Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 24 września 2017

Nowy początek: Rozdział XXIV



Niestety krótszy niż do tej pory, ale jeśli miałam go wstawić do końca niedzieli to na nic dłuższego nie było mnie stać. Tym bardziej, że wciąż jestem zmuszona pisać na starym pudle, czyli komputerze stacjonarnym-, co i tak jest mniejszym złem niż tablet. Mój laptop póki co wciąż w naprawie. Co do pytań o długość samego opowiadania, to pewnie się powtórzę, ale opowiadanie miało być dużo bardziej obszerniejsze (zawsze takie mi wychodzą, bo wydaje mi się, że zupełnie nie umiem pisać opowiadań w w trzecioosobowej formie; gdy tego próbuje za bardzo zagłębiam się w szczegóły, opisuje różne sytuacje z perspektywy wielu postaci i tworzy się taki mało zachęcający zlepek niedynamicznej akcji co przyznaję sama jako autorka), ale teraz staram się je maksymalnie skondensować w głowie rezygnując z kilku pomysłów (mam nadzieję, że przez to historia wiele nie straci i nie będzie pisana na łapu-capu). Także nie wiem czy mogę pokusić się o określenie konkretnej liczby. Na pewno nie będzie ich więcej niż dziesięć (chociaż znając mój styl pewnie i tego nie mogę obiecać)



CZTERNAŚCIE TYGODNI PO WYPADKU

Zosia wpatrywała się w pływające przy powierzchni rzeki kaczki. Obserwowała przy tym jak mały chłopiec w towarzystwie najprawdopodobniej ojca rzuca im małe okruszki pieczywa a one zwabione jedzeniem podpływają coraz bliżej niego. Zupełnie zapominają przy tym o domniemanym niebezpieczeństwie czy czymkolwiek innym. Ale z drugiej strony o czym może myśleć kaczka? Nie musi martwić się rachunkami do zapłacenia, dbaniem o męża czy dzieci, pracą i karierą zawodową. Jej życie skupia się tylko na beztroskim pływaniu i wyławianiu kawałków jedzenia od ludzi gotowych się z nimi nim podzielić.
- Chyba wiosna zbliża się pełną parą.- Rzekł w pewnym momencie Ksawery przerywając błogą ciszę i jej rozmyślania.- Dziś jest prawie dwadzieścia stopni.
- Tak.- Mrugnęła bezmyślnie poprawiając się na ławce co musiała robić dość często. Parkowe ławki nie należą do zbyt komfortowych. – Chyba brakowało mi słońca.
- Jakoś nie widać by cię zbytnio cieszyło.
- W mojej sytuacji też raczej nie miałbyś powodów do radości. Widziałeś jak ona ostatnio się ubrała?- Ksawery doskonale wiedział kim jest owa „ona” i nie odpowiedział, bo zrozumiał że Zosia oczekiwała od niego takiej samej opinii jak jej własna: Cruella robi z niej pośmiewisko. Ale dla niego prawda wyglądała zupełnie inaczej. Jego zdaniem Wiktoria zmianą wizerunku podkreśliła tylko walory Zosi wydobywając na światło dzienne jej naturalne piękno, które skrywała pod niedopasowanymi ubraniami czy beztroską fryzurą. Nawet makijaż który Zosia uważała za zbyt odważny tak naprawdę uwydatniał kolor jej oczu oraz podkreślił rysy twarzy; nie wspominając już o zniewalających ustach które od wielu miesięcy pragnął pocałować. Pokryte wyrazistą szminką po prostu prowokowały do nieodpowiednich myśli.- Robi ze mnie pośmiewisko. Na dodatek wczoraj, w poniedziałek rozmawiała z Karolem. Tym samym który poklepując Arka po ramieniu mówił jaką to jestem wdzięczną brzydulą.
- Nie torturuj się już myślami o niej.
- Jak mogę tego nie robić? Zwłaszcza, że ona stale coś knuje. Jest z siebie za bardzo zadowolona.
- Może po prostu w przeciwieństwie do ciebie stara się dostrzegać dobre strony całej tej sytuacji.
- Nie znasz jej prawie w ogóle, dlatego nie wiesz że to nie w jej stylu. Znów coś kombinuje, a ja nie mam pojęcia co.
- A co na ten temat mówi Marysia? To znaczy szans na waszą powtórną przemianę.- Ksawery zdecydował się na zmianę tematu. Miał nadzieję, że to odciągnie Zosię od problemu Cruelli.
- Och nie mówiłam ci? Wpadła do mnie w sobotę oznajmiając, że chyba odkryła co muszę zrobić by odzyskać dawną postać.
- I informujesz mnie o tym po trzech dniach?
- Gdy ci to wyjaśnię, sam zrozumiesz dlaczego. Otóż Maria poszła tropem wróżby z ciastka sylwestrowego i udało jej się w końcu dotrzeć do jej autora. Uwierzysz, że wynajęła nawet prawdziwą Chinkę do pomocy?
- I co dalej?- Niecierpliwił się.
- Nic. Udało jej się ustalić, że zmiana dusz rzeczywiście wynika z mocy wróżby.- Odpowiedziała takim tonem, który mówił że ani trochę w to nie wierzy.- I że minie jeśli uda mi się ją spełnić.
- Wróżbę?
- Aha.
- Więc…to oznacza że musisz „pokonać Wiktorię”, tak?
- Na to wygląda. Zapytałam nawet Marysi czy wystarczy zwykła trucizna czy będę zmuszona walczyć z Cruellą na kopie albo miecze, ale chyba nie zrozumiała żartu.- Zosia skrzywiła się przypominając sobie złość swojej siostry gdy to pytanie padło z jej ust.
- Hm, pokonać to nie musi znaczyć „zlikwidować”.
- Wiem. Ale co właściwie to może znaczyć? I czemu ona tak usilnie uczepiła się tych ciastek? Przecież Wiktoria nawet go nie zjadła.
- Ale twoim zdaniem ponowny upadek sprawi, że znów znajdziecie się w swoich własnych ciałach.- Wypowiedział na głos to, co wcześniej mówiła mu Zosia.- I nie obraź się, ale nie brzmi to mniej dziwaczniej niż propozycja twojej siostry.
- Dla mnie tak. A zresztą: nie chcę już o tym gadać. Co z Arkiem?
- Chyba nic nowego.- Zaczął Ksawery nie mogąc powstrzymać odruchowej sztywności. Wiedział, że Zosia pyta go o byłego ukochanego tylko dlatego by sprawdzić czy nie spotyka się z Wiktorią po pracy albo nie robi jakichś rzeczy które mogłyby jej zaszkodzić, ale to były jej tłumaczenia. On w skrytości ducha obawiał się, że ten goguś wciąż może interesować ją jako mężczyzna.- Pracuje, siedzi w domu, wieczorem czasem gdzieś wyjdzie.
- Sam?
- Najczęściej.
- To znaczy? Z przyjaciółmi do klubu na podryw? A może już ma nową dziewczynę?
- Miałoby to dla ciebie jakieś znaczenie?- Odważył się spytać.
- Jasne, że nie.- Prychnęła, ale fakt iż nie patrzyła mu prosto w oczy powiedział mu wszystko.- To nawet lepiej: odczepiłby się od Wiktorii.
- Chciałaś chyba powiedzieć, że od ciebie.- W odpowiedzi posłała mu piorunujące spojrzenie.
- Nie podoba mi się to dokąd zmierza ta rozmowa. Powiedz mi lepiej jak ostatnie zlecenie. Pokonałeś w końcu przeciwstawne wymagania klienta odnośnie wyglądu strony internetowej jego sklepu?- W duchu uśmiechnął się rozumiejąc, że ona tak jak on wcześniej zmianą tematu próbuje odciągnąć rozmowę od bolesnego dla siebie problemu. Dlatego udając, że tego nie zauważa wdał się w szczegółową relację na temat swojej pracy.

***
Dopiero w środę Zosia poznała już przyczynę dobrego samopoczucia Cruelli gdy Jowita powiadomiła ją o tym co widziała dzisiejszego ranka przyjeżdżając do pracy. Mianowicie Szymborska prowadziła z Arkiem pospieszną rozmowę. Zdaniem przyjaciółki wyglądali na takich którzy coś planują.
Zła, zrozumiała że Wiktoria od początku robiła ją w bambuko udając pozorny kompromis. Bo za jej plecami kręciła z Żylińskim…Pokonując wściekłość skupiła się na swojej pracy z niecierpliwością wyczekując przerwy na lunch. W ciągu ostatnich kilku dni Wiki nie jadała w stołówce na dole co do tej pory raczej ją cieszyło- w końcu mniej osób mogło rozpoznać jej dziwne zachowanie gdyby na przykład nie pamiętała kim są i o czym dawniej rozmawiali- ale teraz dotarło do niej że w bufecie nie było również Arka. To nie mogło być przypadkiem.
I rzeczywiście, kilka godzin później Zosia ostrożnie śledząc Cruellę weszła za nią do niewielkiej restauracji niedaleko banku. Tej samej zresztą, w której dawniej czasami to ona jadała z Arkiem. I rozgoryczenie zapiekło ją żywym ogniem.
Bo się śmiali.
Śmieli się odprężeni wybierając z karty jakieś dania jakby wymieniali dowcipy.
Jakby coś ich łączyło.
Widząc to jakaś bolesna szpilka ukuła ją w okolicy serca.
Bo nie wiedząc dlaczego ten śmiech jawił jej się jako drwiny z niej samej.
Nie mogła na to pozwolić.
Nie mogła.
Przezwyciężyła jednak natychmiastowy odruch podejścia do ich stolika by zrobić awanturę. To nic by w końcu nie dało, a tylko jeszcze bardziej zachęciłoby Arka do kontaktów z Szymborską. Dlatego postanowiła rozmówić się z nimi osobiście. Oddzielnie.
Pół godziny później czekała w biurze na Wiktorię z zaciętą miną. Gdy tamta w końcu wróciła a Jowita przekazała jej prośbę o rozmowę, zjawiła się bez pukania.
- A ty czego znów chcesz? Nie mów, że będziesz mnie rozliczać z pięciominutowego spóźnienia?
- Ty tak robiłaś gdy ktoś nieco przedłużył swoją przerwę na lunch, więc może chcę kontynuować twoje żelazne zasady?
- Nie nadajesz się do tego. Więc? O co chodzi?
- Naprawdę masz mnie za taką głupią?
- Rany, musisz zaczynać takim banalnym sloganem który nic mi nie mówi?
- A ty kłamać i łamać obietnice?
- Powtarzam: o co ci chodzi?
- O Arka. Kazałam ci się z nim nie spotykać.
- Ach, to masz na myśli.- Cruella w geście bagatelizacji machnęła ręką, choć w jej oczach wyraźnie pojawił się błysk. Błysk zadowolenia z siebie.- Nie moja wina, że za mną lata.
- Więc mogłaś kazać mu spadać!
- Ale ten biedaczek wprost usychał za mną z tęsknoty. No i wielokrotnie wyznawał mi miłość. Miałam więc tak po prostu zostawić go samemu sobie? Przyznasz chyba, że to byłoby dość okrutne. Poza tym od początku mi się podobał i chciałam go wypróbować.
- Co…? Co to ma znaczyć?
- Jej, chyba nie jesteś bardzo zła, prawda? W końcu mimo wszystko on sądzi, że robił to z tobą.- Słysząc to cała krew odpłynęła z twarzy Zosi.
- Co masz na myśli?
- Serio musisz pytać?
- Ty suko!- Może gdyby nie ten bezczelny wyraz twarzy na ustach Wiktorii, może gdyby nie prowokacja bijąca z jej słów, Zosia zdołałaby uniknąć wybuchu. Ale tak po prostu nie potrafiła się powstrzymać. Ze łzami upokorzenia i wściekłości w oczach rzuciła się na Szymborską.
Z powodu zaskoczenia i szoku tamta prawie natychmiast upadła na twardą glazurę wydając z siebie cichy jęk. Potem próbowała odepchnąć od siebie Zosię.
- Co ty robisz kretynko?! Puszczaj mnie.
- Jak śmiałaś to zrobić?!- Krzyczała tamta jednocześnie potrząsając Wiktorią.-I to tylko z powodu chęci odegrania się na mnie?! Jak mogłaś się z nim przespać?!
- Nie moja wina, że mam to twoje pieprzone ciało! Ale ty śmiało: też możesz korzystać! Na przykład z tym całym Ksawerym! Jestem pewna, że będzie chętny. Teraz nawet bardziej skoro wyglądasz sto razy lepiej mając mój ciało.- Dodała doskonale wiedząc, że ta gęś nigdy nie przespałaby się z żadnym facetem z chęci odwetu. Nawet na niej. Była więc bezpieczna.
- Jesteś dziwką która nie wie co to szacunek i zaufanie. Bo ja ci zaufałam, a ty z nim..
- Jesteś dziewicą czy co? Czemu aż tak cię to boli?!- Wrzasnęła Szymborska co spowodowało, że Zosia odruchowo ją puściła.
- Bo to moje ciało, nie twoje! I choć ty tego nie rozumiesz z szacunku do niego i siebie samej nie traktuję go jak materaca dla facetów!
- Nie wiesz co tracisz, króliczku.
- Jesteś nie tylko podła, ale i okrutna. Poza tym…- Zosia już szykowała się do dłuższej przemowy gdy przetrawiła wcześniejsze słowa Wiktorii.
Jesteś dziewicą czy co?
Jesteś…
Gdyby przespała się z Arkiem, Cruella wiedziałaby jaka jest prawda. Spłynęła na nią fala ulgi tak wielkiej, że prawie zakręciło jej się w głowie. Sama świadomość, że Arek dotykał jej ciała i był w niej napawała ją odrazą. Wciąż trzęsła się ze złości. Mimo to wstała z podłogi, choć czuła że nogi wciąż jej drżą. Dzięki Bogu jednak tamta tylko kłamała.
