Łączna liczba wyświetleń

piątek, 6 lutego 2015

Cienie przeszłości: Rozdział X: Akcja Beti



Zamieszczam kolejną część opowiadania. Musicie mi wybaczyć trochę dłuższe oczekiwanie: obiecuję, że gdy zaliczę wszystkie egzaminy to w czasie ferii będę dodawać następne częściej. (Chociaż się chyba na to nie zanosi jeśli zamiast uczyć się pilnie na jutrzejszy egzamin piszę kolejny rozdział :( ) W każdym bądź razie- miłego czytania.


Choć po jakimś czasie wybaczyłam Łukaszowi jego nieobecność na pierwszych urodzinach Kubusia z czasem nasze relacje zaczęły się ochładzać. Nie było żadnej bezpośredniej przyczyny tego stanu rzeczy poza faktem, że znów nie dotrzymał obietnicy i wracał do domu coraz później. Czasami nawet mnie o tym nie uprzedzając. Z czasem ja też przestałam się też o to awanturować. Ja miałam Kubusia, on miał pracę i tak było dobrze. Gdy jakimś cudem sobie o mnie przypomniał jadaliśmy we trójkę kolację na mieście lub spacerowaliśmy. A ja nauczyłam się udawać, że wszystko jest w porządku.
Wiele osób mi to powtarzało: że prawdziwe małżeńskie życie nie jest wiecznym miodowym miesiącem, że liczne obowiązki często są tak przytłaczające, że na robienie czegoś we dwójkę tylko dla siebie praktycznie nie ma szansy. Zwłaszcza, gdy są dzieci. I że powinnam być szczęśliwa, bo moim mężem jest mężczyzna odpowiedzialny, stojący na straży prawa i porządku. I że gdyby mógł z pewnością wolałby spędzać ten czas ze mną i Kubusiem niż w pracy. Tyle, że ja nie byłam tego taka pewna. Bo ten szczególny błysk w oczach mojego męża gdy opowiadał o pracy był wynikiem szczerej satysfakcji. On kochał to co robi. Pytanie tylko czy bardziej ode mnie i Kuby.
W święta malec miał już półtora roku, więc bez przeszkód mógł spędzić święta na wsi odwiedzając swoich dziadków (czyli moją mamę i ojczyma) a także moją siostrę (która korzystając z okazji postanowiła powiadomić całą rodzinę o swojej drugiej ciąży) i brata który zaręczył się z Marysią. Cieszyłam się, że razem z mamą na samą myśl o planowaniu wesela.
Udało nam się nawet spotkać we trójkę z Aśką i Beti, bo Krysia niestety wraz z Igorem wybrała się do swojego rodzinnego Kołobrzegu. Mimo wszystko i tak było wesoło. Pomimo, iż Nowy Rok każda z nas świętowała z kieliszkiem soku (ja zabrałam ze sobą Kubusia, Beti z powodu dziewczynek też nie piła, bo zorganizowałyśmy wszystko w jej domu, a Joasia postanowiła być z nami solidarna.) natłok różnych spraw i wydarzeń w naszym życiu sprawił, że miałyśmy o czym rozmawiać. Asia, zaczęła spotykać się z jakimś Krystianem a Beti aż promieniała opowiadając o pierwszym kroku Klaudii i Zuzi. Aha, bo zapomniałam wspomnieć, że tak nazwała swoje dwie córeczki. Choć były bliźniaczkami jednojajowymi, bardzo się od siebie różniły. Zuza, kilka minut młodsza była czarującą brunetką o uroczym uśmiechu i słodkiej twarzyczce. Stale wyciągała rączki nawet do ludzi, których widziała kilka razy w życiu. Z kolei Klaudia bardzo przypominała samą Beti. Choć miała dopiero nieco ponad roczek chodziła już prawie samodzielnie, złościła się nie dostając tego czego chce, a gdy Joasia wzięła na ręce Zuzię zaczęła przeraźliwie piszczeć domagając się tego samego rozbawiając nas swoim popisem niemal do łez. Asia nawet skwitowała to wesołym komentarzem, że zazdrości nam bycia matkami, bo nasze dzieci są takimi słodkimi aniołkami.
- Jasne. Więc może zostaniesz z nimi chociaż tydzień co? A ja z Karolą pojedziemy na wczasy.
- Tak.- Roześmiałam się czochrając Kubusiowi jasną główkę. Skrzywił się lekko i odsunął jakby chciał powiedzieć: daj mi w spokoju dojeść tego pierniczka!
- Nie ma sprawy. A tak w ogóle to po kim on ma takie kręcone loczki? Bo na pewno nie po Łukaszu. Nie miałaś jakiegoś skoku w bok?
- Hej, ja też jestem blondynką.- Oburzyłam się żartobliwie.
- Wiem, ale takie udane dziecko…Auć.- Aśka runęła z kanapy jak długa gdy ją z niej zepchnęłam.- Okej, tylko żartowałam. Ty też jesteś wspaniała. Ale Kuba naprawdę w przyszłości będzie łamał wiele damskich serc.
- Jedno już złamał.- Wtrąciła się Beata wskazując na Zuzię, która wciąż na czworakach nie odstępowała chłopca na krok. Tego to tylko irytowało, więc odsuwał się od niej sądząc najwyraźniej, że poluje na jego czekoladowego piernika.
- Może w przyszłości w końcu staniemy się prawdziwą rodziną, co Beti?- Zażartowałam.
