Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 8 lutego 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XI: Coś się popsuło



„Boże, ale jest cudownie.”
„Jestem taka szczęśliwa, że nie da się tego opisać.”
„Nareszcie!”
Przez kilkanaście następnych dni usłyszałam tak wiele takich zachwytów, że już mi się niemal przejadły. Dlatego teraz też rzuciłam porozumiewawcze spojrzenie znad stołu Krysi i Aśce, które jadły pizzę z nami.
- A w łóżku…Boże tak dawno już nie uprawiałam seksu. Myślałam, że straciłam libido czy coś, ale teraz…Kochamy się tak często, że niemal padam z nóg. Krzysiek mówi, że musimy nadrobić stracony czas.
- To super Beti, ale naprawdę nie potrzebne są nam aż takie szczegóły. Wystarczyłoby: w końcu zakochałam się w Krzychu i postanowiłam dać nam szansę. Tyle. – Zaczęła Asia.
- Właśnie.- Podchwyciłam.- Jak możesz chwalić się przy mnie świetnym seksem?
- Dajcie spokój. Przecież nie jesteście klubem dziewic. A poza tym ty z Łukaszem pewnie też nie próżnujecie, więc nie udawaj że mi zazdrościsz.- Dziewczyny roześmiały się, więc ja też tak zrobiłam, choć poczułam się głupio. Gdy śmiech zamarł powiedziałam:
- No właśnie: nie.
- Co: nie?
- Nie uprawiamy ostatnio seksu.
- Za mało czasu, co? Karola, godzinka w ciągu dnia zawsze się znajdzie. Wiem, że jest jeszcze Kubuś i że Łukasz dużo pracuje, ale…
- …tu nie o to chodzi. Po prostu, czuję jakbyśmy byli małżeństwem 25 lat a nie dwa i pół. Owszem, wraca późno ale kiedyś mu to nie przeszkadzało.
- Więc co? On po prostu nie chce?- Zainteresowała się Joasia.
- No…tak.- Było mi głupio się do tego przyznać, ale po prostu musiałam z kimś o tym pogadać.- To znaczy zachowuje się tak jakby ta sfera w ogóle nie istniała.
- Hm, to rzeczywiście problem.- Filozoficznym tonem zaczęła Beti.- Od dawna to trwa?
- Nie wiem, jakiś czas.
- To znaczy? Kilka tygodni? Miesięcy? Pół roku?
- No…tygodni. Może dwa lub trzy miesiące.
- Święci pańscy! Nie kochałaś się z mężem od trzech miesięcy?!
- Ciszej Beti- Syknęłam- Nie musi o tym wiedzieć pół pizzerii.
- Ach, sorki.- Posłała mi przepraszające spojrzenie.- To znaczy…wow, ale szok. No bo Łukasz zawsze wydawał mi się taki męski. I sądziłam, że ma pod tym względem dużo większe potrzeby. Zwłaszcza jak pamiętam cię z początku małżeństwa. Niemal przez pierwsze tygodnie permanentne cienie pod oczami…- Już zaczynałam żałować, że wymsknęło mi się cokolwiek na ten temat. – Ty, a może on ma problemy?
- Jakie znowu problemy?- Spytała zamiast mnie Joasia.
- No wiecie…- Beti znacząco poruszyła brwiami.- Potencja.
- Pogrzało cię? On nie ma siedemdziesięciu lat! Ledwie skończył połowę tego.
- I co z tego? Miałam kiedyś takiego chłopaka co…
- …Beti nie racz nas swoją historią, okej?- Poprosiłam na co Asia się roześmiała.
- Okej.- Odparła moja przyjaciółka lekko urażona. Potem jednak uśmiechnęła się szeroko.- Na szczęście mi nie będzie to grozić z Krzyśkiem. No, ale wracając do ciebie i do Łukasza, to może przyczyna tkwi gdzie indziej?
- To znaczy?- Spytałam od niechcenia.
- Może on tak samo myśli o tobie. No wiesz, że ty też nie chcesz, bo tobie nawet pewnie nie przyszło do głowy przejąć inicjatywy, co?
- No nie, ale nie sądzę by to był problem.
- W takim razie może…- Beata kontynuowała swoje próby wskazując coraz to nowsze i bardziej niedorzeczne przyczyny takiego stanu rzeczy. Po którymś razie nie wytrzymała.- Nie mam już innych pomysłów. No chyba, że ma kochankę, ale to odpada.
- Teraz to wymyśliłaś.- Ofuknęła ją Joasia.
- No co, przecież powiedziałam, że to odpada. Tak tylko rzuciłam dla rozładowania nastroju. Wiem, że Łukasz by nie…
-…dobrze już, nie rozmawiajmy o tym.- Zaproponowałam.- Po prostu porozmawiam z nim szczerze i to sobie wyjaśnimy.
- No ja myślę. Nie wiem jak można tyle wytrzymać bez se…
-…więc teraz lepiej poradźcie mi co kupić mamie na sześćdziesiąte urodziny. – Postanowiłam zmienić temat przerywając Beti jej wynurzenia szczęśliwej narzeczonej.- Chciałam kupić jej coś specjalnego.
