Zamieszczam kolejną część opowiadania. Musicie mi wybaczyć trochę dłuższe oczekiwanie: obiecuję, że gdy zaliczę wszystkie egzaminy to w czasie ferii będę dodawać następne częściej. (Chociaż się chyba na to nie zanosi jeśli zamiast uczyć się pilnie na jutrzejszy egzamin piszę kolejny rozdział :( ) W każdym bądź razie- miłego czytania.
Choć po
jakimś czasie wybaczyłam Łukaszowi jego nieobecność na pierwszych urodzinach
Kubusia z czasem nasze relacje zaczęły się ochładzać. Nie było żadnej
bezpośredniej przyczyny tego stanu rzeczy poza faktem, że znów nie dotrzymał
obietnicy i wracał do domu coraz później. Czasami nawet mnie o tym nie
uprzedzając. Z czasem ja też przestałam się też o to awanturować. Ja miałam
Kubusia, on miał pracę i tak było dobrze. Gdy jakimś cudem sobie o mnie
przypomniał jadaliśmy we trójkę kolację na mieście lub spacerowaliśmy. A ja
nauczyłam się udawać, że wszystko jest w porządku.
Wiele
osób mi to powtarzało: że prawdziwe małżeńskie życie nie jest wiecznym miodowym
miesiącem, że liczne obowiązki często są tak przytłaczające, że na robienie
czegoś we dwójkę tylko dla siebie praktycznie nie ma szansy. Zwłaszcza, gdy są
dzieci. I że powinnam być szczęśliwa, bo moim mężem jest mężczyzna
odpowiedzialny, stojący na straży prawa i porządku. I że gdyby mógł z pewnością
wolałby spędzać ten czas ze mną i Kubusiem niż w pracy. Tyle, że ja nie byłam
tego taka pewna. Bo ten szczególny błysk w oczach mojego męża gdy opowiadał o
pracy był wynikiem szczerej satysfakcji. On kochał to co robi. Pytanie tylko
czy bardziej ode mnie i Kuby.
W święta
malec miał już półtora roku, więc bez przeszkód mógł spędzić święta na wsi
odwiedzając swoich dziadków (czyli moją mamę i ojczyma) a także moją siostrę (która
korzystając z okazji postanowiła powiadomić całą rodzinę o swojej drugiej
ciąży) i brata który zaręczył się z Marysią. Cieszyłam się, że razem z mamą na
samą myśl o planowaniu wesela.
Udało
nam się nawet spotkać we trójkę z Aśką i Beti, bo Krysia niestety wraz z Igorem
wybrała się do swojego rodzinnego Kołobrzegu. Mimo wszystko i tak było wesoło.
Pomimo, iż Nowy Rok każda z nas świętowała z kieliszkiem soku (ja zabrałam ze
sobą Kubusia, Beti z powodu dziewczynek też nie piła, bo zorganizowałyśmy
wszystko w jej domu, a Joasia postanowiła być z nami solidarna.) natłok różnych
spraw i wydarzeń w naszym życiu sprawił, że miałyśmy o czym rozmawiać. Asia,
zaczęła spotykać się z jakimś Krystianem a Beti aż promieniała opowiadając o
pierwszym kroku Klaudii i Zuzi. Aha, bo zapomniałam wspomnieć, że tak nazwała
swoje dwie córeczki. Choć były bliźniaczkami jednojajowymi, bardzo się od
siebie różniły. Zuza, kilka minut młodsza była czarującą brunetką o uroczym
uśmiechu i słodkiej twarzyczce. Stale wyciągała rączki nawet do ludzi, których
widziała kilka razy w życiu. Z kolei Klaudia bardzo przypominała samą Beti.
Choć miała dopiero nieco ponad roczek chodziła już prawie samodzielnie,
złościła się nie dostając tego czego chce, a gdy Joasia wzięła na ręce Zuzię
zaczęła przeraźliwie piszczeć domagając się tego samego rozbawiając nas swoim
popisem niemal do łez. Asia nawet skwitowała to wesołym komentarzem, że
zazdrości nam bycia matkami, bo nasze dzieci są takimi słodkimi aniołkami.
- Jasne.
Więc może zostaniesz z nimi chociaż tydzień co? A ja z Karolą pojedziemy na
wczasy.
- Tak.-
Roześmiałam się czochrając Kubusiowi jasną główkę. Skrzywił się lekko i odsunął
jakby chciał powiedzieć: daj mi w spokoju dojeść tego pierniczka!
- Nie ma
sprawy. A tak w ogóle to po kim on ma takie kręcone loczki? Bo na pewno nie po
Łukaszu. Nie miałaś jakiegoś skoku w bok?
- Hej,
ja też jestem blondynką.- Oburzyłam się żartobliwie.
- Wiem,
ale takie udane dziecko…Auć.- Aśka runęła z kanapy jak długa gdy ją z niej
zepchnęłam.- Okej, tylko żartowałam. Ty też jesteś wspaniała. Ale Kuba naprawdę
w przyszłości będzie łamał wiele damskich serc.
- Jedno
już złamał.- Wtrąciła się Beata wskazując na Zuzię, która wciąż na czworakach
nie odstępowała chłopca na krok. Tego to tylko irytowało, więc odsuwał się od
niej sądząc najwyraźniej, że poluje na jego czekoladowego piernika.
- Może w
przyszłości w końcu staniemy się prawdziwą rodziną, co Beti?- Zażartowałam.
- Ja
jestem za. Przyda się parę dobrych genów kogoś inteligentnego.- Odpowiedziała
mi przyjaciółka.
- No, z
tego co widzę geny Krzycha nie okazały się takie złe.- Kontynuowała żarty
Joasia, ale chyba nie zorientowała się, że na dźwięk imienia Krzysztofa Beata
na moment cała się spięła. Potem, choć ze sztucznym uśmiechem na twarzy odparła
jej:
- Tak,
obie są śliczne, prawda? Ale chyba po mamusi.
Reszta
wieczoru minęła nam bardzo przyjemnie. Asia, ze względu na dyżur w pracy zmyła
się tuż po północy. Ja zostałam z Beti aż do rana. Gdy dzieci zmorzone zabawą w
końcu zasnęły obie zaczęłyśmy zbierać zabawki i sprzątać naczynia. Przez kilka
minut zbierałam się by zadać jej w końcu pytanie:
- Jak
układa ci się z Krzyśkiem?
- Dobrze
traktuje dziewczynki. Uwielbiają go. Ale trudno się dziwić, że tak jest. W
końcu sam jest jeszcze dużym dzieckiem.
- Nie o
to mi chodziło.
- O co
dokładnie pytasz?- Odpowiedziała mi pytaniem udając, że jest bardzo
zainteresowana wycieraniem zmytego przeze mnie właśnie talerza, który notabene
już był wystarczająco suchy.
- No
wiesz…- Zrobiłam nieokreślony gest dłońmi, co w połączeniu z tym że były mokre
i pokryte pianą sprawiło, że małe kropelki wody rozbryzgały się po kafelkach.
-…o wasze relacje. Tak…ogólnie.
- Tak
ogólnie.- Odparła po chwili milczenia.- …myślę, że jest dobrze.
- Nadal
ci pomaga? Nie potrzebujesz czegoś?
- Nie,
jeśli o to chodzi to nie mam na co narzekać.
- Więc?
W czym jest problem?
- Jaki
problem?
- Beti,
nie lubię gdy udajesz że nic ci nie jest gdy widzę, że coś cię gryzie. Powiesz
mi o co chodzi?
- Ale
naprawdę jest w porządku.
- Jeśli
nie chcesz nic powiedzieć to okej, ale nie lubię gdy ktoś robi mnie w bambuko.-
Powiedziałam lekko urażona. Potem umyłam jeszcze dwa ostatnie talerze i starłam
do sucha zlew w całkowitej ciszy. Gdy już wychodziłam do sypialni by położyć
się spać usłyszałam jej głos.
- Chce
żebym go poślubiła.- Odwróciłam się do Beaty.
-
Krzysiek?
- Tak. A
właściwie to sądzę, że jego rodzice go naciskają.- Uśmiechnęła się blado.- No
wiesz, odkąd dowiedzieli się o mnie i dziewczynkach jakoś nie potrafimy się
dogadać.- Był to raczej zdecydowany eufemizm, bo gdy w końcu tuż przed porodem
Krzysiek powiedział rodzicom, że zostaną dziadkami i na dodatek, że matką jego
dzieci będzie starsza od niego o 4 lata kobieta nie przyjęli tego najlepiej.
Uważali, że Beti należy do tego typu łatwych dziewcząt, które zadają się z
wieloma facetami. A sam fakt, że zaszła w ciążę ze studentem mówi sam za
siebie. Innymi słowy dla nich była nikim. Dlatego słowa mojej przyjaciółki
zbiły mnie z tropu. Czemu niby państwo Dziubińscy zmienili zdanie i chcieliby
takiej synowej dla ukochanego jedynaka? – Wiesz, coraz więcej ich znajomych
dowiaduje się o Zuzi i Klaudii i jest im głupio z powodu nieślubnych wnuków.-
Beti jakby domyślając się torów moich
myśli odpowiedziała na niewypowiedziane przeze mnie pytanie. – Chyba jeszcze
zaliczają się do tego staroświeckiego typu ludzi starszej daty. Dlatego kazali
Krzyśkowi za mnie wyjść.
- On ci
tak powiedział?
- Nie.
On twierdzi, że on sam tego chce choć propozycja nie wyszła od niego.
- Ale ty
w to nie wierzysz.
- Nie.
Poza tym gdybym chciała za niego wyjść już bym wyszła. Jak sama pamiętasz
prosił mnie o rękę jeszcze przed narodzinami dziewczynek.
- Więc
skoro tego nie chcesz wystarczy mu o tym powiedzieć.
- To nie
takie łatwe.
-
Dlaczego?
- Bo od
ostatnich dwóch miesięcy mówi tylko o tym. A gdy odmówiłam mu tydzień temu po
raz kolejny to…- Urwała na moment patrząc gdzieś w bok.-…do tej pory się nie
pojawił. A na odchodnym powiedział mi, że ciekawe co powiem gdy będę musiała
liczyć tylko na siebie.
- Matko,
zaszantażował cię? Potrzebujesz pieniędzy na czynsz? Na jedzenie? Cholera, a my
jeszcze naciągnęłyśmy cię na koszt tej imprezy.
- Tu nie
chodzi o pieniądze, rozumiesz ? Ja nie traktuję Krzysztofa jak jakiegoś
pieprzonego bankomatu na pieniądze. On jest ojcem moich dzieci.- Wytrzeszczyłam
szerzej oczy zdziwiona jej wybuchem.
- Okej.-
Powiedziałam ugodowo- Sory, nie to miałam na myśli.
- Nie,
to ja przepraszam. Po prostu…- Nerwowym ruchem przeczesała włosy na głowie.- Po
prostu sama nie wiem. Czasami mnie też małżeństwo wydaje się słusznym ruchem,
ale innym razem…Czy to, że popełniłam jeden błąd znaczy, że muszę się dla nich
poświęcać?
- Jasne,
że nie. Jeśli nie kochasz Krzyśka, nie wychodź za niego. On nie ma prawa do
niczego cię zmuszać.
- Ty nie
rozumiesz, dla ciebie to wszystko jest takie proste.- Beata wstała z krzesełka
ze zniecierpliwieniem.
- Więc
mi wytłumacz.- Ja również się podniosłam bez słowa się w nią wpatrując.-
Sytuacja jest prosta. Wiem, że masz wobec niego wyrzuty sumienia, ale…
-…on
twierdzi, że chce to zrobić bo mnie kocha.
-
Krzysiek wyznał ci miłość?- Byłam totalnie zaskoczona.
- Tak i
ja…pamiętasz jak kilka lat temu po ucieczce Jacka opowiadałaś mi o tym, że
Łukasz jest dla ciebie bardzo ważny ale tylko jako przyjaciel i z jednej strony
nie potrafisz go kochać i powiedzieć aby się od ciebie odpieprzył a z drugiej
tego nie chcesz?- Skrzywiłam się na wspomnienie tego. Beti posłała mi
przepraszający uśmiech.- Sory, chodziło mi tylko o kontekst. Wiem, że teraz
łączy was prawdziwe uczucie.
- A więc chcesz mi powiedzieć, że to teraz
czujesz względem Krzyśka? Że jest ci głupio, bo on cię kocha a ty jego nie?
- Nie.
To znaczy tak. To znaczy…eee…to nie do końca tak. Widzisz, ja myślę że jemu się
tak tylko wydaje. No wiesz, jest jeszcze taki młody, a siłą woli spędzając dużo
czasu z córkami spędza go również ze mną i wydaje mu się, że to coś więcej.
- Nic
już z tego nie rozumiem. Mówisz mi, że wyznał ci miłość prosząc o rękę i jest
ci głupio, bo nie potrafisz odwzajemnić jego uczuć. Teraz twierdzisz, że to
jednak nie jest miłość. Więc o co chodzi? Czy problem sam się nie rozwiązuje?
- Nie.
Ty…ty nie rozumiesz.
- Tak,
nie rozumiem. I ty chyba sama tego do końca nie rozumiesz. Skoro cała ta
sytuacja jest dla ciebie niezręczna nie pozostaje ci nic innego jak ją
przeczekać. Jeśli Krzysiek cię nie kocha, to zauroczenie mu przejdzie.- Beti
odwróciła się do mnie mamrocząc coś pod
nosem.- Co powiedziałaś?- Spytałam ją.
- Nic.
Chyba powinnyśmy kłaść się spać. Może i Kubuś się nie budzi w nocy, ale moje
gwiazdki jeszcze mnie męczą. Dobrej nocy.
-
Dobranoc.- Odparłam lekko skonfundowana. Bo wydawało mi się, że Beti wymruczała
co innego. „Nie chcę aby mu przeszło.” O
co mogło jej chodzić? Bo przecież na pewno nie o Krzyśka. Nie mogła przecież
chcieć aby nadal ją kochał. Bo niby czemu skoro ona sama tego nie czuła? Czyżby
syndrom psa ogrodnika? Jakoś nie pasowało mi to do mojej przyjaciółki.
Z Beti
spędziłam jeszcze połowę następnego dnia, bo do domu mi się jakoś nie
spieszyło. Łukasz uprzedził mnie, że prawdopodobnie wróci bardzo późno, więc
nie musiałam wracać wcześniej. Dlatego w pierwszy dzień nowego roku mogłam
spotkać Krzyśka, który najwyraźniej postanowił się w końcu zjawić. Jednak w
dość niekonwencjonalny sposób, bo wparował do pokoju w którym spałam z Kubusiem
bez jakiegokolwiek słowa. Za nim wbiegła Beata. Gwałtownie wybudzony ze snu
Kubuś zaczął płakać.
-
Widzisz co zrobiłeś idioto? Obudziłeś małego swoimi wrzaskami.- Napadła na
niego moja przyjaciółka.
-
Przepraszam. Ja nie chciałem…- Krzysztof zaczął się niezręcznie tłumaczyć
patrząc na mnie. Dobrze, że wzięłam z domu przyzwoitą piżamę, a nie jak
zazwyczaj zwiewną i prześwitującą koszulkę do pół ud.
-…tak
wiem. Chciałeś tylko zobaczyć na własne oczy mojego kochanka. Tak więc proszę,
oto i on. Ojoj, wydało się, jednak jestem lesbijką. I pedofilką w jednej
osobie. I na dodatek robimy to w trójkącie, wiedziałeś?- Bez wyjaśnienia (bo ni
w ząb nie rozumiałam o co tutaj chodzi, poza tym że o dziewiątej rano Krzysztof
wszedł do tego pokoju nie wiadomo po co), Beti wybiegła a Krzysiek za nią. I
choć zaczęłam uspokajać Kubę niedomknięte drzwi sprawiły, że i tak słyszałam
strzępy rozmowy.
- Nie
mam żadnego kochanka a twoje podejrzenia są po prostu absurdalne. A nawet gdyby
tak było to guzik obchodziłoby mnie twoje zdanie.
- Nie
pozwolę ci na to, słyszysz? Wyjdziesz za mnie czy tego chcesz czy nie.
-
Doprawdy Krzysiu takie stanowcze gatki ci nie przystroją. I powtarzam ci po raz
kolejny, że nigdy za ciebie nie wyjdę! I dziwi mnie to, że ty tego chcesz skoro
uważasz mnie za dziwkę.
- Nie
chciałem. Po prostu gdy zobaczyłem te rzeczy to…
-…to co?
Od razu wysunąłeś swój wniosek. Co jest śmieszne zważywszy na fakt, że sam
prowadzisz bogate życie uczuciowe, a mnie każesz żyć jak cnotce.
- Nie
karzę. Po prostu chcę abym to ja był twoim życiem uczuciowym. A poza tym to co
miało znaczyć to, że prowadzę bogate życie na tym polu?
- Och,
to chyba nie wymaga komentarza, prawda?
- Nie
rozumiem o czym mówisz.
- Jasne,
najlepiej wciąż udawać głupka i hipokrytę.
-
Przecież wiesz, że nikogo nie mam. Odkąd jestem z tobą.
-
Chciałeś powiedzieć: byłeś. Już od prawie dwóch lat nic nas nie łączy poza
dziećmi.
- Do
diabła Beata! O co ci znowu chodzi?
- O nic.
To ty przyszedłeś tutaj i się wydzierasz. Wyjdź.
- Beti,
proszę. Nie rozmawiajmy w ten sposób.
- Wynoś
się Krzysiek.
-
Naprawdę nic do mnie nie czujesz? Kocham cię. A jeśli zachowuję się
irracjonalnie to tylko dlatego. Daj mi szansę. Proszę.
- Nie
Krzysiek, przykro mi: nie kocham cię. Czy teraz wreszcie wyjdziesz?- Po tych
słowach zapadła cisza. Zakłóciło ja dopiero trzaśnięcie drzwiami, które
obudziło którąś z dziewczynek, bo dał się słyszeć cichy płacz. Jako że jakiś
czas temu udało mi się uspokoić synka dałam mu jakąś zabawkę i wyszłam z
pokoju. Podeszłam do sypialni Zuzi i Klaudii zatrzymując się w drzwiach. Beata
tuliła tę pierwszą, a Klaudia z oburzoną minką ze złością uderzała grzechotką o
ramę łóżeczka wywołując spory łoskot. Wśród tych dźwięków dało się słyszeć tłumiony
płacz mojej przyjaciółki, choć starała się tego nie robić.
- W
porządku?- Spytałam cicho zbliżając się do niej i kładąc dłoń na ramieniu.
Beata drgnęła, a potem niepewnie skinęła głową. Ja podeszłam i wzięłam na ręce
Klaudię. Na jej twarzy od razu wykwitł uśmiech. Dopiero godzinę później, gdy
nakarmiłyśmy dzieci usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy rozmowę. A właściwie to
ja ją zaczęłam.
- Skoro
go kochasz to nie rozumiem czemu nie chcesz za niego wyjść.- Wypaliłam z grubej
rury, bo po tym co widziałam teraz nareszcie zrozumiałam gdzie jest problem.
- On
mnie nie kocha, rozumiesz?- Odpowiedziała mi pytaniem Beata co i tak było dla
mnie dużym postępem, bo przynajmniej nie wyparła się swoich uczuć. Jeszcze
wczoraj mamiła mnie, że jedyne co czuje do Krzyśka to wdzięczność. Jednak
dzisiejszy pokaz wiele mi pokazał.
- Może i
jestem do niego uprzedzona, ale facet który urządza taki pokaz zazdrości jaki
on ci zaserwował nie wyglądał na wyreżyserowany. To muszę przyznać nawet ja.
- Jemu
się tylko nie podoba sama myśl, że matka jego dzieci mogłaby mieć kochanka. Gdyby
było inaczej nie zadawałby się z jedną ze studentek na roku.
- Co?
- Tak,
ma kogoś. A wmawia mi, że nie.
- To
pewne?
-
Widziałam ich. W kawiarni. Nie wyglądali na przyjaciół.
-
Przykro mi.
- W
porządku.- Choć w oczach błyszczały jej łzy uśmiechnęła się do mnie.- Chyba
zaczynam się przyzwyczajać do myśli, że szczęście i miłość nie jest mi pisane.
- Beti,
to nic…
-…nie, nic
nie mów. Przejdzie mi. Pamiętasz? To coś tak beznadziejnego jak zauroczenie twoim
mężem. I widzisz? Minęło jak ręką odjął. Jest przecież dużo gorszy od Łukasza,
a ja też sądziłam, że to będzie coś poważniejszego. Z Krzyśkiem będzie tak
samo. Trochę poboli i przestanie. Swoją drogą czy to nie śmieszne, że stało się
to dopiero teraz? Bo gdyby wtedy, gdy sypialiśmy ze sobą, ale teraz? Przecież
my się nawet nie pocałowaliśmy od tamtej pory a co dopiero mówić o seksie. Chociaż
parę razy miałam takie myśli że…- Beata paplała trochę bez ładu i składu, a ja
nie wiedziałam jak ją pocieszyć. Czemu Krzysiek był takim dupkiem? Oto
mentalność faceta: on sypiając na boku z innymi nadal twierdzi, że ty jesteś
dla niego tą jedyną, bo tamte to tylko przelotna miłostka. Taa, jasne.
Gdy
zjawiłam się w domu Łukasz nadal spał. Na szybko przyrządziłam Kubie porcję
warzywnej zupki po czym gdy zajął się jedzeniem a potem zabawą zaczęłam
sprzątać. Zastanawiałam się przy tym nad sytuacją Beti. Coś mi nie pasowało w
jej opowieści. I wzrok Krzyśka…on naprawdę ją kochał. (co przyznawałam
niechętnie.) Czyżbym więc znowu się co do niego pomyliła? Czy Beata ma rację i
Krzysztof jednak nic do niej nie czuje? A może to typ lowelasa, który nie jest
w stanie dotrzymać wierności jednej lasce? Tak też przecież mogło być. W
myślach nazywałam to syndromem żonatego faceta, bo tacy sypiając naokoło z
sekretarkami, barmankami czy innymi dziewczynami nadal uważali że kochają swoje
żony, a seks to nie zdrada. Dobrze, że przynajmniej z Łukaszem nie mam takich
problemów, pomyślałam. Chyba, że za jego kochankę uznać pracę…
Przez
kilka następnych dni postanowiłam zabawić się w detektywa. Po południu, czyli
po zakończeniu zająć Krzyśka pojechałam za nim do restauracji, w której
pracował jako kelner. Obserwowałam go chwilę, po czym czując się głupio,
zwłaszcza że Kubuś był ze mną (inna sprawa, że jego moje zachowanie bawiło i
sprawiało frajdę) dałam za wygraną. Usiadłam przy wolnym stoliku zamawiając
kawę i ciastko. Zamówienie przyjmował inny kelner, ale ja poprosiłam go o to, by zastąpił go jego
kolega. Spojrzał na mnie znacząco, a ja tylko odwzajemniłam jego głupkowaty
uśmiech. Czy ja wyglądałam na taką, która śliniłaby się do młodszego chłopaka?
Nie ubliżając Beti oczywiście.
Krzysiek
zbliżał się do mnie z mieszanymi uczuciami na twarzy. Od czasu porodu Beaty,
widzieliśmy się kilkakrotnie (nie licząc noworocznej akcji, gdy wparował do
mieszkania mojej przyjaciółki sądząc że zamiast mnie gości tam kochanka), ale
tylko przelotnie.
- Cześć.
Patryk mówił, że chciałaś mnie widzieć.
- Tak.
Możemy chwilę pogadać?- Spytałam. Nie umknęło mojej uwagi, że puścił oko Kubusiowi,
który od razu odwzajemnił mu się tym samym. A raczej próbował, co wyglądało
komicznie. Od razu złagodniałam. Może i z Beti mu się nie układało, ale
naprawdę miał podejście do dzieci.
- Nie
bardzo, jestem teraz w pracy. Jeśli chodzi o tamten nalot tydzień temu to
przepraszam. Nie wiedziałem, że to ty nocowałaś u Beti z synem.
- Wiem,
Beti mi to wyjaśniła. Chodzi mi o coś innego. To dotyczy treści waszej
ostatniej rozmowy.
- A więc
słyszałaś.
- Tak.-
Potwierdziłam.
- Jeśli
przyszłaś przekonywać mnie, że i tak nie mam u niej szans to nie musisz. Sam
już to wiem.
- Nie po
to przyszłam. Chcę wiedzieć, czy to co mówiłeś to prawda.
- Po co?
- Bo
chcę wiedzieć czy ci pomóc czy nie.
- Ty
chcesz mi pomóc?
- Jeśli
kochasz moją przyjaciółkę szczerze, to tak. Więc? Odpowiesz mi w końcu?-
Wyraźnie się zawahał. Nie dziwiłam mu się. Począwszy od tego, że nie darzyłam
go sympatią a on o tym wiedział, skończywszy na tym, że wyznawanie uczuć nigdy
nie było łatwe.
- Tak,
kocham ją. Ale to już pewnie wiesz.
- Więc o
co chodzi z tą studentką?
- Jaką
studentką?
- Beti
twierdzi, że spotykasz się z jakąś dziewczyną z uczelni.
- A ty
jej oczywiście wierzysz.- Nie zapytał tylko stwierdził.
-
Dlatego chcę znać również twoją opinię.
- Nie, z
nikim się nie spotykam. Ale Beata i tak wie swoje.
- Beti
czuje się zagubiona, bo cię kocha.- Gdy się roześmiał nie wiedziałam jak to
zinterpretować.- To cię bawi?
- Tak,
bo najwyraźniej mało znasz swoją przyjaciółkę.
- Co
masz na myśli?
- To, że
ona wcale mnie nie kocha.- Teraz to mi zachciało się śmiać, bo Beata tak samo wypowiedziała się
kilka dni temu o nim.- A nawet jeśli i coś czuje to nie chce, bo boi się
zaryzykować. Dla niej zawsze będę tylko młodym szczeniakiem, z którym „wpadła”.
Nigdy nie będzie mnie traktować jak prawdziwego mężczyzny. I nikogo innego też
nie, bo po postu w to nie wierzy. To dlatego stale jest sama, a jedyne na co ją
stać to platoniczne związki. A zachowując się w ten sposób przyciąga określony
typ mężczyzn, którzy się nią bawią a potem porzucają. A wówczas ona bez obaw
może użalać się nad sobą mówiąc, że to wcale nie była jej wina. Ale jaki typ
faceta można spotkać w nocnym klubie?- Już miałam zaprotestować, ale nagle
zdałam sobie sprawę, że właściwie…to w słowach Dziubińskiego było ziarnko
prawdy.- A teraz przepraszam, idę po twoje zamówienie. Muszę wracać do pracy, a
mały też chyba chciałby swoje ciacho, nie?- Znów mrugnął do Kubusia na co ten
zareagował śmiechem. Potem żartobliwie obrócił się wokół własnej osi i odszedł
na zaplecze.
-
Smieśny.- Odezwał się do mnie synek.
- Tak
śmieszny.- Powiedziałam odruchowo rozważając to co mi powiedział. Czy ta
psychologiczna analiza Beaty była w 100% prawdziwa? Ja zawsze sądziłam, że moja
przyjaciółka po prostu ma pecha i trafia na samych popaprańców, ale czy była to
prawda? W końcu jak spytał retorycznie Krzysiek jaki typ facetów można spotkać
na sto zakrapianych imprezach po których często włóczy się Beti? A jak było w
czasach studenckich? Twierdziła, że rówieśnicy są dla niej za nudni lub zbyt
kujonkowaci, a ona na przyjęciu chce się wyluzować a nie rozmawiać o teorii
Darwina. A może po prostu podświadomie wiedziała, że z odpowiedzialnym facetem
mogłaby zbudować coś poważniejszego i tego nie chciała? Tylko dlaczego? Czy
przyczyna tkwiła w niej samej? A może chodziło o wzorzec rodziny jaki wyniosła
z młodzieńczych lat? A co jeśli to wszystko jest tylko moim głupim wymysłem?
Jeśli to Krzysiek odwraca w ten sposób kota ogonem zwalając całą winę na Beatę?
Chyba dam sobie spokój z tym uszczęśliwianiem ludzi na siłę. Po co w ogóle tutaj
przyszłam? Jeśli już chciałabym kogoś uszczęśliwiać to powinnam zacząć od
siebie. Bo z Łukaszem od dawna przestało nam się układać. Najgorsze było to, że
właściwie nie miałam na co narzekać: nie miał żadnych nałogów, pracował i
utrzymywał całą rodzinę, weekendy spędzał z Kubusiem… tyle, że od jakiegoś
czasu żyliśmy jak lokatorzy. On po prostu wpadał do domu, jadał posiłki i spał,
a ja starałam się by jego rzeczy były uprane i by miał co jeść. Od jakiegoś
czasu sypialiśmy nawet oddzielnie, bo nie chciał mnie budzić późnymi powrotami
z pracy. (A przynajmniej tak brzmiała jego wersja, bo dawniej jakoś mu to nie
przeszkadzało), więc ja też nie protestowałam. Poza tym dzięki temu mogłam spać
z Kubusiem, któremu ta sytuacja odpowiadała. Ja też lubiłam czuć obok siebie te
małe wtulone we mnie ciałko. Przynajmniej mój synek bardzo mnie kochał i przede
wszystkim to okazywał. Nie to co mój mąż. Oczywiście gdy wspomniałam mu kiedyś o tym
zbył mnie mówiąc, że postara się wcześniej wrócić z pracy i wtedy o tym
porozmawiamy. Innym razem, że mamy dla siebie cały weekend. Przestałam więc
zwracać na to uwagę. Zresztą, właściwie ta sytuacja unormowała się sama.
Mimo
wszystko postanowiłam doprowadzić sprawę z Beti i Krzyśkiem do końca.
Przyrzekłam sobie solennie, że po raz ostatni wtrącam się w czyjeś życie.
Zaczęłam od szczerej rozmowy z Beatą. Przyjaciółka była na mnie zła za
„kolaborację” z wrogiem jak to określiła i początkowo nie chciała wysłuchać.
Jednak po kilku minutach namawiania w końcu dała za wygraną.
- Tak
boję się, ale czy to takie dziwne? Krzysztof ma niecałe 25 lat, ja prawie 30.
- Beti,
niektórzy zostają rodzicami w wieku 18 lat, nie wspominając o nastoletnich
matkach. A z całym szacunkiem, ale Krzysiek raczej nie wygląda mi na dziecko.
Poza tym 24 lata to dojrzały wiek. Wielu mężczyzn żeni się mając tyle lat i
zakłada rodziny.
- Jak
się wcześniej wyraziłaś wielu robi to z konieczności. A ja nie chcę być tylko
koniecznością.
- Gdyby
nie chciał, to by cię nie prosił o rękę.
- Och
Karola, a skąd ja mam to wiedzieć?
- Więc
daj mu szansę. Poznajcie się bliżej i potem zdecydujecie.
- Hello,
my mamy dwójkę dzieci. Nie sądzisz, że bliżej już nie możemy się poznać?
- Nie
mówię o seksie. Mówię o osobowości, charakterze czy nawykach. Tylko daj mu
szansę. Tylko tyle. Zaryzykuj Beti, bo tylko ryzyko zapewnia szczęście. Jego
brak może spowodować, że będziesz zadowolona z życia, ale nigdy szczęśliwa.
Jakiś
czas później wydawało mi się, że Beata zastosowała się do mojej rady. Gdy ją
odwiedzałam zauważyłam, że cieplej mówi o Krzyśku, a gdy dzwonił nie spinała
się tak jak za każdym razem. Mimo wszystko nadal się bała. Szczególnie było to
widoczne gdy on wyznawał jej, że ją kocha a ona wówczas milczała lub zmieniała
temat. Właściwie przyznała się do tego tylko mi, a raczej nie wyparła.
Sytuacja
między Krzyśkiem i moją przyjaciółka nie zmieniała się, więc niestety musiałam
przyznać, że jednak swatanie mi się nie powiodło. Nie uznałam jednak tego za
stracony czas. Częściej odwiedzałam Beatę i pozwoliło mi to bliżej poznać
Krzysztofa. Może się z nim nie zaprzyjaźniłam, ale zostaliśmy dobrymi
znajomymi. Było mi nawet trochę szkoda, że jednak Beti skapitulowała.
Właśnie
po jednym z takich spotkań, gdy wróciłam do domu z Kubą późnym popołudniem około
dziewiętnastej, okazało się że Łukasz już jest w domu. Zaskoczyło mnie to. Był
środek tygodnia, a on ostatnio nie wracał przed dziesiątą.
Gdy
zauważył mnie z synkiem od razu podszedł do niego i mocno uścisnął. Potem spytał
czy możemy teraz porozmawiać. Naturalnie zgodziłam się nie rozumiejąc jego dość
oficjalnego tonu.
- Coś
się stało?- Spytałam gdy znalazłam się w kuchni a on nadal się nie odzywał.
Kubuś w tym czasie bawił się swoim samochodem biegając z pokoju do pokoju.
- Nie,
wszystko w porządku. To znaczy nie całkiem. Będę musiał wyjechać na trochę.
- Jak to
wyjechać?
- Chodzi
o nową sprawę nad którą pracuje biuro. Zbadałem raport, ale jest tam kilka
niejasności. Ojciec poprosił mnie abym zajął się tym osobiście.
- Gdzie
dokładnie chcesz jechać?
- Do
Wrocławia.
- Na jak
długo?
- Kilka
dni, może tydzień. Liczyłem na to, że gdy wyjadę jutro przed południem uda mi
się wrócić wcześniej.
- Widzę,
że już sobie wszystko zaplanowałeś.
- Nie
chcesz abym jechał? Coś się stało?
- Nie,
nie.- Zaprzeczyłam szybko zastanawiając się czemu czuję tak dominujący smutek.
Czy dlatego, że przechodząc do kuchni zauważyłam otwarty pokój Łukasza z
wypełnioną już w części walizką co oznaczało, że nawet gdybym miała coś przeciw
on i tak nie zmieniłby zdania? A może po prostu było to rozczarowanie, że jego
wcześniejszy powrót do domu wiązał się tylko z pracą?- Jeśli musisz to jedź.
- Nie
martw się. Wrócę wcześniej.- Odparł mi całując w policzek. Potem się
uśmiechnął.- A przynajmniej będę się starał.
- Ten
wyjazd dotyczy tej nowej sprawy o której mi wspominałeś?
- Tak,
tej przestępczej szajki. Na początku sądziliśmy, że współpracują z jakimś
kręgiem podziemnym, ale teraz okazało się, że coś jest nie w porządku. Muszę to
zbadać.- Próbowałam udać zainteresowanie, ale nie potrafiłam. Bo praca męża
zbrzydła mi już do tego stopnia, że napady, porwania czy zabójstwa nie robiły
na mnie żadnego wrażenia. To znaczy robiły, ale traktowałam je jako coś
abstrakcyjnego, coś czego doświadczył ktoś inny a nie ja czy Łukasz. No i
przede wszystkim każda z takich rozmów uświadamiała mi, że Łukasz coraz
bardziej zagłębia się w pracę, bo po kilkunastu godzinach spędzonych w biurze
potrafił godzinami mi o niej opowiadać.
Następnego
dnia, tak jak mówił, wsiadł w pociąg i skierował się do Wrocławia. Ja z kolei
trochę poleniuchowałam nie musząc gotować obiadu i pobawiłam się z synkiem. Jednak
po południu zadzwoniła do mnie zapłakana Beti. Była w tak kiepskim stanie, że
nie byłam nawet w stanie zrozumieć co chce mi przekazać. Jednak słowem klucz
był tu szpital. Czy Łukaszowi coś się stało?
- Nie,
to nie o to chodzi. On…to Krzysiek. Proszę cię pomóż mi, oni nic mi nie chcą
powiedzieć. I nie wiem co zrobić z dziewczynkami…- Głos w mojej komórce brzmiał bardzo piskliwie i błagalnie.
- Okej,
przyjadę zaraz do ciebie tylko zostawię Kubusia u teściów. A ty w tym czasie
spróbuj się uspokoić, okej?- Nieco zaciekawiona i zdenerwowana zorganizowałam
wszystko tak jak wcześniej zaplanowałam i po godzinie, ze względu na korki
byłam u Beaty. Gdy tylko otworzyłam drzwi niemal rzuciła się na mnie.
- Dobrze,
że jesteś. Muszę jechać do szpitala, ty w tym czasie zajmij się dziewczynkami.-
Beata chciała wyjść, ale ja ją zatrzymałam.
- Ale co
się właściwie stało Krzyśkowi?
- Nie
wiem. Dzwoniłam do jego rodziców, ale sama wiesz, że mnie nie znoszą.
Powiedzieli tylko, że miał wypadek i to wszystko. A gdy spytałam o adres
początkowo nie chcieli mi go dać, wyobrażasz sobie? Powiedzieli, żebym zajęła
się dziećmi, bo lepiej zrobię zamiast ciągać dziewczynki po szpitalach.
-
Okropne typy. A więc jedź. Ja tutaj zostanę.
- Dzięki
kochana. Jesteś wielka.- Gdy w końcu zostałam sama weszłam do salonu, gdzie jak
się okazało Klaudia z Zuzą zrobiły niezłe pobojowisko. Na mój widok zaczęły
wesoło gaworzyć i wyciągać ręce. Trochę żałowałam, że nie zabrałam ze sobą
Kuby, bo gdybym wiedziała że moja rola ma ograniczyć się tylko do opiekunki nie
zostawiłabym go u teściów. Tym bardziej, że kilka godzin później Beti
zadzwoniła do mnie informując że nie wróci na noc. Bardzo mnie za to
przepraszała tyle, że mogła jednak pamiętać, że ja też mam dziecko.
Mimo
wszystko zostałam w jej mieszkaniu cały wieczór i poranek. Jednak gdy za pomocą
wiadomości wysłanej z komórką napisała, że nie wie kiedy wróci zaproponowałam,
że przyjadę do szpitala z dziewczynkami, a potem niestety wracam do siebie. I
tak było mi głupio, że Kubuś musiał nocować u dziadków. I to z jakiego powodu?
Takiego, że ja uparłam się niańczyć dziecko przyjaciółki zamiast własnego.
Gdy
znalazłam się w szpitalu z dwiema nieposłusznymi, bo rozpieszczonymi smarkulami
i dowiedziałam się, że muszę jeszcze śmigać na piąte piętro miałam ochotę
krzyknąć z rozpaczy. Jednak posłusznie skierowałam się w stronę windy mocno
trzymając Klaudię za rękę. Zuza była jeszcze posłuszna, bo wiedziała że musi
trzymać się blisko mnie, ale ta pierwsza… Była istną diablicą po mamusi. Tak
więc gdy w końcu dotarłam pod wskazane drzwi byłam w siódmym niebie. Już miałam
wejść do środka, ale uchylone drzwi spowodowały, że usłyszałam fragment
rozmowy:
- Nie,
Krzysiek. Muszę już wracać, nie zostanę dłużej. Karola nie będzie siedzieć z
Klaudią i Zuzią kolejny dzień.
- A
przyjedziesz potem? Z dziewczynkami?
-
Przecież i tak jutro cię wypiszą, więc to bez sensu. Poza tym mam jeszcze kilka
rzeczy do zrobienia.
- Beti,
jeszcze się na mnie gniewasz?
- A jak
mam się nie gniewać na takiego nieodpowiedzialnego dzieciaka?
-
Stanowczo zbyt często używasz tego określenia w stosunku do mnie.- Odparł jej
Krzysztof wesoło, co zbiło mnie z tropu. No bo jakby nie było był to solidny
przytyk. Na dodatek reakcja Beaty nie była zbyt zachęcająca, co w połączeniu z
ich niedawnymi nienajlepszymi relacjami (próbowali stworzyć związek, ale im nie
wyszło) było przynajmniej zastanawiające.
- Daj
już spokój, puść moją rękę.
- Beti,
zostań.
- Muszę
wracać do naszych córek ty wielki obrońco nieostrożnych staruszków.
- Daj
spokój, przecież gdybym ich nie popchnął to zginęliby na miejscu.
- A ty
zamiast nich! Masz w ogóle pojęcie, że to się mogło stać? Dociera to do ciebie?
I przestań się do mnie tak głupkowato uśmiechać!
-
Obeszłoby cię to?
- Jasne,
że nie. Jak dla mnie to mogłoby cię nie być, ale muszę pamiętać o naszych
córkach skoro ty tego nie robisz.
- A ja
myślę, że jednak tak. Inaczej nie byłabyś taka zła. Martwisz się o mnie.
- Ja
jestem zła? Proszę cię. Jestem tylko wytrącona z równowagi. To wszystko…- W tym
momencie musiałam przerwać swoje podsłuchiwanie niewątpliwie tracąc najlepszą
część dialogu, bo Zuzia zaczęła marudzić. Poprosiłam ją by razem z siostrą
usiadły na znajdujących się przed salą krzesełkach (A właściwie to im zademonstrowałam)
po czym znów zbliżyłam się do drzwi. Wówczas Beti zapłakanym głosem mówiła:
- Okej,
masz rację, zadowolony? Obeszłoby mnie to. Choć z trudem przyznaję to przed
samą sobą to taka jest prawda.
- Więc
przyznajesz, że mnie kochasz?
- Tak do
cholery przyznaję, zadowolony? Kocham nieodpowiedzialnego szczeniaka dla
którego ważniejsze jest uratowanie z przejścia dla pieszych dwójki obcych
staruszków i ryzykowanie życia niż własne córeczki i ja. A niby tak mocno nas
kochasz.- Prychnęła.- Puść mnie wreszcie.
-
Najpierw mnie pocałuj.
- Jesteś
nienormalny.
- Nie,
tylko szczęśliwy, bo wreszcie wyznałaś że mnie kochasz. A teraz bądź posłuszną
narzeczoną i spełnij prośbę rekonwalescenta.
- Jesteś
praktycznie zdrowy, a ja wcale nie jestem twoją narzeczoną.
- Ale
będziesz do diabła. Albo najlepiej od razu żoną. A teraz chodź tu wreszcie.-
Może niektórzy uznają, że oglądanie namiętnego pocałunku przyjaciółki z jej
dwiema córkami przy boku jest nieco perwersyjne, ja jednak widząc to czułam
tylko radość. A więc nareszcie Beti znalazła swoją miłość. A raczej przyznała
się do tego przed samą sobą. Miałam ochotę bić brawo. Zamiast tego pozwoliłam
dwójce bardzo młodych panienek wbiec do pokoju.
- Mama,
mama!- Wołały obie na widok Beaty, która od razu odsunęła się od Krzyśka.
- Mama?
A żadna nie zawoła choć raz tato?- Choć obie się roześmiały patrząc na Krzyśka,
to jednak tak jakby rzeczywiście rozumiały pytanie i na przekór mu zgodnym
tonem zawołały chóralnie: mama! Beti roześmiała się serdecznie.
- Jasne,
że wolą mnie od ciebie. Prawda, skarby?- Klaudia z Zuzią przytuliła się do
mamy. Ta ostatnia jednak po chwili wyciągnęła rączki do leżącego na łóżku
Krzyśka. Ten już chciał ją wziąć, ale moja przyjaciółka zaprotestowała:- O nie,
dajcie tatusiowi odpocząć. Dopiero co ledwo uszedł z życiem.
- Kocham
cię Beti.- Powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. Potem jakby uświadomił
sobie w końcu moją obecność dodał:- Hej Karola. Wiesz, że Beti w końcu zgodziła
się za mnie wyjść?
- Tak
słyszałam.- Odpowiedziałam mu patrząc na rozpromienioną Beatę. Potem
wymruczałam do siebie.- A więc jednak mi się udało. Akcja Beti + Krzysiek
zakończona pomyślnie.
uwielbiam.... ;3
OdpowiedzUsuń