- Ja jestem za. Przyda się parę dobrych genów kogoś inteligentnego.- Odpowiedziała mi przyjaciółka.
- No, z tego co widzę geny Krzycha nie okazały się takie złe.- Kontynuowała żarty Joasia, ale chyba nie zorientowała się, że na dźwięk imienia Krzysztofa Beata na moment cała się spięła. Potem, choć ze sztucznym uśmiechem na twarzy odparła jej:
- Tak, obie są śliczne, prawda? Ale chyba po mamusi.
Reszta wieczoru minęła nam bardzo przyjemnie. Asia, ze względu na dyżur w pracy zmyła się tuż po północy. Ja zostałam z Beti aż do rana. Gdy dzieci zmorzone zabawą w końcu zasnęły obie zaczęłyśmy zbierać zabawki i sprzątać naczynia. Przez kilka minut zbierałam się by zadać jej w końcu pytanie:
- Jak układa ci się z Krzyśkiem?
- Dobrze traktuje dziewczynki. Uwielbiają go. Ale trudno się dziwić, że tak jest. W końcu sam jest jeszcze dużym dzieckiem.
- Nie o to mi chodziło.
- O co dokładnie pytasz?- Odpowiedziała mi pytaniem udając, że jest bardzo zainteresowana wycieraniem zmytego przeze mnie właśnie talerza, który notabene już był wystarczająco suchy.
- No wiesz…- Zrobiłam nieokreślony gest dłońmi, co w połączeniu z tym że były mokre i pokryte pianą sprawiło, że małe kropelki wody rozbryzgały się po kafelkach. -…o wasze relacje. Tak…ogólnie.
- Tak ogólnie.- Odparła po chwili milczenia.- …myślę, że jest dobrze.
- Nadal ci pomaga? Nie potrzebujesz czegoś?
- Nie, jeśli o to chodzi to nie mam na co narzekać.
- Więc? W czym jest problem?
- Jaki problem?
- Beti, nie lubię gdy udajesz że nic ci nie jest gdy widzę, że coś cię gryzie. Powiesz mi o co chodzi?
- Ale naprawdę jest w porządku.
- Jeśli nie chcesz nic powiedzieć to okej, ale nie lubię gdy ktoś robi mnie w bambuko.- Powiedziałam lekko urażona. Potem umyłam jeszcze dwa ostatnie talerze i starłam do sucha zlew w całkowitej ciszy. Gdy już wychodziłam do sypialni by położyć się spać usłyszałam jej głos.
- Chce żebym go poślubiła.- Odwróciłam się do Beaty.
- Krzysiek?
- Tak. A właściwie to sądzę, że jego rodzice go naciskają.- Uśmiechnęła się blado.- No wiesz, odkąd dowiedzieli się o mnie i dziewczynkach jakoś nie potrafimy się dogadać.- Był to raczej zdecydowany eufemizm, bo gdy w końcu tuż przed porodem Krzysiek powiedział rodzicom, że zostaną dziadkami i na dodatek, że matką jego dzieci będzie starsza od niego o 4 lata kobieta nie przyjęli tego najlepiej. Uważali, że Beti należy do tego typu łatwych dziewcząt, które zadają się z wieloma facetami. A sam fakt, że zaszła w ciążę ze studentem mówi sam za siebie. Innymi słowy dla nich była nikim. Dlatego słowa mojej przyjaciółki zbiły mnie z tropu. Czemu niby państwo Dziubińscy zmienili zdanie i chcieliby takiej synowej dla ukochanego jedynaka? – Wiesz, coraz więcej ich znajomych dowiaduje się o Zuzi i Klaudii i jest im głupio z powodu nieślubnych wnuków.- Beti jakby domyślając się  torów moich myśli odpowiedziała na niewypowiedziane przeze mnie pytanie. – Chyba jeszcze zaliczają się do tego staroświeckiego typu ludzi starszej daty. Dlatego kazali Krzyśkowi za mnie wyjść.
- On ci tak powiedział?
- Nie. On twierdzi, że on sam tego chce choć propozycja nie wyszła od niego.
- Ale ty w to nie wierzysz.
- Nie. Poza tym gdybym chciała za niego wyjść już bym wyszła. Jak sama pamiętasz prosił mnie o rękę jeszcze przed narodzinami dziewczynek.
- Więc skoro tego nie chcesz wystarczy mu o tym powiedzieć.
- To nie takie łatwe.
- Dlaczego?
- Bo od ostatnich dwóch miesięcy mówi tylko o tym. A gdy odmówiłam mu tydzień temu po raz kolejny to…- Urwała na moment patrząc gdzieś w bok.-…do tej pory się nie pojawił. A na odchodnym powiedział mi, że ciekawe co powiem gdy będę musiała liczyć tylko na siebie.
- Matko, zaszantażował cię? Potrzebujesz pieniędzy na czynsz? Na jedzenie? Cholera, a my jeszcze naciągnęłyśmy cię na koszt tej imprezy.
- Tu nie chodzi o pieniądze, rozumiesz ? Ja nie traktuję Krzysztofa jak jakiegoś pieprzonego bankomatu na pieniądze. On jest ojcem moich dzieci.- Wytrzeszczyłam szerzej oczy zdziwiona jej wybuchem.
- Okej.- Powiedziałam ugodowo- Sory, nie to miałam na myśli.
- Nie, to ja przepraszam. Po prostu…- Nerwowym ruchem przeczesała włosy na głowie.- Po prostu sama nie wiem. Czasami mnie też małżeństwo wydaje się słusznym ruchem, ale innym razem…Czy to, że popełniłam jeden błąd znaczy, że muszę się dla nich poświęcać?
- Jasne, że nie. Jeśli nie kochasz Krzyśka, nie wychodź za niego. On nie ma prawa do niczego cię zmuszać.
- Ty nie rozumiesz, dla ciebie to wszystko jest takie proste.- Beata wstała z krzesełka ze zniecierpliwieniem.
- Więc mi wytłumacz.- Ja również się podniosłam bez słowa się w nią wpatrując.- Sytuacja jest prosta. Wiem, że masz wobec niego wyrzuty sumienia, ale…
-…on twierdzi, że chce to zrobić bo mnie kocha.
- Krzysiek wyznał ci miłość?- Byłam totalnie zaskoczona.
- Tak i ja…pamiętasz jak kilka lat temu po ucieczce Jacka opowiadałaś mi o tym, że Łukasz jest dla ciebie bardzo ważny ale tylko jako przyjaciel i z jednej strony nie potrafisz go kochać i powiedzieć aby się od ciebie odpieprzył a z drugiej tego nie chcesz?- Skrzywiłam się na wspomnienie tego. Beti posłała mi przepraszający uśmiech.- Sory, chodziło mi tylko o kontekst. Wiem, że teraz łączy was prawdziwe uczucie.
-  A więc chcesz mi powiedzieć, że to teraz czujesz względem Krzyśka? Że jest ci głupio, bo on cię kocha a ty jego nie?
- Nie. To znaczy tak. To znaczy…eee…to nie do końca tak. Widzisz, ja myślę że jemu się tak tylko wydaje. No wiesz, jest jeszcze taki młody, a siłą woli spędzając dużo czasu z córkami spędza go również ze mną i wydaje mu się, że to coś więcej.
- Nic już z tego nie rozumiem. Mówisz mi, że wyznał ci miłość prosząc o rękę i jest ci głupio, bo nie potrafisz odwzajemnić jego uczuć. Teraz twierdzisz, że to jednak nie jest miłość. Więc o co chodzi? Czy problem sam się nie rozwiązuje?
- Nie. Ty…ty nie rozumiesz.
- Tak, nie rozumiem. I ty chyba sama tego do końca nie rozumiesz. Skoro cała ta sytuacja jest dla ciebie niezręczna nie pozostaje ci nic innego jak ją przeczekać. Jeśli Krzysiek cię nie kocha, to zauroczenie mu przejdzie.- Beti odwróciła się do mnie mamrocząc coś pod  nosem.- Co powiedziałaś?- Spytałam ją.
- Nic. Chyba powinnyśmy kłaść się spać. Może i Kubuś się nie budzi w nocy, ale moje gwiazdki jeszcze mnie męczą. Dobrej nocy.
- Dobranoc.- Odparłam lekko skonfundowana. Bo wydawało mi się, że Beti wymruczała co innego. „Nie chcę aby mu przeszło.” O co mogło jej chodzić? Bo przecież na pewno nie o Krzyśka. Nie mogła przecież chcieć aby nadal ją kochał. Bo niby czemu skoro ona sama tego nie czuła? Czyżby syndrom psa ogrodnika? Jakoś nie pasowało mi to do mojej przyjaciółki.
Z Beti spędziłam jeszcze połowę następnego dnia, bo do domu mi się jakoś nie spieszyło. Łukasz uprzedził mnie, że prawdopodobnie wróci bardzo późno, więc nie musiałam wracać wcześniej. Dlatego w pierwszy dzień nowego roku mogłam spotkać Krzyśka, który najwyraźniej postanowił się w końcu zjawić. Jednak w dość niekonwencjonalny sposób, bo wparował do pokoju w którym spałam z Kubusiem bez jakiegokolwiek słowa. Za nim wbiegła Beata. Gwałtownie wybudzony ze snu Kubuś zaczął płakać.
- Widzisz co zrobiłeś idioto? Obudziłeś małego swoimi wrzaskami.- Napadła na niego moja przyjaciółka.
- Przepraszam. Ja nie chciałem…- Krzysztof zaczął się niezręcznie tłumaczyć patrząc na mnie. Dobrze, że wzięłam z domu przyzwoitą piżamę, a nie jak zazwyczaj zwiewną i prześwitującą koszulkę do pół ud.
-…tak wiem. Chciałeś tylko zobaczyć na własne oczy mojego kochanka. Tak więc proszę, oto i on. Ojoj, wydało się, jednak jestem lesbijką. I pedofilką w jednej osobie. I na dodatek robimy to w trójkącie, wiedziałeś?- Bez wyjaśnienia (bo ni w ząb nie rozumiałam o co tutaj chodzi, poza tym że o dziewiątej rano Krzysztof wszedł do tego pokoju nie wiadomo po co), Beti wybiegła a Krzysiek za nią. I choć zaczęłam uspokajać Kubę niedomknięte drzwi sprawiły, że i tak słyszałam strzępy rozmowy.
- Nie mam żadnego kochanka a twoje podejrzenia są po prostu absurdalne. A nawet gdyby tak było to guzik obchodziłoby mnie twoje zdanie.
- Nie pozwolę ci na to, słyszysz? Wyjdziesz za mnie czy tego chcesz czy nie.
- Doprawdy Krzysiu takie stanowcze gatki ci nie przystroją. I powtarzam ci po raz kolejny, że nigdy za ciebie nie wyjdę! I dziwi mnie to, że ty tego chcesz skoro uważasz mnie za dziwkę.
