Łączna liczba wyświetleń

środa, 3 czerwca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XL: Zgoda.


Gdy tylko dobiegłam do kibla zwymiotowałam całą treść swojego żołądka. Podnosząc głowę zauważyłam, że w otwartych drzwiach łazienki stoją dziewczyny gapiąc się na mnie to z niepokojem, to z niepewnością.
- Wszystko w porządku Karola?- Pierwsza z szoku otrząsnęła się Beti podchodząc do mnie i odgarniając mi włosy z twarzy. Jeden kosmyk był lekko wilgotny i znów zrobiło mi się niedobrze. Ponownie pochyliłam się nad sedesem. Tym razem jednak przyjaciółka podtrzymała mi włosy. Chociaż był to syzyfowy trud. Przecież i tak były upaćkane.
- Co się stało? Co miałam zamiar powiedzieć zanim…zanim dotarłaś tutaj? Co cię tak zdenerwowało?
- Nic.- Wyszeptałam z trudem Beacie. Czułam się jak kupa nieszczęścia.
- Jejku, dajcie jej ręcznik.- Krysia jako jedyna zachowała w tej sytuacji zdrowy rozsądek.- A ty Asia nie stój jak kołek. Idź do kuchni i zrób jej miętowej herbaty. To powinno uspokoić jej żołądek.
- Jasne.
Zanim doprowadziłam się do porządku, spędziłam w łazience jeszcze kilka minut. W tym czasie przepłukałam końcówki swoich włosów i umyłam włosy pastą do zębów. Na nieszczęście Krystyna nie miała w domu zapasowej szczoteczki musiałam posłużyć się własnym palcem, ale zawsze lepsze to niż smród wymiocin. Gdy weszłam do kuchni zastałam moje przyjaciółki szepczące coś do siebie cicho. Widząc mnie przerwały swoją konwersację.
- Przepraszam was.
- Nie masz za co. Lepiej usiądź.
- Nie, naprawdę nic mi nie jest. Poza tym, że jestem zażenowana.
- Zatrucie pokarmowe nie jest powodem do zażenowania.- Spuściłam wzrok by Beata nie mogła nic wyczytać z moich oczu. Ale być może ten gest powiedział jej więcej niż mi się wydawało.- Bo to jest zatrucie, prawda Karola?
- Pewnie tak.
- Karolina… Chyba nie chcesz powiedzieć, że są jakieś inne przyczyny?- Przymknęłam na moment oczy. Czyżby nadeszła chwila prawdy? Wzięłam głęboki wdech. Trochę wcześniej niż się spodziewałam, ale co tam? Przynajmniej będę miała to już za sobą.
- Tak, jest inna przyczyna.
- Jesteś chora?- Zasugerowała nieśmiało Krysia. Dobrze wiedziała, że to nie jest przyczyna, ale widocznie przez wzgląd na nasze pozostałe przyjaciółki chciała dać mi szansę na wycofanie się. Tylko jaki to miało sens.
- O cholera.- Mrugnęła Asia zaraz zakrywając sobie usta, bo zazwyczaj nie przeklinała.
- I to jaka.- Beti spojrzała prosto na mnie.- Siadaj.
- Beata ja…
- Siadaj. Skoro się powiedziało A, trzeba powiedzieć i B. Jak on zareagował?
- Kto?- Dopytywała się Krysia, bo przecież zgodnie z obietnicą Beti nie wyznała jej i Joasi o tym, że jakiś czas temu spędziłam noc z Jackiem, który był tak naprawdę Łukaszem. Ona jednak zignorowała pytanie.
- Bo powiedziałaś mu o tym, prawda?- Milczałam, więc ponowiła pytanie.- Karolina?
- Proszę, Beti. Nie mieszaj się.
- Jak mam się nie mieszać?!- Rozemocjonowana wstała z krzesła nerwowo krążąc po pokoju.- I na dodatek kazałaś mu spadać.
- Mówimy o Jacku?- Domyślały się dziewczyny.
- To moje sprawy i załatwię je sama.
- Nie, nie mogę w to uwierzyć. I do tego jesteś urażona.
- Więc nie naskakuj na mnie. Wiem co robię.
- Doprawdy? Zachodzenie w ciążę z facetem a potem pozbywanie się go mieści się w tej kategorii?- Spytała ironicznie.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać. Dziękuję Krysiu za ten wieczór i jeszcze raz przepraszam za jego koniec. Będę się zbieraj.
- Przecież ja chcę ci tylko pomóc. Nie uciekaj.- Głos znów zabrała Beti. Tym razem wydawał się być mniej wściekły.
- Rozumiem, ale nie mam pięciu lat by tak mnie traktować. I dla twojej wiadomości: wcale nie uciekam.