- Co: słów ci zabrakło?
- Nie: zamierzałam dodać że jesteś wstrętną kłamczuchą.
- Epitet rodem z edukacyjnej bajki dla dzieci. Nawet nie potrafisz kogoś porządnie obrazić?
- Ironią nie przykryjesz prawdy.
- Nie zamierzam cię przekonywać jak słodko było mi z Areczkiem: w sumie to nawet lepiej że nie wierzysz, bo mogę to dalej robić bezkarnie.
- Nie udawaj. Spytałaś czy zabolało mnie to bo jestem dziewicą. Skoro z nim spałaś to z pewnością znałabyś odpowiedź na ten fakt.
- Skąd wiesz czy to nie celowy wybieg?
- Jezu, naprawdę zrobiłaś to wszystko byleby mnie tylko wkurzyć?- Kontynuowała Zosia nic sobie nie robiąc ze słów Wiktorii usiłującej ją przekonać do swojej wersji.
- Dobra, nie spałam z nim jeszcze z powodu natłoku obowiązków zawodowych ale zamierzam, gdy tylko sprawdzę szczegółowo całym okres twojego panowania tutaj.- Przyznała w końcu niechętnie Wiktoria.-  Z twoim pozwoleniem czy bez.
- Nie próbuj bo to się może dla ciebie źle skończyć. I tym razem mówię poważnie.
- Jej, kiedy w końcu przestaniesz mnie straszyć, hm? Naprawdę nie dociera do ciebie że mam gdzieś twoje groźby?
- Zwolnię cię z banku. I przestanę dawać pieniądze: w końcu to ja jestem teraz tobą i mam dostęp do środków na wszystkich rachunkach. A fakt, że przez cztery dni potrafiłaś wydać 10 000 zł oznacza, że z pewnością nie wyżyjesz całego miesiąca za jedną trzecią tej kwoty, którą zarabiałam jako ja. Poza tym doprowadzona do ostateczności mogę zrobić coś co zaboli ciebie i twoją próżność jeszcze bardziej. A szkoda byłoby takiej ładnej buzi.
- Co? Zamierzasz bawić się teraz w Hannibala?
- Aż tak to nie, ale zawsze uważałam że blizny dodają atrakcyjności. Tylko nie jestem pewna czy to działa również w przypadku kobiecej twarzy.
- Tak się składa, że teraz ta kobieca twarz to również twoja twarz. Tak więc chcąc nie chcąc to ty stałabyś się szpetna.- Wiktoria ani przez moment nie wyglądała na pozbawiona animuszu.
- Może.- Zosia beztrosko wzruszyła ramionami.- Ale w końcu kiedyś się nimi zamienimy, prawda? A nawet jeśli nie to i tak satysfakcja byłaby dla mnie dostateczną rekompensatą.
- Pamiętaj, że ja też mam dostęp do twojego ciała i mogę odpowiednio się odegrać.
- Już mówiłam, że nie jestem próżna. I choć groźna też nie, dłużej nie pozwolę ci na te gierki z Arkiem.
- Możesz wymyślać co chcesz, a i tak odegram się sto razy bardziej.
- Tak ci się tylko wydaje. Bo właśnie przyszedł mi do głowy nowy pomysł. W przypadku malwersacji środków przez dyrektorkę działu raczej nie skończy się to tylko zwolnieniem, prawda? Ale dla szeregowego pracownika takiego jak Zosia Niemcewicz, no wiesz w razie gdybyś chciała się odkuć…zwłaszcza po tym sylwestrowym wypadku pan Adamczyk zadowoli się wyciszeniem sprawy wobec dawnej ofiary która ucierpiała na skutek niezapewnienia bezpieczeństwa na imprezie firmowej za które odpowiedzialny był bank. A praca tutaj zawsze była dla ciebie najważniejsza, prawda? Tak samo jak reputacja. Ja i tak w niedługim czasie planowałam stąd odejść. A jak myślisz jaki bank zatrudniłby cię po czymś takim nawet na stanowisko kasjerki?
- Brawo, cóż za kreatywność.- Wiktoria szyderczo klasnęła w dłonie.- Ale powiedz mi jeszcze jedno: chodzi ci tylko o Arka? Czy innych facetów też nie mogę…
- W porządku?- Rozległ się głos Jowity.- Słyszałam jakieś hałasy…
- Prosił cię ktoś o pomoc?!- Warknęła Cruella.- Spadaj i się nie wtrącaj.
- Na pewno w porządku Zosiu?
- Do cholery przecież ci mówię, że…- Wiktoria miała już dość ignorowania jej. Nie była do tego przyzwyczajona. Może to dlatego na każdy przejaw takiego zachowania ze strony Zosi reagowała zbytnią przesadą. Ale nic nie mogła na to poradzić. Nie, gdy takie podrzędne coś jak Piegusek nagle miał nad nią władzę
- Tak Jowita, w porządku. Wiktoria po prostu się potknęła a teraz krzyczy bo…lubi sobie trochę powrzeszczeć. Ale teraz już wychodzi by wracać do pracy.
- Ty…
- Prawda?
- Odwal się.- Mrugnęła jeszcze wściekle wychodząc z gabinetu ostentacyjnie wymijając Jowitę.
- No dobra, to teraz czas na drugą rundę: przyprowadź Arka, Jowi.
- Na pewno?- Upewniła się przyjaciółka Zosi.
- Tak.
Z Żylińskim poszło znacznie lepiej niż przypuszczała. Na początku przypomniała mu o tym, że idąc mu na rękę za zgodą „Zosi” zgodziła się na anulowanie zwolnienia, ale potem stosując groźby sugerujące władzę nad nią rozkazała by się z nią nie spotykał. Przez jakiś czas na jego twarzy błąkał się ironiczny uśmieszek, ale z czasem znikł. Zosia nie miała pojęcia co go spowodowało do czasu gdy nie spytał jej:
- Ty wcale jej nie nienawidzisz, prawda? Ty chcesz ją po prostu chronić. Przede mną. Uważasz, że ją skrzywdzę i z jakichś powodów zamierzasz jej tego oszczędzić.
- Bardzo ciekawa teoria, ale kompletnie wyssana z palca.
- Czyżby? Co tak naprawdę was łączy? I czemu się o nią martwisz? Jaką masz nad nią władzę?
- Żadnej. Poza taką jaką ma szefowa nad swoją pracownicą.
- Nie wierzę. Powiedz mi prawdę, a może przemyślę twoją ofertę.
- Naprawdę sądzisz, że masz jakiś wybór?- Zosia rzuciła mu twarde spojrzenie, które ani trochę go jednak nie ośmieliło. Ze złości prawie zazgrzytała zębami.
- Powiedz, chodzi o to co usłyszałaś w tamtej piwnicy? To wszystkie głupoty o których mówił Karol…przez to mi nie wierzysz. Nie wierzysz w to, że kocham Zosię.
- Czemu miałoby mnie to obchodzić?
- Ty mi odpowiedz.
- Kręcimy się tylko w kółko.
- Na twoje własne życzenie. Bo nie potrafisz zrozumieć, że kocham Zosię.
- Kocham, kocham…- Mrugnęła sarkastycznie.- To tylko głupie słowo, które może powiedzieć każdy. Jego powtarzanie niczego nie zmieni.
- Dla mnie to nie jest tylko słowo.
- I pewnie dlatego nawet nie rozpoznałeś, że kobieta z którą się ostatnio spotykasz to wcale nie jest…
-…co wcale nie jest…?
- Nic.- Zakończyła z rezygnacją. Potem jednak wpadła na nowy pomysł.- Chodzi o to, że ona nie do końca pamięta swoje dawne życie. Zosia w wypadku straciła pamięć.
- Co?
- Nie mówiła tego, bo to nie do końca tak wygląda. Po prostu zapomniała wiele faktów. Dlatego pomagam jej w pracy traktując trochę bardziej preferencyjnie. Naprawdę nie zauważyłeś, że zachowuje się inaczej?
- Tak, ale nigdy bym nie pomyślał że taka może być tego przyczyna.
- Więc już wiesz. Dlatego daj jej spokój przez jakiś czas. Bo ona cię nie pamięta. Spytaj ją o wybrane wspomnienie o którym wie tylko wasza dwójka i będziesz miał odpowiedź. Ona nie będzie miała pojęcia o czym mówisz.
- Chcesz powiedzieć, że to mnie nie pamięta? W ogóle?
- Tak. Jakimś cudem tak się właśnie stało. Może to jakaś trauma spowodowana tym jak ją dawniej potraktowałeś.- Nie mogła się powstrzymać od złośliwości.- Więcej nie powiem, ale mam nadzieję, że to uszanujesz.
- Czemu nic mi nie powiedziała?
- Nie pytaj mnie o to. – Arek milczał dłuższą chwilę, a Zosia w tym czasie odwróciła się do okna. Nie chciała na niego patrzeć dłużej niż jest to konieczne.
- Jesteś jej siostrą, prawda?
- Co powiedziałeś?
- Na pierwsze spotkanie przyjechała twoim samochodem. Ale zanim to wyjaśniła odparła, że samochód był jej siostry. I wyraźnie była zmieszana swoją gafą.
- Nie my nie…- Szybko zaprzeczyła, ale tak samo szybko zrozumiała że nadarza się dobra okazja do usprawiedliwienia całego tego bałaganu.-…skoro już się domyśliłeś, niech to pozostanie między nami. Jestem…pozamałżeńskim dzieckiem mojej matki, więc nie ma się czym chwalić. O mój ojciec zdradził matkę Zosi.- W myślach miała nadzieję, że kochany tata wybaczyłby jej coś takiego jeśli kiedykolwiek usłyszy tę bzdurę.
- W życiu nie pomyślałbym, że pan Niemcewicz…- pani Ela potrafi być co prawda bardzo upierdliwa, ale żeby zdradzać ją zaraz po ślubie, dokończył w myślach. I to gdy Maria miała jakieś trzy latka.
- A jednak. Ale od teraz jesteś zobligowany do zachowania tajemnicy.
- Nie musisz się martwić. Zależy mi na dobru Zosi. Marysia też o tym wie, prawda? To stąd jej zainteresowanie tobą. A sama pani Elżbieta?
- Też. Wybaczyła mu. Ale dość o tym. Liczę, że wysłuchawszy tych rewelacji dasz Zosi tyle czasu ile będzie potrzebować i nie będziesz namawiać do powrotu do waszego wspólnego mieszkania z Ksawerym. Nie chciałabym posuwać się do szantażu. Ale jeśli mi to utrudnisz to będę musiała. I nie rozumiem czemu się tak uśmiechasz.
- Chyba właśnie po raz pierwszy dojrzałem w tobie jakiś ludzi odruch. Do tej pory uważałem, że jesteś zaprogramowaną maszyną do zwiększenia rentowności banku i wredną kobietką pozbawioną głębszych uczuć. Ale bardzo się myliłem.
- Nie udobruchasz mnie wątpliwymi komplementami. One nie sprawią, że zmienię zdanie.
- Wiem.- Żyliński uśmiechnął się jakby z lekką melancholią.- Ale chciałem byś to wiedziała.
- Zostaw te gładkie słówka dla innej muchy która zechce złapać się na twój lep.
- Rozczarowałabyś mnie gdybyś nagle zaczęła być miła.
- Skoro załatwiliśmy wszelkie sprawy to możesz już wracać do pracy.- Przybrała bardzo rzeczowy ton, nie komentując jego ostatniego stwierdzenia, choć bardzo trudno się to niego zmusiła. Jej złość dodatkowo wzmagał fakt, że odruchowo miała zamiar odwzajemnić szeroki uśmiech Arkadiusza. A przecież go nienawidziła. Był najgorszą kanalią i zdrajcą jakiego nosiła ziemia. A mimo to tylko przez jeden uśmiech była w stanie zapomnieć o tym wszystkim. To nie wróżyło niczego dobrego dla jej serca.