- Nie chciałem. Po prostu gdy zobaczyłem te rzeczy to…
-…to co? Od razu wysunąłeś swój wniosek. Co jest śmieszne zważywszy na fakt, że sam prowadzisz bogate życie uczuciowe, a mnie każesz żyć jak cnotce.
- Nie karzę. Po prostu chcę abym to ja był twoim życiem uczuciowym. A poza tym to co miało znaczyć to, że prowadzę bogate życie na tym polu?
- Och, to chyba nie wymaga komentarza, prawda?
- Nie rozumiem o czym mówisz.
- Jasne, najlepiej wciąż udawać głupka i hipokrytę.
- Przecież wiesz, że nikogo nie mam. Odkąd jestem z tobą.
- Chciałeś powiedzieć: byłeś. Już od prawie dwóch lat nic nas nie łączy poza dziećmi.
- Do diabła Beata! O co ci znowu chodzi?
- O nic. To ty przyszedłeś tutaj i się wydzierasz. Wyjdź.
- Beti, proszę. Nie rozmawiajmy w ten sposób.
- Wynoś się Krzysiek.
- Naprawdę nic do mnie nie czujesz? Kocham cię. A jeśli zachowuję się irracjonalnie to tylko dlatego. Daj mi szansę. Proszę.
- Nie Krzysiek, przykro mi: nie kocham cię. Czy teraz wreszcie wyjdziesz?- Po tych słowach zapadła cisza. Zakłóciło ja dopiero trzaśnięcie drzwiami, które obudziło którąś z dziewczynek, bo dał się słyszeć cichy płacz. Jako że jakiś czas temu udało mi się uspokoić synka dałam mu jakąś zabawkę i wyszłam z pokoju. Podeszłam do sypialni Zuzi i Klaudii zatrzymując się w drzwiach. Beata tuliła tę pierwszą, a Klaudia z oburzoną minką ze złością uderzała grzechotką o ramę łóżeczka wywołując spory łoskot. Wśród tych dźwięków dało się słyszeć tłumiony płacz mojej przyjaciółki, choć starała się tego nie robić.
- W porządku?- Spytałam cicho zbliżając się do niej i kładąc dłoń na ramieniu. Beata drgnęła, a potem niepewnie skinęła głową. Ja podeszłam i wzięłam na ręce Klaudię. Na jej twarzy od razu wykwitł uśmiech. Dopiero godzinę później, gdy nakarmiłyśmy dzieci usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy rozmowę. A właściwie to ja ją zaczęłam.
- Skoro go kochasz to nie rozumiem czemu nie chcesz za niego wyjść.- Wypaliłam z grubej rury, bo po tym co widziałam teraz nareszcie zrozumiałam gdzie jest problem.
- On mnie nie kocha, rozumiesz?- Odpowiedziała mi pytaniem Beata co i tak było dla mnie dużym postępem, bo przynajmniej nie wyparła się swoich uczuć. Jeszcze wczoraj mamiła mnie, że jedyne co czuje do Krzyśka to wdzięczność. Jednak dzisiejszy pokaz wiele mi pokazał.
- Może i jestem do niego uprzedzona, ale facet który urządza taki pokaz zazdrości jaki on ci zaserwował nie wyglądał na wyreżyserowany. To muszę przyznać nawet ja.
- Jemu się tylko nie podoba sama myśl, że matka jego dzieci mogłaby mieć kochanka. Gdyby było inaczej nie zadawałby się z jedną ze studentek na roku.
- Co?
- Tak, ma kogoś. A wmawia mi, że nie.
- To pewne?
- Widziałam ich. W kawiarni. Nie wyglądali na przyjaciół.
- Przykro mi.
- W porządku.- Choć w oczach błyszczały jej łzy uśmiechnęła się do mnie.- Chyba zaczynam się przyzwyczajać do myśli, że szczęście i miłość nie jest mi pisane.
- Beti, to nic…
-…nie, nic nie mów. Przejdzie mi. Pamiętasz? To coś tak beznadziejnego jak zauroczenie twoim mężem. I widzisz? Minęło jak ręką odjął. Jest przecież dużo gorszy od Łukasza, a ja też sądziłam, że to będzie coś poważniejszego. Z Krzyśkiem będzie tak samo. Trochę poboli i przestanie. Swoją drogą czy to nie śmieszne, że stało się to dopiero teraz? Bo gdyby wtedy, gdy sypialiśmy ze sobą, ale teraz? Przecież my się nawet nie pocałowaliśmy od tamtej pory a co dopiero mówić o seksie. Chociaż parę razy miałam takie myśli że…- Beata paplała trochę bez ładu i składu, a ja nie wiedziałam jak ją pocieszyć. Czemu Krzysiek był takim dupkiem? Oto mentalność faceta: on sypiając na boku z innymi nadal twierdzi, że ty jesteś dla niego tą jedyną, bo tamte to tylko przelotna miłostka. Taa, jasne.
Gdy zjawiłam się w domu Łukasz nadal spał. Na szybko przyrządziłam Kubie porcję warzywnej zupki po czym gdy zajął się jedzeniem a potem zabawą zaczęłam sprzątać. Zastanawiałam się przy tym nad sytuacją Beti. Coś mi nie pasowało w jej opowieści. I wzrok Krzyśka…on naprawdę ją kochał. (co przyznawałam niechętnie.) Czyżbym więc znowu się co do niego pomyliła? Czy Beata ma rację i Krzysztof jednak nic do niej nie czuje? A może to typ lowelasa, który nie jest w stanie dotrzymać wierności jednej lasce? Tak też przecież mogło być. W myślach nazywałam to syndromem żonatego faceta, bo tacy sypiając naokoło z sekretarkami, barmankami czy innymi dziewczynami nadal uważali że kochają swoje żony, a seks to nie zdrada. Dobrze, że przynajmniej z Łukaszem nie mam takich problemów, pomyślałam. Chyba, że za jego kochankę uznać pracę…
Przez kilka następnych dni postanowiłam zabawić się w detektywa. Po południu, czyli po zakończeniu zająć Krzyśka pojechałam za nim do restauracji, w której pracował jako kelner. Obserwowałam go chwilę, po czym czując się głupio, zwłaszcza że Kubuś był ze mną (inna sprawa, że jego moje zachowanie bawiło i sprawiało frajdę) dałam za wygraną. Usiadłam przy wolnym stoliku zamawiając kawę i ciastko. Zamówienie przyjmował inny kelner, ale  ja poprosiłam go o to, by zastąpił go jego kolega. Spojrzał na mnie znacząco, a ja tylko odwzajemniłam jego głupkowaty uśmiech. Czy ja wyglądałam na taką, która śliniłaby się do młodszego chłopaka? Nie ubliżając Beti oczywiście.
Krzysiek zbliżał się do mnie z mieszanymi uczuciami na twarzy. Od czasu porodu Beaty, widzieliśmy się kilkakrotnie (nie licząc noworocznej akcji, gdy wparował do mieszkania mojej przyjaciółki sądząc że zamiast mnie gości tam kochanka), ale tylko przelotnie.
- Cześć. Patryk mówił, że chciałaś mnie widzieć.
- Tak. Możemy chwilę pogadać?- Spytałam. Nie umknęło mojej uwagi, że puścił oko Kubusiowi, który od razu odwzajemnił mu się tym samym. A raczej próbował, co wyglądało komicznie. Od razu złagodniałam. Może i z Beti mu się nie układało, ale naprawdę miał podejście do dzieci.
- Nie bardzo, jestem teraz w pracy. Jeśli chodzi o tamten nalot tydzień temu to przepraszam. Nie wiedziałem, że to ty nocowałaś u Beti z synem.
- Wiem, Beti mi to wyjaśniła. Chodzi mi o coś innego. To dotyczy treści waszej ostatniej rozmowy.
- A więc słyszałaś.
- Tak.- Potwierdziłam.
- Jeśli przyszłaś przekonywać mnie, że i tak nie mam u niej szans to nie musisz. Sam już to wiem.
- Nie po to przyszłam. Chcę wiedzieć, czy to co mówiłeś to prawda.
- Po co?
- Bo chcę wiedzieć czy ci pomóc czy nie.
- Ty chcesz mi pomóc?
- Jeśli kochasz moją przyjaciółkę szczerze, to tak. Więc? Odpowiesz mi w końcu?- Wyraźnie się zawahał. Nie dziwiłam mu się. Począwszy od tego, że nie darzyłam go sympatią a on o tym wiedział, skończywszy na tym, że wyznawanie uczuć nigdy nie było łatwe.
- Tak, kocham ją. Ale to już pewnie wiesz.
- Więc o co chodzi z tą studentką?
- Jaką studentką?
- Beti twierdzi, że spotykasz się z jakąś dziewczyną z uczelni.
- A ty jej oczywiście wierzysz.- Nie zapytał tylko stwierdził.
- Dlatego chcę znać również twoją opinię.
- Nie, z nikim się nie spotykam. Ale Beata i tak wie swoje.
- Beti czuje się zagubiona, bo cię kocha.- Gdy się roześmiał nie wiedziałam jak to zinterpretować.- To cię bawi?
- Tak, bo najwyraźniej mało znasz swoją przyjaciółkę.
- Co masz na myśli?
- To, że ona wcale mnie nie kocha.- Teraz to mi zachciało się  śmiać, bo Beata tak samo wypowiedziała się kilka dni temu o nim.- A nawet jeśli i coś czuje to nie chce, bo boi się zaryzykować. Dla niej zawsze będę tylko młodym szczeniakiem, z którym „wpadła”. Nigdy nie będzie mnie traktować jak prawdziwego mężczyzny. I nikogo innego też nie, bo po postu w to nie wierzy. To dlatego stale jest sama, a jedyne na co ją stać to platoniczne związki. A zachowując się w ten sposób przyciąga określony typ mężczyzn, którzy się nią bawią a potem porzucają. A wówczas ona bez obaw może użalać się nad sobą mówiąc, że to wcale nie była jej wina. Ale jaki typ faceta można spotkać w nocnym klubie?- Już miałam zaprotestować, ale nagle zdałam sobie sprawę, że właściwie…to w słowach Dziubińskiego było ziarnko prawdy.- A teraz przepraszam, idę po twoje zamówienie. Muszę wracać do pracy, a mały też chyba chciałby swoje ciacho, nie?- Znów mrugnął do Kubusia na co ten zareagował śmiechem. Potem żartobliwie obrócił się wokół własnej osi i odszedł na zaplecze.
- Smieśny.- Odezwał się do mnie synek.