- Karolina, zostań. Proszę.- Słowa Asi sprawiły, że się zatrzymałam.- Nie musisz o tym rozmawiać jeśli nie chcesz. Po prostu Beata jest z pewnością zaskoczona. Tak jak my wszystkie, choć i tak zdaje się że wie najwięcej.- Dodała wzbudzając we mnie wyrzuty sumienia, że o niczym jej nie powiedziałam.
- Przepraszam. Po prostu chciałam sama przejąć kontrolę nad swoim życiem.
- Nie jesteśmy na ciebie złe. Prawda, Beti?- Spytała ją groźnie.
- Jasne.- Przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie.- Trochę mnie poniosło. - Jak się czujesz?- Nim odpowiedziałam przez moment mierzyłyśmy się wzrokiem. Jeszcze byłam na nią trochę zła za jej reakcję.
- Dobrze. To dopiero początek.
- Szósty tydzień o ile się nie mylę.- Widocznie doskonale pamiętałam tamtą rozmowę gdy po nocy spędzonej z Łukaszem pełna wyrzutów sumienia nie sprostowałam jej pomyłki, że przespałam się z Jackiem.
- Tak. Ale nie pytajcie mnie na razie o żadne szczegóły. Wiem, że możecie czuć się urażone, ale sama zdałam sobie z tego sprawę od niedawna. Jeszcze wszystkiego nie przetrawiłam.
- Naturalnie. Tak jak mówiłam nie musisz nam niczego wyjaśniać.
- Dzięki.- Odpowiedziałam ignorując szept Beti:
- Mów za siebie.
- W końcu od tego są przyjaciele, prawda?
Po powrocie do domu czułam się koszmarnie. Dlaczego wszystko musiało się wydać? Niektórzy ludzie potrafią ukrywać takie rzeczy miesiącami, a ja nie wytrzymałam nawet jednego spotkania. Na dodatek wiedziałam, że dziewczyny oczekują moich wyjaśnień. Ba, cała moja rodzina niedługo będzie ich oczekiwać. I co wtedy? Wciąż nie miałam pojęcia.
To, że moje przyjaciółki dowiedziały się prawdy miało również inną wadę. Bo zapomniałam o swoich spostrzeżeniach podczas tego wieczoru, które miały mieć dla mnie w przyszłości fundamentalne znaczenia. Ale teraz o tym nie myślałam. Moje myśli zaprzątała tylko ciąża.
Choć spodziewałam się, że gdy tylko gadatliwa Beti dowie się prawdy zaraz o wszystkim dowie się moja mama i rodzeństwo, to jednak to wcale nie nastąpiło. A przynajmniej tak myślałam . Bo w niedzielny wieczór odwiedził mnie ktoś kogo się nie spodziewałam.
Jacek.
Naturalnie nie był sam. Za jego plecami znajdowała się moja przyjaciółka. Gdy spojrzałam na nią z konsternacją nie wydawała się nawet zakłopotana.
- Co ty tu robisz?- Zwróciłam się z tym pytaniem do Bończaka.
- Właściwie to nie wiem. Beata kazała mi…
-…to ja go tu sprowadziłam, tak. Akurat musiałam zamówić bilet na wyjazd dla Krzyśka i spotkałam tam naszego drogiego przyjaciela. Miał zamiar wyjechać do Gdańska.
- Nie wiem po co to zrobiłaś. Przepraszam Jacek.- Powiedziałam.
- Wiedziałem, że Beti coś odbiło. Przez ciebie uciekł mi jedyny dzisiejszy pociąg.- Zwrócił się do niej.
- A ja myślę, że nie. Bo jest potrzeba byś tu był.- Poczułam złość. Czemu ona musiała się we wszystko wpieprzać? Jej życie było nudne czy co? Przecież nie miała tak naprawdę o niczym pojęcia.
- Ty mu to wyznasz czy ja mam to zrobić?- Spytała mnie retorycznie. Mimo to odparłam:
- To ciebie nie dotyczy. Jacka też nie.
- Co mnie nie dotyczy?- Wtrącił się.
- Skoro tak to powiedz mu prawdę.
- Hej, mogę w końcu dowiedzieć się po co tu sterczę?
- No właśnie, Karolina? Skoro tak to przecież możesz mu to wyznać.- W duchu obiecywałam sobie, że ją rozszarpię. Gdy tylko zostanę z nią sama.
- O niczym, Jacek. Jeszcze raz przepraszam że przeszkodziła ci w wyjeździe. Coś sobie uroiła jak zawsze.
- To, że to on wysłał ci tę paczkę z rzeczami Kubusia nie znaczy, że nie ma prawa wiedzieć.
- Już mówiłam, że to go nie dotyczy.
- A ja mówiłam, że skoro tak  to mu po….
-…okej!- Krzyknęłam napięta do granic możliwości.- Jestem w ciąży, zadowolona? A teraz wyjdź. – Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie z tłumioną złością. Potem Beti spojrzała na Jacka by zobaczyć jakie to wywarło na nim wrażenie. Wyglądał jak rażony piorunem. Cholera.
- Myślę, że teraz mogę zostawić was samych.- Beata postanowiła zrobić jedyną sensowną rzecz pośród całego bezsensu jakim było sprowadzenia tu Jacka.
- Skoro już tu przyszedłeś może wejdziesz do środka?- Zaproponowałam nie patrząc mu w oczy.- Bez słowa wszedł do środka. Zastanawiałam się co też może sobie teraz o mnie myśleć.
- Rozumiem, że Łukasz nie ma o tym pojęcia?- Spytał.
- Tak.
- Masz zamiar mu powiedzieć?
- Tak. Ale chcę poczekać aż ciąża będzie pewna.
- A teraz nie jest?- Nie odpowiedziałam.
- Domyślam się, że Beata to mnie uznała za ojca.- Oznajmił.- Mogę wiedzieć dlaczego?- Miałam nadzieję, że o to nie zapyta. Ale musiałam mu to wyznać.
- Beti niesłusznie wyciągnęła taki wniosek gdy odwiedziła mnie po…po spotkaniu z Łukaszem.
- A ty tego nie sprostowałaś.- Starałam się dociec czy w tym stwierdzeniu był wyrzut. Jeśli tak to starannie zamaskowany.
- Tak. Przepraszam.
- Dlaczego to zrobiłaś?- Bo jestem tchórzem, pomyślałam ale na głos odparłam:
- Sama nie wiem. Czułam się głupio na samą myśl o tym.
- Więc wolałaś oczerniać mnie pozwalając wierzyć twojej przyjaciółce, że nosisz  pod sercem moje dziecko?- A więc jednak był na mnie zły.
- O ile sobie przypominasz to Beata miała żal raczej do mnie niż do ciebie. Sądziła, że po tym jak dowiedziałam się prawdy o nadawcy paczki w złości nie chciałam cię znać nieopatrznie zrywając znajomość.
- Więc czemu tego nie sprostowałaś później?
- Już mówiłam, że stchórzyłam. Ale zrobię to. Więc nie masz powodów do złości.
- Myślisz, że to złość? Nie. Wiesz co czuję? Wściekłość. Bo nie chcę by ktokolwiek postrzegał mnie jako mężczyznę uciekającego przed obowiązkiem. I to niesłusznie.
- Wkrótce powiem jej prawdę. Obiecuję.
- Ale najpierw oczernisz mnie przed resztą znajomych i rodziną co? By Łukasz mógł pozostać kryształowy.
- Wcale nie. I doskonale wiesz, że Łukasz wcale mnie nie zostawił.- Odpowiedziałam mu, bo zrozumiałam że właśnie do tego pił.
- Ośmielam się twierdzić inaczej. Ale ja nie zostawiłbym cię na pastwę losu w takiej sytuacji.
- O ile pamiętam już kiedyś to zrobiłeś.
- O ile pamiętam nie miałem pojęcia o twojej ciąży.
- Łukasz też teraz nie ma.- Odbiłam pałeczkę. Przez jakiś czas mierzyliśmy się wściekłym wzrokiem. Po pełnej wrogiego napięcia chwili Jacek pierwszy odzyskał nad sobą kontrolę.
- Wybacz. Nie chciałem przywoływać złych wspomnień.
- Wiem. Ale nie chcę byś oczerniał Łukasza. Mogę mu zarzucić wiele, ale jestem pewna że gdyby wiedział o moim stanie wróciłby do Warszawy w kilka godzin.
- Więc czemu tego nie robisz? Nie chcesz z nim być?
- Nie o to chodzi.- Westchnęłam.- Po prostu nie chcę by jedynym co nas łączy było dziecko. Chcę czegoś więcej, dlatego boję się że jestem gotowa się przed nim poniżyć przyjmując wszystko to co zechce mi dać. Czyli bardzo mało. Dlatego muszę zdobyć siłę, pomysł na siebie by potem nie czuć się od nikogo zależna. Rozumiesz mnie?- Sama nie rozumiałam jak znowu mogę z nim normalnie rozmawiać po naszym bezpardonowym rozstaniu przed telefon. Po tym jak bardzo czułam się skrzywdzona.  I wyznawać rzeczy do których z trudem przyznawałam się przed samą sobą.
- Więc, reasumując, chcesz by dziecko było jedynym co was łączy.
- Nie, ale to on nie chce ze mną być, nie ja.- Westchnęłam ciężko.- Do tego się wszystko sprowadza.
- Wiesz, że on musi wiedzieć prawda?
- Tak, mówiłam przecież że potrzebuję tylko czasu.
- Byleby nie za dużo.
- A od kiedy to jesteś jego obrońcą?
- Nie ma potrzeby byś mnie atakowała.
- Nie atakuję cię. Po prostu mam dość wtrącania się w moje życie. Najpierw Beti, teraz ty. A to przecież ja mam prawo do podjęcia decyzji. I powiem mu kiedy będę na to gotowa. W końcu jego to w ogóle nie zainteresowało: po wspólnie spędzonej nocy nawet nie poruszył przy mnie tego tematu. – Spuściłam wzrok walcząc z nagłym bólem.- Na razie nie jestem gotowa na to spotkanie. Jeszcze nie.- Gdy do mnie podszedł pozwoliłam mu się objąć choć przez moment walczyłam. Dlaczego to wszystko musi być tak pokręcone? Dlaczego nie mógł być po prostu moim przyjacielem bez całej tej niezdrowej obsesji i akcji z paczką?
A ty nie mogłabyś tak po prostu zapomnieć o Łukaszu?, jak zwykle ostatnio w takich chwilach naszedł irytujący głosik w mojej głowie. Basia powiedziała, że staram się układać swoje życie według scenariusza a gdy coś idzie niezgodnie z moimi planami nie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Czy tak naprawdę było? Jeszcze kilka tygodni temu powiedziałabym, że nie. Owszem byłam uporządkowana, lubiłam mieć wszystko poukładane i mieć kontrolę nad tym co robię, ale nie byłam pedantką. Jasne, że chciałam by coś przebiegło tak jak sobie tego zażyczyłam, ale umiałam pogodzić się z faktem gdy tak się nie stało.
Czy jednak rzeczywiście?
Wróciłam myślami do wieczorku zaręczynowego Asi w mieszkaniu Beti. Zamierzałam pokazać przyjaciółkom że jestem już zupełnie „normalna” ale gdy tylko wspomniały o dzieciach nie potrafiłam tego zrobić. Wściekałam się na siebie i Beti za scenę jaką mi zrobiła, za to jak trafnym psychologiem się okazała i że świadkiem mojego poniżenia byli inni.
Inny przykład: gdy dowiedziałam się o śmierci Pajęczaka. Z perspektywy czasu zdałam sobie sprawę, że zareagowałam niezwykle głupio napadając na Bogu ducha winnego Jacka zmuszając go do wyjaśnień i tworząc sobie w głowie nieprawdopodobną historię kryminalną. Poza tym uderzyło mnie coś jeszcze: z powodu rozpaczy po śmierci syna zaraz po jego pogrzebie i nawet teraz po ponad dwóch latach nie interesowałam się sprawą jego oprawców tak jak powinnam. A przecież istniało jeszcze tyle zagadek. Obaj z kumplem utrzymywali, że porwanie zostało przeprowadzone dla okupu mimo, że prokurator przeprowadził prowokację. Mimo to nie sypnęli pary z ust. Zastanawiałam się kogo się tak bali, że woleli iść do więzienia odbywając o wiele dłuższy wyrok. I na dodatek pamiętając jak skończyli, więc ochrona szefa na nic się zdała. Kim więc był ten szef? Czyżby teoria Jacka miała jakiś sens i ten sam facet nadal przebywa na wolności mogąc zrobić Łukaszowi krzywdę? To były tylko hipotezy, ale nie dawały mi spokoju. Na razie nie chciałam o tym myśleć.
- Chyba powinniśmy zapomnieć na moment o dawnych urazach.- Odezwałam się.- Naprawdę uciekł ci pociąg czy Beti odwiedziła cię w twoim mieszkaniu bo nie wyjechałeś?
- Nie, mówiła prawdę. Trochę z tym zwlekałem ,bo musiałem załatwić wszystkie sprawy chcąc spalić za sobą mosty. Najdłużej zeszło się ze sprzedażą mieszkania.
- A więc nie jest już twoje? W takim razie gdzie będziesz nocować?
- Wynajmę coś w hotelu. Jutro zamówię kolejny bilet. Po południu chyba jest jakiś pociąg.
- A co jeśli wszystkie będą zajęte?
- Nie wiem.- Wzruszył ramionami. Potem uśmiechnął się z lekką ironią.- Może zanocuję u ciebie?- Przewróciłam oczami, ale po chwili namysłu uznałam to za nienajgorszy pomysł.
- Skoro to ja jestem winna całej tej sytuacji to chyba tak byłoby najlepiej.
- Karolina, to był żart. Poradzę sobie.
- Nie.- Odetchnęłam głęboko zanim na niego spojrzałam.- Wiesz, że dla mnie zawsze będziesz przyjacielem. Chcę tylko byś mi obiecał, że nie wywiniesz mi już nigdy takich akcji jak ta paczka, okej?
- Czy to znaczy, że mi wybaczyłaś?- Spytał ostrożnie.
- Zrobiłam to już jakiś czas temu. Po prostu od tamtej pory nie umiem ci zaufać, ale w tej sytuacji powinnam. W końcu jesteś jedyną osobą która zna prawdę. Ale…- Wskazałam na niego oskarżycielko palcem- …śpisz na kanapie. A rano po śniadaniu idziesz szukać nowego lokum. Umowa stoi?
- Stoi.
Przez kilka następnych dni nadal chodziłam do pracy jak gdyby nigdy nic, choć już uprzedziłam nową szefową o swojej sytuacji. A mianowicie ciąży. O dziwo nie była na mnie tak bardzo zła: żałowała tylko że już za jakiś czas będzie zmuszona poszukać innej pracownicy.
Jeśli chodzi o Bończaka to dałam się na spokój z roztrząsaniem przeszłości. Okej, wysłał mi paczkę. Ale przecież nie mógłby zrobić nic co mogłoby to wymazać. A pomógł mi wiele razy. I jak się okazywało będzie mi musiał pomóc po raz kolejny.
W sobotę spotkaliśmy się na mieście. Miałam zamiar wyznać mu to co ostatnio mnie gnębiło. Po krótce opowiedziałam mu więc o swoich wątpliwościach dotyczących sprawy porwania Kubusia pytając o wszystko co wie. Wiedziałam, że interesował się tym bardziej ode mnie. W końcu wiedział nawet o śmierci Pająka. Inna kwestia że to przede mną przemilczał.
Tym razem tak nie było. Całkowicie się przede mną otworzył opowiadając i odpowiadając na moje pytania bez żadnych niedomówień. Chyba wciąż chciał odpokutować to jak bardzo skrzywdził mnie wysyłając paczkę z bluzeczką i pozytywką Kubusia.
Z grubsza zrozumiałam jego teorię: Jacek uważał, że Bajkowski nie był szefem gangu, ale tylko jego zastępcą i prawdziwy zbir nadal pozostaje na wolności.Tłumaczył to faktem dalszego rozwoju narkotykowej szajki, która tracąc głównego dowodzącego powinna systematycznie się rozpaść co nie nastąpiło. W końcu płotki nie były tak inteligentne i miały na celu tylko rozprowadzać towar. Nie znały się na niczym innym: strategii, haraczach, układach z policją. Najczęściej byli to zwykli znudzeni licealiści lub bezrobotne małolaty uważające się za wyjątkowych i prawdziwych gangsterów. Nie wiedzieli, że tak naprawdę zarabiają ułamek kwoty którą otrzymują za swoją pracę.
Zgodnie z tą teorią ów szef niezadowolony ze spartaczonej roboty przy porwaniu Kubusia ukarał swoich współpracowników śmiercią. Poza tym być może bał się, że choć nie ugięli się do tej pory to jednak perspektywa długiej odsiadki może rozplątać ich języki. Dlatego skończyli tak jak skończyli.
Tak przedstawiała się przeszłość: teraźniejszość nadal była niepewną. Bo to, czy nieznany przestępca nadal zagraża Łukaszowi było niewiadomą. Byłoby to możliwe, ale równie dobrze mogły to być tylko wymysły. Poczułam wyrzuty sumienia z powodu faktu, iż mu o tym nie powiedziałam. Nie usprawiedliwiał mnie przecież bałagan w naszych prywatnych relacjach i to, że nie chciał ze mną być. Jednak Bończak skutecznie mnie pocieszył, że jeśli nawet ja na to wpadłam (zastanawiałam się czy się za to nie obrazić, ale w sumie stwierdziłam że ma rację), to Łukasz tym bardziej zdaje sobie z tego sprawę.
- Być może taj jest.- Podsumowałam.- Wiesz coś na temat sprawy w Lublinie którą prowadził?
- Nie. Nie mam o tym pojęcia odkąd Gardo zrzekł się pełnienia funkcji opiekuna świadka koronnego którym jestem. Praktycznie podlegam pod zupełnie inny wydział i ludzi.
- Gdy wysłałeś mi tę paczkę z rzeczami Kuby, naturalnie wówczas nie wiedziałam że to byłeś ty…- Jacek wyglądał na zakłopotanego i pełnego poczucia winy gdy o tym wspomniałam, ale zignorowałam to.- … to Łukasz wspomniał potem, że początkowo też podejrzewał że to mogło mieć związek z prowadzonym przez niego śledztwem. Ale to przecież zupełnie bez sensu. Pomijając oczywisty fakt, że cała ta sprawa rozgrywa się w Lublinie to  przecież jesteśmy z Kowalskim dawno po rozwodzie i nikt przy zdrowych zmysłach nie wykorzystywałby mnie by się na nim zemścić.
- Myślę, że się nie doceniasz. Łukasz…
-… a ja myślę, że ty znów sugerujesz coś czego nie ma. On nie chciał ze mną być, Jacek. Powiedziałam mu, że go kocham a on po prostu się zakłopotał i zmienił temat. Poza tym możemy już do tego nie wracać?
- Jak chcesz. Mówiłaś już o tym mamie?
- Nie. Zamierzam jechać do niej jutro. Jakoś głupio było mi robić to telefonicznie.
- I co jej powiesz?
- Masz na myśli czy wyznam, że Łukasz jest ojcem? Nie.
- Więc tę rolę i tak przypiszą mnie.
- Nie. Powiem, że przeżyłam chwilę zapomnienia z kimś innym. Zaszalałam w klubie , za dużo wypiłam i się stało. Teraz nawet nie pamiętam kto to jest.
- To chyba nie w twoim stylu.
- Moim czy nie moim… stanowczo zaprzeczę, że ma to jakikolwiek związek z tobą, okej? W zasadzie to będzie brzmiało dość sensownie. Dowiadując się o mojej zdradzie porzuciłeś mnie. Tylko moje przyjaciółki wiedzą o paczce.- Dodałam gwoli wyjaśnienia.-  Rodzina nie.
- Nie musisz tego zatajać i mnie chronić. Nie zasłużyłem sobie.
- Daj już spokój. Nie gadamy o przeszłości tak? Taka była umowa. Inaczej znów będziemy się kłócić.
- Zgoda. Ale wiesz…jeśli chcesz to możesz powiedzieć to że to ja jestem ojcem.
- Co?
- Tak będzie bezpieczniej. Skoro nikt nie wie o tym co się między wami wydarzyło to może być spory szok.
- No nie wiem. Wolałabym już nie kłamać, choć do tej pory świetnie mi to wychodzi. Poza tym wcześniej na samą myśl o tym, że ktokolwiek mógłby podejrzewać cię o ojcostwo zrobiłeś się cały siny ze złości.
- Bo dowiedziałem się o tym w tak głupi sposób. Dodatkowo mam wobec ciebie dług moralny za to że wysłałem ci paczkę z rzeczami zmarłego syna. Tak będzie sprawiedliwie. Poza tym jeśli miałbym być szczery, gdybyś naprawdę wmówiła to Beacie a nie ona sobie to tylko uroiła to byłbym zły. Ale teraz gdy inicjatywna należy do mnie postrzegam to inaczej
- Ale ja nie. Choć może masz rację i nikt nie powinien na razie wiedzieć o tym, że to Łukasz jest ojcem. Jestem pewna, że zaraz dowiedzieliby się o tym jego rodzice i o wszystkim mu powiedzieli.
- A ile właściwie zamierzasz jeszcze czekać? To w końcu koniec drugiego miesiąca. Jeszcze trochę i wszystko będzie świetnie widać.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Najpierw jednak muszę pojechać do domu i porozmawiać z mamą. Dopiero wtedy zdecyduję co dalej.
Tak jak obiecałam, w niedzielny poranek wsiadłam do autobusu szykując się na powrót na rodzinną wieś. Po drodze byłam cała w nerwach. Czułam się jak marnotrawna córka wracająca na łono rodziny. Ale w sumie niewiele mi do tego brakowało. Zdawałam sobie sprawę, że sama nie dam sobie rady i prawdopodobnie będę musiała poprosić mamę i ojczyma o pomoc. Nie pozwolę by pomagał mi Łukasz: nie, w sytuacji gdy kierowałby nim tylko obowiązek. Na razie byłam jeszcze zbyt słaba na spotkanie z nim. Na dodatek serce szeptało mi, że nie mam prawa być na niego zła, bo to przecież ja pierwsza zniszczyłam nasze małżeństwo. Ja pierwsza go skrzywdziłam w brutalny sposób obarczając śmiercią naszego dwuletniego synka i żądając rozwodu. Jakie prawo miałam więc dziwić się, że jego miłość wygasła?
W pewnej chwili zawibrowała moja komórka, ale ja odrzuciłam połączenie. Po pierwsze dojeżdżałam już na miejsce, a po drugie to nie miałam ochoty rozmawiać z osobą która do mnie dzwoniła. To była Beata, która wciąż nie rozumiała że od dawna jestem pełnoletnia a ona nie jest moim rodzicem. Od czasu gdy przyprowadziła Jacka pod drzwi mojego mieszkania  chciała wiedzieć jak rozwinęła się sytuacja. Ja jednak wciąż na nią zła, nic jej nie powiedziałam. Wiedziałam, że z pewnością mam masę domysłów (zwłaszcza, że znów zaczęłam przyjaźnić się z Bończakiem), ale nie obchodziło mnie to. Niech myśli sobie co chce: ja nie pozwolę wtrącać się w swoje życie. Nawet jeśli jej intencje były dobre.
Gdy w końcu przekroczyłam prób rodzinnego domu, szeroki uśmiech który rozjaśnił twarz mamy sprawił, że poczułam się bezpiecznie i kochana. Gdy zamknęła mnie w swoich ramionach, a potem zaprosiła na dobrze mi znaną herbatkę owocową wróciłam wspomnienia do chwili gdy byłam małą dziewczynką. Obserwowałam jak krząta się po ogrodzie (dziś była ładna pogoda, więc postanowiłyśmy porozmawiać i posiedzieć na zewnątrz) wynosząc z wnętrza kuchni jedzenie, bo mimo moich protestów przygotowywała szybkie przekąski. Ale dotarło do mnie też coś innego. Mama wyglądała teraz krucho: w kącikach jej oczu widniały siateczki zmarszczek, a skóra nie była tak napięta jak dawniej. Nie była tą pełną energii kobietą, która zawsze służyła mi pomocą bez względu na wszystko. Jej ruchy były wolniejsze, mniej zgrabne. Gdy się schylała robiła to z trudem. W końcu zdałam sobie sprawę, że w dalszej lub bliższej przyszłości w moim życiu zabraknie i jej. Ta myśl na chwilę mnie zmroziła: najpierw Kuba, potem Łukasz a teraz mama? Miałam ochotę poprosić ją, by poszła do lekarza; chciałam by zapewniła mnie że wszystko jest z nią w porządku. Tylko co jeśli tak nie było? Ale gdyby tak było z pewnością by mnie o tym poinformowała: a nawet jeśli nie ona to moje rodzeństwo. Ta myśl mnie uspokoiła: Marlena nigdy nie zachowywałaby się tak beztrosko podczas naszego weekendowego wypadu gdyby naszej mamie coś groziło. Po prostu czas, wszystkie zmartwienia i  wiek zrobiły swoje: odbiły piętno na jej twarzy.
- Kochanie, jesteś jakaś milcząca. Coś się stało?
- Właściwie to tak.- Odparłam z wahaniem. Zauważyłam na jej twarzy zatroskanie.
- Tak myślałam, że nie przyjechałaś tu bez przyczyny. Coś nie tak z nową pracą?
- Nie, w porządku. Choć pewnie niedługo tam jeszcze popracuję.
- Jest dla ciebie za ciężka?
- Nie, zupełnie nie o to chodzi. Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale najpierw chciałam zapytać o to jak się czujesz.
- Ja? Jak widzisz. Bartosz pojechał z Wojtkiem na zakupy, więc chwilowo zostawili mnie samą. Ale gdybym wiedziała, że wpadniesz kazałabym im zostać. Poza tym upiekłabym ciasto, przygotowała ci jakieś smaczne dania na wynos. Wiem, że w Warszawie w ogóle o siebie nie dbasz i jesz byle co. Wydaję mi się, że znowu schudłaś parę kilo…
-…mamo, naprawdę nie trzeba.- Przerwałam jej monolog, bo nie było opcji bym mogła wysłuchać go do końca. No chyba, że poświęciłabym na to resztę dzisiejszego dnia. – A co się zaś tyczy mojego wyglądu to może i wyglądam trochę gorzej niż zazwyczaj, ale ma to swoją przyczynę.- Wzięłam głęboki wdech.- Mamo, jestem w ciąży.- Wydawało mi się, że tego nie usłyszała. Nie przestawała mieszać swojej herbaty zapatrzona w szklankę. Miała przy tym spuszczony wzrok. Dopiero gdy go podniosła zorientowałam się, że w jej oczach lśnią łzy.- Mamo, co się dzieje?
- Nic.- Pokręciła z uśmiechem głową.- A więc mówisz, że spodziewasz się dziecka?
- Tak. Chyba cię zaskoczyłam.- Dodałam nie wiedząc właściwie jak się zachować. Była zmartwiona czy zadowolona? Tak jak inni przypuszczała, że ojcem mojego dziecka jest Jacek Bończak? A może jakimś cudem zna prawdę?
- Ale to dobre zaskoczenie. Nawet nie wiesz jak się cieszę.- Uspokoiły mnie te słowa.
- Ja mimo wszystko też.
- Jak długo jesteś już w ciąży?
- Dokładnie dziś jest środek siódmego tygodnia.
- Ale jeszcze nic nie widać.
- Chyba na to jeszcze trochę za wcześniej.
