Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 2 lutego 2025

Miłosny galimatias: rozdział XVI-XX

 ROZDZIAŁ SZESNASTY

 

         Następnego dnia, zanim wyszedł do pracy, Filip postanowił poczekać na żonę i zobaczyć w jakim jest nastroju. Choć nadal był zły za to, że zataiła przed nim informację o tym, że dalej utrzymuje kontakt z Mateuszem to jednak nie miał prawa kłócić się z nią i wrzeszczeć na nią. Zwłaszcza, że była w ciąży. Spojrzał na zegarek. Powinien już wyjść, ale mimo to nie mógł tak tego zostawić. Ostrożnie zapukał do drzwi pokoju Mai.

                   Mogę wejść?- nie usłyszawszy odpowiedzi zrobił to. Sądził, że pewnie śpi, więc nie ponowił pukania. Okazało się jednak, że tak nie jest. Bo Majka siedziała na zasłanym już łóżku z książką w dłoniach.

                   Nie udzieliłam ci pozwolenia- odparła. A więc nadal była zła.

                   Pytałem z grzeczności.

                   Jasne- zaśmiała się krótko, sarkastycznie- W końcu to twój dom, nie?

                   Nie przyszedłem się kłócić- powiedział ugodowo. Odłożyła książkę na kolana i spojrzała na niego. Zrozumiał, że nadal jest zła.

                   Tak? A ja myślę, że właśnie po to. Bo pewnie znów chcesz mnie wypytać o mój wydumany romans, co? A może liczysz na przeprosiny?

                   Nie. Chciałem tylko zobaczyć czy wszystko z tobą w porządku.

                   A od kiedy to niby się tak mną martwisz, co?- nie złapał się na zaczepkę.

                   Odkąd jesteś moją żoną. Na dodatek w ciąży.

                   Jasne. Obowiązkowość i honor. Jak mogłam zapomnieć. Prawie jak średniowieczny błędny rycerz.

                   Widzę, że wszystko u ciebie dobrze. Jadę do pracy. Będę dopiero wieczorem, więc na mnie nie czekaj.

                   A czemu niby miałabym to robić?- spytała gdy już zamykał drzwi. Zdążył jeszcze usłyszeć jak dodała: - Dla mnie możesz w ogóle dzisiaj nie wracać.- Nie wiedzieć czemu uśmiechnął się. Przypomniał sobie jak często dąsała się w ten sposób gdy coś nie szło po jej myśli. Nie był to jednak wesoły uśmiech: on po prostu wiedział, że jego małżeństwo się sypie ale nie mógł nic na to poradzić. Nie ufał żonie, a bez tego nie mogą tworzyć zgranej drużyny. Musi minąć trochę czasu zanim zapomni i podejmie decyzję licząc się z tym, że ona może znudzić się czekaniem i wrócić do kochanka. Ale co pozostawało mu oprócz tego? Rozwód? Terapia małżeńska? Nie wierzył w tego typu bzdury, a poza tym to nie miał zamiaru opowiadać obcym ludziom których to kompletnie nie interesuje na temat intymnych spraw jakie łączyły go z Majką za pieniądze. Był na to zbyt dumny. Dlatego znów nie zrobił nic. Postanowił czekać na ruch żony. Tylko zachowując powściągliwość mógł poznać jej prawdziwe uczucia. Wystarczająco wściekła i świadoma, że żadnym sposobem nie uzyska jego przebaczenia ujawni swoje prawdziwe uczucia. Być może dalej będzie twierdziła, że chce z nim być, bo go kocha. Albo być może przyzna, że nigdy nie interesował jej w ten sposób. Choć bał się że ta druga opcja może się sprawdzić nie mógł postąpić inaczej. Jeśli teraz skapituluje prawdopodobnie już zawsze będą go dręczyć podobne wątpliwości, a każdy napotkany przez Majkę mężczyzna traktowany przez niego jako jej potencjalny kochanek.

Po przyjeździe do biura praca jak zwykle pomogła mu uciec od prywatnych rozterek. Skończył wszystko kwadrans po szesnastej, ale nie chciał wracać do domu. Siedział w biurze wertując dokumenty dotyczące nowej inwestycji, które już dawno doskonale znał. Mimo wszystko musiał się czymś zająć.

Do domu wrócił po dziewiętnastej. Panowała tam cisza, ale usłyszał dźwięki dochodzące z włączonego telewizora, więc Majka prawdopodobnie nadal była u siebie. I pewnie nie opuściła swojej twierdzy od rana.

Nie zdziwił się, że tym razem w kuchni nie czekał na niego ciepły albo nawet i zimny obiad. Tak jak wczoraj powiedziała: miała tego wszystkiego dość. Słysząc burczenie w brzuchu zajrzał do lodówki. Wyciągnął z niej marchewkę gryząc potężny kawałek. Chyba będzie musiał coś zamówić albo gdzieś wyjść. Tutaj się nie naje. Zastanawiał się czy jego żona coś jadła. Właściwie to pewnie nie miała już pieniędzy, a tylko on robił zakupy, więc mogła jeść tylko w domu. Oczywiście wiedział co mniej więcej lubi, to znaczy płatki, musli i różnego rodzaju chrupkie pieczywo, ale przecież gotowych dań nie kupował. A odżywiając się w ten sposób daleko nie zajadą. Westchnął ciężko. Nie chciał zatrudniać gosposi, bo mimo wszystko zawsze wyobrażał sobie wspólne mieszkanie  z Majką jako sielankę, ale teraz poważnie to rozważał.

                   Siedzisz tutaj od rana?- spytał gdy wyszła najwyraźniej kierując się do łazienki. Odwróciła się niechętnie w jego stronę.

                   Tak.- niemal warknęła.

                   Nie chcesz wyjść na spacer? Jest jeszcze dość ciepło. To znaczy sądzę, że w twoim stanie powinnaś- dodał widząc jej wściekły wzrok.

                   Nie, dziś nie mam randki z Mateuszem jeśli chciałbyś mnie śledzić.

                   Majka, przestań zachowywać się jak dziecko.

                   A ty przestań udawać, że cię cokolwiek obchodzę.- spuściła wzrok jakby chciała się uspokoić.- Po prostu udawaj, że mnie tu nie ma. Jesteś w tym świetny.

                   Chciałem tylko porozmawiać. Sądzę, że powinniśmy omówić pewne kwestie, bo jesteśmy małżeństwem niemal od miesiąca a zachowujemy się jak zwykli lokatorzy. Poza tym twoi rodzice chcą nas odwiedzić. Moi też.

                   Och, jestem pewna, że wszystkim świetnie się zajmiesz. Jak zwykle zresztą.

                   Maja, proszę...

                   O co mnie prosisz,co?- patrząc jej prosto w oczy miał ochotę ją przytulić. Tyle widział w nich smutku.- Chcesz coś zmienić? Chcesz byśmy zaczęli jeszcze raz, byśmy byli...normalnym małżeństwem?

                   Przecież wiesz, że na razie nie mogę. Ja...

                   W takim razie goń się.

                   Co?

                   Słyszałeś.- wchodząc do łazienki trzasnęła za sobą drzwiami. A Filip patrzył na nią totalnie zaskoczony.

 

Starając się dopracować wszystko na ostatni guzik Bartek już dwa dni wcześniej zarezerwował stolik w bardzo dobrej restauracji i załatwił opiekę nad Antosiem na cały weekend. Prawdę mówiąc nie sądził aby to było już potrzebne, jednak jakaś jego naiwna cząstka miała nadzieję, że Iza zmięknie na tyle by...

                   Jestem gotowa.- usłyszał głos dochodzący z korytarza. Wyszedł z pokoju po raz ostatni zerkając w lustro.

                   Pięknie wyglądasz- powiedział wodząc wzrokiem po dość skromnej, klasycznej czarnej sukience, którą jego żona miała na sobie.

                   Daruj sobie te oklepane kwestie.- mrugnęła.

                   Iza...- odezwał się ostrzegawczo Kasprzyk.

                   No co? Przecież nie jesteśmy jakimiś nastolatkami idącymi na studniówkę. To tylko zwykła kolacja, która ma mnie przybliżyć do rozwodu.

                   Musisz wciąż o tym mówić?- całą jego nadzieje trafił szlak.

                   Przepraszam- odparła, choć jej ton sugerował coś innego. Idziemy już czy masz zamiar jeszcze przeszywać mnie wzrokiem? A może zdałeś sobie sprawę, że to wyjście jest głupim pomysłem?

                   Chodź- odparł tylko biorąc jej dłoń w swoją i ciągnąc ją w kierunku drzwi.

                   Przecież idę, nie szarp mnie tak.- spojrzała na niego oskarżycielsko jakby ją uderzył wyszarpując rękę. Westchnął ciężko. Przecież wiedział, że będzie niechętna. I nie zamierzał się tak łatwo poddawać.

                   Przepraszam nie chciałem. Pozwolisz?- wyciągnął w jej stronę dłoń. Znów podniosła na niego wzrok i spojrzała w oczy. Niechętnie, wolnym ruchem zbliżyła swoją kładąc ją na ramieniu męża. Potem uciekła spojrzeniem gdzieś w bok.

W taksówce milczeli. Bartek próbował kilka razy nawiązać rozmowę na neutralny temat, ale Iza konsekwentnie go ignorowała. Dopiero w restauracji przerwała milczenie.

                   „Kormoran”. To pewnie miało zrobić na mnie wrażenie, tak?- w jej stwierdzeniu nie było zjadliwej ironii. Wyczuł raczej pewną zgorzkniałość. Zaczął żałować, że ją tu zabrał. Przecież znał Izabelę: powinien wiedzieć, że kwiaty czy kolacja w prestiżowej restauracji nie robią na niej wrażenia. Przypomniał sobie ich wspólne wycieczki pod namiot gdzie grillowali lub łowili ryby wraz z innymi obozowiczami. Jej głośny śmiech i fałszowanie majówkowych piosenek. To właśnie wtedy była najbardziej szczęśliwa. I on do cholery też.

                   Przepraszam, nie wiem co mi strzeliło do głowy z tą kolacją. Jeśli chcesz możemy wyjść do jakiejś knajpki i...

                   Nie, skoro już tu jesteśmy to zostańmy.- zaprotestowała. Przez chwilę milczeli czekając na kelnera, który właśnie zmierzał aby podać im kartę dań. Po kilku minutach złożyli zamówienia. Gdy nie mieli się czym zająć zapadła cisza.

                   Jak idzie twój kurs?- spytał starając się pozbyć myśli o facecie, który go prowadzi. I który nadmiernie interesuje się Izabelą.

                   Dobrze, dziękuje.- odparła tylko. Jak widać nie zamierzała mu niczego ułatwiać, czego się spodziewał. Mimo wszystko gdy siedzieli tak obok siebie a jednocześnie tak bardzo dalecy nie mógł nie wrócić myślami do ich pierwszej randki. Iza była w stosunku do niego nieufna, co jak później wyznała wynikało z faktu, iż był on jednym z najbardziej popularnych chłopaków w szkole. Dlatego sądziła, że bogaty i rozpieszczony chłoptaś za jakiego go miała chcę się tylko nią pobawić. Jednak udało mu się pokonać tę barierę: uśmiechnął się na myśl o nocnej rozmowie i grze w butelkę razem z jej przyjaciółkami oraz Andrzejem i Karolem. Już wtedy nie mógł oderwać od niej oczu. Była piękna, ale w jakiś niepretensjonalny sposób. Nie wiedział czy wynikało to z faktu, iż nie stosowała wówczas żadnego makijażu czy typu urody. Po prostu patrząc na nią w pierwszej chwili nie dostrzegało się jej piękna. Dopiero zatrzymując wzrok na dłużej i patrząc w jej brązowe ocienione gęstymi rzęsami oczy, prosty mały nos i wyraziście zarysowane usta o pełnej górnej wardze umieszczone na niemal mlecznej nieskazitelnej cerze sprawiły, że przepadł.

                   Czemu tak na mnie patrzysz?- jej głos wyrwał go z rozmyślań.

                   Po prostu wspominam dawne czasy- odparł szczerze. Spuściła na chwilę wzrok jakby powiedział coś wstydliwego. - Pamiętasz wycieczkę w góry w Liceum Alberta Einsteina?

                   Tak- odparła z jakimś uśmiechem jakby dla niej te wspomnienia były równie przyjemne jak dla niego, choć prawdopodobnie z innych powodów. Postanowić kuć żelazo puki gorące.

                   Wiesz, tamtej nocy gdy graliśmy w butelkę nie mogłem oderwać od ciebie wzroku. Ale ty nie chciałaś nawet na mnie spojrzeć. Dlatego wymyśliłem ten występ na wieczorze karaoke.

                   Pamiętam. Myślałam, że zabiję cię zaraz potem jak spalę się ze wstydu.- roześmiała się. Zaraz jednak spoważniała jakby powiedziała coś niechlubnego.- Długo jeszcze będziemy czekać?- zmieniła temat.

                   Pewnie kilka minut- odparł.-Jesteś bardzo głodna?

                   Raczej zmęczona. Chciałabym jak najszybciej wrócić do domu- cienka nić porozumienia i szansy minęła. Niemal widział jak Iza zamyka się w swoim kokonie nie chcąc dopuścić go do siebie zbyt blisko.

                   Aż tak nie możesz mnie znieść?- westchnęła ciężko.

                   Proszę, nie zaczynaj znowu. Zgodziłam się na to wyjście tylko z jednego powodu. Nie dręcz mnie więcej rozmowami dotyczącymi naszych prywatnych spraw.

                   Przepraszam. Masz rację, obiecałem tego nie robić. Więc porozmawiajmy o czymś innym. Na przykład co chcesz robić po kursie gastronomicznych?- Izabela najchętniej odparłaby mu, że rozwieść się i iść do pracy, ale taktownie skłamała mówiąc:

                   Zamierzam rozwinąć się w branży cukierniczej. Zawsze to lubiłam, ale jakoś brakowało mi motywacji.

                   A teraz rozwód ci ją załatwi.

                   Tak- odparła hardo ignorując ironię zawartą w jego twierdzeniu.- Dzięki temu zrozumiałam, że  rola kury domowej mi nie wystarcza.

                   Nie jesteś kurą domową, do diabła. Przecież opiekowałaś się naszym synem.

                   Na jedno wychodzi. Chcę wyjść do świata i ludzi, realizować ambicje.- i nie bać się, że mąż mnie zdradza, dodała w myślach.

                   Przecież nie zabraniałem ci tego robić. Jeśli tego chcesz, to proszę bardzo. Wcześniej nie robiłaś  z tego problemu.

                   Wcześniej mnie nie zdradzałeś.

                   Obiecałaś nie wracać do przeszłości.

                   Ale to ty zacząłeś ten temat- westchnął z irytacją.

                   Czy już zawsze tak będzie? Będziesz mnie wiecznie karać za jeden błąd?

                   Niektórych błędów nie można naprawić.- powiedziała w momencie gdy kelner dochodził do ich stolika z gotowymi potrawami. Mając wymówkę przed uniknięciem rozmowy Iza zajęła się jedzeniem. Przez resztę wieczoru starała się traktować męża obojętnie i bez złości odpowiadać na jego pytania. W końcu i tak musi dać mi rozwód, myślała. Jeszcze tylko trzy tygodnie. Tylko 21 dni i znów będzie wolna.

 

Po pracy Andrzej postanowił odwiedzić Bartka aby dowiedzieć się jak idą mu jego starania dotyczące odzyskania żony. Od ich rozmowy minął już ponad tydzień; poza tym nie miał nic lepszego do roboty, bo Julka jeszcze nie wróciła z Krakowa. Prawdę mówiąc zaczynał się już o to niepokoić; narzeczona nie kontaktowała się z nim przez kilka dni. W ostatnim SMS-ie obiecała zrobić to gdy tylko będzie mogła i że wszystko wyjaśni mu po powrocie. Tyle, że on nie mógł tyle czekać. Niechętnie wybrał numer, który podała mu Barańska w razie nagłej potrzeby. I równie niechętnie go wykręcił.

                   Tak, słucham?- słysząc jakże irytujący w jego mniemaniu damski głos wziął głęboki wdech by poprowadzić rozmowę w miarę spokojnie.

                   Hej Sylwia. Tu Andrzej. Julka dała mi twój numer.

                   Ach...- westchnienie nie pozostawiło mu wątpliwości, że raczej nie cieszy się z jego telefonu. Owszem, odkąd wyraźnie się zdeklarował to najlepsza przyjaciółka przestała uważać go za najgorszego rodzaju bałamutnika jednak nie zaczęła go również darzyć szczególną miłością. Ot, tak po prostu postanowiła go zaakceptować. Sławiński uważał, że jako zło konieczne.

                   Co tam u ciebie?

                   Dobrze, ale lepiej powiedz mi o co chodzi, bo jakoś nie wierzę że nagle zapałałeś do mnie sympatią- Uśmiechnął się pod nosem. Może w innych okolicznościach naprawdę by ją polubił za ten cięty język i charakterek, ale nie koniecznie wtedy gdy nie miał jej po swojej stronie.

                   Tak, masz rację. Chodzi o Julkę. Nie wiesz co się z nią ostatnio dzieje? Ostatnio dziwnie się zachowuje.

                   Hm, no cóż to ty jesteś jej chłopakiem. Jeśli ty nie wiesz, to ja tym bardziej- Z irytacji zacisnął szczękę.

                   Wiem.- niemal zazgrzytał zębami ze złości- Ale być może jako jej najbliższa przyjaciółka wiesz coś, co mogłoby być przyczyną.

                   Jaki milutki...- w słuchawce zabrzmiał śmiech- No dobra, wiesz jak lubię się nad tobą znęcać. Ale tym razem nie mogę ci powiedzieć, choć z chęcią zepsułabym ci niespodziankę.

                   Jaką niespodziankę? Czekaj, czekaj...więc wiesz o niespodziance? Julka ci powiedziała o co chodzi?

                   A więc chociaż tyle wiesz. I pewnie jesteś ciekawy, co?

                   Jak ja cię nienawidzę.- wymamrotał znów wzbudzając w niej śmiech.

                   I vice versa, kochany. Uwierz mi, że z chęcią bym ci powiedziała, ale rozumiesz...Julka.

                   Obiecuję, że się nie wygadam. Po prostu martwię się o nią.

                   Niepotrzebnie. Niedługo sama ci wszystko wyjaśni. To raczej przyjemna niespodzianka, chociaż dla ciebie...

                   Czekaj, czekaj. Powiesz mi wreszcie o co chodzi czy będziesz mnie tak dręczyć? Nie wygadam nic Julce. Naprawdę się martwię.- usłyszał stłumione westchnienie.

                   Okej, ale jak zdradzisz się  z tym, że ci powiedziałam to już nie żyjesz.

                   Jasne- odparł uspokojony.- Więc, o co chodzi?

                   O to, że prawdopodobnie będziecie musieli się pobrać szybciej niż myślicie.

                   Co?

                   Nadal nic nie kapujesz?

                   Wyobraź sobie, że nie.

                   Mężczyźni.- prychnęła.

                   Możesz wreszcie przestać gadać jak typowa kobieta owijając wszystko w bawełnę?

                   Julka jest w ciąży.- przez chwilę w słuchawce zapadła cisza- Co jest? Rozłączyłeś się czy aż tak cię zatkało?

                   Nie, jestem- mrugnął- Naprawdę ona jest w ciąży?

                   Tak podejrzewała od kilku dni, gdy nie miała miesiączki, dlatego poszła do lekarza aby się jeszcze dokładnie upewnić.

                   O Boże.

                   Co, chyba teraz nie zwiejesz i się nie rozmyślisz z tym ślubem, co?

                   Muszę się nad tym zastanowić.- powiedział z trudem maskując radość tylko po ty by ją rozzłościć- Na razie Smoku.

                   Hej, co to niby miało znaczyć? Jak to rozmyśli...- nie dosłyszał końca jej zdania, bo się rozłączył. Potem usiadł na najbliższym krześle by się uspokoić. Czuł, że inaczej się przewróci.

Julka jest w ciąży.

A więc to jest cała przyczyna jej dziwnego zachowania w ostatnim czasie. A on podejrzewał ją o romansowanie z Wiktorem Pająkowskim...Jaki z niego kretyn. Roześmiał się głośno czując się jak idiota. Boże, a więc tym razem naprawdę zostanie ojcem. A Julia bała się mu o tym powiedzieć. Być może obawiała się jego reakcji. Dopiero teraz skojarzył. Przecież to w Krakowie znajduje się najlepszy szpital  specjalizujący się w ginekologii. Znając Barańską pewnie chciała zyskać stuprocentową pewność że dziecko jest zdrowe. Miał ochotę do niej zadzwonić i poprosić aby już wracała, powtarzać że ją kocha, objąć, przytulić...Kochał ją jak nikogo na świecie i czasami czuł się jak ostatni idiota. Już dawno przekroczył wiek pasujący do nastolatka, a mimo to tak odbierał swoją miłość: jako szalone, niemijające zauroczenie.

 

Agnieszka, choć już w zaawansowanej ciąży postanowiła odwiedzić Maję. Krzysiek nie mógł jej towarzyszyć, więc tylko ją odwiózł. Poza tym uważała, że tak będzie lepiej. Jej mąż mógł być bratem Majki, ale ona była jej przyjaciółką i przede wszystkim kobietą. A nikt ta nie zrozumie kobiety jak druga kobieta.

                   Cześć kochana,- przywitała się z nią od progu.

                   Witaj- Na twarzy młodej pani Drągowicz pojawił się uśmiech. Jednak oprócz tego była zbyt blada i zmęczona.- Wchodź. Jesteś sama?

                   Tak, Krzysiek musiał coś załatwić w urzędzie.- odparła.- A ty? Gdzie twój mąż?

                   Nie wiem. Chyba w pracy.- wzruszyła ramionami.

                   W niedzielę?

                   W niedzielę, sobotę, w tygodniu i w święta...-wyrecytowała- Każda możliwość unikania mnie jest dobra.

                   A więc nic się między wami nie zmieniło?

                   Nie- Maja smutno pokręciła głową siadając na kanapie obok ciężarnej bratowej. - Wiesz, myślałam nawet, że ostatnio może się udać, ale on zobaczył mnie z Mateuszem- Opowiedziała cały epizod łącznie z wczorajszą kłótnią z Filipem.- Nie mam pojęcia co robić. Czasami mam ochotę go pobić.

