ROZDZIAŁ
SZÓSTY
Gdy tylko Ania
skończyła pracę Tomasz podjechał pod cukiernię w której pracowała i otworzył
przednie drzwiczki. Na sam tylko jej widok zrobiło mu się gorąco. Zastanawiał
się teraz jak mógł jej odmówić, to znaczy podczas ich pierwszego spotkania.
Gdyby to teraz Ania zaproponowałaby mu seks zgodziłby się bez wahania.
Niestety, kierował nią wtedy tylko alkohol. Nie był aż tak naiwny żeby sądzić
iż tylko na niego patrząc z miejsca go zapragnęła.
W trakcie jazdy wymienili kilka banalnych uwag a po kilku minutach
wreszcie dojechali na miejsce. Tomek chciał pokazać jej pracownię garncarską, w
której jako niewiele miejsce w Polsce można było zobaczyć wyrób naczyń z gliny.
Fascynacja i zaciekawienie na twarzy Anny sprawiły mu dużą radość. Bo to była
część jego samego, jego artystycznej duszy, oaza wyciszenia gdzie mógł po
prostu lepić nową wazę oderwany od całego świata wyładowując swój gniew czy
rozczarowanie ojcem. Chodził tu już od dawna.
–
Chcesz spróbować?
–
Jeszcze pytasz? Jasne, że tak.- Tomek szybko przedstawił swą
towarzyszkę dobrze znającym go właścicielom i wykupił odpowiedni „karnet” na
zajęcia. A potem było już tylko dużo śmiechu i radości gdy naprowadzał
niezręczne dłonie Ani na kręcącą się machinę, która wciąż pompowała glinę. I
nawet fakt, że ich waza zdecydowanie nie przypomniała żadnego znanego mu
glinianego tworu, nie zepsuł jego
znakomitej zabawy. Tomek zapomniał o wszystkich troskach i kłopotach. Liczyła
się tylko ta dziewczyna i ten moment.- Hej, odleciałeś gdzieś na chwilę-
najpierw usłyszał jej melodyjny głos, a potem poczuł zimno na policzku.
Spojrzał na nią zaskoczony.
–
Nie wierzę, że to zrobiłaś- w odpowiedzi roześmiała się na cały
głos. Ale uśmiech znikł z jej ust gdy odwdzięczył się jej tym samym pokrywając
praktycznie cały lewy policzek gliniastą mazią.
–
Jak mogłeś?!- zrobiła surową minę, ale wesołe ogniki w jej oczach
przeczyły poważnemu tonowi.- Teraz będziesz musiał za to zapłacić.
–
Z chęcią spełnię każde twoje życzenie.
–
Każde?
–
Każde- potwierdził.
–
A gdybym zażądała miliona dolarów, mercedesa lub gwiazdki z nieba?
–
Obrabowałbym bank, ukradł samochód i zaciekle studiował astrologię
aby odkryć nową gwiazdę i nazwać ją twoim imieniem.- odpowiedział jej patrząc w
oczy. Spojrzała na niego z uśmiechem, a potem delikatnie dotknęła jego policzka
wycierając zastygającą już glinę. Przełknął gwałtownie ślinę przytrzymując jej
dłoń. Widać było, że wygląda trochę na zażenowaną.- Nie powinnaś tego robić, bo
teraz mam nieodpartą ochotę cię pocałować.- Zamrugała otwierając szerzej oczy.
–
Więc dlaczego tego nie zrobisz?- spytała cicho.
–
Bo jesteśmy na sali, w której znajduje się około dwadzieścia
innych osób- Ania czuła się tak jakby właśnie wyszła z transu. Przez chwilę
wydawało jej się, że jest z Tomkiem sama, że oprócz nich nie istnieje nic
innego, że to co widzi w jego oczach jest tym samym co czuje wewnątrz własnego
serca...Pospiesznie rozejrzała się po sali zdając sobie sprawę, że kilka osób
przygląda jej się z ciekawością. Pospiesznie zaczęła wycierać policzek umazany
gliną.
–
Chyba...chyba powinnam już iść.
–
Dobrze, w takim razie chodźmy.- Nie zrozumiał jej odpowiedzi. Ania
nie była na to gotowa. To wszystko działo się dla niej za szybko. Przecież dwa
miesiące później byłaby żoną Dawida, a teraz beztrosko flirtuje z niedawno
poznanym mężczyzną? Ona taka nie była.- Tomek posłuchaj, ja...ja naprawdę
kochałam Dawida- Jego uśmiech przygasł jakby liczył na coś innego. Mimo to
kontynuowała- Przepraszam jeśli robiłam ci jakieś nadzieje albo sugerowałam
coś...coś innego, ale ja nie jestem gotowa na nowy związek. Na przelotną
znajomość też nie. Chcę tylko skupić się na pracy i otworzeniu własnej
cukierni.
–
Mógłbym ci pomóc.
–
Ty? Jakim sposobem?- znów nieświadomie zaaranżował doskonały
moment na to aby powiedzieć jej o sobie prawdę, ale po prostu nie mógł. Nie
obawiał się zaproponowania Ani
pieniędzy. Nawet gdyby mu ich nie oddała pewnie nie odczułby straty
kilkudziesięciu tysięcy. Nie chodziło również o to, że bał się iż dziewczyna
mogłaby wykorzystać jego bogactwo. Anna po prostu nie była taką osobą. Znał ją
już dopiero niecały miesiąc, ale czuł się tak jakby znał ją o wiele dłużej.- Z
resztą, nie o to chodzi. Chyba, to znaczy dla mnie to wszystko dzieje się za
szybko.- spuściła głowę wyobrażając sobie co też musi teraz o niej myśleć.
Dwudziestosześcioletnia dziewica, która nawet po miesiącu nie da się pocałować.
Ale co ją w końcu obchodziła jego opinia o niej? Nie miała zamiaru tłumaczyć
mu, że naprawdę wydawało jej się, że kocha Dawida, a teraz przebywając z nim
czuje coś podobnego. I że pogubiła się już we własnej definicji miłości, że boi
się zaufać komuś po raz kolejny...Och, tak bardzo chciałaby żeby jej nie
wyśmiał.
–
Aniu?- podniosła wzrok widząc jego poważną minę, którą jednak
łagodził wesoły wzrok i kpiarski jak zawsze uśmiech.- Posłuchaj, wiem że
czujesz się zmieszana, że prawdopodobnie w swoim idealistycznym obrazie
pojmowania miłości sądziłaś, że można kochać tylko raz w życiu. Ale uwierz mi,
że po Dawidzie będzie jeszcze ktoś inny, kto cię doceni i pokocha tak jak on
nie potrafił. Chciałbym być tym kimś.
–
Przecież ty mnie nawet nie znasz! Miesiąc temu nie wiedziałeś o
moim istnieniu a ja o twoim. I pewnie gdybym nie upiła się na tamtej imprezie
do dziś byśmy się nie znali.
–
Być może. Ale jednak się poznaliśmy. Dla mnie nie liczy się czas.
Można z kimś chodzić 5 lat i zupełnie nie znać drugiej osoby, a można kogoś
dokładnie poznać w zaledwie kilka tygodni. Nie twierdzę jednak, że znam cię
całkowicie. Ale już podczas pierwszego spotkania pozostałem pod twoim urokiem.
–
Tomek nie mów nic...
–
Muszę, bo jeśli tego nie wyznam teraz chyba się na to nie zdobędę.-
wziął głęboki wdech po czym ponownie spojrzał na Annę. Pomimo zdenerwowania
poczuł rozbawienie. Jako trzydziestojednoletni facet czuł się jak szczeniak
wyznając miłość Ani.- Wiesz, odkąd stałem się wystarczająco dorosły nie mogłem
robić tego co chciałem. Strasznie wkurzały mnie te bezsensowne nakazy, jakieś
krępujące zasady. Chciałem być wolny jak ptak,- uśmiechnął się jakby do siebie-
Wkurzało mnie, że ludźmi tak łatwo manipulować, że tak łatwo zmieniają
stanowisko w zależnie od tego co w tej chwili jest dla nich wygodne. Brzmi to
jak charakterystyka typowego buntownika, co?- zapytał retorycznie- I pewnie tak
jest, tyle że ja zawsze lubiłem sobie powtarzać jaki to jestem wyjątkowy.
–
Byłeś po prostu wrażliwy.
–
Nie, byłem głupi. Usiłowałem zawrócić Wisłę kijem, a gdy mi się
nie udało zachowywałem się jak ci którymi tak gardziłem. Ale odkąd poznałem
ciebie po prostu zrozumiałem jakim byłem hipokrytą, jak bardzo zobojętniałem na
wszystko chowając się za maską cynizmu i drwiącym uśmiechem. Twoja szczerość i prostolinijność
po prostu powaliły mnie na nogi. Choć nie, jeśli chciałbym być szczery to
najpierw zwróciłem uwagę na te twoje błękitne oczy i zgrabną sylwetkę.-
roześmiała się. Podszedł do niej bliżej.- Aniu, kocham cię. Nie wiem jak i dlaczego, ale naprawdę tak
czuję.
–
Tomek to...to szaleństwo. Ja nie powinnam...
–
Ale też to czujesz, prawda?- choć w pytaniu było zawarte
stwierdzenie Tomek cierpliwie czekał na jej odpowiedź.
–
Tak- mrugnęła tak cicho, że nie był pewny czy się nie przesłyszał.
Mimo wszystko spytał:
–
Mogę cię pocałować? Z góry uprzedzam, że nawet jeśli się nie
zgodzisz i tak to zrobię.
–
Więc po co pytasz?- znów się uśmiechnęła.
–
Bo jednak liczę na twoją zgodę.- Ania przygryzła nerwowo dolną
wargę. A co tam, pomyślała. Co ma być to będzie.
–
Więc ją masz- odparła, a potem poczuła jego dłoń na tym samym
policzku, który jeszcze kilka minut temu ubrudził gliną. Z szybko bijącym
sercem przymknęła delikatnie oczy w oczekiwaniu na zetknięcie ich warg. Wbrew
temu co wcześniej mówił Tomek o tym całym szaleństwie jego pocałunek był
delikatny, jakby niepewny jak będzie przyjęty. Ania początkowo wahała się go
odwzajemnić, ale już po kilku chwilach łagodne pieszczoty zachęciły ją do tego.
Gdy w końcu odsunęli się od siebie słodycz tego pocałunku towarzyszyła jej aż
do końca dnia.
Maja już od samego rana próbowała dodzwonić się do Filipa.
Niestety wciąż bezskutecznie. Owszem
uprzedzał ją, że w tym tygodniu będzie bardzo zajęty, bo ma zająć się jakimś
większym samodzielnym projektem, ale ona chyba była jego narzeczoną, prawda?
Znów poczuła na niego złość. Dlaczego nigdy nie miał dla niej czasu? A ona
chciała z nim porozmawiać, powiedzieć o swoich wątpliwościach, upewnić się, że
wybrała dobrze...Wbrew temu co sądziła o niej Julka nie była głupią naiwną
ignorantką. Swoją drogą minęło już kilka dni a ona nadal jej nie przeprosiła.
Powinna to zrobić: to co mówiła o Andrzeju było podłe. Wróciła do swoich
rozważań dotyczących narzeczonego. Wiedziała, że nie jest warta Filipa, że on
jest dla niej za dobry, choć właściwszym słowem byłoby za idealny, ale mimo
wszystko spędziła z nim 5 lat swojego życia. Nie jest łatwo tego przekreślić
przez 7 tygodni niespodziewanej znajomości z Mateuszem. Ale on był taki podobny
do niej samej: gdzieś miał wszystkie krępujące ludzi zasady, lubił śmiać się z
niedorzeczności, nie cierpiał jakiejkolwiek formy organizacji, bo mówił że jest
źródłem nudy, żył chwilą. To w nim kochała. Jednak czy to było coś więcej niż
tylko błaha fascynacja? Nie umiała odpowiedzieć sobie na to pytanie. Wciąż
chodziła w tą i z powrotem z komórką w dłoni zastanawiając się czy odpisać
Mateuszowi i jednak się z nim spotkać. Zatrzymała się po raz ostatni próbując
dodzwonić się do Filipa. Znowu nic. I wtedy podjęła decyzję.
–
Raz kozie śmierć- powiedziała zerkając na zegarek na którym
dochodziła godzina siódma- Idę spotkać się z Matim.- Tor deskorolek znajdował
się na byłym parkingu. Było dość chłodno i wietrznie, ale Maja i tak
zdecydowała się na przeciwsłoneczne okulary i nietwarzowy kok. Nie chciała aby
ktoś ją tu przyłapał. Gdy tylko Mateusz ją zauważył próbował pocałować.
–
Nie, poczekaj- odparła- Nie powinniśmy.
–
Dlaczego?- jego uśmiech na jej widok zgasł.
–
Wiesz, że za miesiąc wychodzę za mąż prawda? To co się ostatnio
stało...tamten pocałunek to był wielki
błąd. Ja kocham swojego narzeczonego.
–
Właśnie widzę- prychnął- Co w takim razie robisz tu ze mną?
–
Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.
–
Przyjaciółmi?- złapał ją za ramiona odwracając jej twarz ku sobie-
Naprawdę to czujesz patrząc na mnie?- próbowała się odsunąć, ale nie mogła.
Jednocześnie znów poczuła w głowie zamęt.
–
Proszę, nie utrudniaj mi tego. I tak wystarczająco źle się z tym
czuję wobec Filipa.
–
To imię tego twojego narzeczonego?- spytał jakby nie wiedział.
Maja domyśliła się, że chodziło mu tylko o ostentacyjne podkreślenie ostatniego
słowa, które niemal wypluł.
–
Tak, Filip jest moim narzeczonym.
–
Długo się znacie?
–
Około 5 lat- Mateusz zagwizdał.
–
Kawał czasu. Skoro rozmawiamy szczerze powiedz mi, dlaczego
zaczęłaś się ze mną spotykać? Skoro niby kochasz narzeczonego.
–
Już ci mówiłam sądziłam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi i...no
dobrze. Po prostu Filip czasami wydaje mi się odległy. Jest ode mnie prawie 6
lat starszy, więc jest dużo poważniejszy.
–
A więc to nudziarz.
–
Nie!- zaprzeczyła, ale zaraz niemal zrobiła zeza w obawie czy z
powodu kłamstwa nie urośnie jej nos.- No może trochę zbyt poważnie podchodzi do
życia, ale naprawdę dobrze się rozumiemy.
–
Wie, że uwielbiasz spontaniczność albo pikniki? Albo szybką jazdę
samochodem? Że nie lubisz owijania niczego w bawełnę i smakuje ci kiełbaska
usmażona na grilu? No powiedz!
–
Nie, nie wie- odpowiedziała spokojnie- Ale wie o mnie masę innych
rzeczy.- Po raz pierwszy od wielu dni to sobie uświadomiła. Filip wiedział o
niej wszystko: począwszy od ulubionego koloru a skończywszy na numerze karty
kredytowej. Znał jej mocne strony, ale również i słabostki. Przypomniała sobie
prezenty na urodziny czy imieniny, które zawsze odzwierciedlały jej prawdziwy
gust. Doskonale wiedział, że nie lubi cekinów czy dekoltów w szpic, ani
biżuterii ze srebra czy bardzo wysokich szpilek. Wiedział, że nie znosi opery,
ale za to uwielbia musicale; że kocha podróżować, ale nie cierpi czosnku, że z
samego rana jest zrzędą, a tuż przed południem uwielbia zjeść coś słodkiego,
wiedział...O Boże, przecież on wiedział o niej tak dużo! Analiza wielu sytuacji
z przeszłości pozwoliła jej dostrzec jak bardzo o nią dbał, troszczył się nawet
nic o tym nie mówiąc! Jak wiele razy pomagał jej czy pocieszał po awanturach z
ojcem! Nawet ich piknik dwa dni
temu...przecież spędziła z nim tak uroczy wieczór, który wyparł jedzenie
zwyczajnych kiełbasek i taniego piwa z puszki razem z Mateuszem. Teraz na
wspomnienie tego poczuła tylko nie smak. Wreszcie zrozumiała, że Julka miała co
do Mateusza całkowitą rację: był dwudziestoośmioletnim mężczyzną bez stałej
pracy i własnego mieszkania, którego jedynym majątkiem była kilkunastoletnia
skoda. Ależ była głupia uważając podziw do Mateusza za coś więcej. Nie chodziło
o to, że był biedny; gdyby nawet okazał się miliarderem dla niej po prostu
marnował własne życie na zabawie w imię bezsensownych liberalistycznych haseł.
Przypomniała sobie jak tłumaczył fakt nieposiadania własnej pracy: „Ja po
prostu nie lubię nudy, lubię zmieniać adres, nie czuć się przywiązanym do
jakiegoś miejsca. Dlatego też nie próbuję na siłę szukać bogactwa, bo pieniądze
mnie nie kręcą.” Boże, jak mogła na coś takiego polecieć? Owszem, chwaliło mu
się takie podejście, ale to nie było zupełnie dla niej. Bo wreszcie z całkowitą
jasnością i pewnością zdała sobie sprawę, że kocha Filipa. Bezgranicznie. I
jest gotowa wyjść za niego nawet dziś. Odrobinkę rozbawił ją fakt, że Mateusz
pozwolił jej to sobie uświadomić.
–
Tak? A czy czujesz przy nim to co przy mnie? Czy wyzwala w tobie
takie emocje?- nawet gdyby spodziewała się jego pocałunku i tak by się nie
odsunęła. Pozwoliła tylko się całować z przerażającą jasnością zdając sobie
sprawę, że nic przy nim nie czuję. Owszem, było to przyjemne, ale nic poza tym.
Nawet nie zamknęła przy tym oczu. I dzięki temu zauważyła, że nie są z Mateuszem
sami.
–
A więc to prawda- usłyszała poważny głos Filipa. Momentalnie
zdębiała nawet nie myśląc o tym, żeby wyrwać się z ramion Fijalskiego. Tak była
tym wszystkim zaskoczona- Sądziłem, że kłamała.
–
Fi...Filip!- wreszcie ocknęła się z letargu i podbiegła do niego.
Rozpaczliwie szukała w głowie właściwych słów, które nie byłyby oklepane czy
banalne.
–
Filip: co? To nie jest tak jak myślisz? To nic dla mnie nie
znaczyło? A może dobrze, że wreszcie poznałeś prawdę?- Nigdy nie sądził, że
kiedykolwiek poczuje aż taki ból jaki sprawił mu widok całującej się Mai z
innym mężczyzną. Po raz pierwszy przekonał się na własnej skórze co znaczy
stwierdzenie „pękło mi serce”.
–
Nie, oczywiście, że nie. Ja po prostu...Mateusz jest tylko moim
kolegą.
–
Mateusz?- powtórzył z kpiącym uśmiechem. Tego Ewelina mu nie
powiedziała. Spojrzał na kochanka swojej narzeczonej. Był wysoki i muskularny,
przez co mógł nawet uchodzić za przystojnego pomimo braku klasycznej urody.
Teraz patrzył na niego wojowniczo jakby spodziewając się, że się na niego
rzuci. Ale on wcale nie zamierzał tego robić.- Długo to już trwa?- spytał
patrząc na chłopaka.
–
Filip, my nie jesteśmy...
–
Siedem tygodni- odparł Mateusz.
–
Nie, nie słuchaj go- Maja w panice próbowała zapanować nad
sytuacją. Ale mężczyźni najwyraźniej zamierzali ją ignorować.
–
No tak, to wtedy zaczęła być nagle „zajęta”- powiedział Drągowicz
jakby do siebie.
–
Filip, proszę. Ja naprawdę cię nie zdradziłam- w jej głosie
wyczuwało się płaczliwie tony, ale jego to zupełnie nie ruszało. W chwili gdy
zobaczył tamten pocałunek zobojętniał na wszystko.
–
Wiedziałeś, że jest zaręczona, że za miesiąc wychodzi za mąż?-
Fijalski kiwnął głową- Masz wobec niej poważne plany? A może miała być tylko
zabawką?
–
Nie, kocham Maję i...
–
Przestańcie już! Czy moje zdanie się nie liczy? Ja przyszłam tutaj
dzisiaj żeby powiedzieć Mateuszowi, że to już koniec- No tak, romans
przedślubny trzeba w końcu skończyć, pomyślał z wisielczym humorem Filip. Gdy
złapała go za ramię nawet tego nie poczuł.- Ja popełniłam błąd spotykając się z
Mateuszem, ale nasze relacje były tylko czysto platoniczne, przysięgam.
Mateusz, powiedz mu!- na chwilę zapadła cisza. Najwyraźniej kochanek Mai nie
chciał jej pogrążać- Mateusz!- krzyknęła jeszcze raz. Gdy zorientowała się, że
z jego strony nie czeka ją pomoc spróbowała siły swojej perswazji- Filip, ja
cię kocham i chcę zostać twoją żoną, naprawdę.- Nigdy nie sądził, że Majka
potrafi zrobić lub powiedzieć coś, co tak mocno go rozgniewa. Nie podejrzewał,
że umie wyzwolić w nim takie pokłady agresji. W tej chwili poczuł, że w bliski
jest całkowitej utraty kontroli, że jeszcze chwila i nie wytrzyma robiąc
fizyczną krzywdę narzeczonej. Ta myśl przeraziła go. Nigdy nie sądził, że jest
zdolny do takiej agresji. I to w dodatku do kobiety, którą kochał.
–
Chcesz zostać moją żoną? I naprawdę sądzisz, że po tym wszystkim
co tu dziś widziałem ja chcę tego samego?- teraz z kolei to ona wyglądała na
totalnie porażoną.
–
Co to znaczy?
–
To znaczy, że daję ci swoje błogosławieństwo.- odparł patrząc jej
prosto w oczy. Po chwili jednak odwrócił wzrok nie mogąc już na nią patrzeć.- W
każdej chwili możesz odejść i żyć szczęśliwie ze swoim kochankiem. Droga wolna.
–
Filip, proszę!- nadal nie mogła zrozumieć jak mogło do tego
wszystkiego dość. Przecież jeszcze przed chwilą uświadomiła sobie, że kocha
tylko jego, że Mateusz był błędem. Niestety, odrobinę za późno. Dlaczego nie
posłuchała Julki? Dlaczego? Nagle przypomniała sobie to co powiedział Filip na
początku. „ A więc to prawda. Sądziłem, że kłamała”. Kogo miał na myśli? Kto
powiedział mu o tym spotkaniu z Filipem? Tylko Julka wiedziała o SMS-ie
Mateusza i ostatnim wtorkowym spotkaniu. I wiedziała też, że zamierza
definitywnie skończyć z Fijalskim. Więc dlaczego to zrobiła? Dlaczego wbiła jej
nóż w plecy? Na razie postanowiła tego nie roztrząsać. Musiała jakoś ułagodzić
Filipa.- Wiem jak to wszystko wyglądało, ale ja naprawdę byłam ci wierna.
Przecież cię kocham, wiesz o tym.
–
Kochasz? Ty nawet nie wiesz co to słowo znaczy.- poczuł nową falę
złości. Gdyby jeszcze z godnością się przyznała do zdrady, poczuwała do winy,
ale ona? Zachowywała się tak jakby obraził się za to, że spóźniła się na
spotkanie 5 minut a nie całowała z kochankiem! Jak w kalejdoskopie w ciągu
kilku sekund minęły mu sceny z przeszłości: ostatni piknik, wybór mieszkania, ich
randki...Zaczął przypominać sobie ich rozmowy, jej słowa czy gesty. Naprawdę
był idiotą. Przecież od samego początku wiedział, że zainteresowała się nim
tylko dlatego, że przypominał jej byłą miłostkę z liceum z czego czasami
żartowała. A poza tym była jego kompletnym przeciwieństwem. Choć musiał
przyznać, że przynajmniej czuła do niego jakieś przyciąganie. Bo w łóżku
dogadywali się doskonale. Niestety, dla niego było to trochę za mało na
małżeństwo. - Mimo wszystko życzę ci powodzenia w nowym związku.- odwrócił się
by odejść nie zważając na jej próby zatrzymania go.
–
Hej, stój jak kobieta do ciebie mówi! Nie masz za grosz szacunku?-
roześmiał się. Nie wiedział czy rozbawiła go cała absurdalność sytuacji czy
może „pomoc” jaką zaofiarował Majce
kochanek. Wiedział natomiast, że ma tego wszystkiego serdecznie dość.
–
Do niej? Już nie.- odparł a potem poczuł ból po prawej strony
szczęki. Przez chwilę niemal go zamroczyło, że aż się zatoczył. Usłyszał krzyk
Mai. Potem złapał się za szczękę i nadal schylony spojrzał na Fijalskiego.
Typek miał szczęście, że on nie krwawił, ale jednocześnie pecha dostarczając mu
pretekstu nie narażającego go na śmieszność do walki. Niespodziewanie rzucił
się na Mateusza bykiem, a ten kompletnie zaskoczony nie był w stanie odparować pierwszego
ciosu. A potem bił go gdzie popadnie dając ujście całej swojej złości i
frustracji. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach zrozumiał, że dudnienie w
piersiach nie jest spowodowane szybkim biciem serca, ale piąstkami Mai, która
próbowała go powstrzymać. W jej oczach błyszczały łzy. No tak, nie mogła
przecież patrzeć na krzywdę kochanka. Wstał otrzepując ubranie nawet na nią nie
patrząc. I tak czuł się żałosny dając się sprowokować do czegoś tak
bezsensownego i uwłaczające jak bójka - Nie bój się, nie zrobiłem krzywdy
twojemu kochasiowi. Troskliwa opieka i jutro stanie na nogi.- Nie odpowiedziała
mu dalej szlochając. Mimo wszystko czuł się winny. I ten fakt jeszcze bardziej
go zirytował.
Maja wiedziała, że Filip odchodzi już definitywnie. Ale nie mogła nic
na to poradzić. Przecież nie zostawi nieprzytomnego Mateusza samego w nocy w
nieuczęszczanym miejscu. Choć przynajmniej tyle była mu winna. W końcu próbował
tylko chronić jej honoru. Znów wstrząsnął nią szloch. Sama już nie wiedziała
czy płacze nas sobą czy nad Mateuszem. A może Filipem? Wybrała numer pogotowia,
ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Co powiedziałaby sanitariuszom?
Przecież nie mogłaby donieść na Filipa. Znów z jej oczu popłynęła nowa fala
łez. Był dla niej jak powietrze: niedoceniane, a jednak tak bardzo niezbędne do
życia. Uważała jego obecność w swoim życiu za naturalną, a teraz gdy czuła że
go zabrakło po prostu zaczęła rozpadać się na kawałki.
Filip.
Wciąż przed oczami miała jego pełne bólu spojrzenie gdy zobaczył
ją w objęciach Mateusza. Niezaprzeczalnie ją kochał. A ona deptała tę miłość
tyle razy doszukując się w nim najmniejszych wad i próbując kreować na swój
ideał, że w końcu powiedział: dość. I wcale się mu zresztą nie dziwiła. Widząc
go z inną dziewczyną też czułaby się zraniona.
Maja nie była słabą osobą. Trening dało jej wieczne strofowanie
ojca, a potem liczne „koleżanki”, które tak naprawdę zazdrościły jej pozycji i
bogactwa. Dlatego teraz też nie zamierzała się poddawać. Nie straci Filipa
teraz gdy w końcu po ponad 5 latach związku zrozumiała, że go kocha. Nie
straci. Ale najpierw wyrówna rachunki ze zdradziecką Julką. Z uśmiechem na
ustach zadzwoniła do Andrzeja.
Filip nie pamiętał jak pokonał drogę powrotną do domu. Otworzył
drzwi własnego mieszkania, potem zdjął marynarkę i nalał sobie wody. Usiadłszy
na kanapie nadal nie mógł wyjść z odrętwienia.
„To naprawdę nie jest tak jak myślisz. Ja cię kocham”
Boże, jak mógł być taki głupi? Jak mógł uwierzyć, że taka
dziewczyna jak Maja Kamińska naprawdę darzy go prawdziwym uczuciem? Jego,
zamkniętego w sobie mężczyzny, który nawet nie potrafił tego okazać. Bo nie
umiał prawić pięknych słówek, flirtować czy komplementować. Może i był trochę
szorstki w obejściu i nie uzewnętrzniał swoich prawdziwych uczuć, ale zawsze
był zdania, że lepiej wyrażać je czynami. Znów przed oczami stanęła mu
roześmiana twarz Mai. Zacisnął dłoń w pięści tak mocno, że aż zbielały mu
kłykcie. Z przerażającą jasnością zdał sobie sprawę, że za 4 tygodnie ma odbyć
się ich ślub. Ma ożenić się z kobietą, która go naprawdę nie kocha i nie
szanuje. Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie dokonując ponownie jego
reinterpretacji. Wiedział, że ich ojcowie wszystko zaaranżowali. Przecież jego
tata przed przyjęciem powiedział mu, że pozna córkę Władysława Kamińskiego i że
aprobowałby ich związek. Był do tego sceptycznie nastawiony, ale zakochał się w
pannie Kamińskiej niemal od pierwszego wejrzenia. Ale Maja? Znał historię
pospiesznego małżeństwa jej brata Krzysztofa nie tylko od niej samej. Swego
czasu w ich kręgach było dość głośno o ślubie młodego Kamińskiego ze zwykłą
dziewczyną. Zakrawało to prawie na mezalians jeśli coś takiego w ogóle istniało
w XXI wieku. A więc zapewne Majka próbowała tego uniknąć tuszując związek brata
zgadzając się wyjść za niego tylko z obowiązku. Przecież nie chciała ślubu
wciąż go odkładając argumentując, że jest jeszcze młoda. Przynajmniej wtedy tak
to odbierał, a powinno dać mu raczej do myślenia. Teraz wiedział, że po prostu
chciała odwlec jak najdłużej to co było nieuniknione. Bo musiała zgodzić się z
wolą tatusia. Miał ochotę krzyknąć, upić
się, bądź walić głową o ścianę jednak nie zrobił żadnej z tych rzeczy.
Popijając zwykłą mineralną wodę zastanawiał się co ma teraz zrobić ze swoim
życiem.
Czy ma ożenić się z Mają Kamińską wiedząc o niej to wszystko?
Czy jego miłość jest aż tak wielka żeby chciał tylko tego aby
należała do niego nawet jeśli ona tego sama nie chce?
Albo może czy jego nienawiść jest tak silna, że robiąc to byłby w
stanie aż tak bardzo ją zranić?
–
Maja? Coś się stało czemu dzwonisz o tej porze?- Maja mocno
zacisnęła wargi. A więc to ona. Inaczej nie wiedziałaby o co chodzi.
–
Nie, wszystko w porządku- zapewniła Julkę.- Po prostu po
wieczornym joggingu spotkałam Wiktora w parku. Jest totalnie zalany. Udało mi
się doprowadzić go w pewne miejsce, ale teraz on całkowicie upadł i leży bez
czucia. Nie wiedziałam co zrobić, więc zadzwoniłam do ciebie.
–
Co?- Barańska nie mogła uwierzyć w to co słyszała. Maja jednak
przez cały czas trajkotała jej, że sama nie da sobie z nim rady i że i tak musi
już wracać do domu, więc zrezygnowana patrząc smętnie na zegarek odparła-
Dobrze, już tam jadę. Gdzie jesteście dokładnie?
–
Ja właśnie wracam do domu. Przepraszam, ale trochę bałam się
zostać tam sama.
–
Och Maja, a więc Wiktor jest tam sam?- Julka naprawdę była
zmartwiona. Ostatnio Pająkowski nie czuł się najlepiej. Zwłaszcza gdy wyznał
jej miłość i niemal rozwalił związek z Andrzejem.
–
Przepraszam. Ja...
–
W porządku. Już po niego jadę.- Maja rozłączyła się z miną kota,
który właśnie upolował tłuściutką mysz.
–
Taka jesteś mądra wpieprzając się w czyjś związek i go rozwalając?
Zobaczymy co zrobisz gdy to samo stanie się z twoim.
–
Wiktor, Wiktor jesteś tu?
–
Co to za żart?- niespodziewanie ktoś objął Julkę od tyłu, że aż
pisnęła ze strachu. Wokół panowały nieprzejednane ciemności- A więc
spodziewałaś się tutaj tego lalusia? Może Maja zadzwoniła nie do tego amanta co
trzeba, co?- wreszcie rozpoznała wesoły głos narzeczonego i odetchnęła z ulgą,
która zaraz zastąpiła miejsce konsternacji. Co robił tutaj Andrzej? I dlaczego
Majka po niego dzwoniła? Gdzie w takim razie był Wiktor? I co to za ściema?
–
Jasne, że tak.- roześmiała się trochę niezręcznie odwracając się
do niego i wtulając w jego ciepłe ciało. Jednocześnie zaczęła zastanawiać się
dlaczego Maja to zrobiła. Chciała zapytać o dokładny przebieg rozmowy
Sławińskiego z Kamińską, ale szybko zdała sobie sprawę, że Andrzej może odebrać
to niewłaściwie. No bo faza zazdrości o Wiktora jeszcze mu nie przeszła, więc
gdyby dowiedział się, że zamierzała się tutaj spotkać z Pająkowskim mógłby
nieźle się na nią obrazić. Zdębiała. Czyżby przyjaciółka chciała ich poróżnić?
Nie, to niemożliwe. Najpewniej po prostu sądziła, że robi im przysługę
aranżując niezapowiedzianą randkę.
–
Wiedziałem, że nie wytrzymasz całego dnia bez spotkania ze mną-
pocałował ją, ale konsternacja nie pozwoliła dziewczynie się tym należycie
cieszyć. - Ale mogłaś chociaż wybrać lepsze miejsce. Zimno tu jak w psiarni.
–
Więc wyjdźmy na zewnątrz. Tutaj kompletnie nic nie widzę- Julka
chciała wysłać dyskretną wiadomość Wiktorowi. Mimo wszystko musiała się
upewnić, że wszystko z nim w porządku. Tyle, że teraz jej się to nie uda.
–
Może pójdziemy do mojego samochodu, a potem pojedziemy do mnie?
–
Nie, mówiłam ci, że jutro mam kolokwium. Muszę rano wstać.-
wyglądał na zdziwionego. Nie dziwiła mu się. W końcu nie spotkała się z nim po
zajęciach tłumacząc się nauką do kolokwium, a teraz niby zorganizowała schadzkę
w jakimś starym opuszczonym budynku. Dlatego dodała- Po prostu chciałam cię
dzisiaj zobaczyć. Tylko tyle.
–
Tak? Raczej przekonać się czy przybiegnę do ciebie niczym wierny
piesek- powiedział to wesołym tonem, więc się roześmiała. Pogłaskała go po
policzku.
–
Hm, rozgryzłeś mnie.
–
Więc piesek chyba zasługuje na nagrodę.
–
I zaraz dostaniesz buziaka od swojego Baranka- Julka przestała się
zastanawiać nad motywami swojej przyjaciółki. Pocałunki Andrzeja sprawiły, że
to zupełnie wywietrzało jej z głowy.
RODZIAŁ
SIÓDMY
Sam nie
wiedząc na co dokładnie liczy Filip z samego rana zadzwonił do Julii
Barańskiej. Po prostu czuł, że jako najlepsza przyjaciółka Mai powinna wiedzieć
o wszystkim co działo się w jej życiu. A on musiał to wszystko poznać.
Dziewczyna była wyraźnie zaskoczona jego telefonem. W końcu byli tylko
przelotnymi znajomymi. Mimo wszystko zgodziła się na poranne spotkanie z tym,
że zastrzegła, że nie ma zbyt wiele czasu, bo zajęcia rozpoczyna już wpół do
dziewiątej. Dla jej wygody Filip spotkał się z nią niedaleko uczelni. Nie
tracąc czasu od razu przeszedł do rzeczy.
–
Wiem już od Mai o Mateuszu- wyraźnie dostrzegł jej zmieszanie.-
Długo to już trwa?
–
Filip, sądzę że nie jestem upoważniona do udzielania ci takich
informacji. Powinieneś porozmawiać o tym z Mają.
–
Podobno spotykali się niecałe dwa miesiące temu. Chcę tylko
wiedzieć czy powiedziała mi prawdę.
–
Tak, to prawda.- potwierdziła Julka.- A więc powiedziała ci...?
–
Powiedzmy- czuł złość do Barańskiej za to, że o niczym mu nie
powiedziała, choć jednocześnie wiedział, że to bezpodstawne uczucie. Przecież
była przyjaciółką Kamińskiej, a więc zachowywała lojalność zwłaszcza wobec
niej. On zachowałby się tak samo. Tylko że mimo wszystko to on został
zdradzony. Ale już spokojniejszym tonem dodał- Tak, dowiedziałem się tego
wszystkiego wczoraj. Poznałem nawet osławionego Mateusza.
–
A więc Maja wczoraj podjęła decyzję? Zostawiła cię?- w jej głosie
było słychać niedowierzanie jakby była po jego stronie. Jednak Filipa uderzyło
co innego. Bo powiedziała, że Maja podjęła decyzję. A więc nawet wczoraj nie
wiedziała którego z nich ma wybrać. Inaczej jej przyjaciółka z pewnością by o
tym wiedziała. Przypomniał sobie jej słowa: „Filip, ja cię kocham i chcę zostać
twoją żoną, naprawdę.” A więc kłamała. Nie wiedziała kogo wybrać, wahała się.
Poczuł przypływ wisielczego humoru zastanawiając się na kryteriami jej wyboru:
stateczny, aprobowany przez tatusia i bogaty sztywniak czy zwyczajny
niewykształcony i biedny jak mysz kościelna ukochany? No tak rzeczywiście
trudny wybór. Teraz w końcu zrozumiał, że rzeczywiście nie miała wielkiego pola
do popisu. Musiała poświęcić swój ach jakże gorący afekt dla wygodnej i
komfortowej egzystencji.- Filip, naprawdę bardzo mi przykro. Usiłowałam ją od
tego odwieść, ale ona wciąż podkreślała jaki to Mateusz nie jest spontaniczny i
jak świetnie się rozumieją...- dziewczyna mówiła coś jeszcze nieświadoma, że
potęguje tylko jeszcze jego ból, ale on już jej nie słuchał. Kolejne złudzenie
dotyczące jego przyszłej żony umarło. Wreszcie zrozumiał, że była tylko bogatą
rozpieszczoną panienką, która nie liczyła się z niczyimi uczuciami nie z
gruboskórności tylko po prostu z niedostrzegania tego. Bo Maja nie była wcale
zła. Ona po prostu żyła w przekonaniu o własnej wyższości otoczona luksusem i
nie znająca prawdziwej biedy czy życia. Dlatego dalej chciała kontynuować je
przebywając w szklanej kuli u jego boku. Nie dziwota, że gdy poczuła iż tak
kula usuwa jej się spod nóg zaczęła panikować.
–
Dziękuję ci Julio, to wszystko. Przepraszam, że zabrałem ci tyle
czasu.
–
Nic się nie stało. Naprawdę mi przykro.
–
Niepotrzebnie. Chyba lepiej odkryć to przed ślubem, prawda?- usiłował
zażartować, ale nawet jego samego to nie rozbawiło. Poza tym pomyślał, jak
twierdziła Majka, nie miał poczucia humoru.
Wchodząc do biura od sekretarki dowiedział się, że w biurze czeka
na niego narzeczona. Oczywiście nie chciała uwierzyć, że nie ma go w biurze.
–
Bardzo pana przepraszam panie Drągowicz, ale pańska narzeczona
naprawdę się uparła...
–
Nic się nie stało Gosiu. Już do niej idę- Mimo pozornego
zewnętrznego spokoju wewnątrz Filip nie mógł być bardziej daleki od tego stanu.
Znając pannę Kamińską domyślał się, że będzie miała na tyle tupetu aby nękać go
w biurze. Tuż przed drzwiami biura zawahał się pragnąc uniknąć tego spotkania.
A jednocześnie gardził sobą za taką słabość. Błyskawicznie otworzył drzwi.
Zauważył, że ten ruch przestraszył Maję.- Ty nie na uczelni?- nie usiłował
udawać zaskoczonego na jej widok, bo przecież doskonale wiedziała, że
sekretarka z pewnością powiadomi go o jej wizycie. Wstała z jego fotela.
–
Przyszłam z tobą porozmawiać- odezwała się nie odpowiadając na
jego pytanie.
–
Tak?- zdjął marynarkę i usiadł na krześle nie zważając na to, że
ona stoi.- W takim razie słucham. Tylko jeśli możesz rób to dość szybko, mam
dużo pracy.
–
Zamierzasz nadal tak mnie traktować?- spytała osłupiała.
–
Jak?
–
Siląc się na daremny spokój i udając, że nic nie obchodzi cię to
co stało się wczoraj- była wyraźnie zirytowana.
–
Uwierz mi, że nie chciałabyś znać moich prawdziwych emocji- odparł
jej patrząc prosto w oczy z niezwykłą zaciętością. Speszyła się prawdopodobnie
przypominając sobie jak potraktował wczoraj jej kochasia. I dobrze. Niech się
go boi.
–
Dobrze. W takim razie powiedz co zamierzasz teraz zrobić. Ślub ma
odbyć się za niecałe 4 tygodnie.
–
Prawdę mówiąc całą inwencję zostawiam tobie. Powiadomienie
wszystkich będzie należało do ciebie.
–
Powiadomienie? O czym?
–
O odwołaniu ślubu oczywiście- odparł odrobinę zirytowany- Czy nie
o tym rozmawiamy?- w tej chwili nienawidziła jego beznamiętnego tomu. Co rusz
spoglądał na jakieś papiery skreślając na marginesie pospieszne uwagi. Zupełnie
jakby rozmawiali o pogodzie a nie o czymś tak ważnym jak własny ślub.
–
Nie zamierzam odwoływać ślubu.- Maja sama nie wiedziała dlaczego,
ale po wypowiedzeniu tych słów czuła się tak jakby właśnie zapaliła lont i
czekała na wybuch. Jednak jak mogła się spodziewać po narzeczonym nie doszło do
niego. Po raz pierwszy od początku ich rozmowy podniósł na nią wzrok.
