś zapiekło mnie w gardle:
- Widziałam ich. Ilonę i Tomka. Kilka dni temu, niedaleko
cukierni. Całowali się.
- To niemożliwe. Tomek mówił, że nic ich nie łączy.
- Możliwe.
- Jesteś tego pewna?
- Tak, jestem tego pewna do cholery! Miałam im zrobić
zdjęcie żebyś uwierzyła?
- Czemu krzyczysz?
- Bo mam tego wszystkiego dość! Potąd Kamińskich, potąd
własnego życia i dość wszystkich facetów. - Wymownym gestem uniosła dłoń do
góry poziomą kreską przejeżdżając nią sobie nad głową.- Wkurza mnie to, że
Tomek cię oszukuje a ty jak ta ostatnia naiwna wciąż się łudzisz.
- Przestań.
- Ale to prawda! Mówiłaś, że dasz sobie z nim spokój, że
te trzy miesiące to tylko okres zwłoki.- Gdy to mówiła niemal czułam jak wielka
gula staje w moim gardle.- Ale ty wciąż się łudzisz. Biedna sierotka Ania wciąż
wierzy w bajki i szczęśliwe zakończenie.
- Dlaczego to mówisz? I czemu mnie atakujesz?- Spytałam z
trudem.
- Bo to dupek, dupek taki sam jak Robert, rozumiesz?! Nie
jest ciebie wart, nie jest taki jak jego młodszy brat.
- Ostatnio mówiłaś że jest wręcz przeciwnie.- Zauważyłam
choć coraz trudniej było mi artykułować jakiekolwiek słowa.
- Bo tak myślałam okej?- Odpowiedziała mi płaczliwym
głosem. Zauważyłam w jej oczach łzy.- Myślałam, że życie jest jednak sprawiedliwe,
ale ono kopie w dupę kiedy się tego najmniej spodziewasz.
- O czym ty mówisz?- Spytałam cicho domyślając się, że
ona już wcale nie mówi o mnie, ale ma na myśli siebie. I pomimo bólu jaki
czułam na myśl o Tomku który najwyraźniej ponownie odnowił kontakt ze swoją
byłą drążyłam:- Paula, co się z tobą dzieje?
- Jestem w dupie, Ania. To się dzieje.
- Nie rozumiem, powiedz o co chodzi konkretnie. Może będę
w stanie ci pomóc.
- Nie możesz mi pomóc, nikt nie może.
- To chodzi o Wojtka?
- Nie! To nie ma z nim nic wspólnego choć wciąż mnie
irytuje.
- Więc o co? Zauważyłam, że coś złego dzieje się z tobą
ale uważałam że jeśli będziesz potrzebować przyjaciółki to sama do mnie
przyjdziesz. Dlaczego tego nie zrobiłaś?
- Bo ty nic nie zrozumiesz; nie będziesz potrafiła. Szczególnie ty.
- Czego nie będę potrafiła?- Nie doczekałam się
odpowiedzi, bo drzwi cukierni właśnie się otworzyły. Babecka szybko się
odwróciła doprowadzając się do porządku. Właściwie byłabym pod wrażeniem jej
umiejętności aktorskich (jeszcze minutę temu praktycznie mało co nie zalała się
łzami a teraz z szerokim uśmiechem witała pierwszych gości) gdyby nie tępy ból
w podbrzuszu.
Widziałam
ich. Ilonę i Tomka. Kilka dni temu, niedaleko cukierni. Całowali się.
To
dupek, dupek taki sam jak Robert, rozumiesz?!
Nie jest
ciebie wart.
Znów to samo, pomyślałam ledwie zmusiwszy się do
przybrania normalnego wyrazu twarzy. Dopiero w kuchni pozwoliłam sobie na łzy.
Ale właściwie nie płakałam. Miałam na to prawdziwą ochotę, ale nie byłam w
stanie tego zrobić. Mój ból był chyba tak wielki, że nawet nie byłam do tego
zdolna.
Dlaczego tak się czułam, do cholery? Przecież Tomek wciąż
mnie ranił, na nowo i od nowa, a potem jeszcze raz i kolejny. Był bezlitosny
dawkując ciosy tak jakby intuicyjnie wiedział ile jestem w stanie znieść. Byłam
tak wściekła, że weszłam po schodach na górę z zamiarem zniszczenia płótna.
