Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 15 października 2015

Ktoś całkiem inny: Rozdział XVII



Bo nie mogę z ciebie zrezygnować. Po prostu nie potrafię.

Te słowa wciąż pobrzmiewały w moich uszach niczym echo gdy Tomek mnie całował, a ja- co napawało mnie wstydem- mu na to pozwalałam. Ale tak bardzo chciałam czuć jego dłonie na swojej twarzy, ciepło jego ciała przy swoim, te usta która potrafiły sprawić, że zatracałam się pod wpływem niewinnej pieszczony warg…albo tej mniej niewinnej gdy dawniej nacierał na mnie z pasją i ledwie tłumionym pożądaniem. Kochałam je równie mocno tak samo jak osobę, która mnie nimi obdarowywała. Ale to było niewłaściwe. Nie mogłam tego dłużej robić. Nie, jeśli chciałam żyć w zgodzie z samą sobą i względnej harmonii; gdy nie chciałam być znów zraniona. Dlatego choć przyszło mi to z wielkim trudem, odsunęłam  się od Kamińskiego gwałtownie łapiąc oddech.
- Dość.- Niemal wyszeptałam kładąc dłonie na torsie Tomka próbując go w ten sposób delikatnie odepchnąć i zwiększyć między nami dystans by mój rozsądek mógł wrócić.
- Nigdy nie będę miał dość.- Odpowiedział mi ponownie próbując zbliżyć swoje usta do moich. Ale za drugim razem element zaskoczenia już nie zadziałał. Odsunęłam głowę w bok tak że jego wargi natrafiły na mój policzek.
- Nie rób tego.- Poprosiłam cicho.
- Nie mogę.
- Więc zmuś się. Bo w ten sposób mnie nie przekonasz, a już raczej zniechęcisz.- O dziwo posłuchał mojego polecenia i z wolna zaczął się ode mnie odsuwać co bardziej wyczuwałam niż widziałam nie chcąc spojrzeć mu w oczy.
- Aniu, przepraszam. Nie chciałem tego. To znaczy…nie chciałem niczego wymuszać. Ale nie mogłem się powstrzymać.
- Przestań już. I proszę, idź sobie.
- Nie chcę.
- Tomek, przecież to do niczego nie prowadzi. Tylko mnie w ten sposób torturujesz. Siebie zresztą też. Rozwód jest w naszym przypadku najlepszym rozwiązaniem.
- Wcale nie. Dobrze zdajesz sobie z tego sprawę.
- Raczej z czegoś zupełnie przeciwnego.
- Aniu…
- Tomek, naprawdę chcesz się wciąż łudzić? Chcesz wciąć przerabiać ten sam schemat który kończy się tak samo źle dla obojga z nas?
- Kończył, bo już nie będzie. Spróbujmy ten ostatni raz. Proszę cię. A nawet błagam. Wiem, że dałem się podejść ojcu i że to co powiedziałem, jak traktowałem jest niewybaczalne. Ale mimo to nie mogę tak po prostu cię zostawić.- Jego słowa bardzo mnie raniły, bo niepotrzebnie kusiły. A ja już nie chciałam narażać się na ból.
- Przykro mi. Wiem, że nie jesteś zły, Tomek. I wcale cię za takiego nie uważam. Siebie zresztą też nie. Ale może to wszystko było błędem. Znaliśmy się krótko, niewiele o sobie wiedzieliśmy, na dodatek zatailiśmy wiele faktów. Nawet teraz nie potrafimy sobie zaufać wątpiąc przy byle okazji. Byle jaka gałązka na naszej drodze zmienia się w monumentalną przeszkodę. Może gdyby nie to małżeństwo po prostu teraz rozeszlibyśmy się już jakiś czas temu.
- Gdyby nie moja utrata pamięci to…
- …nie, to nie jest przyczyna.- Przerwałam mu szybko.- To było raczej pokazanie nam, że tak naprawdę niewiele nas łączy. Może po prostu tak miało być. Albo nie byliśmy tymi samymi kawałkami pomarańczy. Lub do siebie nie pasujemy. Choć ja wolę myśleć, że nie byliśmy sobie pisani.
- Tego nie wiesz.
- Ani ty.
- Może. Ale uważam, że to co się między nami wydarzyło nie stało się bez przyczyny. Nawet ty musisz to wiedzieć skoro jesteś zagorzałą katoliczką.
- Więc…być może to było część czegoś większego. Może nasze nieudane małżeństwo miało nam pokazać błędy jakie uczyniliśmy w przeszłości, pokazać że oboje powinniśmy się zmienić.
- Gówno prawda.- Skwitował ze złością.
- Tomek.- Żachnęłam się słysząc ten zwrot w jego ustach.
- Spotkaliśmy się pod tamtym klubem nie bez przyczyny. I nie bez przyczyny trzy miesiące później wzięliśmy ślub.
- Właśnie. Trzy miesiące. Przecież my się właściwie nie znamy, nic o sobie nie wiemy. Nie wiesz co lubię, czego pragnę, czego się boję. Nie wiesz jaka jestem naprawdę.
- Ale wiem, że jesteś dla mnie bardzo ważna. Wiem, że gdy pieczesz zapominasz o całym świecie i pragniesz uszczęśliwić wszystkich nawet kosztem siebie. Wiem również, że jesteś skromna, szczera i prostolinijna, a jednak byłaś w stanie przeciwstawić się mojemu ojcu choć boją się go największe wygi biznesu. Że opiekowałaś się kulawym psem Sznurkiem, gdy stracił nogę; że kochasz zmarłą siostrę Anitę choć minęło wiele lat od jej śmierci. Że czasami robisz szalone rzeczy i jesteś impulsywna tak jak wtedy gdy upiłaś się pod klubem gdzie się poznaliśmy albo zdecydowałaś ze mną na ślub. I wiem też, ze jesteś idealistką wierzącą w prawdziwą miłość, a biała suknia w kościele ma dla ciebie nie tylko symboliczne znaczenie ale również będzie wyrażać twoją niewinność. Wiem że…
- Przestań, błagam cię: przestań.
- Nie mogę. I wiesz co jeszcze wiem? Wiem, że jeszcze wiele rzeczy dotyczących ciebie jest dla mnie tajemnicą, ale chcę odkryć je wszystkie. Bo jesteś nietuzinkową osobą.
- Co?
Poznaliśmy się w dość niecodziennych okolicznościach, ale jesteś nietuzinkową osobą. A w dzisiejszych czasach poznać kogoś takiego jest dość trudno.
Jesteś nietuzinkową osobą….
- Jak mnie nazwałeś?
- Aniu, co się dzieje?
- Dlaczego użyłeś tego słowa?
- Jakiego?
- Nietuzinkową.- Gdy zauważyłam, że z konsternacji zmarszczył brwi zaczęłam wyjaśniać:- Kiedyś…po tamtej nocy gdy się poznaliśmy…gdy zjawiłeś się w cukierni…powiedziałeś że…że…
- Tak?- Kamiński patrzył na mnie z autentycznym zainteresowaniem. I wtedy poczułam się głupio. On naprawdę nic z tego nie pamiętał. Jaki więc sens było cokolwiek wyjaśniać? Dlatego pokręciłam głową, choć byłam lekko zdezorientowana.
- Nieważne. Po prostu idź już.
- Na pewno tego chcesz?- Wiedziałam, że dobrze zdaję sobie sprawę z głębszej wymowy jego pytania. Bo wcale nie chodziło tylko o jego wyjście ze „Słodkiego świata”, ale i całego życia.
- Tak.- Potwierdziłam choć nie było mi łatwo. Bo gdy patrzył mi prosto w oczy chciało mi się tylko płakać. Przymknęłam na moment powieki próbując zebrać się w garść.
- Trzy tygodnie.- Usłyszałam jeszcze na koniec zanim wyszedł. I zrozumiałam, że on jeszcze nie pogodził się ze swoją porażką.
Przez resztę dnia byłam bardzo rozkojarzona. Było mi smutno przypominając sobie ostatnią rozmowę z Tomkiem, ale jednocześnie cieszyłam się z tego, bo wypierała ona strach jaki wywołały niewypowiedziane groźby jego ojca.  Teraz żałowałam, że chciałam go sprowokować. On był złym człowiekiem. W końcu co mi szkodziło powiedzieć mu prawdę? Mogłabym przecież dodać, że wcale nie zdecydowałam się na rozwód z jego synem bo tak chciał tylko z własnego wyboru. Co prawda nie byłoby to kategoryczne zwycięstwo, ale w jakimś małym stopniu byłoby to zwycięstwo. A tak może życie znów wychodziło z właściwych torów gdy już sądziłam że znajdowało się na właściwych.
To było dość zabawne, że pozornie jeden moment może zniszczyć całe twoje życie. Że czujesz się spełniona a potem bach: tracisz miłość, pracę i pieniądze. Tracisz wszystko to co kochasz. W moim przypadku nie było to aż tak melodramatyczne, ale i tak znów czułam się nieszczęśliwa. Bo Tomek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Nie chciałam by znów przychodził, żartował ze mną, rozmawiał jakbym naprawdę była dla niego ważna.
Nie chciałam by potem wściekał się o jakąś drobnostkę i mnie atakował; nie chciałam by znów uważał mnie za wyrachowaną.
Nie chciałam by ten schemat się wciąż powtarzał.
W nocy śnił mi się koszmar z powodu którego wyrwałam się ze snu o trzeciej nad ranem. W nim ktoś zabijał całą moją rodzinę na moich oczach a ja nie mogłam nic na to poradzić. A potem nie wiadomo skąd pojawił się głos Władysława Kamińskiego niczym z jakiegoś niewidzialnego głośnika.

Zobaczysz jak łatwo traci się przyjaciół, znajomych, męża, rodzinę. Zobaczysz jak bardzo moje pieniądze zniszczą twoje życie. Nie muszę nawet wychodzić poza nawias prawa. Zniszczę cię zgodnie z nim. Wszystko co kochasz zniknie tylko dlatego, że ja tak postanowię. I dlatego, że jednak pieniądze mogą wszystko.

Wszystko co kochasz zniknie…
Boże, czułam jak całe moje ciało jest zroszone potem. Nigdy nie doświadczyłam aż tak realistycznego snu. I jednocześnie przerażającego. To dogłębnie oddawało, jak wielkie wrażenie wywarły na mnie słowa ojca Tomka. A raczej jak mnie przeraziły. Wiedziałam, że mój sen był całkiem surrealistyczny, w końcu sam Kamiński przyznał, że działa zgodnie z prawem; nie mógłby więc skrzywdzić moich rodziców. Sama Anita dawno już nie żyła, więc jej nie mógł nic zrobić. Tyle, że dla strachu racjonalne argumenty się nie liczyły.
Z tego powodu nazajutrz byłam niewyspana i zmęczona. Mimo to wzięłam się za pieczenie i pomoc Izie. Na sali radziła sobie całkiem nieźle, ale czasami po południu w cukierni było tylu gości, że nie nadążała serwować kawy i deserów no i przyjmować nowych zamówień. Co prawda teraz od ponad tygodnia wcale nie mieliśmy aż tak dużo klientów, ale mimo wszystko nie chciałam bezczynnie siedzieć na zapleczu skoro dawno już przygotowałam i upiekłam to co było przeznaczone na dzisiejszy dzień. No i dzięki temu we dwie obsługiwałyśmy gości dużo szybciej.
Potem gdy (dziś wyjątkowo po szesnastej z powodu jakiejś sprawy osobistej) zjawiła się Paulina, zabrałam się za pieczenie na kolejny dzień. Znów zaobserwowałam jej marny wygląd. To znaczy wyglądała bardzo dobrze i ładnie, ale była wyraźne przygnębiona. Nawet gdy zjawił się Wojtek (tak, najwyraźniej wciąż sobie jej nie odpuścił choć ona wyraźnie go olewała), nie miała nawet siły odkuć się jego żartom. Przede wszystkim jej oczy były smutne. Nie miałam pojęcia dlaczego, a próba spytania jej skończyła się niepowodzeniem i zbyciem mnie jakiś mało znaczącym drobiazgiem. Starałam się przekonać samą siebie, że skoro Babecka nie chce nic mówić to widocznie ma swoje powody i powinnam to uszanować. W końcu ja też o paru sprawach nie chciałam jej mówić. Nawet jako przyjaciółki miałyśmy swoją własną przestrzeń do której nikogo nie dopuszczałyśmy. Nie było sensu więc się o to obrażać.
Widziałam też, że jest zmęczona więc pozwoliłam jej wyjść zaraz po zamknięciu i zliczeniu utargu. Postanowiłam sama zając się sprzątaniem, ale ledwie zaczęłam to robić usłyszałam pukanie. Sądziłam, że to Paula czegoś zapomniała i wróciła się do cukierni, ale szybko okazało się że tak nie jest. Bo przed drzwiami stał młody mężczyzna. Mężczyzna, którego dobrze znałam bo był nim mój były narzeczony.
Dawid Raczkowski.
Oniemiałam. Wiedziałam, że nieco nachalnie i zbyt długo wpatruję się w jego dobrze znaną mi przecież twarz, której nie widziałam od ponad pół roku. Patrzyłam w ciemne oczy ocienione długi rzęsami, prosty nos i usta na których teraz widniał łagodny uśmiech, który był mi tak dobrze znany. A
potem na wysoką, sprężystą sylwetkę którą teraz nakrywał dopasowany płaszcz.
- Witaj, Aniu.- Usłyszałam jego głos, który był mi tak dobrze znajomy. To głupie, ale kiedyś to był jeden z powodów dla których się w nim zakochałam.Bo czy można zakochać się w czyimś głosie? Ale ja po prostu uwielbiałam jego głos, godzinami mogłam słuchać jego wieczornych opowieści kiedy wtulona w jego klatkę pierś odpoczywałam wieczorem po całym dniu pracy. A teraz stał tu przede mną jak gdyby nigdy nic. Niczym wyrzut z przeszłości.
Miałam ochotę się roześmiać. Naprawdę. I właściwie nie miałam pojęcia dlaczego. No dobra, może miało to związek z naszą burzliwą przeszłością. Albo faktem, że gdy widzieliśmy się po raz ostatni on wyzywał mnie od cnotek  a ja jego od cudzołożników. A może przywitaniem się tak jakbyśmy widzieli się wczoraj. Witaj Aniu, powiedział. Ale z drugiej strony co innego miał powiedzieć? Cześć moja prawie żono?
- Witaj.- Odparłam mu w końcu gdy choć trochę odzyskałam rezon.
- Mogę wejść?- Dopiero gdy zadał mi to pytanie zrozumiałam, że nadal stoję w progu zasłaniając sobą wejście. Dlatego się odsunęłam.
- Jasne.- Zgodziłam się choć właściwie nie rozumiałam dlaczego. Zaraz potem wróciłam do wspomnień naszego ostatniego spotkania. A raczej kłótni zakończonej moimi łzami. I tego, że po wypiciu trzech piw poszłam pod klub z zamiarem przespania się z obcym facetem, tylko po to by ukarać Dawida za chęć zdrady mnie z Anetą. Gdy tak to sobie teraz analizowałam w myślach zrozumiałam jak bardzo to było żałosne. – Właściwie już zamykałam cukiernię.- Dodałam nie wiadomo po co.
- Nie przyszedłem tutaj na ciastko, choć prawdę mówiąc wciąż pieczesz nieziemsko.
- Skąd wiesz?
- Bo byłem tu prawie dwa tygodnie temu.
- No tak.- Mrugnęłam przypominając sobie Paulinę, która mówiła że ktoś mnie szukał.- A więc to ty chciałeś się ze mną spotkać.
- Tak. Kelnerka która mnie obsługiwała ci to powiedziała?
- Tak, ale prawdę mówiąc wyleciało mi to z głowy. I to jest moja pracownica.
- Chcesz powiedzieć, że ta cukiernia jest teraz twoja?
- O ile uda mi się spłacić wszystkie długi by nie przejął jej bank to tak.- Zażartowałam.- A co u ciebie? Gdzie podziewałeś się przez te ostatnie miesiące? Bo po ostatnich odwiedzinach w rodzinnym domu wiem, że nie mieszkasz u rodziców.
- Nie, wyprowadziłem się.- Oznajmił zaczynając opowieść o swoim życiu z ostatnich kilku miesięcy. Słuchałam go w skupieniu, choć w pewnym momencie do mojej głowy wkradła się myśl: jak po tym co między nami zaszło możemy tak po prostu sobie siedzieć i rozmawiać? Jak mogę nie czuć do niego choćby złości czy żalu choć te uczucia zżerały mnie przez wiele tygodni po mojej ucieczce sprawiając, że czułam się tak jakby zawalił mi się cały świat? A teraz byłam tak po prostu obojętna. Patrzyłam w oczy mężczyzny, którego kiedyś na zabój kochałam nie mogąc wykrzesać z siebie żadnych uczuć poza myślą, że popełniłabym błąd wychodząc za niego za mąż. Jednocześnie byłam pełna melancholii. W końcu tak niewiele brakowało. Jak potoczyło by się moje życie gdybym jednak wyszła za Raczkowskiego? Gdybym  nie zobaczyła go z Anetą w nieco dwuznacznej sytuacji? Czy wówczas zdradzałby mnie po ślubie?- No, chyba trochę cię zanudziłem.- Usłyszałam po kilku minutach.- Teraz twoja kolej.
Zgodnie z życzeniem Dawida zaczęłam mówić mu o cukierni, o tym że porywałam się trochę z motyką na Słońce chcąc tak szybko kupić lokal praktycznie bez środków, ale jakimś cudem mi się udało. O tym, że mam zamiar odrestaurować piętro by wynajmować salę na małe przyjęcia takie jakie miało tu miejsce trzy tygodnie temu. Jak zwykle mówiąc o cukierni byłam rozemocjonowana z czego Dawid raczył zażartować. Oboje zaczęliśmy się śmiać do czasu aż powiedział:
- Słyszałem, że wyszłaś za mąż.- W jednej chwili uśmiech zniknął z moich ust, a twarz zrobiła się poważna. Spuściłam na moment wzrok daremnie próbując wzbudzić w sobie zakłopotanie. W końcu jakby nie było wzięłam ślub z innym mężczyzną zaledwie trzy miesiące po naszym rozstaniu.
- Tak. Zwykły błąd, zapewniam cię.- Nie wiem po co właściwie mu to mówiłam, w końcu nie zależało mi na nim ani nie byliśmy przyjaciółmi. Nie musiałam więc się martwić, że go zranię. Inna sprawa, że on też nie wyglądał na specjalnie zranionego. Dlatego szybko dodałam:- Ale nie chcę o tym rozmawiać.
- Rozumiem.- Zaakceptował to Dawid. Choć ja nie rozumiałam co tu można było rozumieć. Ale przynajmniej cieszyłam się, że Raczkowski nie nawiązywał już do tego tematu. 
Rozmawialiśmy więc o mojej wizycie w rodzinnym domu i reakcji sąsiadów, o tym że jestem uważana za uciekającą pannę młodą i że Aneta obwinia się o to co się stało. Nie miałam zamiaru nawiązywać w jakikolwiek sposób do naszych dawnych relacji, ale to po prostu samo wypłynęło.  A on podjął ten temat.- Nie wiem co powiedziała ci Aneta, ale między nami nic nie było. A to co widziałaś w gabinecie…
- Wiem Dawid, wiem. Aneta powiedziała mi, że po prostu uległa impulsowi które podszepnęło jej serce. Ale od wielu lat cię kochała.
- Szkoda tylko, że przez tę jej platoniczną miłość zrujnowała mi życie i plany.
- Dawid, to co się stało między wami to…
- Tak wiem co chcesz powiedzieć. To nie była jej wina, a przynajmniej nie tylko. Doskonale o tym wiem. Ale niezaprzeczalnie przyczyniła się do tego.
- Może. Ja jednak jestem zdania, że rozgrzebywanie przeszłości nic nie da.
- A więc pogodziłaś się z nią?
- A ty nie? Długo nosiłam w sobie żal i urazę. Długo bałam się wrócić do domu, stawić czoło plotkom i rozprzestrzeniającym je osobom. Ale gdy się odważyłam okazało się, że nie taki diabeł straszny.
- Na wsi wiedzą jaka była przyczyna naszego rozstania?
- Nie.
- Dlaczego nie powiedziałaś nikomu prawdy?
- Jaki to miałoby sens? Powiedziałam o tym tylko moim rodzicom, nie chciałam robić problemów ani tobie i Anecie. Choć prawdę mówiąc na początku w ogóle o tym nie myślałam tylko spakowałam rzeczy i uciekłam; może gdyby taka myśl przyszła mi do głowy w złości postąpiłabym inaczej.
- Nie sądzę. Zawsze byłaś dobra i myślałaś najpierw o innych.
- Teraz chyba mnie przeceniasz.
- Raczej nie.- Odparł mi powodując mój uśmiech- Nie znam bardziej empatycznej osoby od ciebie.
Rozmawialiśmy tak jeszcze prawie godzinę choć właściwie nie byłabym w stanie powiedzieć o czym. Były to błahostki, nic nieważne sprawy o których mimo wszystko miło było porozmawiać by choć trochę zapominając o problemach. Dzięki temu przypomniałam sobie również ten aspekt swojego związku z Raczkowskim. Bo czasami potrafiliśmy przegadać pół nocy właściwie o niczym. A potem śmialiśmy się z tego.
Tuż przy wyjściu Dawid podziękował mi za spotkanie pytając nieśmiało czy mu wybaczyłam. Odparłam mu, że zrobiłam to jakiś czas temu, co go wyraźnie ucieszyło. Ale gdy spytał czy może przyjść ponownie nie chciałam odpowiedzieć twierdząco. Bo wybaczenie a ponowne nawiązanie jakichkolwiek relacji- nawet tych najbardziej niewinnych- było czymś zupełnie innym. Przecież nasza przyjaźń nie wspominając już o miłości nie wróci. Dawid w mig zrozumiał mój tok myślenia.
- No tak, głupek ze mnie. Jasne, że nie.- Odpowiedział sam sobie, gdy wciąż milczałam.- Ale na ciastko mogę wpaść?
- Jasne.- Ucieszyłam się, że wrócił do żartobliwego tonu, więc najwyraźniej moje milczenie go nie ubodło.- Może dostaniesz nawet jakąś zniżkę.
- W takim razie na pewno przyjdę. Do zobaczenia, Aniula.- Pożegnał mnie zdrobniałą formą mojego imienia, której zawsze wobec mnie używał.
- Do zobaczenia Dawid.
Gdy wyszedł a ja zostałam sama zaczynając sprzątać cukiernię miałam poczucie nierzeczywistości tej chwili. To przecież było trochę niedorzeczne, bo nieprzypadkowe. To znaczy przypadkowe, ale dokładnie w chwili gdy chciałam uporać się z przeszłością zjawił się Raczkowski dzięki czemu mogliśmy zakopać wojenny topór i sobie nawzajem wybaczyć. W każdym razie, niezależnie od przypadkowości czy nie to spotkanie mnie ucieszyło. Kolejne katharsis za mną.
W ciągu kilku kolejnych dni nie wydarzyło się nic szczególnego. Nie odwiedził mnie ani Tomek (choć codziennie przysyłał mi mały bukiecik kwiatów z przyczepioną do niego karteczką) , ani tym bardziej jego świrnięty ojciec (już zaczynałam powoli zapominać o jego groźbach) czy też były narzeczony. Dlatego tak jak zwykle zajmowałam się „Słodkim światem” razem z Izabelą i Pauliną. Ta druga ponownie wyglądała na nieźle wycieńczoną, ale gdy spytałam się dlaczego o dziwo tym razem odpowiedziała. Wyjaśniła, że dorabia pracując w innym miejscu. Prosiła mnie bym nie była na nią zła, bo przecież przez nią musiałam zatrudnić nową kelnerkę (choć jej nie płaciłam), ale po prostu potrzebowała pieniędzy. Nie miałam pojęcia o stanie jej finansów, ale domyślałam się że studia na prywatnej uczelni sporo kosztują. Wcześniej Paula wspominała o kilkunastu tysiącach które przed swoją ucieczką podwędziła rodzicom z konta, ale widocznie już jej się kończyły. A utrzymanie się z marnej pensji kelnerki nie było łatwe dla urodzonej w złotej kołysce Babeckiej choć prawdę mówiąc świetnie sobie radziła. Dlatego zaproponowałam jej, by wzięła potrzebną jej sumę z koperty od anonimowego nadawcy. W końcu od czasu gdy ktoś ją podrzucił minęło wiele tygodni i strach już mi minął. Ktoś chciał zabawić się w świętego Mikołaja, więc to zrobił. Czemu więc miałabym na tym nie skorzystać? Co prawda przez jakiś czas zastanawiałam się czy nie przysłał ich Władysław Kamiński, ale szybko odrzuciłam tę możliwość. Bo gdyby to zrobił wykorzystałby ten fakt przeciwko mnie na tamtej kolacji na którą mnie zaprosił, prawda?
Paula jednak kategorycznie się nie zgodziła (mam na myśli wzięcie pieniędzy) . Mówiła, że zostały wręczone mi a nie jej, więc nie ma prawa ich wziąć dla siebie. A poza tym to ona sobie jakoś poradzi, a cukiernia będzie ich teraz potrzebować z powodu konkurencji w postaci lokalu naprzeciwko. Samo przypomnienie tego faktu nieźle mnie irytowało. W końcu jak ktoś mógł być aż tak złośliwy by praktycznie kilka metrów dalej od cukierni stawiać inną? Choć niezaprzeczalnie na razie systematycznie podwędzał mi klientów. Irytowało mnie to, bo nic nie mogłam z tym zrobić. Zmiana wystroju i zakupienie ekspresu oczywiście pomogły, ale nie na dłuższą metę. Musiałam więc pomyśleć o marketingu i przybraniu odpowiedniej strategii. Niestety następnego dnia szykowała mi się niespodzianka w postaci  stojącej na progu „Słodkiego świata” Ilony Olkowskiej.
Wiedziałam, że nie trafiła tu przypadkiem i byłam zła na Tomka że najwyraźniej wypaplał jej gdzie pracuję. Cieszyłam się przynajmniej, że nie weszła do środka tylko czekała na zewnątrz gdzie mogłam dać upust swojej wściekłości na nią. Bo do tej pory po prostu pozwalałam jej robić z siebie ofiarę. Upokarzać gdy niemal na moich oczach flirtowała z Tomkiem, obdarzać szyderczym wzrokiem gdy nikt na nią nie patrzył czy gnoić słowami. Do dziś pamiętam jak spytała się mnie jak mogę tak się poniżać goniąc za mężczyzną który mnie nie chce. Dlatego teraz, z racji faktu iż znajdowałyśmy się na moim terytorium nic już mnie nie krępowało. A po rozmowie z Władysławem Kamińskim tapetowana lala nie stanowiła dla mnie żadnego wyzwania.
Z miejsca spytałam ją co tu robi, a gdy odpowiedziała mi niezbyt przyjaźnie kazałam odjeść. Dopiero wówczas powiedziała co ją „boli” choć domyślałam się już tego wcześniej.
- Daj już spokój Tomkowi, bo wyjdziesz na tym jak Zabłocki na mydle.
- A co to cię w ogóle obchodzi? Teraz udajesz, że się o mnie martwisz?
- Wyobraź sobie, ze tak. Nie cierpię cię, ale postanowiłam powiedzieć prawdę. Nie dlatego, że nagle cię polubiłam, ale z powodu faktu, że tym razem prawda jest dla mnie korzystna a dla ciebie niestety odwrotnie.
- O czym ty w ogóle mówisz?
- Raczej o kim, kochana.
- Daruj sobie to ostatnie słowo. –Prychnęłam powodując jej wybuch śmiechu.- I mów czego chcesz bo nie mam czasu.
- Chcę ci powiedzieć, że lepiej by było dla ciebie byś rozwiodła się z Tomkiem.
- To już słyszałam, zresztą nie tylko od ciebie. Myślałam, że powiesz mi coś innego, bo tę śpiewkę już słyszałam.
- Może i tak, ale nie znasz wszystkich faktów.
- Jakich znów faktów?
- Teraz niestety nie mogę ci tego powiedzieć, choć bardzo bym chciała. Ale obietnica to obietnica.
- Ni w ząb nic nie kapuję. Ale jeśli miałaś zamiar wyjść na tajemniczą to ci się udało. 
- Chodziło mi tylko o to, że Tomek cię oszukuje. I radzę ci nie ufaj mu.
- Co?
- Sądzę, że doskonale słyszałaś za pierwszym razem, ale jeśli chcesz to to powtórzę: Tomek to notoryczny podrywacz i kłamca, teraz wmawia ci, że cię kocha i mu na tobie zależy, ale tak naprawdę zwyczajnie oszukuje. Wiem coś o tym.
- Nie spodziewałam się, że nagle dasz nam swoje błogosławieństwo.- Ironizowałam.
- Możesz uważać, że robię to z zazdrości i podłości. Ale czasem te uczucia są przydatne. Tomek próbuje wykiwać wszystkich, ale nie uda mu się to.- Dodała wprawiając mnie w konsternację.
- Czekaj.- Zawołałam widząc, że zamierza odejść.- Co właściwie miałaś na myśli mówiąc mi to wszystko?
- To co powiedziałam: nie ufaj mu. To podstępny i cwany lis.
- Tak jak ty.
- Może.- Mrugnęła.- I dlatego tak świetnie do siebie pasujemy, choć on uważa mnie za głupszą od siebie. Ale nie pozwolę z siebie drwić. A skoro Tomek to zrobił to mi za to zapłaci. To wszystko co chciałam ci powiedzieć. A przynajmniej na razie.- Gdy odeszła po raz pierwszy w życiu w czasie trwania naszej znajomości miałam szczerą ochotę ją zatrzymać i wydusić z niej prawdę wszelkimi dostępnymi metodami. Nie cierpiałam niepewności i tego uczucia które poczułam wewnątrz ciebie. Tej dezorientacji. Wiedziałam też, że najwyraźniej znów dałam się podejść tej nieznośniej dziewusze. Pewnie teraz zaśmiewa się ze mnie w kułak, dobrze wiedząc że jak głupia biedzę się nad zrozumieniem tego co chciała mi przekazać. Bo najpewniej to były jakieś same brednie. Poza tym co mnie to w końcu obchodziło? Przecież rozwodziłam się z mężem. Po kiego licho więc sugerowałam najpierw swojemu teściowi a potem byłej dziewczynie Tomasza, że jest inaczej? Tylko po to by ich zirytować? Nigdy nie sądziłam, że będę zachowywać się tak dziecinnie.
Nie zaprzątałam sobie głowy tym co powiedziałam mi panna Olkowska, choć kosztowało mnie to sporo trudu. Ale zaczęłam gdy tego samego dnia w cukierni pojawił się Tomek. Wiedział o wizycie Ilony i z miejsca spytał się co mi powiedziała. Wyglądał przy tym na zdenerwowanego. Odruchowo powiedziałam prawdę, poniewczasie żałując tego. W końcu udając, że znam prawdę mogłabym się jej dowiedzieć od Kamińskiego. A tak już na wstępie się zdradziłam. Choć z drugiej strony pozwoliło mi to dostrzec, że najwyraźniej Ilona nie kłamała. Wiedziała o Tomku coś co go niepokoiło i sprawiało, że bał się mi o tym powiedzieć. Z tego powodu nie mogłam nie spytać:
- A więc odnowiłeś z nią romans?- Zaczęłam  z grubej rury.
- Słucham?
- Tak się tylko zastanawiam co mógłbyś przede mną ukrywać co mogłoby mieć związek z Iloną.
- Oczywiście, że nie mam z nią romansu. Już mówiłem, że powiedziała to wszystko tylko po to by cię ze mną skłócić.
- Mówiła, że chce odkuć się na tobie.- Przypomniałam sobie.
- Jasne, że tak skoro kopnąłem ją w tyłek mówiąc, że nic między nami nie będzie. Jest zazdrosna, że wybrałem ciebie i próbuje się odegrać. Poza tym nie powiedziała ci właściwie niczego, prawda? To zwykła manipulacja. Taka sama jak przyznanie tego co powiedział mój ojciec, tzn. że chciałaś by mnie uwodziła.
- Pewnie tak. Zastanawiam się czy bogacze uczą się tego w jakiejś szkole czy wysysają to z mlekiem matki.
- Aniu, mówię prawdę. Nic mnie z Iloną nie łączy i nigdy tak naprawdę nie łączyło.
- A jednak mieliście się pobrać.
- Ale chciały tego nasze rodziny, my nie.
- Ilona sądzi inaczej.
- Nie obchodzi mnie co ona sądzi. Wkurzyła mnie tym, że cię nachodzi. Choć z drugiej strony…zrobiła mi przysługę.
- Hm?
- Wzbudziła w tobie zazdrość.
- Co? Sądzisz, że ja…- Prychnęłam lekceważąco widząc jego uśmiech.- Oczywiście, że nie jestem o ciebie zazdrosna. I mógłbyś przestać wysyłać mi te kwiaty. –Dodałam.- Tylko marnujesz pieniądze.
- By zdobyć twoje serce mogę zrobić wszystko.
- Przestań. I mojego serca wcale nie trzeba zdobywać jakby było jakimś trofeum.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę byś po prostu zostawił mnie w spokoju i zajął się naszym rozwodem.- W odpowiedzi Tomek pożegnał się ze mną a potem rzucił:
- Dwa tygodnie. Mam jeszcze dwa tygodnie.- A więc wciąż skrupulatnie odliczał czas do końca naszego rozstania jakby miał nadzieję coś uzyskać, uświadomiłam sobie. Wciąż się nie poddawał choć mówiłam mu, że tylko mnie tym rani. Wciąż pragnął mojego wybaczenia choć ja nie chciałam mu go dać.
Przeczuwałam, że będzie ciężko, ale nie że aż tak. Bo ku mojemu zdziwieniu po naszej ostatniej rozmowie mój mąż zjawiał się w cukierni codziennie. I na nic zdały się moje próby wyrzucenia go; nie mogłam tego zrobić na sali pełnej gości kłócąc się z nim przy ludziach z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Dlatego z wielką niechęcią pozwoliłam mu nadal serwować kawę choć na nowym ekspresie. Przynajmniej gdy spytał gdzie jest ten stary mogłam mu z satysfakcją powiedzieć, że nie korzystam już z jego prezentu co trochę go zirytowało. Mnie z kolei ucieszyło; im prędzej zrozumie bezsens swoich działań tym lepiej. Nawet jeśli nieotwarcie zaczęła go wspierać Iza. Ale ja i tak widziałam, że jego starania tylko bawią panią Kasprzyk. Dobrze chociaż, że Paula trzymała moją stronę za każdym razem zabijając Tomka wzrokiem.
Przy takiej sytuacji  jego dowiedzenie się o odwiedzinach  Dawida było tylko kwestią czasu. Bardzo go to zirytowało zwłaszcza, że nie chciałam wyjaśnić mu czego chciał. Ale w sumie sama tego nie wiedziałam, więc jak miałam odpowiedzieć na to pytanie Tomkowi? Najprawdopodobniej chodziło o zakopanie topora wojennego, ale Kamiński nie musiał o tym wiedzieć.
Wśród rosnących kłopotów cukierni spowodowanych spadkiem zysku, coraz mniej myślałam o swoim mężu i jego próbach zapobieżenia naszemu rozwodowi. Nawet spotkanie z Agnieszką, (która pomimo naszej prywatnej waśni podczas ostatniej wizyty wciąż zajmowała się moją księgowością i czasami wpadała do cukierni na trzy lub cztery kwadranse nie chcąc rozstawać się na dłużej ze swoimi małymi dziećmi), która uspokajała mnie mówiąc, że czasami w okresie zimowym obroty po prostu spadają naturalnie i może nie mieć to związku z nową konkurencją. Ale ja wiedziałam, że są to czcze zapewnienia. Z tego powodu sama z ciekawości wybrałam się podczas wolnej chwili do cukierni obok. Nie powinnam była jednak tego robić, bo przywitało mnie piękne, przestronne wnętrze i sącząca się rytmiczna muzyka. Lada pełna była wymyślnie sporządzonych deserów, które wciąż zachwycały swoją promocyjną ceną. Czując się jak zdrajczyni samej siebie zdecydowałam się na rurki z kremem niechętnie biorąc pierwszy kawałek do ust. I z jeszcze większą niechęcią musiałam przyznać, że był przepyszny. Z trudem zmusiłam się by nie wziąć kolejnej łyżki- w końcu byłam tu w celach szpiegowskich- co nieco mnie podłamało. Do tej pory byłam dumna ze swojej zdolności cukierniczych a teraz okazywało się, że jadłam krem przewyższający smakiem ten który ja zazwyczaj robiłam. W duchu zastanawiałam się jaki składnik musiał mieć krem, że nie sprawiał wrażenia aż tak tłustego. Może masło zamieniono na bitą śmietanę? Nie, wtedy straciłoby konsystencję. Więc może zmieniono proporcje? Albo użyto jakiegoś barwnika czy innego składnika chemicznego wzbogacającego smak potraw? Tak, z pewnością tak było. Moje wypieki są za to w całości naturalne i pozbawione jakichkolwiek ulepszaczy czy konserwantów, pocieszałam się. Z pewnością nie przegrają rywalizacji.
Mimo wszystko, próbując się dopasować do oczekiwań rynku postanowiłam stworzyć promocję na zakup drugiego ciastka o połowę taniej. Sprzedaż trochę ruszyła, chociaż mi to nic nie dało bo promocja pokryła dodatkową sprzedaż. Dlatego wciąż zastanawiałam się jak wybrnąć z tej sytuacji jak najmniejszym kosztem.
Właśnie z tego powodu, w piątkowy dzień byłam dość podłamana. Wiedziałam, że przy takiej samej szybkości ucieczki klientów, już za kilka tygodni „Słodki świat” znów zacznie przynosić straty czego nie chciałam.
A potem zjawił się Dawid.
 Zauważyłam go przypadkiem gdy zajadał się smacznym ciastkiem a ja miałam właśnie udać się na zakupy po nowe formy do kremów. Gdy mnie zauważył obdarzył czarującym uśmiechem, który mimo podłego nastroju odwzajemniłam. Podeszłam więc do jego stolika i się przywitałam.
Właściwie nie wiem po co to zrobiłam; nie miałam zamiaru nawiązywać z nim przecież jakichkolwiek relacji, on chyba ze mną też nie; zwłaszcza po mojej odmowie gdy widzieliśmy się kilka dni temu. Poza tym musiałam się spieszyć, bo czekało na mnie jeszcze dużo pracy. A może to dlatego, że Tomek był na sali? Gdy na moment przeniosłam wzrok na jego postać za barem zauważyłam, że jest dość zajęty i nawet nie zwraca na mnie uwagi. Ale chwilę później widocznie wyczuwając mój wzrok na sobie spojrzał w oczy. Potem przeniósł  wzrok na Dawida i jego twarz…Jego twarz zmieniła się w maskę a oczy zwęziły się. Trochę mnie to zdziwiło: w końcu nie mógł mieć pojęcia kim jest dla mnie stojący obok mężczyzna, ale zaraz uświadomiłam sobie że nie mam racji. Bo przecież na wielu zdjęciach które jakimś cudem zdobył pan Władysław  byłam w czułych pozach z Raczkowskim. I najpewniej mój mąż rozpoznał na nich siedzącego przy stoliku (a raczej teraz już stojącego) mojego byłego narzeczonego.
By nie prowokować jakichkolwiek kłótni od razu pożegnałam się z Dawidem, który jednak wykorzystując fakt, iż powiedziałam mu chwilę wcześniej o swoim wyjściu zaproponował, że mnie podwiezie. Ja jednak się na to nie zgodziłam. A potem wyszłam z cukierni.
Nie zdążyłam nawet przejść na drugą stronę ulicy, gdy ktoś pociągnął mnie lekko za ramię. Nieco zirytowana odwróciłam się widząc Tomka.
- Co on tu robi?- Spytał mnie.
- Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami nawet nie starając się udawać, że  nie zdaję sobie sprawy o co mu chodzi. A raczej o kogo.
- Widujecie się?
- Nie.
- Przecież widziałem.- Niemal warknął.
- Tak i co widziałeś?
- Nie prowokuj mnie, Anka. Podeszłaś do niego i się uśmiechnęłaś.- A ja sądziłam, że tego nie dostrzegł. Nie pozwoliłam mu jednak zbić się z tropu.
- No tak, za to należy się przynajmniej rok więzienia w zawiasach.
- Spotykacie się? Wiem od Pauli, że przecież już kiedyś tu był, więc nie możesz mi wmówić że teraz to był przypadek. To dlatego tak śpieszno ci z rozwodem? Odżyły stare wspomnienia?- Zirytowały mnie trzy rzeczy. Po pierwsze fakt, że powiedziałam Babeckiej o wizycie Dawida w zaufaniu, po drugie to że Tomek najwyraźniej musiał ją o to wypytywać, a po trzecie jego oskarżenia. Kolejne. I tak dobrze mi znane. Może to dlatego lekko zirytowanym głosem zbyłam go:
- Daj mi już spokój. To nie twoja sprawa.
- A może teraz to ty próbujesz wzbudzić we mnie zazdrość, co?
- Niczego nie próbuję.- W końcu udało mi się od niego uwolnić. Spojrzałam na niego twardo.- Ani wzbudzać w tobie zazdrości, ani się z nim spotykać. Po prostu jakiś czas temu odwiedził mnie by wyjaśnić naszą przeszłość i się pogodzić to wszystko. Teraz Dawid przyszedł tu jako klient.
- Kochasz go?
- Co to za pytanie?
- Proste: tak, czy nie?
- Tomek, to jest…
- Tak czy nie?- Nie ustępował.
- Nie.- Wydusiłam z siebie w końcu będąc już nieźle zła. A jego uśmiech jeszcze bardziej mnie rozwścieczył. Dlatego dodałam:- Ale to nie znaczy, że mam ochotę mieć coś wspólnego z tobą. Bo takie zachowanie tylko pokazuje jaki naprawdę jesteś i że wciąż mi nie ufasz.- Momentalnie zrzedła mu mina.
- Wiesz, że to nie tak. Po prostu gdy zobaczyłem was razem to…
- To co?- Przerwałam mu.- Pomyślałeś, że jestem taka jak mówił twój ojciec co? Znów zwątpiłeś w moją moralność?
- Wcale nie.- Zaprzeczył szybko. Zbyt szybko bym dała się zwieść. Uśmiechnęłam się smutno czując jak moja złość zamienia się w gorycz a ta w smutek.
- Wiesz, że tak było. I tak zawsze będzie. Tylko nie rozumiem dlaczego oszukujesz sam siebie. Daj sobie spokój z czekaniem kolejnych dwóch tygodni, zachowajmy się jak rozsądni ludzie i rozwiedźmy w miarę możliwości w sympatii. I przestań przychodzić do cukierni. Jeśli naprawdę miałeś zamiar uwolnić się od ojca to musisz znaleźć sobie prawdziwą pracę.
- Aniu, wybacz mi. Przecież wiesz, że mi na tobie zależy.
- Przepraszam, teraz muszę już iść.- Odparłam mu, a potem tak zwyczajnie odeszłam.
Kolejna potyczka znów pozbawiła mnie emocjonalnych sił dlatego radość z wybierania nowych form do formowania kremów została przyćmiona. Wiedziałam, że długo tak nie pociągnę ale dwa tygodnie były miarą moich możliwości. Bo potem przestanę go widywać. A potem zapomnę.
Po powrocie ze sklepu rozżalenie, złość i inne emocje trochę opadły, ale temperatura znów mi się podniosła gdy na górze gdy w moim pokoju zobaczyłam rozłożonego na moim łóżku Tomka. I pomyśleć, że jeszcze chwilę temu ucieszyłam się gdy nie zauważyłam go przy barze na sali. Uważałam, że wziął sobie do serca moją poradę i w końcu dał mi spokój. Znów się jednak pomyliłam. Od razu zaczęłam na niego krzyczeć karząc mu odejść, ale on o dziwo słuchał tego ze stoickim spokojem. Zupełnie tak jakby dwie godziny temu się ze mną nie pokłócił, jakby wszystko było w porządku. A gdy po potoku zdań z trudem złapałam oddech miał czelność się roześmiać. Pomyślałam, że zwariował, ale dałam sobie spokój z mówieniem mu tego tylko ponownie kazałam mu się stąd wynosić. Zastanawiałam się jakim cudem się tu przedostał, ale najwyraźniej Paula nie zauważyłam jak prześlizgiwał się przez zaplecze. Bo nie wątpiłam, że by go wpuściła do mojego pokoju.
- Głuchy jesteś? Idź sobie!
- Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zawsze reagujesz złością gdy czujesz się zraniona.
- Wcale tak się nie czuję.- Zaprzeczyłam szybko.- A tym bardziej przez ciebie. Po prostu nie chcę byś tu był. To mój prywatny pokój.
- Wiem. Przecież jeszcze trzy tygodnie wcześniej mnie tu zapraszałaś, już zapomniałaś?
- Tylko czasami.- Bąknęłam.- A już na pewno nie teraz.
-Przyszedłem tutaj, bo chciałem z tobą porozmawiać. – Odezwał się już poważniej.
- Przecież zaledwie kilka godzin temu rozmawialiśmy. Poza tym mogłeś poczekać przed cukiernią. Co tutaj robiłeś? Chciałeś przeszukać mój pokój? Może szukałeś dowodów na to, że jestem oszustką?
- Oczywiście, że nie. Tylko leżałem czekając na ciebie.
- Więc będę musiała zmienić pościel na łóżku.- Odpowiedziałam mu czym powtórnie go rozbawiłam.
- Mogę ci pomóc.- Zasugerował.
- O nie, dziękuję bardzo. Jedyne co możesz dla mnie zrobić to się wynieść.
- Zaraz pójdę. Tylko najpierw chciałem ci powiedzieć, że miałaś rację. Jak zwykle zresztą.
- W jakiej sprawie?
- Tego jak się zachowałem widząc cię z Dawidem. Przepraszam jeszcze raz.. Mówiłem ci już, że znalazłem własne mieszkanie do którego już się właściwie przeprowadziłem. A co do tej pracy…to od jutra poszukam czegoś dla siebie. Potrafię nas utrzymać. Pewnie teraz masz mnie za niedojrzałego nieroba, ale potrafię być odpowiedzialny.
- Siebie Tomek, siebie. Wiesz dobrze, że nie ma czegoś takiego jak „my” w odniesieniu do ciebie i mnie.
- Jeszcze jest, póki jesteśmy małżeństwem.
- W takim razie pomódl się do świętego Judy Tadeusza.
- Dlaczego?
- Bo jest patronem spraw beznadziejnych. – Ponownie ku mojemu zaskoczeniu rozbawiłam go. Spojrzał mi prosto w twarz i przekornym tonem oznajmił:
- Zrobię to, choć nie uważam naszego małżeństwa za sprawę kwalifikującą się do kompetencji tego świętego. A teraz zostawiam cię samą. Ale nie martw się: jutro mimo wszystko znajdę trochę czasu by do ciebie wpaść.
- To nie jest konieczne zapewniam cię…- Zaczęłam, ale mówiłam już do pleców Tomka. Ciężko westchnęłam. Znów okazywał się być dużym dzieckiem. Nijak do mnie nie pasował, dla niego wszystko było takie proste, nieskomplikowane, łatwe. Jedno słowo przepraszam załatwiało wszystko i wymazywało wszelkie cierpienie które spowodował czy jego winę. Ale gdy on cierpiał (chociażby z powodu swojej amnezji) żądał od innych współczucia i zrozumienia jakby został nie wiadomo jak doświadczony. Czemu więc choć zdawałam sobie z tego sprawę nie potrafiłam się w nim odkochać? Przecież nie był ideałem, ba już nawet zanim stracił pamięć potrafiliśmy się kłócić bardzo zażarcie a mimo to wciąż byliśmy ze sobą. A ja wciąż go kochałam. I jeszcze ten jego śmieszny zapał. Jakby fakt, że znajdzie pracę równał się temu że zaniecham rozwodu. Dlatego nie potrafił zrozumieć, że robię to dla nas dwojga? Że próbuję zaoszczędzić nam cierpienia?
Bo widział w tym tylko wyzwanie, uświadomiłam sobie. Najwyraźniej moją odmowę traktował jak porażkę i przeszkodę którą chciał zwalczyć za wszelką cenę. Gdy to on by mnie porzucił w dowolnym dla siebie momencie nie miałabym dla niego żadnego znaczenia. A tak ubzdurał sobie, że to co do mnie czuje jest czymś więcej. Nawet Paula podczas naszej ostatniej rozmowy sugerowała coś takiego. Mówiła, że gdy miała pieniądze nie liczyła się z niczyimi uczuciami uważając, że z racji swojego pochodzenia zasługuje na to by być szanowaną i podziwianą. Że uznawała za osobisty afront gdy ktokolwiek spojrzał na nią z pogardą czy lekceważeniem. Że pławiła się we wzroku innych mężczyzn którzy ją podziwiali choć ona sama widziała tylko Marciniaka. Tomek pochodził z tego samego środowiska co ona, był więc taki sam. A przynajmniej tak sobie próbowałam wmawiać.
Przez kolejne trzy dni zgodnie z tym co mi powiedział przychodził do cukierni, a raczej zaplecza kuchni w której pracowałam nad deserami na następny dzień. I choć starałam się nie okazywać zainteresowania on i tak opowiadał mi o swoich poszukiwaniach pracy, nowym mieszkaniu do którego mnie zapraszał, przynosił bukiecik kwiatów. Dobre było chociaż to, że już przynajmniej nie spędzał w „Słodkim świecie” większości poranka i popołudnia.
Trzeciego dnia jednak przebił jednak samego siebie taszcząc pod pachą wielki płaski karton. Starałam się powściągnąć swoją ciekawość, a gdy wręczył mi dużą paczkę kategorycznie odmówiłam wyjaśniając, że nie mam zamiaru przyjmować od niego kolejnych prezentów.
- Ale to nie jest prezent.- Wyjaśnił.- To coś co należy do ciebie.- Choć nadal stałam skonsternowana nie chcąc przyjąć paczki, on wyszedł z zaplecza ale nie na zewnątrz restauracji tak jak sądziłam a na górę do mojego pokoju. Tuż przy drzwiach postawił karton.- No, teraz i tak go sama nie wyniesiesz.-Skwitował z trudem się prostując i bardzo z siebie zadowolony. A gdy próbowałam tłumaczyć, że ma wynieść ten karton ignorował mnie. W końcu nie wytrzymałam:
- Co jest w środku?
- Sprawdź sama.
- Tomek, przestań już.- Przez dłuższą chwilę patrzył na mnie w milczeniu; w końcu ciężko westchnął.
- Nic takiego, obraz.
- Jaki obraz?
- Zwyczajny. To znaczy, dla mnie właściwie nie. Mam nadzieję, że też ci się spodoba.
- Jeśli sądzisz, że zawieszę go nad barem tak jak tamten poprzedni który mi dałeś to informuję cię, że nie zamierzam. Poprzedni i tak tylko kurzy się na strychu, bo nie chciałeś go zabrać.
- Bo był prezentem.
- Który potem mi wypomniałeś.- Zauważyłam sucho. W odpowiedzi wyciągnął ręce przed siebie w bezbronnym geście.
- Byłem idiotą.- Skwitował.- Co zaś się tyczy tego obrazu…to chyba dobrze, że nie chcesz wieszać go w cukierni.
- Dlaczego?
- Zobacz, to się przekonasz.- Zła, a raczej zirytowana tą tajemniczością z trudem powstrzymałam się od pójścia na górę zaraz po wyjściu Tomka. Nie chciałam by cokolwiek było z nim związane mnie irytowało.
W końcu mi się to udało: zajęta pieczeniem zapomniałam o prezencie, ale gdy tylko po pracy wróciłam do swojego pokoju zapakowany obraz przykuł moją uwagę. Wciąż zamierzałam walczyć z pokusą dlatego najpierw się wykąpałam, ale gdy już miałam położyć się spać nie wytrzymałam. Trudno, najwyżej jutro gdy mój mąż będzie kpił z mojej ciekawości powiem mu, że wcale nie zajrzałam do obrazu bo nie byłam go ani trochę ciekawa. Dlatego jak najostrożniej miałam zamiar przeciąć karton.
Płótno razem z ramą miało ponad metr długości i o połowę mniej szerokości, więc wtaszczenie go na górę musiało być sporym problemem nawet dla Tomka. A już na pewno dla mnie nawet przy podnoszeniu, bo po pozbyciu się kartonu odwrócony był tyłem. Zirytowana próbowałam go ostrożnie przychylić męcząc się przy tym i wzdychając. W końcu, z ogromnym trudem mi się to udało. I wtedy spojrzałam na obraz.
Z wrażenia przez dobrych kilka sekund nie mogłam złapać tchu. Wpatrywałam się więc w roześmianą na portrecie młodą kobietę biegnącą boso po łące. Była ładna, a nawet piękna. Jej rozwichrzone włosy wyglądały tak jakby uniosły się na wietrze, a oczy błyszczały, że zaczęłam zastanawiać się jak malarz mógł uzyskać taki efekt. Ubrana była w zwiewną białą sukienkę, która również wyglądała jakby poddawała się działaniu lekkiemu wietrzykowi. Miała bose stopy i duże, wygięte w specyficznym wyrazie, jakby trochę rozmarzone usta. Wyglądała niewinnie i dziewczęco, a przede wszystkim na zakochaną zalotnie uśmiechając się do malarza.
Tą dziewczyną byłam ja.
Naturalnie znacznie upiększoną i eteryczną, ale jednak po rysach twarzy, kolorze oczu czy długości włosów a także wielu innych szczegółach byłam pewna kim jest kobieta na płótnie.
Uśmiechnęłam się zdając sobie sprawę, że najwyraźniej Tomkowi udało się znaleźć swój dawno namalowany obraz, który miał być moim portretem. I że to co mi mówił było prawdą- naturalnie z wyjątkiem straszenia o negliżu. Nie mogłam oderwać oczu i przestać na siebie patrzeć. A gdy próbowałam to zrobić zauważyłam znajdującą się na dole dedykację. Aby ją odczytać musiałam się mocno schylić.

„Aby znaleźć miłość nie pukaj do każdych drzwi. Gdy przyjdzie twoja godzina, wejdzie do twojego domu, w twe życie, do twojego serca.”

Do oczu napłynęły mi łzy. Zrozumiałam, że Tomek namalował mnie w ten idealistyczny sposób, bo tak właśnie mnie widział kiedyś.
Jako kogoś doskonałego, kogoś idealnego, kogoś pięknego.
I znałam również tego powód.
Kochał mnie. Z tego obrazu wyzierała miłość do kobiety z płótna, którą dostrzegłabym nawet gdyby nie było na nim dedykacji.
Przymknęłam na moment oczy próbując zapobiec potokowi łez. Byłam zła na Tomasza. Co chciał uzyskać dając mi teraz ten prezent? Przecież wiedział, że się rozwodzimy, że nie ma przed nami żadnej przyszłości..Przypominając mi tylko jak bardzo kochaliśmy się kiedyś, to znaczy przed utratą jego pamięci sprawiał mi tylko ból.
Najgorsze było to, że gdybym jeszcze kilka tygodni temu zobaczyła ten obraz to byłabym w stanie wybaczyć mu wszystko. Ale teraz…
Teraz już nie. Bo zbyt wiele się między nami wydarzyło. Zbyt wiele padło słów, zbyt wiele razy się zraniliśmy, zbyt mało było w tym wszystkim zaufania i wiary. Zbyt dużo różnic pochodzenia i charakteru. Po prostu przeszkody mnożyły się niczym króliki na wiosnę. Dlatego widok płótna wytrącił mnie z równowagi. I do tego ta dedykacja, która jednak udowadniała że kiedyś byłam dla Kamińskiego kimś bardzo ważnym. To mnie uspokoiło, choć z drugiej strony zasmuciło. Co z tego, że kiedyś mnie tak widział? Teraz za to traktował jako oszustkę i manipulatorkę.
Odruchowo zaczęłam się zastanawiać nad kompleksem bogaczy na punkcie pieniędzy. Bo choć mieli ich dużo to jednak wszędzie węszyli spisek, wszędzie widzieli osoby które chcą bezprawnie zagarnąć ich majątek. Dla normalnych ludzi, czyli zarabiających kilka tysięcy złotych miesięcznie, kwestia pieniędzy nie zaprzątała głowy. Szli na randkę by spotkać drugą osobę chcąc dowiedzieć się co lubi, co sprawia jej przyjemność, jak spędza czas. Martwili się raczej swoim wyglądem zewnętrznym, tym że powiedzą coś niewłaściwego lub się ośmieszą. Ludzie tacy jak Tomek chcieli znać twój stan konta, to czy jesteś samodzielna finansowo, czy żerujesz lub polujesz na bogatego męża. Ich życie wciąż kręciło się wokół pieniędzy. Dość to było paradoksalne zważywszy na fakt, że oskarżali o to innych.
Przez całą noc nie mogłam przestać o tym myśleć. Choć podjęłam decyzję o rozwodzie z Tomaszem i starałam się z każdym dniem się w niej utwierdzać, to jednak czasami pojawiały mi się chwile zwątpienia. Czasami chciałam ponownie zaufać mężowi, chciałam pozwolić mu się kochać i rozpieszczać. Próbowałam go tłumaczyć mówiąc sobie w duchu, że miał rację zachować się w danej sytuacji tak nie inaczej, bo ja ją sprowokowałam albo zataiłam przed nim jakiś fakt. Potem jednak czułam się głupio wiedząc, że sama się łudzę. Tak było też po zobaczeniu obrazu który sam namalował. Dlatego choć wciąż nie zamierzałam mu wybaczyć to postanowiłam zaczekać do następnego dnia by po raz ostatni porozmawiać wszystko wyjaśniając. Bo to właśnie brak komunikacji i wyjaśnień był przyczyną naszych licznych kłótni i nieporozumień.
Rankiem obudziłam się pełna energii do pracy uśmiechając się do nierzeczywistej dziewczyny z obrazu. Postanowiłam, że nawet jeśli rozwiodę się...to znaczy jak rozwiodę się z Tomkiem  bez żadnego jeśli, to i tak będę mu wdzięczna za to płótno.
Była sobota, więc to Paula miała od rana zajmować się obsługiwaniem klientów. Dlatego też powiedziałam jej o obrazie, a nawet go pokazałam. Zauważyłam, że na Babeckiej zrobił wrażenie nie mniejsze niż na mnie. Patrzyła na niego bez słowa by w końcu rzec:
- A jednak cię namalował. I to w tak cudowny sposób.
- Tak. – Odparłam z bladym uśmiechem.
- Więc zamierzasz do niego wrócić?
- Nie…to znaczy nie wiem.
- Aniu, nie możesz wciąż się wahać.
- Wiem Paula, ale ja…ja go kocham; dobrze o tym wiesz.
- Ja też kochałam Roberta Marciniaka. I zobacz jak na tym wyszłam.
- Ale on nie jest Tomkiem. On nie zrobił Ilonie dziecka.
- Raczej: jeszcze nie.- Mrugnęła wzruszając ramionami, a potem zeszła na dół. A ja z wrażenia stałam jeszcze na górze dobrą chwilę zanim zeszłam po schodach za nią. Bo w jej tonie było coś tak dziwnego, że to nie mogła być przypadkowa sugestia.
- Co miałaś na myśli mówiąc to? Paula!- Zawołałam ją po imieniu, gdy nie reagowała po raz ostatni sprawdzając czystość stolików i ustawiając odpowiednio krzesełka, bo otwarcie miało nastąpić już za kilka minut.- Paulina?
- Nic, Anka.- Bąknęła.
- Więc czemu to powiedziałaś?- Babecka z wyraźną irytacją pomieszaną z niechęcią niemal rzuciła ścierkę na stół. I jeszcze zanim powiedziała następne słowa coś zapiekło mnie w gardle:
- Widziałam ich. Ilonę i Tomka. Kilka dni temu, niedaleko cukierni. Całowali się.
- To niemożliwe. Tomek mówił, że nic ich nie łączy.
- Możliwe.
- Jesteś tego pewna?
- Tak, jestem tego pewna do cholery! Miałam im zrobić zdjęcie żebyś uwierzyła?
- Czemu krzyczysz?
- Bo mam tego wszystkiego dość! Potąd Kamińskich, potąd własnego życia i dość wszystkich facetów. - Wymownym gestem uniosła dłoń do góry poziomą kreską przejeżdżając nią sobie nad głową.- Wkurza mnie to, że Tomek cię oszukuje a ty jak ta ostatnia naiwna wciąż się łudzisz.
- Przestań.
- Ale to prawda! Mówiłaś, że dasz sobie z nim spokój, że te trzy miesiące to tylko okres zwłoki.- Gdy to mówiła niemal czułam jak wielka gula staje w moim gardle.- Ale ty wciąż się łudzisz. Biedna sierotka Ania wciąż wierzy w bajki i szczęśliwe zakończenie.
- Dlaczego to mówisz? I czemu mnie atakujesz?- Spytałam z trudem.
- Bo to dupek, dupek taki sam jak Robert, rozumiesz?! Nie jest ciebie wart, nie jest taki jak jego młodszy brat.
- Ostatnio mówiłaś że jest wręcz przeciwnie.- Zauważyłam choć coraz trudniej było mi artykułować jakiekolwiek słowa.
- Bo tak myślałam okej?- Odpowiedziała mi płaczliwym głosem. Zauważyłam w jej oczach łzy.- Myślałam, że życie jest jednak sprawiedliwe, ale ono kopie w dupę kiedy się tego najmniej spodziewasz.
- O czym ty mówisz?- Spytałam cicho domyślając się, że ona już wcale nie mówi o mnie, ale ma na myśli siebie. I pomimo bólu jaki czułam na myśl o Tomku który najwyraźniej ponownie odnowił kontakt ze swoją byłą drążyłam:- Paula, co się z tobą dzieje?
- Jestem w dupie, Ania. To się dzieje.
- Nie rozumiem, powiedz o co chodzi konkretnie. Może będę w stanie ci pomóc.
- Nie możesz mi pomóc, nikt nie może.
- To chodzi o Wojtka?
- Nie! To nie ma z nim nic wspólnego choć wciąż mnie irytuje.
- Więc o co? Zauważyłam, że coś złego dzieje się z tobą ale uważałam że jeśli będziesz potrzebować przyjaciółki to sama do mnie przyjdziesz. Dlaczego tego nie zrobiłaś?
- Bo ty nic nie zrozumiesz; nie będziesz potrafiła. Szczególnie ty.
- Czego nie będę potrafiła?- Nie doczekałam się odpowiedzi, bo drzwi cukierni właśnie się otworzyły. Babecka szybko się odwróciła doprowadzając się do porządku. Właściwie byłabym pod wrażeniem jej umiejętności aktorskich (jeszcze minutę temu praktycznie mało co nie zalała się łzami a teraz z szerokim uśmiechem witała pierwszych gości) gdyby nie tępy ból w podbrzuszu.
Widziałam ich. Ilonę i Tomka. Kilka dni temu, niedaleko cukierni. Całowali się.
To dupek, dupek taki sam jak Robert, rozumiesz?!
Nie jest ciebie wart.
Znów to samo, pomyślałam ledwie zmusiwszy się do przybrania normalnego wyrazu twarzy. Dopiero w kuchni pozwoliłam sobie na łzy. Ale właściwie nie płakałam. Miałam na to prawdziwą ochotę, ale nie byłam w stanie tego zrobić. Mój ból był chyba tak wielki, że nawet nie byłam do tego zdolna.
Dlaczego tak się czułam, do cholery? Przecież Tomek wciąż mnie ranił, na nowo i od nowa, a potem jeszcze raz i kolejny. Był bezlitosny dawkując ciosy tak jakby intuicyjnie wiedział ile jestem w stanie znieść. Byłam tak wściekła, że weszłam po schodach na górę z zamiarem zniszczenia płótna. Próbowałam je podnieść co okazało się być całkowicie bezskuteczne. Ale te daremne próby nieco mnie otrzeźwiły. W końcu zrozumiałam, że to głupie niszczyć płótno tylko z chęci ukarania męża. Przecież to nic nie da, nie zmniejszy mojego bólu, nie sprawi że zapomnę o Kamińskim. Chciałam cofnąć czas. Po raz pierwszy w życiu chciałam wymazać coś ze swej pamięci tak jak Tomek, bo nie byłam w stanie więcej znieść. Tak źle nie było nawet po śmierci Anity, po zdradzie Dawida czy Anety.
Z wielkim trudem zmusiłam się do zejścia na dół i pracy choć robiłam o nieco mechanicznie. Do tego już od jakiegoś czasu klientów ubywało, więc mojej pracy też. Ale mimo to wciąż piekłam różnorodne ciasta choć wiele z nich potem musiałam po prostu wyrzucać. A potem zauważyłam numer Tomka na swojej komórce. I po prostu zaczęłam się wpatrywać w wibrujący ekran zamiast odłożyć telefon. Zrobiłam to dopiero gdy zamilkł.
Tomasz próbował się ze mną skontaktować jeszcze raz, po czym wysłał wiadomość informując mnie, że wpadnie do cukierni koło południa. Miałam ochotę mu odpisać, że ma nigdy więcej nie przekraczać progu „Słodkiego świata’, ale powstrzymałam się. Lepiej gdy zrobię to osobiście. Niech no tylko się zjawi z tym swoim kolejnym bukiecikiem kwiatów. Niech się uśmiechnie i zacznie normalnie rozmawiać. Już ja mu pokażę gdzie raki zimują.
Mimo brawurowego nastroju w tamtej chwili, potem czułam się coraz gorzej. Doszło do tego, gdy na sali serwowałam kawę nie potrafiłam uśmiechać się do gości. Czasem moje spojrzenie zetknęło się  z tym Pauliny, ale każda z nas szybko odwracała wzrok. Do czasu aż zjawił się Dawid.
Właściwie nie miałam pojęcia o jego wizycie. Początkowo usiadł przy jednym z wolnych stolików zamawiając eklerki, ale gdy zauważył, że jestem na sali podszedł do mnie i się przywitał.
- Nie wyglądasz najlepiej.- Powiedział zaraz po słowach przywitania. Próbowałam się do niego uśmiechnąć i jakoś zażartować, ale jak mówiłam nie byłam w stanie.- Coś się stało?
- To po prostu zmęczenie, Dawid.
- Zmęczenie mówisz. Czy ma ono związek z twoim mężem? Widziałem, że ostatnim razem po mojej wizycie za tobą wybiegł. Bo to był on, prawda?
- Tak, to był Tomek. Ale jak naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.
- Ale chciałbym cię jakoś pocieszyć.
- Nie możesz.- Odpowiedziałam doskonale słysząc jak drży mi głos. Wzięłam parę głębokich wdechów próbując się uspokoić. Ręce mi drżały w ten sam sposób gdy zmieniałam sitko w ekspresie byleby coś ze sobą zrobić i udać zajętą. W pewnej chwili poczułam jak Raczkowski kładzie swoją rękę na mojej. Zastygła wpatrywałam się w nią niezdolna spojrzeć mu w oczy.
- Aniula, powiedz mi. Przecież wiesz, że mi możesz zaufać.
Ufam ci, Aniu.
Ufam ci.
Z szybkością błyskawicy zabrałam z lady dłoń którą nakrył mi swoją.
- To niepotrzebne, Dawid. Naprawdę.
- Więc skąd ten smutek?
- Po prostu.- Wzruszyłam ramionami w pozornym geście beztroski.- Możesz zaproponować mi coś żeby znikł?- Wysiliłam się na nieudany żart.
- Tak.- Potraktował moje pytanie całkiem poważnie.- Jeśli zgodzisz się ze mną wyjść.
- Nie mogę.- Odpowiedziałam odruchowo.- Ja muszę…- Nie dokończyłam patrząc w piwne tęczówki Raczkowskiego. I wtedy zrozumiałam, że muszę wyjść z cukierni do której zgodnie z SMS-em za godzinę ma wpaść Tomek, że powinnam zająć czymś głowę dopóki poczucie pustki i smutku nie minie.- Gdzie chcesz mnie zabrać?
- Zobaczysz. Ale gwarantuje ci, że twój smutek minie.
Choć trochę wbrew sobie wyszłam z byłym narzeczonym zostawiając Babecką w cukierni całkiem samą. Nie miałam pojęcia co planuje Dawid; nie łudziłam się też że pomoże mi zapomnieć o Tomku i nowym bólu który mi sprawił, ale mimo to tak się stało. Bo na początku pojechaliśmy na stary rynek. Tam spacerowaliśmy, a Raczkowski kupił mi małą porcję waty cukrowej żartując, że zawsze byłam łasuchem i z pewnością słodkości mnie rozweselą. A potem  rozbawił mnie podchodząc do obcych ludzi i prosząc ich o to by sprawili że się uśmiechnę. O dziwo tylko dwójka ludzi wyminęła go bez słowa; reszta w zależności od kategorii wiekowej czy płci mówiła słowa pocieszenia, robiła zabawne miny. Jeden facet nawet pokazał swój brzuszek piwny. Po takim widoku, powiedział później, każdy dojdzie do wniosku że jego życie jest sto razy lepsze. I wtedy serio się odprężyłam odruchowo zaczynając przypominać sobie jak zakochałam się w Dawidzie. Że uwielbiałam jego poczucie humoru, spacery, to w jaki sposób przekornie się uśmiechał. Teraz nawet inaczej postrzegałam jego zachowanie w tamtym gabinecie z Anetą i byłam gotowa mu je wybaczyć (a raczej już to zrobiłam). Szkoda tylko, że teraz moje serce należało do kogoś innego.
- To co, masz ochotę na gorącą czekoladę? Mówię ci, tutaj za rogiem jest nieziemska.- Zaproponował w pewnej chwili.
- Przecież godzinę temu kupiłeś mi watę.- Przypomniałam.- Nie za dużo tych słodkości?
- I ty to mówisz? Ty, która nigdy nie odmawia nawet okruszka i do kawy dodaje trzy kopiaste łyżeczki cukru? - Odpowiedział mi retorycznym pytaniem za co dostał w ramię. A potem skłonił głowę w geście pokory i prosząc o moją dłoń weszliśmy do pijalni czekolady.
Potem zaskoczył mnie po raz kolejny gdy zabrał mnie na łyżwy. Przez pierwsze kilka minut miałam problem z przyzwyczajeniem się do za dużych wypożyczonych butów i przypomnieniem sobie jazdy w ogóle, ale z pomocą Dawida to uczucie minęło. I śmigałam po lodzie jak zawodowiec. No, może nie całkiem, ale zupełnie swobodnie. W dodatku nie robiłam tego od tak dawna, że teraz sprawiało mi to wielką radość. To uczucie niemal płynięcia po lodzie było dla mnie od dawna niedostępne. Odruchowo przypomniałam sobie to co powiedziała mi Aneta podczas mojej wizyty w domu. Że po śmierci Anity przestałam jeździć na łyżwach by ukarać samą siebie. I zrozumiałam, że miała rację.
Po ponad dwóch godzinach energicznej jazdy, wyczerpani udaliśmy się do kawiarni która znajdowała się najbliżej. Pijąc kawę napawałam się ciepłem lokalu grzejąc sobie dłonie o brzeg kubka. Dawid śmiał się ze mnie nazywając zimorodkiem.
- Zawsze zimą było ci wiecznie chłodno, pamiętasz?
- Jakże mogłabym zapomnieć? Zimna stopa: tak mnie nazywałeś?
- Przecież wiesz, że to były takie żarty. Poza tym skoro o tym mowa skutecznie umiałem je rozgrzać gdy leżeliśmy razem oglądając jakiś romantyczny film. Pamiętasz? W kółko mogłaś oglądać Malowany welon albo Zakochaną Jane.- Nawiązanie do przeszłości w której byliśmy parą trochę zbiło mnie z pantałyku, więc zmieniłam temat:
- Właściwie to co robiłeś w cukierni? Pracujesz gdzieś niedaleko, że wpadłeś po drodze?
- Nie, trochę nadłożyłem drogi, ale miałem ochotę cię zobaczyć. No i udało mi się znaleźć w odpowiedniej chwili i odpowiednim czasie.
- Tak.- Przytaknęłam udając, że pochłania mnie kolejny łyk kawy.
- Jak widzę idzie ci coraz lepiej. Ale jeśli masz jeszcze jakieś problemy finansowe to z chęcią ci pomogę.
- Nie, nie mam. A nawet gdybym miała to byłoby raczej nie na miejscu bym brała od ciebie…Co miałeś na myśli mówiąc „jeszcze”?
- Hm?
- Powiedziałeś: jeszcze.
- No…bo słyszałem, że miałaś trochę problemów.- Teraz z kolei jego bardzo zainteresowała pita właśnie kawa. I wtedy wszystko zrozumiałam.
- To byłeś ty, prawda? Ty dałeś mi te pieniądze.
- Jakie pieniądze? – Wciąż grał głupiego.
- Nie udawaj: dziesięć tysięcy gotówką, które wręczyłeś Pauli. Chociaż nie osobiście.- Dodałam przypominając sobie opis Babeckiej, która powiedziała mi, że torbę z kasą wręczył jej około czterdziestoletni mężczyzna.
- Aniu ja…- W końcu ciężko westchnął.- Chyba nie najlepszy ze mnie konfident, co?
- Dawid. –Jęknęłam.- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś?
- Bo wiedziałem, że byś ich nie przyjęła.
- Oczywiście, że bym ich nie przyjęła.- Odparłam.- Ale przynajmniej teraz wiem komu je zwrócić.
- Nie, nie musisz.
- Muszę, nie masz żadnego obowiązku dawać mi jakichkolwiek pieniędzy.
- Może i nie, ale chciałem ci troszkę pomóc.
- Takich pieniędzy nie można określić jako drobną pomoc.- Spieraliśmy się jeszcze przez jakiś czas gdy w końcu Raczkowski uniósł przed siebie ręce jakby w geście poddania się.
- Dobrze, masz rację.- Przyznał.- Więc uznajmy, że te pieniądze będą rekompensatą moralną za to co ci zrobiłem.
- I tak nie mogę ich wziąć.
- Ale ja tego chcę. A jeśli nie chcesz się zgodzić to potraktuj to jako bezzwrotną pożyczkę…albo zwyczajną pożyczkę.- Dodał gdy widział, że już chciałam zaprotestować.- Proszę Aniu.- Kontynuował łagodnym, prawie błagalnym tonem nakrywając moje dłonie swoją. – Pozwól mi choć w ten sposób odpokutować i zagłuszyć wyrzuty sumienia.
- Przecież nic mi nie zrobiłeś.
- Zrobiłem. I nigdy sobie tego nie wybaczę, bo przez to skomplikowałem życie sobie, tobie i Anecie.- W zasadzie do tej pory mało rozmawialiśmy o przeszłości co było mi na rękę, dlatego teraz perspektywa rozmowy o tym trochę mnie przerażała. Bo wyczuwałam, że dla Dawida nasze wyjście ma zdecydowanie inne znaczenie niż dla mnie. W jego oczach widziałam cień łączącego nas dawniej uczucia. Zresztą udowodnił to gdy po wyjściu z kawiarni odwiózł mnie pod moją własną cukiernię. Gdy się tam znaleźliśmy bezpośrednio chciał odprowadzić mnie pod same drzwi jak typowy dżentelmen. Ale zawsze był szarmancki, uświadomiłam sobie. Trochę staroświecki i oderwany od rzeczywistości mimo udawania modnego teraz zblazowania. W stolicy aż tak się nie zmienił.
- W takim razie chyba musimy się rozstać, co?- Spytał tuż przy samych drzwiach cukierni. Zauważyłam, że w środku światła były już pogaszone więc spojrzałam z konsternacją na zegarek. Czyżby Paula zamknęła dziś wcześniej? Ale nie, dochodziła już ósma. Nie mogłam uwierzyć, że spędziłam z Dawidem praktycznie cały dzień. Sądziłam, że od mojego wyjścia minęły co najwyżej cztery godziny; w końcu w listopadzie dni były dość krótkie więc sugerowanie się ciemnością nie było najlepszym rozwiązaniem.
- Tak, niestety. Ale bardzo dziękuję ci za ten dzień. Było naprawdę fajnie.- Ponieważ zrobiło mi się dość zimno po wyjściu z ciepłego auta szczelniej otuliłam się płaszczem.
- Więc udało mi się choć trochę odpędzić smutki?- Dopiero gdy zadał mi to pytanie przypomniałam sobie o Tomku. Z trudem udało mi się uśmiechnąć.
- Nawet więcej niż trochę. Jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co. Jakbyś nie zauważyła dla mnie to była czysta przyjemność.
- Dla mnie też.
- Prawie jak za dawnych czasów, co?- Słysząc to mój uśmiech zbladł. Spojrzałam na Raczkowskiego chcąc zabrać głos i wyjaśnić że z mojej strony nic nigdy nie będzie nas już łączyć, ale on widocznie wyczuwając moją odmowę szybko dodał:- Posłuchaj Aniu, wiem że popełniłem niewybaczalny błąd tamtego wieczoru z Anetą. Ale chcę też byś wiedziała, że nie ma ani chwili bym tego nie żałował.
- Dawid…- Próbowałam go jeszcze powstrzymać, ale na daremną.
- Aniu, wciąż cię kocham. I nigdy nie przestałem. A ostatnie miesiące były dla mnie piekłem. Wciąż na nowo wspominam spędzony z tobą rok po moim powrocie ze studiów i nasze wszystkie przygody, a nawet kłótnie. To jak się na mnie złościłaś czy zajadałaś słodkimi tortami, jak…
- Ale ja ci mówiłam, że teraz to nie jest możliwe. Jestem mężatką.
- Wiem o twoim małżeństwie. Ale tak jak pewnie ty też to zrozumiałaś uczyniłaś to w akcie desperacji.
- Akcie desperacji?- Powtórzyłam cicho zaskoczona jego słowami. I interpretacją. Czy miał rację? Czy wyszłam za mąż za Tomka tylko dlatego? Czy to był mój kolejny przejaw impulsywności?
- Tak. Sprawiłem ci ból, więc poradziłaś sobie z nim w iście szalony sposób spotykając innego mężczyznę i wychodząc za niego za mąż. I dowodzi tego pospieszny rozwód zaledwie po kilku miesiącach.
- To nie tak.- Wyszeptałam gdy powiedział to na głos. Bo zabrzmiało to tak…zimno. Ale ja wcale nie poślubiłam Tomka by zemścić się na Dawidzie. Ja go kochałam. I nadal kocham, uświadomiłam sobie z niejakim przerażeniem. Choć ranił mnie już tyle razy moje uczucie wcale nie przestało się wypalać. Poczułam jak zaczyna mnie ogarniać lekka panika. Zwłaszcza, gdy rozemocjonowany Raczkowski kontynuował:
- Wiesz równie dobrze jak i ja, że mam rację. Ale ja nie mam ci tego za złe; byłbym hipokrytą gdyby tak się stało. Chociaż nie ukrywam, że cieszy mnie twój rozwód bo daje nadzieję. Gdy uciekłaś sądziłem, że między nami wszystko skończone. Lecz teraz…teraz jest między nami szansa, jest nadzieja na to, że możemy jeszcze wszystko naprawić. Że możemy być szczęśliwi.
- Nie rozumiesz. To nie jest takie proste.
- Aniu to jest proste. Wiem, że dla ciebie ślub jest poważną sprawą co tylko świadczy o fatalnym stanie ducha w jakim byłaś po mojej zdradzie gdy go wzięłaś z praktycznie obcym sobie facetem, ale mimo to to był tylko ślub cywilny. W oczach Boga wciąż będziesz mogła pójść do ołtarza w bieli. Pamiętam jakie to miało dla ciebie znaczenie.
- On był…to znaczy nadal jest moim mężem, Dawid. Potrafiłbyś to zaakceptować?- Celowo o to spytałam wiedząc, że zrozumie co mam na myśli, choć wciąż nigdy z nikim nie spałam. Ale byłam ciekawa jego reakcji. W pierwszej chwili na jego twarzy zagościł smutek jakby wyobrażał sobie mnie i Tomka w takiej sytuacji, ale zaraz potem obdarzył mnie delikatnym uśmiechem. I patrząc prosto w oczy powiedział:
- Nie obchodzi mnie to. Dla mnie i tak pozostaniesz czysta i niewinna. Bo taka po prostu jesteś. Nieważne co cię z nim łączyło; wiem jednak że go nie kochasz. Ja też prawie zdradziłem cię z Anetą a mimo to mi wybaczyłaś.- Totalnie zdezorientowana i zaskoczona wpatrywałam się w niego (o czym byłam całkowicie pewna) z wyjątkowo tępym wyrazem twarzy nie mając pojęcia co mu odpowiedzieć. A potem zobaczyłam jak twarz byłego narzeczonego nachyla się nade mną. I choć wiedziałam, że powinnam uciec od tego pocałunku to jedyne na co było mnie stać to bierne czekanie.

10 komentarzy:

  1. Ale się porobiło. Ania znów czuje sie oszukana, myśli, że Tomek spotyka się z Iloną. Tylko, że mi się wydaję, że Ilona specjalnie powiedziała o tym Ani żeby rozwalić ich związek. I jeszcze ten Dawid, Będzie się działo. Czekam na kolejny rozdział pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie w cukierni jest Tomek i czeka na Anie albo będzie się przypatrywal jak Dawid całuję Anie albo zachowa się jak facet czyli zaatakuje :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodasz coś dzisiaj?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dzis juz ni dam rady. Jutro wieczorem coś wstawię.

      Usuń
  4. przeczytałam to jak dodałaś i w końcu w spokoju zaczęłam się uczyć a nie zaglądać na twojego bloga :) przyznam , że końcówka rozdziału mi się nie spodobała . Mam nadzieję , że jednak to jakoś odkręcisz i Tomkowi można ufać i nie zdradza Ani z Iloną !! Noi oczywiście Ania ma pogonić swojego byłego na drzewo !!!!Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie ten cały Dawid jest przekupiony przez ojca Tomka , i te całe uczucie jest udawane , tak coś mi się wydaje. Pozdrawiam, Ada :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie podoba mi się ta cała sytuacja z dawidem... To przesada.. Powinna odbudować relacje z Tomkiem nawet obiecała to swojemu ojcu....

    OdpowiedzUsuń
  7. będzie dzis ten rozdział ? A jak tak to koło której ? :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga autorko mogę tylko napisać że Twoje opowiadania sa niesamowite i nigdy nie przestawaj pisać:-)
    Mam tylko jeszcze jedna uwagę do czytelniczki. "marzycielka" czy nie uważasz że twój nacisk jest trochę frustrujacy? Dla mnie by był, gdybym była autorka. Wszyscy czekamy na kolejne rozdziały z niecierpliwością ale każdy z nas ma też życie prywatne i powinniśmy to uszanować. A Tobie Madziu życzę weny i cierpliwości do nas czytelników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może masz rację , nigdy się nad tym nie zastanawiałam . Nie tylko ja dopytuje o rozdziały ale faktycznie najczęściej . Cieszę się w takim razie , że autorka tego bloga wykazuje się i stosunku do mnie dużą cierpliwością i cieszę się , że nie trafiłam na kogoś innego . Szanuje to , że każdy ma życie prywatne ale po prostu jestem niecierpliwą osobą i najchętniej przeczytałabym całe opowiadanie od razu a brak czasu to jest dla mnie codzienność i podziwiam Magde, że i tak dodaje tak często rozdziały , w sumie najczęściej ze wszystkich blogow ,które czytam .Mam taką naturę , że po prostu nie potrafię wysiedzieć cicho oczekując jakiegoś rozdziału , nie tylko na tym blogu, więc przepraszam Cię Madziu jeżeli Ci to przeszkadza i po prostu napisz , noi Ciebie oczywiście Ewo bo musisz czytać moje komentarze xD Teraz postaram się siedzieć cicho i nie naciskać na nikogo , wgl najlepiej się nie odzywać

      Usuń