ROZDZIAŁ
JEDENASTY
Mai udało się uniknąć spotkania z Mateuszem. Była z tego bardzo
zadowolona, a jeszcze bardziej zdziwiona faktem, że naprawdę tego chce.
Próbowała przypomnieć sobie jak kiedyś niemal nie mogła się doczekać ich
spotkać. Teraz to wszystko budziło w niej tylko niesmak.
Wchodząc do mieszkania zauważyła, że samochód Filipa stoi pod
bramą. A więc był w domu. Ucieszyła się szybciej pokonując dzielącą ją
odległość od wejścia. Gdy weszła usłyszała jak Filip krząta się w kuchni. A
więc zrobił zakupy, pomyślała z uśmiechem. Może nie będzie musiała jeść na
mieście tak jak rano.
–
Cześć.- przywitała się z nim. Potem odłożyła torbę na blat i
usiadła na krzesełku. Zaczęła wpatrywać się w męża. To śmieszne, ale zdała
sobie sprawę, że po raz pierwszy widzi go krzątającego się w kuchni. Do tej pory
jadali głównie na mieście lub zamawiali gotowe posiłki z dostawą do domu. Nigdy
razem nie gotowali. Być może to był błąd, pomyślała przypominając sobie jak
Julka często opowiadała jej o tym jak razem gotują z Andrzejem. No i że dzięki
temu spędzają pożytecznie czas, bo on uczy ją gotować. A poza tym są razem.
–
Cześć. Nie wiedziałem kiedy wrócisz, więc niczego nie zamawiałem.
Kupiłem tylko kilka gotowych produktów, więc jeśli jesteś głodna to...
–
Nie, ugotujmy coś razem.- Filip spojrzał na nią zszokowany jakby
właśnie zauważył, że wyrosła jej trzecia głowa.
–
Chcesz coś ugotować?- powtórzył.
–
Tak- wstała z krzesła i podeszła do kredensu.- Co kupiłeś?
–
No cóż...nie sądziłem, że ty...że będziesz chciała...Umiesz
chociaż gotować?
–
To chyba nie jest nic trudnego. A poza tym to znajdę coś w
internecie. Masz na coś ochotę?
–
Ja? Nie, nie wiem; jest mi to obojętne.
–
Więc zrobimy naleśniki. Mam ochotę na coś słodkiego. Kupiłeś bitą
śmietanę?
–
Nie.
–
Trudno, będzie nam musiał wystarczyć biały ser i truskawki. O-
zawołała na widok śmietany- A więc jednak będzie bita śmietana. Wystarczy ją
tylko ubić. Pomożesz mi?
–
Nie znam się na gotowaniu.
–
To nic takiego- powiedziała choć jeszcze chwilę temu sama
przyznała, że nie ma o tym zielonego pojęcia. Uśmiechnęła się wkładając mu w
rękę śmietankę.- Wystarczy mikser i trochę cukru.- Spojrzał na nią ponownie.
Poczuł się głupio, jakby nie na miejscu. Nie, nie do końca mu o to chodziło. Po
prostu wydawało mu się, że ona wygląda i zachowuje się tak jakby ich małżeństwo
było zupełnie zwyczajne, jakby byli nowożeńcami, jakby ten pocałunek z
Mateuszem nigdy się nie zdarzył. Nagle poczuł złość. Nie miał zamiaru udawać,
że wszystko jest w porządku. Bo tak nie było. Jej to wszystko tak łatwo
przychodziło: niemal zniszczyła jego serce, a teraz sądzi że zwykłe
przygotowanie posiłku go naprawi? Odłożył śmietanę na blat.
–
Muszę wyjść.- oznajmił. Zauważył, że jej uśmiech przygasł.
–
Teraz?
–
Tak, teraz.- zaczął z powrotem zakładać zdjętą marynarkę.
–
A co z obiadem?
–
Zjem coś na mieście. Nie musisz szykować jedzenia dla mnie.
–
Ale...- była skonsternowana. Nagle posmutniała- Robisz to
specjalnie, prawda? Dlaczego?
–
Po prostu mam coś do załatwienia.- zbył ją.
–
Nieprawda. Ty nie chcesz żebyśmy się pogodzili. Tak wielką
przyjemność ci to sprawia, co?
–
Chcesz znać prawdę? Tak, nie chcę przygotowywać tego posiłku z
tobą. Tego i żadnego innego. Nie potrafię gotować. Ale jeśli Mateusz umiał
możesz po niego zadzwonić.
–
Jak możesz tak mówić?!- oburzyła się- Nigdy z nim nie gotowałam.
–
Doprawdy?- spytał z powątpiewaniem. Nie wiedział dlaczego, ale
ostatnio zaczął sądzić, że Maja podświadomie porównuje go z byłym, hm
przyjacielem. Nie podobało mu się to. Bo jedyne co umiał to robić pieniądze.-
Więc po co to wszystko?
–
Ja chciałam żebyśmy w końcu się pogodzili, żebyś dał szansę temu
małżeństwu. Naprawdę tak ma wyglądać nasze życie?
–
Przecież cię o tym informowałem. To ty podjęłaś tę decyzję- Majka
nic nie odpowiedziała. Poczuła, że zbiera jej się na wymioty nie z powodu
ciąży, ale słów męża. Gdy usłyszała odgłos drzwi frontowych krzyknęła jeszcze:
–
I ty masz czelność mówić, że mnie kochałeś? Może i ja zawiniłam,
ale przynajmniej próbuję. Ty natomiast niszczysz coś co nawet nie zostało do
końca zbudowane. Być może miałeś rację. Nigdy do siebie nie pasowaliśmy.
Gdy Julka z Andrzejem zjedli rano wspólne śniadanie, obydwoje
położyli się na łóżku włączając telewizję. Mężczyzna trochę poskakał po
kanałach, a potem zatrzymał go na jednym choć właściwie była tam końcówka
filmu. Obojga jednak zbytni to nie interesowało.
–
Mógłbym spędzić tak w łóżku cały dzień.- odezwał się do Barańskiej
Sławiński obejmując ją w ten sposób, że jej głowa znalazła się na jego piersi.
–
Yhm..- wymruczała mu w
odpowiedzi Julka. Uśmiechnął się, choć ona nie mogła tego dostrzec. Dziś
wydawała mu się jakaś zamyślona.
–
Hej, bo poczuję się zazdrosny. O czym tak namiętnie myślisz?
–
Ja? Och, o niczym- poczuła się zakłopotana. Przecież nie mogła mu
powiedzieć prawdy.
–
A jednak o czymś myślisz. Powiesz mi?- poprosił.
–
To nic takiego- pokręciła przecząco głową.
–
Więc mi powiedz- Julka ciężko westchnęła.
–
Wiesz, zastanawiałam się nad ślubem Mai i Filipa. Oni nie dogadują
się najlepiej a ja doradzałam im, że powinni się pobrać. Teraz czuję się
głupio.
–
Przecież to nie twoja wina.
–
Nie o to mi chodzi. Po prostu...ja zdałam sobie sprawę, że czasami
w dobrym małżeństwie miłość nie wystarczy.
–
Więc straciłaś wiarę w instytucję małżeństwa? Mam nadzieję, że nie
wycofasz się z naszego, pamiętasz? Do końca tego roku.- rozluźniła się
uspokojona. A więc mimo to nadal chce z nią być. Ale jeśli jej spostrzeżenia
okażą się słuszne...
–
A więc chciałbyś założyć już rodzinę?
–
Z tobą, tak. Znów zaczęłaś popadać w te swoje słynne wątpliwości?
–
Nie- pokręciła przecząco głową.- Chodzi o coś innego. Ale nie mogę
ci na razie powiedzieć.
–
Teraz to mnie zaciekawiłaś- delikatnie odsunął ją od siebie i
podniósł się na łokciach.
–
I tak ci nic nie powiem.- A poza tym to nie jest pewne, dodała w
myślach.
–
Nawet jeśli będę cię torturował?- powoli zbliżył twarz do jej
twarzy po czym niespiesznie pocałował. Westchnęła rozkosznie.
–
Nawet wtedy. Dowiesz się jutro.
–
Obiecujesz?
–
Tak.
–
Ale ja i tak będę cię dalej torturował.- roześmiała się.
–
A ja chyba nie będę miała nic przeciwko temu.
Po kilku godzinach Julia weszła do szpitala gdzie umówiła się na
wizytę u ginekologa. Od ponad miesiąca nie miała miesiączki i poważnie obawiała
się, że jest w ciąży. Nie było jej to na rękę, ale jednocześnie dziwnie
cieszyło. Fakt, że wszystkie jej przyjaciółki oczekiwały dziecka ( a Iza nawet
już je miała) a teraz ona miała do nich dołączyć był trochę śmieszny. Zupełnie
jakby zmówiły się z Agnieszką i Majką...
–
Pani Barańska? Teraz pani kolej. Proszę za mną.
–
Dziękuję- odparła dziewczyna myśląc w duchu, że będąc córką
sławnego chirurga plastycznego nie musi wystawać w kolejne długich godzin tak
jak inni. Gdy zjawiła się w gabinecie zauważyła znajomą twarz lekarza.
Uśmiechnął się do niej ciepło. Był naprawdę miłym człowiekiem. No i
przyjacielem jej ojca.
–
Witam. Czyżby była jakaś szczególna przyczyna, że przyszłaś dziś
do mnie?
–
Aż tak łatwo mnie rozgryźć? Chyba tak- roześmiała się- Wydaje mi
się, że jestem w ciąży, ale nie mam pewności.
–
Robiłaś test?
–
Nie, jakoś nie mam do nich zaufania.
–
W takim razie zapraszam na fotel.
Julka z rosnącym dreszczykiem podekscytowania spełniła polecenie
ginekologa. A potem nastąpiło badanie. Dziewczyna poddała się mu już
roztaczając swoją wizję jako matka. Oczami wyobraźni widziała siebie
spacerującą z dziecięcym wózkiem...
–
Wiesz, zrobimy jeszcze dodatkowe badanie- odparł Olszewski patrząc
w ekran komputera. Julka zaczęła ścierać sobie żel z brzucha.
–
Więc USG nie wystarczy? Nie wiadomo czy jestem w ciąży?
–
Nie, to znaczy...Zrobimy badania. Powiedz miałaś ostatnio jakieś
problemy?
–
Jakie problemy?- nagle Julia się zaniepokoiła.
–
Niestrawność, wzdęcia, brak apetytu, nudności, obrzęki nóg?
–
Tak i dlatego przyszłam tutaj. Sądziłam, że to może być ciąża.
–
I mogłaby być tyle, że ty nie jesteś w ciąży Julka.
–
Co?- nagle Barańska poczuła takie rozczarowanie, że nieomal się
rozpłakała. A ona już miała nadzieję...powstrzymała jednak swoje emocje. W
końcu powinna się cieszyć, prawda? Miała jeszcze czas na dziecko, a teraz
powinna ją interesować praca magisterska a nie wyimaginowana ciąża. Być może
dlatego z powodu swojego rozczarowania nie zauważyła w pytaniach lekarza
niczego niepokojącego.
Dziewczynie wykonano badanie USG transwaginalne. Nie było to zbyt
przyjemne, ale jednocześnie dało jej do myślenia.
–
Doktorze, co się dzieje? Proszę mi powiedzieć.- odezwała się jakiś
czas później gdy nadal nikt jej nic nie wyjaśnił.
–
Na razie musimy wykonać badania- odparł jakiś inny lekarz. Julka
zaczęła się niecierpliwić.
–
Ale po co? Coś ze mną nie tak?- lekarze wymienili porozumiewawcze
spojrzenia.
–
Proszę wykonać badanie markerów, zwłaszcza CA 125 i przeciwciał
monoklonalnych OC 125.- usłyszała jak jeden z doktorów mówi do pielęgniarki.
Poczuła wzbierającą irytację wymieszaną ze strachem.
–
Czy dowiem się w końcu o co chodzi? Panie Olszewski, proszę...
–
Spokojnie, Julka- odparł odrobinkę niespokojnie.- Wszystko jest w
porządku. Po prostu musimy zrobić badania.
–
Po co są te badania? Na co? Co podejrzewacie?
–
Spokojnie, to tylko badania kontrolne...
–
Niech pan nie kłamie- ofuknęła go łagodnie. Dobrze znał się z jej ojcem, więc nie czuła się
niegrzecznie zwracając się do niego tak bezpośrednio. Zauważyła, że nerwowo
odwrócił wzrok. I wtedy przekonała się ostatecznie, że coś jest nie tak.- Ma mi
pan powiedzieć. Żądam tego. Inaczej nie zgodzę się na badania.- zagroziła.
–
Najpierw zadzwonię do twojego ojca.
–
Nie, nigdzie nie będzie pan dzwonił. Macie mi powiedzieć o co
chodzi.
–
Julka...
–
Panie Olkowski jestem już dorosła i mam prawo znać swój stan
zdrowia- lekarz westchnął.
–
Dobrze.- wziął głęboki wdech- Masz powiększone jajniki, a badanie
ultrasonografem wykazało w nich obecność guza.
–
O mój Boże.- szepnęła.
–
Nie ma powodów do paniki- dodał szybko staruszek, co tylko
odniosło przeciwny skutek- To jeszcze nic nie znaczy. To nie musi być rak. To
może być tylko torbiel. Dlatego musimy zrobić dodatkowe badania. Julia?-
Dziewczyna nie odpowiedziała. Tempo wpatrywała się w swoje buty nie mogąc
wydusić z siebie ani słowa.
A więc to była przyczyna jej złego samopoczucia.
Miała guz jajnika.
Nie wiedziała tylko jeszcze czy jest złośliwy czy nie.
Dla niej to nie miało jednak znaczenia.
Powoli, ale umierała. I tylko to się liczyło.
Gdy Maja skończyła robić naleśniki, humor zepsuty przez Filipa
trochę jej się poprawił. Była z siebie dumna. Po raz pierwszy gotowała
cokolwiek, więc był to dla niej spory sukces. Choć placki nie były
wystarczająco cienkie, a kilka początkowych sztuk trochę się przypiekło to w
smaku były całkiem dobre. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. A więc szybko
wrócił, pomyślała.
–
I co jednak poczułeś ochotę na moje naleśniki?- spytała nie mogąc
powstrzymać się od ironii.
–
Nie. Wróciłem po teczkę.
–
A więc praca również w weekend? Wcześniej nie pracowałeś w
soboty.- zauważyła, że poczuł się zakłopotany. Wiedział, że robi to tylko po to
aby jej unikać, a fakt że i ona to dostrzegła sprawił nie najlepsze wrażenie.
–
Po prostu muszę zająć się projektem twojego ojca.
–
Jasne- skwitowała to tylko biorąc do ust kolejny kęs ciasta.
Przymknęła lekko oczy rozkoszując się waniliowym zapachem. Zauważyła, że Filip
się jej przygląda.- Coś jeszcze?- Wyrwał się z letargu kręcąc lekko głową. Maja
patrzyła jak wchodzi do swojego pokoju.
A więc tak to będzie wyglądać, pomyślała.- Nie, nie będzie- szepnęła do siebie.
Potem zapukała szybko do pokoju męża i nie czekając na pozwolenie weszła do
środka. Był wyraźnie zaskoczony.
–
Coś się stało?
–
Tak.- odparła wojowniczym tonem. Potem spojrzała na jego klatkę
piersiową: miał na sobie tylko białą koszulę lekko rozpiętą pod szyją i
rozchełstanym krawatem. Wydał jej się niesamowicie przystojny. Zupełnie
zapomniała co miała mu do powiedzenia. Po prostu podeszła do niego. Mężczyzna
tylko się w nią wpatrywał.
–
O co chodzi?- powtórzył.
–
Kochaj się ze mną- poprosiła- Brakuje mi ciebie.- Słysząc to
mężczyzna poczuł wzbierającą wewnątrz ciała radość. A więc mimo wszystko nadal
go pragnęła...Albo jakiegokolwiek substytutu.
–
To nie jest dobry pomysł- odparł delikatnie ściągając dłonie żony
ze swoich ramion. Odwrócił się w stronę okna.
–
Ale dlaczego? Czemu wciąż to robisz? Już...już mnie nie
pragniesz?- spytała cicho. Usłyszał w jej głosie niepewność. Och, gdyby
wiedziała jak bardzo jej pragnie...Jakże łatwo mógłby wszystko zmienić.
Wystarczyło wziąć ją w ramiona i spełnić jej życzenie. W końcu sama tego
chciała. Ale jednocześnie było to bardzo trudne. W tej chwili zbyt trudne.
–
Muszę wrócić do pracy.- odparł. Maja żachnęła się tak jakby ją
uderzył.
–
Niech cię szlak- powiedziała głuchym tonem.- Niech cię szlak-
powtórzyła, a potem wyszła z jego pokoju trzaskając drzwiami.
Iza z Antosiem na prośbę Krzyśka postanowiła odwiedzić Agnieszkę.
Ostatnio nie miała zbyt wiele czasu ze względu na kurs gastronomiczny, ale
dzisiejszego poranka uznała, że przyjaciółka jest ważniejsza. Na widok jej
rozpromienionej miny przekonała się do tego ostatecznie.
–
Hej, myślałem że o mnie zapomniałaś?- pocałowała Kasprzyk w
policzek- A ty nie przytulisz cioci maluchu?- zwróciła się do Antosia.
–
Cześć ciocia- odparł po czym wbiegł do środka mieszkania.
–
Antoś- zawołała go matka.
–
Niech idzie się pobawić- Agnieszka machnęła na to ręką- Krzysiek
przynajmniej będzie miał mniej pedanterii w swojej garderobie i gdy zobaczy
powiązane ze sobą krawaty.
–
No nie wiem czy to go ucieszy- skwitowała tę uwagę Izabela.- A jak
ty się czujesz?- zwróciła się do przyjaciółki kilka minut później gdy wygodnie
siedziały w salonie popijając herbatę. Mały Antoś bawił się swoim
samochodzikiem na dywanie.
–
W porządku. Choć wczoraj trochę spanikowałam...- opowiedziała o
swoich bólach i strachu przed poronieniem.
–
Nie masz się czego wstydzić. W końcu to twoje pierwsze dziecko.
Jasne, że się o nie martwisz.
–
Tak, może. Fajnie, że mam takie usprawiedliwienie.- roześmiała
się.- A ty nie myślisz z Bartkiem o jakimś braciszku lub siostrzyczce dla
Antosia?
–
Raczej nie- Kasprzyk z trudem zmusiła się do uśmiechu. Była pewna,
że nie będzie miała więcej dzieci z mężem. Bo nie pozwoli mu się do siebie
zbliżyć.
–
Dlaczego? Przecież jesteś jeszcze młoda.
–
Mówiłam ci już, że zamierzam zacząć pracować. Mam dość już bycia
kurą domową.
–
Iza, czy wszystko w porządku? Wiem, że już wcześniej cię o to
pytałam, ale...
–
Ciocia, masz coś słodkiego?- przerwał im Antoś.- Aga spojrzała na
malucha z uśmiechem.
–
Wiesz, chyba mam w zamrażarce trochę lodów. Jakoś nie ciągnie mnie
do słodkiego, ale lody mogłabym jeść litrami. Chyba mama wyrazi na to zgodę co?
–
Jasne, że tak.
–
Fajnie- chłopiec zapiszczał radośnie. Potem cała trójka udała się
do kuchni.
–
I co, dobre?- spytała go jakiś czas później.
–
Yhm.- oblizał trochę umazane już wargi- Pyszne.
–
Całkiem go rozpuścisz. Wiesz, że gdy zawsze tutaj przychodzi
częstujesz go różnymi łakociami? A potem mówi, że ja nic mu nie daje.
–
Po prostu lubi lody, nie mały?- zwróciła się do Antosia. Chłopczyk
energicznie pokiwał głową.
–
Tak i tatuś też je lubi.
–
Bartek zajada się lodami? No, no, no.
–
Tak. Sekretarka mu je przynosi, prawda mamusi?
–
Antoś co ty mówisz?- roześmiała się trochę sztucznie Iza
domyślając się, że najwyraźniej synek usłyszał jej niedawną kłótnię z mężem.
Chciała szybko zmienić temat, ale nie zdążyła, bo Antoś dodał:
–
Przecież sama ostatnio krzyczałaś na niego z tego powodu. Gdy tata
chciał lody powiedziałaś, żeby sekretarka mu je zrobiła.
–
Antoś, ani słowa więcej- syknęła z trudem powstrzymując się od
gniewu.
–
Ale przecież...- malec był wyraźnie zdziwiony reakcją matki.
–
Kochanie, idź się pobawić w pokoju wujka. My musimy porozmawiać po
babsku.- wtrąciła się Agnieszka. Gdy została sama z Izą zapadła między nimi
niezręczna cisza. Ta druga przerwała ją pierwsza.
–
Chyba nie muszę ci już niczego tłumaczyć, prawda?- spytała gorzko.
Agnieszka spojrzała na nią z niepokojem.
–
A więc cię zdradza? Z sekretarką? Nie mogę w to uwierzyć.
–
Ja też nie mogłam, ale taka jest prawda.- Aga wreszcie zrozumiała
dlaczego ostatnio jej przyjaciółka wydawała się jakaś odmieniona i w
melancholijnym nastroju.
–
Jesteś pewna? Masz dowody?
–
Sama mi o tym powiedziała. Potem spytałam Bartka. Twierdził, że to
zdarzyło się tylko raz. Chwila słabości, jak to określił- ostatnie zdanie
niemal wypluła.
–
Ale ty mu nie wierzysz.
–
Nie chodzi o to czy mu wierzę czy nie. Dla mnie zdrada jest
zdradą: nieważne czy wydarzyła się raz czy sto razy; czy to był seks, pocałunek
francuski czy robienie laski. To jest jedno i to samo.
–
Och, wybacz ale nadal nie mogę w to uwierzyć. Przecież Bartek cię
kocha.
–
Też tak myślałam. Ale najwyraźniej nie.- W oczach Izy pojawiły się
łzy. Gdy Agnieszka poznała prawdę było jej trochę łatwiej. Od dawno chciała się
z tym kimś podzielić, ale szczęśliwe małżeństwo przyjaciółki sprawiło, że czuła
się słabo na samą myśl że Aga mogłaby się dowiedzieć o Bartku. Ale teraz gdy
już do tego doszło nic nie mogło powstrzymać jej lawiny słów.
–
Wiesz, nie wiem już co robić. Na początku chciałam od razu to
zakończyć: wiesz wziąć rozwód i pieprzyć w cholerę Bartka. Ale jest przecież
Antoś. Nie mogę tak po prostu sobie odejść. Boję się, że nie będzie chciał ze
mną zostać. Dlatego godzę się na tę chorą sytuację już od 3 miesięcy nie mając
odwagi aby podjąć ostateczną decyzję.
–
A co na to wszystko Bartek?
–
On? On wciąż mnie przeprasza i mówi, że to zdarzyło się tylko raz
i nigdy się nie powtórzy, ale ja już mu nie ufam. Nie chce mieć z nim nic
wspólnego. Przez cały ten czas odkąd wiem nie sypiamy ze sobą. Mam nawet
oddzielny pokój.
–
A Antoś?
–
Sama widziałaś. On to wszystko widzi. Oczywiście staramy się przy
nim udawać, że wszystko jest tak jak dawniej, ale to nieprawda. Czasami słychać
dochodzące między mną a Bartkiem kłótnie. Dlatego wiem, że już nie może być tak
dalej. To jest za trudne dla nas wszystkich. Dlatego zapisałam się na ten głupi
kurs. Gdy rozwiodę się z Bartkiem- te słowa niełatwo przeszły jej przez gardło-
to będę mogła przynajmniej jakoś nas utrzymać.
–
Och, kochana...- Agnieszka ostrożnie objęła przyjaciółkę uważając
na swój brzuch.- Nie wiem co mam ci powiedzieć.
–
Nic nie mów. Po prostu pozwól mi się wypłakać.
Tomek pomagając Ani w pieczeniu tortu zdał sobie sprawę, że to
świetna zabawa.
–
Wreszcie choć trochę zrozumiałem czemu to aż tak bardzo ci się
podoba- powiedział mieszając w niewielkiej miseczce kilka składników na krem.
Anka właśnie kroiła biszkopt na części.
–
Jasne, że tak. Wiedziałam, że w końcu ci się spodoba. Bo każdy
jest łakomczuchem.
–
Ja? Łakomczuchem?- roześmiała się na widok jego komicznego
zaskoczenia.
–
Oczywiście. Sądzisz, że nie widziałam jak podjadałeś?
–
Dobry kucharz musi próbować swoich potraw- stwierdził poważnym
tonem, a potem puścił do niej oko.- Wiesz, w sumie to jest to pewien rodzaj
tego co lubię.
–
Co?
–
No cukiernictwo.- wyjaśnił- Bo wiesz, ja jako artysta maluję
farbami na płótnie, a ty malujesz na swoich biszkoptach słodkimi kremami.
–
Hm, ciekawe porównanie.- skomentowała- Choć nie wiem czy
jakikolwiek artysta ucieszyłby się z porównania do cukiernika.
–
Jesteś świetna w tym co robisz.
–
Być może, ale bez przesady- stwierdziła skromnie.- Wiesz, to
byłoby coś gdybym zjawiła się przed moimi rodzicami z samodzielną dobrze
prosperującą cukiernią. No i zagrała na nosie Dawidowi.
–
A więc nadal coś do niego czujesz?- spytał groźnie. A przynajmniej
tak jej się wydawało.
–
Jasne, że nie- zaprzeczyła szybko- Po prostu fajnie byłoby pokazać
mu, że mam go gdzieś.
–
Aleś ty mściwa- podszedł do niej i cmoknął w usta. Ania objęła go.
–
Tak, jestem mściwa. Nie znoszę kłamstwa.- znów ten moment, kiedy
poczuł wyrzuty sumienia z powodu tego, że ją okłamuje na temat własnej tożsamości.
Zaraz jednak je zdusił.
–
Pojedziemy dzisiaj dokończyć twój portret?
–
Nie mogę. Mówiłam ci, że muszę odłożyć jak najwięcej pieniędzy.
–
Tak, a ja ci mówiłem, że mam trochę oszczędności.
–
Proszę, nie wracajmy już do tego. Masz jakieś rodzeństwo?- dodała
–
Tak, brata i siostrę- przyznał.- Czemu pytasz?
–
Bez powodu. Właśnie zdałam sobie sprawę, że jesteś bardzo
tajemniczy i właściwie to niewiele o tobie wiem.- powiedziała to lekkim tonem,
ale mimo to Tomek poczuł się nie najlepiej. Ale on po prostu nie chciał wracać
do przeszłości, nie chciał być tylko bogatym właścicielem 1/4 udziałów w firmie
ojca, on po prostu chciał być kimś więcej, kimś kim był przy Ani. Chciał czuć
się wolny i szczęśliwy z dala od salonowego zgiełku ''wyższych sfer'' i przyjęć
ojca.
–
Masz rację, ale w gruncie rzeczy krótko się znamy. Ja też nie wiem
o tobie zbyt wiele poza tym, że jesteś jedynaczką. A jeśli mam być szczery to
będąc z tobą głowę zaprzątają mi nieco inne myśli.
–
Tak? A czy na takie myśli nie znamy się zbyt krótko?- odepchnęła
go żartobliwie wracając do dekorowania swojego tortu. Po kilkunastu sekundach
odezwała się: - Nie jestem jedynaczką. Miałam kiedyś siostrę, Anitę.- Tomek
spojrzał na nią zaskoczony. Już chciał zażartować, rzucając coś w stylu: I kto
tu jest tajemniczy, ale na widok miny Ani zrezygnował z tego.
–
Powiedziałaś: miałam. Umarła?
–
Tak, pięć lat temu. Była ode mnie tylko o rok starsza.
–
Jak to się stało? Była chora?
–
Nie, zginęła...w wypadku. Przepraszam, nie wiem po co zaczęłam ten
temat. Nie lubię o tym rozmawiać.
–
Spokojnie. O nic nie będę cię wypytywał.
–
Nie, przepraszam. Zachowałam się głupio. Przepraszam.
–
Aniu, kocham cię. Chcę żebyś o tym wiedziała i zawsze mogła na
mnie liczyć. Zwłaszcza wtedy kiedy jest źle.
–
Naprawdę mnie kochasz?- spytała cicho.- Mnie wciąż wydaje się to
jakimś szaleństwem. Najpierw niemal uciekłam sprzed ołtarza, a teraz zakochałam
się w tobie.
–
Naprawdę. Wiesz, moja mama umarła dawno temu i praktycznie jej nie
znałem. Jednak w moich wspomnieniach błąka się jej obraz. Dlatego rozumiem co
czujesz.
–
Och. Nie wiedziałam. Pewnie było ci ciężko razem z ojcem- Przed
oczami Tomka stanęła twarz jego ojca. Jemu? Ciężko? Ktoś kto nie miał żadnych
uczuć nie mógł cierpieć. W innych okolicznościach by się roześmiał, ale
niewtajemniczona Ania odebrałaby to zupełnie inaczej. Dlatego dodał:
–
Tak, ożenił się nawet ponownie, ale kilka lat temu zmarł.- Pomysł
przyszedł mu całkiem spontanicznie. No ale w końcu był dla niego niemal prawdą.
Bo Władysław Kamiński nigdy nie był dla niego prawdziwym ojcem. Najpierw we wczesnodziecięcych
latach strofował go próbując przerobić go na własne podobieństwo, a potem gdy
spotkał swoją drugą żonę i narodził się Krzysiek jak mógł pokazywał mu, że
nadzieję pokłada w młodszym synu. To z tego powodu początkowo tak nie znosił
Krzyśka. Dopiero gdy zrozumiał, że wobec niego ojciec nie jest ani trochę
łaskawszy zrozumiał swój błąd. Bo strofował Krzysztofa jak tylko mógł wiecznie
z niego niezadowolony zmuszając do nierealnego perfekcjonizmu. Na dodatek on
sam dogryzał mu na każdym kroku, choć młodszy brat starał się schodzić mu
raczej z drogi. A nawet kilka razy wyciągnął do niego rękę. On jednak
konsekwentnie ją odtrącał. Dopiero niecałe cztery lata temu to się zmieniło.
–
Bardzo mi przykro- Ania zrobiła smutną minkę delikatnie i zapewne
nieświadomie przygryzając dolną wargę. Uśmiechnął się czule gładząc ją po
policzku. W ustach kogoś innego te słowa wydałyby mu się sztuczne i oklepane,
ale czuł że Anna mówi je szczerze. Bo była prostolinijna, uczuciowa i tak
rozkosznie niezepsuta, że czasami bał się nie skazić ją swoją zgnilizną.
–
To już nie ważne- wyszeptał jej prosto do ucha. Potem powiódł
dłonią po jej kościach policzkowych delikatnie muskając jej nos i oczu swoimi
ustami. Poczuł jak narasta w nim pożądanie. Pocałował ją namiętnie. Odwzajemniła
pocałunek z nie mniejszym zaangażowaniem. Zaraz jednak odsunęła się od niego.
–
Przepraszam, ja nie mogę. Wiem, że to głupie ale...
–
Rozumiem, nie martw się.- ujął jej twarz w dłonie starając się
ukryć rozczarowanie. Jednocześnie gardził sobą za to, że tak łamał swoje
postanowienie. Przecież postanowił się zmienić, do diabła. Trochę celibatu
dobrze mu zrobi.- To ja powinienem cię przeprosić, ale po prostu tak bardzo na
mnie działasz, że nie mogę zapanować nad sobą. Zauważył, że odrobinkę się
zakłopotała.- O czym teraz myślisz?
–
Teraz? O niczym ważnym- zbyła go.
–
Hej, masz mi to w tej chwili powiedzieć. Co aż tak bardzo cię
zakłopotało? Chyba nie moje wyznanie?
–
Nie, chociaż...Po prostu zastanawiam się czy każdy facet który
chce przespać się z dziewczyną stosuje ten chwyt. To znaczy nie mówię, że ty
teraz, ale...
–
Dawid.- domyślił się Kamiński. Ania nie zaprzeczyła.
–
Nie bądź zły. Po prostu...czasami...
–
Nie, to ja przepraszam. Zachowałem się jak dupek. Przecież wiem
jakie to dla ciebie ważne. Wybaczysz mi?
–
Nie mam czego. Wiem, że to może wydawać się śmieszne, ale tak
zostałam wychowana i...
–
W takim razie mam świetne rozwiązanie.
–
Jakie?
–
Pobierzmy się.- Ania roześmiała się szturchając go w ramię.
–
Jesteś szalony.
–
Na twoim punkcie.- odparł jej również z uśmiechem.
ROZDZIAŁ
DWUNASTY
W niedzielę Julka
miała kolejną serię badań. Nie udało jej się jednak uniknąć zatajenia
czegokolwiek przed ojcem. To były złe strony posiadania ojca jako lekarza, choć
specjalizującego się w zupełnie innej dziedzinie.
–
Julka, wszystko będzie dobrze- zapewniał ją gdy właśnie poznała
wyniki badań. Ze łzami w oczach próbowała się uśmiechnąć, ale nie mogła, nie
była w stanie. To było dla niej za trudne.
–
Chyba jednak nie jest- spróbowała zażartować, ale uzyskała tylko
tyle, że się rozpłakała. Arkadiusz Barański objął ją. Dziewczyna ufnie wtuliła
się w jego ramię.- Podobno nowotwór jajników dotyka najczęściej kobiety w wieku
50-70 lat. A ja...
–
Nie masz żadnego nowotworu. Wyleczymy to rozumiesz?
–
Jasne. Wlepią mi chemioterapię. Zaraz, zaraz...jak ten lekarz ją
nazwał? Adjawatową?
–
Adjuwantową- odruchowo poprawił ją ojciec.- Kochanie, naprawdę
będzie dobrze. To nie jest tylko pusty slogan. Rozmawiałem z doktorem
Olszewskim. Guza wykryto wystarczająco wcześniej żeby móc skutecznie go
wyleczyć. W tej chwili nowotwór nie jest skazaniem.
–
Mama jakoś umarła.- wyszeptała drżącym głosem Julia. Zaczęła
przypominać sobie cały ten koszmar: brak sił mamy po chemioterapii, jeżdżenie
do lekarzy, gasnący blask w oczach, wypadanie włosów. A na koniec ten ból,
który nawet nie pozwalał jej na sen. Zaczęła szybciej oddychać próbując usunąć
ślady paniki. Boże dlaczego? Dlaczego to spotkało teraz mnie, myślała. Potem
usłyszała dzwonek swojej komórki. Wysunęła się z uścisku ojca. Spojrzała na
wyświetlacz. Potem z powrotem włożyła telefon do kieszeni.
–
Nie odbierzesz?
–
Nie, to Andrzej. Teraz nie mogę z nim rozmawiać.
–
Nie powiedziałaś mu jeszcze, prawda?
–
Nie, wczoraj i dziś mam badania. Jutro muszę jechać do kliniki na
resztę. Nie mam na to czasu.- tłumaczyła się, choć tak naprawdę trudno jej było
to sobie wyobrazić. Jeszcze niedawno sądziła, że jest w ciąży a teraz...
–
Chodźmy już do domu. Pojedziesz do mnie, trochę odpoczniesz.
Gabrysia z Jolą się na pewno ucieszą- powiedział mając na myśli jej młodsze
przyrodnie siostry z drugiego małżeństwa. Julka już otworzyła usta żeby
odmówić, ale nie chciała teraz być sama.
–
Dobrze. Tylko nie mów nic Aleksandrze, dobrze? Ani nikomu innemu.-
skinął głową.
–
Będzie tak jak sobie życzysz.
Jednak nawet wizyta u sióstr nie pozwoliła wyrwać jej się z rozmyślań.
W głowie wciąż pobrzmiewały jej słowa lekarzy: Rak jajników, chemioterapia,
badania, leczenie, nowotwór złośliwy, ciężki do całkowitego wyleczenie,
możliwość przerzutów...Nie, ojciec miał rację: nie powinna poddawać się panice.
Na razie jeszcze nie znała żadnych szczegółów. Nagle zaczęła żałować, że w
ogóle tu przyjechała. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu i
poszukać w internecie wszystkich możliwych informacji na ten temat. Bo choć
samo słowo nowotwór zdecydowanie miało wydźwięk pejoratywny to jednak w wielu
przypadkach nie oznaczało to jeszcze śmierci.
Dopiero wieczorem uświadomiła sobie, że nie dała znaku życie
Andrzejowi, który dzwonił po raz kolejny. Z ciężkim sercem odebrała telefon.
–
Słucham?
–
Baranku, co się stało? Przecież mieliśmy iść dzisiaj do Agi i
Krzyśka, pamiętasz? Dlaczego nie odbierałaś ani w ogóle nie dałaś znaku życia?
Nie wiedziałem co mam zrobić.- gdy usłyszała jego oskarżycielski głos w jej
oczach znów stanęły łzy. Oczywiście wiedziała, że on nie ma pojęcia przez co
ona przeszła w ciągu tego weekendu to jednak ją to zabolało.
–
Przepraszam, po prostu coś mi wypadło.- Najwyraźniej coś było w
jej głosie co go zaniepokoiło.
–
Stało się coś? Julka?- jego ton zmienił charakter. Barańska z
trudem zmusiła się do zwyczajowego pogodnego sposobu mówienia.
–
Nie, w porządku. Po prostu musiałam spotkać się z ojcem to
wszystko.
–
To dobrze. Przez chwilę wydawało mi się, że płaczesz.
–
Nie, w porządku.- roześmiała się.
–
Gdzie teraz jesteś?
–
Właśnie wracam od ojca.
–
Sama? Nie odwiózł cię?
–
Powiedziałam, że wrócę sama autobusem.
–
A więc poczekaj na przystanku. Zaraz po ciebie przyjadę.
–
Nie, naprawdę nie trzeba.
–
Będę za dwadzieścia minut. Czekaj na mnie.
–
Ale autobus mam za dziesięć. Nie musisz...
–
Będę za piętnaście. Masz na mnie poczekać.- Julka uśmiechnęła się.
Żałowała, że wcześniej nie odebrała telefonu od narzeczonego. Przecież z
pewnością by ją pocieszył i nie pozwoliłby się załamać. Zaraz jednak z lekkim
niepokojem uświadomiła sobie, że gdyby on wiedział tak by się nie stało.
Zacząłby ją traktować jak skorupkę jajka wciąż powtarzając jak ojciec, że
wszystko będzie dobrze.
–
Nie, nie mogę mu o tym powiedzieć- szepnęła do siebie. Nie
chciała, żeby traktował ją inaczej. Powie mu dopiero gdy wykona wszystkie
badania, zdecydowała. Potem poczuła się znacznie lepiej.
Andrzej zjawił się dopiero po dwudziestu pięciu minutach. Gdy
zobaczyła, że nadal wygląda na odrobinę zagniewanego jej myśli o chorobie
wyparowały. A więc nadal nic się nie zmieniło, pomyślała. Gdyby poznał prawdę
już nigdy by się na mnie nie złościł. Wciąż patrzyłby na mnie tak
jakbym...zaraz miała umrzeć.
–
Przepraszam- zaczęła- Masz rację powinnam oddzwonić kiedy tylko
mogłam. Tylko potem na śmierć zapomniałam.- roześmiała się ze swojej gry słów.
Na śmierć zapomniałam...na szczęście albo swoje nieszczęście on nie wiedział co
ją tak rozbawiło.
–
Martwiłem się- odparł tylko ale pozwolił się objąć i przytulić.-
Byłem nawet pod twoim mieszkaniem.
–
Nie gniewaj się na mnie. Dzisiaj nie chcę się kłócić.
–
Tylko dzisiaj?- uśmiechnęła się wiedząc, że wraca mu dobry humor.
–
Tak, tylko dzisiaj. Jutro już zaplanowałam poważną kłótnię.
–
Czyżby?- delikatnie wysunął się z jej objęć i skierował do
samochodu. Bo na przystanku zaczęli zbierać się już oczekujący na następny
autobus ludzie.
–
Aha.- odparła gdy byli już w aucie.
–
Ciekaw jestem o co.
–
Powiem ci później. Pojedziemy do ciebie?
–
Przecież jutro masz wykłady- przypomniał.
–
Raz mogę sobie zrobić wolne.- wzruszyła ramionami.
–
Hej, nie poznaję cię.- roześmiał się.
–
Przecież to tylko poranny wykład. Nie powiedziałam, że rzucam
szkołę.
–
Ja w każdym razie się cieszę.
–
Ja też.
Gdy tylko znaleźli się w mieszkaniu Andrzeja Julka od razu mocno
go pocałowała. Odrobinkę zdziwiony po chwili zaczął odwzajemniać pocałunek.
Przyciągnął narzeczoną tak blisko, że aż stykali się ciałami.
–
Chyba naprawdę jest ci przykro skoro w ten sposób mnie
przepraszasz- wyszeptał jej do ucha.
–
Po prostu się za tobą stęskniłam.- odparła ściągając mu koszulkę.-
wygiął wargi w uśmiechu.
–
Ja za tobą też.- Powoli zaczęli przesuwać się w kierunku sypialni.
Potem Andrzej delikatnie położył Julkę na łóżku.
–
A więc powiesz mi w końcu co tak bardzo cię pochłonęło przez pół
soboty i niedzielę? Obiecałaś mi powiedzieć o jakiejś tajemnicy, pamiętasz?-
Barańska przypomniała sobie swoje przypuszczenia na temat ciąży. To właśnie o
tym miała poinformować Sławińskiego. Ale okazało się, że jest wręcz przeciwnie:
nie tylko nie da nowego życia, ale i straci swoje. Uznała jednak, że taka
niespodzianka nie ucieszyłaby jej chłopaka.
–
Tajemnicy nie było. Po prostu miałam błędne przypuszczenia, to
wszystko.
–
Hm, a więc nadal chcesz pozostać tajemnicza. A może to ten twój
nowy pomysł na kłótnię o którym wspominałaś w trakcie jazdy, co?
–
Nie, nie o to mi chodziło.
–
Więc o co?
–
Będę musiała wyjechać na parę dni do Krakowa.-Momentalnie odsunął
się od niej przestając pocałunkami jej ramiona.
–
Po co?
–
Tata kazał mi przywieść stamtąd jakieś dokumenty. Zgodziłam się.
–
Sam nie może tego zrobić?
–
Jest zajęty, a poza tym sama się zgłosiłam na ochotnika- znów
przyciągnęła go bliżej do siebie.
–
Na długo?- Zastanawiała się jak długo będą trwać badania. Doktor
mówił o dwóch lub trzech dniach.
–
Na góra trzy dni. Może cztery jeśli liczyć podróż.
–
Dlaczego aż tak długo?
–
Po prostu muszę tam trochę na nie zaczekać. To jakieś recepty czy
coś.- zmyśliła na poczekaniu.
–
Nie podoba mi się to.- odparł po czym wrócił do całowania nagiej
szyi Julii.- Chciałbym pojechać z tobą, ale akurat teraz mam sporo pracy w
przedsiębiorstwie wuja i...
–
Nie przejmuj się, dam sobie radę- przyciągnęła go z powrotem do
siebie. A potem wreszcie zapomniała o całym koszmarze, który przeżyła wciągu
dwóch dni.
Po powrocie od Agnieszki Izabela zdecydowała się w końcu coś
zmienić w swoim życiu. Przyjaciółka uświadomiła jej, że w końcu powinna podjąć
jakąś decyzję. Oczywiście miała nadzieję, że Iza jednak wybaczy Bartkowi, ale
ona po prostu nie mogła. To było po prostu zbyt poniżające. Poza tym godzinami
zastanawiała się nad motywami męża i doszła tylko do jednego wniosku: po prostu
już jej nie kochał i niewystarczająco go pociągała. Widocznie ponad pięć lat małżeństwa i kochania się z jedną
kobietą go znudziło. Nie dziwiła mu się: w końcu była nikim. Ożenił się z nią
praktycznie z powodu ciąży. A poza tym był synem bogatego fotografa. A w
świecie bogaczy zdrada była czymś na porządku dziennym. Ona jednak była
tradycjonalistką: dla niej małżeństwo było świętością, czyś co szanuje, co
znaczy bardzo dużo. Dla Bartka jednak to było niczym. Usłyszała ze swojego
pokoju, że najwyraźniej wrócił już z pracy. Zebrawszy się w sobie wyszła.
Powinna rozmówić się z nim jak najszybciej póki Antoś nadal przebywał u jej
rodziców.
–
Masz teraz trochę czasu? Chciałam z tobą porozmawiać.-
najwyraźniej zdziwiło go to.
–
Jasne, daj mi pięć minut.- wlał sobie do szklanki trochę wody i
upił duży łyk. Potem rozluźnił koszulę przy szyi rozpinając górne guzika.
Izabela nie mogła powstrzymać się od niepatrzenia. Nie mogła zaprzeczyć, że na
jego widok jej serce nadal mocniej biło. Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem
pełnym...nadziei? Nie mogła być tego pewna.- Coś się stało?
–
Tak. Zdecydowałam, że...Chodźmy lepiej do salonu.- Iza usiadła na
jednym z krzeseł. Po chwili Bartek zrobił to samo. Na chwilę zapadła cisza.-
Wiesz, myślałam ostatnio nad tym wszystkim. I doszłam do wniosku, że miałeś
rację. Nasze małżeństwo nie może tak dalej prosperować.
–
A więc chcesz zacząć wszystko od nowa?
–
Tak- przytaknęła, ale po chwili widząc błysk w jego oczach
zrozumiała, że on miał na myśli ich wspólną przyszłość.- A właściwie to nie.
Nie o to mi chodziło.- Wzięła głęboki wdech.- Sądzę, że powinniśmy to wszystko
skończyć. Jutro zamierzam iść adwokata i złożyć pozew o separację.- Zauważyła,
że mąż zbladł, a na policzku zadrgał mu mięsień.
–
Co?
–
To chyba oczywiste. Chcę skończyć to małżeństwo.
–
Chcesz rozwodu?- wstał z krzesełka i utkwił w niej spojrzenie
pełne złości.- Nie pozwolę ci na to. Nie zgadzam się!- krzyknął. Iza dla
odmiany pozostała całkowicie spokojna.
–
Masz prawo. Jednak ja uważam, że to jedyne możliwe wyjście.
–
Ty uważasz? A ja uważam coś wręcz przeciwnego. Powtarzam, że nigdy
nie zgodzę się na rozwód, rozumiesz?
–
Mogę wiedzieć dlaczego?- Bartek prychnął.
–
Dlaczego? Może dlatego, że ożeniłem się z tobą a ty wyszłaś za mnie za mąż. Nie mam
zamiaru tego zmieniać.
–
A więc tak jest ci po prostu wygodnie, tak?- spytała z trudem
skrywając złość- Co, rozwód ze mną popsuje twój wizerunek jako fotografa?
–
Nie gadaj głupot. Dobrze wiesz, że nie o to chodzi!
–
Przestań w końcu na mnie krzyczeć. To nie zmieni mojej decyzji.
Wiedziałeś, że w końcu musi do tego dojść.
–
Przecież obiecałaś do cholery- odrzekł już ciszej.- Powiedziałaś,
że jeśli dam ci czas to dasz nam szansę.
–
Nie. Obiecałam, że spróbuję. Ale nie potrafię udawać, że nic się
nie stało, rozumiesz? Wczoraj gdy byłam u Agnieszki, Antoś...on powiedział jej
coś co usłyszał podczas naszej kłótni. Nie chcę żeby dalej dorastał w takiej
atmosferze.
–
Więc co mam zrobić? To nie ja zaczynam te kłótnie.
–
No tak, to w końcu jest przecież moja wina.- powiedziała
sarkastycznie- Jak i to, że poczułeś się samotny i skorzystałeś z wdzięków
swojej sekretarki.
–
Przestań.
–
Dlaczego? Prawda w oczy kole?- Mierzyli się wściekłymi
spojrzeniami. Bartek ciężko dyszał ze złości.
–
Przeprosiłem cię do diabła. Tysiące razy to robiłem.
–
I sądzisz, że to wystarczy? Zabiję człowieka i powiem:
przepraszam? Wtedy pewnie policja mnie nie zaaresztuje i puści wolno.
–
Ja nie zabiłem człowieka.
–
Tylko mnie zdradziłeś. Nie sądzisz, że zdrada małżeńska również
powinna podlegać karze?- ironizowała.
–
Iza, proszę. Uspokójmy się. To nie jest decyzja o zakupie nowych
butów. Musimy to przemyśleć.
–
Myślałam na tym przez 3 miesiące- odparła.- Dobrze wiesz, że
powstrzymywał mnie tylko Antoś.
–
A teraz już nie?
–
Owszem, ale teraz zdałam
sobie sprawę, że ja też mam prawo do szczęścia. Mam ledwie dwadzieścia
pięć lat. A przed sobą całe życie.
–
Co to znaczy?
–
To znaczy, że nie zamierzam się poświęcać.- przez chwilę Bartek
tylko na nią patrzyć. Nie mogąc tego wytrzymać spuściła wzrok.
–
Chcesz żeby Antoś został z tobą?- spytał później.
–
Oczywiście. Miejsce dziecka jest przy matce.
–
I przy ojcu- dodał. Znów zapadło kłopotliwe milczenie- A mogę
spytać z czego zamierzasz go utrzymać?- Iza poczuła się oburzona jego bezczelną
uwagą. Jak śmiał zarzucać jej i podkreślać, że to on utrzymywał ich przez te
kilka ostatnich lat?
–
Nie sądziłam, że jesteś aż tak podły. Dobrze wiesz, że nie poszłam
na studia i do pracy tylko dlatego, że zaszłam w ciążę,
–
Niczego ci nie zarzucam. Po prostu zadałem proste pytanie. Jak
dasz sobie sama radę jako samotna matka?
–
Poradzę sobie. Niedługo kończę kurs. Potem z pewnością znajdę
pracę. A gdy Antoś pójdzie do przedszkola nie będę musiała nawet zatrudniać
opiekunki.
–
A jeśli nie?
–
O co ci chodzi, co? Chcesz powiedzieć mi, że na to nie pozwolisz?
–
Tak. Antoś będzie miał u mnie lepiej.
–
Ty podły sukinsynu- zaklęła- Nie wierzę, że po tym wszystkim
jesteś do tego zdolny.
–
A więc uwierz. Jeśli chcesz rozwodu to bardzo proszę. Ale jeśli
tak...to odejdziesz tylko sama.- Nie wiedziała co na to odpowiedzieć. Przez
chwilę bezsilność i niedowierzanie nie pozwoliły jej wydobyć z siebie głosu.
–
Wreszcie pokazujesz swoje prawdziwe oblicze.
–
Tak jak i ty.
–
Ja przynajmniej nie powtarzam w kółko, że wciąż cię kocham.-
Słysząc to Bartek spuścił głowę. Przełknął głośno ślinę.
–
Może masz rację i kłamstwa wcale nie są potrzebne.- Izę zmroziło
słysząc te słowa. Kłamstwa wcale nie są potrzebne...A więc tylko kłamał gdy jej
to powtarzał. Myślała, że ból który czuła po tym jak dowiedziała się o zdradzie
męża był najsilniejszy. Okazało się to jednak niczym w porównaniu ze słowami,
że już nic do niej nie czuje. Zamrugała kilkakrotnie aby powstrzymać napływające
do oczu łzy.
–
Właśnie. Więc skończmy z tą
hipokryzją.
–
Ale Antoś zostanie ze mną.
–
I co zamieszkasz tu ze swoją sekretareczką? A może masz już nową
kochankę?
–
A jak tam twój nauczyciel z kursu?- odbił pałeczkę.- Po wszystkim
daje ci dodatkowe lekcje?- zrobiła pół kroku i uderzyła go w twarz. Gdy w
ostatniej chwili się odsunął prawie unikając ciosu zaczęła okładać pięściami
jego ramiona. Szybko jednak unieruchomił i tę próbę.
–
Puszczaj mnie- syknęła gdy nie mogła w ogóle poruszyć rękoma.
Wściekła spojrzała mu w twarz. Serce biło jej szybciej, a pierś falowała. Ze
złości oddech stał się szybszy i bardziej płytki. W tej chwili jedyne o czym
marzył Bartek było pocałowanie tych wściekłych ust. Miał na to tak piekielną
ochotę...Puścił ją jednak. Nie mógł znieść odrazy widocznej w jej oczach. I
gniewnych słów. Gdzieś w swojej podświadomości wiedział, że tylko tym są w
istocie: owocem gniewu. Nie znaczy to jednak, że nie bolały.- Nie będę tańczyć
tak jak mi zagrasz. Nie pozwolę na to, by za twoje błędy cierpiał Antoś.-
wyrwała się z jego uścisku cofając się przynajmniej o kilka kroków.
–
A ja nie pozwolę na to, byś z powodu błędu przekreśliła całe nasze
dotychczasowe życie.
–
Ja to przekreśliłam? Ty to zrobiłeś wskakując do łóżka swojej
sekretarki.
–
Ona już nie jest moją sekretarką. A poza tym: nie spałem z nią.
–
No tak, specjalizowała się tylko w robieniu dobrze ustami?
–
Mówienie ciągle o tym ci pomaga?
–
Tak. Pomaga mi przypomnieć o tym jakim sukinsynem się okazałeś.-
spojrzała na niego zimno- Bez względu na wszystko idę jutro do adwokata. Chyba,
że sam się wyprowadzisz.
–
Nie zrobię tego. I ty też nie zrobisz. Ostrzegam cię po raz
ostatni: odbiorę ci Antka. Mam pieniądze, pozycję, syn mnie kocha, a poza tym
to nie ma dowodu na to, że...że złamałem przysięgę małżeńską. Przykro mi, ale
takie są fakty. W sądzie rozniosę cię na proch.- Nie chciał jej grozić.
Naprawdę tego nie chciał. Wciąż bardzo ją kochał, ale jeśli to była jedyna
możliwość aby zatrzymać ją przy sobie to musiał zaryzykować. Nawet jeśli Iza
mogła go za to znienawidzić. Choć patrząc na jej poszarzałą z emocji twarz nie
było mu łatwo. Miał ochotę ją przytulić, paść do jej stóp i błagać żeby mu
wybaczyła. Tyle, że robił to już od trzech miesięcy. A ona nadal pozostała
niewzruszona.
Iza natomiast w tym momencie zastanawiała się nad pierwszym
momentem kiedy zauważyła Bartka. Było to wówczas gdy wraz z częścią szkoły, w
tym przyjaciółką Agnieszką musiała na dwa miesiące iść do szkoły zwanej
potocznie brylantowym liceum. W rzeczywistości natomiast była to placówka
prywatna o wysokim czesnym. Wtedy trafiła razem z Kasprzakiem do jednej klasy.
Od początku zwróciła na niego uwagę. Owszem, był przystojny, ale wśród świty
Krzyśka (tego samego za którego wyszła za mąż Agnieszka) nie najbardziej. Jego
uwagę zwracał styl bycia, prawie zawsze widziany na jego twarzy uśmiech i jakiś
wewnętrzny blask, jak nazywała to w myślach Iza. Jednak nie sądziła, że taki
chłopak jak on mógłby zwrócić na nią uwagę a co dopiero się zakochać. Na
wycieczce szkolnej to jednak się wydarzyło. Bartek wciąż szukał jej towarzystwa
jakby mu na niej zależało. Gdy jakiś czas później poprosił ją o rękę była w
siódmym niebie. Owszem, zdawała sobie sprawę, że decydujący wpływ ma na to jej
odmienny wówczas stan, jednak nie odbierało jej to radości. Czuła, że chłopak ją
kocha.
Teraz jednak od czasu liceum minęło ponad pięć długich lat. A
przed nią nie stał wiecznie szczerzący się licealista, ale dorosły świadomy
własnych możliwości manipulator, który bezwzględnie korzystał ze swoich
wpływów. Poczuła, że coś co wydawało jej się tak trwałe zburzyło się w ciągu
kilku sekund. I jak coś wewnątrz niej umarło.
–
Przykro mi jeśli sądzisz, że pieniądze są najważniejsze i one
zastąpią dziecku miłość.
–
Kocham swojego syna.
–
Naszego syna- poprawiła- A jeśli już, to Antoś jest bardziej mój
niż twój. To ja opiekowałam się nim przez te wszystkie lata rezygnując z
kariery zawodowej.
–
Być może. Jednak dla sądu to nie będzie miało żadnego znaczenia.
No ale jeśli chcesz zaryzykować...ja cię nie powstrzymuje. Uprzedzam tylko o
wyniku.
–
Zobaczymy- odparła odkręcając się na pięcie i pomknęła do swojego
pokoju. Przekręciła zamek, a potem włączyła muzykę. Nie chciała aby było
słychać jej płacz. Bartek jednak wyraźnie słyszał stłumione łkanie.
Po kilku dniach małżeńskiego życia Maja wreszcie przyzwyczaiła się
do swojej nowej roli. Choć w zasadzie widywała się z Filipem tylko przelotnie
gdy wracał z pracy to sprzątanie czy gotowanie trochę ją odprężało. No i nie
pozwalało na smutne rozmyślania nad sensem jej związku. Starała się być dla
niego jak najlepszą żoną. Zdawało jej się nawet, że złość lekko zaczęła mu
mijać choć nadal nie chciał z nią sypiać. Z drugiej strony ona też
niespecjalnie tego chciała, bo wczesnym rankiem napadały ją nudności. Jednak w
środowy poranek Filip zauważył, że wymiotuje. Gdy tylko skończyła i
doprowadziła się jakoś do porządku spytał ją:
–
Jesteś w ciąży?- nie widziała sensu aby zaprzeczać.
–
Tak.
–
Od jak dawna?
–
To jedenasty tydzień. Jutro wybieram się do lekarza aby to
potwierdzić. Na razie robiłam tylko test.
–
Rozumiem. Jak się domyślam to moje dziecko?- przecież spodziewała
się tego pytania. Miał podstawy w nią wątpić po tym jak widział ją z Mateuszem.
Mimo wszystko zabolało.
–
Tak.
–
Kiedy się o tym dowiedziałaś?
–
Dwa tygodnie przed ślubem.
–
Teraz rozumiem dlaczego ci na tym zależało- powiedział Filip
spokojnym głosem. Maja dopiero po chwili zrozumiała co sugerował.
–
Nie wyszłam za ciebie ze względu na dziecko.- powiedziała.-
Chciałam cię poślubić.
–
Nie chcę znów wałkować tego tematu.
–
Więc uwierz mi.- podeszła do niego i klęknęła obok krzesła na
którym właśnie siedział- Sądzisz, że te pięć spędzonych razem lat nic dla mnie
nie znaczy? Że spędzałam z tobą czas, rozmawiałam, kochałam tylko dla zabicia
czasu?
–
Wiem, że twój ojciec wyraźnie aprobował nasz związek. A ty
zaczęłaś się ze mną spotykać bo przypominałem ci Karola.
–
Boże, kiedyś rzeczywiście zadurzyłam się w Zawadzkim, ale to było
jeszcze w liceum! I tak, to dlatego początkowo chciałam z tobą chodzić ale
potem to się zmieniło. Naprawdę cię pokochałam.- Filip spuścił wzrok jakby nie
mógł znieść jej oczu.
–
Więc skoro tak to dlaczego mnie z nim zdradziłaś? Dlaczego
zaczęłaś spotykać się z Mateuszem?
–
Nie umiem ci odpowiedzieć. Po prostu był taki jaka ja zawsze
chciałam być: wolny i nieskrępowany żadnymi konwenansami. A mój ojciec zawsze
mnie krępował, wiecznie strofował, wprowadzał zakazy. Po prostu pomyliłam tę
fascynację z miłością. Mateusz mógłby zostać moim przyjacielem. Ale nigdy kimś
więcej.
–
Powiedział, że go kochasz.
–
To nieprawda! Gdybym go kochała to nic by się dla mnie nie
liczyło. Tak samo było z Krzyśkiem: gdy spotkał Agę nie dbał o to, że nie jest
zbyt bogata. I jest teraz szczęśliwy. Ja nie zrezygnowałabym z miłości: dlatego
jestem z tobą. - z jej oczu popłynęły łzy.
–
Maja- Filip wyciągnął rękę jakby chciał pogłaskać ją po policzku,
ale w pół drogi się zatrzymał. Potem szybko podniósł się z fotela. Bo to co
powiedziała jego żona wcale go nie pocieszyło. „ Po prostu pomyliłam tę
fascynację z miłością”, powiedziała. A przecież gdyby naprawdę czuła do
niego prawdziwą miłość nie miałaby żadnych wątpliwości.
–
Proszę, spróbujmy. Proszę cię tylko o szansę. Zrobię wszystko
czego ode mnie zażądasz nawet jeśli będę musiała zatańczyć kankana o trzeciej w
nocy w centrum miasta. Tylko daj mi szansę. Nawet jeśli nie dla mnie to zrób to
dla naszego dziecka- prosiła choć obiecała sobie już nigdy tego nie robić.
–
Nie wiem czy potrafię- wyznał szczerze. Chciał, naprawdę tak
bardzo chciał, ale... - Nie umiem ci już zaufać. Wydaję mi się, że po prostu do
siebie nie pasujemy. Mamy inne priorytety, kierujemy się w życiu odmiennymi
wartościami. Pomyliliśmy pożądanie z
miłością.
–
Nie. Wiesz tak dobrze jak ja, że to nieprawda!- krzyknęła- Gdyby
tak było spędzalibyśmy czas tylko w łóżku, a potem nie moglibyśmy znieść w
swojej obecności kilku minut tak aby się nie nudzić.- znów podeszła do niego.-
Proszę, nie odpychaj mnie dłużej, nie zniosę tego.- Gdy wyciągnął do niej ręce
i lekko przytulił miała ochotę łkać ze szczęścia. Filip natomiast ciężko
westchnął czując że jego silna wola słabnie. Tak dobrze znów było tulić ją w
ramionach. Nie robił już tego od tak dawna...Jeśli jednak mieli w ogóle
spróbować musieli dokładnie sobie wszystko wyjaśnić.
–
Nie chcę żebyś cierpiała. Wtedy czuję się jeszcze gorzej. Ale nie
zniosę kłamstwa, rozumiesz? Więc jeśli kochasz Mateusza, bądź w ogóle coś do
niego czujesz to powiedz mi to.- Czekał w napięciu na jej odpowiedz, choć sam
przed sobą chciał udawać, że nie ma to większego znaczenia.
–
Nic do niego nie czuję. Nie kontaktowałam się z nim od tamtego
wieczoru gdy go trochę pobiłeś. Naprawdę jest mi obojętny. Mogę nawet ci
przysiąc, że się z nim więcej nie spotkam.- Trochę skłamała, bo przecież
widziała go kilka dni temu przed uniwersytetem.
–
Dobrze. A więc dajmy sobie trochę czasu: muszę jeszcze przetrawić
to co się stało.- Maja usiłowała stłumić w sobie gorzkie uczucie rozczarowania.
A więc to tylko sojusz, pomyślała. Filip nie będzie traktował mnie tak jak
dawniej.
–
Mogę cię przynajmniej pocałować?- Drągowicz z trudem panował nad
pożądaniem.
–
Sądzę, że na razie powinniśmy się od tego wstrzymać.
–
Jasne- uśmiechnęła się blado- Jak chcesz.
Tomek niechętnie kierował się w stronę wielkiego domu rodziców.
Choć nie chciał tego robić to jednak otrzymawszy telefon od ojca od razu
spełnił jego polecenie. Tłumaczył sobie, że to ostatni raz kiedy zachowuje się
jak marionetka, bo zamierzał definitywnie odciąć się od Build&Project, ale
i tak czuł się jak słabeusz. Słabeusz, który wciąż ulega woli wszechmocnego
ojca.
–
Sługa przyszedł gotowy na twoje rozkazy.- zakpił gdy tylko stanął
przed swoim ojcem. Ten podnosząc twarz znad papierów skrzywił się z niesmakiem.
–
Jak zawsze sarkastyczny. Dobrze, że chociaż masz poczucie humoru.
Siadaj- bezceremonialnie wskazał mu krzesło po drugiej stronie masywnego
biurka. Zawsze stosował ten chwyt chcąc wybić z pantałyku rozmówcę. Jednak
Tomasz był na to za stary.
–
A więc o co chodzi? Po co mnie tu wezwałeś?
–
Kilka dni temu rozmawiałem z Radosławem Makowskim- był to
właściciel jednej z najlepszych firm budowlanych w kraju- o pewnym pomyśle.
–
A co mnie to obchodzi?- przerwał mu niegrzecznie Tomek. Ojciec
posłał mu stalowe spojrzenie.
–
Zamierzam zrealizować z nim pewien projekt budowy. Z tym, że ma
się odbyć w Niemczech.- Stary Kamiński zamilkł.
–
I? Nadal nie rozumiem po co mnie o tym informujesz.
–
Doskonale wiesz po co. Zamierzam przepisać ci czwartą część firmy.
Jej druga połówka trafi do Mai, a Krzysiek otrzyma 50% wraz z prezesurą.
Chciałbym żebyś zajął się realizacją tego projektu. Doskonale znasz niemiecki i
wreszcie mógłbyś się wykazać w...
–
A co z szanowną małżonką? Po twojej śmierci ma iść żebrać?- Tomasz
zignorował dalsze słowa ojca.
–
Dobrze wiesz, że zapewniłem jej odpowiednią sumę pieniędzy. A poza
tym to należy jej się trochę szacunku. W końcu to twoja macocha.
–
Może. Tak więc nadal nie rozumiem. Co to ma wspólnego ze mną? Nie
zamierzam realizować żadnego projektu.
–
Jak to co? Musisz się nauczyć zarządzać przedsiębiorstwem choć
trochę choćby po to aby złożyć to w ręce zaufanego przedstawiciela. Poza tym
rozważ ten pomysł. Wreszcie zająłbyś się czymś poważnym.
–
Chyba jednak nie.
–
Co?
–
Nie mam zamiaru brać w tym udziału.
–
Jeśli chcesz po mnie dziedziczyć to...
–
Nie chcę od ciebie żadnej kasy.- odparł pewnym tonem Tomasz
Kamiński.
–
Słucham?
–
Tak, dobrze słyszałeś. Nie zamierzam zajmować się
Build&Project. Jestem już wystarczająco duży żeby samemu na siebie zarobić.
–
Nazywasz pracę robotnika wystarczająco dużą sumą? I pewnie z
własnej woli mieszkasz w niewielkim domu, a właściwie ruderze?
–
A więc znów szpiegowałeś. No, staruszku nic się nie zmieniłeś.
Teraz mam bić brawo?- Na czole starego Kamińskiego pojawiła się pionowa
zmarszczka. Siwe krzaczaste brwi zbiegły się w nierówną linię, a nozdrza
zaczęły gwałtownie drgać. Tomek jednak w ogóle się tym nie przejmował. Znał
ojca już wystarczająco długo, żeby rozpoznać kiedy naprawdę jest wyprowadzony z
równowagi. Teraz tego nie widział.
–
Zajmij się tym co do ciebie należy- odparł w końcu- Nawet jeśli
teraz pasuje ci życie romantycznego bohatera niczym z powieści bajronowskiej,
to ciesz się z tego- zrobił krótką pauzę- Bo bieda potrafi być boleśnie męcząca.
Przekonasz się o tym już wkrótce.
–
Być może. Jednak ja nie mam osiemnastu lat, a ponad dwanaście
więcej. Nie będę wciąż tańczył tak jak mi zagrasz.
–
Dobrze. Masz decyzję do końca miesiąca. Jeśli się nie zdecydujesz,
udziały przejdą na twoje rodzeństwo.- wypowiadał te słowa z wyraźną ironią
jakby nie wierzył, że decyzja syna jest definitywna. Jakby oczami wyobraźni
widział, że Tomek i tak ukorzy się przed nim, bo pomysł szantażu jest tak
doskonały. Nie wiedział jednak, że on już podjął decyzję.
–
Świetnie. Właśnie miałam cię prosić abyś nie dawał ich tej małpie,
to znaczy twojej żonie. A więc „adios.”- skłonił się przed ojcem sarkastycznie
i mając zamiar wyjść. Zanim jednak to zrobił usłyszał jego pytanie:
–
To przez tę dziewczynę, prawda?- Tomek nadal odwrócony do ojca
plecami uśmiechnął się ironicznie.
–
Skoro mnie śledziłeś doskonale znasz odpowiedź na to pytanie-
odparł. Potem odwrócił się w kierunku własnego ojca. Władysław Kamiński patrzył
na niego z niesmakiem połączonym z wyrzutem.
–
A więc dla odmiany postanowiłeś przygruchać sobie jakąś nieznaną
wieśniaczkę? Zabawianie się z panienkami z dobrych domów przestało cię kręcić?-
Tomek z trudem nad sobą panował. Nie, nie pozwoli mu wygrać, powtarzał w
myślach. Nie pozwoli. Zaciskając dłonie w pięści odparł siląc się na spokój:
–
Tak, przestało. Wreszcie zrozumiałem co jest ważne w moim życiu. A
właściwie kto. I tą osobą jest Ania.
–
I sądzisz, że spodobałeś jej się z powodu swojego intelektu,
którego starcza ci tylko na wykonywanie tych bzdurnych plam na płótnie? Dla niej
liczą się tylko twoje pieniądze.
–
O ile mnie pamięć nie myli mówiłeś to samo o Agnieszce. A o ile
wiem mój brat nie narzeka.
–
Ona przynajmniej nie była nędzarką. Czy wiesz w ogóle skąd
pochodzi twoja nowa kochanica? Jest córką rolników, ze wsi niedaleko...
–
Dość- przerwał mu kategorycznie Tomek.- Doskonale wiem kim jest
Ania i skąd pochodzi. I wiesz co? Wcale mnie to nie obchodzi. Kocham ją.
–
Ty? Nie sądzisz, że to trochę śmieszne by facet w twoim wieku
mówił takie rzeczy niczym wybujały hormonami nastolatek?- Tomasz poczuł się
zażenowany, gdy ojciec tak bezlitośnie go zrugał. I na dodatek słusznie.
–
Może i kiedyś byłem psem na kobiety, ale teraz, jakkolwiek głupio
to zabrzmi wiem, że Ania to ta jedyna. Aha, i jeśli mogę decydować to przepisz
te udziały na moich bratanków lub bratanice.- Zauważył wyraźne zdziwienie swego
ojca- Oj, nie powiedzieli ci? Agnieszka będzie miała bliźniaki.- Nie czekając
na reakcję ojca odwrócił się szybko i trzaskając drzwiami wyszedł. Tuż przed
wyjściem spotkał jeszcze swoją macochę. Szybko skinął jej głową zastanawiając
się nad tym, jak mogła wytrzymać tyle lat z kimś takim jak jego ojciec. Potem
ucieszył się, że jego matka umierając mogła tego uniknąć. Z pewnością byłaby
głęboko nieszczęśliwa. Będąc na zewnątrz zrobiło mu się odrobinę mniej na
duszy. Wreszcie mógł zacząć żyć tak jak chce. I rzeczywiście stać się zwykłym
robotnikiem za jakiego podawał się przy Ani.
RODZIAŁ
TRZYNASTY
W trakcie podróży do
Krakowa Julka zdecydowała się w końcu stanąć twarzą w twarz z własnym losem. Była
chora, ale to jeszcze nie koniec świata. Najważniejsze, że przez przypadek raka
zdiagnozowano na początku stadium, więc ma duże szanse na przeżycie. Aż 80%,
jak głosiła książka, którą niedawno kupiła. Czytając ją czuła się o wiele
lepiej, bo znała już dużo więcej faktów i szczegółów dotyczących przebiegu
choroby, leczenia, objawów. Traktowała to jako walkę z wrogiem. Swoim osobistym
wrogiem.
Na razie chwila początkowego załamania minęła i znów mogła
zachowywać się tak jak dawniej. Teraz czuła się głupio wspominając jak
godzinami płakała ojcu na ramię gdy poznała wyniki badań. Ale w końcu któż z
nas nie reaguje inaczej na słowo: nowotwór? Automatycznie przyjmujemy to jako
wyrok śmierci choć w dzisiejszych czasach tak nie jest. Słowa książki jednak
nie zawsze takie były.
„Należy tym wyraźniej zaznaczyć, że
u 40% pacjentek, operowanych radykalnie z przeprowadzonym pełnym uzupełniającym
leczeniem skojarzonym, dochodzi do wznowy w ciągu 5 lat. Jedynie 25% kobiet
przeżywa 5 lat od momentu rozpoznania nowotworu”
I choć dalej autorka informowała, że to tylko suche statystyki
Julkę przebiegł dreszcz. Tylko czwarta część kobiet. Tylko jedna spośród
czterech...Czy ona będzie akurat tą czwartą?
–
Hej, mogę się przysiąść?- usłyszała obok siebie jakiś męski głos.
Spojrzała w górę. W korytarzu przedziału kolejowego stał sympatycznie
wyglądający rudzielec.
–
Oczywiście- pospiesznie zamknęła książkę i usunęła torbę robiąc
miejsce nieznajomemu, w duchu zastanawiając się czemu zdecydował się usiąść
właśnie tutaj. Przecież wokół było wolnych jeszcze kilka miejsc
–
Dzięki. Franek.- powiedział wyciągając do niej dłoń.
–
Julia- odparła czując się niezręcznie. Miała nadzieję, że nie był
jednym z tych typków podrywających przygodnie spotkane podczas podróży
dziewczyny.
–
Pewnie zastanawiasz się dlaczego się tu przesiadłem- spytał ją
jakby doskonale znał jej myśli. Mimo wszystko z grzeczności zaprzeczyła.
–
Nie, oczywiście że nie.- roześmiał się.
–
Kłamczuszka- odparł Franek. To dość swobodne określenie o dziwo
nie wydało jej się niewłaściwe.- Wiesz, pewnie spodziewasz się, że przytłoczyła
mnie twoja uroda, ale niestety, nie to zwróciło najpierw moją uwagę- Wbrew
sobie Barańska się roześmiała. Zaintrygowana spytała:
–
Tak? A co?
–
Twoja książka.- jej uśmiech na twarzy momentalnie zniknął.
Spuściła wzrok próbując pozbyć się uścisku w krtani. Nowotwór to nie śmierć,
powtórzyła w myślach.- Przepraszam, nie chciałem cię urazić.
–
Nie szkodzi- odparła tym razem poważnym, ostrzejszym tonem. Potem
odwróciła się do okna.
–
Też jestem chory.- usłyszała jego głos po kilkudziesięciu
sekundach. Nadal jednak uparcie wpatrywała się w szybę.- Zdiagnozowali u mnie
jakąś narośl na wątrobie.
–
Jak dawno temu?- spytała cicho.
–
Niecałe dwa. Niedawno miałem chemioterapię- dopiero teraz Julka
zauważyła nienaturalną bladość skóry nieznajomego i szczupłość sylwetki.
–
Bolało?
–
Chemioterapia? Jak cholera- o dziwo to stwierdzenie jej nie
przeraziło. Może dlatego, że Franek okrasił je uśmiechem.- A ty? Jesteś przed?-
skinęła głową
–
Właśnie jadę na badania. Ojciec mówił, że w Krakowie jest najlepszy
sprzęt i specjaliści, ale mimo wszystko ogromnie się boję- Nie wiedziała czemu
zdecydowała się mu to wyznać. Był dla
niej zupełnie obcym człowiekiem. Ale łączyło ich jedno: oboje byli chorzy.
–
Ma rację. Słyszałem o tamtejszej klinice. Jest też piekielnie
droga, wiesz?
–
Tak. Ale akurat o to nie muszę się martwić.
–
Hm...to zmienia postać rzeczy. Jesteś wolna? Bo jeśli nie to...
–
Nie, mam chłopaka- Julka przyłączyła się do jego radosnego tonu.
Wiedziała, że tylko się z nią przekomarza.
–
Szkoda. Chociaż fakt, że ja mam żonę mógłby to utrudnić- oboje
wybuchnęli śmiechem. Po chwili Julia spytała:
–
Mówiłeś prawdę z tą żoną czy tylko mnie wkręcasz?
–
A ty pytasz z ciekawości czy olśniłem cię swoją przystojną
facjatą? Żartuję. Tak, naprawdę jestem żonaty. To jest Martyna- wyjął z
kieszeni zdjęcie jakiejś ładnej brunetki. Barańska przypatrywała się jej z
ciekawością. Potem zaczęła rozmawiać z Frankiem czując się tak, jakby znała go
od lat. Już po kilkunastu minutach wyznała mu swoją historię: o tym jaka była
przerażona, o tym że wciąż boi się wyznać wszystko swoim znajomym. O dziwo przy
Franku było jej łatwiej. To, że go nie znała było faktem który przemawiał na
jego korzyść.
Gdy dotarli w końcu do kresu podróży Julka poczuła się lżejsza na
duszy. Na koniec Franek mocno ją uściskał i życzył powodzenia. Na koniec
poradził aby skorzystała z kół osób chorych na nowotwór. Tłumaczył, że to
naprawdę pomaga przede wszystkim zrozumieć, że nie tylko mnie to spotyka.
Barańska ze łzami w oczach obiecała, że to zrobi.
Po kłótni z Izą Bartek wyszedł z domu. Po raz pierwszy zrozumiał
facetów, dla których alkohol stanowił ucieczkę przed rzeczywistością. Bo on
teraz miał szczerą ochotę upić się w sztok, a potem obudzić z ponad
3-miesięcznego koszmaru i stwierdzić, że żona nadal go kocha a nie chce się
rozwieść. Wiedział jednak, że to tylko głupie mrzonki.
Nie miał pojęcia co ma teraz zrobić. W złości zastosował szantaż,
ale już zaraz potem tego żałował. Zauważył ból w oczach Izabeli, a ich wyraz
wciąż go prześladował.
Dotarł do baru pół godziny później. Od razu zamówił kolejkę
drinków czując się niczym bohater romansu. Tyle, że bohaterka powinna potem go
przeprosić i wyznać dozgonną miłość, a jakoś nie potrafił sobie wyobrazić Izy w
tej roli. Uśmiechnął się czując jak poprawia mu się humor. A może to alkohol
już zaczął działać? Nie obchodziło go to. Ważne, że w końcu jego umysł był
lekki i odprężony.
- Daj mi jeszcze całą butelkę- odezwał się po niecałych dwóch
kwadransach do barmana. Czy jego głos naprawdę brzmiał tak bełkotliwie? Jako nastolatek
miał znacznie mocniejszą głowę.- Albo najlepiej i dwie.
Zastanawiał się czy Izabela będzie się o niego martwić gdy nie
wróci na noc. A może będzie się cieszyć gdy nie wróci? Jakieś cztery godziny
później gdy pijany wlókł się w stronę parkingu pomyślał, że to i tak bez sensu.
Wybrał więc numer Krzyśka. Po namyśle doszedł do wniosku, że jednak nie ma
ochoty wyjaśniać mu wszystkiego. Dlatego zadzwonił do Andrzeja.
Kumpel zjawił się już kilkanaście minut później. Widząc zalanego w
trupa Bartka o nic nie pytał (Bogu dzięki) tylko od razu zapakował go do
swojego auta.
–
A tobie co? Schlałeś się jak świnia- Nie wiedzieć dlaczego
rozśmieszyło to Kasprzaka.
–
A co nie można?- wybełkotał.
–
Jasne, że można. Ciekawy jestem tylko reakcji twojej drogiej żony.
–
Zawieź mnie do siebie- powiedział.
–
Co?
–
Nie wracam do domu- zaburczał.- I nie pytaj dlaczego.
–
Okej. Też bym się wstydził swojego stanu.- roześmiał się Andrzej.
Nie odważyłbym się pokazać się tak Julce.- W tej chwili Bartek doszedł jednak
do wniosku, że wybór Sławińskiego nie był najlepszym pomysłem. On też był w
szczęśliwym związku. Krzysiek zresztą też. Czy tylko on tak spieprzył sobie
życie? I to na własną prośbę?
–
Jestem kretynem.- wyszeptał chowając twarz w dłonie.
–
Co?- w odpowiedzi Bartek opuścił głowę niżej tak, że niemal
uderzyła w schowek.- Na Boga, uważasz co? Chcesz rozbić sobie ten zapijaczony
łeb?
–
Może to jest pomysł- wymamrotał- Gdy będę umierający może mnie
pokocha...
–
Co ty pieprzysz? O kim ty mówisz? Kto ma się w tobie zakochać?-
Nie doczekał się odpowiedzi. Po kilkudziesięciu sekundach usłyszał ciche
pochrapywanie.- Tak to jest jak się ma kumpli od liceum- tym razem wymamrotał
pod nosem Andrzej. Trzeźwo myśląc wybrał jeszcze numer Izy i wysłał jej
wiadomość, że Bartek jest u niego. Miał nadzieję, że żona nie będzie się o
niego martwiła. Zaraz po jej wysłaniu odczuł jednak lekki niepokój. Dlaczego
Bartek, który praktycznie nie pije alkoholu nagle się upił? I tak kategorycznie
nie chciał wrócić do domu...Sławiński spojrzał na śpiącego Kasprzaka. Jutro, postanowił.
Jutro dowiem się wszystkiego.
Z samego ranka Majka jak zwykle poczuła znaną już sobie słabość:
wymioty. Tym razem nie starała się jednak jak najciszej przemknąć do łazienki.
–
Mogę ci jakoś pomóc?- spytał ją po kilku minutach Filip, który
wyglądał na zaniepokojonego i odrobinkę zawstydzonego. Maja starała się
wyobrazić sobie jak wygląda po ponad kwadransie katorżniczych wymiotów. Blada,
z włosami przylepionymi to twarzy, w starym, luźnym T-shircie, który pozwalał
jej jako tako przeżyć noc...Dlaczego nie domknęła drzwi? Była pewna, że Filip z
pewnością nie przekroczyłby progu łazienki, gdyby była zamknięta.
–
Nie, dziękuję. Chciałabym zostać teraz sama.- wyszeptała z trudem,
bo poczuła nadejście kolejnej torsji.- Proszę.
–
Maja, ja...
–
Wyjdź stąd. Natychmiast!- nakazała mężowi kategorycznie. Czy on
naprawdę nie zrozumiał jak fatalnie się czuła wiedząc, że widzi ją w takim
stanie?
Filip jednak inaczej odebrał reakcję żony. Z powodu jej epizodu z
Mateuszem nieustannie doszukiwał się w niewinnych z pozoru gestach olbrzymiego
znaczenia. Tak było i teraz. Odmowa pomocy, którą zaofiarował żonie wydała mu
się próba zademonstrowania i wyrażenia mu, że wcale go nie potrzebuje.
Po niecałej godzinie Majka opuściła łazienkę. Wyglądała jakby
niedawno wzięła prysznic. Wolno podeszła do blatu kuchennego nalewając sobie
szklankę wody. Potem kilka razy odetchnęła głośno.
–
Nie idziesz na uczelnię?- zagaił widząc jak sadowi się po drugiej
stronie stołu. A dochodziła już ósma.
–
Nie, dziś mam odwołane ćwiczenia. Mam wolne aż do trzynastej.-
Filip niezadowolony pomyślał, że będzie musiał jednak jechać do biura.
Zazwyczaj pracował w domu (gdy tylko był pewny, że nie będzie tam jego żony),
ale zmiana jej planów popsuła mu szyki. Dopił ostatni łyk kawy i zamknął
laptopa.
–
Przepraszam za moje zachowanie w łazience. Ja po prostu...
–
Daj spokój, rozumiem.
–
Chyba jednak nie- Młoda pani Drągowicz z miejsca zauważyła znajomą
nieobecność psychiczną męża. Znała go na tyle by wiedzieć, że jest na nią zły.
Analizując szybko sytuację zrozumiała, że musiał poczuć się urażony jej
wcześniejszymi słowami.- Zrozum to dla kobiety jest krępujące, gdy...no wiesz.
Wyglądałam jak potwór, a widząc twoje współczucie poczułam się jeszcze gorzej.
Przepraszam.- W końcu na nią spojrzał.
–
Nie musisz się przede mną tłumaczyć.- odparł.
–
Filip, dlaczego się tak zachowujesz? Myślałam, że wczoraj...że
mówiłeś to szczerze, a ty wciąż traktujesz mnie jak obcą. Obiecałeś, że dasz mi
szansę. Nam i temu małżeństwu.- usłyszała jak głośno wciągnął powietrze.
–
Masz rację, przepraszam. Przez cały czas wyładowuję na tobie swoją
frustrację. Ze względu na dziecko nie powinienem.
–
Tylko ze względu na dziecko?- wstała z krzesełka i podeszła do
męża. Potem usiadła mu na kolanach.
–
Maja...- nie zważając na jego protesty przytuliła się do jego ciepłej
piersi.
–
Potrzebuję cię- wyszeptała mu w szyję.- A poza tym czytałam, że
dziecko też jest szczęśliwe gdy matka odczuwa szczęście- uśmiechnął się znad
jej głowy świadomy, że nie może tego zauważyć. A więc w jego ramionach czuła
się szczęśliwa?
–
Byłaś już u ginekologa?- Pokręciła głową unosząc w górę twarz aby
spojrzeć mu w oczy. Jak większość mężczyzn wiadomość o przyszłym dziecku była
jeszcze dla niego całkowicie abstrakcyjna. To kobieta przez dziewięć miesięcy
czuje jego ruchy w brzuchu, słyszy bicie serca. Dla faceta bycie ojcem zaczyna
się z chwilą przyjścia na świat małego berbecia.
–
Nie, zamierzam zrobić to jutro. Pomyślałam, że...że moglibyśmy iść
razem. Wiem, że masz wolne popołudnie.- zdziwiło go to, że wstrzymywała się z
decyzją czekając na niego. Starał się tłumaczyć sobie, że to nic nie znaczy.
–
Dobrze- zgodził się.- Pójdziemy tam razem.
–
Dzięki- odezwał się zdławionym głosem Bartek, gdy Andrzej dał mu
szklankę wody. Mimo wszystko i tak miała jakiś dziwny, metaliczny posmak. I po
co do cholery wczoraj tyle wypił?
–
Mam w tym pewne doświadczenie- odparł Sławiński. Potem klapnął na
jeden z foteli w pokoju gościnnym- No, to może powiesz mi wreszcie jaki był
powód twojego upicia się. Albo raczej powinienem powiedzieć:całkowitego
urżnięcia.- Bartosz spojrzał na niego wilkiem.- No co? Przecież nigdy nie
widziałem cię aż tak pijanego, a znamy się nie od dziś. Co się stało?
–
Nic. Po prostu miałem ochotę się upić.
–
Tak po prostu?
–
A czemu nie? Jak mówiłeś nigdy nie byłem pijany i chciałem
zobaczyć jak to jest. Ale chyba nie zamierzam już tego powtarzać- dodał łapiąc
się obiema rękami za głowę. Tępy, pulsujący ból rozchodził się od końca czaszki
aż po nasadę skroni. Bartek czuł, że z trudem zbiera myśli. Jednak jego
przyjaciel nie ustawał.
–
Coś nie tak w pracy? Przecież cię nie zwolnili.
–
Bardzo śmieszne- skwitował to tylko Kasprzyk. No bo przecież
pracował w studio fotograficznym ojca.-Możesz mnie odwieść pod tamten bar? Na
parkingu mam samochód.
–
Chcesz już iść? Bez śniadania?- Na myśl o tym, że miałby coś zjeść
Bartek poczuł odruch wymiotny. Wzdrygnął się odruchowo.
–
Nie, dziękuję mamusiu. A teraz nie wierć mi już dziury w brzuchu
tylko weź kluczyki.- Andrzej spoważniał.
–
Naprawdę nie powiesz mi o co chodzi? Przecież jesteśmy kumplami.
Możesz na mnie liczyć- Bartek ciężko westchnął.
–
Nie o to chodzi. Po prostu...nie sądzę, żebyś był w stanie mi
pomóc. Nikt nie może- Poza moją żoną, pomyślał smętnie.
–
Więc to coś poważnego?
–
Tak. Ja...popełniłem błąd.- Nie dodał nic więcej, więc Sławiński
na próżno czekał na ciąg dalszy. W końcu spytał.
–
Jakiego rodzaju błąd?
–
Najgorszego. A przynajmniej dla przyszłości mojego małżeństwa.
–
Masz na myśli to, że ostatnio właściwie to tylko ty wykonujesz już
zdjęcia? I nie masz czasu dla Izy?
–
Nie, nie o to chodzi.- Bartek się smutno zaśmiał- Gdyby chodziło
tylko o to...Iza z pewnością nie jest, to znaczy nie była zadowolona z mojej
dłuższej pracy- poprawił się, bo patrząc na ich wzajemne stosunki mógł z całą
stanowczością stwierdzić, że dla Izabeli jego późne powroty do domu są teraz
ulgą.- Ale nie chodzi o to. Gdyby to był problem już dawno bym go rozwiązał.
–
Więc? Co takiego zrobiłeś? Zapomniałeś o urodzinach Antka?-
Kasprzyk spojrzał na niego wilkiem- Okej, już nie żartuję. Ale skończmy
wreszcie te zgadywanki, bo nigdy nie byłem w tym dobry. Poza tym jakoś nie
jestem w stanie wyobrazić sobie co mógłbyś zrobić swojej ukochanej Izie. To co:
powiesz mi?- gdy znów zapadła cisza, Andrzej kontynuował:- Więc co: chodzi o
rutynę? A może poznałeś kogoś nowego kto pomógł ci ją zwalczyć?- Już szykował
się na miażdżące spojrzenie od kumpla, ale nic takiego nie nastąpiło. To dało
mu do myślenia. Pokręcił z niedowierzaniem głową.- No nie, chyba nie powiesz
mi, że znalazłeś sobie jakąś nową lalę. Masz romans?
–
Nie mam żadnego romansu!- syknął Bartek na tyle głośno na ile
pozwalał mu na to ból głowy.
–
Uff, a już myślałem, że znany mi świat legł w gruzy. No bo jeśli
taki facet jak ty zdradziłby swoją żonę to co dopiero...
–
Raz zabawiałem się z Jolką.
–
…ja.- skończył Andrzej całkowicie wmurowany.- Że co? Chcesz mi
powiedzieć, że spałeś ze swoją sekretareczką od noszenia statywu aparatu? No
nie, nie wierzę.
–
Ja też do tej pory nie mogę w to uwierzyć. Ale stało się. A poza
tym to właściwie z nią nie spałem. Po prostu...no wiesz.
–
Co: no wiem?
–
Obciągnęła mi- wyrzucił z siebie Bartek- A ja sam nie wiem jak do
tego doszło. W jednej chwili majstrowała coś przy biurku mówiąc mi o jakimś
zleceniu, a potem...
–
Jezu. I po tym wszystkim powiedziałeś o tym Izie? Trzeba było
stulić dziób i siedzieć cicho. Przynajmniej jakiś czas.
–
Nie powiedziałem.
–
Chcesz powiedzieć, że....że was nakryła?!
–
Nie, to Jolka poszła do niej i powiedziała, że mamy romans.
–
Więc na jednym lodziku się nie skończyło?
–
Przestań sobie robić jaja- Widok rozbawionej miny Andrzeja
uświadomił Bartkowi niefortunną grę słów. No i jeszcze bardziej rozwścieczył-
Wiem, że dla ciebie to śmieszne, że świętoszkowaty Bartek za jakiego mnie
miałeś rozpieprzył swoje małżeństwo, ale mnie to już nie bawi.
–
Nie śmieję się z ciebie. Po prostu wciąż mam nadzieję, że zaraz
wyskoczy zza rogu jakiś facet z kamerą krzycząc: mamy cię! Albo ty wybuchniesz
śmiechem i powiesz mi, że to żart.
–
Niestety, to prawda. A Iza ze sto razy posyłała mnie już do diabła
jak tylko odzywałem się ją przeprosić.
–
Dziwisz jej się? Zwolniłeś chociaż tą sekretarkę?- Patrząc na
przyjaciela uniósł dłoń- Spokojnie, tak tylko pytam. Więc naprawdę to był tylko
ten jeden raz? Nie miałeś z nią prawdziwego romansu?
–
A skąd. Nie wiedziałem nawet, że ona, no wiesz że coś do mnie
czuję- Andrzej powstrzymał się od komentarza, że to co zrobił z sekretarką
niewiele miało wspólnego z miłością. Nie był specjalnym znawcą męskiej urody,
jednak wiedział, że jego kumpel zdecydowanie jest przystojnym facetem. Nie
chciał jednak denerwować Bartka takimi uwagami bardziej niż to konieczne.- A
poza tym perfidnie okłamała moją żonę sugerując, że nasz związek trwa nadal i
trwał już jakiś czas. A biorąc pod uwagę to, że ojciec chciał abym bardziej
wdrożył się fotografię budując swoją markę i zlecając mi co większe i
ważniejsze wydarzenia wszystko zgrabnie się ułożyło. No wiesz, moje późne
powroty to domu, zmęczenie. A najgorsze jest to, że Iza w to wierzy.
–
Kiedy to się stało dokładnie?- spytał Andrzej. Bartek usiadł
wreszcie w fotelu szykując się do dłuższej rozmowy. Najwyraźniej zrozumiał, że
Sławiński nie da za wygraną i nigdzie go nie zawiezie gdy nie wyzna mu
wszystkich szczegółów. Tak więc to zrobił niespodziewanie mając ochotę się
komuś zwierzyć. Do tej pory nie chciał tego robić z powodu reakcji jaką by to
wzbudziło, zresztą tak jak u Andrzeja. Opowiedział mu więc jak trzy i pół
miesiąca temu dopuścił się do zdrady. Jak po wszystkim czuł się zniesmaczony i
winny; jak nie mógł znieść wyrazu twarzy żony, gdy po tygodniu opowiedziała mu
wszystko to co wie o Jolanty i spytała czy to prawda, a on tylko spuścił głowę.
Do dziś pamiętał wtedy każde jej słowo:
„Powiedz mi, że to nieprawda. Ona to sobie wymyśliła, tak?
Przecież nie mógł byś mi tego zrobić! Do jasnej cholery, powiedz coś!”- krzyczała
wiedząc już, że to prawda, ale chcąc to usłyszeć z jego ust.-”Nie zdradzasz
mnie, nie mógłbyś...”-jej głos przeszedł do szeptu. Przez chwilę oboje z
nich milczało. Gdy znów się odezwała jej głos wydał mu się wyprany z
jakichkolwiek emocji.
„A więc dobrze, skoro nie miałeś na tyle śmiałości aby to
skończyć sam i wysłałeś do mnie kochankę po to, by w podły sposób mnie
upokorzyć, dobrze. W takim razie ja podejmę tę decyzję skoro ty jesteś aż takim
tchórzem.
„Jaką decyzję?”- odezwał się wtedy czując jak wielka
obręcz zaciska mu się wokół serca.
„Jutro skontaktuję się z prawnikiem. Skończymy definitywnie to,
co zacząłeś.
Dopiero wówczas letarg Bartka spowodowany poczuciem winy zniknął.
Znaczenie wypowiedzianych przez żonę słów dotarło do niego jak gdyby z
opóźnieniem. Wtedy zerwał się z miejsca
wyrzucając z siebie gwałtownie słowa, które teraz wydały mu się zupełnie
nieskładne. Doszło nawet do tego, że szlochając w jej nogi błagał ją o
wybaczenie. Znał własną żonę na tyle by wiedzieć, że decyzja którą teraz
podjęła nie jest zwykłym impulsem. Izabela, choć dość popędliwa w wysuwaniu
osądów czy działaniu zazwyczaj nie wycofywała się z powziętych postanowień. A
jeśli teraz mówiła, że jutro pójdzie do adwokata znaczyło to dokładnie to samo.
Nie stosowała żadnych sztuczek aby poniżał się błagając ją o wybaczenie. (choć
notabene, właśnie to wówczas zrobił). Miała żelazną konsekwencję, za którą ją
szczerze podziwiał. Teraz jednak wiedział, że nie jest ona jego
sprzymierzeńcem.
Po jakimś czasie doszli do porozumienia: on obiecał dać jej trochę
czasu, ona z kolei miała wstrzymać się jakiś czas z pozwem o rozwód. I wtedy
miał nadzieję, naprawdę wierzył, że zdoła wszystko jej wynagrodzić. Ale jego
żona nie zachowywała się już tak jak dobrze znana mu Iza. Przez jakiś czas
niemal się do niego nie odzywała; potem wyniosła resztę rzeczy do pokoju
gościnnego który zajmowała od czasu gdy dowiedziała się o jego zdradzie, a pod
koniec tygodnia w końcu w miarę normalnie z nim porozmawiała tylko po to by
oznajmić, że zapisała się na kurs gastronomiczny. Chciał wierzyć, że to dobry
znak. Teraz jednak wiedział, iż zrobiła to tylko po to aby w końcu rozpostrzeć
nowy fundament swojego życia, gdy definitywnie go z niego wywali. I mieć zawód
aby w przyszłości utrzymać Antosia.-
Więc- głos Andrzeja wyrwał go z niewesołych myśli- Ostatnio wczoraj znów napomknęła
o rozwodzie a ty zagroziłeś, że odbierzesz jej dziecko? Stary, sory ale
popełniłeś najgorszy taktyczny błąd jaki mógłbyś zrobić.
–
Byłem zły, nie wiedziałem jak mam ją przekonać- bronił się- Nadal
nie wiem. A czując się zagrożona przynajmniej mnie nie zostawi.
–
Tylko znienawidzi- dokończył Sławiński.- Wiesz jak się poczuła
słysząc to wszystko? Pewnie teraz sądzi, że chcesz z nią być tylko po to by
uniknąć skandalu i móc bez przeszkód fotografować te swoje gwiazdy podczas gal.
–
Przestań, jestem tylko fotografem, a nie aktorem którym robię
zdjęcia. To, że bym się rozwiódł nie wpłynęłoby na moją karierę.
–
Naprawdę tak sądzisz? Bo nawet jeśli to prawda to Iza tego nie
wie. I pewnie czuje się jeszcze gorzej niż ty. Stary, czy naprawdę jesteś taki
tępy? I na dodatek zamiast ją przeprosić poszedłeś się upić.
–
Miałem rację nie chcąc mówić ci o wszystkim.- Bartek poczuł się
urażony uwagą przyjaciela. Tak łatwo wszystkim oceniać gdy mleko się już
rozlało, pomyślał.
–
Daj spokój, wiesz że nie chodziło mi o to aby cię urazić. Po
prostu nadal nie mogę uwierzyć, że ty z Izą...przecież ją na kochałeś.
–
Nadal kocham. I sam wiem, że spieprzyłem sprawę. Ale to, że wciąż
mi to wypominasz nie pomaga. Gadki o tym, jaki się okazałem nie zmienią mojej
sytuacji. A żadnych rad jak na razie nie dostałem.
–
Dobra, siadaj. Obiecuję, że nie będę już niczego komentował ani
oceniał.
–
Zwłaszcza, że sam nie jesteś święty.
–
Daj spokój, teraz odkąd mam Julkę wywietrzały mi z głowy
młodzieńcze zrywy. Nie mówię oczywiście, że twój nim był.- dodał prędko.
–
Wiem, chodzi mi o to co było wcześniej. Myślałem, że dzięki temu
mnie lepiej zrozumiesz. Zawsze najlepiej się z tobą dogadywałem. Karol trzymał
z Krzyśkiem, a my wspólnie prowadziliśmy pełne eskapad życie. Boże, jak
chciałbym wrócić do tych czasów liceum gdy ta szkółka Izy spłonęła...
–
I może to właśnie jest myśl- Andrzej klasnął w dłonie- Po prostu
musisz przypomnieć jej jak bardzo się dawniej kochaliście.
–
Ale jak?
–
A bo ja wiem? Może wspólna wycieczka w góry, tam gdzie podczas
licealnej wycieczki zacząłeś się do niej zalecać? Pamiętasz jeszcze tamtą noc w
pokoju hotelowym gdy razem z Agą i Karolem przegadaliśmy pół nocy? Przecież
niemal nie odstępowałeś jej na krok.
–
Pamiętam. Dziwi mnie tylko to, że pominąłeś przy tym wyliczaniu
Andżelikę.- dodał wymownie. Andrzej lekko się zakłopotał. No bo fakt, iż
zabawił się z przyjaciółką żon najlepszych kumpli nadal był tematem, którego
się nie poruszało.
–
Oj dobra, odkułeś się. Zadowolony?
–
Żebyś wiedział. Tak czy owak to świetna rada. Nie wiem czemu sam
przedtem na nią nie wpadłem.
–
Bo wciąż boisz się, że ona cię zostawi. Ale przecież cię nadal
kocha, prawda? Przez jakiś czas z pewnością da ci w kość, ale potem gdy
przypomną jej się dawne chwile z pewnością uzna, że nie może bez ciebie żyć i
da ci szansę.- Po raz pierwszy tego dnia Bartosz się uśmiechnął.
–
Masz rację, dzięki tobie ujrzałem wszystko w znacznie jaśniejszym
świetne. Dzięki stary.
–
Drobiazg. Dobra, ruszajmy tyłki abyś jak najszybciej mógł wcielić
w życie plan na ponowne zdobycie żony.
Chociaż...patrząc na ciebie sądzę, że lepiej będzie jeśli na razie zostawisz
samochód na parkingu. Masz niezłego kaca.
Po pierwszych badaniach Julka czuła się wewnętrznie wyczerpana.
Była wdzięczna ojcu za to, że dzięki jego nazwisku nie musiała czekać w długiej
kolejce. Jednocześnie czuła się winna, że być może z jej powodu odwołano czyjąś
wizytę. Tak czy owak jej największym zmartwieniem były wyniki. Nagle poczuła,
że musi z kimś porozmawiać.
Nie miała zbyt wielkiego wyboru. Na razie nie chciała informować o
wszystkim Andrzeja dopóki nie będzie miała jasnej sytuacji na ile jej stan jest
poważny. A jedyną osobą, która wiedziała o jej chorobie był ojciec.
–
Kochanie, jesteś już po? Jak było co powiedzieli lekarze?- z
miejsca zasypał ją serią pytań.
–
Nie wiem tato. Jakieś pół godziny temu wyszłam z kliniki. Wyniki
będą najwcześniej jutro.
–
Och, no tak. A jak się czujesz? Masz smutny głos.
–
Raczej nie mam powodu do śmiechu.- odparła.- Boję się. Nie chcę
dowiedzieć się, że jestem umierająca.
–
Mówiłem ci, że masz tak nie mówić. Rozmawiałem ze Sławkiem- miał
na myśli doktora Olszewskiego, z którym się przyjaźnił.- Mówi, że guz, który
zaobserwował nie był duży. Miałaś szczęście, że udało wykryć się go wcześniej.
–
Tak, wiem. Czytałam, że 90% kobiet zgłasza się już gdy jest za
późno z powodu braku objawów.
–
Widzisz? Więc nie masz się czym martwić.
–
Zawsze mogę znaleźć się w tym dziesięcio-procentowym odsetku.-
odparła kwaśno.
–
Jula, proszę nie bądź pesymistką. Wiele ludzi w dzisiejszych
czasach choruje. To jeszcze nie wyrok. Najwyżej usuną ci guza i po sprawie.
Niewielka operacja i będzie po wszystkim. Nie masz powodu do paniki.
–
Naprawdę?
–
Naprawdę. Wiem, że wciąż myślisz o mamie. Ale ona miała nowotwór
kości. Jej wyleczenie nie było już możliwe. Zwłaszcza w tym stadium. Lekarze
mogli tylko zmniejszyć jej symptomy i....ból. Twoja sytuacja jest zupełnie
inna.
–
Masz rację, nie wiem czemu wciąż tak panikuję- udało jej się
trochę rozluźnić, choć nie całkiem. Wciąż nie mogła zrozumieć dlaczego w jej
ciele jest jakiś paraliż, jakiś strach którego macki nieustannie chwytają ją za
gardło nie dając przestać myśleć o chorobie No i o swoim strachu przed
śmiercią.
–
Właśnie, głowa do góry. Gdzie uśmiech, który stale gościł na
twojej twarzy? Masz się uśmiechnąć.
–
Przecież i tak tego nie zobaczysz.- odpowiedziała odrobinkę
rozbawiona.
–
Ale wyczuję. Kocham cię córeczko, nie zapominaj o tym. Będę cię
wspierał choćby nie wiem co.
–
Ja też cię kocham. I dziękuję ci za wsparcie.
–
Od tego jestem. Pamiętaj, że zrobię wszystko co w mojej mocy aby
ci pomóc. Wszystko- Julka poczuła w gardle coraz większy uścisk.
–
Tak, wiem. Zaraz ucieknie mi autobus do hotelu. Zadzwonię potem.
–
Dobrze. Trzymaj się.- Rozłączyła się. Choć ojciec starał się ją
pocieszyć jego ostatnie słowa tylko zaniepokoiły Julię.
„Będę cię wspierał choćby nie wiem co.”
„Pamiętaj, że zrobię wszystko co w mojej mocy aby ci pomóc.
Wszystko”
Bo czemu miałby to robić skoro wcześniej twierdził, że w jej
stadium łatwo pokona chorobę? Nagle zatrzymała się w pół kroku. A co jeśli
ukrywa przed nią prawdę? Przecież właściwie to nie widziała naocznie wyników
wstępnych własnych badań. Choć swoją drogą i tak nie potrafiłaby ich właściwie
zinterpretować. Mimo wszystko jednak lekarz najpierw powinien porozmawiać z
nią, a nie z jej ojcem. Przecież dawno już skończyła pełnoletność. Z trudem
zrobiła krok na przód starając się unormować oddech. Nie, jest już
przewrażliwiona. Przecież ojciec by jej nigdy nie okłamał. Prawda?
ROZDZIAŁ
CZTERNASTY
Ania wolnym,
spacerowym krokiem przemierzała park. A właściwie nie robiła tego sama.
Spojrzała w bok na towarzyszącego jej mężczyznę. Tomek trzymał jej dłoń i z
uśmiechem na twarzy patrzył przed siebie. Ona też się uśmiechnęła. To było dla
niej takie nowy i jednocześnie przyjemne. Ot, taka banalna czynność ale dająca
tak wielką radość. Zawsze widząc tyle tak spędzających ze sobą czas par
irytowały ją ich uśmiechy i co chwila wymieniane czułe pocałunki. Nigdy nie
sądziła, że kiedyś sama wraz z Tomkiem dołączy do tego grona.
–
Co aż tak bardzo cię rozbawiło?- Jej chłopak dostrzegł uśmiech.
–
Nic takiego- zapewniła.- Po prostu jest ładna pogoda, miejsce,
czas...Czegóż chcieć więcej?
–
Zapomniałaś wspomnieć o towarzyszącym ci mężczyźnie. To chyba
również powód do szczęścia- Na wpół spytał, na wpół stwierdził.
–
No tak, jak zawsze skromny. Odezwała się, a on mocniej ścisnął jej
dłoń i się roześmiał.
–
Ba, mam jeszcze wiele innych zalet.
–
Na przykład?- droczyła się z nim.
–
Magnetyczne spojrzenie, uwodzicielski głos, a z pędzlem w dłoni
każda dziewczyna dosłownie pada mi do stóp. To chyba bardzo na was działa.
–
Pędzel w dłoni? Która na dodatek uwalona jest śmierdzącą farbą?
Nie sądzę- odparła, choć w duchu sądziła inaczej. I była świadoma, że on o tym
wie.
–
Wiem, że to działa na kobiety. Tak jak chłopcy z gitarą.
–
Phi, proszę.- skomentowała to kpiarsko.- Ciekawa jestem skąd się
biorą te stereotypy. Może i nastoletnie dziewczątka pociągają uroczy
buntownicy, ale zapewniam cię, że bezrobotny gitarzysta czy malarz nie robi na
mnie wrażenia.
–
Czyżbyś mnie obraziła?
–
Czyżbyś tego nie zauważył?- uśmiechnęła się do niego zuchwale gdy
udał, że patrzy na nią groźnie. Potem przesłała szybkiego całusa dłonią.
–
Zaczynam dostrzegać w tobie coraz większy charakterek- powiedział.
–
No cóż, na co dzień dobrze się ukrywam.- zażartowała- Ale
wszystkie swoje brudne myśli spisuję na kartkach.
–
Wiesz, zaczyna mi się to coraz bardziej podobać. To prawda?
–
Co?
–
Z tym spisywaniem myśli na kartkach. Prowadzisz pamiętnik?-
odrobinkę się zakłopotała.
–
Tak. Po tym jak przeniosłam się do stolicy...byłam tu zupełnie
sama i nie miałam wokół siebie nikogo komu mogłabym się zwierzyć, oczywiście
zanim zaczęłam pracować u Klaudii. No więc wylewałam całą swoją frustrację na
kartki. Wiem, że to dość dziecinne, ale...
–
Chciałbym go kiedyś przeczytać.
–
Jeszcze czego.
–
A co? Wyznawałaś tam dogłębną miłość Dawidowi?- spytał pozornie
błahym tonem. Anna jednak wyczuła w jego uścisku, że odpowiedź na to pytanie
jest dla niego ważna. No i dużo mówiła. Bo oznaczała, że Tomek nadal nie jest
pewny jej uczuć. Czy wszyscy faceci sądzą, że jeśli kobieta nie chce iść z nimi
do łóżka bo nie darzy ich prawdziwym uczuciem? Ona po prostu pochodziła z
konserwatywnej rodziny. A poza tym to prawdę mówiąc sama nie wiedziała jeszcze
czy to co czuje do Tomasza nie jest tylko przelotną fascynacją. Może tylko
wmawia sobie miłość do niego? On był artystą, a tacy podobno nie są zbyt stali
w uczuciach. Czasami siła jego spojrzenia ją lekko przerażała- Aniu?
–
Hm?
–
Zamyśliłaś się.
–
Przepraszam. Myślałam o...nieważne.
–
O nim, prawda?
–
Nie. To znaczy trochę tak- westchnęła- Nie lubię gdy mnie o niego
pytasz.
–
Dlaczego? Bo nadal coś do niego czujesz?
–
Nie, przecież już ci to mówiłam. Ja nie żądam abyś opowiadał mi o
swoich byłych dziewczynach. A byłoby pewnie o czym opowiadać- Tomasz pomyślał,
że najlepiej zmienić temat. Bo Ania była niedaleka od prawdy. Przyganiał kocioł garnkowi, pomyślał. Choć z
drugiej strony on żadnej z nich nie kochał, a ona darzyła Dawida uczuciem.
Wiedział jednak, że to wyznanie nie przyniosłoby niczego dobrego.
–
Dobrze. W takim razie porozmawiajmy o portrecie. Miałaś mi
przynieść swoje zdjęcie, pamiętasz?
–
Pamiętam. A ja ci mówiłam, że nie godzę się abyś mnie malował. Tym
bardziej, że nie pozwalasz mi już pozować. Chcę widzieć co tam nabazgroliłeś.
–
Powiedziałem ci, że pokażę ci obraz dopiero jak go skończę.- przypomniał.
–
Mam nadzieję, że nie jest taki jak groziłeś.- uśmiechnął się.
–
Masz na myśli ubranie? Hm, coś tam będziesz miała na sobie.
Niestety nie wiem jak wyglądasz na żywo, więc będzie musiała zadziałać moja
wyobraźnia.
–
Ten temat też nie jest dobry- jęknęła. Przygarnął ją bliżej do
siebie.
–
Przecież tylko sobie z
ciebie żartuję.- cmoknął ją w czubek głowy. Potem zatrzymał się na chwilę tak
że niemal na niego wpadła.
–
Co się stało?- spojrzała w kierunki w którym patrzył Tomek. Nie
zauważała tam niczego co mogło spowodować jego naglą zmianę nastroju. Przecież
z pewnością nie chodziło o błyszczącego granatowego seata, który stał
zaparkowany na parkingu. A może jednak? - Znasz tego pana w samochodzie? To
jakiś twój znajomy?- spytała.
–
Co? Nie, to nie jest mój znajomy- Tomek pospiesznie przyoblekł na
twarz uśmiech, choć był nieźle wkurzony. Dlaczego ten podły manipulant zwany
jego ojcem go jeszcze śledzi? I to do tego osobiście? Czego jeszcze od niego
chce? Przecież zrzekł się swojej części schedy: od teraz rzeczywiście miał
prowadzić żywot zwykłego robotnika u boku Anny. Czemu więc stary Kamiński wciąż
go śledził?
–
Nie, to nie mój znajomy. Po prostu wmurowało mnie na widok auta
tego staruszka. Ładny model, nie?
–
No tak. Ale twój samochód, prawdę mówiąc też wygląda na niezły.
–
To podstawowa zasada facetów niższych lotów: mniej fajną brykę, a
dziewczyny od razu spojrzą na ciebie przychylniejszym okiem- postanowił wybrnąć
z sytuacji żartem. Bo przecież jego auto pochodziło prosto z komisu i nawet
teraz po prawie 3 latach użytkowania z pewnością było warte ponad 100 tysięcy.
Błogosławieństwo, że kobiety niezbyt znają się na samochodach. Facet od razu
zauważyłby, że jego „fajna bryka” w rzeczywistości jest „droga bryką”.
Zmierzwił jej włosy gdy zrobiła naburmuszoną minę.- Tak naprawdę to wyhaczyłem
niezłą okazję- zmyślił na poczekaniu- Mam słabość do dobrych aut.
–
Jak to facet- pokręciła głową w udawanym lekceważeniu. Tomek znów
ją przytulił. Droczenie się z nią było od kilku tygodni jego ulubioną rozrywką.
Po kłótni z mężem Iza nie zdziwiła się, gdy Bartek natychmiast
wyszedł z domu. Gdyby tego nie zrobił ona z pewnością wykonałaby ten ruch.
Tyle, że po odebraniu Antosia od dziadków, a nawet wiele godzin później on nie
wrócił. Izabela wmawiała sobie, że to nie ma żadnego znaczenia, że tak jest
lepiej, że być może jej mąż doszedł do tego samego wniosku co ona i wyprowadził
się z domu od razu ułatwiając jej separację. Na tę myśl jej serce niemal
boleśnie skurczyło się boleśnie.
„Może masz rację i kłamstwa wcale nie są potrzebne.”
Tak, właśnie to powiedział gdy zarzuciła mu, że jej nie kocha. Że
kłamstwa wcale nie są potrzebne. Do tej pory czuła się wewnętrznie skamieniała
po usłyszeniu tych słów. Zwłaszcza
przypominając sobie jak wiele razy po dopuszczeniu się zdrady mąż wyznawał jej
miłość. Myliła się mówiąc, że to nie miało znaczenia. A właściwie to się
oszukiwała. Do tej pory sądziła, że mimo wszystko nadal jest dla Bartka kimś
ważnym, że on też cierpi gdy przestali być prawdziwym małżeństwem. Ale on już
jej nie kochał. Liczyło się tylko to, że rozwód zniszczy jego wizerunek, więc
wygodniej byłoby je kontynuować. Bolało ją to jak naiwna się okazała. A on z
kolei podły, bo wykorzystując jej miłość imał się wszelkich sposobów aby ją
przy sobie zatrzymać. Za jaką żałosną musiał ją uważać, myślała smętnie gładząc
ciemną główkę śpiącego synka. Był tak podobny do ojca, że nieustannie widząc go
myślała o Bartku. Znów spojrzała na wiszący na ścianie zegar: wpół do
dwunastej. Przestała się łudzić. Zapewne nie wróci już na noc. Całując Antosia
w policzek cichutko wymknęła się z dziecinnego pokoju, a potem zamknęła
frontowe drzwi na klucz. Przedtem uważnie się rozejrzała mając daremną
nadzieję, że...Nie chciała dokończyć tej myśli. Powinna zacząć stąpać po ziemi
a nie bujać w obłokach. Jej romans i wielka miłość to przeszłość. Teraz powinna
żyć własnym życiem.
Dokładnie w tej chwili nadszedł SMS. Nie był jednak od męża. Z
zawodem odczytała wiadomość od Andrzeja. A więc Bartek jest u niego,
przeczytała nie chcąc przyznać przed samą sobą jak bardzo uspokoiła ją ta myśl.
Sądziła, że być może spędzał noc u swojej kochanki. Uspokojona wreszcie
położyła się spać. Miała nadzieję, że natrętne myśli jej na to pozwolą.
Bartek zjawił się w domu tuż po południu następnego dnia. Wyglądał
dość żałośnie i jednocześnie chłopięco: włosy w nieładzie, pognieciona koszula
i marynarka, na dodatek zmęczona i blada twarz...zaraz jednak poczuła oparu
alkoholu. A więc to cała przyczyna jego złego samopoczucia, pomyślała od razu
twardo lądując na ziemi. A co, może miałby się zadręczać przez całą noc z jej
powodu? Ależ była głupia.
–
Cześć Iza- Andrzej cmoknął ją w policzek- Zwracam ci męża. Jest
trochę w hm, nie najlepszym stanie, ale gorąca kąpiel z pewnością mu pomoże.-
Potem nachylił się do niej by szepnąć- A najlepiej we dwoje.- Zauważył
mimowolne wzdrygnięcie Izabeli. A więc Bartosz się nie mylił: było źle. Jego
żona naprawdę była bardzo stanowcza, tak jak mu to opisywał. On jednak nadal
postanowił grać udając, że nie wie nic na temat panujących między nimi
relacji.- Schlał się wczoraj, bo podobno się pokłóciliście.
–
Tak ci powiedział?- spytała Iza siląc się na beztroskę
jednocześnie posyłając mężowi wymowne spojrzenie.- Można tak to ująć.
–
Więc pogódź się z nim, bo wygląda jak zbity pies.- Nie
skomentowała jego ostatniego stwierdzenia.
–
Dziękuję, że go tu doprowadziłeś. Jesteś sam? Bez Julki?
–
Tak, wyjechała na parę dni do Krakowa dostarczyć ojcu jakąś
paczkę.
–
Ach tak. Zostaniesz na trochę?- dodała po chwili widząc, że nadal
stoi w progu.
–
Nie, będę się zbierał. Nie będę zabierał wam czasu na pogodzenie
się. Pa. I pozdrówcie ode mnie tego małego łobuza Antka.
–
Jasne.- odpowiedziała mu Iza. Po chwili Andrzeja już nie było.-
Powiedziałeś mu o nas?- spytała Bartka gdy tylko zostali sami.
–
Nie, chyba sam się domyślił, że coś jest między nami nie w
porządku- skłamał Bartek. Potem przeczesał dłońmi włosy.- Iza, przepraszam cię
za to co zrobiłem wczoraj. I za to co powiedziałem. Wiesz, że wcale tak nie
myślę.
„Może masz rację i kłamstwa wcale nie są potrzebne.”, znów
zabrzmiało w głowie Izabeli. Uśmiechnęła się leciutko.
–
Tak, wiem. Wciąż bardzo mocno mnie kochasz, a migdaląc się ze
swoją sekretarką miałeś pewnie przed oczami moją twarz. Albo halucynacje, które
spowodowały, że nagle niziutka blondynka wydała ci się wysoką brunetka.- zakpiła.
–
Proszę: wiem, że źle postąpiłem. Chcę tylko abyś dała mi szansę.-
spojrzał jej w oczy tak głęboko, że nawet przez całą długość pokoju czuła na
sobie siłę tego spojrzenia.
–
Już powiedziałam, że...
–
Tak, wiem co wczoraj powiedziałaś.- przerwał jej- A teraz wysłuchasz
tego co ja mam do powiedzenia.- Zrobił głęboki wdech- Zgadzam się na rozwód.-
Słysząc to Iza drgnęła. Tylko siłą woli powstrzymała się przed wypowiedzeniem
słowa: „słucham?!”- Ale tylko pod jednym warunkiem.
–
Jakim znowu warunkiem?- spytała sucho.
–
Chcę żebyś przez ten miesiąc wstrzymała się jeszcze od wizyty u adwokata. Obiecuję, że po
tym terminie wyprowadzę się z domu i podpiszę pozew o separację. A po
określonym ustawowo czasie pół roku o rozwód. Zostawię ci nawet wszystko co
tylko będziesz chciała: dom, trochę gotówki i...wyłączne prawo do opieki nad
Antkiem.- Izabela nie mogła w to uwierzyć. Starała się ignorować uczucie
dominującego bólu w sercu chcąc myśląc trzeźwo. Gdzie był haczyk w tej
propozycji?
–
W zamian za co?- spytała bez ogródek.
–
W zamian za to, że przez ten czas będziesz zachowywała się tak jak
dawniej.- Prychnęła rozzłoszczona.
–
Jeśli sądzisz, że po tym wszystkim będę z tobą...
–
Nie, nie mam na myśli sypialni. Oczywiście jeśli ty nie będziesz
tego chciała- dodał nie zważając na jej ironicznie wzniesione do góry brwi.
–
I dobrze. Bo zapewniam cię- niemal cedziła słowa- że z pewnością
nie będę tego chciała. A poza tym wyrażaj się jaśniej....co masz na myśli
mówiąc: żebym zachowywała się tak jak dawniej?
–
Na początek chcę abyś pojechała ze mną na tydzień na małą
wycieczkę.
–
Jaką znowu wycieczkę?
–
W góry. Tak gdzie spędziliśmy tydzień podczas szkolnej wycieczki w
liceum. Pamiętasz to miejsce?- Skinęła tylko głową. Jak mogłaby go nie
pamiętać? Do dziś pamiętała, że to właśnie tam Bartek po raz pierwszy zaczął ją
zauważać. I to tam zaczęła się ich miłosna przygoda. Zaraz jednak spoważniała.
Co on znów knuł? Po co chciał jej w ten sposób przypominać początek ich
związku? Miał nadzieję, że dzięki sentymentalności kobiet ona nagle pod wpływem
wspomnień zmieni zdanie?- Więc z pewnością pamiętasz jak było nam ze sobą
cudownie.- Nie była w stanie na niego patrzeć, więc tylko spuściła głowę. To za
bardzo bolało.
–
Dobrze, skoro chcesz. Tyle, że to niczego nie zmieni.
–
Tylko wtedy zgodzę się na twoje warunki.
–
Dobrze, jak chcesz.- powtórzyła- Mam nadzieję, że po wszystkim nie
złamiesz obietnicy.- Bartek wygiął do góry kąciki ust w parodii uśmiechu.
–
A więc jesteś taka pewna swego?- Zrobiła parę kroków do przodu.
–
Już nie jestem tą nieśmiałą nastolatką, która dała się poderwać
bogatemu chłoptasiowi. Teraz moje uczucia i decyzje są bardziej trwałe- Wyszła,
nie czekając na jego odpowiedź. A Bartek nagle zapomniał dlaczego uważał pomysł
wyjazdu za tak genialny. Żałował, że zawiązał tę przeklętą umowę zobowiązującą
go do podpisania separacji po upływie miesiąca. Co miał do cholery nadzieję
wskórać? Przecież nie udało mu się w czasie ponad trzy razy dłuższym, więc
czemu teraz to miało się zmienić? Wiedział jednak, że już dłużej nie zniesie
tego zamieszania i niepewności. Jeśli żona go kocha zamierzam sprawić wszystko
co w jego mocy aby w końcu mu to okazała. Jeśli natomiast naprawdę go
znienawidziła, cóż...chyba wówczas jedynym rozwiązaniem jest rozwód.
Maja odczuwała lekkie zdenerwowanie. Znów spojrzała na siedzącego
w rogu gabinetu Filipa, który nie spuszczał z niej wzroku. Uśmiechnęła się do
niego lekko, a gdy on zrobił to samo poczuła się pewniej. Potem czując na
brzuchu bezbarwną maź i chłodny dotyk dłoni lekarza uspokoiła się trochę. W
napięciu czekała na to co powie lekarz.
–
Dwunasty tydzień, płód rozwija się prawidłowo.- stwierdził
ginekolog. Majka odetchnęła z ulgą.
–
Czy to ta ciemna plama na monitorze?
–
Nie, dziecko jest tutaj niżej- wskazał palcem szarawy kształt,
który wydawał się lekko poruszać. Maja nie była pewna czy sobie tego nie
wymyśliła.
–
Widzisz Filip?- spytała męża, który tylko bez słowa wpatrywał się
w ekran. Nie wiedziała jak ma to interpretować. - Doktorze kiedy będzie można
określić płeć?
–
Oj, jeszcze na to o wiele za wcześniej- roześmiał się na widok zawiedzionej
miny pani Drągowicz.
–
Już nie mogę się doczekać.- szepnęła delikatnie gładząc się po
brzuchu.
Po kilkunastu minutach, po starciu maści z brzucha i kilku
pytaniach lekarza wyszła wraz z Filipem na zewnątrz. Nawet gdy mąż Mai zaczął
prowadzić samochód nie padło między nimi ani jedno słowo. Dopiero gdy wyjechali
na ulicę dziewczyna odważyła się spytać:
–
Nie jesteś zadowolony z tego dziecka, prawda?- chwilę zwlekał z
odpowiedzią.
–
To nie tak. Po prostu na badaniu dotarło do mnie, że niedługo
zostanę ojcem. Wcześniej dziecko wydawało mi się zbyt odległe, jakby
abstrakcyjne, no i nie myślałem o nim. A teraz...
–
Rozumiem. Ja mam tak samo, choć wciąż nie mogę się temu
wszystkiemu nadziwić. To niezwykłe, że dzięki nam powstanie nowe życie, prawda?
–
Tak- odparł Filip czując suchość i drapanie w gardle. Nie miał
pojęcia jak być ojcem i czy w ogóle potrafi, ale chciał spróbować. Być może
Maja miała rację: to była dla nich szansa.
–
Wydaje mi się nawet, że trochę przytyłam. Brzuch lekko się
zaokrąglił, prawda?- Z trudem poważnie skinął jej głową. Bo brzuch żony był
prawie nadal płaski jak dawniej.- Chyba powinniśmy zacząć przygotowania i kupić
kilka rzeczy. A przynajmniej kołyskę i wózek. W końcu to nie jest aż tak
zależne od płci dziecka. Co innego z ubrankami. Nie chciałabym aby nastawiwszy
się na córkę urodził się mały chłopczyk. Musiałby nosić różowe śpioszki...-
uśmiechnęła się rozmarzona- A ty kogo byś wolał?
–
Ja?
–
Tak. Chłopca czy dziewczynkę?
–
Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym.
–
Ale przecież musisz mieć jakieś preferencję.
–
Tylko takie, żeby moja było zdrowe. To czy urodzi się chłopiec czy
dziewczynka nie ma znaczenia. Przecież zawsze możemy postarać się o nowe- Te
słowa napełniły Maję nadzieją, choć Filip uświadomiwszy sobie co powiedział
momentalnie spoważniał. Dla Mai jednak znaczyły, że on chce aby ich małżeństwo
w końcu stało się prawdziwe. To śmieszne, pomyślała, że właściwie to go nawet
nie skonsumowali. Było to o tyle zabawne, że przecież była w ciąży.
–
Cieszę się, że też tego chcesz. Nie planowałam dziecka teraz, ale
jeśli tylko będziesz ze mną to...dam radę- Nic na to nie odpowiedział. Majka
zdawała sobie sprawę, że między nimi nadal tkwi mur, dużo cieńszy niż na
początku, ale nadal trudny do przebycia. Bądź cierpliwa, nakazywała sobie. Bądź
cierpliwa.
–
Czy ta operacja jest konieczna?- spytała po raz piąty Julka choć
doskonale znała odpowiedź na to pytanie. Już drugi dzień przebywała w Krakowie,
a wczorajszego wieczoru ojciec do niej dołączył.
–
Tak, musimy usunąć jajniki. Tylko w ten sposób istnieje szansa...to
znaczy możliwość całkowitego wyzdrowienia- poprawił się lekarz, ale Barańska
nawet tego nie zauważyła. Ze spuszczoną głową myślała tylko o konsekwencjach
tego zabiegu.
–
Nie będę mogła mieć już dzieci- szepnęła ni to do siebie ni to do
lekarza. Od zawsze je lubiła. Dla niej nie były hałaśliwe, głupie czy
obrzydliwe; w każdym pięcio, ośmiolatku czy nawet dwunastolatku umiała dostrzec
coś dobrego. Wyobrażając sobie swoje przyszłe życie zawsze widziała siebie
siedzącą na werandzie w otoczeniu małych biegających urwisów...A teraz to
wszystko zamieniło się w proch.
–
Proszę się nie załamywać- doktor zrobił pokrzepiającą minę.-
Istnieje jeszcze adopcja. Ważne jest to, że będzie pani mogła dalej żyć.- To
wcale jej nie pocieszyło. Chęć posiadania dużej rodziny właściwie była jej
jedynym marzeniem. Nie chciała bogactwa, sławy czy kariery; chciała po prostu
mieć normalną dużą rodzinę.
–
Tak, ma pan rację- odparła choć wcale tak nie czuła. Owszem, to
było jakieś rozwiązanie. Tylko, że lekarz jako mężczyzna nie rozumiał podejścia
kobiet. Nie wiedział jak to jest czuć z dzieckiem więź nosząc go przy piersi
(choć praktycznie rzecz biorąc ona również nie doświadczyła), czuć jego ruchy,
mieć poranne mdłości które mają słodko- gorzki wyraz...Wstała z krzesła.- Kiedy
ma dokładnie odbyć się ten zabieg?
–
Oczywiście jak najszybciej. Rozmawiałem już z profesorem
Barańskim: sądzimy, że najlepszym terminem byłaby środa.
–
Już ta środa?- spytała z niedowierzaniem.
–
Tak, do tej pory wszystko powinniśmy już załatwić.
–
Czy operacja będzie tutaj, w Krakowie?
–
Tak byłoby najlepiej. Poza tym pani ojciec...- Julka już go nie
słuchała. Nie miała na to siły. Wcześniej zdenerwowałoby ją to, że znów
traktują ją jak dziecko, ale teraz potrzebowała kogoś kto zajmie się wszystkim.
Gdy lekarz tylko umilkł skinęła mu głową i z bladym uśmiechem wyszła z gabinetu
gdzie czekał na nią ojciec.
–
Doktor o wszystkim ci powiedział?- skinęła głową.- Jak się
czujesz?
–
Źle. Wiesz, że zawsze chciałam mieć dużą rodzinę. A teraz to
wszystko...- jej głos załamał się.
–
Spokojnie. Przecież to nie koniec świata. Ważne jest to, że to da
ci możliwość dalszego życia bez choroby. Myśl o tym w ten sposób.
–
Wiem, ale to trudne.
–
Sądzisz, że...że Andrzej tego nie zrozumie?- wzdrygnęła się.
Właściwie to zapomniała o tym, że on o niczym jeszcze nie wie. Wiedziała
jednak, że musi mu powiedzieć. I to już wkrótce. Nie miała jednak pojęcia jak
to zrobić.
–
Nie wiem. Nigdy...nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat-
przypomniała sobie moment gdy Wiktor powiadomił Sławińskiego o tym, że jest w
ciąży sądząc, że to prawda. Czy Andrzej wydawał się być zły albo radosny?
Próbowała odtworzyć tę scenę w pamięci jeszcze raz, ale jakoś nie potrafiła.
–
Na pewno zrozumie. Bardzo cię kocha.- Nie rozumiała dlaczego to
stwierdzenie przyniosło jej taki ból. Przecież będzie dobrze, pocieszała się.
Pokona chorobę rezygnując z uroków macierzyństwa. Przez chwilę poczuła złość
myśląc o tych wszystkich kobietach które zachodzą w przypadkową ciążę a potem
chcą ją usunąć. Ona oddałaby wszystko tylko po to aby mieć dziecko. A została
tego pozbawiona.
Po powrocie ze szpitala Maja była w świetnym humorze. Nigdy nie
sądziła, że nowe życie, które rozwija się w jej łonie tak bardzo zmieni jej
światopogląd i nastawienie. Dotychczas była egotyczką: patrzyła na świat tylko
z własnego punktu widzenia będąc sobie panią. Owszem, kochała męża brata czy
matkę, ale właściwie na pierwszym miejscu była dla niej ona sama. Do czasu aż o
mały włos nie straciła całkowicie Filipa. No i nie pojawiła się w jej życiu ta
mała istotka. Wreszcie poczuła, że jest jakąś częścią, że może wreszcie będzie
mogła osiągnąć spokój. To wszystko co spotkało ją ostatnio pozwoliło spojrzeć
na jej życie w nowy sposób.
Po pierwsze wszyscy dookoła sądzili, że jest szczęśliwa. Wiecznie
z uśmiechem na twarzy, rozpierającą energią i niezamykającą się buzią zarażała
wszystkich swym pozornym optymizmem. Prawda jednak była taka, że bezsensowna
paplanina pozwalała jej zapełnić ciszę i pustkę, którą czuła wokół siebie.
Starała się wmawiać sobie, że to iż ojciec ją ignoruje ją cieszy, bo nie musi
znosić jego humorów i pretensji. W rzeczywistości jednak pragnęła aby dostrzegł
jej istnienie nawet tylko w takim celu. Oczywiście teraz to się zmieniło: w ich
wzajemnych relacjach bolało ją tylko to, że nie potrafi go kochać choć przecież jest jej ojcem. Z mamą było łatwiej:
choć nigdy otwarcie nie przeciwstawiła się ojcu zwykle starała się wynagrodzić
córce brak relacji z ojcem. Patrząc na ich małżeństwo Maja zrozumiała dlaczego
tak długo zwlekała z uprawomocnieniem ich relacji.
Bała się tego.
Bała się, że nie będzie potrafiła być dobrą matką, żoną czy
kochanką; że powlecze wzorzec własnej matki- zaszczutej, nie mającej własnego
zdania, nigdy nie sprzeciwiającej się mężowi nawet gdy ją poniża.
Z kolei patrząc na poważnego Filipa obawiała się podobieństwa do
jej własnego ojca. Bo on też był poważny, czasami dominujący, lubiący mieć
wszystko i wszystkich pod kontrola. Teraz wydawało jej się to śmieszne, bo
przecież nie ma człowieka który ma mniej wspólnego z Władysławem Kamińskim to
mimo wszystko gdzieś w jej podświadomości tkwił ten irracjonalny lęk. To
dlatego początkowe towarzystwo Mateusza wydawało jej się być odpowiednie. Bo
był jego kompletnym przeciwieństwem.
Znajdując się w końcu przed salą wykładową nigdzie nie mogła
zauważyć Julki. Czyżby odpuściła sobie kolejny wykład? Maja uśmiechnęła się.
Cieszyła się z jej szczęścia z Andrzejem. Uważała, że oboje na nie zasługują.
Mimo wszystko nie mogła się powstrzymać i wyciągnęła komórkę.
–
Hej Jula, tu Maja jak zapewne zdążyłaś zauważyć. Będziesz na
wykładzie?
–
Raczej nie. Nie jestem nawet w Warszawie- odparł Drągowicz głos w
telefonie.
–
O, nie wiedziałam. Wybrałaś się ze swoim chłopakiem na wycieczkę?
–
Nie, jestem sama. Musiałam...musiałam coś załatwić w Krakowie dla
ojca. Coś się stało, że dzwonisz?
–
Nie, to znaczy właściwie tak.- westchnęła- Wiesz byłam dziś u
ginekologa na pierwszym USG. Filip poszedł ze mną uwierzysz?
–
Naprawdę?- spytała słabym głosem Julka. Maja jednak nie zwróciła
na to uwagi.
–
Tak. Myślę, że on mi już prawie wybaczył Mateusza. A wracając do
tematu to po prostu nie mogłam uwierzyć widząc na monitorze poruszającą się
czarną plamkę, że to jest moje dziecko. To takie fantastyczne uczucie, że nie
potrafię tego opisać słowami- Młoda pani Drągowicz nie zdawała sobie sprawy, że
jej słowa i radość sprawiają Julii ból. Bo sama niedawno wyraziła zgodę na
operację, która miała ją tego pozbawić. Mimo wszystko słuchając jej Barańska
czuja jednocześnie smutek, ale i radość z jej szczęścia. Może i nie będzie
matką, ale przyszywaną ciocią? Albo chrzestną matką? Nigdy się nie załamywała i
teraz też nie chciała tego robić.
–
Bardzo się z tego cieszę. A więc wiesz już który to tydzień?
–
Tak, dopiero 12. Jeszcze tyle przede mną- zaśmiała się. Julka
usłyszała jakieś szumy- Przepraszam, muszę kończyć bo przyszedł Frankowski-
miała na myśli wykładowcę.- Zadzwonię do ciebie później i pogadamy. Trzymaj się
i wracaj prędko. Nie mam z kim rozmawiać.
–
Jasne.- roześmiała się- Na razie.
Po dwóch półtorej godzinnych wykładach Maja skończyła dzisiejsze
zajęcia. Właśnie zamierzała wyjść ze szkoły gdy tuż przy jej wejściu głównym
ujrzała nie kogo innego jak Mateusza. Chciała stchórzyć, wrócić do budynku i
trochę poczekać, ale nigdy nie była zwolenniczką uciekania. Raczej brała byka
za rogi. Postanowiła zrobić to i teraz.
–
Cześć. Domyślam się, że przyszedłeś tu po to aby ze mną
porozmawiać- Młody mężczyzna wyraźnie się ożywił.
–
Tak, chciałem cię zobaczyć. Cieszę się, że mi się udało. Jak się
masz?
–
Nie najgorzej. Czemu znów czekasz pod uczelnią?
–
Maju, ja chciałbym z tobą porozmawiać.
–
Mateusz, mówiłam ci wiele razy, że chcę definitywnie skończyć tę
znajomość. To była pomyłka.
–
Nie mów tak- Wziął ją za ręce. Maja z trudem powstrzymała się aby
mu jej nie wyrwać.- Kocham cię. I stale o tobie myślę.
–
Mateusz...- poczuła się zakłopotana żarliwością w jego oczach- Ja
jestem już mężatką. Nie powinieneś mówić mi takich rzeczy.
–
Nie obchodzi mnie to- stwierdził zapalczywie.- Moja miłość sięga
ponad to.
–
Bardzo mi przykro, że cię zwodziłam. Naprawdę nie miałam takiego
zamiaru- Mimo wszystko Maja starała się spojrzeć obiektywnie na to co się
stało. Bo tak naprawdę tylko ona ponosiła wyłączną winę za to co się stało. To
ona zgodziła się dać numer chłopakowi, który o mały włos nie potrącił ją swoją
deskorolką licząc na przelotną czysto platoniczną znajomość, która o mało nie
zrujnowała jej życia. Ten impuls, tak jak wiele innych, którym zazwyczaj
ulegała mógł ją wiele kosztować. Zbyt wiele.
–
Nie mów tak. Kochasz mnie. Tak jak ja ciebie. Proszę, nie uciekaj
przed tym. Wiem, że nie jestem tak bogaty jak Filip, ale zmienię się dla
ciebie. Już wynająłem mieszkanie, znalazłem lepiej płatną pracę i skończyłem z
deskorolką. Naprawdę umiem być odpowiedzialny jeśli tego chcę.- Słuchając tego
Majka czuła się coraz bardziej winna. Bo on bardzo ją kochał: a przynajmniej
tak mu się wydawało.
–
Przepraszam cię- powtórzyła, bo nic innego nie przychodziło jej do
głowy.- Nie chciałam tego. Wiem, że to tylko moja wina. Nawet jeśli to co
mówisz jest prawdą to już nie ma znaczenia, bo...kocham Filipa. A poza tym będę
miała z nim dziecko.
–
Jesteś w ciąży?
–
Tak. Końcówka trzeciego miesiąca- Gdy wypowiedziała te słowa
zauważyła, że Mateusz uważnie wpatruje się w jej brzuch.
–
To prawda?
–
Czemu miałabym cię okłamywać?
–
Bo znaczyłoby to, że spotykając się ze mną wodziłaś za nos nas
obu.
–
Nie zwodziłam cię. Mimo wszystko tego nie możesz mi zarzucić.
Nigdy ci niczego nie obiecywałam.
–
Jasne.- odparł ironicznie- Powinienem wiedzieć wcześniej, że dla
takich bogatych rozpieszczonych panienek jak ty zwykły prymitywny budowlaniec
pewnie stanowi niezwykły ewenement. Dobrze się bawiłaś śmiejąc się w kułak z
koleżankami?
–
Wiesz, że to nie tak.- szepnęła zdziwiona kierunkiem w jaki
zmierzała ta rozmowa
–
Nie sądzę.- odparł Mateusz z goryczą- Wiedziałaś po co cię
zapraszałem; nie udawaj że o niczym nie miałaś pojęcia.- Maja poczuła ukucie
wyrzutów sumienia. Miał rację. Domyślała się, że mu się podoba i niezwykle jej
to pochlebiało.- Umawialiśmy się na spotkania, randki, spędzaliśmy ze sobą
czas- zaczął wyliczać- A ja sądziłem, że to coś dla ciebie znaczy. Ale
najwyraźniej byłem tylko zwykłą zabawką. Mam nadzieję, że chociaż odpowiednio
cię zabawiłem. Cześć- dodał na odchodnym i zaczął się oddalać.
–
Zaczekaj!- Maja mimo wszystko nie mogła tak tego zostawić: w
oczach Mateusza ujrzała wielki ból. - Proszę nie odchodź- poprosiła tłumiąc łzy
w oczach.- Naprawdę nie chciałam, żeby to tak wyszło. Ja...ja bardzo cię lubię
i...
–
Lubisz?- szepnął z goryczą.- Jak mogłaś spotykać się ze mną nosząc
pod sercem dziecko innego mężczyzny?
–
Wtedy o tym nie wiedziałam.- nie zamierzała znów się powtarzać
mówiąc, że nie podejrzewała iż ich znajomość przyjmie taki charakter.
–
No, to zmienia postać rzeczy- zaironizował.
–
Nie, ja wiem że źle postąpiłam. Ale co mam zrobić?
–
Nic. Więc daj mi już spokój i sobie idź. Dzięki przynajmniej ze
to, że zdjęłaś mi klapki z oczu.
–
Proszę, nie odchodź. Nie tak.- spróbowała raz jeszcze.
–
Dlaczego? To coś dla ciebie znaczy?- spytał podchodząc do niej.
Maja starła z policzka łzę.
–
Oczywiście, że tak. Jesteś moim przyjacielem.- Roześmiał się jej w
twarz. Mimo wszystko dziewczyna zebrała się na odwagę i do niego podeszła.
Delikatnie dotknęła ramienia.- Wiem, że to teraz boli...no i że wydaje ci się,
że...że mnie kochasz i że to jest czymś więcej, ale kiedyś, niedługo znajdziesz
kogoś kto pokocha cię tak mocno jak ja nie potrafiłam. Bo na to zasługujesz.-
Gdy wypowiadała te słowa Mateusz patrzył jej prosto w oczy. Maja widziała w nim
ból i rezygnację. Naprawdę mu współczuła. Dlatego pozwoliła mu wziąć swoje
dłonie aby po raz ostatni złożył na nich pocałunek.
Żadne z nich nie wiedziało, że obserwuje ich ktoś jeszcze. Ktoś,
kto znów wyrzucał sobie, że jest kompletnym idiotą.
Filip uśmiechnął się ironicznie widząc własną żonę w objęciach
byłego kochanka. A więc okłamała, go pomyślał. Nadal spotyka się z tym całym
Mateuszem. Poczuł się głupio na myśl o tym, że jeszcze przed południem niemal
dał się wciągnąć w jej sidła i uległ.
- Ale do tego nigdy nie dojdzie- szepnął jakby do siebie składając
sobie w duchu obietnicę, że nigdy więcej nie pozwoli aby Maja go skrzywdziła.
ROZDZIAŁ
PIĘTNASTY
–
Wiesz, tata Andżeliki nie żyje.- powiadomiła męża Agnieszka
czytając wiadomość od Izabeli.- Pogrzeb odbędzie się za trzy dni.
–
Pewnie chciałabyś tam iść, co?- powiedział Krzysztof zajmując
miejsce obok żony na sofie.- Kontaktowałaś się z Andżelą? Jest jej bardzo
ciężko- Aga zaprzeczyła gestem głowy.
–
Nie, od jakiegoś czasu w ogóle nie odpowiada jej komórka. Chyba
zmieniła numer.- Agnieszka zmarszczyła lekko brwi.
–
Hej, nie smuć się. Przecież mieszka w Bydgoszczy; to normalne że
wasza licealna przyjaźń nie może się teraz rozwijać tak jak kiedyś.
Najważniejsze, że jest teraz szczęśliwa, ma dobrą pracę i męża który ją kocha.
Spotkasz ją z pewnością na pogrzebie i wtedy porozmawiacie.
–
Tak, ale nie wiem czy uda nam się dotrzeć. Już teraz czuję się jak
kulka.- pogładziła się po wypukłości brzucha.
–
Nie przesadzaj. W końcu nasze dwie istotki muszą zajmować dość
miejsca.
–
Mówisz tak, bo nie ty musisz to znosić- jęknęła. Jednak
uśmiechnęła się przy tym rozczulająco wpatrując w swoje ciało. Krzysztof wiedział,
że podobają jej się uroki bycia mamą.
–
Gdybym mógł wziąłbym to na siebie- roześmieli się oboje
wyobrażając sobie tę wizję. Potem Kamiński położył sobie głowę żony na
ramieniu.
–
Wiesz, rozmawiałam z Izą. O Bartku- Agnieszka nie mogła dłużej
ukrywać tego co wie przed mężem- Miałam rację co do popsucia ich relacji.
–
Co się stało?- Krzysiek zdjął głowę z jej ramienia.
–
Izabela wyznała mi, że mąż ją zdradził.
–
Bartek? Bzdura.- odparł stanowczo Krzysztof.
–
Ale to prawda- upierała się Aga- Jego sekretarka do wszystkiego
się przyznała i on też- opowiedziała mężowi szczegóły rozmowy z przyjaciółką.
Na koniec on pokręcił głową.
–
Nie mogę uwierzyć. Wiem, że to może głupio zabrzmi, ale to
zupełnie nie w jego stylu. Już prędzej spodziewałbym się tego po Andrzeju, a
nie po Bartku. Wiesz, że Iza właściwie była jego pierwszą kobietą? O ile wiem
to wcześniej jego relacje z Karoliną- miał na myśli dziewczynę, z którą chodził
jeszcze w liceum zanim poznał Izabelę.- właściwie nie rozwinęły się na tyle aby do czegoś między
nimi doszło.
–
Widocznie sprzykrzyła mu się jedna kobieta.- jako przyjaciółka
Kasprzak trzymała jej stronę. Spojrzała wilkiem na męża.- Mam nadzieję, że z
tobą tak się nie stanie, bo uprzedzam cię, że ja nie uwolnię cię od swojego
towarzystwa aż do śmierci. I jeśli sądzisz, że dam ci rozwód abyś mógł mieć
wolną rękę...- przerwał jej cmokając głośno w usta.
–
Kocham cię- odparł ze śmiechem reagując na jej złość. Wciąż nie
mógł się nadziwić jej zmiennym humorom podczas ciąży. W jednej chwili
rozmawiają o pogrzebie ojca Andżeli, potem zdradzie Bartka, a teraz o ich
potencjalnym rozwodzie. Delikatnie pogładził ją po brzuchu.- Wiesz, najpierw
poczekam aż urodzą się dzieci. Dopiero później znajdę sobie jakąś nową żonkę.
–
Jesteś niepoprawny- doskonale wiedząc, że żartuje pokręciła głową-
To poważna sprawa. Powinniśmy im pomóc jako najbliżsi przyjaciele obu stron.
Powinieneś porozmawiać ze swoim kumplem.
–
Aguś, skoro Bartek nie puścił pary z ust widocznie chcą to
załatwić samemu.
–
Nie sądzę. Iza wspominała o rozwodzie- zmarszczył brwi.
–
Jest aż tak źle?
–
Obawiam się, że tak.- westchnęła- Zauważyłeś, jak ostatnio
wszystkie związki się dookoła przeżywają jakieś problemy? Najpierw Julka którą
nie chciała wybaczyć Andrzejowi, potem twoja siostra i Filip, a teraz Iza z
Bartkiem. To chyba jakieś fatum.
–
Nie przesadzaj. Nie powinnaś się tym teraz martwić, zwłaszcza w
twoim stanie. Niedługo wszystko się jakoś ułoży.
–
Mam nadzieję.- ponownie ciężko westchnęła- Mam nadzieję.
Julka, tuż przed zabiegiem chciała zadzwonić do Andrzeja. Bardzo
się bała i miała nadzieję, że narzeczony ją pocieszy. Tyle, że niestety on o
niczym nie wiedział. Ciężko westchnęła. Wiedziała, że i tak musi mu o wszystkim
powiedzieć, bo najwyraźniej jej choroba będzie miała dłuższy przebieg niż
sądziła. Przecież po operacji będzie musiała zostać kilka dni w Krakowie. Jak
mu to wytłumaczy?
–
Pani Barańska, zaraz przyjdzie pielęgniarka i pomoże się pani
przygotować- usłyszała głos lekarza. Z delikatnym uśmiechem skinęła głową i
odłożyła telefon. Zaraz potem decydując się nie tchórzyć wysłała do
Sławińskiego SMS-a:
„Przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłam. Mam nadzieję, że się
nie gniewasz, ale muszę zostać w Krakowie jeszcze przynajmniej kilka dni.
Obiecuję, że po powrocie wszystko ci wyjaśnię.”
Niechętnie wysłała mu wiadomość. Potem trochę żałowała, bo
brzmiała tak tajemniczo, że z pewnością tylko go zirytuje. Bo Andrzej nie
znosił tajemnic. W ogóle nie lubił nawet słowa niespodzianka. Uśmiechnęła się
do tapety w telefonie na której była jego fotografia. Tak bardzo go kochała.
–
Dzień dobry- ktoś znów oderwał Julkę od ponurych rozmyślań. Była to zapowiadana
pielęgniarka- Jest pani gotowa do zabiegu?
–
Chyba tak.
–
Więc jedziemy na salę- rozłożyła wózek gestem nakazując Barańskiej
do niego usiąść.
–
Czy to jest konieczne? Dobrze cię czuję- niewiadomo dlaczego nie
nastroiło ją to optymistycznie. Bo poczuła się tak jakby naprawdę była bardzo
chora.
–
Niestety tak- młoda pielęgniarka uśmiechnęła się do niej-
Obowiązują nas zasady i po prostu musimy ich przestrzegać. Niech pani się nie
martwi, dobrze prowadzę- zażartowała dzięki czemu Julka trochę się odprężyła.
Wyjeżdżając z pokoju usłyszała jeszcze dźwięk nadchodzącego SMS-a. Niestety,
nie mogła go już odczytać, choć była pewna że jest od narzeczonego.
Miała rację. Sławiński, pomimo faktu iż znajdował się w pracy
odczytał wiadomość od Julki. Tak jak podejrzewała ta wiadomość wywołała tylko
jego konsternację. O co mogło chodzić? Jego narzeczona już od dwóch tygodni
zachowywała się nieswojo i choć pytana twierdziła że wszystko jest w porządku on
podejrzewał, że coś ją trapi. A teraz to potwierdziła. Mimo wszystko odpisał
jej:
„Nie szkodzi, rozumiem że to coś pilnego i niespodziewanego.
Gdy będziesz miała chwilę zadzwoń. Stęskniłem się za tobą. I ja też mam dla
ciebie niespodziankę”
Jego niespodziankę był fakt, że od przyszłego tygodnia zapisał ich
oboje na kurs tańca. Oczywiście Julii to było zupełnie niepotrzebne, bo ta
czynność wychodziła jej świetnie, ale on sam obiecał jej, że zanim wezmą ślub
choć trochę nauczy się tańczyć. Poza tym traktował to jako świetną okazję do
ciekawego spędzania z nią czasu.
Mimo tego, że znali się ledwie ponad rok, Andrzej był pewny swoich
uczuć i chciał ożenić się z Julią. Zignorował radę ojca, który chociaż
uwielbiał Julię, radził synowi jeszcze trochę poczekać. Wystarczająco znał jego
naturę aby podejrzewać, że mógłby znudzić się dziewczyną lub ją zdradzić.
Andrzej go za to nie winił: w końcu czemu nagle po wielu zaledwie
kilkutygodniowych podbojach miałby nagle zakochać się na zabój? Jednak on po
prostu to wiedział, czuł całym sobą, że to jego druga połówka.
Nie wiadomo czemu pomyślał o Wiktorze. A jeśli to Julka nie jest pewna swoich uczuć
do niego? Wracając myślami wstecz zauważył, że ostatnio denerwowała ją każda
najmniejsza wzmianka o ślubie. Więc może się tego bała? Albo chciała zaczekać i
o tym chciała porozmawiać po powrocie z Krakowa? Lub, co gorsze, całkowicie z
niego zrezygnować. Przełknął gwałtownie ślinę. Nie, wpada w obłęd. Czasami
śmieszyło go to, że jest zazdrosny, bo zanim poznał Julię nie znał w ogóle tego
uczucia odnoszącego się do kobiety. A teraz świrował nawet na jej niewinny
wyjazd.
Po tym jak Filip chciał zrobić żonie niespodziankę i odebrać ją z
uczelni, co niestety zakończyło się fiaskiem, postanowił wrócić do biura. Praca
od zawsze pozwalała mu uciec daleko myślami od tego co go trapi. A teraz nie
chciał myśleć o Mai. Nie po tym jak znów zobaczył ją w objęciach Mateusza.
Niezaprzeczalnie czuł się ponownie zraniony, ale do tego uczucia dołączyła
również złość. Dlaczego nie mogła powiedzieć mu prawdy? Przecież tylko tego od
niej wymagał. Stali się małżeństwem, a dzięki kłamstwom choćby i
najpiękniejszym daleko nie zajadą. Usłyszał pukanie do drzwi.
–
Proszę- odparł machinalnie przenosząc wzrok na dokumenty, które
leżały na jego stoliku. Przynajmniej udawał, że coś robi.
–
Przepraszam, potrzebne mi tylko kilka podpisów.- powiedziała jego
wchodząca właśnie sekretarka. Przeniósł na nią wzrok.
–
Jasne- gdy przybliżyła się do niego zignorował zalotne trzepotanie
rzęs i jej pochyloną sylwetkę ukazującą w całej okazałości dekolt. Starał się
nie skrzywić. Odkąd odegrał tę żałosną szopkę kilkanaście dni temu flirtując z
Tamarą tylko po to by zobaczyła to Maja i odwołała ślub, sekretarka chyba
zaczęła wyobrażać sobie za wiele. Czuł się głupio, bo przecież to była jego
wina. Jednak nie chciał prosto z mostu powiedzieć jej, że nie jest
zainteresowany. Pracowała już u niego ponad rok i była bardzo kompetentną
pracownicą, a niechybnie wszystko skończyłoby się zwolnieniem.- Już.
–
Dzięki.- znów zastosowała sztuczkę z rzęsami, a Filip przypomniał
sobie jak robiła to Maja, aby wymóc na nim jakąś obietnicę. Z tym, że była o
wiele bardziej subtelniejsza. I pociągająca.
–
To wszystko?- spytał gdy nadal nie wychodziła z jego gabinetu.
–
No...tak.- widocznie zdała sobie sprawę, że on nie ma zamiaru
ulegać jej urokowi. Zrobiła profesjonalną minę po czym żeby nie wyjść na głupią
dodała- Chciałam tylko jeszcze przypomnieć o spotkaniu z panem Kamińskim. Ma
przyjść za...
–
Pół godziny, wiem. W takim razie przynieś mi jeszcze dokumenty
dotyczące wspólnego projektu. Chciałbym je jeszcze przejrzeć.
–
Oczywiście- gdy wyszła Drągowicz odetchnął z ulgą.
Po jakimś czasie Władysław Kamiński wkroczył do biura swojego
zięcia. Dość szybko przeszli do konkretów przedsięwzięcia i omówili niezbędne
kwestie. Na końcu rozmowa zeszła na tematy prywatne.
–
I jak układa ci się z moją córką?- spytał Filipa. Ten wzruszył
ramionami.
–
Chyba dobrze, dziękuję- nie miał zamiaru roztrząsać swoich
małżeńskim problemów z kimś, kogo to wcale nie interesowało. A do takich osób
należał jego teść.
–
Cieszę się. To dobrze, że doszliście do porozumienia w związku z
jej ostatnim wyskokiem.- Drągowicz uśmiechnął się z przymusem. Miał nadzieję,
że Kamiński nie będzie wspominał o tym na jakiego rogacza wyszedł przez jego
córkę. Ale się pomylił. Być może to dlatego powodowany złością odparł:
–
Oczywiście. Przecież wówczas nasza współpraca musiałaby się
skończyć, prawda?- roześmiał się krótko. Po chwili teść mu niepewnie zawtórował
nie wiedząc czy jego wypowiedź na pewno była żartem czy też Filip celowo
nawiązał do szantażu.- Musisz być pewnie zadowolony z faktu, że wreszcie
doczekasz się upragnionych wnuków?- dodał tylko po to by zmienić temat.
Kamiński przyjął go z ulgą.
–
Och, masz pewnie na myśli bliźniaczą ciążę mojej synowej?- Zaraz
jednak ulgę zastąpiła irytacja. Czy tylko on nie został poinformowany o tym, że
Agnieszka jest w bliźniaczej ciąży? Przecież był ich dziadkiem, do cholery!
–
Tak, choć nie do końca o to mi chodziło. Maja ci nie powiedziała?-
Drągowicz niespecjalnie chciał informować teścia o tym, że jego córka również
jest w ciąży, ale w sumie wolał to zrobić teraz niż później znosić jego
pretensje o to, że nie poinformował go wcześniej. Zdziwiło go też, że nie
zrobiła tego sama Majka.
–
Nie powiedziała? O czym?- zaraz jednak uniósł w zdziwieniu brwi.-
Chcesz powiedzieć, że...?
–
Tak, też jest w ciąży.
–
No cóż, w takim razie gratuluję. Jestem naprawdę mile zaskoczony-
poklepał zięcia po ramieniu.- Naprawdę mnie to cieszy.- dodał. Mówił prawdę.
Odkąd jego młodszy syn Krzysztof zaczął się zadawać z tą całą Agnieszką
Młynarczyk (a potem się z nią ożenił) przestał być posłuszny i wypełniać jego
polecenia. Dlatego obawiał się, że nie pozwoli mu pokierować wnukami tak aby
odpowiednio ich wychować. A już jego synowa na pewno nie wyrazi na to zgody. Co
innego córka.
–
Dziękuję. Pewnie bardzo się cieszycie, co?
–
Tak- przyznał niechętnie Filip. Po dzisiejszym dniu może trochę
mniej, ale im częściej myślał o dziecku tym bardziej go pragnął.
–
Kiedyś muszę do was wpaść wraz z żoną. No, a teraz czas się już
zbierać.- wstał ze swojego krzesełka- Pamiętaj, że gdybyś miał jakieś problemy
to zawsze możesz na mnie liczyć. Wiem, że moja córka jest dość...hm,
nieprzewidywalną osobą i...jeśli będziesz miał z nią problemy to...to nie wahaj
się podjąć radykalnych działań. Naprawdę nie będę miał ci tego za złe.
–
Co masz na myśli?- spytał ostrzej niż zamierzał. Nie wierzył, że
Kamiński może sugerować coś takiego.
–
Wszystko co uznasz za niezbędne.- obrócił wszystko w żart.-
Trzymaj się. I pozdrów Maję.
W pracy Bartek powiadomił ojca o swoich planach i zamierzanym
urlopie. Roman Kasprzyk bez problemu wyraził na to zgodę.
–
Och, jasne że tak. Bardzo się cieszę, że zamierzacie z Izą gdzieś
wyjechać. Prawdę mówiąc ostatnio z mamą martwiliśmy się, że wam się nie układa-
roześmiał się jakby z ulgą. Nie wiedział, że jednak się myli i ten wyjazd jest
ostatnią szansą Bartka na odzyskanie żony- Na pewno nie chcesz aby na ten
tydzień Antek został u nas?
–
Nie, chciałbym jechać razem z całą rodziną.
–
No tak, ale wiesz wtedy mielibyście więcej czasu dla siebie.- W
odpowiedzi Bartek lekko się skrzywił. Znając żelazną konsekwencję Izy chyba
tylko upicie jej do nieprzytomności albo tabletka gwałtu mogłyby mu pomóc.
Dlatego obecność synka zdecydowanie pozwoli mu przetrwać samotne noce.
Gdy tylko zjawił się w domu od
razu zamierzał poinformować żonę o tym, że już poczynił niezbędne
starania dotyczące ich wspólnego wyjazdu. Już nie mógł się tego doczekać.
–
Hej, już jestem.- wchodząc do kuchni zastał siedzącego przy stole
Antosia wcinającego obiad. Pocałował malca w policzek tak jak to miał w
zwyczaju. Dopiero wtedy spojrzał na Izabelę.- Witaj.
–
Cześć- odparła nieśmiało. Najwyraźniej czuła się nieswojo po ich
wczorajszej umowie.
–
Możemy chwilę porozmawiać? Wiem, że niedługo musisz iść na swój
kurs- dodał starając się powściągnąć niechęć.
–
Dobrze. Pójdziemy do pokoju, dobrze kochanie?- zwróciła się do
synka. Ten nie przerywając jedzenia skinął tylko głową.
Gdy znaleźli się w jej pokoju, Iza spytała:
–
O czym chcesz tak pilnie rozmawiać?
–
O naszej wycieczce. Zamówiłem już hotel.
–
Zamówiłeś? Bez konsultacji ze mną?
–
Przecież się zgodziłaś- przypomniał.
–
Okej- westchnęła- Na kiedy?
–
Na tydzień od piątku.
–
Tego piątku? Nie mogę.
–
Teraz nie możesz się wycofać albo nasza umowa zostanie anulowana.
–
Nie o to chodzi. Muszę dokończyć kurs.
–
Och, z pewnością twój nauczyciel załatwi ci zaliczenie.- odparł
ironicznie.
–
Jak widzę wszystkich oceniasz swoją miarą.- powiedziała mu w
podobnym tonie. Zacisnął gniewnie usta.
–
Więc zaprzeczasz, że coś was łączy?
–
Tak- słysząc to odetchnął z ulgą. Ale tylko na chwilę, bo zaraz
dodała:- Ale niedługo to być może się zmieni.
–
Pamiętaj, że mam jeszcze miesiąc. Jeśli nie wypełnisz umowy to...
–
Tak, wiem. Nie dasz mi rozwodu.- dokończyła- Jeśli już to możemy
jechać na tę wycieczkę dopiero w następny wtorek po moim egzaminie.
–
To dopiero za prawie dwa tygodnie.
–
Nic na to nie poradzę. Muszę skończyć ten kurs.- Bartek przez
chwilę układał wszystko w głowie.
–
Dobrze, zgadzam się.
–
A co z Antosiem? Moi rodzice nie będą mogli zająć się nim przez
cały tygodzień, bo nadal pracują. Ale tata może wziąć urlop i...
–
To niepotrzebne. Jedzie z nami.
–
Mówisz poważnie?
–
Tak.- potem, wiedząc jej zaskoczoną minę dodał- Czy to aż tak cię uspokoiło? Przecież mówiłem
ci, że nie będę cię do niczego zmuszał.
–
Wiem- odparła ze złością i spuszczonym wzrokiem.
–
W takim razie pewnie boisz się siebie.
–
Bzdura.- Miała ochotę wydrapać mu oczy ze ten komentarz. I za to,
że poczuła się zakłopotana tym, że być może ma rację.- Skoro to wszystko to
wyjdź. Muszę się przebrać.
Tomek zaraz po skończeniu swojej pracy pojechał samochodem pod
miejsce pracy Ani. A właściwie które od dzisiaj miało stać się jej własnością-
z jego niewielką pomocą, oczywiście. Bo wreszcie zgodziła się aby pożyczyć od
niego brakującą sumę aby udało jej się odkupić cukiernię. I choć biorąc pod
uwagę fakt, iż zrzekł się oficjalnie praw do udziałów, to był zadowolony.
Radość na twarzy Parulskiej była dla niego najlepszą nagrodą.
–
Już jesteś, chodź- zawołała od progu gdy tylko zauważyła jego
samochód.- Klaudia bardzo chce cię poznać.
–
Tylko zaparkuję.
–
Dobra- rzuciła po czym od razu zniknęła za drzwiami budynku.
Uśmiechnął się widząc na jej twarzy niemal dziecięcą ekscytację i
podekscytowanie.
Gdy wszedł do środka zauważył dość ładną, nieco zaokrągloną
brunetkę. To pewnie była owa Klaudia, była właścicielka i przyjaciółka jego
dziewczyny.
–
Cześć- przywitał się z nią.- Tomek.
–
Klaudia. Miło mi cię poznać. Choć właściwie to czuję się tak
jakbym już cię znała, bo Anka tyle ostatnio o tobie mówi...Auć- skrzywiła się
gdy omawiana posłała jej sójkę w żebro. Kamiński nie mógł powstrzymać się od
śmiechu.
–
A mnie miło to słyszeć- posłał Ani szeroki uśmiech. Gdy speszona
spuściła wzrok miał ochotę ją przytulić i pocałować. Ale teraz nie mógł tego
zrobić. Na pewno jednak zrobi to później.
–
Właśnie podpisałyśmy umowę.- odezwała się Ania nadal ze wzrokiem
wpatrzonym w czubki własnych butów.
–
Tak. Właściwie to „ Słodki świat” już zmienił właściciela.- dodała
Klaudia. Przez kilka minut rozmawiali na jakieś błahe tematy. Potem była
właścicielka cukierni zaczęła zbierać swoje rzeczy- Muszę jeszcze wziąć stąd
parę drobiazgów i zostawiam was samych.- gdy wstała i znalazła się po drugiej
stronie stolika obok Tomka szepnęła mu cicho:- Cieszę się, że jesteś z Anią.
Jesteś sto razy lepszy niż ten jej nieudany Romeo. No i za to, że pomogłeś i
pożyczyłeś jej brakującą sumę. Dla niej to bardzo ważne.
–
Wiem.
–
Hej, co tam szepczecie?-najwyraźniej Parulska dostrzegła ich cichą
rozmowę.
–
Nic ważnego. Po prostu umawiamy się na randkę za twoimi plecami.
–
Więc uważaj na Karola. Gdy tylko to usłyszy to zrobi z ciebie
miazgę.
–
Domyślam się, że ona mówi o twoim mężu, co?- zwrócił się do
Klaudii. Ta skinęła głową.
–
Taa. Dobra, zostawiam was kochani.- ledwo drzwi się zamknęły, a
Tomek porwał Annę w ramiona.
–
Zwariowałeś?- spytała ze śmiechem.- Postaw mnie.
–
Za chwilę.- wtulił twarz w zagłębienie jej szyi.- Tęskniłem za
tobą.
–
Przecież widzieliśmy się przedwczoraj. Kłamczuch z ciebie.-
powiedziała, ale jednocześnie pogładziła go po policzku.
–
Naprawdę. Widząc ten uśmiech na twojej twarzy od razu czuję, że
żyję.
–
Bardzo, bardzo dziękuję.- pocałowała go w policzek- I obiecuję, że
spłacę ci wszystko co do złotówki i z należnymi ci odsetkami.
–
Och, daj spokój- w końcu postawił ją z powrotem na podłodze-
Mówiłem ci, że to nieważne.
–
Jak możesz bagatelizować 15 000zł? Przecież to duża suma.
–
Nie bagatelizuję jej. Po prostu to mój prezent dla ciebie.
–
Prezentem mogą być czekoladki lub kwiaty.
–
A ty jak zawsze marudna. Czy nie możesz po prostu ładnie mi
podziękować jak normalna dziewczyna?
–
Chyba nie.- odsunęła się od niego i wzięła ze stolika jakiś
arkusik.- Zobacz, jeśli moje przewidywania się sprawdzą za jakieś dwa,
najpóźniej trzy miesiące moja cukiernia zacznie na siebie zarabiać. Wtedy
zacznę cię spłacać. Ach, jak to świetnie brzmi: moja cukiernia...- rozmarzyła
się.
Nadszarpując swój skromny budżet, bo nie chciała prosić o
pieniądze męża, Maja postanowiła przyrządzić dziś wieczorem kolację. Ten dzień
był przełomowy w jej kontaktach z Drągowiczem i miała nadzieję, że być może
dziś uda jej się namówić Filipa na pocałunek lub coś więcej...Uśmiechnęła się
gładząc się po brzuchu. Właściwie to trochę obawiała się, że może odmówić
usprawiedliwiając się dzieckiem, ale ona przecież wyraźnie pytała doktora i nie
miał żadnych przeciwwskazań co do uprawiania seksu.
Gdy usłyszała dźwięk przekręcanego zamka właśnie kończyła odlewać
makaron. Zdawała sobie sprawę, że spaghetti jest dość banalne i oklepane, ale
ona nie umiała gotować i ta potrawa wydała jej się dość prosta. A przynajmniej
kupując od razu niemal gotowy sos.
–
Cześć, jesteś głodny? Właśnie zrobiłam kolację.- odezwała się
wychodząc z kuchni na korytarz gdzie zdejmował swój płaszcz.
–
Naprawdę?- mrugnął. Wydawał się być zmęczony.
–
Tak. Może nie będzie najlepsze, ale z pewnością się nie otrujesz.-
zażartowała. Potem złapała go za rękę gdy nadal stał w miejscu.- Chodź.- Filip
posłusznie dał się posadzić za stołem obserwując krzątającą się Maję. Z jej
twarzy nie schodził uśmiech.
–
Jak minął ci dzień?- spytał. Ucieszyła się, że to go interesuje.
–
W sumie dobrze. Miałam tylko dwa wykłady. A tobie?
–
Też.- zamilkł na moment czekając aż poda mu talerz z parującym
makaronem. Potem spytał starając się aby zabrzmiało to neutralnie- Po uczelni
wróciłaś od razu do domu?
–
Nie, potem byłam na zakupach.- odparła. Potem, jakby szóstym zmysłem
wyczuła, że coś jest jednak nie tak.- Czemu pytasz?
–
Bez powodu.- rzucił biorąc do ust pierwszy kęs- Dobre. Coraz
lepiej gotujesz.
–
Dziękuję- usiadła obok niego, zastanawiając się co jest nie tak.
Przez kilka minut jedli posiłek w milczeniu.
–
Powiesz mi co słychać u Mateusza?- z łoskotem odstawiła widelec.
–
A więc widziałeś.- szepnęła sztywniejąc wreszcie wszystko
rozumiejąc.
–
Tak, widziałem.- odparł twardo.
–
Posłuchaj, to nie jest tak jak myślisz. On po prostu przyszedł do
mnie pod szkołę. Musiałam z nim porozmawiać.
–
Ależ ja wszystko rozumiem- powiedział spokojnie nawet nie
podnosząc wzroku znad talerza jakby jedzenie pochłaniało całą jego uwagę.
–
Nie. On przychodził już do mnie wcześniej.- tłumaczyła się-
Unikałam go jak tylko mogłam. Co miałam zrobić?!- Nie wiedziała dlaczego przy
ostatnim pytaniu jej głos się podniósł.
–
Przecież nic nie mówię.- Jego spokój doprowadzał ją do szewskiej
pasji.
–
Bo i tak wiesz swoje, prawda? Ty przecież zawsze masz rację i
nigdy się nie mylisz. I teraz również moje wyjaśnienia są zbędne. Nie ufasz
mi.- gorycz w jej głosie tylko go zezłościła.
–
Ja mam ci ufać?- spytał z takim niedowierzaniem, że aż poczuła
ból- Tobie, która kłamie i przemilcza to co wydaje jej się kłopotliwe? Pytałem
cię czy się z nim spotykasz; powiedziałaś, że nie. Teraz też dałem ci szansę
abyś sama mi wszystko wyjaśniła. Ale również skłamałaś i ani słowem nie
zająknęłaś się na temat drobnego tete a tete z byłym przyjacielem.
–
Bo wiedziałam, że tak będzie. Znów oskarżasz mnie o zdradę!
–
Do diabła, mam tego dość!- jego wybuch ją zaskoczył. Bo on nigdy
nie krzyczał. A już na pewno nie na nią. I nigdy się nie denerwował.- Wciąż
udajesz urażoną niewinność, a na osobności pewnie zaśmiewasz się w kułak z
mojej głupoty. Dałem ci szansę: naprawdę chciałem. Ale nie pozwolę już dłużej
traktować się jak zabawkę, rozumiesz?
–
Właśnie dlatego ci nie powiedziałam. Bo nawet gdybym to zrobiła i
tak powiedziałbyś, że najwyraźniej się z nim umówiłam.
–
Zaskakuje mnie fakt, iż na wszystko masz gotową odpowiedź.-
mrugnął.
–
Boże, dlaczego jesteś taki? Czemu wszystko musi być dla ciebie
takie jednoznaczne? Ja tylko z nim rozmawiałam!
–
Doprawdy? Mnie to wyglądało na co innego.
–
Szpiegowałeś mnie?
–
Nie, przejeżdżałem akurat drogą przy twojej uczelni.- skłamał nie
chcąc się wydać tym, że tak naprawdę to chciał zrobić jej niespodziankę i
odebrać ją ze szkoły.- Więc nie łam sobie już głowy nad wymyślaniem nowych
kłamstw.
–
Jesteś okrutny. I podły.
–
Dziękuję.- Nie mogąc tego znieść, całkowicie pokonana, Maja wstała
z krzesła.- Nie dokończysz?
–
Nie jestem głodna. Nie mam zamiaru tego dłużej znosić. Owszem,
popełniłam błąd, przyznaję. Ale nie zamierzam pokutować za niego do końca życia
znosząc twoje ciągłe podejrzenia o zdradę. Bo co mam zrobić abyś mi uwierzył? Nic. Chyba tylko zabić
Mateusza.- dodała z sarkazmem. Potem skierowała się do swojego pokoju.
Wchodząc tam momentalnie się odprężyła. Wiedziała, że powinna
wyjaśnić wszystko Filipowi, przeprosić go, wyznać że popełniła błąd zatajając
przed nim wszystko. Ale nie miała na to ani siły, ani ochoty. Coraz bardziej
przekonywała się, że wiele rzeczy jeszcze o nim nie wie i jak bardzo jest
konsekwentny oraz pamiętliwy. A także jak bardzo lubi ją osądzać z góry nawet
nie próbując zrozumieć jej wyjaśnień. Kilkakrotnie odetchnęła głęboko. Nie
powinna tak się denerwować. Zwłaszcza teraz będąc w ciąży, a przy mężu robiła to nieustannie.
Przymknęła oczy kładąc się na łóżku z rękoma na brzuchu. Myślała o swoim
nienarodzonym jeszcze dziecku zastanawiając się nad płcią, kolorem oczu,
twarzą...W końcu uspokojona i z uśmiechem na ustach zasnęła.
W tym samym czasie Filip sprzątał talerze w kuchni, a potem
wstawił je do zmywarki, której nie udało mu się uruchomić. Poczuł się jak
idiota i jego złość wzrosła. Jego żona zachowywała się jakby niewinnie oskarżył
ją o zabójstwo, a przecież wyraźnie widział ją w objęciach byłego przyjaciela.
Był pewny, że gdyby nie przyłapał jej na kłamstwie dalej twierdziłaby, że od
dnia spotkania na torze deskorolek i pamiętnej bójce nie widziała się z
Mateuszem. A idąc za tym tokiem rozumowania, musiała mieć coś do ukrycia.
Nie uwierzył w te brednie o tym, że niby bała się jego reakcji.
Przecież gdyby powiedziała: „Wiesz Filip, pod uczelnią czekał na mnie
Mateusz. Rozmawiałam z nim.” Ale nie. Ona chciała wszystko zataić. Nawet
fakt, że przed uczelnią nie tylko rozmawiali... Ze złością wytarł ścierką
kuchenny blat, a potem wstawił makaron i sos do lodówki. Nic nie zjadła,
pomyślał jednocześnie przypominając sobie, że teraz powinna to robić za dwoje.
A ona nawet nie robiła tego za siebie. Już miał zapukać do niej rozkazując aby
zjadła kolację, ale zrezygnował. Skoro
nie jest głodna, widocznie niczego nie potrzebuje, pomyślał próbując zagłuszyć
wyrzuty sumienia. Czemu miłość musi tak boleć? Przez te pięć lat było im ze
sobą tak dobrze, a teraz każda rozmowa niemal kończy się kłótnią. Czy naprawdę
nie byli sobie pisani i nie powinni brać ślubu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz