POZDRAWIAM WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW I JUŻ NIE PRZEDŁUŻAJĄC ZAPRASZAM DO PRZECZYTANIA TEJ CZĘŚCI.
W oczekiwaniu na pocałunek Dawida przymknęłam oczy. Ale zaraz potem usłyszałam dziwny dźwięk podejrzanie przypominający uderzenie. Szybko uniosłam powieki do góry. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu Raczkowski leżał na chodniku. Skonsternowana zmarszczyłam brwi nie mając pojęcia co się stało dopóki nie ujrzałam stojącej nad nim postaci.
- Nie wasz się więcej próbować całować mojej żony!-
Warczał na mojego byłego narzeczonego Tomasz mocno gestykulując dłońmi. Dawid w
tym czasie łapał się za rozbity nos. Mnie dopiero po kilkunastu sekundach stać
było na jakąkolwiek reakcję. Ale zamiast opieprzyć Kamińskiego przykucnęłam.
- Dawid, w porządku?- Poczułam zdenerwowanie widząc
cieknącą z jego nosa krew. Zajrzałam do torebki w poszukiwaniu chusteczek. Nie
zdążyłam ich jednak wyjąć, bo jakieś imadło pochwyciło swymi mackami moje ramię
podnosząc mnie do pozycji pionowej. Tym imadłem okazały się dłonie Tomka.
- Puszczaj mnie.- Zaprotestowałam.
- Idziemy do środka.
- Nigdzie z tobą nie idę. Pobiłeś Dawida, musimy mu pomóc.
- Da sobie radę.
- Krwawi mu nos ślepy jesteś czy co?!- Warknęłam na niego zrażona jego ignorancją.
- Da sobie radę.
- Krwawi mu nos ślepy jesteś czy co?!- Warknęłam na niego zrażona jego ignorancją.
- Więc może od teraz nauczy się trzymać łapy od cudzych
żon!- Odwarknął mi jeszcze głośniej.
- Już niedługo.- Gniewnie mierząc się wzrokiem z Tomkiem
zapomnieliśmy na moment o leżącym na „parterze” Raczkowskim, który teraz zabrał
głos.- Ania jeszcze tylko przez dwa tygodnie nią będzie twoją żoną. Potem bierzecie rozwód.
- Powiedziałaś mu o tym?- Syknął do mnie wściekle
Kamiński. Potem patrząc na podnoszącego się już Raczkowskiego dodał:- Nic z
tego, bo żadnego rozwodu nie będzie. Bez mojej zgody nie dostanie wolności. Już
ja się o to postaram. A już na pewno nie po to by była z tobą.
- Tomek, przestań zachowywać się jak brutal.- Próbowałam
zachowywać się rozsądnie.- Robisz tylko z siebie pośmiewisko.
- A ty nie?! Dając się całować innemu facetowi choć
jesteś mężatką?
- Nie pocałowałam go.
- Ale byś to zrobiła gdybym cię nie powstrzymał.
- Może.- Wzruszyłam ramionami widząc jak mocno drży mu
górna warga. – Pytanie tylko co ci do tego.
- Jesteś moją żoną.- Powtórzył uparcie po raz kolejny.
- Tylko z nazwy. I jestem w każdej chwili gotowa na
rozwód, doskonale o tym wiesz. Z radością podpiszę papiery rozwodowe jeśli tylko mi je dasz.- Nic na to nie odpowiedział. Spuścił tylko wzrok, a potem znów złapał
mnie za rękę.- Co robisz? Pytałam co znowu zamierzasz?
- Otwórz drzwi do cukierni.
- Nie mam zamiaru.
- Nawet po to by opatrzyć byłego narzeczonego?- Spytał
ironicznie. A ja wyrzuciłam sobie, że tak łatwo zapomniałam o krwawiącym
Dawidzie. Bo nawet wcześniej wspomniałam o tym tylko po to by zdenerwować Tomka.
- Już w porządku.- Powiedział teraz "ranny".- Dam sobie radę.
- Wreszcie koleś mądrze gadasz. Idź do domu. –Pochwalił go
Tomek. Obdarzyłam go nieprzyjaznym spojrzeniem.
- Nie powiedziałem, że pójdę. Nie zostawię Ani z kimś takim jak ty.- Odezwał się Raczkowski.
- Z kimś takim jak ja?- Żachnął się Tomek. Widziałam jak
w jego oczach na nowo rozpala się złość, więc gdy zaczął podchodzić do Dawida
wyminęłam go stając mu na drodze. Potem odwróciłam się w kierunku byłego
narzeczonego.
- W porządku, Dawid. Możesz jechać. Przepraszam za to co
się stało.
- Ty nie musisz za nic przepraszać.- Powiedział do mnie
łagodnie wciąż trzymając się za nos. Potem spojrzał twardo na Tomasza jakby
jasno dając wyraz kto jest wszystkiemu winny.
- Racja, nie musi. A teraz wynocha.- Przyznał z wyraźną
ironią Kamiński.
- Ania jesteś pewna, że mam iść? Nie sądzę żeby…
- Jesteś nie tylko głupi ale i głuchy?- Warknął znów mój
mąż i poczułam jak od tyłu zaczyna na mnie napierać. A to znaczyło, że chce
zbliżyć się do Dawida we wiadomym celu dokończenia bójki.
- Tak jestem. I jeszcze raz przepraszam.- Wyraźnie
widziałam, że Raczkowski się waha. Znając go, wiedziałam też że jest wściekły i
tłumi ją, bo z chęcią odkułby się na
Tomku za to uderzenie. Zwłaszcza, że padło znienacka. Byłam na to potwornie zła
na Tomasza. Bo gdyby uderzył Dawida w walce, ale z ukrycia i gdy tamten się go
nie spodziewał? To nie było fair.
W końcu zauważyłam jak Raczkowski kapituluje; rzucił mi
słowa pożegnania i coś o następnym spotkaniu a potem zaczął się oddalać. Gdy to
zrobił odetchnęłam z ulgą, że udało mi się uniknąć kolejnej awantury.
Odczekałam jeszcze dłuższą chwilę, a potem podeszłam bezpośrednio pod drzwi
cukierni. Zaczęłam wyjmować z torebki klucze. Zanim jednak włożyłam kluczyk do
zamka, z trudem hamując nad złością spytałam nawet nie patrząc na Kamińskiego:
- Jesteś z siebie zadowolony?
- Prawdę mówiąc to nie. Żałuję, że nie sprowokował mnie bardziej. Bo dałby mi okazje do obicia mu bardziej
tej jego ślicznej twarzyczki.- Słysząc tak pełną tupetu odpowiedź totalnie mnie
zatkało. Prychnęłam tylko nie chcąc wdawać się z nim w żadne dyskusje, a potem
skomentowałam:
- Jesteś chory, powinieneś się leczyć. Atakujesz ludzi
bez powodu.- Zaczęłam mocować się z zamkiem, który z powodu nerwów wydawał mi
się być wielkości igły. Ale w końcu, po kilku próbach udało mi się trafić
kluczykiem w zamek i go przekręcić. Stanowczo otworzyłam drzwi z zamiarem ich
ponownego zamknięcia, ale nie zdążyłam tego zrobić, bo Tomek mnie uprzedził
wchodząc do cukierni.
- Bez powodu? Więc według ciebie nie miałem powodu?
- Wyjdź stąd. Jestem zmęczona, chcę się położyć.
- A czym to cię tak bardzo zmęczył twój niedoszły mąż,
co?
- Po prostu wyjdź.- Powtórzyłam uparcie chcąc zostać
sama. Gdzieś miałam jego złość. I choć nie zamierzałam wzbudzać w mężu
zazdrości jednocześnie cieszyłam się z
przebiegu sytuacji. Niech wie, że nie mam ochoty tańczyć tak jak mi zagra. Że
ten głupi obraz z dedykacją mnie wcale nie zmiękczył. Że doskonale zdaję sobie
sprawę jakim jest draniem i nie pozwolę znów dać się zmanipulować. Że może
sobie dalej całować Ilonkę, ale nie kpić ze mnie i moich uczuć.
- Nie zrobię tego póki ze mną nie porozmawiasz.
- O czym? O rozwodzie?
- A więc tylko po to się z nim całowałaś? Bo chciałaś bym
złożył papiery rozwodowe? O nie, nic z tego.
- Już mówiłam: nie całowałam się z Dawidem. Co zaś się
tyczy drugiego zarzutu to nie miałam pojęcia i prawdę mówiąc nadal nie wiem jak
się tutaj znalazłeś i co robiłeś pod cukiernią, więc nie wiem jak twoim zdaniem
miałam przewidzieć twoją obecność.
- Czekałem na ciebie.- Odparł mi już spokojniej.- Czekałem
na ciebie tak jak się umówiliśmy.
- Wcale się nie umówiliśmy.
- Przecież napisałem ci wiadomość SMS, że będę koło południa
w cukierni. A ty wyszłaś z tym mężczyzną. Jak ten kretyn czekałem wiele
godzin próbując się do ciebie dodzwonić, ale nawet nie raczyłaś odebrać
komórki. A gdy w końcu wróciłaś co zobaczyłem? Jak całujesz się ze swoim byłym
chociaż jesteś moją żoną i nie masz prawa
tego robić.
- I tak się rozwodzimy.
- Nawet jeśli to obowiązywał nas układ jeszcze przez dwa
tygodnie. I nadal obowiązuje.
- Już nie.
- Słucham?- Ignorując jego pytanie poszłam do kuchni.
Miałam ochotę napić się wody. Tak jak się spodziewałam, choć niekoniecznie
chciałam, Tomek poszedł za mną.- Coś ty powiedziała?- Powtórzył.
- Prawdę. Ty też obiecałeś, że nie powiesz moim rodzicom
o pomyłce jaką było nasze małżeństwo, a nie dotrzymałeś słowa. Czemu więc ja
mam to robić?
- Ojciec ci powiedział?
- Tak. W przeciwieństwie do twojego kocha mnie i jest ze
mną szczery.- Kamiński przez chwilę patrzył na mnie totalnie zszokowany. Zapewne zabolało go to, że dla własnego ojca jest tylko zwykłym i bezużytecznym już pionkiem. Starałam się zignorować współczucie do niego które zrodziła ta myśl. Szybko jednak je zwalczyłam gdy spytał niespokojnie, zupełnie tak jakby coś ukrywał:
- Więc…powiedział ci wszystko?
- Co masz na myśli?- Znów spojrzał na mnie bacznie, ale
potem machnął ręką jakby to nie było ważne.
- Nic ważnego. Ale wracając do naszej umowy, to twój
ojciec sam wprost spytał jakie mam wobec ciebie plany. I wyczytał między
wierszami kim dla ciebie jestem.
- Bzdura.
- Bzdura czy nie, informuję cię, że nie będziesz mnie tak
traktować. Nie pozwolę byś robiła ze mnie rogacza z Dawidem albo jakimkolwiek
innym facetem.
- Za to ty możesz sobie bezkarnie całować i a może nawet
sypiać z Iloną co?
- Wcale tego nie robię.
- Och daj spokój, przecież sama cię widziałam.
- Niby gdzie i kiedy?
- Chociażby w twoim ogrodzie kiedy odwiedzałam cię po
wypadku.- Nie dodałam, że Paula przecież również go dostrzegła kilka dni temu.
- To było kilka miesięcy temu. Teraz byłem wobec ciebie
szczery pragnąc dać szansę. Ale jak widać okazało się, że moja rozrywkowa żona
ma inne plany.- Celowo podkreślił środkowe słowa tak, że zabrzmiały jak obelga.
- Więc znów jestem dziwką tak?
- Do diabła!- Ryknął tak niespodziewanie jednocześnie
uderzając pięścią w blat kredensu, że aż podskoczyłam. Potem przeniosłam wzrok
na jego twarz. W takim stanie go jeszcze nie widziałam. Owszem, był wściekły gdy przyszedł do cukierni dowiadując się o tym, że jesteśmy małżeństwem; zły gdy podczas kolacji u Władysława Kamińskiego zobaczył moje zdjęcia z Dawidem. Ale tym razem do dwóch wcześniej wspomnianych uczuć dołączyła bezsilność i poczucie beznadziei.- Staram się.- Powiedział już bez krzyku zwodniczo spokojnym tonem patrząc mi prosto w oczy.- Od kilku ostatnich tygodni nie robię nic innego
tylko jak ten idiota przychodzę tu pomimo twoich wyzwisk i oszczerstw. Kupuję
ci te cholerne kwiaty i przynoszę prezenty w nadziei że dasz mi szansę, że dla
ciebie to co się działo i dzieje między nami jest ważne. Próbuję rozmawiać i
wyjaśnić wszelkie niesnaski, choć nie wiem czy ty nawet mnie słuchasz. Nawet
przyniosłem ten przeklęty obraz, który dawniej dla ciebie namalowałem byś
zrozumiała, że to co do ciebie czułem i czuję jest szczere. A co otrzymuję w
zamian? Twój widok w objęciach innego mężczyzny.
- No tak, przecież to ty jesteś moją ofiarą.-
Skomentowałam z sarkazmem po dłuższej chwili choć z wyraźnym trudem.
- Zdradziłaś mnie.
- Wcale nie!
- Ale chciałaś do cholery! Byłaś gotowa go pocałować,
choć podobno przysięga małżeńska ma dla ciebie znaczenie.
- Nasza nie.
- Anka...- Niemal warknął zaciskając dłonie w pięści
jakby z trudem nad sobą panował. O dziwo jednak wcale się nie bałam.
Odpowiedziałam mu z taką samą złością na poły pomieszaną z bólem:
- Przestań już. Przestań udawać, że ci na mnie zależy
choć tak naprawdę zależy ci tylko na prywatnej wojnie ze swoim ojcem i
prowadzeniu jakiejś gry. Przestań udawać, że wszystko jest w porządku bo nie
jest i chyba nigdy nie było.
- Bo ty wszystko psujesz.
- Ja?- Żachnęłam się.- Naprawdę sądzisz, że jak kupisz mi
parę kwiatków i powiesz miłe słówko to wystarczy? Że zapomnę o przeszłości? O
tym co było między nami? Mówiłam ci, że tego nie zrobię. Poza tym zawsze
chciałeś się ode mnie uwolnić: czemu więc teraz tego nie chcesz, co? No
dlaczego?! Teraz znów milczysz? Więc skoro tak to daj mi w końcu święty spokój!
- Nie zrobię tego rozumiesz? Jesteś moją żoną czy tego
chcesz czy nie i nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Za dwa tygodnie czy dwa lata
a nawet dekady. Do końca życia będziesz ze mną związana, a wiesz dlaczego? Bo
ja nie pozwolę na ten rozwód.
- Dałeś mi słowo.- Przypomniałam.
- Twoje słowa też są gówno warte, więc czemu mam grać
fair?!
- By udowodnić, że może nie jesteś skończonym dupkiem!-
Po moich słowach zaległa między nami cisza, która z powodu naszych krzyków
wydawała mi się teraz niemal dźwięczeć w uszach. W tym czasie obydwoje
wpatrywaliśmy się w siebie jakby to był jakiś następny test: kto pierwszy
skapituluje i spuści wzrok. I żadne z nas nie chciało przegrać.
W końcu Tomek jednak to zrobił. Właściwie to odwrócił
głowę na bok i prychnął. Dopiero chwilę później zrozumiałam, że on po prostu
się śmieje. Nie był to jednak normalny śmiech tylko taki który wyrażał gorycz
pomieszaną z rozbawieniem. A potem z jego ust padły słowa, które mnie zdumiały:
- A więc za takiego mnie masz. No ale skoro tak to...dobrze, widzę że tak będzie najlepiej. Nie ma sensu
ciągnąć tego dalej. A więc okej, zgodnie
z twoim życzeniem rozwód odbędzie się za dwa tygodnie.- Oświadczył robiąc
wymowną pauzę, taką samą zresztą jaką często stosował jego własny ojciec.- Tyle tylko- Kontynuował tym razem patrząc mi w
oczy-, że to mi uświadamia jedną bardzo ważną rzecz. Wzięliśmy ślub, prawda?-
Choć wydawało mi się to być pytaniem retorycznym spojrzał na mnie tak
przenikliwie, jakby żądał mojego potwierdzenia. Nieznacznie skinęłam głową nie
mając pojęcia dokąd zmierza.- No właśnie. A nim wiążą się określone przywileje.
Ale zdaje mi się, że naszą noc poślubną przerwał mój wypadek.- Słysząc to
poczułam suchość w gardle i odpływ całej krwi z
twarzy. W końcu zrozumiałam o co mu chodzi.
- Więc od początku chodziło ci tylko o łóżko? Tylko tego
ode mnie chciałeś? – Żachnęłam się mimo wszystko nie mogąc uwierzyć że to
dzieje się naprawdę. Z wielkim trudem udało mi się przybrać pogardliwy ton i
wzruszyć beztrosko ramionami jakby to nie było dla mnie nic wielkiego.- Trzeba
było powiedzieć wprost a nie owijać w bawełnę. Zaoszczędziłbyś nam obojgu
miesięcy upokorzeń swoją wzajemną obecnością.
- Chciałem od ciebie znacznie więcej, ale skoro
najwyraźniej nie mogę na to liczyć…a tak będę miał przynajmniej swoją noc
poślubną która prawnie mi się należy czyż nie?- Znów mnie ranił, ale o dziwo ja
zamiast bólu poczułam szyderczy podziw. Jak on mógł być aż tak perfidny? Jak
mógł aż tak mnie upokarzać doskonale tonując dawki kolejnych ran i cierpienia?
Nagle poczułam takie zmęczenie całą tą grą, że chciałam ją jak najszybciej
skończyć. I co z tego, że ceną miało być łóżko? Jeśli miało być jedyną drogą
całkowitego wyzwolenia od Tomasza to byłam w stanie się poświęcić. W końcu za
swoje błędy trzeba płacić.
- W takim razie chodźmy na górę.
- Co?
- Wolę mieć to od razu z głowy. Nie lubię mieć żadnych
długów.- Drobną satysfakcję sprawił mi fakt jego kompletnego zaskoczenia na
twarzy, które szybko ukrył. Widocznie uważał, że stchórzę. Tak jak zwykle
zresztą salwując się ucieczką od problemów.
- Świetnie się składa.- Wzruszył ramionami, a potem
poczęstował mnie wymownym uśmieszkiem bezczelnie omiatając mnie od stóp do głów
za który miałam szczerą ochotę zdzielić go w twarz. Tylko ogromną cierpliwością
stłamsiłam tę reakcję. – Zobaczymy czy byłaś warta temu bym dał się
zaobrączkować.- Kipiał we mnie tak wielki gniew, upokorzenie, obrzydzenie do
niego i do siebie za to co zamierzałam zrobić, że z trudem nad sobą panowałam.
Ale z drugiej strony te emocje pozwoliły mi się wziąć w garść. I świadomość, że
może za godzinę będzie po wszystkim a ja raz na zawszę uwolnię się od
Kamińskiego.
Wchodziłam po schodach dość żwawo, by niczego nie
opóźniać. Ale też się nie spieszyłam, bo chciałam wydawać się chłodna i
opanowana. Nie miałam zamiaru dawać mu kolejnych powodów do kpin.
Gdy w końcu znaleźliśmy się na górze stanęłam na środku
pokoju. Spojrzenie które rzuciłam na łóżko spowodowało, że niemal poczułam
mdłości. Potem przerzuciłam wzrok na Tomka.
Patrzył na mnie intensywnie jakby niedowierzająco temu co
chcę zrobić. Właściwie znałam tor jakim podążały jego myśli: byłam pewna, że w
tej chwili wie, że właśnie zrzuciłam maskę i okazałam się nie być taka niewinna
jak sądził i jak ja sama mówiłam. Bo w końcu jaka kobieta zgadzała by się na
takie poniżenie jakie chciał mi zaserwować?
Jaka
dziewczyna proponuje obcemu facetowi swoje ciało? Nawet nie prostytutka, bo ona
robi to przynajmniej za pieniądze.
No tak, zupełnie zapomniałam że uważa mnie za zwykłą
szmatę. Dlatego tak też zamierzał mnie potraktować.
To dziwne, ale w tej chwili było mi to obojętne. Nigdy
nie wierzyłam w te opowiastki lekarzy o tym, że do pewnego stopnia ranny nie
czuje bólu, bo nie jest w stanie go znieść. Ale teraz doświadczyłam tego na
samej sobie. Bo wściekłość gdzieś zniknęła. Zniknęło rozgoryczenie i jeszcze
niedawno ściskająca mnie za gardło rozpacz. A gdy spytałam:
- Mam się rozebrać?- Mój głos brzmiał pewnie i obojętnie
tak jak chciałam. Choć nie mogłam znieść gdy on tylko wciąż się we mnie
wpatrywał.
- Tak.- Oznajmił. Biorąc głęboki wdech, dopiero teraz
wzięłam się za rozpinanie płaszcza, którego nie miałam okazji wcześniej zdjąć a
potem swojej białej koszuli. Była grubsza, więc dziś nie założyłam pod nią
żadnej cienkiej bawełnianej bokserki tak jak robiłam to zazwyczaj. Dlatego z
każdym rozpiętym guzikiem widziałam powiększający się kawałek skóry na brzuchu
która zaczęła się pokrywać gęsią skórką. Gdy pokonałam wszystkie guziki
już miałam zamiar zdjąć górne ubranie by
pozostać tylko w górnej bieliźnie, gdy powstrzymał mnie głos Tomka.- Nie rób
tego.- Przez moment miałam nadzieję, że jednak blefował i odejdzie; że wyjdzie z cukierni. Że chodziło mu tylko o to by mnie zszokować i udobruchać; bym bez przeszkód pozwalała się odwiedzać i znosić jego obecność w cukierni aż do terminu końca naszej umowy w każdym momencie bojąc się by nie kazał mi spełnić przyobiecanego mu ślubem przywileju. Ale w ciągu tego ułamka sekundy w którym moje myśli gnały jak szalone,
zauważyłam że do Tomek do mnie podchodzi, a moje nadzieje były płonne. Serce zaczęło mi
bić szybciej mimo usilnych starań by zachować całkowitą obojętność. Było to
trudne gdy nakrył swoje wargi moimi, ale udało mi się nie odwzajemnić
pocałunku. Ale on tylko jakby na to czekał. Przysunął się bliżej mnie tak, że
nasze ciała mocno się ze sobą stykały i unieruchomił moją głowę swoimi dłońmi.
Zmniejszył nacisk swoich ust i poczułam jak próbuje wtargnąć językiem do środka
moich. Ja jednak konsekwentnie trwałam nieruchomo z zaciśniętymi zębami. Tyle,
że gdy jego dłoń dotknęła mojego ramienia a potem zsunęła się niżej odruchowo
chciałam zaprotestować otwierając usta. Wykorzystał ten moment.
Najgorsze było to, że nie był brutalny. Nie był nawet
stanowczy czy agresywny choć miałam taką nadzieję ,że będzie. On po prostu zmuszał
mnie do uległości całując tak jak dawniej, to znaczy na początku naszej
znajomości: delikatnie, z pasją i czułością. Gdyby był inny mogłabym mu nie
ulec, ale tak…Dzięki tej pieszczocie zapominałam kim jest i liczyła się tylko
chemia. A raczej pożądanie.
Nie wiedząc czemu nasunęło mi się skojarzenie z naszą
niedoszłą nocą poślubną tak inną od tego co działo się teraz. Przypomniałam
sobie tamte żarty, przekomarzanie się, śmiech i czułość.
Tak bardzo tego pragnęłam, że teraz namiastka sprawiła, że dałam za wygraną. Wplotłam Tomkowi we włosy swoje dłonie i choć wiedziałam, że później będę żałować swojej łatwej kapitulacji to jednak nie byłam w stanie się powstrzymać. Zwłaszcza gdy z kolei jego dłonie masowały mi kark i plecy. Odruchowo przysunęłam się do niego jeszcze bardziej niemal przygniatając go do ściany. A potem przejęłam całkowitą kontrolę nad pocałunkiem. Jego jęk gdy się ode mnie na moment oderwał, był dla mnie ekstazą i źródłem niekłamanej satysfakcji a usta które gorączkowo obdarzały pocałunkami twarz i szyję czymś za czym tęskniłam całymi latami. Mój oddech zaczął się rwać, a tętno przyspieszać. Pragnęłam jak najszybciej go rozebrać po to by poczuć na sobie dotyk jego gołej skóry.
"- Gwiazdy są
takie piękne i niezwykłe,
prawda? Mogłabym się
w nie wpatrywać godzinami.
– Ja za
to mam ciekawszy obiekt do patrzenia.
– Jeśli będziesz mi się tak przypatrywał
to cała się zarumienię.
– Cała?
– Jesteś okropny. Czyżby próbował mnie pan uwieść panie Kamiński?
– A jak pani myśli?"
Tak bardzo tego pragnęłam, że teraz namiastka sprawiła, że dałam za wygraną. Wplotłam Tomkowi we włosy swoje dłonie i choć wiedziałam, że później będę żałować swojej łatwej kapitulacji to jednak nie byłam w stanie się powstrzymać. Zwłaszcza gdy z kolei jego dłonie masowały mi kark i plecy. Odruchowo przysunęłam się do niego jeszcze bardziej niemal przygniatając go do ściany. A potem przejęłam całkowitą kontrolę nad pocałunkiem. Jego jęk gdy się ode mnie na moment oderwał, był dla mnie ekstazą i źródłem niekłamanej satysfakcji a usta które gorączkowo obdarzały pocałunkami twarz i szyję czymś za czym tęskniłam całymi latami. Mój oddech zaczął się rwać, a tętno przyspieszać. Pragnęłam jak najszybciej go rozebrać po to by poczuć na sobie dotyk jego gołej skóry.
Zapomniałam kim jestem i kim on jest.
Że powinnam być niechętna, że powinnam go nienawidzić.
Liczyła się tylko ta chwila w której zapominałam o całym
świecie, bólu czy upokorzeniu. Ale nagle prysła gdy zdecydowanym ruchem Tomek
odsunął się ode mnie stając tuż przy drzwiach. Choć był odwrócony do mnie
plecami do widziałam jak klatka piersiowa opada mu w rytm szybkich oddechów. I
rzeczywistość wróciła. Ogarnął mnie niesamowity wstyd za swoją gotowość co z
pewnością wyczuł. Pomyślałam, że miał rację nazywając mnie kobietą gorszą od
prostytutki. Bo tylko ona potrafiłaby czerpać przyjemność i odczuwać
podniecenie gdy dotykał jej znienawidzony mężczyzna.A przynajmniej powinien być znienawidzony.
- Aniu, ja…- W końcu się odwrócił. Jego twarz przestała
być cyniczna tak jak w chwili gdy wchodziliśmy na górę. Malowało się na niej
przygnębienie i skrucha. Oczy nadal błyszczały namiętnością, ale niemal czułam
jak siłą woli próbuje ją zwalczyć. Szybko zaczęłam z powrotem zapinać guziki
koszuli choć z powodu zdenerwowania tak mocno drżały mi dłonie, że miałam z tym
spory problem .
- Nic nie mów.- Zażądałam.
- Aniu, nie mogę tego zrobić. Nie w ten sposób.
- Zamknij się!- Nie wiedzieć czemu byłam bliska płaczu
gdy kolejny guzik wyślizgnął mi się z rąk.
- Spójrz na mnie.- Jego ton był tak błagalny, że poczułam
się jeszcze gorzej. A gdy poczułam jego dłonie na swojej koszuli, którą
najwyraźniej miał zamiar zapiąć coś we mnie pękło. Jak mógł tak szybko zmaterializować się mojego boku? Przecież nawet nie usłyszałam jego kroków.
- Nie dotykaj mnie. Zabieraj ode mnie swoje łapy!-
Odepchnęłam go zła, że nawet nie dostrzegłam kiedy się do mnie przysunął. Teraz
wstyd niemal mnie pożerał.
- Chcę ci tylko pomóc.
- Skoro nie zamierzasz dokończyć tego co zacząłeś to się
stąd wynoś.
- Nie chciałem cię zranić. Przepraszam. Byłem wściekły na
ciebie i Dawida, ale nie chcę wszystkiego zniszczyć choć bardzo chciałbym
spędzić z tobą tę noc. Ale wtedy byś mnie znienawidziła.
- Już cię nienawidzę.- Szepnęłam z trudem.
- Nie, teraz jesteś tylko zła.
- Więc od tej pory będziesz mówił mi co teraz czuję?
- Aniu nie czuj do siebie winy.- Gdy to powiedział niemal
czułam jak krew napływa mi do twarzy. Skąd wiedział, że właśnie w tej chwili
moje upokorzenie i gniew na samą siebie sięgnęły zenitu? Że tak naprawdę nie
chodzi o niego, ale o mnie samą? No tak, ale musiałby być głupi by nie dostrzec
mojej gotowości i entuzjazmu. A przecież
jako tak wytrawny manipulator nie osiągnąłby w tej sztuce takiej
biegłości gdyby nie miał łatwości do rozgryzania ludzkich charakterów i
interpretowania ich emocji. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale na razie
wystarczył spuszczony wzrok. A raczej musiał.- Wiedz, że ja też chciałbym
zostać, ale to jeszcze bardziej skomplikuje między nami sprawę. Po wszystkim
uważałabyś, że cię wykorzystałem nawet jeśli to co zaszłoby między nami byłoby
wynikiem…
- W takim razie się wynoś. Ilona z pewnością lepiej cię
zaspokoi. Pamiętaj tylko, że jeśli teraz wyjdziesz już nigdy nie będziesz miał
szansy by mnie nawet niewinnie dotknąć.
- Ania…
- Tam są drzwi!- Krzyknęłam. Nic na to nie odpowiedział.
Poczułam ulgę gdy się ode mnie odsunął choć zaledwie na wyciągnięcie ręki. Ale
lepsze to niż bezpośrednie odczuwanie jego bliskości.
- Zejdź zaraz po mnie i dokładnie się zamknij w środku.
- No cóż ty nie miałeś na mnie ochoty, więc może znajdzie
się kto inny.
- Przestań już!- Warknął w końcu.- Dobrze wiem, że tego
chcesz. Chcesz bym tu został i cię zranił, ale ja nie dam się sprowokować. Nie
zniszczę tego, rozumiesz? Nie dam ci wymówki by tak po prostu odejść.
- Przecież tego chcesz, o to ci właśnie chodziło,
nieprawdaż? O swoją pieprzoną noc poślubną!
- Nie! Nie o to mi chodziło.
- Więc czego ode mnie chcesz?- Spytałam z desperacją.
Byłam totalnie skołowana a wstyd mieszał się we mnie z nienawiścią i rezygnacją.-
Skoro nie tego więc czego? Dlaczego aż tak mnie dręczysz skoro wciąż ganiasz za
Iloną? Skoro wiesz, że ja chcę być z Dawidem?- Skłamałam.
- Powiedziałaś, że go nie kochasz.
- Ty też mówiłeś wiele rzeczy.
- Nie pogrywaj ze mną, bo dopiero wtedy zobaczysz jaki
jestem naprawdę.
- I tak już wiem. Brutal, cynik i manipulant w jednej
osobie. Brawo, istna kopia tatusia.- Gdy się do mnie zbliżył niemal biegnąc i
przygwożdżając swoim ciałem do ściany straciłam ze strachu oddech. Wiedziałam, że
posunęłam się za daleko, ale nie zdołałam się powstrzymać. Czułam się
upokorzona i chciałam go zranić, uderzyć. Chciałam zapytać z płaczem dlaczego
udaje że mu na mnie zależy skoro całuje się na ulicy z Iloną. Ale nie zdążyłam
bo to on zadał mi pytanie. O dziwo bez złości czy wzgardy:
- Naprawdę aż tak bardzo mnie nienawidzisz?- Odwróciłam
twarz nie mogąc spojrzeć mu w oczy. Bo gdy to zrobiłam zobaczyłam coś co
sprawiło, że pierwsza łza poleciała na mój policzek. Jakby…jakbym sprawiła mu
ból. A to on mnie ranił do cholery. No i proszę, sprowokował do tego bym
przeklinała nawet we własnych myślach. Dodałam to przewinienie do reszty jego
długiej listy z zarzutami.
Gdy wciąż stał obok mnie konsekwentnie milczałam czekając
aż mnie puści albo zrobi cokolwiek innego.- No tak.- Mrugnął nie wyjaśniając o
co mu właściwie chodzi a potem niczego więcej nie dodając odszedł. A ja w końcu
mogłam dać ujście swoim łzom.
Po tym potwornie zawstydzającym doświadczeniu sądziłam,
że nie będę w stanie zmrużyć oka, ale o dziwo zasnęłam bez większych problemów.
A rankiem złość, gniew i żal opadły. Pozostał tylko wstyd. Tak palący i
ogromny, że na samą myśl o ponownym spotkaniu swojego męża miałam ochotę uciec
na koniec świata. Zastanawiałam się co też sobie o mnie wczoraj pomyślał, że
tak gwałtownie wyszedł. Może mój zapał sprawił, że przekonał się iż tak mogłaby
zachowywać się kobieta ze zdjęć które wręczył mu jego ojciec. Że tylko
kłamałam, więc on już nie ma zamiaru dłużej zawracać sobie mną głowy? A może po
prostu uznał, że gra nie jest warta świeczki. Może miał dość walki ze mną, więc
uznał że z kimś mniej skomplikowanym i łatwiejszym będzie mu lepiej.
Jakakolwiek była prawda, nie potrafiłam wytłumaczyć
dlaczego do tego doszło. Jak mogłam pozwolić by chcieć spędzić z nim noc. Bo
nawet jeśli zgadzając się na jego propozycję kierowała mną pogarda i złość to
potem wszystko się zmieniło. Zupełnie tak jakby czułość naszych pocałunków
wypłukała cały ten brud i syf. I nagle fakt, że go całuję nie wydawał mi się
być ohydny. Przestała mieć znaczenie przeszłość czy niepewna przyszłość, nasze
małżeństwo czy planowany rozwód…ja po prostu chciałam by mnie dotykał. Chciałam
by nawet w taki sposób pokazał mi że mnie kocha nawet jeśli to byłoby tylko zwyczajne pożądanie. Ale
teraz, z perspektywy czasu, nawet we własnych oczach wydałam się sobie być łatwa.
Z niechęcią wstałam biorąc prysznic, a potem szybko się
ubrałam i zeszłam do kuchni. Wczorajszego dnia niewiele czasu tu spędziłam więc
teraz wczesnym rankiem zanim otworzę cukiernię musiałam to nadrobić.
Nie potrafiłam zachowywać się normalnie z przerażeniem
myśląc o tym, że Tomasz może przyjść do cukierni w każdej chwili a ja będę
zmuszona się z nim spotkać. Iza, która pracowała jak zwykle do czternastej
wyczuła moją nerwowość. Spytała nawet otwarcie czy moje zachowanie ma związek z
bratem Krzyśka, a ja tak bardzo chciałam jej o tym opowiedzieć, że aż mnie to
przeraziło. W końcu mało znałam tę kobietę, która przecież była tylko kilka
miesięcy starsza ode mnie. Wydawała mi się być zupełnie inna od żywiołowej i
pełnej energii Agnieszki, a jednak była jej przyjaciółką. W dodatku w jej
spokoju i łagodnym wyrazie twarzy widziałam źródło siły choć zaraz gdy ta myśl
uformowała się w mojej głowie zganiłam się za nią.
- Czy chodzi o Ilonę?- Spytała mnie w końcu wprost.-
Sądzisz, że twój mąż cię z nią zdradza?
- Nie wiem czy mnie zdradza,- Zaczęłam wyjaśniać niemal
wbrew sobie, gdy z powodu braku klientów chwilowo znalazłyśmy się na sali
same.-, ale wiem że dalej się z nią spotyka i… i całuje choć mnie mówi do
innego. Wmawia mi, że mu na mnie zależy, a mówiąc jedno robi drugie. Przez to
wszystko jestem tylko skołowana. W dodatku wczoraj…wczoraj wieczorem…my…
- Tak?- Zachęcała mnie wyrozumiale, ale ja jednak nie byłam
gotowa na to by opowiedzieć jej o swoim poniżeniu.
- Widzisz ja…- Nie wiem dlaczego miałam zamiar w ogóle o
tym mówić, ale widocznie potrzeba wyrzucenia tego na zewnątrz była silniejsza
niż strach przed zdradzeniem najskrytszych myśli mało znanej osobie.- …ja z
Tomkiem pokłóciliśmy się wczoraj. On widział mnie z Dawidem, bardzo się
zezłościł. Dawid to mój były narzeczony. –Dodałam gwoli wyjaśnienia.
- Rozumiem.- Mrugnęła Iza.- Zrobiłaś to po to by ukarać
męża czy czujesz coś do dawnej sympatii?
- Lubię Dawida, a nawet bardzo, o czym przekonałam się po
naszym ostatnim spotkaniu mimo tego co mi zrobił. Bo zdradził z najlepszą
przyjaciółką na trzy miesiące przed ślubem. Ale nie kocham go. Nie robiłam tego
też z chęci wzbudzenia w Tomku zazdrości, a raczej tak sądziłam, bo gdy
zobaczył mnie z Raczkowskim…to znaczy z Dawidem to ja…ja poczułam radość. I
jego ból prawił mi satysfakcję. Choć może to wcale nie był ból? Może to była
tylko złość, że nie tańczę tak jak mi zagra albo zaborczość?
- Problem leży więc w tym, że nie jesteś przekonana o
uczuciach męża?
- Nie, nie w tym. To znaczy też, ale my…my mamy masę
problemów. I wciąż z powodu każdego z nich wybuchają między nami kłótnie. A w
ostatnim okresie, zapewne wiesz o kolacji u Władysława Kamińskiego w której
zbeształ mnie z błotem, praktycznie nic innego nie robimy. To mnie męczy
dlatego chcę jak najszybciej wziąć rozwód. Dlatego wczoraj, wczoraj nie
wytrzymałam i coś we mnie pękło.
- To znaczy, że kochasz Tomka.- To nie było pytanie, ale
stwierdzenie. I było jak gwóźdź do mojej trumny.
- Ale ja nie chcę go kochać.- Wybuchłam.- Nie chcę kochać
kogoś kto mi nie ufa, kto mną pogardza, kto uważa się za lepszego ode mnie. Kto
daje mi prezenty a potem je wypomina, uśmiecha się i prawi słodkie słówka
całując się na boku z inną kobietą. Kogoś kto wierzy w każde oszczerstwo
rzucone pod moim adresem nawet nie prosząc mnie o wyjaśnienia. I prowadzi
własną wojnę z ojcem choć nie przeszkadza mu to żyć na własny rachunek. Brat
Tomka przecież potrafił to zrobić dla Agnieszki, a on nie umie. Nie znosi ojca,
choć w rzeczywistości wierzy w każde jego słowo i daje się mu dyrygować jako
marionetka. A to przecież jest takie proste: wystarczy by się wyprowadził i znalazł
jakąś pracę. Przecież pan Władysław go nie zatrzymuje. Nie jest też jakimś
Bogiem by mieć na to wpływ.
- Ale o ile wiem Tomek znalazł mieszkanie.- Zauważyła
Iza.
- Może, ale co z tego? Co stanie się gdy skończą mu się
pieniądze z funduszu skoro wydaje je na prawo i lewo a nie pracuje? Mnie taka
suma starczyłaby na wiele lat, ale on…on nie szanuje pieniędzy. Nie zna
ciężkiej pracy. Nigdy nie musiał o nic walczyć. Myślę, że to dlatego moja
odmowo go tak nęci. Do tej pory to wszyscy zabiegali o niego, a teraz olewa go
zwyczajna cukierniczka. Dlatego stara się zdobyć moje względy uważając to za
zabawne. W końcu gdy po wypadku to ja za nim ganiałam nie zwracał na mnie
uwagi.
- Po wypadku cię nie pamiętał.- Oznajmiła spokojnie.
Westchnęłam ciężko z trudem powstrzymując się przed powiedzeniem, że teraz
Tomek też mnie nie pamięta tylko udaje, że pamięć mu wróciła przed swoim ojcem.
Dlatego odezwałam się tylko z rezygnacją:
- Stajesz po jego stronie, jak wszyscy.
- Wcale nie, kibicuję tobie.- Ze zdziwienia podniosłam na
nią wzrok.- Może to dlatego, że sama pochodzę z dość zwyczajnej rodziny, a
ożeniłam się z synem sławnego fotografa który teraz pracuje razem z ojcem. Ale
nie ze względu podobieństwa naszych sytuacji, a raczej zrozumienia działania i
postępowania ludzi bardzo bogatych. Patrząc na perypetię Agnieszki czy twoje,
moja historia z Bartkiem wydaje mi się dość zwyczajna; nie musiałam walczyć z
akceptacją jego rodziców, bo oni ufali osądowi ich jedynego syna. No, może
nasza wpadka trochę ich zaskoczyła i zbulwersowała, ale mimo wszystko gdy
podjęliśmy decyzje o małżeństwie nie protestowali. Rozsądnie starali się nam
wytłumaczyć, że jesteśmy młodzi, że pierwsze zauroczenia są niezwykle silne i
łatwo się zapalają, choć z taką samą łatwością gasną. Ale ja z Bartkiem nie
zwracałam na to uwagi.
- Mieliście szczęście.
- Wcale nie. Bo wiesz, może to co ci teraz powiem nie
będzie wielką tajemnicą, ale czasem nie zauważamy, że najprostsze rozwiązania
są najlepsze. A sekret polega na tym, by nie traktować uczucia jako coś co dane
nam jest na zawsze. O miłość trzeba dbać, trzeba ją pielęgnować. Trzeba się nie
poddawać gdy jest trudno a nawet bardzo ciężko.
