DWANAŚCIE
TYGODNI PO WYPADKU
-
Tęskniłem za tobą.
-
Ja też.- Odparła Arkowi Wiktoria z satysfakcją patrząc na swoją dłoń; dłoń na
której pocałunek składał mężczyzna którego przed wypadkiem upatrzyła sobie na
kochanka. A który na dodatek teraz uważał, że jest jego byłą gęsią którą musi
ugłaskać.
Nie
mogłoby być lepiej.
Szkoda
tylko, że z każdym kolejnym wypowiedzianym przez niego słowem Szymborska coraz
bardziej zaczynała zastanawiać się nad tym co tak naprawdę łączyło go z Zośką.
Umiała rozpoznać fałsz bardzo szybko, ale on wyglądał na szczerego gdy na nią
patrzył.- oczywiście myśląc że jest kimś innym- ale jednak. Z drugiej strony
Wiktoria jakoś nie mogła uwierzyć, że na dłuższą metę zadowoliłby się tak
przeciętną dziewczyną jak panna Niemcewicz. Tyle, że ten Piegusek (albo raczej
Wielkolud jak ją nazwał przed chwilą Żyliński) był na niego bardzo obrażony.
Aj, serio przez tą ciekawość dostanie migreny a ledwo przestała boleć ją głowa…
-
Nawet nie wiesz jak się czeszę, że żyjesz. Jeszcze kilkanaście godzin temu
myślałem, że ty…- Urwał gdy jego głos zaczął niebezpiecznie drzeć od
powstrzymywanych emocji. Chwilę później mocniej ścisnął jej dłoń tak, że
mimowolnie syknęła. Raczej z zaskoczenia niż prawdziwego bólu, ale on o tym nie
wiedział. Na jego twarzy momentalnie pojawiły się wyrzuty sumienia.- O Boże,
przepraszam. Nie chciałem ci zrobić krzywdy.
-
Nie zrobiłeś.- Mrugnęła odpowiadając mu uśmiechem.- Po prostu po kroplówkach
bolą mnie jeszcze niektóre miejsca, to wszystko.
-
Na pewno?
-
Tak.- Odparła mu. Potem zapadła między nimi cisza. Ona nie mając pojęcia jakie
relacje tak do końca łączyły go z Wielkoludem nie wiedziała też jak ma się
wobec niego zachować (choć chętnie zgodziłaby się na wszelkie poufałości które
choć trochę zadośćuczyniłyby jej w tej kuriozalnej sytuacji). Z kolei on chciał
tyle jej przekazać, że nie wiedział od czego zacząć. Czy powinien opowiedzieć
jej o swoim cierpieniu jakie przeżył przez minione tygodnie gdy ona spala? Albo
dowiedzieć się prawdy o wydarzeniach które poprzedziły wypadek jej i Wiktorii
pytając ją o to wprost? A może wyznać własne błędy i miłość którą do niej czuł?
Lub zainteresować się nią samą: spytać o samopoczucie i to czy cokolwiek
pamięta z tygodni podczas których spała? Czy go słyszała gdy przychodził do niej
codziennie do szpitala przesiadując koło łóżka po kilka godzin dziennie
opowiadając o wszystkim i o niczym? Albo po prostu milczeć by dać jej odpocząć?
Mógłby też to jej dać mówić…W końcu zdecydował się na inne rozwiązanie, które
odpowiadało prawdzie, bo (po tym co zaszło między nimi przed wypadkiem) obiecał
sobie, że nigdy więcej już jej nie okłamie:
-
Przepraszam, mam ci wiele do powiedzenia i chciałbym zadać ci tyle pytań, że
nie wiem od czego zacząć. Przede wszystkim, jesteś na siłach by mnie
wysłuchać?- To ostatnie pytanie zadał tylko po to by zbadać czy w ogóle chce to
zrobić.
-
Rozumiem twoją konsternację. W końcu minęło wiele czasu odkąd spadłam z tych
schodów. Ale tak, chcę cię wysłuchać. Jak mówiłam wcześniej czuję się już
bardzo dobrze.
-
Świetnie.- Mrugnął biorąc głęboki wdech jakby zastanawiał się od czego zacząć.
Zignorował przy tym dość dziwny dobór słów jak na Zosię.- Na początek chciałem
zacząć od tego, że… że cię kocham, Zosiu. I
wiem, że moje uczucia i nasze prywatne problemy nie są teraz
najważniejsze, ale przez ten cały okres gdy byłaś w śpiączce najbardziej nie
mogłem znieść faktu, że ci tego nie powiedziałem. To znaczy: nigdy nie
powiedziałem tego wprost, choć kilka razy sugerowałem że…że wiele dla mnie
znaczysz. Ale jak bardzo wiele zorientowałem się dopiero gdy mogło cię już
zabraknąć.
-
Och Arku to…słodkie.- Drgnął słysząc to. Słodkie? Co oznaczał ten komentarz? I
co miał w ogóle znaczyć ten dziwny ton jej głosu, a raczej sposób w jaki go
modelowała? Dopiero teraz zrozumiał, że mówiła tak od początku jego wizyty. Ale
być może wypadek sprawił, że odwykły od mówienia głos zdaje się być inny. Albo
właśnie z tego samego powodu to jemu się tak wydawało. W końcu nie słyszał jej
prawie trzy miesiące i to naturalne, że mógł zapamiętać go trochę inaczej. Tak
jak wyraz jej twarzy. Był pewien, że nigdy nie unosiła aż tak bardzo podbródka
i nie śmiała się w tak…prowokujący sposób. W ogóle jej cała mimika twarzy
wydawała mu się być jakaś dziwna…Potrząsnął głową czując do siebie obrzydzenie.
Jego ukochana Zosia wreszcie się obudziła a on w myślach doszukiwał się w niej
różnic lub defektów. Chyba naprawdę na nią nie zasługiwał. By dłużej o tym nie
myśleć kontynuował:
-
Wiem, że gdy byliśmy razem zachowywałem się wobec ciebie paskudnie. Teraz zdaję
sobie z tego sprawę jeszcze bardziej. I rozumiem też czemu poszłaś na
sylwestrowe przyjęcie z kimś innym by utrzeć mi nosa.- Gdy to mówił Zosia znów
zmarszczyła brwi w zupełnie nieznany mu wcześniej sposób, ale tym razem to
zignorował:- Ale chcę byś wiedziała, że po części naprawiłem swoje błędy.
Powiedziałem o nas naszym rodzicom i innym osobom. Nie chcę się więcej ukrywać.
-
Doprawdy?- Odparła tylko. A on w końcu zrozumiał, że tymi nieznanymi gestami i
nic nie znaczącymi frazesami Zosia chce wyrazić swoją niechęć do niego i żal
jaki wzbudziły w niej jego zachowania. Po prostu wciąż się na niego gniewała.
-
Tak Wielkoludzie.- Roześmiał się krótko uszczęśliwiony swoim odkryciem, bo
okazało się że jej fasada była tylko ułudą. I przede wszystkim faktem, że
najwyraźniej nie przejmowała się jego rozmową z Karolem albo jej nie słyszała. Po
prostu wciąż była na niego trochę zła za to, że ich związek traktował jako
nieprzyjemny sekret, to wszystko. Wiktoria musiała być więc w błędzie gdy sugerowała
mu coś innego. Albo tylko ona słyszała te słowa, nie Zosia. Tak, z pewnością
tak właśnie musiało być. Pragnęła wzbudzić w nim wyrzuty sumienia i zmusić by
nie odprowadzał ją na policję. A on jak głupi złapał się w jej sieć. Ale koniec
z tym, pomyślał. Ta suka odpowie za to co zrobiła. W odpowiednim czasie wypyta
Zosię o wszystko i jeśli trzeba będzie namówi do oskarżenia Szymborskiej, ale
na pewno nie w tej chwili.- Od teraz zamierzam zachowywać się jak idealny
chłopak nawet na chwilę nie spuszczając z ciebie oczu.
