Gdy Tomek odjechał wpadłam w lekką melancholię. We
własnym pokoju rozważałam jeszcze naszą ostatnią rozmowę, słowa mojego taty,
własne uczucia. To jednak mi nie pomogło, dlatego postanowiłam zająć się pracą
i pomóc w stajni. Razem z ojcem i Frankiem nosiłam więc owies witając się po
kolei ze wszystkimi klaczami i ich źrebakami.
Tak jak się tego spodziewałam, gdy mama wróciła z zakupów
od razu „napadła na mnie” pytając o mojego męża (To znaczy Tomka, bo wciąż nie
miała pojęcia kim dla mnie tak naprawdę jest). Mówiła, że nigdy nie znajdę męża
jeśli będę taka wybredna, że zostanę starą panną. I że związki nigdy nie są
łatwe a ja poddaję się już na początku. W pewnym momencie tak mnie zirytowała,
że miałam szczerą ochotę powiedzieć jej prawdę od samego początku. O tym jak
pijana zaproponowałam przed klubem swoje ciało obcemu facetowi, o tym jak po
trzech miesiącach wyszłam za niego za mąż, jak stracił pamięć a ja dowiedziałam
się że tak naprawdę jest bogaczem. I że jego ojciec nienawidzi mnie i nigdy nie
zaakceptuje w roli swojej synowej. Ciekawe czy wtedy w końcu zamknęłaby usta,
myślałam gdy ona zawodziła:
- Naprawdę to był taki dobry chłopak. I jaki przystojny,
wykształcony, miły, pomocny…mogłabym przez kwadrans wyliczać jego zalety. A ty
co zrobiłaś jak przyjechał? Zostawiłaś go samego by…
- Mamo.- Przerwałam jej w końcu bo moja irytacja
osiągnęła apogeum.- Skoro Kamiński jest taki święty i cudowny to obsadź go w
ramkę albo wybuduj dla niego ołtarzyk.
- Anno Parulska zabraniam ci tak zwracać się do matki…O
jakim Kamińskim mówiłaś?- Przerwała nagle.
- Jak to o jakim? O Tomku. A o kim rozmawiamy?
- Ale…chcesz powiedzieć, że nazywa się Kamiński?
- Tak, tak właśnie chcę powiedzieć a nawet powiedziałam.
Wyobraź sobie, że Tomek ma nazwisko.
- Ale…chyba nie ten Kamiński?
- Jak to nie ten?
- Jest synem Władysława Kamińskiego? Właściciela
Build&Project?- Spytała z niedowierzaniem.
- Nie. – Pokręciłam przecząco głową a na twarzy mamy pojawił
się wyraz ulgi.- Teraz właścicielem jest jego młodszy syn Krzysztof. Parę lat
temu przekazał mu swoją firmę.
- O mój Boże…żartujesz sobie?!
- Nie. Mamo dlaczego krzyczysz?
- Wcale nie krzyczę. Ale ten Tomek…Boże, więc to jego
syn?
- O czym tym mówisz?- Mama jednak zignorowała moje
pytanie z wyrazem absolutnego zaskoczenia na twarzy.
- Jak ty go poznałaś? Przecież stary Kamiński to
prawdziwy bogacz! Na pewno znajduje się na liście stu najbogatszych Polaków.-
Ach tak. Już teraz zrozumiałam konsternację mamy. A więc cieszyła się, że
ugania się za mną bogaty facet przy którym Dawid Raczkowski mógł się schować.
Niestety, musiałam uświadomić ją, że na to nie ma szans.
- Poznałam jego syna przypadkiem i mylisz się co do
naszych relacji. Także jeśli masz nadzieję na to, że weźmie ze mną ślub to
jesteś w błędzie.- Powiedziałam, a właściwie skłamałam, bo przecież ja z
Tomkiem kilka miesięcy temu już wzięłam ślub.
- Co…? Oczywiście, że nie wyjdziesz za niego za mąż.-
Odpowiedź mamy bardzo mnie zaskoczyła. A raczej wyraz jej oczu i nieustępliwy
ton w głosie.- Jego ojciec jest potworem bez serca. Jak mogłam wcześniej nie
zauważyć podobieństwa? Przecież te błękitne oczy, twardo zarysowany podbródek,
ciemne włosy…to istna kopia ojca.- Słysząc to w mojej głowie zrodziło się pełne
niedowierzania pytanie.
- Mamo, czy ty znasz Władysława Kamińskiego?
- Oczywiście, że nie, bo niby skąd?- Odpowiedziała mi po
chwili wahania, ale całkiem stanowczo. – Ale naturalnie o nim słyszałam. I to
nic dobrego. Stąd wiem, że to jest zły człowiek. On nigdy cię nie zaakceptuje.
- Doskonale o tym wiem.- Mrugnęłam cicho, ale ona i tak
usłyszała.
- Jak to? To znaczy, że cię skrzywdził?
- Nie, nic mi nie zrobił. To już zresztą nieważne.
- Dla mnie ważne. Masz się więcej nie spotykać z Tomkiem.
- Słucham?- Z każdym słowem wypowiedzianym przez mamę
byłam coraz bardziej zdezorientowana. Przecież to ona zawsze chciała znaleźć mi
bogacza za męża. A teraz gdy według niej zakochał się we mnie taki ktoś każe mi
się z nim nie spotykać? Uważała, że to zbyt wysokie progi? A przecież przez
ostatnie dwa dni nie robiła nic innego by tylko mu się przypodobać.
- Masz się z nim nie spotykać, zrozumiałaś? Mówię
poważne. Nie chcę by on cię skrzywdził.
- Mamo.- Zaczęłam ciepło, bo zdałam sobie sprawę, że
najwyraźniej się o mnie martwiła.- Dam sobie radę.
- Nie, nie dasz. Nic nie rozumiesz…jego ojciec. On cię
zniszczy. Nigdy nie zaakceptuje.
- Rozumiem to doskonale. I naprawdę nie musisz mi tego
uświadamiać. Ja też to zrozumiałam.
- Kochasz tego Tomka?
- Oboje wyjaśniliśmy już całą sytuację między nami i
doszliśmy do wniosku, że to bez sensu, że za wiele nas dzieli. Więc nie martw
się o to. Ja też zrozumiałam kim jestem i kim on jest.
- Kochanie, nie miałam zamiaru sugerować że nie jesteś go
warta. Wręcz przeciwnie, jesteś warta sto razy więcej. Kocham cię córeczko i
pragnę twojego szczęścia.
- Wiem.- Powiedziałam nieco zaskoczona momentem jej
wyznania.- Ja też cię kocham mamo.- Dodałam wciąż lekko skonfundowana wybuchem
matki. Ale jej troska szczerze mnie wzruszyła. Okej, może i chciała bym
spotkała bogatego mężczyznę z wysoką pozycją i koneksjami, ale tylko wówczas
gdyby mnie kochał. Prawdę mówiąc po latach spędzonych na wsi dobrze ją
rozumiałam. Bo choć kochałam wieś nie wyobrażałam sobie możliwości mieszkania
na niej przez całe życie. Lubiłam miasto, lubiłam spotykać w cukierni nowych
ludzi, żyć intensywnie. Tutaj czas płynął powoli i świetnie się myślało czując
się jakby w innym wymiarze. Mama też taka była. Dla taty zdecydowała się na
wiele wyrzeczeń, choć wiedziałam że w duchu jej marzenia dla mnie o takim
mężczyźnie były w rzeczywistości odzwierciedleniem jej własnych pragnień. Z
lekkim przerażeniem zaczęłam się zastanawiać czy ona kocha tatę i dlaczego
zdecydowała się wyjść za niego za mąż. Nie zauważyłam by moi rodzice byli
nieszczęśliwi i uczuć taty byłam pewna, ale mama? Ona zawsze miała trochę taki
swój świat. A co jeśli nie chciała taty? Jeśli poślubiła go z innej przyczyny
niż miłość? Myśląc o tacie chciałam by tak nie było. W końcu Anita urodziła się
w ponad rok po ich ślubie. Ciąża nie mogła być przyczyną…
Nie, teraz to już wymyślałam sobie niestworzone historie.
Mama kochała tatę, a on ją. I wcale nie marzyła o innym życiu, a nawet jeśli to
jej własne doskonale jej odpowiadało. I jedyne co by zmieniła gdyby mogła to przedwczesną
śmierć jej starszej córki a mojej siostry Anity.
Właściwie to początkowo trochę żałowałam, że koło
osiemnastej nie wsiadłam w pociąg i nie wróciłam do Warszawy i cukierni, bo
Aneta przecież nie przyszła. Ale po kolacji cieszyłam się, że tego nie zrobiłam
bo jednak się zjawiła.
Siedziałam wtedy na ganku ciesząc się dość ciepłym jak na
początek listopada wieczorem i zastanawiając nad swoim życiem, gdy usłyszałam
czyjeś kroki. A potem ją zauważyłam. Była wyraźnie zaskoczona moim widokiem na
ławce przed domem. Widocznie miała nadzieję, że już wyjechałam. Niepewnie
spojrzała mi w oczy.
- Witaj Aniu.- Powiedziała tylko. Nie odpowiedziałam na
jej przywitania tylko się w nią wpatrując. Była spięta i zażenowana, poznawałam
to po jej oczach. Nie chciała tu przyjść choć zmusiła się by to zrobić. Dlatego
po kilku chwilach napiętej ciszy odezwałam się:
- Wiem, że prawdopodobnie masz marną ochotę na tę rozmowę
i ja właściwie też, ale chyba najwyższy czas wszystko między nami wyjaśnić,
prawda?
- Tak. Twoi rodzice są w domu?
- Tak. Ale nie wiedzą o twojej wizycie, bo zapomniałam o
niej wspomnieć. Możemy się przejść? Chyba, że wolisz rozmawiać w moim pokoju?
- Nie, tak będzie dobrze. – Wstałam z ławki i podeszłam w
kierunku byłej przyjaciółki. Potem otworzyłam furtkę i nie czekając na nią
wyszłam na drogę. Jak się okazało Aneta zrobiła to samo. Przez jakiś czas po
prostu spacerowałyśmy w milczeniu, a w tle słychać było nasze kroki.
- Wiesz.- Zaczęłam w pewnym momencie.- Przez te wszystkie
miesiące nurtowało mnie właściwie jedno pytanie. Dlaczego? Dlaczego mnie z nim
zdradziłaś. Uważałaś to za dobry dowcip? A może zrobiłaś to z zazdrości o mnie
przespałaś się z moim byłym narzeczonym?
- Nie, nie. To wcale nie tak. Ja…- Aneta doskonale mi
znanym gestem z przeszłości wzięła głęboki wdech gwałtownie gestykulując
rękoma. Robiła tak zwykle gdy była bardzo zdenerwowana.- Ja kochałam Dawida,
zawsze go kochałam. Nawet gdy był nieśmiały, gdy był chudy jak patyk, nawet gdy
miał twarz w pryszczach. I od tak dawna, że teraz nawet nie jestem sobie w
stanie tego przypomnieć.