- Tak śmieszny.- Powiedziałam odruchowo rozważając to co mi powiedział. Czy ta psychologiczna analiza Beaty była w 100% prawdziwa? Ja zawsze sądziłam, że moja przyjaciółka po prostu ma pecha i trafia na samych popaprańców, ale czy była to prawda? W końcu jak spytał retorycznie Krzysiek jaki typ facetów można spotkać na sto zakrapianych imprezach po których często włóczy się Beti? A jak było w czasach studenckich? Twierdziła, że rówieśnicy są dla niej za nudni lub zbyt kujonkowaci, a ona na przyjęciu chce się wyluzować a nie rozmawiać o teorii Darwina. A może po prostu podświadomie wiedziała, że z odpowiedzialnym facetem mogłaby zbudować coś poważniejszego i tego nie chciała? Tylko dlaczego? Czy przyczyna tkwiła w niej samej? A może chodziło o wzorzec rodziny jaki wyniosła z młodzieńczych lat? A co jeśli to wszystko jest tylko moim głupim wymysłem? Jeśli to Krzysiek odwraca w ten sposób kota ogonem zwalając całą winę na Beatę? Chyba dam sobie spokój z tym uszczęśliwianiem ludzi na siłę. Po co w ogóle tutaj przyszłam? Jeśli już chciałabym kogoś uszczęśliwiać to powinnam zacząć od siebie. Bo z Łukaszem od dawna przestało nam się układać. Najgorsze było to, że właściwie nie miałam na co narzekać: nie miał żadnych nałogów, pracował i utrzymywał całą rodzinę, weekendy spędzał z Kubusiem… tyle, że od jakiegoś czasu żyliśmy jak lokatorzy. On po prostu wpadał do domu, jadał posiłki i spał, a ja starałam się by jego rzeczy były uprane i by miał co jeść. Od jakiegoś czasu sypialiśmy nawet oddzielnie, bo nie chciał mnie budzić późnymi powrotami z pracy. (A przynajmniej tak brzmiała jego wersja, bo dawniej jakoś mu to nie przeszkadzało), więc ja też nie protestowałam. Poza tym dzięki temu mogłam spać z Kubusiem, któremu ta sytuacja odpowiadała. Ja też lubiłam czuć obok siebie te małe wtulone we mnie ciałko. Przynajmniej mój synek bardzo mnie kochał i przede wszystkim to okazywał. Nie to co mój mąż.  Oczywiście gdy wspomniałam mu kiedyś o tym zbył mnie mówiąc, że postara się wcześniej wrócić z pracy i wtedy o tym porozmawiamy. Innym razem, że mamy dla siebie cały weekend. Przestałam więc zwracać na to uwagę. Zresztą, właściwie ta sytuacja unormowała się sama.
Mimo wszystko postanowiłam doprowadzić sprawę z Beti i Krzyśkiem do końca. Przyrzekłam sobie solennie, że po raz ostatni wtrącam się w czyjeś życie. Zaczęłam od szczerej rozmowy z Beatą. Przyjaciółka była na mnie zła za „kolaborację” z wrogiem jak to określiła i początkowo nie chciała wysłuchać. Jednak po kilku minutach namawiania w końcu dała za wygraną.
- Tak boję się, ale czy to takie dziwne? Krzysztof ma niecałe 25 lat, ja prawie 30.
- Beti, niektórzy zostają rodzicami w wieku 18 lat, nie wspominając o nastoletnich matkach. A z całym szacunkiem, ale Krzysiek raczej nie wygląda mi na dziecko. Poza tym 24 lata to dojrzały wiek. Wielu mężczyzn żeni się mając tyle lat i zakłada rodziny.
- Jak się wcześniej wyraziłaś wielu robi to z konieczności. A ja nie chcę być tylko koniecznością.
- Gdyby nie chciał, to by cię nie prosił o rękę.
- Och Karola, a skąd ja mam to wiedzieć? 
- Więc daj mu szansę. Poznajcie się bliżej i potem zdecydujecie.
- Hello, my mamy dwójkę dzieci. Nie sądzisz, że bliżej już nie możemy się poznać?
- Nie mówię o seksie. Mówię o osobowości, charakterze czy nawykach. Tylko daj mu szansę. Tylko tyle. Zaryzykuj Beti, bo tylko ryzyko zapewnia szczęście. Jego brak może spowodować, że będziesz zadowolona z życia, ale nigdy szczęśliwa.
Jakiś czas później wydawało mi się, że Beata zastosowała się do mojej rady. Gdy ją odwiedzałam zauważyłam, że cieplej mówi o Krzyśku, a gdy dzwonił nie spinała się tak jak za każdym razem. Mimo wszystko nadal się bała. Szczególnie było to widoczne gdy on wyznawał jej, że ją kocha a ona wówczas milczała lub zmieniała temat. Właściwie przyznała się do tego tylko mi, a raczej nie wyparła.
Sytuacja między Krzyśkiem i moją przyjaciółka nie zmieniała się, więc niestety musiałam przyznać, że jednak swatanie mi się nie powiodło. Nie uznałam jednak tego za stracony czas. Częściej odwiedzałam Beatę i pozwoliło mi to bliżej poznać Krzysztofa. Może się z nim nie zaprzyjaźniłam, ale zostaliśmy dobrymi znajomymi. Było mi nawet trochę szkoda, że jednak Beti skapitulowała.
Właśnie po jednym z takich spotkań, gdy wróciłam do domu  z Kubą późnym popołudniem około dziewiętnastej, okazało się że Łukasz już jest w domu. Zaskoczyło mnie to. Był środek tygodnia, a on ostatnio nie wracał przed dziesiątą.
Gdy zauważył mnie z synkiem od razu podszedł do niego i mocno uścisnął. Potem spytał czy możemy teraz porozmawiać. Naturalnie zgodziłam się nie rozumiejąc jego dość oficjalnego tonu.