Próbowałam je podnieść co okazało się być całkowicie bezskuteczne. Ale te
daremne próby nieco mnie otrzeźwiły. W końcu zrozumiałam, że to głupie niszczyć
płótno tylko z chęci ukarania męża. Przecież to nic nie da, nie zmniejszy
mojego bólu, nie sprawi że zapomnę o Kamińskim. Chciałam cofnąć czas. Po raz
pierwszy w życiu chciałam wymazać coś ze swej pamięci tak jak Tomek, bo nie
byłam w stanie więcej znieść. Tak źle nie było nawet po śmierci Anity, po
zdradzie Dawida czy Anety.
Z wielkim trudem zmusiłam się do zejścia na dół i pracy
choć robiłam o nieco mechanicznie. Do tego już od jakiegoś czasu klientów
ubywało, więc mojej pracy też. Ale mimo to wciąż piekłam różnorodne ciasta choć
wiele z nich potem musiałam po prostu wyrzucać. A potem zauważyłam numer Tomka
na swojej komórce. I po prostu zaczęłam się wpatrywać w wibrujący ekran zamiast
odłożyć telefon. Zrobiłam to dopiero gdy zamilkł.
Tomasz próbował się ze mną skontaktować jeszcze raz, po
czym wysłał wiadomość informując mnie, że wpadnie do cukierni koło południa.
Miałam ochotę mu odpisać, że ma nigdy więcej nie przekraczać progu „Słodkiego
świata’, ale powstrzymałam się. Lepiej gdy zrobię to osobiście. Niech no tylko
się zjawi z tym swoim kolejnym bukiecikiem kwiatów. Niech się uśmiechnie i
zacznie normalnie rozmawiać. Już ja mu pokażę gdzie raki zimują.
Mimo brawurowego nastroju w tamtej chwili, potem czułam
się coraz gorzej. Doszło do tego, gdy na sali serwowałam kawę nie potrafiłam
uśmiechać się do gości. Czasem moje spojrzenie zetknęło się z tym Pauliny, ale każda z nas szybko
odwracała wzrok. Do czasu aż zjawił się Dawid.
Właściwie nie miałam pojęcia o jego wizycie. Początkowo
usiadł przy jednym z wolnych stolików zamawiając eklerki, ale gdy zauważył, że
jestem na sali podszedł do mnie i się przywitał.
- Nie wyglądasz najlepiej.- Powiedział zaraz po słowach
przywitania. Próbowałam się do niego uśmiechnąć i jakoś zażartować, ale jak
mówiłam nie byłam w stanie.- Coś się stało?
- To po prostu zmęczenie, Dawid.
- Zmęczenie mówisz. Czy ma ono związek z twoim mężem?
Widziałem, że ostatnim razem po mojej wizycie za tobą wybiegł. Bo to był on,
prawda?
- Tak, to był Tomek. Ale jak naprawdę nie chcę o tym
rozmawiać.
- Ale chciałbym cię jakoś pocieszyć.
- Nie możesz.- Odpowiedziałam doskonale słysząc jak drży
mi głos. Wzięłam parę głębokich wdechów próbując się uspokoić. Ręce mi drżały w
ten sam sposób gdy zmieniałam sitko w ekspresie byleby coś ze sobą zrobić i
udać zajętą. W pewnej chwili poczułam jak Raczkowski kładzie swoją rękę na
mojej. Zastygła wpatrywałam się w nią niezdolna spojrzeć mu w oczy.
- Aniula, powiedz mi. Przecież wiesz, że mi możesz
zaufać.
Ufam ci,
Aniu.
Ufam ci.
Z szybkością błyskawicy zabrałam z lady dłoń którą nakrył
mi swoją.
- To niepotrzebne, Dawid. Naprawdę.
- Więc skąd ten smutek?
- Po prostu.- Wzruszyłam ramionami w pozornym geście
beztroski.- Możesz zaproponować mi coś żeby znikł?- Wysiliłam się na nieudany
żart.
- Tak.- Potraktował moje pytanie całkiem poważnie.- Jeśli
zgodzisz się ze mną wyjść.
- Nie mogę.- Odpowiedziałam odruchowo.- Ja muszę…- Nie
dokończyłam patrząc w piwne tęczówki Raczkowskiego. I wtedy zrozumiałam, że
muszę wyjść z cukierni do której zgodnie z SMS-em za godzinę ma wpaść Tomek, że
powinnam zająć czymś głowę dopóki poczucie pustki i smutku nie minie.- Gdzie
chcesz mnie zabrać?