–
A więc nie chcesz odwołać ślubu- powtórzył.- Mogę wiedzieć
dlaczego?- pytanie nie było koniecznie. Po prostu chciał usłyszeć z jej ust
prawdę i jednocześnie był ciekawy czy się do niej przyzna.
–
Bo tego chcę. Pomimo tego, że mówiłam to wczoraj, powtórzę, że z
Mateuszem łączył mnie czysto platoniczny związek. Owszem, pocałowałam się z nim
jeden raz, ale pozostałam całkowicie bierna. Przecież sam to widziałeś.- Mimo
wszystko poczuł lekki niesmak. Gdyby chociaż nie szukała usprawiedliwień i nie
bagatelizowała związku z Mateuszem może mógłby i jej współczuć. W końcu musiała
się poddać woli ojca będąc zakochaną w innym mężczyźnie. I na dodatek gdy
odkryła swój jakże silny afekt na dwa miesiące przed ślubem. Ale na pewno nie
teraz gdy kłamała mu w żywe oczy. Brakuje jeszcze tego żeby po tym wszystkim
wyznała mu miłość!
–
Jak już stwierdziłaś wczoraj mi to powiedziałaś, więc powtarzanie
tego dzisiaj jest całkowicie zbędne. I ja też powiedziałem ci wczoraj, że nie
chcę abyś została moją żoną. Dzisiaj również to podtrzymuje.
–
Więc...więc chcesz mnie rzucić? Z powodu jednego pocałunku którego
nawet nie pragnęłam?- zacisnął dłonie w pięści aby się uspokoić. Jak świetnie
wszystko bagatelizowała. Sądziła, że uwierzy w jakieś brednie o platonicznym
związku? Najwyraźniej uważała go za większego kretyna niż przypuszczał.
–
Powiedziałem, że całą inwencję pozostawiam tobie. Ty możesz
powiedzieć, że zrywasz zaręczyny i nie chcesz się ze mną wiązać. Daje ci na to
czas do końca przyszłego tygodnia.
–
A co jeśli tego nie zrobię?
–
Wtedy to ja zerwę zaręczyny, nieważne jak wiele wstydu się przy
tym najesz.
–
Niezależnie od tego kto to zrobi i tak wybuchnie skandal-
zauważyła.
–
To prawda, ale przynajmniej ty zachowasz twarz. Gdy ja publicznie
cię opuszczę wszyscy będą cię żałować i ci współczuć. O ile zdążyłem cię poznać
to nie będzie dla ciebie zbyt przyjemne.
–
Jesteś podły. Jak możesz mówić o czymś takim w tak beznamiętny
sposób? Naprawdę to wszystko jest ci aż tak obojętne?- jak zwykle dała się
ponieść emocjom. Kiedyś uważał to za niezwykle ożywcze, ale teraz wydało mu się
po prostu niesmaczne. Kogo chciała nabrać grając na jego uczuciach? On już nie
da zrobić z siebie durnia aż dwa razy.- Przecież ja cię kocham!- I bum,
pomyślał. Powiedziała coś czego nie mógł jej darować. Nie pozwoli dłużej wodzić
się za nos.
–
W przeciwieństwie do ciebie niczego nie udaję.- żachnęła się jakby
sprawił jej ból. Był pełen podziwu jej gry. No ale w końcu nie zorientował się
przez pięć lat, więc czemu miałby nagle wyczuć fałsz nawet wtedy gdy o
wszystkim wie?
–
A więc już mnie nie kochasz?- Nie chciał odpowiadać na to pytanie,
nie chciał dawać jej tej satysfakcji a wiedział że teraz nie będzie umiał
skłamać. Poza tym doszedł do wniosku, że nie ma się czego wstydzić. To, że
kochał dziewczynę, która nie odwzajemniała jego uczuć nie przynosiło mu żadnej
ujmy. Już raczej jej za to, że bawiła się jego uczuciami przez tyle czasu.
–
Moja miłość umarła wczoraj śmiercią naturalną- oznajmił. Na chwilę
zapadła między nimi cisza. Filip głośno chrząknął- Chyba doszliśmy już do
porozumienia i omówiliśmy wszystkie najważniejsze kwestie.- widział, że Maja
chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nie usłyszał już ani słowa. Potem zauważył,
że zmierza w kierunku drzwi.
–
Ja nie zrezygnuję ze ślubu- powiedziała.
–
Pamiętaj, że masz na to niecałe dwa tygodnie. Potem ja to zrobię,
a im bliżej ślubu tym bardziej żałosne i upokarzające to będzie. Naprawdę
chcesz tej całej szopki?- Nie odpowiedziała. Cicho zamknęła drzwi i po chwili
Filip był już w gabinecie sam. Wreszcie mógł pozwolić sobie na to, żeby maska
opanowania spadła. Ukrył twarz w dłoniach usiłując zagłuszyć obezwładniający go
ból.- Dlaczego?- szepnął- Dlaczego mi to zrobiłaś?
Maja wyszła z biura próbując nie dać się pokonać emocjom. Nie
wszystko jeszcze stracone, powtarzała sobie. On czuje się zraniony, za kilka
dni ochłonie na tyle żeby mi wybaczyć. Przecież w końcu mieli się pobrać,
prawda? I jeden pocałunek nie zmieni ich uczuć.
Kamińska zdążyła jeszcze na drugi wykład. Od razu zauważyła
wpatrzoną w nią z wyrzutem Julkę. A więc jej plan się powiódł, pomyślała.
Poznała jak to jest gdy narzeczony przyłapuje cię na domniemanej zdradzie.
–
A więc w końcu podjęłaś decyzję. Gratuluję- odezwała się do niej
Julia zaraz po wykładzie.
–
Tak. Przecież mówiłam ci, że kocham Filipa i nie przekreślę 5 lat
udanego związku. Ale ty oczywiście musiałaś udawać matkę Teresę z Kalkuty i
wszystko mu wypaplać!- obiecała sobie nie wybuchać, ale wrodzone gadulstwo i
bak powściągliwości nie pozwoliło jej na to. Barańska spojrzała na przyjaciółkę
zaskoczona.
–
O czym ty mówisz? Co mu wypaplałam?- nagle dziewczyna zdała sobie
sprawę z tego co powiedziała Maja. Bo przecież rano powiedziała Filipowi,
że...Jęknęła- O Boże, a więc z nim nie zerwałaś?
–
Liczyłaś na to? Tylko mi nie mów, że się w nim zakochałaś i to
dlatego chciałaś mi go odebrać!
–
O czym ty mówisz? Przecież ja kocham Andrzeja. I co w ogóle miało
znaczyć to wczorajsze zaaranżowane spotkanie? Co chciałaś zyskać mówiąc mi, że
Wiktor przebywał w tamtym budynku pijany?
–
Nic. Po prostu chciałam żebyś poznała to uczucie, gdy najbliższa
przyjaciółka wbija ci nóż w plecy.
–
Co to znaczy?
–
Nie udawaj głupiej. Dlaczego powiedziałaś Filipowi, że spotkam się
po raz ostatni z Mateuszem? Dlaczego? Przecież wiedziałaś, że chce powiedzieć
mu, że to koniec. A przez ciebie Filip mnie nienawidzi.
–
Maja, ale gdy on przyszedł do mnie rano już o tym wiedział. Nie
wiedziałam, że nie ty mu o tym mówiłaś.
–
Spotkałaś się z nim dzisiaj? Po co...? Zresztą, nie o tym
rozmawiamy. Mam na myśli wczorajszy wieczór.
–
Wczorajszy wieczór? Nic nie
mówiłam o nim Filipowi.
–
Nie udawaj, wiem że to ty. Bo tylko ty wiedziałaś, że spotkanie ma
odbyć się na deskorolkowym torze.
–
Przysięgam, że niczego mu nie mówiłam. Kiedy niby miałam z nim
rozmawiać?
–
Nie wiem? Może do niego zadzwoniłaś lub wysłałaś wiadomość? Ty mi
powiedz.
–
Powtarzam ci, że...- nagle coś do niej dotarło- Zaraz,
zaraz...więc wczorajszego wieczoru sprowadziłaś Andrzeja do tamtej chaty abym
myślała, że to Wiktor? I się z nim pokłóciła? Jesteś naprawdę podła. Jak
mogłaś?
–
Jak mogłam? A jak ty mogłaś? Wiesz, że Filip chce odwołać ślub?
–
To nie moja wina, nie ja powiadomiłam go o twojej schadzce. A
zresztą: trzeba było go nie zdradzać.
–
Ty...myślałam że jesteś moją przyjaciółką!
–
Co nie znaczy, że będę godziła się na twoje skandaliczne
zachowanie! Wiele razy powtarzałam ci, że to wszystko źle się skończy. A ty nie
chciałaś mnie słuchać.
–
No proszę, czekałam na jakiś morał- zakpiła Majka- Uwielbiam
zwroty: a nie mówiłam.
–
Daruj sobie te kpiny. Wyładowujesz swoją całą frustrację na mnie,
bo wiesz że wina leży tylko i wyłącznie po twojej stronie. A poza tym to jak
zwykle wszystko rozdmuchujesz. Filip może i jest trochę zły- Julka usiłowała
nie myśleć o tym co powiedziała mu dziś rano sądząc, że Maja wybrała Mateusza a
jego zostawiła- , ale na pewno nie odwoła ślubu.
–
Ty nic nie rozumiesz. On widział jak całowałam się z Mateuszem.
–
O...?- Julka straciła zdolność mowy.
–
To on mnie pocałował, a ja tylko stałam, ale...Filip zjawił się
dokładnie w tym momencie. Nie słyszał, że wybrałam jego. On...- Kamińska
westchnęła ciężko.- Nie wiem co mam teraz zrobić. On mi chyba nie wybaczy.
–
Oczywiście, że ci wybaczy- Mimo wszystko Julka nie mogła gniewać
się na Maję. Zwłaszcza, że przyjaciółka wyglądała na bardzo przybitą.
Delikatnie objęła Kamińską.
–
Nie, nie rozumiesz. On powiedział, że jak do końca tygodnia nie
zerwę publicznie zaręczyn i nie odwołam ślubu to on zrobi to za mnie. Tyle, że
wtedy to ja będę grała rolę opuszczonej.- Julka przełknęła głośno ślinę. Nie
wiedziała jak pocieszyć Maję. Na dodatek obawiała się, że nieświadomie poprzez
rozmowę z Filipem dzisiejszego poranka mogła wszystko pogorszyć.
–
Wszystko będzie dobrze- szepnęła Julia w jej włosy.- Wszystko
będzie dobrze.
Gdy wedding plannerka zadzwoniła do Filipa dzisiejszego popołudnia
miał ochotę nie odbierać. Przypomniał sobie, że
miał się z nią spotkać uzgadniając menu weselne. Tyle, że w związku z
ostatnimi wydarzeniami to kompletnie wyleciało mu z głowy. Jemu, który zawsze
szczycił się swoją organizacją i miał wszystko świetnie zaplanowane. Znów
poczuł złość na Maję za to jak bardzo go zdekoncentrowała. Jednak powinien
pomyśleć o tym co powiedzieć wedding plannerce. W sumie dał Mai 10 dni na
zerwanie zaręczyn. Teraz odwołując ślub wykazałby się niekonsekwencją. Zaczynał
teraz żałować swojego odruchu miłosierdzia dla oszustki i manipulantki jaką
była Kamińska. Więc musiał udawać, że wszystko jest w porządku. Oddzwonił do
pani Dominiki informując ją, że przekłada to i następne spotkanie w tym
tygodniu na przyszły ignorując jej pełne wyrzutu słowa. Miał nadzieję, że do
tej pory jego niedoszła żona wszystko odkręci. Przypomniał sobie ich ostatni
wspólnie spędzony wieczór podczas pikniku. Jaki żałosny wydał się sobie teraz
wspominając jak bardzo cieszył się wybierając głupią butelkę wina i kupując
jedzenie. Jaki szczęśliwy czuł się trzymając Maję w ramionach słysząc wesoły
szczebiot. Jak opowiadał jej o ich przyszłym życiu jak o najwspanialszej
sielance...
Najgorsze dla niego było to, że wyszedł na głupca. To przykre gdy
człowiek zdaje sobie sprawę, że jego uczucia nic nie znaczyły dla drugiej
strony a być może jeszcze były źródłem kpin. Przecież nie musiała mówić mu, że
go kocha. Sto razy wolałby gdyby przyznała, że ojciec zmusza ją do tego
związku, ale że mimo wszystko go lubi i nie chciałaby aby przez nią cierpiał.
Jednak gdy Maja wprost spytała czy ją kochał nie mógł zaprzeczyć. Miłość do
niej była źródłem jego słabości, ale nie wstydził się tego. To, że ona miała to
gdzieś nic nie znaczyło. Nie pozwoli wykorzystaj jej własnych uczuć. Już za
miesiąc będzie po wszystkim i przy dobrych układach nigdy nie spotka już panny
Kamińskiej. Choćby nie wiem jak bardzo go to bolało.
Tomek obserwując Anię przy pracy nie mógł nadziwić się jej
talentowi. Wyciskała właśnie jakiś krem na wierzch tortu, który za godzinę miał
trafić do klienta. Uśmiechnął się widząc jak powstają dziesiątki maleńkich
różyczek.
–
Dobra jesteś- stwierdził z uznaniem. Nie przerywając pracy wygięła
usta w lekkim uśmiechu. Dopiero gdy skończyła odezwała się.
–
Staram się. Uwielbiam dekorowanie.
–
I jesteś w tym świetna.
–
Dziękuję. Chcesz kawałek? Zostawiło mi trochę masy.
–
Może trochę. Nie przepadam za słodkościami.
–
Żartujesz? Ja kilka razy dziennie mogłabym jeść torty.
–
W to ci na pewno nie uwierzę. Jak zdołałabyś utrzymać taką smukłą
sylwetkę?- wzruszyła ramionami zajadając się pierwszą łyżeczką kremu.
–
No cóż, chyba mam dobrą przemianę materii. - roześmiał się.
–
Już wiem dlaczego wybrałaś sobie ten zawód: po prostu dzięki temu
możesz próbować resztki tortów i ciast za darmo.
–
Hm- westchnęła biorąc do ust kolejną porcję- Rozgryzłeś mnie.-
Następną łyżeczkę podała Tomkowi.- I jak?
–
Rzeczywiście bardzo dobra. To bita śmietana?
–
Masa kajmakowa. Jak można zdegradować ją do roli bitej śmietany?-
udała święcie oburzoną. Tomek zrobił przepraszający uśmiech.
–
Chyba więc będę musiał przeprosić masę kajmakową. Jesteś o niebo
lepsza od bitej śmietany- powiedział patrząc na miseczkę z kremem. Potem posłał
Ani kpiarski uśmiech.
–
Jesteś niepoprawny.
–
Tak- zgodził się z nią posłusznie- A ty jesteś moją słodką Anią-
Zbliżył się do niej i po chwili połączyli się w namiętnym pocałunku- Taaak-
westchnął przeciągle z głową przy jej głowie- Jesteś bardzo słodka.
–
To przez krem- udała, że nie rozumie.- Zjedz jeszcze trochę.
–
Bo pani Masa Kajmakowa się pogniewa?
–
Tak. Pogniewa się- odparła wkładając mu do ust kolejną łyżeczkę.
–
Gdy będziesz mnie tak karmić mogę zjeść z twoich ust co tylko
zechcesz.
–
Nie składałabym tak odważnej deklaracji.
–
Czyżbyś chciała mnie otruć?
–
Nie, ale może jakiś mały robaczek...- uskoczyła gdy próbował ją
złapać. Potem się roześmiała.- Podaj mi lepiej jajka. Muszę wykonać kolejne
zlecenie.
–
Robisz te zamówienia dla cukierni?
–
Zazwyczaj tak, ale od niedawna robię to również prywatnie. Muszę
odłożyć jeszcze sporo pieniędzy. Klaudia chcę sprzedać cukiernię już za trzy
miesiące, bo wychodzi za mąż i przeprowadza się do Częstochowy, a ja chciałabym
przejąć to miejsce. Jednak jeśli się nie uda chcę żeby moje nazwisko miało choć
trochę wyrobioną markę. Wtedy będzie mi łatwiej zacząć.
–
Już mówiłem, że dam ci potrzebną kwotę.
–
A ja już ci mówiłam, że nie będę mogła cię spłacić.
–
Ależ będziesz- patrząc na nią wpadł mu do głowy świetny pomysł- Bo
będziesz mogła odpłacić mi się w inny sposób.
–
Ale z ciebie żartowniś.- zmarszczył brwi
–
Co...? Dla...ach, źle się wyraziłem- zaśmiał się- Chodzi mi o to,
że mógłbym pomóc ci znaleźć zatrudnienie na większe zamówienia. Bo pieczesz
nieziemsko.
–
Bardzo ci dziękuję, ale to chyba nie wystarczy.
–
Powiedzmy, że mam wpływowych znajomych- w tej chwili Tomek nie zważał
na to, że jako rzekomy prosty robotnik może się dziwnym wydać fakt, iż ich ma.-
Teraz zbliża się ślub mojej koleżanki- pomyślał mając na myśli swoją siostrę.
Choć możliwe, że już zamówiła tort wiedział, że z łatwością namówi ją na zmianę
i zaangażowanie Ani.
–
Dziękuję ci. Naprawdę sądzisz, że to mi pomoże?
–
Jasne, że tak. W końcu kto raz spróbuje twojej masy kajmakowej od
razu będzie potrafił odróżnić ją od bitej śmietany- roześmiała się odpychając
go lekko.
Wieczorem Maja nie wiedziała co ze sobą zrobić. Spróbowała
ponownie dodzwonić się do Filipa, ale tak jak się spodziewała nie odbierał jej
telefonów. Napisał jej tylko wiadomość, że odwołał dwa następne spotkania z
wedding plannerką dając jej czas na odwołanie ślubu. Poczuła smutek czytając
SMS-a, ale wciąż wierzyła, że za parę dni złość narzeczonego minie. Jednak
okazało się, że była w błędzie. Przez następne trzy dni próbowała zmusić
Drągowicza do normalnej rozmowy. Bezskutecznie. Wciąż zamykał się w kokonie
sztywnych manier i chłodnej grzeczności. Bolało ją, że teraz zaciąga tą maskę
przed nią, bo zazwyczaj robił to tylko wobec współpracowników i kontrahentów.
Dla niej, choć czasami poważny i sztywny, był zawsze odrobinkę rozprężony. A
teraz nawet ta odrobinka zniknęła.
–
Proszę, naprawdę chce tego ślubu. Wiem, że cię zraniłam i nie wiem
co mogę jeszcze powiedzieć poza tym że żałuję tego jak nie wiem co. Nie
zachowuj się w ten sposób- nawet nie raczył jej odpowiedzieć. Poczuła się
śmiesznie.
–
Wybacz, ale ja w przeciwieństwie do ciebie jestem konsekwentny...-
przypomniał sobie ile razy w przeszłości ugiął się jej woli tylko patrząc w
piękne roześmiane oczy...Znów poczuł się jak głupiec- ...nawet jeśli przez
ostatnie lata nie dałem ci tego odczuć. - dokończył.
–
A ja ci powiedziałam, że nie odwołam naszego ślubu.- spojrzał na
nią stanowczo.
–
Więc przygotuj się na konsekwencje. Tylko potem nie mów, że cię
nie ostrzegałem.- wstał z fotela, bo był we własnym biurze. Nie mógł już dłużej
znieść obecności Mai, więc zamierzał wymigać się jakąś pilną sprawą- Niestety
musimy zakończyć jakże naszą uroczą pogawędkę, bo jestem zajęty. Niektórzy mają
jeszcze jako taką odpowiedzialność- zrobił przytyk do niej. Mimo wszystko nic
nie odpowiedziała.- Masz jeszcze tydzień.- powiedział na odchodnym- Zostało ci
tylko siedem dni. W następną środę rozmawiam z twoim ojcem i wszystko mu
powiem.
–
Tak? I co mu powiesz? Że ubzdurałeś sobie, że cię zdradzam?
–
Niczego sobie nie ubzdurałem. Nie rozumiem jak możesz być aż taką
oszustką. Dobrze wiem co widziałem.
–
Widziałeś tylko, że Mateusz mnie pocałował. Ja nie zostawiłabym
cię tylko z powodu głupiego narzuconego ci pocałunku.
–
Doskonale o tym wiem.- pomyślał smutno, że nawet nie znaczy dla
niej tyle, żeby była o niego zazdrosna. Zastanawiał się jak w ogóle wyobrażała
sobie ich przyszłe małżeństwo. Sądziła, że będzie tolerował jej romans z
Mateuszem w zamian za to, że ona łaskawie pozwoli mu robić to samo? Czy święty
sakrament naprawdę nic dla niej nie znaczył?
–
Co to miało znaczyć? Co sobie znowu ubzdurałeś?
–
Zastanawiam się czy aż tak bardzo boisz się biedy, że postanowiłaś
zrezygnować z Mateusza.
–
Ty...myślisz, że zerwałam z nim dlatego? Że bałabym się biedy?