Po spotkaniu z przyjaciółkami, przez kilka następnych dni zastanawiałam się nad naszą rozmową. Tak jak powiedziałam Beacie, postanowiłam szczerze porozmawiać z Łukaszem i wyjaśnić to wszystko co między nami zaszło w ostatnim czasie jednak dopiero w weekend. Nie chciałam robić tego po jego powrocie z pracy późnym wieczorem. Chciałam porozmawiać z nim z jasnymi myślami mając no to dużo czasu.
Doskonała okazja nadarzyła się po urodzinach mamy. Wracaliśmy do miasta około dziewiętnastej więc nie było jeszcze zbyt późno. Jednak ledwie dotarliśmy do domu, a zadzwoniła komórka Łukasza. Wyczułam jak się spiął, a gdy wyszedł z kuchni do pokoju odebrałam to jako policzek. Czemu to zrobił? Dlaczego nie chciał abym coś usłyszała? Czyżby miał coś do ukrycia?
- Przepraszam Kara, to z pracy. Muszę jechać do bazy. Wybaczysz mi?- Powiedział gdy wrócił i skończył rozmowę.
- Co się stało?
- Nic takiego. Jakieś kłopoty w śledztwie, jak zwykle.- Odparł właściwie nic nie wyjaśniając i cmoknął mnie w policzek.- To na razie.
- Czekaj. Kiedy wrócisz?- Zatrzymałam go jeszcze.
- Jak najszybciej, ale lepiej na mnie nie czekaj. Pa pa, szkrabie.- Poczochrał jeszcze główkę Kubusia i wyszedł zakładając kurtkę w biegu. A ja znów zostałam sama.
Początkowo byłam tak zła, że z trudem udawało mi się zachować pogodny wyraz twarzy przy Kubusiu. Wzięłam się więc za sprzątanie, bo to zawsze pomagało mi się choć trochę odprężyć. Tak było i tym razem. Tyle, że wieczorem, gdy szykowałam się już do snu postanawiając nie czekać na męża (dochodziła jedenasta), zauważyłam na szafce małe złote kółko.
To była obrączka. Obrączka Łukasza. Biorąc ją do ręki zastanawiałam się czemu ją zdjął. Byłam pewna, że miał ją jeszcze po powrocie do domu, bo pamiętałam, jak jej blask odbijał się od szyby gdy prowadził auto. Czemu więc wychodząc pospiesznie po telefonie to zrobił? Nie mając sił na dalsze gdybanie położyłam się do łóżka. Tym razem jutro, go o wszystko wypytam, postanowiłam. 
Następnego dnia postanowiłam wstać wcześniej by zdążyć jeszcze zanim Łukasz wyjdzie do pracy, ale okazało się że najwyraźniej wyszedł wcześniej niż zwykle …lub w ogóle nie wrócił na noc. Pełna złych przeczuć skierowałam się do pokoju w którym sypiał od jakiegoś czasu i zauważyłam z ulgą, że pościel nie jest zasłana tak jak ją zostawiłam wczorajszego wieczora. A więc jednak wrócił na noc.
Już sama nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Niezaprzeczalnie Łukasz zachowywał się inaczej od ostatnich kilku albo i nawet kilkunastu tygodni. Był bardziej nerwowy, jakby czujny i zdecydowanie więcej czasu spędzał w pracy. Ciekawe było też to, że ubierał się też jakoś tak inaczej. Zwykle jego ubrania były dość swobodne na przykład jakieś dżinsy i zwykła koszula, ale teraz jednocześnie jakieś takie inne. Koszulki polo zamieniał na bokserki, a na szyi nosił jakiś dziwny długi łańcuszek. No i zapuścił brodę. Nic rzucającego się w oczy: po prostu ot tak lekko niechlujny zarost wyglądający góra na trzydniowy. Gdy spytałam go o to jakiś czas temu żartem odparł mi, że po prostu  nie goli się z lenistwa. Tyle, że jakoś do tej pory nie miał z tym problemów. To, wczorajsza obrączka, późne powroty do domu…sama już nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Po historii z Jackiem, a raczej Tomkiem bo tak brzmiało jego prawdziwe imię, nie lubiłam tajemnic. Nawet jeśli niektórzy robili to tylko po to by ich zdaniem zaoszczędzić mi bólu to sto razy bardziej wolałam szczerość. Bo Jacek też mamił mnie jakimiś kłamstwami i niedomówieniami, a po wszystkim okazało się, że jest zwykłym kryminalistą. Tyle, że w przypadku Łukasza było to niemożliwe. W jego przypadku to wszystko mogło zajść za daleko w drugą stronę: może został jakimś super-policjantem albo tajnym agentem? O ile w Polsce coś takiego jak kontrwywiad w ogóle działa. Więc skoro nie to to o co mogło jeszcze chodzić? Co ukrywał przede mną mój własny mąż? Na początku zamierzałam być konsekwentna i prosto z mostu zapytać go o wszystko. Tyle, że co wtedy gdy się wyprze? Przecież robił to już wcześniej wiele razy…Tak więc postanowiłam na razie nie robić nic tylko go obserwować.
Przez kilka następnych dni gdy on wychodził do pracy ja buszowałam w jego rzeczach. Czułam się z tym fatalnie: zupełnie jak zazdrosna żona szukająca dowodu zdrady męża. Tyle, że ja nie szukałam dowodu na zdradę. Szukałam czegokolwiek co pozwoli mi zrozumieć to wszystko co działo się teraz z Łukaszem. Tyle, że jak to zwykle bywa gdy nie szukasz niczego konkretnego, nie znalazłam nic. Na dodatek, choć starałam się swoje śledztwo przeprowadzić w tajemnicy on zauważył, że ruszałam jego rzeczy. Któregoś dnia spytał mnie o to przy śniadaniu gdy akurat piłam herbatę. Mało co się nią nie zakrztusiłam.
- A tak.- Zaczęłam szukając w głowie jakiejś rozpaczliwej wymówki.- Ścierałam kurze. Przepraszam jeśli odłożyłam coś nie na miejsce.
- Nie, jest w porządku.- Odpowiedział mi z pełnymi ustami jak zwykle szybko zagryzając jakąś kanapkę by nie spóźnić się do pracy. Potem poszedł do łazienki umyć zęby.- To do wieczora.- Pożegnał się ze mną tak jak zwykle.
- Do wieczora.- Odpowiedziałam gryząc się w język by tym razem nie palnąć do niego: jakiego wieczora, skoro harujesz do nocy sześć dni w tygodniu? Potem jednak nie mogąc się powstrzymać złapałam go za ramię. –Zaczekaj.
- Tak?- Zwrócił się do mnie zaskoczony.
- Pasta.- Bez słowa starłam mu z twarzy wyimaginowany biały ślad kciukiem. Przy okazji pogłaskałam go po policzku.
- Dzięki.- Uśmiechnął się do mnie po czym cmoknął w tę samą dłoń, którą ja dotknęłam kącika jego ust. To dało mi doskonałą okazję do zadania następnego pytania.
- A gdzie obrączka?- Spytałam wpatrując się w jego dłoń udając, że dopiero teraz to zauważyłam.
- Ach, no tak. Racja, została w łazience. Zapomniałem założyć po porannym prysznicu. – Łukasz posłał mi kolejny uśmiech po czym skierował się do łazienki. Po chwili wyszedł z niej z kółkiem w dłoni.- Znalazłem.- Dodał zakładając sobie pierścionek na palec.
- Cieszę się. Idź już, bo się spóźnisz.- Ja również się uśmiechnęłam czując jak mój puls przyspiesza gdy odsłaniałam zasłonkę okna tak by móc dalej obserwować Łukasza na dworze. Bo właśnie wychodził z domu. Już sądziłam, że ta obrączka rzeczywiście była tylko kwestią przypadku (chociaż z drugiej strony…aż dwa razy w ciągu dwóch tygodni?), gdy nagle zauważyłam, jak będąc już w samochodzie Łukasz zdejmuje kółko z palca i chowa je do schowka auta. Przełknęłam gwałtownie ślinę. A więc jednak. Coś się za tym wszystkim kryło. Bardzo chciałam pojechać za Łukaszem, śledzić go albo założyć podsłuch…Nie cierpiałam być traktowana jak głupia. Ale po co on chował tę obrączkę? Bo faceci robili to tylko w jednym celu: by udawać kawalerów. To z kolei wywoływało następne pytanie: po co Łukasz miałby udawać kawalera?
„No chyba, że ma kochankę, ale to odpada.”
Niczym echo rozbrzmiały mi w głowie słowa Beaty, które rzuciła wtedy dla żartu. Tyle, że…co jeśli to co powiedziała jest prawdą? Jeśli Łukasz mnie zdradza? Zadanie sobie tego pytania nawet w myślach w pierwszej chwili wywoływało we mnie odruch wyparcia i niedorzeczności. Bo mój mąż nie był takim typem faceta. Nie wyobrażałam go sobie jako czyjegokolwiek kochanka. Tym bardziej, że w ostatnim czasie nie chciał spać nawet ze mną…
„Właśnie dlatego”, podpowiedział mi jakiś głosik w głowie „Bo to czego nie dajesz mi ty, dostaje u kochanki” Nie, to niedorzeczność, pomyślałam w końcu kręcąc głową. Chyba mi odbija, że mam takie podejrzenia wobec własnego męża.
„No tak, żona zwykle dowiaduje się ostatnia, bo nie chcę przyjąć do wiadomości tego faktu”, irytujący głosik w mojej głowie nie dawał za wygraną. „Ale mi cię szkoda”
- Dość.- Powiedziałam do siebie na głos czując się jak kretynka.- Mój mąż mnie nie zdradza i basta, bo nie ma żadnych śladów szminki na koszuli i nie pachnie damskimi perfumami.  A poza tym  to przecież umiałabym to chyba rozpoznać, prawda?
„Dlaczego w takim razie nie wyczułaś, że Jacek jest przestępcą?”, spytał mnie głos wewnątrz mnie. Po raz kolejny go jednak uciszyłam. Zwłaszcza, gdy usłyszałam dochodzący z pokoju Kubusia pisk oznaczający, że się już obudził. Tak, powinnam pomyśleć raczej o synku niż zajmować się niedorzecznymi urojeniami. Łukasz i kochanka, też coś.
W ciągu kilku następnych dni przestałam zadręczać się swoimi bezpodstawnymi oskarżeniami. To nie był żaden film czy książka, a z moją wybujałą wyobraźnią i wrodzonym pesymizmem oczekiwałam najgorszych scenariuszy. To przecież naturalne, że w małżeństwie mamy dla siebie mniej czasu. Zwłaszcza jeśli chodzi o „te” sprawy. Może Asia miała rację i po prostu wpadliśmy z Łukaszem w rutynę? No i przecież to racja z tym przejęciem inicjatywy. Być może mój mąż myśli tak samo jak ja. Dlatego skończyłam zabawę w detektywa  tym bardziej, że zbliżały się drugie urodziny Kubusia. Zamierzałam w tym roku wybrać się z nim do zoo albo w jakieś inne miejsce gdzie mógłby trochę się rozerwać. Ostatnio zauważyłam, że w zasadzie to nigdy nie zabrałam go do takiego miejsca. O swoim pomyśle zamierzałam poinformować Łukasza.
- Super, dla małego to zawsze będzie frajda.- Skomentował to tylko.
- Cieszę się. Oczywiście wiesz, że jego urodziny przypadają w środę? Mówię ci o tym już teraz, bo chcę byś wziął wolne w pracy i spędził go razem z nami.
- Spokojnie, wyjdę wcześniej.
- Łukasz…
- Kara, obiecuję ci że to zrobię.
- Nie chcę, żeby było tak jak w tamtym roku.
 - I nie będzie. Prawdę mówiąc ja zamierzałem zabrać go w mały rejs.
- Mały rejs?
- Łódką.- Mój mąż roześmiał się na widok mojej miny.- Nie martw się, będę tam razem z nim.
- No tak, ale czy nie jest na to za wcześniej? Przecież zbliża się dopiero końcówka kwietnia…
- No właśnie. Idealna pora. Śnieg już dawno się roztopił, a wiosna jest dość ciepła. W następnym tygodniu synoptycy zapowiadali piętnaście stopni.
- A jeśli będzie padał deszcz?
- W takim razie spędzimy go w domu. Zapraszasz kogoś?
- Nie, chciałam abyśmy spędzili ten dzień we trójkę.
- I tak będzie. Obiecuję.
- Trzymam cię za słowo.
Rozmowę, która odbyła się między nami pięć dni temu wspominałam w dniu urodzin Kubusia, gdy o umówionej czternastej (a nawet piętnastej, bo postanowiłam poczekać na męża godzinę) Łukasz się nie zjawił. Dzwoniłam do niego z dziesięć razy choć z góry wiedziałam, że nie odbierze. Bo on nigdy nie odbierał telefonów prywatnych gdy pracował. Mimo to spróbowałam. Znów zawiedziona i zrezygnowana starałam się ukryć to przed synem. Razem zjedliśmy lekki torcik, a potem wręczyłam mu dużego pluszowego pieska, który wydawał śmieszne dźwięki. A przynajmniej śmieszne dla Kubusia. Patrząc na jego radość ja również trochę się rozluźniłam, dopóki nie spytał:
- Tata?
- Nie ma taty.- Odparłam może trochę za ostro.- Jak zwykle z resztą.
- Tata, pływać.- Kubuś, nasłuchawszy się od Łukasza obietnic wiedział, że ojciec go wystawił. Rozumiał już coraz więcej. A ja nie chciałam by był rozczarowany.
- Popływamy innym razem. Teraz idziemy do centrum handlowego. Jest tam takie fajne miejsce dla dzieci takich jak ty. Wiesz, dużo zabawek, inne dzieci, zjeżdżalnia. Idziemy?
- Tak!- Zadowolona, że jednak nie jest smutny ze zdwojoną energią bawiłam się i opiekowałam podczas wyjścia. Nie mogłam przy tym powstrzymać się przed obserwowaniem go z dumą i radością. Bez względu na wszystko to był mój synek, mój promyk słońca, moja miłość. Ktoś, kto sprawiał że na moją twarzy wypływał uśmiech, a każdy jego całus czy uścisk dodawał sił. I choć miał już dwa latka ja nadal mogłam spędzać z nim każdą wolną chwilę a rola matki mi się nie sprzykrzyła. Przeciwnie: czasami widząc jak bawi się z Beti, moją siostrą czy nawet Łukaszem czułam zazdrość. Być może było w tym coś irracjonalnego, być może fakt że kilka lat temu poroniłam miał coś wspólnego z tą moją zaborczością  ale w sumie nie było to groźne, więc przestałam o tym w ogóle myśleć.
- To pani synek?- Moje rozmyślania w pewnym momencie przerwał jakiś dość sympatycznie wyglądający mężczyzna koło czterdziestki. Spojrzałam na niego z lekką konsternacją jednocześnie rzucając spojrzenie na basen z piłkami gdzie bawił się teraz Kubuś.
- Tak.- Przyznałam.- Coś się stało że pan o to pyta?
- Nie, po prostu się upewniam.- Brunet uśmiechnął się- Pracuję tu jako ochroniarz, a pani tak się w niego wpatruje że pomyślałem…
- …że jestem jakąś porywaczką?- Dokończyłam ze zdumieniem.
- No nie.- Mężczyzna wyglądał na zakłopotanego.- Po prostu bawi się koło tamtej pani w różowym swetrze i pomyślałem, że ta dziewczynka i chłopiec są jej dziećmi.
- Więc teraz już pan wie.- Byłam trochę niegrzeczna, ale jak ktokolwiek mógł uznać mnie za porywaczkę? Albo jakąś pedofilkę czy coś.
- Naprawdę panią przepraszam. To moja praca, a niedawno porwano tu dziecko…to znaczy nie chodziło mi o to że pani je porywa. Po prostu wydawało mi się podejrzane, że tak pani patrzy i…to znaczy przepraszam, nie o to mi chodziło. Chciałem powiedzieć, że…
- W porządku.- Przerwałam mu nieźle rozbawiona jego zakłopotaniem i wyjaśnieniami. Z bliska okazał się młodszy niż sądziłam.- Nic się nie stało. Z drugiej strony miło jest wiedzieć, że dzieci są tu bezpieczne.- Wyraźnie mu ulżyło.
- Tak. W dzisiejszych czasach naprawdę trzeba bardzo uważać. Tutaj dzieci są bezpieczne, ale na ulicach czyha tyle niebezpieczeństw. Trzeba ich bardzo dobrze pilnować.- Uśmiechnął się do mnie smutno jakby ubolewał nad tym faktem. Widocznie bardzo lubił dzieci.- I jeszcze raz, bardzo przepraszam.- Na odchodnym uśmiechnęłam się do niego, ale jeszcze jedna godzina spędzona tutaj była dla mnie katorgą ze świadomością, że on patrząc na mnie miał mnie za porywaczkę. Ale przynajmniej Kuba dobrze się bawił i wychodził stamtąd niechętnie. Dopiero gdy obiecałam mu gorącą czekoladę w cukierni obok dał się przekonać.
W domu zjawiliśmy się dopiero przed dziewiętnastą. Tak jak się spodziewałam, Łukasza nadal nie było. Ciężko westchnęłam i patrząc na ziewającego malca postanowiłam dziś go wcześniej wykąpać. Z powodu energicznej zabawy wydawał się być bardzo zmęczony. Ja również, więc marzyłam tylko o gorącej kąpieli i łóżku.
Mój mąż zjawił się nieco ponad godzinę później gdy właściwie gasiłam nocną lampkę. A przynajmniej tak wywnioskowałam słysząc dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.
-Śpisz już?- Spytał wchodząc do mojej sypialni. Miałam zamiar nic nie odpowiadać udając, że tak jest, ale mimo wszystko zapaliłam lampkę ponownie. Jednocześnie cichym głosem odparłam:
- Nie.- Spojrzałam na niego zastanawiając się co ma mi do powiedzenia. Znowu: „przepraszam”? A może „to nie była moja wina”?
- Przepraszam za spóźnienie. Wiem, że umówiliśmy się na drugą, ale nie dałem rady przyjechać. Musiałem zostać.- Nadal się nie odzywałam próbując pokonać uczucie rezygnacji. Który to już z kolei raz powtarzał się ten sam schemat? Ile razy już Łukasz tłumaczył mi się w ten sam sposób? Kilkadziesiąt. A ja zawsze mówiłam to samo: walnęłam jakąś umoralniającą gadkę a potem wybaczałam. Ale teraz miałam już tego dość.
- Oczywiście.- Powiedziałam spokojnie. Zauważyłam, że odetchnął z ulgą. Spodziewał się, że na niego nawrzeszczę? Może i bym tak zrobiła gdybym nie była tak bardzo zmęczona i miała pewność, że moje wrzaski nie obudzą Kubusia. Dlatego ograniczyłam się do dodania.- Przecież to, że nie było cię na urodzinach własnego syna któremu to obiecałeś nie jest takie ważne, prawda? Zwłaszcza dla ciebie: policjanta o pracy z tak wielką odpowiedzialnością.
- Kara…- zaczął, ale ja przerwałam mu z parsknięciem.
- A tak, przepraszam. Ty nie jesteś policjantem, tylko agentem CBŚ. Jak mogłam znów zapomnieć?
- Kara…
- No co Łukasz? Na co liczysz? Że powiem, że wszystko jest okej? Nie, nie jest. Bo mogłeś sobie olewać mnie, ale nie Kubusia. On na to nie zasługuje.
- Nigdy cię nie olewałem.
- Nie?- Spytałam ironicznie.- No tak, przecież to normalne, że mąż widuje się z żoną tylko przez kilka minut o poranku, prawda? A, i jest jeszcze przecież niedziela.- Gdy to mówiłam on starannie zamknął drzwi i do mnie podszedł. Potem usiadł na łóżku patrząc ze współczuciem.- Idź już sobie.
- Karolina, proszę…
- Powiedziałam idź. Nie rozumiesz? Może teraz ja nie mam ochoty na rozmowę z tobą tak jak ty nie masz nigdy ochoty na rozmowę i spędzanie czasu ze mną.- Oddaliłam się na sam skraj łóżka nie chcąc by mnie teraz dotykał. Czułam się dość żałośnie wiedząc, że na mojej twarzy pojawiły się łzy bezsilnej wściekłości a głos drżał. A on patrzył na to z litością.
- Nie odsuwaj się ode mnie.- Powiedział poważnym tonem sprawiając, że odruchowo spojrzałam mu w oczy. I nawet zanim dodał następne zdanie wiedziałam już, że jego stwierdzenie ma dużo większą głębię i nie dotyczy tej sytuacji dosłownie.- Teraz potrzebuję cię jeszcze bardziej.
- Co to znaczy?- westchnął ciężko.
- Nic. Po prostu mówiłem ogólnie. Nie zapominaj o tym, że cię kocham.- Drgnęłam na te słowa, bo dawno mi tego nie mówił. A jednocześnie gardziłam sobą za przypływ słabości który znów poczułam. Starałam się z nim walczyć.
- Nie mogę ci wybaczyć, Łukasz. To już za długo trwa. Ja tak nie potrafię.
- Wiem, że ci to obiecałem. Ale to nie była moja wina. – Tym razem nie wytrzymałam i uśmiechnęłam się gorzko wstając z łóżka.
- Oczywiście. To nigdy nie jest twoja wina. A poza tym to wiesz, co? Ty niczego mi nie obiecywałeś. Obiecałeś to własnemu synowi.- Wyszłam z pokoju nie mając sił aby się z nim kłócić. Wiedziałam a raczej chciałam zapytać go o tyle rzeczy: te telefony, „zapominanie o obrączce”, nowy styl ubierania się, coraz późniejsze powroty do domu, nerwowość. Tyle, że on sam wyznał że nic się nie dzieje. A ja czułam się tylko głupio przez moment obawiając się, że być może okazało się że jest ciężko chory lub ma jakieś inne problemy. Do cholery wolałabym nawet gdyby miał tę kochankę. Wiedziałabym przynajmniej, że spędza ten czas z inną kobietą, a nie olewa mnie specjalnie nawet o tym nie wiedząc. Naprawdę miałam dość. Szczególnie, że na początku było tak cudownie…Przypomniałam sobie to dominujące uczucie szczęścia gdy wychodziłam z kościoła trzymając go za dłoń. Tę rozpierająca mnie radość gdy składaliśmy sobie przyrzeczenie o dozgonnej miłości i wierności. Co się z tym stało? Co stało się z nami?- Słysząc, że wychodzi z mojej sypialni przetarłam szybko oczy, ale okazało się, że kieruje się do pokoju Kubusia. Czasami po pracy po prostu uchylał delikatnie drzwi i po prostu patrzył jak nasz synek śpi. Kiedyś uważałam to za niezwykle urocze, ale teraz wydawało mi się tylko smutne. Co za ojciec musi obserwować własne dziecko w takim momencie zamiast bawić się z nim w czasie dnia? Jeśli dalej tak pójdzie to własny syn będzie go traktował jako lokatora. Aż dziw, że do tej pory tak się nie stało.
Słysząc jakiś hałas dochodzący z pokoju Kuby podeszłam tam. Miałam nadzieję, że Łukasz go nie obudził, ale najwyraźniej tak  się nie stało. Miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, ale gdy tylko weszłam do pokoju ujrzałam jak zaspany i rozczochrany Kubuś siedząc Łukaszowi na kolanach rozrywa jakąś paczkę.
- Przepraszam, obudził się jak tylko wszedłem. Nie chciałem zrobić tego specjalnie.- Powiedział do mnie mąż jakbym swoje pretensje wypowiedziała na głos.
- cia, cia!- Krzyknął Kuba, a ja odruchowo spojrzałam na to co sprawiło mu tyle radości. Była to mała bejsbolówka z logo CBŚ. Już miałam ofuknąć Łukasza, ale gdy tylko malec naciągnął ją sobie na głowę wyglądał tak rozkosznie, że dałam sobie z tym spokój.- Ziobać, ma ma!- Pisnął wesoło gdy ojciec naciągnął mu ją mocno na oczy. A potem połaskotał po brzuchu.
- Tu masz jeszcze jeden prezent bęcwale. Proszę.- Z ciekawością obserwowałam jak wyciąga czarne pudełko. Gdy je otworzył dało się słyszeć delikatną melodię.
- Ciukrowy pan!- Wykrzyknął Kuba.
 - Tak, twoja ulubiona kołysanka, co? Od teraz nie będziesz już męczył mamy by ci ją śpiewała.- Czując jak cała złość we mnie topnieje zaczęłam słuchać cichych, melodyjnych tonów które wyśpiewywał głos nagrany na pozytywce.
„Był sobie król, był sobie paź, i była też królewna.
Żyli wśród mórz, nie znali burz, rzecz najzupełniej pewna.
Żyli wśród mórz, nie znali burz, rzecz najzupełniej pewna.”
Następnego ranka, wchodząc do kuchni zobaczyłam na stole pudełko czekoladek, a obok niej karteczkę: „To na przeprosiny. Wybacz mi.” Z trudem powstrzymując się przed jego otwarciem (byłam dużym łasuchem) weszłam do pokoju synka nieco później niż zazwyczaj. I tak jak się spodziewałam: spał sobie smacznie na brzuszku całkowicie odkryty. Podeszłam więc i otuliłam go kołdrą. Miał prawdo dziś dłużej pospać. Łukasz bawił się z nim jego nowym samochodem (który dostał ode mnie) prawie do północy.
Mimo wszystko znów wybaczyłam mężowi, więc gdy wrócił do domu rozmawialiśmy normalnie. Jednak bariera tkwiła między nami niczym cierń, którego żadne z nas nie chce pokonać bojąc się ukucia. I dlatego czeka na inicjatywę drugiej strony.  Trwało to jednak do czasu…
Nastał czerwiec, a z nim temperatura rzędu dwudziestu kilku stopni i całkowite pozbycie się pluchy. Częściej więc wychodziłam z Kubusiem na spacery czy po prostu zakupy jako że był grzecznym chłopcem i zwykle nie utrudniał mi tego. Wręcz przeciwnie: cieszył się móc włożyć do koszyka marchewkę czy jogurt. Dlatego też nie obawiałam się dzisiaj wziąć go na dzisiejszą wyprawę. Tyle, że przechodząc przez park nie spodziewałam się ujrzeć tam…Łukasza. Z miejsca przystanęłam tak, że Kubuś niemal na mnie wpadł. Nakazując mu ciszę obserwowałam chwilę męża zastanawiając się co robi w parku w południe gdy podobno jest w pracy. Chciałam więc zaczekać i zobaczyć po co to robi. Wyraźnie na kogoś czekał. W ciągu kilku minut obserwacji spojrzał na zegarek dwukrotnie, a potem z irytacją bębnił paznokciami o udo.
- Mamo, idziem?- Niecierpliwił się Kubuś.
- Jeszcze chwilę, słoneczko.- chłopiec oczywiście nie widział ojca a z tej odległości i tak najpewniej nie mógłby go rozpoznać. Gdyby tak było z miejsca by mnie zdekonspirował.- To taka zabawa. Kto wytrzyma dłużej bez ruchu wygrywa, okej?- Szybko odwróciłam się w stronę męża. Na szczęście, bo właśnie w tej chwili ktoś do niego dzwonił. Widziałam jak wstaje z ławki ze złością mówiąc coś do rozmówcy. Niestety, nie byłam w stanie tego usłyszeć, ale wiadomość na pewno go zirytowała. Domyślałam się, że ktoś z kim się umówił musiał odwołać spotkanie, bo po tym telefonie Łukasz przeszedł na drugą stronę ulicy. Podjęłam błyskawiczną decyzję.
- Kubuś, masz jeszcze trochę siły na spacer?- Spytałam synka, ale praktycznie nie dałam mu wyboru mocniej ściskając jego rączkę. Jakie szczęście, że nie robiłam dziś wielkich zakupów, bo objuczona siatkami nie dałabym rady bawić się w detektywa. A tak nawet nie było mi zbyt ciężko.
Po przejściu kilku uliczek Łukasz stanął na przystanku tramwajowym. A ja zastanawiałam się co mam teraz zrobić. Wsiąść do tramwaju razem z nim? A jeśli mnie zauważy? Co wówczas powiem? W filmach śledzenie kogoś zawsze wydawało się takie łatwe, ale w prawdziwym życiu takie nie było. Tym bardziej gdy śledziło się agenta CBŚ. Jednak udało mi się. Może dlatego, że mój mąż nie spodziewał się aby ktoś mógł go obserwować i nawet się nie rozglądał. Najbardziej bałam się w tramwaju. Jechaliśmy dość długo, oddzieleni od siebie tylko kilkoma siedzeniami. Na dodatek ryzykowałam, że Kubuś zauważy ojca i zacznie krzyczeć lub że po prostu zirytuje go monotonia jazdy. Miałam jednak szczęście, bo był wyjątkowo grzeczny.
W końcu Łukasz wysiadł, a ja z Kubusiem razem z nim w stosownej odległości. Rozejrzałam się szybko rozpoznając teren. Co mój mąż robił w takiej dzielnicy? I dokąd szedł? Z każdym metrem było coraz gorzej, bo ludzi na ulicach było coraz mniej. Cały czas w głowie rozbrzmiewało mi pytanie co zrobię gdy on mnie dostrzeże. Przecież nie powiem mu, że go śledzę. I tak czułam się wystarczająco głupio robiąc to.
Szłam jeszcze kilka minut zastanawiając się czy nie zrezygnować (bo w końcu Łukasz mógł tak chodzić jeszcze przez kilkanaście minut, a Kubuś zaczął marudzić więc wzięłam go na ręce co bardzo mnie zmęczyło), ale Łukasz nareszcie się zatrzymałam na jakimś placu. Nie znałam tego miejsca, które wyglądało na jakieś opuszczone, zaniedbane boisko sportowe. Jego spora część była pokryta betonem, w wielu częściach jednak tak cienkim, że prawie niewidocznym. Patrząc na to wszystko rozpaczliwie szukałam sobie jakiejś kryjówki czując się głupio, gdy jakichś dwóch przypadkowych gości spojrzało na mnie przelotnie. Cholera, co ja tu w ogóle robię, zastanawiałam się po raz kolejny chowając się w krzakach czując, że osiągam apogeum wstydu. Ale nadal nie mogąc powściągnąć ciekawości tylko wpatrywałam się w Łukasza zastanawiając się na kogo tam czeka.
Minęło kilka minut, a Kuba zaczął marudzić coraz mocniej. Kolejna naprędce wymyślona przeze mnie zabawa w chowanego nic nie dała, próbowałam nawet (o zgrozo) przekupić go kupionymi herbatnikami, ale on był po prostu zmęczony. Po raz kolejny poczułam wyrzuty sumienia z powodu tego spontanicznego w które zaaranżowałam Kubusia. Gdybym była sama to co innego, ale z synkiem? Chyba naprawdę odjęło mi rozum. Teraz jednak nie mogłam zrezygnować i po prostu odejść z kwitkiem. Musiała zaczekać na osobę umówioną z moim mężem.
Nie czekałam długo. Już z daleka ujrzałam wysoką, szczupłą dziewczynę w sztruksowych spodenkach i kusej bluzeczce odsłaniającej pępek, która mimo dwudziestu stopni była stanowczo zbyt chłodna jak na taką pogodę. No i te wielkie czarne okulary na pół twarzy, nawet gdy nie było upału…To dlatego zdziwiłam się gdy podeszła do Łukasza. Kim mogła być ta tandetna kobieta? Jego informatorem, wtyką czy kolejnym świadkiem, zastanawiałam się. Zaraz jednak przestałam, bo młoda kobieta zrobiła coś co całkowicie rozwiało moje obawy.
Bo okazało się, że nie była żadną wtyką, informatorem lub świadkiem. Bo nie objęłaby mojego męża w ten poufały sposób. Najgorszym szokiem jednak było to co zrobiła potem.
Bo brunetka pochyliła się i pocałowała Łukasza.
Prosto w usta.
A on odwzajemnił ten pocałunek.
Potem z szerokim uśmiechem wziął ją za rękę i oboje zaczęli kierować się przed siebie. A ja byłam tak zszokowana, że nawet gdyby szli w moim nie ruszyłabym się z miejsca. Dopiero odgłos Kubusia przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Mama, idziem już?
- Tak idziemy.- Odparłam jakimś nieswoim głosem.- Już możemy iść.

7 komentarzy:

  1. Z niecierpliwością czekam na kolejną część. :)
    Trzeba przyznać Ci jedno... Masz niezwykły talent do pisania i zainteresowania czytelnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) Prawdę mówiąc to dopiero teraz mam już w całości ułożoną w głowie koncepcję na resztę tego opowiadania. Zobaczymy, czy w między czasie coś mi się nie odmieni.

      Usuń
  2. Tak na wstępie napiszę ,że wczułam się w twoje opowiadanie! O MÓJ BOŻE! Jak on śmiał! Chyba zaraz padnę na zawał z nadmiaru emocji *o* Czekam na kolejnà część :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam wrażenie, że to będzie część pracy Łukasza, że w ten sposób, czyli zbliżając się do tej dziewczyny, chce wyciągnąć od niej jakieś informacje:) powiedzmy jest tajniakiem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też mi się tak wydaje jak Paulinie. Ja jednak myślę, że Łukasz rozpracowuje jakąś grupę i żeby się dopasować to spotyka się z taką dziewczyną :) czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstawiłam już kolejną część opowiadania, więc chyba mogę napisać że zarówno ty jak i Paulina miałyście dobre przeczucie :) Cieszy mnie to, poznałyście bohaterów "Cieni przeszłości" by stali się dla was odrobinkę przewidywalnie. Mam jednak nadzieję, że przez to nie nudni.

      Usuń