- Hej, mogę wejść?- Spytała od progu kilka dni później Beti
niepewnie się do mnie uśmiechając gdy ja, totalnie zaskoczona jej widokiem
potrafiłam tylko gapić się na nią zamiast wpuścić do środka.
- Jasne, wchodź.- Powiedziałam prędko gdy tylko
otrząsnęłam się z szoku. Próbowałam przy tym nie wpatrywać się w jej duży
brzuch.- Przepraszam, po prostu się ciebie nie spodziewałam. Krysia mówiła, że
teraz rzadko wychodzisz z domu.- Beata spojrzała na mnie poważnym wzrokiem
zupełnie różnym od jej zwykle roziskrzonych rozbawieniem oczyma.
- Tak.- Przyznała.- Ale uznałam, że po ponad trzech
tygodniach wypada mi poznać nowego członka twojej rodziny. Postanowiłaś być
konsekwentna w wyborze imienia jak słyszałam.
- Tak. Zostaliśmy z Łukaszem przy Kubusiu.- Potwierdziłam
nie wiedząc co powiedzieć więcej. Po raz pierwszy od kilku lat mojej znajomości
z Beti nie miałam pojęcia co powiedzieć! Gdyby to był ktoś inny z miejsca
chwyciłabym ją za dłoń i zaprowadziła do śpiącego akurat w swoim pokoiku synka
nawet nie zważając na protesty. Ale to była Beata. Moja ciężarna przyjaciółka,
która wcale nie miała ochoty na to by być matką. Czy jednak nie chciałaby
również widzieć Kuby?
- Łukasz jest z małym?- Spytała mnie nadal tym samym obco
brzmiącym dla mnie tonem.
- Nie, od poniedziałku to znaczy od wczoraj wrócił do
pracy. Jestem teraz sama.To znaczy z Kubusiem.- Jedynym sygnałem, że to usłyszała było delikatne
skinienie jej głowy. Ona patrzyła się w bok, ja z kolei w swoje dłonie
rozpaczliwie zastanawiając się o co mogę ją zapytać tak by nie denerwować jej
zbytnio tematem Kubusia. A więc jej stan i samopoczucie też odpada.
- Proszę, to dla niego.- Nawet na mnie nie patrząc
przysunęła w moją stronę niewielką paczkę. Niepewnie wzięłam ją do rąk. Potem
usłyszałam jej śmiech.- Bez obaw, to tylko pajączki i jakieś body. Nie ma tam
bomby.
- Wiem.- Ja również roześmiałam się lekko zakłopotana
czując jak się czerwienię.
- Nie wiem czy ten rozmiar będzie dobry, choć od Joasi
słyszałam że z Kuby prawdziwy facet. Podobno miał prawie 58 cm?
- Tak. Był duży, choć to nie rekordzista.
- Mogę…mogę go zobaczyć?- Spytała z wahaniem, a ja
zaczęłam pluć sobie w brodę. Ale była ze mnie kretynka! Przecież chcąc uchronić
przyjaciółkę przed wymyślonym przeze mnie cierpieniem to ja sprawiłam, że cała
ta sytuacja między nami stała się niezręczna.
- Jasne, chodź.- Widząc ulgę w oczach Beaty poczułam się
jeszcze gorzej. Bo ona naprawdę bała się, że jej odmówię. Dlatego w drodze do
pokoju postanowiłam wyznać jej prawdę.- Wybacz, że nie zaproponowałam ci tego
od początku, ale bałam się że możesz nie mieć na to ochoty i odmowa wprawi cię
w zakłopotanie a tymczasem sama wszystko sprowokowałam. Jeszcze raz
przepraszam.
- Nie szkodzi.- Zapewniła, a ja poczułam jak atmosfera
między nami wraca do normalności.- Śpi teraz?
- Tak.- Odpowiedziałam szeptem, bo właśnie otwierałam
drzwi do pokoju w którym był. Beti wolno, jakby niepewnie zbliżyła się do
łóżeczka patrząc na nie.
- Jej, jaki maleńki.- Szepnęła uśmiechając się szeroko.-
Boże, nie wiedziałam że jest taki ciupeńki.
- Hej, a niedawno uważałaś go za dużego mężczyznę.-
Zażartowałam ściszając głos do szeptu. Potem dodałam już poważniej.- Ma dopiero
21 dni.
- Jest piękny. Ojej, i te małe rączki…zupełnie jak u
lalki.- Zachwycała się tak, że ja obserwując ją zaczęłam się zastanawiać jak w
ogóle Beata mogła przypuszczać, że nie ma instynktu macierzyńskiego. Przecież
zachwyt w jej oczach na widok Kubusia był po prostu ogromny. A jaką radość
czułaby gdyby zamiast niego w kołysce leżał jej własny synek lub córeczka? Ta
myśl coś mi uświadomiła.
- Jak ostatnie USG? Znasz już płeć?- Uśmiech Beti zgasł.
Spojrzała na mnie niechętnie.
- Tak. To dziewczynki.- Chwilę zajęło mi by przetrawić tę
myśl. Mimo wszystko spytałam jak głupia:
- Dziewczynki?
- Tak.
- A więc to…
- …tak, bliźniaki.- Dokończyła domyślnie.
- Boże, Beti nie wiem co powiedzieć.- Z wrażenia aż mnie
zatkało. Ale to by w sumie wyjaśniało dość sporej wielkości brzuszek Beaty,
który jak na końcówkę dwudziestego pierwszego tygodnia był za duży.- Lekarz
powiedział ci o tym dopiero teraz? Przecież o tym wiadomo już pod koniec
pierwszego trymestru ciąży, ty jesteś już w połowie szóstego.
- Tak,
ale wówczas nie wiedział o tym dokładnie. To znaczy wiedział, ale mówił, że to
nic pewnego bo dość często zdarza się, że jeden z płodów obumiera i w
konsekwencji rodzi się tylko jedno dziecko. Podobno jeden pochłania drugi, czy coś takiego.- Skrzywiła się.- Prawdę mówiąc
miałam taką nadzieję, bo jeden potworek to już problem, ale dwoje? Chyba
jeszcze to do mnie nie dociera.- Ostrożnie wyszłyśmy z pokoju, by móc spokojnie
porozmawiać.
- A więc to będą dziewczynki,
tak?- Skinęła głową idąc za mną do kuchni.
- Tak. To jest akurat pewne.
Niezły kwas, co?
- Dlaczego? To może być fajne. Dwoje
za jednym zamachem.- Próbowałam ją pocieszyć choć tak jak i Beata zdawałam
sobie sprawę, że wcale nie jest to tak różowe jak chcę to przedstawić.
- Tak.- Mrugnęła tylko.-
Przynajmniej jeden ból, nie?- Skrzywiła się.- Przepraszam, mogę skorzystać z
toalety? Ostatnio z wiadomych powodów chodzę do kibla co kilka minut.
- Jasne.- Odparłam. Gdy patrzyłam
jak się oddala czułam dla niej wielkie współczucie.
Kilka minut później zaczęłyśmy
szczerą rozmowę przerwaną karmieniem i przewijaniem Kubusia, który się obudził.
I tak dowiedziałam się, że Beata od tygodnia nie pracuje, bo z powodu ciąży nie
była w stanie tego robić, a jej matka całkowicie się na nią wypięła. „Wystarczy, że finansowałam cię podczas
okresu trwania studiów, bo twój szanowny tatuś chyba sądził, że z chwilą
uzyskania przez ciebie pełnoletności nie ma wobec ciebie żadnych obowiązków
skoro nie musi płacić alimentów. Nie będę utrzymywać cię teraz. Chciałaś
dziecka, to się teraz nim zajmij”, Beti zacytowała mi ostatnie słowa jakie skierowała do
niej pani Czajkowska. Próbowałam ją pocieszyć mówiąc, że choć nam z Łukaszem
się nie przelewa, to jednak w tej kwestii może na mnie liczyć. Uśmiechnęła się
wtedy patrząc na mnie smutno kiwając poważnie głową mówiąc, że ma jeszcze
trochę swoich oszczędności które powinny starczyć aż do porodu. Nie wiedziałam
czy była szczera, bo znając jej dumę mogła powiedzieć to tylko po to by mnie
uspokoić. Wiedziałam, że prędzej poszłaby na żebry niż przyjęła ode mnie
jakiekolwiek pieniądze, choć byłyśmy dla siebie jak siostry. Ta zaciętość we
wzroku i głosie z jaką wygłosiła to zdanie nie była do niej podobna. W ogóle
czasami Beti nie przypominała mi dawnej siebie. Nie wiedziałam, czy powinnam
się z tego cieszyć czy nie.
Nie
chcąc jej denerwować nie spytałam o Krzyśka, a ona też nie podjęła tego tematu,
więc domyśliłam się, że jednak nic z tego nie wyszło. Było mi z tego powodu
przykro, ale potem kilka godzin później gdy Łukasz wrócił już z pracy zdałam
sobie sprawę, że być może tak będzie dla niej lepiej. Mówiąc szczerze jakoś nie
widziałam z nią Dziubińskiego.
Jakież
było moje zdziwienie, gdy niespełna miesiąc później wpadła do mnie Krysia.
Świeżo upieczona mężatka podzieliła się ze mną wrażeniami z podróży poślubnej i
codziennego życia z Igorem jako mężem. Gdy wspomniałam mimochodem, że Beata
jakoś rzadko się do mnie odzywa i boję się czy jej czegoś nie potrzeba, ta
poinformowała mnie, że chyba Krzysiek dba o nią wystarczająco. W odpowiedzi na
moje nieme pytanie zawarte w spojrzeniu wyjaśniła, że Beti z Krzyśkiem
zamieszkali razem. Zdziwiła się, że o tym nie wiem a ja zdziwiłam się, że Beata
to przede mną zataiła. W końcu byłyśmy przyjaciółkami i nawet nie zająknęła się na ten temat podczas ostatnich odwiedzin. Na dodatek byłam pewna,
że popełniła błąd. Przecież sama jeszcze niedawno mówiła mi, że Krzysiek może
sobie spadać na szczaw. A teraz co? Mieszka z nim? A może planują ślub?
Najgorsze było to, że nawet nie odbierała ode mnie telefonów. Napisała mi tylko
wiadomość, że wszystko u niej w porządku i abym się o nią nie martwiła, bo po
potrzebuje teraz czasu by wszystko sobie poukładać. Czyżby to był dyskretny
przytyk do tego, że swoimi ciągłymi telefonami jej to uniemożliwiam? Chyba tak.
Dlatego nie czułam się z tym najlepiej, ale mimo wszystko wciąż próbowałam.
Gdyby nie Kubuś z chęcią odwiedziłabym ją (bo Krysia podała mi jej nowy adres),
ale przecież nie mogłam. No i, jak twierdził Łukasz nie powinnam się wtrącać do
jej życia.
- Beti
jest dorosła i wie co robi. Nie możesz jej wciąż kontrolować.- Argumentował
którejś czerwcowej niedzieli w dniu wolnym od pracy.
-
Przecież jej nie kontroluję. Martwię się tylko o niej, bo to moja
przyjaciółka.- Odparłam mu zła, że mnie nie rozumie.
- Ale
robisz to kochanie.- Ofuknął mnie łagodnie podnosząc wzrok znad kołyski, w
której bawił się z Kubusiem. Po chwili wziął go na ręce.- Może uważasz to za
zamartwianie się, ale tak naprawdę to nie podoba ci się to, że zamieszkała z
Krzyśkiem wbrew tobie. A przecież o ile
pamiętam to sama chciałaś mu pomóc pogodzić się z Beatą gdy cię o to poprosił.-
Przypomniał.
- Tak,
ale nie po tym gdy dowiedziałam się, że chciał dać jej kasę na skrobankę.
- Ale w
końcu zrozumiał swój błąd i wszystko naprawił, prawda?
-
Naprawdę tak uważasz?- Spytałam męża z niedowierzaniem. Wzruszył lekko
ramionami.
- No
tak. Z tego co mówiłaś, to chciał się nawet z nią ożenić, ale odmówiła. A
dopiero co obronił pracę licencjacką.
- No nie
wierzę. Więc uważasz, że to jest w porządku? Że wtedy gdy najbardziej go
potrzebowała umył ręce w tak brutalny sposób, a potem po jakimś czasie pełen
skruchy przeprosił? Co to, męska solidarność?- Zakpiłam zastanawiając się nad tym co by się stało gdyby Beti załamała się i posłuchała Krzysztofa. Kiedyś oglądałam pełen emocji wywiad z kobietą, która w młodości usunęła dziecko. I do tej pory nie mogła zapomnieć o tym, że zabiła nowe życie.
- Nie.
Ale ja rozumiem chłopaka: ma dwadzieścia dwa lata i został ojcem nie z własnego
wyboru a konieczności. Każdego mogłoby to trochę przerazić. A on…
-
Czekaj, czekaj.- Przerwałam mu.- Co to znaczy, że go rozumiesz?
- To co
słyszałaś. Ja jestem o ponad 10 lat starszy, a gdy dowiedziałem się, że zostanę
ojcem w pierwszej chwili też byłem całkowicie sparaliżowany.
- Ty?-
Jeszcze raz myślami wróciłam do tamtej sytuacji gdy zamknęłam się przed nim w
naszej własnej łazience. - Przecież to ja panikowałam, ty od razu się
ucieszyłeś…- Nagle uderzyła mnie pewna myśl- udawałeś?
- Ależ
skąd. Kocham Kubusia i nie żałuję, że się urodził jednak musiałbym być idiotą by
nie odczuwać strachu przed jego porodem. Przecież dziecko jest dużą
odpowiedzialnością. Owszem, cieszyłem się, ale obawiałem się czy sobie ze
wszystkim poradzimy. Nie chodzi mi o to, że go nie chciałem.- Dodał prędko.-
Ale jako człowiek zdaje sobie sprawę z wielu swoich ułomności. I dlatego jestem
w stanie zrozumieć Krzyśka.
- Nawet
go nie znasz. On był w innej sytuacji.
- Być
może. Ale i tak mam dla niego duży szacunek. Wielu skorzystałoby z okazji i
uciekło od odpowiedzialności zwłaszcza po takim potraktowaniu ich przez Beti, a
on jednak został. Nie sądzisz, że to jednak o nim świadczy?
- Nie.
Bo ja nigdy nie wybaczyłabym ci gdybyś prawie 11 miesięcy temu nawet
zasugerował mi usunięcie ciąży. Nawet jeśli ja sama czułam się wtedy całkowicie
nieprzygotowana, przerażona i
nieszczęśliwa to nawet przez myśli mi nie przeszło aby usunąć ciążę. Ale gdybyś
ty… – Urwałam czując, że głos odmawia mi
posłuszeństwa. Potem odetchnęłam głęboko by się uspokoić.Zawsze gdy się do czegoś zapalałam z emocji niemal łzy stawały mi w oczach.
- A więc
Krzysiek miał szczęście, że nie trafił na ciebie tylko na Beatę.- Najwyraźniej mój
mąż próbował rozładować sytuację tym drobnym żartem.
- Być
może.- Zgodziłam się niechętnie ukradkiem mrugając oczami by pozbyć się z nich wilgoci.
Przez
kilka następnych tygodni starałam się zaakceptować decyzję Beaty. Zwłaszcza,
gdy w końcu udało mi się z nią spotkać i dowiedziałam się, że tak naprawdę
sprawa wyglądała trochę inaczej niż prezentowała mi to Krysia.
-
Zostałam bez pracy, czy wsparcia matki i bez pieniędzy. Dlatego zwróciłam się
do Krzyśka o pomoc skoro ją oferował- wyjaśniła mi.
-
Przecież wiesz, że mogłabym ci pomóc. Mówiłam ci tyle razy, że…
- Tak
wiem- Przerwała mi niecierpliwym machnięciem dłoni.- Ale ty też masz teraz
swoje dodatkowe wydatki w związku z narodzinami Kubusia. A poza tym to nie wiem
ile może potrwać moja niedyspozycja a
nie chcę siedzieć ci na głowie. No i skoro Krzysiek jest mi to winny, prawda?
- No
tak, ale żeby od razu razem mieszkać?
- A kto
powiedział, że z nim mieszkam? Sądziłaś, że…- Po raz pierwszy od kilku tygodni
Beti zdawała mi się być szczerze rozbawiona. – No nie, nie wiesz że dwa razy
nie wchodzi się do tej samej rzeki, Karola? Nie mam zamiaru zaczynać z nim
jeszcze raz. Po prostu wynajął mi te mieszkanie i udziela wsparcia finansowego.
Raz w tygodniu robi duże zakupy i czasami wpada zapytać o samopoczucie. Tylko
tyle.
- Och.- Nie
wiedziałam co mam powiedzieć, tak wielka była moja ulga.- Cieszę się. To znaczy
nie chodziło mi o to, że nie chciałabym aby wam się udało, ale nie sądzę że on
nadawałby się dla ciebie i…- Miotałam się.
- Wiem.-
Beata westchnęła ciężko patrząc na mnie jakimś innym od czasu ciąży
charakterystycznym dla siebie wzrokiem tchnącym jakąś wewnętrzną siłą i
spokojem.- Wiesz mi, ja też chciałabym happy endu, ale takie rzeczy zdarzają
się tylko w filmach. No i nie dziewczynom takim jak ja.
- Gadasz
głupoty. Zobaczysz, jeszcze znajdziesz swojego księcia z bajki.
- Jasne.
Zwłaszcza z dwójką małych dzieci.. Bezrobotna, samotna matka. Rzeczywiście
idealna kandydatka na żonę.
- Beti,
nie możesz patrzeć na to w ten sposób. Teraz mamy XXI wiek i wszystko może się
zdarzyć.
- Wiesz,
ja chyba jestem za tym, że nadzieja matką głupich. A teraz lepiej idź już do
domu, bo niedługo ma wpaść Krzysiek. Nie chcę by cię tu zastał, bo będziecie
się kłócić. Zmykaj już.
- Okej.-
Powiedziałam niechętnie.- Tylko dbaj o siebie i gdyby coś się działo to dzwoń.
- Tak
wiem. Dzięki za wizytę Karola.
Od tej
rozmowy minął jednak kolejny miesiąc zwiastujący, że poród Beaty odbędzie się
niebawem. Przypominając sobie swoje perypetia codziennie dzwoniłam do
przyjaciółki z pytaniem o samopoczucie
starając się umilić jej nieco ten stresujący czas pamiętając jak wielkim
przeżyciem były narodziny Kubusia dla mnie. Teraz patrząc na popiskującego
malca którego trzymałam na rękach tamten ból odpłynął w niepamięć, ale mimo
wszystko nadal tliły się we mnie niewyraźnie wspomnienia. A jak zniesie to
Beti?
Gdy
nadszedł planowany przez lekarza dzień rozwiązania , postanowiłam „podrzucić”
synka teściowej. Czułam z tego powodu wyrzuty sumienia, bo przecież Kubuś był
jeszcze taki malutki i nadal karmiłam go w części swoim własnym pokarmem to jednak świadomość, że Beata może być w tak
ważnym dla niej dniu sama sprawiła, że bez względu na wszystko postanowiłam
jechać do szpitala. Spędziłam tam cały dzień zanim okazało się, że poród
naturalny będzie niemożliwy dlatego Beata
będzie miała cesarskie cięcie. Trochę mnie to wystraszyło, ale prawdziwym
zaskoczeniem była reakcja Krzysztofa. Ten wyglądał na naprawdę przerażonego.
Czerpałam z tego jakąś pierwotną satysfakcję, bo do tej pory nie mogłam sobie
darować faktu, że był na tyle bezczelny by prosić mnie o pomoc w naprawieniu
relacji z Beti i swoimi przyszłymi córkami gdy zaledwie kilka tygodni wcześniej
chciał zaoferować mojej przyjaciółce pieniądze na ich usunięcie. Powinien
trochę pocierpieć. Asi, która była ze mną zrobiło się go trochę szkoda, ale ja
nie zamierzałam go uspokajać czy w ogóle z nim rozmawiać. Dla mnie nie był
prawdziwym ojcem dla dzieci Beaty, a to że przez ostatnie dwa i pół miesiąca
jej pomagał mu się chwaliło, ale nie mogło równoważyć wszystkich krzywd, które
przez niego przeszła. I nadal przechodzi na sali operacyjnej.
Następnego
dnia, gdy po powrocie do domu pojechałam do szpitala okazało się, że Beti stała
się mamą dwóch małych istotek płci żeńskiej tak jak to było w planie. Choć była
bardzo zmęczona odwiedziłam ją wraz z Krysią
(która przyjechała tam w tym samym czasie co ja) no i Krzysztofem, który
niemal tego zażądał. Zgodziłam się na to tylko dlatego, że jego pierwsze
pytanie po wyjściu doktora z sali dotyczyło stanu zdrowia Beti. Dopiero potem zapytał
o dzieci jakby to Beata była dla niego najważniejsza. A przecież tak wcale nie
było, bo żadne z nich nie darzyło się zbytnim uczuciem.
Po
krótkich odwiedzinach (moja przyjaciółka nadal była bardzo słaba po porodzie)
szczęśliwa wróciłam do domu. Odebrałam Kubusia od teściowej przy okazji opowiadając dalszy ciąg perypetii
Beaty, które bardzo ją interesowały. Poprosiła nawet abym przy następnej
wizycie pozdrowiła Beti od niej, bo ona chętnie by ją odwiedziła, choć
praktycznie zna ją tylko z moich opowieści. Zapewniłam ją, że tak zrobię i już
z Kubusiem w ramionach pojechałam taksówką do domu. Gdy go uśpiłam szybko
przygotowałam obiad. Wieczorem wykąpałam jeszcze synka, a potem uśpiłam i sama
weszłam pod prysznic. Ledwie zdążyłam wysuszyć włosy, a w kilka minut później
zjawił się Łukasz. Od razu podzieliłam się z nim swoją radością.
- Super.
Beata z Krzyśkiem już wiedzą jak nazwą dziewczynki?
- Beti
jeszcze o tym nie myślała, ale Krzysztof nie ma nic do tego.- Mój mąż parsknął
śmiechem cmokając mnie na przywitanie w policzek.
- A ty
nadal uważasz go za intruza?
- Tak.
Po prostu dla mnie nie jest prawdziwym facetem.
- Tak
czy inaczej jest ojcem.
- Może.
Ale tylko z nazwy. Beti nie chce z nim być tak naprawdę. Powiedziała, że gdy
tylko stanie na nogi pójdzie do pracy i uniezależni się od Krzyśka. A właściwie
jego rodziców, bo to oni go utrzymują.
- A
właśnie. Oni wiedzą, że ich jedynak sprawił, że zostali dziadkami?
-
Właściwie to…nie wiem. Nie pytałam o to Beaty.- Przyznałam. Łukasz w tym czasie
zdjął w przedpokoju buty, a potem kurtkę.
- Hm, no
bo to trochę dziwne nie sądzisz? Skoro Krzysiek daje Beti pieniądze na
wynajęcie mieszkania i utrzymanie się to musi je mieć od rodziców, bo przecież
on sam jeszcze studiuje.
- Co w
tym dziwnego?- Spytałam, po czy oboje skierowaliśmy się do kuchni. Tam
odgrzewając mężowi obiad kontynuowaliśmy wywód.
- Jak to
co?- Spytał mój mąż- Skoro dają pieniądze na swoje wnuczki to znaczy, że je akceptują. Nie dziwi
cię dlaczego nawet nie odwiedzili Beaty?
- Pewnie
ich nie obchodzi, ale zwykła przyzwoitość każe im wspomóc swoje wnuki. Albo
dają ukochanemu jedynakowi tak duże kieszonkowe, że kasy starcza mu na
wszystko.
- Albo
Krzysiek im o tym nie powiedział i sam utrzymuje Beti.
- Niby
jak? Przecież studiuje.
- Ale
wspominałaś, że dorabia w jakiejś pizzerii. No i teraz chyba ma już wakacje.
- Nie
sądzę, żeby ktoś taki jak on pracował. To rozpieszczony chłoptaś.
-
Naprawdę szkoda mi go. Mając w tobie wroga…- Urwał znacząco, a ja nie będąc
pewna czy ze mnie kpi czy nie pozostawiłam to stwierdzenie bez komentarza.
Gdy
Łukasz jadł posiłek ja dalej opowiadałam mu o wszystkich detalach dotyczących
dzisiejszego dnia w szpitalu. Gdy poszliśmy do swojego pokoju ze śmiechem
wyznałam mu jak bardzo był Krzysiek był przerażony nie mając pojęcia co to jest
cesarskie cięcie. Zwłaszcza gdy lekarz opisywał tę czynność jako rozcięcie
tkanek na brzuchu Beaty. Jego to jednak nie bawiło. W udawanym przerażeniu
pokręcił głową i cmoknął z dezaprobatą.
- Jesteś
okropna. Powinnaś oświecić chłopaka. Jeszcze nabawi się wrzodów przed
trzydziestką.
- I
bardzo dobrze. Niech cierpi.
- Jej,
naprawdę go nie cierpisz?
- A
żebyś wiedział. Nie znoszę go.- Każde słowo niemal wycedziłam znów
przypominając sobie jak prosił mnie o pomoc nie mówiąc o tym, że proponował
Beti skrobankę. A potem jeszcze chciał bym przekonała Beti by mu to wybaczyła
nie mówiąc mi o tym. To właśnie denerwowało mnie najbardziej: że mu pomogłam.
- Muszę
pamiętać, aby nie zostawić broni w domu. Jeszcze go zastrzelisz.
- Ale
zabawne.- Rzuciłam wywracając oczami, gdy się roześmiał.
- Dobra,
zmieńmy temat. Już niemal od godziny wciąż rozmawiasz o Krzysztofie.
- Nie z
sympatii, zapewniam cię.
- Kto
wie? Między miłością a nienawiścią jest cienka granica.
- Ale
teraz wymyśliłeś.- Prychnęłam. Łukasz nic sobie z tego nie zrobił. Cmoknął mnie
tylko delikatnie w policzek po czym zdjął bluzkę i spodnie i skierował w stronę
łazienki by wziąć prysznic. Ja w tym czasie weszłam do łóżka i zaczęłam czytać
książkę.
Gdy
wrócił zostawił tylko swoje ubrania i poszedł do pokoju Kubusia. Po kilku
minutach gdy nie wrócić ja zrobiłam to samo zastanawiając się czy Kuba się przypadkiem
nie obudził. Tak się jednak nie stało. Bo mój mały synek spał, a Łukasz stojąc
nad kołyską wpatrywał się w niego z uśmiechem. Ten widok krzepił mi serce.
Łukasz mógł mnie czasami denerwować, złościć, zaniedbywać, ale dla takich chwil
warto było żyć. A właściwie dla takiego mężczyzny i syna. Lepszych nie mogłabym
sobie wymarzyć.
Spostrzegłszy
mnie w końcu, posłał szeroki uśmiech gestem zachęcając mnie abym do
niego podeszła. Gdy to zrobiłam objął mnie swoim silnym ramieniem, a ja z
ufnością się w niego wtuliłam. Jeszcze przez jakiś czas staliśmy tak bez słowa,
napawając się własną bliskością i wpatrując się w Kubusia aż w końcu wróciliśmy
do własnej sypialni.
Zdziwiłam
się gdy Łukasz wyjął wówczas z szafy niewielką paczuszkę.
- Co to
jest?- spytałam gdy mi ją wręczył.
-
Prezent.
- Dla
mnie?
- Nie,
dla mojej kochanki, dlatego najpierw chcę poprosić cię o opinię.
- Hej.-
Dość mocno uderzyłam go w ramię, ale w odpowiedniej chwili się uchylił, więc i
tak nie odczuł pełnej siły ciosu. Przytrzymał tylko moje dłonie w swoich.
- Jasne,
że to dla ciebie. Dziś mamy przecież ważny dzień, prawda?- W tej chwili w
myślach zaczęłam zastanawiać się nad wszystkimi znanymi mi ważnymi datami. Z
pewnością nie chodziło o moje imieniny czy urodziny a tym bardziej jakieś
walentynki czy dzień kobiet. Więc o jakim niby ważnym dniu wspominał Łukasz? Ta
konsternacja musiała się chyba odbić na mojej twarzy bo mój mąż w udawanym
przerażeniu otworzył szerzej oczy.- No nie, naprawdę nie wiesz? A podobno to
faceci zapominają o rocznicach.- Dopiero teraz mnie olśniło. No tak, przecież
dokładnie dziś przypadała pierwsza rocznica naszego ślubu! Jak mogłam o tym
zapomnieć?
- O
Boże, przepraszam. Naprawdę na śmierć o tym zapomniałam. To wszystko przez
poród Beti i w ogóle.- Zaczęłam się tłumaczyć mocno przytulając się do Łukasza.
- Nie
szkodzi.- Odparł mi ze śmiechem gładząc po włosach.- Ważne, że ja pamiętałem.
-
Szkodzi, bo ja nawet nie pomyślałam o żadnym prezencie dla ciebie.
- Namiętny
całus wystarczy.- Gdy już stawałam na palcach by go pocałować odsunął się
delikatnie.- Najpierw otwórz. Nie jestem pewien czy będzie ci się podobać.- Zaciekawiona
wyjęłam z torebki zawiniątko i je rozwinęłam. Po chwili moim oczom ukazał się
prosty w kroju srebrny wisiorek z nieregularnie wyglądającą zawieszką. Dopiero
gdy się jej przyjrzałam zorientowałam się, że jest to niepełne serce. Choć
właściwie…nie. Bo było to całe serduszko, ale w lewej części zamiast
zaokrąglenia było widoczne lekkie wgłębienie tak jakby było niedokończone.
Jeszcze zanim Łukasz wyjął spod koszulki swój wisiorek domyśliłam się, że to
druga część zawieszki.
- Wiem,
że to trochę sentymentalne i banalne, ale nie miałem innego pomysłu. Poza tym
mnie się to bardzo podoba. Zwłaszcza gdy oboje będziemy go nosić. W ten sposób
będziemy tworzyć jedną całość.–Mnie się to też podobało, ale nie byłam w stanie
powiedzieć tego słowami. Łukasz miał rację: może i pomysł był lekko oklepany,
jednak mnie nikt nigdy nie podarował czegoś takiego. I o takiej wymowie.- Mam
nadzieję, że ci się podoba?
-
Oczywiście, że tak.- Powiedziałam oburzona jego niepewnym pytaniem. – A nawet
gdyby mi się nie podobało to i tak bym ci tego nie powiedziała- Zażartowałam.
Potem pogłaskałam go po policzku.- Ale na szczęście mi się podoba. Dziękuję ci.
- Cieszę
się.- Powiedział po czym w końcu nachylił się w moją stronę by odebrać obiecany
pocałunek…i dokładnie w tym samym momencie usłyszeliśmy dochodzące z pokoju
synka kwilenie. Szybko oderwaliśmy się od siebie. Żwawym krokiem wyszłam z
sypialni kierując się ponownie w stronę pokoiku Kuby. Potem wzięłam go na ręce
i zaczęłam uspokajać. Zwykle o tej godzinie była pora karmienia.
Niecałe
pół godziny później byłam z powrotem w sypialni. Wślizgując się do łóżka
zdziwiłam się, gdy objęło mnie silne ramię Łukasza.
-
Jeszcze nie śpisz?- Spytałam go.- Dochodzi już północ, a ty idziesz wcześniej
do pracy.- Raczej wyczułam niż zauważyłam jego uśmiech.
- Czekałem
na swój obiecany prezent.
- Ach
tak.- Wymruczałam mu prosto do ucha. Potem lekko ugryzłam jego koniuszek.-
Całus.
-
Namiętny całus.- Sprostował kierując swoje dłonie z moich ramion na twarz.
Zdecydowanie przyciągnął mnie do swoich ust.
-
Wszystkiego dobrego z okazji naszej pierwszej rocznicy.- Powiedziałam zaraz
potem.
- Tak.
To był cudowny rok, prawda?
-
Znośny.- Zażartowałam, ale on o dziwo odebrał to poważnie.
- Nie
jesteś szczęśliwa?
- Jasne,
że jestem. Kocham cię, a Kuba choć nieplanowany zajmuje w moim sercu pierwsze
miejsce…- Zaczęłam.
- Ale?
- Co:
ale?
-
Zabrzmiało to tak jak wstęp do dłuższego wywodu. Zwykle tak właśnie
kobiety zaczynają kłótnie z facetami.
- Nie,
to nie miał być żaden wstęp do dłuższego wywodu.- Odparłam lekko urażonym
tonem. Bo niby co miało znaczyć: zwykle tak kobiety zaczynają kłótnie z facetami?- Może po za tym, że powinieneś mniej pracować. Wtedy byłabym zupełnie
szczęśliwa.
-
Wiedziałem, że jednak będzie jakieś ale.- Mrugnął pod nosem.
- Hej, to
nie znaczy, że możesz traktować mnie protekcjonalnie porównując niby do
statystycznej kobiety, której statystyki najpewniej tworzył jakiś mężczyzna.
- Nie
złość się. Po prostu tak mi się powiedziało.- Już chciałam coś mu odpowiedzieć,
ale przerwał mi kolejnym pocałunkiem. Całe oburzenie zaczęło mi mijać gdy
poczułam jak moje ciało się rozluźnia. Zawsze działo się tak gdy byłam z
Łukaszem. Gdy mnie obejmował, pokrywał pocałunkami usta czy ramiona. Gdy dłońmi
gładził moje biodra podwijając moją koszulkę. I gdy czułam jak bardzo mnie
pragnie… O cholera.
- Nie.-
Z trudem wyrwałam się z jego objęć gwałtownie siadając na łóżku. Wśród mroku i
ciszy słyszałam tylko swój własny przyspieszony oddech i bicie serca.- Nie
możemy tego zrobić.
-
Dlaczego? Sądziłem, że minęło już dość czasu. Nie jesteś jeszcze na to gotowa?
Jeśli tak to przepraszam. Nie chciałem…
- …nie o
to chodzi.- Przerwałam mu zapalając lampkę, bo w tej całej ciemności czułam się
głupio rozmawiając na takie tematy. Zaraz jednak pożałowałam tego, bo widok
gołej klatki piersiowej Łukasza bardzo mnie rozpraszał. Zawsze tak na mnie
działał, że miałam ochotę przejechać po tych twardych jak stal mięśniach czy
gładzić prężące się muskuły których nie powstydziłby się model z reklamy.
- Boisz
się, że Kuba nam przerwie?
- Nie.
To znaczy trochę tak, ale…nie mamy żadnego zabezpieczenia.
- Tylko
o to chodzi?
- Tylko
o to? Mam ci przypomnieć jako doszło do poczęcia Kuby?
- Tylko
zademonstrować.- Odparł ze śmiechem znowu nachylając się w moim kierunku. A ja
znowu uchyliłam się od jego pocałunku.
-
Zwariowałeś? Wiesz, że prawdopodobieństwo zajścia w ciąże po porodzie jest
prawie o połowę większe? Kuba jak na razie w zupełności mi wystarcza.
- Mnie
też. Ale o to nie musimy się martwić.
- Tak?
- Tak.
Byłem na małych zakupach.
- Nic mi
nie mówiłeś. Kiedy?- Spytałam zastanawiając się kiedy dokładnie uznał, że znów
możemy wrócić do uprawiania seksu.
- Jakiś
czas temu. Czy teraz możemy już bez przeszkód przystąpić do zaniechania naszego
okresu abstynencji?- Spojrzałam na męża i bez słowa zgasiłam światło. Potem
zdecydowanym ruchem ze śmichem powaliłam go na łóżko.
Nazajutrz obudziłam się dopiero po dziewiątej. Zaczęłam
się błogo przeciągać zanim zobaczyłam która godzina. Moje rozespanie od razu
minęło mi jak ręką odjął. Biegiem wgramoliłam się w szlafrok i pognałam do
pokoju Kubusia. Na szczęście, synek smacznie sobie spał. Trochę mnie to
zdziwiło, ale gdy znalazłam na łóżku kartkę zrozumiałam wszystko. Łukasz pisał
w niej, że nie chciał mnie budzić więc sam przed wyjściem do pracy nakarmił
Kubę mlekiem w proszku. Na koniec dużymi drukowanymi literami napisał, że mnie
kocha. Czytając to uśmiechałam się do siebie jak głupia.
Znów
czułam się lekka, beztroska i kochana jak kiedyś, to znaczy tuż po ślubie czy w
okresie narzeczeństwa z Łukaszem. Gdy na świecie pojawił się Kubuś trochę
obawiałam się jak to będzie. No bo przecież gdy na świecie zjawiają się dzieci
znika gdzieś cały romantyzm i czas tylko dla siebie. Zwłaszcza jeśli chodzi o
sprawy łóżkowe. No a Łukasz…Ostatniej nocy dobitnie pokazał mi jak bardzo mnie
kocha i że nadal nic się między nami nie zmieniło. Zaczęłam się zastanawiać czy
dzisiejszej nocy również to zrobi. Miałam nadzieję, że tak.
I
rzeczywiście: ta, następna i kilka kolejnych nocy czy dni było dla mnie istną sielanką.
Kubuś rósł z dnia na dzień ucząc się nowych rzeczy stając się coraz bardziej
samodzielny, a Łukasz był wzorowym mężem jakiego mogłaby sobie życzyć niejedna
kobieta. Tyle, że gdy dni zaczęły zmieniać się w tygodnie a te w miesiące jego
powroty z pracy znowu zaczęły się wydłużać. Gdy urodził się Kuba potrafił
zjawić się już po szesnastej, czasami nawet przed. Potem wracał o piątej
czasami w pół do szóstej lub kwadrans po. Teraz, robił to najczęściej po
dziewiętnastej. Gdy starałam się delikatnie mu o tym wspomnieć, poinformował
mnie że teraz pracują z chłopakami nad całkiem nową sprawą, która może
pochłonąć mu znacznie więcej czasu. Zaznaczył jednak, że dla naszego synka i
dla mnie postara się wszystko zorganizować tak by tego uniknąć.
I
rzeczywiście: jeśli chodzi o tę kwestię jakiś czas później wszystko wydawało
się być w porządku. Łukasz znów wracał do domu o rozsądnym czasie, spędzał
mnóstwo czasu z Kubą, weekendy wynagradzając mu z nawiązką. Nie było tak jak
się tego dawniej obawiałam, to znaczy że Kubuś będzie się bał własnego ojca
widzianego tylko późnymi wieczorami.
- Teraz
jestem tylko pomocnikiem.- Wyjaśnił mi mąż któregoś dnia, choć i tak nie
wiedziałam na czym ma niby polegać ta jego nowa funkcja. Ważny był tylko fakt,
że mniej pracował.
Praktycznie
stałam się domatorką: odkąd każda z naszej muszkieterskiej czwórki przyjaciółek
ułożyła sobie z kimś życie lub miała
dzieci (jak Beti czy ja) nasze kontakty trochę się rozpłynęły. Nie znaczy to,
że nasza przyjaźń się skończyła, skądże. Tyle, że po prostu już tak często się
nie spotykałyśmy.
Tak więc
czas leciał, a Kuba rósł wraz z nim. Najpierw zaczął sam siadać, potem
popiskiwać, a w buzi pojawił mu się pierwszy ząbek. Wszystkie te chwile
uwieczniałam na licznych fotografiach tak by potem móc co wspominać.
Gdy
nadeszła pierwsza rocznica jego narodzin postanowiłam urządzić małe przyjęcie
na które zaprosiłam najbliższych. Wszystko udało się znakomicie: upiekłam
smaczny tort, kupiłam masę kolorowych baloników które sprawiły synkowi masę
śmiechu, zjawili się goście. Tyle, że oprócz jednego.
Łukasza.
Napisał
mi tylko krótką wiadomość, że coś mu wypadło i zjawi się później. I
rzeczywiście, zjawił się. Następnego dnia. O trzeciej w nocy. Tłumaczył mi, że
była jakaś nagonka na więźnia koronnego który ma zeznawać na dzisiejszej
rozprawie i wszyscy agenci musieli wzmocnić czujność i bezpieczeństwo faceta. I
ja to rozumiałam. Naprawdę. Tyle, że nie mogłam powstrzymać uczucia gorzkiego
zawodu i rozczarowania. Nie tak to sobie wszystko wyobrażałam. Nie chciałam by
Kubuś doznawał tego typu rozczarowań z powodu pracoholizmu ojca. Teraz był
malutkim ale co będzie za parę lat? Owszem, Łukasz pełnił ważną funkcję, ale
inni ludzie potrafili pogodzić pracę z życiem prywatnym z powodzeniem. Inna
sprawa, że jemu najwyraźniej to odpowiadało. Dlatego delikatnie usiłowałam dać
mu to do zrozumienia, ale on jak zwykle wszystko zbagatelizował. Twierdził, że
Kuba jest za mały by pierwsze urodziny coś dla niego znaczyły i by rejestrując
jego nieobecność miał doznać nieodwracalnego psychicznego defektu. Cały
Łukasz: jak zwykle zbył poważny problem
żartem.
Cudowne opowiadanie. Masz talent :) rzadko spotyka się tak dobrze piszących autorów. Czekam na następną część z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńkiedy kolejna? :)
OdpowiedzUsuń