Łączna liczba wyświetleń

sobota, 30 maja 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXXIX: Mazury



         Choć nastały pierwsze dni lipca, upał był nieznośny. Dlatego bez specjalnej zachęty pluskałam się w wodzie jednocześnie opalając w swoim dwuczęściowym bikini. Przy okazji starałam się nie stracić z oczu Kasi, która choć miałam na sobie mały ponton, to jednak czasami zachowywała się dość nierozważnie.
Marlena natomiast siedziała nieco dalej, na kocyku z małym Jasiem lepiąc jakąś dziwaczną kolumnę. Pewnie w zamierzeniu miał to być zamek, ale ani ona ani jej mały synek nie mieli zbytnich uzdolnień w tej dziedzinie. Z tego powodu uśmiechałam się do siebie gdy tylko zerkałam w ich stronę. Potem jednak mój wzrok wracał do pluszczącej się siostrzenicy.
- A kogóż to moje oczy widzą!- Początkowo nie zareagowałam słysząc te słowa nie zdając sobie sprawy, że ktoś mówi je odnośnie mnie.- Ej, czyżbyś mnie ignorowała? Laleczko!
- Przepraszam, pan mówi to do…- Już miałam przygotować się na dłuższą tyradę gdy roześmiany facet w samych szortach zdjął przeciwsłoneczne okulary.- Jej, Maciek? O Boże, jak mogłeś tak mnie nastraszyć?.- Roześmiał się z mojej reakcji.
- No, Bogiem raczej nie jestem.- Zbliżył się do mnie i lekko cmoknął w policzek.- Widzę, że też wybrałaś się na urlop.
- Tak. Przyjechałam z siostrą i jej dziećmi. A ty co? Miałeś dość służby?
- Wiesz jaki jestem: czasami trzeba sobie po prostu zwyczajnie odpocząć.- Posłał mi olśniewający uśmiech który w połączeniu z jego błękitnymi oczami miał zniewalający urok. – Wiesz, tak sobie spaceruję szukając jakiejś fajnej dziewczyny i kogo widzę? Naszą drogą Karolinę.
- Mam rozumieć, że jestem fajną dziewczyną?- Odwzajemniłam uśmiech choć z mniejszą intensywnością.
- Oczywiście. Przecież zawsze ci to powtarzałem.- Spojrzał w stronę jeziora w którym pluskała się Kasia.- Pewnie nie możesz teraz urwać się na piwko albo colę z lodem? Z chęcią bym sobie z tobą pokonwersował.
- Niestety nie. Obiecałam pilnować siostrzenicy.
- Widzisz? Zawsze mam pecha. Te najlepsze albo zajęte, albo niechętne.- Roześmiałam się. A więc mimo, iż od naszego ostatniego spotkania z Maćkiem Duchnowskim minęły ponad dwa lata, nie widziałam się z nim od tego feralnego dnia gdy powiadomił mnie  o tym że to mój były mąż podszywał się za Irosa, nic się nie zmienił. Wciąż wesoły i dowcipny a także skory do flirtu. Kiedyś mnie to trochę deprymowało, ale teraz uznawałam za niezwykle ożywcze. W końcu fajnie jest poczuć się atrakcyjną kobietą, a każda rozmawiając z Maćkiem czuła się wyjątkowo.- A tak serio to jak ci się wiodło przez ten ostatni czas?
- W miarę znośnie.- Odrzekłam.- A ty nadal w CBŚ?
- Jasne. Przecież mnie znasz: zbawianie świata to mój cel. Poza tym…- delikatnie nachylił się w moją stronę- nawet nie wiesz jak to działa na laski.
- Czyżby?- Mrugnęłam.
- Jasne. Jedną już upolowałem. My faceci z CBŚ mamy swój urok. Ale przecież tobie nie trzeba o tym przypominać. Sama zdążyłaś to zauważyć.-  Urwał zdając sobie sprawę ze swojego nietaktu. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Tak, to prawda.- Postanowiłam udawać, że niczego nie zauważyłam ignorując fakt że uśmiech który do tej pory wykwitł na moich ustach teraz wydawał się być sztuczny. Na samo wspomnienie o Łukaszu ogarniał mnie smutek. W ciągu kilkunastu ostatnich dni od jego wyjazdu próbowałam  uruchomić swoją bardziej racjonalną stronę. Próbowałam sobie wmówić, że przecież dobrze się stało; że nawet jeśli Kowalski wciąż by coś do mnie czuł to i tak by nam się nie udało. Bo przecież już byliśmy małżeństwem. A ja miałam mu wiele do zarzucenia: nadmierny pracoholizm, niezwracanie uwagi na szczegóły, bagatelizowanie pewnych spraw, traktowanie mnie jak nieco ograniczoną nie mówiąc o ważnych dla mnie kwestiach. Sama też nie byłam święta: miałam skłonność do drobiazgowości, wyolbrzymiania problemów i byłam kłótliwa. Żadne z nas się nie zmieniło, więc po pewnym czasie nasz związek i tak by się rozpadł tak samo jak za pierwszym razem. To, że nas do siebie ciągnęło nie znaczyło jeszcze że…
Jakie nas, pomyślałam z ironią. Przecież to tylko ja coś do niego czuję. I jeśli mam być szczera w stosunku do samej siebie musiałam przyznać, że popełniłam parę błędów których drugi raz bym nie zrobiła. Pozostawał więc pracoholizm Łukasza. I to tego szczegółu próbowałam uczepić się najbardziej. Bo przecież nie zniosłabym gdyby spędzał ze mną tak mało czasu. Byłam zaborcza jeśli o to chodzi. A jemu wystarczyło znacznie mniej niż mnie.
- Maciek!- Z własnych rozważań wyrwał mnie jakiś damski głos. Spojrzałam mrużąc oczy,  bo jakiś czas temu zdjęłam swoje przeciwsłoneczne okulary. Zbliżała się do nas jakaś opalona blondynka. Całkiem ładna.
- O, jest i Anita. Myślałem, że nigdy nie wyjdziesz z tego cienia.- Odezwał się Duchnowski uśmiechając się do kobiety. Ta przysunęła się do niego bardzo blisko patrząc na mnie spod oka. Z trudem stłumiłam uśmiech. Domyśliłam się, że choć Maciek zdawał się wcześniej nieco ze mną flirtować, to poznał swoją „drugą połówkę” i to ona jest tą upolowaną dziewczyną o której wcześniej wspomniał. Owa połówka widocznie uznała mnie za zagrożenie dla jej chłopaka.- To jest moja dziewczyna, Anita Barwicka.- Zaczął nas przestawiać.- A to Karolina Kowalska, żona mojego byłego przyjaciela. To znaczy jego była żona… mojego przyjaciela… w zasadzie to też byłego. A i nie Kowalska tylko Makuszyńska.
- To prostu Karolina.- Powiedziałam wyciągając w jej stronę dłoń by Maciek skończył swoją nieco pokrętną i rozbrajającą prezentację. I znów musiałam pohamować się od śmiechu gdy zauważyłam grę emocji na twarzy kobiety: najpierw gdy usłyszała że jestem żoną Łukasza pojawiła się na niej ulga; potem gdy Maciek dodał że była pionowa zmarszczka na czole spowodowana konsternacją. Mimo to starałam się zrobić na niej dobre wrażenie.- Miło mi cię poznać.
- Wzajemnie.- Odrzekła, ale byłam pewna że tylko z grzeczności.- Długo się znacie z Maciusiem?- Maciusiem?! Mówić tak do ponad trzydziestoletniego faceta?! Mało co nie parsknęłam.
- Będzie już z osiem lat, co?- Spytał retorycznie.- Spotkaliśmy się podczas prowadzenia tej sprawy narkotykowej w którą zamieszany był Mochowski, opowiadałem ci Anita, bo do tej pory mam sentyment do swojego pierwszego śledztwa w karierze policyjnej. Byłem jej ochroniarzem.
- Doprawdy? Nigdy mi o tym nie mówiłeś.- Widziałam w jej wzroku wyrzut, więc postanowiłam się ewakuować. Nie miałam zamiaru stać się podstawą ich kłótni.
- Mówiłem, tylko najwyraźniej nie pamiętasz. To ona była tą dziewczyną która…
-…bardzo was przepraszam.- Przerwałam mu z delikatnym uśmiechem.- ale muszę chyba wracać do Kasi. Nie powinnam zostawiać jej samej.
- Jasne. Fajnie było cię spotkać. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.- Odpowiedział mi Maciek.
- Ciebie też było fajnie zobaczyć.- Celowo zignorowałam drugą część jego wypowiedzi-  Do zobaczenia. Cześć Anita.
- Żegnaj.- Rzuciła dość oschłym tonem. Z trudem nie przewróciłam oczami. Jejku, żeby być taką zazdrośnicą? Ja nigdy nie zachowywałam się w stosunku do Łukasza w ten sposób…
Nie, i znowu o nim myślę. A przecież było tak dobrze. Tyle że zaczynałam martwić się o coś innego. Do tej pory w ogóle nie zastanawiałam się nad możliwymi konsekwencjami tego co się stało. Chociaż nie, w ciągu ostatniego tygodnia coś przeczuwałam. Nie byłam już głupią trzpiotką jak kiedyś. Ale zachowywałam się jak tchórz bojąc się podjęcia ostatecznej decyzji i potwierdzenia. Bo przecież to, że razem…
- Karola, spotkałaś znajomych?- Usłyszałam za sobą głos Marleny. Nie wiadomo kiedy zbliżyła się do mnie gdy wróciłam do miejsca gdzie pluskała się Kasia.
- A, tak. Właściwie można tak to ująć.
- Czy to on?
- W jakim sensie?- Zaraz jednak się domyśliłam.- Masz na myśli faceta w którym się zakochałam? Nie, to nie on.
- Przepraszam, wiem że to nie twój typ. Tyle, że gdy odeszłaś miałaś taką minę jakbyś chciała zapaść się pod ziemię.
- Nie, ta cała Anitka trochę mnie zirytowała. A poza tym to Maciek przypomniał mi o Łukaszu.- Zastanawiałam się czy się przypadkiem nie zdradziłam, ale Marlena najwyraźniej nie zauważyła w moim stwierdzeniu niczego podejrzanego.- Był jego przyjacielem z pracy.
- A, rozumiem. Ale o ile słyszałam  to chyba doszliście jakoś do porozumienia? To znaczy z Łukaszem? Twoja przyjaciółka, Beata coś o tym wspominała gdy ostatnio cię odwiedziłyśmy.
- Właściwie to tak.- Powiedziałam dość swobodnym tonem.- Może wrócimy teraz do pokoju? Jest strasznie gorąco.- Starałam się zmienić temat by moja bystra siostra w końcu nie domyśliła się prawdy.
- Tak, dobry pomysł. Jasiek powinien coś zjeść.- I tak obie wróciłyśmy do pensjonatu.
Kolejny dzień minął mi tak samo przyjemnie jak poprzedni. Większą część dnia spędziłam na plaży dzięki czemu nabrałam uroczego różowego zabarwienia. Resztę, na spaniu i opieką nad siostrzeńcami. Na szczęście udało mi się uniknąć kolejnego spotkania z Maćkiem. Nie żebym tego nie chciała, skądże. Wkurzało mnie tylko zachowanie tej całej Anity. Jejku, przecież wyglądała na babkę w moim wieku, więc chyba dawno już wyrosła z tych dziecinnych zagrywek zazdrości. Ale najwyraźniej nie. Cieszyłam się, że najwyraźniej wybrali inny kurort niż my, bo spotkania przy posiłkach na zasadzie szwedzkiego bufetu byłyby żenujące.
Późnym popołudniem przyjechał po nas mąż Marleny tak bym w miarę wypoczęta mogła zjawić się w kolejnym dniu pracy. Gdy dojechaliśmy do Warszawy był już dość zaawansowany wieczór. Dlatego Marlena wstąpiła do mnie na moment by odprowadzić mnie do drzwi. Choć mówiłam jej że to nie jest potrzebne, nie pozwoliła sobie tego wyperswadować. Zwłaszcza po tym co stało się w trakcie jazdy.
Bo ledwie tylko wjechaliśmy do stolicy poczułam tak fatalne mdłości, że ledwie mój szwagier zdążył zatrzymać samochód ja tylko otworzyłam drzwiczki auta i już po kilku sekundach pozbyłam się części swojego żołądka. Czułam się tak jakby torsje miały nie mieć końca, ale w końcu wycieńczona odetchnęłam tylko kilkakrotnie. Wracając do równowagi poczułam delikatny wstyd, bo świadkami mojego zachowania była moja cała rodzina mojej siostry. Próbowałam się pocieszać faktem, że dostarczyłam przynajmniej rozrywki małemu Jasiowi, któremu moje wymiotowanie wydawało się być bardzo zabawne.
- Nie, Marlena. Poradzę sobie. Już mówiłam ci, że nic mi nie jest.
- No nie wiem. Idź jutro do lekarza. Nawet teraz wyglądasz na bladą.
- Nic mi nie jest. Mówiłam ci, że to od tego kebabu ze straganu. Aż strach pomyśleć co oni tak wrzucili. Ale naszła mnie taka ochota, że…- Uśmiechnęłam się mając nadzieję, że uspokoiłam siostrę. Tyle, że ona wciąż stała w drzwiach patrząc na mnie z niepokojem. Przez moment nawet bałam się czy nie zapyta mnie o to wprost. Mogłabym przysiąc, że taki pomysł przeszedł jej przez głowę.
- Być może. Ale poczuję się lepiej będąc pewną. Odezwij się do mnie jutro w tej sprawie, dobrze?
- Tak.- Gdy w końcu objęłyśmy się na pożegnanie z ulgą zamknęłam za nią drzwi opierając się o nie całym swoim ciałem. Czułam do siebie niesmak za to, że postępuje tchórzliwie nawet przed samą sobą. Powtarzałam sobie, że przecież nie mam pewności i mówiąc o tym Marlenie nawet jako o czystej hipotezie byłoby oszustwem, ale prawda była inna. Bo wiedziałam, że po prostu musiałabym wyjaśnić jej kto jest tym tajemniczym mężczyzną mojego życia z którym prawdopodobnie jestem w ciąży.
Drgnęłam wymówiwszy to słowo w myślach. Tak, byłam w ciąży. Mogłam się jeszcze łudzić, że to tylko spóźniony okres wywołany bólem po wyjeździe Łukasza lub napięciem jakie towarzyszyło mi w ostatnim czasie z powodu wysłanej przez Jacka paczki. Ale nie była to prawda. Nie potrzebowałam żadnego testu ciążowego by stwierdzić, że ostatnio jestem nadmiernie zmęczona, puchną mi stopy od długiego stania, a góra od mojego kostiumu bikini nagle wydawała się  nieco przyciasna. No i jeszcze te dzisiejsze nudności.
To przecież nie był mój pierwszy raz. Byłam doświadczona: urodziłam przecież jedno dziecko i doskonale pamiętałam jak się wtedy czułam. Bo tak czułam się teraz.
Mimo to rozsunęłam swoją podróżną torbę i na samym dnie wygrzebałam kupiony w nadmorskiej aptece test ciążowy. Potem poszłam do łazienki.
Choć znałam wynik testu, widok dwóch czerwonych kresem okazał się niejakim zaskoczeniem. A więc to prawda, pomyślałam. Po raz kolejny noszę w sobie dziecko Łukasza.
Uśmiechnęłam się do siebie odruchowo gładząc swój brzuch. Nadal był tak samo płaski jak dawniej (choć może nie do końca, ale nie była to kwestia ciąży, ale mojego wzmożonego ostatnio apetytu gdy po wydostaniu się z depresji pochłaniałam masę jedzenia), ale wydawał mi się być jakiś inny. Może to przez powiększony biust? Albo samą świadomość…
Gdy uświadomiłam sobie tor swoich myśli, jakaś racjonalna część zaczęła zasypywać mnie pytaniami: I jak to? Nie boisz się? Nie boisz się tego, że będziesz samotną matką? Że dopiero co zaczęłaś nową pracę planując skupić się na karierze zawodowej? Że ojciec dziecka najprawdopodobniej uciekł do miasta oddalonego setki kilometrów od Warszawy byleby tylko znaleźć się z dala od ciebie? Że w ogóle tego nie planowałaś? Że równie dobrze możesz stracić to dziecko jak dwoje wcześniej? A ty co? Potrafisz się uśmiechać i głaskać brzuch tak jakby wszystko było w najlepszym porządku?