Gdybym naprawdę go kochała to nic by dla mnie nie znaczyło!- uśmiechnął się do
niej lekko drwiąco jak gdyby wyrażał swoją opinię.- I teraz sądzisz, że
wychodzę za ciebie dla pieniędzy? Przecież mnie znasz do cholery, byliśmy razem
5 lat!
–
Nie, w ciągu ostatnich dni uświadomiłem sobie, że w ogóle cię nie
znam. I być może twoja zdrada pozwoliła mi uniknąć największego życiowego
błędu- po tych słowach w końcu wyszedł z biura. A Maja poczuła, że rozmowy z
Filipem zdadzą się na nic. On nie ugnie się w swoim uporze choćby nie wiem jak
chciał z nią być. Nie wątpiła, że za siedem dni spełni swoją groźbę i zerwie
zaręczyny a potem odwoła ślub. Dlatego postanowiła zrobić coś innego.
Po wyjściu Mai o której poinformowała go sekretarka Filip wreszcie
mógł spokojnie wrócić do swojego biura i zająć się zaniedbaną w ciągu ostatnich
dni pracą. Jednak gdy tylko przekroczył prób gabinetu uderzył go subtelny
zapach kobiecych perfum. Gardenia. Majka kochała kwiaty i stosowała ten sam
zapach odkąd pamiętał. Subtelny i delikatny, nie żadne wyrafinowane drogie
fiolki sprowadzane z drugiego końca kraju czy Paryża na zamówienie. Zwykła
gardenia. Nigdy nie sądził, że aż tak utożsamia tą woń ze swoją niedoszłą żoną.
Aż do teraz. Szybkim krokiem podszedł do okna i je otworzył. Nie zwracał uwagi
na to, że kilka papierowych arkuszy spadło z biurka, liczyło się tylko to aby
pozbyć się tego piekielnego zapachu. Traktował to niemal jako alegorię własnego
związku: jeśli uda mu się wyrzucić ten zapach z pokoju, to samo uda się jego
sercu zrobić z Mają. Paradoksalnie wiedział jednocześnie, że nie jest to
możliwe. Bo kochał ją prawdziwie, choć właściwie teraz nie był w stanie nawet
powiedzieć za co. Z przerażającą jasnością zdał sobie sprawę, że nie jest w
stanie jej porzucić choćby nie wiem jak bardzo go zraniła. Po chwili usłyszał
dźwięk wizjera.
–
Panie Filipie, jakiś mężczyzna przyszedł do pana. Nie był
umówiony, ale twierdzi że to pilne.
–
Czy dotyczy to budowy centrum handlowego?
–
Nie, ale ten pan mówi...
–
W takim razie powiedz mu, żeby najpierw się umówił.- Filip jakoś
nie miał ochoty na żadne spotkanie. Nie czuł się na siłach.
–
Ale on twierdzi, że pan będzie chciał się z nim zobaczyć.
–
Jak się nazywa?
–
Mateusz Fijalski.- przez chwilę Drągowicz wyglądał tak jakby
skamieniał.
–
Panie Filipie...?- pospieszał go głos Małgosi.
–
Tak ma rację. Czekałem na niego. Wprowadź go- mężczyzna zaczął się
zastanawiać czego może chcieć od niego kochanek Mai. Ale aby się tego
dowiedzieć musiał jeszcze raz z nim porozmawiać.
Mateusz wszedł nawet nie zawracając sobie głowy pukaniem. Miał na
sobie zwykłe poprzecierane jeansy i lekko spłowiałą pasującą do nich jeansową
kurtkę. Na twarzy- słoneczne okulary. Domyślił się, że ich ostatnie spotkanie
pozostawiło na jego ciele trwałe ślady nawet pomimo upływu tygodnia.
–
Czego chcesz?- odezwał się gdy Mateusz nadal nie zabrał głosu
tylko tępo się w niego wpatrywał- Chyba nie przyszedłeś tutaj po moje
przeprosiny, bo i tak ich nie dostaniesz.
–
Nie, aż tak naiwny to nie jestem. Chciałem tylko, żebyś zostawił
Maję w spokoju.
–
Tak?- Filip celowo arogancko rozparł się na krześle. Nigdy nie
lubił demonstrować wyższości nad innymi, ale tym razem zrobił wyjątek- Niby
dlaczego?- celowo prowokował Fijalskiego, bo przecież sam jak mógł zmuszał
Majkę aby odwołała ślub.
–
Bo się kochamy. Wiem, że Maja boi się spalić za sobą wszystkie
mosty i konsekwencji, ale nie pozwolę żeby była z kimś takim jak ty.- mimo
ironicznego uśmiechu Drągowicz miał szczerą ochotę stąd uciec. A więc
potwierdziły się jego najgorsze obawy i przypuszczenia: Maja kochała tego
wolnego strzelca. Spojrzał na niego próbując ocenić co mogło się w nim spodobać
Mai. Szare oczy, ogorzała od pracy na słońcu twarz, a może muskularna sylwetka?
Nie miał pojęcia.
–
W takim razie życzę wam dużo szczęścia. Tylko masz jeden problem:
twoja ukochana chyba nie zamierza się ode mnie odczepić.
–
Wiem, że Maja boi się biedy- oznajmił poważnie Mateusz- Ale ja
potrafię ciężko pracować. Na początku może i będzie nam ciężko, ale potem...-
Choć Filip nienawidził Fijalskiego za to, że przez niego stracił Majkę musiał
przyznać, że nie był aż takim nieudacznikiem za jakiego miał go do tej pory.
Wcześniej uważał, że być może bawił się Kamińską, wykorzystał fakt, że ma
niedługo wziąć ślub a może nawet sądził, że uzyska jakieś pieniądze od jej
ojca. Teraz jednak dostrzegł, że stojący przed nim mężczyzna kocha Maję. A ona
najprawdopodobniej odwzajemnia to uczucie. Czy mógł niszczyć ich związek?
Westchnął ciężko.
–
Czego ode mnie chcesz? Ja usunąłem się z drogi: wszystko zależy
teraz od ciebie.
–
Chcę żebyś mi pomógł. Maja wychowała się w luksusie i boi się to
stracić, ale wiem że mnie kocha.- Filip pomyślał o bólu jaki sprawił mu widok
obejmującej się dwójki: Mateusza i Mai. Nie, nie mógł pchać kobiety którą kocha
w ramiona innego. Aż takim altruistą nie jest.
–
Pomogłem ci już wystarczająco. Teraz czas na twój ruch. Ja nie mogę zrobić już nic
więcej.- dał mu znak dłonią, że czas zakończyć to spotkanie. Mateusz chwilę mu
się przyglądał, ale potem bez słowa przyjął wyciągniętą dłoń. Potem wyszedł z
gabinetu Drągowicza.
ROZDZIAŁ
ÓSMY
Wiedziała, że robi
źle. Miała tego pełną świadomość. Ale nie wiedziała co innego miałaby zrobić.
Bała się, że Filip nigdy jej nie wybaczy i że jej samej nie uda się przekonać
go do ślubu. Dlatego zdecydowała się na to spotkanie. Na dodatek irytowały ją
nieustanne telefony od Mateusza. Czy on nie rozumiał, że to naprawdę koniec?
Przecież tego co między niby było nawet nie można nazwać związkiem!
–
Czemu chciałaś się ze mną spotkać? Potrzebujesz więcej pieniędzy?-
przywitał córkę Władysław Kamiński. Maja jak zwykle poczuła się przy nim
nieswojo.
–
Nie- odparła- Chciałam prosić cię o pomoc.- starszy mężczyzna
uniósł do góry swoje krzaczaste brwi.
–
Doprawdy? Co się znowu stało?- nagle straciła cały swój zapał.
Wiedziała, że to bezsensowne prosić ojca o pomoc. „Co się znowu stało?” No tak,
zawsze przynosiła ojcu tylko rozczarowanie.
–
Nic. Ja...- spuściła wzrok decydując się nie tchórzyć- ...Filip
chce odwołać ślub.
–
Co?!
–
Powiedział, że mam tydzień czasu żeby powiedzieć o tym tobie i
wszystkim innym. No więc cóż...przyszłam to zrobić.
–
I mówisz o tym tak spokojnie? Co się stało? Dlaczego?
–
On myśli, że go zdradziłam- Maja nie mogła się pohamować i z jej
oczu trysnęły łzy- Ale ja naprawdę tego nie zrobiłam. Kocham go i chce z nim
być. Tyle tylko, że on mi nie wierzy.
–
Uspokój się- zganił ją natychmiast ojciec.- I opowiedz wszystko od
początku.- Zgodnie z poleceniem Maja opowiedziała ojcu o wszystkim: o poznaniu
Mateusza 9 tygodni temu i ich niewinnych spotkaniach. Potem wyznała, że przez
pewny moment wahała się co powinna zrobić, ale szybko zrozumiała że naprawdę
kocha Filipa i chce z nim być. Tyle, że on widział jej pocałunek z innym
mężczyzną i uważa, że zdradzała go już wcześniej.
–
Dlaczego nigdy nie potrafisz zachowywać się subtelnie i
dyskretnie? Przecież po ślubie mogłabyś robić sobie z kochankiem co tylko
chcesz!- zmroziły ją te słowa. Czyżby sugerował, że wyraża zgodę na jej
przyszłe zdrady małżeńskie? Na cudzołóstwo?
–
Tato ja nie zdradziłam Filipa. Nie zamierzam też kontaktować się w
jakikolwiek sposób z Mateuszem. Powiedziałam mu to. Nie wiem na co liczyłam
przychodząc tutaj- wzięła torebkę z krzesełka i zbliżyła się do wyjścia.
–
Czekaj!- krzyknął za nią stary Kamiński.- Mleko zostało już
rozlane i na nic zdadzą się jakiekolwiek próby uświadamiania ci konsekwencji.
Pomyślałaś o tym co teraz będzie ze współpracą Drągowicza? Przecież po tym
skandalu nie będziemy mogli dalej tego robić.
–
Masz rację, nie pomyślałam o tym.- odparła spokojnie z trudem
hamując złość- Bo guzik mnie to wszystko obchodzi. Ja chcę tylko odzyskać z
powrotem Filipa!- wiedziała, że zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, ale
nie mogła tego powstrzymać. A fakt, iż ojca bardziej interesowały biznesowe
skutki odwołanego ślubu jeszcze bardziej ją zirytował.
–
Dobrze, już dobrze. Porozmawiam z nim i spróbuję go jakoś
ułagodzić. A jeśli to nie pomoże to...zastosuję inne środki.
–
Co chcesz zrobić?- Majkę ogarnęły nagle złe przeczucia.
–
Nic co powinno zaprzątać twoją główkę. Ty masz teraz tylko
zachowywać się przyzwoicie. Pamiętaj: żadnych spotkań z tym całym Mateuszem.
Zrozumiałaś?
–
Powiedziałam ci już wcześniej, że nie zamierzam mieć z nim nic
wspólnego.
–
Świetnie. Idź już, o tej porze powinnaś być na uczelni. Ja z kolei
muszę wracać do firmy.- Kamiński był zirytowany. Dlaczego jego córka musiała
sprawiać aż takie kłopoty? Przypomniał sobie o Krzyśku i Tomku. Pierwszy
postawił na swoim i ożenił się z jakąś biedną myszą, a drugi mieszkał w ruderze
żyjąc jak pustelnik i odmawiając uczestnictwa w życiu rodziny. Teraz jeszcze ta
gówniara...Dlaczego wszystkie jego dzieci musiały sprawiać mu tyle kłopotów?
Gdy Maja opuściła gabinet zadzwonił do Michała, ojca Filipa i umówił się z nim na spotkanie. Po rozmowie głęboko
odetchnął. Choć przed córką udawał spokojnego to jednak jego prawdziwy stan był
zły. Już wyobrażał sobie skandal jaki wybuchnie gdy przez tą idiotkę Drągowicz
odwoła ślub. Dlaczego kobiety nie mogą wytrzymać bez rozkładania nóg przed
każdym mężczyzną?
Maja nie musiała długo czekać na reakcję Filipa. Tuż przed końcem
ostatniego wykładu w piątek zauważyła jego samochód na parkingu uczelni. Mimo
wszystko ucieszyła się. Cokolwiek ojciec zrobił, zmusił jej narzeczonego do
rozmowy z nią. Gdy tylko profesor zakończył swój monolog, od razu wypruła z
sali. W biegu szepnęła tylko zdezorientowanej Julce, że czeka na nią Filip.
Jednak tuż po wyjściu z budynku nie miała już tak dobrego humoru. Już z daleka
mogła dostrzec gniewne błyski w oczach Drągowicza. Przełknęła gwałtownie ślinę,
ale nie zwolniła kroku.
–
Przyjechałeś ze mną porozmawiać?- spytała gdy znalazła się
niedaleko. Nie odpowiedział na jej pytanie.
–
Co chciałaś tym osiągnąć?- spytał. Jak zwykle jego głos nie
zdradzał żadnych emocji- Sądziłaś, że przestraszysz mnie swoim tatusiem?
–
Nie- odpowiedziała niepewnie.- Chciałam tylko żeby pomógł mi cię
przekonać do zmiany decyzji.
–
I uznałaś, że szantaż będzie najlepszy, co?- słysząc to Majka
zdębiała. Czyżby jej ojciec...?- Widzę, że jesteś nieodrodną córką tatusia.
–
Co ty mówisz?- szepnęła zdezorientowana.
–
Co ja mówię?- zbliżył się do niej. Widziała, że z trudem tłumi
wściekłość. Mimo to się nie cofnęła.- Mówię tylko, że nie jestem nieopierzonym
młokosem, który przestraszy się osławionego złą aurą Władysława Kamińskiego.
–
Co powiedział ci mój ojciec?- powtórzyła.
–
Nie udawaj. Doskonale wiesz co mi powiedział. Choć muszę
powiedzieć, że miałaś świetny pomysł. Tyle tylko, że względem mnie
nieskuteczny. Możesz powiedzieć
tatusiowi, że może sobie wsadzić ten projekt gdzieś. Firma mojego ojca jest
wystarczająco silna i ma zagruntowaną pozycję na polskim rynku żeby bać się
kary za zerwanie umowy.
–
On...on ci tym groził?- przez moment Filipowi wydawało się, że
Maja naprawdę nic o tym nie wiedziała. Ale przecież to ona powiadomiła ojca o
chęci odwołania przez niego ślubu.
–
Tak. Ale tak jak powiedziałem nic tym nie osiągnie. Nie boję się
go i możesz mu to powtórzyć.
–
A więc dalej chcesz to
wszystko odwołać?- patrzył na nią przez dłuższą chwilę aż w końcu zaczęła mieć
nieśmiałą nadzieję...
–
Pamiętaj, że zostało ci tylko pięć dni.- potem po prostu wsiadł do
auta i odszedł. A z oczu Mai pociekły piekące łzy. Wiedziała, że „pomoc” ojca
nie jest dobrym pomysłem. Zdała sobie sprawę, że straciła Filipa na zawsze.
Po odwiedzinach u Agnieszki Izabela wracała samochodem do domu.
Nie sądziła, że Kamińskich odwiedzi jeszcze siostra, która będzie zalewać się
łzami. Wciąż miała przed oczami zapłakaną twarz Mai. Cierpiała z powodu
obojętności narzeczonego. Iza bardzo jej
współczuła, choć rozumiała też stanowisko Filipa. A właściwie to rozumiała je
bardziej niż inni.
Gdy tylko znalazła się pod domem od razu skierowała się do pokoju
Antosia. Zapaliła jedno światło. Uśmiechnęła się widząc uśpioną twarzyczkę
synka. Podeszła do łóżka i delikatnie pogłaskała go po policzku. Teraz był
jedyną osobą, którą kochała bezgranicznie. Po kilku minutach wycofała się
dyskretnie z pokoju. Potem skierowała się własnej sypialni. Po włączeniu
kontaktu omal nie podskoczyła.
–
Czemu siedzisz tu w ciemnościach?- Na fotelu stojącym obok łóżka
siedział rozłożony Bartek. Miał na sobie tylko spodnie od piżamy i białą
bokserkę, która podkreślała jego delikatnie wyrzeźbione ciało. Izabela starała
się nie zwracać na to uwagi.
–
Jest pierwsza w nocy.- Podeszła spokojnie do szafy i powiesiła w
niej płaszcz.
–
No właśnie- odparła nawet na niego nie patrząc.- Tym bardziej
powinieneś już spać.
–
Czekałem na ciebie. Gdzie byłaś? Martwiłem się, że coś mogło ci
się stać, bo nawet nie odbierałaś telefonu.
–
Proszę, daruj sobie rolę troskliwego męża bo ci nie pasuje. A
teraz przepraszam, ale chcę się położyć.
–
Najpierw porozmawiamy- oznajmił stanowczym tonem Bartek. Iza w
duchu modliła się o cierpliwość.
–
Możemy to zrobić jutro rano. Powinieneś się położyć, musisz być w
studio już o ósmej. Dlatego...- wskazała ręką dyskretnie w stronę drzwi.
–
Nie wyjdę jeśli nie powiesz mi gdzie byłaś.
–
Odwiedziłam przyjaciółkę- odparła trochę zirytowana- Zadowolony?
–
Byłaś z tym facetem, prawda? Widziałem jak wczoraj odwiózł cię do
domu.
–
To tylko mój nauczyciel z kursu gastronomicznego. Odwiózł mnie, bo
popsuł mi się samochód, już ci wczoraj tłumaczyłam.
–
U jakiej koleżanki byłaś?
–
Skończ wreszcie przesłuchanie. Zamierzasz mnie teraz sprawdzać?-
spojrzała na niego ze złością w oczach. Po chwili Bartek spuścił wzrok.
–
Nie, wierzę ci.
–
Ach, cóż za łaskawość z twojej strony.- Nie czekając na niego
otworzyła ostentacyjnie drzwi
–
Iza, proszę...
–
Dobranoc.- Kasprzyk westchnął ciężko.
–
Dobranoc- gdy tylko wyszedł Iza oparła się całym ciałem o drzwi.
Nie wiedziała, że po drugiej stronie jej mąż właśnie zrobił to samo.
Weekend był dla Mai odrobinę lepszy. Jej przyjaciółki: Iza, Julka
i Aga próbowały pocieszać ją i tłumaczyć, że wszystko się jakoś ułoży. Maja nie
była tego aż tak pewna. We wtorek miała ostateczny dzień odwołania ślubu z Filipem,
bo mijał wówczas termin który jej narzucił. Dlatego dziewczyna czuła, że grunt
coraz bardziej usuwa jej się spod nóg.
–
Nie przejmuj się kochanie- odezwała się podczas poniedziałkowej
wizyty Agnieszka.- Filip z pewnością cię kocha, inaczej nie zachowywałby się
tak jak teraz. Musisz dać mu trochę czasu. Zrozum, że też cierpi.
–
Staram się- oznajmiła niedoszła pani Drągowicz- Ale ja naprawdę
widzę to wszystko w coraz to ciemniejszych barwach.
–
Aga ma rację- powiedziała Iza.- W końcu byliście razem przez 5 lat. Tego nie można aż tak łatwo zapomnieć.
–
Tak? A co byś zrobiła gdyby to Bartek cię zdradził? Wybaczyłabyś
mu?- pytanie było czysto retoryczne i pozornie niezobowiązujące, ale odpowiedź
Izabeli zdumiała wszystkich.
–
Nie, jedyne czego nie mogę wybaczyć to zdrady.- Julka posłała jej
wymowne spojrzenie. Przecież nie musiała mówić prawdy: ta rozmowa miała na celu
pocieszenie Mai a nie jej jeszcze większe dołowanie.- To znaczy sądzę, że to
wygląda inaczej z perspektywy kobiet- poprawiła się natychmiast, ale Maja i tak
zaczęła głośniej zawodzić.
–
Ale ja byłam głupia. Dlaczego cię nie słuchałam Julka? Dlaczego?
Czemu musiałam spotkać tego całego Mateusza? Jak mogłam pozwolić na pocałunek z
nim? Tak bardzo chciałabym teraz cofnąć czas...
–
Maju, musisz iść coś zjeść. Od rana nie wzięłaś nic do ust,
obserwowałam cię podczas dzisiejszych wykładów i ćwiczeń.- powiedziała Julia.
–
A jak mogę cokolwiek jeść? Kiedy życie rozwala mi się w proch-
odparła jej melodramatycznie. Przyjaciółki znów wymieniły zmartwione
spojrzenia.
–
Naprawdę powinnaś wziąć się w garść. Przecież Krzysiek obiecał
porozmawiać z Filipem. Może on przemówi mu do rozumu.
–
Tak sądzisz?- Aga niemal odetchnęła z ulgą znów słysząc w głosie
Mai nadzieję.
–
Oczywiście, że tak. No dalej, idziemy do kuchni. Nie po to Iza z
Julą gotowały ponad godzinę, żeby teraz wszystko wystygło.
–
Krzysiek, nie spodziewałem się ciebie- odezwał się Filip podając
Kamińskiemu dłoń.- Co cię sprowadza? Nie, cofam to pytanie. Domyślam się, że
chodzi o Maję.
–
Tak.- odparł tamten- Wiesz w jakim ona jest teraz stanie? Nie chce
chodzić na zajęcia, jeść czy w ogóle wychodzić z pokoju. Wciąż tylko płacze.