- I to jest usprawiedliwienie?
- Nie, wcale nie. Tylko wyjaśnienie. Wiem, że zachowałam
się niewybaczalnie. I wiem też że masz prawo mnie nienawidzić. I wiem…
- Dość już.- Nakazałam jej biorąc głęboki wdech.- Jak to
się stało, że byłaś tamtego wieczoru u niego w domu?
- On mnie o to poprosił.- Słysząc to odruchowo
przystanęłam. Do tej pory podejrzewałam, że jej „schadzka” z moim byłym narzeczonym było spontaniczne,
ale teraz jak się okazywało było zupełnie inaczej. Aneta jakby domyślając się
jakim torem biegną moje myśli dodała szybko:- Nie znaczy to, że cokolwiek
planowaliśmy. On zaprosił mnie na rozmowę jako twoją przyjaciółkę. Chciał
dowiedzieć się na czym polegają twoje problemy.
- To znaczy?- Tym razem milczała trochę dłużej zanim
odpowiedziała:
- Dawid mówił mi o tym, że nie chcesz z nim sypiać i
chciał znać tego przyczynę.
- Co?- Aneta zrobiła skruszoną minę.
- Pytał mnie o to jako twoją przyjaciółkę.- Przypomniała.-
Sądził, że jednak go nie kochasz. Mówił, że kiedyś byłaś bardziej otwarta, że
całowałaś wielu chłopców i umawiałaś się na wiele randek pozwalając im się
obejmować a teraz udajesz wobec niego, że to z powodu Anity. Tłumaczyłam mu, że
to nieprawda. Ale on był taki smutny. Chciałam go tylko pocieszyć,
objąć…właściwie sama nie wiem na co liczyłam i jak to się stało. Nie miałam
zamiaru go pocałować. Ale w którymś momencie poczułam jego usta na swoich
wargach, dłonie na karku. Musisz wiedzieć, że to ja to wszystko sprowokowałam.
On nie miał z tym nic wspólnego.
- Jasne, pewnie go zgwałciłaś.
- Nie, Aniu. Ale on był tylko mężczyzną, zadziałał
instynktownie. Początkowo nawet nie zareagował i zaczął się opierać ale ja… I mylisz
się, co do dalszego ciągu, bo między nami do niczego nie doszło. Przysięgam.
- Nie doszło? Mam mnie za idiotkę? Nie miałaś na sobie
bluzki i praktycznie stanika, a twoja sukienka...- Na samo wspomnienie ogarnęło
mnie obrzydzenie przywołane widokiem tamtej chwili.
- Tak wiem. Ale my nie…nie kochaliśmy się wtedy Aniu.
Musisz mi uwierzyć.
- Ale chcieliście na Boga. Jakie to ma teraz znaczenie,
że przerwałam wam w połowie? Gdybym tego nie zrobiła spalibyście ze sobą
prawda?
- Nie, on by oprzytomniał. Albo ja...
- Wiesz, że byś tego nie zrobiła.
- Tak wiem.- Odparła po dłuższej chwili.- Masz rację, teraz
nie czas się wybielać. Wiem, że mnie nienawidzisz, więc i tak nie możesz tego
zrobić bardziej.- Gdy zaległa pełna napięcia cisza już spodziewałam się w duchu
najgorszego wyznania: że nigdy mnie nie lubiła, że pogardzała, zazdrościła. Ale
z gardła Anety wydobyły się inne słowa:- Zacznę może od początku, tak pomogę ci
zrozumieć moje wszelkie uczucia i motywy które mną wówczas kierowały, a z
których chyba wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy.- Wzięła głęboki oddech.-
Zawsze bardzo cię podziwiałam i kochałam. Chciałam być taka jak ty, bo
wydawałaś mi się idealna. Piękna, radosna, pełna życia i humoru. Ludzie lgnęli
do ciebie niczym pszczoły do miodu; zawsze wiedziałaś co powiedzieć, jak wybrnąć
z jakiejś sytuacji, jak uśmiechnąć się tak by facetowi opadła szczęka.
- Chciałaś powiedzieć, że byłam frywolna.
- Nie wcale nie. Byłaś żywiołowa i energiczna. A chłopaki
oglądali się za tobą nawet jadąc na rowerze czy w samochodzie.
- Bo ich prowokowałam. – Wtrąciłam samokrytycznie ze
wtrętem. Te wspomnienia wciąż do mnie wracały zwłaszcza, że ta przeszłość
została tak perfidnie wykorzystana przez Władysława Kamińskiego po to by
zmanipulować jego syna.
- Nie. Może trochę, ale twoje flirty były zabawne i
niegroźne. Mężczyźni cię szanowali no i przecież z nim nie spałaś, a ja..-
Uśmiechnęła się smutno.- Ja w
najmniejszym stopniu taka nie byłam.
- Więc z zazdrości mnie znienawidziłaś kiedy po latach
przyjaźni i naszego dojrzewania zaczęłaś to dostrzegać. Zwłaszcza, że kochałaś
faceta za którego ja miałam wyjść za mąż.
- Jak możesz tak myśleć? Oczywiście, że nie. Naprawdę
byłaś dla mnie najlepszą przyjaciółką a fakt, że obdarzyłaś mnie przyjaźnią
tylko jeszcze to umacniał. Mnie, niepopularną, brzydką i niezbyt mądrą
dziewczynę.
- Wcale taka nie jesteś.- Wyrwało mi się wbrew sobie.
- Owszem jestem.- Przyznała z goryczą.- Ale pogodziłam
się z tym. Tylko mimo to moje głupie
uczucie do Raczkowskiego nie chciało zniknąć. Wiedziałam, że nie mam u niego
szans, a gdy po powrocie spotkał ciebie i się zakochał tylko upewniłam się w
fakcie, że to nie facet dla mnie.
- Dlaczego nigdy nie powiedziałaś mi o tym uczuciu skoro
byłyśmy przyjaciółkami?
- Musisz o to pytać? On był bożyszczem. Wiele dziewcząt
za nim szalało choć na początku tylko z powodu jego bogactwa. Ale potem, gdy
wrócił ze stolicy…Miałabym ci wyznać, że kocham kogoś takiego? Przecież byś
mnie tylko wyśmiała.
- Nigdy bym tego nie zrobiła.
- Wiem, ale chyba sama zdawałam sobie sprawę z
beznadziejności swoich uczuć. Dlatego starałam się je stłamsić. Ale tamtego
dnia w gabinecie chciałam mieć jakieś wspomnienie. Nawet jeśli potem musiałabym
żyć z poczuciem winy to bardzo tego chciałam. Poza tym widziałam coś czego ty
nawet nie widziałaś.
- Co takiego?- Spytałam ją domyślając się, że wreszcie
dochodzimy do sedna.
- Że ty nie kochasz Dawida.
- Co?
- Po śmierci Anity zmieniłaś się, odcięłaś od dawnych
znajomych oprócz mnie i Franka. Przestałaś się śmiać i uśmiechać. Nawet przestałaś
jeździć na łyżwach choć dawniej to kochałaś i przestałaś piec dla przyjemności.
Karałaś się za to, że umarła. Obwiniałaś się o to.
- Co to ma wspólnego z tobą i Dawidem?- Spytałam lekko
drwiąco, bo prawdę mówiąc zaskoczyła mnie jej przenikliwość. Nigdy nie umiałam
z nikim rozmawiać na temat Anity, nawet z najlepszą przyjaciółką którą była dla
mnie w tamtym okresie Aneta. Może poza tatą, ale jego ten temat jeszcze
bardziej przygnębiał niż mnie. Poza tym widziałam w jego oczach żal do mnie o
to, że nie powiedziałam mu, iż Anita bierze narkotyki zanim nie było dla niej
za późno . I choć nigdy nie powiedział mi tego w twarz to jednak ja wiedziałam,
że tak właśnie myśli. Tak jak wszyscy zresztą gdy wyznałam, iż wiedziałam kilka
miesięcy przed śmiercią siostry że zażywa jakieś tabletki.
- To, że on dla ciebie też był karą.
- Bzdura.
- Wiesz, że to prawda.
- Świetnie to sobie wymyśliłaś. Zwalając winę swojej
zdrady na mnie.
- Wcale nie, nie o to mi chodziło by sugerować, że na
niego nie zasługiwałaś. Ale ja po prostu wiedziałam, że nie kochasz go tak
mocno jak powinnaś. Nie kochasz go tak mocno jak ja. Poza tym mogłaś z
łatwością znaleźć innego kandydata.
- Słucham?- Spytałam głucho czując jak do mojego serca
wkrada się gorycz.- Mogłam znaleźć innego kandydata?
- Byłaś…to znaczy jesteś piękna, mądra, dobra, masz pasję
do gotowania i empatię. Mężczyźni zakochiwali się w tobie z łatwością i mogłaś
w nich do woli wybierać nie to co ja. Sądziłam, że spotkasz jeszcze kogoś kto
cię pokocha a ty jego.
- I sądzisz, że tym fałszywym współczuciem mnie
zwiedziesz? Tym, że będziesz udawać litość?- Spytałam ją retorycznie.- I
naprawdę myślisz, że gdy kochałam Dawida to liczyli się dla mnie inni
mężczyźni? Mnie chodziło tylko o jego miłość. Tylko o tego jednego. Inni
mogliby dla mnie nie istnieć. I nie jest prawdą to co powiedziałaś o tym, że
karałam samą siebie. Naprawdę go kochałam. A co się tyczy mojej
powierzchowności… tak, nie przeczę że jestem atrakcyjna dla mężczyzn. Nie ma
sensu udawać fałszywej skromności, bo takie po prostu są fakty, choć urodę mogę
zawdzięczać tylko rodzicom bo nie jest ona moją zasługą. Tylko nie rozumiem
dlaczego uważasz, że piękna dziewczyna nie ma uczuć? Że nie potrafi pokochać
jednego mężczyzny tylko musi pławić się w zachwycie innych? Że nie ma serca, że
nie może być złamane, że nie cierpi? I na dodatek mówisz o tym tak jakby
zastąpienie Dawida innym facetem było dla mnie niczym. Myślisz, że jak się
wtedy czułam widząc was tam? Pękało mi serce.
- Ania, przepraszam ja…
- Nie, Aneta. Nie przepraszaj. Bo tak właśnie uważasz, prawda?
Myślisz, że mam w życiu lepiej i łatwiej. Ale uroda może być także
przekleństwem, bo nikt nie patrzy głębiej. Widząc dziewczynę z ładną buzią
niektórzy mężczyźni po prostu traktują ją jak zabawkę, nie liczy się dla nich
nic więcej.- Przez moment w mojej głowie pojawiła się twarz Tomka. Czy on tak
mnie właśnie postrzegał? Jako atrakcyjną dziewczynę którą trzeba zdobyć? Czy w
ogóle kiedykolwiek widział we mnie coś więcej? Może po prostu wmawiał sobie, że
mu na mnie zależy bo zwyczajnie go pociągałam. W końcu kiedyś mi to nawet
powiedział.
