Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 10 września 2017

Nowy początek: Rozdział XXII

DWANAŚCIE TYGODNI PO WYPADKU

- Tęskniłem za tobą.
- Ja też.- Odparła Arkowi Wiktoria z satysfakcją patrząc na swoją dłoń; dłoń na której pocałunek składał mężczyzna którego przed wypadkiem upatrzyła sobie na kochanka. A który na dodatek teraz uważał, że jest jego byłą gęsią którą musi ugłaskać.
Nie mogłoby być lepiej.
Szkoda tylko, że z każdym kolejnym wypowiedzianym przez niego słowem Szymborska coraz bardziej zaczynała zastanawiać się nad tym co tak naprawdę łączyło go z Zośką. Umiała rozpoznać fałsz bardzo szybko, ale on wyglądał na szczerego gdy na nią patrzył.- oczywiście myśląc że jest kimś innym- ale jednak. Z drugiej strony Wiktoria jakoś nie mogła uwierzyć, że na dłuższą metę zadowoliłby się tak przeciętną dziewczyną jak panna Niemcewicz. Tyle, że ten Piegusek (albo raczej Wielkolud jak ją nazwał przed chwilą Żyliński) był na niego bardzo obrażony. Aj, serio przez tą ciekawość dostanie migreny a ledwo przestała boleć ją głowa…
- Nawet nie wiesz jak się czeszę, że żyjesz. Jeszcze kilkanaście godzin temu myślałem, że ty…- Urwał gdy jego głos zaczął niebezpiecznie drzeć od powstrzymywanych emocji. Chwilę później mocniej ścisnął jej dłoń tak, że mimowolnie syknęła. Raczej z zaskoczenia niż prawdziwego bólu, ale on o tym nie wiedział. Na jego twarzy momentalnie pojawiły się wyrzuty sumienia.- O Boże, przepraszam. Nie chciałem ci zrobić krzywdy.
- Nie zrobiłeś.- Mrugnęła odpowiadając mu uśmiechem.- Po prostu po kroplówkach bolą mnie jeszcze niektóre miejsca, to wszystko.
- Na pewno?
- Tak.- Odparła mu. Potem zapadła między nimi cisza. Ona nie mając pojęcia jakie relacje tak do końca łączyły go z Wielkoludem nie wiedziała też jak ma się wobec niego zachować (choć chętnie zgodziłaby się na wszelkie poufałości które choć trochę zadośćuczyniłyby jej w tej kuriozalnej sytuacji). Z kolei on chciał tyle jej przekazać, że nie wiedział od czego zacząć. Czy powinien opowiedzieć jej o swoim cierpieniu jakie przeżył przez minione tygodnie gdy ona spala? Albo dowiedzieć się prawdy o wydarzeniach które poprzedziły wypadek jej i Wiktorii pytając ją o to wprost? A może wyznać własne błędy i miłość którą do niej czuł? Lub zainteresować się nią samą: spytać o samopoczucie i to czy cokolwiek pamięta z tygodni podczas których spała? Czy go słyszała gdy przychodził do niej codziennie do szpitala przesiadując koło łóżka po kilka godzin dziennie opowiadając o wszystkim i o niczym? Albo po prostu milczeć by dać jej odpocząć? Mógłby też to jej dać mówić…W końcu zdecydował się na inne rozwiązanie, które odpowiadało prawdzie, bo (po tym co zaszło między nimi przed wypadkiem) obiecał sobie, że nigdy więcej już jej nie okłamie:
- Przepraszam, mam ci wiele do powiedzenia i chciałbym zadać ci tyle pytań, że nie wiem od czego zacząć. Przede wszystkim, jesteś na siłach by mnie wysłuchać?- To ostatnie pytanie zadał tylko po to by zbadać czy w ogóle chce to zrobić.
- Rozumiem twoją konsternację. W końcu minęło wiele czasu odkąd spadłam z tych schodów. Ale tak, chcę cię wysłuchać. Jak mówiłam wcześniej czuję się już bardzo dobrze.
- Świetnie.- Mrugnął biorąc głęboki wdech jakby zastanawiał się od czego zacząć. Zignorował przy tym dość dziwny dobór słów jak na Zosię.- Na początek chciałem zacząć od tego, że… że cię kocham, Zosiu. I  wiem, że moje uczucia i nasze prywatne problemy nie są teraz najważniejsze, ale przez ten cały okres gdy byłaś w śpiączce najbardziej nie mogłem znieść faktu, że ci tego nie powiedziałem. To znaczy: nigdy nie powiedziałem tego wprost, choć kilka razy sugerowałem że…że wiele dla mnie znaczysz. Ale jak bardzo wiele zorientowałem się dopiero gdy mogło cię już zabraknąć.
- Och Arku to…słodkie.- Drgnął słysząc to. Słodkie? Co oznaczał ten komentarz? I co miał w ogóle znaczyć ten dziwny ton jej głosu, a raczej sposób w jaki go modelowała? Dopiero teraz zrozumiał, że mówiła tak od początku jego wizyty. Ale być może wypadek sprawił, że odwykły od mówienia głos zdaje się być inny. Albo właśnie z tego samego powodu to jemu się tak wydawało. W końcu nie słyszał jej prawie trzy miesiące i to naturalne, że mógł zapamiętać go trochę inaczej. Tak jak wyraz jej twarzy. Był pewien, że nigdy nie unosiła aż tak bardzo podbródka i nie śmiała się w tak…prowokujący sposób. W ogóle jej cała mimika twarzy wydawała mu się być jakaś dziwna…Potrząsnął głową czując do siebie obrzydzenie. Jego ukochana Zosia wreszcie się obudziła a on w myślach doszukiwał się w niej różnic lub defektów. Chyba naprawdę na nią nie zasługiwał. By dłużej o tym nie myśleć kontynuował:
- Wiem, że gdy byliśmy razem zachowywałem się wobec ciebie paskudnie. Teraz zdaję sobie z tego sprawę jeszcze bardziej. I rozumiem też czemu poszłaś na sylwestrowe przyjęcie z kimś innym by utrzeć mi nosa.- Gdy to mówił Zosia znów zmarszczyła brwi w zupełnie nieznany mu wcześniej sposób, ale tym razem to zignorował:- Ale chcę byś wiedziała, że po części naprawiłem swoje błędy. Powiedziałem o nas naszym rodzicom i innym osobom. Nie chcę się więcej ukrywać.
- Doprawdy?- Odparła tylko. A on w końcu zrozumiał, że tymi nieznanymi gestami i nic nie znaczącymi frazesami Zosia chce wyrazić swoją niechęć do niego i żal jaki wzbudziły w niej jego zachowania. Po prostu wciąż się na niego gniewała.
- Tak Wielkoludzie.- Roześmiał się krótko uszczęśliwiony swoim odkryciem, bo okazało się że jej fasada była tylko ułudą. I przede wszystkim faktem, że najwyraźniej nie przejmowała się jego rozmową z Karolem albo jej nie słyszała. Po prostu wciąż była na niego trochę zła za to, że ich związek traktował jako nieprzyjemny sekret, to wszystko. Wiktoria musiała być więc w błędzie gdy sugerowała mu coś innego. Albo tylko ona słyszała te słowa, nie Zosia. Tak, z pewnością tak właśnie musiało być. Pragnęła wzbudzić w nim wyrzuty sumienia i zmusić by nie odprowadzał ją na policję. A on jak głupi złapał się w jej sieć. Ale koniec z tym, pomyślał. Ta suka odpowie za to co zrobiła. W odpowiednim czasie wypyta Zosię o wszystko i jeśli trzeba będzie namówi do oskarżenia Szymborskiej, ale na pewno nie w tej chwili.- Od teraz zamierzam zachowywać się jak idealny chłopak nawet na chwilę nie spuszczając z ciebie oczu.
- Więc mnie pocałuj.- Rzuciła prowokacyjnie. Widziała, że tym stwierdzeniem go zadziwiła: w końcu ta głupia gęś z pewnością nigdy sama nie wyszłaby z inicjatywą pocałunku, ale skoro już była w tak fatalnej sytuacji (a raczej fatalnym ciele) to mogła przynajmniej na niej skorzystać. I to nawet bardzo...W duchu zamruczała z zadowolenia gdy usta Żylińskiego dotknęły jej ust. No dobra, tak właściwie nie jej, czego fakt nieco mącił jej zadowolenie. Ale starała się to zignorować starając się pogłębić nacisk warg partnera jednocześnie zbliżając ich ciała do siebie. Tyle, że niestety wtedy…
- To tu się do cholery dzieje?!
No tak, w końcu głupia gęś wróciła. Cholerny Piegusek. A raczej Wielkolud.
- Wiktoria?- Odezwał się Arek patrząc z niedowierzaniem na swoją szefową. A raczej już niedługo byłą szefową- Co ty tu robisz?
- Raczej ty.- Prychnęła. A potem gniewnie spojrzała na leżącą na łóżku Szymborską.- Kazałam ci przecież go nie wpuszczać. Jak ominąłeś Jowitę?- To ostatnie pytanie niechętnie skierowała do Arkadiusza.
- Nie musiałem nikogo omijać. Poza tym, czy dobrze zrozumiałem? Ty nie pozwalasz mi przebywać u Zosi? TY?
- Dobrze zrozumiałeś. A teraz wyjdź. Muszę z nią porozmawiać.
- O nie. Nie pozwolę ci mieszać jej w głowie. Pewnie nie chcesz by na ciebie doniosła co?
- Wynoś się stąd.
- Jeśli ktoś powinien się stąd wynieś to raczej ty. Nie masz prawa tu przebywać!
- Więc może zapytamy ją o to co?- Odpowiedziała mu wściekle wskazując palcem na Wiktorię. Tyle, że gdy spojrzała tamtej w oczy zrozumiała co oznacza ten przekorny błysk w oku. A potem udawany smutek i przerażenie.
- Nie wiem czego ona ode mnie chce, kochanie. Każ jej wyjść.
- Ty podła dwulicowa oszustko!- Wybuchła Zosia nagle zapominając o tym gdzie się znajduje i z kim. Liczyła się tylko opanowująca ją wściekłość na widok wciąż powracającego w jej głowie pocałunku z Arkiem. Pocałunku samej siebie z nim. A raczej swojego ciała. To było gorsze niż cokolwiek co ją do tej pory spotkało, nawet obudzenie się w obcym ciele. Świadomość, że ten oszust i śmieć znów dotykał jej warg (nawet jeśli teraz czuła to tylko i wyłącznie Wiktoria) wzbudzała w niej obrzydzenie, bo postanowiła nigdy więcej do tego nie dopuścić. Dlatego teraz czuła się…zbrukana. I potwornie brudna. Jak więc Cruella mogła jej to zrobić? Przecież wydała jej jasne polecenia. A ta wredna małpa nie dość, że je ignorowała to jeszcze zaczęła grać na swój sposób starając się wzbudzić współczucie Żylińskiego, którego ona nienawidziła.
Teraz mogła sobie wyrzucać w myślach własną głupotę. Bo w końcu tym było w istocie zaufanie Szymborskiej. Tak samo jak Żylińskiemu. Pomyślała, że byli siebie warci. Dwójka egoistów nie wahająca się poświęcić innych w realizacji swoich własnych planów. I jak dla niej mogliby się razem zejść tylko nie wtedy gdy jej ciało nie należało do niej.
- Widzisz? Boję się jej.- Fałszywa Zosia udając strach schowała twarz w dłoniach.
- Nie zbliżaj się do niej! I wynoś się, bo wezwę lekarza.- Zagroził Arek podchodząc do szpitalnego łóżka jakby chciał ochronić Zosię całym swoim ciałem. W innej sytuacji pewnie by się roześmiała na taki pokaz oddania, ale teraz ani trochę nie było jej do śmiechu.
- Nic jej nie zrobię do cholery. Chcę tylko porozmawiać.- Zosia z trudem panowała nad gniewem.
- Ale ona tego nie chce.- Odpowiedział jej stanowczo Arek.- I nie waż się nigdy więcej jej znieważać, bo nie ręczę za siebie rozumiesz?- Zosia po raz ostatni spojrzała na Wiktorię licząc, że w końcu się opamięta, ale sądząc po wyrazie jej twarzy na to się nie zanosiło.
- Świetnie.- Mrugnęła do siebie po czym wyszła z pokoju. Wiedziała, że z dwoma przeciwnikami nie wygra w tej nierównej walce tym bardziej gdy musiała bronić własnych interesów za pomocą kłamstwa. Zaraz potem napadła na Jowitę:- Jak mogłaś pozwolić mu tam wejść?
- Komu?
- Jak to komu Żylińskiemu! Przecież wyraźnie kazałam ci go nie wpuszczać.
- Więc Arek jest teraz u niej?
- Tak. I nie chce wyjść. Na dodatek ją całował!
- O matko, musiał przyjść akurat gdy byłam w łazience. Naprawdę dokładnie pilnowałam wejścia.
- Zosiu spokojnie. Krzyk tu nic nie da, ja to załatwię.- Wtrącił się Ksawery.- Chodźmy.- Zarządził gestem wskazując Zosi by weszła do pokoju razem z nim. Młoda kobieta niechętnie to zrobiła. I tak była już wystarczająco rozstrojona. Potęgował to fakt, iż po powtórnym wejściu do sali Wiktorii, ona była w bardzo bliskiej odległości z Arkiem, a on na dodatek trzymał ją za ręce.
- Witaj Arku. Co ty tu robisz?- Głos Ksawerego przybrał ton towarzyskiej pogawędki.
- Prawdopodobnie to samo co ty.- Odpowiedział mu współlokator gniewnie zaciskając usta. Ale szybko przestał gdy uświadomił sobie, że przez Iksińskiego przemawia zazdrość. Tak więc patrzył na to z satysfakcją. Niech wie, że Zosia należy teraz do niego, pomyślał.
- Jak tu wszedłeś? Jowita cię wpuściła?
- Nie, sam wszedłem. Chyba nie muszę się meldować?- Spytał retorycznie  a potem dodał:- Ach, zapomniałem że nie wiadomo dlaczego wszystko powinienem raportować szanownej Wiktorii, prawda?- Ironizował.
- A żebyś wiedział.
- A tak swoją drogą…to czemu nie powiedziałeś mi wczoraj, że Zosia się obudziła?
- Jakoś tak wyszło.
- Jakoś tak wyszło?! Kpisz sobie kretynie?! Odchodziłem od zmysłów sądząc, że moja dziewczyna nie żyje a ty…
Wiktoria przypatrując się kłótni dwójki mężczyzn walczyła z wewnętrznym rozbawieniem. Nie była głupia: wiedziała  że ci młodzi samce walczą o ciało kobiety które teraz miała tę przyjemność posiadać. Albo i nieprzyjemność. Chociaż w tej chwili ta dwójka kogucików ją tylko bawiła. Kto by pomyślał, że taka brzydula jak Zośka mogła zainteresować sobą tak przystojnych facetów? Była dobra w łóżku czy odziedziczyła milionowy spadek po babci? Z trudem panowała nad śmiechem i odpowiednią mimiką twarzy, ale z każdą sekundą było coraz gorzej. Na dodatek tej Wielkolud bezskutecznie próbował przerwać dyskusję obu panów w końcu zerkając na nią tak, jakby to ona musiała to wszystko odkręcać. A jej to nie było w głowie, o nie. Bo nie zamierzała pozwolić sobą kierować. W swoim czy nie swoim ciele nadal była Wiktorią Szymborską, kobietą która nie daje sobą pomiatać ani nie dopuszcza by jej rozkazywano. A ta gęś naprawdę sądzi, iż zmusi ją do wyjazdu nie wiadomo gdzie każąc czekać na rozwiązanie całej tej sprawy nie wiadomo ile? Przecież nawet ona nie może być aż tak głupia.
- Dość do cholery!- Krzyknęła w końcu, bo w pokoju zaczęło robić się za bardzo głośno jak na jej gust. W końcu co za dużo to nie zdrowo, a ona w nieskończoność nie zamierzała wysłuchiwać męskich wrzasków choć początkowo uznała je za zabawne.- Zaczęliście działać mi na nerwy. Możecie kłócić się na zewnątrz? Rozbolała mnie głowa.
- No tak. Przepraszam kochanie, że musiałaś być tego świadkiem, ale…- Zaczął Arek, ale Ksawery szybko mu przerwał.
- Wychodzimy.
- Nie zostawię Zosi z…z nią jeśli tego nie chce.- Pogardliwym skinięciem głowy wskazał na Cruellę.- I to tylko po to by przekonać ją do nieskładania na nią zeznać na policji.
- Już omawialiśmy tą kwestię, więc nie bądź śmieszny z tymi absurdalnymi oskarżeniami.- Zosia mówiąc to prawie warczała. Ale nerwy miała już u granic wytrzymałości.
- To, że Zosia nie umie się bronić przed twoim jadem nie znaczy że nie ma kogoś kto ją od tego uchroni.
- Wzruszające. Ale jak sama przed chwilą powiedziała, kazała ci wyjść. Więc skoro aż tak bardzo ją szanujesz i liczysz się z jej zdaniem to wynocha.- Arek już chciał coś na to odpowiedzieć, ale na szczęście Ksawery stanowczym ruchem skierował go do wyjścia. Zaraz potem zrobił to samo. Wtedy Zosia usłyszała śmiech Wiktorii.
- Jej, lepiej bym nie powiedziała. Jakbym widziała samą siebie. Na pewno jesteś tą Zosią Niemcewicz a nie kopią mnie? A może przebywanie w moim ciele sprawia, że przejęłaś mój charakter? Naprawdę ułatwiasz mi zadanie zachowując się w ten sposób.
- Zamknij się.
- Widzisz?- Cruella znów się roześmiała nie zdając sobie sprawy z zabójczych myśli Zosi skierowanych w jej stronę. – Ty nigdy byś się tak do mnie nie odezwała.
- W co ty zamierzasz grać, co? Zamierzasz bawić się moim życiem bo sprawia ci to chorą satysfakcję? Jak śmiałaś się z nim całować gdy ja wyraźnie kilkakrotnie kazałam ci go wpuszczać?!
- Tu cię boli, hm?
- Przestań się do diaska ze mnie nabijać!
- Więc ty przestań traktować mnie jako żałosną wersję ciebie. Bo to, że mam teraz twoje grube cielsko nie oznacza, iż stanę się potulną owieczką którą będziesz mogła przeganiać jak ci się żywnie podoba.
- Myślałam, że nasz plan  postępowania brzmi rozsądnie i się na niego zgodziłaś.- Odpowiedziała Zosia już spokojniej po raz kolejny przełykając w duchu kolejną obelgę Wiktorii.
- Nasz? To ty karzesz mi wyjechać i zostawić moje życie. Chociaż nie, ty przecież je zajęłaś nawet nie myśląc o tym, że możesz zrujnować moją karierę dzierżąc stanowisko do którego pełnienia nie posiadasz żadnych kwalifikacji, wydając moje pieniądze czy okupując mój dom. Na dodatek swoim wyglądem rzutujesz na moim wizerunku. Nie widzisz jak wyglądają twoje…to znaczy moje włosy? Już dawno wymagają podcięcia.
- Naprawdę chcesz to znowu przerabiać? I robić mi na złość, bo nie podcięłam twoich cholernych włosów?
- Nie, chcę byś wiedziała dziecino, że to nie ty trzymasz w dłoni pałeczkę. Tym bardziej że mój ukochany Arek uświadomił mi, iż to ja trzymam wszystkie asy w rękawie.- Słysząc to Zosia zamarła. I mówiąc następne zdanie nawet nie pomyślała o tym, że mogłaby udawać beztroskę tak jakby to wcale ją nie obchodziło, co było skuteczne w walkach z podstępnymi żmijami do których należała Szymborska.
-Więc zamierzasz pozwolić mu traktować się jako dziewczynę.
- To też. Ale chodziło mi raczej o możliwość pójścia do więzienia. W  końcu, to ty mnie popchnęłaś, prawda?
- To był wypadek: dobrze o tym wiesz. Poza tym, zapomniałaś, że teraz mam twoje ciało? Chcesz więc wsadzić do pudła samą siebie? Proszę bardzo. Byłoby śmiesznie, gdybyśmy następnego dnia po ogłoszeniu wyroku odzyskały swoje pierwotne postacie a ty byłabyś zmuszona spędzić za kratami kilka lat za nieumyślne spowodowanie śmierci.- Szymborska drgnęła rozumiejąc że ta mała zrobiła z niej idiotkę. Bo prawdę mówiąc przez chwilę zapomniała o tym fakcie. Dlatego jej złość osiągnęła apogeum:
- Zniszczę cię. Obiecuję, że to zrobię. Nawet jeśli nie teraz to później. Zacznę od wywalenia cię na bruk z Krezus Banku bez żadnego wypowiedzenia.
- Zostaw na później te swoje obietnice. Bo teraz choć z pewnością żywimy od siebie mało przyjazne uczucia to jednak jesteśmy zmuszone współpracować. Tylko bez takich numerów jak dziś z Arkiem.
- Współpraca nie polega na rządzie jednego z partnerów dyskusji ale na kompromisie do którego ty najwyraźniej nie jesteś zdolna.
- Jestem. I okej, przyznaję ten wyjazd który ci zaproponowałam był głupi i samolubny, bo nie chcę byś…
-…mieszała w twoim życiu tak jak ty w moim?- Podpowiedziała usłużnie Wiktoria.
- Tak!- Prawie krzyknęła Zosia.- Bo nie jesteś w  stanie mnie udawać.
- Ty za to pewnie jesteś lepsza niż oryginał.
- W byciu zołzą numer jeden nigdy ci nie dorównam.
- Lepiej być zołzą niż dającą się wykorzystywać laską, która po stracie „ukochanego” przysięga nienawidzić go do końca życia. Obudź się dziecinko, nie on pierwszy i nie jedyny widząc twój charakter puści cię w bambuko. Zresztą sama się podstawiasz. Życie nie jest bajką w której dobro się wynagradza a zło jest karane: w realu w najlepszym razie uznają cię za naiwniaka którego można bez skrupułów doić i wykorzystywać, a ten kto kombinuje zostaje milionerem.
- Dziękuję za darmową wróżbę mojego przyszłego życia miłosnego. I z łaski swojej proszę żebyś przestała mnie tak nazywać. A teraz może w końcu przejdziemy do konkretów i ustalania warunków kompromisu, dobrze? Kłótnie w niczym nam nie pomogą.

***
W ten oto sposób pół godziny później, obie panie ustaliły najważniejsze warunki ich porozumienia. Zosia ze swojej strony żądała przede wszystkim udawania  przed jej rodzicami (żałowała przy tym, że na samym początku nie wyznała im prawdy co teraz było niemożliwe do zrobienia), milszego traktowania swoich znajomych (Cruella wciąż nie znosiła Jowity co demonstrowała gdy tylko tamta przekroczyła próg jej pokoju) oraz słuchania jej zaleceń co do pewnych zachowań prawdziwej siebie (tak by Wiktoria mogła ją choć trochę udawać) oraz dalsze zachowanie tajemnicy (w kwestii ich zamiany ciał). Ponadto ponowiła swoje zalecenie odnośnie Arka wobec którego miała zdecydowanie uciąć wszelkie relacje.
- Okej, zgadzam się z tymi ogólnikami.- Odparła jej po wszystkim Szymborska.- Ale jeśli chodzi o twojego byłego…
-…to nie jest mój były.- Sprostowała Zosia. Wiktoria wywróciła wtedy oczami.
- Okej, a więc Żylińskiego. Z tego co mówiłaś to przecież z nim mieszkasz. Tak jak z tym drugim facetem.- Tutaj z trudem powstrzymała się przed podroczeniem się z Pieguskiem pytając jak się mieszka z dwoma przystojnymi facetami i czy ona spędzała z nimi noce na zmiany, ale chyba traciła werwę bo jakoś nie chciała dalej się z nią kłócić. Poza tym sprzeczki z nią nie miały większego sensu, bo poza pierwszą nie wydawała jej się być godnym przeciwnikiem. Za bardzo pozwalała sobą rządzić emocjami.- Więc jak mam niby go unikać?
- Ten problem też rozwiążemy. I tak przed wypadkiem miałam się wyprowadzić, więc teraz to nikogo nie powinno zdziwić.
- Serio? Gdybym ja mieszkała  z dwoma chętnymi samcami nigdy bym się nie wyprowadziła.- A jednak nie zdołałam się powstrzymać, pomyślała wybuchając śmiechem na widok wściekłej miny Zosi. Wcześniej mówiła prawdę: serio gdy Piegusem patrzył na nią w ten sposób czuła się zupełnie tak jakby patrzyła w lustro: przecież nawet to spojrzenie pełne połączonej pasji, złości i politowania było zupełnie jej. A raczej dawnej jej. I to wszystko z powodu miłości.
- Arek jest  kobieciarzem jak zdążyłaś zauważyć, a co do Ksawerego to jest tylko moim przyjacielem.
- Doprawdy? Po dzisiejszym pokazie wyglądał raczej na zazdrosnego kochanka. Kręciłaś z nim jednocześnie sypiając z Arkiem?
- Moje życie uczuciowe nie powinno cię obchodzić.
- Przeciwnie, skoro mam teraz udawać ciebie. Nie chciałabym popełnić jakiego faux pasu. Chociaż muszę przyznać, że choć jakiś czas temu miałam ochotę na Arka, to jednak ten drugi też nie jest zły. No, może ma wygląd niechlujnego dzieciaka i jest nudny jak flaki z olejem, ale przekonałam się że w łóżku faceci którzy na pierwszy rzut oka wydają się być mało namiętni  w życiu codziennym, potrafią być…dobra, tylko żartuję. Ale z początkowym stwierdzeniem, nie. Muszę wiedzieć co jest grane jeśli mam być tobą.
- Już wyjaśniłam ci to co powinnaś wiedzieć. A pozostałego chyba domyśliłaś się sama: Arek zrobił sobie ze mnie chwilową zabawkę.- Dodała Zosia słysząc brzmiącą w jej głosie gorycz. Ale oszustwo Żylińskiego wciąż ją bolało choćby nie wiem jak bardzo sama przed sobą udawała że jest inaczej.
- Czyżby? Dziś wyznał ci miłość.
- Hm?
- To znaczy mi. Sądząc, że jestem tobą. Zanim wparowałaś tu bez pukania.
- Bo jest oszustem, który sądzi że dalej będzie mógł mnie wykorzystywać. I po twoim pocałunku sądzę, że nadal uważa iż jestem tak głupia i niczego się nie domyślam.
- Bo ja wiem? Wyglądał szczerze.
- Bo umie świetnie udawać. Zresztą, nie zamierzam już o nim rozmawiać. Chcę tylko byś przy następnym spotkaniu przestała udawać głupią gęś, która…z czego się śmiejesz?
- Z niczego.- Mrugnęła Wiktoria wciąż krztusząc się ze śmiechu. Ale przecież nie powie temu Pieguskowi, że tak ją właśnie (między innymi) nazywała w myślach.- Kontynuuj.
- No więc chodzi mi o to byś stanowczo urwała z nim kontakt. A wracając do kwestii mieszkania to pomyślałam, że możemy znaleźć coś dla ciebie.
- Więc nie będę mieszkać u siebie?
- Wyglądałoby to raczej dziwnie nie sądzisz?
- Może, ale…
- Pewnie miałabyś ochotę zamieszkać z dwoma samcami, ale raczej ci nie ufam w tej kwestii. Nie wspominając o tym, że niemożliwe byłoby udawanie kogoś kim się nie jest 24 godziny na dobę.
- Po prostu lubię przestrzeń. I przestań się tak odcinać: wciąż jakoś trudno dopasować mi to do wizerunku przemykającej cichaczem ze spuszczoną głową dziewczyny z banku. Ale w sumie wynajęte mieszkanie brzmi dobrze.- Zosia prawdę mówiąc myślała o wynajęciu jednego pokoju w mieszkaniu, ale skoro Wiktoria i tak miała za to zapłacić to nie powinno jej to obchodzić.
- Świetnie. Z mojej strony tuż wszystko. Szczegóły omówimy później.
- Okej, więc czas na moją kolej. Po pierwsze, chcę swój laptop i telefon. No i najpotrzebniejsze rzeczy. Aha, i oczywiście samochód. No i kartę kredytową.- Pomyślała o swoich ubraniach, które z pewnością nie wejdą na nią gdy ma zupełnie inną figurę. No ale trudno, kupi sobie inne. Już dłużej nie była w stanie znosić tej flanelowej koszuli bez gustu a reszta garderoby Pieguska którą dostarczyła jej Marysia wyglądała tak samo.- Ponadto chcę dokładne sprawozdanie z tego co działo się w banku podczas mojej nieobecności: w szczególnością z twojej pracy. No i oczywiście muszę odzyskać swoje stanowisko.
- Niby jak?
- Nie mam pojęcia, ale dłużej nie mogę narażać bank na straty. Doceniam, że bardzo starałaś się dobrze wykonywać swoją pracę, ale pewnie narobiłaś więcej szkody niż pożytku.
- Zapewniam cię, że…
- …spokojnie, nie chcę się kłócić. Tylko stwierdzam fakty. Więc jak?
- Zgadzam się, postaram ci dostarczyć ci wszystko czego chcesz jak najszybciej. Co do twojego powrotu do pracy to też jakoś może uda się załatwić tak by nikt niczego się nie domyślił.
- Świetnie. A teraz mogę cię o coś spytać? Czemu wyznałaś prawdę swojej siostrze, przyjaciółkom a nawet temu Ksaweremu, ale nie Arkowi? Zachowanie tajemnicy wobec chorych konserwatywnych rodziców, którzy i tak nie uwierzyliby w coś tak niemożliwego jak zamiana ciał rozumiem, ale wobec niego? Czy nie łatwiej byłoby ci w ten sposób udawać? No bo wiesz, nie chcę podsuwać ci pomysłu, ale wtedy z pewnością trzymałby się od twojego ciała z daleka.
- Z pewnością byłoby i pewnie tak będę zmuszona zrobić jeśli wciąż będziesz chciała robić mi na złość i z nim zadawać. Ale wolałabym tego uniknąć, bo…po prostu nie chcę by o tym wiedział.
- Nie sądzisz, że karanie go w ten sposób jest dość okrutne nawet jak na mnie? Mimo tego co was łączy lub nie łączy wydawał się być bardzo zmartwiony twoim stanem. I szczerze cieszył się z twojego obudzenia.
- Może.- Mrugnęła tylko Zosia nie chcąc wdawać się w żadne dyskusje. Bo prawdę mówiąc do tej pory nie rozpatrywała swojej decyzji w kategoriach winy i kary. Nie myślała o tym jak musi czuć się Arek, chociaż nawet Marysia wspominała jej kiedyś o tym, iż on uważa że pośrednio przyczynił się do jej wypadku bo to na jego polecenie szła do piwnicy po schodach. Wtedy przez chwilę poczuła nawet satysfakcję, ale teraz zrozumiała jak płytkie i egoistyczne były jej uczucia. Ale jak mogła postąpić inaczej? Jak mogła wyznać mu prawdę wiedząc, że on będzie próbował ją odzyskać i mamić? Przecież próbkę tego miała niespełna przed kilkunastoma minutami. Arek całował Wiktorię uważając, że to ona. A choć wiedziała jaki jest dwulicowy to jednak…jednak wciąż go kochała nawet jeśli wszystkim innym powtarzała jak bardzo go nienawidzi. Ale samej siebie i swojego serca nie potrafiła oszukać. Bo była żałosna. Mogła sobie powtarzać, że on nie jest szczery, że ją wykorzystywał i wciąż chce to robić a mimo to…Mimo to wiedziała, że poddałaby mu się oszukując samą siebie chcąc wierzyć w bajkę o ich wzajemnej miłości. Bo po prostu nie była dość silna by wygrać ze swoim sercem. I to dlatego ukrywała kim tak naprawdę jest by nie dać mu nawet szansy na jakąkolwiek próbę perswazji. Poza tym bała się, że wręcz ucieszyłby się z tej zamiany: w końcu Wiktoria sama wcześniej przyznała, że chciała by łączył ich romans. Arek mógłby więc pod przykrywką spełnić swoje fantazje o przespaniu się z Cruellą…Wzdrygnęła się wyobrażając to sobie. Nie, nigdy nie powie Arkowi kim tak naprawdę jest kobieta w ciele Zosi Niemcewicz. A do czasu gdy z powrotem się nią stanie będzie już wystarczająco silna by móc mu się przeciwstawić. I w końcu zapomnieć o swojej głupiej żałosnej miłostce.
A przynajmniej taką miała nadzieję.

***
Arek był wściekły czekając pod drzwiami pokoju Zosi wygoniony stamtąd przez Cruellę. Na dodatek w towarzystwie Ksawerego. Po stokroć żałował dnia w którym ten kretyn przeprowadził się do jego mieszkania ingerując w życie Zosi. Tylko dzięki obecności Jowity na korytarzu był w stanie jakoś się opanować. Przynajmniej aż do czasu gdy w szpitalu nie zjawili się rodzice Zosi a razem z nimi Marysia. Wtedy Cruella wyszła z jej pokoju nawet nie zaszczycając go jednym spojrzeniem tylko kiwając głową na Ksawerego. Tamten poszedł za nią niczym piesek na smyczy co jednocześnie zirytowało go jak i ucieszyło. Nie wiedział jednak czemu odczuwał pierwszą emocję. W końcu skoro zaczął kręcić z Cruellą zostawiał Zosię jemu. Tylko, że…no właśnie, wciąż nie rozumiał o co w tym wszystkim chodzi. Czemu Wiktoria nagle go zwalnia, przyjaźni się z Jowitą, flirtuje z Ksawerym i zna siostrę Zosi? Wkurzało go to, że nie miał zielonego pojęcia jak odpowiedzieć na te pytania. Zwłaszcza, że jakieś dwie godziny później gdy w końcu ponownie mógł wejść do pokoju Zosi tak poinformowała go, że na jakiś czas musi ograniczyć ich relacje. Wyjaśniła, że musi wszystko sobie uporządkować w głowie, że wciąż nie doszła do siebie po wypadku, że nie wie czy wciąż mogą być razem więc potrzebny jej czas do przemyśleń…choć jeszcze kilka godzin wcześniej namiętnie go całowała prosząc o pocałunek. A on nie mógł oprzeć się wrażeniu, że winę tej nagłej zmiany stanowiska zawdzięcza właśnie Wiktorii (co skądinąd było prawdą, bo Szymborska recytowała tylko to co kazała jej powiedzieć Arkowi prawdziwa Zosia). Ale nijak nie mógł wpłynąć na stanowisko Zosi. Obiecał więc, że zgodnie z jej wolą po tygodniu znów ją odwiedzi. Choć w duchu ta decyzja go zabolała, rozumiał Zosię. Wiedział, że nie jest go pewna. Poza tym Szymborska pewnie powiedziała jej to co usłyszała przed ich wypadkiem co mogło zniechęcić do niego Zosię. Jak więc mógł z tym walczyć skoro była to prawda? Chyba nigdy sobie do końca nie wybaczy, że pozwolił Karolowi tak wiele złego o niej powiedzieć, że był taki głupi, tak niedojrzale egoistyczny nie rozumiejąc uczucia jakim go obdarzyła. A raczej jego wagi i potęgi. Nie potrafił tylko zrozumieć co chce osiągnąć Cruella zniechęcając do niego Zosię. Czemu aż tak bardzo go znienawidziła? Jakoś przestała go przekonywać jej ewentualna złość za odmowę romansu. Nawet ktoś taki jak ona nie mógł być tak małostkowy.

***
Kilka następnych dni było dla Wiktorii jeszcze dziwniejszych niż ten w którym okazało się iż ma ciało innej osoby. Ze szpitala została wypisana już trzeciego dnia po wybudzeniu ze  śpiączki, co ją ucieszyło bo nie mogła już nieść tych niekończących się pochodów dalszej czy bliższej rodziny Zosi. Raczej nie musiała obawiać się zdemaskowania, ale słuchanie o tym jakim była słodkim berbeciem w wieku trzech lat raczej jej nie obchodziło nawet jeśli rzeczywiście dotyczyłoby jej samej. A atmosfera w całym klanie Niemcewiczów przypominała jej czasami te z familijnych amerykańskich filmów obyczajowych, których tak nie znosiła: przesłodzone ciotki podtykające jej pod nos słodkości czy hałaśliwi wujowie z ich rubasznymi uwagami czasami doprowadzali ją do szału swoimi odwiedzinami…Zawsze uważała takie relacje rodzinne umieszczane w filmach albo książkach za groteskowe i nieprawdziwe. No cóż, to była kolejna rzecz której nauczyła się po swojej „przemianie”. Jednak takie przesłodzone relacje były prawdziwe. Wiktoria nie mogła już zliczyć ile dostała pomarańczy czy bananów oraz ile uścisków  i pocałunków na policzkach musiała znieść. Nie wspominając nawet o drobnych prezentach takich jak kwiaty czy czekoladki. Nie dziwne, że figura Pieguska pozostawała wiele do życzenia…
Gdy tylko wyszła ze szpitala (towarzyszyła jej w tym Marysia, bo pozostali wtajemniczeni w ich maskaradę zapewne byli w pracy a ona z powodu ciąży nie musiała) poczuła dobrze znaną chęć sięgnięcia po papierosa. Do tej pory w szpitalu nie miała okazji do kupienia paczki papierosów a tym bardziej poproszenia kogoś o to z rodziny Pieguska. Dlatego teraz korzystając z faktu, iż  nie jest już w szpitalu poprosiła o to swoją „siostrę”. Zdziwiła się gdy tamta w odpowiedzi odparła:
- Spokojnie, już nie jesteś uzależniona.
- Słucham?
- No, Zosia dotychczas nie wypaliła ani jednego papierosa w swoim życiu, dlatego ciężko było jej zrozumieć swój…a raczej twój nagły pociąg do papierosów, ale dzięki temu w ciągu tych wielu tygodni udało jej się uwolnić od wpływu nikotyny.
- Ok, więc rozumiem że przestała palić. Ale ja, Wiktoria Szymborska, wciąż jestem uzależniona.
- Nie możesz być skoro nigdy nie paliłaś.
- Przecież powtarzam ci, że nie jestem twoją siostrą: zapomniałaś?
- A ja ci powtarzam, że nie jesteś uzależniona. Twoje ciało nie ma ochoty na nikotynę, bo nigdy jej nie próbowało, a tym bardziej nie zdążyło się uzależnić. Chęć na palenie powstaje tylko w twojej głowie i wynika z siły przyzwyczajenia a nie faktycznego nałogu.
- Mam gdzieś z czego to wynika: chcę papierosa.
- O nie, nie będziesz truła mojej siostry.
- Ale mogę truć siebie!
- Nie wtedy gdy masz jej ciało, przykro mi.
- Ze wszystkich cholernych…- Wiktoria nie dokończyła zdania. Gdyby zastanowiła się nad wszystkim racjonalnie i wsłuchała w siebie rzeczywiście nie zaobserwowałaby u siebie tej nieposkromionej ochoty na papierosa. Ale teraz ten głupi zakaz palenia jawił jej się jako coś co przelało ciało goryczy.
Miała inne ciało.
Musiała udawać przed nieswoją rodziną obcą sobie osobę.
Ktoś inny prowadził jej życie, budował relacje, a nawet za nią pracował.
A ona nie mogła nawet zapalić tego piekielnego papierosa. Niech to szlak! Przez moment nawet opanowało ją nieznane dotąd uczucie paniki na samą myśl o tym, że nawet nie ma pojęcia ile taki stan może potrwać. A co jeśli nigdy już nie odzyska prawdziwej siebie? Może naprawdę powinna komuś o tym powiedzieć? Przecież Piegusek to zrobił i jej siostra nie uznała jej za wariatkę…za to lekarz prowadzący, psycholog i psychiatra tak. Musiała więc pogodzić się z tym, że przez jakiś czas nie będzie sobą.
Godzinę później z lekką niechęcią wpatrywała się w wynajętą przez Marię kawalerkę. Od razu pomyślała, że gdy tylko odzyska dostęp do swoich pieniędzy to znajdzie sobie coś innego, ale teraz wszystko wydawało jej się względnie lepsze od państwowego szpitala. Cruella nie miała pojęcia jak radzą sobie przeciętni ludzie w takich warunkach. Ignorowała przy tym upartą myśl, że przecież kiedyś ona i jej matka nie były bogata i kilkakrotnie musiały skorzystać z publicznych dobrodziejstw. Ale to należało już do dawnego życia.
- Dobra, a więc tutaj masz wszystko: jedzenie, swój stary telefon i laptopa. Kluczyki do auta zostawiam na blacie. A no i gotówka: to powinno ci wystarczyć na jakiś czas.
- A karty kredytowe?
- Nie mogę ci ich dać z prostej przyczyny: po wypadku- z racji faktu że to Zosia musiała przeprowadzać transakcje w banku- twój podpis się zmienił. Wyszłabyś więc na oszustkę próbującą się podszyć pod Wiktorię Szymborską.
- Więc muszę się zadowolić tymi miernymi groszami?
- Te marne grosze to trzy wypłaty Zosi z okresu gdy przebywała w śpiączce, więc nie przesadzaj. Ale jeśli oczywiście zabraknie ci pieniędzy to powiadomię o tym siostrę albo sama to zrobisz: wpisałam jej nr telefonu do twojej komórki. Swój zresztą też, więc w razie czego dzwoń.
- Jak tylko za tobą zatęsknię.- Wiktoria uśmiechnęła się słodko. Maria odpowiedziała tylko jakimś grymasem. Ale gdy przymknęła oczy i złapała się dłonią za brzuch uśmiech zszedł z ust Szymborskiej. Z lekkim niepokojem spytała:- Coś się stało?
- Nie.- Marysia pokręciła głową.- Czasami zdarzają mi się zawroty głowy, to wszystko. W moim stanie to raczej normalne.
- Który to miesiąc?- Wiktoria mówiła raczej obojętnie, ale był to pierwszy przejaw zainteresowania z jej strony czymś innym niż ona sama, więc Marysia i tak była bardzo zdziwiona.
- Połowa piątego.
- Dopiero? Brzuch masz wielki jak balon.
- No cóż, nic na to nie poradzę.
- Teraz już raczej nie.- Parsknęła. A potem jakby zdziwiona swoim rozbawieniem przybrała zwykły sobie wyniosły ton.- Skoro to wszystko, to możesz już iść ja muszę trochę odpocząć.
- Jasne. Tylko pamiętaj: nie rób głupstw. Nie ma większego sensu robienie na złość komuś, kto równie silnie jak ty nie chciał znaleźć się w takiej sytuacji.
- Dobrze, dobrze. A teraz już idź siostro miłosierdzia.
- Na pewno sobie poradzisz?
- W końcu jestem twoją siostrą nie?
- Pamiętaj o telefonie. Mój adres też masz: jeśli coś się stanie…
-…to będziesz ostatnią osobą to której zadzwonię. Jej, tylko żartowałam. Spokojnie. Zadzwonię do ciebie, spokojnie.- Zapewniła, a potem odetchnęła z ulgą gdy w końcu została sama. Przez najbliższe cztery dni uwolniła się od koszmarnej „nierodzinki- rodzinki” (jak w myślach nazywała znajomych Zośki), bo Maria wcisnęła im jakiś kit o rehabilitacyjnym wyjeździe. I od Arka też prawdę mówiąc się uwolniła godząc się na życzenie Zosi. Co więc miała tu robić mając do dyspozycji zaledwie kilka swoich starych książek i internet za rozrywkę? Potrzebowała wielu rzeczy: ubrań dopasowanych do rozmiaru Pieguska, kosmetyków do jasnej i do tego piegowatej cery. No i konieczne było strzyżenie: mimo faktu że dotychczas nie znosiła gdy nawet najmniejszy włosek na głowie znajdował się nie na swoim miejscu, a po kilku dniach z burzą loków na głowie doceniała ich urok, to niewątpliwie trzeba było ociupinę je ujarzmić. Pomyślała też o swojej kondycji: lekarze nic nie mówili o tym by miała jakieś ograniczenia, więc mogła wrócić do biegania i ćwiczeń. Co prawda w ciele Zosi będzie to trudniejsze, ale Wiktoria nie mogła znieść faktu, że jej brzuch nie jest płaski a ramiona umięśnione. Nawet jeśli nie należały do niej. Ciężko westchnęła. Na dodatek tęskniła za Aleksandrem. Początkowo nawet chciała by Maria go jej przywiozła, ale nie znała warunków przyszłego lokum. No i jak się okazało wstrzymała się z tą decyzją całkiem słusznie, bo mała kawalerka nie spełniłaby jego wymogów. Choć przygarnęła go z ulicy już pięć lat temu i od tego czasu troskliwie się nim opiekowała, to jednak wciąż nie pozbył się nieufności w stosunku do obcych miejsc czy ludzi. Nie miała pojęcia co przeżył na wolności i kim byli jego dawni właściciele, ale w trudnych chwilach jej samej służył za pociechę i przynosił ukojenie. Oboje wzajemnie stworzyli dla siebie dom. A teraz musiała zostawić go z obcą kobietą, której nawet sama nie lubiła. Ach, życie naprawdę potrafi być do bani.
- No dobra, to już wiem co będę robiła przez najbliższe dni.- Odezwała się do siebie wolnym krokiem przechadzając się po całym mieszkaniu. Potem uśmiechnęła się szeroko.- Tylko ciekawe co zrobi ten Piegusek widząc nową wersję siebie.

***
Zosia po raz kolejny wysłała wiadomość do Marysi pytając o to co robi i jak się czuje Cruella. I po raz kolejny otrzymała mniej więcej taką samą odpowiedź: ma się całkiem dobrze, nie wariuje, siedzi w domu i studiuje jakieś raporty w banku pod nosem cię krytykując…Mimo to i tak cały czas siedziała jak na szpilkach nie wiedząc czego właściwie oczekuje. Ale po prostu jakoś nie wierzyła w dobrą wolę Szymborskiej. Poza tym był jeszcze Arek, który jak mógł uprzykrzał jej życie w pracy. Oczywiście nie musiał robić niczego wielkiego: wystarczyła tylko sama jego obecność by wyprowadzić ją z równowagi. Tyle, że w piątek i sobotę pojechali razem- łącznie z kilkoma innymi osobami z działu kredytowego- na szkolenie do Wrocławia. Sytuacja raczej nie pomagała do rozmów na osobności, ale mimo to Żyliński i tak zdołał znaleźć kilka krótkich chwil w których nikt ich nie słyszał wylewając na nią pomyje. Widocznie miał nadzieję, że uzyska od niej odpowiedź na pytanie co tak naprawdę łączy ją z Zosią gdy wystarczająco mocno ją zirytuje uzyskując przy tym jej nowy adres i numer telefonu (choć udawała że nie ma pojęcia co dzieje się z Zosią, to jednak on był przekonany- zresztą zgodnie z prawdą- że tak nie jest). Dlatego w sobotni wieczór z ulgą wróciła do własnego mieszkania (od jakiego czasu nazywała tak w myślach dom Cruelli nawet nie zdając sobie z tego sprawy), a gdy nazajutrz w niedzielę Wiktoria po pięciu minutach pretensji praktycznie wyrzuciła ją za drzwi żądając spokoju, z ulga wróciła do siebie. Potem podłamana na duchu upiekła ciasto i zaprosiła Jowitę, Ewę i Emilkę do siebie. Miała nadzieję, że przyjaciółki pomogą jej odciągnąć uwagę od trosk.
Rzeczywiście tak się stało, choć Ewa nie do końca potrafiła traktować ją jako Zosię Niemcewicz. Dopiero od kilku dni znała prawdę i nowy wygląd przyjaciółki wciąż był dla niej szokiem, który czasami nie do końca potrafiła ukryć. Jowita usiłowała nawet z tego żartować, ale Ewa tylko się peszyła. Zosia z kolei udawała, że niczego nie widzi. Po jakimś czasie, gdy trochę ochłonęła, temat zszedł na szkolenie w którym uczestniczyła. Wtedy Zosia nie potrafiła się powstrzymać od tego by nie skrytykować Arka za jego podłe zachowanie. W złości mówiła o tym z pasją i wewnętrznym zacięciem, więc nie zwróciła nawet uwagi na dziwne milczenie przyjaciółek.
- Ale już niedługo.- Zakończyła.- Już niedługo wykopię go na bruk z pracy a także z mieszkania. Po namyśle doszłam do wniosku, że nie zamierzam z Ksawerym szukać czegoś nowego. Przecież łatwiej żeby to on się wyprowadził, prawda? Dobra, widzę że skończyło się ciasto. Zaraz doniosę.- Dodała szybko wstając z sofy i idąc do kuchni. Tyle, że najwyraźniej przyszła nieco za wcześniej, bo w progu zdążyła jeszcze usłyszeć rozmowę przyjaciółek, która nie była przeznaczona dla jej uszu.
- Oszukał ją traktując jak chwilową przygodę mimo tego, iż byli przyjaciółmi od lat. Więc nie dziw się że jest na niego zła.- To był głos Emilii.
- Zła? Przecież ona jest wściekła i złośliwa.- Prychnęła Jowita nie mając pojęcia, że jest słyszana.- Okej, rozumiem że nie chce z nim być, ja też chciałabym zniszczyć faceta który tak podle by ze mną postąpił. Ale prawdopodobnie na zwyzywaniu go przez telefon, głupim dowcipie albo strzeleniu w twarz by się skończyło. A ona bawi się w jakieś makiaweliczne zemsty. Arek jest świetny w tym co robi, nawet jeśli prywatnie zachował się jak kutas. To nie fair, że niszczy mu karierę dla własnego widzimisię. Przecież on miał dostać nawet awans. Nie wspominając o tym, że ona nie ma żadnego dowodu na to że on rzeczywiście z niej kpi: sama widziałyście jak zachowywał się gdy sądził że w szpitalu to ona się obudziła a nie Cruella.
- Ciszej.- Syknęła Ewa najwyraźniej zachowując zdrowy rozsądek.- Ona jest obok.
- No co? Przecież to prawda. Może nawet powinna to usłyszeć prosto w oczy by jakoś dać sobie z tym spokój.- Kontynuowała Jowita.
- Więc świetnie się składa.- Zosia zdecydowała się wyjść z ukrycia. W jej głowie pojawiła się nagle myśl, że przed przemianą spuściłaby głowę tłumiąc smutek udając potem przed koleżankami że niczego nie słyszała. Ale teraz się zmieniła.- Tak więc masz szansę powiedzieć mi co jeszcze myślisz o moim zachowaniu wobec Arka.- Dodała odkładając ciasteczka na stolik do kawy.
- Zosiu ona…
- Nie Ewa. Niech mówi.- Przerwała jej Zosia. Ku swojej satysfakcji na twarzy Jowity pojawiły się lekkie wyrzuty sumienia.- Więc?
- W zasadzie to powiedziałam wszystko co myślę. Wiesz, że zrobiłabym dla ciebie bardzo dużo i jak bardzo cię cenię. – Odpowiedziała Jowita patrząc Zosi prosto w oczy.- Ale mimo to…Arek, on na to nie zasługuje.- Słysząc to Zosia odwróciła się tempo wpatrując się w okno. Na ustach pojawił jej się melancholijny uśmiech gdy wracała do wielu lat wstecz, do chwil poniżenia i bólu. Ale po chwili kilkoma pospiesznymi mrugnięciami odpędziła niechciane łzy z oczu. Potem z powrotem spojrzała na Jowitę.
- A więc uważasz mnie za okrutną, zawistną i małostkową- wyliczała- bo mszczę się na chłopaku, który- jak sama przyznałaś- przyjaźnił się ze mną po czym bez pardonu oszukał. W mężczyźnie, który zdradzał innemu najbardziej osobiste i intymne szczegóły naszej relacji tylko po to by się pośmiać. Który uważał mnie za niegodną siebie w swojej łaskawości myśląc, że robi mi tym wielką przysługę. Tyle, że tak naprawdę okazała się ona niedźwiedzią.
- Zosia…
- Nie, pozwól mi skończyć.- Zosia by podkreślić swoją determinację wskazała na nią palcem.- Powiedziałaś jeszcze, że nie mam żadnego dowodu na swoje przypuszczenia. I tu się mylisz, bo dokładnie słyszałam jego rozmowę z Karolem w tamtą sylwestrową noc.- Choć gardziła sobą za to, że mówiąc to jej głos zadrżał, to nie mogła nic na to poradzić.- Nie zdradzałam ci żadnych szczegółów, bo chyba nikt nie lubi opowiadać o tym jak twój chłopak chwali się koledze, że lepiej jest mieć brzydką dziewczynę, bo jest wdzięczna za to że ktoś chce z nią być i bardziej wyraża tą wdzięczność w łóżku.
- Boże, Zosia ja naprawdę nie chciałam…- Zosia znów jej przerwała, bo w tej chwili nie mogła znieść współczucia. Nie, jeżeli miała powiedzieć wszystko to co chciała.
-…co do drugiego zarzutu: odnośnie tego że mimo wszystko moja zemsta jest- jak to ujęłaś- iście makiaweliczna, to tak: masz rację: nie mnie pierwszą to spotyka i nie mam prawa mścić się na Arku na polu zawodowym. Tyle, że tylko takie mam w tej chwili do dyspozycji. Czasami nawet zastanawiałam się czy ta zamiana ciał nie miała dać mi szansy na to by się zemścić. A może tak tylko sobie wmawiam? Zresztą, nieważne. Chciałam tylko powiedzieć, że nie nienawidzę Arka ani jemu podobnych, choć do tej chwili tak właściwie uważałam, za to co zrobił. W tym Cruella miała rację: będąc naiwną sama się „podstawiam”. Tyle, że w końcu musimy zacząć ich karać.
- Jacy my?
- My, kobiety. Kobiety, które nie są atrakcyjne albo nie wierzą w swoją atrakcyjność, kobiety łatwowierne i ufne, takie które wierzą w miłość i szczerość mężczyzn. Bo może wtedy oni zrozumieją jak to boli. Że to nie tylko głupie zauroczenie które minie, że to nie żadna lekcja która może nauczyć nas życia pokazując jakie może być okrutne, że to nie szansa dla brzydul na to by w końcu poczuły jak to jest w związku, ale podłość którą należy karać. Widzę, że wciąż nie rozumiesz Jowita, prawda? Ale wiesz co, nawet ci się nie dziwię. Jesteś piękna, szczupła, przebojowa i potrafiłaś wytrzymać kilka lat będąc sekretarką Szymborskiej gdzie normalna osoba załamałaby się po trzech czterech miesiącach. Jak możesz zrozumieć jak czuje się kobieta, której pewność siebie jest stale deptana a poziom atrakcyjności jest poniżej zera? Jak to jest być obiektem współczucia i litości, słyszeć śmiech za swoimi plecami i nie mogąc na niego zareagować? Wiesz jak trudno wyjść z takiego dołka? Ale mnie się to udało, choć gdyby nie Marysia to…- Nie dokończyła odruchowo pocierając nadgarstek w miejscu gdzie powinna mieć swoją bransoletkę z rzemyka skrywającą pionową bliznę dopiero po chwili orientując się, że przecież teraz jej ciało ma Wiktoria i jej tam nie będzie.-…Ale potem zjawił się Arek: z tą całą swoją brawurą, oferując przyjaźń by znów bezlitośnie zdeptać. A ja obudziłam się w nieswoim ciele.
- O czym ty mówisz?
- Raczej o kim. Nigdy wam tego nie mówiłam, bo to za bardzo bolało. I napawało mnie wstydem.- Wzięła głęboki wdech.- Nazywał się Bartek, Bartek Krawczyk…-Zaczęła a potem opowiedziała tę wstydliwą historię nie pomijając swojej próby samobójczej. Przyjaciółki słuchały jej w milczeniu rozumiejąc dramat młodej, niewinnej dziewczyny którą tak bezpardonowo zdeptano. I to dwa razy. W końcu, wracając do rzeczywistości Emilka spytała Zosię:
- Więc czemu Arek to robi, Zosiu? Czemu udaje, że cię kocha? Nie mogę uwierzyć, że tak świetnie gra.- Słysząc to pytanie uśmiechnęła się smutno. Po raz kolejny w myślach wróciła do dawnych chwil przywołując wnioski jakie z nich wysnuła.
- Myślę, że ma wobec mnie wyrzuty sumienia. Wiedział, że spadłam z tych schodów idąc do niego; w dodatku już jako Cruella uświadomiłam go że doskonale słyszałam jego rozmowę z Karolem w której się ze mnie naśmiewał. On nie jest zły, jest tylko nieodpowiedzialny jak każdy tego pokroju facet. Może nawet myślał, że naprawdę robi mi przysługę skoro przyznałam że go kocham? Że lepiej być szczęśliwą przez chwilę niż nieszczęśliwą przez całe życie? Poza tym gdy myślał, że jestem Wiktorią wydawał się być przerażony myślą, że jako Zosia mogłam go słyszeć. Sądzę nawet, że żałował tego że wyśmiewał się ze mnie do Karola. Tyle, że…że to niczego nie zmienia. Najbardziej boli mnie jeszcze fakt, że nawet gdy uważa że się obudziłam wciąż mami mnie i kłamie.
- Więc nie dopuszczasz do siebie myśli, że mógłby się w tobie zakochać?

- Nie. A nawet jeśli tak się stało Emilka to…to dla mnie Arek Żyliński już nie istnieje. 

10 komentarzy:

  1. Bardzo dobre jest Twoje opowiadanie jestem pod wrażeniem nie mogę się doczekać kolejnych części. Koniecznie rozwiń wątek życia Wiktorii i jej przejść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno mam to w planie. Tylko zalezy mi rowniez na tym by opowiadanie nie bylo az tak rozwlekłe jak początkowo chciałam.Ale spokojnie, juz niedługo Wiktoria stanie się bohaterką równorzędną dla Zosi.

      Usuń
  2. W ogóle m wrażenie że nikt nie wstawia komentarzy albo u mnie nie pokazuje :-( a czasem fajnie poczytać co ktoś myśli i oczywiście fajnie jest jak sama autorka też się do nich ustosunkuje ale z braku czasu to wiadomo nie zawsze jest możliwe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez zastanawialam sie jakis czas temu czy to opowiadanie po prostu wydaje sie czytelnikom mało ciekawe, nie lubią wątku surrealistycznego czy po prostu chodzi o dlugą przerwę w pisaniu no i wstawianiu kolejnych części. Ale moze mi sie tak po prostu zdaje. Chociaz chcialabym juz skonczyc to opowiadanie :(

      Usuń
  3. Uwielbiam czytać wszystko co napiszesz, choć czasem mąż wyzywa, że ciągle siedze w telefonie to i tak tu zaglądam i patrze czy już coś dodałaś �� Natalia

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety znow mam problem z laptopem. Oddalam go do naprawy ale pewnie odbiore go dopiero za 2-3 dni i wtedy zabiore sie za pisanie.

      Usuń
    2. Ok powodzenia �� Opowiadanie jest rewelacyjne

      Usuń
  5. Twoje opowiadanie jest świetne może po prostu wszyscy teraz z braku czasu nie wstawiają komentarzy. A czasem wystarczyłoby po prostu napisać ŚWIETNE i wystarczyłoby autorce jako sygnał że jej praca ma sens. Ja za każdym razem mogę Ci to pisać bo bardzo ale to bardzo mi się podoba. Jak zresztą wszystko co napisałaś do tej pory. Tak trzymaj

    OdpowiedzUsuń