- No tak. Ale ze mnie gapa. Choć tu córeczko. Niech cię uściskam.- Cmoknęła mnie w policzek zamykając w niedźwiedzim uścisku.- Cieszę się, że znów widząc cię szczęśliwą.
- Ja też się cieszę. Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Jak zareagował Jacek? Czy on…?- Uśmiech, który do tej pory gościł na mojej twarzy znikł. Tak jak przewidywał Bończak, wszyscy sądzili że to on jest ojcem mojego dziecka.
- Chyba dobrze.- Wstyd było mi przed nią kłamać, ale nie miałam wyjścia. Potem wszystko sprostuje albo i nie. Bo przyszło mi do głowy, że Łukasz wcale nie musi chcieć tego dziecka. Może w ogóle nie uwierzy w swoje ojcostwo? Albo poprosi by nikt się o tym nie dowiedział i aby dla reszty świata to właśnie Bończak był ojcem?
Nie, byłam głupia sądząc, że Kowalski odwróciłby się od własnego syna. Przecież kochał Kubusia i tak samo będzie kochał nasze nienarodzone jeszcze dziecko. Najwyraźniej moje znacznie obniżone poczucie własnej wartości znów dało o sobie znać.
- A jak samopoczucie? Wymiotujesz? Pamiętam, że gdy byłaś w ciąży z Kubusiem to…- Urwała jakby powiedziała coś nieodpowiedniego. Potem dokończyła nieco mniej zręcznie.- …to nie miałaś takich problemów. Tylko było ci niedobrze i…i byłaś nadmiernie rozdrażniona.
- Nie, teraz mam raczej problem z nadmierną opuchlizną stóp. I czasami z rana ledwo zdążam do łazienki. To dlatego jestem taka blada. Ale Jacek podsunął mi patent z miską koło łóżka. Od teraz czuję się z tym bezpieczniej.
- Cieszę się.- Rozmawiałyśmy przez jakiś czas. Obie byłyśmy ożywione: początkowo tematem rozmowy była moja ciąża, potem mama zaczęła mi opowiadać o planowaniu wesela przez Marysię i mojego brata. Jej rodzice mieli pewne zastrzeżenia do terminu: uważali że ich jedyna córka jest zbyt młoda na tak poważny krok jak małżeństwo. Ale Maria bardzo chciała założyć już rodzinę a i Wojtek wydawał się być w odpowiednim wieku do tej roli. I tak rozmowa znów zeszła na macierzyństwo. Po jakichś dwóch godzinach nie doczekałyśmy się z mamą powrotu ojczyma i brata, więc z racji ostatniego powrotnego dziś pociągu musiałam zbierać się do wyjścia. Pożegnanie z mamą było  jednak długie i pełne czułości. Na koniec mocno mnie przytuliła i ze łzami w oczach powiedziała wtulona w moje ramię:
- Boże, wciąż nie mogę uwierzyć w to co powiedziałaś. Znów zostanę babcią. Szkoda, że Bartosz nie mógł tego usłyszeć osobiście. Wiesz, że traktuje waszą trójkę jako swoje własne dzieci i dlatego  twoje dziecko będzie traktował jako wnuka albo wnuczkę. Ale się wszyscy ucieszą. Bo nie mówiłaś jeszcze nikomu, że jesteś  w ciąży co? Marlena po waszej podróży wspominała o tym, że pod koniec wyjazdu chorowałaś, ale nie podejrzewaliśmy że to dziecko jest jego przyczy…- Znów urwała. Sądziłam, że być może znów chciała wspomnieć o Kubusiu i w ostatniej chwili ugryzła się w język, ale tak się nie stało. Bo wpatrywała się w coś za moimi plecami. Skonsternowana spojrzałam w tamtą stronę. I totalnie mnie zamurowało. Bo stał tam nie kto inny jak pani Mariola. Matka Łukasza.

4 komentarze:

  1. Czytając ten rozdział przyszedł mi do głowy pomysł, że może ojciec Łukasza ma coś wspólnego z szefem mafii i Łukasz się o tym dowiedział. Już nie mogę się doczekać kiedy wyjaśni się ta sprawa i kiedy Karolina powie prawdę o ciąży, bo coraz bardziej komplikuje sobie życie. pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  2. Karolina coraz bardziej gmatwa sobie życie!
    W każdym badź razie my nie możemy niczego być pewni, Ty masz taki talent do zmieniania biegu opowiadania, że wszystko może się zdarzyć.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh ta Karolina, im bardziej komplikuje tym bardziej jest nieszczęśliwa. Łukasz musi dowiedzieć się prawdy i wydaje mi się, że to dzięki Jackowi ją pozna bo znając Karole sama tego nie zrobi.
    Pozdrawiam, Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ale wybrałaś moment na koniec rozdziału wrrrrrrrr kiedy kolejny ?:)

    OdpowiedzUsuń