- Wiem, że tak jest. Ale spróbuj być taka jak ja. Spójrz
na mnie. Jaki mężczyzna w ogóle mógłby się we mnie kiedykolwiek zakochać?- Mimo
zapadającej ciemności spojrzałam na Anetę tak jak o to prosiła. Na jej podłużną
twarz upstrzoną masą rudawych punkcików, włosy w tym samym kolorze, szare mysie
oczy, lekko wystającą górną wargę. Miała rację, nie była pięknością. Ale nie
była też szkaradą: miała ładnie wyważone proporcje ciała które zakrywała
luźnymi bluzami, prosty mały nos czy bystre spojrzenie. W dodatku zawsze
myślała o innych niż o sobie, była nieśmiała i bezpretensjonalna. Ale jej
kompleksy sprawiły, że widziała się jako najgorszą szkaradę.
Przez chwilę chciałam jej to wszystko powiedzieć dopóki
nie zauważyłam, że miałam zamiar ją tym pocieszyć. A to przecież ona mnie
zraniła. Jasne, okoliczności też były ważne, ale nic nie usprawiedliwia
całowania się i odważnych pieszczot z narzeczonym najbliższej koleżanki, której
miało się być druhną. Aneta cierpiała, owszem ale ja też.
Tylko,
odezwał się w mojej głowie jakiś głosik, dzięki
niej uniknęłaś małżeństwa z Raczkowskim. Inaczej mogłabyś odkryć tak jak teraz,
że już go nie kochasz.
Czy byłaby to jednak prawda? A może Dawid wcale nie był
taki zły? Może po prostu tak jak mówiła Aneta wątpił we mnie przed ślubem
uważając że go nie kocham? A jego słowa (o tym że jestem cnotką) gdy krzyczałam
że nie chcę mieć z nim nic wspólnego mogły być tylko oznaką desperacji. Może
też uniknęłabym błędu jakim było poznanie Tomka i poślubienie go. Jak na ironię
dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nastąpiło to w dniu w którym miałam wyjść
za Raczkowskiego. Przypomniałam sobie jak dwa miesiące temu Kamiński dowiadując się że jesteśmy małżeństwem oskarżył
mnie o to, że zamieniłam jednego narzeczonego na innego. Nawet nie zdawał sobie
sprawy ile w jego słowach było prawdy.
Ale mogło też być przecież zupełnie
inaczej. Mogłabym zrozumieć, że Dawid wcale nie jest miłością mojego życia i
tego żałować. Szkoda, że teraz nigdy się już o tym nie przekonam.
- Aneta.- Zaczęłam właściwie nie
wiedząc co jej powiedzieć.- Rozumiem twoje motywy, chociaż ich nie akceptuję.
Wystarczyłaby szczerość byśmy wszyscy uniknęli tego skandalu. Gdybyś wcześniej
powiedziała mi o tym co czujesz może życie potoczyłoby się inaczej. Może sami doszlibyśmy z Dawidem, że to
nie ma sensu?
- Teraz to wiem. Nawet nie wiesz
ile razy chciałam cofnąć czas.
- Takie gdybanie jest teraz
bezcelowe.
- Wiem. Ale mówię to byś zdała
sobie sprawę, że mnie też nie było łatwo. Raczkowscy…oni nie wiedzą o tym co
wydarzyło się tamtego wieczoru w jego gabinecie.
- Tak myślałam. Inaczej nie
byliby aż tak wściekli ma moich rodziców.
- Czy ty…to znaczy czy
on…odwiedził cię?
- Masz na myśli Dawida? Tak, raz
to zrobił.
- Chciał byś do niego wróciła?
- Tak. Chyba sądził, że ślub
jeszcze może się odbyć.- Zauważyłam na twarzy Anety iskierkę bólu. Widocznie
jednak wbrew temu co wcześniej powiedziała łudziła się, że dla Dawida znaczyła
coś więcej i gdyby w gabinecie stała inna kobieta to nie odwzajemniłby jej pocałunku
czy całej reszty. Tyle, że najpewniej wcale tak nie było. Widocznie roczny
celibat w czasie naszego spotykania się był dla niego na tyle uciążliwy, że nie
mógł już dłużej poradzić sobie z tym
problemem. Zaczęłam się teraz zastanawiać czy on kiedykolwiek mnie kochał. I
jak to właściwie jest, że pomiędzy miłością a namiętnością mogą istnieć aż
takie różnice? Dawniej naiwne sądziłam, że to pierwsze wynika z drugiego i
odwrotnie. Nie rozumiałam jak mężczyźni mogą traktować te sprawy tak lekko
nawet nie znając wcześniej swoich partnerek. Przecież tu potrzebna była
chociażby nić sympatii, czułość, szacunek…Naprawdę to było aż takie naiwne by
tego wymagać? Czy Tomek w duchu śmiał się ze mnie z tego powodu gdy mu o tym opowiadałam?
- To znaczy, że po dniu w którym
miał odbyć się ślub się nie spotkaliście?- W pierwszej chwili mnie totalnie
zamurowało. Zastanawiałam się skąd Aneta wie o moim ślubie z Tomkiem, ale
dopiero po chwili nadeszło zrozumienie. Bo jej przecież chodziło o mój
niedoszły ślub z Dawidem.
- Nie, już nie odwiedził
cukierni która wtedy jeszcze należała do Klaudii. Pamiętasz ją z gimnazjum,
prawda? Teraz wyprowadziła się do rodzinnego miasta męża, Częstochowy.
- Tak, pamiętam. W końcu dawniej
tworzyłyśmy trio.
- Tak.- Przyznałam z lekką nostalgią
przypominając sobie nasze długie rozmowy, spacery, pikniki. W duchu
zastanawiałam się teraz jak trzy tak różne dziewczynki którymi byłyśmy mogły
się przyjaźnić. Aneta romantyczna. Klaudia spokojna i rozsądna i ja wiecznie
niepokorny duch, gdzieś zmierzająca za czymś biegnąca. A jednak nasze
przywiązanie było głębokie i szczere. Tylko gdzie teraz podziały się te trzy
szczęśliwe dziewczynki z których wyrosły kobiety? Chyba tylko jednak Klaudia
była szczęśliwa choć ostatnio przestałyśmy do siebie nawet telefonować. Ale
przyjaźń na odległość wcześniej czy później tak właśnie musiała się skończyć.
- Dobrze układa ci się w
stolicy?- Usłyszałam pytanie Anety. Wzruszyłam ramionami.
- Dość dobrze.- Odpowiedziałam
jej, choć ostatnimi czasy wcale tak nie było. Chociaż nie, przynajmniej
cukiernia zaczęła na siebie zarabiać.
- Wiem, że nie mam prawa o to
pytać, ale ten mężczyzna który nocował w twoim domu to twój kolega?- Dziwiłam
się sobie, że słysząc to pytanie odruchowo miałam ochotę powiedzieć Anecie
prawdę. Ale przecież my już nie byłyśmy nawet koleżankami. Nie wiedziałam czy
mogę jej ufać i czy w ogóle jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę. Dlatego znów
skłamałam.
- Tak to był mój kolega. Ale
nikt więcej. Zajmował się wystrojem cukierni i przyjechał w tej sprawie a że
był wieczór mama zaprosiła go na nocleg.
- Nadal…nadal kochasz Dawida?
- Dlaczego pytasz?
- Bo miałam nadzieję, że jeśli
tak nie jest, to kiedyś mi wybaczysz choć ja nigdy nie będę mogła wybaczyć
sobie. Ale moje wyrzuty sumienia zmniejszyłyby się choć trochę.
- Chyba jednak nie.-
Powiedziałam po dłuższej chwili.-Gdyby tak było to…- Nie zakochałabym się w
Tomku, dodałam w myślach ale na głos dokończyłam to zdanie inaczej.-…bardzo bym
cierpiała a tak nie jest.
- Nie zastanawia cię co robi?
Gdzie mieszka?
- Prawdę mówiąc trochę ciekawi,
ale nie zaprzątałam sobie tym zbytnio głowy. A ty? Wciąż go kochasz?
- Tak, chociaż teraz już jakby
mniej. Zaczęłam po prostu godzić się z własną sytuacją.
- Słusznie. Może kiedyś obie
będziemy potrafiły wspomnieć o tamtym incydencie z obojętnością.
Z Anetą spacerowałam jeszcze
przez kilka minut, a potem zawróciłyśmy. Głównie pytałam ją o zmiany jakie
zaszły w jej życiu, a to co działo się na wsi, jak o mnie plotkowano gdy
wyjechałam tak znienacka. W ten sposób dowiedziałam się, że niektórzy sądzą iż
uciekłam od Dawida bo po prostu nie chciałam spędzić resztę życia na wsi; inni
uważali że mój pospieszny wyjazd do stolicy jest spowodowany poznaniem kochanka
. Jeszcze inni uważali, że to rodzice Raczkowskiego odwiedli go od tej decyzji.
Nie było tajemnicą poliszynela, że uważają się za dużo lepszych niż reszta
mieszkańców wsi jako właściciele kilku komisów samochodowych. Nie wiedziano
więc jaka była prawda; być może Dawid tak jak i Aneta ze wstydu milczał albo
chciał zwalić całą winę na mnie bądź też chronić Anetę. Dość powiedzieć, że ta
sytuacja tylko nakręcała ciągnące się miesiącami spekulacje czekając to na
powrót mojego niedoszłego męża, to na mój. A gdy to nastąpiło plotki rozgorzały
na nowo.
Dotarłszy do domu zaczęłam się zastanawiać dlaczego tak łatwo odpuściłam
Anecie, choć do tej pory sądziłam iż bardzo ją nienawidzę za to co mi zrobiła.
Przecież pod koniec rozmowy rozmawiałyśmy nawet całkiem swobodnie, wymieniając
się myślami i uwagami o największych wioskowych plotkarach i ich bzdurnych
teoriach trochę sobie żartując. To było tak dziwnie znajome, że znów
zatęskniłam za tym poczuciem. Dobrze, że chociaż miałam Paulę. Anita, Klaudia,
Aneta…one wszystkie w jakiś sposób mnie opuściły tak, że zostałam sama. Ale
choć Babecka należała do zupełnie innego świata niż ja to jednak
zaprzyjaźniłyśmy się i bardzo lubiłyśmy.
Późnym wieczorem, pakowałam
swoje rzeczy do walizki planując wyjechać jutrzejszego ranka zaraz po
śniadaniu. Rodzice już dawno spali, więc otaczała mnie zupełna cisza. W pewnym
momencie zdałam sobie sprawę, że choć trochę uwolniłam się od przeszłości
związanej ze śmiercią siostry i zerwanymi zaręczynami. Nie rozmawiałam z
Dawidem ani z Radkiem Jędruchniewiczem, ale mimo wszystko zrobiłam duży krok na
przód. Zaakceptowałam zdradę Anety, stawiłam czoło rozgadanym plotkarom,
pogodziłam się z mamą. Dzięki temu mogłam teraz skupić się na teraźniejszości i
przyszłości.
Jadąc pociągiem do stolicy znów
wrócił ten sam tępy ból spowodowany piątkową kolacją u Kamińskich, ale teraz
stopniowo się do niego przyzwyczajałam. Zastanawiałam się czy Tomek zajął się
już naszym rozwodem mimo naszej początkowej umowy do której pozostał jeszcze
miesiąc. Ale w końcu nie było potrzeby zwlekać. On poznał już odpowiedzi na
swoje pytania, a przynajmniej ich dużą część. Zrozumiał, że jego ojciec mnie
nie akceptuje, że nie byłam taka jak mu się wydawało, że nasz związek nie ma
dalszego sensu.
Po dwóch godzinach znalazłam się
w końcu w znajomym otoczeniu cukierni. Stoliki i cały bar były wysprzątane tak
jak to zostawiłam przed odjazdem. Paula tak jak mi napisała w SMS-ie zdołała
jeszcze otworzyć „Słodki świat” w poniedziałek choć z wybrakowanym towarem. Na
stole na zapleczu zauważyłam fakturę z ostatniej dostawy i gotowy (choć roboczo
sporządzony) spis inwentaryzacyjny. Uśmiechnęłam się pod nosem dziękując
Paulinie za tak doskonałe wykonanie moich poleceń. Zaraz jednak zmarszczyłam
brwi. Bo przecież nowy wystrój który opłacił Tomek nadal był widoczny.
Postanowiłam się tym nie przejmować: widocznie moja przyjaciółka miałaby z tym
zbyt wiele zachodu dlatego teraz zaczęłam ściągać ze stolika pierwszy obrus.
Sądziłam, że cała praca zajmie mi nie więcej niż dwie godziny, a potem będę
mogła wrócić do pieczenia. Nie chciałam dzwonić po Izę czy Paulę, bo jeszcze
przedwczoraj kazałam im dziś nie przychodzić do pracy pewna, że wrócę dopiero w
piątek. Poza tym i tak dzisiaj nie mogłabym otworzyć lokalu bez ciast, więc nie
miało to najmniejszego sensu.
Prawdę mówiąc to szło mi trochę
topornie. Przed oczyma wciąż stawała mi wizja roześmianego Tomka, który jedzie
ze mną do dużego sklepu i wybiera różnorodne drobiazgi pomimo moich sprzeciwów.
Albo gdy kupił mi ekspres. Gdy chciał umyć podłogę tylko w zamian za pocałunek,
gdy z rozbawieniem serwował kawę zapatrzonym w niego kobietom z cukierni a
potem wykorzystywał ten fakt by wzbudzić we mnie zazdrość. Lub gdy wpadł na
pomysł zamontowania nagłośnienia w lokalu tak by przekształcić go na miłe
miejsce spotkań.
- Nie
chcę byś fundował mi takie prezenty.
-
Dlaczego?
- Bo i
tak uważałeś mnie za materialistkę. Nie chcę byś sądził, że to dlatego…
-
Uparciuchu, naprawdę wierzysz w to, że tak myślę? Wiem co mówiłem w przeszłości
i że prawdopodobnie to bardzo cię zraniło, ale tak jak mówiłem teraz ufam ci.
Gdybyś była materialistką sama poprosiłabyś mnie o ten ekspres.
Nie
zranię cię, Aniu. Obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię.
Ufam ci, uśmiechnęłam się smutno przypominając sobie te
słowa. A potem inne w dniu kolacji u Kamińskich gdy mówił mi wręcz coś zupełnie
innego:
Postaw się na moim miejscu. Jak mogę ci ufać
i wierzyć? Zwłaszcza po tym co wyszło na światło dzienne? Jaka dziewczyna
proponuje obcemu facetowi swoje ciało?
Łatwo było mówić o zaufaniu gdy tego od niego nie
wymagałam, gdy mógł bez zastrzeżeń mi wierzyć. Ale gdy tylko pojawił się problem
od razu mnie oskarżył nie pozwalając niczego wyjaśnić. To tak nie mogło
działać, to nie miało sensu. Starałam się to właśnie w ten sposób wytłumaczyć
następnego dnia Agnieszce Kamińskiej, która odwiedziła mnie w czasie gdy
właściwie dzięki obecności Izy na sali nie miałam nic do roboty.
Naturalnie broniła Tomka, co wcale mnie nie zdziwiło. W
końcu należał do jej rodziny. Ale tym razem ja zareagowałam na to zupełnie
inaczej. Miałam już dość sugerowania, że to wszystko jest przeze mnie, bo tak
nie było. Czułam się tak jakbym miała mu wybaczyć morderstwo, gwałt lub
kradzież tylko dlatego że miał do tego powód bo stracił pamięć. Miałam ochotę
jej to powiedzieć, ale zrezygnowałam z tego widząc jej minę. Bo miała wyraźny żal
do samej siebie za to, że nie powiedziała mi całej prawdy o manipulacjach jakie
stosował wobec niej jej (a raczej nasz) obecny teść. (tak jak sądziłam
doskonale wiedziała co zaszło na tamtej kolacji od Mai) Uważała, że gdybym
znała szczegóły zapobiegłaby temu co się stało. Dlatego postanowiła zrobić to
teraz. Mówiła mi więc o tym, że początkowo nie lubiła Krzyśka, że spotykała się
z nim z pobudek niewiele mających wspólnego z miłością, ale potem go szczerze
pokochała. I że gdy stary Kamiński się o tym zorientował starał się ich
rozdzielić.
- Zaprosił mnie wówczas na jakiś bankiet razem z
Krzyśkiem tak jak i ciebie w poprzedni piątek. Był miły, owszem; a raczej
takiego udawał. Pozwalał mi sam dostrzec jak bardzo nie pasuję do jego
młodszego syna i zgrai tego całego towarzystwa. A wszystko po to by pod koniec
wieczoru zaatakować.
- Co zrobił?- Spytałam zastanawiając się jakie sekrety
mogła mieć dawniej Aga, które mogły ją ośmieszyć.
- Jasno powiedział mi, że jestem nikim i nigdy nie zgodzi
się na mój związek z Krzyśkiem. Potem zaoferował mi pieniądze. Dwadzieścia
tysięcy. Potem nawet podwoił tę sumę, a gdy się nie zgodziłam zaczął
szykanować, że wyszłam tam zupełnie rozbita. Do tej pory pamiętam jak źle się
wówczas czułam jak pragnęłam uciec. Ale wtedy pomógł mi Tomek.
- Tak, mówił mi o tym kiedyś.
- Pewnie tylko wspomniał mimochodem, bo nie miał pojęcia
ile to dla mnie wtedy znaczyło. I gdy odwoził mnie do domu…jego słowa bym
walczyła o Krzyśka jeśli go kocham a on mnie…naprawdę mi pomogły. Od tamtej
pory jestem mu bardzo wdzięczna.
- Agnieszka, nie zaczynaj znów.- Upomniałam ją.
- Już dobrze. A więc będę kontynuować.
- To nie wszystko co zrobił ci Kamiński?
- Skąd, to dopiero pierwsza runda. Nawet nie wiesz jaki
potrafi być perfidny.- I tak słuchałam w oszołomieniu jak mówiła o szantażu jej
ojca któremu się poddała, o tym że Kamiński próbował wtedy wmówić synowi że ona
rozstała się z nim biorąc od niego pieniądze, o próbie wysłania Krzyśka na
studia na drugi koniec Polski a gdy to się nie powiodło nawet na wymianę
studencką za granicę. Jak wysłał jej zdjęcia syna z jego koleżanką sugerując,
że łączy ich coś więcej. I jak na koniec gdy wiedział, że próba rozdzielenia
się nie powiedzie, zagroził wydziedziczeniem.
Te wszystkie fakty napełniły mnie napięciem. Dopiero
teraz zaczęłam dostrzegać na sobie manipulacje jakie stosował wobec mnie
Władysław Kamiński. Trochę też ucieszyłam się dowiadując się, że rodzina
Agnieszki i sama ona nie była aż tak kryształowa jak sądziłam. Ale z drugiej
strony czy fakt, że jej ojciec lubił sobie od czasu do czasu zagrać w karty
można było porównać do posiadania siostry narkomanki? Do zerwania zaręczyn z
jednym mężczyzną na trzy miesiące przed ślubem i wyjście za mąż za innego w tym
samym dniu w którym miało się wziąć ślub z tym pierwszym? Do uwodzenia (choć
niewinnego) młodych chłopaków i cieszenia się z ich względów? Westchnęłam
ciężko słysząc jak Aga zaczyna wszystko podsumowywać mówiąc między innymi, że
jak wynika z jej opowieści Kamiński potrafi doskonale tak ogłupić człowieka, że
sam już nie wie kim jest i po co zrobił daną rzecz. I że w związku z tym
powinnam wybaczyć Tomkowi jego gniewne słowa i oskarżenia, bo on po prostu dał
się nabrać tak jak ja czy ona i Krzysiek przed nami. W końcu po niecałej dobie
zrozumiał swoją pomyłkę i chciał mnie przeprosić. Tyle, że Agnieszka niczego
nie rozumiała.
Bo jej historia z Krzyśkiem nie była taka sama. Przede
wszystkim oni się kochali. I okej, może ich wzajemne zaufanie też zawiodło, ale
tylko na początku, bo po jednej pomyłce Krzysztof zrozumiał, że Aga go kocha i
nie zależy jej na jego pieniądzach. Gdzieś mieli intrygi starego Kamińskiego i
nie poddawali się im. A Tomek…on nigdy tak do końca w to nie uwierzy. Nigdy nie
zrozumie, że ktoś może go pokochać dla samego siebie bo zwyczajnie uważa że na
to nie zasługuje. Zrozumiałam to przypominając sobie jego słowa po odwiedzinach
Agnieszki po porodzie:
Czasami
czuję się jak przegrany. Taki…bezużyteczny. (…) nawet w porównaniu z tobą
wypadam żałośnie. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale bardzo cię podziwiam.
Walczysz, pracujesz, masz konsekwencję i upór których mnie brakuje. Chociaż
chyba zawsze byłem tchórzem.
Tyle, że to też nie było żadne wytłumaczenie jego
okrucieństwa i ran jakie mi zadał. Nawet siłą swoich całych pokładów
wyrozumiałości nie mogłam przemóc się by tak po prostu mu wybaczyć i zapomnieć.
To wszystko i jeszcze więcej powiedziałam Agnieszce; a
więc że to wcale nie jej teść mnie zranił a właśnie Tomek. Że gdyby choć trochę
mi ufał nie dałby się podejść tak jak dziecko, nie oskarżyłby mnie od razu.
Wtedy moja rozmówczyni całkowicie mnie zaskoczyła pytając:
- A ty mu ufasz?
- Co przez to rozumiesz?
- To, że sama teraz nie chcesz mu zaufać.
- To, że sama teraz nie chcesz mu zaufać.
- Słucham?
- Wiesz, że mam rację. Żądasz od niego bezwarunkowego
zaufania i wiary, choć wiesz że miał prawo wątpić w twoją szczerość. Dodaj do
tego ciągłe nastawianie przed naszego teścia, utratę przez niego pamięci. On
był po prostu skołowany, Ania.
- Więc co mam
według ciebie zrobić? Dać mu jeszcze jedną szansę? A potem kolejną i następną?
Ile razy tak byś uznała, że to dość? Pięć, dziesięć, pięćdziesiąt? Za każdym
razem mam tak po prostu wybaczać, bo kiedyś zataiłam przed nim że wzięliśmy
ślub?
- Wiesz, że nie o to mi chodziło.
- A ja myślę, że jednak tak. I chyba powinnaś już wracać
do dzieci. A ja do pracy.
- Ania, nie zachowuj się w ten sposób.
- Mam nie być zła? Dlaczego? Bo to ja zawsze muszę być ta
pokorna i cicha? Bo można mnie ranić a ja nic nie czuję? Przykro mi w takim
razie, że tak jest.- Nie czekałam na jakąkolwiek odpowiedź, bo zwyczajnie
miałam tego wszystkiego dość. Schroniłam się w kuchni, choć aktualnie nie było
tam niczego do zrobienia. A potem oparłam obiema dłońmi o blat.
Iza zjawiła się kilka chwil później. Wyrwałam się więc z
transu, bo nie miałam zamiaru narażać się na pocieszenie bądź też atak- w końcu
jakby nie było Agnieszka była jej przyjaciółką, a choć stałyśmy za barem to i
tak obsługując na sali gości musiała zauważyć naszą sprzeczkę. Dlatego zdziwiło
mnie, że tuż przed drugą gdy kończyła zmianę a zjawiła się zastępująca ją
Paula, powiedziała mi, że doskonale mnie rozumie. Że wie jak trudno jest
wybaczyć, ale czasami cel jest tego warty. Nie miałam pojęcia co zauważyłam
wtedy w jej oczach, ale zrozumiałam że
najwyraźniej też miała swoje własne problemy. Zresztą, kto ich nie miał?
Babecka jak na siebie wykazała się zdumiewającą
cierpliwością nie każąc mi na samym wstępie mówić o przebiegu kolacji u
Kamińskich. Dopiero gdy dochodziła godzina zamknięcia poprosiła abym usiadła z
nią przy jednym ze stolików i wszystko opowiedziała. Tak też zrobiłam co
sprawiło mi dużą ulgę.
- Więc co chcesz teraz zrobić?
- Rozwieść się. Nie widzę sensu by to dłużej ciągnąć.
- A co na to Tomek?
- Raczej też się na to zgodzi. W zasadzie już się
zgodził.
- Na rozwód?- Przez moment odtwarzałam w myślach naszą
ostatnią rozmowę.
- Tak. Zrozumieliśmy, że to bez sensu: on mi nie ufa, ja
jemu zresztą już też nie. Jaki cel byłoby więc ciągnąć to dalej?
- Jak chcesz.- Skomentowała to tylko Paulina, choć prawdę
mówiąc liczyłam na coś więcej. By tak jak zwykle stanowczo wyraziła swoje
zdanie, nawet jeśli wcale by mi się to nie podobało. Gdy w końcu zirytowana
miałam ochotę poprosić ją o to gdy dodała:- A, i ktoś cię szukał w niedzielę.
- To znaczy?
- Nie wiem. Jakiś facet. Młody, koło trzydziestki, może
trochę mniej.
- Nie wiesz jak się nazywa? Przedstawił się? A może to
był ten od tych pieniędzy w kopercie?
- Nie, wcale nie. Na wszystkie trzy pytania.
- Ale co ci powiedział?
- No właściwie to niewiele. Pytał co się stało z tą
kelnerką która ostatnio obsługiwała, więc spytałam go o nazwisko. No i okazało
się, że chodziło o ciebie. Chyba facio nie wiedział, że zostałaś właścicielką,
ale go nie uświadamiałam. Powiedziałam tylko, że jesteś teraz na kilkudniowym
urlopie. A on na to, że w takim razie odwiedzi cię później.
- I na pewno się nie przedstawił? Nie podał nawet
imienia?
- Nie. Chociaż wiesz co? Wyglądał tak jakby cię znał. To
znaczy nie jestem pewna, ale tak mi się wydaje.
- Dziwne.- Wzruszyłam ramionami.- Ale skoro mnie zna i ma
powtórnie odwiedzić to niedługo się przekonamy kto to.- Nie dodałam, że
najpewniej to jakiś klient, dla którego byłam pewnie przesadnie miła podczas
podawania zamówienia. Bo w końcu jaki mężczyzna chciałby mnie odwiedzić?
Przez następne kilka dni ten fakt w ogóle wyleciał mi z
głowy, bo w cukierni nieoczekiwanie nastąpił impas. Przez ostatnie tygodnie
„Słodki świat” znacznie zwiększył obroty, a dzięki księgowości którą prowadziła
Agnieszka bałagan w papierach był już całkowicie uporządkowany. Tyle, że teraz
uległy one drastycznemu obniżeniu. Na początku sądziłam, że to z powodu Tomka.
A raczej jego ekspresu z którego postanowiłam nie korzystać a także wystroju.
Dlatego szybko kupiłam nowy (zużywając kolejną część pieniędzy od anonimowego
dobroczyńcy), ale to się nie poprawiło. Dopiero tydzień później zorientowałam
się dlaczego. Okazało się, że praktycznie naprzeciwko mnie, otworzono nową
cukiernię, która w pierwszych dniach działalności miała spore promocje. W
myślach wróciłam do chwili gdy ponad dwa miesiące wcześniej zastanawiałyśmy się
z Pauliną co powstanie w remontowanym lokalu po przeciwnej stronie ulicy. I
chyba w najśmielszych snach nie przypuszczałabym, że będzie to konkurencja.
Miałam nadzieję, że mimo wszystko nie stracę aż tak wiele: w końcu miałam już
sporą grupkę klientów, którzy posmakowali w moich deserach. A gdy konkurencja
zakończy swoje promocje mój utarg znów wróci do normalności.
Dzięki tym problemom mogłam nie myśleć o Tomku. Dwa dni
po moim powrocie odwiedził mnie w cukierni informując tylko, że rozpoczął już
nasz proces rozwodowy. I choć sama tego chciałam to jednak jego słowa wywołały
we mnie ból. Ale wiedziałam, że tak będzie lepiej.
Kolejny tydzień przyniósł nowe wyzwania i niespodzianki.
A przede wszystkim jedną.
W postaci Władysława Kamińskiego który zjawił się w mojej
cukierni.
Gdy tylko go zobaczyłam w jednej chwili narosła we mnie
wściekłość i ból. Przypomniałam sobie tamtą kolację podczas której pokazał
swoje prawdziwe oblicze poniżając mnie i upokarzając bez cienia litości czy
zawahania przy swojej rodzinie. I nawet teraz patrzył na mnie przez całą
szerokość pomieszczenia z jawną pogardą.
Naprawdę nie rozumiałam jak mogłam wcześniej nie dostrzec
tego obrzydzenia w jego wzroku i całej jego postawie. Przecież teraz to uczucie
po prostu z niego emanowało. Byłam naiwna jak dziecko dając się tak łatwo
podpuścić. Tylko- zadałam sobie pytanie- dlaczego przyszedł tu teraz? O co mu
chodziło? Przecież uzyskał to co chciał: rozwodziłam się z Tomkiem. Teraz już
nie łudziłam się, że przyszedł mnie przeprosić. Zdawałam sobie sprawę, że skoro
już to zrobił to z pewnością z nieczystych pobudek.
- Czego pan chce?- Zagrzmiałam gdy tylko do niego
podeszłam za co byłam na siebie zła. Skoro stał pod drzwiami jak ten słup soli
nie trudząc się nawet by spytać o mnie kelnerującą akurat Izabelę to ja nie
powinnam mu niczego ułatwiać. Ale nie mogłam się od tego powstrzymać.
- Porozmawiać.- Odparł mi spokojnie jak gdyby nigdy nic.
Jakby tamtej piątek nigdy nie nastąpił. Nie mogłam uwierzyć, że ma aż tyle
tupetu.
- Pan wybaczy, ale raczej nie mam na to ochoty. A teraz
przepraszam…- Miałam zamiar odejść, ale usłyszałam jego odpowiedź:
- Dla swojego dobra powinnaś.
- To groźba?- Spytałam zimno nie ukrywając swojej
wściekłości.
- Tylko dobra rada. Jest tu gdzieś bardziej kameralne
miejsce gdzie moglibyśmy zostać sami?- Wiedziałam, że powinnam posłać go w
cholerę, oznajmić żeby sobie poszedł albo nawet więcej: wyrzucić go by poczuł
się jak niepyszny. Guzik mnie obchodziło, że zagrywka była tania i dziecinna.
Ten człowiek zranił mnie tak mocno jak nigdy dotąd. Jak można udawać
przyjaciela by znienacka zaatakować? Nawet wrogowie nie stosują aż tak brudnych
sztuczek. Tylko że…no właśnie, zżerała mnie ciekawość. Wmawiałam sobie, że
teraz jestem już odporna na jego manipulacje, więc kwadrans rozmowy mnie nie
zbawi. A wręcz przeciwnie: da okazję do odkucia
się na swoim stręczycielu.
- Możemy porozmawiać na zapleczu.- Oznajmiłam
przegrywając z samą sobą.
- A więc prowadź.- Rozkazał. By pokazać mu, że nie ma prawa
mną dyrygować odczekałam jeszcze kilka chwili podchodząc do baru i wycierając
na nim nieistniejące zanieczyszczenia. Dopiero potem gestem kazałam Kamińskiemu
iść za mną.
Trzeba przyznać, że był bardzo bezpośrednim człowiekiem:
nie owijał niczego w bawełnę, nie marnował czasu na zbędne gadki, nie
nawiązywał do piątkowego wieczoru. Od razu wypalił z grubej rury:
- Masz zostawić mojego syna w spokoju.- I wtedy
zrozumiałam trzy rzeczy. Po pierwsze, on najwyraźniej nie miał pojęcia, że
Tomasz już rozpoczął procedurę rozwodową więc jego wizyta mijała się z celem.
Po drugie ani trochę nie czuł się winny temu jak brutalnie mnie potraktował dwa
tygodnie temu a wręcz przeciwnie: swoim wyrazem twarzy pokazywał mi za każdym
razem gdy na mnie spojrzał że mnie nie znosi. A po trzecie te dwa wcześniejsze
rozważania uświadomiły mi, że nienawidzę go tak jak nikogo na świecie.
- I sądzi pan, że zrobię to bo pan mi to każe?- Obudził
się we mnie duch przekory i rządza zemsty. Oczywiście, że najłatwiej byłoby
powiedzieć prawdę: że udało mu się definitywnie zakończyć mój związek z jego
synem. Chociaż nie, to nie udało się jemu. On po prostu trochę nam to utrudnił;
to my sami z Tomkiem byliśmy winni temu stanowi rzeczy. Nie umniejszało to
naturalnie winy starego Kamińskiego czy mojej złości. Bo mimo wszystko nie miał
prawa aż tak mnie upokarzać. Dlatego postanowiłam wziąć na nim odwet.
Widziałam, że może za tydzień lub dwa dowie się prawdy, ale w tym czasie…w tym
czasie będzie pienić się z wściekłości zastanawiając się jak mnie przekonać.
- Dla ciebie byłoby lepiej gdybyś to zrobiła.
- Bo co: pokaże pan Tomkowi kolejną porcję moich zdjęć?
Ale znajdzie jeszcze bardziej kompromitujące mnie fakty? Chociaż nie, panu
wcale nie zależy na faktach. Pan manipuluje swoimi dowodami naginając je do
swoich potrzeb.
- Widzę, że ktoś tu jest rozżalony.
- Jak pan w ogóle śmie kpić z tego co wydarzyło się w
piątek?!- Wybuchłam choć wcale nie miałam zamiaru tego robić. Ale bezkarność i
brak poczuwania się do winy stojącego obok mnie człowieka wyzwoliły we mnie
nieznane dotąd pokłady agresji. Miałam ochotę go popchnąć, spoliczkować albo
chociaż ostro szykanować tak jak on postąpił wobec mnie. Gdzieś miałam szacunek
do jego wieku czy mądrości; dla pewnych ludzi i w pewnych okolicznościach nie
można wykrzesać ani trochę sympatii.
- Nie rozumiem twojej wściekłości. Mogliśmy się
porozumieć po dobroci, ale ty tego nie chciałaś.
- Po dobroci? Manipulowanie mną i perswadowanie bym
wzięła rozwód z mężem nie powiadamiając go o tym nazywa pan dobrocią?
Wykorzystywanie mojej przeszłości i słów by przeplatać je z prawdą?
- Wybacz, ale zamiast roztrząsać twoje uczucia mam zamiar
przejść do konkretów. A są one takie, że masz zniknąć z życia Tomka. I to wcale
nie są żarty. Dałem ci próbkę tego co może się stać jeśli mnie nie posłuchasz.
- Więc co spotka mnie następnym razem? Potrąci mnie
samochód? A może ktoś mnie zabije?
- Widzę już co zobaczył w tobie mój syn: jesteś całkiem
zabawna.
- A pan podły.
- Nawet nie mam zamiaru zaprzeczać. Tak więc, pomimo
wszystko, uznałem że piątkowe ostrzeżenie wystarczy. Pozwolę ci więc załatwić
rozstanie polubownie i tak byś nie wyszła na tym stratnie.- Zrobił wymowną
pauzę najwyraźniej czekając na jakąś moją reakcję, której się nie doczekał.
Zirytowany zmarszczył brwi, by po chwili kontynuować:- Wiem o twoich długach:
dwudziestotysięcznym kredycie i czterdziestu tysiącach które musisz wrócić
byłej właścicielce lokalu.- To, że tak dobrze znał stan moich finansów nieco
zbiło mnie z tropu. Bo skąd mógł tak dobrze się w tym orientować? Na pewno nie
od Tomka, bo nawet on nie posiadał tak dokładnych informacji. Starałam się
jednak nie dać tego po sobie poznać.- Byś więc nie była stratna na tej
transakcji proponuję dołożyć ci kolejne dziesięć.
- Więc da mi pan siedemdziesiąt tysięcy gotówką tylko po
to bym zgodziła się na rozwód z Tomkiem?- Upewniałam się.
- Tak. I powrocie do tej swojej małej wioski- Odparł mi.
W kuchni zapadła cisza. Słyszałam dochodzące z sali głosy ludźmi, szum sączącej
się z głośnika melodii. A potem
wybuchłam śmiechem uświadamiając sobie, że chce mi dać tyle pieniędzy za free,
bo przecież i tak rozwodzę się z Tomkiem. Zastanawiałam się nawet czy by nie
ubić z nim interesu tylko po to by go zdenerwować. W końcu gdy dowie się jak z
niego zakpiłam choć trochę będę górą.- Uważasz, że zasługujesz na więcej? Ta
suma wydaje ci się być śmieszna?- Niewłaściwie zinterpretował mój śmiech.
- Co do ostatniego pytania to nie: wcale nie wydaje mi
się być mała. Co zaś się tyczy pierwszego: to tak, zasługuję na dużo więcej niż
jest mi pan w stanie dać. Ale nie to mnie rozbawiło. Po prostu uważam się za
wyróżnioną, bo Agnieszce zaproponował pan prawie połowę mniej.
- Masz na myśli moją synową? A więc mówiła ci o tym?
- Tak, mówiła o pańskiej próbie szantażu.
- Raczej zbadania interesowności.
- Eufemizm nie sprawia, że fakty się zmieniają. Jednak
tak czy inaczej, muszę niestety zrezygnować z pańskiej oferty.
- A ja radzę ci ją przyjąć. Bo tym razem to nie jest test
jak z Agnieszką.
- Och, domyślam się. I nawet na to nie liczyłam, proszę
mi wierzyć.
- Więc?
- Więc co?
- Ile?- Zrozumiałam, że pyta o pieniądze. Znów obudził
się we mnie przekorny chochlik.
- A ile pan proponuje?- Przez dobrą chwilę patrzył mi w
oczy starając się wybadać. Ja robiłam to samo zauważając z satysfakcją jak jego
pogarda do mnie rośnie. A więc jednak wcześniej nie uważał mnie za interesownej
choć sugerował to mojemu mężowi. Jednak moje przed chwilą wypowiedziane słowa
sprawiły, że zmienił zdanie.
- Skoro lubisz ryzyko i zabawę to postawmy sprawę w ten
sposób.- Zanim kontynuował zrobił wymowną pauzę. O tak, doskonale wiedział jak
potęgować napięcie.- Prawdę mówiąc mam określony górny pułap całej kwoty dla
ciebie. Jeśli się w nim zmieścisz i powiesz tyle ile będę w stanie ci dać, to
to zrobię. Ale jeśli będziesz bardziej zachłanna i go przekroczysz, nie
dostaniesz nic a ja i tak zmuszę cię do rozwodu z Tomaszem.
- Cóż za wyśmienita gra.- Pochwaliłam go tylko po to by
go zezłościć.
- To nie żadna gra.- Odparł mi. Chyba powtórnie
zirytowałam go swoją uwagą co znów napełniło mnie nową porcją pewności siebie.
Nic nie mogłoby mnie bardziej ucieszyć.
- Ja to nie? Gra pt. Ile warta jest Ania Parulska.-
Powiedziałam ironicznie. Potem spojrzałam na niego całkiem poważnie i stanowczo
nie uciekając się już do kpin.- Tylko niestety, muszę pana o czymś uprzedzić. Z
wielką chęcią rzuciłabym dla żartu jakąś astronomicznie wysoką sumę tylko po ty
by pana zirytować i zobaczyć na ile mnie pan cenił, ale jakoś znudziła mi się
ta zabawa w kotka i myszkę. Tak więc niech pan uważnie słucha: mam gdzieś czy
da mi pan sto tysięcy do ręki, czy narobi tyle samo długu; czy będzie oczerniał
i szykanował kładąc pod nogi kolejne kłody
czy też posłuży się innym szantażem. Bo nawet jeśli nie miałabym zamiaru
być z Tomkiem to mnie nie można kupić.
- Każdego można kupić.- Odparł z taką pewnością siebie,
że aż mnie to trochę zaniepokoiło.- Wystarczy tylko znać cenę i mieć środki by
ją zapłacić.
- Tak? Więc jaka jest pańska?- Spytałam retorycznie.
Przed dłuższą chwilę milczał patrząc gdzieś w bok, a potem, ku mojemu
zaskoczeniu, uśmiechnął się. Zaczął się śmiać, a ten dźwięk wcale nie wydawał
mi się być diaboliczny, ale dziwnie szczery. Jakby był autentycznie rozbawiony.
Tyle, że…i tak mnie odrobinkę przeraził.
- Słuszna uwaga. Ale jak mawiają od każdej reguły są
wyjątki.
- I pan jest niby tym wyjątkiem?
- Anno, chyba nie o tym rozmawiamy. Pytam po raz ostatni,
bo więcej nie będziesz miała na to szansy. Ile?
- Nie stać pana. To co pan robi graniczy ze śmiesznością.
Te próby przekupstwa nie pomogą, gwarantuje panu. Nie mam zamiaru rozstać się z
mężem dla pieniędzy. Poza tym chyba nie uważa mnie pan za głupią? Przecież
zostając z Tomkiem będę miała dużo więcej.
- Jednak jesteś materialistką.
- Poczuł się pan
rozczarowany?- Nie zamierzałam zaprzeczać próbując go jeszcze bardziej
skonfundować. Ja też umiałam udawać.
- Prawdę mówiąc tak. Inaczej cię oceniałem. Sądziłem, że
jesteś bardziej podobna do swojej…- Urwał nagle a potem dodał:- …do Agnieszki.
- A jednak nie. Ja
też inaczej pana oceniłam, więc chyba oboje się pomyliliśmy.
- W takim razie czego chcesz?
- Na początek odpowiedzi. Dlaczego tak usilnie stara się
pan rozdzielić mnie z Tomkiem?
- Jak to dlaczego? Mój syn nie będzie mężem plebejki
która chce z nim być tylko z powodu pieniędzy.
- Tyle, że przecież dla pana Tomek jest nikim. W
przypadku Krzyśka sprawa wyglądała inaczej, miał przecież przyjąć rodzinną
firmę. Ale starszy syn? Przecież nic pana nie obchodzi.- Przez moment Kamiński
szerzej otworzył oczy szczerze zaskoczony choć zaraz zamaskował tę reakcję.
Dzięki temu zrozumiałam że się nie myliłam, dlatego kułam żelazo puki gorące.-
To wcale nie chodzi o to, że jestem biedna a moi rodzice są rolnikami. Tu
chodzi o mnie. Nie chce pan bym to ja nie była z pańskim synem a nie
jakakolwiek inna uboga dziewczyna bez koneksji.
- Może i Tomek nie jest dla mnie tak cenny jak Krzysiek,
ale nie pozwolę by związywał się z oszustką twojego pokroju.
- Niech pan już da spokój i choć raz będzie szczery.
Przecież już doskonale znam pańskie odczucia względem mnie, nie musi pan więc
udawać mojego przyjaciela. Dlaczego tak bardzo chce mnie pan z nim rozdzielić?-
Nie odpowiedział mi tylko spojrzał w taki sposób, że włos zjeżył mi się na
głowie. Bo patrzył tak jakby miał możliwość przeniknięcia mnie wskroś. I to
mnie zaniepokoiło. Był naprawdę wspaniałym manipulatorem. Ale ja też gdy
chciałam umiałam być twarda. Zwłaszcza gdy teraz powodowała mną ciekawość.