PIĘTNAŚCIE TYGODNI PO WYPADKU

Tego już za wiele, pomyślała Wiktoria gdy ten cały współlokator Zosi i drugi z adoratorów (jak nazywała go w swoich myślach) po raz trzeci pojawił się w banku podczas lunchu. I zamiast zjeść w gabinecie razem z Pieguskiem którego przecież odwiedzał, jadł go tam gdzie ona. Początkowo sądziła, że to był przypadek, ale dzisiaj specjalnie poszła do jednej z małych knajpek niedaleko banku i spostrzegła, że on robi to samo. Super. Jeszcze tego jej brakowało, żeby jakiś młody studencik ją szpiegował. Ale nie zamierzała udawać, że niczego nie zauważa.
- Cześć, mogę się przysiąść? Zważywszy na to, że warujesz tu z mojego powodu tak chyba będzie prościej nie?
- Brawo, w końcu się domyśliłaś.- Odparł jej niczym nie zrażony Ksawery.- Podobno jesteś taka bystra, a zorientowałaś się tak późno.
- Bo zazwyczaj nie zwracam uwagi na obserwujących mnie napalonych samców. Czemu mnie śledzisz? Z rozkazu Pieguska?
- Kogo?
- No Zosi. Tak ją nazywam. Wcześniej sądziłam, że to nawet wredne, ale teraz wydaje mi się nawet być słodkie, a ty jak uważasz? Jej a to co za spojrzenie? Nie chcę cię straszyć Studenciku, ale żyję na tym świecie trochę dłużej niż ty i takie numery na mnie nie działają. Może gdybym miała pięć lat, ale że nie mam…- Wzruszyła ramionami.- Więc jak? Co konkretnie ci kazała? Tylko meldować o miejscu pobytu? A może jakichś konkretnych wydarzeniach? Jezu, język stanął ci kołkiem czy co?
- Naprawdę ciężko z tobą wytrzymać. Nawet trzy minuty to katorga.
- Prawda? Więc przemyśl na co się piszesz.- Mrugnęła do niego okiem jednocześnie biorąc olbrzymi kęs dietetycznej kanapki. Potem bez słowa wstała z krzesła i przesiadła się z powrotem. A po dziesięciu minutach wyszła.
Z biegiem czasu ta inwigilacja zaczęła ją coraz bardziej irytować. Aż do piątku, gdy przypadkiem nie przyłapała go na spoglądaniu na jej nogi. I w końcu uświadomiła sobie oczywistą rzecz. No jasne, przecież sama często żartowała że to drugi amant Pieguska. Dlaczego więc teraz zapomniała o tym fakcie? Przecież mogła go niecnie wykorzystać…Od tej pory zmieniła więc strategię. Zamiast być jeszcze bardziej wredną i złośliwą niż jest, zaczęła być dla niego słodka jak miód i robić niewinne minki, jak to robi prawdziwa Zosia. A przynajmniej się starała, bo trudno jest flirtować i wdzięczyć się udając cnotkę. Ale to i tak działało. Widziała jak często przełykał ślinę gdy pochylała się nad nim prowokacyjnie wystawiając mu pod nos swój dekolt w całej krasie czy podchodziła bardzo blisko. Zorientował się w jej knowaniach dopiero po kolejnych czterech dniach gdy zaprosiła go do swojego nowego lokum udając, że skoro jest złem koniecznym to mógłby chociaż pomóc jej w przestawianiu mebli. Ksawery zgodził się nie wietrząc podstępu, a gdy spełnił swoje zadanie został przez nią zaproszony na kawę. Potem Wiktoria wysiliła się nawet na jakąś rozmowę by zaatakować pełną parą. Po prostu gdy wyszedł z toalety zdjęła bluzkę i została w samym staniku oraz krótkich spodenkach. A gdy patrzył na nią bez słowa podeszła do niego  delikatnie wplatając mu dłonie w kark. Oprzytomniał dopiero po dłuższej chwili.
- Ccco ty robisz?- Próbował się odsunąć, ale mu na to nie pozwoliła.
- Jak to co? Wykorzystuję sytuację. Zosia nie wspominała, że lubię to robić? A skoro nie mogę mieć Arka, do czego zmusiła mnie szantażem, to mogę zadowolić się tobą.
- Jesteś szurnięta jeśli sądzisz, że chciałbym mieć z tobą cokolwiek wspólnego.- Warknął wściekle gdy udało mu się od niej uwolnić. Uśmiechnęła się z satysfakcją widząc towarzyszące temu spojrzenie.
- Ze mną może nie. Ale teraz mam twarz i resztę ciała Zosi.- Wyjaśniła jednocześnie dłońmi zjeżdżając od ramion aż do ud. Oczywiście obserwował ten ruch jak zahipnotyzowany.
- Co to ma do rzeczy? I co ty sugerujesz?
- Przecież wiem, że się w niej bujasz, ona też. Tylko niestety, nieszczęśliwie zakochała się w Areczku, a że nie może mu wybaczyć raczej pozostanie sama przez następną dekadę rozpaczając nad godnym pożałowania byłym, niż da szansę innemu facetowi. Dlatego przykro mi to mówić Studenciaku, ale nie masz żadnych szans.
- Nie jestem żadnym studentem i przestań mnie tak nazywać! A co się zaś tyczy Arka to jesteś w błędzie, bo ona go nie znosi. Nie po tym co jej zrobił.
- Och oczywiście, może tak mówić: a raczej wmawiać to sobie i innym. Ale serca nie oszuka. Dlatego teraz jest twoja jedyna szansa.
- Niby jaka? I ubierz się wreszcie!- Krzyknął a ona wybuchła śmiechem.
- A co: konar już zapłonął?
- Naprawdę coś z tobą nie tak.
- O i owszem. Mam nie swoje ciało.- Nie przejęła się zbyt mocno obelgą, za dobrze się na to bawiła.- Ale dzięki temu ty masz szansę zobaczyć jak mogłoby ci być z nią. Gwarantuję ci, że ona o niczym nie musi wiedzieć. A my możemy miło spędzić czas.- Mówiła wolno, celowo modulując głos tak by przybrał nieco uwodzicielską nutę. Dodatkowo położyła dłonie na swoich biodrach kierując się w jego stronę. Ksawery nic nie robił. Po prostu na nią patrzył. I patrzył. Widziała grę emocji na jego twarzy i walkę. Była ciekawa kto w niej zwycięży. Ale z chwilą gdy jej wargi dotknęły jego ust już wiedziała, że to będzie ona. Robiła to bardzo delikatnie i niespiesznie tak by zbytnim pośpiechem nie sprawić by oprzytomniał. Zaledwie muskała jego wargi dokładnie czując ich fakturę i miękkość. Potem na próbę dotknęła go mocniej, a gdy chwilę później koniuszek jej języka znalazł się w jego ustach poczuła jak ostatnia tama opanowania pryska. Ksawery mocniej przygarnął ją do siebie jedną dłonią ściskając jej kędziory z tyłu głowy co pozwoliło mu kontrolować jej kąt nachylenia a drugą gładził plecy. Przestał być biernym obserwatorem: teraz to on kontrolował pocałunek.
Dopiero później Cruella zorientowała się, że przegrała gdy ze wstrętem odsunął ją gwałtownie od siebie. Bo wcale nie miała zamiaru przestać. Cholera, ten młody szczaw tak ją podniecił, że chciała więcej. O wiele więcej.
- Gdzie idziesz?
- Wychodzę.
- Hej, nie zostawisz mnie takiej rozpalonej, co? Nie boisz się, że wynajmę jakiegoś faceta by dokończył to czego ty nie byłeś w stanie? I jaki raport zdałbyś swojej platonicznej miłości?- Nakładając swoją kurtkę Ksawery tylko spojrzał na nią bez słowa a potem wyszedł. A ona nie wiedzieć czemu poczuła z tego powodu rozczarowanie. No, może miało to coś wspólnego z faktem, że nieźle całował. To wszystko.

***
Wściekły Ksawery wszedł do mieszkania po dobrej godzinie od wizyty u Wiktorii. Przez ten czas próbował ochłonąć jeżdżąc bez celu samochodem, ale niewiele mu to pomogło. Czuł, że zawiódł Zosię dając się skusić Szymborskiej. Tym bardziej, że nie raz ostrzegała go przed przebiegłością tamtej. Tyle, że on nigdy by nie wpadł na to, że mogłaby zagrać w tak nieczysty sposób jak to zrobiła. Grając jego uczuciami.
Zdejmując swój płaszcz i buty od razu wszedł do salonu włączając telewizor. Chciał zagłuszyć czymś swoje myśli, przestając obsesyjnie rozmyślać o kremowej skórze Zosi, jej piersiach i ramionach. W pamięci wciąż miał ten fantastyczny widok, który przyćmił mu rozum. Tak bardzo, że prawie uległ.
Do diabła, kochał Zosię. Przez całą tą zamianę i fakt okazanego mu zaufania jego głębokie uczucie jeszcze się umocniło. Ale nie była dla niego tylko figurą jakiegoś bożka do którego mógł wzdychać. Darzył ją również namiętnością: aż do tej pory nie znając jej ogromu.
- Boże…- Powiedział do siebie zamykając twarz w dłoniach. – Boże…
- No, nie wiedziałem że jesteś aż tak bardzo religijny.- Rozległ się obok niego głos Arkadiusza. Dzięki temu Ksawery szybko oprzytomniał zbierając się w sobie.
- Czego chcesz?
- Niczego. Zamawiam pizzę. Chcesz trochę?- Iksiński spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Czego ode mnie chcesz, że nagle jesteś taki miły?- Słysząc to Arek roześmiał się.
- Niczego. Po prostu mam dobry dzień. Więc jak?
- Dobra.- Burknął tamten.- Tylko z dużą porcją mięsa: nieważne czy szynka czy kurczak.
- Ok, więc wezmę dwie. - Oprócz jedzenia, pół godziny później Arek przyniósł z lodówki kilka piw, a że akurat był mecz w telewizji, rozsiedli się oboje w salonie.- Prawie jak za starych dobrych czasów nie?- Skomentował to w pewnym momencie przypominając sobie, że tuż po wprowadzeniu się Ksawerego często oglądali razem mecze- nawet jeśli kibicowali odmiennym klubom.
- Powiedzmy. Zanim podzieliła nas miłość do Zosi.- Ksawery nie zamierzał być uszczypliwy, ale pamiętał też że raczej nie możliwe jest by reprezentowali ten sam obóz skoro oboje pragnęli być z tą samą kobietą.
- A więc wciąż będziesz chciał o nią walczyć?
- Mówisz tak jakbyś już wygrał.
- Bo praktycznie wygrałem.- Na te słowa Ksawery nie mógł się nie roześmiać.
- Niczego nie wygrałeś. Nie znasz prawdy.
- Mylisz się.- I znów go zaskoczył.
- Co to znaczy?
- To co słyszysz. Dziś w pracy Wiktoria wszystko mi wyznała. Prawdę o Zosi.
- Czyli co dokładnie?
- Nie mogę powiedzieć.
- Ok.- Mrugnął tylko upijając łyk piwa z butelki. Bo w mig zrozumiał, że cokolwiek mu Zosia czy tam Wiktoria powiedziała, na pewno nie była to prawda o zamianie ciał.
- Nic sobie z tego nie robisz?
- To ten moment w którym mam się rozpłakać?
- Widzę, że wciąż mi nie wierzysz. Ale trudno, za jakiś czas przekonamy się jaka jest prawda.
- Dokładnie.- Zgodził się przypominając sobie jak wielki „grzech” ma do wyznania Zosi. Nie wiedział jak to przyjmie, ale na pewno nie mógł pozwolić by Wiktoria doniosła na niego pierwsza. Bo na pewno nie pozostawi tego co się między nimi wydarzyło samemu sobie. Robiła to dla zdenerwowania Zosi, więc zatrzymując to dla siebie postąpiłaby nielogicznie.

***
Zosia wychodziła z banku prawie jako jedna z ostatnich. Teraz, przez obecność Cruelli miała o wiele więcej obowiązków, bo tamta wielokrotnie przerywała jej pracę pytaniami dotyczącymi podjętych przez nią decyzji zarządczych w poprzednim okresie. Sama natomiast miała Jowitę, która dzielnie znosiła jej humory głównie tylko ze względu na nią dalej wykonując obowiązki sekretarki. Zosia była jej za to niewymownie wdzięczna.
Tak było i tego dnia: sprawiwszy ze sytuacja z Arkiem stała się bardziej stabilna, była bardziej uspokojona. Miała też nadzieję, że jej groźby wobec Wiktorii poskutkują i nie będzie stwarza jej nowych kłopotów. Dlatego była z siebie zadowolona na tyle, na ile mogła być w obecnej sytuacji. Idąc na autobusowy przystanek, zaczęła nawet rozmyślać nad słowami Marysi. Może rzeczywiście wszystkiemu winna była wróżba z ciasteczka? Tylko co może znaczyć zdanie o pokonaniu wroga? O co mogło tu chodzić? Z pewnością o jakąś przenośnię, może konkretny kontekst sytuacyjny, ale jaki? Musiała przyznać, że ta zamiana z pewnością pozwoliła jej lepiej zrozumieć szefową, odkryć jej więcej wad no i kilka zalet zresztą też. Ale to wciąż nic nie znaczyło, nic z tego nie wynikało. Nie była ani trochę rozwiązania problemu niż na samym początku swojej zamiany. Tyle, że niejako już się z nią oswoiła. Wciąż czuła się dziwnie, ale zaadoptowała się do nowych warunków. I to wszystko przestało jej się wydawać takie straszne. Uśmiechnąwszy się pod nosem rozejrzała się przed przejściem dla pieszych nie zwracając uwagi na młodego mężczyznę znajdującego się po jego drugiej stronie. Zresztą nawet go nie znała, a przynajmniej jako Zosia Niemcewicz. Ale on ją znał. I nawet nie zdziwił się, że tak po prostu go zignorowała kładąc to na krab dawnych waśni. Ale nie mógł na to pozwolić. Dlatego odezwał się za jej plecami.
- Witaj Wiktorio.- Tak jak przypuszczał zatrzymała się. Potem spojrzała na niego bez zbytniego zainteresowania zupełnie tak jakby…go nie poznawała? Nie, w to jakoś nie mógł uwierzyć. Pomimo upływu lat musiała go pamiętać. Nie po tym co przeszli. I jak blisko ze sobą byli. Był ciekawy czy wciąż go nienawidzi czy to co między nimi zaszło było już jej obojętne. Dlatego szeroko się uśmiechając dodał:- Kopę lat, siostrzyczko.

20 komentarzy:

  1. Ale genialnie piszesz po prostu genialnie. Zaczynam mieć pewne przypuszczenia co do przeszłości Wiktorii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisz kiedy planujesz wstawić kolejną część żeby nie wchodzić na stronę codziennie po kilka razy. Części wcale nie wydają się dużo krótsze mogłabyś rozdzielić na dwa razy w tygodniu byłoby super bo naprawdę ciężko się doczekać

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwazam, że naprawdę bardzo dobrze piszesz. Twój styl pisania wciąga, że nawet się nie orientuje a już koniec części. Jedna rzecz jest tylko trochę irytująca, a jest to, gdy piszesz w nawiasach coś co już wiemy, np wyjasniach ze chodzi o zamianę ciał. Wiem że chcesz tylko to podkreślić. Możliwe, że tylko ja odbieram to w taki sposób. Nie chcę krytykować, bo naprawdę sądzę, że świetnie piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiwm o czym mówisz i ptzyznam że sama mam z tym problem, bo np. nie wiem czy pisać o Wiktorii używając jej imienia skoro posiada ciało Zosi w przypadku rozmów o niej samej z kimś innym. Abo z osobami które o tym nie wiedzą. Dlatego żeby mieć pewność że czytelnik nie będzie miał problemów ze zrozumieniem tego o kim aktualnie mowa staram się dokładnie to podkreślać. Poza tym taki zabieg miał mieć jeszcze jedną funkcję: przypominać że ani jedna, ani druga z bohaterek nie zaakceptowała swojego nowego ciała i że wciąż im to przeszkadza (bo nie chciałam się wciąż rozwodzić na tem temat w wewnętrznych monologach postaci bo zwyczajnie byłoby to nudne). Ale rzeczywiście rozumiem że ten zabieg może irytować tak jak np. przewaga monologów w moich tekstach ale postaram się bad tym pracować ;)
      Dzięki za uwagę którą wezmę pod uwagę przy tworzenku kolejnej części

      Usuń
    2. A i oczywiście sory za błędy, ale piszę z telefonu :)

      Usuń
  4. Kiedy planujesz dodać następną część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze to nie wiem. Miałam wstawić oddzielnego posta, że po prostu teraz nie mam dostępu do jakiegokolwiek urządzenia do pisania z wyjątkiem telefonu, więc pewnie kolejna cześć nie pojawi się zgodnie z umownym harmonogramem do niedzieli. Przykro mi, ale jeszcze przez kilka dni nic nie bedę mogła na to poradzić :(

      Usuń
    2. Szkoda :-( długie czekanie w tym przypadku jest po prostu :-( :-( :-( rozumiem że na telefonie to żadne pisanie trzeba czekać powodzenia

      Usuń
  5. Wiem dopiero wtorek i to rano ale może już wiesz już kiedy uda Ci się dodać kolejną część

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy dodasz kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  7. Może uda Ci się chociaż na telefonie odpowiedzieć króciutko ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Nic nie odpisywałam bo tak naprawdę nie mam co :( Mój laptop wciąż w naprawie, bo sprawa się przeciągnęła- głównie ze względu na duże koszty, a niestety jak zawsze z kasą to u mnie krucho (tak jak u każdej kobiety zresztą). Więc nie mogę podać konkretnego terminu kiedy pojawi się kolejna część. Naprawdę mi przykro bo opowiadanie usilnie chciałabym już ukończyć to opowiadanie ale zawsze coś mi wypada: a to wyjazd, spotkanie ze znajomymi, praca a teraz na dodatej jeszcze ten laptop i początek studiów. :( Dlatego nic wam nie mogę obiecać w kwestii terminów. Mam tylko nadzieję że uzbroicie się w cierpliwość i nie będziecie mnie w duchu wyklinać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także jak widzicie znów się tylko powtarzam w obietnicach :(

      Usuń
    2. Fajnie że napisałaś. Wcale nie martwi mnie to że nie możesz jeszcze skończyć bo te opowiadanie mogłabym czytać i czytać jest świetne. Na kolejne losy bohaterów fakt nie można się doczekać i trochę długa przerwa nie sprzyja niecierpliwym ale cóż winy w tym Twojej nie ma. Powodzenia

      Usuń
    3. Nawet to że można z Tobą tak poprostu popisać to wiele znaczy także odzywaj się nawet na parę słów

      Usuń
  9. Nic dalej w kwesti komputera czy czasu ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do laptopa to do piątku powinien byc zrobiony. Tylko musze po niego pojechac do rodzinnego miasta i stamtad go zabrac. Moze uda mi sie wstawic cos do niedzieli ale wole nic nie obiecywać. :) W kazdym razie cos się ruszyło :)

      Usuń
    2. To fajnie by było powodzenia

      Usuń
  10. Jak tam laptop i pisanie ? Tak bez specjalnych obietnic oczywiście ale są szanse na weekend ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z powodu pracy musiałam zostać dłuzej w Warszawie i wracam do domu dopiero jutro. Takze pisac zacznę nie wczesnjej niz jutro i pewnie nie uda mi sie skończyć. Więc konkludując: najpewniej nie uda mi się do konca tego tygodnia niczego wstawic :( Ale w tygodniu coś się pojawi. To mogę obiecać na 100%
      PS: tak więc dobrze, że niczego nie obiecywałam

      Usuń