-
Więc mnie pocałuj.- Rzuciła prowokacyjnie. Widziała, że tym stwierdzeniem go
zadziwiła: w końcu ta głupia gęś z pewnością nigdy sama nie wyszłaby z
inicjatywą pocałunku, ale skoro już była w tak fatalnej sytuacji (a raczej
fatalnym ciele) to mogła przynajmniej na niej skorzystać. I to nawet bardzo...W
duchu zamruczała z zadowolenia gdy usta Żylińskiego dotknęły jej ust. No dobra,
tak właściwie nie jej, czego fakt nieco mącił jej zadowolenie. Ale starała się
to zignorować starając się pogłębić nacisk warg partnera jednocześnie zbliżając
ich ciała do siebie. Tyle, że niestety wtedy…
-
To tu się do cholery dzieje?!
No
tak, w końcu głupia gęś wróciła. Cholerny Piegusek. A raczej Wielkolud.
-
Wiktoria?- Odezwał się Arek patrząc z niedowierzaniem na swoją szefową. A
raczej już niedługo byłą szefową- Co ty tu robisz?
-
Raczej ty.- Prychnęła. A potem gniewnie spojrzała na leżącą na łóżku Szymborską.-
Kazałam ci przecież go nie wpuszczać. Jak ominąłeś Jowitę?- To ostatnie pytanie
niechętnie skierowała do Arkadiusza.
-
Nie musiałem nikogo omijać. Poza tym, czy dobrze zrozumiałem? Ty nie pozwalasz
mi przebywać u Zosi? TY?
-
Dobrze zrozumiałeś. A teraz wyjdź. Muszę z nią porozmawiać.
-
O nie. Nie pozwolę ci mieszać jej w głowie. Pewnie nie chcesz by na ciebie
doniosła co?
- Wynoś się stąd.
- Wynoś się stąd.
-
Jeśli ktoś powinien się stąd wynieś to raczej ty. Nie masz prawa tu przebywać!
-
Więc może zapytamy ją o to co?- Odpowiedziała mu wściekle wskazując palcem na
Wiktorię. Tyle, że gdy spojrzała tamtej w oczy zrozumiała co oznacza ten
przekorny błysk w oku. A potem udawany smutek i przerażenie.
-
Nie wiem czego ona ode mnie chce, kochanie. Każ jej wyjść.
-
Ty podła dwulicowa oszustko!- Wybuchła Zosia nagle zapominając o tym gdzie się
znajduje i z kim. Liczyła się tylko opanowująca ją wściekłość na widok wciąż
powracającego w jej głowie pocałunku z Arkiem. Pocałunku samej siebie z nim. A
raczej swojego ciała. To było gorsze niż cokolwiek co ją do tej pory spotkało,
nawet obudzenie się w obcym ciele. Świadomość, że ten oszust i śmieć znów
dotykał jej warg (nawet jeśli teraz czuła to tylko i wyłącznie Wiktoria)
wzbudzała w niej obrzydzenie, bo postanowiła nigdy więcej do tego nie dopuścić.
Dlatego teraz czuła się…zbrukana. I potwornie brudna. Jak więc Cruella mogła
jej to zrobić? Przecież wydała jej jasne polecenia. A ta wredna małpa nie dość,
że je ignorowała to jeszcze zaczęła grać na swój sposób starając się wzbudzić
współczucie Żylińskiego, którego ona nienawidziła.
Teraz
mogła sobie wyrzucać w myślach własną głupotę. Bo w końcu tym było w istocie
zaufanie Szymborskiej. Tak samo jak Żylińskiemu. Pomyślała, że byli siebie
warci. Dwójka egoistów nie wahająca się poświęcić innych w realizacji swoich
własnych planów. I jak dla niej mogliby się razem zejść tylko nie wtedy gdy jej
ciało nie należało do niej.
-
Widzisz? Boję się jej.- Fałszywa Zosia udając strach schowała twarz w dłoniach.
-
Nie zbliżaj się do niej! I wynoś się, bo wezwę lekarza.- Zagroził Arek
podchodząc do szpitalnego łóżka jakby chciał ochronić Zosię całym swoim ciałem.
W innej sytuacji pewnie by się roześmiała na taki pokaz oddania, ale teraz ani
trochę nie było jej do śmiechu.
-
Nic jej nie zrobię do cholery. Chcę tylko porozmawiać.- Zosia z trudem panowała
nad gniewem.
-
Ale ona tego nie chce.- Odpowiedział jej stanowczo Arek.- I nie waż się nigdy
więcej jej znieważać, bo nie ręczę za siebie rozumiesz?- Zosia po raz ostatni
spojrzała na Wiktorię licząc, że w końcu się opamięta, ale sądząc po wyrazie
jej twarzy na to się nie zanosiło.
-
Świetnie.- Mrugnęła do siebie po czym wyszła z pokoju. Wiedziała, że z dwoma
przeciwnikami nie wygra w tej nierównej walce tym bardziej gdy musiała bronić
własnych interesów za pomocą kłamstwa. Zaraz potem napadła na Jowitę:- Jak
mogłaś pozwolić mu tam wejść?
-
Komu?
- Jak to komu Żylińskiemu! Przecież wyraźnie kazałam ci go nie wpuszczać.
- Jak to komu Żylińskiemu! Przecież wyraźnie kazałam ci go nie wpuszczać.
-
Więc Arek jest teraz u niej?
- Tak. I nie chce wyjść. Na dodatek ją całował!
- Tak. I nie chce wyjść. Na dodatek ją całował!
-
O matko, musiał przyjść akurat gdy byłam w łazience. Naprawdę dokładnie
pilnowałam wejścia.
-
Zosiu spokojnie. Krzyk tu nic nie da, ja to załatwię.- Wtrącił się Ksawery.-
Chodźmy.- Zarządził gestem wskazując Zosi by weszła do pokoju razem z nim.
Młoda kobieta niechętnie to zrobiła. I tak była już wystarczająco rozstrojona. Potęgował
to fakt, iż po powtórnym wejściu do sali Wiktorii, ona była w bardzo bliskiej
odległości z Arkiem, a on na dodatek trzymał ją za ręce.
-
Witaj Arku. Co ty tu robisz?- Głos Ksawerego przybrał ton towarzyskiej
pogawędki.
-
Prawdopodobnie to samo co ty.- Odpowiedział mu współlokator gniewnie zaciskając
usta. Ale szybko przestał gdy uświadomił sobie, że przez Iksińskiego przemawia
zazdrość. Tak więc patrzył na to z satysfakcją. Niech wie, że Zosia należy
teraz do niego, pomyślał.
-
Jak tu wszedłeś? Jowita cię wpuściła?
-
Nie, sam wszedłem. Chyba nie muszę się meldować?- Spytał retorycznie a potem dodał:- Ach, zapomniałem że nie
wiadomo dlaczego wszystko powinienem raportować szanownej Wiktorii, prawda?-
Ironizował.
-
A żebyś wiedział.
-
A tak swoją drogą…to czemu nie powiedziałeś mi wczoraj, że Zosia się obudziła?
-
Jakoś tak wyszło.
-
Jakoś tak wyszło?! Kpisz sobie kretynie?! Odchodziłem od zmysłów sądząc, że moja
dziewczyna nie żyje a ty…
Wiktoria
przypatrując się kłótni dwójki mężczyzn walczyła z wewnętrznym rozbawieniem.
Nie była głupia: wiedziała że ci młodzi
samce walczą o ciało kobiety które teraz miała tę przyjemność posiadać. Albo i
nieprzyjemność. Chociaż w tej chwili ta dwójka kogucików ją tylko bawiła. Kto
by pomyślał, że taka brzydula jak Zośka mogła zainteresować sobą tak przystojnych
facetów? Była dobra w łóżku czy odziedziczyła milionowy spadek po babci? Z
trudem panowała nad śmiechem i odpowiednią mimiką twarzy, ale z każdą sekundą
było coraz gorzej. Na dodatek tej Wielkolud bezskutecznie próbował przerwać
dyskusję obu panów w końcu zerkając na nią tak, jakby to ona musiała to
wszystko odkręcać. A jej to nie było w głowie, o nie. Bo nie zamierzała pozwolić
sobą kierować. W swoim czy nie swoim ciele nadal była Wiktorią Szymborską,
kobietą która nie daje sobą pomiatać ani nie dopuszcza by jej rozkazywano. A ta
gęś naprawdę sądzi, iż zmusi ją do wyjazdu nie wiadomo gdzie każąc czekać na
rozwiązanie całej tej sprawy nie wiadomo ile? Przecież nawet ona nie może być
aż tak głupia.
-
Dość do cholery!- Krzyknęła w końcu, bo w pokoju zaczęło robić się za bardzo
głośno jak na jej gust. W końcu co za dużo to nie zdrowo, a ona w
nieskończoność nie zamierzała wysłuchiwać męskich wrzasków choć początkowo
uznała je za zabawne.- Zaczęliście działać mi na nerwy. Możecie kłócić się na
zewnątrz? Rozbolała mnie głowa.
-
No tak. Przepraszam kochanie, że musiałaś być tego świadkiem, ale…- Zaczął
Arek, ale Ksawery szybko mu przerwał.
-
Wychodzimy.
-
Nie zostawię Zosi z…z nią jeśli tego nie chce.- Pogardliwym skinięciem głowy
wskazał na Cruellę.- I to tylko po to by przekonać ją do nieskładania na nią
zeznać na policji.
-
Już omawialiśmy tą kwestię, więc nie bądź śmieszny z tymi absurdalnymi
oskarżeniami.- Zosia mówiąc to prawie warczała. Ale nerwy miała już u granic
wytrzymałości.
-
To, że Zosia nie umie się bronić przed twoim jadem nie znaczy że nie ma kogoś
kto ją od tego uchroni.
-
Wzruszające. Ale jak sama przed chwilą powiedziała, kazała ci wyjść. Więc skoro
aż tak bardzo ją szanujesz i liczysz się z jej zdaniem to wynocha.- Arek już
chciał coś na to odpowiedzieć, ale na szczęście Ksawery stanowczym ruchem
skierował go do wyjścia. Zaraz potem zrobił to samo. Wtedy Zosia usłyszała
śmiech Wiktorii.
-
Jej, lepiej bym nie powiedziała. Jakbym widziała samą siebie. Na pewno jesteś
tą Zosią Niemcewicz a nie kopią mnie? A może przebywanie w moim ciele sprawia,
że przejęłaś mój charakter? Naprawdę ułatwiasz mi zadanie zachowując się w ten
sposób.
-
Zamknij się.
-
Widzisz?- Cruella znów się roześmiała nie zdając sobie sprawy z zabójczych
myśli Zosi skierowanych w jej stronę. – Ty nigdy byś się tak do mnie nie
odezwała.
-
W co ty zamierzasz grać, co? Zamierzasz bawić się moim życiem bo sprawia ci to
chorą satysfakcję? Jak śmiałaś się z nim całować gdy ja wyraźnie kilkakrotnie
kazałam ci go wpuszczać?!
-
Tu cię boli, hm?
-
Przestań się do diaska ze mnie nabijać!
-
Więc ty przestań traktować mnie jako żałosną wersję ciebie. Bo to, że mam teraz
twoje grube cielsko nie oznacza, iż stanę się potulną owieczką którą będziesz
mogła przeganiać jak ci się żywnie podoba.
-
Myślałam, że nasz plan postępowania
brzmi rozsądnie i się na niego zgodziłaś.- Odpowiedziała Zosia już spokojniej
po raz kolejny przełykając w duchu kolejną obelgę Wiktorii.
-
Nasz? To ty karzesz mi wyjechać i zostawić moje życie. Chociaż nie, ty przecież
je zajęłaś nawet nie myśląc o tym, że możesz zrujnować moją karierę dzierżąc
stanowisko do którego pełnienia nie posiadasz żadnych kwalifikacji, wydając
moje pieniądze czy okupując mój dom. Na dodatek swoim wyglądem rzutujesz na
moim wizerunku. Nie widzisz jak wyglądają twoje…to znaczy moje włosy? Już dawno
wymagają podcięcia.
-
Naprawdę chcesz to znowu przerabiać? I robić mi na złość, bo nie podcięłam
twoich cholernych włosów?
-
Nie, chcę byś wiedziała dziecino, że to nie ty trzymasz w dłoni pałeczkę. Tym
bardziej że mój ukochany Arek uświadomił mi, iż to ja trzymam wszystkie asy w
rękawie.- Słysząc to Zosia zamarła. I mówiąc następne zdanie nawet nie
pomyślała o tym, że mogłaby udawać beztroskę tak jakby to wcale ją nie
obchodziło, co było skuteczne w walkach z podstępnymi żmijami do których
należała Szymborska.
-Więc
zamierzasz pozwolić mu traktować się jako dziewczynę.
-
To też. Ale chodziło mi raczej o możliwość pójścia do więzienia. W końcu, to ty mnie popchnęłaś, prawda?
-
To był wypadek: dobrze o tym wiesz. Poza tym, zapomniałaś, że teraz mam twoje
ciało? Chcesz więc wsadzić do pudła samą siebie? Proszę bardzo. Byłoby
śmiesznie, gdybyśmy następnego dnia po ogłoszeniu wyroku odzyskały swoje
pierwotne postacie a ty byłabyś zmuszona spędzić za kratami
kilka lat za nieumyślne spowodowanie śmierci.- Szymborska drgnęła rozumiejąc że
ta mała zrobiła z niej idiotkę. Bo prawdę mówiąc przez chwilę zapomniała o tym
fakcie. Dlatego jej złość osiągnęła apogeum:
-
Zniszczę cię. Obiecuję, że to zrobię. Nawet jeśli nie teraz to później. Zacznę
od wywalenia cię na bruk z Krezus Banku bez żadnego wypowiedzenia.
-
Zostaw na później te swoje obietnice. Bo teraz choć z pewnością żywimy od
siebie mało przyjazne uczucia to jednak jesteśmy zmuszone współpracować. Tylko
bez takich numerów jak dziś z Arkiem.
-
Współpraca nie polega na rządzie jednego z partnerów dyskusji ale na
kompromisie do którego ty najwyraźniej nie jesteś zdolna.
-
Jestem. I okej, przyznaję ten wyjazd który ci zaproponowałam był głupi i
samolubny, bo nie chcę byś…
-…mieszała
w twoim życiu tak jak ty w moim?- Podpowiedziała usłużnie Wiktoria.
-
Tak!- Prawie krzyknęła Zosia.- Bo nie jesteś w
stanie mnie udawać.
-
Ty za to pewnie jesteś lepsza niż oryginał.
-
W byciu zołzą numer jeden nigdy ci nie dorównam.
-
Lepiej być zołzą niż dającą się wykorzystywać laską, która po stracie
„ukochanego” przysięga nienawidzić go do końca życia. Obudź się dziecinko, nie
on pierwszy i nie jedyny widząc twój charakter puści cię w bambuko. Zresztą
sama się podstawiasz. Życie nie jest bajką w której dobro się wynagradza a zło
jest karane: w realu w najlepszym razie uznają cię za naiwniaka którego można
bez skrupułów doić i wykorzystywać, a ten kto kombinuje zostaje milionerem.
-
Dziękuję za darmową wróżbę mojego przyszłego życia miłosnego. I z łaski swojej
proszę żebyś przestała mnie tak nazywać. A teraz może w końcu przejdziemy do
konkretów i ustalania warunków kompromisu, dobrze? Kłótnie w niczym nam nie
pomogą.
***
W
ten oto sposób pół godziny później, obie panie ustaliły najważniejsze warunki
ich porozumienia. Zosia ze swojej strony żądała przede wszystkim udawania przed jej rodzicami (żałowała przy tym, że na
samym początku nie wyznała im prawdy co teraz było niemożliwe do zrobienia),
milszego traktowania swoich znajomych (Cruella wciąż nie znosiła Jowity co
demonstrowała gdy tylko tamta przekroczyła próg jej pokoju) oraz słuchania jej
zaleceń co do pewnych zachowań prawdziwej siebie (tak by Wiktoria mogła ją choć
trochę udawać) oraz dalsze zachowanie tajemnicy (w kwestii ich zamiany ciał). Ponadto
ponowiła swoje zalecenie odnośnie Arka wobec którego miała zdecydowanie uciąć
wszelkie relacje.
-
Okej, zgadzam się z tymi ogólnikami.- Odparła jej po wszystkim Szymborska.- Ale
jeśli chodzi o twojego byłego…
-…to
nie jest mój były.- Sprostowała Zosia. Wiktoria wywróciła wtedy oczami.
-
Okej, a więc Żylińskiego. Z tego co mówiłaś to przecież z nim mieszkasz. Tak
jak z tym drugim facetem.- Tutaj z trudem powstrzymała się przed podroczeniem
się z Pieguskiem pytając jak się mieszka z dwoma przystojnymi facetami i czy ona
spędzała z nimi noce na zmiany, ale chyba traciła werwę bo jakoś nie chciała
dalej się z nią kłócić. Poza tym sprzeczki z nią nie miały większego sensu, bo
poza pierwszą nie wydawała jej się być godnym przeciwnikiem. Za bardzo
pozwalała sobą rządzić emocjami.- Więc jak mam niby go unikać?
-
Ten problem też rozwiążemy. I tak przed wypadkiem miałam się wyprowadzić, więc
teraz to nikogo nie powinno zdziwić.
-
Serio? Gdybym ja mieszkała z dwoma
chętnymi samcami nigdy bym się nie wyprowadziła.- A jednak nie zdołałam się
powstrzymać, pomyślała wybuchając śmiechem na widok wściekłej miny Zosi.
Wcześniej mówiła prawdę: serio gdy Piegusem patrzył na nią w ten sposób czuła się
zupełnie tak jakby patrzyła w lustro: przecież nawet to spojrzenie pełne
połączonej pasji, złości i politowania było zupełnie jej. A raczej dawnej jej. I
to wszystko z powodu miłości.
-
Arek jest kobieciarzem jak zdążyłaś
zauważyć, a co do Ksawerego to jest tylko moim przyjacielem.
-
Doprawdy? Po dzisiejszym pokazie wyglądał raczej na zazdrosnego kochanka.
Kręciłaś z nim jednocześnie sypiając z Arkiem?
-
Moje życie uczuciowe nie powinno cię obchodzić.
-
Przeciwnie, skoro mam teraz udawać ciebie. Nie chciałabym popełnić jakiego faux
pasu. Chociaż muszę przyznać, że choć jakiś czas temu miałam ochotę na Arka, to
jednak ten drugi też nie jest zły. No, może ma wygląd niechlujnego dzieciaka i
jest nudny jak flaki z olejem, ale przekonałam się że w łóżku faceci którzy na
pierwszy rzut oka wydają się być mało namiętni
w życiu codziennym, potrafią być…dobra, tylko żartuję. Ale z początkowym
stwierdzeniem, nie. Muszę wiedzieć co jest grane jeśli mam być tobą.
-
Już wyjaśniłam ci to co powinnaś wiedzieć. A pozostałego chyba domyśliłaś się
sama: Arek zrobił sobie ze mnie chwilową zabawkę.- Dodała Zosia słysząc
brzmiącą w jej głosie gorycz. Ale oszustwo Żylińskiego wciąż ją bolało choćby
nie wiem jak bardzo sama przed sobą udawała że jest inaczej.
-
Czyżby? Dziś wyznał ci miłość.
-
Hm?
- To znaczy mi. Sądząc, że jestem tobą. Zanim wparowałaś tu bez pukania.
- To znaczy mi. Sądząc, że jestem tobą. Zanim wparowałaś tu bez pukania.
-
Bo jest oszustem, który sądzi że dalej będzie mógł mnie wykorzystywać. I po
twoim pocałunku sądzę, że nadal uważa iż jestem tak głupia i niczego się nie
domyślam.
-
Bo ja wiem? Wyglądał szczerze.
-
Bo umie świetnie udawać. Zresztą, nie zamierzam już o nim rozmawiać. Chcę tylko
byś przy następnym spotkaniu przestała udawać głupią gęś, która…z czego się
śmiejesz?
-
Z niczego.- Mrugnęła Wiktoria wciąż krztusząc się ze śmiechu. Ale przecież nie
powie temu Pieguskowi, że tak ją właśnie (między innymi) nazywała w myślach.-
Kontynuuj.
-
No więc chodzi mi o to byś stanowczo urwała z nim kontakt. A wracając do
kwestii mieszkania to pomyślałam, że możemy znaleźć coś dla ciebie.
-
Więc nie będę mieszkać u siebie?
-
Wyglądałoby to raczej dziwnie nie sądzisz?
-
Może, ale…
-
Pewnie miałabyś ochotę zamieszkać z dwoma samcami, ale raczej ci nie ufam w tej
kwestii. Nie wspominając o tym, że niemożliwe byłoby udawanie kogoś kim się nie
jest 24 godziny na dobę.
-
Po prostu lubię przestrzeń. I przestań się tak odcinać: wciąż jakoś trudno
dopasować mi to do wizerunku przemykającej cichaczem ze spuszczoną głową
dziewczyny z banku. Ale w sumie wynajęte mieszkanie brzmi dobrze.- Zosia prawdę
mówiąc myślała o wynajęciu jednego pokoju w mieszkaniu, ale skoro Wiktoria i
tak miała za to zapłacić to nie powinno jej to obchodzić.
-
Świetnie. Z mojej strony tuż wszystko. Szczegóły omówimy później.
-
Okej, więc czas na moją kolej. Po pierwsze, chcę swój laptop i telefon. No i
najpotrzebniejsze rzeczy. Aha, i oczywiście samochód. No i kartę kredytową.-
Pomyślała o swoich ubraniach, które z pewnością nie wejdą na nią gdy ma
zupełnie inną figurę. No ale trudno, kupi sobie inne. Już dłużej nie była w
stanie znosić tej flanelowej koszuli bez gustu a reszta garderoby Pieguska którą
dostarczyła jej Marysia wyglądała tak samo.- Ponadto chcę dokładne sprawozdanie
z tego co działo się w banku podczas mojej nieobecności: w szczególnością z
twojej pracy. No i oczywiście muszę odzyskać swoje stanowisko.
-
Niby jak?
-
Nie mam pojęcia, ale dłużej nie mogę narażać bank na straty. Doceniam, że
bardzo starałaś się dobrze wykonywać swoją pracę, ale pewnie narobiłaś więcej
szkody niż pożytku.
-
Zapewniam cię, że…
-
…spokojnie, nie chcę się kłócić. Tylko stwierdzam fakty. Więc jak?
-
Zgadzam się, postaram ci dostarczyć ci wszystko czego chcesz jak najszybciej.
Co do twojego powrotu do pracy to też jakoś może uda się załatwić tak by nikt
niczego się nie domyślił.
-
Świetnie. A teraz mogę cię o coś spytać? Czemu wyznałaś prawdę swojej siostrze,
przyjaciółkom a nawet temu Ksaweremu, ale nie Arkowi? Zachowanie tajemnicy
wobec chorych konserwatywnych rodziców, którzy i tak nie uwierzyliby w coś tak
niemożliwego jak zamiana ciał rozumiem, ale wobec niego? Czy nie łatwiej byłoby
ci w ten sposób udawać? No bo wiesz, nie chcę podsuwać ci pomysłu, ale wtedy z
pewnością trzymałby się od twojego ciała z daleka.
-
Z pewnością byłoby i pewnie tak będę zmuszona zrobić jeśli wciąż będziesz
chciała robić mi na złość i z nim zadawać. Ale wolałabym tego uniknąć, bo…po
prostu nie chcę by o tym wiedział.
-
Nie sądzisz, że karanie go w ten sposób jest dość okrutne nawet jak na mnie?
Mimo tego co was łączy lub nie łączy wydawał się być bardzo zmartwiony twoim
stanem. I szczerze cieszył się z twojego obudzenia.
-
Może.- Mrugnęła tylko Zosia nie chcąc wdawać się w żadne dyskusje. Bo prawdę mówiąc
do tej pory nie rozpatrywała swojej decyzji w kategoriach winy i kary. Nie
myślała o tym jak musi czuć się Arek, chociaż nawet Marysia wspominała jej
kiedyś o tym, iż on uważa że pośrednio przyczynił się do jej wypadku bo to na
jego polecenie szła do piwnicy po schodach. Wtedy przez chwilę poczuła nawet
satysfakcję, ale teraz zrozumiała jak płytkie i egoistyczne były jej uczucia.
Ale jak mogła postąpić inaczej? Jak mogła wyznać mu prawdę wiedząc, że on
będzie próbował ją odzyskać i mamić? Przecież próbkę tego miała niespełna przed
kilkunastoma minutami. Arek całował Wiktorię uważając, że to ona. A choć
wiedziała jaki jest dwulicowy to jednak…jednak wciąż go kochała nawet jeśli
wszystkim innym powtarzała jak bardzo go nienawidzi. Ale samej siebie i swojego
serca nie potrafiła oszukać. Bo była żałosna. Mogła sobie powtarzać, że on nie
jest szczery, że ją wykorzystywał i wciąż chce to robić a mimo to…Mimo to
wiedziała, że poddałaby mu się oszukując samą siebie chcąc wierzyć w bajkę o
ich wzajemnej miłości. Bo po prostu nie była dość silna by wygrać ze swoim
sercem. I to dlatego ukrywała kim tak naprawdę jest by nie dać mu nawet szansy
na jakąkolwiek próbę perswazji. Poza tym bała się, że wręcz ucieszyłby się z
tej zamiany: w końcu Wiktoria sama wcześniej przyznała, że chciała by łączył
ich romans. Arek mógłby więc pod przykrywką spełnić swoje fantazje o przespaniu
się z Cruellą…Wzdrygnęła się wyobrażając to sobie. Nie, nigdy nie powie Arkowi
kim tak naprawdę jest kobieta w ciele Zosi Niemcewicz. A do czasu gdy z
powrotem się nią stanie będzie już wystarczająco silna by móc mu się
przeciwstawić. I w końcu zapomnieć o swojej głupiej żałosnej miłostce.
A
przynajmniej taką miała nadzieję.
***
Arek
był wściekły czekając pod drzwiami pokoju Zosi wygoniony stamtąd przez Cruellę.
Na dodatek w towarzystwie Ksawerego. Po stokroć żałował dnia w którym ten
kretyn przeprowadził się do jego mieszkania ingerując w życie Zosi. Tylko
dzięki obecności Jowity na korytarzu był w stanie jakoś się opanować.
Przynajmniej aż do czasu gdy w szpitalu nie zjawili się rodzice Zosi a razem z
nimi Marysia. Wtedy Cruella wyszła z jej pokoju nawet nie zaszczycając go
jednym spojrzeniem tylko kiwając głową na Ksawerego. Tamten poszedł za nią
niczym piesek na smyczy co jednocześnie zirytowało go jak i ucieszyło. Nie
wiedział jednak czemu odczuwał pierwszą emocję. W końcu skoro zaczął kręcić z
Cruellą zostawiał Zosię jemu. Tylko, że…no właśnie, wciąż nie rozumiał o co w
tym wszystkim chodzi. Czemu Wiktoria nagle go zwalnia, przyjaźni się z Jowitą,
flirtuje z Ksawerym i zna siostrę Zosi? Wkurzało go to, że nie miał zielonego
pojęcia jak odpowiedzieć na te pytania. Zwłaszcza, że jakieś dwie godziny
później gdy w końcu ponownie mógł wejść do pokoju Zosi tak poinformowała go, że
na jakiś czas musi ograniczyć ich relacje. Wyjaśniła, że musi wszystko sobie
uporządkować w głowie, że wciąż nie doszła do siebie po wypadku, że nie wie czy
wciąż mogą być razem więc potrzebny jej czas do przemyśleń…choć jeszcze kilka
godzin wcześniej namiętnie go całowała prosząc o pocałunek. A on nie mógł
oprzeć się wrażeniu, że winę tej nagłej zmiany stanowiska zawdzięcza właśnie
Wiktorii (co skądinąd było prawdą, bo Szymborska recytowała tylko to co kazała
jej powiedzieć Arkowi prawdziwa Zosia). Ale nijak nie mógł wpłynąć na stanowisko
Zosi. Obiecał więc, że zgodnie z jej wolą po tygodniu znów ją odwiedzi. Choć w
duchu ta decyzja go zabolała, rozumiał Zosię. Wiedział, że nie jest go pewna.
Poza tym Szymborska pewnie powiedziała jej to co usłyszała przed ich wypadkiem
co mogło zniechęcić do niego Zosię. Jak więc mógł z tym walczyć skoro była to
prawda? Chyba nigdy sobie do końca nie wybaczy, że pozwolił Karolowi tak wiele
złego o niej powiedzieć, że był taki głupi, tak niedojrzale egoistyczny nie
rozumiejąc uczucia jakim go obdarzyła. A raczej jego wagi i potęgi. Nie
potrafił tylko zrozumieć co chce osiągnąć Cruella zniechęcając do niego Zosię.
Czemu aż tak bardzo go znienawidziła? Jakoś przestała go przekonywać jej
ewentualna złość za odmowę romansu. Nawet ktoś taki jak ona nie mógł być tak
małostkowy.
***
Kilka
następnych dni było dla Wiktorii jeszcze dziwniejszych niż ten w którym okazało
się iż ma ciało innej osoby. Ze szpitala została wypisana już trzeciego dnia po
wybudzeniu ze śpiączki, co ją ucieszyło
bo nie mogła już nieść tych niekończących się pochodów dalszej czy bliższej
rodziny Zosi. Raczej nie musiała obawiać się zdemaskowania, ale słuchanie o tym
jakim była słodkim berbeciem w wieku trzech lat raczej jej nie obchodziło nawet
jeśli rzeczywiście dotyczyłoby jej samej. A atmosfera w całym klanie
Niemcewiczów przypominała jej czasami te z familijnych amerykańskich filmów
obyczajowych, których tak nie znosiła: przesłodzone ciotki podtykające jej pod
nos słodkości czy hałaśliwi wujowie z ich rubasznymi uwagami czasami
doprowadzali ją do szału swoimi odwiedzinami…Zawsze uważała takie relacje
rodzinne umieszczane w filmach albo książkach za groteskowe i nieprawdziwe. No
cóż, to była kolejna rzecz której nauczyła się po swojej „przemianie”. Jednak
takie przesłodzone relacje były prawdziwe. Wiktoria nie mogła już zliczyć ile
dostała pomarańczy czy bananów oraz ile uścisków i pocałunków na policzkach musiała znieść.
Nie wspominając nawet o drobnych prezentach takich jak kwiaty czy czekoladki.
Nie dziwne, że figura Pieguska pozostawała wiele do życzenia…
Gdy
tylko wyszła ze szpitala (towarzyszyła jej w tym Marysia, bo pozostali
wtajemniczeni w ich maskaradę zapewne byli w pracy a ona z powodu ciąży nie
musiała) poczuła dobrze znaną chęć sięgnięcia po papierosa. Do tej pory w
szpitalu nie miała okazji do kupienia paczki papierosów a tym bardziej
poproszenia kogoś o to z rodziny Pieguska. Dlatego teraz korzystając z faktu,
iż nie jest już w szpitalu poprosiła o
to swoją „siostrę”. Zdziwiła się gdy tamta w odpowiedzi odparła:
-
Spokojnie, już nie jesteś uzależniona.
-
Słucham?
-
No, Zosia dotychczas nie wypaliła ani jednego papierosa w swoim życiu, dlatego
ciężko było jej zrozumieć swój…a raczej twój nagły pociąg do papierosów, ale
dzięki temu w ciągu tych wielu tygodni udało jej się uwolnić od wpływu
nikotyny.
-
Ok, więc rozumiem że przestała palić. Ale ja, Wiktoria Szymborska, wciąż jestem
uzależniona.
-
Nie możesz być skoro nigdy nie paliłaś.
-
Przecież powtarzam ci, że nie jestem twoją siostrą: zapomniałaś?
-
A ja ci powtarzam, że nie jesteś uzależniona. Twoje ciało nie ma ochoty na
nikotynę, bo nigdy jej nie próbowało, a tym bardziej nie zdążyło się uzależnić.
Chęć na palenie powstaje tylko w twojej głowie i wynika z siły przyzwyczajenia
a nie faktycznego nałogu.
-
Mam gdzieś z czego to wynika: chcę papierosa.
-
O nie, nie będziesz truła mojej siostry.
-
Ale mogę truć siebie!
- Nie wtedy gdy masz jej ciało, przykro mi.
- Nie wtedy gdy masz jej ciało, przykro mi.
-
Ze wszystkich cholernych…- Wiktoria nie dokończyła zdania. Gdyby zastanowiła
się nad wszystkim racjonalnie i wsłuchała w siebie rzeczywiście nie zaobserwowałaby
u siebie tej nieposkromionej ochoty na papierosa. Ale teraz ten głupi zakaz
palenia jawił jej się jako coś co przelało ciało goryczy.
Miała
inne ciało.
Musiała
udawać przed nieswoją rodziną obcą sobie osobę.
Ktoś
inny prowadził jej życie, budował relacje, a nawet za nią pracował.
A
ona nie mogła nawet zapalić tego piekielnego papierosa. Niech to szlak! Przez
moment nawet opanowało ją nieznane dotąd uczucie paniki na samą myśl o tym, że
nawet nie ma pojęcia ile taki stan może potrwać. A co jeśli nigdy już nie
odzyska prawdziwej siebie? Może naprawdę powinna komuś o tym powiedzieć?
Przecież Piegusek to zrobił i jej siostra nie uznała jej za wariatkę…za to
lekarz prowadzący, psycholog i psychiatra tak. Musiała więc pogodzić się z tym,
że przez jakiś czas nie będzie sobą.
Godzinę później z lekką niechęcią
wpatrywała się w wynajętą przez Marię kawalerkę. Od razu pomyślała, że gdy
tylko odzyska dostęp do swoich pieniędzy to znajdzie sobie coś innego, ale
teraz wszystko wydawało jej się względnie lepsze od państwowego szpitala.
Cruella nie miała pojęcia jak radzą sobie przeciętni ludzie w takich warunkach.
Ignorowała przy tym upartą myśl, że przecież kiedyś ona i jej matka nie były
bogata i kilkakrotnie musiały skorzystać z publicznych dobrodziejstw. Ale to
należało już do dawnego życia.
- Dobra, a więc tutaj masz wszystko:
jedzenie, swój stary telefon i laptopa. Kluczyki do auta zostawiam na blacie. A
no i gotówka: to powinno ci wystarczyć na jakiś czas.
- A karty kredytowe?
- Nie mogę ci ich dać z prostej
przyczyny: po wypadku- z racji faktu że to Zosia musiała przeprowadzać
transakcje w banku- twój podpis się zmienił. Wyszłabyś więc na oszustkę
próbującą się podszyć pod Wiktorię Szymborską.
- Więc muszę się zadowolić tymi miernymi
groszami?
- Te marne grosze to trzy wypłaty Zosi z
okresu gdy przebywała w śpiączce, więc nie przesadzaj. Ale jeśli oczywiście
zabraknie ci pieniędzy to powiadomię o tym siostrę albo sama to zrobisz:
wpisałam jej nr telefonu do twojej komórki. Swój zresztą też, więc w razie czego
dzwoń.
- Jak tylko za tobą zatęsknię.- Wiktoria
uśmiechnęła się słodko. Maria odpowiedziała tylko jakimś grymasem. Ale gdy
przymknęła oczy i złapała się dłonią za brzuch uśmiech zszedł z ust
Szymborskiej. Z lekkim niepokojem spytała:- Coś się stało?
- Nie.- Marysia pokręciła głową.- Czasami
zdarzają mi się zawroty głowy, to wszystko. W moim stanie to raczej normalne.
- Który to miesiąc?- Wiktoria mówiła
raczej obojętnie, ale był to pierwszy przejaw zainteresowania z jej strony
czymś innym niż ona sama, więc Marysia i tak była bardzo zdziwiona.
- Połowa piątego.
- Dopiero? Brzuch masz wielki jak balon.
- No cóż, nic na to nie poradzę.
- Teraz już raczej nie.- Parsknęła. A
potem jakby zdziwiona swoim rozbawieniem przybrała zwykły sobie wyniosły ton.-
Skoro to wszystko, to możesz już iść ja muszę trochę odpocząć.
- Jasne. Tylko pamiętaj: nie rób
głupstw. Nie ma większego sensu robienie na złość komuś, kto równie silnie jak
ty nie chciał znaleźć się w takiej sytuacji.
- Dobrze, dobrze. A teraz już idź
siostro miłosierdzia.
- Na pewno sobie poradzisz?
- W końcu jestem twoją siostrą nie?
- Pamiętaj o telefonie. Mój adres też
masz: jeśli coś się stanie…
-…to będziesz ostatnią osobą to której
zadzwonię. Jej, tylko żartowałam. Spokojnie. Zadzwonię do ciebie, spokojnie.-
Zapewniła, a potem odetchnęła z ulgą gdy w końcu została sama. Przez najbliższe
cztery dni uwolniła się od koszmarnej „nierodzinki- rodzinki” (jak w myślach
nazywała znajomych Zośki), bo Maria wcisnęła im jakiś kit o rehabilitacyjnym
wyjeździe. I od Arka też prawdę mówiąc się uwolniła godząc się na życzenie
Zosi. Co więc miała tu robić mając do dyspozycji zaledwie kilka swoich starych
książek i internet za rozrywkę? Potrzebowała wielu rzeczy: ubrań dopasowanych
do rozmiaru Pieguska, kosmetyków do jasnej i do tego piegowatej cery. No i konieczne
było strzyżenie: mimo faktu że dotychczas nie znosiła gdy nawet najmniejszy
włosek na głowie znajdował się nie na swoim miejscu, a po kilku dniach z burzą
loków na głowie doceniała ich urok, to niewątpliwie trzeba było ociupinę je
ujarzmić. Pomyślała też o swojej kondycji: lekarze nic nie mówili o tym by
miała jakieś ograniczenia, więc mogła wrócić do biegania i ćwiczeń. Co prawda w
ciele Zosi będzie to trudniejsze, ale Wiktoria nie mogła znieść faktu, że jej
brzuch nie jest płaski a ramiona umięśnione. Nawet jeśli nie należały do niej.
Ciężko westchnęła. Na dodatek tęskniła za Aleksandrem. Początkowo nawet chciała
by Maria go jej przywiozła, ale nie znała warunków przyszłego lokum. No i jak
się okazało wstrzymała się z tą decyzją całkiem słusznie, bo mała kawalerka nie
spełniłaby jego wymogów. Choć przygarnęła go z ulicy już pięć lat temu i od
tego czasu troskliwie się nim opiekowała, to jednak wciąż nie pozbył się
nieufności w stosunku do obcych miejsc czy ludzi. Nie miała pojęcia co przeżył
na wolności i kim byli jego dawni właściciele, ale w trudnych chwilach jej
samej służył za pociechę i przynosił ukojenie. Oboje wzajemnie stworzyli dla
siebie dom. A teraz musiała zostawić go z obcą kobietą, której nawet sama nie
lubiła. Ach, życie naprawdę potrafi być do bani.
- No dobra, to już wiem co będę robiła
przez najbliższe dni.- Odezwała się do siebie wolnym krokiem przechadzając się
po całym mieszkaniu. Potem uśmiechnęła się szeroko.- Tylko ciekawe co zrobi ten
Piegusek widząc nową wersję siebie.
***
Zosia
po raz kolejny wysłała wiadomość do Marysi pytając o to co robi i jak się czuje
Cruella. I po raz kolejny otrzymała mniej więcej taką samą odpowiedź: ma się
całkiem dobrze, nie wariuje, siedzi w domu i studiuje jakieś raporty w banku
pod nosem cię krytykując…Mimo to i tak cały czas siedziała jak na szpilkach nie
wiedząc czego właściwie oczekuje. Ale po prostu jakoś nie wierzyła w dobrą wolę
Szymborskiej. Poza tym był jeszcze Arek, który jak mógł uprzykrzał jej życie w
pracy. Oczywiście nie musiał robić niczego wielkiego: wystarczyła tylko sama
jego obecność by wyprowadzić ją z równowagi. Tyle, że w piątek i sobotę pojechali
razem- łącznie z kilkoma innymi osobami z działu kredytowego- na szkolenie do
Wrocławia. Sytuacja raczej nie pomagała do rozmów na osobności, ale mimo to
Żyliński i tak zdołał znaleźć kilka krótkich chwil w których nikt ich nie
słyszał wylewając na nią pomyje. Widocznie miał nadzieję, że uzyska od niej
odpowiedź na pytanie co tak naprawdę łączy ją z Zosią gdy wystarczająco mocno
ją zirytuje uzyskując przy tym jej nowy adres i numer telefonu (choć udawała że
nie ma pojęcia co dzieje się z Zosią, to jednak on był przekonany- zresztą
zgodnie z prawdą- że tak nie jest). Dlatego w sobotni wieczór z ulgą wróciła do
własnego mieszkania (od jakiego czasu nazywała tak w myślach dom Cruelli nawet
nie zdając sobie z tego sprawy), a gdy nazajutrz w niedzielę Wiktoria po pięciu
minutach pretensji praktycznie wyrzuciła ją za drzwi żądając spokoju, z ulga
wróciła do siebie. Potem podłamana na duchu upiekła ciasto i zaprosiła Jowitę,
Ewę i Emilkę do siebie. Miała nadzieję, że przyjaciółki pomogą jej odciągnąć
uwagę od trosk.
Rzeczywiście
tak się stało, choć Ewa nie do końca potrafiła traktować ją jako Zosię
Niemcewicz. Dopiero od kilku dni znała prawdę i nowy wygląd przyjaciółki wciąż
był dla niej szokiem, który czasami nie do końca potrafiła ukryć. Jowita
usiłowała nawet z tego żartować, ale Ewa tylko się peszyła. Zosia z kolei
udawała, że niczego nie widzi. Po jakimś czasie, gdy trochę ochłonęła, temat
zszedł na szkolenie w którym uczestniczyła. Wtedy Zosia nie potrafiła się
powstrzymać od tego by nie skrytykować Arka za jego podłe zachowanie. W złości
mówiła o tym z pasją i wewnętrznym zacięciem, więc nie zwróciła nawet uwagi na
dziwne milczenie przyjaciółek.
-
Ale już niedługo.- Zakończyła.- Już niedługo wykopię go na bruk z pracy a także
z mieszkania. Po namyśle doszłam do wniosku, że nie zamierzam z Ksawerym szukać
czegoś nowego. Przecież łatwiej żeby to on się wyprowadził, prawda? Dobra,
widzę że skończyło się ciasto. Zaraz doniosę.- Dodała szybko wstając z sofy i
idąc do kuchni. Tyle, że najwyraźniej przyszła nieco za wcześniej, bo w progu
zdążyła jeszcze usłyszeć rozmowę przyjaciółek, która nie była przeznaczona dla
jej uszu.
-
Oszukał ją traktując jak chwilową przygodę mimo tego, iż byli przyjaciółmi od
lat. Więc nie dziw się że jest na niego zła.- To był głos Emilii.
-
Zła? Przecież ona jest wściekła i złośliwa.- Prychnęła Jowita nie mając
pojęcia, że jest słyszana.- Okej, rozumiem że nie chce z nim być, ja też
chciałabym zniszczyć faceta który tak podle by ze mną postąpił. Ale
prawdopodobnie na zwyzywaniu go przez telefon, głupim dowcipie albo strzeleniu
w twarz by się skończyło. A ona bawi się w jakieś makiaweliczne zemsty. Arek
jest świetny w tym co robi, nawet jeśli prywatnie zachował się jak kutas. To
nie fair, że niszczy mu karierę dla własnego widzimisię. Przecież on miał
dostać nawet awans. Nie wspominając o tym, że ona nie ma żadnego dowodu na to
że on rzeczywiście z niej kpi: sama widziałyście jak zachowywał się gdy sądził
że w szpitalu to ona się obudziła a nie Cruella.
-
Ciszej.- Syknęła Ewa najwyraźniej zachowując zdrowy rozsądek.- Ona jest obok.
-
No co? Przecież to prawda. Może nawet powinna to usłyszeć prosto w oczy by
jakoś dać sobie z tym spokój.- Kontynuowała Jowita.
-
Więc świetnie się składa.- Zosia zdecydowała się wyjść z ukrycia. W jej głowie
pojawiła się nagle myśl, że przed przemianą spuściłaby głowę tłumiąc smutek
udając potem przed koleżankami że niczego nie słyszała. Ale teraz się
zmieniła.- Tak więc masz szansę powiedzieć mi co jeszcze myślisz o moim
zachowaniu wobec Arka.- Dodała odkładając ciasteczka na stolik do kawy.
-
Zosiu ona…
-
Nie Ewa. Niech mówi.- Przerwała jej Zosia. Ku swojej satysfakcji na twarzy
Jowity pojawiły się lekkie wyrzuty sumienia.- Więc?
-
W zasadzie to powiedziałam wszystko co myślę. Wiesz, że zrobiłabym dla ciebie
bardzo dużo i jak bardzo cię cenię. – Odpowiedziała Jowita patrząc Zosi prosto
w oczy.- Ale mimo to…Arek, on na to nie zasługuje.- Słysząc to Zosia odwróciła
się tempo wpatrując się w okno. Na ustach pojawił jej się melancholijny uśmiech
gdy wracała do wielu lat wstecz, do chwil poniżenia i bólu. Ale po chwili
kilkoma pospiesznymi mrugnięciami odpędziła niechciane łzy z oczu. Potem z powrotem
spojrzała na Jowitę.
-
A więc uważasz mnie za okrutną, zawistną i małostkową- wyliczała- bo mszczę się
na chłopaku, który- jak sama przyznałaś- przyjaźnił się ze mną po czym bez
pardonu oszukał. W mężczyźnie, który zdradzał innemu najbardziej osobiste i
intymne szczegóły naszej relacji tylko po to by się pośmiać. Który uważał mnie
za niegodną siebie w swojej łaskawości myśląc, że robi mi tym wielką przysługę.
Tyle, że tak naprawdę okazała się ona niedźwiedzią.
-
Zosia…
-
Nie, pozwól mi skończyć.- Zosia by podkreślić swoją determinację wskazała na
nią palcem.- Powiedziałaś jeszcze, że nie mam żadnego dowodu na swoje
przypuszczenia. I tu się mylisz, bo dokładnie słyszałam jego rozmowę z Karolem
w tamtą sylwestrową noc.- Choć gardziła sobą za to, że mówiąc to jej głos
zadrżał, to nie mogła nic na to poradzić.- Nie zdradzałam ci żadnych
szczegółów, bo chyba nikt nie lubi opowiadać o tym jak twój chłopak chwali się
koledze, że lepiej jest mieć brzydką dziewczynę, bo jest wdzięczna za to że
ktoś chce z nią być i bardziej wyraża tą wdzięczność w łóżku.
-
Boże, Zosia ja naprawdę nie chciałam…- Zosia znów jej przerwała, bo w tej
chwili nie mogła znieść współczucia. Nie, jeżeli miała powiedzieć wszystko to
co chciała.
-…co
do drugiego zarzutu: odnośnie tego że mimo wszystko moja zemsta jest- jak to
ujęłaś- iście makiaweliczna, to tak: masz rację: nie mnie pierwszą to spotyka i
nie mam prawa mścić się na Arku na polu zawodowym. Tyle, że tylko takie mam w
tej chwili do dyspozycji. Czasami nawet zastanawiałam się czy ta zamiana ciał
nie miała dać mi szansy na to by się zemścić. A może tak tylko sobie wmawiam?
Zresztą, nieważne. Chciałam tylko powiedzieć, że nie nienawidzę Arka ani jemu
podobnych, choć do tej chwili tak właściwie uważałam, za to co zrobił. W tym
Cruella miała rację: będąc naiwną sama się „podstawiam”. Tyle, że w końcu
musimy zacząć ich karać.
-
Jacy my?
-
My, kobiety. Kobiety, które nie są atrakcyjne albo nie wierzą w swoją
atrakcyjność, kobiety łatwowierne i ufne, takie które wierzą w miłość i
szczerość mężczyzn. Bo może wtedy oni zrozumieją jak to boli. Że to nie tylko
głupie zauroczenie które minie, że to nie żadna lekcja która może nauczyć nas
życia pokazując jakie może być okrutne, że to nie szansa dla brzydul na to by w
końcu poczuły jak to jest w związku, ale podłość którą należy karać. Widzę, że
wciąż nie rozumiesz Jowita, prawda? Ale wiesz co, nawet ci się nie dziwię.
Jesteś piękna, szczupła, przebojowa i potrafiłaś wytrzymać kilka lat będąc
sekretarką Szymborskiej gdzie normalna osoba załamałaby się po trzech czterech
miesiącach. Jak możesz zrozumieć jak czuje się kobieta, której pewność siebie
jest stale deptana a poziom atrakcyjności jest poniżej zera? Jak to jest być
obiektem współczucia i litości, słyszeć śmiech za swoimi plecami i nie mogąc na
niego zareagować? Wiesz jak trudno wyjść z takiego dołka? Ale mnie się to
udało, choć gdyby nie Marysia to…- Nie dokończyła odruchowo pocierając
nadgarstek w miejscu gdzie powinna mieć swoją bransoletkę z rzemyka skrywającą
pionową bliznę dopiero po chwili orientując się, że przecież teraz jej ciało ma
Wiktoria i jej tam nie będzie.-…Ale potem zjawił się Arek: z tą całą swoją
brawurą, oferując przyjaźń by znów bezlitośnie zdeptać. A ja obudziłam się w
nieswoim ciele.
-
O czym ty mówisz?
-
Raczej o kim. Nigdy wam tego nie mówiłam, bo to za bardzo bolało. I napawało
mnie wstydem.- Wzięła głęboki wdech.- Nazywał się Bartek, Bartek Krawczyk…-Zaczęła
a potem opowiedziała tę wstydliwą historię nie pomijając swojej próby
samobójczej. Przyjaciółki słuchały jej w milczeniu rozumiejąc dramat młodej, niewinnej
dziewczyny którą tak bezpardonowo zdeptano. I to dwa razy. W końcu, wracając do
rzeczywistości Emilka spytała Zosię:
-
Więc czemu Arek to robi, Zosiu? Czemu udaje, że cię kocha? Nie mogę uwierzyć,
że tak świetnie gra.- Słysząc to pytanie uśmiechnęła się smutno. Po raz kolejny
w myślach wróciła do dawnych chwil przywołując wnioski jakie z nich wysnuła.
-
Myślę, że ma wobec mnie wyrzuty sumienia. Wiedział, że spadłam z tych schodów
idąc do niego; w dodatku już jako Cruella uświadomiłam go że doskonale
słyszałam jego rozmowę z Karolem w której się ze mnie naśmiewał. On nie jest
zły, jest tylko nieodpowiedzialny jak każdy tego pokroju facet. Może nawet
myślał, że naprawdę robi mi przysługę skoro przyznałam że go kocham? Że lepiej
być szczęśliwą przez chwilę niż nieszczęśliwą przez całe życie? Poza tym gdy
myślał, że jestem Wiktorią wydawał się być przerażony myślą, że jako Zosia
mogłam go słyszeć. Sądzę nawet, że żałował tego że wyśmiewał się ze mnie do
Karola. Tyle, że…że to niczego nie zmienia. Najbardziej boli mnie jeszcze fakt,
że nawet gdy uważa że się obudziłam wciąż mami mnie i kłamie.
-
Więc nie dopuszczasz do siebie myśli, że mógłby się w tobie zakochać?
-
Nie. A nawet jeśli tak się stało Emilka to…to dla mnie Arek Żyliński już nie
istnieje.
Bardzo dobre jest Twoje opowiadanie jestem pod wrażeniem nie mogę się doczekać kolejnych części. Koniecznie rozwiń wątek życia Wiktorii i jej przejść.
OdpowiedzUsuńNa pewno mam to w planie. Tylko zalezy mi rowniez na tym by opowiadanie nie bylo az tak rozwlekłe jak początkowo chciałam.Ale spokojnie, juz niedługo Wiktoria stanie się bohaterką równorzędną dla Zosi.
UsuńW ogóle m wrażenie że nikt nie wstawia komentarzy albo u mnie nie pokazuje :-( a czasem fajnie poczytać co ktoś myśli i oczywiście fajnie jest jak sama autorka też się do nich ustosunkuje ale z braku czasu to wiadomo nie zawsze jest możliwe
OdpowiedzUsuńTez zastanawialam sie jakis czas temu czy to opowiadanie po prostu wydaje sie czytelnikom mało ciekawe, nie lubią wątku surrealistycznego czy po prostu chodzi o dlugą przerwę w pisaniu no i wstawianiu kolejnych części. Ale moze mi sie tak po prostu zdaje. Chociaz chcialabym juz skonczyc to opowiadanie :(
UsuńUwielbiam czytać wszystko co napiszesz, choć czasem mąż wyzywa, że ciągle siedze w telefonie to i tak tu zaglądam i patrze czy już coś dodałaś �� Natalia
OdpowiedzUsuńKiedy kolejna część?
OdpowiedzUsuńNiestety znow mam problem z laptopem. Oddalam go do naprawy ale pewnie odbiore go dopiero za 2-3 dni i wtedy zabiore sie za pisanie.
UsuńOk powodzenia �� Opowiadanie jest rewelacyjne
UsuńTwoje opowiadanie jest świetne może po prostu wszyscy teraz z braku czasu nie wstawiają komentarzy. A czasem wystarczyłoby po prostu napisać ŚWIETNE i wystarczyłoby autorce jako sygnał że jej praca ma sens. Ja za każdym razem mogę Ci to pisać bo bardzo ale to bardzo mi się podoba. Jak zresztą wszystko co napisałaś do tej pory. Tak trzymaj
OdpowiedzUsuńTo jest mega
OdpowiedzUsuń