                   To normalne- Aga w geście pocieszenia potarła jej ramię.- Porozmawiam z Krzyśkiem. On powinien wpłynąć trochę na Filipa.

                   Nie chcę- zapowiedziała stanowczo Majka.- Obydwoje jesteśmy dorośli i sami sobie z tym poradzimy. Ty czy Krzysiek nie macie z tym nic wspólnego.

                   Nie chciałam cię urazić, przepraszam.

                   Nie o to mi chodziło, sory.- Gwałtownym ruchem wstała z sofy- Po prostu głupio mi, że wmieszałam w to wszystko wielu ludzi. I czuję, że...że to wszystko mnie przerasta.- Poczuła łzy pod powiekami.- Naprawdę sądziłam, że go kocham i że on mnie też. Ale teraz...nie umiem sobie z tym poradzić. Wiem, że to infantylne o to prosić, ale chcę aby czas się cofnął do tamtego dnia w którym Mateusz potrącił mnie swoją deskorolką.- Nagle w jej oczach zapaliły się ogniki- A właściwie to nie. Może to był właśnie znak, może to była wskazówka że jednak nie jesteśmy sobie pisani.

                   Maju, nie mów tak.

                   A co mam myśleć? Wiesz, że on od dnia ślubu, a właściwie odkąd dowiedział się o Mateuszu nawet nie tknął mnie palcem? Nie przytulił, pocałował...Przecież gdyby naprawdę mnie kochał to by mi wybaczył!

                   Nie płacz, proszę- Agnieszka ostrożnie objęła Majkę.- Wiem, że to oklepane, ale uwierz mi że wszystko się ułoży. Daj mu jeszcze tylko trochę czasu. Wiesz, gdy Krzysiek wyjechał, nawet po jego powrocie ja też straciłam nadzieję. Dzieliło nas tak dużo, a jednocześnie tyle samo łączyło. Mimo wszystko postanowiliśmy dać temu szansę pomimo wielu przeciwnościom. Każde z nas zmagało się z własnymi wątpliwościami, ale obydwoje schowaliśmy dumę do kieszeni, bo się kochaliśmy. I wiesz co? Dziś nie żałujemy. Ty też pewnego dnia, może już niedługo będziesz- choć z lekkim smutkiem- wspominać ten okres, a Filip będzie starał ci się wszystko wynagrodzić.

                   Jesteś nieoceniona, wiesz?- Drągowicz mocniej objęła Kamińską.- Cieszę się, że mój brat się z tobą ożenił. To była chyba jego najlepsza decyzja w życiu.

                   No ja myślę- roześmiała się Agnieszka, a po chwili Maja jej zawtórowała. Potem dodała.- A teraz koniec dołowania się. Porozmawiajmy o czymś przyjemnym.

                   Dobrze.- Maja wytarła nos.- Więc wiadomo już coś na temat moich przyszłych bratanków lub bratanic?

                   Nie. Oboje z Krzyśkiem zdecydowaliśmy, że poznamy płeć dopiero po narodzinach.

                   Naprawdę choć trochę cie to nie interesuje? Przecież gdybym już mogła to chciałabym wiedzieć czy będę miała chłopca czy dziewczynkę. A w twoim wypadku jest ich już dwójka, więc tym bardziej.

                   Wiem. Ale ja lubię takie niespodzianki.- roześmiała się.- Chociaż nie zaprzeczam, że na ostatnim badaniu miałam ochotę o to zapytać.

                   Byłaś na pogrzebie pana Drawczyka?- miała na myśli ojca Andżeliki.

                   Tak, ale niestety nie spotkałam się z Andżelą.

                   Nie przyszła na pogrzeb własnego ojca?- zdziwiła się Maja.- O ile się orientuję miała z nim raczej dobry kontakt.

                   Tak, dlatego nie jestem pewna co się z nią dzieje. Był tylko jej mąż Czarek. Podobno powiedział, że źle się czuła.

                   Mimo wszystko...jakoś dziwnie mi to wygląda.

                   Mnie też- odpowiedziała Agnieszka.

 

Zaraz po wizycie Agnieszki humor Mai poprawił się na tyle by wyjść na spacer. Starała się wcielić w życie rady bratowej, choć na myśl o Filipie i ich ciągłych kłótniach czuła wewnątrz siebie taki ból, że nie umiała myśleć o niczym innym. Potem, zupełnie niespodziewanie dla samej siebie postanowiła odwiedzić mamę mając nadzieję, że nie spotka w domu ojca.

Tak się na szczęście stało. Pani Kamińska była wyraźnie zaskoczona wizytą córki. Maja jednak po raz pierwszy od wielu lat odważyła się zadać jej nurtujące ją pytanie.

                   Mamo, dlaczego wyszłaś za tatę?

                   Dlaczego o to pytasz?- odparła pytaniem jej matka.

                   Bo nie potrafię tego zrozumieć. On wydaje się nienawidzić każdego: mnie, Krzyśka, Tomka, ciebie. Z tym, że w przeciwieństwie do nas ty mogłaś uniknąć tego losu. Więc dlaczego...?

                   Dlaczego to zrobiłam?- starsza kobieta uśmiechnęła się smutno- Bo chyba jak każda naiwna sądziłam, że uda mi się go zmienić. Że tak naprawdę cierpi po śmierci Joanny- miała na myśli pierwszą żonę Władysława Kamińskiego.

                   Ale to nie była prawda?

                   Nie.

                   Przykro mi.

                   Wiesz, sądzę że on naprawdę ją kochał.

                   Kogo? Matkę Tomka? Nie sądzę. On kocha tylko samego siebie.

                   Nie mów tak. W końcu to twój ojciec.

                   Tak.- Ojciec, który nawet nie interesował się jej życiem? Któremu było obojętne to czy żyję czy nie, pomyślała.- To dlatego dalej z nim jesteś.- Pani Kamińska pokiwała głową

                   Miłość to potężna siła. Kochając kogoś jesteśmy w stanie poświęcić wiele dla jego dobra nawet kosztem własnego szczęścia.- Maja pomyślała o Filipie. Czy jej miłość była właśnie taka? Czy naprawdę wytrzyma obojętność męża tylko dzięki sile własnych uczuć?

 

Po zabiegu i kilkudniowej rekonwalescencji Julka była gotowa z powrotem wracać do stolicy. Pomimo zapewnień lekarzy, że zabieg przeszedł pomyślnie i już za kilka dni będzie gotowa funkcjonować tak jak dawniej nie cieszyła się. Czuła się pusta, niezdolna nawet do smutku. Choć przygotowywała się do życia ze świadomością, iż nie będzie matką po fakcie wyglądało to sto razy gorzej. Miała ochotę tylko położyć się do łóżka i spać, ale wiedziała że gdy tylko zjawi się w na miejscu powinna od razu wyjaśnić wszystko Andrzejowi. Albo jej się uda odwlec to do następnego dnia.

Niestety, nie miała tyle szczęścia. Gdy tylko zjawiła się w swoim mieszkaniu zauważyła jego samochód.

                   Chcesz jechać do mnie?- spytał ją ojciec gdy dojeżdżając na miejsce zauważył Sławińskiego- Dzięki temu będziesz miała trochę czasu, by poukładać to sobie w głowie.

                   Nie, powinnam to załatwić teraz- zdecydowała nagle czując taką potrzebę- Powinnam z nim porozmawiać o wszystkim zaraz po tym jak się dowiedziałam.

                   Julia jesteś zmęczona, dopiero co wróciliśmy...- uciszyła jego protesty pocałunkiem w policzek.

                   Nic mi nie będzie. Tylko porozmawiamy.

                   Pamiętaj, że masz po mnie zadzwonić gdyby coś się działo albo gdybyś po prostu chciała.

                   Tak wiem.- otworzyła drzwiczki jego auta i wysiadła.

                   Dziękuję za wszystko..

                   Pamiętaj, że cię kocham- rzucił jeszcze zanim ruszył.

                   Wiem, tato. I ja ciebie też.

Gdy została sama niechętnie pokonała resztę trasy piechotą. Andrzej szybko ją zauważył idąc w jej stronę z szerokim uśmiechem.

                   Witaj kochanie- pocałował ją w usta i przytulił. Potem wziął jej twarz w dłonie- Jesteś strasznie blada.

                   Tylko zmęczona- odparła siląc się na uśmiech. Zaczęli iść w stronę domu- Skąd wiedziałeś kiedy wracam?

                   Nie wiedziałem. Napisałaś, że dziś po południu więc przyjechałem tu zaraz po pracy.

                   I czekałeś tu aż półtorej godziny? Gdybym wiedziała zadzwoniłabym.

                   Nic się nie stało. Po prostu nie mogłem się ciebie doczekać.- Julka wyjęła klucze z torebki i otworzyła zamek. Obydwoje weszli do mieszkania.

                   Czemu tak na mnie patrzysz?- spytała po kilku minutach gdy zdjęli kurtki i Julia zrobiła herbatę.

                   Nic. Czekam na obiecaną niespodziankę.

                   Ach tak.- odparła czując suchość w gardle. Głęboko odetchnęła.- Posłuchaj, ja...

                   Poczekaj. Mam coś w samochodzie.- nagle zerwał się z miejsca wprawiając ją w konsternację. Wrócił po kilkudziesięciu sekundach z małą torbą  w dłoni. Podał ją jej.

                   Co to jest?

                   Sama zobacz- Barańska schyliła głowę sięgając do środka torebki. Znajdowała się tam para dziecięcych butów.

                   Wiem, że się pospieszyłem, ale naprawdę się cieszę. Nie bądź zła na Sylwię, że się wygadała. Praktycznie ją zmusiłem...- Andrzej mówił, a Julia siedziała zastygła w pozie z pochyloną głową. Zorientował się dopiero po kilkunastu sekundach.- Julia?- Gdy podniosła na niego załzawione oczy ukląkł obok jej fotela. Bo wylewane przez nią łzy nie były powodowane szczęściem czy wzruszeniem.- Kochanie, co się dzieje?

                   O Boże- padłszy w jego ramiona objęła mocno szlochając w koszulę. Nie mogła się powstrzymać: koszmar ostatnich trzech tygodni ją przytłoczył.

                   Przepraszam jeśli powiedziałem coś nie tak. Nie płacz, proszę cię. Ciii- słuchając Andrzeja powoli się uspokajała. Po kilku minutach szloch przeszedł w suchy płacz a ten w czkawkę. Zdołała wówczas wyszeptać.

                   Nie jestem w ciąży.

                   Nie? Ale Sylwia...

                   Tak jej powiedziałam, bo wtedy byłam o tym przekonana.

                   Więc ta wizyta w Krakowie...naprawdę czekałaś na paczkę dla ojca?- mimo iż o to pytał w jego głosie słyszała sceptycyzm.

                   Nie.- odparła tylko niczego wyjaśniając. Ale on cierpliwie czekał.

                   Więc?- starał się łagodnie ją popędzić.

                   Ja byłam w tamtejszej klinice. I Andrzej, ja nie mogę mieć teraz dzieci.- Znów zaczęła płakać, a on jak skamieniały zupełnie niczego nie rozumiejąc ponownie ją objął. W głowie kłębiła mu się masa pytań. A przede wszystkim jedno: co miało znaczyć jej ostatnie stwierdzenie?

                   Julia, Julka proszę postaraj się uspokoić. Chciałbym ci pomóc ale nie wiem jak.

                   Och, Andrzej...mnie nikt nie może pomóc.

                   Co ty mówisz? Powiedz co się dzieje?!

                   Ja...byłam chora. To był guz. Wycieli mi jajniki.- powiedziała z przerwami ciężko oddychając. Potem spojrzała na niego załzawionymi oczami.- Nie mogę mieć już dzieci, rozumiesz?

                   Boże, o czy ty mówisz? Jaki guz?! Jesteś chora? Dlaczego mi nie powiedziałaś?

                   Byłam- sprostowała- A dowiedziałam się dopiero 3 tygodnie temu. Dzięki znajomościom ojca wszystko udało się załatwić szybko i już po kilku dniach załatwiono mi miejsce w renomowanej klinice gdzie najlepszy ginekolog wykonał zabieg.

                   A więc to dlatego byłaś aż taka markotna w ostatnim czasie.- odezwał się cicho- Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym zaraz jak się dowiedziałaś?

                   Nie wiem. Po prostu to do mnie nie docierało, a potem bałam się.

                   Bałaś się? Czego?

                   Tego, że zaczniesz się nade mną litować. Jak ojciec.

                   Jak możesz tak mówić? Przecież cię kocham. Nie chciałem abyś radziła sobie ze wszystkim sama.- Pomimo tego, iż miał mętlik w głowie starał się pocieszyć narzeczoną. Sam nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Miała nowotwór? I niedawno usuniętego guza? Więc wszystko było już w porządku? A jeśli rak był złośliwy i nastąpią przerzuty? Nie, stanowczo powiedziała przecież, że już jest zdrowa. Ale jak w ogóle ma przyjąć fakt, że nie będzie mógł już nigdy zostać ojcem? Te myśli nie dawały mu spokoju. Frustrację pogłębiał fakt, że nie mógł ich zadać Julce, bo była w totalnej rozsypce. Żałował, że pospieszył się z tym głupim prezentem. Powinien się czegoś nauczyć po pierwszym razie kiedy przyjaciel Barańskiej Wiktor również uroił sobie, że choroba żołądka jest ciążą Julii. A teraz Sylwia...miał ochotę ją zabić. Teraz jednak skupił się na pocieszaniu swojej dziewczyny- Najważniejsze jest to, że to ty jesteś teraz zdrowa. Wiem jak bardzo kochasz dzieci, ale przecież zostaje jeszcze masa innych możliwości. Możemy zaadoptować jakiegoś malucha.

                   Naprawdę ci to nie przeszkadza?

                   Tak- skłamał, choć w tej chwili nie wiedział co o tym myśleć. Owszem, kiedyś chciał mieć rodzinę, dwójkę lub trójkę dzieci, ale chyba potrafiłby z tego zrezygnować aby być z Julią. Na głębsze rozważania jeszcze przyjdzie czas.- Kocham cię i chcę z tobą być. Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz.

                   Nie wiem. Ty...przecież chciałeś mieć dzieci. Rozmawialiśmy o tym...

                   Wiem. Ale jeszcze bardziej chcę ciebie, rozumiesz?

                   Ale jesteś zły.- stwierdziła.

                   Tak, jestem na ciebie zły, bo mi o niczym nie powiedziałaś zostając z tym wszystkim sama. Boli mnie to, że mi nie zaufałaś.

                   Tu nie chodziło o zaufanie. Ja sądziłam, że jestem chora. Bałam się, że umrę.

                   I dlatego postanowiłaś mnie o niczym nie informować? A gdyby się jednak okazało, że jesteś to co wtedy? Do końca nie miałbym o niczym pojęcia?- spytał oskarżycielsko.

                   Jak możesz mnie o to pytać?

                   Odpowiedz. Powiedziałabyś mi?

                   Nie jestem chora. Miałam robione badania po zabiegu. Jestem już zdrowa, więc twoje pytanie nie ma sensu.

                   Dla mnie ma. Powiedz.

                   Nie chciałam cię skrzywdzić.- powiedziała po chwili wahania nadal nie odpowiadając na jego pytanie.- Przepraszam.

                   Nie, to ja przepraszam. Oskarżam cię o to w tej chwili...-Andrzej znów ją przytulił.- Pamiętaj tylko, że cię kocham i będę ponad wszystko.

 

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

 

W ciągu ostatniego tygodnia Ania trzykrotnie próbowała skontaktować się z rodzicami. Za pierwszym odebrała jej mama, która w kilku słowach zwymyślała ją za to, że uciekła na kilka tygodni przed ślubem. W kolejnych w ogóle słuchawka nie została podniesiona. Trochę ją to zasmuciło, bo mimo wszystko tęskniła za rodziną. Żałowała, że przy aparacie nie był wówczas ojciec: zawsze dogadywała się  z nim lepiej i wierzyła, że pomimo tego co zrobiła wspierałby ją. Ciężko westchnęła po raz czwarty wykręcając numer domowy. Tak jak się spodziewała telefon pozostał bez odpowiedzi. Ciężko usiadła na krześle. No nic, nie pozostawało jej nic innego jak wrócić do pracy. W końcu nie po to harowała przez ostatnie trzy miesiące by teraz się załamać.

Ucierając ciasto na biszkopt zastanawiała się co się dzieje z Tomkiem. Ostatnio był jakiś rozdrażniony, a wczoraj nawet odwołał ich spotkanie. Próbowała ignorować uczucie niepokoju, ale w ostatnich dniach czuła, że coś jest między nami nie tak. Dlatego teraz słysząc pukanie do drzwi i jego głos:

                   Hej słodka pani cukierniczko. Można?- uspokoiła się.

                   Jasne, wchodź. Drzwi są otwarte.

                   Pracujesz nawet w niedzielę?

                   No cóż, jutro ruszam pełną parą, więc muszę się dobrze przygotować.

                   W sumie możesz kupić trochę rzeczy w cukierni obok.

                   Tomek...

                   Żartowałem- roześmiał się wkładając palec do miski z ciastem. Pacnęła go dłonią.- Ałć. Bolało.

                   Bo miało. To dla klientów.

                   Przecież nie będą wiedzieć.

                   Jesteś okropny- w udawanym przerażeniu pokręciła głową.- Przez ciebie będę musiała robić nowy.

                   Pomogę ci.- położył swoją torbę i zdjął płaszcz. Dopiero teraz Ania zauważyła jak elegancko był ubrany.

                   Dziś jakaś specjalna okazja, czy zawsze ubierasz się tak w niedzielę?

                   Nie, musiałem dziś coś załatwić w urzędzie.- Spojrzała na niego sceptycznie.

                   To znaczy nie w takim urzędzie- plątał się- Po prostu...to prywatna sprawa.

                   Okej, nie musisz mówić.- odparła odrobinę urażona

                   Nie o to mi chodziło. Chciałem powiedzieć, że załatwiałem prywatną sprawę. Nie gniewaj się.

                   Nie gniewam. Podasz mi trochę mąki?- poprosiła chcąc zmienić temat. Czasami nie rozumiała tej całej jego tajemniczości. Mimo że odwiedzała go w mieszkaniu, poznała kolegów z pracy (choć właściwie zamieniła z nimi tylko zdawkowe pozdrowienie) i rozmawiała na temat rodziny to czuła, że tak naprawdę niewiele o nim wie. Tak jak w tym momencie. Nie obchodziło jej co tak naprawdę załatwiał: być może jakąś wstydliwą sprawę. Rozumiała to. Ale gdy robił z tego wielką tajemnicę irytowała ją to. Bo czasami zastanawiała się czy rzeczywiście nie ma jakiejś wielkiej tajemnicy.

                   Jasne, trzymaj.- podał jej, a potem przesunął torbę z której wypadły jakieś dokumenty. Zaklął cicho zaczynając je zbierać. Ania próbowała dyskretnie rzucić na to okiem, ale jej się nie udało. Zdołała tylko zobaczyć, że był to jakiś akt notarialny jakieś nieruchomości.

                   Sprzedajesz mieszkanie?- spojrzał na nią gwałtownie.

                   Nie- uśmiechnął się, ale zdawało jej się, że jakoś tak wymuszenie- Po prostu musiałem wyjaśnić pewną niezgodność, która pojawiła się w dokumentach odnośnie mojego mieszkania.- Powiedział Kamiński lekko naginając prawdę. Bo tak naprawdę był to akt własności domu, który kupił mu ojciec a on zamierzał się teraz go zrzec. Na samo wspomnienie awantury którą zrobił mu za to ojciec robiło mu się słabo.

                   Ach tak- odparła Ania cicho. Wydawało mu się, że chyba nie uwierzyła. Biorąc głęboki wdech postanowił powiedzieć jej prawdę. Posłuchaj, Aniu...- w tej chwili zadzwoniła jego komórka. Wyciągnął ją.- Przepraszam, to Hubert. Muszę odebrać.

                   Jasne.- odszedł kilka kroków co również nie umknęło jej uwadze. Bo czemu to robił?

                   Jak to kazał mi przyjechać? Przecież dopiero co się z nim widziałem.- słyszała jego urywany głos, który specjalnie ściszył.- A co mnie to obchodzi...to nie jest mój oj...- urwał patrząc na nią. Pospiesznie odwróciła wzrok. Chrząknął- Muszę kończyć. Tak, zaraz przyjadę.- Gdy schował telefon odezwał się cicho.- Przepraszam, muszę...

                   Iść. Słyszałam.

                   Naprawdę mi przykro.

                   Daj spokój. Jeśli to coś ważnego.

                   Tak, to chyba ważne- Podszedł do niej wyciągając miskę z dłoni. Potem cmoknął ją w usta dotykając po policzku.- Nie jesteś na mnie zła? Dopiero przyszedłem...

                   Rozumiem, naprawdę- starała się nie ulec poczuciu zazdrości i niepewności. Czemu nic jej nie powiedział?

                   Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię.

                   Mam nadzieję- szepnęła gdy odszedł.

 

Andrzej spędził tę noc z Julką śpiącą mu na ramieniu. Choć było mu niewygodnie nie chciał jej budzić. Bał się, że znów może zacząć płakać.

Rozumiał ją. Dla innej kobiety niemożność posiadania dzieci byłaby tylko drobną niedogodnością a spora część pewnie by się nawet ucieszyła. Ale nie Julia, która kochała dzieci i marzyła o dużej rodzinie. Nieważne jak ją pocieszał mówiąc, że to nie ma dla niego żadnego znaczenia i że nadal chce z nią być bo ją kocha. Ona nigdy nie była zbyt pewna siebie, a teraz jeszcze guz spowodował, że uważała się za jeszcze gorszą. Gdy usłyszał pomruk spojrzał na nią.

                   Już się obudziłaś?

                   Hm- mrugnęła roztargniona- Która godzina?

                   Siódma rano.

                   Rano?!- momentalnie się rozbudziła wstając z łóżka- Boże, przepraszam. Praktycznie na tobie leżałam. Pewnie nie było ci za wygodnie.

                   Też niewiadomo kiedy zasnąłem- skłamał unosząc się do pozycji siedzącej.- Jak się czujesz?

                   Nie najlepiej, ale chyba wczoraj wypłakałam się za wszystkie czasy.- posłała mu blady uśmiech.

                   Nie martw się już. Przecież to nie koniec świata.

                   Wiem, ale mimo to...to wszystko stało się tak nagle. Nie umiem się nawet cieszyć tym, że dzięki wycięciu jajników będę mogła dalej żyć.

                   Za to ja się cieszę. Choć dziś mam zamiar porządnie cię zrugać. Czemu o niczym mi nie powiedziałaś? Przecież bym cię wspierał.

                   Wiem. Po prostu się do tego przyzwyczaiłam. To znaczy do tego, że zazwyczaj radzę sobie sama. Jakoś trudno mi odwyknąć.

                   Więc się naucz.- Przytulił ją i pocałował. Gdy ich ciała znajdowały się bardzo blisko siebie odsunęła się.

                   Przepraszam, ja nie mogę.

                   Ja...przepraszam. Przecież niedawno miałaś zabieg. Nadal cię boli?

                   Nie o to chodzi.- westchnęła ciężko.- Ja po prostu...nie mogę.

                   Rozumiem.

                   Nie, nie rozumiesz bo ja nawet nie rozumiem. Przepraszam.

                   Nie szkodzi. Jestem głodny, mogę zrobić śniadanie?- uśmiechnęła się. Tym razem szczerze.

                   Jasne. Jeszcze pytasz?

                   To twoja kuchnia- puścił do niej oko.

                   Idę teraz do łazienki, zaraz do ciebie przyjdę.

                   Będę czekał z kubkiem kawy.- Po kilkunastu minutach wzięła szybki prysznic, umyła zęby i się przebrała. Potem poszła do kuchni i obserwowała krzątającego się Andrzeja. Gdy postawił przed nią talerz z pachnącą jajecznicą i tostami poczuła się tak jak dawniej. Prawie.

                   Dziękuję ci.- odezwała  się po chwili- Bałam się, że po wszystkim coś się między nami zmieni.

                   Julka, kocham cię. Nic nigdy się między nami nie zmieni.- Wziął kęs swojej porcji.- A , i zapisałem nas na kurs tańca.

                   Kurs tańca?

                   Aha. Przecież ci obiecałem: przed ślubem, pamiętasz?

                   Tak.- westchnęła rozmarzona i uspokojona.

                   Zajęcia rozpoczynają się za tydzień, od piątku...ale jeśli to za szybko to mogę to przełożyć.- dodał na widok jej miny.

                   Nie, w porządku. Tylko tego dnia będę miała badanie.

                   Jakie badanie?

                   Kontrolne. No wiesz, ojciec się teraz o mnie boi i karze o siebie dbać.

                   Bardzo dobrze. Pójdę razem z tobą.

                   Nie musisz.

                   Julka...

                   Tak tylko powiedziałam. Ale będę wdzięczna jeśli będziesz tam ze mną.- Spojrzała na zegarek- Niedługo muszę się zbierać na zajęcia. Zostawiam ci klucze, zostań jak długo chcesz.

                   Dzięki. Wezmę tylko prysznic i też uciekam do biura. Spotkamy się wieczorem, okej?

                   Tak.- wstała z krzesła i cmoknęła go w policzek- Dzięki za śniadanie i za wszystko co dla mnie zrobiłeś.

                   Nie ma za co. Na pewno nie chcesz żebym najpierw cię odwiózł? Mam jeszcze trochę czasu.

                   Nie, dam sobie radę.

Na uczelni od razu wyhaczyła ją Maja. Wyglądała trochę lepiej niż gdy się po raz ostatni widziały i Julka pomyślała, że najwyraźniej jej kłopoty z Filipem minęły.

                   Hej, wreszcie się zjawiłaś w szkole, księżniczko. Już myślałam że w ostatnim roku odbiła ci szajba.

                   Nie, jednak zdecydowałam skończyć te studia.- odparła rozbawiona.

                   A tak na serio to wszystko w porządku? Martwiłam się o ciebie. Zwłaszcza gdy nie odebrałaś mojego telefonu.

                   Po prostu nie byłam w formie.- Drągowicz dopiero teraz zauważyła nie najlepszy humor przyjaciółki.

                   Coś się stało?- spytała już poważniej.

                   Tak, ale na razie nie chcę o tym gadać. A co u ciebie?

                   Nie najlepiej jeśli chodzi o Filipa. Ale dzięki dziecku daję jakoś radę.

                   Więc nic się między wami nie poprawiło?

                   Raczej nie. Kilka dni temu Mateusz znowu odwiedził mnie pod szkołą. Porozmawialiśmy sobie szczerze i na koniec go przytuliłam. Mój mąż to widział.

                   Znów zarzucił ci że z nim romansujesz?

                   Tak. I w jakiś sposób go rozumiem, naprawdę. Ale gdzieś w środku tego wszystkiego jestem bardzo wściekła.

                   Nie, on nie powinien cię tak traktować. Rozmawiałaś z nim o tym? Nie zamierza się zmienić?

                   Chyba raczej nie. On traktuje to jako coś w rodzaju testu. A przynajmniej tak myślę. Tyle, że nie wiem jak długo to ma trwać.

                   A więc co chcesz z tym wszystkim robić?

                   Nie wiem. Chyba dalej ciągnąć udając, że jesteśmy tylko lokatorami we własnym domu. Dobra, koniec z tym. Chodźmy już lepiej pod tą salę, bo się spóźnimy.

                   No tak. A i pożyczysz mi na dziś wieczór notatki z psychologi? Muszę nadrobić chociaż to.

                   Jasne, nie martw się.

 

W ciągu następnego tygodnia Bartek starał się spędzać z Izą i synem jak najwięcej czasu. Codziennie przynosił jej mały upominek i rozmawiał o bieżących problemach. W sobotę nawet zapowiedział, że tak jak dawniej wybierze się z nią na cotygodniowe zakupy, które jeszcze kilka miesięcy zawsze robili wspólnie. Zaprosił ją nawet to kina i filharmonii, bo grali akurat to co lubiła. Niestety, nie widział żadnej wyraźniej poprawy w ich relacjach. Na dodatek mało co nie wybuchnął gdy któregoś ranka usłyszał jak rozmawia przez telefon ze swoim nauczycielem od kursu. Tylko siłą woli powstrzymał się przed wyrwaniem jej słuchawki.

                   I co zaliczyłaś już swój kurs?- spytał starając się by w jego głosie nie było słychać złości.

                   Tak, muszę odebrać jutro dyplom.

                   Pamiętasz, że rano wyjeżdżamy?

                   Tak, ale odbierze to za mnie Magda, koleżanka z kursu.

                   Spakowałaś już Antosia?

                   Tak, oprócz przyborów do kąpania, bo wieczorem jeszcze z nich skorzysta.

                   Jeśli chcesz ja mogę to zrobić. Będziesz miała wolny wieczór.

                   Nie, jesteś pewnie zmęczony po pracy. Ja to zrobię.- Bartek już chciał coś dodać, ale zadzwonił telefon. Odebrał.

                   Hej, tu Krzysiek. Macie z Izą czas dziś wieczorem?- usłyszał w słuchawce głos przyjaciela.

                   Cześć. Czemu pytasz?

                   Po prostu moja kochana żona się nudzi i wpadła na pomysł żeby zaprosić  parę osób. Wiesz, jak to ciężarna...auć- po jakichś zakłóceniach Bartek zrozumiał, że Agnieszka jest gdzieś obok telefonu. Uśmiechnął się.

                   Właściwie to moglibyśmy wpaść jeśli moi rodzice zgodzą się zająć Antosiem.

                   Przecież mały może przyjść z wami. Z pewnością nie zabraknie mu atrakcji. Andrzej z Mają też będzie.

                   Przyjdzie z Filipem?

                   Taki był właściwie zamiar, ale nie wiem czy jej się to uda, znasz go. Prawdę mówiąc liczę na to, że dziś z nim porozmawiam.

                   Więc nadal im się nie układa?

                   Raczej nie. To co? Wpadniecie tak około siódmej?

                   Jasne, nie mamy dziś żadnych planów- w duchu miał nadzieję, że Iza się zgodzi.- Przynieść coś do jedzenia?

                   Nie, Agnieszka coś upichci, prawda kochanie?- Kasprzyk usłyszał niewyraźnie mrugnięcie.- No, to załatwione. Więc czekamy na was wieczorem. Na razie.

                   Cześć.

Gdy Kamiński się rozłączył żona spytała go:

                   I co? Udało się?

                   Tak, przyjdą. Choć czuję się głupio. To ich małżeńskie problemy. Jak niby masz zamiar im pomóc?

                   Zobaczysz.- odparła mu tajemniczo.-Zadzwoń lepiej jeszcze raz do siostry i postaraj się aby namówiła Filipa do przyjścia. Już ja ich wszystkich wyswatam.

                   Już zaczynam się bać.

 

Na szczęście, kilka godzin później wszystkie zaproszone osoby zdołały dotrzeć pod dom państwa Kamińskich. Najpierw przyszedł Andrzej z Julką. Przyprowadzili ze sobą (brata Andrzeja) Kacpra, jako że był sobotni weekend a rodzice Sławińskiego mieli wybrać się do teatru. Poza tym nie chcieli łamać danej obietnicy, zwłaszcza gdy dowiedzieli się, że Kasprzykowie przyjdą z Antosiem.

                   Cześć stary.- przywitał się z Krzysztofem Andrzej. W tym czasie Julka z Kacprem skierowała się razem z Agnieszką do salonu.

                   Dzięki, że przyszliście praktyczni tak prosto z marszu.- powiedziała.

                   Bez przesady. A poza tym to sama przyjemność spędzić czas wśród znajomych, zwłaszcza teraz.- Aga taktownie nie spytała o co chodzi. Ostatnio Andrzej też był jakiś nie swój i bała się, ze i ta para jest w rozsypce. Oczywiście informując o tym męża ten tylko się roześmiał, ale ona i tak wiedziała swoje.

                   Poczekasz chwilę? Muszę jeszcze rozstawić trochę zastawy.

                   Pomogę ci.- zaproponowała. Potem zwróciła się do Kacpra: - Pobawisz się trochę?

                   Dobra. A mogę wziąć sobie ciastko ze stołu?

                   Jasne kochanie.- odparła za nią Agnieszka. Potem obie z Barańską poszły do kuchni.

                   A jak tam kurs tańca? Andrzej nie podeptał ci stóp?- spytała w pewnej chwili gospodyni. Julia roześmiała się.

                   Na razie mieliśmy tylko jedną lekcję, ale jak widzisz z moimi stopami wszystko w porządku. Nie jest taki zły za jakiego się uważa. Choć czasami porusza się jak słoń.

                   Wiem. On po prostu nie lubi jak nie jest w czymś najlepszy, ale nie mów mu tego.

                   Czego ma mi nie mówić?- spytał akurat wchodzący Sławiński. Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenie.

                   Niczego ważnego.- zbyła go Aga- Rozmawiamy na temat kursu tańca na który chodzisz. Julka mówi, że ruszasz się jak słoń.

                   Nieprawda- skłamała lojalnie- Powiedziałam, że jak na pierwszy raz nie było tak źle. Andrzej rzucił jej badawcze spojrzenie. Odpowiedziała niewinną minką. W tym samym czasie usłyszeli dzwonek do drzwi.

                   Oho, chyba jest nasza druga para. Super, że mamy punktualnych znajomych.- zażartowała Kamińska i poszła otworzyć drzwi. Była to Iza z Bartkiem.

                   Cześć kochana- przyjaciółki od razu się objęły- Fajnie, że już jesteście. Wchodźcie.- spojrzała na Bartka i cmoknęła go w policzek.

                   Witaj. Jak samopoczucie?

                   Od dwóch tygodni minęły mi nudności, więc jest super. A co to?- spytała gdy wręczył jej paczuszkę.

                   Nic takiego, trochę słodyczy.

                   Dzięki, nie musiałeś- puściła mu zalotnie oko- Wchodźcie do środka. Gdy tylko to zrobili przez chwilę panował ogólny rozgardiasz, gdy wszyscy witali się ze sobą. Zwłaszcza, gdy zjawili się Filip z Mają.

                   Pamiętasz Andrzeja i Bartka, co?- powiedział Krzysiek do szwagra.

                   Jasne. Witajcie- sztywno skinął im głową jak to miał w zwyczaju.

                   A to jest Julka z Izą, ich partnerki.  No, skoro jesteśmy tu wszyscy co siadajmy do stołu. Wy chłopcy też- zwrócił się do Kacpra i Antosia.- Mrugnęli coś pod nosem a potem posłusznie poszli usiedli przy stole razem z dorosłymi.- Na początek chcę podziękować wszystkim za przybycie, bo dawno nie widzieliśmy się razem w takim gronie.

                   Dobra, siadaj już. To nie zebranie zarządu. Nie musisz nikomu dziękować- odezwał się żartobliwie Andrzej- Poza tym na darmowe jedzenie nigdy mnie nie musisz namawiać.

                   I mówi to najlepszy znany mi kucharz- mrugnął Bartek. Wszyscy się roześmieli.

                   Właśnie. To ty powinieneś tu gotować.- poparła go Julka.

                   No- mrugnął młodszy brat Sławińskiego, Kacper.

                   Lepiej najpierw zjedzcie, a potem chwalcie darmowy posiłek.- wtrąciła się gospodyni- Nie najlepiej radzę sobie w kuchni, zwłaszcza gdy brzuch przysłania mi świat.

                   Moja droga nie chcę cię pocieszać, ale będzie jeszcze gorzej. To dopiero końcówka piątego miesiąca. Jeszcze prawie połowa.- skomentowała to Iza.

                   Wiem. I to mnie przeraża.

                   Dlaczego? Fajnie mieć takiego potwora.- Krzysiek wstał obejmując ramieniem Agnieszkę i dotykając ręką jej brzucha. Szybko mu ją strząchnęła ze złością.

                   Kretyn- mrugnęła.

                   Więc już nie idiota? Kolejna degradacja?

                   Co tam jej szepczesz do ucha? Jeszcze nie jesteście w swojej sypialni.- powiedział Andrzej.

                   Głodnemu chleb na myśli.- odparł Bartek.

                   Hej, skończ już te głupie komentarze, Sławiński. Jakbyś nie zauważył są tu dzieci.- Chłopcy uśmiechnęli się nie wiedząc do końca o co chodzi.

                   I co z tego? Dzisiejsza młodzież wie dużo więcej niż my.- Andrzej wzruszył ramionami patrząc na brata- No nie, mały?- Agnieszka przewróciła oczami.

                   A właśnie, jak czujesz się ze świadomością, że niedługo i ty dołączysz do grona tatusiów, Filip?- Krzysiek postanowił włączyć do rozmowy swojego szwagra, który na razie od chwili przyjścia nie odezwał się ani słowem.

                   Na razie niewiele to zmieniło w moim życiu, więc jeszcze się  z tym do końca nie oswoiłem.- odparł tamten.

                   A tak w ogóle to nieźle nas zaskoczyliście. Nie puściliście pary z ust aż do ślubu.

                   Właściwie to Maja tego nie zrobiła. Ja też dowiedziałem się dopiero po.- Gdy Filip wypowiedział te słowa powstała niezręczna cisza. Maja rzuciła mężowi spojrzenie pełne dezaprobaty, które mówiło że niczego innego się po nim nie spodziewała.

                   Ale niespodzianka, co?- mrugnęła do niego.- Już przed ślubem spodziewam się dziecka. Pewnie wzięło się z powietrza i dlatego zupełnie cię to zaskoczyło.- Ktoś chrząknął.

                   Chłopcy, kto idzie ze mną po coś chłodnego do picia?- sytuację uratował Bartek.

                   Tak!- krzyknęli jednocześnie. Gdy wyszli Majka powiedziała:

                   Przepraszam za ten komentarz. Nie powinnam.

                   W porządku, rozumiemy.  W końcu hormony i te sprawy- żart Andrzeja rozładował sytuację. Majka nerwowo rozejrzała się po wnętrzu.

                   Mogę na chwilę wyjść na zewnątrz? Zrobiło mi się trochę słabo.- dziewczyna wstała od stołu i bez dalszego słowa wyszła.

                   Chyba powinieneś za nią iść.- delikatnie zasugerowała Filipowi Iza.

                   Wiem, że to moja wina, ale ja jej nie przyprowadzę, bo ona ze mną nie wróci. Lepiej będzie jeśli zrobisz to ty lub Julia.

                   Filip, naprawdę chcesz się z nią kłócić w ten wieczór?- wtrąciła się Agnieszka. Ten ciężko westchnął. Potem bez słowa wstał z krzesła i wyszedł do ogrodu.

                   Czy mi się tylko wydaje czy między nimi jest tak źle?- spytał Andrzej.

                   Jest- skwitowała Julka. W tym czasie Bartek wrócił z kuchni z napojami.

                   Gdzie chłopcy?

                   W kuchni. Piją sok i jedzą ciastka.

                   Pójdę do nich- Iza już wstawała z krzesła, ale Bartek ją powstrzymał.

                   Spokojnie, przecież są już duzi. Kacper ma już dziesięć lat.

                   Dziewięć- sprostował Andrzej.

                   Nieważne.- Kasprzyk zmarszczył brwi.- A gdzie państwo Drągowicz?

                   Albo drą ze sobą koty albo się godzą. Najpewniej jednak to pierwsze.

                   Andrzej....

                   No co? Ten facet wygląda jak chodzący grób. Po co go tu zaprosiłeś?- zwrócił się ze śmiechem do Krzyśka.

                   Jest trochę starszy. Nie wszyscy podchodzą do życia tak lajtowo jak ty- Julka posłała mu sójkę w żebra.

                   Przepraszam- posłał jej urocze spojrzenie. - W rewanżu wyjdę na zewnątrz i zobaczę czy nie ma ofiar śmiertelnych, okej?

 

Maja wychodząc z mieszkania brata i bratowej miała ochotę wsiąść do samochodu i pojechać do domu. Niestety, nie miała kluczyków. Dlatego zatrzymała się na werandzie próbując uspokoić oddech.

                   Chodź do środka.- słysząc głos Filipa miała ochotę go zabić. Jak on śmiał?

                   Nie dziękuję, tu mi dobrze.

                   Przepraszam za to co powiedziałem. Nie chciałem aby to tak zabrzmiało.

                   Jasne- odwróciła się- Tylko wiesz, co? Gdzieś mam twoje przeprosiny skoro za chwilę zrobisz to samo. Możesz mnie tak traktować w domu, ale nie poniżać wśród znajomych.

                   Nie poniżyłem cię.

                   Nie? Więc co chciałeś tym osiągnąć?

                   Maja ja nie chciałem...

                   ...tu przyjść. Wiem. Daruj już sobie te gadki. Zawsze we wszystko cię wplątuję, co?

                   Proszę...twój brat czeka.

                   Daj mi spokój.  Idź już sobie.

                   Staram się do cholery, naprawdę.- Słysząc to maja przełknęła gwałtownie ślinę. Ale się nie odwróciła.

                   Więc kiepsko ci idzie.- odparła.

                   A ja myślę, że nie najgorzej- oboje usłyszeli  za sobą głos Andrzeja, który zbliżył się do Mai i objął jej ramię.- Przecież ładnie cię przeprosił.- Delikatnie pociągnął ją w kierunku Filipa.- A teraz złapcie się za rączkę i chodźcie do środka. Zachowujecie się jak dzieci.- Majka gwałtownie przystanęła i wymierzyła  w Sławińskiego palec.

                   Słuchaj, już nie chodzimy do liceum i nie jestem młodszą siostrzyczką twojego najlepszego kumpla. I nie waż się nazywać mnie dzieciakiem.

                   Filipa też tak nazwałem jakbyś nie zauważyła a on się nie gniewa. Nie stary?- Drągowicz uśmiechnął się drętwo.

                   Chyba tak.

                   No więc dajcie sobie buzi i chodźcie.- Maja prychnęła.

                   Sam mu daj buzi.- powiedziała i szybkim krokiem poszła w kierunku domu. Filip z Andrzejem zostali sami.

                   Nie chciałbym się wtrącać bo mało się znamy, ale nie najlepiej ją traktujesz.

                   To się nie wtrącaj- odparł mu Filip.

                   Nie mam nic do ciebie- kontynuował Sławiński-, ale bardzo lubię Majkę, bo jest dla mnie jak siostra. A widzę, że nie jest z tobą szczęśliwa.

                   Więc niech idzie do Mateusza.- warknął Filip rzucając Andrzejowi wrogie spojrzenie.

                   Naprawdę tego chcesz? Żeby cię zostawiła?- Drągowicz nie odpowiedział. Przez chwilę wydawało się, że chce odejść, ale tego nie zrobił. Zatrzymał się po paru krokach.

                   Nie chcę.

                   Więc? Dlaczego robisz wszystko aby cię znienawidziła?

                   Posłuchaj, nie wiem co wiesz, ale na pewno nie wszystko.

                   Znam historię z tym chłopakiem, którego poznała. I nadal nie rozumiem o co tyle hałasu. To był czysto platoniczny związek a poza tym już się  z nim nie spotyka.

                   Problem w tym, że spotyka.- zauważył, że zdziwił tym Andrzeja- Zaskoczony? Pewnie wylewa tu gorzkie łzy mówiąc jaki jestem podły?

                   Nie, to nie tak. Wiesz co, myślę że ty po prostu powinieneś bardziej jej zaufać. Masz rację, nie znam wszystkich faktów, ale te które znam mi wystarczą. Maja jest z tobą w ciąży i cię kocha. Tylko to powinno się dla ciebie liczyć. A zwłaszcza to pierwsze. Nawet nie wiesz ilu facetów chciałoby być na twoim miejscu.

                   Dlaczego tak mówisz?- Filip wyczuł w jego głosie jakąś osobistą nutę.

                   Kilka dni temu moja narzeczona miała usuwane jajniki. To był guz.

                   Przykro mi.

                   Mnie też. Prawdę mówiąc na razie nie myślałem teraz o dzieciach, ale jej smutek boli mnie dwa razy mocniej. Widziałeś jak bardzo lubi dzieci.

                   To nowotwór?

                   Tak, ale na szczęście niezłośliwy. Dziś miała robione badania. Bardzo ją kocham i gdyby coś jej się stało to...chyba nie poradziłbym sobie.

                   Ja też kocham Maję- odezwał się Filip po chwili wahania. W zasadzie nie znał Andrzeja Sławińskiego, a wyglądał mu na lekkoducha. Nigdy nie sądził, że chodź o kilka lat młodszy ma tak dojrzałe podejście do życia. I że on zwierzy mu się z najskrytszych problemów.- Ale nie potrafię już jej zaufać. Gdy ją widzę przed oczami staje mi jej pocałunek z Mateuszem na dwa tygodnie przed ślubem.- Andrzej pocieszająco poklepał go po plecach.