- Coś się stało?- Spytałam gdy znalazłam się w kuchni a on nadal się nie odzywał. Kubuś w tym czasie bawił się swoim samochodem biegając z pokoju do pokoju.
- Nie, wszystko w porządku. To znaczy nie całkiem. Będę musiał wyjechać na trochę.
- Jak to wyjechać?
- Chodzi o nową sprawę nad którą pracuje biuro. Zbadałem raport, ale jest tam kilka niejasności. Ojciec poprosił mnie abym zajął się tym osobiście.
- Gdzie dokładnie chcesz jechać?
- Do Wrocławia.
- Na jak długo?
- Kilka dni, może tydzień. Liczyłem na to, że gdy wyjadę jutro przed południem uda mi się wrócić wcześniej.
- Widzę, że już sobie wszystko zaplanowałeś.
- Nie chcesz abym jechał? Coś się stało?
- Nie, nie.- Zaprzeczyłam szybko zastanawiając się czemu czuję tak dominujący smutek. Czy dlatego, że przechodząc do kuchni zauważyłam otwarty pokój Łukasza z wypełnioną już w części walizką co oznaczało, że nawet gdybym miała coś przeciw on i tak nie zmieniłby zdania? A może po prostu było to rozczarowanie, że jego wcześniejszy powrót do domu wiązał się tylko z pracą?- Jeśli musisz to jedź.
- Nie martw się. Wrócę wcześniej.- Odparł mi całując w policzek. Potem się uśmiechnął.- A przynajmniej będę się starał.
- Ten wyjazd dotyczy tej nowej sprawy o której mi wspominałeś?
- Tak, tej przestępczej szajki. Na początku sądziliśmy, że współpracują z jakimś kręgiem podziemnym, ale teraz okazało się, że coś jest nie w porządku. Muszę to zbadać.- Próbowałam udać zainteresowanie, ale nie potrafiłam. Bo praca męża zbrzydła mi już do tego stopnia, że napady, porwania czy zabójstwa nie robiły na mnie żadnego wrażenia. To znaczy robiły, ale traktowałam je jako coś abstrakcyjnego, coś czego doświadczył ktoś inny a nie ja czy Łukasz. No i przede wszystkim każda z takich rozmów uświadamiała mi, że Łukasz coraz bardziej zagłębia się w pracę, bo po kilkunastu godzinach spędzonych w biurze potrafił godzinami mi o niej opowiadać.
Następnego dnia, tak jak mówił, wsiadł w pociąg i skierował się do Wrocławia. Ja z kolei trochę poleniuchowałam nie musząc gotować obiadu i pobawiłam się z synkiem. Jednak po południu zadzwoniła do mnie zapłakana Beti. Była w tak kiepskim stanie, że nie byłam nawet w stanie zrozumieć co chce mi przekazać. Jednak słowem klucz był tu szpital. Czy Łukaszowi coś się stało?
- Nie, to nie o to chodzi. On…to Krzysiek. Proszę cię pomóż mi, oni nic mi nie chcą powiedzieć. I nie wiem co zrobić z dziewczynkami…- Głos w mojej  komórce brzmiał bardzo piskliwie i błagalnie.
- Okej, przyjadę zaraz do ciebie tylko zostawię Kubusia u teściów. A ty w tym czasie spróbuj się uspokoić, okej?- Nieco zaciekawiona i zdenerwowana zorganizowałam wszystko tak jak wcześniej zaplanowałam i po godzinie, ze względu na korki byłam u Beaty. Gdy tylko otworzyłam drzwi niemal rzuciła się na mnie.
- Dobrze, że jesteś. Muszę jechać do szpitala, ty w tym czasie zajmij się dziewczynkami.- Beata chciała wyjść, ale ja ją zatrzymałam.
- Ale co się właściwie stało Krzyśkowi?
- Nie wiem. Dzwoniłam do jego rodziców, ale sama wiesz, że mnie nie znoszą. Powiedzieli tylko, że miał wypadek i to wszystko. A gdy spytałam o adres początkowo nie chcieli mi go dać, wyobrażasz sobie? Powiedzieli, żebym zajęła się dziećmi, bo lepiej zrobię zamiast ciągać dziewczynki po szpitalach.
- Okropne typy. A więc jedź. Ja tutaj zostanę.
- Dzięki kochana. Jesteś wielka.- Gdy w końcu zostałam sama weszłam do salonu, gdzie jak się okazało Klaudia z Zuzą zrobiły niezłe pobojowisko. Na mój widok zaczęły wesoło gaworzyć i wyciągać ręce. Trochę żałowałam, że nie zabrałam ze sobą Kuby, bo gdybym wiedziała że moja rola ma ograniczyć się tylko do opiekunki nie zostawiłabym go u teściów. Tym bardziej, że kilka godzin później Beti zadzwoniła do mnie informując że nie wróci na noc. Bardzo mnie za to przepraszała tyle, że mogła jednak pamiętać, że ja też mam dziecko.
Mimo wszystko zostałam w jej mieszkaniu cały wieczór i poranek. Jednak gdy za pomocą wiadomości wysłanej z komórką napisała, że nie wie kiedy wróci zaproponowałam, że przyjadę do szpitala z dziewczynkami, a potem niestety wracam do siebie. I tak było mi głupio, że Kubuś musiał nocować u dziadków. I to z jakiego powodu? Takiego, że ja uparłam się niańczyć dziecko przyjaciółki zamiast własnego.
Gdy znalazłam się w szpitalu z dwiema nieposłusznymi, bo rozpieszczonymi smarkulami i dowiedziałam się, że muszę jeszcze śmigać na piąte piętro miałam ochotę krzyknąć z rozpaczy. Jednak posłusznie skierowałam się w stronę windy mocno trzymając Klaudię za rękę. Zuza była jeszcze posłuszna, bo wiedziała że musi trzymać się blisko mnie, ale ta pierwsza… Była istną diablicą po mamusi. Tak więc gdy w końcu dotarłam pod wskazane drzwi byłam w siódmym niebie. Już miałam wejść do środka, ale uchylone drzwi spowodowały, że usłyszałam fragment rozmowy:
- Nie, Krzysiek. Muszę już wracać, nie zostanę dłużej. Karola nie będzie siedzieć z Klaudią i Zuzią kolejny dzień.
- A przyjedziesz potem? Z dziewczynkami?
- Przecież i tak jutro cię wypiszą, więc to bez sensu. Poza tym mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.
- Beti, jeszcze się na mnie gniewasz?
- A jak mam się nie gniewać na takiego nieodpowiedzialnego dzieciaka?
- Stanowczo zbyt często używasz tego określenia w stosunku do mnie.- Odparł jej Krzysztof wesoło, co zbiło mnie z tropu. No bo jakby nie było był to solidny przytyk. Na dodatek reakcja Beaty nie była zbyt zachęcająca, co w połączeniu z ich niedawnymi nienajlepszymi relacjami (próbowali stworzyć związek, ale im nie wyszło) było przynajmniej zastanawiające.
- Daj już spokój, puść moją rękę.
- Beti, zostań.
- Muszę wracać do naszych córek ty wielki obrońco nieostrożnych staruszków.
- Daj spokój, przecież gdybym ich nie popchnął to zginęliby na miejscu.
- A ty zamiast nich! Masz w ogóle pojęcie, że to się mogło stać? Dociera to do ciebie? I przestań się do mnie tak głupkowato uśmiechać!
- Obeszłoby cię to?
- Jasne, że nie. Jak dla mnie to mogłoby cię nie być, ale muszę pamiętać o naszych córkach skoro ty tego nie robisz.
- A ja myślę, że jednak tak. Inaczej nie byłabyś taka zła. Martwisz się o mnie.
- Ja jestem zła? Proszę cię. Jestem tylko wytrącona z równowagi. To wszystko…- W tym momencie musiałam przerwać swoje podsłuchiwanie niewątpliwie tracąc najlepszą część dialogu, bo Zuzia zaczęła marudzić. Poprosiłam ją by razem z siostrą usiadły na znajdujących się przed salą krzesełkach (A właściwie to im zademonstrowałam) po czym znów zbliżyłam się do drzwi. Wówczas Beti zapłakanym głosem mówiła:
- Okej, masz rację, zadowolony? Obeszłoby mnie to. Choć z trudem przyznaję to przed samą sobą to taka jest prawda.
- Więc przyznajesz, że mnie kochasz?
- Tak do cholery przyznaję, zadowolony? Kocham nieodpowiedzialnego szczeniaka dla którego ważniejsze jest uratowanie z przejścia dla pieszych dwójki obcych staruszków i ryzykowanie życia niż własne córeczki i ja. A niby tak mocno nas kochasz.- Prychnęła.- Puść mnie wreszcie.
- Najpierw mnie pocałuj.
- Jesteś nienormalny.
- Nie, tylko szczęśliwy, bo wreszcie wyznałaś że mnie kochasz. A teraz bądź posłuszną narzeczoną i spełnij prośbę rekonwalescenta.
- Jesteś praktycznie zdrowy, a ja wcale nie jestem twoją narzeczoną.
- Ale będziesz do diabła. Albo najlepiej od razu żoną. A teraz chodź tu wreszcie.- Może niektórzy uznają, że oglądanie namiętnego pocałunku przyjaciółki z jej dwiema córkami przy boku jest nieco perwersyjne, ja jednak widząc to czułam tylko radość. A więc nareszcie Beti znalazła swoją miłość. A raczej przyznała się do tego przed samą sobą. Miałam ochotę bić brawo. Zamiast tego pozwoliłam dwójce bardzo młodych panienek wbiec do pokoju.
- Mama, mama!- Wołały obie na widok Beaty, która od razu odsunęła się od Krzyśka.
- Mama? A żadna nie zawoła choć raz tato?- Choć obie się roześmiały patrząc na Krzyśka, to jednak tak jakby rzeczywiście rozumiały pytanie i na przekór mu zgodnym tonem zawołały chóralnie: mama! Beti roześmiała się serdecznie.
- Jasne, że wolą mnie od ciebie. Prawda, skarby?- Klaudia z Zuzią przytuliła się do mamy. Ta ostatnia jednak po chwili wyciągnęła rączki do leżącego na łóżku Krzyśka. Ten już chciał ją wziąć, ale moja przyjaciółka zaprotestowała:- O nie, dajcie tatusiowi odpocząć. Dopiero co ledwo uszedł z życiem.
- Kocham cię Beti.- Powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. Potem jakby uświadomił sobie w końcu moją obecność dodał:- Hej Karola. Wiesz, że Beti w końcu zgodziła się za mnie wyjść?
- Tak słyszałam.- Odpowiedziałam mu patrząc na rozpromienioną Beatę. Potem wymruczałam do siebie.- A więc jednak mi się udało. Akcja Beti + Krzysiek zakończona pomyślnie.

1 komentarz: