Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 17 października 2017

Nowy początek: Rozdział XXV

No cóż, w końcu się udało :) Laptop gotowy, więc kolejna część także. Miłego czytania. I gratulacje dla cierpliwych i wytrwałych, którzy mimo długiej przerwy nie zrezygnowali z czytania. Pozdrowienia ;)


Wariowała. Tak właśnie musiało być skoro nagle zaczęło jej się wydawać, że winne jej sytuacji jest ciasteczko. Parsknęła cicho próbując pohamować ten odruch, chociaż na ulicy i tak nikt nie zwracał na nią uwagi. A raczej tak jej się wydawało.
- Witaj, Wiktorio.- Usłyszała za sobą męski głos, więc nieznajomy musiał ją znać. Zosia wolno się obróciła, podniosła wzrok, a potem zmrużyła oczy by uważnie spojrzeć na intruza. Tak jak podpowiedziało jej pierwsze wrażenie, nie poznawała go. Był wysokim, przystojnym szatynem o oliwkowej cerze i zdumiewających przy tej karnacji błękitnych oczach. Teraz zmrużył je tak jak chwilę wcześniej ona delikatnie wyginając ku górze koniuszki ust. - Kopę lat, siostrzyczko.
Siostrzyczko…
Cholera czyżby Wiktoria miała brata? Nigdy o tym nie wspominała, ale przecież nie musiało to znaczyć że go nie miała. Na dodatek twarz tego faceta była jej jakby znana. Gdzieś ją już widziała…tylko nie potrafiła sobie teraz przypomnieć gdzie. Na dodatek gdy próbowała wytężyć umysł czuła jakby coś ją blokowało. Zupełnie tak, jakby jakaś osoba w jej głowie odpowiedzialna za to wspomnienie krzyczała jej wprost do ucha: wycofaj się stąd! Nie otwieraj tej szuflady z puszką Pandory. Tyle, że mimo to zignorowała sprzeciw jeszcze bardziej wytężając umysł. I ułamek sekundy później w jej głowie pojawiły się obrazy zdjęć stojącego teraz przed nią szatyna z jakąś młodą kobietą w sukni ślubnej. Tak, to właśnie jego fotografie były zapisane na laptopie Cruelli! Podejrzewała nawet, że to jej wielka niespełniona miłość. Zwłaszcza, że…no właśnie do diabła co? Gdzie jeszcze widziała tę twarz? Kogo jej przypominał? I czemu miała wrażenie, że o czymś powinna pamiętać?
- Widzę, że ciężko mi będzie usłyszeć dziś twój głos.- Młody nieznajomy wydawał się być trochę rozbawiony jej zachowaniem o czym świadczył jego uśmiech. Tyle, że nie wiedzieć czemu wydawał jej się być jakiś taki perfidny. I oślizgły. A jak uśmiech może być ślizgi? Najlepszy dowód na to, że dostawała paranoi…Tak, nie dość że wariowała to jeszcze wpadała w stany lękowe.- Może więc wybierzemy się na kawę? Tu obok jej zdaje mi się świetna kawiarenka, ale w końcu ty powinnaś to doskonale wiedzieć pracując tu niedaleko…A jak tam nasz drogi staruszek?- Mówiąc to wyciągnął swoją dłoń w jej w stronę. I już prawie miał jej dotknąć, gdy nieoczekiwanie jej ręka umknęła w tył. Zupełnie tak jakby wyciągnął w jej stronę rozżarzony pogrzebacz. W dodatku szum w uszach i hałas w głowie wciąż się wzmagał wrzeszcząc: nie rób tego! Uciekaj! Pamiętasz jak to się skończyło. Szkoda tylko, że nie miała pojęcia przed czym miała niby uciekać. Ani tym bardziej jak to się niby skończyło…Chociaż, chociaż coś jej umykało. Tylko co? Ale skoro ciało Wiktorii pamiętało iż powinna mieć się na baczności, powinna mu zaufać. I swojemu instynktowi. Nawet on ostrzegał ją przed niebezpieczeństwem. Tyle, że dzięki przemianie przestała być takim tchórzem jak kiedyś. No i kierowała nią ciekawość.
- Czego chcesz?- Nie zamierzała powiedzieć tego w tak agresywny sposób, ale tak po prostu wyszło. Zupełnie tak, jakby znów nie do końca kontrolowała swoje emocje. Ale nie zdążyła pożałować swojego tonu, bo on zrobił coś, co sprawiło, że włos zjeżył jej się na głowie. A przynajmniej na rękach.
Roześmiał się.
I Zosia zrozumiała dwie rzeczy.
Po pierwsze już słyszała ten śmiech.
Po drugie: słyszała go już w dużo perfidniejszym wydaniu.

Ciii, daj już spokój kotku. Przecież wiem, że tego chcesz tak samo jak ja.
Kazałem ci się zamknąć, pamiętasz?!
Nie znoszę takich dziwek jak ty: myślisz że jesteś lepsza ode mnie zerkając z pogardą i lekceważeniem?
Ty suko! Lubisz na ostro? To zaraz zobaczysz.

Z jej snu. Snu, który okazał się być piekielnym wspomnieniem haniebnego czynu, którego dopuścił się mężczyzna o nieznanej twarzy. Ale od tej chwili miał już twarz. Twarz oślizgłej jaszczurki stojącej obok niej. Twarz, której podobieństwo wyraźnie świadczyło również o pokrewieństwie z prezesem banku, Adamczykiem. Twarz, która wyjaśniała genezę konfliktu i rozłamu w rodzinie Adamczyków i Szymborskich.
To całkiem zabawne ile wiadomości może przepłynąć przez nasze neurony w ciągu ułamka sekundy. A raczej byłoby gdyby ta porażająca bezkarność gwałciciela i ból młodej dziewczyny jaką była wtedy Wiktoria nie były tak prawdziwe. Jaką czelność ma teraz ta gnida by zaczepiać ją teraz na ulicy? To tylko dowodziło, że nic się nie zmienił. A jeśli już to na gorsze.
Nie zwlekając dłużej Zosia odkręciła się na pięcie wsiadając do pierwszego lepszego tramwaju, którego dźwięk wskazywał na chęć odjazdu. Na szczęście zdążyła pozostawić za sobą zdezorientowanego Damiana, którego twarz wyrażała już wściekłość. O dziwo nie bała się jej. Było raczej pełna nienawiści do oprawcy, który zniszczył życie młodej Wiktorii i to ta nienawiść tłumiła wszelkie inne emocje. Boże, jak mogła zapomnieć o tym co odkryła tuż przed przebudzeniem się Wiktorii? Odruchowo jej palce znów powędrowały do podłużnej cienkiej blizny na skroni. Ten bydlak powinien siedzieć w więzieniu. Czemu więc go tam nie było?


- Zawsze byliśmy dla siebie jak ojciec z córką, choć naprawdę nie łączyły nas żadne więzy krwi. Chociaż po tym co się stało chciałaś mnie ukarać proponując coś takiego, być może właśnie to podpowiada ci twoja pamięć.
- Za co chciałam cię ukarać?
- Za to jak postąpiłem z Damianem po tym co ci zrobił.

Odpowiedź którą podsunął rozum była gorzką pigułką, którą z trudem mogła przełknąć: bo miał wpływowego tatusia który był w stanie zatuszować zbrodnię syna. Celowo nazywała gwałt zbrodnią nawet we własnych myślach, bo przecież tym właśnie był w istocie: zbrodnią na niewinnej duszy. Ona sama trzęsła się z obrzydzenia z powodu koszmaru w którym wydawało jej się, iż to spotyka właśnie ją. Jak więc czuła się Wiktoria doświadczając gwałtu? A co z innymi snami? Choćby tym w którym nie chciała rozmawiać z własną matką? Czyżby ona też zostawiła ją samą sobie? Nie, to nie mogło być takie straszne. Pani Szymborska po prostu musiała zostać przez Cruellę obwiniona ze względu na swoje małżeństwo z Adamczykiem, którego syn złamał jej duszę. Zosia nie zniosłaby myśli, że zgwałcona Wiktoria mogła być wtedy całkowicie sama.
- Przepraszam dobrze się pani czuje?- Z rozmyślań wyrwał ją jakiś damski głos. Zosia spojrzała na pomarszczoną, choć dobroduszną twarz jakiejś siedzącej naprzeciwko niej staruszki.  I zdała sobie sprawę, że wilgoć na jej policzkach tonic innego jak łzy.
- Tak.- Skłamała potrząsając energicznie głową. A gdy tramwaj się zatrzymał wysiadła na najbliższym przystanku. Chciało jej się wymiotować, bo w jej głowie wciąż pojawiały się niechciane obrazy z koszmaru: błagalny głos, dominacja przeciwnika, poczucie beznadziei…Czuła, że jeszcze trochę i wybuchnie. Z trudem usiadła na drewnianej ławeczce dzwoniąc po taksówkę. W tej chwili była tak rozbita, że nie mogła trafić nawet w odpowiedni guzik telefonu. A godzinę później będąc już w swoim mieszkaniu położyła się do łóżka zwinięta w kłębek. I nie ruszała się z niego aż do wieczora.
Nazajutrz, po przespanej nocy, czuła się dużo lepiej. Nic sobie nie robiła z zaczepek Wiktorii, która jej „zły humor” jak się zdawało przypisywała Ksaweremu. Zosia nie miała pojęcia czemu, ale najwyraźniej Cruella musiała  sprawić mu wczoraj jakieś kłopoty, bo kilkakrotnie próbował się z nią wieczorem skontaktować. Ale we wczorajszym stanie ducha nie była w stanie tego zrobić. Mimo wszystko nie mogło to być coś bardzo istotnego bo wówczas Iksiński wysłałby jej po prostu wiadomość.
Dopiero w trakcie lunchu dowiedziała się co tak naprawdę się stało. Skruszony Ksawery wyznał jej, że pocałował Wiktorię. Nawet bez jego tłumaczeń doskonale orientowała się dlaczego.
- Ale Zosiu, ja to zrobiłem pod wpływem chwili.- Perorował co chwila przepraszając z wyraźnym poczuciem winy wypisanym na twarzy.- Nie chciałem tego, ale ona doskonale wiedziała jak mnie podejść.
- Ksawery…- Przerwała mu, bo w głowie wciąż miała tylko Damiana i to co zrobił Wiktorii wiele lat temu. Omawiany właśnie temat w świetle tego wydawał jej się być trywialny i bez znaczenia.
- Wiem, że możesz mnie za to odtrącić i odsunąć- Kontynuował bez jej zgody- nawet jestem w stanie to zrozumieć, ale mimo to proszę być tego nie robiła. Naprawdę można mi ufać: nigdy nie dopuściłbym do tego by stało się coś więcej. Ja nie…
- Ksawery, uspokój się.- Zosia pełnym otuchy gestem dotknęła jego dłoni, co go wyraźnie zdziwiło. Ale nie wiedziała w jaki sposób przerwać jego słowotok.- Nie obwiniam cię o nic. Wiem jaka potrafi być Wiktoria.- Tyle, że nikt nie zdaje sobie sprawy dlaczego, dodała w myślach momentalnie czując napływ współczucia do młodej zgwałconej dziewczyny. Ale powinna pamiętać, że Wiktoria już od dawna nią nie jest. I nawet jeśli dawniej została zgwałcona, to ten fakt nie może tłumaczyć jej perfidnego zachowania, egoizmu a nawet czystej złośliwości choć sytuacja w jakiej się znalazły powinna raczej sprzyjać współpracy. A ona co robiła? Uwodziła Arka, Karola, a teraz na dodatek Ksawerego. Miałaby więc puścić to wszystko w niepamięć tylko z powodu tego co zrobił jej Damian? Przecież nie była jedyną zgwałconą dziewczyną na świecie. Taka była prawda, choć brutalna. A ona nie powinna postrzegać ją przez ten pryzmat. Bo nawet jeśli Szymborska była młodą, niewinną dziewczyną to od dawna już nią nie jest. – Ja wiem, że mogę ci ufać. I nie odsunę cię od siebie tylko z powodu knowań Cruelli.
- Naprawdę? Bałem się, że po tym co ona ci nagada nie będziesz chciała mnie znać.
- Prawdę mówiąc o niczym mi nie wspomniała. Była tylko z siebie bardzo zadowolona, to wszystko. No i mój zły nastrój tłumaczyła rozmową z tobą co jak przypuszczam miało sugerować to co się między wami stało.- Kurczę, a jednak czuła się niezręcznie mówiąc o tym. Bo dopiero w tej właśnie chwili z niebywałym opóźnieniem zrozumiała dlaczego Ksawery dał się sprowokować. To jej twarz miała teraz Wiktoria. A on był w niej zakochany. Dlatego uległ. Postanowiła jednak nie roztrząsać tej kwestii, bo nie miała wielu ludzi do pomocy, a pomoc Ksawerego była jej w tej chwili niezbędna. Zgodnie ze swoim postanowieniem, ignorując wyrzuty sumienia dodała:- Nie przejmuj się tym: to nawet lepiej że odkryła iż masz ją pilnować. Teraz możesz to robić bez szpiegowania. W dodatku wiesz na co ją stać i jak bardzo potrafi być przebiegła.
- Więc wciąż mam to robić?- Zdziwił się Ksawery.
- Tak byłoby najlepiej. Tylko tobie ufam bezgranicznie. Chyba, że bardzo się wobec tego wzbraniasz.
- Nie, chyba nie.- Mężczyzna na dłuższą chwilę popadł w zadumę.- Wiem już czego się po niej spodziewać, więc nie dopuszczę do tego bym wpadł w tą samą pułapkę jeszcze raz.
- Cieszę się.- Skomentowała to Zosia. Potem rozmawiali na bardziej przyziemne i „normalne” tematy takie jak jego praca czy jej problemy na mało znanym jeszcze stanowisku dyrektorki działu kredytów korporacyjnych. W pewnym momencie jednak Ksawery spytał:
- Co powiedziałaś wczoraj Arkowi, że był taki z siebie zadowolony?
- Nic wielkiego.- Mówiąc to wzruszyła ramionami.- Po prostu skłamałam, że Zosia straciła pamięć i dlatego zachowuje się tak dziwnie. No i że zależy mi na niej, bo jest moją nieślubną siostrą…- Zaczęła mu wyjaśniać. Ksawery kiwał głową przyznając jej rację, ale w duchu wciąż się martwił. Chyba powoli przekonywał się do tego co sam przed sobą chce ukryć: ona wciąż kocha Arkadiusza. A to, że nie chce z nim być nie oznacza wcale, że zechce być z kimś innym. Tyle, że co pozostało mu bez tego? Nadzieja zawsze umiera ostatnia, jak głosi znany aforyzm, a jego czepiała się życia jak niczego innego.

***
Wiktoria nie miała specjalnej ochoty na jedzenie, ale małostkowość i złośliwość znów wygrała, bo przyjęła zaproszenie Arka na lunch. Poczuła nawet zadowolenie gdy kilka stolików obok ujrzała Zosię z Ksawerym (wiedziała, że wzbudzi ich wściekłość jedząc posiłek z Żylińskim), ale szybko się ono ulotniło gdy tamci zdawali się nie reagować. W dodatku Aruś wydawał jej się być jakiś dziwny. Traktował ją jak małe dziecko troskliwie roztaczając nad nią opiekę, czarując słodkimi słówkami delikatnością. W ogóle odkąd uroił sobie tą miłość do Pieguska stał się nie do zniesienia. Wcześniej, jeszcze przed przemianą miała go za błyskotliwego i uroczo zabawnego faceta skorego do flirtu, a teraz okazywał się być zwyczajnym nudziarzem. Jeśli tak działała miłość to ona nie żałowała, iż nie była do niej zdolna. No bo prawdziwy przystojniak zmienił się w zwyczajnego mięczaka. Już ten cały długowłosy Ksawery był dużo lepszy. Przynajmniej umiał się jej odcinać, bawił swoją złością i pozorną pogardą, no i jego gwałtowność zdradzała namiętną naturę. Tak, to była przednia rozrywka, zwłaszcza wczoraj. Do teraz czuła mrowienie na całym ciele wspominając smak jego ust. Chętnie by go powtórzyła. Najlepiej będąc sobą…
Ciężko westchnęła dając sobie spokój z gdybaniem. Na razie nie zapowiadało się, iż szybko odzyska dawną siebie.
- Myślisz, że oni mają się ku sobie?
- Hm?
- Ksawery z Wiktorią. Ostatnio spędzają ze sobą wiele czasu.
- Ach…- Mrugnęła tylko nie mając ochoty drążyć tematu.- Może.
- Mnie się wydaję, że to coś więcej niż może. Tylko nie potrafię zrozumieć dlaczego uparcie twierdzi, że kocha Zosię…- Jezu, naprawdę mogła robić dużo ciekawszych rzeczy niż interesować się życiem uczuciowym jakiegoś retro Gościa i Pieguska. Co ją to obchodziło? Arka pewnie wręcz przeciwnie, ale czy gadki w stylu przedszkolaków żartujących sobie z Krysi bo Grzesiu dał jej kwiatek nie są zbyt infantylne? Najwyraźniej jednak nie dla Żylińskiego. Postanowiła więc szybko się ulotnić. A że miała jeszcze kwadrans przerwy postanowiła spożytkować go na wizytę w toalecie. Nie spiesząc się poprawiła makijaż wolnym krokiem kierując się na swoje miejsce pracy. Już prawie uporała się z dokładnym zapoznaniem z raportów z działalności Zosi w okresie gdy ona przebywała w śpiączce na jej stanowisku, ale jeszcze trochę pracy jej zostało. Potem może rzeczywiście skorzysta z rady Pieguska i wybierze się na urlop? Albo odwiedzi w końcu jej rodziców, którzy wciąż na to nalegają? W końcu może być nawet zabawnie zobaczyć dom w którym wychowywał się Piegusek. Oczywiście tylko po to by móc wykorzystać coś przeciwko niej, ma się rozumieć. Nie z powodu niezdrowej ciekawości czy przejawów sentymentu, skądże.
Zdziwiła się gdy w przedsionku do gabinetu przywitała ją Jowita informacją o tym, że Zosia chce z nią rozmawiać. Z trudem powstrzymała wybuch radości: była pewna że Ksawery wypaplał jej to co się między nimi wczoraj stało.
Pół godziny później okazało się, że się nie pomyliła. Piegusek tym razem zmienił taktykę i zamiast straszenia postanowił udawać wyrozumiałą ciocię. Oznajmił jej na przykład, że pocałunek z Ksawerym nawet jak na nią był żałosnym chwytem poniżej pasa. Oczywiście ubrała to w dużo zgrabniejsze i bardziej eufemistyczne słowa. Wiktoria w duchu chwaliła ją za jeszcze jedną pozytywną dostrzeżoną w niej cechę: była świetną mediatorką. Może i w przyszłości byłaby nawet i negocjatorką, ale na to miała jeszcze za słaby kręgosłup. No i nie umiała manipulować. Ale nie było w tym nic dziwnego skoro była taka uczciwa. Tej cechy z kolei w dzisiejszych czasach wcale nie uważała za pozytywną.
-…dlatego uważam, że…Hej, słuchasz mnie w ogóle?
- Mówiłaś coś?- Wiktoria zupełnie niecelowo spojrzała akurat na swoje paznokcie. Jeden z nich sprawiał jej problemy już od rana, a dopiero teraz zauważyła że po prostu był źle spiłowany.
- Słuchaj, chcę tylko byś nie mąciła w głowie Ksaweremu. Możesz dokopywać mi, ale nie jemu. To dobry chłopak.
- Sory mała, ale nic nie jest fair. Dziwne, że życie cię tego jeszcze nie nauczyło.
- A ciebie nauczyło?- Wiktoria odebrała pytanie Zosi jako pyskówkę, dlatego teraz tylko się roześmiała.
- Jeszcze jak.- Dodała zaraz potem. Tylko patrząc na twarz Pieguska dostrzegła coś dziwnego, tak, że poczuła się nieswojo.- No co?- Spytała agresywnie czując konieczność defensywy.
- Nic.- Zosia potrząsnęła głową usilnie starając sobie wybić z głowy sen w której główną rolę pełnił Damian. Jak często w swoich koszmarach prześladował Wiktorię? I jak mogła ją o to spytać skoro w ten sposób podsyciłaby tylko jej ból?   
- A tak w ogóle to skąd to?- Zaatakowała wskazując na bliznę na nadgarstku Zosi, którą od momentu zauważenia przez zdjęcie rzemyków starannie zakrywała szerokimi bransoletkami.
- Nie twój interes.
- Teraz odkąd tak jakby jestem tobą śmiem sądzić inaczej. Więc? Powiesz mi czy mam raczej pokazać tę pamiątkę twoim znajomym albo Ksaweremu? Albo, czekaj: Aruś na pewno nic o tym nie wie, prawda? A jeśli nawet wie to wyjaśni mi co się stało.- Zgodnie z założeniem, nie zdążyła zrobić nawet trzech kroków, gdy Piegusek krzyknął:
- Czekaj. Nikomu tego nie pokazuj…proszę.- Ostatnie słowo wypowiedziane zostało bardzo cicho. Wiktoria poczuła dziwny skurcz w dole brzucha. Gdyby była kimś innym pomyślałaby, że to wyrzuty sumienia, ale ona nie miała sumienia. A przynajmniej tak uważała do tej pory, bo jakieś jego resztki musiały się wciąż w niej tlić skoro postanowiła zażegnać temat.
- Żartowałam: nie zamierzam z tym paradować, jeszcze wzięliby mnie za obłąkaną lub psychiczną. A wracając do kwestii Ksawerego…to nie moja wina, że się na mnie rzucił. Na twoim miejscu bym uważała: jest na ciebie ostro napalony. Wcale nie musiałam się zbytnio starać żeby…
- Oszczędź mi szczegółów dotyczących waszego pocałunku.
- Pocałunku?- Wiki szeroko się uśmiechnęła mając w pamięci te duże dłonie dotykające jej nagich pleców, wymagające usta stanowczo domagające się jej odpowiedzi, szorstki dotyk ledwie kiełkującego zarostu na twarzy czy klatki piersiowej na swojej gdy prawie próbował stopić się z nią w jedno i napór innej części ciała zwiastujący, że równie niechętnie jak ona przerwał swoje pieszczoty.
- Przestań znów stosować te swoje sztuczki. Wiem, że się z tobą nie przespał.
- Bo się nie przespał. Ale to co między nami zaszło…tego z pewnością nie można podciągnąć pod ramy pocałunku.- Zosia nic nie odpowiedziała tylko gniewnie zaciskając usta. Bo teraz już lepiej rozumiała zmieszanie Iksińskiego. I jego strach. Ona głupia wyobrażała sobie niewinne dotknięcie warg, może kilka muśnięć- nawet nie z otwartą buzią i udziałem języka- nie prawdziwy namiętny pocałunek…a może nawet- o zgrozo- jeszcze jakieś pieszczoty? Czy ją rozebrał? Całował po szyi albo i niżej? Czy położył ją na łóżku nakrywając swoim ciałem? Czy…Dość, nakazała sobie gdy wyobraźnia zdecydowanie zaczynała się za bardzo pobudzać. A ona nie chciała znać żadnych szczegółów. Absolutnie żadnych. I tak w myślach zastanawiała się czy słusznie zbagatelizowała całą sprawę pozwalając mu wciąż przebywać z Wiktorią by ją kontrolować. Przecież nie uda jej się przemówić jej do rozumu. A może jednak…?
- Wiktoria, wiem że dużo od ciebie wymagam. Ale proszę cię jeszcze o to: nie baw się nim. On na to nie zasługuje.
- Najpierw każesz mi trzymać na dystans Arka a teraz nie pozwalasz się zabawić nawet Studenciakiem?
- Wcześniej…- kontynuowała Zosia jakby nie zważając na wtrącenie Cruelli- w przeszłości, pewna dziewczyna go skrzywdziła, nie chcę by znów cierpiał. Zwłaszcza, że nie umiem odwzajemnić jego uczucia.
- Ale ja chwilowo umiem. I powiem ci, że z przyjemnością to zrobię.
- Dobrze wiesz, że nie mówię tu o sypianiu ze sobą.
- Jej, jak możesz być tak nudna przed trzydziestką?
- Nie żartuj z tego.
- Wcale nie żartuję. Wiesz, że jest coś takiego jak libido? Ty go nie posiadasz, ale ja za to mam je w zwiększonej ilości. Dlatego długo tak nie pociągnę.
- Wiem, że chcesz się w ten sposób na mnie odegrać i to nie ma nic wspólnego z twoimi potrzebami.
- I tu się mylisz: ten olbrzym nawet mi się spodobał. Oczywiście pikanterii dodaje fakt, że mnie nie znosi i na tym polega cały jego urok (jak na mój gust jest zbyt pospolity), ale ma w sobie coś specjalnego. Dziwi mnie to, że wybrałaś Arka. W roli zakochanego szczeniaka jest żałośnie nudny.
- Nikogo nie wybrałam. A już na pewno nie Żylińskiego.
- Akurat.- Prychnęła Cruella.- Wracam do pracy.- Dodała, a Zosia wiedziała, że to musi jej wystarczyć. W końcu lepszy brak odpowiedzi niż odpowiedź negatywna, pomyślała. Miała nadzieję, że gdy Wiktorię znów najdzie chęć na „amory” Ksaweremu uda się je odeprzeć. 

***

Dwa dni później Wiktoria siedziała w samochodzie Ksawerego jadąc do domu rodzinnego Zosi. Musiała to zrobić, bo „jej” rodzice wciąż bombardowali ją wiadomościami. Tym bardziej, że w tym tygodniu wypadały święta wielkanocne.
Aby nie popełnić gafy, na miejscu miała być również Marysia z mężem, która ze względu na urlop mogła pozwolić sobie na wcześniejszy przyjazd bez konieczności martwienia się o pracę.
Podczas jazdy próbowała kilkakrotnie zagaić rozmowę z kierującym, ale Iksiński chyba obiecał sobie całkowicie ją ignorować co ją nawet do pewnego stopnia bawiło. Dlatego nie przestawała zadawać mu dwuznacznych pytań albo wciąż wracać do tematu ich pocałunku. Wiedziała, że to było dziecinne  zupełnie nie w jej stylu, ale o dziwo taka zabawa sprawiała jej frajdę. Tym bardziej, że jemu nie.
W końcu dojechali pod właściwy adres. Wiktoria chłonęła budynek zachłannym okiem tak samo jak wnętrze. Dostrzegała więc każdy obraz wiszący na ścianie, każde zdjęcie czy figurkę. Albo te śmieszne mała dywaniki, które w ogólne nie pasowały do wystroju samych pokoi. Czy też eklektyczne meble w salonie: fotele z pewnością nie pochodziły z komplet sofy, a już na pewno nie stolik do kawy który wyraźnie odcinał się kolorystyką od reszty mebli. Na dodatku na jednej z wiszących półek leżała cała rodzina pluszowych misiów, które sądząc po wyglądzie czasy świetności miały za sobą. Odruchowo do głowy Wiktorii napłynęło wspomnienie niewielkiego pokoju w równie niewielkim mieszkaniu w bloku, w którym spędziła część dzieciństwa. Czy gdyby spędziła tam jego resztę potrafiłaby być szczęśliwa? A może zostałaby pozbawioną ambicji sprzątaczką albo pracownicą przy produkcji jak jej własna matka? Szybko wytrząsnęła z głowy ten absurd. Nigdy gdybać, to była jej nadrzędna zasada. Pozostawić przeszłość za sobą, tak brzmiała druga. Dlaczego więc w ciągu ostatnich tygodni wciąż nieustannie je łamała?
Na szczęście, zupełnie nie zdając sobie sprawy z jej myśli, pan Niemcewicz zwrócił się do niej z jakimś pytaniem dotyczącym pracy. Dzięki temu bez przeszkód mogła wtrącić się w rozmowę. Potem poszło zupełnie gładko (poza jednym epizodem gdy pani Niemcewicz spytała czemu nie przyszła z Arkiem, ale szybko zdała sobie sprawę ze swojego faux pas): podczas obiadu głównym tematem była Marysia i jej ciąża a potem omawianie niezbędnych akcesoriów niezbędnych do wychowania malucha. Nie obyło się też do powrotów do przeszłości i wspomnień z czasów, gdy zarówno ona jak i Marysia były dziewczynkami.
- Byłaś taką grzeczną dziewczynką, Zosiu.- Śmiała się pani Elżbieta patrząc na Wiktorię z dziwnym rozczuleniem.- Do dziś pamiętam jak w wieku sześciu lat płakałaś bo nie mogłaś dobrze poskładać swojej koszulki. Zawsze chciałaś być we wszystkim perfekcyjna.
- O tak. Nawet własne urodziny sobie chciałaś urządzić gdy Marysia podpuściła cię, że w tym roku jesteś za duża na prezent.- Dodał jej mąż Krystian. – A miałaś wtedy chyba z dziesięć lat.
- Bez przesady, nie wiedziałam że ona tak łatwo da się w to wkręcić.- Wtrąciła się Maria jakby mimo woli. Bo ona wciąż widziała w Cruelli wroga, z którym nie można się spoufalać. Nieustannie gdy tylko rozmowa kierowała się na jej siostrę cała spinała się w sobie przyjmując pozę obserwatora. Jednak z biegiem czasu i ona dała się porwać urokowi wspomnień. Ba, nawet sama Szymborska złapała się na tym, że jej usta wyginają się w uśmiechu gdy usłyszała jak Zosia próbowała sama skonstruować łódkę i opłynąć nią całe jezioro prawie się nie topiąc. Albo historię o ucieczce na drzewo przed dzikiem. Z pewnością nie była to wesoła anegdotka gdyby dzika świnia ją dogoniła, ale że tak się nie stało cała rodzina żartowała z jej zdolności do szybkiego pokonywania krótkich dystansów i wpadania na niesamowite pomysły.
To dziwne, ale w pewnym momencie Wiktoria sama poczuła się tak jakby była Zosią. Jakby siedziała w otoczeniu własnych rodziców, siostry, szwagra oraz przyjaciela. Czuła zazdrość wobec Pieguska za to, że jest kochana, że była szczęśliwa, miała beztroskie dzieciństwo. Że wszyscy cieszą się z tego, że obudziła się po wypadku. A czy z jej przebudzenia ktoś się w ogóle cieszył? Dla ojczyma i matki pewnie najlepiej byłoby gdyby umarła nie podsycając ich poczucia winy tym co zrobili.
- Przepraszam, muszę skorzystać z łazienki.- Wtrąciła w pewnej chwili czując nagłą potrzebę ucieczki. 
- Coś się stało? Blado wyglądasz.- Stwierdził Ignacy przypatrując jej się badawczo.
- Zawsze była blada, choć teraz dzięki nowej fryzurze wygląda o niebo lepiej, prawda Krystianie?
- Tak, ale zawsze była też śliczna niezależnie od fryzury.
- Oczywiście tylko, że teraz jest lepiej. Co nie znaczy, że kiedyś było źle: zawsze musisz przeinaczyć moje słowa. Niedobrze ci kochanie?
- Trochę.- Przyznała Wiktoria.
- Biedactwo, zaraz dam ci jakieś krople. To pewnie jakiś wirus.
- To niepotrzebne, naprawdę. To nie wirus, nie jestem chora.
-  Co masz na myśli? Chyba nie jesteś w ciąży?
- Oczywiście, że nie.- Odparła sucho czując jak kręci jej się w głowie.- To gdzie ta łazienka?
- Drugie drzwi po prawej na korytarzu.- Podpowiedziała jej Marysia dość cicho, jednak nie na tyle by nie usłyszał jej siedzący obok niej mąż.
- Kochanie, jestem pewny że twoja siostra doskonale pamięta gdzie jest łazienka skoro mieszkała w tym domu ponad dwie dekady…- Wszyscy zgodnie się roześmieli uważając to za żart, dzięki czemu Wiktoria miała w końcu szansę uciec od tej wesołej wrzawy, śmiechu i poczucia wspólnoty. To byli pospolici ludzie, którzy nic nie wiedzieli o bankowości, polityce a nawet panującej aktualnie sytuacji gospodarczej. O czym niby miała z nimi rozmawiać? W dodatku ta uwaga o dziecku…

- Musi pani na siebie uważać: nie może pani wstawać na kilka godzin po zabiegu. 
- Chcę stąd iść.
- Rozumiem, ale jeszcze jest na to za wcześniej. Jeśli teraz zaniedba pani ten obowiązek w przyszłości może to spowodować bardzo przykre konsekwencje. A chyba chce pani jeszcze być matką?
- Nigdy nie chcę mieć dzieci. I chcę zostać sama.
- Pani Wiktorio: nalegam by…
- Proszę się stąd wynosić albo pójdę do prasy opowiedzieć o panu i o tym co pan robi. Rozumiemy się? I jeśli da pan znak mojej matce albo ojczymowi postąpię tak samo.
- Ale krwawienie może wrócić: może pani nawet umrzeć.
- I dobrze. Tak byłoby dla mnie najlepiej.

Przeklęta rodzina, pomyślała czując jak szybki ma oddech. A jeszcze bardziej pogłębiały go obrazy z przeszłości, której nienawidziła tak samo jak samej siebie. I Zofii Niemcewicz. Była idiotką, która próbowała się zabić. Naiwną dziewczyną wierzącą w miłość i inne romantyczne bzdury. Zakompleksioną grubaską, która ukradła jej ciało i teraz zmuszała do bycia tutaj. Nienawidziła jej całą sobą: duszą i ciałem….
Nagle podniosła wzrok patrząc na swoją twarz w lustrze. A potem jak zahipnotyzowana wpatrywała się w pierwszą łzę spływającą jej po policzku. Czy ona płakała? Przecież nie użalała się nad sobą od wielu lat: nawet ta feralna zamiana ciał nie zmusiła jej do rozpaczy. Dlaczego więc robiła to teraz? I w dodatku z powodu Pieguska?
I w końcu zrozumiała dlaczego od początku pałała irracjonalnym uczuciem nienawiści do Zofii Niemcewicz. Zrozumiała gdzie wcześniej widziała takie spojrzenie jak u niej, niepewną zgarbioną postawę, szczerość i naiwność wyzierającą z jej oczu.
Wiedziała już do kogo była podobna, wspominając pewną młodą dziewczynę pełną młodzieńczej pasji i ideałów, z empatią patrzącą na innych ludzi i nadzieją w przyszłość.
Dziewczynę, która mimo tego że posiadała tak mało potrafiła cieszyć się z głupiego misia kupionego na przecenie i grą w pamięć z matką. Z jej uśmiechu, gdy zmęczona wracając po dwunastu godzinach pracy zastawała idealnie wysprzątany przez nią dom, nawet jeśli przez to nie mogła spotkać się z koleżankami.
Nienawidziła Zosi Niemcewicz, bo od pierwszego spotkania przypominała jej kim była kiedyś i kim mogłaby być gdyby Damian nie zniszczył jej życia.
- Hej, wszystko w porządku?- Nagły głos dochodzący zza drzwi i tak ją przestraszył. Pospiesznie starła spływającą łzę próbując odzyskać spokój.
- A co ma być nie w porządku Studenciaku?- Odparła zza drzwi.- Już nawet wysikać się nie mogę w spokoju?
- Nie…to znaczy tak. Tylko, że wychodząc miałaś taką minę jakby…-Nie dokończył, bo Wiktoria właśnie wyszła z łazienki stojąc bardzo blisko niego. Na jej twarzy malowała się wyższość i arogancja zupełnie inna od tego poczucia niepewności i paniki jakie zauważył kilka minut wcześniej. Ale najwyraźniej mu się tylko zdawało. Jej, naprawdę niczego się wobec niej nie nauczył.
- Ty też byś miał gdybyś był zmuszony wysłuchiwać żałośnie ckliwych historyjek o dzieciństwie jakiejś obcej kobiety z ust jej prymitywnych rodziców. Ach, zapomniałam: ty jednak też tu jesteś.
- Uważaj na słowa.- Wycedził przez zęby patrząc na nią z pogardą tak jak właśnie tego chciała. Tylko nie rozumiała dlaczego w takim razie wyraz twarzy Ksawerego sprawił jej ból.- A teraz jeszcze przez pięć minut postaraj się grać tak przekonująco jak dotychczas nie raniąc państwa Niemcewiczów, rozumiemy się?
- A jaką dostanę za to nagrodę?
- O tym porozmawiasz już z Zosią.
- Wolałabym z tobą.- Odpowiedziała mu uwodzicielskim tonem nachylając się nad uchem, choć nie było to dla niej tak naturalne jak zazwyczaj. Była na to jeszcze za bardzo roztrzęsiona po niedawnych przeżyciach. On jednak niczego nie zauważył.
- Naprawdę nie masz ani krztyny dumy wiedząc, że startujesz do faceta który cię nie chce?- Słysząc to roześmiała się.
- Serio sądzisz, że do ciebie startuję?- Roześmiała się mu prosto w twarz. Potem zarzuciła ramiona na szyję.- Po prostu się tobą bawię. Ale skoro chcesz sobie wyobrażać wieczną miłość to proszę bardzo: z chęcią poudaję zakochaną w tobie do szaleństwa idiotkę. A może raczej niechętną cnotkę?- Spytała retorycznie gładząc palcami jego kark.- W końcu sądząc po twoim płomiennym uczuciu do Pieguska chyba takie właśnie lubisz.
- Nie wiem czy bardziej mi cię szkoda czy tobą pogardzam.- Odpowiedział jej nie spuszczając wzroku z jej twarzy. Jej dobry nastrój momentalnie znikł.
- Nie waż się okazywać mi pieprzonej litości. – Prawie warknęła zabierając swoje ręce a potem wracając do salonu. Tam oznajmiła, że z powodu ważnych zawodowych spraw musi wracać do pracy i się już pożegnać. Pani Elżbieta wyglądała na niepocieszoną, ale po kilku nieskutecznych próbach namowy dała za wygraną. Przedtem jednak zabrała Wiktorię do kuchni by wręczyć jej trochę smakołyków.
- To niepotrzebne.- Argumentowała Cruella widząc ogromne kawały sernika, ciasta czekoladowego i jeszcze jednego, którego nie potrafiła zidentyfikować.
- Oczywiście, że potrzebne. Po szpitalu strasznie zmarniałaś i zrobiła się z ciebie chudzinka.- Chudzinka? Wiktoria pomyślała, że dzięki jej staraniom ciało Zosi wygląda w końcu całkiem nieźle, ale nie powiedziała tego na głos. Postanowiła, że najwyżej to po prostu wyrzuci. No, może po spróbowaniu każdego kawałka ciasta. Ale malutkiego.- Dołożę ci jeszcze trochę bigosu i pierogów, pamiętam jak bardzo je lubisz. Mam sporo zamrożonych…- Wiktoria powtórnie miała chęć zaprzeczyć, ale nie zrobiła tego na widok pełniutkiego zamrażalnika pierogów. Pani Elżbieta najwyraźniej zauważyła jej zdziwienie.- Gdy upłynął miesiąc po twoim wypadku, każdego tygodnia w niedzielę robiłam jedną porcję. Wiem, że to głupie, ale zawsze tak bardzo je lubiłaś, że sądziłam że to może przyspieszyć twoje wybudzenie.- Starsza kobieta uśmiechnęła się smutno ze łzami w oczach.
- Przykro mi.- Wiktorię nie było stać na nic innego. Wiedziała, że powinna chociaż objąć kobietę a najlepiej mocno przytulić wyznając miłość, ale nie była w stanie tego zrobić. Zbyt długo ukrywała swoje uczucia i teraz nie potrafiła ich wyrazić.
- Przecież to nie twoja wina. Ale potwornie się wtedy bałam. Obwiniałam się, że nie pomogłam ci wtedy kiedy najbardziej mnie potrzebowałaś. Po raz drugi.- Wiktoria nie musiała pytać co kobieta ma na myśli, bo wypowiadając te słowa jednocześnie chwyciła ją delikatnie za rękę zatrzymując ją na nadgarstku. Dokładnie tam gdzie znajdowała się pionowa blizna.
- Nigdy mnie nie zawiodłaś.- Słowa przyszły znikąd i prawdę mówiąc Wiktoria sama zdziwiła się słysząc słój głos.- Zawsze wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.
- Kochanie…- Choć sama nie była w stanie zrobić pierwszego kroku, to jednak z przyjemnością wtuliła się w nieco zbyt pulchne ciało kobiety, która uważając ją za córkę, zamknęła we własnych ramionach.- Tak bardzo cię kocham. I chciałabym żebyś była szczęśliwa tak jak Marysia. Wiem, że po wypadku było ci ciężko, że zachowujesz się trochę inaczej, ukrywasz swoje emocje. I akceptuję to, mając nadzieję, że niedługo mi zaufasz dzieląc się swoimi troskami.
- Ale ja wcale…
- Cii, naprawdę teraz  nie będę niczego od ciebie żądać. Wiedz tylko, że cię kocham. Bardzo. I powiem ci, że cieszę się, że jednak wybrałaś Ksawerego.
- Ale my jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Widzę jak na niego patrzysz: przede mną nie musisz udawać. Ale chyba jest na ciebie trochę obrażony co? Więc wracaj do niego. A na święta przyjedź razem z nim.
***

W drodze powrotnej do swojego mieszkania Wiktora nie zaczepiała już Ksawerego pogrążona we własnych myślach. On był z tego zadowolony, a i ona straciła jakby chęć do drażnienia go. Jednak jakiś czas później, gdy robiła zakupy w miejscowym sklepie osiedlowym postanowiła odwiedzić swój dawny dom. A raczej poczuła się na to gotowa. Wiedziała, że to zdenerwuje Zosię, ale o dziwo po raz pierwszy to był tylko produkt uboczny jej decyzji. Bo nie chciała tego robić. Ucieszyła się więc, gdy zjawiając się na miejscu miała okazję jej pomóc. Bo na parterze, przy recepcji ujrzała nie kogo innego jak Jarka rozmawiającego z Pieguskiem. Oczywiście chciała go spławić nie wiedząc, że tak grzeczne odpowiedzi są dla niego jawnym zaproszeniem. Zbyt dobrze ją poznał by tego nie wiedzieć. Ale tego tamta nie widziała.
- Cześć Jarek, co tam?- Zawołała ignorując przy tym recepcjonistę.
- Znamy się?
- Właściwie to nie. Ale Wiktoria dużo mi o tobie mówiła. Zosia.- Przedstawiła się podając mu dłoń. W jego oczach dojrzała zainteresowanie.
- Miło mi.
- Wpadłam do ciebie by trochę pogadać.- Zwróciła się do Pieguska wskazując jednocześnie na swoją torbę z sushi i butelką wina. No i karmą dla Aleksandra.- Ale może skoro już masz gościa to zaprosimy go na górę, co?
- Ja…no cóż…
- Świetnie.- Cruella nie dała Zosi powiedzieć niczego więcej. Widziała, że takie zachowanie jeszcze bardziej zaintrygowało jej byłego kochanka, bo nie do końca potrafił rozgryźć ich relacje.- Więc co? Idziemy?
- Co ty znowu…- W drodze Zosia próbowała jeszcze odwieźć ją od tego pomysłu, ale tamta świadomie ją zignorowała.
- Ci, będzie fajnie. Obiecuję ci.
I rzeczywiście było: razem wcinali sushi rozmawiając na różne tematy, a potem pili wino oglądając jedną z francuskich komedii. Wiktoria zazwyczaj za nimi nie przepadała, ale ta wydawała jej się być całkiem zabawna. Dziwiła się tylko, że Jarek przestał na nią zupełnie działać: w końcu znali się bardzo długo a mimo to po długich przerwach wstrzemięźliwości gdy zmuszony był wyjeżdżać w sprawach zawodowych po prostu była w stanie się na niego rzucić. A teraz jego klasyczna uroda wydawała jej się być zbyt gładka, idealnie ostrzyżone włosy zbyt krótkie, a wyprasowana idealnie koszula uwypuklająca jego umięśnione ramiona zbyt pedantyczna. Przypomniała sobie niechlujnie związane kręcone włosy Ksawerego i jego koszulki polo, które wyszły z mody jakieś pięćdziesiąt lat temu. A mimo to teraz ktoś taki wydawał jej się być bardziej atrakcyjny niż zadbany facet o urodzie modela. Tak ją rozbawił ten fakt, że roześmiała się bez skrępowania udając, że spowodowała to jedna ze scen w filmie.
Dwie godziny później żegnając się z Jarkiem, była zdziwiona gdy wetknął jej ukradkiem karteczkę ze swoim numerem telefonu. Jakby nie było różniła się od dawnej siebie praktycznie jak ogień i woda. A mimo to mu się spodobała? Tym bardziej, że w ogóle nie starała się go oczarować?
- Czemu go uwodziłaś?- Oskarżenie Zosi zaraz potem gdy zostały same zupełnie ją zaskoczyło. Bo chyba po raz pierwszy w życiu było zupełnie bezpodstawne.
- Żartujesz?
- Widziałam, że coś ci dał przy pożegnaniu.
- Swój numer telefonu. Zdaje się, że twoja uroda go olśniła.
- Nie musisz ze mnie żartować.
- Wcale nie żartuję. Wiesz, że dzisiaj facet w sklepie pochwalił moją fryzurę? Gdy byłam sobą nawet nie zwracał na mnie uwagi.
- Daruj już sobie.
- Okej.- Uśmiechnęła się ostentacyjnie wrzucając karteczkę do kosza na śmieci.- Gdzie Aleksander? Już go otrułaś czy jeszcze cię nie sprowokował do ostateczności?
- Nie, jest na piętrze. Chociaż ciężko nam się dogadać, dlatego traktujemy się jak lokatorzy.
- To kot z ulicy, więc jest bardzo nieufny.
- Jak znalazł się u ciebie?
- Przygarnęłam go.
- Ty?
- Jak widzisz miewam przebłyski dobroci. Muszę przyznać, że nieźle się rozpanoszyłaś w moim domu. Te zasłony, obrus, kwiaty…
- Przepraszam, obiecuję że wezmę to do siebie gdy tylko sytuacja wróci do normy.
- Nie, w porządku. Powiem ci, że masz zdumiewającą zdolność do robienia z tandety czegoś uroczego.
- Słucham? Czy ty właśnie powiedziałaś mi komplement?
- Nie, po prostu dziś jest dzień dobroci dla zwierząt.- Odparła jej Wiktoria ze śmiechem rejestrując skrzywienie ust Zosi. Jednocześnie wchodziła schodami na piętro.- A Jarek często cię męczy?
- W zasadzie to nie: jest tu dopiero trzeci raz. Chyba nie do końca uwierzył w historyjkę o utracie pamięci. A nawet jeśli tak to bardzo chciałby odnowić z tobą romans.
- Więc następnym razem trzeba go zbyć. Wydawał mi się być bardzo nudny, nie sądzisz? O jest mój ukochany. Witaj Alex, przywitasz się ze swoją panią?- Aleksander jednak tylko na moment podniósł do góry łepek, a potem dalej pogrążył się w śnie. Wiktoria roześmiała się wtedy podchodząc do niego i łaskocząc po brodzie.- Ach ty mój leniuchu, tęskniłam za tobą.- Zosia delikatnie rozczulona postanowiła zostawić Cruellę samą i z powrotem zeszła do kuchni.

10 komentarzy:

  1. Kto by zrezygnował z takiego genialnego opowiadania chociaż trudno się czekało. Genialne

    OdpowiedzUsuń
  2. Istnieje szansa na coś więcej więcej tym tygodniu ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planowalam cos jeszcze dodac do niedzieli ale sie przekonalam ze jak obiecuję to coś mi zawsze wyskakuje i nie mogę dotrzymac obietnicy. Dlatego wolę tego nie robić ;)

      Usuń
  3. A dzisiaj dodasz kolejną część?

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej jakie perspektywy kolejnej części ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczelam wczoraj i troche napisalam moze dzis zdaze reszte ale na pewno pojawi sie ona do srody

      Usuń
    2. Tzn chodzilo mi o to ze do końca środy :)

      Usuń
    3. Dzięki fajnie powodzenia

      Usuń