                   A co tu za czułości?- odezwał się Krzysiek. Drągowicz zauważył Kamińskiego wraz z drugą postacią. Prawdopodobnie z Kasprzakiem.

                   Co tu robicie? My mieliśmy już wracać.

                   Nasze drogie panie wyraźnie chciały porozmawiać o babskich sprawach, więc pomyśleliśmy że dołączymy do was. Taki ciepły wieczór.- Postawił na końcu werandy jakieś butelki.

                   Macie piwo?

                   Jasne, że sok- Parsknął Krzysiek- Jasne, że piwo. Masz- podał je Andrzejowi, a potem Filipowi. Ten odmówił.

                   Dzięki, ale będę dzisiaj prowadził.

                   Stary nie bądź taki- powiedział Sławiński. Ku zdziwieniu gospodarza Drągowicz wziął od niego butelkę. Posłał Bartkowi zdziwione spojrzenie. A co chodzi? Co wydarzyło się podczas ich nieobecności?

 

                   No to wznoszę toast za naszą gospodynię- powiedziała Iza stukając się kubkiem z kolorowym sokiem z innymi dziewczynami. A właściwie to piły je tylko dwie ciężarne panie spośród całej czwórki.

                   Dziękuję, dziękuję.- Aga wychyliła się na chwilę aby sprawdzić czy Kacper z Antosiem dalej grają w grę na konsoli Krzyśka.- A ja chcę wznieść go za Maję. Twój brzuszek jest po prostu rozkoszny.

                   Prawda?- Drągowicz wyprężyła się dumnie unosząc w górę koszulkę. Iza się roześmiała.

                   Potem będziesz narzekać, że jest za duży.

                   Nie będę. Bardzo mi się to podoba. A ty Iza? Nie zamierzasz postarać się o rodzeństwo dla Antosia?

                   Raczej nie.- odparła szczerze kończąc sączyć drugą szklaneczkę. Być może to dlatego trochę rozwiązał jej się język- W końcu dzieci nie biorą się z powietrza.

                   Co znaczy, że wy...-zaczęła niepewnie Julka, bo przecież właściwie z trzech obecnych tu pań Izabelę znała najsłabiej.

                   Tak, nie sypiamy ze sobą. Śmiało, nie krępuj się. W sumie to chyba nie jest jakaś wielka tajemnica. Tym bardziej, że niedługo wszystkie dowiecie się o moim rozwodzie z powodu zdrady Bartka.

                   Co?!- trzy niemal równoczesne westchnienia rozbawiły Izabelę.

                   Za dwa tygodnie Bartek obiecał mi złożyć wniosek o separację.

                   Ale przecież jedziecie na wycieczkę- zaczęła Agnieszka- Myślałam, że między wami już wszystko w porządku. I że wybaczyłaś mężowi.

                   Czekaj, więc ty wiedziałaś?- Maja spojrzała na bratową z wyrzutem. Ta posłała jej przepraszający uśmiech.

                   Sory.

                   Iza...

                   A ty chwaliłabyś się tym, że twój mąż stuknął się z inną laską?

                   Chyba niedługo zacznie skoro nie sypia ze mną.- stwierdziła z rozbrajającą szczerością.

                   Więc z wami nic...ten tego?

                   Nie. Nawet mnie nie dotknął od dnia ślubu. Wiesz, chciałabym być na twoim miejscu.

                   Chciałabyś z Bartkiem?- spytała żartobliwie Iza.

                   Raczej nie. Wiesz, o co mi chodzi.- pacnęła ją po dłoni. Potem spojrzała na Kasprzak poważnie- Naprawdę to już tak definitywnie z tym rozwodem?

                   Niestety- W oczach Izy stanęły łzy. Pospiesznie zamrugała- Przepraszam, to przez ten alkohol.

                   Kochana- Agnieszka ostrożnie objęła przyjaciółkę.

                   W porządku, naprawdę tego chcę. Naprawdę- powtórzyła jakby chciała przekonać samą siebie.- Możemy zmienić temat? A co tam u ciebie Julka? Bo Aga mówiła, że jakoś ostatnio niewyraźnie wyglądasz z Andrzejem.

                   Nie, w porządku. Między nami jest świetnie.- uśmiechnęła się. Potem spuściła głowę biorąc duży łyk swojego drinka.- Ale ze mną nie.

                   Jak to?

                   Nie mogę mieć dzieci.

                   Och, tak mi przykro.

                   Robiłaś badania? Może tylko tak ci się wydaje.- pocieszały ją.

                   Nie, gdy teraz wyjechałam miałam wycinane jajniki- Barańska pospiesznie zaczęła opowiadać przyjaciółkom o ostatnich dniach. Na końcu polały się nawet łzy, ale w towarzystwie w którym była wydało jej się to naturalne. Dziewczyny zmotywowały ją i pocieszały, a choć klepały same banały bardzo to jej pomogły. Potem rozmawiały trochę o pracy i problemach każdej z nich. Około północy były tak zmęczone, że postanowiły położyć się spać. Wówczas zadziwiła je Agnieszka:

                   Wiecie co? Tak naprawdę zorganizowałam dzisiaj to spotkanie żeby każdej z was pomóc pogodzić się z drugą połówką.

                   Słucham?

                   Przepraszam, jak zawsze się trącam. Sądziłam, że jeśli będziecie razem w jednym pokoju to...

                   No wiesz co...

                   ...dajcie mi skończyć. Ale teraz wszystkie idziemy do pokoju gościnnego po materace. Będziemy miały kontynuację damskiego wieczoru. Co wy na to?

                   Świetnie. Faceci nie są nam do niczego potrzebni, prawda?- spytała Iza.

                   Prawda- odparła słabo Maja.

                   Tak- mrugnęła Julka.

 

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

 

Podczas podróży w góry Bartek zdecydował się prowadził auto samemu. Dlatego podczas jazdy miał raczej ograniczoną zdolność do rozmawiania z żoną na temat ich prywatnych spraw. A już zwłaszcza przy Antosiu. Zastanawiał się o czym rozmawiała do później nocy z Majką, Julką i Agnieszką dwa dni temu. Jednak po jej niechętnym spojrzeniu jakim obrzuciły go wszystkie panie domyślił się, że żona wyznała im prawdę. Nie dziwił się: w końcu były przyjaciółkami.

Gdy dotarli na miejsce praktycznie była noc. Z ledwością zdążyli się rozpakować. Potem obejrzeli z Antosiem bajkę, a gdy zasnął zostali sami.

                   Wiesz, chciałem wynająć ten sam pokój który zajmowaliśmy podczas licealnej wycieczki, ale był już zajęty. Chciałem ci coś tam pokazać.

                   Chodzi ci o te serce z imieniem Iza w środku w rogu ściany?

                   A więc widziałaś.

                   Tak, sześć lat temu.- delikatnie wygięła wargi w uśmiechu.

                   Ciekawe czy jeszcze tam jest.

                   Pewnie w tym czasie zdążyli już ze trzy razy pomalować ściany.- podniosła się z miejsca.- Dobranoc.

                   Dobranoc- powtórzył.

W kolejnych dniach chodzili po turystycznych szlakach jedząc tradycyjne górskie potrawy praktycznie cały czas spędzając na zewnątrz. Najwięcej przyjemności miał z tego oczywiście mały Antoś: Bartek natomiast w żaden sposób nie mógł dotrzeć do żony. Czasami wydawało mu się nawet, że jest tak jak dawniej na przykład gdy tańczyli podczas miejscowego wesela w karczmie lub śpiewali podczas wieczornego grillowania. Jednak gdy tylko wracali do hotelu Izabela od razu zamykała się w swoim pokoju bez nawet najbardziej niewinnego całusa. A on czasami po prostu nie wytrzymywał. Mając świadomość, że ona leży od niego tylko kilka metrów dalej była nie do zniesienia. Przecież była jego żoną! To był jej obowiązek...Te myśli nie dawały mu spokoju podczas długich samotnych nocy. Zastanawiał się czy jej tego brakuje. A może pociesza się w ramionach swojego nauczyciela kursu? Nie, przecież mówiła że nic ich na razie nie łączy...No właśnie na razie. Nawet w myślach nie potrafił wyobrazić sobie Izy w ramionach innego mężczyzny. Dlaczego tak to spieprzył?

Na początku kolejnego tygodnia pogoda zdecydowanie dopisywała, choć w weekend spadła nowa warstwa śniegu. Za namową Antosia Bartek z Izą zaczęli uczyć go jazdy na nartach. Dużo się przy tym śmiali, bo malec nieustannie się przewracał. Po jakichś dwóch godzinach, praktycznie bez przerwy, zdołał opanować jazdę na tyle, by spuścili go na chwilę z oczu i usiedli na stoku.

                   Wygląda rozkosznie, prawda? Te narty wydają się wyższe od niego.

                   Tak.- roześmiała się Izabela rzucając tęskne spojrzenia w stronę synka- Jest taki samodzielny, prawda? Zawsze niechętnie przyjmuje pomoc innych.

                   No cóż, upartość i konsekwencję ma z pewnością po mamusi.

                   Za to odwagę po tatusiu. I doskonałą zdolność do czarowania, gdy chce się od czegoś wymigać.

                   Naprawdę jest taka doskonała?

                   Hm?- chwilę zajęło jej żeby zrozumieć o co chodzi. Potem całe jej rozmarzenie minęło jak ręką odjął. Wyglądała tak jakby chciała cofnąć swoje słowa. Tak jak zawsze postępowała w ostatnim czasie.- Nie, tak mi się tylko powiedziało. Idę trochę pozjeżdżać.

                   Poczekaj, idę z tobą.

                   Przecież nie chciałeś jeździć. A poza tym jeśli tak to ja zostaję. Ktoś musi pilnować Antosia.

                   Nie, jeśli będziemy na małym stoku. To co idziesz czy tchórzysz?- prychnęła.

                   Przecież jeżdżę sto razy lepiej od ciebie.

                   Więc udowodnij to. Załóżmy się.

                   Co?

                   Kto dłużej utrzyma się na nogach. Wszystkie sztuczki dozwolone. Jak za dawnych lat, pamiętasz?

                   Nie wiem, to głupie.

                   Wiedziałem, że stchórzysz.

                   A ja wiedziałam, że mnie sprowokujesz do zgody więc się zgadzam- westchnęła.- Jaka jest stawka?

                   Jedno życzenie.

                   Dowolne?

                   Powiedzmy, że takie które można spełnić w trakcie naszej wycieczki. To co, zgadzasz się?- przygryzając dolną wargę ważyła w myślach jego propozycję. Najwyraźniej zastanawiała się co też może wymyślić i czy ryzyko porażki jest tego warte.

                   Okej.- zgodziła się w końcu doskonale wiedząc jak go pokona. Jednocześnie nie chciała się przyznać przed samą sobą, że propozycja męża wzbudziła w nim dreszcz emocji. Przez pierwszy tydzień w niektórych momentach trudno było jej się trzymać od niego z daleka. Powtarzała sobie, że przecież naprawdę nie chce już z nim być, ale jednak serce uparcie wciąż mocniej biło na jego widok.

Razem podeszli do miejsca wypożyczalni, nałożyli kostiumy i narty. Potem znaleźli się na stoku. Antoś obserwował ich z dziecięcą egzaltacją nie mogąc się zdecydować komu kibicować.

                   Więc zaczynamy, tak?- Iza skinęła głową.- Na trzy zjeżdżamy. Raz, dwa...hej miało być na trzy- Izabela postanowiła zjechać wcześniej aby wyprzedzić męża, a potem znienacka go podciąć aby się przewrócił. Zawsze świetnie radziła sobie z nartami i była pewna, że jeździ lepiej od Bartka. Niestety, dzisiejsza rozgrywka niewiele miała wspólnego z jazdą fair play. Bo po kilkudziesięciu sekundach jakimś cudem mąż ją dogonił i zbliżył do jej lewego boku. Potem korzystając z kijka przewrócił.

                   Jak śmiałeś?- syknęła wściekła, że przegrała. Bartek zatrzymał się nad nią szczerząc się.

                   Wygrałem.- odparł bardzo z siebie zadowolony jednocześnie podnosząc w górę swoje gogle. Wyciągnął rękę do żony. Ta wściekle ją odrzuciła.

                   Poradzę sobie sama.- prychnęła gramoląc się ze śniegu.

                   Czekaj, gdzie idziesz?

                   Do syna.- powiedziała z godnością.

                   Mam teraz jedno życzenie, pamiętasz?- przystanęła na chwilę widząc, że Antoś bezpiecznie się bawi na początku stoku.

                   Okej, więc dawaj. Jakie ono brzmi?- Gdy Kasprzyk zbliżył się do niej na odległość wyciągniętej ręki odruchowo się odsunęła.

                   Pocałunek- szepnął.- Chcę od ciebie pocałunku.- Iza spuściła głowę otwierając usta by wygłosić jakąś ciętą replikę. Tego zupełnie się nie spodziewała. Prawdę mówiąc sądziła, że oznajmi jej iż nie dopuści do ich separacji albo chociaż ją przesunie. Nie byłaby z tego powodu zadowolona, ale mimo wszystko wówczas jej uczucia  byłyby bezpieczne. A tak...Gdy zbliżył do niej swoją twarz, odwróciła się do niego plecami.

                   A więc nie dotrzymasz zakładu?- szukała w głowie jakiejś rozpaczliwej wymówki.

                   Oczywiście, że dotrzymam tylko...mam przecież na to jeszcze tydzień, prawda? O ile pamiętam powiedziałeś na początku, że przegrany ma spełnić życzenie wygranego podczas wycieczki. Mam więc na to jeszcze siedem dni.

                   A więc trzymam cię za słowo- odparł o dziwo z uśmiechem.- Będę na to czekał.

 

W tym czasie, gdy Kasprzykowie przebywali w górach Julia Kamińska leżała załamana w swoim łóżku po ostatnim badaniu. Nie chciała z nikim rozmawiać i cieszyła się z dwudniowego wyjazdu Andrzeja w interesach. W głowie wciąż miała ostatnią rozmowę z lekarzem:

                   „Pani Barańska, niestety obawiam się, że chemioterapia będzie niezbędna.

                   Ale przecież ostatnio podczas operacji doktor Olszewski powiedział, że wszystko jest w porządku i nie będzie to konieczne. Mówił, że jestem zdrowa...

                   Jest pani- odparł nieco zbyt szybko starszy mężczyzna- Ale musimy podjąć środki ostrożności.

                   Nie zgadzam się, rozumie pan? Powiedział pan, że jestem zdrowa.

                   Pani Julio, terapia jest niezbędna.

                   Tak? Więc niech pan powie mi prawdę. Sporo czytałam na temat raka jajników i nie jestem taka głupia jak pan myśli. A poza tym nawet gdybym nie zdobyła tej wiedzy wiem, że chemioterapia nie jest środkiem zapobiegawczym i profilaktyką, a środkiem stosowanym w celu zabicia nowotworu.

                   No tak,ale...

                   ...ale rozmawiał pan z moim ojcem, zgadza się? I on kazał panu mamić mnie ładnymi eufemizmami. Żądam aby powiedział mi pan prawdę. Operacja wycięcia jajników nic nie zmieniła, prawda?

                   Oczywiście, że zmieniła.- oburzył się lekarz.

                   Ale nie zniszczyła całkowicie choroby. Nadal mam nowotwór, tak?

                   Osoby chore nigdy do końca nie zdrowieją. To tak jak z alkoholizmem lub narkomanią: trwają całe życie nawet jeśli alkoholik czy narkoman od lat nie zażywa szkodliwej substancji.

                   Proszę nie mydlić mi oczu. Chcę znać prawdę. Nie ma pan prawa jej przede mną ukrywać. Nie jestem dzieckiem, a to ja jestem chora a nie mój ojciec więc on nie ma prawa niczego od pana wymagać.

                   Pani Barańska, przykro mi.

                   Więc...jak bardzo jest to niebezpiecznie? Jak daleko zabrnęła choroba? W jakim jestem stadium? To nie jest początek, prawda?

                   Nie, ale też nie koniec. Wielu pacjentów na tym etapie udaje się wyzdrowieć po chemioterapii.

                   Na jakim etapie?

                   Pani Julio skoro chce pani prawdy, to pani powiem. Nie jest najlepiej, ale i nie najgorzej. Guza wykryto dość wcześniej, choć choroba poczyniła pewne postępy. Nie znaczy to jednak, że grozi pani utrata życia. Po chemioterapii istnieją duże szanse na to, że nowotwór zniknie.

                   To...ten guz który mi wycięto...on był złośliwy, tak?

                   Tak, ale to jeszcze nic nie znaczy. Może nie ujawniać się przez wiele lat.

                   A potem co? Kolejna chemioterapia albo gdy nastąpią przerzuty wycinanie organów?

                   Tak. Jednak to najczarniejsza wersja. Być może wystarczy tylko ta pierwsza opcja.

                   Więc podsumowując zawsze będę żyła w strachu, że choroba się odnowi tak?

                   To nie do końca tak. W pani przypadku sądzę, że niewielka dawka chemii wszystko zatrzyma. I to nie jest żaden eufemizm. Kłopoty zaczynają się dopiero wtedy gdy następują przerzuty do jamy otrzewnej. Wtedy...wtedy to już koniec.”

Z oczu Julii popłynęła kolejna fala łez. Nie miała pojęcia co ma robić. I tak z ledwością zniosła operację jajników i świadomość że nigdy już nie będzie matką. Sądziła, że wówczas przeżyła koszmar. A teraz czekała ją chemia. Była zła na ojca, że tak przed nią wszystko ukrywał. Bo i po co? I tak przecież dowiedziała się już wszystkiego, a na dodatek przyniosło jej to jeszcze większy ból.

Po południu odwiedził ją Wiktor. Zupełnie się go nie spodziewała licząc, że to skruszony ojciec, bo nagrała mu się na pocztę zarzucając kłamstwa na temat jej zdrowia. Dlatego miała na twarzy ślady łez.

                   Julka, co się stało?- zatroskana mina przyjaciela wycisnęła z jej twarzy jeszcze więcej łez. Zakryła twarz dłońmi.

                   Nic. Nie czuję się najlepiej. Przepraszam.- odparła próbując zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Nie pozwolił na to.

                   Nie odejdę jeśli nie poznam przyczyny. Czy to...czy to przez niego?

                   Nie, to nie przez Andrzeja. I przestań już tak go traktować, a skoro nie masz zamiaru wyjść to chociaż zamknij za sobą drzwi.- Była kompletnie zrezygnowana. Było jej nawet obojętne to co pomyśli sobie Pająkowski. Chciała tylko wrócić do poprzedniego zajęcia. A mianowicie płakania. Wolno usiadła na sofie.

                   Więc co się stało?- czekał na odpowiedź kilkadziesiąt sekund. W końcu gdy już stracił nadzieję usłyszał jej cichy głos.

                   Mam raka.

                   Co?!- roześmiała się bez cienia wesołości, co wyglądało wyjątkowo groteskowo w połączeniu z jej zapłakaną twarzą i rozwianymi włosami.

                   To nowotwór. Złośliwy trzeba dodać. Dziesięć dni temu miałam operację jajników.- wyznała. Zdała sobie sprawę, że najpewniej jej ojciec i tak prędzej czy później poinformuje go o jej stanie, więc równie dobrze może to zrobić sama.

                   Co mówią lekarze?

                   Nic konkretnego: zapewniają że rokowania są dobre, ale ja wiem że tak nie jest.- Po raz pierwszy na niego spojrzała.- Umrę.

                   Nie umrzesz!- zapewnił tak gwałtownie, że moc tego zapewnienia dodała jej odwagi.

                   Z tym nie wygram. Wiesz co jest najśmieszniejsze? Że już od jakiegoś czasu dręczył mnie jakiś niepokój, to znaczy przeczucie czy kobieca intuicja...zresztą, nazwij to jak chcesz. Nigdy jeszcze mnie nie zawiodło. I może to śmieszne, ale teraz czuję, że tak się właśnie stanie. Że umrę.

                   Julka...- bez słowa przygarnął ją do siebie i przytulił. Barańska w pierwszej chwili chciała się wyrwać, ale po kilku sekundach przestała. To było tak dobrze znane jej ramię: w młodości często z niego korzystała. A teraz tego potrzebowała. Tego zapewnienia, że nie jest sama, że nikt jej nie oszukuje jak ojciec i przed nikim nie musi ukrywać swojego żalu jak przy Andrzeju. Bo to był właśnie Wiktor, jej przyjaciel. Potem o nic nie pytał, nie zapewniał że będzie dobrze. Wiedział, że tylko tego potrzebuje: ciszy i ramienia do płaczu. A choć ona z kolei wiedziała, że go wykorzystuje nie przejmowała się tym. Po jakimś czasie wolno, w totalnym nie składzie zaczęła wyrzucać z siebie informacje, ostatnie wydarzenia, jej ból i cierpienia. O tym, że się boi, że czuje się niesprawiedliwie oszukana przez los, że boi się powiedzieć narzeczonemu...I choć nie widziała się z Pająkowskim od prawie dwóch miesięcy teraz wydało jej się, że widziała się z nim wczoraj.

 

Po spotkaniu u Agnieszki i Krzyśka Maja zauważyła w mężu małą zmianę. Był dla niej znacznie milszy co oznaczało, że nie częstował jej już kąśliwymi uwagami, troszczył o jej samopoczucie, kupował warzywa czy owoce. I choć jego uczucie wyrażało się tylko w ten sposób serce dziewczyny powoli miękło, otwierało się na nadzieję, na fakt że być może ich białe małżeństwo w końcu się skończy. Majka szczerze tego pragnęła. Choć jej mały brzuszek zaczął już odrobinę przeszkadzać, czasami patrząc na owiniętego w biały ręcznik Filipa, gdy tuż po kąpieli przechodził do swojego pokoju, czuła przeszywający jej ciało dreszcz. Ze śmiechem przypomniała sobie to, co wyczytała w poradniku: podobno kobiety w pierwszym trymestrze ciąży nie mają ochoty na seks. W jej przypadku nie do końca tak było, bo pragnęła bliskości męża nawet wtedy. Ale zdała sobie sprawę, że rzeczywiście nie było to tak mocne uczucie jak teraz. To znaczy na początku drugiego trymestru.

Z drugiej jednak strony mocno wzięła sobie do serca słowa przyjaciółek: owszem, zawiniła co nie znaczy jednak, że wciąż ma za to pokutować. To Filip musi zrobić ten pierwszy krok: ona nie mia zamiaru dłużej się poniżać i kompromitować słuchając jego odmowy. Poza tym to, że był milszy nie oznaczało jeszcze, że spędzał z nią czas.  Bo było zupełnie inaczej: wciąż zajmował się głównie pracą.

W weekend Drągowicz zgodził się na wizytę swoich rodziców udając doskonałego męża i gospodarza. Maja nie lubiła kłamać, dlatego jego uśmiech na pokaz czy kurtuazyjne gesty takie jak odsuwanie i podsuwanie krzesła wprawiały ją tylko w irytację. Choć Filip właśnie taki był, uświadomiła sobie. Lekko oderwany od rzeczywistego życia w XXI wieku i kierujący się własnymi niczym średniowieczny rycerz zasadami, więc nie było to do końca tak. Mimo wszystko wyczuwała w nim pewną sztuczność.

Dodatkowo Julka znów przestała chodzić na uczelnię i nie odbierała telefonów przez co Maja czuła się bardzo samotna. Owszem, uwielbiała bratową ale jednak szalona i żywiołowa Barańska odbierała życie podobnie tak jak ona a poza tym była w jej wieku. Nie chciała jednak denerwować przyjaciółki. Domyślała się, że po tym jak nie będzie mogła mieć dzieci jest bardzo nieszczęśliwa i być może towarzystwo ciężarnej może wywoływać u niej złe skojarzenia. Dlatego pokonała swoją egoistyczną część natury, choć z trudem.

Na początku nowego tygodnia Filip poinformował ją, że jej ojciec organizuje przyjęcie na którym się ich spodziewa.

                   Musimy tam iść?- spytała.

                   Powinniśmy. Nie chcesz?

                   Nie chcę znów niczego udawać.- odparła. Filip spuścił głowę.

                   Daj mi jeszcze trochę czasu.- szepnął cicho.

                   Na co?- odparła- Jak długo mam czekać? Aż któregoś dnia w końcu jakimś cudem zaczniesz zachowywać się tak jak dawniej? Na to aż dasz temu małżeństwu stać się nim naprawdę? Jak długo?

                   Tyle ile będzie trzeba- odparł już twardo- Przykro mi.- Uśmiechnęła się do niego smutno.

                   Dobrze.- odparła. Po chwili jednak dodała:- Tylko pomyśl o tym, że być może tego dnia ja już wcale nie będę tego pragnęła.- Pozostawiła tak oszołomionego Filipa samego.

 

Poinformowanie o wszystkim Andrzeja nie było łatwe: jeszcze trudniejsze było to co postanowiła.

Bo zamierzała powiedzieć narzeczonemu, że być może powinni wstrzymać się ze ślubem: tak na wszelki wypadek. A właściwie to całkiem z niego zrezygnować, choć tego nie zamierzała mu na razie mówić. Miała nadzieję, że sam dojdzie do tego samego wniosku i nie będzie powodował się litością. Wiedziała, że Sławiński poczynił pewne przygotowania do uroczystości: wynajął salę, praktycznie zamówił już firmę kateringową i zespół. No i wszyscy znajomi nieoficjalnie wiedzieli o tym, że ustalili datę na drugi dzień świąt.

Tyle, że to było zanim dowiedziała się o swojej chorobie. Teraz wszystko przebiegało inaczej.

                   Jesteś gotowa?- spytał ją ojciec ze stojącą obok żoną oraz Sylwią i Wiktorem. Były to jedyne osoby, które wiedziały, że to właśnie dzisiaj ma przyjąć pierwszą dawkę chemii. Andrzeja zamierzała poinformować dopiero po: SMS-em. Wiedziała, że jest tchórzem, ale nie chciała aby zobaczył ją w takim stanie. Choć trudno  było jej wszystko przed nim ukrywać: na szczęście w czasie gdy ona dojrzewała do decyzji o ich rozstaniu i pierwszej porcji chemii on kładł to na krab operacji wycięcia jajników oraz faktu że nie będzie mogła mieć dzieci. Choć czy w jej sytuacji można w ogóle mówić o szczęściu?

                    Tak, choć raczej nie mam wyjścia, prawda?

                   Kochanie, na pewno nie chcesz żeby był tu Andrzej? Jestem pewny, że bez wahania zwolniłby się z pracy i...

                   Nie tato- Wyczytała we wzroku ojca, że nie zgadza się z jej decyzją. Chwyciła jego dłoń- Tak jest lepiej.

                   Nie sądzisz, że powinien wiedzieć?

                   Już wałkowaliśmy ten temat. Powiem mu dopiero po.

                   Jak chcesz- powiedział pan Barański ugodowo. Dwie godziny później było po wszystkim, a Julka zapadła w sen. W tym czasie jej ojciec rozmawiał z doktorem.

                   Czy nic od naszej ostatniej rozmowy się nie zmieniło?

                   Przykro mi profesorze. Ta chemia tylko przedłuży jej życie, ale nie ma już szans na całkowite wyleczenie. Zyskamy tylko kilka miesięcy, w najlepszym razie kilkanaście, może nawet parę lat jeśli chemia będzie przyjmowana regularnie. No i gdy nowotwór ominie organy wewnętrzne.

                   Rozumiem- odparł mężczyzna ze ściśniętym gardłem.

 

Pierwszy dzień otwarcia cukierni Ani o wdzięcznej nazwie „Słodki świat” można było właściwie uznać za udany. Przez cały czas w sali byli goście, tak że z trudem nadążała ich obsługiwać. Nie było w tym zresztą nic dziwnego: wszystko dzięki promocji, która mówiła że pierwsze ciasto jest gratis. A większość gości przychodziła właśnie po darmowy deser.

Mimo wszystko była zadowolona, choć zarobiła niewiele- nieco ponad dwieście złotych. Zmęczona pomyślała, że jednak będzie musiała zatrudnić dodatkową pracownicę, bo sama nie da rady z pieczeniem i kelnerowaniem. Starała się nie myśleć o tym, że Tomek obiecał jej wpaść po pracy czyli po siedemnastej. A teraz, godzinę później tuż po zamknięciu nadal go nie było. Zmęczona zaczęła zbierać naczynia mając zamiar je pozmywać. Nie stać jej było na zakup zmywarki, więc na razie musiała to robić ręcznie. Jakieś piętnaście minut później usłyszała dźwięk dzwonka. Wywiesiła karteczkę informującą o zamknięciu, więc domyślała się że to Tomek. Mimo to zwlekała z otwarciem.

                   Przepraszam, wypadła mi ważna sprawa- odezwał się na wstępie. Nie poinformował jej, że była nim rozmowa z ojcem. A właściwie kłótnia gdy wręczył mu papiery zrzekające się udziałów w Build& Project.- Przykro mi.

                   Nic się nie stało.- Odparła choć wcale tak nie myślała. Wpuściła go do środka po czym jeszcze raz zamknęła zamek drzwi.- Coś się stało?

                   Nie, po prostu zwykła biurokracja dotycząca mieszkania.

                   Ach tak.- widziała, że kłamie. Poznawała to po jego rozbieganym wzroku. Nie potrafiła tylko zrozumieć dlaczego. Wróciła do zmywania aby o tym nie myśleć, ale nie mogła się powstrzymać:- Wszystko między nami w porządku?

                   Oczywiście, że tak.- obruszył się- Czemu o to pytasz?

                   Nie wiem. Po prostu ostatnio jesteś jakiś nieobecny, o niczym mi nie mówisz zbywając jakimiś ogólnikami. Myślałam, że fazę oczarowywania mamy już za sobą i wkraczamy już w drugą, budującą związek, ale być może się pomyliłam.

                   Co ty mówisz? To jasne, że chcę z tobą być. Jak możesz myśleć inaczej?

                   Bo się zmieniłeś.

                   Aniu, Aniu spójrz na mnie.- Zakręcił jej kurek z wodą. Niechętnie spełniła jego polecenie.- Nic się między nami nie zmieniło. Kocham cię i chcę z tobą być. Jeśli czujesz inaczej to przepraszam. Być może w ostatnim czasie byłem zajęty, ale...

                   Czym?

                   Już ci mówiłem: chodziło o jakiś błąd w umowie sprzedaży mojego mieszkania.

                   Jaki?

                   Błahostka.

                   Widzisz? Znów mnie zbywasz- zirytowała się.

                   Wcale tak nie jest.

                   Nie? To po co używasz tych zaimków nieokreślonych? Nie możesz wprost powiedzieć o co chodziło?

                   Sądzisz, że znam się na prawniczym bełkocie?

                   Nie, ale ja za to znam się na tyle by wiedzieć że takiej sprawy nie załatwia się przez cały miesiąc. A właśnie wtedy wszystko się zaczęło.

                   Co takiego?

                   Twoja zmiana. Jeśli mi nie ufasz, to proszę: rozumiem, choć jest mi przykro. Nie zniosę natomiast jeśli będziesz mnie traktował jak idiotkę.- Znów odkręciła wodę i wróciła do zmywania.

                   Aniu- Gdy nie zareagowała powtórzył głośniej- Zostaw to do cholery.

                   Muszę to skończyć.- odparła takim samym tonem.

                   Możesz to zrobić potem.

                   Potem muszę upiec ciasta na jutrzejszy dzień, więc jeśli chcesz mi coś wyjaśnić to zrób to teraz.- Odpowiedziała jej cisza- Nie? Więc jeśli tak to lepiej już wyjdź. Mam dużo pracy.

                   Nie zachowuj się w ten sposób.

                   Jaki?- spojrzała na niego ze złością- Ty wypytywałeś mnie o wszystko: nawet o mój związek z Dawidem. Chciałeś wiedzieć wszystko: kiedy, gdzie, moje osobiste odczucia i uczucia względem niego. Ty natomiast nie mówisz mi o sobie prawie nic. To było do przyjęcia na początku, teraz jednak nasz związek nie może iść na przód. Nie jesteśmy nastolatkami którzy spotykają się aby się spotykać, prawda? A może jesteśmy? Może byłam dla ciebie chwilową rozrywką i gdy zorientowałeś się, że tak łatwo ci ze mną nie pójdzie to...- prawie rzucił jej na stół malutkie pudełeczko. Spojrzała na nie oniemiała. Doskonale wiedziała co jest w środku.

                   Chciałaś wiedzieć co mnie tak absorbowało? Proszę, już wiesz.- powiedział ze złością. Po chwili widząc jej zaskoczenie pomieszane z poczuciem winy dodał.- No przymierz, nie jestem pewny czy wybrałem dobry rozmiar.- w jego głosie nadal pobrzmiewała złość. Anna spuściła wzrok.

                   Tomek...ja...

                   Jak widzisz miałaś rację, rzeczywiście chciałem się z tobą rozstać. Każdym swoim dziewczynom kupuję na koniec pierścionek zaręczynowy.- odwrócił się chcąc odejść, ale dłoń Parulskiej na jego ramieniu mu na to nie pozwoliła. Mokra trzeba dodać.

                   Przepraszam....- odparła szybko ją odsuwając przez co nie do końca było wiadomo czy przeprasza, za to że go zamoczyła czy za to co wcześniej mówiła.- Ostatnio czuję się okropnie. Ten stres z otwarciem cukierni, rozmowy z mamą która nie chce już odbierać moich telefonów i nawet nie wiem co słychać w domu. No i twoje tajemnicze sprawy. Po prostu...

                   Wiem.- pogłaskał ją po policzku z głębokim westchnieniem.- I powinienem to zrozumieć, też przepraszam.- Dodał, bo przecież zdawał sobie sprawę, że nie wyznał jej o sobie prawdy i właściwie jej obawy nie są bezpodstawne. Poza tym pierścionek nie wyjaśniał w całości jego zachowania i miał nadzieję, że Ania tego nie zauważy. Choć z drugiej strony już nie jest dziedzicem czwartej części wielkiego Build&Project i prócz nieco ponad dwustu tysięcy na funduszu powierniczym ustanowionym jeszcze przez jego matkę nie miał nic. Oprócz tej swojej rudery zwanej domem. No i samochodu. Uśmiechnął się do siebie w myślach. Ktoś inny na jego miejscu uważałby się za bogatego, ale dla Tomka to nie była zbyt duża kwota. Sama koszula którą nosił kosztowała ponad 400 zł. A teraz będzie musiał z tego zrezygnować. Dla Ani było jednak warto. Więc czy biorąc pod uwagę te fakty można nadal uważać, że okłamuje Parulską? Chyba nie. A przynajmniej tak uspokajał swoje sumienie. - Po prostu zazwyczaj przyzwyczaiłem radzić sobie sam z problemami. No i nigdy nie byłem w takim związku jak teraz.

                   Jakim?

                   Prawdziwym, takim który coś znaczy. Bo miałaś rację, dawniej postrzegałem dziewczyny trochę w innych kategoriach.

                   To znaczy, że byłeś podrywaczem?- spytała z uśmiechem jakby żartowała. Nie mógł powiedzieć jej prawdy.

                   Bez przesady.- ostrożnie ją pocałował- Nie otworzysz pierścionka?

                   Czy to naprawdę...?

                   Tak, z tym dawaniem pierścionka każdej swojej dziewczynie to żartowałem.

                   Przecież wiem- ofuknęła go łagodnie.- Mam na myśli to czy jesteś pewien.

                   Kochana, z tobą mógłbym ożenić się nawet jutro. Kocham cię.

                   A ja ciebie.- przytuliła go- I od teraz będę ci ufać.

 

Andrzej czytając wiadomość od Julki w pierwszej chwili sądził, że to żart. Dopiero potem, podjeżdżając pod jej puste mieszkanie zdał sobie sprawę, że nie.

Jestem w szpitalu, na chemioterapii. Nie powiadomiłam cię wcześniej, ale nie chciałam żebyś się martwił. Nie przyjeżdżaj już do mnie. Przepraszam.”

Wściekły zadzwonił do pana Barańskiego, ale jego komórka nie odbierała. Potem do Sylwii, ale również nie doczekał się odpowiedzi. W końcu wybrał numer Mai.

                   Halo?- usłyszał i odetchnął z ulgą.

                   Maja, wiesz gdzie leży Julka?

                   Jak to gdzie leży?

                   W jakim szpitalu?

                   O czym ty mówisz?- Andrzej po krótce opowiedział jej wszystko. Na chwilę po drugiej strony słuchawki zapadła cisza.

                   Andrzej, Julka już od tego tygodnia w ogóle nie pokazała się na uczelni. Sądziłam, że być może jeszcze cierpi po tym jak wycięto jej jajniki ze świadomością, że nigdy nie będzie matką. No i że dlatego nie chce ze mną rozmawiać. Nie mówiła mi, że jest chora.

                   Więc kłamała.- jego głos był przyduszony, jakby załamany. Nie do końca pytający, ale też nie oznajmujący. Maja starała się go pocieszyć.

                   Niekoniecznie. Być może dowiedziała się po zabiegu. W dniu spotkania u Kamińskich dużo rozmawiałyśmy. Szczerze. Nie sądzę, żeby wtedy kłamała.

                   Więc jak mam rozumieć jej wiadomość?- Teraz był zły. Nie na nią; na Julkę. Drągowicz dobrze go rozumiała. I współczuła.

                   Nie wiem. Dzwoniłeś do jej ojca?

                   Tak i znajomych też, ale nie odbierają. Liczyłem na ciebie.

                   I nadal możesz. Podjedź pod mój dom, poszukamy w szpitalach. Przy odrobinie szczęścia ją znajdziemy.

Niestety, nie udało im się to choć zmarnowali całe popołudnie. W międzyczasie Maja próbowała dzwonić do szpitali, w których jednak nie uzyskała żadnych informacji przez obowiązujące przepisy. Tyle tylko, że nie leży u nich pacjentka o tym nazwisku.

                   Powinniśmy się domyśleć, że raczej leży w prywatnej klinice.- stwierdziła potem Maja. Siedzieli właśnie przy wspólnej kolacji w restauracji zajadając się jakąś pieczenią. A właściwie to ona się zajadała, bo Andrzej tylko uparcie patrzył się w telefon. Nie wiedziała jak go pocieszyć.- Hej, ona się odezwie.

                   A jeśli nie? Napisała co innego.

                   Więc wtedy pojedziesz do jej ojca. Albo do akademika, do tej jej przyjaciółki Sylwii. Ona na pewno coś wie.

                   Wiem i specjalnie nie odbiera telefonów.- westchnął ciężko- Nie rozumiem czemu mi tego nie powiedziała. Twierdziła, że jest zdrowa.

                   To jest nowotwór. Ona nigdy już nie będzie zdrowa.

                   Co chcesz przez to powiedzieć?

                   Że ona to wie i się boi.

                   Czego? Że ją zostawię? To dlatego o niczym mi nie powiedziała? Wiesz jak się czuję? Sądziłem, że jestem dla niej ważny na tyle żebym o tym wiedział.

                   I jesteś, nie rozumiesz tego? Nie chce żebyś widział ją w takim stanie. I ja ją rozumiem, w końcu też jestem kobietą.

                   Naprawdę tak myślisz czy stosujesz na mnie te swoje psychologiczne sztuczki?- Uśmiechnęła się lekko ściskając jego dłoń leżącą na stoliku.

                   Naprawdę. I pamiętaj, żebyś się na nią nie złościł gdy ją w końcu znajdziesz.

                   Nie jestem zły. No dobra, przyznaję byłem. Ale teraz jest mi tylko przykro. Przecież mam się z nią ożenić.- Majka taktownie pozwoliła mu się wyżalić. Nie chciała dzielić się  z nim swoimi obawami, bo wydawało się że Andrzej nie zauważa tego co najważniejsze. Julka miała chemioterapię, a więc była poważnie chora. I może właśnie to przed nim ukrywała. No i jeszcze ta zagadkowa wiadomość. „Nie przyjeżdżaj już do mnie.” Już. To słowo wszystko zmieniało. Bo być może w ten oto tchórzliwy sposób jej przyjaciółka  właśnie zrywała zaręczyny z Andrzejem Sławińskim.

 

 

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

 

Gdy weszła do klubu karaoke na nowo odżyły w niej wspomnienia: cała klasa maturalna z Brylantowego Liceum i dziesięć uczniów Państwowego Liceum nr 2 na szkolnej wycieczce. Wielka scena pośrodku i światła buchające kilkoma kolorami neonów tak, że twarze innych były prawie niewidoczne. A potem zjawiający się Bartek, który porywa jej dłoń za nim mając protesty i na siłę wciąga na scenę. Iza uśmiechnęła się. Niemal czuła wybrzmiewający wolny takt piosenki: Kocham cię kochanie moje, którą wtedy wykonała z Bartkiem.

                   Masz ochotę na coś do picia?- spytał ją wybijając ze wspomnień.

                   Później, na razie wolałabym posłuchać.- odparła kierując się pod jeden ze stolików pod sceną. Kasprzyk posłusznie poszedł za nią. Oboje usiedli na krzesełkach.

                   A może masz ochotę wystąpić?

                   Żartujesz?- oburzyła się. Uśmiechnął się do niej szeroko.

                   Kilka lat temu też protestowałaś, ale jakoś cię namówiłem. I śpiewałaś całkiem dobrze.

                   Namówiłem? Raczej zmusiłem.- sprostowała. Potem przeniosła wzrok znad śpiewającej pary na męża.- Ale ty jeśli chcesz możesz się zapisać na kolejkę. Z chęcią się z ciebie pośmieję.

                   Chciałabyś. A poza tym to śpiewam całkiem dobrze.- Nie chciała zgłębiać tematu. Przez kilka minut siedzieli w milczeniu.- To właśnie tutaj po raz pierwszy się pocałowaliśmy, pamiętasz?- Nie, miała ochotę powiedzieć. Nie pamiętam, nie chcę pamiętać. I nie chcę o tym rozmawiać.

                   Uff, gorąco tu.- powachlowała się.- Może jednak się napiję. Przyniesiesz mi coś do picia?

                   Drinka?- o tym, że zauważył jej wybieg świadczyły tylko lekko uniesione brwi.

                   Tak.- Pomyślała, że przyda jej się odrobinę odprężenia. A poza tym to wynajęli na ten wieczór opiekunkę do Antka. Nie musiała wcześniej wracać. Jednak po niecałej godzinie, gdy Bartek doniósł jej trzeciego drinka przez chwilę zaczęła się obawiać, że może celowo chce ją upić. Szybko jednak odrzuciła tę niedorzeczną myśl. Jej mąż taki nie był. Zawsze kierował się honorem. Oprócz tego dnia gdy cię zdradził, podszepnął jakiś głosik w jej głowie. Nie chciała go jednak słuchać. Wbrew temu co sądził Bartek ona naprawdę chciała zapomnieć, zacząć jeszcze raz. Ale nie potrafiła. Wciąż zadręczało ją wspomnienie dumnej z siebie sekretarki męża, która oznajmia jej, że ma z nim romans...Wzdrygnęła się odruchowo popijając kolejny łyk. Może dzięki temu rozluźni się na tyle żeby pozwolić mu się pocałować. Tak, właśnie pozwolić, bo nie chciała by uznał, że to wyszło od niej. Ostatnim przebłyskiem świadomości pomyślała, że dzięki temu wyjdzie ze wszystkim z twarzą: to znaczy jeszcze raz doświadczy tej obezwładniającej przyjemności a także, gdy zajdzie taka potrzeba zwali winę na alkohol.

                   Chcesz zatańczyć?- To było idealna okazja. W tańcu będą blisko siebie, a ona po prostu położy mu głowę  na ramieniu. On to wykorzysta i...

                   Chętnie.- odparła próbując wstać. Poczuła lekki szum w głowie. Tak, była wstawiona.

Na parkiecie Kasprzyk chwycił jej dłonie i spojrzał w oczy. Miała ochotę rozpłakać się ze szczęścia czując jego ciało przy swoim, słyszeć bicie serca- choć może to były bity muzyki?- czuć jego ciepło. Chciała by ta chwila się nie kończyła. W pewnym momencie podjęła decyzję: pocałuje go w ten sposób dając mu okazję na to by zaczęli od nowa. I tylko od niego będzie zależeć decyzja.

Zgodnie ze swoim postanowieniem uniosła głowę do góry. Zwilżyła spierzchnięte wargi językiem, a potem spojrzała mu prosto w oczy.

                   Bartek, ja...ja chcę ci coś powiedzieć- Zbierając mentalne siły i próbując pokonać szum w głowie odwróciła na chwilę wzrok. I oniemiała. Jej partner wyczuł to.

                   Co się stało?

                   Nic. Ktoś chyba na ciebie czeka.- powiedziała zupełnie trzeźwym tonem. Odsunęła jego dłonie zastanawiając się jak jeszcze chwilę temu mogła mieć takie głupie pomysły, żeby chcieć wrócić do męża. Chyba tylko przez alkohol.

                   O czym ty...?- Początkowo zupełnie nie wiedział o co chodzi. Poznała jednak po jego wzroku, że również ją dostrzegł.- Iza, ja nie wiedziałem, że ona...

                   Daruj sobie. Widzę, że jesteś bardzo zapobiegliwy, jeśli nie żona to z pewnością kochanka. Oho, czas na mnie. Chyba twoja Jola tu idzie.

                   Do diabła, nie wiedziałem że ona tu jest.

                   Jakoś ci nie wierzę.- Odparła po czym jak najszybciej starała się skierować do wyjścia.

Najgorsze było to, że mu wierzyła. Jednak widok byłej sekretarki Bartka był jak gorzka pigułka, która przypominała o całym tym upokorzeniu jakim stała się świadkiem. Na świeżym powietrzu, na znajdującej się niedaleko ławeczce zrozumiała, że nie potrafi sobie z tym poradzić. Że dla niej i dla Bartka nie będzie żadnego drugiego razu. Bo takie przypominki nigdy nie pozwolą jej o tym zapomnieć.

                   Iza, ja...- głos Kasprzyka był wyraźnie zziajany. Ona jednak nadal nie uniosła głowy do góry.- Ja naprawdę...naprawdę jej tu nie zaprosiłem. Nie wiedziałem, że tu jest. Nawet nie kontaktowałem się  z nią od tamtej pory. Proszę uwierz mi.- ukląkł obok niej otulając ją jej ciepłym płaszczem ignorując fakt, że sam klęczy na zimnym śniegu.- Kochanie, proszę.

                   Nie potrafię.- szepnęła tylko- Przepraszam.- Słysząc te słowa poczuł gwałtowny skurcz w żołądku. Ona nie była wściekła, była zrezygnowana. A po jej minie rozpoznał, że to już koniec.

                   Nie, nie.- desperacko chwycił jej twarz w dłonie zmuszając by przeniosła na niego wzrok. A gdy to zrobiła sam nie mógł patrzeć jej w oczy.

                   Przykro mi. Ja też próbowałam, naprawdę. Może mi nie wierzysz, ale czasami...czasami zapominałam na moment o tym co się stało. Czułam się tak jakbyśmy nadal byli tacy sami jak rok albo dwa lata temu. Ale ja nie umiem.

                   Naprawdę nie potrafisz wybaczyć mi jednego błędu? Iza, nikt nie jest doskonały.

                   Wiem. To nie jest twoja wina. To ja. I wcale nie chodzi o twój błąd jak się wyraziłeś.

                   Więc o co?- był zdezorientowany.

                   O mnie- powtórzyła.- Bo po tym wszystkim ja już nie jestem taka sama. To ja nie potrafię patrząc ci w oczy jednocześnie nie szukając w nich fałszu gdy odpowiadasz na moje pytanie; to ja piorąc twoje ubrania szukam na nich śladu damskich perfum, to ja gdy wracasz wieczorem do domu spóźniony zaledwie kilka minut wyobrażam sobie że być może w tej chwili mnie zdradzasz, rozumiesz? Ja już ci nie ufam. I nieważne jak bardzo się staram nie potrafię.

                   To nic.- powiedział zduszonym głosem w którym aż tłumiła się gama emocji. Jeszcze bardziej się do niej zbliżył.- Zaczekam tyle ile będzie trzeba. Wiem, że teraz możesz we mnie wątpić, ale po pewnym czasie przekonasz się, że kocham cię tak jak zawsze. Możesz mnie nawet kontrolować, sprawdzać wiadomości, zainstalować w studio kamerę...

                   Nie chcę tego robić!- syknęła- Nie chcę bawić się w zazdrosną żonę, bo po jakimś czasie nas oboje zniszczy ta gra. I ty też będziesz miał dość.

                   Nie będę. Jeśli tylko będziesz ze mną.

                   To się nie uda.

                   Spróbujmy.- W jej oczach dojrzał tłumione łzy.

                   To się nie uda. Zaufanie to podstawowy fundament małżeństwa. Bez niego nie można dalej nic budować.

                   Podstawą jest miłość.- sprostował.- Aja cię kocham. I ty mnie też kochasz.- Z jej oczu pociekły łzy. Potem delikatnie wygięła wargi w uśmiechu i ściągnęła z twarzy dłonie męża.

                   A czymże jest miłość? Głupim przelotnym uczuciem takim jak szczęście czy smutek. Wkrótce i ona przeminie.

                   Naprawdę tak myślisz?- smutek w jego głosie łamał jej serce.- Bo ja nigdy nie przestanę cię kochać.

                   Teraz tak myślisz. Za jakiś czas poznasz kogoś nowego i twoje serce zabije mocniej.

                   Przestań. To przy tobie moje serce bije mocniej. To z tobą się ożeniłem przed Bogiem przysięgając miłość, wierność  i oddanie.

                   Mieliśmy wtedy po 20 lat. Byliśmy prawie dziećmi!

                   Dziećmi, które kierują się sercem. Pamiętasz ile bojów o to stoczyliśmy z rodzicami, którzy właśnie to nam mówili?

                   Bartek, z jakiegoś powodu mnie zdradziłeś. Czegoś ci brakowało, być może tego nie miałam i nie jestem tą jedyną jak się wyraziłeś.

                   Byłem idiotą, oto przyczyna. Niestety, zgodnie ze starym porzekadłem umiemy coś docenić póki to stracimy.

                   Być może.- odparła chcąc wstać z ławki. Nie pozwolił jej na to.

                   Daj mi szansę- poprosił.- Daj nam szansę.

                   Przykro mi.- powtórzyła.- Może trochę później, za kilka lat..ale teraz nie umiem. I choć pęka mi serce nie mogę odpowiedzieć inaczej.- Bartek chwycił ją w objęcia ścierając z twarzy łzy. Desperacko obejmował dłońmi jej twarz. Z jego też ściekały łzy, których się nie wstydził.

                   Dlaczego?- szeptał raz po raz- Dlaczego?- Nie odpowiedziała. Iza wiedziała, że nie kieruje tego pytanie do niej, ale do siebie. Widziała, że jego żal jest szczery. Ale ona nie potrafiła jeszcze raz próbować. Wiedziała, że tym razem jeśli by im się nie udało załamałaby się.

 

Gdy Filip usłyszał dźwięk klucza do drzwi uspokoił się. Mimo iż wiedział, że jego żona jest bezpieczna w towarzystwie Andrzeja Sławińskiego to martwił się o to, że zbyt się przemęcza. Nie chciał się jednak z nią kłócić. Dlatego dopiero następnego dnia przed wyjściem do pracy upomniał ją łagodnie:

                   Uważam, że nie powinnaś wracać tak późno do domu.

                   Doprawdy?- spytała słodkim głosem- No tak, zapomniałam że to ty masz tylko prawo wracać kiedy chcesz nawet nie informując o tym żony.- No tak, spodziewał się, że tak zareaguje. Niepotrzebnie w ogóle poruszał ten temat. Teraz jednak musiał kontynuować:

                   Jesteś w ciąży i musisz się oszczędzać.

                   Dialog jak w tandetnym filmie.- mrugnęła biorąc do ust łyżkę swojego musli.

                   Nie mam ochoty na żarty.

                   Kiedyś cię bawiły.- spojrzał na nią twardo. Bez trudu odwzajemniła jego spojrzenie.

                   Pamiętaj, że w piątek jest przyjęcie organizowane przez twojego ojca.- dodał na odchodnym. Po prostu musiał mieć ostatnie słowo.

Gdy wyszedł Maja spróbowała skontaktować się z Julką. Tak jak wczoraj bezskutecznie. Zrezygnowana wybrała numer Andrzeja, on jednak również nie odbierał. Z ciężkim westchnieniem zdecydowała się iść na uczelnię. Z dala od milczącego i zimnego Filipa, od chorej i nieszczęśliwej Julii.

 

Zdenerwowany Andrzej prowadził wściekle samochód chcąc jak najszybciej zjawić się w klinice. Zdołał się skontaktować z profesorem Barańskim, który z poczuciem winy wszystko mu wyjaśnił. Starał się przy tym tłumaczyć córkę. On jednak nie znajdował dla niej żadnego wytłumaczenia. Tym bardziej gdy przed salą dostrzegł Pająkowskiego. A więc swojego wielkiego przyjaciela powiadomiła, a jego- własnego narzeczonego- nie?!

                   Andrzej?- Na jego widok Sylwia Góral niemal skamieniała.- Co ty tu robisz?- Sławiński zignorował jej pytanie.

                   Jak ona się czuje? Jest już po?- Brunetka niepewnie na niego spojrzała.

                   Ttak.- przyznała z wahaniem.- Teraz odpoczywa.

                   Chcę do niej wejść.

                   Nie- odezwał się Wiktor- Lekarz kazał jej nie przeszkadzać.

                   Gówno mnie to obchodzi!- warknął osiągając apogeum wściekłości. I chciał ją wyładować na Pająkowskim.- Ona jest moją narzeczoną, a teraz spadaj.

                   Nie mam zamiaru- Andrzej zbliżył się do niego groźnie i złapał za koszulę.

                   Hej, przestańcie już!- wtrąciła się Sylwia.- Jesteście w szpitalu.- Sławiński niechętnie puścił rywala. Wciąż jednak nie spuszczał z tamtego groźnego wzroku.

                   Chcę do niej wejść- powtórzył Sławiński. Sylwia delikatnie odciągnęła go na bok.

                   Andrzej, skąd wiedziałeś gdzie ona jest?

                   Wczoraj po południu jeździłem po każdym szpitalu, prywatnym czy państwowym. Dopiero dziś udało mi się ją znaleźć.

                   Och, przepraszam że nie odbierałam twoich telefonów. Ja...po prostu...- zaniepokoił go ton jej głosu. Nigdy tak do niego nie mówiła. Zazwyczaj kłócili się i wzajemnie docinali. A teraz? Czyżby słyszał w jej głosie współczucie.

                   O co chodzi?

                   Nie dostałeś jej wiadomości?

                   Dostałem. I co z tego?- spytał coraz bardziej zaniepokojony.

                   Andrzej...ona nie chce cię widzieć.- Chwilę zajęło mu przetrawienie tej informacji.

                   Słucham?

                   Przykro mi, to koniec.

                   Wiem, że mnie nie znosisz, ale to co mówisz jest zwyczajnie podłe.

                   Andrzej, poczekaj.- wzięła głęboki wdech i spojrzała mu prosto w oczy. - Julka nie chciała cię widzieć. Dlatego nie podała ci miejsca pobytu.

                   Nie wierzę ci.

                   Ale to prawda. Andrzej!- krzyknęła gdy odszedł od niej idąc w stronę korytarza gdzie znajdował się pokój Julki. Ignorując Pająkowskiego próbował otworzyć drzwi.

                   Julka! Julka, to ja Andrzej! Powiedz im, żeby mnie wpuścili.

                   Obudzisz ją! Zamknij się.- warczał Wiktor.

                   Julia, Julia!- krzyczał. W końcu na korytarzu pojawiła się pielęgniarka oznajmiając, że zachowują się za głośno i wezwie ochronę. Sławiński zaczął jej wyjaśniać kim jest i co tu robi. Po jego wypowiedzi kobieta powiedziała krótko:

                   Skoro pacjentka nie chce pana widzieć to nie powinien pan na to nalegać. Proszę stąd wyjść.

                   Pani nie rozumie, ja jestem jej narzeczonym...

                   Byłym narzeczonym- wtrącił się Pająkowski.

                   To nieprawda- kontynuował tamten ze złością- Ja muszę się z nią zobaczyć...

                   Proszę tu zaczekać. Zajrzę do pacjentki i zapytam ją o to.

                   Dziękuję- odparł jej z ulgą. Jednak gdy wróciła po 2 minutach nie miała dla niego dobrych wieści.

                   Przykro mi, pacjentka nie chce pana widzieć.

                   Ale...

                   Proszę za mną, odprowadzę pana.

                   Nie- zaprotestował.- Ja muszę się z nią zobaczyć.

                   Proszę za mną iść, bo inaczej wezwę ochronę.- Andrzej spojrzał z westchnieniem w bok jakby z rezygnacją, ale niespodziewanie cofnął się i błyskawicznie znalazł przy drzwiach.

                   Julka, powiedz im że to nieprawda! Dlaczego nie chcesz mnie widzieć?! Musimy porozmawiać!- Krzyczał nie zważając na to, że jakieś silne ramiona odciągają go od drzwi. Po kilku minutach był już za zewnątrz.

A Julia Barańska leżąc na szpitalnym łóżku wszystko słyszała. I w całkowitej ciszy pozwalała spływać łzom. Wiedziała, że postępuje jak tchórz. Ale nie potrafiła inaczej. Nie była w stanie z nim porozmawiać i prosto w twarz powiedzieć, że to koniec. To było zbyt trudne. I zbyt bolesne. Słysząc jego wrzaski starała się zatkać uszy dłońmi.

                   Przepraszam, kochany- szeptała raz po raz- Przepraszam.

 

Filip w ciszy czekał na żonę w przedpokoju. Właśnie szykowali się do przyjęcia u jego teściów. A właściwie tylko Maja się jeszcze szykowała, bo on już skończył. W napięciu na nią czekał.

Nie chciała na nie iść. Nie wróciła do domu od razu po wykładach, a gdy zjawiła się niecałą godzinę temu nie miał nawet czasu z nią porozmawiać, bo od razu poszła się przygotowywać. Dlatego nie wiedział co aż tak bardzo ją przybiło.

Gdy wyszła nie mógł powstrzymać się od wpatrywania się w nią. Wyglądała pięknie: swoje czarne włosy spięła odważnie klamrą na czubku głowy, delikatnie rozświetliła makijażem swoją cerę, a na ciało zarzuciła lekką, zwiewną sukienkę dzięki której właściwie nie było widać jej lekko wypukłego już brzuszka. Jednak mimo wszystko na jej twarzy dostrzegł smutek.

                   Jesteś już gotowa? Możemy iść?- Bez słowa skinęła głową. Dopiero w samochodzie odważył się spytać:- Źle się czujesz? Jeśli tak to możemy odwołać to dzisiejsze wyjście.

                   Akurat. Ojciec dostałby apopleksji.- stwierdziła cicho. Potem potarła dłonią policzek.- Byłam dzisiaj u Julki.

                   Twojej przyjaciółki?- zdziwił się, że to jej spotkanie tak bardzo wytrąciło ją z równowagi.

                   Tak. Rozstała się z Andrzejem.

                   Co?

                   Dobrze słyszałeś.

                   Ale z tego co pamiętam...oni chyba mieli brać ślub?- Przypomniał sobie jak Sławiński rozmawiał z nim o tym, że powinien docenić żonę. I że go polubił.

                   Tak, ale ona zrezygnowała. Jest chora. Ma nowotwór.- powiedziała tylko. W myślach odtworzyła spotkanie z Barańską.

„Zostało mi najwyżej 5 lat życia”, powiedziała. „ Nie mogę go ze sobą wiązać. Przed nami nie ma już żadnej przyszłości.”

                   Nigdy o tym nie mówiłaś.- powiedział z lekkim wyrzutem. Nie miała zamiaru mówić mu, że raczej nie nastrajał jej do zwierzeń. Zamiast tego odparła:

                   Wie, że niedługo umrze i chce zostawić go teraz by mógł przyzwyczaić się do jej nieobecności w swoim życiu. Nie wiedziałam co mam jej powiedzieć. Andrzej prosił mnie o to bym na nią wpłynęła, ale ja...ja nie potrafię. Bo mimo wszystko ją rozumiem. Ja też nie chciałabym aby ktoś kogo kocham cierpiał ze mną aż do ostatniej chwili. Wystarczyłoby mi tylko wspomnienie naszej miłości.- Filip z trudem skupił się na jeździe. W głosie swojej żony dostrzegł jakąś dziwną nutę. Przez chwilę chciał spytać czy z nią wszystko w porządku, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Przecież to Julia Barańska jest chora, nie ona. Powoli udało mu się uspokoić oddech. Ale nie całkiem, bo jego żona zapytała o to o czym przed chwilą sam myślał.

                   A co ty byś zrobił gdybym umarła? Obeszłoby cię to?

                   Nie mów takich rzeczy.- niemal warknął. Roześmiała się tylko jakimś smutnym śmiechem.

                   A jednak kiedyś to się stanie. Mogę umrzeć za rok, miesiąc, tydzień. Nawet w tej chwili możemy mieć wypadek i...

                   Przestań!- krzyknął. Ostatnio coraz częściej go przerażała. Lekarz z pobłażliwym uśmiechem poinformował go, że kobiety w odmiennym stanie często zachowują się irracjonalnie, płaczą lub śmieją się bez powodu przez hormony. To go uspokajało. Ale nie teraz. Na szczęście dla niego Maja przez jakiś czas się nie odzywała zaprzestając swoich makabrycznych wywodów.

                   Przepraszam. Po prostu mi przykro z ich powodu. Oni naprawdę tak bardzo się kochają.- Tylko przez wzgląd na to, że w jej głosie usłyszał autentyczny żal odparł już spokojniejszym, mniej nerwowym tonem:

                   Więc nie myśl o tym. Spróbuj się rozluźnić. Niedługo będziemy na przyjęciu. Spotkasz znajomych i się trochę rozerwiesz.

Na miejscu przybyli jako jedni z ostatnich. Maja od razu przywitała się z matką mocno obejmując ją dłońmi. Z ojcem ledwie wymieniła pospieszny pocałunek. Potem przywitała się z większością gości. Filip miał rację, już po jakimś czasie zdołała się odprężyć na tyle, by zapomnieć o cierpiącej Julce i Andrzeju. Na tym właśnie polegała siła jej charakteru: potrafiła najsmutniejsze fakty zepchnąć w kąt swojego umysłu uśmiechając się szeroko do innych. W pewnym momencie spytała męża:

                   Zatańczysz ze mną?- aż do tej chwili Filip nie odstępował jej na krok. Jeszcze przez jakiś czas dręczył ją melancholijny nastrój, ale teraz z ulgą zauważył, że jej uśmiech jest szczery. Pomyślał, że już go nie potrzebuje.

                   Nie jestem w tym dobry. Poza tym muszę z kimś porozmawiać.

                   Rozumiem.- jej uśmiech przygasł- W takim razie zatańczę z kim innym.- Oczywiście dobrze wiedziała, że to tylko wymówka. Starała się dalej się uśmiechać do mijanych ludzi gdy kierowała się stołu. Nalała sobie soku marząc o tym by dodać do niej trochę alkoholu. Trochę ginu lub chociaż zwykłej wódki. Ale teraz nie mogła. Pomyślała o swoim maleńkim dzieciątku. Teraz żyła tylko dla niego.

Nagle obudził się w niej bunt: nie, ma również swoje życie. A jeśli Filip nie chce w nim uczestniczyć to tylko jego sprawa. Podeszła do dobrze znanego jej pracownika Build& Project pełniącego stanowisko dyrektora generalnego.

                   Witam pana, panie Broniewski.- uśmiechnęła się do niego słodko- Jak się pan ma?

                   Bardzo dobrze panno Kamiń...to znaczy pani Drągowicz- Poprawił się, a na jego czole pojawiła się pionowa zmarszczka. Maja z trudem powstrzymała śmiech. Mężczyzna zawsze miał do niej słabość: początkowo ojciec chciał aby to właśnie z nim się związała. Dla niej jednak był za stary: miał całe 35 lat. Owszem, nie mogła mu odmówić urody: był przystojny w typie filmowego amanta i właściwie czas był dla niego łaskawy. Ale jednocześnie był też niewiarygodnie zepsuty.

                   Och, dla ciebie mogę być i panną Kamińską- Zauważyła, że się rozluźnił. Widocznie teraz zorientował się, że z nim flirtuje. Rozejrzał się po sali.

                   Gdzie jest twój mąż?- wzruszyła ramionami.

                   Nie wiem i wcale mnie to nie obchodzi.- posłała mu promienny uśmiech.- Zatańczysz ze mną? Filip to nudziarz, nie wie jak się rozerwać.- Bez słowa podał jej dłoń i skierowali się na parkiet. Pod tym względem świetnie się dogadywali. Tak samo beztrosko podchodzili do życia, chociaż w przypadku 35 letniego mężczyzny było to trochę dziwne. W końcu można było się spodziewać, że jakoś się ustatkuje. Mimo to dla Mai zawsze był jak przyjaciel.

Wolno posuwali się w rytm wolnej melodii. Dziewczyna starała się dyskretnie odszukać spojrzeniem Filipa a gdy jej się to udało rzucała jeszcze więcej uśmiechów Broniewskiemu. Śmiało dotykała jego pleców i położyła głowę na jego ramieniu. Niby nie było w tym nic dziwnego, bo przecież tańczyli ale mimo wszystko w ich postawie było zbyt dużo poufałości. Maja miała nadzieję, że to wystarczy by wzbudzić zazdrość w Filipie.

Niestety on nie reagował na jej prowokację. Czuła się tak jakby była mu zupełnie obojętna, jakby to że otwarcie flirtuje z innym mężczyzną  nic go nie obchodziło. Dlatego gdy po dwóch utworach zdecydowała się usiąść. Nie zrezygnowała jednak z towarzystwa Szymona Broniewskiego. Nawet wtedy gdy ojciec posłał jej wściekłe spojrzenie znad drugiego końca sali. Ale Filip nadal udawał zupełnie obojętnego.

                   Chyba twój ojciec nie jest zbyt szczęśliwy.- odezwał się dyrektor finansowy.- Lepiej już pójdę.

                   Nie, usiądź. Ojciec nic ci nie zrobi.- powiedziała stanowczo- Nie bój się, nie zwolni cię. Jesteś dla niego zbyt cenny.

                   Miałem na myśli ciebie. Będziesz  miała problemy.

                   O to się nie martw.

                   Co to znowu za gra? Chcesz wzbudzić w nim zazdrość?

                   W kim? W swoim ojcu?- udała, że nie rozumie.

                   W Drągowiczu.- wyjaśnił z uśmiechem choć tak jak i ona dobrze wiedział, że zanim zadała to pytanie już wiedziała o kogo chodzi.

                   Niby po co?

                   Ty mi powiedz. Przecież wszyscy wiedzą, że wodzi za tobą wzrokiem niczym wierny piesek od ponad 5 lat.

                   Raczej wodził- odparła z goryczą.

                   Zwątpiłaś w swoje atuty? Spójrz na niego. Nawet teraz udaje, że na nas nie patrzy, ale wciąż zaciska pięści. Widzisz?- roześmiał się.- Tak usilnie próbuje tu nie patrzeć. Ale jeśli chcesz, dalej możemy kontynuować grę. Chcesz trochę podkręcić atmosferę? - Wymownie spojrzał na jej wargi. Przewróciła oczami.

                   Nie, dziękuję nie skorzystam.

                   Szkoda. Zawsze uważałem, że masz usta stworzone do pocałunków. A ciało do pieszczot.- Pochyliła głowę przedtem się uśmiechając. Nagle zrobiło jej się niedobrze. Niedobrze od tego całego fałszu i udawania. Czemu zachowała się tak dziecinnie próbując wzbudzić zazdrość we własnym mężu?- Co się stało? Spoważniałaś.

                   Nic, chyba miałeś rację i to był głupi pomysł.

                   Przepraszam za ten komentarz. Masz rację: teraz jesteś mężatką i nie powinienem...

                   Nie szkodzi- Maja położyła mu dłoń na ramieniu.- To moja wina. Powinnam już iść.

                   Myślę, że to nie będzie konieczne- odparł jej wymownie patrząc na coś znajdującego się za nimi.- Udało się się osiągnąć swój cel.- Ledwie zdążył wypowiedzieć te słowa pojawił się obok nich Filip Drągowicz. Sztywno przywitał się z Broniewskim, a potem przepraszając wymówił się wyjściem i chwycił Maję za rękę. Bez słowa pożegnania wyprowadził ją na zewnątrz.

                   Poczekaj, powinnam powiedzieć mamie, że wychodzimy.

                   To zbyteczne, bo już poinformowałem twoich rodziców, że zaraz to zrobimy.

                   Ale...

                   Wsiadaj- zażądał gdy znaleźli się na parkingu. Widząc w jego oczach tłumioną złość spełniła polecenie. Przez całą drogę nie odzywali się do siebie. Maja wiedziała, że źle postąpiła, ale jakoś nie mogła zdobyć się na przeprosiny. Dopiero gdy znaleźli się  w swoim mieszkaniu odważyła się spytać.

                   Gniewasz się na mnie?

                   A mam powód?

                   No w zasadzie to nie.- była zaskoczona jego łagodnym tonem. A może nie był zły?

                   No cóż, masz rację spędzenie całego wieczoru z mężczyzną, który nie jest twoim mężem nie jest przecież niczym złym, prawda? Tak jak flirtowanie, kładzenie dłoni na ramionach, przytulanie się...

                   My tylko tańczyliśmy.

                   Ależ ja to wiem- odparł tak ironicznym tonem, że aż się wzdrygnęła. Ze złością próbował zdjąć marynarkę, ale przez zdenerwowanie nie mógł.

                   Pomogę ci.

                   Sam sobie poradzę!- krzyknął. Był tak zły, że nawet nad sobą nie panował. A potem, gdy zdjął krawat i zaczął coś do niej mówić zrozumiała dlaczego.

                   Piłeś?

                   Tak.- przyznał- Ale nie jestem pijany jeśli o to pytasz.

                   I prowadziłeś w takim stanie samochód?- spytała oburzona. Nigdy nie widziała go pijanego albo żeby w ogóle pił jakikolwiek alkohol. Może poza ich ślubem gdy wznieśli kilka toastów szampanem, ale i wtedy zachowywał się zupełnie normalnie. Dlatego zanim wsiadła z nim do auta nawet nie podejrzewała, że nie jest w stanie prowadzić- Przecież mogłeś spowodować wypadek!

                   Jestem świetnym kierowcą.- warknął jej prosto w twarz- I nie podnoś na mnie głosu.

                   Więc ty też na mnie nie krzycz.

                   Przecież na ciebie nie krzyczę!-Patrzyli na siebie wściekli i jednocześnie bezradni. Filip chciał nią potrząsnąć, chciał by mu wyznała że spędzając wieczór z Broniewskim chciała go tylko rozzłościć i wzbudzić zazdrość, że kocha tylko jego...bo wcale nie był już tego pewny.- Po co to zrobiłaś?

                   Bo miałam na to ochotę.- rzuciła z błyskiem w oku.- A poza tym to w czym problem? Ty sam mnie zostawiłeś.

                   I uznałaś, że masz prawo robić ze mnie durnia? Przyprawiać mi rogi na oczach setki ludzi?! To ja jestem twoim mężem!

                   Więc zachowuj się tak jak on!- wykrzyczała tak jak on chwilę wcześniej.

                   Chcesz abym się tak zachowywał?- chwycił jej przedramiona w mocnym uścisku. Przez chwilę szamotała się z nim wściekła, że schwytał ją w pułapkę.

                   Puść mnie. Nie mam zamiaru słuchać jak nadal na mnie warcz...- Nie dokończyła, nie zdążyła. Poczuła na wargach jego usta: ciepłe i władcze tak jak cały on. Zapach alkoholu poraził ją na tyle by z trudem się odsunęła. Odczytał to zupełnie inaczej.

                   Co, już nie lubisz moich pocałunków? Broniewski robi to lepiej?- znów natarł na jej usta. A ona znów próbowała go powstrzymać. W końcu skapitulowała. To był jej Filip: mężczyzna, którego mimo wszystko kochała. I nieważne, że teraz wzbudzał w niej obrzydzenie...nie, zaprzeczyła w swoich myślach powoli odpowiadając na jego pocałunek. Nawet wściekły i cuchnący alkoholem wywoływał w niej silne pragnienie. Gdy otworzyła delikatnie usta jego język wtargnął do jej wnętrza z cichym jękiem. A  nacisk jego dłoni na jej ramionach zelżał.

Cofnął się o krok pociągając ją za sobą. Mocno ujął w dłonie jej twarz przyciskając swoją klatkę piersiową do jej. Poczuł tak silne pożądanie, że nie mógł się mu oprzeć.

                   Jesteś moją żoną- wyszeptał jej pokrywając pocałunkami jej twarz i szyję. Potem oderwał się od niej.- Chodź.- Posłusznie poszła za nim do pokoju gościnnego, który obecnie stanowił jego pokój i sypialnię. Pozwoliła by rozsunął jej suknię aż do talii jednocześnie dotykając kręgosłupa na całej jego długości stając za nią tyłem. Gdy spostrzegł, że pod nią nic nie ma wstąpiło w niego szaleństwo. Zsunął materiał aż spadł na podłogę napawając się widokiem jej szczupłych pośladków. Potem nakrył dłońmi jej piersi. Wydawały mu się większe, pełniejsze i już tak idealnie nie mieściły mu się w dłoni. Gdy myśląc o tym na chwilę zamarł odwróciła się do niego z uśmiechem na twarzy, który go poraził. Nie chciał tego. Dopiero teraz dotarło do niego, że ona go sprowokowała. Właśnie o to jej chodziło. A jemu wręcz przeciwnie. Pragnął ją ukarać, ale zamiast tego jak zwykle sprawił jej przyjemność. Wściekły obdarzył ją mocnym pocałunkiem niewiele mającym wspólnego z czułością. Nie będzie tańczył jak ona mu zagra.

Nie potrafił jednak z tym wygrać. Gdy namiętnie odpowiadała na każdą jego pieszczotę on stawał się coraz bardziej łagodny, coraz bardziej czuły i opiekuńczy. Kochał ją i nie potrafił wykorzystać seksu jako broni przeciwko niej.

Mimo wszystko w ich splecionych ciałach było coś gwałtownego i szorstkiego. Spowodował to fakt, że oboje po długim okresie wstrzemięźliwości w końcu dali upust swojej żądzy. Z twarzą przy jej twarz, ciężko oddychając starał się uspokoić swój oddech. Potem podniósł się z łóżka ignorując jej wyciągniętą dłoń.

                   Nie podnoś się jeszcze.- poprosiła z uśmiechem przypominając mu to co zaszło między nimi wcześniej. I ten uśmiech jawił mu się w innym świetle: był wyrazem tryumfu i jej osobistego zwycięstwa nad nim. Znowu. Ale on na to nie pozwoli.

                   Tego właśnie chciałaś?- jego ton wyraźnie ją zaniepokoił.

                   Co masz na myśli?- spytała.

                   Przecież o to ci chodziło, prawda? Żebyśmy wylądowali w łóżku. No więc tylko spełniłem twoje polecenie żebyś nie skorzystała z innych wdzięków.

                   Co ty mówisz?- szepnęła jakby nie dosłyszała odruchowo naciągając koc pod szyję. Filip miał ochotę go jej wyszarpać.

                   Tego ci brakowało, co? I właśnie po to uwodziłaś dzisiaj Broniewskiego.

                   To nieprawda!

                   Więc po co była ta cała szopka? Widziałem jak pożerałaś go wzrokiem, jak kładłaś dłonie na ramionach...

                   Robiłam to po to abyś wreszcie zareagował! Chciałam żebyś był zazdrosny! Żeby to małżeństwo stało się w końcu pełne. Sądziłam, że ty też tego chcesz.

                   Ależ oczywiście, że tak, W końcu tę sferę małżeństwa najbardziej lubią faceci, prawda? Ale jak widać moja rozpustna żona też.

                   Wyjdź stąd- syknęła.

                   Dlaczego? Jeszcze nie skończyliśmy. Mam przychodzić do ciebie dwa razy w tygodniu? To wystarczy, żebyś nie robiła ze mnie przed innymi głupca?

                   Powiedziałam żebyś się wynosił!- Uśmiechnął się do niej cynicznie wciągając spodnie. W tym czasie ona patrzyła ze wzrokiem utkwionym gdzieś w bok. Na jej twarzy była widoczna tylko wściekłość, a nie żal, smutek czy cierpienie. Zranił tylko jej dumę choć paradoksalnie chciał by stało się inaczej. By wybuchła płaczem, a on mógłby wtedy ją przeprosić na co miał szczerą ochotę. Gdy już miał wyjść zdał sobie sprawę, że nie musi właściwie tego robić.

                   Wiesz co? To teraz mój pokój.- Posłała mu tak niechętne spojrzenie jakby był małym natrętnym robakiem. Bez słowa dokładnie owinęła się prześcieradłem zaczynając zbierać swoje rzeczy. Nie mógł się powstrzymać żeby nie dodać:- Nie zapomnij o tym.- W dłoniach trzymał cienki jedwab jej majtek. Ze złością wyrwała mu je z dłoni, a potem trzaskając drzwiami wyszła. Filip z trudem powstrzymał się przed zawołaniem jej. Ale nie mógł tego zrobić. Nie żałował jednak tego co zrobił choć nękały go wyrzuty sumienia. Zarzucał sobie, że ani trochę nie pomyślał o ich dziecku martwiąc się o własną przyjemność. Był zbyt gwałtowny, bo zbyt długo zmuszony był trwać w celibacie. A namiętność którą poczuł prawie go zaślepiła. Dlaczego zachował się jak dureń? Teraz jego umysł wydawał się być całkiem jasny, choć między Bogiem a prawdą musiał przyznać, że jego zachowanie nie do końca było wynikiem wypitego trunku. Choć te myśli nie dawały mu spokoju dość szybko udało mu się zasnąć.

 

 

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY.

 

Następnego dnia po wszystkim Filip czuł się jeszcze gorzej. Szukał słów by przeprosić żonę za to co powiedział po tym jak się kochali.

Jednak gdy wynurzyła się z własnego pokoju a potem łazienki poczuł się jeszcze gorzej, Miał świadomość, że słowa niczego nie zmienią, że zniszczył coś co ona chciała mu dać brukając i traktując jej miłość jak zwykły śmieć. Gdy weszła do kuchni bez słowa wyjęła z lodówki karton mleka.

                   Maja, możemy porozmawiać?- nie odpowiedziała mu. Bez słowa sięgnęła po musli i banana. Potem zdjęła z niego skórkę.- Posłuchaj to co powiedziałem wtedy w sypialni...- Przeniosła na niego wzrok lustrując go tak, że nie mógł tego wytrzymać. Spuścił głowę.

                   Nie ma potrzeby o tym rozmawiać.- odezwała się rzeczowym, wypranym z emocji głosem.

                   Ale ja chciałem...

                   Nic nie mów, wszystko zrozumiałam. Dam ci znać gdy ustalę  dla ciebie swój nocny grafik.

                   Maja to co wczoraj powiedziałem to...

                   Powiedziałam, że nie musisz mi niczego wyjaśniać. Mam to gdzieś- dodała w myślach.

                   Ale...

                   Chyba spóźnisz się do pracy. Nie musisz już wyjść?

                   Przepraszam- szepnął jej gdy wychodził. To jednak nic dla niej nie znaczyło. Próbowała odsunąć od siebie gorzkie wspomnienia wczorajszej nocy i tego jak znów bez litości zadrwił z jej uczuć. Nie chciała się już z nim kłócić, ani próbować. Sarkazm stanowił jeszcze jej jedyną obronę, ale i to już słabło. Przypomniała sobie słowa jakie kiedyś wypowiedział do niej Filip: „Pożałujesz tego małżeństwa”

                   Miałeś rację- powiedziała zamyślona do siebie.- Miałeś rację.- Wolno zaczęła przeżuwać jedzenie, choć jej żołądek się buntował. A potem wpadła na pewien pomysł. Wyciągnęła komórkę.- Halo? Szymek? Może miałbyś ochotę do mnie wpaść wieczorem? Co? Nie no, jasne że mój mąż nie ma nic przeciwko temu. Będzie jadł kolację z nami. Tak, wie o tym. Nie nie gniewa się za wczoraj- odpowiadała cierpliwie na jego pytania. - Więc jesteśmy umówieni? Świetnie.- rozłączyła się. Zrani go tak jak on zranił ją.

 

Ostatnie dwa dni w górach były tylko szczęśliwe dla Antosia, który nie zauważał małomówności rodziców pełną parą korzystając z przywilejów śniegu. Iza z Barkiem nie potrafiła zmusić się do rozmawiania o czymkolwiek. Dopiero gdy tuż przed wyjazdem ich syn poszedł do swojego pokoju aby się spakować (a przynajmniej próbował, bo i tak Izabela wiedziała, że potem będzie musiała zrobić wszystko jeszcze raz) Kasprzyk spytał żonę:

                   Masz ochotę na kawę?- skinęła głową kierując się w stronę kuchni. Wiedziała, że on nie robi tego bez powodu. I nie pomyliła się.- Mój ojciec otrzymał propozycję zrobienia zdjęć do ekskluzywnego czasopisma przyrodniczego. W Ameryce Południowej- Izabela ciężko przełknęła ślinę skupiając wzrok na parującym kubku, który przed nią stał. Wiedziała co to oznacza.

                   Chcesz tam jechać?- spytała cicho. Wzruszył ramionami po czym odparł:

                   Chyba tak będzie najlepiej. Ekipa będzie szukać jakiegoś wymierającego gatunku jaszczurki, nie pamiętam dokładnie nazwy. Dlatego zdjęcia prawdopodobnie potrwają kilka miesięcy.

                   Tak długo?

                   Tak. Przynajmniej trzy miesiące. Kontrakt jednak opiewa na pół roku, więc na pewno będzie to zacznie dłuższe. Ale dla nas z pewnością to najlepsze rozwiązanie. Po tym czasie zgodnie z umową podpiszę twój wniosek o rozwód.

                   Ale...ale co z Antosiem?

                   I tak musi przyzwyczaić się, że jego rodzice nie będą już mieszkać razem.  A ja powiedziałem, że ci go nie zabiorę. Chcę tylko abym mógł odwiedzać go kiedy

chcę.

                   Oczywiście. Nigdy nie miałam zamiaru utrudniać ci z nim kontaktu.

                   Wiem- po raz pierwszy lekko się uśmiechnął- Nie mogłabyś.- Przez kilka minut w milczeniu pili swoją kawę. Mieli świadomość, że nic więcej nie zostało do powiedzenia, a jednak żadne z nich się nie poruszyło. W końcu Iza odezwała się:

                   Twoi rodzice wiedzą?- Potrząsną głową.

                   Nie, ale domyślają się że od pewnego czasu jest między nami nie tak. Chociaż ta wycieczka dała im pewną nadzieję.

                   To moja wina- szepnęła- Nie powinnam brać udziału w tej grze.

                   Ale to właśnie ja ją wymyśliłem i jeśli ktoś ponosi winę to tylko ja.- Zrobił krótką pauzę.- Ale wiesz, co? Nie żałuję. Bo mimo wszystko te wspomnienia spędzonych tu z tobą chwil będą mnie trzymać przy życiu.

                   Bartek...

                   Nic nie mów.  Wiem, że ci przykro. I nie będę cię już do niczego namawiał. Dzięki tobie zrozumiałem twój punkt widzenia i choć to bolesne to mimo wszystko muszę to zaakceptować. I żyć ze świadomością winy.

                   To jest też moja wina.

                   Nie, nie musisz brać jej na siebie bo to nieprawda. - Odstawił kubek na stół. Potem badawczo spojrzał jej w oczy.- Mogę mieć do ciebie jeszcze jedną prośbę?- spojrzała na niego pytająco, jakby z wahaniem.

                   Dobrze. Jeśli będę w stanie ją spełnić.- odpowiedziała ostrożnie.

                   Pamiętasz nasz zakład w niedzielę na stoku?

                   Tak.- odparła niepewnie domyślając się o co chodzi.

                   Pozwolisz mi na to? Na ostatni pocałunek?- nieśmiało skinęła głową. Potem wstała i podeszła do męża. Czuła się jak nastoletnie dziewica w oczekiwaniu na pierwszy pocałunek z mężczyzną, którego kocha. Ale jednocześnie była w tym jakaś gorycz porażki.

                   Nie zrobię ci krzywdy- szepnął widząc jej wahanie- Co najwyżej tylko sobie- W zamierzeniu miał to być żart, ale Iza wiedziała że tak naprawdę to samozagłada. On cierpiał tak jak i ona, ale jednocześnie w geście samoudręczenia chciał jeszcze raz poczuć jej wargi na swoich ustach. Najpierw jednak delikatnie pogładził ją po policzkach, dotykając palcami nosa, ust i powiek aż przymknęła oczy. Potem palec wskazujący przejechał po jej rozpalonych wargach. I gdy już szykowała się na to, że wkrótce zastąpią je jego usta poczuła je na czole. Otworzyła oczy. Bartek przytulił ją do siebie dotykając ustami miejsce tuż nad jej grzywką. A ona starała się przekonać się, że wcale nie jest tym rozczarowana.

 

Andrzej nie mógł znaleźć sobie miejsca odkąd po powrocie z pracy dowiedział się o chemioterapii Julii. Wydawało mu się, że od tego czasu minął przynajmniej rok a nie jeden marny tydzień. Tydzień,  w którym jego życie z euforii zmieniło się w koszmar. Nie rozumiał tego. Nadal nie potrafił. Fakty docierały do niego z pewnym opóźnieniem, jakby w zwolnionym tempie. Jego myśli najpierw wolno poruszały się po spiralach neuronów, by dopiero po kilku sekundach powiązać je w logiczną całość. Dlatego teraz w jego głowie panował zamęt.

Choroba Julki, nieodbieranie przez nią telefonów, świadomość że chce się z nim rozstać...To wszystko w tej chwili wydawało mu się zbyt trudne. Dopiero list od Julii wyrwał go z tego odrętwienia.

„Drogi Andrzeju,

Pisząc ten list już na wstępie muszę stwierdzić, że jestem tchórzem wyjaśniając ci to wszystko. Ale nie potrafiłabym powiedzieć ci prosto w oczy tego co zaraz przeczytasz. Zapewne wiesz już, że operacja niczego nie zmieniła: nadal jestem chora, a nowotwór będzie postępował. Lekarze dają mi co najwyżej kilka lat życia, a i tylko wówczas gdy poddam się chemioterapii. W tej sytuacji nie mogę tego ciągnąć, tylko bym cię przy tym krzywdziła a tego po stokroć nie chcę. Wiem, że teraz to może wydać się zbyt trudne, ale uwierz że tak będzie dla nas najlepiej. Chcę tylko abyś wiedział, że w innych okolicznościach chciałabym spędzić z tobą resztę życia. Teraz to już niemożliwe.

Nie chcę byś próbował kontaktować się ze mną w żaden sposób. Zamierzam wyjechać za granicę na ostatnią wycieczkę życia zwiedzając całą Europę. Dlatego najlepiej skasuj mój numer i wyrzuć rzeczy, które należą do mnie. Postaraj się zapomnieć o mnie tak jak ja spróbuję zapomnieć o tobie.

                                                                           Na zawsze twoja, Julia.

PS: W kopercie załączam pierścionek zaręczynowy.”

Czytał list kilkakrotnie zanim w pełni dotarło do niego znaczenie tych kilku odręcznie kreślonych słów.

A więc w końcu się upewnił: Julka właśnie tego chciała. Chciała skończyć ich związek. Tym razem nie mogło być mowy o nieporozumieniu. Bo uświadomił sobie, że przez ten cały czas się łudził: że mimo wszystko jej miłość będzie na tyle silna i egoistyczna, że pokona strach związany z chorobą.

Ale tym razem w jej liście ujrzał w nowym świetle coś na co wcześniej nie zwracał uwagi.

 „...nadal jestem chora, a nowotwór będzie postępował.”

„ Lekarze dają mi co najwyżej kilka lat życia...”

Dotarło do niego wreszcie to co było najważniejsze: ona umierała. Aż do teraz traktował wszystko jak abstrakcję, bo wyobrażał sobie nowotwór jako coś nierzeczywistego. Przypomniał sobie, że jego wuj cierpiał na raka jelita grubego i dzięki operacji żył jeszcze ponad 30 lat dożywając siedemdziesiątki. Ba, nawet nie miał żadnych przerzutów ani męczącej chemioterapii. Po prostu jeden zabieg i było po sprawie. Sądził, że z Julką będzie tak samo. Był na tyle naiwny wierząc, że dla współczesnej medycyny rak nie jest już problemem. Gwałtownie wstał z kanapy i włączył laptopa. Potem „wygooglował” nazwę rak jajników. Z zapartym tchem czytał wszystko na co się tylko natknął: opinie specjalistów, fora na których wypowiadały się chore kobiety, artykuły z gazet medycznych. I jednocześnie był coraz bardziej przerażony. Zwłaszcza gdy natknął się na bardzo podobny przypadek jakiego doświadczyła Julka na jednym z blogów.

„ Gdy się zgłosiłam, było już za późno. Operacja pozbycia się jajników nic nie dała; potem pozostały mi tylko dawki chemioterapii. Teraz czekam na następną, to będzie taka moja ostatnia nadzieja. Życzcie mi powodzenia.

PS: Gdy nie będzie kolejnego wpisu to znaczy, że mi się nie powiodło :)

 I kolejnego wpisu nie było. Potrząsnął głową czytając inną stronę. Tam trochę się uspokoił.

W zasadzie dowiedział się wiele choć jednocześnie nie wiedział nic. Wszystko można było podsumować do twierdzenia, że szansa na przeżycie zależy od indywidualnej jednostki i do końca nie można tracić nadziei. Na jednym forum znalazł przypadek kobiety, której lekarze nie dawali pół roku życia, a mimo wszystko jakimś cudem przeżyła już 10 lat i nadal nie ma objaw choroby.

Zmęczony położył się na łóżku nie mając już na nic siły. W dłoniach obracał pierścionek zaręczynowy, który podarował Julce i wspominał okoliczności temu towarzyszące. Przypomniał sobie jak pogodziła się z ojcem i swoimi młodszymi przyrodnimi siostrzyczkami. I jaki on sam był wtedy szczęśliwy.

W oczach stanęły mu łzy. Czy to wszystko naprawdę ma się skończyć? Czy to ma być koniec rozdziału pod tytułem Andrzej Sławiński i Julia Barańska? Zerwał się z łóżka szybkim ruchem. Nie, to nie będzie koniec. I nie ważne co ona myśli: on nie ma zamiaru z niej rezygnować tylko dlatego, że jest chora.

 

Agnieszka w ciszy obserwowała jak Izabela rozpakowuje rzeczy. Spojrzała przelotnie na bawiącego się Antosia. Wydawał się być zabsorbowany nową zabawką samochodzika jaką mu podarowała.

                   A więc ty i Bartek...to już naprawdę koniec?- spytała cicho. Kasprzyk nagle zamarła z koszulą na dłoniach. Po chwili ocknęła się.

                   Tak. Razem doszliśmy do wniosku, że tak będzie dla nas lepiej.

                   A co na to...?- gestem głowy wskazała na Antosia.

                   Jeszcze nie wie. Dziś wieczorem zamierzamy z nim o tym porozmawiać. I o wyjeździe Bartka w przyszłym tygodniu. Boję się jak on to przyjmie.

                   A ty?

                   Co ja?

                   No co z tobą? Jesteś pewna swojej decyzji? Jakoś nie wyglądasz na szczęśliwą.

                   Bo nie jestem. Ale przynajmniej odzyskałam spokój ducha, bo wiem na czym stoję.

                   Iza wiem, że wałkowałyśmy ten temat i chcesz abym go zostawiła, ale uważam że...

                   Więc go zostaw.- przerwała jej bezceremonialnie Izabela- Ja i Bartek to już przeszłość.- Głośno westchnęła zauważając, że Antoś na nią patrzy. Posłała mu promienny uśmiech i poczekała aż wróci do zabawy. - Posłuchaj, to nie jest tak że po prostu podjęłam decyzję w złości. Wiem jakie to wszystko będzie miało konsekwencje i naprawdę nie jest mi łatwo.- zrobiła krótka pauzę- Ale Bartek też uznał, że tak jest najlepiej. Po prostu teraz nie możemy być razem.

                   To znaczy, że po jakimś czasie rozważasz powrót do niego?

                   Nie wiem. Może...

                   Więc po co w takim razie brać rozwód?

                   Aga, nie chcę się z tobą kłócić tylko dlatego, że jesteś w ciąży.

                   Ależ ja bardzo chętnie się z tobą pokłócę- odparła tamta- Bo nie znam lepiej dobranej pary od was.

                   Widocznie miłość od pierwszego wejrzenia wypala się równie gwałtownie jak się zaczyna. I chyba ta teoria jest słuszna: ty z Krzyśkiem zaczęliście od nienawiści i jak dotąd nie zdarzają wam się spięcia.

                   No, nie jest do końca tak różowo- przyznała Kamińska.- Dlatego sądzę, że ty i Bartek...- widząc spojrzenie przyjaciółki nie dokończyła- Okej, nie będę się już powtarzać. Znam twoje stanowisko, tak samo jak ty moje. I chyba się nie dogadamy.

 

Gdy ktoś zapukał do drzwi mieszkania Drągowiczów, Maja wiedziała, że to Szymon Broniewski. Wygładziła swoją sukienkę i głęboko odetchnęła. Zaczynała powoli żałować swojej impulsywnej decyzji, ale teraz było na to za późno.

                   Filip?- po drugiej stronie drzwi stał jej mąż.

                   Co cię tak dziwi? Spodziewałaś się kogoś innego?- spytał retorycznie jakby od niechcenia, jakby naprawdę tak nie myślał.

                   Zdziwił mnie tylko fakt, że sam sobie nie otworzyłeś. A poza tym to spodziewam się gościa.

                   Po prostu zapomniałem kluczy- odparł zdejmując marynarkę.- Kogo zaprosiłaś na kolację?

                   Przyjaciela.- odparła tylko. Jej mąż nie drążył tematu. Zauważyła jednak, że na widok rozstawionych w kuchni naczyń nieco zbił go z tropu. O nic jednak nie pytał.

                   Maja, możemy przez chwilę porozmawiać?

                   Nie teraz, zaraz zjawi się mój gość- zbyła go doskonale wiedząc o o mu chodzi. Chciał ją przeprosić. Ale ona nie zamierza tak po prostu mu wybaczyć. Dopiero po pięciu minutach rozległo się pukanie do drzwi. Na widok Broniewskiego Filip oniemiał.

                   Dobry wieczór.- przywitał się z szerokim uśmiechem z Mają. Drągowicz zacisnął mocniej szczęki. A więc tak chciała grać? Proszę bardzo.

                   Witaj Szymonie. Dzięki, że przyjąłeś nasze zaproszenie.- O jego zdziwieniu tą wypowiedzią świadczyły tylko lekko uniesione w górę brwi. Posłał nawet Majce spojrzenie w stylu: o co w tym wszystkim chodzi.

                   Przejdźmy do kuchni.- odparła Maja przerywając pełną napięcia ciszę.- Zrobiłam coś specjalnego.

                   Piękna, mądra i na dodatek umie gotować. Czego chcieć więcej?- zażartował Broniewski. Maja z trudem zdobyła się na uśmiech.

                   No cóż, jeszcze sporo mi brakuje, ale opanowałam już kilka podstawowych dań.

                   No to masz szczęście Filip.- Drugi z mężczyzn próbował pozbyć się niezręcznej atmosfery.

                   Taa- odparła zamiast niego żona ironicznym tonem.- Pójdę po wino.- Gdy zostali sami Szymek odezwał się:

                   Filip, to co wczoraj zaszło na przyjęciu...jestem ci winien przeprosiny. Wiem jak to mogło wyglądać w twoich oczach. My po prostu lubimy się z Mają, a że nie widzieliśmy się już kawał czasu to trochę się zagadaliśmy. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?

                   Ależ skąd.- skłamał Filip.- Wiem, że moja żona bardzo lubi twoje towarzystwo.- Broniewski nie wiedział jak to zinterpretować. Czyżby usłyszał w jego głosie ironię? Nie, pewnie tylko mu się zdawało.

                   Już jestem.- postawiła butelkę na stole- Mam nadzieję, że będzie ci smakować choć nie jest to żaden wykwintny trunek.- zwróciła się tylko do gościa- Wiesz, mój mąż jest strasznym sknerą jeśli chodzi o finanse.- Posłała Filipowi cierpkie spojrzenie. Zrozumiał już jak zamierzała go ukarać.

Reszta kolacji była dla niego katuszą. Patrzył na roześmianą żonę wpatrzoną w Szymona Broniewskiego czując się tak jakby w dalszym ciągu był na przyjęciu u Kamińskich a teraz nastąpił ciąg dalszy. Deja vu, tak to się chyba mówi. Pomyślał.

Po wczorajszym wieczorze nie zamierzał tknąć alkoholu. Dlatego Szymek również tego nie zrobił. Z trudem się jednak hamował. Wciąż powtarzał sobie, że żona robi to celowo, co nie znaczyło jednak że było mu łatwiej.

Gdy po jakichś dwóch godzinach wysłuchiwania wspólnych wspomnień i listów pochwalnych pod adresem gościa Szymon wreszcie wyszedł, odezwał się do żony.

                   Jesteś z siebie dumna?- posłała mu spojrzenie urażonej niewinności.

                   Nie rozumiem o co ci chodzi- Wygiął kąciki ust w parodii uśmiechu.

                   Rozumiesz. Okej, przyjmijmy, że mnie ukarałaś.

                   Ukarałam? Czemu niby miałabym to robić?

                   Proszę, porozmawiajmy szczerze bez żadnego udawania.

                   Ależ ja nie udaję.- nadal grała niezłą komediantkę. A Filip zaczął odczuwać początki irytacji.

                   Do diabła usiądź tu.- Gdy spełniła jego polecenie odezwał się- Nie życzę sobie jego wizyt w tym domu. I nie musiałaś aż tak bardzo wysilać się we flirtowaniu z nim.

                   Wcale z nim nie flirtowałam. Po prostu wzięłam sobie twoją radę do serce i znalazłam świetny substytut męża.

                   Już ci mówiłem, że to co powiedziałem wczorajszej nocy...

                   Ależ ja o tym wiem. Wciąż mnie obrażasz więc czemu uważasz, że tym razem miałoby to na mnie wywrzeć wrażenie?

                   Nie obrażam cię.

                   Nie? Swoim zachowaniem nieustannie dajesz odczuć kim dla ciebie jestem.- Już z chwilą gdy wypowiadała te słowa żałowała, że aż tak się przed nim zdradziła. Bo nawet ona sama w swoim głosie słyszała gorycz.

                   Maja...

                   Nie przerywaj mi.- poprosiła gwałtownie- I wiesz co? Miałeś rację. Może żyjąc osobno będzie nam łatwiej. Chyba nawet zadzwonię do Mateusza. Z nim się świetnie bawiłam.- Zauważyła w jego oczach iskierki gniewu. Zadowolona z siebie kontynuowała- Nie wiesz co u niego słychać?

                   Nie- syknął. Wstała z krzesła udając rozczarowanie.

                   Nie? Szkoda. W takim razie chyba do niego jutro zadzwonię. A może zaproszę na kolację?- Gdy nie odpowiedział zaczęła iść w stronę swojego pokoju.

                   Za pół roku chcę badań.- zdołała jeszcze usłyszeć. Zdezorientowana przystanęła odwracając się do niego z zaskoczoną miną.

                   Jakich badań?

                   Na ojcostwo.- Słysząc te słowa gwałtownie zbladła. Dolna warga zadrżała podejrzanie, oczy zaszkliły się. Nie mogła uwierzyć w to co słyszy. A nawet jeśli próbowałaby wmówić sobie, że źle zrozumiała to jego następne słowa rozwiały jej złudzenia.- Chcę wiedzieć kto jest ojcem dziecka.

                   Powiedziałam ci kto. Nie wierzysz mi?

                   Powiedzmy, że chcę się tylko upewnić.- Spojrzał jej w oczy a ona odwzajemniła spojrzenie, choć wiedziała, że prawdopodobnie widać w  nim ślady łez.  Nie obchodziło jej to.  Musiała mu tym pokazać, jak bardzo nim pogardza za to co właśnie zrobił, bo nie mogła tego zrobić słowami- Tak bardzo była roztrzęsiona. W głowie kołatała jej się masa wyzwisk i obelżywych określeń; żadnego z nich jednak nie użyła. Z godnością na jaką nigdy nie było jej stać uniosła tylko hardo podbródek.

                   Pożałujesz tego.- odparła sucho, a potem nie czekając na jego odpowiedź pognała do pokoju. Niestety zdołała ją jeszcze usłyszeć.

                   Albo ty.- za drzwiami swojego pokoju pozwoliła wreszcie swobodnie płynąc łzom. Usiadłszy na rogu materaca próbowała jak najciaśniej objąć się ramionami choć utrudniał jej to widoczny już brzuszek. Żałowała, że swoim zachowaniem sprowokowała męża, ale mimo to jego słowa bolały.

„Za pół roku chcę badań.”

Na ojcostwo.”

W głowie wciąż słyszała te słowa czując jak powoli kurczy się w sobie.

„Powiedzmy, że chcę się tylko upewnić.”

Z jej piersi znów wydarł się głęboki szloch, z oczu trysnęła kolejna fala łez. Potem usłyszała jak ktoś pociąga za jej klamkę do drzwi.

                   Maja, otwórz. Chcę porozmawiać.

                   Idź sobie.- krzyknęła wycierając nos.

                   Maju...

                   Wynoś się!

                   Przepraszam, ja...- nie słuchała, nie chciała. Wstając z łóżka podeszła do biurka chwytając pilota. Włączając wieżę rozgłosiła ją na maksimum. Przez chwilę słyszała jeszcze jak dobija się do drzwi krzycząc coś czego nie rozumiała. Nic jej to jednak nie obchodziło. Z przerażającą jasnością zdała sobie sprawę, ze to już koniec, że dłużej tego wszystkiego nie wytrzyma. W ciągu dwóch miesięcy małżeństwa ranili się bardziej niż w ciągu 5 lat ich związku. Nie mogła dłużej tego znieść. Dziś przelała się czara goryczy.

Zdecydowanym krokiem zdjęła z szafy dużą walizkę w pośpiechu ładując do niej wszystko jak leci: ubrania, kosmetyki, biżuterię, buty, książki...Nadal oślepiały ją łzy, ale mimo to nie przestawała. Nigdy nie wybaczy mu tego co zrobił. Dla nich nie było już żadnej szansy. A skoro nie chciał jej dziecka...nie miała czego tu szukać.

Gdy uznała, że jest gotowa odczepiła jedną z samoprzylepnych karteczek i zostawiła krótką wiadomość. Potem zamierzała ściszyć muzykę, ale stwierdziła, że to tylko zapewni jej potwierdzenie, że nadal jest w swoim pokoju.

Tuż przed wyjściem spojrzała jeszcze na zegarek: dochodziła jedenasta.  Biorąc głęboki wdech delikatnie przekręciła klamkę. Zanim wyciągnęła walizkę rozejrzała się po korytarzu. Tak jak się spodziewała, Filip był w swoim pokoju. Z ulga zebrała wszystkie swoje rzeczy i wyszła z mieszkania. Za drzwiami poczuła, że znów zbiera jej się na płacz, ale starała się go pokonać.

Przed garażem zdała sobie sprawę, że zapomniała o kluczykach do auta.

                   No tak, jak zwykle perfekcyjnie wszystko zaplanowałaś, idiotko- ganiła się w myślach marząc tylko o tym by zwinąć się w kłębek i nigdy się nie obudzić. Wiedziała, że nie może znów wrócić do mieszkania, a poza tym nie chciała. W końcu samochód należał do Filipa.

Wzięła do ręki rączkę walizki i zaczęła iść. Nie wiedziała gdzie, nie wiedziała po co. Czuła tylko, że musi to zrobić. Musi znaleźć się jak najdalej od niego.

„Za pół roku chcę badań.”

                   Nigdy do tego nie dopuszczę- szepnęła- Masz rację. To dziecko wcale nie jest twoje wielki prezesie Drągowicz. Ono jest tylko moje.

Po kilkudziesięciu minutach dotarło do niej jak nieodpowiedzialna się okazała. Ciemność ulic i ledwie słyszalne męskie głosy ją przerażały. Zmęczona i przestraszona usiadła na jednej z parkowych ławek. Musiała choć chwilę odpocząć.

                   Eee, paniusiu.- w pierwszej chwili nie zareagowała zupełnie nie podejrzewając, iż głos zwraca się do niej- Ej, głucha jesteś?!- podniosła do góry twarz kierując ją w stronę z której dochodził głos. Spojrzała wprost na zarośniętą twarz jakiegoś trzydziestokilkulatka, który się do niej zbliżał. Za zgrozą zauważyła, że za nim w odległości kilku metrów idzie jeszcze dwóch podobnych do niego wyglądem.

                   Czego pan ode mnie chce?- starała się by jej głos brzmiał pewnie i twardo, ale chyba jej się to nie udało.

                   Nic takiego- śmiech przypominający rechot sprawił, że wszystkie włoski na ciele stanęły jej dęba. Odruchowo złapała się dłońmi za brzuch.

                   Proszę się do mnie nie zbliżać!- krzyknęła. Śmiech tylko się nasilił. Wstała z ławki chcąc uciekać.

                   Spokojnie, paniusiu. Chcemy tylko trochę drobnych na coś do picia.

                   Jakiś browarek- dodał drugi z głupkowatą miną.

                   Nnnie mam- opowiedziała drżącym z emocji głosem

                   Ej, nie ładnie- Ten z brodą cmoknął obleśnie- Taka ładna a kłamie.

                   Na...naprawdę.- jąkała się patrząc jak troje zbirów się do niej zbliża.- Mam tylko kartę. Nie mam przy sobie gotówki.- Z powodu przeżytych niedawno wydarzeń ponownie się rozpłakała.

                   Kochana, przecież nic ci nie zrobimy. Nie ma potrzeby tak panikować.

                   Więc do mnie nie podchodźcie.

                   Spokojnie, bo dzidziusiowi zaszkodzi. Nie chcieliśmy cię nastraszyć. Hej! Nie uciekaj!- Majka w panice odwróciła się i zaczęła uciekać. Wiedziała, że to głupie, bo jeśli tamci faceci będą chcieli jej coś zrobić to z łatwością ją dogonią. Jednak strach nie pozwolił jej na przystanięcie. Dopiero czując ból w klatce piersiowej przystanęła kuląc się niedaleko kępki jakichś krzaków. Próbując złapać oddech rzuciła się na ziemię. Po jaką cholerę to wszystko zaczynała? Mogła siedzieć teraz wygodnie w swoim cieplutkim łóżku czysta, spokojna i względnie szczęśliwa, a nie brudna, przerażona i zrezygnowana. Drżącą z emocji dłonią wyciągnęła z kieszeni komórkę. Zastanawiała się do kogo ma zadzwonić, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Wybrała więc pierwszy z brzegu numer. Krzyśka. Gdy nikt nie odebrał jęknęła głośno. No tak, przecież była już noc. Wstukała więc kolejny. Miała nadzieję, że znając styl życia Tomka odbierze telefon.

                   Halo, Maja? Pogięło cię? Wiesz która jest godzina?- mówił szeptem, więc domyśliła się, że najwyraźniej jest z jakąś dziewczyną. Mimo to słysząc jego głos z ulgi jej gardła wyrwał się płaczliwy jęk- Maju? Wszystko w porządku?- złość została wyparta przez troskę. Dziewczyna poczuła się bezpiecznie po raz pierwszy odkąd wyszła z domu.- Halo? Jesteś tam?

                   Tak- zdołała wyszeptać. Potem chrząknęła- Pomóż mi.

                   Płaczesz? Co się dzieje?

                   Przyjedź po mnie. Boję się.- rozszlochała się na dobre.

                   Boże, co się stało?! Gdzie jest Filip? Coś ci zrobił?

                   Nie, ja...uciekłam. Nie wiem co mam robić, tamte zbiry mnie przestraszyły i biegłam na oślep, nie wiem gdzie jestem. Przepraszam, nie wiedziałam do kogo mam zadzwonić.

                   Nic nie rozumiem. Weź głęboki oddech i powiedz mi gdzie jesteś. Przyjadę po ciebie.

                   Nie wiem.- Maja rozejrzała się dookoła. - Wyszłam z domu jakieś półtorej godziny temu...nie doszłam daleko. Potem byłam w parku, a teraz jestem tutaj.

                   Gdzie? Powiedz mi. Widzisz jakiś charakterystyczny znak?

                   Nie...tak, jest tu jakiś pomnik faceta z szablą na koniu.

                   Dobra, wiem gdzie jesteś. Nie ruszaj się stamtąd. Będę jak najszybciej się da za jakieś...dwadzieścia, trzydzieści minut. Tylko nigdzie już nie idź, okej?

                   Tak, dziękuję.

                   Nie ma za co. Uspokój się trochę, będzie dobrze.- powiedział jeszcze do słuchawki, choć nie miał zielonego pojęcia co stało się z jego siostrą. A prawdę mówiąc to był przerażony. Uciekła od męża? Zbiry? Tomek czuł narastającą panikę. Na dodatek widząc stojącą półnagą Anię, która zażenowana przygryzała dolną wargę, poczuł się głupio.- Przepraszam kochanie, to była moja siostra. Wybacz mi, nie wiem co się stało. Muszę po nią jechać.

                   Teraz?

                   Tak- podszedł do niej cmokając w policzek- Bardzo cię przepraszam.

                   Ale przecież ona mieszka w Gdańsku...Chcesz jechać po nocy? To aż tak poważna sprawa?- Tomek w duchu jęknął. Zapomniał już, że skłamał Parulskiej odnośnie swojej rodziny, ale teraz nie zamierzał tłumaczyć, że jego siostra jednak mieszka z stolicy.

                   Przepraszam, wyjaśnię ci to jak wrócę.

                   Czekaj!- złapała go za ramię zapinając na wpół rozpiętą koszulę- Jadę z tobą.

                   To nie jest najlepszy pomysł.- odparł przytulając ją- Nie wiem o co chodzi, a ona jest przerażona. Wrócę jak tylko będę mógł. Wiem, że nie tak miał się skończyć ten dzień.

                   Dlaczego nie mogę jechać  z tobą?

                   Bo nie wiem ile to może potrwać. Na dodatek jest noc. Kładź się spać i zaczekaj na mnie w łóżku.

                   Tomek...- odważył się na nieśmiały uśmiech.

                   Proszę, kochanie.- Po raz ostatni pocałował ją  w usta.- Naprawdę muszę już iść. Nie wiem co się z nią stało, ale była przerażona. Gdyby to był ktoś inny zignorowałbym go, ale ona...

                   Rozumiem. Jedź- odparła, choć wcale niczego nie rozumiała.

                   Kocham cię- zawołał jeszcze zanim wyszedł.

Ja też cię kocham- odszepnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz