Witajcie, komputer wciąż nienaprawiony, ale skorzystałam z tabletu (choć piekielnie się na nim piszę) i parę stron udało mi się wydziergać :) Część krótsza niż zazwyczaj, ale liczę na to że do weekendu uda mi się napisać kolejną. Aha i pod ostatnim postem zdawałam się trochę żebrać o pozytywne komentarze, ale chciałam wyjaśnić że nie zupełnie o to mi chodziło. Miałam na myśli raczej jakąkolwiek reakcję czytelników na to co wstawiam, bo oczywiście komentarze motywują, ale niekoniecznie muszą być pozytywne. To tak gwoli sprostowania i ścisłości- chociaż przyznam że czasami nie grzeszę skromnością ;)
PS: Wiem, że to tak nie na temat, ale obejrzałam ostatnio nową ekranizację Ani z Zielonego Wzgórza i aktorka grająca tytułową rolę wprost mnie urzekła. Naprawdę idealnie dobrana bujająca w obłokach Ania, która gdzieś tam wykreowała mi się w głowie podczas czytania książki. Z fabułą już trochę gorzej, ale z drugiej strony, poprzez zmiany, ciekawiej. Ale teraz zachęcam do przeczytania kolejnego fragmentu (może i mniej udanego niż Lucy Montgomery) opowiadania mojego autorstwa:) Pozdrowienia!
TRZYNAŚCIE
TYGODNI PO WYPADKU
Po
weekendzie Zosia ze zdwojoną energią rzuciła się w wir pracy, dzięki której
mogła choć trochę uciec od nurtujących ją problemów. Zwłaszcza w obliczu swojej
pogmatwanej sytuacji (czytaj: mając nie swoje ciało), trudności w
porozumiewaniu się z Cruellą, tęsknocie za rodzicami którym nie mogła
powiedzieć kim jest i tym co ostatnio wyznała swoim przyjaciółkom. A przecież
obiecała sobie, że już nigdy więcej nie opowie nikomu tej historii- no może
winna będzie zrobić to swojemu przyszłemu mężowi- ale na pewno nie komuś by
choć trochę, ukoić swoje wyrzuty sumienia wobec Arka. Bo czy naprawdę jej
zemsta polegająca na zwolnieniu go z banku była aż tak okrutna? Jowita
twierdziła, że tak; Ewa z Emilką raczej też, choć po tym co im wyznała zdawały
się chociaż rozumieć motywy którymi się kierowała. Sam Żyliński również był na
nią wciekły co okazywał na każdym kroku…By już dłużej o tym nie myśleć
zagłębiła się w raporty za następny miesiąc. Ich wyniki wciąż były niezłe: a
nawet nieco większe niż ostatnio. Nie łudziła się, że było to spowodowane jej
świetnym zarządzaniem: większość decyzji i tak podejmowała z nią Jowita lepiej
znając się na pracy którą wykonywała Wiktoria; poza tym w okresach wiosennych
przedsiębiorcy i tak decydowali się na kredyty inwestycyjne generując na nie
większy popyt co wynikało z czynników sezonowych. Nie mniej jednak była z
siebie dumna. Przynajmniej aż do czasu gdy do jej pokoju bez pardonowo nie
wparowała jakaś obca młoda wysoka kobieta w przeciwsłonecznych okularach
zupełnie tak jakby miała do tego prawo. Dlatego tłumiąc gniew i oburzenie
spojrzała na nieznajomą z naganą.
-
Bardzo przepraszam, ale co ma znaczyć to wtargnięcie? Nie sądzę byśmy były
umówione i…- Wyrzekła szybko, ale już w chwili gdy to mówiła wiedziała już co
się stało. I zanim kilka sekund później do jej biura nie weszła Jowita przepraszając
ją za to niespodziewane najście, Zosia i tak wiedziała już kogo ma przed sobą.
Ale wciąż nie potrafiła ukryć szoku. Nie miała pojęcia co Wiktoria ze sobą
zrobiła- a raczej z jej ciałem- ale to nie była ona. Począwszy od wysokich szpilek
w kolorze wściekłej czerwieni na nogach, granatowych przylegających spodni z
podwyższonym stanem oraz wpuszczonej w nie białej koszuli przyozdobionej modnymi
w tym sezonie różyczkami na ramionach i jedną na brzuchu aż do karmazynowej
szminki na ustach. Zosia sama już nie wiedziała co gorsze: to że koszulka miała
dekolt w szpic ukazujący w całej krasie jej przedziałek między piersiami i na
dodatek lekko prześwitywała pokazując również biały stanik właścicielki,
zdecydowany makijaż którego ona nigdy by sobie nie zrobiła czy nową fryzurę. W
końcu zdecydowała się postawić na to trzecie:
-
Coś ty zrobiła z moimi włosami?
-
Podobają ci się?- Odparła pytaniem Szymborska udając że nie dostrzega powodu do
oszołomienia tymczasowej właścicielki swojego ciała. Zamiast tego okręciła się
dookoła siebie by Piegusek mógł obejrzeć siebie od stóp do głów. Prawdę
powiedziawszy była z siebie naprawdę dumna. Przez minione dni postanowiła choć
trochę poprawić sobie humor gdy okazało się, że jej ulubiony sposób rozrywki
jakim był półtoragodzinny jogging teraz nawet po dwudziestu minutach trasy
wydawał jej się być zbyt męczony. Nie mówiąc o tym, że spociła się jak świnia.
