„Boże, ale jest cudownie.”
„Jestem taka szczęśliwa, że nie da się tego opisać.”
„Nareszcie!”
Przez kilkanaście następnych dni usłyszałam tak wiele
takich zachwytów, że już mi się niemal przejadły. Dlatego teraz też rzuciłam
porozumiewawcze spojrzenie znad stołu Krysi i Aśce, które jadły pizzę z nami.
- A w łóżku…Boże tak dawno już nie uprawiałam seksu.
Myślałam, że straciłam libido czy coś, ale teraz…Kochamy się tak często, że
niemal padam z nóg. Krzysiek mówi, że musimy nadrobić stracony czas.
- To super Beti, ale naprawdę nie potrzebne są nam aż
takie szczegóły. Wystarczyłoby: w końcu zakochałam się w Krzychu i postanowiłam
dać nam szansę. Tyle. – Zaczęła Asia.
- Właśnie.- Podchwyciłam.- Jak możesz chwalić się przy
mnie świetnym seksem?
- Dajcie spokój. Przecież nie jesteście klubem dziewic. A
poza tym ty z Łukaszem pewnie też nie próżnujecie, więc nie udawaj że mi
zazdrościsz.- Dziewczyny roześmiały się, więc ja też tak zrobiłam, choć
poczułam się głupio. Gdy śmiech zamarł powiedziałam:
- No właśnie: nie.
- Co: nie?
- Nie uprawiamy ostatnio seksu.
- Za mało czasu, co? Karola, godzinka w ciągu dnia zawsze
się znajdzie. Wiem, że jest jeszcze Kubuś i że Łukasz dużo pracuje, ale…
- …tu nie o to chodzi. Po prostu, czuję jakbyśmy byli
małżeństwem 25 lat a nie dwa i pół. Owszem, wraca późno ale kiedyś mu to nie
przeszkadzało.
- Więc co? On po prostu nie chce?- Zainteresowała się
Joasia.
- No…tak.- Było mi głupio się do tego przyznać, ale po
prostu musiałam z kimś o tym pogadać.- To znaczy zachowuje się tak jakby ta
sfera w ogóle nie istniała.
- Hm, to rzeczywiście problem.- Filozoficznym tonem
zaczęła Beti.- Od dawna to trwa?
- Nie wiem, jakiś czas.
- To znaczy? Kilka tygodni? Miesięcy? Pół roku?
- No…tygodni. Może dwa lub trzy miesiące.
- Święci pańscy! Nie kochałaś się z mężem od trzech
miesięcy?!
- Ciszej Beti- Syknęłam- Nie musi o tym wiedzieć pół
pizzerii.
- Ach, sorki.- Posłała mi przepraszające spojrzenie.- To
znaczy…wow, ale szok. No bo Łukasz zawsze wydawał mi się taki męski. I
sądziłam, że ma pod tym względem dużo większe potrzeby. Zwłaszcza jak pamiętam
cię z początku małżeństwa. Niemal przez pierwsze tygodnie permanentne cienie
pod oczami…- Już zaczynałam żałować, że wymsknęło mi się cokolwiek na ten
temat. – Ty, a może on ma problemy?
- Jakie znowu problemy?- Spytała zamiast mnie Joasia.
- No wiecie…- Beti znacząco poruszyła brwiami.- Potencja.
- Pogrzało cię? On nie ma siedemdziesięciu lat! Ledwie
skończył połowę tego.
- I co z tego? Miałam kiedyś takiego chłopaka co…
- …Beti nie racz nas swoją historią, okej?- Poprosiłam na
co Asia się roześmiała.
- Okej.- Odparła moja przyjaciółka lekko urażona. Potem
jednak uśmiechnęła się szeroko.- Na szczęście mi nie będzie to grozić z
Krzyśkiem. No, ale wracając do ciebie i do Łukasza, to może przyczyna tkwi
gdzie indziej?
- To znaczy?- Spytałam od niechcenia.
- Może on tak samo myśli o tobie. No wiesz, że ty też nie
chcesz, bo tobie nawet pewnie nie przyszło do głowy przejąć inicjatywy, co?
- No nie, ale nie sądzę by to był problem.
- W takim razie może…- Beata kontynuowała swoje próby
wskazując coraz to nowsze i bardziej niedorzeczne przyczyny takiego stanu
rzeczy. Po którymś razie nie wytrzymała.- Nie mam już innych pomysłów. No
chyba, że ma kochankę, ale to odpada.
- Teraz to wymyśliłaś.- Ofuknęła ją Joasia.
- No co, przecież powiedziałam, że to odpada. Tak tylko
rzuciłam dla rozładowania nastroju. Wiem, że Łukasz by nie…
-…dobrze już, nie rozmawiajmy o tym.- Zaproponowałam.- Po
prostu porozmawiam z nim szczerze i to sobie wyjaśnimy.
- No ja myślę. Nie wiem jak można tyle wytrzymać bez se…
-…więc teraz lepiej poradźcie mi co kupić mamie na
sześćdziesiąte urodziny. – Postanowiłam zmienić temat przerywając Beti jej
wynurzenia szczęśliwej narzeczonej.- Chciałam kupić jej coś specjalnego.
Po spotkaniu z przyjaciółkami, przez kilka następnych dni
zastanawiałam się nad naszą rozmową. Tak jak powiedziałam Beacie, postanowiłam
szczerze porozmawiać z Łukaszem i wyjaśnić to wszystko co między nami zaszło w
ostatnim czasie jednak dopiero w weekend. Nie chciałam robić tego po jego
powrocie z pracy późnym wieczorem. Chciałam porozmawiać z nim z jasnymi myślami
mając no to dużo czasu.
Doskonała okazja nadarzyła się po urodzinach mamy.
Wracaliśmy do miasta około dziewiętnastej więc nie było jeszcze zbyt późno.
Jednak ledwie dotarliśmy do domu, a zadzwoniła komórka Łukasza. Wyczułam jak
się spiął, a gdy wyszedł z kuchni do pokoju odebrałam to jako policzek. Czemu
to zrobił? Dlaczego nie chciał abym coś usłyszała? Czyżby miał coś do ukrycia?
- Przepraszam Kara, to z pracy. Muszę jechać do bazy.
Wybaczysz mi?- Powiedział gdy wrócił i skończył rozmowę.
- Co się stało?
- Nic takiego. Jakieś kłopoty w śledztwie, jak zwykle.-
Odparł właściwie nic nie wyjaśniając i cmoknął mnie w policzek.- To na razie.
- Czekaj. Kiedy wrócisz?- Zatrzymałam go jeszcze.
- Jak najszybciej, ale lepiej na mnie nie czekaj. Pa pa,
szkrabie.- Poczochrał jeszcze główkę Kubusia i wyszedł zakładając kurtkę w
biegu. A ja znów zostałam sama.
Początkowo byłam tak zła, że z trudem udawało mi się
zachować pogodny wyraz twarzy przy Kubusiu. Wzięłam się więc za sprzątanie, bo
to zawsze pomagało mi się choć trochę odprężyć. Tak było i tym razem. Tyle, że
wieczorem, gdy szykowałam się już do snu postanawiając nie czekać na męża
(dochodziła jedenasta), zauważyłam na szafce małe złote kółko.
To była obrączka. Obrączka Łukasza. Biorąc ją do ręki
zastanawiałam się czemu ją zdjął. Byłam pewna, że miał ją jeszcze po powrocie
do domu, bo pamiętałam, jak jej blask odbijał się od szyby gdy prowadził auto.
Czemu więc wychodząc pospiesznie po telefonie to zrobił? Nie mając sił na
dalsze gdybanie położyłam się do łóżka. Tym razem jutro, go o wszystko wypytam,
postanowiłam.
Następnego dnia postanowiłam wstać wcześniej by zdążyć
jeszcze zanim Łukasz wyjdzie do pracy, ale okazało się że najwyraźniej wyszedł
wcześniej niż zwykle …lub w ogóle nie wrócił na noc. Pełna złych przeczuć
skierowałam się do pokoju w którym sypiał od jakiegoś czasu i zauważyłam z
ulgą, że pościel nie jest zasłana tak jak ją zostawiłam wczorajszego wieczora.
A więc jednak wrócił na noc.
Już sama nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć.
Niezaprzeczalnie Łukasz zachowywał się inaczej od ostatnich kilku albo i nawet
kilkunastu tygodni. Był bardziej nerwowy, jakby czujny i zdecydowanie więcej
czasu spędzał w pracy. Ciekawe było też to, że ubierał się też jakoś tak
inaczej. Zwykle jego ubrania były dość swobodne na przykład jakieś dżinsy i
zwykła koszula, ale teraz jednocześnie jakieś takie inne. Koszulki polo
zamieniał na bokserki, a na szyi nosił jakiś dziwny długi łańcuszek. No i
zapuścił brodę. Nic rzucającego się w oczy: po prostu ot tak lekko niechlujny
zarost wyglądający góra na trzydniowy. Gdy spytałam go o to jakiś czas temu
żartem odparł mi, że po prostu nie goli
się z lenistwa. Tyle, że jakoś do tej pory nie miał z tym problemów. To,
wczorajsza obrączka, późne powroty do domu…sama już nie wiedziałam co o tym
wszystkim myśleć. Po historii z Jackiem, a raczej Tomkiem bo tak brzmiało jego
prawdziwe imię, nie lubiłam tajemnic. Nawet jeśli niektórzy robili to tylko po
to by ich zdaniem zaoszczędzić mi bólu to sto razy bardziej wolałam szczerość.
Bo Jacek też mamił mnie jakimiś kłamstwami i niedomówieniami, a po wszystkim
okazało się, że jest zwykłym kryminalistą. Tyle, że w przypadku Łukasza było to
niemożliwe. W jego przypadku to wszystko mogło zajść za daleko w drugą stronę:
może został jakimś super-policjantem albo tajnym agentem? O ile w Polsce coś
takiego jak kontrwywiad w ogóle działa. Więc skoro nie to to o co mogło jeszcze
chodzić? Co ukrywał przede mną mój własny mąż? Na początku zamierzałam być
konsekwentna i prosto z mostu zapytać go o wszystko. Tyle, że co wtedy gdy się
wyprze? Przecież robił to już wcześniej wiele razy…Tak więc postanowiłam na
razie nie robić nic tylko go obserwować.
Przez kilka następnych dni gdy on wychodził do pracy ja
buszowałam w jego rzeczach. Czułam się z tym fatalnie: zupełnie jak zazdrosna
żona szukająca dowodu zdrady męża. Tyle, że ja nie szukałam dowodu na zdradę.
Szukałam czegokolwiek co pozwoli mi zrozumieć to wszystko co działo się teraz z
Łukaszem. Tyle, że jak to zwykle bywa gdy nie szukasz niczego konkretnego, nie
znalazłam nic. Na dodatek, choć starałam się swoje śledztwo przeprowadzić w
tajemnicy on zauważył, że ruszałam jego rzeczy. Któregoś dnia spytał mnie o to
przy śniadaniu gdy akurat piłam herbatę. Mało co się nią nie zakrztusiłam.
- A tak.- Zaczęłam szukając w głowie jakiejś rozpaczliwej
wymówki.- Ścierałam kurze. Przepraszam jeśli odłożyłam coś nie na miejsce.
- Nie, jest w porządku.- Odpowiedział mi z pełnymi ustami
jak zwykle szybko zagryzając jakąś kanapkę by nie spóźnić się do pracy. Potem
poszedł do łazienki umyć zęby.- To do wieczora.- Pożegnał się ze mną tak jak
zwykle.
- Do wieczora.- Odpowiedziałam gryząc się w język by tym
razem nie palnąć do niego: jakiego wieczora, skoro harujesz do nocy sześć dni w
tygodniu? Potem jednak nie mogąc się powstrzymać złapałam go za ramię.
–Zaczekaj.
- Tak?- Zwrócił się do mnie zaskoczony.
- Pasta.- Bez słowa starłam mu z twarzy wyimaginowany
biały ślad kciukiem. Przy okazji pogłaskałam go po policzku.
- Dzięki.- Uśmiechnął się do mnie po czym cmoknął w tę
samą dłoń, którą ja dotknęłam kącika jego ust. To dało mi doskonałą okazję do
zadania następnego pytania.
- A gdzie obrączka?- Spytałam wpatrując się w jego dłoń
udając, że dopiero teraz to zauważyłam.
- Ach, no tak. Racja, została w łazience. Zapomniałem
założyć po porannym prysznicu. – Łukasz posłał mi kolejny uśmiech po czym
skierował się do łazienki. Po chwili wyszedł z niej z kółkiem w dłoni.- Znalazłem.-
Dodał zakładając sobie pierścionek na palec.
- Cieszę się. Idź już, bo się spóźnisz.- Ja również się
uśmiechnęłam czując jak mój puls przyspiesza gdy odsłaniałam zasłonkę okna tak
by móc dalej obserwować Łukasza na dworze. Bo właśnie wychodził z domu. Już
sądziłam, że ta obrączka rzeczywiście była tylko kwestią przypadku (chociaż z
drugiej strony…aż dwa razy w ciągu dwóch tygodni?), gdy nagle zauważyłam, jak
będąc już w samochodzie Łukasz zdejmuje kółko z palca i chowa je do schowka
auta. Przełknęłam gwałtownie ślinę. A więc jednak. Coś się za tym wszystkim
kryło. Bardzo chciałam pojechać za Łukaszem, śledzić go albo założyć
podsłuch…Nie cierpiałam być traktowana jak głupia. Ale po co on chował tę
obrączkę? Bo faceci robili to tylko w jednym celu: by udawać kawalerów. To z
kolei wywoływało następne pytanie: po co Łukasz miałby udawać kawalera?
„No chyba, że ma kochankę, ale to
odpada.”
Niczym echo rozbrzmiały mi w głowie słowa Beaty, które
rzuciła wtedy dla żartu. Tyle, że…co jeśli to co powiedziała jest prawdą? Jeśli
Łukasz mnie zdradza? Zadanie sobie tego pytania nawet w myślach w pierwszej
chwili wywoływało we mnie odruch wyparcia i niedorzeczności. Bo mój mąż nie był
takim typem faceta. Nie wyobrażałam go sobie jako czyjegokolwiek kochanka. Tym
bardziej, że w ostatnim czasie nie chciał spać nawet ze mną…
„Właśnie dlatego”, podpowiedział mi jakiś głosik w głowie
„Bo to czego nie dajesz mi ty, dostaje u kochanki” Nie, to niedorzeczność,
pomyślałam w końcu kręcąc głową. Chyba mi odbija, że mam takie podejrzenia
wobec własnego męża.
„No tak, żona zwykle dowiaduje się ostatnia, bo nie chcę
przyjąć do wiadomości tego faktu”, irytujący głosik w mojej głowie nie dawał za
wygraną. „Ale mi cię szkoda”
- Dość.- Powiedziałam do siebie na głos czując się jak kretynka.-
Mój mąż mnie nie zdradza i basta, bo nie ma żadnych śladów szminki na koszuli i
nie pachnie damskimi perfumami. A poza
tym to przecież umiałabym to chyba
rozpoznać, prawda?
„Dlaczego w takim razie nie wyczułaś, że Jacek jest
przestępcą?”, spytał mnie głos wewnątrz mnie. Po raz kolejny go jednak
uciszyłam. Zwłaszcza, gdy usłyszałam dochodzący z pokoju Kubusia pisk
oznaczający, że się już obudził. Tak, powinnam pomyśleć raczej o synku niż
zajmować się niedorzecznymi urojeniami. Łukasz i kochanka, też coś.
W ciągu kilku następnych dni przestałam zadręczać się
swoimi bezpodstawnymi oskarżeniami. To nie był żaden film czy książka, a z moją
wybujałą wyobraźnią i wrodzonym pesymizmem oczekiwałam najgorszych scenariuszy.
To przecież naturalne, że w małżeństwie mamy dla siebie mniej czasu. Zwłaszcza
jeśli chodzi o „te” sprawy. Może Asia miała rację i po prostu wpadliśmy z
Łukaszem w rutynę? No i przecież to racja z tym przejęciem inicjatywy. Być może
mój mąż myśli tak samo jak ja. Dlatego skończyłam zabawę w detektywa tym bardziej, że zbliżały się drugie urodziny
Kubusia. Zamierzałam w tym roku wybrać się z nim do zoo albo w jakieś inne
miejsce gdzie mógłby trochę się rozerwać. Ostatnio zauważyłam, że w zasadzie to
nigdy nie zabrałam go do takiego miejsca. O swoim pomyśle zamierzałam
poinformować Łukasza.
- Super, dla małego to zawsze będzie frajda.- Skomentował
to tylko.
- Cieszę się. Oczywiście wiesz, że jego urodziny
przypadają w środę? Mówię ci o tym już teraz, bo chcę byś wziął wolne w pracy i
spędził go razem z nami.
- Spokojnie, wyjdę wcześniej.
- Łukasz…
- Kara, obiecuję ci że to zrobię.
- Nie chcę, żeby było tak jak w tamtym roku.
- I nie będzie.
Prawdę mówiąc ja zamierzałem zabrać go w mały rejs.
- Mały rejs?
- Łódką.- Mój mąż roześmiał się na widok mojej miny.- Nie
martw się, będę tam razem z nim.
- No tak, ale czy nie jest na to za wcześniej? Przecież
zbliża się dopiero końcówka kwietnia…
- No właśnie. Idealna pora. Śnieg już dawno się roztopił,
a wiosna jest dość ciepła. W następnym tygodniu synoptycy zapowiadali
piętnaście stopni.
- A jeśli będzie padał deszcz?
- W takim razie spędzimy go w domu. Zapraszasz kogoś?
- Nie, chciałam abyśmy spędzili ten dzień we trójkę.
- I tak będzie. Obiecuję.
- Trzymam cię za słowo.
Rozmowę, która odbyła się między nami pięć dni temu
wspominałam w dniu urodzin Kubusia, gdy o umówionej czternastej (a nawet
piętnastej, bo postanowiłam poczekać na męża godzinę) Łukasz się nie zjawił.
Dzwoniłam do niego z dziesięć razy choć z góry wiedziałam, że nie odbierze. Bo
on nigdy nie odbierał telefonów prywatnych gdy pracował. Mimo to spróbowałam.
Znów zawiedziona i zrezygnowana starałam się ukryć to przed synem. Razem
zjedliśmy lekki torcik, a potem wręczyłam mu dużego pluszowego pieska, który
wydawał śmieszne dźwięki. A przynajmniej śmieszne dla Kubusia. Patrząc na jego
radość ja również trochę się rozluźniłam, dopóki nie spytał:
- Tata?
- Nie ma taty.- Odparłam może trochę za ostro.- Jak
zwykle z resztą.
- Tata, pływać.- Kubuś, nasłuchawszy się od Łukasza
obietnic wiedział, że ojciec go wystawił. Rozumiał już coraz więcej. A ja nie
chciałam by był rozczarowany.
- Popływamy innym razem. Teraz idziemy do centrum
handlowego. Jest tam takie fajne miejsce dla dzieci takich jak ty. Wiesz, dużo
zabawek, inne dzieci, zjeżdżalnia. Idziemy?
- Tak!- Zadowolona, że jednak nie jest smutny ze zdwojoną
energią bawiłam się i opiekowałam podczas wyjścia. Nie mogłam przy tym
powstrzymać się przed obserwowaniem go z dumą i radością. Bez względu na
wszystko to był mój synek, mój promyk słońca, moja miłość. Ktoś, kto sprawiał
że na moją twarzy wypływał uśmiech, a każdy jego całus czy uścisk dodawał sił.
I choć miał już dwa latka ja nadal mogłam spędzać z nim każdą wolną chwilę a
rola matki mi się nie sprzykrzyła. Przeciwnie: czasami widząc jak bawi się z
Beti, moją siostrą czy nawet Łukaszem czułam zazdrość. Być może było w tym coś
irracjonalnego, być może fakt że kilka lat temu poroniłam miał coś wspólnego z
tą moją zaborczością ale w sumie nie było
to groźne, więc przestałam o tym w ogóle myśleć.
- To pani synek?- Moje rozmyślania w pewnym momencie
przerwał jakiś dość sympatycznie wyglądający mężczyzna koło czterdziestki.
Spojrzałam na niego z lekką konsternacją jednocześnie rzucając spojrzenie na
basen z piłkami gdzie bawił się teraz Kubuś.
- Tak.- Przyznałam.- Coś się stało że pan o to pyta?
- Nie, po prostu się upewniam.- Brunet uśmiechnął się-
Pracuję tu jako ochroniarz, a pani tak się w niego wpatruje że pomyślałem…
- …że jestem jakąś porywaczką?- Dokończyłam ze
zdumieniem.
- No nie.- Mężczyzna wyglądał na zakłopotanego.- Po
prostu bawi się koło tamtej pani w różowym swetrze i pomyślałem, że ta
dziewczynka i chłopiec są jej dziećmi.
- Więc teraz już pan wie.- Byłam trochę niegrzeczna, ale
jak ktokolwiek mógł uznać mnie za porywaczkę? Albo jakąś pedofilkę czy coś.
- Naprawdę panią przepraszam. To moja praca, a niedawno
porwano tu dziecko…to znaczy nie chodziło mi o to że pani je porywa. Po prostu
wydawało mi się podejrzane, że tak pani patrzy i…to znaczy przepraszam, nie o
to mi chodziło. Chciałem powiedzieć, że…
- W porządku.- Przerwałam mu nieźle rozbawiona jego
zakłopotaniem i wyjaśnieniami. Z bliska okazał się młodszy niż sądziłam.- Nic
się nie stało. Z drugiej strony miło jest wiedzieć, że dzieci są tu
bezpieczne.- Wyraźnie mu ulżyło.
- Tak. W dzisiejszych czasach naprawdę trzeba bardzo
uważać. Tutaj dzieci są bezpieczne, ale na ulicach czyha tyle niebezpieczeństw.
Trzeba ich bardzo dobrze pilnować.- Uśmiechnął się do mnie smutno jakby
ubolewał nad tym faktem. Widocznie bardzo lubił dzieci.- I jeszcze raz, bardzo
przepraszam.- Na odchodnym uśmiechnęłam się do niego, ale jeszcze jedna godzina
spędzona tutaj była dla mnie katorgą ze świadomością, że on patrząc na mnie
miał mnie za porywaczkę. Ale przynajmniej Kuba dobrze się bawił i wychodził
stamtąd niechętnie. Dopiero gdy obiecałam mu gorącą czekoladę w cukierni obok
dał się przekonać.
W domu zjawiliśmy się dopiero przed dziewiętnastą. Tak
jak się spodziewałam, Łukasza nadal nie było. Ciężko westchnęłam i patrząc na
ziewającego malca postanowiłam dziś go wcześniej wykąpać. Z powodu energicznej
zabawy wydawał się być bardzo zmęczony. Ja również, więc marzyłam tylko o
gorącej kąpieli i łóżku.
Mój mąż zjawił się nieco ponad godzinę później gdy
właściwie gasiłam nocną lampkę. A przynajmniej tak wywnioskowałam słysząc
dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.
-Śpisz już?- Spytał wchodząc do mojej sypialni. Miałam
zamiar nic nie odpowiadać udając, że tak jest, ale mimo wszystko zapaliłam
lampkę ponownie. Jednocześnie cichym głosem odparłam:
- Nie.- Spojrzałam na niego zastanawiając się co ma mi do
powiedzenia. Znowu: „przepraszam”? A może „to nie była moja wina”?
- Przepraszam za spóźnienie. Wiem, że umówiliśmy się na
drugą, ale nie dałem rady przyjechać. Musiałem zostać.- Nadal się nie odzywałam
próbując pokonać uczucie rezygnacji. Który to już z kolei raz powtarzał się ten
sam schemat? Ile razy już Łukasz tłumaczył mi się w ten sam sposób?
Kilkadziesiąt. A ja zawsze mówiłam to samo: walnęłam jakąś umoralniającą gadkę
a potem wybaczałam. Ale teraz miałam już tego dość.
- Oczywiście.- Powiedziałam spokojnie. Zauważyłam, że
odetchnął z ulgą. Spodziewał się, że na niego nawrzeszczę? Może i bym tak
zrobiła gdybym nie była tak bardzo zmęczona i miała pewność, że moje wrzaski
nie obudzą Kubusia. Dlatego ograniczyłam się do dodania.- Przecież to, że nie
było cię na urodzinach własnego syna któremu to obiecałeś nie jest takie ważne,
prawda? Zwłaszcza dla ciebie: policjanta o pracy z tak wielką
odpowiedzialnością.
- Kara…- zaczął, ale ja przerwałam mu z parsknięciem.
- A tak, przepraszam. Ty nie jesteś policjantem, tylko
agentem CBŚ. Jak mogłam znów zapomnieć?
- Kara…
- No co Łukasz? Na co liczysz? Że powiem, że wszystko
jest okej? Nie, nie jest. Bo mogłeś sobie olewać mnie, ale nie Kubusia. On na to
nie zasługuje.
- Nigdy cię nie olewałem.
- Nie?- Spytałam ironicznie.- No tak, przecież to
normalne, że mąż widuje się z żoną tylko przez kilka minut o poranku, prawda?
A, i jest jeszcze przecież niedziela.- Gdy to mówiłam on starannie zamknął
drzwi i do mnie podszedł. Potem usiadł na łóżku patrząc ze współczuciem.- Idź
już sobie.
- Karolina, proszę…
- Powiedziałam idź. Nie rozumiesz? Może teraz ja nie mam
ochoty na rozmowę z tobą tak jak ty nie masz nigdy ochoty na rozmowę i
spędzanie czasu ze mną.- Oddaliłam się na sam skraj łóżka nie chcąc by mnie
teraz dotykał. Czułam się dość żałośnie wiedząc, że na mojej twarzy pojawiły
się łzy bezsilnej wściekłości a głos drżał. A on patrzył na to z litością.
- Nie odsuwaj się ode mnie.- Powiedział poważnym tonem sprawiając,
że odruchowo spojrzałam mu w oczy. I nawet zanim dodał następne zdanie
wiedziałam już, że jego stwierdzenie ma dużo większą głębię i nie dotyczy tej
sytuacji dosłownie.- Teraz potrzebuję cię jeszcze bardziej.
- Co to znaczy?- westchnął ciężko.
- Nic. Po prostu mówiłem ogólnie. Nie zapominaj o tym, że
cię kocham.- Drgnęłam na te słowa, bo dawno mi tego nie mówił. A jednocześnie
gardziłam sobą za przypływ słabości który znów poczułam. Starałam się z nim
walczyć.
- Nie mogę ci wybaczyć, Łukasz. To już za długo trwa. Ja
tak nie potrafię.
- Wiem, że ci to obiecałem. Ale to nie była moja wina. –
Tym razem nie wytrzymałam i uśmiechnęłam się gorzko wstając z łóżka.
- Oczywiście. To nigdy nie jest twoja wina. A poza tym to
wiesz, co? Ty niczego mi nie obiecywałeś. Obiecałeś to własnemu synowi.-
Wyszłam z pokoju nie mając sił aby się z nim kłócić. Wiedziałam a raczej
chciałam zapytać go o tyle rzeczy: te telefony, „zapominanie o obrączce”, nowy
styl ubierania się, coraz późniejsze powroty do domu, nerwowość. Tyle, że on
sam wyznał że nic się nie dzieje. A ja czułam się tylko głupio przez moment
obawiając się, że być może okazało się że jest ciężko chory lub ma jakieś inne
problemy. Do cholery wolałabym nawet gdyby miał tę kochankę. Wiedziałabym
przynajmniej, że spędza ten czas z inną kobietą, a nie olewa mnie specjalnie
nawet o tym nie wiedząc. Naprawdę miałam dość. Szczególnie, że na początku było
tak cudownie…Przypomniałam sobie to dominujące uczucie szczęścia gdy
wychodziłam z kościoła trzymając go za dłoń. Tę rozpierająca mnie radość gdy
składaliśmy sobie przyrzeczenie o dozgonnej miłości i wierności. Co się z tym
stało? Co stało się z nami?- Słysząc, że wychodzi z mojej sypialni przetarłam
szybko oczy, ale okazało się, że kieruje się do pokoju Kubusia. Czasami po
pracy po prostu uchylał delikatnie drzwi i po prostu patrzył jak nasz synek
śpi. Kiedyś uważałam to za niezwykle urocze, ale teraz wydawało mi się tylko
smutne. Co za ojciec musi obserwować własne dziecko w takim momencie zamiast
bawić się z nim w czasie dnia? Jeśli dalej tak pójdzie to własny syn będzie go
traktował jako lokatora. Aż dziw, że do tej pory tak się nie stało.
Słysząc jakiś hałas dochodzący z pokoju Kuby podeszłam
tam. Miałam nadzieję, że Łukasz go nie obudził, ale najwyraźniej tak się nie stało. Miałam ochotę na niego
nawrzeszczeć, ale gdy tylko weszłam do pokoju ujrzałam jak zaspany i
rozczochrany Kubuś siedząc Łukaszowi na kolanach rozrywa jakąś paczkę.
- Przepraszam, obudził się jak tylko wszedłem. Nie
chciałem zrobić tego specjalnie.- Powiedział do mnie mąż jakbym swoje pretensje
wypowiedziała na głos.
- cia, cia!- Krzyknął Kuba, a ja odruchowo spojrzałam na
to co sprawiło mu tyle radości. Była to mała bejsbolówka z logo CBŚ. Już miałam
ofuknąć Łukasza, ale gdy tylko malec naciągnął ją sobie na głowę wyglądał tak
rozkosznie, że dałam sobie z tym spokój.- Ziobać, ma ma!- Pisnął wesoło gdy
ojciec naciągnął mu ją mocno na oczy. A potem połaskotał po brzuchu.
- Tu masz jeszcze jeden prezent bęcwale. Proszę.- Z
ciekawością obserwowałam jak wyciąga czarne pudełko. Gdy je otworzył dało się
słyszeć delikatną melodię.
- Ciukrowy pan!- Wykrzyknął Kuba.
- Tak, twoja
ulubiona kołysanka, co? Od teraz nie będziesz już męczył mamy by ci ją
śpiewała.- Czując jak cała złość we mnie topnieje zaczęłam słuchać cichych,
melodyjnych tonów które wyśpiewywał głos nagrany na pozytywce.
„Był sobie król, był sobie paź, i
była też królewna.
Żyli wśród mórz, nie znali burz,
rzecz najzupełniej pewna.
Żyli wśród mórz, nie znali burz,
rzecz najzupełniej pewna.”
Następnego ranka, wchodząc do kuchni zobaczyłam na stole
pudełko czekoladek, a obok niej karteczkę: „To na przeprosiny. Wybacz mi.” Z
trudem powstrzymując się przed jego otwarciem (byłam dużym łasuchem) weszłam do
pokoju synka nieco później niż zazwyczaj. I tak jak się spodziewałam: spał
sobie smacznie na brzuszku całkowicie odkryty. Podeszłam więc i otuliłam go
kołdrą. Miał prawdo dziś dłużej pospać. Łukasz bawił się z nim jego nowym
samochodem (który dostał ode mnie) prawie do północy.
Mimo wszystko znów wybaczyłam mężowi, więc gdy wrócił do
domu rozmawialiśmy normalnie. Jednak bariera tkwiła między nami niczym cierń,
którego żadne z nas nie chce pokonać bojąc się ukucia. I dlatego czeka na
inicjatywę drugiej strony. Trwało to
jednak do czasu…
Nastał czerwiec, a z nim temperatura rzędu dwudziestu
kilku stopni i całkowite pozbycie się pluchy. Częściej więc wychodziłam z
Kubusiem na spacery czy po prostu zakupy jako że był grzecznym chłopcem i
zwykle nie utrudniał mi tego. Wręcz przeciwnie: cieszył się móc włożyć do
koszyka marchewkę czy jogurt. Dlatego też nie obawiałam się dzisiaj wziąć go na
dzisiejszą wyprawę. Tyle, że przechodząc przez park nie spodziewałam się ujrzeć
tam…Łukasza. Z miejsca przystanęłam tak, że Kubuś niemal na mnie wpadł. Nakazując
mu ciszę obserwowałam chwilę męża zastanawiając się co robi w parku w południe
gdy podobno jest w pracy. Chciałam więc zaczekać i zobaczyć po co to robi.
Wyraźnie na kogoś czekał. W ciągu kilku minut obserwacji spojrzał na zegarek
dwukrotnie, a potem z irytacją bębnił paznokciami o udo.
- Mamo, idziem?- Niecierpliwił się Kubuś.
- Jeszcze chwilę, słoneczko.- chłopiec oczywiście nie
widział ojca a z tej odległości i tak najpewniej nie mógłby go rozpoznać. Gdyby
tak było z miejsca by mnie zdekonspirował.- To taka zabawa. Kto wytrzyma dłużej
bez ruchu wygrywa, okej?- Szybko odwróciłam się w stronę męża. Na szczęście, bo
właśnie w tej chwili ktoś do niego dzwonił. Widziałam jak wstaje z ławki ze
złością mówiąc coś do rozmówcy. Niestety, nie byłam w stanie tego usłyszeć, ale
wiadomość na pewno go zirytowała. Domyślałam się, że ktoś z kim się umówił
musiał odwołać spotkanie, bo po tym telefonie Łukasz przeszedł na drugą stronę
ulicy. Podjęłam błyskawiczną decyzję.
- Kubuś, masz jeszcze trochę siły na spacer?- Spytałam
synka, ale praktycznie nie dałam mu wyboru mocniej ściskając jego rączkę. Jakie
szczęście, że nie robiłam dziś wielkich zakupów, bo objuczona siatkami nie
dałabym rady bawić się w detektywa. A tak nawet nie było mi zbyt ciężko.
Po przejściu kilku uliczek Łukasz stanął na przystanku
tramwajowym. A ja zastanawiałam się co mam teraz zrobić. Wsiąść do tramwaju
razem z nim? A jeśli mnie zauważy? Co wówczas powiem? W filmach śledzenie kogoś
zawsze wydawało się takie łatwe, ale w prawdziwym życiu takie nie było. Tym
bardziej gdy śledziło się agenta CBŚ. Jednak udało mi się. Może dlatego, że mój
mąż nie spodziewał się aby ktoś mógł go obserwować i nawet się nie rozglądał.
Najbardziej bałam się w tramwaju. Jechaliśmy dość długo, oddzieleni od siebie
tylko kilkoma siedzeniami. Na dodatek ryzykowałam, że Kubuś zauważy ojca i
zacznie krzyczeć lub że po prostu zirytuje go monotonia jazdy. Miałam jednak
szczęście, bo był wyjątkowo grzeczny.
W końcu Łukasz wysiadł, a ja z Kubusiem razem z nim w
stosownej odległości. Rozejrzałam się szybko rozpoznając teren. Co mój mąż
robił w takiej dzielnicy? I dokąd szedł? Z każdym metrem było coraz gorzej, bo
ludzi na ulicach było coraz mniej. Cały czas w głowie rozbrzmiewało mi pytanie
co zrobię gdy on mnie dostrzeże. Przecież nie powiem mu, że go śledzę. I tak
czułam się wystarczająco głupio robiąc to.
Szłam jeszcze kilka minut zastanawiając się czy nie
zrezygnować (bo w końcu Łukasz mógł tak chodzić jeszcze przez kilkanaście
minut, a Kubuś zaczął marudzić więc wzięłam go na ręce co bardzo mnie
zmęczyło), ale Łukasz nareszcie się zatrzymałam na jakimś placu. Nie znałam
tego miejsca, które wyglądało na jakieś opuszczone, zaniedbane boisko sportowe.
Jego spora część była pokryta betonem, w wielu częściach jednak tak cienkim, że
prawie niewidocznym. Patrząc na to wszystko rozpaczliwie szukałam sobie jakiejś
kryjówki czując się głupio, gdy jakichś dwóch przypadkowych gości spojrzało na
mnie przelotnie. Cholera, co ja tu w ogóle robię, zastanawiałam się po raz
kolejny chowając się w krzakach czując, że osiągam apogeum wstydu. Ale nadal nie
mogąc powściągnąć ciekawości tylko wpatrywałam się w Łukasza zastanawiając się
na kogo tam czeka.
Minęło kilka minut, a Kuba zaczął marudzić coraz mocniej.
Kolejna naprędce wymyślona przeze mnie zabawa w chowanego nic nie dała,
próbowałam nawet (o zgrozo) przekupić go kupionymi herbatnikami, ale on był po
prostu zmęczony. Po raz kolejny poczułam wyrzuty sumienia z powodu tego
spontanicznego w które zaaranżowałam Kubusia. Gdybym była sama to co innego,
ale z synkiem? Chyba naprawdę odjęło mi rozum. Teraz jednak nie mogłam
zrezygnować i po prostu odejść z kwitkiem. Musiała zaczekać na osobę umówioną z
moim mężem.
Nie czekałam długo. Już z daleka ujrzałam wysoką,
szczupłą dziewczynę w sztruksowych spodenkach i kusej bluzeczce odsłaniającej
pępek, która mimo dwudziestu stopni była stanowczo zbyt chłodna jak na taką
pogodę. No i te wielkie czarne okulary na pół twarzy, nawet gdy nie było
upału…To dlatego zdziwiłam się gdy podeszła do Łukasza. Kim mogła być ta
tandetna kobieta? Jego informatorem, wtyką czy kolejnym świadkiem,
zastanawiałam się. Zaraz jednak przestałam, bo młoda kobieta zrobiła coś co
całkowicie rozwiało moje obawy.
Bo okazało się, że nie była żadną wtyką, informatorem lub
świadkiem. Bo nie objęłaby mojego męża w ten poufały sposób. Najgorszym szokiem
jednak było to co zrobiła potem.
Bo brunetka pochyliła się i pocałowała Łukasza.
Prosto w usta.
A on odwzajemnił ten pocałunek.
Potem z szerokim uśmiechem wziął ją za rękę i oboje
zaczęli kierować się przed siebie. A ja byłam tak zszokowana, że nawet gdyby
szli w moim nie ruszyłabym się z miejsca. Dopiero odgłos Kubusia przywrócił
mnie do rzeczywistości.
- Mama, idziem już?
- Tak idziemy.- Odparłam jakimś nieswoim głosem.- Już
możemy iść.
Z niecierpliwością czekam na kolejną część. :)
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać Ci jedno... Masz niezwykły talent do pisania i zainteresowania czytelnika.
Bardzo dziękuję :) Prawdę mówiąc to dopiero teraz mam już w całości ułożoną w głowie koncepcję na resztę tego opowiadania. Zobaczymy, czy w między czasie coś mi się nie odmieni.
UsuńTak na wstępie napiszę ,że wczułam się w twoje opowiadanie! O MÓJ BOŻE! Jak on śmiał! Chyba zaraz padnę na zawał z nadmiaru emocji *o* Czekam na kolejnà część :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa mam wrażenie, że to będzie część pracy Łukasza, że w ten sposób, czyli zbliżając się do tej dziewczyny, chce wyciągnąć od niej jakieś informacje:) powiedzmy jest tajniakiem :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się tak wydaje jak Paulinie. Ja jednak myślę, że Łukasz rozpracowuje jakąś grupę i żeby się dopasować to spotyka się z taką dziewczyną :) czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńWstawiłam już kolejną część opowiadania, więc chyba mogę napisać że zarówno ty jak i Paulina miałyście dobre przeczucie :) Cieszy mnie to, poznałyście bohaterów "Cieni przeszłości" by stali się dla was odrobinkę przewidywalnie. Mam jednak nadzieję, że przez to nie nudni.
Usuń