–
I uważasz zapewne, że to moja wina, tak?
–
Nie- Filip był zdziwiony odpowiedzią niedoszłego szwagra.
Krzysztof to zauważył- Posłuchaj, znam swoją siostrę. Wiem, że jest
egocentryczką, zupełnie nie zastanawia się nad konsekwencjami i czasami była
nieodpowiedzialna. I wiem też co zrobiła. Ale pomimo tylu wad ma też wiele
zalet. Nie chcę jej usprawiedliwiać: jako facet rozumiem co czujesz.
–
Czyżby? Nie sądzę.
–
Uwierz mi, że tak. Ale mimo wszystko ona cię kocha. I ty ją też.
Zarzeka się, że z tym całym Mateuszem nic ją nie łączy ani nie łączyło. Ja jej
wierzę.
–
Wybacz, ale naprawdę mam już tego wszystkiego dość. Tłumaczyłem
Mai, że nie chcę naszego ślubu, ale ona nie potrafi tego zrozumieć. Najpierw
wysyła do mnie swojego ojca, który stosuje szantaż a teraz brata zmieniając
taktykę na łagodną perswazję.- nie wspomniał że wysłała również swojego
kochanka.- Ale moja odpowiedź brzmi tak samo. Powiedziałeś, że wiesz co czuję.
Ale mylisz się, bo nie masz o tym zielonego pojęcia.- przez chwilę Filip
milczał jakby zbierając i układając w głowie dalsze słowa.- Kochasz swoją żonę,
prawda?- pomimo retorycznej wymowy pytania Krzysiek skwapliwie przytaknął.- A
co byś zrobił gdybyś dowiedział się, że cię zdradziła? Umiałbyś to wybaczyć?-
Kamiński automatycznie chciał zapewnić Drągowicza, że tak, kocha Agę na tyle
mocno żeby wybaczyć jej...prawie wszystko.
–
Nie- odparł szczerze.- Masz rację, nie potrafiłbym tego wybaczyć.
–
No widzisz- Filip klasnął w dłonie- Ja też nie.
–
Jeszcze nie skończyłem.- przerwał mu Krzysztof- Powiedziałem, że
nie potrafiłbym jej wybaczyć, ale to nie znaczy że zostawiłbym ją i z niej
zrezygnował. Jeśli chciałaby być ze mną zgodziłbym się na to. A jeśli nie wtedy...wtedy
próbowałbym ją do tego przekonać.- Filip uśmiechnął się do niego.
–
Wiesz, żałuję że nigdy wcześniej nie próbowałem bliżej cię poznać.
Sądziłem, że jesteś podobny do swojego ojca.
–
Kiedyś byłem. Zanim moja żona mnie nie odmieniła. Maja też taka nie
jest.
–
Maja jest jak dziecko, które psuje zabawkę a potem nad nią
płacze.- Krzysiek nie skwitował tego stwierdzenia w żaden sposób. W sumie w
innych okolicznościach przyznałby, że doskonale opisuje jego młodszą
siostrzyczkę.
–
Filip, mówiąc szczerze to zawsze miałem cię za nieodpowiedniego
partnera dla mojej szalonej siostry. Ale teraz wydaje mi się, że jej po prostu
potrzeba oparcia w twojej sile i stateczności. Naprawdę możecie być razem
szczęśliwi.
–
Nie, bo wbrew temu co twierdzicie i co powtarza sama Maja ona mnie
nie kocha. Boi się tylko skandalu i biedy jaka czekałaby ją przy boku Mateusza.
–
Skoro tak sądzisz to nie znasz mojej siostry. Może i jest kapryśna
i rozpieszczona, ale nigdy nie była tchórzem. Dla miłości jest gotowa zrobić
wszystko. I gdyby kochała tego całego Mateusza pieniądze czy ich brak nie byłby
problemem.
–
Być może masz rację i wcale jej nie znam.
Nadeszła środa. Maja wstając z łóżka poczuła wzbierającą w żołądku
żółć. A co jeśli Filip spełni swoją groźbę? Jeśli odwoła ślub? Bała się, że
jeśli tylko przekroczy prób wynajmowanego mieszkania wszyscy spojrzą na nią z
litością i współczuciem. Nie zastawiała się nawet jak niby wszyscy mieliby
poznać w tak krótkim czasie prawdę, ale mimo to przerażające wizje robiły
swoje.
Po zajęciach na które jak zwykle w ciągu minionego półtora
tygodnia chodziła wyłącznie namawiana przez Julię odrobinkę się uspokoiła.
Wydawało się, że Filip nie wykonał jeszcze żadnego ruchu. Chciała z nim
porozmawiać, ale jednocześnie bała się odwiedzać go w biurze i poznać odpowiedź
na nurtujące ją pytanie. Na szczęście nie musiała tego robić, bo otrzymała
wiadomość od Drągowicza. Chciał spotkać się z nią w parku znajdującym się
niedaleko uczelni. W ciągu kilku minut znalazła się na miejscu. Od razu
spostrzegła wysoką i potężną postać narzeczonego, odzianego w dobrze skrojony
garnitur. Odezwała się do niego pierwsza, bo stał zwrócony do niej plecami.
–
Cześć. Już jestem.- wolno odwrócił się, a jej serce zaczęło
mocniej bić. Och, jak bardzo chciała go teraz przytulić, pocałować w te pokryte
delikatnym zarostem policzki, rozśmieszyć żeby w tych poważnych oczach pojawiły
się iskierki śmiechu...Dopiero teraz doceniła szczęście jakie dawała jej
bliskość Filipa. Niestety, za późno.
–
A więc postanowiłaś nie dawać za wygraną, co?
–
Tak. Mówiłam ci, że ja również potrafię być konsekwentna- W jego
oczach pojawił się jakiś błysk uznania. Nadal jednak pozostały zimne.
–
I naprawdę chcesz tego ślubu? Wiedząc, że ja równie mocno tego nie
chcę?- uśmiechnęła się smutno.
–
Tak. Prawdę mówiąc mam jeszcze cichą nadzieję, że po jakimś czasie
mi wybaczysz.
–
Więc jesteś naiwna.- wziął głęboki wdech- Wiesz, że dziś mija
termin. Nie będziesz już mogła odwołać ślubu.
–
Wiem.- pokręcił głową śmiejąc się niewesoło.
–
Wiedziałaś też, że ja tego nie zrobię, że próbuję cię tylko od
siebie odstraszyć. Od początku to wiedziałaś- dodał gniewnym tonem.
–
Tak- nie było sensu kłamać- Wiedziałam, że ktoś tak honorowy jak
ty tego nie zrobi.
–
Niech cię diabli porwą!- gwałtownie się od niej odwrócił. Nie
mógłby znieść satysfakcji w jej oczach.- Nie chcę tego ślubu. Nie chcę żebyś
została moją żoną. Nigdy nie wybaczę ci, że zrobiłaś ze mnie głupca. Nadal
chcesz za mnie wyjść?
–
Tak.- odwrócił się patrząc jej prosto w oczy.
–
I naprawdę chcesz poślubić takiego człowieka? Mężczyznę którego trzymają
przy tobie wyłącznie własny honor i dane słowo?
–
Tak- powtórzyła. Tym razem jednak odrobinkę słabiej.
–
A więc jesteś równie głupia jak ja. Będziesz tego żałować. Ja
zresztą też.
–
Może- poczuła w gardle wielką gulę- Ale muszę spróbować.- zapadła
między nimi chwila ciszy. Może dlatego, że środkowe słowo wypowiedziała w
szczególny sposób. Co znaczyło to: muszę? Kto ją do tego zmuszał? Ojciec?
–
A więc dobrze. Miałem pięć lat żeby poznać ciebie i twój
charakter. Pięć lat. Jeśli nie udało mi się tego zrobić przed oświadczynami to
sam jestem sobie winny. Pamiętaj jednak, że robię to tylko z poczucia obowiązku
i niczego więcej. Nie radziłbym ci się cieszyć.
–
Mimo wszystko jestem szczęśliwa- odparła ze łzami w oczach. Filip
znów wyglądał tak jakby nie mógł na nią patrzeć.
–
Więc postanowione. Tylko po wszystkim pamiętaj, że cię
ostrzegałem.
Ania weszła na górę ostrożnie po chwiejnej drabinie.
–
To tutaj- oznajmił jej Tomek.
–
Jej- otworzyła szerzej oczy kompletnie zdumiona- Masz tu prawdziwy
warsztat malarski.
–
Tak, to był główny powód dlaczego wybrałem tą rozwalającą się
ruderę na mój dom. Kiedyś mieszkał tu jakiś malarz.- Parulska zaczęła chodzić
po pokoju uważnie oglądając wszystkie sztalugi, białe jeszcze płótna i farby.
–
Czuję się jakbym cofnęła się 50 lat wstecz. Naprawdę malujesz?
–
To takie moje hobby- trochę skłamał. Malowanie było przecież jego
życiem.
–
Pewnie nie umiesz, co?- uśmiechnął się wiedząc że się z nim
droczy. Już chciał odpowiedzieć coś żartem gdy dostrzegł odbijające się za nią
promienie słońca. Wyglądała niezwykle kusząco i niewinnie niczym anioł. W
dodatku jej uśmiech mógłby uwieść nawet świętego.
–
Mógłbym cię namalować.- odparł nagle czując taką wewnętrzną
potrzebę. Nigdy nie malował portretu zajmując się głównie pejzażami, ale zawsze
musiał być ten pierwszy raz. Dlatego powtórzył- Chcę cię namalować.
–
Mówisz poważnie? Naprawdę umiesz to robić?- próbowała wyczytać coś
z jego twarzy, ale nadal miał kpiący uśmiech i te skore do żartów oczy. Nie
mogła go rozgryźć.
–
Przekonaj się sama.- uśmiechnęła się przekornie.
–
Dobra. Więc jak mam ci pozować? Tak? - otworzyła szerzej oczy i
zrobiła zalotną minę- Czy może tak?- lekko wydęła wargi a jej oczy patrzyły na
niego prowokacyjnie. Roześmiał się.
–
Co powiesz na coś odważniejszego?
–
Phi, chciałbyś.- machnęła lekceważąco dłonią.
–
W takim razie nici z portretu.
–
I tak wiedziałam, że z tym malowaniem to ściema.- Podszedł do niej
i chwycił za rękę. Potem skierował na krzesełko.- Co robisz?- spytała po chwili
obserwując jak sięga po jakąś drewnianą deskę z tubkami farb i posuwa nogą
sztalugę.- Naprawdę mnie namalujesz?
–
Nie ruszaj się.- wziął do ręki pędzel i odwrócony do niej tyłem
zaczął coś mieszać.
–
Rozrabiasz farby?- nie odpowiedział, więc wstała.
–
Siedź na miejscu- ofuknął ją delikatnie.
–
Nie wierzę.- odparła kręcąc głową- Czuję się jak Rose DeWitt
Bukater z „Titanica”.
–
Żeby tak było musiałabyś zdjąć te ciuszki.
–
Jeśli spodoba mi się ten portret to kto wie? Może zgodzę się na
następny?
–
U, a myślałem że nie jesteś tchórzem.
–
Wiem, że celowo mnie prowokujesz...- odparła grożąc mu żartobliwie
palcem.-...ale ja nie dam się na to nabrać.
–
Naprawdę?- spytał ją odkładając pędzel na biurko i patrząc na nią
przekornie. Potem dotknął dłonią jej policzka. Och, ależ ją kusił. Był
obdarzony tak naturalnym urokiem, że nie mogła mu nie ulec. Nagle coś przyszło
jej do głowy.
–
Wiesz, zgodzę się na taki portret pod jednym warunkiem.
–
Jakim?
–
Że malarz też będzie nagi- słysząc to Tomek wybuchnął śmiechem.
–
Ty cwaniaro- przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Śmiejąc się
wtuliła się w jego ramię. Po kilku minutach spytał ją- A co powiesz na
kompromis?
–
Czyli?
–
Czyli odkryta górna połowa ciała.
–
Chyba śnisz.- odsunęła się biorąc z biurka jego pędzel i uważnie
mu się przyglądając.
–
Obawiam się, że w takim razie będziemy musieli poprzestać na
tradycyjnym portrecie.
–
Tak chyba będzie najlepiej.- odparła z uśmiechem.
–
Ale- zastrzegł podnosząc w górę palec- W takim razie będę musiał
namalować twój nagi portret posługując się moją wyobraźnią.
Maja zjawiła się w kancelarii adwokackiej kilkanaście minut
wcześniej. Postanowiła jeszcze przed podpisaniem intercyzy zmienić niektóre jej
punkty. Był z nią razem jej brat, Krzysiek który próbował ją od tego odwieść.
–
Popełniasz błąd. Przecież robiąc to pozbawiasz się środków do
życia.- zaczął jej wszystko perswadować jeszcze raz.
–
Wiem. Ale chcę to zrobić. Chcę żeby to było prawdziwe małżeństwo.-
Krzysiek spojrzał na siostrę z niepokojem.
–
Maju spójrz prawdzie w oczy: ten człowiek czuje się zraniony, a ty
praktycznie zmusiłaś go do małżeństwa. Myślisz, że tego nie wykorzysta? A co
jeśli za miesiąc weźmie z tobą rozwód aby przejąć pieniądze?
–
Już to postanowiłam- odparła zdecydowanie panna Kamińska- Tylko w
ten sposób udowodnię Filipowi, że mi na nim zależy.
–
Całkowicie zdając się na jego łaskę lub nie? Sory, ale jeszcze
nigdy nie postąpiłaś bardziej lekkomyślnie.
–
Krzysiek, zrozum ja go kocham. I wiem, że on też kocha mnie nadal
pomimo tego co zrobiłam. Muszę tylko okazać mu, że całkowicie mu ufam i się
poddaje.
–
Popełniasz błąd. Począwszy od tego małżeństwa do tej intercyzy.
Taki fundament nie jest najlepszy dla rozpoczęcia związku.
–
Być może. Ale muszę spróbować, rozumiesz? Po prostu muszę.- po
kilku minutach wyjaśniła wszystko adwokatowi, który przyjął jej propozycję dość
sceptycznie. Potem tak jak brat próbował ją od tego odwieść. I tak jak on
równie bezskutecznie.
Gdy jakiś czas później zjawił się Filip ze swoim przedstawicielem
jej adwokat oznajmił mu:
–
Panie Drągowicz, pani Kamińska chce parę zmian w intercyzie.-
Filip spojrzał na Maję zaskoczony.
–
Czyżby rozdzielność majątkowa ci nie odpowiadała?- zwrócił się do
niej.- Przecież wcześniej się na to zgodziłaś.
–
Tak, ale teraz pomyślałam, że umowa powinna brzmieć trochę
inaczej. Panie Czajowski...- zwróciła się do adwokata- Proszę wszystko wyjaśnić
mojemu narzeczonemu. Filip słuchał tego w całkowitym osłupieniu. Maja
przekazuje mu pieczę nad swoim majątkiem? Nawet w razie rozwodu? Przecież do
śmieszne. Nie jest jakimś łowcą posagów ani tym bardziej biedakiem żeby chcieć
jej pieniędzy. Czyżby sugerowała, że chodziło mu tylko o to? Już chciał oznajmić
Mai, że nie zgadza się na to gdy wpadł mu do głowy pewny pomysł. Bo nadarzała
się prawdopodobnie ostatnia okazja żeby zmusić ją do odwołania ślubu. Dlatego
bezceremonialnie wziął ją za ramię i wyprowadził z sali.
–
Co to wszystko ma znaczyć? Dlaczego to robisz?
–
Bo tak chcę- odparła niczego nie wyjaśniając.
–
Naprawdę jesteś tak głupia żeby oddać mi wszystkie swoje
pieniądze?
–
Nie- pokręciła lekko głową- Po prostu kocham cię tak bardzo, że
bezgranicznie ci ufam- odparła patrząc mu prosto w oczy. Filip nie mógł
odwrócić od niej wzroku. Wydawała się być zmęczona i była blada, ale i tak
wydawała mu się piękniejsza niż kiedykolwiek. Egoistycznie chciał wierzyć, że
wyglądała mizernie z jego powodu, ale wiedział że jej bolączką był tylko
ewentualny skandal. Westchnął. Tak bardzo chciałby żeby to co zdarzyło się
prawie dwa tygodnie temu nigdy nie miało miejsca. Żeby znów cofnął się w czasie
do tamtego pikniku kiedy wydawało mu się, że jest najszczęśliwszym człowiekiem
na Ziemi. Ale niestety, tego nie można cofnąć. Zamrugał kilkakrotnie oczami.
–
Nie rozumiesz, że teraz będę miał nad tobą władzę? Zdajesz sobie z
tego sprawę?- przytaknęła- Rozwiodę się z tobą- usiłował ją przestraszyć. Tyle,
że nie wiedział że wcześniej taki sam argument zastosował jej brat.- Pozbawię
wszystkiego zostawiając z niczym. Nie boisz się tego?
–
Nie zrobisz tego.- nie zapytała; po prostu stwierdziła fakt. Ta
jej pewność niemal doprowadziła go do pasji. Czy naprawdę był aż taki
przewidywalny? Czy naprawdę uważała, że ma nad nim aż taką władzę? Nie, nie
będzie już dłużej wodzić go za nos. Obiecał to sobie.
–
Tym razem mówię poważnie.- powiedział twardo- Nie chcę tego ślubu.
Powtarzałem ci to wiele razy.
–
Wiem- odparła smutno. Wydała mu się zrezygnowana. Nieoczekiwanie
poczuł ból gdy uświadomił sobie, że być może udało mi się złamać jej hard
ducha. Znów musiał powtórzyć sobie w duchu, że ona tylko gra.
ROZDZIAŁ
DZIEWIĄTY
Tuż po
podpisaniu przedślubnej umowy Maja zatrzymała na chwilę Filipa. Chcąc nie chcąc
musiał zostać.
–
Słucham, o co chodzi?
–
Czy zawsze teraz będziesz mnie tak traktował?
–
Sama tego chciałaś. Ja nie zmienię swojego zdania, ty jeszcze
możesz.
–
Nie, nie zrobię tego- odparła.- Możemy spotkać się gdzieś na
mieście i porozmawiać?
–
Nie sądzę, żebyśmy mieli o czym. Poza tym jestem zajęty. Muszę zająć
się projektem, którego twój tatuś w łaskawości mi nie zabierze- odparł
zostawiając Kamińską samą. Tuż przy wyjściu czekał na nią Krzysiek.
–
Słyszałem wszystko- odparł na samym początku- Maju, proszę
zastanów się jeszcze. Filip ci nie odpuści, znam ten typ facetów: jeśli im
podpadniesz nigdy ci nie darują.
–
Teraz i tak już na to za późno- odparła mu siostra.
–
Nie, jeszcze nie. Nie przejmuj się ojcem, skandalem czy Filipem:
zrób po prostu to co uważasz za dobre dla siebie.
–
A więc nie to co jest słuszne? Czy nie taki powinien być mój
wybór?- Krzysztof spojrzał na nią zaskoczony. Nie po raz pierwszy w ostatnim
czasie zdumiały go słowa i zachowanie Mai. Przecież to była jego młodsza
siostrzyczka! Zawsze szalona i zwariowana Majka, której wszędzie było pełno, która
przedrzeźniała za plecami ojca i parodiowała jego arystokratyczne gesty rodem
wyjęte z XIX wieku. Dziewczyna, która- mógłby się założyć- w ciągu godziny
śmiała się przynajmniej kilkakrotnie. A teraz? Skąd wzięło się to poważne
pytanie? Gdzie ta radość życia, żywy uśmiech, błysk w oku? Dopiero teraz zdał
sobie sprawę, jak mizernie wygląda: wydawało mu się nawet że trochę schudła.
Poczuł złość na Drągowicza: w końcu to on był tego przyczyną. Nieważne co
zrobiła Maja. Skoro twierdziła, że go nie zdradziła, on jej wierzył.
–
Pojedziemy teraz do ciebie i weźmiemy trochę rzeczy. Spędzisz
weekend w moim domu.
–
Krzysiek, ja już nie mam pięciu lat- oznajmiła- Potrafię sama o
siebie zadbać. Nie musisz się o mnie troszczyć.
–
A kto powiedział, że troszczę się o ciebie?- powiedział jak zwykle
w charakterystycznym dla siebie lekko aroganckim tonie- Troszczę się tylko o
siebie. Odkąd Aga jest w ciąży nieustannie daje mi się we znaki. Powinna mieć
jakiś inny worek treningowy.- Słysząc to Maja nie mogła odmówić. Oczywiście wiedziała,
że Krzysiek robi to tylko dla niej. Wraz z tą myślą poczuła napływające do oczu
łzy. Tak bardzo kochała swojego brata. I on, o dziwo czuł to samo do niej.
Pospiesznie zamrugała aby pozbyć się natrętnych łez. Ostatnio zdecydowanie
zrobiłam się zbyt tkliwa, pomyślała.
–
Naprawdę nie można jej jakoś przekonać? Przecież ten Filip okazał
się być kompletną szują!- Aga jak zwykle nie przebierała w słowach.
–
Ciii- uciszył ją Krzysiek- Jeszcze cię usłyszy.
–
Przecież już śpi- syknęła jego żona- Ach, zawsze wiedziałam że
jest jakiś lewy.
–
Ja też. Ale po naszej ostatniej rozmowie zrozumiałem, że to
świetny facet. Tyle, że jest bardzo zraniony. Nie wiem jak ja zachowałbym się w
takiej sytuacji.
–
A ja wiem. Patrzyłbyś na mnie tym swoim sępim wzrokiem i mroził
spojrzeniem, jak dawniej.
–
Jakim znowu sępim wzrokiem?- uśmiechnął się do niej powtarzając
dobrze znaną im kwestię ze sceny, która rozegrała się kilka lat temu. Ona chyba
też to sobie przypomniała, bo jej rysy złagodniały a na twarzy pojawiła się
czułość.
–
Ty nigdy byś mnie nie zdradził, prawda?
–
Jasne, że nie. A jeśli już to najpierw bym ci o tym powiedział.
–
Ty...
–
Tylko żartuję- pocałował ją w czubek nosa.- Latałem za tobą
wystarczająco długo w liceum żeby teraz chcieć to powtarzać. A poza tym kocham
cię tak bardzo...niemal tak samo jak pierwszego dnia gdy się spotkaliśmy.
–
Zawsze wiesz jak mnie podejść.- Ich usta złączyły się w czułym
delikatnym pocałunku, który nieoczekiwanie przerwała Agnieszka- Jak to prawie
tak samo?- Krzysiek uśmiechając się szeroko nie odpowiedział. Przyciągnął tylko
jej głowę z powrotem do siebie tym razem całując ją bardziej namiętnie.
Niestety, musieli przerwać swoje „amory” słysząc dzwonek do drzwi. Niechętnie
oderwali się od siebie.
–
To pewnie Tomek- oznajmił Krzysiek- Pójdę otworzyć.
–
Naprawdę myślisz, że on pomoże Mai?
–
Prawdę mówiąc to nie, ale przynajmniej choć trochę ją rozbawi.
Zawsze mieli świetny kontakt, bo są do siebie dość podobni. W dzieciństwie Maja
zawsze pełniła rolę bufora między mną a starszym bratem.
–
Mam nadzieję- usłyszał jeszcze będąc już za drzwiami pokoju. Tak
jak się spodziewał, za drzwiami stał Tomasz Kamiński.
–
Cześć. Naprawdę jest aż tak źle?- zaczął prosto z mostu.
–
Obawiam się, że tak. A ślub już za dwa tygodnie. Sam już nie wiem
co robić: na zmianę odwlekam ją od tego, a potem usiłuję pocieszyć, że wszystko
w jej związku z Filipem się ułoży. Nie potrafię jej pomóc.
–
Spoko, na pewno nie jest aż tak źle...
Ale Tomek zmienił zdanie gdy tylko Maja się obudziła. Od razu
zauważył fizyczne zmiany w jej wyglądzie: zawsze zadbana, w eleganckich
ubraniach i finezyjnie ułożonych włosach teraz wyglądała jak kupka
nieszczęścia. Starszy z braci Kamińskich jak mógł starał się ją rozbawić, ale
bezskutecznie. Majka starała się uśmiechać i robić dobrą minę do złej gdy, ale
chyba wszyscy włącznie z nią samą nie dali się na to nabrać. Pozostało im tylko
czekać na rozwój wypadków i wspierać młodszą siostrzyczkę.
W pierwszym dniu tygodnia ślubu i wesela Maja i Filip mieli po raz
ostatni spotkać się z wedding plannerką dopinając na ostatni guzik wszystkie
szczegóły. Tym razem jednak narzeczony nie przyjechał po Majkę. Spotkała się z
nim już na miejscu przed kawiarnią.
–
Skoro już jesteś chodźmy.- powiedział gdy tylko zdążyła wysiąść z
auta i zauważyć go stojącego przy wyjściu do parkingu. Nawet na nią nie
spojrzał.
–
Sądziłam, że nie przyjdziesz- odparła cicho.
–
Ja?- spytał z niedowierzaniem- O ile pamiętam to tobie cała ta
szopka ślubna była kością w gardle.- Majka spuściła głowę. Wiedziała, że
Drągowicz miał rację: do tej pory jak tylko mogła unikała spotkań z panią
Osińską zostawiając wszystko na barkach przyszłego męża.
–
Nie robiłam tego, bo tego nie chciałam. Po prostu takie
przygotowania mnie męczą.
–
Jasne. Albo burzyły plany twoich spotkań z Mateuszem.
–
Nie widziałam się z nim od pory...od tamtej bójki.
–
Za to ja się z nim widziałem.- Maja spojrzała na Filipa
zaskoczona.- Chcesz wiedzieć jak się czuje? Zapewniam cię, że bardzo dobrze.
–
Dobrze wiesz, że mnie to nie interesuje. Dlaczego odwracasz kota
ogonem? Mówisz jedno, a myślisz drugie; reinterpretujesz moje słowa na wygodny
dla siebie sposób nie chcąc przyjąć osobistej prawdy i sam sobie szkodząc.
Przecież znamy się nie od dziś, na Boga. Zdążyłeś mnie chyba przez ten czas
choć trochę poznać.
–
Jak widać okazało się, że nie. Nie sądziłem na przykład, że będziesz
zdolna udawać przede mną miłość kochając innego mężczyznę.
–
Przestań wmawiać mi miłość do Mateusza!- Maja nie wytrzymała i
krzyknęła na narzeczonego- Jesteś niekonsekwentny: zdecyduj się. Wierzysz w to,
że poznałam Mateusza niedawno i to był tylko przedślubny romans jak się
wcześniej wyraziłeś, a jednocześnie mówisz że udawałam swoje uczucia wobec
ciebie.- Filip rzeczywiście dostrzegł, że przytyk Kamińskiej jet słuszny, ale
nie zamierzał tego przyznać. Nie pozwoli znów dać się jej omotać.
–
Ty mi powiedz. Może byli również inni?- ledwo skończył wypowiadać
to pytanie, a poczuł ból w prawym policzku. Potem usłyszał okrzyk Mai brzmiący
jak przeciągłe: ooooch i dostrzegł jak zakryła sobie usta dłonią. Potem
wyciągnęła dłoń, jakby chciała pogładzić go po policzku.
–
Przepraszam, ja...a właściwie to nie przepraszam.- dokończyła
buńczucznie czując jak jej głos drży z emocji w ostatniej chwili opuszczając
rękę do dołu.- Dobrze wiesz, że byłeś w moim życiu jedynym mężczyzną. Nie
miałeś prawa tak powiedzieć.
–
Tak jak ty nie miałaś prawa zdradzać narzeczonego na niecały
miesiąc przed ślubem?
–
Nigdy bym...- Maja nie zdążyła dokończyć, bo na parkingu zjawiła
się Dominika Osińska. Jak zwykle z delikatnym uśmiechem na ustach i dopasowanej
garsonce za kolana. Maja ironicznie pomyślała, że musiała zamówić chyba jeden
krój w wielu kolorach.
–
Witam państwa. Dobrze, że już jesteście, będziemy mogli od razu
przejść do rzeczy. Zapraszam- gestem wskazała im kierunek budynku. Jakby
należał do niej, znów pomyślała Majka.- Ostatnio napiętrzyło nam się sporo
spraw z powodu odwołanych dwóch ostatnich spotkać.- Weedding plannerka
spojrzała na nich karcąco jakby oczekiwała na przeprosiny. Maja z wisielczym
humorem pomyślała, że raczej powinna się
cieszyć, że jej praca nie pójdzie na marne i do tego ślubu jednak dojdzie.
Spotkanie i całe dwie godziny spędzone w kawiarni wydały się
Kamińskiej długie niczym wieczność. Wciąż nie mogła zapomnieć o tym jak skończyła się rozmowa z Filipem przed
parkingiem. I o jego oskarżeniach. Nie to jednak ją bolało. Cierpienie
przynosił jej fakt, że to dla niej i wobec niej Drągowicz potrafił być taki
zimny i bezwzględny, że nie potrafiła już z nim rozmawiać, że tak naprawdę
znając go od niemal pięciu lat...jednak go nie znała. Bo nigdy nie sądziłaby,
że byłby zdolny do powiedzenia jej czegoś takiego. Nie jej taktowny i
eufemistyczny Filip. I właśnie to tak bardzo bolało.
Kolejnego musiała zająć się uporządkowaniem listy gości, a
właściwie jej zaakceptowaniem. Musiała udać się do biura Drągowicza aby uzyskać
również jego zgodę. Mimo swoich nadziei jej relacje z przyszłym mężem się nie
poprawiły. Filip nadal wydał jej się być równie odległy co gwiazda na niebie.
Albo i dalszy. Szczególny szok przeżyła gdy (odwiedzając go w biurze) zauważyła
jak ostentacyjnie flirtował z jakąś młodą kobietą. Już miała zrobić mu
awanturę, ale wiedziała, że właśnie o to mu chodziło. Poznała to po jego
wzroku: doskonale wiedział, że ona ich obserwuje. Jednak w tej sytuacji
uderzyło ją coś innego: zawsze
traktowała Filipa jako swoją własność nawet nie zakładając, że mógłby
podobać się innym kobietom. Wiedziała, że ją kocha i nie zaprzątała sobie głowy
tak niskim uczuciem jak zazdrość. Ale teraz to irracjonalne uczucie zaczęło
wkradać się do jej serca niczym rozprzestrzeniający się po pokoju zapach
perfum. Poza tym przerażał ją fakt, iż Drągowicz robi to wszystko specjalnie. I
gdy tylko znaleźli się sami w jego biurze, bo młoda kobieta cała w uśmiechach
wyszła nie omieszkała mu tego wypomnieć.
–
Dobrze się bawiłeś? Uważasz, że to sprawiedliwe mi się tak
odpłacać? Oko za oko, co?
–
Gdyby tak było musiałoby dojść między mną a Tamarą do czegoś
więcej niż tylko niewinny flirt- odparł Filip. Była mu wdzięczna, że
przynajmniej nie udawał, że nie ma pojęcia o czym mówi.
–
Między mną a Mateuszem nic...
–
...tak, tak: wiem. Między wami nic nie było- przerwał jej
dokańczając ironicznie.
–
Mimo tego co sobie o mnie myślisz nie pozwolę na takie zachowanie.
Masz mnie traktować z szacunkiem, bo niedługo zostanę twoją żoną.
–
To ty podjęłaś taką decyzję: możesz się jeszcze wycofać.
–
Bo o to ci chodzi, prawda?- dopiero teraz zdała sobie sprawę nad
motywami jego działania- Tobie wcale nie chodziło o ukaranie mnie- Ta myśl była
jak cios w żołądek. I rzeczywiście poczuła jak jej wszystkie wnętrzności niemal
się skręcają. Jak mogła nie wpaść na to wcześniej? Przecież wielokrotnie
podkreślał, że nie chce tego ślubu. Dlaczego mu nie wierzyła? Mimo to gdy nie
zaprzeczył, jęknęła.- Naprawdę aż tak bardzo mnie nienawidzisz?- spytała po
chwili cicho.
–
Powtarzałem ci wiele razy: nie chcę tego ślubu. Tak bardzo jak
wcześniej go pragnąłem teraz go nie chcę. Jeśli ci to nie odpowiada możesz
jeszcze się wycofać- W oczach Mai stanęły łzy. Roześmiała się jakoś dziwnie,
bez cienia wesołości.
–
Tak, masz rację powtarzałeś. A ja wciąż łudziłam się jak głupia.-
znów wybuchnęła irracjonalnym śmiechem kręcąc przecząco głową- Ale cóż, teraz
jest już za późno. Nawet gdybym chciała.
–
Skandal nie jest wart twojego szczęścia.
–
Daruj już sobie- odparła z całą godnością na jaką byłą ją stać. W
końcu to on odpowiadał za jej przyszłe szczęście. Albo raczej należałoby rzec:
nieszczęście.- Masz racje, to małżeństwo będzie totalną pomyłką, ale sami się w
to wpakowaliśmy. Teraz nie ma już odwrotu.
W następne trzy dni mieli spotkać się u fotografa w celu sporządzenia
albumu ślubnego. Maja była zdziwiona, że Drągowicz tego nie odwołał, ale skoro
tak się stało pojechała na miejsce do studia. Zwłaszcza, że zdjęcia miał
wykonywać pan Roman Kasprzyk, ojciec Barka i teść jej przyjaciółki, Izabeli.
Początkowo przywitała się z fotografem wymieniając grzecznościami.
Potem spotkała z Bartkiem, który asystował ojcu. Za jakiś czas miał przejąć po
nim studio.
Gdy zjawił się Filip serce Mai mimo wszystko szybciej zabiło.
Wciąż miała tę głupią nadzieję...ale nie, przecież ostatnio wyraził się całkiem
jasno.
Nie pomyliła się. W czasie zdjęć jej przyszły mąż był sztywny i
daleki. Praktycznie nie rozmawiali, a polecenia fotografa wykonywali
automatycznie. Do czasu, gdy pan Romek zawołał:
–
No, moi drodzy więcej uczucia. Przecież to ma być pamiątka- Maja
omal się nie roześmiała. Chyba do końca życia będzie pamiętała o popełnionym
przez siebie błędzie. A Filip do końca życia nie przestanie jej tego wypominać.
I w ten sposób zatrują swoje wzajemne życie...Przyszła pani Kasprzyk przestała
rozmyślać, gdy narzeczony przysunął ją bliżej siebie i objął ramieniem.
Nieśmiało spojrzała mu w oczy napotykając jego wzrok. I poczuła się tak jak
dawniej, jakby Filip był wciąż tym samym mężczyzną co miesiąc temu.- Bardzo
dobrze!- pochwalił ich Kasprzyk, a Maja od razu zeszła na ziemię widząc jak
spojrzenie jej przyszłego męża z powrotem staje się zupełnie bez wyrazu.
Przecież to wszystko było tylko udawane, powtarzała sobie w myślach. Mimo
wszystko zrobiło jej się niedobrze.
–
Przepraszam, muszę na chwilę wyjść na zewnątrz.- nawet nie
czekając na pozwolenie wyrwała się z objęć Drągowicza i wyszła na zewnątrz.
Rześkie powietrze wdychane wielkimi haustami pozwoliło jej zapobiec kompletnej
kompromitacji, czyli płaczowi.
–
Sama się na to zgodziłaś, więc teraz nie dziw się, że jesteś
zmuszona grać tę szopkę.- stwierdził Filip, który nagle zmaterializował się
obok niej. Pomyślał, że teraz narzeczona przynajmniej nie udaje i otwarcie
okazuje, że nie lubi jego dotyku. Mówił sobie w duchu, że ten fakt szczerości
go cieszy, ale jednocześnie chciał nią potrząsnąć, namiętnie pocałować czy
kochać się bez opamiętania aby pokazać jej, że potrafi sprawić iż będzie go
pragnąć całą sobą. Był pewny, że nie mogła udawać tak chętnej podczas ich
związku gdyby nie zadowalał ją na tym polu. Z tą konkluzją pojawiła się również
inna: a może ona po prostu była namiętna z natury? Może już wcześniej
przyprawiała mu rogi?
–
Nienawidzę udawanych gestów.- powiedziała mając na myśli jego. On
jednak odebrał go odwrotnie.
–
Jak mówiłem wciąż jeszcze możesz się wycofać.
–
Naprawdę gotów byłbyś zrobić z siebie aż takiego głupca?- nie była
zdolna do powstrzymania się od tej drobnej złośliwości. Chciała zranić go tak
jak on ją.
–
Większego już nie mógłbym, więc jeśli chcesz to...
–
Przestań wciąż to powtarzać!- Majka w końcu nie wytrzymała czując,
że długo powstrzymywany potok łez zalewa jej twarz.- Właśnie o to chodzi, że
nie mogę. Już nie mogę.- powiedziała płaczliwym tonem i wyszła na ulicę.
Zdążyła jeszcze usłyszeć za sobą jego pytanie:
–
Dlaczego nie możesz?- Nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się niewesoło
świadoma, że on nie może tego zauważyć. Potem przyspieszyła kroku. Pomyślała,
że jej jak zawsze doskonały Filip z pewnością znajdzie świetną wymówkę jej
nieobecności. Ona sama miała już tego całkowicie dość.
–
Naprawdę sądzisz, że powinniśmy zrobić mu wieczór kawalerski? W
końcu on skrzywdził twoją siostrę- odezwał się w przeddzień ślubu i wesela
Andrzej Sławiński do Krzyśka Kamińskiego.
–
Tak, tak właśnie myślę. To może być ostatnia okazja żeby nakłaść
mu trochę oleju do głowy.
–
No nie wiem- powiedział Bartek Kasprzyk- Dwa dni temu gdy
robiliśmy z tatą zdjęcia do ich ślubnego albumu wyglądali jak wrogowie zmuszeni
udawać porozumienie i nawet nie dotrwali do końca. To znaczy twoja siostra.
Filip powiedział, że musiała pilnie spotkać się ze współlokatorką, ale
wiedziałem, że to tylko ściema.
–
Już chyba byłoby lepiej gdyby wyszła za mąż za Karola- rzekł
Andrzej mając na myśli ich czwartego kolegę
z liceum z którym stanowili świetny kwartet.- Jestem pewny, że by się
tak wobec niej nie zachowywał.
–
Przecież on nie jest hetero.
–
No i co z tego? To nawet lepiej, nie zrobiłby jej dziecka na
boku...
–
Przestań już pajacować, Andrzej, to poważna sprawa.- ofuknął go
Krzysztof.
–
Przecież wiem. I wcale nie żartuję. Gdyby Karol tu był jestem
pewny, że poświęciłby się dla Mai. Z tym całym Filipkiem będzie tylko
cierpiała.
–
Ona go w końcu zdradziła- przypomniał Bartek.
–
Moja siostra nikogo nie zdradziła.- odparł Kamiński posyłając
kumplowi wrogie spojrzenie.
–
Tak myślisz? A gdyby Aga pocałowała się z kimś innym? Wtedy też
nie uznałbyś tego za zdradę?
–
Do czego ty pijesz, co? Ja wierzę Mai: jeśli twierdzi że to ten
cały typek ją pocałował to tak rzeczywiście musiało być.- Bartek uniósł ręce w
obronnym geście informującym, że porzuca temat i przyznaje się do błędu. W
rzeczywistości jednak wiedział z własnego doświadczenia, że to prawda. I choć
powinien zrozumieć Majkę to jej przykład jeszcze bardziej uświadomił mu jak
bardzo zranił swoją żonę. I że tak jak Maja nie będzie miał szansy pokazania ukochanej
osobie, że ją kocha.
–
Masz rację, sory- odezwał się.
–
Dobra, dzwoń już lepiej do swojego przyszłego szwagra.- wtrącił
się Andrzej.
Kilka minut później okazało się, że Filip Drągowicz nie ma zamiaru
uczestniczyć w swoim wieczorze kawalerskim, wymawiając się pracą. Ale mimo
wszystko podziękował Krzyśkowi za jego zaproszenie. Ten z kolei nie miał nic
innego do zrobienia jak tylko się rozłączyć. Oboje wiedzieli, że nie to jest
prawdziwą przyczyną. Prawdziwą przyczyną był to czego przedsmakiem był dzisiejszy
wieczór. A mianowicie ślubu Mai i Filipa.
Przyszła pani Drągowicz również nie bawiła się dobrze. Gdy jej
przyjaciółki przyszły do jej wynajmowanego mieszkania nie miała zamiaru nigdzie
wychodzić, ale w końcu za namowa Agnieszki zgodziła się iść z nimi do klubu. W
środku widząc, że specjalnie wynajęły dla niej salę i didżeja poczuła silne
wzruszenie. Szkoda tylko, że nie może się cieszyć tą nocą.
–
Bardzo dziękuję- odparła przytulając po kolei każdą z kobiet.- Ale
jakoś nie mam najlepszego nastroju. Nie gniewajcie się na mnie.
–
Maju, przecież wszystko się jakoś ułoży.- zaczęła ją pocieszać
Julka. Tamta tylko lekko się uśmiechnęła.
–
No tak, przecież muszę w to wierzyć. W końcu nie pozostaje mi już
nic innego, prawda?- spytała retorycznie. Agnieszka, Julka i Izabela wymieniły
porozumiewawcze spojrzenia.- Spokojnie, nic mi nie będzie. Nie róbcie takich
min- dziewczyna roześmiała się próbując choć trochę odprężyć atmosferę.
–
Filip nadal nie zmienił swojego stanowiska?
–
Tak. Nadal sądzi, że zdradziłam go z Mateuszem. A właściwie to już
nie. Ostatnio oskarżył mnie o to, że żenię się z nim tylko dlatego, że zmusza
mnie do tego ojciec.
–
A jest tak?- odważyła się spytać Iza, którą Aga natychmiast
obdarzyła miażdżącym spojrzeniem- No co? Pamiętam jaki potrafił być uparty w przypadku
twoim i Krzyśka, więc z Mają mgło być podobnie. Nic jej nie zarzucam.
–
Nie, nie jest- odparła Majka- Nawet wolałabym gdyby tak było:
ojciec kazałby mi się z nim rozstać, a ja nadal chciałabym się z nim ożenić. I
w ten sposób mogłabym udowodnić, że jednak go kocham.
–
Więc on sądzi, że wcale go nie kochasz?- upewniła się Agnieszka-
Zupełnie jak twój brat kiedyś.
–
I jak go wtedy przekonałaś, że jest inaczej?
–
Wyznałam, że jego główny potencjalny rywal jest gejem.- Nadzieja
Mai ponownie prysła.
–
Tyle, że ja nie mogę tego zrobić. Mateusz jest hetero.
–
Ale mógłby nie być, prawda?- drobny żart sprawił, że panna
Kamińska się roześmiała.
–
Prawda. Porozmawiajmy lepiej o czymś innym. Jak tam najmłodszy
członek rodziny? Dobrze znosisz ciążę?
–
Teraz już tak. A co nie możesz doczekać się aż wreszcie zostaniesz
ciocią?- w odpowiedzi Majka tylko się uśmiechnęła.
W dniu ślubu Mai Iza właśnie ubierała małego Antosia. Chętnie
wzięłaby synka na wesele, ale teściowie zaproponowali, że zajmą się wnuczkiem
aby mogła spędzić z Bartkiem całą noc i wreszcie się trochę zabawić. Gdyby
jednak wiedzieli jak bardzo chce tego uniknąć...
–
Jest już gotowy?- usłyszała głos męża przez drzwi.
–
Tak, zakładam właśnie Antosiowi czapeczkę. No, już możemy iść,
prawda?- spytała synka retorycznie chwilkę potem.
–
Tak. Tato, przywieziesz mi trochę tortu?
–
Jasne, szkrabie- Bartek pogładził synka po ciemnych loczkach.
Potem pocałował go w główkę- No, zmykaj już na dół, bo babcia z dziadkiem na
ciebie czekają. Już nie mogą się doczekać twojej reakcji na nową zabawkę.
–
Kupili mi nową zabawkę?- malec z radosnym piskiem pobiegł na
zewnątrz. Iza obserwowała go przez szybę w oknie.
–
Nie powinni tego robić. Za bardzo go rozpieszczają.
–
Czemu? Kupując nową zabawkę? Przecież to nic takiego. Antoś to
dobry dzieciak.
–
Tak- odparła ugodowo Iza idąc do swojego pokoju. Tak jak się
spodziewała mąż poszedł za nią.
–
Długo zamierzasz się jeszcze tak zachowywać?
–
Jak?
–
Doskonale wiesz o co mi chodzi. Antoś nie jest taki głupi: ma
prawie sześć lat. Widzi, że coś między nami jest nie tak.
–
A co ja mogę na to poradzić?
–
Wiesz, że żałuję tego co się stało. Do diabła to było...
–
Przestań. Mówiłam już wiele razy, że nie chcę już wałkować tego
tematu. Przeszłości już i tak nie zmienimy.
–
Iza do cholery. Popełniłem jeden błąd. Jeden błąd za który całkowicie
mnie skreśliłaś.
–
Powiedziałam, że nie chcę już o tym rozmawiać. A ty się na to
zgodziłeś.
–
Tak- przyznał- Zgodziłem się na tą całą szopkę w nadziei, że z
czasem to wszystko się zmieni. Że mi wybaczysz.
–
Wybaczysz? A ty być mi wybaczył? No powiedz: zrobiłbyś to?-
spytała wyzywająco patrząc mu prosto w twarz. Po chwili musiała jednak odwrócić
wzrok. Widok męża w czarnym smokingu działał na nią dekoncentrująco.
–
Doskonale wiesz, że na to pytanie nie ma poprawnej odpowiedzi.
Jeśli powiem, że nie zarzucisz mi hipokryzję lub niekonsekwencję a jeśli że tak
to zechcesz sprawdzić czy mówię prawdę. A ja na to nie pozwolę.
–
A więc i tak jesteś hipokrytą- niemal prychnęła.- A teraz jeśli
nie masz mi nic do powiedzenia to...
–
Nie zniosę tego już dłużej, rozumiesz?
–
Dwa miesiące temu zgodziłeś się na te warunki. Obiecałam nie
wnosić sprawy o rozwód jeśli tylko dasz mi spokój. Pamiętaj, że w każdej chwili
mogę zmienić zdanie- Bartek przez chwilę wyglądał tak jakby chciał coś
powiedzieć. Jednak po kilkudziesięciu sekundach tylko mocniej zacisnął usta.
–
Dobrze. W takim razie zostawię cię teraz samą. Taksówka przyjeżdża
za godzinę. Nie spóźnij się.
–
Nie spóźnię- gdy została sama ukryła twarz w dłoniach. Wytrzyma w
tym małżeństwie jeśli tylko da jej spokój? Kogo ona chce przekonać: jego czy
siebie? Przecież minęło zaledwie kilka tygodni a ona już czuje się jak ptak
schwytany w klatkę. Miałaby tak przeżyć resztę życia? Spojrzała w lustro widząc
przed sobą znajomą twarz. A jednocześnie była jakaś obcość w zaciętości rysów i
stanowczości w oczach. Kiedy stała się taka zgorzkniała? Czy te bruzdy wokół
ust zostaną na zawsze? Pospiesznie wyjęła z szafki puder i zaczęła rozprowadzać
go pędzelkiem. Potem starała się udawać przed sobą, że kilka minut temu między
nią a jej mężem nic nie zaszło.
Maja w życiu nie czuła się aż tak zdenerwowana jak tego dnia gdy
wspólnie z Agnieszką i Julką ubierała się w białą suknię. Ta druga miała być
jej świadkową.
–
No moja droga, chyba trochę jednak przytyłaś- odezwała się Aga
dociskając materiał sukienki, która okazała się być trochę zbyt ścisła w talii
Majki.
–
Tak- zgodziła się- Zapewne niedługo będę jeszcze szersza.
–
Och, przecież żartowałam. Nie chodziło mi wcale, że jesteś
grub...- nagle do Agi coś dotarło- Boże, ty nie żartowałaś. Jesteś w ciąży?-
jedyną odpowiedzią Mai był lekki uśmiech.
–
Filip wie?- spytała Julka. Maja była jej przynajmniej wdzięczna za
to, że od razu założyła, że to on jest ojcem. Wierzyła, że nigdy nie
zdradziłaby Drągowicza z innym. Zresztą wszyscy jej znajomi wierzyli. Tylko nie
sam zainteresowany
–
Nie.
–
Nie powiedziałaś mu?
–
Na początku nie wiedziałam- przypomniała sobie jak nieustanne
zmęczenie i sentymentalizm przypisywała złemu samopoczuciu po rozstaniu z
ukochanym- a potem chciałam żeby ożenił
się ze mną z innych pobudek niż dziecko. Oczywiście wtedy nie wiedziałam, że
jego obowiązkowość i honor nie pozwolą mu złamać danego słowa i porzucić
narzeczoną przed ślubem- powiedziała niemal z sarkazmem.
–
Och, Maju.- Agnieszka, choć mocno już zaokrąglona ją przytuliła.-
Tak się cieszę. Będziemy rodziły niemal w tym samym czasie!
–
Który to tydzień?
–
Nie jestem pewna: ósmy, a może dziewiąty. Jeszcze nie byłam u
lekarza: zrobiłam tylko test.
–
Teraz wszystko się już ułoży. Powinnaś jednak powiedzieć o tym
Filipowi wcześniej.
–
Dlaczego? Bo może uznać, że to nie jego dziecko i jeszcze bardziej
mnie znienawidzić za to że próbowałam wmanewrować go w ojcostwo?- Majka
przejrzała tor myśli bratowej. Agnieszka zarumieniła się zakłopotana.
–
Nie wyraziłabym tego aż tak bezpośrednio, ale tak. Filip może tak
właśnie pomyśleć.
–
Nie obchodzi mnie już to. Nie mam zamiaru dłużej go przepraszać
czy żebrać o jego uczucie. Jeśli mi nie wierzy to trudno. Najważniejsze jest
teraz moje dziecko. Wychodzę za Filipa tylko z jego powodu. Nie pozwolę żeby
wychowywało się bez ojca.
–
Maju, wiesz że nie musisz tego robić. My z Krzyśkiem mamy dość
pieniędzy. Nawet gdy ojciec cię wydziedziczy...
–
Sza. Teraz już na to za późno. A poza tym to nie będzie aż tak
bardzo źle, prawda? W końcu to tylko małżeństwo- roześmiała się, ale nawet dla
niej samej to nie było zabawne. Odwróciła się w kierunku lusterka.- No cóż,
chyba lepiej i tak już nie będzie. Czas
wyjść do pana młodego, co?
ROZDZIAŁ
DZIESIĄTY
Filip wiele razy wyobrażał sobie tą chwilę: jak w radosnym
oczekiwaniu będzie wypatrywał idącej główną nawą Mai, która z uśmiechem na
ustach zmierza w jego kierunku aby stać się jego żoną. Teraz jednak widząc
odzianą w biel kobietę czuł całkowitą pustkę. Nie potrafił jej już zaufać, a
jednocześnie tak bardzo bał się zranienia że nawet nie próbował. Jedak
paradoksalnie chciał tego: chciał ją mieć, naznaczyć ją jako swoją własność,
oznajmić wszystkim: ona jest moja. Zamiast tego stał tylko i beznamiętnym
wzrokiem wpatrywał się w idącą kruczoczarną piękność.
Ceremonia minęła mu nie wiedzieć kiedy. W jednej chwili był w
kościele, w drugiej zasypywany radosnymi życzeniami od gości weselnych, którzy
wciąż napływali z obu stron bocznych naw. Po kilkudziesięciu minutach
tradycyjnie zostali z Majką obsypani ryżem a potem wsiedli w wynajętą limuzynę
aby udać się na przyjęcie. Przez całą drogę żadne z nich się nie odezwało.
Filip spojrzał na żonę: wyglądała niemal jak posąg gdy niemal pustym wzrokiem
wpatrywała się w jakiś punkt naprzeciwko siebie. Już chciał coś powiedzieć,
pocieszyć ją jakoś, zapewnić że wszystko będzie w porządku, ale...nie mógł. Po
prostu nie mógł. Znów przed oczami stanęła mu scena pocałunku Majki z Mateuszem
i późniejsza rozmowa z nim: „Maja wychowała się w luksusie i boi się to
stracić, ale wiem że mnie kocha.”, powiedział wówczas Fijalski. Dlatego
Filip odwrócił się w stronę okna próbując myśleć o czymś zupełnie innym niż
zranione serce.
Ceremonia przebiegła mimo wszystko zgodnie z planami. Być może
państwo młodzi doceniliby perfekcję wedding plannerki gdyby nie to, że obydwoje
nie chcieli być w tym miejscu. Na szczęście wyglądało na to, że nikt niczego
nie zauważył. Filipa i tak większość osób miała za dość ponurego i sztywnego
mężczyznę a zachowanie Mai składano na krab zdenerwowania i zmęczenia.
Zwłaszcza gdy otwierając weselny taniec nieomal bez czucia padła w ramiona
Filipa. Ten początkowo myślał, że to jej kolejny fortel, ale patrząc na jej
półprzymknięte powieki i nienaturalną bladość zmienił zdanie.
–
Maja, Majka co się stało?- spytał potrząsając ją za ramię.
Niektórzy z gości zaczęli przyglądać im się z niepokojem. Na środek parkietu
podeszła Julia z Andrzejem.
–
Co z nią?
–
Nie wiem. Chyba z nadmiaru wrażeń zemdlała- odpowiedział Filip.
Julka tego nie sprostowała. Doskonale znała przecież przyczynę omdlenia.
–
Więc odejdź z nią na bok, powinna odpocząć- zasugerował Sławiński,
a potem odezwał się już głośno:- Obawiam się, że dla naszej małej panny młodej
to za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Albo to bardzo zręczny wybieg młodej pary
żeby spędzić ze sobą kilka chwil sam na sam trochę wcześniej.- niektórzy z
gości się roześmieli.
Filip był odrobinę zdenerwowany. Niosąc Maję na rękach wszedł do
pokoju, w którym mieli spędzić noc poślubną. Cały wielki budynek sali był dziś
wynajęty wyłącznie do ich dyspozycji. Odetchnął z ulgą dopiero wtedy gdy kładąc
żonę na łóżku otworzyła oczy wydając z siebie jakiś pomruk.
–
Nic ci się nie stało? Boli cię coś?- zamrugała kilkakrotnie. Potem
wolno pokręciła głową.
–
Wszystko w porządku- odezwała się słabym głosem.- Możesz już
wracać do gości.
–
Przyniosłem ci wody- odparł ignorując jej słowa- Wypij to. Andrzej
miał rację, to dla ciebie za dużo wrażeń.
–
Nie. Po prostu jestem już zmęczona udawaniem. Nie chcę tam być i
sztucznie się uśmiechać. Nigdy sobie nie wyobrażałam, że mój ślub
będzie...taki.- dokończyła. Mimo wszystko nie chciała powiedzieć, że jej ślub
będzie najgorszym dniem życia.
–
Sama tego chciałaś.- odparł znów chowając się za maską chłodu.
Zmęczona udawaniem? Czego od niego oczekiwała? Miał pogratulować jej
konsekwencji przez całe pięć lat?
–
Proszę cię tylko o jedno: nie powtarzaj już więcej tego. Nie chcę
słyszeć tej mantry ani raza więcej.
–
Maja...- widziała w jego oczach współczucie. Dla siebie czy dla
niej? A może ich oboje? Nie wiedziała.
–
Wracaj lepiej do gości- powtórzyła.- Ja za kilka minut zrobię to
samo- Już się bała, że nie wyjdzie, ale na szczęście spełnił jej polecenie.
Potem pędem pobiegła do łazienki i zwróciła całą zawartość żołądka.
Tomek czuł się trochę nieswojo z tym, że na ślub siostry zabrał ze
sobą Ilonę, swoją byłą dziewczynę. Ale tuż przed ślubem nie mógł już tego
zmienić. Poza tym był warty Ilonie choć tyle za tak pospieszne zerwanie
znajomości. Był jeszcze inny powód. I tak nie mógłby zabrać na przyjęcie Ani,
bo przecież miała go za zwykłego robotnika pracującego fizycznie przy
przeprowadzkach. Oczywiście mógł okłamać ją, że został zaproszony jako daleki
znajomy jednak jako brat panny młodej pełnił dość ważne miejsce podczas
obrzędu. Nie mógłby również ukryć podobieństwa do siostry a tym bardziej do
brata Krzyśka, który przypominał jego młodszą kopię. Już kilkakrotnie zbierał
się do tego żeby wyznać Parulskiej prawdę o sobie, ale po prostu nie mógł. Tak
cudownie im się gawędziło gdy on malował jej portret, choć stale ją uciszał nie
mogąc wychwycić niektórych niuansów w rysach twarzy, które zmieniały się wraz z
ruchem mięśni mimicznych twarzy. Poza tym dobrze czuł się w roli skromnego
robotnika. Czuł się trochę tak jakby miał inną tożsamość: wolną i beztroską od
całego pokładu przeszłości. Od jakiegoś czasu nie korzystał też z pieniędzy
ojca i nie kontaktował się z nim. Odkąd z domu wyprowadziło się jego rodzeństwo
nawet nie wpadał tam na moment. Ale nie mógł dłużej ukrywać przed kobietą którą
kocha kim naprawdę jest. Nie bał się reakcji Ani: owszem może być trochę zła,
zwłaszcza znając jej temperament i skłonność do kłótni, ale kocha go i z
pewnością wybaczy mu to drobne kłamstewko.
–
Myślałam, że jednak rzuciłeś Ilonkę- odezwała się do niego
bratowa, gdy poprosił ją do tańca- Nie znoszę jej.
–
Wydaje mi się, że ty nie musisz- zażartował- Tak, masz rację nie
jesteśmy już razem. Ale nie mogłem w końcu zostawić ją na lodzie. Przecież jej
rodzina też była zaproszona, a od dawna planowaliśmy iść na to wesele razem.
–
Patrzcie go, pomyślałby kto że się będziesz tym przejmował.
–
Jesteś taka zadziorna tylko przez hormony czy zawsze taka byłaś?
–
Jeśli jeszcze raz wspomnisz coś o moich hormonach to...- roześmiał
się a ona prychnęła świadoma, że ją tylko sprowokował.- Lepiej powiedz mi co
masz zamiar zrobić w sprawie Mai i Filipa.
–
A co mam zrobić? Oni się przecież kochają.
–
Ale każde z nich czuje się zranione. Nie widzisz jak teraz na
siebie patrzą?
–
Mam ci przypomnieć o twoim związku z moim młodszym braciszkiem? Na
początku było między wami tak samo. Zobaczysz, za jakiś czas będą razem
nieopisanie szczęśliwi.
–
Mam nadzieję- odparła Agnieszka- A co z tobą? Zamierzasz
kontynuować kawalerski żywot? Jesteś najstarszy z rodzeństwa, a jako jedyny się
nie ożeniłeś.
–
Kto wie? Być może i mnie uderzy niedługo strzała Kupidyna?- odparł
jej Tomek pytaniem w pamięci mając twarz Ani.- Kto wie?
Po przyjęciu Maja I Filip wreszcie zostali sami. Prawdę mówiąc
każde z nich czuło się bardzo niezręcznie. Nowa pani Drągowicz nie mogła
zrozumieć dlaczego tak się dzieje. Przecież nigdy nie czuła zażenowania w
towarzystwie męża. Nigdy. A przecież znała go tak dobrze również pod względem
fizycznym. Zastanawiała się jak będzie przebiegała ich noc poślubna. Jednak
Filip szybko ją ostudził:
–
Jesteś pewnie zmęczona, więc powinnaś położyć się spać. Ja będę
spał w pokoju obok- była tak zdumiona, że nie mogła wyrzec ani słowa przez
dobre kilka sekund.
–
Jak to? Nie zamierzasz ze mną spać?
–
Nie, nie zamierzam.
–
Dlaczego? Przecież jestem twoją żoną.
–
Zdaje mi się, że mieliśmy już kilkadziesiąt nocy poślubnych, a
właściwie przedślubnych.
–
Więc już mnie nie pragniesz?- A ty, miał ochotę spytać. Pragniesz
Mateusza czy mnie? Kogo będziesz wyobrażała sobie w łóżku?
–
To nie ma nic do rzeczy. Powiedziałem, że nie będę z tobą spał i
już.
–
Dlaczego?- podeszła do niego bliżej choć wcześniej siedziała
wygodnie w fotelu.- Dlaczego musisz to wszystko tak bardzo utrudniać?
Przeprosiłam cię wiele razy, choć prawdę mówiąc nigdy nie zrobiłam niczego za
co powinnam się wstydzić.
–
Nie zrobiłaś?- spytał z komicznym niedowierzaniem- Przestań już
udawać. Osiągnęłaś już swój cel, czego jeszcze chcesz?
–
Ciebie- położyła mu dłonie na ramionach i przysunęła się chcąc
pocałować. Szybko odwrócił głowę. Odebrała ten gest niemal tak jak policzek.
–
Ależ mnie masz- zapewnił ją- Jestem twoim mężem. I obiecuję, że
będę zachowywał się zgodnie z tą rolą przed innymi. Ale nie proś mnie żebym
udawał zakochanego po uszy żonkisia przed tobą. To jest dla mnie zbyt trudne. -
powiedziawszy to wyszedł. A serce dziewczyny skamieniało.
Następnego ranka Maja zaraz po przebudzeniu poczuła mdłości.
Zastanawiała się jak długo będzie się z tym jeszcze męczyła. Brakowało jej sił
i trudno jej było ukrywać swój stan przed mężem. Sama nie wiedziała jak mu to
wszystko powiedzieć. Bała się jego reakcji. Bała się, że oskarży ją o to, że to
dziecko Mateusza. A tego by nie zniosła. Zachowywała się więc jak tchórz
biegnąc jak najciszej do toalety tak aby jej nie widział. Nie obchodziła jej
nawet opinia ludzi, którzy sprzątali już salę na dole po ciągnącym się prawie
do rana przyjęciu.
Kilka godzin później z walizkami i wszystkimi rzeczami wraz z
Filipem miała przyjechać do nowego domu. Pamiętała go. Pamiętała jak wtedy
jeszcze wraz z narzeczonym oglądała każdy z pokoi i komentowała wystrój wnętrz.
Och, dziś wydawało jej się, że od tego czasu minęły wieki a nie zaledwie
kilkanaście dni.
–
Teraz muszę jechać na chwilę do biura, wrócę za jakieś półtorej
godziny, może trochę dłużej.
–
Do biura?- Świeżo upieczona pani Drągowicz spytała z
niedowierzaniem.- Przecież wczoraj wzięliśmy ślub. Musisz mieć urlop.
–
Zrezygnowałem- odparł po prostu. Majka spuściła głowę. Przecież i
tak postanowił odwołać ich sesję zdjęciową po uroczystości w kościele i odwołał
ich podróż poślubną. A teraz nadal chciał pracować? Nie zamierzała jednak
błagać ani żebrać. Poniżyła się już dostatecznie wciąż powtarzając mu, że tylko
jego kocha. Teraz te słowa przychodziły jej coraz trudniej.