Na dodatek gdy mimo zakazów Marysi postanowiła odprężyć się za pomocą papierosa
przekonała się, że nawet nie potrafiła się nim zaciągnąć. Ale przynajmniej
dostarczyła w ten sposób rozrywki nastoletniej młodzieży stojącej niedaleko
sklepu która miała niezły ubaw z krztuszącej się dziewczyny o czerwonej spoconej
twarzy, sianem na głowie, ubranej w bezkształtną sportową bluzę (niestety
Wiktoria była zmuszona użyć jednej z szafy Pieguska, bo w swoje się teraz nie
mieściła) oraz z lekką nadwagą. Na to ostatnie nie mogła nic poradzić-
przynajmniej tak by widzieć efekty już po kilku godzinach-, dlatego postanowiła
skupić się na trzech pozostałych. Zaczęła więc od wizyty w drogerii:
zaopatrzyła się w masę różnorodnych kosmetyków niezbędnych w pielęgnacji ciała,
eksperymentowała z odcieniami różu czy bronzerów odpowiednich do karnacji
swojej nowej twarzy a nawet zdecydowała na inne perfumy które wydawały jej się
bardziej pasować do takiej jej wersji siebie. Potem zdecydowała się na szybką
wizytę u kosmetyczki: ładne paznokcie zawsze poprawiały jej humor. Ponadto
będąc w salonie uświadomiła sobie z okropnego kształtu swoich brwi: Piegusek
chyba nie miał pojęcia że istnieje coś takiego jak pęseta albo wosk, więc
naprawiła to zaniedbanie. Następnie skusiła się na kilka zabiegów skóry i ciała
w niedalekim spa po którym poczuła się jak nowo narodzona. Prawie na samym
końcu odwiedziła fryzjera który o dziwo zaproponował, że jej długie do ramion
włosy wystarczy tylko odpowiednio układać, przyciąć trochę by je ujarzmić oraz
delikatnie wzmocnić ich naturalny ocień, więc kierując się radą specjalisty
postanowiła postąpić tak jak chciał. Nawet jeśli początkowo chciała przyciąć
włosy Pieguska na krótko. Tyle, że choć właśnie tak zwykła się obcinać teraz
czasami zdawała się zapominać, że nie ma już swojej małej sercowatej twarzy
tylko lekko pyzatą twarz usianą piegami i wielkimi ustami. I krótkie włosy
zupełnie jej nie pasują. Pod koniec pracowitego dnia, była tak zmęczona, że
wystarczyło jej sił na zakupy spożywcze w jakimś lokalnym sklepiku. Chciała jak
najszybciej wprowadzić zdrowe nawyki żywienia choć niezmiernie ciągnęło ją do
fast foodów. Widocznie Piegusek często musiał je jeść skoro teraz jej ciało się
o to dopominało. Nie dziwota więc, że już przed trzydziestką zamiast mieć
płaski brzuch zaczęła hodować na nim tłuszcz.
Dopiero
kolejnego dnia Wiktoria zaopatrzyła się w trzy pary wygodnych butów na każdą
okazję, dwie torebki, przeciwsłoneczne okulary oraz kilka sztuk biżuterii. Przy
tym ostatnim zakupie zdenerwował ją fakt, iż nie potrafi rozwiązać płaskiej i
szerokiej bransoletki z rzemykami (parę razy wcześniej próbowała, ale za każdym
razem bezskutecznie więc wkrótce dała sobie z tym spokój) dlatego teraz
postanowiła poprosić jednego ze sprzedawców o pomoc. Wyraźnie zdziwiony jej
prośbą z pomocą specjalnych nożyc pomógł pozbyć się niechcianej ozdoby. Zdziwił
się jednak jeszcze bardziej, gdy niedoszła klientka pospiesznie opuściła jego
sklep. Nie mógł jednak się domyślić, że Cruella była przekonana iż mężczyzna
doskonale widział bliznę po cięciu jakie skrywała bransoletka. Teraz już
wiedziała co takiego próbowała ukrywać Zofia Niemcewicz. Wiktoria zastanawiała
się tylko co mogło skłonić Pieguska do tak drastycznego czynu. No i nie byłaby
sobą gdyby już w myślach nie zaczęła zastanawiać się nad wykorzystaniem tego
faktu w walce z przeciwnikiem. Ale na razie resztę dnia spędziła w butikach i
centrach handlowych kupując wszystko co jak sądziła może jej się przydać: nawet
nową bieliznę. Zakładanie czegokolwiek co należało do Pieguska napawało ją
niesmakiem zupełnie tak jakby nosiła cudze rzeczy choć w istocie przecież tak
było. Nie potrafiła jednak przezwyciężyć swojej awersji co- oprócz okropnego
stylu jakim wyróżniała się garderoba Zosi- było dla Szymborskiej jeszcze jednym
powodem do tego ją zmienić.
W
niedzielę wciąż trochę łaziła po sklepach kupując to o czym wcześniej
zapomniała a także ćwicząc i gotując. Wieczorem poeksperymentowała jeszcze z
makijażem- w końcu malowanie nowej siebie tak by podkreślić atuty a zatuszować
braki- było prawdziwym wyzwaniem. A chciała zrobić wrażenie na Piegusku. Na
szczęście teraz się go doczekała.
-
Przefarbowałaś je?
-
To tylko płukanka która wedle słów fryzjera miała podkreślić twój naturalny
kolor włosów. Tobie też by się to przydało: to znaczy fryzjer. Mówiłam ci
wcześniej, że końcówki wymagają…
-
A ta długość?
-
Spokojnie, są niewiele krótsze. To kwestia nowego stylu czesania który sama
wymyśliłam: o wiele lepsza niż te bezkształtne coś na czubku twojej głowy co
przypominało kok. A wystarczyła tylko zwykła pianka i prostownica.
-
A…makijaż? Ja nigdy bym…- Zosia jeszcze raz uważnie spojrzała na mocno
podkreślone matową szminką karmazynowe usta, lekki pudrowy odcień różu oraz
bronzera praktycznie zakrywający jej piegi oraz oczy, które miała okazję
dojrzeć gdy tamta zdjęła okulary. I tu przeżyła szok bo zwracały nie mniejszą
uwagę niż usta: rzęsy zostały mocno podkreślone, choć nie tandetnie, a cienie
ukazywały powieki w odcieniach miedzi. Włosy, splecione z tyłu w fikuśny wzór,
z przodu spływały na czoło trochę wyprostowanymi pasmami. I mimo iż wszystko to
powinno wyglądać okropnie to Zosia przed samą sobą musiała przyznać, że Cruella
(a raczej jej własne ciało) wyglądała przepięknie. Tyle, że to nie była ona, to
nie był jej styl. Z każdą sekundą Zosia odkrywała jeszcze więcej szczegółów:
odważny zapach perfum, dużą rzucającą się w oczy torbę w pastelowym kolorze,
złote kolczyki wpięte w uszy, pomalowane paznokcie…Drgnęła widząc brak swojej
bransoletki z rzemyka gdy tamta uniosła rękę powodując podwinięcie się czarnej
marynarki, ale na razie postanowiła o nic nie pytać. W końcu tylko głupiec by
się nie domyślił w jaki sposób powstała. Nie chciała więc roztrząsać tego
tematu z kimś kogo nawet nie lubiła.
-
Och wiadomo, że nigdy byś się tak nie pomalowała bo być nie umiała.- Prychnęła
Wiktoria wygodnie rozsiadając się po drugiej stronie biurka.- A nawet jeśli to
nie użyłabyś czerwonej szminki, która notabene świetnie pasuje do rudzielców.
Ale co powiesz o stroju? Od razu wyglądasz z pięć kilo lżej, prawda? No i
kolejne pięć dzięki szpilkom na nogach. Muszę ci powiedzieć, że to chyba jedyna
część twojego ciała która jest znośna: są długie i dość smukłe. No, mogłabyś
jeszcze trochę pomyśleć o ich rzeźbie, ale znając ciebie…
-
Przestań już. Doskonale wiesz, że nigdy bym się tak nie ubrała. A tym bardziej
nie do pracy, zwłaszcza z takim dużym
dekoltem.
- Dużym dekoltem, patrzcie ją. Kto cię wychowywał? Zakonnice?
- Dużym dekoltem, patrzcie ją. Kto cię wychowywał? Zakonnice?
-
Posłuchaj, to nie czas na rozmowę tego typu. Po co przyszłaś? I czy ktoś cię
widział?
-
Co do drugiego pytania to tak: kilka osób choć nie jestem pewna czy mnie
poznali, choć raczej tak.- Zaśmiała się przypominając sobie jak jakiś młody
szczaw z recepcji się na nią gapił.- A jeśli chodzi o pierwsze to chyba jasne.
-
To znaczy?
-
Chcę odzyskać twoje miejsce w Krezus banku.
Aha, no i jeszcze potrzebne mi pieniądze.
-
Przecież zostawiłam ci prawie dziewięć tysięcy. Nie mogłaś ich wydać w cztery
dni.- Dodała niepewnie chociaż widząc przemianę jaka „w niej” zaszła, Zosia tylko westchnęła.- Okej, rozumiem. Ale
o co chodzi z tym odzyskaniem miejsca? Przecież rozmawiałyśmy już na ten temat:
nie możesz wrócić na swoje stanowisko bo to byłoby podejrzane.
-
Wiem, ale znalazłam inne rozwiązanie.
-
Więc mów.
-
Będę robić za twoją sekretarkę. Jowita i tak jest do niczego: jeszcze przed
wypadkiem miałam ją zwolnić.
-
W tej kwestii mamy odmienne zdanie, bo dla mnie jest niezastąpiona. Gdyby nie
ona nie udało by mi się tak dobrze cię udawać.
-
Masz o sobie wysokie mniemanie. Bo parę rzeczy spartaczyłaś.
-
Może, ale równie dobrze możesz dawać mi swoje rady i wskazówki bez
przychodzenia tutaj. Zwłaszcza tak odmieniona. Nie dałam ci zgody na…na coś
takiego.
-
Chciałaś powiedzieć: na wyglądanie jak człowiek. Obudź się dziewczyno, bo masz
ledwie nieco ponad ćwierć wieku a ubierasz się gorzej niż moja matka. Tak nie
usidlisz ani Arka, ani tego drugiego naiwniaka: zwłaszcza przy twoim braku klasycznej
urody.
-
Bo nie mam zamiaru nikogo usidlać.- Zosia prawie wysyczała wściekając się również
na siebie za to, że krytyka Wiktorii wciąż tak bardzo ją bolała. A przecież
tamta mówiła tylko prawdę: nie była pięknością i zawsze o tym wiedziała. Tylko
co innego jeśli mówi ci to lustro a nie obca znienawidzona kobieta.- Ale teraz
przynajmniej wiem czemu nawet nie chciałaś wczoraj się ze mną spotkać.
-
Dobrze, że przynajmniej rozumiesz iż żeby zrobić coś z niczego trzeba mieć
czas.- Nie odpowiedziała na tak jawną złośliwość zastanawiając się jak ma
pozbyć się niechcianego gościa. Oczywiście najłatwiej byłoby wszystko zwalić na
Jowitę, ale to była przecież jej walka. Nie mogła cały czas dawać sobą
pomiatać. Już nie.
-
Posłuchaj, rozumiem twoje żądania, ale nie mogę się na to zgodzić. Ty też
powinnaś rozumieć dlaczego.
-
Skoro ty umiesz udawać mnie, ja z powodzeniem mogę udawać ciebie. Bycie szarą
myszą i popychadłem nie powinno być jakoś specjalnie trudne.
-
Właśnie widać: paradujesz tutaj w stroju na wybieg, w ostrym makijażu
niezgodnym z dress codem banku. I tak zamierzasz nie rzucać się w oczy? Nawet
gdybyś udawała niemowę i tak wszyscy zorientują się kim jesteś. A raczej kim
nie jesteś. Znacznie lepiej jest być zołzą której wszyscy się boją i
nienawidzą.
-
Coś ty powiedziała?- Teraz z kolei to Szymborska prawie syknęła. To dało Zosi
trochę siły.
-
Cruella.
-
Słucham?
-
Tak cię wszyscy tutaj nazywają. Zawsze się zastanawiałam czy o tym wiesz.
-
Jak to: Cruella? Masz na myśli przezwisko? Mówią tak za moimi plecami?! Co za
gbur to wymyślił?! I kiedy?
-
Nie mam zielonego pojęcia kto, kiedy i jak a nawet jeśli bym wiedziała to i tak
bym ci nie powiedziała. Jeszcze kazałabyś go zamknąć w klatce z lwami.
-
Bardzo zabawne. I dziecinne, ale już dawno zauważyłam że pracuje tu masa
kretynów.- Odparła udając że nic ją nie obeszło to głupie przezwisko podczas
gdy w duchu gotowała się ze złości. – A teraz powiedz mi co robisz. Widziałam,
że masz zaplanowane dwa spotkania, w tym jedno z zupełnie nowym klientem. O co
konkretnie chodzi, bo w tych notatkach które mi zostawiłaś napisałaś niedużo.
-
Chodzi o nowatorski projekt zagospodarowania zielonej przestrzeni. Ekologiczny,
więc spodoba się lokalnej społeczności…- Zosia zagłębiła się w szczegóły
zawodowe decydując się w tym momencie na usunięcie na bok osobistych sporów.
Jednocześnie pomyślała, że Ksawery będzie musiał jej pomóc ujarzmić Wiktorię.
Nie chciała obarczać tym problemem Marysi: jej siostra i tak robiła dla niej
bardzo dużo a przecież była w ciąży. Nie powinna się przemęczać ani denerwować.
***
Jeszcze
tego samego dnia Zosia spięła się z Wiktorią z dwóch powodów. Pierwszym było
odmienne zdanie na temat decyzji w sprawie uznania reklamacji jednego z
klientów a drugim zwolnienie Arka. Szymborska stanowczo się z tym nie zgadzała.
Na szczęście pozwoliła na dalszą pracę Jowity, ale skoro poszła w tym na
ustępstwo, nie zamierzała ustąpić w drugim przypadku. Nie zdenerwował jej tak
bardzo nawet fakt dość uprzywilejowanego załatwienia sprawy w kwestii śpiączki
(bo Zosia zdecydowała się nikogo nie zatrudniać na swoje miejsce i uznała
zdarzenie w sylwestra za wypadek przy pracy przez co wypłacone zostało „jej” kilkutysięczne
odszkodowanie; na dodatek firma pokryła częściowe koszty przyszłej domniemanej
rehabilitacji a w razie niepomyślnego zakończenia sprawy obligowała do
zapłacenia rodzinie rekompensaty), co przekonało ją do tego, iż Cruella na
pewno znów coś knuje. Bo niby czemu aż tak bardzo zależało jej na tym by Arek
tu pracował? Jeszcze tego samego dnia Szymborska nie powstrzymała się przed
wizytą w swoim dawnym miejscu pracy witając się z załogą- oczywiście głównie
chcąc sprawdzić jakie wrażenie wywarł jej nowy wygląd na Arkadiuszu- i
informując o niespotykanym awansie. Zosia zmuszona była jej wówczas
towarzyszyć, bo tylko w ten sposób mogła ją jednocześnie i kontrolować i
zwiększyć wiarygodność. Ale i tak ze złości zaciskała dłonie w pięści widząc
figlarny błysk w oczach Szymborskiej, jej szeroki wystudiowany uśmiech czy
kokieteryjny sposób siadania na kant biurka opierając jedną nogę o drugą. Nie
wspominając już o jej odpowiedziach na liczne pytania o stan zdrowia czy nowy
ubiór (A wiesz dzięki wypadkowi nieźle wypoczęłam i teraz czuję się jak nowo
narodzona; na dodatek dostrzegłam jak kruche potrafi być życie więc
postanowiłam się zmienić. I wyglądam świetnie, nie?). Słysząc ostatnie zdanie
Zosia stanowczo oznajmiła, że Wiktoria powinna wrócić do swoich zajęć
(oczywiście nazywając ją swoim prawdziwym imieniem co z trudem przechodziło jej
przez gardło). Ku jej zadowoleniu i uldze tamta nie protestowała. Tylko że tuż
przy drzwiach odwróciła się nagle na pięcie.
-
Aha, i Arek Wiktoria ma ci coś ważnego do powiedzenia.- Słysząc to odruchowo
nie tylko wspomniany Arek odwrócił się w jej stronę, ale i reszta członków
załogi. Zosia poczuła rosnące zdenerwowanie i gorycz porażki, ale nie mogła
postąpić inaczej. Zwłaszcza teraz. Dlatego podeszła sztywno do biurka
Żylińskiego.
-
Przemyślałam decyzję o twoim zwolnieniu. I cofam ją. Nie znaleźliśmy jeszcze
nikogo na twoje miejsce, tak więc świetnie się składa. Jadwiga znów wróci na
swoje poprzednie stanowisko a na to które dotychczas zajmowała się Zosia
poszukamy kogoś innego. Oczywiście jeśli nadal będziesz chciał być członkiem
załogi.
-
Ja…tak, jasne.- Arek był wyraźnie oszołomiony. Zaraz jednak domyślając się komu
zawdzięcza zmianę nastawienia Cruelli spojrzał na Zosię (a raczej tak mu się
wydawało), która w odpowiedzi puściła mu oko z szerokim uśmiechem, który
sprawił że jej piękne usta wprost go zahipnotyzowały. Czemu do cholery nigdy
nie zorientował się jak bardzo jest pociągająca? A może zawsze taka była tylko
on nie mógł tego dostrzec? Bo prawdę mówiąc poczuł się jak dureń widząc ją
dzisiaj tak wystrojoną i doskonale widząc jak reagują na nią pozostali. Zwłaszcza
męska część załogi.
-
A więc dobrze. Jutro proszę się udać do działu kadr, tam załatwisz wszelkie
niezbędne formalności. A teraz już wam nie przeszkadzam. – Dodała Zosia głową
dając Wiktorii znak, że już czas by sobie stąd poszły. Już na korytarzu syknęła
do niej:- Nie myśl, że w ten sposób wciąż będziesz wygrywać. Postawienie mnie
przed faktem dokonanym niczego nie zmieni. Jeśli następnym razem będziesz
chciała mnie zdenerwować, potraktuję cię tak jak ty zgnoiłabyś prawdziwą Zosię
Niemcewicz.
-
Wyluzuj, nie chodziło mi wcale o to by cię wkurzyć. Ale sama musisz przyznać,
że Aruś sporo umie i świetnie sprawdza się na swoim stanowisku.
-
O tak.- Mrugnęła Zosia z goryczą.- Szczególnie gdy może wykorzystywać jako swoje
sekretareczki takie naiwniaczki jak ja które wykonują za niego żmudne
obliczenia i sprawdzają modele a czasami nawet je weryfikują.
-
Czekaj, chyba nie chcesz mi teraz powiedzieć że odwalałaś pracę za niego co?-
Spytała Szymborska z widoczną ironią.
-
Nie, on rzeczywiście jest dobry, nawet bardzo. Ale nieobowiązkowy, a czasami
wręcz nieodpowiedzialny. Przynajmniej kilkakrotnie pomogłam mu kryjąc jego
tyłek albo wykonując za niego jakieś prace. Ty naturalnie pewnie sądzisz, że
zmyślam ale taka jest prawda.
-
Może, ale to nie jest ważne, bo teraz w ciągu minionego kwartału świetnie sobie
radził.
-
Wiem. Ale jeszcze jedno: pozwoliłam na twoją obecność tutaj i w przyszłości
jako „ja” pod jednym warunkiem. Nie będziesz się z nim spotykać, jasne? Bo
jeśli zamierzasz wykorzystać tę sytuację od razu zwolnię go pod byle pretekstem
a ciebie stąd wykopię.
-
Twoje groźby nie robią na mnie żadnego wrażenia. Ale nie martw się: nie skuszę
się na Arka, bo zwyczajnie nie mam na to ochoty. Teraz zaprzątają mnie inne, ważniejsze
sprawy. Uspokojona? Jeśli tak to wróćmy do mojego…a teraz raczej twojego
gabinetu. Chcę przejrzeć i zrobić dziś jak najwięcej się da.
-
Co ma w takim razie robić Jowita?
-
Dalej to co robiła. Chyba nie sądzisz, że zamierzam przejąć jej obowiązki na
poważnie? Nie będę żadną podrzędną sekretareczką, która nie umie niczego
załatwić.
-
Nie mów w ten sposób o Jowicie.- Wiktoria w dobrze znany jej sposób wywróciła
tylko oczami.
-
Już dobrze, możemy w końcu tam iść czy nie?
***
Kilka
następnych dni w pracy- pomimo obaw Zosi- przebiegło całkiem bezproblemowo. Wiktoria
rzeczywiście trzymała się swojej obietnicy i nie usiłowała skontaktować z
Arkiem (inna sprawa, że to właśnie on nie raz usiłował nagabywać ją w stołówce
czy w jakimkolwiek innym miejscu widząc, że jest sama) do reszty oddana
zagłębianiu się w prace i czytanie raportów z okresu w którym przebywała w
śpiączce. No i- choć wciąż w makijażu- jej nowe ubrania nie były prowokacyjne
czy niestosowne. Po prostu modne i bardzo kobiece, ale mimo to w oczach Zosi i
tak wyglądały nieodpowiednio. Za nic nie powiedziałaby tego Cruelli, ale
wszystko co nosiła ociekało jakąś delikatną wulgarnością czy seksownością, sama
nie potrafiła wyrazić czym było właściwie. Tak czy owak Zosi zupełnie to do
niej samej nie pasowało. Ona nigdy nie podkreślała rozmiarów swojego biustu ani
nosiła obcisłych ubrań które tylko eksponowały jej nie posągową figurę. A
przynajmniej tak jej się wydawało. Doszła więc do wniosku, że Szymborska
najwyraźniej chce ją w ten sposób ośmieszyć, bo przecież prędzej czy później
powtórna zamiana ich ciał musi nastąpić. Ale Zosia postanowiła w to nie
ingerować. W końcu po załatwieniu tej całej afery nie zamierzała mieć nic
wspólnego z Krezus Bankiem.
Cruella
natomiast nowy wygląd i ciało, postanowiła potraktować jako przygodę i pewnego
rodzaju lekcję. Przede wszystkim dyskretnie badała reakcję swoich podwładnych
na szefową którą była przecież dawniej ona sama z czego nie była raczej
zadowolona. Nie raz i nie dwa ktoś nazwał nią przy niej samej tym obrzydliwym
przezwiskiem o którym powiadomiła ją Zosia. Cruella. Co dziwne nie
przeszkadzałoby jej ono tak bardzo gdyby kobieta je nosząca (a raczej grająca
ją aktorka) nie wyglądała tak paskudnie. Wiktoria jakby zupełnie nie rozumiała,
że zostało jej ono nadane raczej z powodu przymiotów ducha niż ciała filmowej
postaci. Poza tym z radością poddawała się niewinnym flirtom i komplementom,
których jej nie szczędzono: była nawet świadkiem bójki Arka z Karolem Rogalskim
spowodowanej jej osobą. Dziwiła się, że Piegusek w ogóle nie dostrzegał co ona
dla niej robiła wciąż tylko kręcąc nosem. Przecież do tej pory żaden facet w
tym banku nie spojrzał na nią dwa razy!
Zmieszanie
wzbudziła też u niej (Wiktorii) wizyta Stefana Adamczyka, który z
profesjonalnym uśmiechem na ustach uścisnął jej dłoń i wypowiedział parę słów
wypływających z zadowolenia iż udało jej się wrócić do zdrowia i pracy.
Wiktoria ledwo wydukała wówczas dziękuję. Bardzo dziwnie było widzieć ojczyma
który nie wpatrywał się w nią z wciąż widocznym w oczach bólem i wyrzutami
sumienia. Nigdy nie potrafiła zrozumieć czemu inni pracownicy nigdy tego nie
zauważali. Ale może to spojrzenie pojawiało się tylko podczas rozmów z nią
samą? Teraz dawny ojczym patrzył na nią tak jakby była jednym z jego
pracowników.
Aż
w końcu nadszedł czwartek: dzień w którym nie udało jej się zbyć Arkadiusza
jakąś wymówką. Akurat przyniósł do jej dawnego biura (które teraz zajmowała
Zosia) dokumenty, więc wychodząc zatrzymał się przy jej biurku. Było tuż przed
przerwą obiadową, więc poprosił ją by ją z nim spędziła, a gdy jak zwykle
odmówiła uciekł się do gróźb.
-
Posłuchaj, nie wiem jakie relacje łączą cię z Wiktorią. Ani czemu ją chronisz,
ale jeśli robisz to tylko z powodu awansu albo niechęci do zwolnienia mnie w z
pracy to nie jest tego warte.
-
Ale co?- Mrugnęła nawet nie zaszczycając go jednym spojrzeniem, bo właśnie była
pochłonięta czytaniem jednego z raportów. Praca zawsze była dla niej
najważniejsza a teraz postanowiła skupić się na sprawach zawodowych.
-
Nie udawaj: przecież wiem, że nie pozwala ci się ze mną spotykać. Nie potrafię
tylko zrozumieć jaką ma nad tobą władzę. Bo mimo wszystko nie wierzę by chodziło
tylko o względy finansowe czy karierę.- No właśnie, pomyślała nieco zirytowana
Wiktoria w końcu przyjmując do wiadomości, że musi przerwać czytanie, bo ten cały
Areczek nie da jej spokoju. Poza tym całkiem trafnie to ujął. Mijaj już tydzień
od jej wyjścia ze szpitala a oprócz zadbania o swój wygląd (co przecież wcale
nie było niczym wielkim co zdążyła sobie właśnie uświadomić Szymborska) nie
zrobiła właściwie nic w kierunku odzyskania swojego ciała. Oczywiście mogła
wciąż liczyć na to że siostra Zośki Marysia wpadnie na jakiś trop, ale jeśli
była tak głupia jak Piegusek to już na zawsze zostanie uwięziona w ciele rudej
mimozy. Tylko, że choć Piegusek był głupi to jednak jakimś cudem to ona
dzierżyła stery żądając jej podporządkowania. Bo tak naprawdę Wiktoria robiła
wszystko to czego tamta chciała. I to miał być ten świetny kompromis? Naprawdę
chyba zaczęła przejmować cechy tej mimozy a ona jej.
-
Wróć chociaż do naszego wspólnego mieszkania.- Perorował w tym czasie jej
amant.- Nie rozumiem po co się wyprowadziłaś. Ani czemu wciąż nie chcesz
odbierać ode mnie telefonów.
-
Bo zmieniłam numer. I znalazłam lepsze mieszkanie.
-
Zosiu wiesz jak cię kocham, dlatego jeśli tego chcesz to poczekam ile będzie
trzeba. Ale ta kobieta cię do cholery wykorzystuje, nie rozumiesz tego? Każe ci
robić to czego chce.
-
Robię to czego sama chce.- Skłamała Szymborska.
-
Bzdura: po prostu stajesz się jej marionetką.- Tego było już Wiktorii za wiele:
może nie uniosłaby się gniewem aż tak bardzo gdyby słowa Żylińskiego nie
tchnęły prawdziwością.
-
Nie jestem żadną marionetką i mogę się spotykać z kim chce i robić to co chcę.
-
Więc udowodnij to. Przyjdź jutro do kawiarni na Różyckiej, tam niedaleko
naszego bloku. Będę tam czekał i wtedy porozmawiamy.- Zawahała się. Nie miała
pojęcia czemu czuje aż taki wewnętrzny sprzeciw, ale mu nie uległa.
-
Okej, o której?
***
I
tak, aż do piątku Wiktoria z niecierpliwością czekała na spotkanie z Arkiem. Oczywiście
udało jej się ukryć je w tajemnicy przed Pieguskiem: zamierzała powiedzieć jej
o nim dopiero po fakcie i zobaczyć reakcję. Może nawet coś podkoloruje? Hm, w
myślach już widziała wściekłość tamtej, co już poprawiło jej humor. Ale radość
trochę opadła gdy spostrzegła nowe połączenie w komórce. To była Elżbieta
Niemcewicz, mama Zosi. Zirytowana odłożyła telefon do torebki. Telefony od
Marysi musiała odbierać- zresztą za każdym razem łudziła się daremnie iż tamta
znalazła sposób na „odczarowanie” jej- tych od jej rzekomych rodziców, nie. Poza
tym nie rozumiała czemu ta kobieta wydzwania do niej codziennie pytając o samopoczucie i ględząc o
niczym. Przecież nawet gdyby rzeczywiście była jej córką wzbudzałoby to w niej
niechęć. W Piegusku też musiało. Chociaż z drugiej strony…z drugiej strony
świadczyło o trosce i miłości. Cruella podczas pierwszej wizyty z lekkim
wstrętem i pobłażliwością zaklasyfikowała tę starszą kobietę w swojej głowie tak
jakby katalogowała swoich klientów w banku jako niegroźną, wtrącającą się we
własne sprawy przekupkę. Tyle, że ta przekupka była również ciepłą, troskliwą
matką która w ciągu minionego tygodnia kontaktowała się z własną córką (a
raczej myślała, że z córką) więcej razy niż jej prawdziwa matka w ciągu ostatnich
lat. Czy nadal mogła więc myśleć o niej z litością? Nie potrafiła nawet tego
udawać przed samą sobą.
-
Cześć, Zosia jest u siebie?- Z niewesołych myśli wyrwał ją męski głos. Odruchowo
spojrzała w stronę z której pochodzi widząc drugiego amanta Pieguska rozmawiającego
z Jowitą (Niestety, teraz musiała dzielić z nią pokój przed gabinetem fałszywej
siebie). I wkurzona ignorancją (typek przychodził tu już chyba trzeci raz w
ciągu kilku dni nawet nie zaszczycając ją spojrzeniem) tym razem się wtrąciła:
-
Jestem tutaj, zwarta i gotowa. Czego ci potrzeba?- Miała nadzieję, że jakoś
zareaguje na jej nowy wygląd, ale najwyraźniej to nie zrobiło na nim wrażenia,
bo tylko spojrzał na nią z jakąś pobłażliwością (a może raczej pożałowaniem?) już
chcąc skierować kroki do gabinetu. Zupełnie jakby była jakimś robakiem,
pomyślała Wiktoria wściekle. Jeszcze nauczy go manier, obiecała sobie wściekle
podjadając orzeszki ziemne z małej tacy (Odkąd zrozumiała, że teraz nie jest na
nie uczulona to był jej jedyny wyłam w zdrowym odżywianiu). W tej chwili nie
miała pojęcia jak tego dokona, ale zrobi to. A na razie skupi się na swojej
małej zemście na Piegusku w postaci spotkania z Żylińskim.
Kilka
godzin później, w pięknym makijażu, ułożonych włosach i nowej sukience-
postanowiła postawić na klasyczną małą czarną kupioną jeszcze w tę niedzielę i
czarne szpilki (miała nadzieję, że w nich nie zmarznie), jechała autem na
spotkanie z Areczkiem. Tak jak się spodziewała, już czekał na nią pod wskazanym
miejscem wyraźnie zszokowany jej wyglądem. Ale w końcu sama musiała przyznać,
że wyglądała nieźle. Oczywiście daleko jej było do dawnej siebie, ale teraz też
mogła bez wstydu pokazać się ludziom. Tyle, że gdy tylko Żyliński się odezwał
zrozumiała, że nie to go zaskoczyło.
-
Ty umiesz prowadzić?- Cholera, jakoś zupełnie wyleciał jej z głowy fakt, że
Piegusek tego nie umiał. Ale mleko się już rozlało.
-
Kiedyś skończyłam kurs dla samej siebie gdyby kiedyś umiejętność prowadzenia
mogłaby mi się przydać.- Beztrosko wzruszyła ramionami.
-
Nigdy nie mówiłaś.
-
Bo jakoś nie uznałam tego za ważne.
-
A samochód?
-
Rodziców. A raczej siostry.- Sprostowała uznając, że logiczniej będzie skłamać,
iż pożyczyła go od Marysi.
-
Dziwne. Wydaje mi się być identyczny jaki posiada Wiktoria.- Że też musi być
takim bystrzakiem i to drążyć.
-
Może i tak. To co idziemy do środka? Bo jakoś nie chcę mi się marznąć w tych
szpilkach.- Postanowiła zmienić temat z satysfakcją zauważając, iż wzrok tego
przystojniaczka kieruje się na jej nogi. I bez znaczenia był w tej chwili fakt,
że owe nogi nie są tak do końca jej.
-
Jasne, przepraszam.- Mrugnął podchodząc do niej, a potem z uroczym chłopięcym uśmiechem
zbliżył twarz do jej twarzy składając na policzku całkiem niewinny pocałunek.-
Cieszę się, że przyszłaś.
-
Ja też.- Odparła szczerze wchodząc z nim do ciepłego pomieszczenia z raczej
domowym, byle jakim wystrojem. Ale mimo wszystko kawiarenka wydawała się być
dość przytulna. No i przede wszystkim sprawiała wrażenie jako tako kameralnej.
-
Bałem się, że jednak Wiktoria przekona cię do tego byś tu nie przychodziła.-
Odezwał się znowu gdy już usiedli do wolego stolika. Ucieszyła się, że Arek
jest typem nieco staroświeckiego dżentelmena który odsuwa jej krzesełko i
pomaga w odłożeniu płaszczu (notabene jedynej rzeczy w jej garderobie, która
pochodziła od prawdziwej Zosi Niemcewicz a ona zdecydowała się ją zaakceptować).
-
Nie powiedziałam jej o tym.- Wyznała odruchowo zgodnie z prawdą. Zaraz potem
zdała sobie sprawę, że popełniła faux pas. Do tej pory nie potwierdzała jego
hipotezy o rzekomej kontroli nad nią przez Pieguska, który dla reszty
społeczeństwa uchodził za nią.
-
Wiedziałem, że Cruella ma z tym coś wspólnego.- Oczy Arka zapłonęły złością. Zresztą
Wiktorii też, tyle że z innych powodów.
-
Cruella?
-
Hm?
-
Też w tym uczestniczysz? Też ją tak nazywasz?
-
Cruella? Co w tym dziwnego? Ach, zapomniałem że teraz udajecie wielkie
przyjaciółki. – Odpowiedział sam sobie z delikatną ironią.
-
Posłuchaj coś rzeczywiście nas łączy, ale nie masz o tym zielonego pojęcia i
wolałabym żeby tak zostało.
-
Więc mnie oświeć.
-
Nie zrozumiałeś drugiej części zdania?- Spytała retorycznie, a gdy przez jakiś
czas nic nie mówił tylko się w nią wpatrywał, wzruszyła ramionami.- No co?
-
Nic.- Mrugnął tylko nie rozumiejąc czemu ona zachowuje się wobec niego w taki
sposób. Przecież nigdy nie odgryzała mu się tak pogardliwie: owszem, nie raz
przekonał się już że Wielkolud celnie umie wbić szpilkę tam gdzie najbardziej
cierpi jego miłość własna, ale zawsze robiła to z żartobliwą przyganą, nigdy nie
starała się być protekcjonalna czy moralizatorska. A teraz mówiła takim tonem
jakby sama konieczność odpowiedzi na jego pytania ją irytowała.
-
Chyba mam prawo by to wiedzieć, nie sądzisz?
-
Raczej nie. Możemy już coś zamówić?- Ciężko westchnęła widząc jego minę. Jej,
naprawdę spodziewała się uroczego wieczorku? Czemu on chce tylko gadać skoro
Piegusek mówił, że on tylko ją wykorzystywał? Ach, z chęcią spotkałaby się z Jarkiem,
ten to przynajmniej był konkretny. Ciekawe czy już wrócił z podróży służbowej,
zastanawiała się. Tyle tylko, że teraz niestety by mnie nie poznał.- Posłuchaj.-
Zaczęła wiedząc, że on nie odpuści.- Nie chciałam być niemiła ani niegrzeczna,
ale naprawdę nie mogę i nie chcę teraz rozmawiać o związkach łączących mnie z
Piegu…to znaczy z Wiktorią.
-
Dobrze, potrafię to zaakceptować. Chcę tylko wiedzieć, czy ona cię nie
krzywdzi.
-
Nie.- Odparła bez zawahania jednocześnie biorąc do ręki kartę. Zaczynała już
być głodna, a rozmowa z Arkiem tylko ją zezłościła. Miała nadzieję, że potem
będzie już lepiej.
I
rzeczywiście było, to znaczy głównie. Gdy Żyliński nie starał się zahaczać o
tematy związane z jej wypadkiem i Wiktorią Cruella całkiem dobrze się bawiła. Albo
gdy nie wtrącał mimochodem jakiegoś żarciku czy sytuacji związanej z
przeszłością a ona kompletnie nie wiedziała o co mu chodzi. Potrafiła wtedy na
moment zapomnieć kim jest (a raczej nie jest) czując się jak na zwykłej randce.
Także już pod sam koniec spotkania zaczęła się niecierpliwić. Arek nalegał na
to by dała mu swój nowy adres albo chociaż numer telefonu.
-
Nie mogę tak dłużej.- Wyznał jej wpatrując się prosto w oczy.- Nawet nie wiesz
jak ciężko było mi przez te kilka tygodni gdy cię utraciłem, gdy sądziłem że nigdy
ponownie nie otworzysz oczu.- Rzeczywiście musiało tak być, bo nawet mówiąc te
słowa Wiktorii wydawało się, że jakby postarzał się o kilka lat. Zwłaszcza jego
spojrzenie nią wstrząsnęło: było jakby pełne bólu z powodu napływających
wspomnień.
Nie
rozumiała dlaczego poczuła się jak intruz: choć może stało się tak dlatego że rzeczywiście
nim była. To powinna być chwila Pieguska i Arka, a nie jej uzurpatorki która nie
ma pojęcia o prawdziwej miłości. Ale przecież powinna się teraz śmiać, mącić i
korzystać na wszelkie możliwe sposoby z tej sytuacji mając świadomość pełnej
bezkarności. Dlaczego więc teraz potrafiła tylko wpatrywać się w Arkadiusza?
-
Wiem, że masz pełne prawo mi nie ufać, zwłaszcza po tym co powiedział o tobie
Karol w dniu wypadku…ale ja byłem idiotą. Nie rozumiałem czym jest miłość, bo
otaczałaś mnie nią już od wielu miesięcy. I traktowałem ją jako coś oczywistego
nie zdając sobie sprawy ile cię to kosztuje.
-
Nie powinieneś mi tego mówić.- Praktycznie szepnęła gdy dał jej szansę na
wtrącenie choćby słówka.
-
Wprost przeciwnie. Widzę twoją rezerwę i zmianę zachowania: nawet ten styl
ubierania się i makijażu pasujący bardziej do agresywnej kobiety biznesu a
nie słodkiej uroczej dziewczyny którą jesteś.
-
Nie wiesz kim jestem.- Uśmiechnęła się z goryczą. Słodka urocza dziewczyna? Czy
ktoś ją w ogóle kiedykolwiek tak określił? Chyba jednak tak... Jak przez mgłę przypomniała sobie
teraz słowa jednego z chłopaków który jej się podobał i zaprosił na randkę tuż
przed tym co zniszczyło jej życie. Jesteś
żywym dowodem na to, że naturalna słodycz i dobro idą w parze, powiedział
wówczas. I wiem, że pewnie słyszałaś to
nie raz, ale chciałbym mieć szansę poznać cię bliżej.
Nigdy
mu nie powiedziała, że nikt nigdy nie nazwał ją słodką ani dobrą. Dla wszystkich
była piękna, cudowna czy wspaniała; wszyscy chłopcy widzieli w niej tylko
niezłą laskę. Z pewną dozą goryczy pomyślała, że gdyby Irek ją teraz zobaczył
nigdy by jej już tak nie nazwał. Tak jak zresztą nikt inny. Bo już taka nie
była i nigdy nie będzie.
-
Może i nie, ale wiem że dla mnie jesteś wszystkim. Nawet jeśli teraz masz
ochotę odtrącać mnie słowami czy gestami albo tym groźnym unoszeniem brwi…-
Uśmiechnął się wyciągając do niej dłoń. Odruchowo odsunęła się tak jak zawsze.
Bo to zawsze były JEGO ręce. I nic nigdy tego nie zmieni.- Wielkoludzie co się
dzieje?- Spytał a z jego twarzy znikł uśmiech.
-
Przestań tak do mnie mówić.
-
Jak? Przecież wiesz, że dla mnie zawsze będziesz ukochanym Wielkoludem, Zosiu.-
To było paradne, myślała prychając rozbawiona pomimo wewnętrznego smutku jaki
czuła. Zamierzała dokopać Pieguskowi a jedyne co udało jej się osiągnąć przypomnieć
sobie o czymś o czym już dawno chciała zapomnieć. By jednak nie do końca
spieprzyć ten wieczór przysunęła się do Żylińskiego odruchowo stając na palcach
nie przyzwyczajona, że teraz nie musi tego robić. Potem go pocałowała. I
rzeczywiście, tak jak zwykle, taka terapia jej pomogła. Już po chwili
zapomniała o wszelkich problemach, schrzanionej przeszłości i wątpliwej
przyszłości. W jej żyłach zapłonęło gorące i płynne jak lawa pożądanie, a mimo
zimna na dworze nie odczuwała jakiegokolwiek chłodu. Na dodatek jej nowe ciało
kierowało się ku jakby znanym tylko sobie miejscom: jedna dłoń spoczęła tuż za
uchem Arka a druga wniknęła niżej, pod płaszcz- nie na kark tak ja zwykle
dzieje się to podczas pocałunku. I dzięki gorącej reakcji całującego ją
mężczyzny zrozumiała, że nie jest to przypadkowe, co pozwoliło jej otrzeźwieć. Cholera,
nawet nie mogła być pewna własnego pożądania. Bo czy to rzeczywiście ona go
pożądała? Czy może głupiutkie ciało tego Pieguska pamiętało pieszczoty
ukochanego? I czy ona w ogóle kiedykolwiek z nim spała? Dla niej wyglądała na niedoświadczoną
dziewicę, ale Żyliński raczej nie wyglądał na zszokowanego jej działaniem. No,
co najwyżej tym że go zaprzestała. Ale i
tak na jego twarz powrócił uśmiech.
-
Wiedziałem, że ty też wciąż mnie kochasz. Ale nie martw się: teraz gdy to wiem,
jestem gotów zmusić się do czekania- choć zastrzegam że niezbyt długo. I
postaram się być wyrozumiały w sprawie Wiktorii: wierzę, że w odpowiedniej
chwili wszystko mi opowiesz.- W odpowiedzi skinęła tylko głową. Chwila słabości
już minęła, więc stała się sobą: pewną siebie kobietą twardo stąpającą po
ziemi. Dlatego dodała z zabójczym uśmiechem:
-
Jasne. Tylko pamiętaj: ani słowa Wiktorii o dzisiejszym spotkaniu, dobrze? A
przynajmniej, jeśli chcesz by w najbliższym czasie nastąpiły kolejne.
-
Naprawdę musisz o to pytać?- Skinęła potakująco głową uśmiechając się jeszcze
szerzej. Ten głupek myśli, że jest jego szarą gęsią? To nawet lepiej. Zemści się
i na nim za to że ją odrzucił i na głupiej gęsi, która sądzi że może nią
dyrygować wedle swojego widzimisię. Trochę dziwne będzie się kochać z facetem
mając do dyspozycji inne ciało, ale w końcu rozum i odczucia wciąż były jej. Musi
po prostu zapomnieć o tej felernej zamianie.
Tak
jak o przeszłości.
Tak
jak o Damianie.
Z mojej strony komentarze zawsze były są i będą pozytywne. Po prostu dla mnie jesteś świetna i takie są moje odczucia po przeczytaniu wszystkich Twoich dzieł.
OdpowiedzUsuńJa czytam cały czas, nie zawsze komentuję bo czytam późnymi wieczorami :-/ i nie mogę się doczekać kiedy będą w swoich ciałach
OdpowiedzUsuńSuper jest Twoje opowiadanie kiedy kolejna cześć uda się w weekend ?
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak. Zaczęłam pisać już wczoraj, a najwyżej jak dziś wieczorem nie zdążę to wstawię krótszą część.
UsuńW takim razie czekamy do wieczora na kolejną część ;)
OdpowiedzUsuńHej! Świetny rozdział jak zwykle. Jak mniej więcej planujesz długość tego opowiadania?
OdpowiedzUsuń