- Zobaczysz. Ale gwarantuje ci, że twój smutek minie.
Choć trochę wbrew sobie wyszłam z byłym narzeczonym
zostawiając Babecką w cukierni całkiem samą. Nie miałam pojęcia co planuje
Dawid; nie łudziłam się też że pomoże mi zapomnieć o Tomku i nowym bólu który
mi sprawił, ale mimo to tak się stało. Bo na początku pojechaliśmy na stary
rynek. Tam spacerowaliśmy, a Raczkowski kupił mi małą porcję waty cukrowej
żartując, że zawsze byłam łasuchem i z pewnością słodkości mnie rozweselą. A
potem rozbawił mnie podchodząc do obcych
ludzi i prosząc ich o to by sprawili że się uśmiechnę. O dziwo tylko dwójka
ludzi wyminęła go bez słowa; reszta w zależności od kategorii wiekowej czy płci
mówiła słowa pocieszenia, robiła zabawne miny. Jeden facet nawet pokazał swój
brzuszek piwny. Po takim widoku, powiedział później, każdy dojdzie do wniosku
że jego życie jest sto razy lepsze. I wtedy serio się odprężyłam odruchowo
zaczynając przypominać sobie jak zakochałam się w Dawidzie. Że uwielbiałam jego
poczucie humoru, spacery, to w jaki sposób przekornie się uśmiechał. Teraz
nawet inaczej postrzegałam jego zachowanie w tamtym gabinecie z Anetą i byłam
gotowa mu je wybaczyć (a raczej już to zrobiłam). Szkoda tylko, że teraz moje
serce należało do kogoś innego.
- To co, masz ochotę na gorącą czekoladę? Mówię ci, tutaj
za rogiem jest nieziemska.- Zaproponował w pewnej chwili.
- Przecież godzinę temu kupiłeś mi watę.- Przypomniałam.-
Nie za dużo tych słodkości?
- I ty to mówisz? Ty, która nigdy nie odmawia nawet
okruszka i do kawy dodaje trzy kopiaste łyżeczki cukru? - Odpowiedział mi
retorycznym pytaniem za co dostał w ramię. A potem skłonił głowę w geście
pokory i prosząc o moją dłoń weszliśmy do pijalni czekolady.
Potem zaskoczył mnie po raz kolejny gdy zabrał mnie na
łyżwy. Przez pierwsze kilka minut miałam problem z przyzwyczajeniem się do za
dużych wypożyczonych butów i przypomnieniem sobie jazdy w ogóle, ale z pomocą
Dawida to uczucie minęło. I śmigałam po lodzie jak zawodowiec. No, może nie
całkiem, ale zupełnie swobodnie. W dodatku nie robiłam tego od tak dawna, że
teraz sprawiało mi to wielką radość. To uczucie niemal płynięcia po lodzie było
dla mnie od dawna niedostępne. Odruchowo przypomniałam sobie to co powiedziała mi
Aneta podczas mojej wizyty w domu. Że po śmierci Anity przestałam jeździć na
łyżwach by ukarać samą siebie. I zrozumiałam, że miała rację.
Po ponad dwóch godzinach energicznej jazdy, wyczerpani
udaliśmy się do kawiarni która znajdowała się najbliżej. Pijąc kawę napawałam
się ciepłem lokalu grzejąc sobie dłonie o brzeg kubka. Dawid śmiał się ze mnie
nazywając zimorodkiem.
- Zawsze zimą było ci wiecznie chłodno, pamiętasz?
- Jakże mogłabym zapomnieć? Zimna stopa: tak mnie
nazywałeś?
- Przecież wiesz, że to były takie żarty. Poza tym skoro
o tym mowa skutecznie umiałem je rozgrzać gdy leżeliśmy razem oglądając jakiś
romantyczny film. Pamiętasz? W kółko mogłaś oglądać Malowany welon albo
Zakochaną Jane.- Nawiązanie do przeszłości w której byliśmy parą trochę zbiło
mnie z pantałyku, więc zmieniłam temat:
- Właściwie to co robiłeś w cukierni? Pracujesz gdzieś niedaleko, że wpadłeś po drodze?