- Nawet w tak beznadziejnym przypadku jak mój?-
Zauważyłam z lekką ironią.
- Zwłaszcza wtedy. To co łatwe i przyjemne nie jest warte wysiłku.
- Mój tata często to powtarza.
- I ma rację, Aniu. I wiedz, że nie mówiłabym ci tego
wszystkiego gdybym nie wierzyła w ciebie i Tomka. Znałam go wcześniej, choć nie
tak dobrze jak Agnieszka, ale wiem że nie jest taki jak swój własny ojciec.
Jest w nim dużo bólu, ale wynika z lęku. On bardzo chce być kochany, ale się
tego boi.
- Nie wiem czy mnie kocha.- Przypomniałam.- Może chodzi
tu tylko o chęć zdobycia?
- Na moje oko okazujesz się dość ciężko zdobyczą dla
Tomka. Zwłaszcza gdy jego poprzednie sympatie nigdy nie wykraczały progu trzech
miesięcy.- Powiedziała Izabela. I to miało mnie niby pocieszyć? Że ganiał za
kobietami i nie mógł się ustatkować? Że był niestały a jego uczucia nietrwałe? Chociaż była kobieta, która przełamała ten
próg.
- Prócz Ilony.- Zauważyłam z sarkazmem choć wcale nie był
on wymierzony w Izę.- Do niej zawsze wracał.
- Bo mu na to pozwalała, była ostoją i bezpieczeństwem,
którego tak chciał. Wiedział, że bez względu na to co zrobi Olkowska to
zaakceptuje i go nie zostawi. Zresztą, nie przyszło ci do głowy, że ty też
powinnaś zawalczyć o Tomka?
- Co?
- Pokaż jej gdzie raki zimują. Choćby tylko dla czystej
zasady.
- Chyba tak nie potrafię. Ostatnio gdy zjawiła się pod
cukiernią nie byłam w stanie zdobyć się na to by ją wyrzucić.
- Więc się zdobądź. Zrób to, a zobaczysz że od razu
poczujesz się lepiej.
- A więc reasumując…uważasz, że powinnam zostać z
Tomkiem.
- Tego nie powiedziałam. Sugerowałam tylko abyś walczyła,
bo tylko tak możesz osiągnąć szczęście. Ale jeśli Kamiński tego nie będzie widział
to…no cóż, jego strata. Tyle, że poddawanie się po jednym niepowodzeniu jest
nie najlepszym rozwiązaniem. Pomyśl co by było gdyby ludzie to robili. Nawet nie
zaczęlibyśmy chodzić, a cywilizacja byłaby pewnie na etapie neandertalczyka.-
Iza uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Dziwnie uspokojona tą rozmową,
odruchowo zrobiłam to samo.
Chciałem od ciebie znacznie więcej, ale skoro najwyraźniej nie mogę na to
liczyć…
Byłem wściekły na ciebie i Dawida, ale nie chcę wszystkiego zniszczyć choć
bardzo chciałbym spędzić z tobą tę noc.
Nie zniszczę tego, rozumiesz? Nie dam ci wymówki by tak po prostu odejść.
Przypomnienie słów, po tym jak się rzuciłam na Tomka
uświadomiły mi, że Iza może mieć rację; że mój mąż chce zasygnalizować swoje
uczucia, ale jednocześnie się ich boi. Może i specjalnie rzucił te słowa o nocy
poślubnej która mu się należy, ale tylko po to by mnie zszokować. Był zazdrosny
o Dawida, a widok nas razem sprawił mu przykrość. Nie liczył na to, że tak po
prostu wyrażę na to zgodę, więc czuł się bezpieczny. Dopiero gdy usłyszał moją
odpowiedź bardzo się zdziwił zanim starannie zamaskował swoją reakcję.
Gdy pojawił się klient, a Izabela odeszła od baru
zaczęłam się nad tym wszystkim głębiej zastanawiać. Nadal nie ufałam Tomaszowi,
ale ból w jego oczach gdy zadawał mi ostatnie pytanie musiał być szczery.
Naprawdę
mnie aż tak nienawidzisz?
Nie miałam prawa porównywać go do ojca, bo nawet jeśli
nie był święty, to daleko mu było do manipulacji własnego ojca. Zaczęłam
dostrzegać, że widocznie wychowując się z takim ojcem jak Władysław Kamiński i
mając macochę za matkę odcisnęło to na nim piętno. Przypomniałam sobie też jak
Tomek zachowywał się gdy przyjechał do mojego rodzinnego domu. Pomagał mojemu
ojcu przy pracach gospodarskich choć nie miał o tym zielonego pojęcia, znosił
gadulstwo mojej mamy choć jak sama nie mogłam wytrzymać z nią dłużej niż dwie
godziny. Pozwolił mi się wypłakać po kłótni w domu na domku na drzewie i został
na mszy za zmarłą siostrę doskonale wiedząc, jakie to dla mnie trudne chcąc
mnie w ten sposób wesprzeć. A w cukierni
z radością serwował klientom kawę i pomagał w sprzątaniu nazywając słodką Anią.
Tyle, że nie mogłam zapomnieć, o obecności drugiego Tomka.
Tomka który mi nie ufał i wiecznie wątpił; który uważał że nie ma nic do
zaoferowania poza pieniędzmi bo tak właśnie wmawiał mu własny ojciec. Tomka
który gniewem próbował zmusić mnie do swojej woli, a którego sama prowokowałam.
Nie byłam bez winy; wiedziałam o tym. Tak jak i on, tak i
ja toczyliśmy to nasze błędne koło naiwnie licząc na to, że druga strona
skapituluje. Ale obydwoje byliśmy uparci i baliśmy się zranienia. Może więc
czas to wszystko skończyć? Skoro nic nie można już zrobić może najwyższa pora
odpuścić?
Mój mąż po wczorajszym wieczorze na moje szczęście (a
może nieszczęście) nie zjawił się w cukierni. Zamiast niego przyszła Agnieszka
wpadając koło szesnastej na chwilę i pytając jak idzie sprzedaż. Wręczyła mi
przy okazji dokończone już rozliczenia za ten miesiąc za co byłam jej bardzo
wdzięczna. W końcu jako mam dwójki małych dzieci miała masę obowiązków. Ona
jednak ze śmiechem zbywała moje podziękowania mówiąc, że na razie maluchy są
grzeczne, a poza tym w ich domu stale gości pani Małgorzata (teściowa
Agnieszki) oraz jej mama z Mariolą, która niestety zdecydowała się na ponowny
wyjazd za granicę. Kamińska paplała tak jeszcze przez jakiś czas dając ujście
swojej energii, ale mimo to dostrzegła moje przygnębienie i spytała o
przyczynę.
- To znaczy nawet nie muszę pytać; wiem o co chodzi. Ale
prawdę mówiąc sądziłam, że jak Tomek odzyska pamięć to wszystko ostatecznie się
między wami ułoży Wyjaśnicie wszelkie niesnaski z przeszłości.- Stwierdziła. Na
widok mojej miny dodała: - No bo chyba powiedział ci o tym, że amnezja minęła?
Ja wiem od naszego teścia, ale Tomasz z pewnością…- Nie słuchałam jej wtedy
dalej zdając sobie sprawę, że jednak mój mąż wciąż grał i nie wyznał prawdy o
tym, iż nadal nic nie pamięta nawet Agnieszce czy młodszemu bratu. Okej, Iza
mogła o tym nie wiedzieć, ale najbliższa rodzina? Zrozumiałabym gdyby nie
powiedział Mai- w końcu nie raz twierdził, że to plotkara. Ale Aga? Ona
przecież zawsze go wspierała. Wniosek nasuwał się jeden: Tomek toczy jakąś
nieznaną bliżej nikomu rozgrywkę ze swoim ojcem teraz próbując mu wmówić, że
nie stracił pamięci. Zastanawiałam się czy to nie jest zbyt naiwne ze strony
Tomka wierzyć w to, że ktoś taki jak Władysław Kamiński go nie zdemaskuje. A
tym bardziej reszta rodziny. Co wtedy gdy zapytają o jakiś szczegół z jego
życia z ostatnich pięciu lat? Przecież nie będzie go pamiętał. Nie chciałam jednak mówić Agnieszce, że brat
jej męża udaje iż amnezja minęła po to by walczyć ze swoim ojcem. Niech on jej to uświadomi. Może w końcu
wszyscy przestaną uważać go za świętego.
Gdy Agnieszka się pożegnała, pomagałam Pauli (bo przejęła
stery zaraz po Izie) w roznoszeniu zamówień, a pod koniec dnia z ulgą
zamknęłyśmy z tą ostatnią cukiernię zabierając się za sprzątanie. Nie
rozmawiałam do tej pory z Babecką o minionej nocy, bo dzięki Izabeli z mojej
piersi choć trochę spadł duży ciężar. W dodatku
ostatnio rozmowy z Pauliną bardzo mnie przygnębiały. To znaczy nie same
rozmowy, ale fakty jakie wychodziły na jaw o Tomku takie jak chociażby tamten
pocałunek z Iloną. Wiedziałam, że to głupie unikać rozmów z posłańcem złych wiadomości,
ale nie mogłam inaczej. Dużo bardziej wolałam wparcie Izy, która zachęcała mnie
do walki a nie poddania się. Paula chyba widziała w Kamińskim swojego
Marciniaka. Ale z drugiej strony nie
mogłam unikać jej w nieskończoność zwłaszcza, że miała własne problemy z
którymi chciałam pomóc się jej uporać. Tyle, że jak wieczorem próbowałam
poruszyć ten temat, niczego nie udało mi się uzyskać. Moja przyjaciółka
wyraźnie unikała tego tematu mówiąc, że
po prostu musi do końca uporządkować swoje życie.
Nazajutrz w „Słodkim świecie” ponownie zjawił się Wojtek.
Zajął już swój zwyczajowy stolik pod oknem z uśmiechem i wyraźną radością
wpatrując się w obsługującą jakąś dwójkę młodych ludzi Paulinę. W końcu zjawiła
się koło jego stolika, choć jak
widziałam ze swojego miejsca z dużą niechęcią. Z tej odległości nie miałam
pojęcia o czym rozmawiają, ale nie mogły to być tylko tematy dotyczące deseru,
bo w pewnym momencie zauważyłam, że Babecka zaciska ze złości zęby a na jej
twarz wypłynęły rumieńce gniewu. Być może to z powodu palących nerwów niosąc
tacę od innego gościa z do połowy opróżnionym sokiem potrząsnęła tacą w ten
sposób, że oblała się sokiem. Musiała zmienić koszulę, a ja miałam ją zastąpić
na sali. Wojtek korzystając z okazji chwilowego wyjścia dyskretnie przywołał
mnie do siebie. A potem choć sądziłam, że tematem będzie Paulina z grubej rury
spytał:
- Co znów jest między tobą a Tomkiem?
- To znaczy?- Grałam na zwłokę choć nie lubiłam udawać
głupiej.
- Wiesz o czym mówię, Aniu. Pokłóciliście się?- W duchu się
uśmiechnęłam. Czy to co między nami zaszło można było nazwać kłótnią? Raczej
już gigantyczną pomyłką.
- Trochę. – Przyznałam kłamiąc.
- Chyba jednak trochę więcej, co?- Spytał retorycznie. W
odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami.- Pewnie nie masz ochoty zdradzać mi
szczegółów, ale wiedz jedno: nigdy nie widziałem go w takim stanie w jakim jest
teraz.
- Nie sądzę by tak było. A jeśli nie, to dobrze gra.
- Świetnie udaje, że go to nie obchodzi, ale wyraz jego
oczu… I doskonale wiesz co on oznacza, bo twój jest taki sam.- Przed
udzieleniem jakiejkolwiek odpowiedzi uratowało mnie nadejście kolejnego gościa
co mnie ucieszyło. Byłam zirytowana. Rzeczywiście, biedny Tomek. Dlaczego choć
raz dla odmiany to nie mnie się ktoś pożałuje? Dlaczego to on jest ofiarą? Bo
stracił tę swoją kilkuletnią pamięć? Ale przecież teraz oszukuje znajomych i
rodzinę a przede wszystkim ojca, że jest inaczej. Czemu więc wciąż każdy bierze
jego stronę, a ja wychodzę za nieempatyczną i złośliwą? Zła, z trudem
przyoblekając na twarzy uśmiech wydałam klientowi zamówiony przez niego deser,
a potem przyjęłam zamówienie od dwóch kolejnych gości. Zaserwowałam również
kilka kaw i ich wariacji oraz odebrałam trzy rachunki by dopiero wtedy
spostrzec, że Babecka coś długo nie wraca. Trochę zaniepokojona postanowiłam na
chwilkę urwać się z sali i iść na górę do swojego pokoju by zobaczyć czy Paula
nie ma jakichś problemów z pożyczoną ode mnie bluzką. Przynajmniej to była
zaleta mieszkania w miejscu swojej pracy: że w razie takich wypadków miało się
całe wyposażenie domu pod dostatkiem. Powodem mojego zaniepokojenia nie był
tylko długi czas przebywania jej na górze, ale tego co zauważyłam przypadkiem w
jej otwartej torebce, którą miała za ladą. Czułam, że jednak będę musiała
szczerze z nią porozmawiać nawet wbrew jej woli. Po raz ostatni widząc, że na
sali wszystko w porządku weszłam na zaplecze a stamtąd do siebie na górę. I już
ze schodów usłyszałam dochodzący stamtąd damski głos.
- Ale ja nie mogę…nie dam rady. Proszę, niech pani
zrozumie…błagam ja…ja muszę pracować. Obiecuję, że potem to pani wynagrodzę ale
niech pani nie zostawia Pawełka samego. Ja nie mogę teraz jechać do szpitala…-
Mówiła Paula błagalnie. Przełknęłam ślinę zastanawiając się czy dać jej
dokończyć rozmowę czy nie. Ale wyglądało na to, że chyba nie muszę tego robić,
bo Babecka właśnie odkładała komórkę do kieszeni. Potem mnie zauważyła.- O
Ania, przepraszam że zostawiłam salę na tak długo. Ja…
- Spokojnie, słyszałam. Nie musisz się o nic martwić, na
razie jest mały ruch.- Uspokoiłam ją. I spojrzałam w oczy niepewna czy wprost
zapytać ją o podsłuchaną rozmowę. Ale
nie mogłam nie zostawić tego bez wyjaśnienia.- Posłuchaj…Paula,
niechcący usłyszałam końcówkę twojej rozmowy. I jeśli masz jakiś problem to
możesz na mnie liczyć, wiesz prawda?
- Tak, wiem. Ale i tak ostatnio zaniedbuję cukiernię.
- Kim jest Pawełek?
- To…to chłopiec, którym się opiekuję.- Wyjaśniła mi. Ale
zawahała się przy tym tak, że zaczęłam się zastanawiać kim naprawdę może być.
Czyżby biologicznym dzieckiem Pauliny? Nie, to przecież niemożliwe. W chwili
gdy ją poznałam kilka tygodni wcześniej uciekła sprzed ołtarza. Nie mogłaby być
wtedy w ciąży, a nawet gdyby była to Agnieszka by mi o tym wspomniała, w końcu
znała Babecką chociażby z widzenia. – To jest ta druga praca o której ci
mówiłam. Jestem jego opiekunką, ale bardzo się z nim zżyłam.- Wyjaśniała dalej,
a ja nie zauważyłam już w jej tonie nieszczerości. Być może to przez Tomka i
manipulacje jego ojca stałam się ostrożna. Ale w końcu czemu Paula miałaby mnie
okłamywać w tak błahej sprawie? Poza tym byłyśmy przecież przyjaciółkami.
- Ach tak, rozumiem. Coś z nim nie tak, że jest w
szpitalu?
- Tak, jest osłabiony po szczepionce. Ja…on bardzo za mną płacze…ma dopiero niecałe pół roku.- Boże, taki malec. I to Paula się nim opiekuje.
- Tak, jest osłabiony po szczepionce. Ja…on bardzo za mną płacze…ma dopiero niecałe pół roku.- Boże, taki malec. I to Paula się nim opiekuje.
- Słuchaj, jeśli chciałabyś do niego jechać to zrób to.
- Nie mogę, potrzebuję pieniędzy.
- Twoje studia są aż tak drogie? Nie myślałaś o tym by
przenieść się na państwową uczelnię?- Znów w oczach Babeckiej coś błysnęło co
przez chwilę wydawało mi się być poczuciem winy.
- Nie, przepraszam Ania. Wiem, że cię zawiodłam.
- Nie, skąd. Nie o to mi chodziło.- Uspokoiłam ją.-
Jasne, dzięki temu masz dość elastyczny plan, bo przecież po czternastej jesteś
wolna, ale mimo wszystko tak wysokie czesne…
- Wiem, ale teraz na ostatnim roku nie mogę ich rzucić.
Więc…wracając do tematu mogę jechać?
- Oczywiście, że tak. Jak już ci mówiłam mamy mały ruch.
Widać „Kraina przyjemności” podwędza nam klientów.- Powiedziałam z irytacją o
sąsiadującej ze „Słodkim światem” cukiernią.
- Nie martw się, będzie dobrze. Wiecznie nie mogą mieć
tak niskich cen. Po miesiącu ich promocje się skończą.
- Mam nadzieję.
Gdy Paula podziękowała mi po raz szósty czy siódmy i
wybiegła na dół ja zrobiłam to zaraz po niej. Właściwie to byłam trochę
zszokowana jej entuzjazmem. I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy wcześniej
była rozpieszczoną bogatą córeczką zaręczoną z synem właścicieli firmy
komputerowej. Nawet teraz pamiętałam, że choć obsługiwała klientów miło i z
uśmiechem na twarzy, to gdy nie widzieli jej twarz zmieniała się w lekko
pogardliwą maskę jakby urągało jej, że ktoś taki jak ona musi obsługiwać
zwykłych ludzi. A teraz niemal ze łzami w oczach prosiła o kilka godzin
zwolnienia z powodu chorego dziecka, którego była tylko opiekunką. To wiele
mówiło o zmianie jej charakteru. Ktoś kiedyś nawet powiedział, że bieda
uszlachetnia. I być może tak właśnie jest.
Wieczorem, to ja sama musiałam więc zająć się sprzątaniem
i pieczeniem ciast na jutrzejszy dzień. Zanim jednak wzięłam się za porządki
zamknęłam cukiernię i poszłam do kuchni trochę odpocząć. A potem wyjęłam
telefon z uśmiechem na twarzy widząc nieodebrane połączenie. Szybko wybrałam
ten numer.
- Halo, tata?- Odezwałam się gdy tylko odebrał. I cały
koszmar ostatnich dni odpłynął w niepamięć gdy tylko usłyszałam ukochany głos
swojego ojca. Zapomniałam o Tomku i kłopotach w cukierni, o Dawidzie i jego
ostatnich słowach. Liczyło się tylko to, że mogę rozmawiać z osobą która nigdy
mnie nie zawiodła i nie zawiedzie.
Gadaliśmy dość długo, choć właściwie o niczym. Dopiero po
dobrym kwadransie tata zapytał mnie o Tomka, ale zbyłam go krótko mówiąc, że na
razie nic się jeszcze między nami nie ułożyło. Nie dodałam, że nie jestem pewna
czy to kiedykolwiek nastąpi nie dlatego, że nie chciałam, ale dlatego że
przerwał mi jakiś uporczywy dźwięk dzwonka na dole. A przecież cukiernia była
już zamknięta…
- Poczekaj, tato. Zdaję się, że mam wizytę
niezapowiedzianego gościa.
- Dobrze, w takim razie zadzwoń później albo jutro.
- Oczywiście, kocham cię.
- Ja ciebie też. Dobrej nocy.- Uśmiechnęłam się świadoma,
że nie może tego widzieć. Bo przecież dochodziło dopiero w pół do ósmej. Gdyby
tata wiedział, że z powodu nawału pracy gdy otwierałam cukiernię czasami piekłam
do pierwszej lub drugiej w nocy…
Na razie jednak szybko odłożyłam komórkę i pospiesznie
zbiegłam na dół. Podejrzewałam kto może być tym niespodziewanym gościem. Tyle
tylko, że gdy zajrzałam przez szybkę nie zauważyłam Tomka, a Dawida. Marszcząc
brwi mimo wszystko odkręciłam zamek. Bo dopiero teraz uświadomiłam sobie nasze
ostatnie spotkanie i jego słowa które do mnie skierował.
(…) teraz
jest między nami szansa, jest nadzieja na to, że możemy jeszcze wszystko
naprawić. Że możemy być szczęśliwi.
O Boże.
I jeszcze na dodatek kwestia tych dziesięciu tysięcy. W
tej sytuacji chyba powinnam mu je oddać by nie utwierdzać go w przekonaniu, że
po rozwodzie z Tomkiem nasz afekt będzie możliwy.
- Witaj, Aniula. Mogę wejść?
- Jasne.- Odpowiedziałam po dłuższej przerwie.- Jak twój
nos?
- Nie był złamany, na szczęście, ale obity. Twój mąż
najwyraźniej nie bije zbyt mocno.
- To chyba dobrze?- Spytałam tylko trochę ironicznie, bo
sarkastyczne negowanie umiejętności Kamińskiego pod tym względem mnie
zezłościło. Tak jakby miał mu za złe, że nie złamał mu tego nosa. Chociaż,
pewnie Dawidowi chodziło raczej o to, że uderza lekko jak dziewczyna. Tak,
najpewniej właśnie o to. W duchu uśmiechnęłam się świadoma tego
pokazu dyskryminacji przeciwnika.
- Co się stało po moim odejściu? Mam nadzieję, że nie
zrobił ci krzywdy? Wyrzucałem sobie, że cię tam zostawiłem, ale sądziłem że gdy
zostanę w cukierni tylko jeszcze bardziej go rozwścieczę. Przepraszam.
- Nie ma za co. Wczoraj…- Z trudem przełknęłam ślinę gdy
przed oczami stanęła mi wizja Tomka i mnie w splecionym ze sobą uścisku.-
…wczoraj nic się między nami nie wydarzyło. Poza tym to przecież ja kazałam ci
odejść, więc nie masz się o co obwiniać.
- Niby tak, ale mimo wszystko przepraszam. Choć swoją
drogą dziwię się, że poślubiłaś takie brutala. Może to głupie, ale przez te
ostatnie miesiące po twojej ucieczce sądziłem, że to będzie ktoś kto choć
trochę będzie podobny do mnie.
- Ale Tomek nie jest brutalem. –Zaprzeczyłam stanowczo.
–On, to prawda jest porywczy i impulsywny, ale poza tym wrażliwy a już na pewno
nie agresywny.- Tłumaczyłam go sama nie wiedząc dlaczego. W końcu Raczkowskiego
trzeba było przyznać prawdę: Kamiński po części potrafił był dość…stanowczy. –I
ma poczucie humoru, lubi żartować, świetny z niego gawędziarz tak samo jak ty.-
Dopiero gdy wypowiedziałam te słowa zrozumiałam, że dałam się podejść. Gdybym
nie przyznała, że Tomek jest podobny do Dawida, on powiedziałby że po jego
rozstaniu wyszłam za mąż za pierwszego lepszego awanturnika. A gdy to zrobiłam
po jego wyrazie twarz widziałam, że najwyraźniej uznał, iż byłam tak zbolała po
jego zdradzie że próbował zastąpić go nieudaną repliką. Dlatego trochę
zirytowana zaproponowałam:- Możemy już o tym nie rozmawiać?
- Oczywiście, że tak. –Odparł mi ugodowo z szerokim
uśmiechem co znów mnie zezłościło. A przecież Dawid nigdy mnie nie złościł.
Czemu więc teraz?
Reszta rozmowy zeszła nam właściwie na dość neutralne
tematy. Jeszcze raz poruszyliśmy temat podarowanych mi przez niego pieniędzy,
ale gdy zaproponowałam że oddam mu całą sumę w ratach dziś dając pierwszą
(niestety, wydałam już prawie siedem tysięcy spośród dziesięciu które mi dał)
odparł, że nie chce o tym słyszeć i zaczął temat o swojej nowej pracy.
Słuchałam go właściwie z ciekawością dopóki nie uświadomiłam sobie, że powinnam
wziąć się za pieczenie. Niestety, Dawid nie zrozumiał tej aluzji wyproszenia;
zadowolony zaofiarował mi pomoc. Bardzo mnie to zdziwiło, bo do tej pory (to
znaczy gdy jeszcze byliśmy razem) raczej nigdy tego nie robił. Owszem, potrafił
zjeść dużą część świeżo upieczonej wuzetki czy sernika, ale raczej nie
przesiadywał wtedy ze mną w kuchni ani nie pomagał. Nie to co Tomek.
Tomek…
Sama myśl o nim wywoływała we mnie lekką nostalgię. Od
wczorajszego wieczoru nie kontaktował się ze mną w żaden sposób; nie zadzwonił
a nawet nie napisał wiadomości nie mówiąc już o bezpośrednim przyjściu. Chyba,
że wysłał na przeszpiegi Wojtka- w końcu trochę mnie wypytywał. I dlatego nie
miałam pojęcia czy jest na mnie zły, czy sądzi że ja powinnam być na niego zła.
Najgorsze było to, że nie miałam pojęcia co czuję.
Chciałam by nigdy więcej się do mnie nie zbliżał, ale jednocześnie jego
obojętność sprawiała mi smutek. Nie wiedziałam, czy po tym jak odwzajemniłam
jego pocałunek uznał mnie najwyraźniej za nader doświadczoną w tej materii czy
uważał, że mnie skrzywdził swoją prośbą.
- I jak wyszedł mi krem?- Spytał wyraźnie z siebie
zadowolony Dawid. Podeszłam do niego przerywając ucieranie ciasta
biszkoptowego.
- Dość dobrze. Choć nie mieszałeś starannie. Widać przy
tym grudki.
- Zrobić jeszcze raz?
- Nie, gdy go zblenduję, nie będzie ich widać. Dziękuję.
- Więc co mam teraz robić?
- Możesz pokroić te owoce. Tylko najpierw je umyj.
- Już się robi szefowo.- Zasalutował do mnie z uśmiechem,
a ja odruchowo odpowiedziałam tak samo. Nie mogłam jednak zapomnieć o mojej
współpracy z Tomkiem, choć właściwie wiecznie mi przeszkadzał i coś psuł. Nie
miał za grosz talentu do pieczenia, ale mimo to i tak wolałabym mieć go teraz
przy sobie. To było całkowicie bez sensu. By się o tym przekonać próbowałam
przypomnieć sobie momenty w których mnie zranił a było ich niemało. Obojętność
bezpośrednio po utracie pamięci, potem całkowita ignorancja, flirtowanie z
Iloną, okrutna rozmowa gdy dowiedział się o chęci wzięcia przeze mnie
fałszywego rozwodu. Potem jego nienawiść i cynizm, które niechętnie zmieniały
się w coś innego. Co znów zostało zniszczone na kolacji u Władysława
Kamińskiego. Do tego jego wczorajsze zachowanie. Tylko za jedną z takich
sytuacji normalna osoba zostawiłaby go z ulgą. Dlaczego więc ja nie potrafiłam
dać sobie z nim spokoju? Przecież tyle razy mówiłam, że chodzi mi wyłącznie o
rozwód a te trzy miesiące są tylko i wyłącznie zwłoką którą wymusił na mnie
Tomek. Ale czy na pewno? Przecież gdybym serio chciała się od niego uwolnić nic
by mnie nie powstrzymało. Ba, nawet teraz ja sama mogłam iść do prawnika i
złożyć pozew. Rozwód w dzisiejszych czasach nie był przecież drogi, samo
założenie sprawy w wypadku polubownej zgody małżonków to co najwyżej pięćset
złotych. Rozprawa nie byłaby przecież potrzebna. Poza tym nie mieliśmy z
Tomkiem dzieci, podpisaliśmy intercyzę…nic nas ze sobą nie wiązało.
Myśl o tym wszystkim mnie przygnębiła. I nawet próby
rozśmieszenia mnie przez Raczkowskiego nic nie pomogły. Z ulgą pożegnałam go
dopiero trzy godziny później przez kilkanaście minut siedząc potem przed
schodkami stanowiącymi wejście do cukierni. Do taty już nie oddzwoniłam.
Właściwie to aż do czwartku, czyli dwóch dni później, nie
miałam od męża żadnych wiadomości. Zapewne w czwartek też bym ich nie miała
gdyby nie przypadek.
Po południu, gdy Paula zaczęła pracować po porannej
zmianie Izy, na moment wyszła z cukierni wymawiając się koniecznością odebrania
telefonu. Pozwoliłam na to, bo choć jej mały podopieczny wyszedł już ze
szpitala i wyzdrowiał, to jednak Paula wciąż się o niego niepokoiła. Tyle, że
po powrocie poprosiła mnie o pół godziny przerwy w czasie której mogłaby wyjść
załatwić pewną sprawę. Prawdę mówiąc, nie za bardzo mi się to uśmiechało. Z
powodu ostatnich zmartwień, zapomniałam o zapłacie do Urzędu Skarbowego
należnego podatku, więc miałam nadzieję urwać się i to załatwić. Ale mimo
wszystko pozwoliłam na to Babeckiej. Okej, może i ostatnio trochę nadwyrężała
moją cierpliwość i dobroć, ale nigdy nie zapomnę jej tego jak ramię w ramię
pracowała ze mną na początku rozkręcania interesu. Wtedy bardzo mi pomogła,
więc teraz byłam jej winna chociaż tyle. Poinformowałam ją więc, że może iść a
ja zajmę się interesem. Tyle, że właściwie dziesięć minut później siedziałam
przed barem w pustej cukierni z powodu braku klientów. Odczekałam jeszcze
chwilkę a potem wzruszając ramionami wstałam i założyłam kurtkę. Pomyślałam, że
skoro i tak nie ma gości, to wykorzystam ten czas i skoczę do urzędu. W końcu
nie zajmie mi to więcej niż pół godziny.
Tak też zrobiłam. Szybko wsiadłam do autobusu
przejeżdżając trzy przystanki i weszłam do budynku. Nie było żadnej kolejki,
więc tylko wpłaciłam odpowiednią kwotę i wyszłam. Po drodze, przypomniałam
sobie o braku serwetek, więc zatrzymałam się przystanek wcześniej przed
cukiernią by kupić je w dużym sklepie, który oferował ładne wzory. Dlatego
resztę drogi pokonałam piechotą. A przynajmniej miałam zamiar, bo ledwie
skręciłam w odpowiednią uliczkę zauważyłam Paulinę z mężczyzną. Tym mężczyzną
był mój mąż. Widząc ich razem, pełna konsternacji i zaskoczenia przystanęłam
przypominając sobie, że Paula tuż przed wyjściem mówiła mi o konieczności
spotkania się ze swoją drugą pracodawczynią. Potem jednak pomyślałam, że może
mnie nie okłamała i spotkała Tomka przypadkiem. Może mój mąż chciał odwiedzić
mnie w cukierni i natknął się na Babecką? Ale to mnie nie uspokoiło, oni wyraźnie
się o coś kłócili. Paula krzyczała coś do niego w złości gestykulując rękoma, a
Tomek patrzył na nią z posępną miną i od czasu do czasu ironicznym uśmieszkiem
coś odpowiadając. Niestety, byłam zbyt daleko by zorientować się co.
Zastanawiałam się co zrobić by się tego dowiedzieć; ze swojego miejsca byłam
dla nich widoczna i tylko to, że byli pochłonięci sobą nie spowodowało iż mnie
zauważyli. Rozejrzawszy się zauważyłam, że nie mam za bardzo gdzie się schować.
Pozostało mi tylko zbliżyć się do nich ostrożnie licząc na to, że dalej tak
będzie. By choć trochę się zakryć nałożyłam na siebie kaptur kurtki (chociaż
widziałam, że ten kamuflaż i tak jest bez sensu; w końcu zarówno Paula jak i
Tomek nie raz mnie już w niej widzieli) i ze spuszczoną głową szłam wprost na
nich. Zaczęłam odróżniać ich poszczególne głosy, a z następnymi krokami nawet
strzępki słów z których udało mi się wywnioskować, że rozmawiają o mnie. W
końcu usłyszałam nawet wyrzut Pauli.
- Odczep się w końcu od niej. Ania jest moją przyjaciółką
i nie pozwolę byś ją dłużej krzywdził.- No tak, choć już wcześniej się
domyśliłam że to ja jestem tematem rozmowy, teraz zyskałam pewność.
- Ty i przyjaźń? Proszę, ty myślisz tylko o sobie i o
korzyściach które możesz czerpać.
- Tak jak i ty. Choć w odróżnieniu od ciebie ja się
zmieniłam. I powiem jej jaki z ciebie gagatek i oszust.
- Wcale nie jestem taki.
- Więc czemu przed nią grasz? Wciąż ją oszukujesz. Gdyby
ci na niej zależało to wyznałbyś jej prawdę i pogodził się z konsekwencjami a
nie wciąż ranił. Widziałam jak wyglądała po twojej ostatniej wizycie.
- To co jest między nami nie powinno cię obchodzić.
- Jak to nie? Każesz mi ją oszukiwać.
- Więc powiedz jej prawdę, proszę bardzo. Ciekawe na
które z nas bardziej będzie wściekła, hm? Kogo zdrada zaboli ją mocniej.
- O czym ty mówisz?
- Dobrze wiesz o czym, Paula. Więc radzę ci ze mną nie
igrać.
- Co?
- Chcesz udawać głupią? Proszę bardzo .Tylko nie mów, że
cię nie ostrzegałem, Babecka.- Kamiński zbliżył się do Pauli na odległość
ramienia a potem nachylił. Przez moment sądziłam, że zamierza ją pocałować, ale
on tylko szepnął jej coś cicho, po czym zaśmiał się gdy go odepchnęła. A potem
mnie zobaczyła. I skamieniała.
Dosłownie. Jej gałki oczne rozszerzyły się na
nieprawdopodobną szerokość, ręce zamarły w bezruchu tak jak cała sylwetka. Gdy
mój mąż to zauważył odwrócił się z lekką irytacją jakby wkurzyło go jej zachowanie.
Ale gdy dostrzegł jego przyczynę uśmiech znikł również z jego twarzy.
- Ania, co ty tu robisz?
- Pytanie raczej co wy tutaj robicie.- Odparłam mu twardo
intuicyjnie czując, że dzieje się coś złego. A przynajmniej dla mnie.- O czym rozmawialiście?-
Spytałam stanowczo widząc ich rozbiegane i pełne niedowierzania spojrzenia.– No
co, teraz milczycie? Co ukrywacie? Czym szantażujesz Paulę, Tomek?
- Wcale tego nie robię. Nie wiem co słyszałaś, ale
najwyraźniej zdanie oderwane od kontekstu.
- Dobrze wiem co słyszałam.- Niemal syknęłam mu w
odpowiedzi zła, że traktuje mnie protekcjonalnie.- Co ukrywasz Tomek?
- Nic.
- Nic.
- Naprawdę masz mnie za aż tak głupią?
- Możemy porozmawiać spokojnie w cukierni?
- Nie. Masz powiedzieć mi prawdę tu i teraz. I masz na to
tylko dwie minuty, bo jak nie to stąd idę.
- Może najpierw każ wyznać prawdę swojej przyjaciółce.-
Czy tylko mi się wydawało czy naprawdę ostatnie słowa wypowiedział pogardliwym
tonem. Byłam coraz bardziej zirytowana.- No, Paula pochwal się Ani. Powiedz jaka
jesteś.
- Zamknij się.- Warknęła na niego Paulina ze spuszczoną
głową. Poczułam się jak dziecko przed którymi rodzice ukrywają wiadomość o
rozwodzie.
- Po co się tu spotkaliście?- Spytałam obojga.
- Przypadkiem.- Odparła Babecka, ale Kamiński tylko się
uśmiechnął jakby w odpowiedzi na jej kłamstwo. Zrozumiałam, że raczej nie mam
co liczyć na poznanie prawdy, ale mimo wszystko musiałam spróbować.
- Tomek?- Zwróciłam się do niego. Ale gdy spojrzał mi w
oczy zauważyłam na jego twarzy maskę.- Chciałem się z tobą pogodzić. I
porozmawiać z Paulą która najwyraźniej buntuje cię przeciwko mnie.
- Wcale tego nie robię.- Syknęła wściekle Paulina.
- Nie? A może powiesz dlaczego?
- Tomek…
- No, teraz nie jesteś taka odważna?- Babecka słysząc
ironiczny ton wymierzony w siebie przez Kamińskiego otworzyła usta i przez
moment łapiąc nimi powietrze wyglądała jak wyjęta z wody rybka. A potem
dostrzegłam w jej oczach łzy gdy biegiem rzuciła się w kierunku cukierni.
- Paula, Paula!- Krzyknęłam za nią chcąc iść za nią.
Powstrzymała mnie tylko dłoń Tomka.- Zostaw mnie!- Zażądałam i uwolniłam rękę.
Bałam się prawdy, ale jeszcze bardziej tego że zrobię z siebie idiotkę. Bo to
co widziałam w torebce Pauli dwa dni temu to był ciążowy test. A teraz Tomek
kłócił się z nią o to by czegoś nie mówiła.
Ciekawe
na które z nas bardziej będzie wściekła, hm?
Kogo
zdrada zaboli ją mocniej.
Zdrada…
Czyżby więc to była przyczyna dla której Babecka
odciągała mnie od Tomka? Bo sama coś do niego czuła i się z nim przespała? To
dlatego Kamiński ironicznie nazywał ją moją przyjaciółką? A może nawet to dziecko...ten cały Pawełek którym się opiekowała był jego nieślubnym synem? Na samą myśl o tym
było mi niedobrze, ale gorsza od prawdy była niepewność. Musiałam więc ją
poznać. Jakakolwiek by ona nie była.
Nie wiem co o tym myśleć...są nad przepaścią....i jeszcze ten cały dawid... Powinna go splawic... Oby z Paula nie było najgorsze..
OdpowiedzUsuńhahahah dobrze nie będę już więcej dyskutować :* i cieszę się , że jednak moje komentarze nie denerwują przynajmniej Ciebie :* a co do rozdziału to czekałam na niego z NIECIERPLIWOŚCIĄ i o 23:50 ledwo powstrzymałam się z napisaniem komentarza : gdzie ten rozdział xD Końcówka rozdziału mnie przeraziła i obudziłam się do końca bo już zasypiałam a teraz usunąć nie mogę i zastanawiam się co wykombinujesz w następnym rozdziale i już zaczynają mi się tworzyć różne scenki przed oczami . Mam nadzieję , że nie okaże się , że zaraz po wypadku Tomek przespał się z Pauliną i ona jest z nim teraz w ciąży i zmyśliła to ,że widziała jak całował się z Iloną albo , że to dziecko którym się opiekuje to nie jest jej i Tomka . Ale mam nadzieję , że to nie nastąpi bo normalnie przestanę czytać to opowiadanie i nie będziesz już miała wcale moich komentarzy . Ania już dużo przeszła i niech historia się nie powtarza i niech nie będzie zdradzona przez przyjaciółkę i w tym przypadku już męża . Normalnie masakra i jeszcze wszystkie rozwiązania , które przychodzą mi na myśl są beznadziejne ale mam nadzieję , że obrócisz to tak , żeby nie było masakry . A wracając do naszych komemtarzy to Ty jesteś milion razy lepsza od tych twórców ukrytej prawdy , trudnych spraw , dlaczego ja o i jeszcze szkoły , oglądałam to ostatnie tylko raz i bylam przerażona , na pewno tak wyglądają polskie szkoły i zachowuje się polska młodzież ;-; Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i najlepiej by było jakbyś dodała coś jutro tzn . dziś ale prawdopodobnie to nie możliwe :( Czekam na dalszy rozwój akcji i mam nadzieję ,że nie będzie tak źle jak sobie to wyobrażam . A noi zapomnialam , nawet nie wiesz jak mi ulżyło jak przeczytałam , że do pocałunku nie doszło i Tomek przywalił Dawidowi , wgl niech Dawid się w końcu odpieprzy od Ani ! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńups trochę litania mi wyszła :(
UsuńRozdział jak zwykle świetny i pełen niespodzianek. Co do komentarzy to mój poprzedni skierowany do "marzycielki" nie był przyganą i nie denerwuje mnie dopytywanie się rozdziały innych czytelników. Napisałam go tylko dlatego ze czytałam już wiele innych blogów gdzie autorki zawieszały swoje blogi lub wogole kończyły pisanie poprzez takie naciski czytelników, stad mój wcześniejszy komentarz. Ale jednocześnie cieszę się ze to na Ciebie nie wpływa Madziu:) A ty marzycielko nie przestawaj komentować ani nawet pytać o rozdziały, bo skoro nie przeszkadza to autorce to myśle ze komentarze podbudowują i dają chęć dalszego pisania:-) Madziu jesteś świetna autorka i choć wiem, ze to nie jest łatwe, to powinnaś wydać książkę:-)
OdpowiedzUsuńDodasz coś dzisiaj?
OdpowiedzUsuńPrzyłączam sie do pytania ;)
Usuńja też xD
UsuńPrzecież nie ma czasu, dajmy jej żyć ;d
UsuńDziś niestety przez pół dnia robiłam projekt na uczelnię, więc teraz prawdę mówiąc jestem zmęczona i mam dość patrzenia w kompa. Obiecuję, że jutro się za to wezmę i może uda mi się coś wstawić nawet krótszego.
Usuńw takim razie czekamy z niecierpliwością
Usuń