Praktycznie cały dzień zmarnowała na rozpakowywanie bagażu.
Cieszyła się, że to monotonne zajęcie pozwoliło jej choć na chwilę zapomnieć o
tym, że właśnie zrobiła coś, co na zawsze zmieni jej życie.
Wzięła ślub.
Wzięła ślub z dobrze znanym sobie człowiekiem, który okazał się
dla niej kompletnym nieznajomym.
W niedzielę Tomek obudził się totalnie zmęczony. Mimo, iż
wcześniej zmiótł się z przyjęcia, głośna
muzyka i taniec przez całą noc nigdy nie były jego mocną stroną. Spojrzawszy na
swoją komórkę, zaklął pod nosem. Dochodziła dziewiąta, a on miał spotkać się z
Anną pół godziny temu. Zauważył kilka nieodebranych połączeń.
–
Kretyn- wymamrotał mając na myśli siebie. Zaraz potem wybrał numer
swojej dziewczyny.- Aniu, przepraszam zaspałem. Będę pod twoim mieszkaniem za
pół godziny. Bardzo cię przepraszam, mam nadzieję że nie jesteś mocno zła?
Aniu?- dodał gdy w słuchawce nadal brzmiała cisza.- Jesteś na mnie zła?
–
Prawdę mówiąc to z trudem powstrzymuję śmiech.- wyjaśniła powoli,
a Tomek z ulgi głośno wypuścił powietrze. Słysząc to wreszcie się roześmiała.
Kamiński po chwili do niej dołączył.
–
Bałem się, że pomyślisz że mi na tobie nie zależy i że się na mnie
gniewasz
–
Nie, pomyślałam tylko, że możesz być zajęty. Chyba jestem już za
stara na te nastoletnie zagrywki nastolatków typu kto pierwszy zadzwoni. A poza
tym kto powiedział, że się nie gniewam?- wyczuł w jej tonie przekorną nutkę.
–
Więc chyba powinienem coś z tym zrobić. Niedługo przyjadę.
–
Nie musisz jeśli coś cię zatrzymało i masz coś do załatwienia.
–
Nie mam. Po prostu zaspałem. Zaraz
ciebie będę.
Gdy Tomek dotarł na miejsce Anka już piekła nowy tort
przygotowując zamówienie. W jej niewielkim pokoiku roznosił się kuszący zapach.
Gdy tylko ją spostrzegł obdarzył długim, przeciągłym pocałunkiem.
–
Dzień dobry- odparł gdy tylko oderwał się od jej ust z szerokim
uśmiechem wciąż trzymając ją w ramionach.
–
Witaj- odparła dziewczyna w podobnym tonie- Wchodź już lepiej
zamiast robić tu ze mnie przedstawienie. Przecież tu jest ulica.
–
I co z tego? W końcu jesteśmy zakochani.-Ania pokręciła tylko ze
śmiechem głową- Chodź już lepiej na górę, bo przez ciebie spali mi się
biszkopt.
–
A więc byle spód do ciasta jest ważniejszy ode mnie?
–
Ten akurat tak. Ma być na przyjęcie urodzinowe Grodzkiego.
–
Z Grodzicki. s.a?
–
Słyszałeś o nim? Niezła szycha, co?
–
Tak- przyznał nie dodając, że miał przyjemność spotkać tego pana
osobiście i go poznać.- A więc rzeczywiście rozkręcasz swój biznes.
–
Tak- odpowiedziała z takim uśmiechem i rozmarzeniem, że Tomek nie
mógł się na nią napatrzeć.- Już niedługo
będzie mnie stać żeby wynająć to pomieszczenie.
–
Przecież powiedziałem ci, że możesz na mnie liczyć. Pożyczę ci
brakującą kwotę.
–
Co to, to nie. Nie wiem kiedy będę w stanie ci je oddać, a poza
tym to przecież nie wiadomo czy z powodu jakichś nieprzewidzianych wydatków
twoje oszczędności nie będą ci potrzebne- Tomek niemal westchnął z irytacji.
Podając się za zwykłego robotnika nie pomyślał o tym, że Ania będzie tak go
postrzegała. A przecież nie mógł jej teraz powiedzieć, że dla niego dziesięć
czy piętnaście tysięcy jest tylko drobną sumą.- A poza tym to lepiej powiedz mi
co porabiałeś wczorajszej nocy, że aż tak zaspałeś.
–
Obiecałem koledze, że pójdę z nim do baru na drinka. Nie mogłem
się wymigać- Trochę głupio czuł się porównując ślub i wesele siostry do wyjścia
na drinka, ale z drugiej strony nie mógł o tym przecież powiedzieć Ani. Poza
tym był tam z Iloną. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że musi jak najszybciej
skończyć tą maskaradę, bo pociąga ona za sobą coraz więcej kłamstw.
–
O, a myślałam że może skończyłeś już mój obraz.
–
Nie, jeszcze nie. Mówiłem ci, że musisz być cierpliwa.
–
Jestem. Tylko nie rozumiem dlaczego nie chcesz mi go pokazać
nieskończonego.
–
Bo to tajemnica.- Tomasz konspiracyjnie mrugnął okiem, a Ania
tylko prychnęła.
–
Aż boję się sobie wyobrazić jak mnie namalowałeś.
–
Nie jesteś w stanie.- powiedział odtwarzając w swojej głowie
wygląd niedokończonego płótna. Potem westchnął- Tak, nie jesteś w stanie.
Gdy Filip wrócił z pracy Maja właśnie kończyła układać swoje
ubrania. Od razu wyszła z ich wspólnego pokoju.
–
Zaczęłam rozpakowywać już twoje rzeczy. Nie wiem gdzie ułożyć
niektóre z nich, więc wolałam się upewnić żebyś później niczego nie szukał.
–
Niepotrzebnie- odparł ściągając swój płaszcz. Maja zauważyła, że
zmienił strój. Zastanawiała się gdzie to zrobił.- Zamierzam ulokować swoje
rzeczy w pokoju gościnnym.
–
Pokoju gościnnym?- powtórzyła jak głupia. W końcu powinna się
przecież tego spodziewać. Mimo wszystko przed oczami stanęła jej scena rozmowy
telefonicznej z Filipem odbyta zaledwie miesiąc temu:
„- Mam tylko jedno pytanie. Wolisz wielką i przestronną
sypialnię czy małą z ogromnym łożem pośrodku?
- Sądzę, że jeśli ty w niej będziesz na mnie czekał to nie będzie
to miało dla mnie większego znaczenia.
- A więc zrobię ci niespodziankę. Kocham cię”
Czy Filip naprawdę wypowiedział kiedyś do niej te słowa? Teraz
patrząc na jego beznamiętny wyraz twarzy nie mogła w to uwierzyć.
–
Tak będzie chyba dla nas najlepiej, prawda?- spytał retorycznie.
Nie, miała ochotę krzyknąć. Wcale nie będzie najlepiej. Zamiast tego
odpowiedziała głucho:
–
Tak, masz rację.- Nie zmusisz mnie do błagania, pomyślała. A poza
tym łatwiej będzie mi ukrywać swój odmienny stan.
–
Idę do siebie.- odparł. Potem skierował się w stronę pokoju
gościnnego. Tuż przy drzwiach jednak spytał:- Jeśli będziesz czegoś
potrzebować...pukaj.- Ciebie, miała ochotę odpowiedzieć. Ciebie będę
potrzebować.
–
Jasne- odparła tylko. Szykowała się kolejna samotna noc.
Tego samego dnia, późnym wieczorem do sypialni Izy wszedł Bartek.
Właśnie czytała jakąś książkę i nie od razu zauważyła jego obecność. Dopiero po
kilku chwilach odwróciła wzrok od książki.
–
Czego chcesz?- spytała go chłodno.
–
Dobrze wiesz czego.- odparł Kasprzyk zdejmując szlafrok.- Właśnie zdałem
sobie sprawę, że nie będę tego dłużej tolerował.
–
Ty nie będziesz tego dłużej tolerował? Czego?
–
Tego- odparł odchylając kołdrę. Iza gwałtownie podniosła się z
łóżka.
–
Jeśli w ciągu pięciu sekund nie wyjdziesz z mojego pokoju zacznę
krzyczeć.
–
Ciekawe jak wyjaśnisz to naszemu synkowi.- odpowiedział jej Bartek
zuchwale patrząc w oczy. Poczuła, że usuwa jej się grunt między nogami.
–
Znajdę jakiś sposób: mysz albo pająk.
–
Nie obchodzi mnie to.- stwierdził mając na myśli konsekwencje
swojego postępowania- Zniosłem już dość przez te 11 ostatnich tygodni. Nie
możesz mnie karać w nieskończoność.
–
Wcale nie zamierzam. Powiedziałam żebyś nie zbliżał się do mojego
łóżka!- krzyknęła.
–
A ja powiedziałem, że mam już tego dość! Od prawie 3 miesięcy nie
pozwalasz mi się do siebie zbliżyć.
–
Więc trzeba było mnie nie zdradzać!
–
Nie zdradziłem cię!
–
No tak, robienie loda przecież nie jest zdradą!- po raz pierwszy
od dłuższego czasu nazwała rzeczy po imieniu. - Mam do niej zadzwonić? Chcesz
żeby ktoś zaspokoił twoje potrzeby?!- Przez chwilę zapadła między nimi cisza.
Iza wiedziała, że zachowała się wulgarnie, ale nie mogła się powstrzymać. To co
zrobił jej Bartek po ponad 5 latach wzorowego wydawać by się mogło małżeństwa
wciąż bardzo ją bolało. A on na dodatek sugerował, że to ona przez swój upór je
psuje. Zupełnie jakby powinna to znieść bez słowa skargi albo udawać, że o
niczym nie wie. Tak pewnie według niego powinna się zachować idealna żona
wyższych sferach.
–
A więc naprawdę tak ma między nami być?- spytał cicho- Nawet nie
spróbujesz mi tego wybaczyć? Popełniłem tylko jeden błąd. Jeden cholerny...-
urwał na widok niedomkniętych drzwi. Zauważył za nimi jakiś ruch.- Antoś? Antoś
wracaj!- powtórzył gdy usłyszał tupot małych stópek. Szybko wybiegł z sypialni
żony i chwycił syna w ramiona. Malec przez chwilę wierzgał nóżkami, ale po
chwili przestał. W oczach miał łzy.
–
Dlaczego znów się kłócicie? Dlaczego?- Iza również przybiegła na
korytarz i zdążyła usłyszeć to zdanie. Spojrzała na Bartka, który patrzył na
nią wymownie. Tego było jej już za wiele. Miała dość sugerowania, że to przez
nią rozpadło się ich małżeństwo. Postanowiła, że czas z tym wreszcie skończyć.
–
Nie kłócimy się. Po prostu głośno rozmawiamy.- wzięła synka za
rączkę- Chodź do mojego pokoju. Dziś będę spała razem z tobą, dobrze? Trochę
boję się ciemności.- Malec wycierając załzawione oczy ostrożnie złapał mamę za
rękę. Ta mocno ją uścisnęła.
–
A tatuś?- spytał Antoś wyciągając drugą wolną dłoń w jego stronę.
Iza zagryzła ze zdenerwowania dolną wargę.
–
Tatuś będzie spał tak jak dawniej w pokoju obok. Mówiłam ci już,
że głośno chrapię, a tatuś musi się wysypiać żeby iść rano do pracy.- dopiero
teraz odważyła się spojrzeć na męża. Miała nadzieję, że potwierdzi jej wersję,
ale patrząc na jego zacięty wyraz twarzy przestała być tego aż tak pewna.
–
Tak, idź z mamusią- usłyszała głos Bartka i momentalnie się
uspokoiła. Skinęła mu głową niewerbalnie głową wyrażając wdzięczność. Gdy
chłopiec nadal stał niezdecydowany dodał- Idź Antoś. We troje będzie nam za
ciasno.- Dopiero kilkanaście sekund później chłopiec posłuchał rodziców. Nadal
czuł jednak, że coś jest nie tak.
Wieczorem Agnieszka zaczęła odczuwać silne bóle. Bała się, że z
dzieckiem mogło stać się coś złego więc od razu zawiadomiła o tym Krzyśka.
–
Jedziemy do szpitala- zdecydował.
–
Sądzisz, że to konieczne? Że mogę je stracić?!- dodała płaczliwie.
–
Nie, oczywiście że nie kochanie- odparł choć nie był tego do końca
pewny. Zaczął żałować, że wcześniej nie odwiózł żony do domu. Długie wesele
bardzo wycieńczyło Agę.- Ale mimo wszystko lepiej jechać. Gdzie masz numer do
swojego lekarza prowadzącego?
–
W torebce, w notesie. Boże, przecież minęła zaledwie połowa czasu.
–
Nie martw się.- Krzysztof mocno ją objął i pocałował w czubek
głowy- Wszystko będzie dobrze. Tylko się uspokój.
–
Aaaa- krzyknęła znów- Boli, Boże, jak boli.- Kamiński nie czekając
dłużej wyciągnął kluczyki i płaszcz żony z szafy a potem wykręcił numer
doktora. Wyjaśnił mu sytuację, a ten obiecał szybko być w miejscowym szpitalu.
Po niecałych dwóch kwadransach znaleźli się w szpitalu. Agnieszkę
od razu skierowano na badania a zdenerwowany Krzysiek musiał czekać za
drzwiami.
Bał się.
Bał się, że poprawie trzech latach starań o dziecko i
przekonywaniu do niego żony w końcu je straci nawet nie znając płci. Zarzucał
sobie, że nie powinien jechać na wesele siostry. Nawet jeśli miałaby potem być
na to zła. Gdy usłyszał dźwięk przekręcanej klamki od razu zerwał się z
krzesła:
–
Doktorze, co z dzieckiem?
–
Proszę pana wszystko jest w porządku i dziecku nic nie zagraża.-
Krzysiek momentalnie odetchnął z ulgą.
–
Świetnie. Czy mogę zobaczyć się z żoną?- doktor uśmiechnął się do
młodego mężczyzny. I choć został wezwany zupełnie niepotrzebnie to nie żałował.
Nie często spotyka się mężczyznę patrzącego na żonę z takim uczuciem.
–
Oczywiście, proszę wejść.- Gdy tylko drzwi się otworzyły Kamiński
niemal wbiegł do pokoju. Potem chwycił Agnieszkę za ręce.
–
Wiesz, wszystko dobrze. Trochę mi teraz głupio, że tak
panikowałam. Niepotrzebnie tu przyjechaliśmy.
–
Przynajmniej mamy pewność, że wszystko jest w porządku.
–
Tak. Doktor powiedział, że...nie będziemy mieli dziecka.- Mina
Krzysztofa zrzedła.
–
Jak to? Przed chwilą powiedział...- przerwał mu śmiech żony.
–
To bliźniaki- Wytrzeszczył na nią oczy.
–
Chcesz powiedzieć, że...
–
Tak, będziemy mieli od razu dwójkę.- Krzysztof mocno objął
Agnieszkę wyciskając na jej ustach niezgrabny pocałunek.
–
To cudownie, cieszę się. Dwoje za jednym zamachem...Jak wzięliśmy
się do roboty to przynajmniej porządnie...Au- urwał gdy żona mocno uderzyła go
w ramię- Przecież wiesz, że żartuję.
–
Tak, zresztą jak zawsze. No
ale czego się w końcu spodziewać po takim bałwanie.
–
Chciałbym tylko przypomnieć, że ten bałwan jest twoim mężem.
–
Niestety- udała niezadowolenie, jednak zaraz pogładziła Krzyśka
czule po policzku. Zdjął jej dłoń z twarzy i pocałował. Przez chwilę bez słów
patrzyli sobie w oczy. To co czuł teraz Krzysiek nie dało się opisać słowami.
Bo w jego piersi zebrała się fala czułości i uczuć wobec tej nienarodzonej
istotki. To znaczy istotek, poprawił się w myślach. Ciekawe czy to będą dwa
chłopczyki czy dziewczynki? A może parka? Nie mogąc się powstrzymać pogładził
wypukły brzuszek żony. Czując jego ruch uśmiechnęła się.
–
To cudowne, prawda? Że we mnie rośnie nowe życie. Wciąż nie mogę w
to uwierzyć. Rozpiera mnie taka energia, ale też strasznie się boję. A co jeśli
nie dam sobie rady jako matka? Przecież faktycznie nie mam pojęcia o
wychowywaniu dzieci. I to na dodatek od razu dwoje...-zaczęła paplać, ale
Krzysiek jej nie słuchał.
–
Poradzimy sobie.- Odparł z pewnością i pocałował ją w czoło.-
Ważne jest tylko to abyśmy byli razem.
Nazajutrz Maja obudziła się z błogim uczuciem rozleniwienia.
Przetarłszy oczy zaczęła patrzeć się w okno zastanawiając się dlaczego tym
razem czuje się inaczej. W końcu zrozumiała i uśmiechnęła się dotykając
brzucha. Po prostu jej malutki dzidziuś
nie spowodował dzisiaj wymiotów. Przeciągając się po raz ostatni wstała
zaczynając się powoli ubierać. Niestety, jej wykładowy nie rozumieli, że ona
wzięła ślub i życie musi toczyć się dalszym torem.
Gdy skończyła robić makijaż poszła do kuchni. Wstawiła czajnik
elektryczny zastanawiając się czy Filip już wstał czy może wyszedł wcześniej do
biura. Prawdę mówiąc nie tak to sobie wyobrażała. W swojej wizji małżeństwa
widziała siebie przygotowującą śniadanie i Drągowicza, który kwituje śmiechem
jej nieudane starania. Mimo wszystko wiedziała, że po pewnym czasie byłaby w
stanie się tego nauczyć.
Teraz jednak tempo wpatrując się we wnętrze pustej lodówki
pomyślała smętnie, że nawet nie zapytała go o tak prozaiczną rzecz jak
jedzenie. Dobrze, że miała jeszcze trochę gotówki, bo teraz zapewne tatuś już
zablokował jej kartę skoro „wyszła na swoje”. Przynajmniej nie będzie głodować.
Po wypiciu ciepłej wody (bo herbaty lub kawy też nie było)
wyruszyła na uczelnię. Nie miała powodu aby zwlekać, a gdyby to zrobiła
niechybnie zapukałaby do pokoju męża i prosiła go o wybaczenie żebrząc i
skamląc jak mały piesek o jakiś malutki okruszek uczucia. A przecież nie mogła
tego zrobić.
Na uczelni humor trochę jej się poprawił. Stało się tak za sprawą
Julki, która pomimo ich ostatnich waśni i prób skłócenia jej z Andrzejem nadal
się z nią przyjaźniła.
–
I jak się czujesz jako młoda mężatka? Jak tam nowy dom? Co z
Filipem?- pytała Barańska. Majka starała się opowiadać o wszystkim w białych
kolorach, ale Julia nie dała się zwieść. Domyśliła się, że Filip nadal nie
zmienił stanowiska.- To moja wina. Gdybym po wszystkim nie powiedziała mu, że
się wtedy wahałaś to..
–
To już nie ma znaczenia- Przerwała jej kategorycznie Maja- On jest
uparty tak jak ja i wierzy tylko temu co widział. Nie potrafię z nim już
rozmawiać, bo się przede mną zamknął.
–
Mówiłaś mu o dziecku?
–
Nie. Nie wiem nawet jak to zrobić. Potwornie się tego boję.
–
Będzie dobrze- pocieszyła ją Jula.- A teraz chodźmy już na tą
Pedagogikę, bo chcę już wrócić do domu.
–
Raczej do Andrzeja, co?
Po dwóch godzinach wykładów dziewczyny wraz z trzecią koleżanką
wyszły z budynku. Nagle Majka przystanęła.
–
O nie.- szepnęła patrząc w stronę bramy. Julka spojrzała w tamtą
stronę.
–
Mateusz- oznajmiła.- Wera, idź lepiej sama. Ja z Mają muszę omówić
pewną sprawę.
–
Jasne- odparła tamta- Ale jeśli trzeba go spławić albo coś to...
–
Nie, dzięki. Poradzimy sobie- Barańska pocałowała Weronikę w
policzek. - Do jutra.
–
Na razie.
–
Uf. No i co teraz?- odezwała się gdy zostały same.
–
Nie wiem. Nie mam zamiaru się z nim spotkać jeśli o to pytasz.
–
Wiem. Chodzi mi raczej o to skąd zna twój rozkład.
–
O ile wiem to nie zmienił się od miesiąca, a wcześniej mu go
nieopatrznie podałam- powiedziała sarkastycznie Maja- Dlaczego on nie może się
ode mnie odczepić? Wciąż te SMS-y i teraz to...Po co w ogóle się z nim
zadawałam?
–
Mnie nie pytaj. Dobra, poczekaj tutaj. Wyjdę sama i powiem mu, że
nie było cię dzisiaj w szkole. Powinien uwierzyć, bo przecież w sobotę miałaś
ślub i powinnaś być w podróży poślubnej- To niefortunne stwierdzenie sprawiło
tylko, że w gardle Mai pojawiła się gula. Właśnie: powinna być w podróży
poślubnej. A gdzie teraz jest? Przed szkołą nie mając pojęcia gdzie właściwie
jest jej mąż i o której wróci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz