Gdy tylko dobiegłam do kibla
zwymiotowałam całą treść swojego żołądka. Podnosząc głowę zauważyłam, że w
otwartych drzwiach łazienki stoją dziewczyny gapiąc się na mnie to z
niepokojem, to z niepewnością.
- Wszystko w porządku Karola?-
Pierwsza z szoku otrząsnęła się Beti podchodząc do mnie i odgarniając mi włosy
z twarzy. Jeden kosmyk był lekko wilgotny i znów zrobiło mi się niedobrze. Ponownie
pochyliłam się nad sedesem. Tym razem jednak przyjaciółka podtrzymała mi włosy.
Chociaż był to syzyfowy trud. Przecież i tak były upaćkane.
- Co się stało? Co miałam zamiar
powiedzieć zanim…zanim dotarłaś tutaj? Co cię tak zdenerwowało?
- Nic.- Wyszeptałam z trudem
Beacie. Czułam się jak kupa nieszczęścia.
- Jejku, dajcie jej ręcznik.-
Krysia jako jedyna zachowała w tej sytuacji zdrowy rozsądek.- A ty Asia nie
stój jak kołek. Idź do kuchni i zrób jej miętowej herbaty. To powinno uspokoić
jej żołądek.
- Jasne.
Zanim doprowadziłam się do
porządku, spędziłam w łazience jeszcze kilka minut. W tym czasie przepłukałam
końcówki swoich włosów i umyłam włosy pastą do zębów. Na nieszczęście Krystyna
nie miała w domu zapasowej szczoteczki musiałam posłużyć się własnym palcem,
ale zawsze lepsze to niż smród wymiocin. Gdy weszłam do kuchni zastałam moje
przyjaciółki szepczące coś do siebie cicho. Widząc mnie przerwały swoją
konwersację.
- Przepraszam was.
- Nie masz za co. Lepiej usiądź.
- Nie, naprawdę nic mi nie jest.
Poza tym, że jestem zażenowana.
- Zatrucie pokarmowe nie jest
powodem do zażenowania.- Spuściłam wzrok by Beata nie mogła nic wyczytać z
moich oczu. Ale być może ten gest powiedział jej więcej niż mi się wydawało.-
Bo to jest zatrucie, prawda Karola?
- Pewnie tak.
- Karolina… Chyba nie chcesz
powiedzieć, że są jakieś inne przyczyny?- Przymknęłam na moment oczy. Czyżby
nadeszła chwila prawdy? Wzięłam głęboki wdech. Trochę wcześniej niż się
spodziewałam, ale co tam? Przynajmniej będę miała to już za sobą.
- Tak, jest inna przyczyna.
- Jesteś chora?- Zasugerowała
nieśmiało Krysia. Dobrze wiedziała, że to nie jest przyczyna, ale widocznie
przez wzgląd na nasze pozostałe przyjaciółki chciała dać mi szansę na wycofanie
się. Tylko jaki to miało sens.
- O cholera.- Mrugnęła Asia zaraz
zakrywając sobie usta, bo zazwyczaj nie przeklinała.
- I to jaka.- Beti spojrzała
prosto na mnie.- Siadaj.
- Beata ja…
- Siadaj. Skoro się powiedziało
A, trzeba powiedzieć i B. Jak on zareagował?
- Kto?- Dopytywała się Krysia, bo
przecież zgodnie z obietnicą Beti nie wyznała jej i Joasi o tym, że jakiś czas
temu spędziłam noc z Jackiem, który był tak naprawdę Łukaszem. Ona jednak
zignorowała pytanie.
- Bo powiedziałaś mu o tym,
prawda?- Milczałam, więc ponowiła pytanie.- Karolina?
- Proszę, Beti. Nie mieszaj się.
- Jak mam się nie mieszać?!-
Rozemocjonowana wstała z krzesła nerwowo krążąc po pokoju.- I na dodatek
kazałaś mu spadać.
- Mówimy o Jacku?- Domyślały się
dziewczyny.
- To moje sprawy i załatwię je
sama.
- Nie, nie mogę w to uwierzyć. I
do tego jesteś urażona.
- Więc nie naskakuj na mnie. Wiem
co robię.
- Doprawdy? Zachodzenie w ciążę z
facetem a potem pozbywanie się go mieści się w tej kategorii?- Spytała
ironicznie.
- Nie będę z tobą o tym
rozmawiać. Dziękuję Krysiu za ten wieczór i jeszcze raz przepraszam za jego
koniec. Będę się zbieraj.
- Przecież ja chcę ci tylko
pomóc. Nie uciekaj.- Głos znów zabrała Beti. Tym razem wydawał się być mniej
wściekły.
- Rozumiem, ale nie mam pięciu
lat by tak mnie traktować. I dla twojej wiadomości: wcale nie uciekam.
- Karolina, zostań. Proszę.-
Słowa Asi sprawiły, że się zatrzymałam.- Nie musisz o tym rozmawiać jeśli nie
chcesz. Po prostu Beata jest z pewnością zaskoczona. Tak jak my wszystkie, choć
i tak zdaje się że wie najwięcej.- Dodała wzbudzając we mnie wyrzuty sumienia,
że o niczym jej nie powiedziałam.
- Przepraszam. Po prostu chciałam
sama przejąć kontrolę nad swoim życiem.
- Nie jesteśmy na ciebie złe.
Prawda, Beti?- Spytała ją groźnie.
- Jasne.- Przyjaciółka
uśmiechnęła się do mnie.- Trochę mnie poniosło. - Jak się czujesz?- Nim
odpowiedziałam przez moment mierzyłyśmy się wzrokiem. Jeszcze byłam na nią
trochę zła za jej reakcję.
- Dobrze. To dopiero początek.
- Szósty tydzień o ile się nie
mylę.- Widocznie doskonale pamiętałam tamtą rozmowę gdy po nocy spędzonej z
Łukaszem pełna wyrzutów sumienia nie sprostowałam jej pomyłki, że przespałam
się z Jackiem.
- Tak. Ale nie pytajcie mnie na
razie o żadne szczegóły. Wiem, że możecie czuć się urażone, ale sama zdałam
sobie z tego sprawę od niedawna. Jeszcze wszystkiego nie przetrawiłam.
- Naturalnie. Tak jak mówiłam nie
musisz nam niczego wyjaśniać.
- Dzięki.- Odpowiedziałam
ignorując szept Beti:
- Mów za siebie.
- W końcu od tego są przyjaciele,
prawda?
Po powrocie do domu czułam się
koszmarnie. Dlaczego wszystko musiało się wydać? Niektórzy ludzie potrafią
ukrywać takie rzeczy miesiącami, a ja nie wytrzymałam nawet jednego spotkania.
Na dodatek wiedziałam, że dziewczyny oczekują moich wyjaśnień. Ba, cała moja
rodzina niedługo będzie ich oczekiwać. I co wtedy? Wciąż nie miałam pojęcia.
To, że moje przyjaciółki
dowiedziały się prawdy miało również inną wadę. Bo zapomniałam o swoich
spostrzeżeniach podczas tego wieczoru, które miały mieć dla mnie w przyszłości
fundamentalne znaczenia. Ale teraz o tym nie myślałam. Moje myśli zaprzątała
tylko ciąża.
Choć spodziewałam się, że gdy
tylko gadatliwa Beti dowie się prawdy zaraz o wszystkim dowie się moja mama i
rodzeństwo, to jednak to wcale nie nastąpiło. A przynajmniej tak myślałam . Bo w
niedzielny wieczór odwiedził mnie ktoś kogo się nie spodziewałam.
Jacek.
Naturalnie nie był sam. Za jego
plecami znajdowała się moja przyjaciółka. Gdy spojrzałam na nią z konsternacją
nie wydawała się nawet zakłopotana.
- Co ty tu robisz?- Zwróciłam się
z tym pytaniem do Bończaka.
- Właściwie to nie wiem. Beata
kazała mi…
-…to ja go tu sprowadziłam, tak.
Akurat musiałam zamówić bilet na wyjazd dla Krzyśka i spotkałam tam naszego
drogiego przyjaciela. Miał zamiar wyjechać do Gdańska.
- Nie wiem po co to zrobiłaś.
Przepraszam Jacek.- Powiedziałam.
- Wiedziałem, że Beti coś odbiło.
Przez ciebie uciekł mi jedyny dzisiejszy pociąg.- Zwrócił się do niej.
- A ja myślę, że nie. Bo jest
potrzeba byś tu był.- Poczułam złość. Czemu ona musiała się we wszystko
wpieprzać? Jej życie było nudne czy co? Przecież nie miała tak naprawdę o
niczym pojęcia.
- Ty mu to wyznasz czy ja mam to
zrobić?- Spytała mnie retorycznie. Mimo to odparłam:
- To ciebie nie dotyczy. Jacka
też nie.
- Co mnie nie dotyczy?- Wtrącił
się.
- Skoro tak to powiedz mu prawdę.
- Hej, mogę w końcu dowiedzieć
się po co tu sterczę?
- No właśnie, Karolina? Skoro tak
to przecież możesz mu to wyznać.- W duchu obiecywałam sobie, że ją rozszarpię.
Gdy tylko zostanę z nią sama.
- O niczym, Jacek. Jeszcze raz
przepraszam że przeszkodziła ci w wyjeździe. Coś sobie uroiła jak zawsze.
- To, że to on wysłał ci tę
paczkę z rzeczami Kubusia nie znaczy, że nie ma prawa wiedzieć.
- Już mówiłam, że to go nie
dotyczy.
- A ja mówiłam, że skoro tak to mu po….
-…okej!- Krzyknęłam napięta do
granic możliwości.- Jestem w ciąży, zadowolona? A teraz wyjdź. – Przez chwilę patrzyłyśmy
na siebie z tłumioną złością. Potem Beti spojrzała na Jacka by zobaczyć jakie
to wywarło na nim wrażenie. Wyglądał jak rażony piorunem. Cholera.
- Myślę, że teraz mogę zostawić
was samych.- Beata postanowiła zrobić jedyną sensowną rzecz pośród całego
bezsensu jakim było sprowadzenia tu Jacka.
- Skoro już tu przyszedłeś może
wejdziesz do środka?- Zaproponowałam nie patrząc mu w oczy.- Bez słowa wszedł
do środka. Zastanawiałam się co też może sobie teraz o mnie myśleć.
- Rozumiem, że Łukasz nie ma o
tym pojęcia?- Spytał.
- Tak.
- Masz zamiar mu powiedzieć?
- Tak. Ale chcę poczekać aż ciąża
będzie pewna.
- A teraz nie jest?- Nie
odpowiedziałam.
- Domyślam się, że Beata to mnie
uznała za ojca.- Oznajmił.- Mogę wiedzieć dlaczego?- Miałam nadzieję, że o to
nie zapyta. Ale musiałam mu to wyznać.
- Beti niesłusznie wyciągnęła
taki wniosek gdy odwiedziła mnie po…po spotkaniu z Łukaszem.
- A ty tego nie sprostowałaś.-
Starałam się dociec czy w tym stwierdzeniu był wyrzut. Jeśli tak to starannie
zamaskowany.
- Tak. Przepraszam.
- Dlaczego to zrobiłaś?- Bo
jestem tchórzem, pomyślałam ale na głos odparłam:
- Sama nie wiem. Czułam się głupio
na samą myśl o tym.
- Więc wolałaś oczerniać mnie
pozwalając wierzyć twojej przyjaciółce, że nosisz pod sercem moje dziecko?- A więc jednak był
na mnie zły.
- O ile sobie przypominasz to
Beata miała żal raczej do mnie niż do ciebie. Sądziła, że po tym jak
dowiedziałam się prawdy o nadawcy paczki w złości nie chciałam cię znać
nieopatrznie zrywając znajomość.
- Więc czemu tego nie
sprostowałaś później?
- Już mówiłam, że stchórzyłam.
Ale zrobię to. Więc nie masz powodów do złości.
- Myślisz, że to złość? Nie.
Wiesz co czuję? Wściekłość. Bo nie chcę by ktokolwiek postrzegał mnie jako
mężczyznę uciekającego przed obowiązkiem. I to niesłusznie.
- Wkrótce powiem jej prawdę.
Obiecuję.
- Ale najpierw oczernisz mnie
przed resztą znajomych i rodziną co? By Łukasz mógł pozostać kryształowy.
- Wcale nie. I doskonale wiesz,
że Łukasz wcale mnie nie zostawił.- Odpowiedziałam mu, bo zrozumiałam że
właśnie do tego pił.
- Ośmielam się twierdzić inaczej.
Ale ja nie zostawiłbym cię na pastwę losu w takiej sytuacji.
- O ile pamiętam już kiedyś to
zrobiłeś.
- O ile pamiętam nie miałem
pojęcia o twojej ciąży.
- Łukasz też teraz nie ma.- Odbiłam
pałeczkę. Przez jakiś czas mierzyliśmy się wściekłym wzrokiem. Po pełnej
wrogiego napięcia chwili Jacek pierwszy odzyskał nad sobą kontrolę.
- Wybacz. Nie chciałem
przywoływać złych wspomnień.
- Wiem. Ale nie chcę byś
oczerniał Łukasza. Mogę mu zarzucić wiele, ale jestem pewna że gdyby wiedział o
moim stanie wróciłby do Warszawy w kilka godzin.
- Więc czemu tego nie robisz? Nie
chcesz z nim być?
- Nie o to chodzi.- Westchnęłam.-
Po prostu nie chcę by jedynym co nas łączy było dziecko. Chcę czegoś więcej,
dlatego boję się że jestem gotowa się przed nim poniżyć przyjmując wszystko to
co zechce mi dać. Czyli bardzo mało. Dlatego muszę zdobyć siłę, pomysł na
siebie by potem nie czuć się od nikogo zależna. Rozumiesz mnie?- Sama nie
rozumiałam jak znowu mogę z nim normalnie rozmawiać po naszym bezpardonowym
rozstaniu przed telefon. Po tym jak bardzo czułam się skrzywdzona. I wyznawać rzeczy do których z trudem
przyznawałam się przed samą sobą.
- Więc, reasumując, chcesz by
dziecko było jedynym co was łączy.
- Nie, ale to on nie chce ze mną
być, nie ja.- Westchnęłam ciężko.- Do tego się wszystko sprowadza.
- Wiesz, że on musi wiedzieć
prawda?
- Tak, mówiłam przecież że
potrzebuję tylko czasu.
- Byleby nie za dużo.
- A od kiedy to jesteś jego
obrońcą?
- Nie ma potrzeby byś mnie
atakowała.
- Nie atakuję cię. Po prostu mam
dość wtrącania się w moje życie. Najpierw Beti, teraz ty. A to przecież ja mam
prawo do podjęcia decyzji. I powiem mu kiedy będę na to gotowa. W końcu jego to
w ogóle nie zainteresowało: po wspólnie spędzonej nocy nawet nie poruszył przy
mnie tego tematu. – Spuściłam wzrok walcząc z nagłym bólem.- Na razie nie
jestem gotowa na to spotkanie. Jeszcze nie.- Gdy do mnie podszedł pozwoliłam mu
się objąć choć przez moment walczyłam. Dlaczego to wszystko musi być tak
pokręcone? Dlaczego nie mógł być po prostu moim przyjacielem bez całej tej
niezdrowej obsesji i akcji z paczką?
A ty nie mogłabyś tak po prostu zapomnieć o Łukaszu?, jak zwykle ostatnio w takich
chwilach naszedł irytujący głosik w mojej głowie. Basia powiedziała, że staram
się układać swoje życie według scenariusza a gdy coś idzie niezgodnie z moimi
planami nie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Czy tak naprawdę było?
Jeszcze kilka tygodni temu powiedziałabym, że nie. Owszem byłam uporządkowana,
lubiłam mieć wszystko poukładane i mieć kontrolę nad tym co robię, ale nie
byłam pedantką. Jasne, że chciałam by coś przebiegło tak jak sobie tego
zażyczyłam, ale umiałam pogodzić się z faktem gdy tak się nie stało.
Czy jednak rzeczywiście?
Wróciłam myślami do wieczorku
zaręczynowego Asi w mieszkaniu Beti. Zamierzałam pokazać przyjaciółkom że
jestem już zupełnie „normalna” ale gdy tylko wspomniały o dzieciach nie
potrafiłam tego zrobić. Wściekałam się na siebie i Beti za scenę jaką mi
zrobiła, za to jak trafnym psychologiem się okazała i że świadkiem mojego
poniżenia byli inni.
Inny przykład: gdy dowiedziałam
się o śmierci Pajęczaka. Z perspektywy czasu zdałam sobie sprawę, że
zareagowałam niezwykle głupio napadając na Bogu ducha winnego Jacka zmuszając
go do wyjaśnień i tworząc sobie w głowie nieprawdopodobną historię kryminalną.
Poza tym uderzyło mnie coś jeszcze: z powodu rozpaczy po śmierci syna zaraz po
jego pogrzebie i nawet teraz po ponad dwóch latach nie interesowałam się sprawą
jego oprawców tak jak powinnam. A przecież istniało jeszcze tyle zagadek. Obaj
z kumplem utrzymywali, że porwanie zostało przeprowadzone dla okupu mimo, że
prokurator przeprowadził prowokację. Mimo to nie sypnęli pary z ust.
Zastanawiałam się kogo się tak bali, że woleli iść do więzienia odbywając o
wiele dłuższy wyrok. I na dodatek pamiętając jak skończyli, więc ochrona szefa
na nic się zdała. Kim więc był ten szef? Czyżby teoria Jacka miała jakiś sens i
ten sam facet nadal przebywa na wolności mogąc zrobić Łukaszowi krzywdę? To
były tylko hipotezy, ale nie dawały mi spokoju. Na razie nie chciałam o tym
myśleć.
- Chyba powinniśmy zapomnieć na
moment o dawnych urazach.- Odezwałam się.- Naprawdę uciekł ci pociąg czy Beti
odwiedziła cię w twoim mieszkaniu bo nie wyjechałeś?
- Nie, mówiła prawdę. Trochę z
tym zwlekałem ,bo musiałem załatwić wszystkie sprawy chcąc spalić za sobą
mosty. Najdłużej zeszło się ze sprzedażą mieszkania.
- A więc nie jest już twoje? W
takim razie gdzie będziesz nocować?
- Wynajmę coś w hotelu. Jutro
zamówię kolejny bilet. Po południu chyba jest jakiś pociąg.
- A co jeśli wszystkie będą
zajęte?
- Nie wiem.- Wzruszył ramionami.
Potem uśmiechnął się z lekką ironią.- Może zanocuję u ciebie?- Przewróciłam
oczami, ale po chwili namysłu uznałam to za nienajgorszy pomysł.
- Skoro to ja jestem winna całej
tej sytuacji to chyba tak byłoby najlepiej.
- Karolina, to był żart. Poradzę
sobie.
- Nie.- Odetchnęłam głęboko zanim
na niego spojrzałam.- Wiesz, że dla mnie zawsze będziesz przyjacielem. Chcę
tylko byś mi obiecał, że nie wywiniesz mi już nigdy takich akcji jak ta paczka,
okej?
- Czy to znaczy, że mi
wybaczyłaś?- Spytał ostrożnie.
- Zrobiłam to już jakiś czas
temu. Po prostu od tamtej pory nie umiem ci zaufać, ale w tej sytuacji
powinnam. W końcu jesteś jedyną osobą która zna prawdę. Ale…- Wskazałam na niego
oskarżycielko palcem- …śpisz na kanapie. A rano po śniadaniu idziesz szukać
nowego lokum. Umowa stoi?
- Stoi.
Przez kilka następnych dni nadal
chodziłam do pracy jak gdyby nigdy nic, choć już uprzedziłam nową szefową o
swojej sytuacji. A mianowicie ciąży. O dziwo nie była na mnie tak bardzo zła:
żałowała tylko że już za jakiś czas będzie zmuszona poszukać innej pracownicy.
Jeśli chodzi o Bończaka to dałam
się na spokój z roztrząsaniem przeszłości. Okej, wysłał mi paczkę. Ale przecież
nie mógłby zrobić nic co mogłoby to wymazać. A pomógł mi wiele razy. I jak się
okazywało będzie mi musiał pomóc po raz kolejny.
W sobotę spotkaliśmy się na
mieście. Miałam zamiar wyznać mu to co ostatnio mnie gnębiło. Po krótce
opowiedziałam mu więc o swoich wątpliwościach dotyczących sprawy porwania
Kubusia pytając o wszystko co wie. Wiedziałam, że interesował się tym bardziej
ode mnie. W końcu wiedział nawet o śmierci Pająka. Inna kwestia że to przede
mną przemilczał.
Tym razem tak nie było.
Całkowicie się przede mną otworzył opowiadając i odpowiadając na moje pytania
bez żadnych niedomówień. Chyba wciąż chciał odpokutować to jak bardzo
skrzywdził mnie wysyłając paczkę z bluzeczką i pozytywką Kubusia.
Z grubsza zrozumiałam jego
teorię: Jacek uważał, że Bajkowski nie był szefem gangu, ale tylko jego zastępcą
i prawdziwy zbir nadal pozostaje na wolności.Tłumaczył to faktem dalszego
rozwoju narkotykowej szajki, która tracąc głównego dowodzącego powinna
systematycznie się rozpaść co nie nastąpiło. W końcu płotki nie były tak
inteligentne i miały na celu tylko rozprowadzać towar. Nie znały się na niczym
innym: strategii, haraczach, układach z policją. Najczęściej byli to zwykli
znudzeni licealiści lub bezrobotne małolaty uważające się za wyjątkowych i prawdziwych
gangsterów. Nie wiedzieli, że tak naprawdę zarabiają ułamek kwoty którą
otrzymują za swoją pracę.
Zgodnie z tą teorią ów szef
niezadowolony ze spartaczonej roboty przy porwaniu Kubusia ukarał swoich
współpracowników śmiercią. Poza tym być może bał się, że choć nie ugięli się do
tej pory to jednak perspektywa długiej odsiadki może rozplątać ich języki. Dlatego
skończyli tak jak skończyli.
Tak przedstawiała się przeszłość:
teraźniejszość nadal była niepewną. Bo to, czy nieznany przestępca nadal
zagraża Łukaszowi było niewiadomą. Byłoby to możliwe, ale równie dobrze mogły
to być tylko wymysły. Poczułam wyrzuty sumienia z powodu faktu, iż mu o tym nie
powiedziałam. Nie usprawiedliwiał mnie przecież bałagan w naszych prywatnych
relacjach i to, że nie chciał ze mną być. Jednak Bończak skutecznie mnie pocieszył,
że jeśli nawet ja na to wpadłam (zastanawiałam się czy się za to nie obrazić,
ale w sumie stwierdziłam że ma rację), to Łukasz tym bardziej zdaje sobie z
tego sprawę.
- Być może taj jest.-
Podsumowałam.- Wiesz coś na temat sprawy w Lublinie którą prowadził?
- Nie. Nie mam o tym pojęcia
odkąd Gardo zrzekł się pełnienia funkcji opiekuna świadka koronnego którym
jestem. Praktycznie podlegam pod zupełnie inny wydział i ludzi.
- Gdy wysłałeś mi tę paczkę z
rzeczami Kuby, naturalnie wówczas nie wiedziałam że to byłeś ty…- Jacek
wyglądał na zakłopotanego i pełnego poczucia winy gdy o tym wspomniałam, ale
zignorowałam to.- … to Łukasz wspomniał potem, że początkowo też podejrzewał że
to mogło mieć związek z prowadzonym przez niego śledztwem. Ale to przecież
zupełnie bez sensu. Pomijając oczywisty fakt, że cała ta sprawa rozgrywa się w
Lublinie to przecież jesteśmy z
Kowalskim dawno po rozwodzie i nikt przy zdrowych zmysłach nie wykorzystywałby
mnie by się na nim zemścić.
- Myślę, że się nie doceniasz.
Łukasz…
-… a ja myślę, że ty znów
sugerujesz coś czego nie ma. On nie chciał ze mną być, Jacek. Powiedziałam mu,
że go kocham a on po prostu się zakłopotał i zmienił temat. Poza tym możemy już
do tego nie wracać?
- Jak chcesz. Mówiłaś już o tym
mamie?
- Nie. Zamierzam jechać do niej
jutro. Jakoś głupio było mi robić to telefonicznie.
- I co jej powiesz?
- Masz na myśli czy wyznam, że
Łukasz jest ojcem? Nie.
- Więc tę rolę i tak przypiszą
mnie.
- Nie. Powiem, że przeżyłam
chwilę zapomnienia z kimś innym. Zaszalałam w klubie , za dużo wypiłam i się
stało. Teraz nawet nie pamiętam kto to jest.
- To chyba nie w twoim stylu.
- Moim czy nie moim… stanowczo
zaprzeczę, że ma to jakikolwiek związek z tobą, okej? W zasadzie to będzie
brzmiało dość sensownie. Dowiadując się o mojej zdradzie porzuciłeś mnie. Tylko
moje przyjaciółki wiedzą o paczce.- Dodałam gwoli wyjaśnienia.- Rodzina nie.
- Nie musisz tego zatajać i mnie
chronić. Nie zasłużyłem sobie.
- Daj już spokój. Nie gadamy o
przeszłości tak? Taka była umowa. Inaczej znów będziemy się kłócić.
- Zgoda. Ale wiesz…jeśli chcesz
to możesz powiedzieć to że to ja jestem ojcem.
- Co?
- Tak będzie bezpieczniej. Skoro
nikt nie wie o tym co się między wami wydarzyło to może być spory szok.
- No nie wiem. Wolałabym już nie
kłamać, choć do tej pory świetnie mi to wychodzi. Poza tym wcześniej na samą
myśl o tym, że ktokolwiek mógłby podejrzewać cię o ojcostwo zrobiłeś się cały
siny ze złości.
- Bo dowiedziałem się o tym w tak
głupi sposób. Dodatkowo mam wobec ciebie dług moralny za to że wysłałem ci
paczkę z rzeczami zmarłego syna. Tak będzie sprawiedliwie. Poza tym jeśli
miałbym być szczery, gdybyś naprawdę wmówiła to Beacie a nie ona sobie to tylko
uroiła to byłbym zły. Ale teraz gdy inicjatywna należy do mnie postrzegam to
inaczej
- Ale ja nie. Choć może masz
rację i nikt nie powinien na razie wiedzieć o tym, że to Łukasz jest ojcem.
Jestem pewna, że zaraz dowiedzieliby się o tym jego rodzice i o wszystkim mu
powiedzieli.
- A ile właściwie zamierzasz
jeszcze czekać? To w końcu koniec drugiego miesiąca. Jeszcze trochę i wszystko
będzie świetnie widać.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
Najpierw jednak muszę pojechać do domu i porozmawiać z mamą. Dopiero wtedy
zdecyduję co dalej.
Tak jak obiecałam, w niedzielny
poranek wsiadłam do autobusu szykując się na powrót na rodzinną wieś. Po drodze
byłam cała w nerwach. Czułam się jak marnotrawna córka wracająca na łono
rodziny. Ale w sumie niewiele mi do tego brakowało. Zdawałam sobie sprawę, że
sama nie dam sobie rady i prawdopodobnie będę musiała poprosić mamę i ojczyma o
pomoc. Nie pozwolę by pomagał mi Łukasz: nie, w sytuacji gdy kierowałby nim
tylko obowiązek. Na razie byłam jeszcze zbyt słaba na spotkanie z nim. Na
dodatek serce szeptało mi, że nie mam prawa być na niego zła, bo to przecież ja
pierwsza zniszczyłam nasze małżeństwo. Ja pierwsza go skrzywdziłam w brutalny
sposób obarczając śmiercią naszego dwuletniego synka i żądając rozwodu. Jakie
prawo miałam więc dziwić się, że jego miłość wygasła?
W pewnej chwili zawibrowała moja
komórka, ale ja odrzuciłam połączenie. Po pierwsze dojeżdżałam już na miejsce,
a po drugie to nie miałam ochoty rozmawiać z osobą która do mnie dzwoniła. To
była Beata, która wciąż nie rozumiała że od dawna jestem pełnoletnia a ona nie
jest moim rodzicem. Od czasu gdy przyprowadziła Jacka pod drzwi mojego
mieszkania chciała wiedzieć jak
rozwinęła się sytuacja. Ja jednak wciąż na nią zła, nic jej nie powiedziałam.
Wiedziałam, że z pewnością mam masę domysłów (zwłaszcza, że znów zaczęłam
przyjaźnić się z Bończakiem), ale nie obchodziło mnie to. Niech myśli sobie co
chce: ja nie pozwolę wtrącać się w swoje życie. Nawet jeśli jej intencje były
dobre.
Gdy w końcu przekroczyłam prób
rodzinnego domu, szeroki uśmiech który rozjaśnił twarz mamy sprawił, że
poczułam się bezpiecznie i kochana. Gdy zamknęła mnie w swoich ramionach, a
potem zaprosiła na dobrze mi znaną herbatkę owocową wróciłam wspomnienia do
chwili gdy byłam małą dziewczynką. Obserwowałam jak krząta się po ogrodzie
(dziś była ładna pogoda, więc postanowiłyśmy porozmawiać i posiedzieć na
zewnątrz) wynosząc z wnętrza kuchni jedzenie, bo mimo moich protestów przygotowywała
szybkie przekąski. Ale dotarło do mnie też coś innego. Mama wyglądała teraz
krucho: w kącikach jej oczu widniały siateczki zmarszczek, a skóra nie była tak
napięta jak dawniej. Nie była tą pełną energii kobietą, która zawsze służyła mi
pomocą bez względu na wszystko. Jej ruchy były wolniejsze, mniej zgrabne. Gdy
się schylała robiła to z trudem. W końcu zdałam sobie sprawę, że w dalszej lub
bliższej przyszłości w moim życiu zabraknie i jej. Ta myśl na chwilę mnie
zmroziła: najpierw Kuba, potem Łukasz a teraz mama? Miałam ochotę poprosić ją,
by poszła do lekarza; chciałam by zapewniła mnie że wszystko jest z nią w
porządku. Tylko co jeśli tak nie było? Ale gdyby tak było z pewnością by mnie o
tym poinformowała: a nawet jeśli nie ona to moje rodzeństwo. Ta myśl mnie
uspokoiła: Marlena nigdy nie zachowywałaby się tak beztrosko podczas naszego
weekendowego wypadu gdyby naszej mamie coś groziło. Po prostu czas, wszystkie
zmartwienia i wiek zrobiły swoje: odbiły
piętno na jej twarzy.
- Kochanie, jesteś jakaś
milcząca. Coś się stało?
- Właściwie to tak.- Odparłam z
wahaniem. Zauważyłam na jej twarzy zatroskanie.
- Tak myślałam, że nie
przyjechałaś tu bez przyczyny. Coś nie tak z nową pracą?
- Nie, w porządku. Choć pewnie
niedługo tam jeszcze popracuję.
- Jest dla ciebie za ciężka?
- Nie, zupełnie nie o to chodzi.
Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale najpierw chciałam zapytać o to jak się czujesz.
- Ja? Jak widzisz. Bartosz
pojechał z Wojtkiem na zakupy, więc chwilowo zostawili mnie samą. Ale gdybym
wiedziała, że wpadniesz kazałabym im zostać. Poza tym upiekłabym ciasto,
przygotowała ci jakieś smaczne dania na wynos. Wiem, że w Warszawie w ogóle o
siebie nie dbasz i jesz byle co. Wydaję mi się, że znowu schudłaś parę kilo…
-…mamo, naprawdę nie trzeba.-
Przerwałam jej monolog, bo nie było opcji bym mogła wysłuchać go do końca. No
chyba, że poświęciłabym na to resztę dzisiejszego dnia. – A co się zaś tyczy
mojego wyglądu to może i wyglądam trochę gorzej niż zazwyczaj, ale ma to swoją
przyczynę.- Wzięłam głęboki wdech.- Mamo, jestem w ciąży.- Wydawało mi się, że
tego nie usłyszała. Nie przestawała mieszać swojej herbaty zapatrzona w
szklankę. Miała przy tym spuszczony wzrok. Dopiero gdy go podniosła
zorientowałam się, że w jej oczach lśnią łzy.- Mamo, co się dzieje?
- Nic.- Pokręciła z uśmiechem
głową.- A więc mówisz, że spodziewasz się dziecka?
- Tak. Chyba cię zaskoczyłam.-
Dodałam nie wiedząc właściwie jak się zachować. Była zmartwiona czy zadowolona?
Tak jak inni przypuszczała, że ojcem mojego dziecka jest Jacek Bończak? A może
jakimś cudem zna prawdę?
- Ale to dobre zaskoczenie. Nawet
nie wiesz jak się cieszę.- Uspokoiły mnie te słowa.
- Ja mimo wszystko też.
- Jak długo jesteś już w ciąży?
- Dokładnie dziś jest środek
siódmego tygodnia.
- Ale jeszcze nic nie widać.
- Chyba na to jeszcze trochę za
wcześniej.
- No tak. Ale ze mnie gapa. Choć
tu córeczko. Niech cię uściskam.- Cmoknęła mnie w policzek zamykając w
niedźwiedzim uścisku.- Cieszę się, że znów widząc cię szczęśliwą.
- Ja też się cieszę. Nawet nie
wiesz jak bardzo.
- Jak zareagował Jacek? Czy on…?-
Uśmiech, który do tej pory gościł na mojej twarzy znikł. Tak jak przewidywał
Bończak, wszyscy sądzili że to on jest ojcem mojego dziecka.
- Chyba dobrze.- Wstyd było mi
przed nią kłamać, ale nie miałam wyjścia. Potem wszystko sprostuje albo i nie.
Bo przyszło mi do głowy, że Łukasz wcale nie musi chcieć tego dziecka. Może w
ogóle nie uwierzy w swoje ojcostwo? Albo poprosi by nikt się o tym nie
dowiedział i aby dla reszty świata to właśnie Bończak był ojcem?
Nie, byłam głupia sądząc, że
Kowalski odwróciłby się od własnego syna. Przecież kochał Kubusia i tak samo
będzie kochał nasze nienarodzone jeszcze dziecko. Najwyraźniej moje znacznie
obniżone poczucie własnej wartości znów dało o sobie znać.
- A jak samopoczucie?
Wymiotujesz? Pamiętam, że gdy byłaś w ciąży z Kubusiem to…- Urwała jakby
powiedziała coś nieodpowiedniego. Potem dokończyła nieco mniej zręcznie.- …to
nie miałaś takich problemów. Tylko było ci niedobrze i…i byłaś nadmiernie
rozdrażniona.
- Nie, teraz mam raczej problem z
nadmierną opuchlizną stóp. I czasami z rana ledwo zdążam do łazienki. To
dlatego jestem taka blada. Ale Jacek podsunął mi patent z miską koło łóżka. Od
teraz czuję się z tym bezpieczniej.
- Cieszę się.- Rozmawiałyśmy
przez jakiś czas. Obie byłyśmy ożywione: początkowo tematem rozmowy była moja
ciąża, potem mama zaczęła mi opowiadać o planowaniu wesela przez Marysię i
mojego brata. Jej rodzice mieli pewne zastrzeżenia do terminu: uważali że ich
jedyna córka jest zbyt młoda na tak poważny krok jak małżeństwo. Ale Maria
bardzo chciała założyć już rodzinę a i Wojtek wydawał się być w odpowiednim
wieku do tej roli. I tak rozmowa znów zeszła na macierzyństwo. Po jakichś dwóch
godzinach nie doczekałyśmy się z mamą powrotu ojczyma i brata, więc z racji
ostatniego powrotnego dziś pociągu musiałam zbierać się do wyjścia. Pożegnanie
z mamą było jednak długie i pełne
czułości. Na koniec mocno mnie przytuliła i ze łzami w oczach powiedziała
wtulona w moje ramię:
- Boże, wciąż nie mogę uwierzyć w
to co powiedziałaś. Znów zostanę babcią. Szkoda, że Bartosz nie mógł tego
usłyszeć osobiście. Wiesz, że traktuje waszą trójkę jako swoje własne dzieci i
dlatego twoje dziecko będzie traktował
jako wnuka albo wnuczkę. Ale się wszyscy ucieszą. Bo nie mówiłaś jeszcze
nikomu, że jesteś w ciąży co? Marlena po
waszej podróży wspominała o tym, że pod koniec wyjazdu chorowałaś, ale nie
podejrzewaliśmy że to dziecko jest jego przyczy…- Znów urwała. Sądziłam, że być
może znów chciała wspomnieć o Kubusiu i w ostatniej chwili ugryzła się w język,
ale tak się nie stało. Bo wpatrywała się w coś za moimi plecami. Skonsternowana
spojrzałam w tamtą stronę. I totalnie mnie zamurowało. Bo stał tam nie kto inny
jak pani Mariola. Matka Łukasza.
Czytając ten rozdział przyszedł mi do głowy pomysł, że może ojciec Łukasza ma coś wspólnego z szefem mafii i Łukasz się o tym dowiedział. Już nie mogę się doczekać kiedy wyjaśni się ta sprawa i kiedy Karolina powie prawdę o ciąży, bo coraz bardziej komplikuje sobie życie. pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńKarolina coraz bardziej gmatwa sobie życie!
OdpowiedzUsuńW każdym badź razie my nie możemy niczego być pewni, Ty masz taki talent do zmieniania biegu opowiadania, że wszystko może się zdarzyć.
Pozdrawiam
Ania
Eh ta Karolina, im bardziej komplikuje tym bardziej jest nieszczęśliwa. Łukasz musi dowiedzieć się prawdy i wydaje mi się, że to dzięki Jackowi ją pozna bo znając Karole sama tego nie zrobi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kinga :)
ale wybrałaś moment na koniec rozdziału wrrrrrrrr kiedy kolejny ?:)
OdpowiedzUsuń