- Właściwie to co robiłeś w cukierni? Pracujesz gdzieś niedaleko, że wpadłeś po drodze?
- Nie, trochę nadłożyłem drogi, ale miałem ochotę cię
zobaczyć. No i udało mi się znaleźć w odpowiedniej chwili i odpowiednim czasie.
- Tak.- Przytaknęłam udając, że pochłania mnie kolejny
łyk kawy.
- Jak widzę idzie ci coraz lepiej. Ale jeśli masz jeszcze
jakieś problemy finansowe to z chęcią ci pomogę.
- Nie, nie mam. A nawet gdybym miała to byłoby raczej nie
na miejscu bym brała od ciebie…Co miałeś na myśli mówiąc „jeszcze”?
- Hm?
- Powiedziałeś: jeszcze.
- No…bo słyszałem, że miałaś trochę problemów.- Teraz z
kolei jego bardzo zainteresowała pita właśnie kawa. I wtedy wszystko
zrozumiałam.
- To byłeś ty, prawda? Ty dałeś mi te pieniądze.
- Jakie pieniądze? – Wciąż grał głupiego.
- Nie udawaj: dziesięć tysięcy gotówką, które wręczyłeś
Pauli. Chociaż nie osobiście.- Dodałam przypominając sobie opis Babeckiej,
która powiedziała mi, że torbę z kasą wręczył jej około czterdziestoletni
mężczyzna.
- Aniu ja…- W końcu ciężko westchnął.- Chyba nie
najlepszy ze mnie konfident, co?
- Dawid. –Jęknęłam.- Dlaczego wcześniej mi nie
powiedziałeś?
- Bo wiedziałem, że byś ich nie przyjęła.
- Oczywiście, że bym ich nie przyjęła.- Odparłam.- Ale
przynajmniej teraz wiem komu je zwrócić.
- Nie, nie musisz.
- Muszę, nie masz żadnego obowiązku dawać mi
jakichkolwiek pieniędzy.
- Może i nie, ale chciałem ci troszkę pomóc.
- Takich pieniędzy nie można określić jako drobną pomoc.-
Spieraliśmy się jeszcze przez jakiś czas gdy w końcu Raczkowski uniósł przed
siebie ręce jakby w geście poddania się.
- Dobrze, masz rację.- Przyznał.- Więc uznajmy, że te
pieniądze będą rekompensatą moralną za to co ci zrobiłem.
- I tak nie mogę ich wziąć.
- Ale ja tego chcę. A jeśli nie chcesz się zgodzić to
potraktuj to jako bezzwrotną pożyczkę…albo zwyczajną pożyczkę.- Dodał gdy
widział, że już chciałam zaprotestować.- Proszę Aniu.- Kontynuował łagodnym,
prawie błagalnym tonem nakrywając moje dłonie swoją. – Pozwól mi choć w ten
sposób odpokutować i zagłuszyć wyrzuty sumienia.
- Przecież nic mi nie zrobiłeś.
- Zrobiłem. I nigdy sobie tego nie wybaczę, bo przez to
skomplikowałem życie sobie, tobie i Anecie.- W zasadzie do tej pory mało
rozmawialiśmy o przeszłości co było mi na rękę, dlatego teraz perspektywa
rozmowy o tym trochę mnie przerażała. Bo wyczuwałam, że dla Dawida nasze
wyjście ma zdecydowanie inne znaczenie niż dla mnie. W jego oczach widziałam
cień łączącego nas dawniej uczucia. Zresztą udowodnił to gdy po wyjściu z
kawiarni odwiózł mnie pod moją własną cukiernię. Gdy się tam znaleźliśmy
bezpośrednio chciał odprowadzić mnie pod same drzwi jak typowy dżentelmen. Ale
zawsze był szarmancki, uświadomiłam sobie. Trochę staroświecki i oderwany od
rzeczywistości mimo udawania modnego teraz zblazowania. W stolicy aż tak się
nie zmienił.
- W takim razie chyba musimy się rozstać, co?- Spytał tuż
przy samych drzwiach cukierni. Zauważyłam, że w środku światła były już
pogaszone więc spojrzałam z konsternacją na zegarek. Czyżby Paula zamknęła dziś
wcześniej? Ale nie, dochodziła już ósma. Nie mogłam uwierzyć, że spędziłam z
Dawidem praktycznie cały dzień. Sądziłam, że od mojego wyjścia minęły co
najwyżej cztery godziny; w końcu w listopadzie dni były dość krótkie więc
sugerowanie się ciemnością nie było najlepszym rozwiązaniem.
- Tak, niestety. Ale bardzo dziękuję ci za ten dzień.
Było naprawdę fajnie.- Ponieważ zrobiło mi się dość zimno po wyjściu z ciepłego
auta szczelniej otuliłam się płaszczem.
- Więc udało mi się choć trochę odpędzić smutki?- Dopiero
gdy zadał mi to pytanie przypomniałam sobie o Tomku. Z trudem udało mi się
uśmiechnąć.
- Nawet więcej niż trochę. Jeszcze raz dziękuję.
- Nawet więcej niż trochę. Jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co. Jakbyś nie zauważyła dla mnie to była
czysta przyjemność.
- Dla mnie też.
- Prawie jak za dawnych czasów, co?- Słysząc to mój
uśmiech zbladł. Spojrzałam na Raczkowskiego chcąc zabrać głos i wyjaśnić że z
mojej strony nic nigdy nie będzie nas już łączyć, ale on widocznie wyczuwając
moją odmowę szybko dodał:- Posłuchaj Aniu, wiem że popełniłem niewybaczalny
błąd tamtego wieczoru z Anetą. Ale chcę też byś wiedziała, że nie ma ani chwili
bym tego nie żałował.
- Dawid…- Próbowałam go jeszcze powstrzymać, ale na daremną.
- Aniu, wciąż cię kocham. I nigdy nie przestałem. A
ostatnie miesiące były dla mnie piekłem. Wciąż na nowo wspominam spędzony z
tobą rok po moim powrocie ze studiów i nasze wszystkie przygody, a nawet
kłótnie. To jak się na mnie złościłaś czy zajadałaś słodkimi tortami, jak…
- Ale ja ci mówiłam, że teraz to nie jest możliwe. Jestem
mężatką.
- Wiem o twoim małżeństwie. Ale tak jak pewnie ty też to
zrozumiałaś uczyniłaś to w akcie desperacji.
- Akcie desperacji?- Powtórzyłam cicho zaskoczona jego
słowami. I interpretacją. Czy miał rację? Czy wyszłam za mąż za Tomka tylko dlatego?
Czy to był mój kolejny przejaw impulsywności?
- Tak. Sprawiłem ci ból, więc poradziłaś sobie z nim w
iście szalony sposób spotykając innego mężczyznę i wychodząc za niego za mąż. I
dowodzi tego pospieszny rozwód zaledwie po kilku miesiącach.
- To nie tak.- Wyszeptałam gdy powiedział to na głos. Bo
zabrzmiało to tak…zimno. Ale ja wcale nie poślubiłam Tomka by zemścić się na
Dawidzie. Ja go kochałam. I nadal kocham, uświadomiłam sobie z niejakim
przerażeniem. Choć ranił mnie już tyle razy moje uczucie wcale nie przestało
się wypalać. Poczułam jak zaczyna mnie ogarniać lekka panika. Zwłaszcza, gdy
rozemocjonowany Raczkowski kontynuował:
- Wiesz równie dobrze jak i ja, że mam rację. Ale ja nie
mam ci tego za złe; byłbym hipokrytą gdyby tak się stało. Chociaż nie ukrywam,
że cieszy mnie twój rozwód bo daje nadzieję. Gdy uciekłaś sądziłem, że między
nami wszystko skończone. Lecz teraz…teraz jest między nami szansa, jest
nadzieja na to, że możemy jeszcze wszystko naprawić. Że możemy być szczęśliwi.
- Nie rozumiesz. To nie jest takie proste.
- Aniu to jest proste. Wiem, że dla ciebie ślub jest
poważną sprawą co tylko świadczy o fatalnym stanie ducha w jakim byłaś po mojej
zdradzie gdy go wzięłaś z praktycznie obcym sobie facetem, ale mimo to to był tylko
ślub cywilny. W oczach Boga wciąż będziesz mogła pójść do ołtarza w bieli.
Pamiętam jakie to miało dla ciebie znaczenie.
- On był…to znaczy nadal jest moim mężem, Dawid.
Potrafiłbyś to zaakceptować?- Celowo o to spytałam wiedząc, że zrozumie co mam
na myśli, choć wciąż nigdy z nikim nie spałam. Ale byłam ciekawa jego reakcji.
W pierwszej chwili na jego twarzy zagościł smutek jakby wyobrażał sobie mnie i
Tomka w takiej sytuacji, ale zaraz potem obdarzył mnie delikatnym uśmiechem. I
patrząc prosto w oczy powiedział:
- Nie obchodzi mnie to. Dla mnie i tak pozostaniesz
czysta i niewinna. Bo taka po prostu jesteś. Nieważne co cię z nim łączyło;
wiem jednak że go nie kochasz. Ja też prawie zdradziłem cię z Anetą a mimo to
mi wybaczyłaś.- Totalnie zdezorientowana i zaskoczona wpatrywałam się w niego
(o czym byłam całkowicie pewna) z wyjątkowo tępym wyrazem twarzy nie mając
pojęcia co mu odpowiedzieć. A potem zobaczyłam jak twarz byłego narzeczonego
nachyla się nade mną. I choć wiedziałam, że powinnam uciec od tego pocałunku to
jedyne na co było mnie stać to bierne czekanie.
Ale się porobiło. Ania znów czuje sie oszukana, myśli, że Tomek spotyka się z Iloną. Tylko, że mi się wydaję, że Ilona specjalnie powiedziała o tym Ani żeby rozwalić ich związek. I jeszcze ten Dawid, Będzie się działo. Czekam na kolejny rozdział pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńPewnie w cukierni jest Tomek i czeka na Anie albo będzie się przypatrywal jak Dawid całuję Anie albo zachowa się jak facet czyli zaatakuje :p
OdpowiedzUsuńDodasz coś dzisiaj?
OdpowiedzUsuńNie dzis juz ni dam rady. Jutro wieczorem coś wstawię.
Usuńprzeczytałam to jak dodałaś i w końcu w spokoju zaczęłam się uczyć a nie zaglądać na twojego bloga :) przyznam , że końcówka rozdziału mi się nie spodobała . Mam nadzieję , że jednak to jakoś odkręcisz i Tomkowi można ufać i nie zdradza Ani z Iloną !! Noi oczywiście Ania ma pogonić swojego byłego na drzewo !!!!Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :**
OdpowiedzUsuńPewnie ten cały Dawid jest przekupiony przez ojca Tomka , i te całe uczucie jest udawane , tak coś mi się wydaje. Pozdrawiam, Ada :-)
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się ta cała sytuacja z dawidem... To przesada.. Powinna odbudować relacje z Tomkiem nawet obiecała to swojemu ojcu....
OdpowiedzUsuńbędzie dzis ten rozdział ? A jak tak to koło której ? :)))
OdpowiedzUsuńDroga autorko mogę tylko napisać że Twoje opowiadania sa niesamowite i nigdy nie przestawaj pisać:-)
OdpowiedzUsuńMam tylko jeszcze jedna uwagę do czytelniczki. "marzycielka" czy nie uważasz że twój nacisk jest trochę frustrujacy? Dla mnie by był, gdybym była autorka. Wszyscy czekamy na kolejne rozdziały z niecierpliwością ale każdy z nas ma też życie prywatne i powinniśmy to uszanować. A Tobie Madziu życzę weny i cierpliwości do nas czytelników.
Może masz rację , nigdy się nad tym nie zastanawiałam . Nie tylko ja dopytuje o rozdziały ale faktycznie najczęściej . Cieszę się w takim razie , że autorka tego bloga wykazuje się i stosunku do mnie dużą cierpliwością i cieszę się , że nie trafiłam na kogoś innego . Szanuje to , że każdy ma życie prywatne ale po prostu jestem niecierpliwą osobą i najchętniej przeczytałabym całe opowiadanie od razu a brak czasu to jest dla mnie codzienność i podziwiam Magde, że i tak dodaje tak często rozdziały , w sumie najczęściej ze wszystkich blogow ,które czytam .Mam taką naturę , że po prostu nie potrafię wysiedzieć cicho oczekując jakiegoś rozdziału , nie tylko na tym blogu, więc przepraszam Cię Madziu jeżeli Ci to przeszkadza i po prostu napisz , noi Ciebie oczywiście Ewo bo musisz czytać moje komentarze xD Teraz postaram się siedzieć cicho i nie naciskać na nikogo , wgl najlepiej się nie odzywać
Usuń