Było to dziwne, ale na te wszystkie pytania mogłam odpowiedzieć jednym zdaniem: Nie, nie bałam się. Paradoksalnie nie pojawił się we mnie żaden strach o to, że znów mogę poronić lub stracić dziecko jak Kubusia. Że zupełnie nie jestem na to gotowa. Bo poczułam, że być może to był potrzebny mi bodziec. Że choć Kowalski nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, to jednak zgodnie z jego wolą czy bez niej jakaś jego cząstka będzie przy mnie.
Mały wrzeszczący bobas.
Słodka dziewczynka strojąca się w różowe sukienki.
Albo niegrzeczny chłopczyk rozrzucający po całym mieszkaniu swoje zabawki.
A ja znów będę miała dla kogo żyć.
Jasne, wiedziałam że muszę to sobie wszystko jeszcze ułożyć: przede wszystkim umówić się na wizytę u ginekologa, zdecydować co z nową pracą i czy być może nie warto byłoby wrócić na jakiś czas na wieś do mamy i ojczyma. W końcu jako samotna matka nie dam sobie z tym rady sama. Tyle, że jednocześnie bałam się o tym myśleć, bo jakaś część mnie tylko czekała na to by się załamać. By znów dać mi porwać się strachowi, obawom i depresji. By poczucie, że stracę dziecko i tym razem zagnieździło się we mnie na dobre nie dając mi szansy normalnie funkcjonować tak jak w przypadku Kubusia. W końcu tak już był skonstruowany ludzki umysł: bali się tego czego doświadczyli. Ja też myśląc o macierzyństwie jako nastolatka nigdy nie martwiłam się tym aspektem. Ba, nawet nie wyobrażałam sobie iż mogłabym przeżyć własne dzieci. To wydarzało się w filmach telewizyjnych, w dramatach mających wywołać u odbiorcy wzruszenie. Realny odsetek takich rodzin był relatywnie mały. I tak jak każdy wyobrażałam sobie, że ja do niego nie należę. Bałam się więc nieprzespanych nocy, tego jak zdołam wychować swoje dziecko na odpowiedzialnego i dobrego człowieka, faktu że być może nie uda mi się zapewnić mu pod względami ekonomicznymi tego czego bym dla niego pragnęła albo że będzie nieuleczalnie chore. Los pokazał mi jednak, że jest inaczej. Że moje obawy okazały się bezpodstawne a te o których wcześniej nie myślałam się ziszczą. Nie chciałam wracać do rozgoryczenia i poczucia krzywdy (choć wciąż nadal je czułam będą chociażby w kościele obwiniając o to Boga), którą przerabiałam tuż po śmierci Kubusia. Każdy człowiek miał w swoim życiu wzloty i upadki. Każdy, na swój sposób cierpiał  ale i był szczęśliwy. I każdy zmagał się z własnym ciężarem. Zastanawiałam się czy przeciętny człowiek tak właśnie myśli. Gdy okazuje się być śmiertelnie chorym, umiera mu dziecko lub ląduje w więzieniu. Czy pyta siebie wówczas dlaczego ja?
Nie wiedziałam czy te nieco egzystencjalno- filozoficzne myśli są wynikiem mojego błogosławionego stanu czy po przychodziły mi do głowy tak po prostu, niemniej jednak pozwalały mi na pewną pociechę. Bo innym zdarzały się dużo gorsze rzeczy a potrafili sobie z tym radzić. Dlatego ja też dam radę. Z tą myślą i dziecięcą twarzyczką Kubusia przed oczami zasnęłam. W ostatnim przebłysku świadomości zaczęłam się nawet zastanawiać co teraz mógłby sobie myśleć. Czy gdyby żył byłby szczęśliwy z młodszego braciszka lub siostrzyczki? A może trochę zazdrosny?
Ranek, przywitał mnie potworny m bólem głowy. Z tego powodu nie miałam też ochoty na żadne jedzenie. Ze świadomością ciąży jej objawy się nasiliły, pomyślałam  z  niejakim rozbawieniem. Albo w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że jakieś objawy tego stanu miałam już wcześniej. W końcu mijało już sześć tygodni od nocy spędzonej z Łukaszem. A dokładnie 45 dni.
Myśląc o nim poczułam znajome ukucie w piersi. Tym razem nie było spowodowane bólem, ale świadomością że przecież będę mu musiała o wszystkim powiedzieć. W końcu jako ojciec powinien to wiedzieć choćby nie wiadomo jak wszystko się we mnie buntowało.
Nie chciałam tworzyć żadnej telenoweli brazylijskiej w której główna bohaterka po latach wyznaje ukochanemu, że dziecko które ma jest jego. Takie zachowanie wydało mi się być bardzo krzywdzące wobec płci brzydkiej. Nie wyobrażam sobie będąc na miejscu faceta jaką wściekłość musiałby czuć do swojej „ukochanej”, która kradła mu kilka lat życia z jego własnym dzieckiem. Przecież to okrutne nie widzieć pierwszego uśmiechu, słyszeć wypowiedzianego słowa czy zobaczyć pierwszego kroku małego brzdąca. No chyba, że partner tego nie chce. Wówczas sytuacja jest prosta.
Zastanawiałam się jak to będzie w moim przypadku. Jak Kowalski zareaguje na wiadomość o ciąży? Czy przeprowadzi się ponownie do Warszawy by znaleźć się bliżej mnie? By w razie co móc czuwać nad rozwojem swojego potomka?
Na samą myśl wszystko się we mnie buntowało. Przecież on nawet nie zapytał mnie o to! Po wspólnie spędzonej nocy ani razu nie wspomniał o jej możliwych konsekwencjach. Czyżby sądził, że to ja stosuję antykoncepcję? To było jedyne logiczne wyjaśnienie. Tyle, że powinien mnie najpierw o to zapytać. Przed było to raczej niemożliwe- do dziś pamiętałam ten szał zmysłów który nas opanował. Ale po? Jak najbardziej. A on co? Żadnych sugestii. Żadnego: Karolina, wiesz jeśli zaszłaś w ciążę to skontaktuję się z tobą. Albo: Jeśli będziesz w ciąży to wmów ją Jackowi. Rozzłościłoby mnie to, ale przynajmniej świadczyło by o jego świadomości! Bo skoro w trakcie stosunku doprowadził sprawę do końca to powinien pomyśleć o konsekwencjach a nie zachowywać się jak gówniarz.
To przechyliło czarę goryczy. Postanowiłam na razie nie mówić o niczym Kowalskiemu: przynajmniej przez kilka tygodni gdy minie pierwszy najmniej pewny trymestr ciąży. No i gdy ból odtrącenia stanie się choć trochę mniejszy. Bo nie wątpiłam, że Łukasz znalazłby honorowe wyjście z całej tej sytuacji. Może nawet poprosiłby mnie jeszcze raz o rękę a ja godząc się przyjąć ochłapy uczucia jakie mógł mi ofiarować zgodziłabym się. Musiałam być więc silna, a na to potrzebowałam czasu. Nie wspominając o tym, że nie miałam pojęcia jak mogłabym się z nim skontaktować nie angażując w to jego rodziny.
Na samą myśl o rozmowie ze Włodzimierzem Kamińskim opanowała mnie zimna furia. Nie cierpiał mnie i vice versa, więc z pewnością nie dałby mi nawet numeru komórkowego do syna. Z kolei po tym jak dwukrotnie w ostatnim czasie odmówiłam jego żonie gdy dzwoniła do mnie by umówić się na spotkanie mogłam wnioskować, że również przywitałaby mnie raczej chłodno. Patrycji nie chciałam w to wszystko wciągać, bo najpierw musiałabym jej to wyjaśnić. Ona nie była osobą która wyświadczyłaby mi taką przysługę. Byłam pewna, że kazałaby mi wyznać o co chodzi. Zwłaszcza po tym jak chciała nas swatać.
Te wszystkie argumenty nieustannie pomagały mi walczyć z samą sobą i pokusą jaką czułam. Tyle, że w pracy nie mogłam się na niczym skupić i kilkakrotnie pomyliłam się w prostych rachunkach. Na szczęście moja szefowa była dość wyrozumiałą kobietą, ale i tak czułam się z tym strasznie. Jak na dodatek miałam powiedzieć jej, że jestem w ciąży?
Po pracy korzystając z publicznego transportu zamierzałam udać się do przychodni by zapisać się na najbliższą wizytę. (Wolałam na razie skorzystać z NFZ-u, ale gdyby wizyta byłaby zbytnio odwleczona w czasie zamierzałam zapisać się prywatnie) Miałam jednak szczęście, bo jedna z kobiet w ostatniej chwili odwołała swoją wizytę, tak więc miła recepcjonistka poinformowała mnie, że doktor przyjmie mnie jeszcze dzisiaj.
- Karolina?- Gdy tylko skierowałam się pod pomieszczenia gdzie przyjmował ginekolog by ustawić się w kolejce usłyszałam swoje imię. Spojrzałam w stronę z której dochodził głos.
- Basia?- Spytałam niepewnie. O cholera. Czemu musiałam spotkać tu akurat ją? Przecież ona przyjaźni się z Beti i na pewno zdradzi, że tu byłam. A potem zasypie gradem pytań o ojca dziecka, a ja będę musiała wyznać jej prawdę tak jak zresztą całej rodzinie.
- Witaj.- Podeszła do mnie z uśmiechem. Była drobniutka, ale obcisła bluzka nie zdołała zamaskować niewielkiej wypukłości.- To Piotrek, mój narzeczony.- Przedstawiła mi towarzyszącego jej młodego mężczyznę.
- Wkrótce mąż.- Sprostował z czułością w głosie (zapewne skierowaną do Barbary) jednocześnie podając mi dłoń.- Piotr.
- Karolina.- Powiedziałam zastanawiając się co zrobić dalej. W końcu zdecydowałam dać się toczyć sprawom ich własnym torem.- Gratulacje.
- Dziękujemy.- Odpowiedziała rozradowana Basia. Widać było, że jest niezmiernie szczęśliwa.- 14 tydzień. Nasz mały chłopiec jest już całkiem duży.- Dodała schylając głowę i dotykając delikatnie swojego brzucha. Jednak gdy ją uniosła jej oczy były już poważne. Ujrzałam w nich nieme pytanie.- A ty? Co tu robisz?- Dopiero po paru sekundach zdołałam zebrać się  sobie. Co mam być to będzie, zdecydowałam. Jeśli moje przyjaciółki dowiedzą się prawdy szybciej niż planowałam to świat nie spadnie mi na głowę. Być może tak po prostu miało być.
- Z tych samych powodów co ty.- Jej oczy rozbłysły.
- Chcesz powiedzieć, że ty też…?
- Tak.- Uśmiechnęłam się zupełnie nad tym nie panując, ale sama świadomość tego faktu napawała mnie szczęściem. Byłam nieodpowiedzialna, bo całe moje i tak pełne bałaganu życie znów zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni, ale nawet ta świadomość nie niszczyła mojej radości.- Ale dopiero szósty tydzień, więc nic nie widać.
- Jak to nie. Promieniejesz. Prawda kochany?- Zwróciła się do Piotra. Ten skwapliwie przytaknął.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Cieszę się, że tobie też się udało. Jacek pewnie się cieszy, co?- Moja radość wyparowała. To było całkiem naturalne, że Barbara podejrzewała iż ojcem mojego dziecka jest towarzyszący mi na przyjęciu zaręczynowym Asi, Bończak ale ten fakt uświadomił mi jak wielkiego chaosu narobiłam. W końcu Beti również wyciągnęła niesłuszny wniosek, że to on był mężczyzną z którym się przespałam. Dlatego nie potrafiła pojąć czemu kilkanaście dni później ostatecznie z nim zerwałam.
- Właściwie to…to trochę skomplikowane.- Nie chciałam kłamać, więc wolałam niczego nie wyjaśniać.
- Rozumiem. Ale jak widzę ty jesteś szczęśliwa. I to jest najważniejsze.
- Tak, jestem. Nawet nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek będę się tak czuła.
Pogawędziłyśmy jeszcze z Basią kilka minut, aż w końcu nadeszła jej kolej. Poczułam przypływ smutku widząc jak Piotr wchodzi do gabinetu razem z nią. Wspierał ją w tym trudnym dla niej okresie. A Łukasz co? Nawet nie brał pod uwagę faktu, że nasze igraszki mogą przynieść jakieś konsekwencje. I mieszkał sobie gdzieś tam w Lublinie przez całe dnie zaharowując się rozwiązywaniem kryminalnych zagadek.
Wiedziałam, że jestem dla niego niesprawiedliwa; w końcu nie miał pojęcia o moim stanie, więc to logiczne że nie było go tu teraz u mojego boku. Przecież nas jako para nic już nie łączyło.
Tak podpowiadał rozum, ale serce nie chciało słuchać. Każdą swoją cząstką biło dla Łukasza oraz naszego dziecka. Pragnęłam tylko jednego: byśmy znów mogli stworzyć rodzinę: ja, on i ono. Ale los nigdy nie dawał mi tego czego chciałam. Moje szczęście zawsze zaprawione było nutką goryczy, a gdy wydawało mi się być pełne znów spotykało mnie coś co je burzyło. Nie marudziłam jednak, bo chęć posiadania dziecka była u mnie tak wielka, że bez wahania gotowa byłabym oddać równowartość wygranej w totka za zdrowego ślicznego noworodka. Zdawałam sobie bowiem sprawę, że choć to zupełnie nieodpowiednia chwila na macierzyństwo w moim życiu, to jednak prawdopodobnie nigdy już się nie wydarzy. Bo nie wyobrażałam sobie jak mogłabym kochać się z innym mężczyzną niż Łukasz. Ba, ja nawet nie byłam w stanie pomyśleć że próbuję się z kimś spotkać. Sama wizja tego napawała mnie odrazą. 
Po wizycie u Tomaszewskiego (tak nazywał się ginekolog, który mnie przyjął) uspokoiłam się całkowicie, a wszelkie wątpliwości wywietrzały mi z głowy. Dziecko było zdrowe, silne i doskonale rozwinięte jak na swój wiek i lekarz nie przewidywał żadnych trudności. Mimo wszystko opowiedziałam mu o swoim wcześniejszym poronieniu. W odpowiedzi kazał mi w razie potrzeby odwiedzać go nieco częściej.
Zadzwoniłam również do siostry informując ją, że byłam u lekarza i nie jestem chora ( Nie kłamałam, bo ciąża to nie choroba, prawda?). Nie dopytywała mnie o nic więcej, ale słyszałam po głosie że się uspokoiła. A ja poczułam wyrzuty sumienia z powodu swojego kłamstwa. Kiedy urosło aż do takiej wielkości? Najpierw stwarzałam pozory jakoby z Jackiem łączy nas coś więcej niż przyjaźń; potem tchórząc powiedziałam Beti że się z nim przespałam; swojej siostrze z kolei o tajemniczym ukochanym. Jak miałam niby pogodzić te wersje? Najłatwiej byłoby zwalić wszystko na Bończaka, ale wiedziałam że nie mogę tego zrobić. To nie byłoby wobec niego uczucie obarczanie go winą za rozpad naszego związku, bo każdy uznałby że zrobił to z powodu mojej ciąży. I w oczach mojej rodziny jawiłby się jako  kompletnie nieodpowiedzialny młokos. Nie, lepiej wykorzystać z wariantu który zaprezentowałam Marioli: powiem wszystkim że poznałam faceta który wydawał mi się być miły i po prostu trochę się zapędziliśmy a ani ja, ani tym bardziej on nie chcemy kontynuować znajomości. Tylko co będzie gdy wróci Łukasz? Przecież tak jak wcześniej deklarowałam nie okłamię go i nie zataję przed nim prawdy na temat tożsamości ojca dziecka. On ma prawo o tym wiedzieć.
Och, kogo ja chcę oszukać? Przecież chcę zrobić to tylko dlatego, bo naiwnie łudzę się że to coś między nami zmieni. Że być może zdoła pokochać mnie na nowo albo moja miłość do niego starczy za nas dwoje. Odruchowo przypomniałam sobie nasz ostatni rozpaczliwy pocałunek. Bo on był rozpaczliwy. Tylko dlaczego? Bo Łukasz czuł się w obowiązku zrekompensować mi brak uczuć ze swojej strony? Albo może przyczyna tkwiła gdzie indziej? Być może wciąż coś do mnie czuł, ale jednocześnie coś go przed tym powstrzymywało.
No tak, znów się łudziłam. Chyba nawet pomimo wieku wyłazi ze mnie marzycielka. Miałam być samotną matką: koniec i kropka. I będę silna nawet gdyby poczucie obowiązku kazało Łukaszowi się ze mną ożenić. Nie zgodzę się za żadne skarby świata. Chyba że będę pewna jego miłości.
Nazajutrz skontaktowała się ze mną Krysia pytając o weekend. Gdy zdałam jej z niego krótką relację zaproponowała spotkanie. Powiedziała, że Asi przydałaby się jakaś rozrywka, bo przyszły mąż nie pozwala jej nic robić.
W innych okolicznościach zgodziłabym się. Tyle, że ciąża wszystko zmieniła. Jak mam wyznać przyjaciółkom że jestem w ciąży? I jak odpowiadać na pytania na temat ojca dziecka? Ale z drugiej strony lepiej spotkać się z nimi póki tego nie widać, a potem ewentualnie dać sobie na wstrzymanie póki nie wymyślę jakieś wiarygodnej bajeczki.
- Jasne. Zoo będzie świetnym rozwiązaniem.
I rzeczywiście: nasz wypad w sobotę okazał się być strzałem w dziesiątkę. Joasia była więcej niż zadowolona choć często robiłyśmy przerwy tak by mogła odpocząć. Ja wówczas też skwapliwie korzystałam z takich okazji. Bo baleriny okazały się być złym pomysłem. Mogłam założyć japonki. W nich przynajmniej moje stopy mogłyby puchnąć ile im się tylko podoba nie sprawiając we mnie odczucia jakby szwy zaraz miały się rozpaść od nadmiernego ucisku. Poza tym szczegółem wszystko przebiegło gładko…aż do momentu gdy wróciłyśmy do domu.
Mąż Krysi wyjechał w delegację, więc jej dom jako jedyny był wolny. Razem z Beti odwiozłyśmy jeszcze jej bliźniaczki do domu (gdy zaczęła żegnać się  z Krzyśkiem zaczęłam zastanawiać się czy w końcu nie zmieni zdania, bo ich pocałunki dawno wykroczyły już poza ramy przyzwoitości), ale w końcu głównie przez śmiech Krysi i Asi oderwała się od niego i razem pojechałyśmy na kontynuację babskiego wieczoru.
- To co wy na małe piwko? Oczywiście dla Asi Picolo!- Zaproponowała Beti.
- Ja chyba wolę sok.- Odparła jej Krysia. Cieszyłam się, że ja też mogę to zrobić bez problemu.
- Ja również.
- Jejku, ale się z was zrobiły sztywniaczki. Ta trzydziecha tak działa? W takim razie chcę by listopad nigdy nie nadszedł.- Poprosiła, bo właśnie w przedostatnim miesiącu roku obchodziła urodziny.
- Wyobraź sobie, że nie.- Odparłam jej.- Ja kończę trójkę dopiero za dwa miesiące jakbyś nie pamiętała. A poza tym to chcę być solidarna z Asią.
- Dobra, nie będę was namawiać. W takim razie przyniosę dla wszystkich sok.- Potwierdziłyśmy chóralnym tak. Gdy Beata zniknęła w kuchni Krysia bez wyrzutu powiedziała:
- Kurcze, to ja tu mieszkam czy ona? Beti najwyraźniej czuje się u mnie w domu całkiem swobodnie.
- Co niezaprzeczalnie ma swoje dobre strony.- Odparła jej Asia.
-Tak. Ma kto nam przynieść sok.- Dodałam.
- Słyszałam was!- Dał się słyszeć ryk Beti dochodzący od strony kuchni. Roześmiałyśmy się ponownie.
Jakiś czas później, gdy okres pierwszych ploteczek i zmian jakie zaszły w naszym  życiu minął Beti zaproponowała nam udział w jakieś grze, której zasady trochę przypominały zabawę w Prawdę czy Odwagę. Trochę się tego obawiałam, ale że wszystkie byłyśmy już nieźle rozbawione zgodziłam się.
Bałam się niewygodnych pytań, ale w zasadzie to ich nie było. Krysia spytała mnie o przyczynę zerwania z Jackiem, więc w miarę możliwości bez zagłębiania się w szczegóły wyznałam jej prawdę. Potem Beti spytała o to który z facetów: jej. Kryśki czy Asi podoba mi się najbardziej (na szczęście udało mi się udzielić dyplomatycznej odpowiedzi). Dopiero pytanie Joanny sprawiło mi pewną trudność.
- A więc wierzysz, że tę paczkę którą ci wysłano naprawdę wysłał ci twój były teść? Pytałaś o to Łukasza?- Tutaj nastrój do zabawy mi minął. Bo nagle w mojej głowie pojawił się alarm. Nie dlatego, że do tej pory nie wyznałam przyjaciółkom prawdziwego adresata paczki (postanowiłam więc zrobić to teraz). Ale niepokoju jaki poczułam nawet po tym wyznaniu. Miałam irracjonalne uczucie, że coś jest nie tak. Że przegapiłam jaki istotny szczegół. Tylko jaki?
„- Na nagrobku Kuby które zostawiałeś co tydzień. To nie ty je tam wysyłałeś? Łukasz?
- Nie…to znaczy wiem kto je wysyłał.
- Na twoje polecenie?
- Tak.”
I już wiedziałam. To nie Kowalski wysyłał mi astry. Gdyby tak było nie byłby aż tak zdziwiony. Wiedział jednak kto to zrobił. Czemu więc przy tym się wzdrygnął? Zaraz jednak przypomniałam sobie coś, co powiedział przy naszym ostatnim spotkaniu:
„Czekaj. Jeśli tak stawiasz sprawę to muszę ci powiedzieć o moim ojcu. Potem zdecydujesz czy…”
Wcześniej jedyne na co zwróciłam uwagę to małe słówko na końcu. Zastanawiałam się czy chciał wyznać, że wówczas po jego wyznaniu to ja zdecyduję czy chcę z nim być. Nie zastanowiły mnie jego wcześniejsze słowa.
Muszę powiedzieć ci o moim ojcu.
Co miał z tym wszystkim wspólnego mój były teść? Bo na pewno Łukaszowi nie chodziło o brak jego akceptacji odnośnie naszego związku. Więc o co? Co takiego zrobił Gardo, że mój były mąż aż tak bardzo bał się mi o tym powiedzieć? Przerwałam jednak swoje rozważania,  bo poczułam gwałtowny skurcz w dole swojego brzucha. I w jednej chwili zerwałam się na równe nogi gnając do łazienki Krysi.

12 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że takie zakończenie oznacza tylko mdłości u Karoliny albo nic groźnego. Ona nie może znowu stracić dziecka, Karolina zasługuje na szczęście po tym co przeszła. Ciekawa jestem co ukrywa o ojcu Łukasz. Czekam na następną część :) pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  2. O.........., jak se cieszę, że jest w ciązy, tylko proszę, bez żadnych komplikacji!!!!!!!!!
    Intryguje mnie, co Teść Karoliny ma na sumieniu....?
    I cóż czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Oby tylko dzidziuś był zdrowy! Ojciec Łukasza coś ukrywa i przez to Łukasz nie chce być z Karolą, hmmm?
    Część jak zwykle cudna. Czekam na kolejną.
    Pozdrawiam, Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy nowy ? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Może coś z okazji Dnia Dziecka???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha 😆 Z okazji Dnia Dziecka dla mnie odpoczynek. A tak na serio to może w środę wieczorkiem cos mi się uda bo akurat prace wcześniej kończę. Na razie mogę wam zdradzić że planuje troche podkręcić atmosferę i nieźle namieszać bo ostatnio trochę przynudzałam. Nie wiem czy w następnej części czy jeszcze kolejnej ale zamierzam wyjaśnić postepowanie Lukasza i jego ojca. Więcej nie zdradzę bo potem będzie nudno czytac

      Usuń
    2. Tylko nie podkręcaj aż tak żeby Karola dzidzie straciła!! :)
      Kinga :)

      Usuń
    3. Nie, mogę zapewnić już teraz że Karolina po prostu poczula mdłości. Dzidzia ma sie dobrze

      Usuń
  6. Musze to napisac . Jestem mega rozczarowana ,skonczylam wlasnie czytac epilog ,,milosny galimatias'' i jestem wkurzona tym jak zakonczyla sie znajonosc juli i andzrzeja , nie rozumiem dlaczego iza wybaczyla bartkowi zdrade ,a tak szczescliwy zwiazek jak andzrzeja i julki sie rozpad , po co w takim razie bylo opowiadanie ,,zakochany klaun " jak w ,,milosnym galimatiasie '' wszystko tak szyblo skreslilas . :-( i co to juz jest po prostu koniec nie bedzie dalszych losow andzrzeja i julki ? Nawet nie wyjasnilas czy jula przezyje :-( :-( :-( :-( :-( :-( :-( :-( :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiadając na twoje pytanie: tak, planowałam kolejna część tyle ze najpierw chciałam dokończyć te opowiadanie. A co zaś sue tyczy wątku z Zakochanego klowna...Po prostu Julka wiedziała ze umiera i ze będzie się czuć coraz gorzej i nie chciała by Andrzej pamiętał ją w takiej postaci. Poza tym zamierzała oszczędzić mu cierpienia i rozstać sie z nim juz teraz skoro wiedziała za za kilka miesięcy i tak umrze.Uważała że w innym przypadku postapi egoistycznie, nie da szansy zakochać sie Andrzejowi jeszcze raz. Chciała by byl szczęśliwy. (Tak właśnie wyobrażam sobie jej motywy działania.)

      Usuń
    2. Po części zgadzam się z Anonimową, ale rozumiem Twoją koncepcję opowiadania i uważam, że zakończenie tego wątku jest otwarte i liczę na to, że w kontynuacji opowiadania o przyjaciołach z Brylantowego Liceum wyjaśnisz ten wątek, nawet gdyby miał się on zakończyć śmiercią Julki. A poza tym myślę, że zakończenie ,,Miłosnego Galimatiasu" w wątku Julii i Andrzeja jest niestandardowe, inne niż wszystkie, a co za tym idzie ciekawe. Czekam niecierpliwie na nowy rozdział ,,Cieni...", a także na kontynuacje tego przygód przyjaciół. Pozdrawiam roksana

      Usuń
  7. Ja myślę, że chodzi o Kubusia :-) ojciec Łukasza ukrywa coś za co Karolina może nienawidzic byłego męża czyli prawdopodobnie ojciec Łukasza jest winny w pewien sposób śmierci dziecka. Może winny to złe słowo, ale w jakis sposób jest z nią powiązany :chociaż liczę, że to jednak nie jest prawda ;-)

    OdpowiedzUsuń