Przecież ten człowiek mnie nie znał, nie znał mojej rodziny czy siostry. Jak
więc mógł tak po prostu znienawidzić? A może jednak znów widziałam coś czego
nie ma?
- Nie ma żadnych powodów oprócz tych które wymieniłem.- Uciął
tak stanowczym tonem, że zwątpiłam w swoje racje. Zwłaszcza gdy kontynuował:-
Więc? Jaka jest twoja ostateczna odpowiedź?- Udałam, że się zastanawiam.
- Nie chcę pańskich pieniędzy. Prawda jest taka, że
zależało…to znaczy zależy- Poprawiłam się, bo przecież musiałam udawać że
jednak się nie rozwodzimy.- …mi na Tomku
nie tylko ze względu na jego pieniądze.
- Więc jesteś głupia naiwnie wierząc, że miłość pokona
wszelkie przeszkody.
- Pan za to jest cyniczny. Gdybym pana nie znielubiła
może byłoby mi nawet żal.
- Mnie?- Żachnął się ze złości robiąc się prawie
purpurowy na twarzy.
- Tak, pana. To smutne, że jedyne co pańskim zdaniem
liczy się w życiu to pieniądze. Że można za nie kupić czyjeś uczucia, miłość
albo szantażem wymusić rozstanie.
- A więc zobaczymy. Skoro chcesz wojny, to będziesz ją
miała. Uprzedzam tylko na początku jak skończy się to starcie. Bo nawet nie
wiesz jak wielką moc ma pieniądz.
- Raczej pan go przecenia.
- Przeceniam, powiadasz.- Roześmiał się.- A więc to
sprawdzimy. Zobaczysz jak łatwo traci się przyjaciół, znajomych, męża, rodzinę.
Zobaczysz jak bardzo moje pieniądze zniszczą twoje życie. Nie muszę nawet
wychodzić poza nawias prawa o co mnie wcześniej pytałaś. Zniszczę cię zgodnie z
nim. Wszystko co kochasz zniknie tylko dlatego, że ja tak postanowię. I
dlatego, że jednak pieniądze mogą wszystko.- Nie dałam po sobie poznać jak
powtórnie mnie przeraził. Nie tylko ze względu na znaczenie tych słów, ale
również towarzyszący im ton. Jakby był pewny swego. I choć wmawiałam sobie, że
przecież to stary wyga i straszenie wroga przed bitwą stosowali już starożytni
setki lat przed naszą erą jako element psychologiczny strategii to mimo to z
ledwością udało mi się przełknąć ślinę.
- Niech pan robi co chce; ja i tak się nie ugnę.
- Uprzedzam po raz ostatni: wojna ze mną to jak
prowadzenie jagnięcia na rzeź.
- W takim razie to jagnię pokaże, że też umie się bronić.
Nie boję się pana.
- I to jest twój błąd.- Niemal krzyknął.
- Raczej twój.
Ten głos nie pochodził ode mnie, ale od Tomka który
zjawił się w kuchni nie wiadomo czemu. Spodziewałam się, że to Iza go wpuściła
albo najpewniej wszedł tu sam bez jej pozwolenia. I choć jeszcze niedawno przez
niego płakałam teraz jego obecność sprawiła mi prawdziwą ulgę. Tak wielką, że
miałam ochotę rzucić mu się w objęcia jak jakaś bohaterka romansu. Dobrze, że w
porę otrzeźwiałam.
- Po co tu przyszedłeś? I jakim prawem grozisz Ani?
- Wcale jej nie grożę. Ucięliśmy sobie tylko krótką
pogawędkę która zakończyła się dyskusją na temat wartości pieniądza w
dzisiejszym świecie.
- Chciałeś ją przekupić.- Domyślił się trafnie młodszy z
Kamińskich.
- Tak, chciałem. Ale twoja żona jest nieprzekupna.- Dodał
całkowicie zbijając mnie z tropu. W co grał tym razem? Czemu sugerował, że nie
spotykam się z jego starszym synem dla pieniędzy tak jak poprzednio? Nie
wierzyłam w to, że nagle uznał mnie za wartą Tomasza. Dlaczego teraz udawał
więc, że zmienił front? Przecież nie był na tyle głupi by wierzyć, że powtórnie
mu zaufam i dam się nabrać jego dobroci.
- I ty to przyznajesz?- Widocznie Tomek był nie mniej
zdziwiony słowami swojego ojca niż ja.
- Tak, przyznaję. Bo jest dużo sprytniejsza. Wie, że
jeśli pozostanie twoją żoną ugra więcej.- A więc jednak stary Kamiński wcale
nie zamierzał udawać.
- Ania nie jest taka. A nawet jeśli by była to nie
powinno cię obchodzić, bo ona jest związana tylko ze mną. Nie waż się więcej
tutaj przychodzić.
- Jedyną osobą która może mnie wyrzucić jest Anna. A ona
tego nie zrobi prawda?
- Kazałem ci się wynosić tak czy inaczej. Nie będę
tolerował twojej obecności w swoim życiu. Wynoś się. Od teraz nie jesteś moim
ojcem.
- Cóż za melodramatyczne słowa.- Władysław Kamiński nic
sobie nie zrobił ze słów syna.- Szkoda tylko, że nadal będziesz korzystał z
moich pieniędzy.
- Wcale nie. Wyprowadzę się od ciebie i znajdę pracę. Nie
potrzebuję od ciebie niczego a już na pewno nie pieniędzy. Możesz sobie nawet
wziąć tę swoją całą firmę i jej udziały, mam to gdzieś. I już ci to chyba
powiedziałem, prawda? Wiele miesięcy temu gdy chciałeś wysłać mnie na półroczny
wyjazd do Niemczech.
- Co?- Mrugnął stary Kamiński, a ja nie miałam pojęcia co
wywołało jego aż tak wielką konsternację. Dopóki prawda nie dotarła również do
mojej świadomości.
Wiele miesięcy temu…
Nie mogło chodzić o okres po wypadku, bo Tomek był
całkowicie zależny od ojca, przechodził ponad miesięczną rekonwalescencję zanim
wyzdrowiała mu ręka i noga. Musiał więc mieć na myśli okres przed wypadkiem,
ale tego z kolei nie pamiętał z powodu amnezji. A skoro jednak wiedział co
powiedział ojcu znaczyło to, że…
Pamięć mu wróciła.
Pamiętał…
Gdy sobie to uświadomiłam zaczęłam wpatrywać się w
swojego męża z szeroko otwartymi oczyma tak jak zresztą jego ojciec. Ta
wiadomość całkowicie mnie zatkała i sparaliżowała, sprawiła że nie byłam w
stanie wydusić z siebie ani słowa.
- A więc już rozumiesz, prawda?- Kontynuował Tomek
wbijając w ojca stanowcze spojrzenie- Tak, pamiętam. Pamiętam już swoje
ostatnie lata życia, a przede wszystkim naszą rozmowę w twoim gabinecie gdy
informowałeś mnie kim jest w rzeczywistości Ania. Przypominasz sobie co ci
wtedy odpowiedziałem? Milczysz, więc może ja odświeżę ci pamięć. Otóż
powiedziałem, że kocham Annę i dla niej mam zamiar się zmienić. Więc już nie
możesz dłużej wmawiać jej, że mi na niej nie zależało. Tak samo zresztą jak mi.
- Ale jak…? Kiedy wróciła ci pamięć?
- To nieistotne. Ważne jest to, że czas panowania i
twoich manipulacji się skończył. Będę z Anią czy tego chcesz czy nie.
- Szkoda tylko, że ona nie będzie tego chciała.-
Powiedział mu Kamiński po dłuższej przerwie szybko odzyskując rezon.
- Co to znaczy?
- Przekonasz się. Nie pozwolę wam być razem.- Dodał
jeszcze na odchodnym a potem wyszedł. A ja zostałam z Tomkiem sama wciąż będąc
w szoku z powodu tego co przed chwilą usłyszałam.
- Co ci powiedział mój ojciec, Aniu? Jesteś przerażona.-
Odezwał się do mnie łagodnie podchodząc w moim kierunku. Cofnęłam się kręcąc głową.
- Kiedy odzyskałeś pamięć?- Spytałam cicho, bo mój własny
głos zaczął mnie zawodzić.
- Potem o tym porozmawiamy. Teraz chcę wiedzieć co on ci
powiedział.
- Nic takiego.- Odpowiedziałam tak samo cicho jak
poprzednio nie będąc w stanie spojrzeć na Tomka.
- Wyglądasz na zdenerwowaną.
- A dziwisz mi się? Najpierw twój ojciec, teraz ty. Od
kiedy pamiętasz przeszłość?- Spytałam z wyrzutem. Na moment na twarzy mojego
męża pojawił się dziwny wyraz. Zaraz potem zniknął mimo iż wciąż milczał.-
Tomek?
- Nie pamiętam.
- Co?
- Nie odzyskałem pamięci.
- Ale przed chwilą powiedziałeś ojcu…
- …zrobiłem to po to by uświadomić mu, że nie może nami i
przede wszystkim mną dłużej manipulować.
- Więc ta rozmowa o której teraz rozmawialiście…Skąd o
niej wiedziałeś?
- Mówiłem ci kiedyś, że w jego gabinecie jest monitoring.
Zyskałem dostęp do archiwum i powoli je oglądałem. Stąd wiem o tamtej rozmowie.
- Aha.- Skomentowałam to tylko wciąż roztrzęsiona
ostatnimi kilkoma minutami w towarzystwie starego Kamińskiego i rewelacji jego
syna.
- Jesteś bardzo rozczarowana?
- Nie. Właściwie to tak jest chyba lepiej prawda? Zwłaszcza
dla nas.
- Co masz na myśli?
- Na przykład to, że nie pamiętasz tego jak się mną
bawiłeś, więc możemy się łudzić że jednak tak nie było.
- Przecież tłumaczyłem ci, że tego nie robiłem. Nawet ta
rozmowa z moim ojcem, która się tu przed momentem rozegrała dowodzi…
-…dowodzi temu co mówił mi wcześniej twój ojciec:
chciałeś mu zrobić na złość spotykając się dla odmiany ze zwyczajną dziewczyną
i jest zgodne z regułą przekory którą się kierujesz.
- Wcale nie. Dlaczego nie możesz w to uwierzyć? Gdybym
odzyskał pamięć zrobiłabyś to.
- Raczej nie. Dla ciebie chciałabym byś jednak odzyskał
wspomnienia, ale ja wolałabym o tym nie wiedzieć. Nie wiedzieć, że w
rzeczywistości byłam dla ciebie niczym.
- To przecież nieprawda. Mówiłem ci, że…
- To nieważne, Tomek. Po co mamy kłócić się o
abstrakcyjną sytuację?
- Bo chcę wiedzieć. Rozstałabyś się ze mną gdybym
odzyskał pamięć?
- Już to kiedyś przerabialiśmy, pamiętasz? A poza tym już
się rozstajemy.- Mrugnęłam starając się odzyskać równowagę. Potem wróciłam do
rzeczywistości i celu jego wizyty.- Po co przyszedłeś? W sprawie rozwodu?
- Tak. To znaczy nie. Chodzi mi o coś innego.
- To znaczy? I dlaczego nie powiedziałeś o nim twojemu
ojcu?
- Właśnie w tej sprawie przychodzę.
- Właśnie w tej sprawie przychodzę.
- Jeśli masz zamiar prosić mnie o ponowny udział w twoich
gierkach i wojnie z nim to ja pasuję.- Oznajmiłam stanowczo domyślając się jego
planów po tym jak oszukał ojca, że odzyskał pamięć.
- Nie, to zupełnie nie o to chodzi.
- Więc o co?- Spytałam gdy nie dodał nic więcej oprócz
krótkiego zaprzeczenia które właściwie niczego nie tłumaczyło.
- Ojciec nie wie o naszym rozwodzie, bo jeszcze nie
złożyłem odpowiednich papierów ani nawet nie skontaktowałem się ze swoim
prawnikiem.
- Co? Dlaczego? Przecież tydzień temu powiedziałeś, że
się już tym zająłeś, że niedługo sprawa będzie w toku. Mogłeś powiedzieć, że
nie masz na to czasu. Wtedy ja…- Urwałam sobie widząc jakiś dziwny błysk w jego
oczach. Taki jaki zauważyłam w jego oczach ponad dwa miesiące temu. I nagle
poczułam uczucie deja vu.
– Nie
zrozumiałaś mnie. Nie mam zamiaru tego robić. W ogóle nie zamierzam zajmować
się naszym rozwodem.
– Dobrze
cię zrozumiałam. Nawet to próbujesz mi utrudnić. Rozumiem, że masz prawo być na
mnie zły, ale naprawdę nie mam teraz czasu. Zgadzam się wziąć część kosztów na
siebie, ale to wszystko co mogę...Nie, to nie możliwe. Chyba zwariowałam
zadając ci to pytanie, ale muszę się upewnić: Co miało znaczyć to, że nie
zamierzasz zajmować się naszym rozwodem?
–
Dokładnie to co zrozumiałaś. Zdałem sobie sprawę, że skoro mam już żonę to nie
powinienem się tak pochopnie rozwodzić.
–
Żartujesz sobie ze mnie tak? Chcesz się odkuć za to co ci zrobiłam, tak?
– Nie,
Aniu. Mówię poważnie. Nie będzie żadnego rozwodu.
- Chcesz powiedzieć…- Zaczęłam zwodniczo łagodnym
tonem.-…że nie masz zamiaru w ogóle tego zrobić?
- Aniu, posłuchaj…
- Odpowiedz tak czy nie. Nie mam zamiaru pozwolić ci tak
jak poprzednio bawić się w te twoje gierki.
- Skoro już nawiązujesz do naszej rozmowy gdy
dowiedziałem się o tym, że jesteś moją żoną to nie chcę stosować żadnych
gierek. Ale jak pamiętasz umówiliśmy się na trzy miesiące zwłoki. Dopiero wtedy
nasza umowa będzie w pełni ważna.
- Ale one miną za niecałe trzy tygodnie. Jaka to różnica
skoro odkryłeś wszystko czego chciałeś?
- Może. Ale oprócz tego chcę czegoś jeszcze.
- To znaczy?
- Ciebie.
- To jakaś kolejna zabawa, tak? A może chcesz mnie
zszokować?- Denerwowałam się.
- Nie. To nie żadna gra. Po prostu…zależy mi na tobie, nie
chcę cię stracić. I dlatego będę o ciebie walczyć. A mam na to jeszcze trzy
tygodnie.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że nie zrezygnuję walkowerem.
- Ale przecież zgodziłeś się ze mną, że to nie ma sensu.
Mówiłeś, że załatwisz rozwód, że dasz mi spokój. Znów mnie oszukałeś.
- Nie, teraz nie zamierzam tego robić.
- Więc po co…? Dlaczego…?
- Bo nie mogę z ciebie zrezygnować. Po prostu nie
potrafię.- Odpowiedział mi, a potem zbliżył się i pocałował.
Wow ale finał rozmowy, pamiętając historie Agi i Krzyśka to Stary Kamiński na pewno znajduje życie Ani :( rozdział jak zawsze świetny mam nadzieję że tak jak obiecałem trochę przyspieszysz z opowiadaniem :) pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńBrawo, brawo, brawo!!!!
OdpowiedzUsuńRozdział, klasa sama w sobie, hmm a finał rozmowy... bajka.
Szkoda mi tylko bardzo Ania, bo stary Kamiński napewno jej nieodpuści i da popalić.
Mam takie wrażenie, że bardzo zamieszasz i chyba w tej całęj sytuacji mama Ani będzie odgrywać ważną rolę.
Pozdrawiam
Ania
Nooo zgadzam sie z poprzedniczka ze mama Ani bedzie miala cos do powiedzenia.... Moze byl jakis zwiazek miedzy nimi??
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny a ten odcinek? Bajka
Jestrm dumna z Ani za to jak potrafi sie przeciwstawic Kaminskiemu :)
Pozdrawiam Ania
no tak mamuśka coś kręci, i dobrze zna Kamińskiego!! jest materialistką po tym jak zachowuje się względem Ani, chce aby jej córka miała to co tak naprawdę ona pragnie !!
OdpowiedzUsuńa Tomek no cóż czas pokaże czego tak naprawde chce w życiu :
pozdrawiam Aneta
ps u Was też pada śnieg?
U mnie na szczęście nie. I dobrze bo i tak jest okropnie zimno. Szczególnie dla kogoś tak zakatarzonego jak ja :(
UsuńAnia jest zagubiona, szkoda mi jej cierpi i to przez osobę którą kocha a to najgrszy ból;/
OdpowiedzUsuńciekawe co tym razem wymyśli stary Kamiński aby napsuć jej krwi
pozdrawiam
to jeden z niewielu blogów, które uwielbiam! nie nic nie jest przesłodzone, wszystko prawdziwe, wydarzenia są takie jakie mogą zdarzyć się w normalnym życiu ;) z niecierpliwością czekam na kolejną część
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
ps. kiedy kolejna część? ;)
Bardzo dziękuję za miłe słowa:) Chociaż co do prawdziwości to jednak historia jest nieco naciągana, bo w przeciwnym razie byłaby raczej nudna. Kolejna część nawet nie zaczęta ale może uda mi się jutro przysiąść i tak jak ten rozdział napisać w jeden wieczór.
UsuńPozdrawiam :-)
kiedy kolejny? ;-)
OdpowiedzUsuńSwietny rozdział kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńno nieee i teraz pewnie wątek z matką Ani i kamińskim i kolejna komplikacja...aż się boję :( mam nadzieję że Ania da szansę Tomkowi i że nie ulegną ojcu...
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze stary Kaminski nie jest ojcem Ani! Mama Ani dziwnie zareagowala jak tylko dowiedziala sie kim jest naprawde Tomek, jego ojciec tez powiedzial slowa ktore mogly znaczyc ze zna matke Ani. "Sądziłem, że jesteś bardziej podobna do swojej…- Urwał nagle a potem dodał:- …do Agnieszki." - ewidentnie chodzilo mu o mame Ani. Haha idealny scenariusz do "Ukryta prawda" nie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
ha ha. No wiesz, sądziłam że mój poziom pisania jest trochę lepszy niż Okiła Khamidowa (czy jak mu tam), ale skoro tak uważasz...
UsuńA tak całkiem serio to troszkę namotam. Może nie aż tak jak jak niektórzy sugerują w komentarzach, ale końcówka musi być mocna.
Pozdrawiam.
i mój komentarz się nie dodał :( ale w sumie to dobrze bo nie musisz czytać tamtej dlugaśnej litanii xD co do mojej poprzedniczki to myślę , że to by było za bardzo porąbane gdyby Kamiński okazał się jednak ojcem Ani i już bardziej pasowałoby mi gdyby np. matka Ani była w ciąży a ojcem tego dziecka (Anity ) byłby Kamiński i okazałoby się , że ma żonę a ojciec Ani od dawna kochał jej matkę i postanowił wychować to dziecko jako swoje . To też jest zagmatwane ale tworzę sobie w głowie tysiące takich rozwiązań , bo na 100% mama Ani zna się ze starym Kamińskim . A co do końcówki rodziału to ... jejku uwielbiam Cię i jestem ciekawa reakcji Anki <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńBędzie dziś ten rozdział ? Proszę napisz , że tak albo po prostu go dodaj <3 <3 <3 <3
Pozdrawiam :*
Choć może powinnam potrzymać cię dłużej w niepewności, to jednak powiem (a raczej napiszę), że ojcem Anity wcale nie będzie Władysław Kamiński. A już tym bardziej Ani. Prawdę mówiąc to inaczej to wszystko zaplanowałam,ale teraz czytając twój komentarz (a także innych komentujących) pomyślałam sobie:" O kurczę, szkoda, że ja na to nie wpadłam" ha ha. Ale z drugiej strony może i tak jest lepiej, bo was zaskoczę.
UsuńPozdrawiam.
Ewidentnie mam wrażenie iż mama Ani miała romans , krótki epizod z Władysławem Kamińskim:) Jezeli bym miała obstawiać ojcostwo, to raczej córką Kamińskiego byłaby Anita. Chociaż ona urodziła się rok poślubię rodziców więc ta teoria jest nieco naciągana. Osobiście obstawiam , iż Ania będzie z Tomkiem, i ta perspektywa mnie cieszy. Liczę, iż rozwiniesz wątek Babeckiej. Zastanawia mnie nadal to 10000 zl .Czy nie jest to gest Kamińskiego ? Babecka wie od kogo to jest i nie wiem czemu nie chce powiedziec o tym Ani. Na scenę powraca Raczkowski ? Ciekawe wokół kogo się zakręci, kiedy Ania go ponownie odtrąci. No i ta nowa piekarnia naprzeciwko. Nie wiem czemu, ale Babecka ma coś z tym wspólnego , może nie ona sama, ale z pewnością jest z tym jakoś związana.POZDRAWIAM I życzę weny. Nienieidealna.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, za wenę (choć bardziej przydałby się czas :-)) A co do twoich pytań to niestety nie zdradzę na razie rozwiązania wielu zagadek, ale z pewnością z czasem to zrobię. Cieszę się, że cię zaintrygowałam.
UsuńPozdrawiam
dodasz ? :))))
OdpowiedzUsuńdodasz coś dzisiaj?
OdpowiedzUsuńPisałam pisałam i też mi się nie dodał komentarz :-( więc teraz krótko i na temat :-) opowiadanie rewelacyjne tak jak czasem przewidywalne tak kiedy trzeba zaskakujące. Masz niesamowity talent gratulacje i czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuńto będzie dziś ten rozdział ? :))
OdpowiedzUsuń